Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Ukraińcy - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
23 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ukraińcy - ebook

Kolejna część bestsellerowego cyklu „Opowieści niepoprawne politycznie”. Po Żydach, Sowietach, Niemcach i Aliantach przyszedł czas na Ukraińców.

Ludobójstwo na Wołyniu, akcja „Wisła”, krwawa wojna o Lwów. Pogromy polskich dworów na Rusi, Pakt Piłsudski - Petlura, Wielki Głód i Dywizja SS-Galizien. Fatalne błędy II RP i terroryzm OUN. UPA kontra AK.

Piotr Zychowicz w swojej nowej książce opisuje najbardziej kontrowersyjne wydarzenia z tragicznej historii relacji polsko-ukraińskich. Bez upiększania i brązu. Bez hurra-patriotycznej cenzury i politycznej poprawności.

Zychowicz pisze o tragicznym XX wieku - gdy Polaków i Ukraińców poróżnił krwawy konflikt o ziemię - ale cofa się również do czasów powstania Chmielnickiego. Czy fiasko ugody z Kozakami i budowy Rzeczypospolitej Trojga Narodów było największą zaprzepaszczoną szansą w dziejach Polski?

Agresja rosyjska z 2022 roku spowodowała, że Polacy i Ukraińcy nigdy nie byli ze sobą tak blisko. To dobry moment, aby wyjąć historyczne trupy z szafy i w uczciwy sposób rozliczyć się z historią. Prawdziwe pojednanie musi być oparte na prawdzie.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8188-949-0
Rozmiar pliku: 8,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

O Ukra­iń­cach pisze się w Pol­sce tak samo jak o Żydach. Czyli – od ściany do ściany. Albo obsa­dza się ich w roli rezu­nów z czar­nym pod­nie­bie­niem, któ­rzy w każ­dej chwili gotowi są rzu­cić się na Lacha z sie­kierą lub widłami, albo też w roli umę­czo­nych ofiar pol­skiego kolo­nia­li­zmu, feu­da­li­zmu i szo­wi­ni­zmu.

Zwo­len­nicy pierw­szego podej­ścia uwy­pu­klają ludo­bój­stwo popeł­nione przez ukra­iń­skich nacjo­na­li­stów na pol­skiej lud­no­ści cywil­nej Woły­nia i Gali­cji Wschod­niej, nie­chęt­nie wspo­mi­nają zaś o licz­nych sytu­acjach, gdy Polacy i Ukra­ińcy ramię w ramię wal­czyli prze­ciwko Moska­lom. Nie mówiąc już o tych, gdy to Ukra­ińcy byli ofia­rami.

Nasi ukra­ino­file uwa­żają z kolei, że przy­po­mi­na­nie o Woły­niu to nie­po­trzebne „jątrze­nie” i „roz­dra­py­wa­nie ran”. Pamięć o pol­skich ofia­rach ludo­bój­stwa należy ich zda­niem zło­żyć na ołta­rzu poro­zu­mie­nia Pol­ski z Ukra­iną. Zara­zem ci sami ludzie zachę­cają jed­nak, aby Polacy bili się w piersi za repre­syjną poli­tykę II Rze­czy­po­spo­li­tej i zbrod­nie wojenne popeł­niane na ukra­iń­skich cywi­lach przez pol­skie pod­zie­mie.

Według pierw­szych winę za wszyst­kie pol­sko-ukra­iń­skie kon­flikty i wojny pono­szą Ukra­ińcy. Według dru­gich – Polacy.

Która z tych dia­me­tral­nie róż­nych nar­ra­cji jest praw­dziwa? Oczy­wi­ście żadna. Histo­ria nie jest bowiem czarno-biała. Jest szara. I pie­kiel­nie skom­pli­ko­wana. Jak mówi jeden z boha­te­rów tej książki: Nie ma złych i dobrych naro­dów. Są tylko źli i dobrzy ludzie. Potwier­dze­nie tych słów znaj­dziesz, drogi czy­tel­niku, na każ­dej stro­nie _Ukra­iń­ców_.

Nie­stety w pierw­szej poło­wie XX wieku dwa sąsia­du­jące ze sobą narody – Polacy i Ukra­ińcy – zwarły się w nie­zwy­kle zacię­tym bra­to­bój­czym kon­flik­cie. Była to krwawa odsłona wiel­kiego dzie­jo­wego dra­matu, który zmie­nił obli­cze Europy Środ­kowo-Wschod­niej i wyty­czył nowe gra­nice w naszej czę­ści świata. Mowa o naro­dzi­nach nowo­cze­snych naro­dów.

Gdy w latach 1917–1918 upa­dły wie­lo­na­ro­dowe kon­ser­wa­tywne impe­ria Roma­no­wów, Hohen­zol­ler­nów i Habs­bur­gów, wybiła godzina nacjo­na­li­stów. Młode nacje Europy na gru­zach sta­rego świata przy­stą­piły do budowy państw naro­do­wych. Ponie­waż ludzie róż­nych języ­ków i wyznań miesz­kali obok sie­bie na tych samych tery­to­riach, natych­miast wybu­chły nie­zwy­kle zacie­kłe, mor­der­cze kon­flikty.

