Leonardo… da Vinci - Krzysztof Derda-Guizot - ebook

Leonardo… da Vinci ebook

Krzysztof Derda-Guizot

0,0

Opis

Książka w II poprawionym i rozszerzonym wydaniu, opowiada nieznane i znane losy geniusza wszech czasów, Leonarda z miasta Vinci a jest to opowieść, pełna wewnętrznego ognia jaki z duszy Leonarda płynął szerokim strumieniem, sięgnął swoim geniuszem aż do naszych obecnych współczesnych czasów. Zastanawia nas swoim wyrafinowanym do granic możliwości pięknem swoich obrazów, patrzmy zatem i podziwiajmy jego Geniusz

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 142

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Krzysztof Jan Derda-Guizot

Leonardo da Vinci

Życie i twórczość

© Krzysztof Jan Derda-Guizot, 2021

Książka w III poprawionym i rozszerzonym wydaniu, opowiada nieznane i znane losy geniusza wszech czasów, Leonarda z miasta Vinci a jest to opowieść, pełna wewnętrznego ognia jaki z duszy Leonarda płynął szerokim strumieniem, sięgnął swoim geniuszem aż do naszych obecnych współczesnych czasów. Zastanawia nas swoim wyrafinowanym do granic możliwości pięknem swoich obrazów, patrzmy zatem i podziwiajmy jego niesamowity Geniusz, na wesoło.

ISBN 978-83-8189-215-5

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Le

auteur

Leonardo… da Vinci Vita-życie

Posąg

Leonarda

da Vinci

Część zdjęć Leonarda da Vinci za młodu, jako że nie mamy ani jednego jego prawdziwego wizerunku z okresu młodości pochodzi z serialu Demony da Vinci. Książka powstała też dzięki pewnej pomocy Polskiej Wikipedii.

Dedykuję ją w całości.

Leonardowi da Vinci. autor

Leonardo

da Vinci

Rok 1452

Napisać książkę o genialnym Leonardo da Vinci, nie jest wcale sprawą łatwą, chociaż i nie aż tak trudną jak by się na pozór komuś to wydawało. Jednak dokumenty archiwalne często są bardzo sprzeczne same ze sobą, i zaprzeczają jedne drugim. Leonarda z Vinci otacza zatem pewien nimb tajemniczości jak mglista zasłona, ale chyba potrzeba, i należy w końcu uchylić rąbka tajemnic i wielu tych niedomówień, prawd, albo półprawd. Ja jednak postanowiłem ten trud podjąć właśnie i proszę czytelnika o wyrozumiałość, jeśli w czymś zbłądziłem czasami, to mniej więcej jak sam wielki geniusz Leonardo błądził częściej, niż by się nam wydawało. Bo tak po prawdzie, Leonardo di ser Pierro da Vinci, kim on jest? I kim był za swojego pełnego przygód życia, ten niezrównany Geniusz wszech czasów?

Leonardo

buntownik z wyboru

Do napisania tej książki, po prostu zmusił mnie on sam, jako postać o takich niesamowitych dokonaniach, jakimi były jego własne przemyślenia i dokonania. Jego dalekowzroczne wizjonerstwo, i ten niesamowity talent do którego, nikt z jemu współczesnych ani obecnie żyjących ludzi, nie mógł się nawet przybliżyć na przysłowiowy cal. Nawet największy geniusz dwudziestego wieku Albert Einstein, spoglądał z najwyższym uznaniem i podziwem na gigantyczne dokonania Leonarda. Oto my dziś wspólnie, wejdźmy w jego własne vita, życie. Sam tego chyba chciał? Skoro zgodnie ze swoim zwyczajem zawsze nieco bezpośrednim, i tak zwyczajnie, po prostu a nieco po swojemu bezczelnie nawiedził mnie w moim własnym śnie, i opowiedział mi swoją jak się wkrótce przekonacie, dość pasjonującą historię o sobie samym. Zaproszeni zostaliśmy przez niego samego i jego własnoręcznie napisany testament, jaki nam zostawił poprzez swoje wszystkie dzieła. Leonardo da Vinci urodził się dnia 15 kwietnia 1452 roku, o godzinie 22 minut 30. Był nieślubnym synem Pierra da Vinci notariusza, prawnika i adwokata przy tym, człowieka będącego biegłym księgowym. Urodził się z matki, a przepięknej jak mawiają uczeni chłopskiej córki, wiejskiej dziewczyny imieniem Catherine. Jednak co do nazwiska matki Leonarda uczeni, toczą zacięte spory, które wprawdzie przynoszą więcej chaosu niż samej prawdy o tej pięknej kobiecie. Matka Leonarda miała z całą pewnością na imię Catherine, pierwsze jej nazwisko brzmi. Catherine di Meo Lippi. Ale że wyszła za mąż, jako że ojciec Leonarda był w tym czasie zaręczony już z inną szlachcianką, Catherine przyjęła, nazwisko Buti del Vacca. Leonardo zaś został ochrzczony niemal natychmiast następnego dnia, bowiem 16 kwietnia w kościele Santo Crosso we Vinci. Od tej pory przebywał i wychowywany był tylko przez Katarzynę swoją, nad wyraz piękną matkę, przez niemal pięć lat we wsi Anchiano. Jednak po roku samotności Catherine wychodzi za mąż i, mały jeszcze Leonardo chcąc nie chcąc, mieszka przez następne cztery lata z matką i ojczymem, czyli nowym mężem swej matki.