Jed­nym z nich był kon­flikt mię­dzy Pola­kami a Ukra­iń­cami. Jego przed­mio­tem była zie­mia. Wołyń, Gali­cja Wschod­nia, Biesz­czady i wschod­nia Lubelsz­czy­zna. Zma­ga­nia o te tery­to­ria trwały bli­sko trzy dekady – od 1918 do 1945 roku. Obfi­to­wały w wojny, repre­sje i obo­pólne mordy, któ­rych apo­geum było ludo­bój­stwo na Woły­niu.

Jak każda wojna domowa spór pol­sko-ukra­iń­ski był wyjąt­kowo okrutny. Czło­wiek sta­wał prze­ciw czło­wie­kowi, sąsiad prze­ciw sąsia­dowi, brat prze­ciwko bratu. Było to błędne koło kolej­nych zbrodni, odwe­tów i odwe­tów za odwety. W pew­nym momen­cie już nikt z uczest­ni­ków nie potra­fił sobie przy­po­mnieć, od czego wła­ści­wie to wszystko się zaczęło…

Osta­teczny kres pol­sko-ukra­iń­skim zapa­som poło­żył „ten trzeci”. Józef Sta­lin. W 1945 roku wyty­czył nową gra­nicę i – tota­li­tarną metodą depor­ta­cji – odse­pa­ro­wał od sie­bie Pola­ków i Ukra­iń­ców. Kon­flikt umarł śmier­cią natu­ralną. Spór tery­to­rialny wygasł. Pozo­stały jed­nak zglisz­cza spa­lo­nych wio­sek na Woły­niu i nad Sanem. I nie­na­wiść w ser­cach obu naro­dów.

W ten spo­sób wypeł­niło się ponure pro­roc­two, które w 1882 roku wygło­sił ukra­iń­ski poeta Pan­te­łej­mon Kulisz:

Na zbyt wąskim kawałku ziemi dla wszyst­kich, pomię­dzy dwoma morzami, mie­ści się sie­dli­sko Ukra­iń­ców oraz ich nie­zmien­nych wro­gów od tysiąca lat – Pola­ków, Lachów. A nie­na­wiść, kar­miona stu­le­ciami roz­cza­ro­wań, dopro­wa­dziła ich razem do ponie­wie­ra­ją­cego sza­leń­stwa.

Oni są jak dwa lwy… Utra­pione przez to, co prze­szło i prze­cho­dzi, zde­spe­ro­wane tym, co z pew­no­ścią nadej­dzie, dwa lwy – Ukra­ińcy i Polacy – roz­szar­pują jeden dru­giemu piersi aż do miejsc, gdzie biją ich serca.

Ich oczy, jak­kol­wiek nabie­głe krwią oraz jado­wi­to­ścią, zdolne są, mimo wszystko, zauwa­żyć radość, jaką ich wza­jemne zemsty czy­nią wspól­nym ich wro­gom.

Jed­nak wstręt­nemu temu poje­dyn­kowi poświęcą oni osta­tek swych sił i resztki swo­ich zaso­bów. Są oni niczym gla­dia­to­rzy w rzym­skim Kolo­seum, gdy tak stoją twa­rzą w twarz pośród naro­dów.

Obaj gotowi są uni­ce­stwić dru­giego, ale z tego żaden z ich spad­ko­bier­ców dum­nym nie będzie…

Trudno się z tym nie zgo­dzić. Na kon­flik­cie pol­sko-ukra­iń­skim zawsze korzy­stali Rosja­nie. Tak było już w XVII wieku, gdy Car­stwo Moskiew­skie wmie­szało się w wojnę domową mię­dzy Koroną a Koza­kami, co było jedną z głów­nych przy­czyn zała­ma­nia się potęgi ówcze­snej Rze­czy­po­spo­li­tej, a w kon­se­kwen­cji – jej upadku.

Powtó­rzyło się to w dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym i pod­czas II wojny świa­to­wej. Na jej zakoń­cze­nie po Pola­kach i Ukra­iń­cach – toczą­cych swój zacie­kły spór o tery­to­ria – prze­je­chał wielki sowiecki walec, oba narody równo wgnia­ta­jąc w zie­mię.

Całe szczę­ście histo­ria rela­cji pol­sko-ukra­iń­skich nie jest tylko histo­rią obo­pól­nych krzywd. To także opo­wieść o wie­lo­wie­ko­wym sąsiedz­twie na Rusi. O wza­jem­nym prze­ni­ka­niu się kul­tur. A wresz­cie – o wspól­nej walce prze­ciwko wspól­nemu wro­gowi.

Świet­nym tego przy­kła­dem jest zawarta w 1658 roku ugoda hadziacka, która powo­łała do życia Rzecz­po­spo­litą Trojga Naro­dów. Była to jedna z naj­więk­szych zaprze­pasz­czo­nych szans w histo­rii Pol­ski. Albo rok 1920. Pakt Pił­sud­ski–Petlura i ukra­iń­skie oddziały wal­czące dziel­nie ramię w ramię z Pola­kami prze­ciwko czer­wo­nym koza­kom Budion­nego.

Książka _Ukra­ińcy_ niczego nie pomija i niczego nie prze­mil­cza. Uka­zuje obie strony medalu. Przed­sta­wia histo­rię realną, a nie „poli­tykę histo­ryczną”. A więc histo­rię bez upięk­szeń i brą­zow­nic­twa. Sprawi to zapewne, że nie spodoba się ani ukra­ino­fo­bom, ani ukra­ino­fi­lom.