Notatki

Leonarda

Jednak w piątym roku jego życia ojciec zabiera, mnie małego Leonarda od matki, z powodów nam i jemu samemu bliżej nieznanych. Opowiadał mi o tym sam mistrz. Z tym że jak wspomniał mi w moim własnym śnie, kiedy się w nim pojawił sam swoją osobą i dosłownie jak zwiewny duch Leonardo, szarpiąc mnie za ramię. Powiedział do mnie, nie budź się ale posłuchaj co mam ci do przekazania. Pomyślałem ze strachem we śnie, ki diabeł mnie tu nachodzi jakiś duch czy zjawa? Na co on, spokojnie skrybo to tylko ja, Leonardo da Vinci. Opowiem ci moją historię, powiedział cicho. Po jakiego grzyba? Wiem o tobie wystarczająco dużo. Powiadam mu we śnie. A tobie wypada wkradać się we śnie do mojej jaźni? Pytam geniusza wszystkiego, nieco zdumiony. A co mi tam? Odpowiedział bezczelnie jak zwykle, miał to powiedzenie jak by w zanadrzu na zawołanie. Po chwili, dodał patrząc uporczywie na mnie. Ale nie wiesz o mnie wszystkiego, po czym mówił tak. Jeszcze kiedy mieszkałem w domu mojej mamy. Pewnego dnia moja matka w piękną pogodę wystawiła moją kołyskę kiedy miałem niemal rok, stąd pamiętam dobrze ten fakt. Przed nasz dom w sadzie, przy nim położonym. Nagle na drążku mojej kołyski, tuż przede mną usiadł olbrzymi sokół i wpatrywał się we mnie długo i uporczywie, łącząc się ze mną czymś niepojętym, jak by jakimś pomostem telepatycznym. Moja mama Katarzyna zobaczywszy ten widok, wystraszyła się co oczywiste straszliwie. Tak, że natychmiast rzuciła w ogromnego ptaka, brzozową miotłą którą to, akurat zamiatała obejście naszej wiejskiej chałupy.

Matka

Leonarda prawdopodobnie jako Madonna

Los mojego życia potoczył się dla mnie jako Leonarda nie zbyt szczęśliwie. Moja matka porzuciła nas, albo właściwie mnie, niemal po pięciu latach samotności, bez obiecanego jej ślubu przez mojego ojca Pierra. A to świnia jedna, powiadam mu na to. Nie obrażaj mojego ojca bo zamienię cię w jakąś mysz. Po czym opowiada dalej, bezczelnie jak zwykle u niego. No i później zniknęła na długie lata z mojego życia. Stało się tak, ponieważ o ślubie moich rodziców w tych czasach, nie mogło być w ogóle mowy. Zatem po niemal pięciu latach pobytu w Anchiano z moją matką, mój ojciec zabrał mnie, jako jeszcze małego pięcioletniego Leonarda do swojego rodzinnego domu, położonego tuż nieopodal, w miasteczku Vinci, gdzie opiekowała się mną dalej, moja babka i dziadek, a rodzice mojego ojca, oraz brat mojego ojca Francesco. Stąd pochodzi moje nazwisko Vinci. A, cha powiadam, dobrze że mnie mistrzu poinformowałeś o tym fakcie, bo był bym dalej chyba nieświadomy owego pochodzenia. Dobra, dobra powiada, słuchaj dalej.