Zawiera opisy ludo­bój­stwa UPA na nie­win­nej pol­skiej lud­no­ści cywil­nej. Ale rów­nież opisy pol­skich zbrodni odwe­to­wych. Nie zga­dzam się bowiem z mod­nym w Pol­sce poglą­dem, że dobry patriota powi­nien zakła­my­wać wła­sną histo­rię. Obo­wiąz­kiem histo­ryka jest zacho­wa­nie obiek­ty­wi­zmu i bez­stron­no­ści. A empa­tia należy się wszyst­kim nie­win­nym ofia­rom nie­za­leż­nie od ich naro­do­wo­ści.

_Ukra­ińcy_ to szó­sty tom cyklu „Opo­wie­ści nie­po­prawne poli­tycz­nie”. Część arty­ku­łów publi­ko­wa­łem w roz­ma­itych pismach, ale przy­tła­cza­jąca więk­szość to mate­riały napi­sane spe­cjal­nie do tej książki.

Tu ważna uwaga – ludo­bój­stwu na Woły­niu poświę­ci­łem osobną pracę, wydany w 2019 roku _Wołyń zdra­dzony_. Odsy­łam do niego wszyst­kich czy­tel­ni­ków, któ­rzy po prze­czy­ta­niu _Ukra­iń­ców_ będą chcieli dowie­dzieć się wię­cej o tej tra­ge­dii.

To samo doty­czy zbrodni powo­jen­nego pod­zie­mia na ukra­iń­skiej lud­no­ści cywil­nej. Masa­kry w Wierz­cho­wi­nach, Paw­ło­ko­mie i Pisko­ro­wi­cach przed­sta­wi­łem w książce _Skazy na pan­cer­zach_ z 2018 roku. Siłą rze­czy – żeby się nie powta­rzać – w nowej książce już nie wra­cam do tego tematu.

Gdy piszę te słowa, Ukra­ina toczy hero­iczną walkę z rosyj­skim agre­so­rem. Zde­cy­do­wana więk­szość Pola­ków trzyma kciuki za Ukra­iń­ców. Rząd w War­sza­wie dostar­cza im czołgi T-72, rakiety _Pio­run_ i kara­binki _Grot_. Z kolei zwy­kli oby­wa­tele poma­gają ukra­iń­skim uchodź­com i zbie­rają pie­nią­dze na pomoc huma­ni­tarną dla sąsied­niego narodu.

Sto­sunki poli­tyczne mię­dzy oby­dwoma pań­stwami są per­fek­cyjne – łączy nas wspól­nota inte­re­sów i zagro­żeń. To samo doty­czy spo­łe­czeństw. Ukra­ina ni­gdy nie była tak popu­larna w Pol­sce jak obec­nie. I odwrot­nie – Pol­ska ni­gdy nie była tak popu­larna na Ukra­inie. Wygląda na to, że jed­nym ze skut­ków poli­tyki Wła­di­mira Putina będzie pojed­na­nie mię­dzy naszymi naro­dami.

Polacy i Ukra­ińcy coraz lepiej się poznają. W naszym kraju mieszka i pra­cuje około 4 milio­nów Ukra­iń­ców. Ozna­cza to, że co dzie­siąty miesz­ka­niec Pol­ski jest tej naro­do­wo­ści. Czyli Ukra­iń­ców w III Rze­czy­po­spo­li­tej jest nie­wiele mniej niż przed wojną. Znowu żyjemy razem. Ale tym razem bez spo­rów tery­to­rial­nych i kon­flik­tów.

Jedyną rze­czą, która obec­nie dzieli Pola­ków i Ukra­iń­ców, jest histo­ria. Ale tak być wcale nie musi. Nad­szedł naj­lep­szy moment, żeby pod­jąć spo­kojną, mery­to­ryczną dys­ku­sję nad wspólną tra­giczną prze­szło­ścią. Bez nie­na­wi­ści, resen­ty­men­tów i emo­cji, ale rów­nież bez prze­mil­cza­nia wyda­rzeń nie­wy­god­nych dla obu stron. Bez odpusz­cza­nia waż­nych rze­czy, takich jak prawo do eks­hu­ma­cji i god­nego pochówku ofiar Woły­nia.

Cho­dzi o to, aby wycią­gnąć z histo­rii wnio­ski i nie powtó­rzyć błę­dów prze­szło­ści. Począ­tek XXI wieku oka­zał się dla Pola­ków i Ukra­iń­ców cza­sem nadziei na prze­ła­ma­nie fatum prze­szło­ści. Oka­zało się, że dwa lwy, o któ­rych pisał Pan­te­łej­mon Kulisz, wcale nie są ska­zane na wynisz­cza­jący kon­flikt. Sta­nę­li­śmy przed szansą, którą szkoda byłoby zaprze­pa­ścić.

_Piotr Zycho­wicz_

_War­szawa 2022_1

Skąd się wzięli Ukraińcy?

_Roz­mowa z prof._ JARO­SŁA­WEM SYR­NY­KIEM, _histo­ry­kiem z Uni­wer­sy­tetu Wro­cław­skiego, bada­czem dzie­jów mniej­szo­ści naro­do­wych w Pol­sce i Euro­pie Środ­kowo-Wschod­niej_

Kiedy Rusini stali się Ukra­iń­cami?

No cóż, część Rusi­nów do dzi­siaj nie stała się Ukra­iń­cami. (_śmiech_)

A to nie jest to samo?

Według ofi­cjal­nej ukra­iń­skiej wykładni to jest to samo. W dru­giej poło­wie XIX wieku – gdy rodziły się nowo­cze­sne narody – słowo „Rusin” zostało po pro­stu zastą­pione sło­wem „Ukra­iniec”. A „Ruś” stała się „Ukra­iną”. Zgod­nie z tą wykład­nią była to ta sama wspól­nota etniczna.

Po co to zro­biono?

Na prze­ło­mie XVII i XVIII wieku ter­min „Ruś” został zawłasz­czony przez Moskwę. W efek­cie słowa „Ruś” i „Rusin” fone­tycz­nie bar­dzo przy­po­mi­nają słowa „Rosja” i „Rosja­nin”. W uszach obco­kra­jowca to brzmi wła­ści­wie tak samo. Dla­tego dzia­ła­cze ukra­iń­skiego odro­dze­nia naro­do­wego – któ­rzy chcieli wyeman­cy­po­wać się spod wpły­wów rosyj­skich – zde­cy­do­wali się przy­jąć nazwę „Ukra­ina”. Przej­ściowo uży­wano formy „Ukra­ina-Ruś”. Nie wszy­scy jed­nak zaak­cep­to­wali nowe okre­śle­nie.

Komu się to nie podo­bało?

W dużym skró­cie: naprze­ciwko sie­bie sta­nęły dwa obozy: sta­ro­ru­sini i mło­do­ru­sini. Pierwsi odrzu­cili zmiany. Uwa­żali, że Rosja jest spad­ko­bier­czy­nią śre­dnio­wiecz­nej Rusi Kijow­skiej. A co za tym idzie, Rosja i Ruś sta­no­wią jed­ność. Dru­dzy chcieli budo­wać wła­sne pań­stwo naro­dowe. Uwa­żali, że tylko Ukra­ina jest spad­ko­bier­czy­nią Rusi Kijow­skiej. Rywa­li­za­cję o duszę narodu osta­tecz­nie wygrali ci ostatni. Ruś zamie­niła się w Ukra­inę.

To zwy­cię­stwo to chyba sprawa dość świeża. Jesz­cze w 2010 roku wybory na Ukra­inie wygrał Wik­tor Janu­ko­wycz, a pań­stwo było podzie­lone na dwie czę­ści: poma­rań­czo­wych i czer­wo­nych. Zwo­len­ni­ków utrzy­ma­nia związku z Rosją i nacjo­na­li­stów.

Rze­czy­wi­ście ten kon­flikt – choć w nieco innym kostiu­mie – trwał nie­mal do dnia dzi­siej­szego. Obecna wojna na Ukra­inie, którą z zapar­tym tchem obser­wuje cały świat, ma aspekt geo­po­li­tyczny, ale rów­nież kul­tu­rowo-histo­ryczny. Jest nim wła­śnie wspo­mniana walka o spu­ści­znę po śre­dnio­wiecz­nej Rusi Kijow­skiej. O to, kto jest współ­cze­snym dzie­dzi­cem księ­cia Wło­dzi­mie­rza Wiel­kiego: Rosja czy Ukra­ina? Oba ośrodki poli­tyczne – moskiew­ski i kijow­ski – pró­bują legi­ty­mi­zo­wać swoją wła­dzę, odwo­łu­jąc się do tego samego korze­nia.

Kto ma rację?

Pomimo wie­lo­wie­ko­wej hege­mo­nii moskiew­skiej ten spór od kil­ku­set lat był nie­roz­strzy­gnięty i co pewien czas przyj­mo­wał krwawy obrót. Za racjami ukra­iń­skimi stoi geo­gra­fia. Kijów jest prze­cież sto­licą współ­cze­snej Ukra­iny, a nie Rosji. Nale­ża­łoby jed­nak dodać, że drugą sto­licą śre­dnio­wiecz­nej Rusi był Nowo­gród.

Cały ten spór wydaje mi się nieco sur­re­ali­styczny. Na tej zasa­dzie współ­cze­śni Mace­doń­czycy mogą się uwa­żać za spad­ko­bier­ców Alek­san­dra Wiel­kiego.

Otóż to. Ukra­ińcy lubią powta­rzać, że kiedy Ruś Kijow­ska znaj­do­wała się u szczytu potęgi, pod Moskwą hasały niedź­wie­dzie. Ale to nie jest takie pro­ste. Nie można prze­kła­dać realiów XXI wieku na śre­dnio­wie­cze. W tam­tych cza­sach nie było jesz­cze naro­dów rosyj­skiego i ukra­iń­skiego. Ruś Kijow­ska była pań­stwem feu­dal­nym, zwią­za­nym z dyna­stią, a nie z jakąś okre­śloną nacją. Mowa o dyna­stii Rury­ko­wi­czów, która przy­była ze Skan­dy­na­wii. To był zupeł­nie inny świat.

Ruś Kijow­ska prze­stała ist­nieć w XIII wieku, gdy spu­sto­szył ją krwawy najazd Tata­rów i Mon­go­łów.