Szkic

kobiecych rysów

Rok 1466

No i co było dalej? Pytam go właściwie zainteresowany w tym moim śnie. No i co?! Powiada nieco zagniewany Leonardo, że chyba nie wierzę w mój własny sen. Nieco później w 1466 roku, ojciec zabiera mnie małego jeszcze Leonarda do Florencji, gdzie miał swoją kancelarię adwokacką na ulicy Via dei Gondi. Ojciec wykształcił mnie bardzo dokładnie, ale niestety całkiem nieformalnie, gdyż jako dziecko z nieprawego łoża nie mogłem pójść, do żadnych lepszych szkół prowadzonych, we Florencji. Jednak dzięki mojej niesamowitej inteligencji, opanowałem biegle już za młodu, język łaciński, geometrię i matematykę. Nie chwal się Leonardo, nie kłamiesz mnie? Pytam nieco jak by mu na złość. Puknij się w ten swój pusty łeb, pisarzyno. Lepiej zapamiętaj co mówię i spisz wszystko, w książce o mnie dokładnie. To pytam go tak. Nie jesteś ty, aby nieco zbyt zarozumiały i przy tym bezczelny? Ja nie, powiada Leonardo, stojąc nade mną jak jakiś duch. Ale ty pewnie jako skryba, osiągniesz chwałę i sławę za to że opisałeś mój bardzo trudny i skomplikowany żywot. Strasznie mi się nagle śmiać zachciało, z jego oświadczenia że oto ja skryba osiągnę sławę za opisanie jego żywota, ale przemilczałem te wywody i powiadam mu prosto w oczy. Dziś nie mówi się już na pisarzy skryba, tylko jak nieraz dawniej mawiano, pisarz. Po czym złośliwie go zapytałem A widziałeś Leonardo takie coś? Popatrz jak dziś wygląda twoja Mona liza mamy tu w dwudziestym pierwszym wieku, kilka takich  transpozycji. Zobacz sobie mistrzu, po czym w myśli pokazałem mu jego dzieła przerobione nieco dla żartu. Patrz ponownie powiadam. Bo w pierwszej chwili zaniemówił, a po chwili wlepił wzrok we mnie jak sowa a nie na swoje obrazy. I jak by wrócił z zaświatów. Przyjrzał się naszym współczesnym transpozycją z uśmiechem i powiedział. No no macie gust, panienki cudne jak z moich obrazów. Na to ja, powiedziałem zaskoczony jego reakcją tylko jedno słowo. No.

Mona

Liza po transpozycji

Mona

Lisa w miniówie i z fajeczką

Mona

Lisa w transpozycji

Mona

Lisa z kotem

Mona

Lisa z kawy

Powiadam mistrzowi wszystkiego właściwie w rewanżu, także nieco bezmyślnie ale i za to bardzo krótko. Po za tym wracając do pisarzy mówię o tym mistrzowi tak. Skryba czy pisarz? Jako że specjalnego wrażenia na nim modelki w tych transpozycjach nie odniosły. Wobec tego zbity nieco z pantałyku powiadam. Wolę jak się pisarz mówi do mnie. Co to za różnica, każdy wie co to znaczy skryba, czy tam pisarz, odpowiedział Leonardo, i nagle niespodziewanie usiadł mi na kołdrę. Nie pchaj się za bardzo na mnie, mówię mu. Bo słyszałem, że masz ciągoty do przystojnych pisarzy, za jakiego się ja mam. Spokojnie, raczej wolę piękne dziewki, powiada mistrz. Ja także i to z całą pewnością, odciąłem się mu szybką ripostą. Zobaczymy jak będzie, powiadam mu we śnie. To opowiadaj dalej słucham z uwagą. Dobrze słuchaj uważnie, powiada Leonardo. Nasza wyśniona rozmowa odbywała się oczywiście w języku włoskim. Jako że na szczęście znam i ten język. No to słucham cię mistrzu palety i podniety, powiadam drugi raz. To nie gadaj tyle i nie mów wierszem, tylko słuchaj i s, pamiętaj dokładnie wszystko. Później spiszesz to w swojej książce o mnie. Powiada Leonardo. Przecież i tak zaraz na jaw wyjdzie mój niesamowity talent w każdej, i to absolutnie każdej dziedzinie. Co za zarozumialec pomyślałem. A on machnął na to ręką, widać słyszał nawet moje ukryte myśli. Od lat młodzieńczych zaczyna się moja wielka kariera jako utalentowanego niemal nieziemskimi mocami i wiedzą prawie absolutną, we wszystkich znanych i nieznanych ówczesnej dziedzinach nauce. Oraz we wszystkich znanych ówczesnej nauce kierunkach.