Tak. Pań­stwo ruskie po tym cio­sie już ni­gdy się nie pod­nio­sło. Ruś Halicką – czyli póź­niej­szą Gali­cję – w XIV wieku Kazi­mierz Wielki włą­czył do Kró­le­stwa Pol­skiego. Reszta Rusi zna­la­zła się pod wła­dzą Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego. A w roku 1569 – po pod­pi­sa­niu Unii Lubel­skiej – stała się czę­ścią Korony Rze­czy­po­spo­li­tej.

Wtedy roz­po­czął się pro­ces, który ukra­iń­scy nacjo­na­li­ści nazy­wają „zdradą elit”.

Bojar­stwo ruskie rze­czy­wi­ście się spo­lo­ni­zo­wało. Ale to był długi pro­ces. To nie było tak, że z dnia na dzień cała szlachta na Rusi zaczęła mówić po pol­sku, porzu­ciła pra­wo­sła­wie i prze­szła na kato­li­cyzm. No i przede wszyst­kim nie nazwał­bym tego „zdradą”. Szlachta ruska została po pro­stu zaab­sor­bo­wana przez naród poli­tyczny Rze­czy­po­spo­li­tej. To wciąż były czasy feu­dalne – ludzie dzie­lili się na grupy spo­łeczne, a nie na narody. Nie można impli­ko­wać zdrady ludziom żyją­cym w XVII wieku, sto­su­jąc wobec nich kry­te­ria XX wieku.

Efekt był jed­nak taki, że kiedy w XIX wieku zaczął się kształ­to­wać naród ukra­iń­ski, oka­zało się, że 93 pro­cent jego poten­cjal­nych człon­ków to chłopi. Szlachta mówiła po pol­sku.

Dla­tego ukra­iń­skie odro­dze­nie naro­dowe było ruchem chłop­skim. Ale to samo doty­czyło innych podob­nych „prze­bu­dzeń” XIX wieku: litew­skiego, bia­ło­ru­skiego, łotew­skiego czy fiń­skiego. Elity na tych tery­to­riach mówiły w innych języ­kach niż – sta­no­wiące przy­tła­cza­jącą więk­szość miesz­kań­ców – chłop­stwo.

Sytu­acja Ukra­iń­ców była jed­nak spe­cy­ficzna: zie­mie, do któ­rych pre­ten­do­wali, były podzie­lone gra­nicą.

To aku­rat była spu­ści­zna zabo­rów Rze­czy­po­spo­li­tej. Gali­cja Wschod­nia zna­la­zła się pod wła­dzą Austrii. Reszta tere­nów zamiesz­ka­nych przez Rusi­nów – pod wła­dzą Impe­rium Rosyj­skiego. Pokry­wało się to z podzia­łem reli­gij­nym. Rusini z Gali­cji byli gre­ko­ka­to­li­kami, a Rusini miesz­ka­jący w pań­stwie carów byli pra­wo­sławni.

Jak zabory wpły­nęły na sto­sunki spo­łeczne na Rusi?

Nie zmie­niło się nic. Rosja i Austria były pań­stwami feu­dal­nymi, które utrzy­mały ist­nie­jące rela­cje. Zmie­nili się monar­cho­wie, ale sto­sunki na linii dwór–wieś pozo­stały takie same. Mówiąca po pol­sku szlachta utrzy­mała domi­nu­jącą pozy­cję. Na straży feu­dal­nego porządku stał zaś apa­rat poli­cyjny państw zabor­czych. Dopiero w poło­wie XIX wieku doszło do znie­sie­nia pańsz­czy­zny. Ale to nie miało nic wspól­nego z zabo­rami – po pro­stu świat się zmie­niał.

W XIX wieku zaczął się zała­my­wać nie tylko stary ład spo­łeczny. Zaczęły się rodzić narody.

Taki był duch epoki. Przy­kład szedł z Zachodu. Ludzie czy­tali lite­ra­turę roman­tyczną. Obser­wo­wali prze­bu­dze­nia naro­dowe Wło­chów i Niem­ców, które dopro­wa­dziły do budowy nie­pod­le­głych Włoch i zjed­no­czyły Niemcy. Prze­sią­kali ide­ami rewo­lu­cji fran­cu­skiej, która kró­le­stwo Ludwika XVI prze­isto­czyła w pań­stwo Fran­cu­zów. Pod wpły­wem tych prą­dów dzia­ła­cze poli­tyczni w Euro­pie Wschod­niej zaczęli wymy­ślać narody na nowo.

Czyli to nacjo­na­li­ści two­rzyli narody? A nie odwrot­nie?

Oczy­wi­ście. To szło z góry w dół, a nie z dołu do góry. Grupy inte­lek­tu­ali­stów wymy­ślały narody, odwo­łu­jąc się do roz­ma­itych tra­dy­cji histo­rycz­nych. Nowo­cze­sny naród pol­ski też powstał w wieku XIX. Współ­cze­śni Polacy z pia­stow­skim księ­stwem Mieszka I mają tyle samo wspól­nego co współ­cze­śni Ukra­ińcy z Rusią Kijow­ską. To, co naro­dziło się w wieku XIX, było czymś zupeł­nie nowym.

Na czym pole­gała róż­nica?

Na tym, że nowo­cze­sne narody objęły wszyst­kie war­stwy spo­łeczne. Bo do tej pory chłopi nie byli naro­dem. Naro­dem była tylko i wyłącz­nie szlachta. Wcze­śniej można było mówić o naro­dach poli­tycz­nych, a teraz na arenę dzie­jów weszły narody rozu­miane jako wspól­noty etniczne.