Studium

lotu ptaków

Coś podobnego? Na to powiadam Leonardowi z przekąsem. Do czego podobnego? Pyta z głupia frant Leonardo. Do myszy powiadam mu także złośliwie. A tam bzdury gadasz, odciął się mistrz, słuchaj lepiej. Mój ojciec Pierro, widząc jakiego to niesamowitego syna dała mu przepiękna Catherine, przedstawia mnie jako jeszcze zupełnie małego, chyba jak pamiętam, wówczas dziesięcioletniego Leonarda swojemu znajomemu. Innemu geniuszowi tych czasów malarzowi Andrei Verrocchio. Tu w jego pracowni jako młody geniusz praktykowałem, w jego ekipie malarskiej. Gdy już wyrobiłem sobie markę artysty malarza, wkrótce król francuski Franciszek pierwszy ściągnął mnie do siebie na kilka lat. Moją popularność po dziś dzień, zawdzięczam swoim niesamowitym dziełom malarskim. Stosowałem zawsze, technikę malarską zwaną sfumato. A wiesz ty co to jest sfumato? Pyta się mnie jak jakiś profesor akademii sztuk pięknych. Nie wiem, powiadam. Na cholerę mi potrzebne twoje sfumato, do pisania książek? Powiadam mu co myślę o jego sfumato. Wobec czego na moje oświadczenie, zaśmiał się, na swojej młodej i sympatycznej twarzy. Bo zapomniałem wam powiedzieć, że przyśnił mi się, jak miał chyba jakieś tak na oko, dwadzieścia cztery czy dwadzieścia pięć lat. Przy czym zachwycała wielowymiarowość wszystkich ludzi, moja tytaniczna praca, powiada po chwili.

Leonardo

uskrzydlony marzeniami

Bardzo twórczy był mój okres działalności, jako już uznanego w świecie, Leonarda da Vinci zwanego florenckim. Przyniósł on dzieła takie jak, te popatrz sobie. Po czym pod nos, wsuwa mi po kolei swoje, wszystkie wielkie dzieła. Powoli, powiadam nie tak szybko, bo nie zapamiętam wszystkiego po kolei. Dobra, dobra, nic nie zapomnisz moja w tym głowa. To pytam się go, żeby nie zapomnieć. A powiedz mi mistrzu Leonardo? Dlaczego to przyczepiłeś się akurat, do mnie? A nie na przykład, do pisarza Dona Browna? Wszystko mi jedno, kto opisze moje dzieła, powiada. Ale on jest, angielskojęzyczny, a że ja nie znoszę sztywniaków, a ty rozumiesz po włosku, jako pół polak, i pół francuz. Szachownicą nie jestem, odciąłem się mu zaraz. Może i nie jesteś, ale patrz na to moje dzieło. Bo się jeszcze mi obudzisz i będzie dopiero wesoło albo raczej nieco mniej.