Oka­zało się jed­nak, że chłopi na Ukra­inie mówią innym języ­kiem niż szlachta.

Jesz­cze w 1863 roku nie sta­no­wiło to pro­blemu. Powstańcy stycz­niowi mieli na sztan­da­rach tar­czę podzie­loną na trzy czę­ści. Były na niej Orzeł, Pogoń i sym­bo­li­zu­jący Ruś archa­nioł Michał. Odwo­ły­wali się do tra­dy­cji ugody hadziac­kiej, idei Rze­czy­po­spo­li­tej Trojga Naro­dów. Zgod­nie z men­tal­no­ścią tam­tych ludzi wyma­rzone pań­stwo miało zostać odbu­do­wane jako twór wie­lo­na­ro­dowy. W dru­giej poło­wie XIX wieku ta kon­cep­cja została jed­nak odrzu­cona. Zgod­nie z nową ideą pań­stwo miało się odro­dzić jako twór naro­dowy. Jako Pol­ska.

Ukra­iń­scy dzia­ła­cze naro­dowi wysu­nęli kon­ku­ren­cyjny pro­jekt.

I w ten spo­sób roz­po­częła się rywa­li­za­cja mię­dzy Pola­kami a Ukra­iń­cami: o tery­to­rium i o zamiesz­ku­jącą je popu­la­cję. Masy chłop­skie były wów­czas obo­jętne naro­dowo i obie strony chciały je prze­cią­gnąć na swoją stronę. Była to swo­ista wojna o dusze. Rywa­li­za­cja w dużej mie­rze toczyła się na grun­cie wyzna­nio­wym. W Gali­cji Wschod­niej roz­po­częła się walka mię­dzy Kościo­łem kato­lic­kim a Kościo­łem greckokato­lic­kim o to, w jakim obrządku będą chrzczone dzieci.

To nie było oczy­wi­ste?

Nie. Bo zawie­rano mnó­stwo mał­żeństw mie­sza­nych. Wyznawcy obu obrząd­ków – w epoce sprzed ist­nie­nia naro­dów – żyli razem. Obie spo­łecz­no­ści się zazę­biały. „Pro­blem” ten roz­wią­zała Con­cor­dia – poro­zu­mie­nie zwierzch­ni­ków Kościoła i Cer­kwi, które zakła­dało, że córki będą chrzczone w obrządku matki, a syno­wie w obrządku ojca. Skutki tego „han­dlu duszami” były opła­kane.

Dla­czego?

Bo obrządki zaczęły być utoż­sa­miane z naro­do­wo­ściami. Gre­ko­ka­to­lic­kość prze­isto­czyła się w ukra­iń­skość, a rzym­sko­ka­to­lic­kość w pol­skość. I nagle gra­nice naro­do­wego frontu zaczęły prze­bie­gać w poprzek domów i rodzin. Oka­zy­wało się, że brat jest Pola­kiem, a sio­stra Ukra­inką. Albo odwrot­nie. Gdy kon­flikt się zaostrzył i nacjo­na­li­ści zaczęli do sie­bie strze­lać, docho­dziło nawet do zabójstw w rodzi­nach.

Ale czy to była tylko kwe­stia reli­gii? Co z języ­kiem?

Ci ludzie mówili tym samym języ­kiem. W książce _Trój­kąt biesz­czadzki_ opi­sa­łem to na przy­kła­dzie powiatu leskiego. Wszy­scy tam­tejsi chłopi posłu­gi­wali się lokal­nym języ­kiem ruskim – dziś powie­dzie­li­by­śmy: ukra­iń­skim. Róż­nił ich tylko obrzą­dek, w któ­rym się modlili. Język, spo­sób życia, oby­czaje – były iden­tyczne. Dopiero nacjo­na­li­styczna agi­ta­cja z prze­łomu XIX i XX wieku zaczęła dzie­lić ich na Pola­ków i Ukra­iń­ców. I tak oto sąsie­dzi nagle oka­zy­wali się człon­kami dwóch grup poróż­nio­nych zacie­kłym kon­flik­tem. Nacjo­na­li­zmy dzie­liły ludzi na „swo­ich” i „obcych”. Dotych­cza­sowy świat zgod­nego współ­ży­cia został wywró­cony do góry nogami.

Czyli kato­licy nagle zaczy­nali mówić po pol­sku?

To doty­czyło obu stron. Elity two­rzyły kano­niczne wer­sje języ­ków. Zarówno pol­skiego, jak i ukra­iń­skiego. Ludzi zmu­szano do mówie­nia ina­czej, niż mówili przez stu­le­cia. Tu ogromną rolę odgry­wały ukra­iń­skie i pol­skie szkoły czy insty­tu­cje oświa­towe, któ­rych głów­nym zada­niem wcale nie było prze­ka­zy­wa­nie wie­dzy. Głów­nym zada­niem szkół było for­ma­to­wa­nie mło­dych ludzi w człon­ków naro­dów.