Pokłon trzech króli

Pokłon

trzech

króli

Patrz tu powtórzył, oto mój Pokłon trzech króli. Tak gadasz mi mój mistrzu, jak bym nie widział nigdy twoich dzieł i nie wiedział które jest które. No ale oto on, powiada uparcie. Po włosku mówi się na ten mój szkic Adorazione dei Magi, obraz ten był namalowany w latach 1481 do roku 1482, przez nieznanego włoskiego artystę renesansowego, ale pierwszy szkic opracowałem właśnie ja sam, jako Leonardo da Vinci. Bo widzisz. W marcu 1481 roku, podpisałem umowę z klasztorem Saint Donato a Scopeto na wykonanie obrazu ołtarzowego w ciągu trzydziestu miesięcy. No i co? Pytam przyjmując od niechcenia jego protekcjonalny ton. Leonardo jak zwykle nie dokończył obrazu? Zapytałem mistrza. Popatrzał na mnie dziwnie i zapytał skąd wiem taką rzecz i po czym powiada. Prawdopodobnie uświadomiłem sobie, iż nie jestem w stanie zrealizować wszystkich założonych celów, bądź raczej głosi się pogląd, że zakonnicy nie zaakceptowali, twojego szkicu Leonardo, z powodu widocznej bitwy dwóch wojowników na koniach. Szkic trafił do piwnic zakonu gdzie uległ niestety zniszczeniu. A po piętnastu latach leżenia twojego dzieła w piwnicy klasztoru, zakonnicy zlecili jego ponowne wykonanie jakiemuś nieznanemu malarzowi. Na początku tamten artysta narysował delikatnymi liniami na jasno zagruntowanej drewnianej tablicy postacie. Na niektóre części obrazu nałożył jasny pod malunek, by wypracować plastycznie formy poprzez zastosowanie gry światła i cienia. Następnie cienkimi, przezroczystymi warstwami naniósł farbę. Technika ta polegała na posługiwaniu się jasnymi i ciemnymi tonacjami. To u ciebie Leonardo normalne, brałeś zlecenia ale ich nigdy nie wykonałeś do końca. I co z tego, obruszył się nagle zarozumiały mistrz. Popatrz jak pięknie rozplanowałem ten świetny obraz. W centrum jest usytuowana Madonna, trzymająca na kolanach Dzieciątko Jezus. Maryja stanowi ostoję spokoju wśród impulsywnie poruszających się postaci na kompozycji. Do Dzieciątka zbliżają się także Trzej Królowie, aby oddać mu należny hołd. W ukazanych gestach widać bogactwo ludzkich reakcji, ukazanych z głębią psychologiczną. Niektóre elementy dzieła jak gesty, czy typy głów, pojawiły się w moich późniejszych malowidłach. Jako przykład można podać żołnierzy na koniach w tle, występujących też w Bitwie pod Anghiari. Jako artysta pierwszy raz ustawiłem postacie w formie piramidy, co wywarło potem wielki wpływ na malarstwo renesansowe. No i zrozum, powiada mi z żalem w oczach, wybrałem dla swego dzieła zbyt duży format, no i wymagający wielkich umiejętności. A tych nie miał nigdy nikt takich jak ja sam. Samochwała jesteś a nie żaden geniusz, powiedziałem mu w odwecie, na co spojrzał na mnie z wyrzutem i powiedział. Uważaj sobie jestem także wizjonerem. Raczej byłeś wizjonerem, odpowiedziałem mistrzowi. No tak byłem, potwierdził zapomniałem że przecież chyba nie żyję. To nie jesteś tego zupełnie pewny, pytam Leonarda ze zdziwieniem? Nie wiem sam, od pewnego czasu unoszę się w przestworzach niebieskich, jak jakiś duch potępiony. Powiedział z lekkim smutkiem Leonardo. To pewnie albo raczej na pewno jesteś już dawno w zaświatach, co my z kolei wiemy z historii o Tobie Leonardo, powiadam do mistrza.

Rok 1472

Zwiastowanie

To jest właściwie dla mnie bez znaczenia gdzie jestem, powiedział Leonardo. Teraz popatrz jak pięknie ująłem Zwiastowanie Maryi Pannie. To jest mój obraz namalowany w latach 1472 do roku 1475, przeze mnie. Jest to mój chyba pierwszy obraz jako uznanego w świecie artysty. Namalowany czy nasmarowany? Pytam zarozumiałego nieco mistrza. Ale w sumie powiem Ci Leonardo że Zwiastowanie jest przepiękne. Naprawdę? Pyta nagle Leonardo. No pewnie jest przecudnie skomponowany, powiedziałem mistrzowi, zgodnie z moim własnym odczuciem. Na co mistrz uśmiechnął się do mnie i powiada. Dziękuję ci za uznanie.

Zwiastowanie

Marii Pannie

Jednak jak by się chciał usprawiedliwić powiada. Wyobraź sobie że przed przystąpieniem do prac nad tym dziełem, bardzo starannie ćwiczyłem formę, w jakiej ma ono zostać wykonane. Wykonałem między innymi studium szaty siedzącej postaci. Odtworzenie szat w owym czasie było niezwykle istotne. Giorgio Vasari wspomina w swojej biografii mnie jako Leonarda, iż prowadziłem studia szat postaci, nakładając na gliniane figury sukna, które były nasączone surową gliną. Z tamtego okresu zachował się mi, także jeden z rysunków przedstawiający rękaw anioła. Wydarzenia na obrazie wydają się rozgrywać tuż obok. Obecność przedmiotów codziennego użytku i sposób konstruowania architektoniki pogłębiają to wrażenie. No fakt, talent masz mistrzu pędzla, powiadam mu, aby go nieco jak by wesprzeć, w jego własnym talencie. Chociaż pomyślałem sobie, niepotrzebnie bo i tak świat ma Leonarda za geniusza, nawet biorąc pod uwagę jego dziwaczną zarozumiałość.

Szkice

tkaniny

Po czym ponownie usłyszałem głos mistrza, jak by mi wykładał dalej na zajęciach w akademii sztuk pięknych. Mówił tak o Zwiastowaniu. Spotkanie Maryi i Gabriela Archanioła, zostało opowiedziane za pomocą mojego języka niewerbalnego. Ciekawie nawet się wyrażasz mistrzu, przerwałem mu nagle. Na co on popatrzał na mnie, i powiedział. Nie przerywaj mi bo się pogubię z tym co chcę ci przekazać skrybo. Popatrz lepiej na ten szkic, oto mój anioł jest w pozycji klęczącej, i unosi rękę w geście pozdrowienia i przekazuje Marii pannie, boskie posłanie. Biała lilia w lewej ręce mojego anioła stanowi symbol Niepokalanego Poczęcia Maryi. Natomiast Maryja, unosząc rękę, wyraża powitanie i radość z tego spotkania. Scenerią wydarzeń jest ogród otoczony murem. Maryja jest przedstawiona w pozycji siedzącej przed domem, którego styl architektoniczny odnosi się do epoki renesansu. Jakiego renesansu? Zapytałem złośliwie. Przecież w czasach Marii Panny nie było na świecie żadnego renesansu. No i co że nie było? A u mnie jest, i co ci do tego? Pyta mnie nagle mistrz. Nic, jak sobie tam chcesz może być i renesans, konwenans, kredens, czy rezonans, wszystko mi jedno powiedziałem z nadzieją że mu się odciąłem.

Studium

ruchu

Ale ty jesteś złośliwy powiedział ze smutkiem mistrz. Ja złośliwy? Pytam tym razem. Po czym mówię mu. Z kim przestajesz takim się stajesz.Na co Leonardo westchnął i powiedział z przekąsem Hm, hm. Patrz i zapisuj w myślach lepiej dalej, co mówię powiedział Leonardo. To ja mistrzowi jako ripostę powiadam. Nie tak bardzo jest to doskonałe jak sobie myślisz mistrzu. A to dlaczego? Pyta z wyrzutem w oczach mistrz. Bo, powiadam mu na to. W prawej części obrazu pojawiają się pewne braki i jakieś paskudne niedoskonałości. Znawca sztuki też mi się znalazł, powiedział mistrz. Jak nie ma? Jak są, popatrz mistrzu powiadam. Oto prawe ramię Maryi jest o wiele za długie, a jego usytuowanie przestrzenne w stosunku do pulpitu jest zupełnie nieprzejrzyste. Te cechy pozwalają przypuszczać, iż jest to jedna z najwcześniejszych, twoich prac jako malarza. Ogród, w którym ma miejsce zdarzenie, jest prastarym symbolem dziewictwa Maryi. Przed Matką Boską stoi pulpit z książką, który stanowi symbol jej mądrości. Zaś lilia na obrazie symbolizuje dziewictwo Maryi. No i co z tego marudzisz, za to obraz jest piękny powiedział na swoją obronę Leonardo. No jest to prawda obraz jest piękny, mistrzu mój. Powiedziałem pojednawczo.

Wizjoner

Szkic

kobiecy Leonarda

Nie krytykuj mnie za bardzo, bo nie lubię żadnej krytyki powiedział mistrz z błyskiem w oczach. Dobrze dobrze tak, tylko się przekomarzałem z Tobą mistrzu. Masz szczęście bo mógł bym Cię wyzwać na pojedynek. Powiedział Leonardo. We śnie na pojedynek? Jakaś bzdura, powiedziałem mając jednocześnie nadzieję iż on żartuje bo słyszałem że był całkiem niezły w szermierce. Może bzdura a może i nie, powiedział mistrz. Patrz dalej powiada. Ale przede wszystkim, zawsze obserwowałem otaczającą mnie rzeczywistość. Stąd brały się moje wszystkie innowacje i nowe pomysły. Byłem kreatorem nowych idei, które doczekały się materializacji dopiero, teraz niedawno bo aż w XX wieku. Tak właśnie Leonardo da Vinci określił mi odpowiedź na pytanie, kim właściwie jest człowiek w szczególności a renesansu w szczególe. Byłem bowiem osobą dążącą do swej nieskrępowanej pełni, zaś jedyną moją tajemnicą była w zasadzie nieograniczona niczym twórczość. Jako inżynier tworzący projekty wyprzedzałem swój czas, na bardzo długo. Wystarczy wspomnieć o technice, w szczególności o takich rozwiązaniach jak samolot, lotnia, lub czołg. Opracowałem również teorię mieszczącą się dziś w ramach geologii, mianowicie interesowałem się tektoniką płyt ziemskich. Wiedziałem i przeczuwałem również z arabskich map, iż na zachodzie, istnieje jakiś stały ląd. No właśnie tam istnieje Ameryka, powiadam mu. Ach tak, byłem tam i widziałem, przed tym nim tam dotarłem, z Amerigo Vespuccim, czułem zawsze że coś tam jest, powiada Leonardo.

Leonardo

kochankiem kochanki Medyceuszy

To byłeś w Ameryce? Wcześniej niż Kolumb mój imiennik? Zapytałem Leonarda, Odpowiedział dopiero po dłuższej chwili. Byłem ale to moja wielka tajemnica. Oprócz tego wymyśliłem specjalne podwójne poszycie burt statku oraz wiele innych innowacji, które zachwycają was do dziś dnia, jako moją wiarę a mnie Leonarda w potęgę ludzkiej pomysłowości. Tymczasem wobec ogromu projektów powstałych w mojej pracowni, względnie bardzo mała ich liczba doczekała się budowy za twoich czasów współczesnych. Powiadam mu zawiedziony. Niestety, były to zawsze problemy, natury technicznej, powiedział też jeszcze mocniej zawiedziony. Musisz zapisać, że ja wynalazłem urządzenia, takie jak na ten przykład, maszyna do sprawdzania wytrzymałości drutu, czy też automatyczna nawijarka do szpul, są moimi pomysłami, nikogo innego jak moje własne, Leonarda da Vinci. Ty jesteś trochę zbyt dumny, i zarozumiały jak ten paw, powiadam mu. A paw w operze przynosi primadonnom operowym pecha, powiadam. Nie jestem śpiewaczką operową na szczęście. Skąd ci to przyszło do głowy? Przecież nawet nie wyglądam na taką, ale czy to nie prawda? Prawda, prawda, powiadam, na wszelki wypadek. Należy przy tym podkreślić, że gros z moich podobnych pomysłów przeszło bez specjalnego echa. Mój wczesny okres życia, jako Leonarda należy bardziej do mitów.

Leonardo

w swojej pracowni

Owiany jest bowiem dość sporymi niejasnościami, a to ze względu na ubóstwo źródeł. W życiorysach ciebie jako twórcy z XVI wieku. No to teraz wyjaśniaj, jest ku temu znakomita okazja. Powiedziałem do Leonarda. Nie ma na to teraz zbytnio czasu, noc jest zbyt krótka, czasem obudzisz się i mnie pewnie już nie wpuścisz do swojego snu. Nie martw się, jestem raczej zaszczycony że mnie nawiedziłeś w moim śnie własnym, powiadam do Leonarda. Naprawdę? Cieszę się. Powiedział mistrz. Nie ma aż tak bardzo z czego, odciąłem się. Budzisz mnie po nocach, albo hipnotyzujesz? Później zaraz, każesz zapamiętywać swoje wszystkie dokonania. Na ciebie wypadło, więc nie narzekaj, skrybo. Mówiłem ci że dziś, że już nie ma skrybów, a są tylko pisarze, i literaci.No i dziennikarze ale ci zajmują się raczej plotkami i doniesieniami jedni na drugich. Powiadam mu na to. Wszystko mi jedno jak was zwą, odparł Leonardo. Popatrz na moje dzieło jakim jest Madonna z goździkiem.