Potem tę funk­cję zaczęły chyba rów­nież peł­nić tele­wi­zja i radio. Widać to na przy­kła­dzie współ­cze­snej Pol­ski. Prze­cież Kaszubi, Górale, Ślą­zacy czy miesz­kańcy Suwalsz­czy­zny jesz­cze kil­ka­dzie­siąt lat temu mówili zupeł­nie ina­czej. Dopiero z tele­wi­zji zaczęli się uczyć lite­rac­kiej pol­sz­czy­zny. Wróćmy jed­nak do XIX wieku…

W ostat­nich deka­dach ist­nie­nia impe­rium Habs­bur­gów Gali­cja Wschod­nia stała się areną zacie­kłego sporu mię­dzy pol­skimi i ukra­iń­skimi eli­tami. Mię­dzy przed­sta­wi­cie­lami kon­ku­ren­cyj­nych pro­jek­tów poli­tycz­nych. Ukra­ińcy mieli prze­wagę liczebną, ale wła­dza poli­tyczna znaj­do­wała się w rękach Pola­ków. Mowa o nada­nej w dru­giej poło­wie XIX wieku auto­no­mii gali­cyj­skiej.

Na czym to pole­gało?

To był układ mię­dzy pol­ską ary­sto­kra­cją a tro­nem. Polacy zade­kla­ro­wali lojal­ność wobec Fran­ciszka Józefa, a cesarz w zamian pozwo­lił im rzą­dzić kra­jem. Polacy wyko­rzy­sty­wali to do budo­wa­nia swo­jego stanu posia­da­nia. Byli uprzy­wi­le­jo­wani gospo­dar­czo, kul­tu­rowo i poli­tycz­nie. Dla­tego do Lwowa przy­jeż­dżali dzia­ła­cze nie­pod­le­gło­ściowi z zaboru rosyj­skiego i pru­skiego. Tylko tu mogli swo­bod­nie dzia­łać. W ten spo­sób Gali­cja stała się kolebką, inku­ba­to­rem przy­szłej II Rze­czy­po­spo­li­tej.

Jak na to reago­wali Ukra­ińcy?

Oczy­wi­ście byli sfru­stro­wani. To też tłu­ma­czy, dla­czego ukra­iń­ski nacjo­na­lizm był tak rady­kalny spo­łecz­nie. Hasła wyzwo­le­nia naro­do­wego mie­szały się z hasłami rewo­lu­cji. Zmiany sytu­acji na wsi, gdzie w rękach nie­licz­nej pol­skiej szlachty znaj­do­wała się więk­szość ziemi. Warto wspo­mnieć, że Ukra­ińcy w Austrii cie­szyli się znacz­nie więk­szą swo­bodą niż ich rodacy w Rosji. Dla­tego Gali­cja stała się rów­nież cen­trum ukra­iń­skiego ruchu nie­pod­le­gło­ścio­wego. Tery­to­rium to było więc nie­zwy­kle ważne dla obu spo­łecz­no­ści.

Dwa młode nacjo­na­li­zmy ście­rały się na Ukra­inie. Ale dopóki ist­niały Austro-Węgry oraz impe­rium Habs­bur­gów, apa­raty poli­cyjne obu tych państw dbały o to, żeby sytu­acja nie wymknęła się spod kon­troli. Nad­szedł jed­nak rok 1918.

Sto­lik został wywró­cony.

Co się stało?

Stało się to, co zawsze się dzieje w przy­ro­dzie. Coś się skoń­czyło i jed­no­cze­śnie zaczęło coś nowego.

Skoń­czyła się epoka sta­rych, wie­lo­na­ro­do­wych monar­chii. A co się zaczęło?

Epoka mło­dych państw naro­do­wych. Pro­jekt pol­ski i pro­jekt ukra­iń­ski zna­la­zły się na kur­sie koli­zyj­nym, bo pre­ten­do­wały do tego samego tery­to­rium i do tej samej popu­la­cji. Czas ten można okre­ślić krótko: albo–albo. Kon­flikt był nie do unik­nię­cia.

W latach 1917–1918 powstały dwa ukra­iń­skie pań­stwa.

Na tere­nach wcho­dzą­cych wcze­śniej w skład Impe­rium Rosyj­skiego – Ukra­iń­ska Repu­blika Ludowa (URL). Na tere­nach nale­żą­cych uprzed­nio do impe­rium Habs­bur­gów – Zachod­nio­ukra­iń­ska Repu­blika Ludowa (ZURL).

W listo­pa­dzie 1918 roku wybu­chła zacięta wojna mię­dzy Pol­ską a ZURL. Jej stawką były Lwów i Gali­cja Wschod­nia. Z kolei z URL Pol­ska w 1920 roku sprzy­mie­rzyła się prze­ciwko bol­sze­wi­kom.

Jak to wszystko się skoń­czyło?

Po okre­sie śmier­tel­nych zma­gań: wojny, rewo­lu­cji, ruiny gospo­dar­czej – ogień przy­gasł. Polacy poko­nali woj­ska ZURL i wyrzu­cili je za rzekę Zbrucz. W 1921 roku Pol­ska pod­pi­sała z bol­sze­wi­kami trak­tat ryski, w któ­rym podzie­lono zie­mie zamiesz­kane przez Ukra­iń­ców. Gali­cja Wschod­nia i Wołyń zna­la­zły się w gra­ni­cach Pol­ski. A wraz z nimi ponad 4 miliony miesz­ka­ją­cych tam Ukra­iń­ców.

Pierw­sza bitwa dobie­gła końca.