Madonna z goździkiem

Madonna

z goździkiem

Ten obraz namalowałem tak między 1472 a 1478 rokiem, powiedział mi przerwie innych rozważań. Na to ja, zerknąwszy na madonnę wiedziałem od razu, iż jest to dzieło uznawane za jeden z najwcześniejszych obrazów Lenarda. i powiedziałem mistrzowi że, współcześni nasi uczeni wskazują na ogromne podobieństwo do innych malowideł z pracowni Verrocchia, u którego ty jako artysta mój Leonardo pobierałeś nauki. Sfałdowana w niektórych fragmentach powierzchnia farby jest świadectwem eksperymentowania ze spoiwami o dużej zawartości oleju. Czerwony goździk jest w tym przedstawieniu symbolem czystej i głębokiej miłości Marii do Jezusa. Do niedawna autorstwo tego obrazu było niepewne. Badacze podejrzewali, iż twórcą jest jeden z artystów z pracowni Verrocchia, lecz nie wiązali go z twoją postacią jako Leonarda. Ocenę dodatkowo utrudniały przemalowania pogrubiające rysy partii ciał postaci. Co mnie tam wasi uczeni zarzucają że co? Że może nie ja namalowałem któregoś z moich dzieł? Tego nikt specjalnie nie kwestionuje, ale gdyby nie twoje wyjaśnienia u mnie we śnie dziś, to kto wie? Jak by potoczyła się kwestia, twoich dzieł i umiejętności? To czysta bezczelność ze strony tych nieuków, powiedział wściekły Leonardo. Na co mnie nie pozostało nic innego, jak powiedzieć mu. Nie wściekaj się mistrzu wszyscy uznają twój geniusz. A ty mój skrybo? Zapytał mistrz. Ja? A co ja mam do gadania? Nic, piszę tylko w myślach co mam zapisać jak się obudzę. No dobrze, że chociaż uczciwie podchodzisz do mnie jako Leonarda. Podchodzę do ciebie tak jak ty do mnie, czyli byle jak. Oj boże, westchnął Leonardo i mówi dalej

Rok 1480

Il condotiro Condotier portret

Condotier

Leonarda z roku 1480

Mówimy po włosku na Condotierów condottierewe Włoszech, w okresie od XIV do XVI wieku, był to dowódca oddziałów wojsk najemnych w służbie miast lub dworów książęcych, który na własny rachunek werbował ludzi do swojego oddziału. Powiedział Leonardo i narysowałem takiego osiłka w roku 1480. Na co mu zaraz wyjaśniłem nie chcąc uchodzić za nieuka iż. Zdaniem Giovanniego Villaniego, kronikarza florenckiego, ojcem najemników był Roger z Flor, były templariusz, który dowodził katalońskim oddziałem w służbie bizantyjskiego cesarza Andronika II Paleologa. W Italii pierwsi najemni żołnierze pojawili się w latach 60 tych XIII wieku. Po bitwie pod Buonconvento w armii Gwelfów pojawiły się pierwsze oddziały kawalerii z Francji i Prowansji. Kampania włoska cesarza Henryka VII Luksemburskiego z 1310 w znaczącym stopniu opierała się na oddziałach flamandzkich, brabanckich i niemieckich. Znaczącymi dowódcami najemników w tym czasie byli Katalończycy William della Torre i Diego de Rat i Niemiec Werner von Urslingen. Werner von Urslingen swój oddział trzech tysięcy najemników, skaptowanych spośród weteranów wojen prowadzonych między miastami włoskimi, nazwał Wielką Kompanią. Struktura tego oddziału, na którego czele stał dowódca najmujący żołnierzy, a który dowodził wspólnie z radą podkomendnych, była powielana przez kolejnych kondotierów. U boku Wernera wyrósł słynny kondotier Montreal d’Albarno, były mnich, zwany przez współczesnych Fra Moriale. W Toskanii od lat 60 tych XIII wieku, w armiach służyli zagraniczni najemnicy. Z czasem oddziały tworzone przez kondotierów używane były w innych krajach europejskich, m.in. w krainach niemieckich, w Czechach czy w Austrii. W Polsce korzystano z usług kondotierów tylko w czasie wojny trzynastoletniej. Zauważyłem po wykładzie mistrza. No dobra jedziemy dalej powiedział Leonardo.

Lata 1476 do 1478

Wiesz