Jedni wró­cili do domów jako trium­fu­jący zwy­cięzcy, a dru­dzy jako upo­ko­rzeni prze­grani. Pierw­szym sta­wiano pomniki i śpie­wano na ich cześć pie­śni. Dru­dzy czuli się upo­ko­rzeni, prze­żu­wali gorycz porażki. Oka­zało się, że poświę­cili swoje życie idei, która się nie ziściła. Oczy­wi­ście nie pogo­dzili się z takim obro­tem spraw. Marzyli o odwe­cie i ponow­nym wywró­ce­niu sto­lika. W tym duchu wycho­wy­wali kolejne poko­le­nia.

Czyli to był dopiero począ­tek walki Pola­ków i Ukra­iń­ców?

Dla wszyst­kich było jasne, że kolejna kon­fron­ta­cja jest tylko kwe­stią czasu. Jak wia­domo – doszło do niej po dwu­dzie­stu latach. Z jesz­cze więk­szym impe­tem, z jesz­cze więk­szym okru­cień­stwem i jesz­cze więk­szą nie­na­wi­ścią.

Dla­czego II Rzecz­po­spo­lita pro­wa­dziła wobec Ukra­iń­ców taką fatalną poli­tykę?

Bądźmy spra­wie­dliwi – woli poro­zu­mie­nia zabra­kło z obu stron. Elity pol­skie nie chciały się posu­nąć i zro­bić tro­chę miej­sca dla elit ukra­iń­skich. Umoż­li­wić im zgodne współ­ist­nie­nie w jed­nym pań­stwie. Wbrew dekla­ra­cjom i hasłom nie było wów­czas pomy­słu na budo­wa­nie Pol­ski oby­wa­tel­skiej, był pomysł na budo­wa­nie Pol­ski naro­do­wej.

Elity ukra­iń­skie też nie były jed­nak gotowe na życie w jed­nej Rze­czy­po­spo­li­tej z eli­tami pol­skimi. Skoro już raz pro­kla­mo­wały we Lwo­wie swoje pań­stwo, stwo­rzyły sprawną armię i wznio­sły nie­bie­sko-żółty sztan­dar – to pozo­stały wierne tej idei. Nie chciały ska­pi­tu­lo­wać, chciały kon­ty­nu­ować walkę o nie­pod­le­głość.

Wszy­scy ci ludzie byli dziećmi swo­jej epoki. Polacy chcieli mieć swoje pań­stwo naro­dowe i Ukra­ińcy chcieli mieć swoje pań­stwo naro­dowe. Nikt nie chciał iść na kom­pro­misy. Jak wia­domo, w cza­sie II wojny świa­to­wej przy­nio­sło to strasz­liwe kon­se­kwen­cje.

Naro­do­wo­de­mo­kra­tyczna nar­ra­cja przed­sta­wia rok 1918 jako postę­powy prze­łom w dzie­jach ludz­ko­ści. Z areny dzie­jów zeszły sta­ro­świec­kie, ste­try­czałe monar­chie i zastą­piły je demo­kra­tyczne pań­stwa naro­dowe. Ale ja myślę, że to nie był pro­gres, lecz regres. Nacjo­na­li­zmy cof­nęły ludz­kość do cza­sów wojen ple­mien­nych, gdy ludzie wyrzy­nali się, bo nale­żeli do róż­nych szcze­pów.

Całe szczę­ście nie wszy­scy temu ule­gali. Nie wszy­scy dali się porwać nacjo­na­li­zmom. Weźmy przy­kład tak zwa­nych Spra­wie­dli­wych Ukra­iń­ców, czyli wło­ścian z Woły­nia, któ­rzy w 1943 roku ukry­wali swo­ich pol­skich sąsia­dów. Rato­wali ich przed śmier­cią. Więzi sąsiedz­kie w takich wypad­kach oka­zy­wały się moc­niej­sze niż nacjo­na­li­styczna ide­olo­gia. Z kolei na dru­gim bie­gu­nie były tra­ge­die, o któ­rych już mówi­li­śmy. Czyli sytu­acje, w któ­rych mąż mor­do­wał żonę, bo była Polką, albo wyrze­kał się dzieci. Nie po to cię wycho­wy­wa­łem, abyś został – tu w zależ­no­ści od wer­sji – Pola­kiem/Ukra­iń­cem! W takich wypad­kach nacjo­na­lizm oka­zy­wał się sil­niej­szy niż więzi rodzinne. Niż miłość.

_Prof._ JARO­SŁAW SYR­NYK _jest histo­ry­kiem z Uni­wer­sy­tetu Wro­cław­skiego. Bada dzieje mniej­szo­ści naro­do­wych w Pol­sce i Euro­pie Środ­kowo-Wschod­niej oraz dzia­łal­ność komu­ni­stycz­nych orga­nów bez­pie­czeń­stwa. Napi­sał m.in._ Prze­moc i chaos. Powiat sanocki i oko­lice w latach 1944–1947, Trój­kąt biesz­czadzki. Tysiąc dni i tysiąc nocy anar­chii w powie­cie leskim 1944–1947 _oraz_ Nad­zór spe­cjalny. Ana­liza histo­ryczno-antro­po­lo­giczna dzia­łań orga­nów bez­pie­czeń­stwa w kwe­stii tzw. nacjo­na­li­zmu ukra­iń­skiego na Pod­kar­pa­ciu w latach 1947–1989.

Źró­dło: „Histo­ria Do Rze­czy” 10/2022
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: