Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Prawda owiana kłamstwami. Część pierwsza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prawda owiana kłamstwami. Część pierwsza - ebook

— Obiecuję ci, że wkrótce to od ciebie będzie zależeć każdy wyrok. — powiedział i pocałował ją w policzek, ale ona była za bardzo zdenerwowana i nawet takie pieszczoty ze strony Gabriela nie uspokajały jej. — Już niedługo. — szepnęła i podeszła do okna, a Gabriel patrzył na nią zaniepokojony — Już niedługo się spotkamy, a wtedy za wszystko zapłacisz. — powiedziała i spojrzała na księżyc, a jej wargi uniosły się lekko i ukazały kły pragnące krwi swojego wroga.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8189-667-2
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Alaska to jeden ze stanów, a zarazem największy ze wszystkich wchodzących w skład najpiękniejszego i zarazem najwspanialszego kraju na kontynencie Ameryki Północnej, a nawet na całym świecie — Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki. To stan wiecznego zimna. W południowej części klimat jest umiarkowany, zaś na Dalekiej Północy — subpolarny. Zima trwa 9 miesięcy, a temperatury wahają się od -71°C do +5°C w lecie. I chociaż tutejsza pogoda jest oziębła to serca mieszkańców są gorące jak ogień, który potrafi przebić się przez największe zamiecie i śnieżyce.

Pogoda nie była nawet taka zła jak na ten śniegowy stan. Promienie słońca nie dawały rady przebić tak bardzo gęstych, puchowych chmur, ale mimo tego i tak nie było takiego przerażającego mrozu jak jeszcze parę dni temu. Po wydeptanej ścieżce na obrzeżach miasta szła jakaś para. Młoda, czarnowłosa dziewczyna trzymała się za rękę ze swoim chłopakiem. Jacy byli w sobie zakochani. Jacy szczęśliwi. Uczucia biły od nich pokonując zimno, śnieg i ciemne chmury. Miłość biła to wszystko na głowę, a radość i szczęście z posiadania kogoś bliskiego niemal roztapiały lód jaki pokrywał jeziora. Chłopak powiedział coś do niej, a ona uśmiechnęła się. W jej uśmiechu było coś magicznego, coś czego nie dało się zwyczajnie opisać, coś co zdolne pokonać było wszystkie przeciwności losu. Wyglądała tak młodziutko i na pewno nikt nie dał by jej więcej niż 18 lat, a jemu tak około 20. I kiedy młodzi spacerowali szczęśliwi w domu chłopaka toczyła się konwersacja na temat jego przyszłości. Przyszłości, która dostarczy mu nielada nieszczęść i łez.

W dworku na północy Alaski dwa rody prowadziły zawziętą rozmowę. Inna dziewczyna siedziała tylko i słuchała raz po raz śmiejąc się po cichu. Jej matka próbowała namówić najstarszego chłopaka z rodu, by przekonał swojego młodszego brata, że jej córka to dla niego idealna żona. Nie rozumiały, że nikt nie zgodzi się odrzucić miłości w imię czyjegoś życzenia, a raczej żądania. Chłopak krążył niecierpliwie po pokoju, a stukot butów obiegał cały zamek. Na jego twarzy malowało się zdenerwowanie i poczucie bezsilności. Kobieta nalegała uparcie, a on za każdym razem kiwał przecząco głową. Z jednej strony propozycja była bardzo dobra, bo gdyby młodzi wzięli ślub sytuacja dwóch rodów znacznie by się polepszyła i zyskała większą potęgę. Ale z drugiej kojarzono by ich, a to nie byłoby za dobrą stroną. Dziewczyna i jej matka pochodziły z rodu silnego, ale do wszystkiego, co zdobyli nie podchodzili sprawiedliwie — kradli, grozili i zmuszali.

Kobieta jednak nie dawała za wygraną i za wszelką cenę próbowała dobić targu. Jej upartość była tutaj akurat jeśli chodzi o tą sprawę zaletą, ale duma jaka od niej biła zniechęcała jeszcze bardziej.

— Nasz ród znaczy więcej niż wasz, a ślub twojego brata z moją córką sprawi, że zdobędziemy większą władzę. A poza tym z nikim nie będzie mu tak dobrze jak z moją księżniczką.

— A co jeśli jest taka osoba? Tu nie chodzi o samą władzę. Przyrzekłem rodzicom, że nie pozwolę, by moi bracia cierpieli i dla zwiększenia władzy robili wszystko, co ktoś im będzie kazał. Odmawiam.

Kobieta udała, że nie słyszała tego zdania i znowu zaczęła wychwalać przed chłopakiem jakie to zalety ma jej córka, która w rzeczywistości była tylko rozwydrzoną, bogatą dziewczynką z bogatego domu. Cierpliwość chłopaka miała pewne granice i właśnie teraz zostały one przekroczone. Spojrzał złowieszczo na rozkapryszoną dziewczynę i pokiwał głową.

— On ma inną! — wybuchnął w końcu chłopak widząc jak żadne argumenty nie docierały do kobiety.

Matka i córka wymieniły się spojrzeniami. Obie były zaskoczone. Przecież to nie mogło stać się tak z dnia na dzień. Niestety, ale musiały się z tym pogodzić. Jednak ani matka ani jej córka nie myślały o tym, by w pokoju odejść, ale już czuły w powietrzu zapach zemsty. Nikt nigdy nie odmówił im. Nikt nie sprzeciwił się. Nikt nie wyciągnął rąk po to, co należało do nich.

— Kto to? — zapytała dziewczyna odzywając się pierwszy raz odkąd tutaj obie przyszły.

— Ktoś kogo on kocha. — odparł normalnym głosem chłopak i uśmiechnął się.

— Odpowiedź mojej córce! Masz jej powiedzieć wszystko dokładnie! — zażądała ostrym tonem kobieta i poprawiła swój szal z norek.

Jednak najstarszy z braci nic nie odpowiedział. Wiedział, że w rzeczywistości kobieta i tak nic mu nie zrobi. Może sobie tylko pokrzyczeć.

— Nie odpowie! — młodszemu z braci puściły nerwy i zrzucił ze stołu złoty puchar pełen krwi.

— Nie tym… — zaczęła, ale przerwała.

Nagle drzwi otworzyły się przerywając zaciętą rozmowę gości i gospodarzy. Do środka weszła para, która spacerowała po parku. Chłopak nadal trzymał za rękę swoją dziewczynę. Nie wiedzieli, że ktoś będzie w domu. Dumna córka stanęła na korytarzu na górze schodów podczas gdy czarnowłosa była na ich dole. Ta spojrzała na dziewczynę. Jej wzrok był wręcz przeszywający, ale młodziutka dziewczyna nie bała się i nadal stała koło swojego ukochanego. Ten nie zwracał na nic uwagi i zwrócił się do braci wesołym tonem :

— Oświadczyłem się Selene, a ona się zgodziła.

Wszyscy oniemieli z wrażenia. Matka rzuciła dziewczynie pogardliwe spojrzenie. Córka zachowała się tak samo. Bracia uśmiechnęli się, a młodszy z pogardą spojrzał się na starszą kobietę ubraną w norki. Ta prychnęła tylko i z nienawiścią w głosie zaczęła mówić do dziewczyny stojącej obok chłopaka, którego miała poślubić jej córka.

— Ty zwykła dziewucho… — zaczęła dama, ale chłopak stanął przed swoją narzeczoną i popatrzył jej prosto w oczy.

— Nie powinnaś pani używać takich słów w moim zamku. Nie zapominaj, gdzie jesteś.

— Isabelle chodź tutaj. — krzyknęła, a dumna dziewczyna zeszła na dół i stanęła naprzeciwko pary.

— Możesz jeszcze zmienić zdanie. — szepnęła.

— Mam zostawić swoją ukochaną dla kogoś takiego jak ty? — zaśmiał się — Dla rozkapryszonej, chciwej i dumnej dziewczyny z rodziny zdrajców?

— Jeszcze zobaczymy. — powiedziała dumnie — Pewnego dnia będziesz żałował wyboru. Ale jeżeli chcesz upaść dla takiej hmm jak ona to trudno.

— Żegnam. — powiedziała obrażona dama w szalu z norek.

Kobieta wyszła z zamku, a po jego wnętrzu rozległ się stukot jej obcasów i szept przekleństw, które skierowane miały być do dziewczyny, ale nie zostały na głos wypowiedziane.

— Pożałujesz tego. Ty wywłoko. — syknęła do niej dziewczyna i wyszła za matką z wysoko podniesioną głową, a czerwień jej sukni kłócił się z marmurową podłogą.

Przez parę chwil nikt nic się nie odzywał, a czarnowłosa spojrzała na najstarszego z braci. Ten uśmiechnął się do niej po przyjacielsku i puścił oczko.

— Czemu one tutaj przylazły? — zapytał jej ukochany brata.

Kiedy tylko chłopak dowiedział się po co obie tu były wiedział, że nastał koniec jego szczęścia. Nie powiedział nic swojej narzeczonej, nie wyjaśnił. Za bardzo ją kochał i nie chciał, by cokolwiek jej się stało. Czasami ludzie wolą odejść nie wyjaśniając tej drugiej osobie, że robią to dla ich dobra. Gdy rodzice dziewczyny dowiedzieli się o tym, co się stało postanowili przeprowadzić się. Pewnej nocy chłopak pojawił się pod drzwiami swojej narzeczonej i wypowiedział krótkie zdanie :

— Musisz wyjechać, a o mnie zapomnij. Nasz związek i tak nie miał większej przyszłości.

Jego ton głosu był normalny, ale serce o mało co nie zostało rozerwane przez niemieszący się tam ból. Tak bardzo ją kochał, a musiał stracić. Kiedy tylko się odwrócił łzy popłynęły mu po policzkach.

Dziewczyna była zrozpaczona, że takie właśnie usłyszała pożegnanie i obiecała sobie, że nigdy więcej nie będzie go wspominać, a ten kawałek życia spędzony na Alasce wymarze z pamięci. Poczuła wtedy jak jej serce pęka. Chciała iść pożegnać się z jego braćmi, ale nie poszła. Za dużo by ją to kosztowało. Ta noc była dla niej najgorszą w całym życiu. Płakała i płakała. Jej rodzice widząc ból córki wyjechali nocą jeszcze szybciej niż planowali nie mówiąc nikomu gdzie. I kiedy dziewczyna wysiadła z samochodu po dosyć długiej podróży oślepiło ją słoneczne światło. Światło zapowiadające nowy początek. Nowe życie…Dzieciństwo

Rodzina… Kiedy ma się na myśli to słowo w sercu pojawia się uczucie takie jak bezpieczeństwo, radość i miłość. Ale nie zawsze tak jest. Czasami w głowie pojawiają się uczucia strachu, smutku, wstydu. Nie zawsze rodzina jest taka jakbyśmy chcieli żeby była. Niektórzy wogóle jej nie mają, a inni nie potrafią docenić jej posiadania.

Rodzina… Każdemu z nas kojarzy się to głównie ze zrozumieniem ze strony rodziców. Z akceptacją przez nich każdej decyzji ich dziecka. Czasami z akceptacją nawet bardzo dziwnych i trudnych decyzji. Z pomocą w problemach. Ale na pewno nie z potępianiem i winieniem za wszystkie życiowe porażki. Niestety nie każdemu z nas pisane jest mieć szczęśliwy dom i kochających rodziców. Los bywa bardzo zmienny i niestety nic na to nie możemy poradzić. Gwiazdy napisały dla nas inną historię — czasem trudną, a czasem zbyt łatwą. Każdy dzień uczy nas czegoś. Uczy nas jak żyć. Uczy jak sobie radzić i pokonywać wszelkie trudności. Uczy nas pokory, szacunku, cierpliwości i daje szansę nabycia bardzo cennych umiejętności.

Państwo Walker od niepamiętnych czasów byli bogaci. Ogromny zamek wypełniony po brzegi złotem i drogocennymi kamieniami przekazywany była z pokolenia na pokolenie. Cofając się dużo lat wstecz można nawet dotrzeć do ich szlacheckich korzeni. Elizabeth Lana Pareloy i Antonio Enrique Walker poznali się w dosyć młodym wieku. Kiedy mieli po 19 lat postanowili, że się pobiorą. Niestety był pewien znaczący problem — a mianowicie to, że Elizabeth nie była tak bogata jak Walker’owie. Syn Carrolla Marvolo i Sylabe Lindsay za wszelką cenę chciał zatrzymać i narzeczoną i pieniądze. Kiedy po długich rozmowach, przekonywaniach i kłótniach państwo Walker zgodzili się na ślub, Antonio był w siódmym niebie. Parę lat później rodzice chłopaka zmarli w tajemniczych okolicznościach, a on zajął się prowadzeniem odziedziczonej po nich rodzinnej fortuny. Po 9 miesiącach urodził mu się syn, którego nazwali Gary Nicolas Walker. Chłopiec rósł. Kiedy miał 14 lat Antonio także w dziwnych okolicznościach zmarł, a Elizabeth kompletnie zaniedbała syna. Od zawsze nie przejmowała się jego życiem, ale teraz stało się to jeszcze gorsze. Całymi dniami siedziała tylko na werandzie i paliła cygara. Nie pytała syna jak mu minął dzień. Nie pytała czy ma jakieś kłopoty. Nie pytała o nic. Tak jakby jej dziecko było powietrzem, do którego nie trzeba mówić i któremu nie trzeba okazywać żadnych uczuć. Dlatego on z każdym dniem coraz to mocniej tęsknił za osobą, która potrafiła mu dać poczucie miłości i bezpieczeństwa. Chłopiec często myślał o swoim ojcu. Wiedział, że Antonio bardzo mocno i szczerze go kochał. Gdy był małym chłopcem jego ojciec nosił go na rękach i lubił, a wręcz uwielbiał razem z synem chodzić na długie, męskie spacery. Ale pewnego dnia całe szczęśliwe życie chłopca uległo drastycznej zmianie. Jego tata umarł, a Elizabeth wpadła w załamanie nerwowe. Gary pamiętał, że widział, że ojciec każdego dnia robił się chudszy i bledszy, aż w końcu pewnego dnia zniknął z jego życia na zawsze, a matka oznajmiła mu, że nie żyje. Nie był nawet na pogrzebie, który odbył się w ciszy i w małym gronie. I z racji tego, że syn tak bardzo przypominał jej ukochanego męża nie potrafiła przełamać się i być dla niego jak matka. Chłopak nie wiedział czy to dlatego, że tak bardzo go kochała czy tez może dlatego, że tak bardzo go nienawidziła. Niestety, teraz Gary musiał radzić sobie sam. Problemem dla Elizabeth było też to jaki charakter miał jej syn, który był zupełnie inny niż każdy Walker. Osoby pochodzące z tego szlachetnego rodu szczyciły się takimi cechami jak bogactwo, kamienne serce i brak szacunku dla biedniejszych. Gary pamiętał jak jego matka wielokrotnie rozmawiała z nim na temat jego zachowania. Chciała, żeby jej syn wyrósł na bezuczuciowego człowieka, ale on wrodził się do swojego ojca — Antonio Enrique, który był spokojnym, miłym i opanowanym mężczyzną. Jednak z czasem Antonio uległ żonie i stawał się taki jak jego ojciec. Gary odziedziczył jeszcze jedną cechę — zadawał się z biedniejszymi od siebie, co bardzo nie podobało się jego matce. Wiele razy powtarzała mu jakim wyrodnym jest synem i jaki wielki wstyd przynosi całej rodzinie. Wiele razy obrażała się na niego zupełnie bez powodu. Wiele razy kpiła z jego postanowień i ciągle powtarzała, że jest niczym.

Pewnego dnia zrobiła mu wielką awanturę, ponieważ zobaczyła go jak szedł po szkole na lody razem ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi, którzy żyli jak normalni ludzie. Nie byli oni za bardzo bogaci, ale też nie pochodzili z biednych przedmieści. Czekała na niego w domu i kiedy tylko wszedł do środka, nawet nie zdążył się rozebrać, bo matka zaczęła na niego krzyczeć.

— Taki wstyd rodzinie przynosisz!

— O co tym razem chodzi? — zapytał spokojnie i rozpiął kurtkę.

— Nie wypada komuś takiemu jak ty kolegować się z takimi ludźmi.

— Mamo dlaczego ich tak nie lubisz? — powiesił kurtkę na wieszaku i wrócił do salonu, w którym siedziała jego rozzłoszczona matka.

— W szkole są dzieci twojego pokroju. No weźmy chociaż syna Aldemay'ów czy bliźniaków Seters'ów. — powiedziała, a chłopak przewrócił oczami — Idealną dziewczyną dla ciebie jest przecież Marie Blumer.

— Bo jest bogata?

— Bo pochodzi z takiej samej rodziny jak my.

— Ale te czasy, gdzie liczyły się tytuły minął.

— Nie dla mnie.

Gary jeszcze przez długi czas starał się przekonać matkę, że jego koledzy również zasługują na szacunek.

Mimo jego starań każdego kolejnego dnia Elizabeth rozpoczynała rozmowę na ten temat. Przekonywała, na siłę próbowała go zmieniać, krzyczała, nie odzywała się do niego, innymi słowy próbowała wszystkich chwytów, by tylko jej syn jakoś się zmienił.

Innym razem, a dokładnie w rocznicę śmierci ojca chłopaka złość jaka emanowała z matki Gary’ego osiągnęła apogeum. Tego właśnie dnia poszła odwiedzić grób męża, który znajdował się w rodzinnym grobowcu rodu Walker, na cmentarzu i zastała go w opłakanym stanie. Bardzo zdenerwowało ją to, że dozorca, który zawsze sprzątał miejsce spoczynku jej męża tego dnia nie przyszedł i grób został zasypany piachem, liśćmi i jakimiś śmieciami. Płaciła za tą usługę grube pieniądze. Musiała na kimś wyładować nerwy i postanowiła, że odbierze syna ze szkoły, a w drodze powrotnej znowu trochę pokrzyczy na niego. Zatrzymała się na parkingu i gdy zobaczyła, że jej przekonywania nic nie dały zdenerwowała się jeszcze bardziej. Gary od razu zauważył samochód matki i pożegnawszy się z przyjaciółmi udał w tamtym kierunku.

— Żaden Walker nie poniżał się tak jak ty! — wykrzykiwała do syna, ale na nim nie robiło to już żadnego wrażenia, bo słyszał to prawie każdego dnia — Ta cała Ramis nie jest warta, by ktoś taki jak my, Walker’owie, ród tak szlachetny i tak szanowany, odzywali się do niej! Spójrz na naszą przeszłość!

— Nie znasz jej! Nie odzywaj się na ten temat! — odkrzykiwał jej chłopak — A nasza przeszłość nie jest taka kolorowa jak ci się wydaje! Nasza rodzina słynie z tego, że zdradzamy przyjaciół dla pieniędzy!

— Ja wcale nie chcę jej poznawać! Ta sierota nie zasługuje na żaden szacunek ani na żadne współczucie! Przeprowadziła się z nie wiadomo skąd. Skoro tam jej nie chcieli więc tu przyszła zaśmiecać to osiedle!

— Moi koledzy sądzą inaczej!

— Twoi koledzy? Jakiś Nowell i Weed? To fawele czy slumsy? — zapytała z ironią.

Gary nic już się nie odezwał. Wjechali na teren posiadłości Walker'ów i oboje wysiedli z samochodu nadal się kłócąc. Chłopak chciał zakończyć tą farsę i przepuścił matkę w drzwiach. Przez moment zobaczył w niej tą samą osobę jaką była przed śmiercią Antonio.

— Oni niczego nie są warci, a ty wkrótce sam taki będziesz. Jeżeli się nie nie zmienisz oddam nasz zamek w ręce Isabelle jak i kopalnię złota.

— Willy Newell i David Wood znaczą dla mnie więcej niż ty! I wcale nie pochodzą ze slumsów ani faweli! Ale ich rodzice mają pewną rzecz, której ty nigdy nie będziesz mieć. I nie interesuje mnie ta kopalnia i zamek!

— Wood. Newell. Phhh… Żałosne. — odpowiedziała tylko i uśmiechnęła się szyderczo do syna — Powiedz mi co takiego mają ci biedacy?

— Mają synów. Nie wiem dlaczego życie pokarało mnie taką matką. — szepnął chłopak.

— To samo ja mogę powiedzieć. Dlaczego życie pokarało mnie takim, jak to ty lubisz nazywać” synem”? Ojciec normalny, matka też, a dziecko. Och… Szkoda zaczynać tematu. — rzekła do syna sucho i wyszła dumnie z podniesiono wysoko głową.

— Szkoda to mi jest ciebie. — mruknął chłopiec, ale kobieta już tego nie usłyszała — A co do tej normalności matki to też był podyskutował.

Mijały lata, a z każdym dniem ich stosunki pogarszały się, a życie w domu powoli stawało się dla Gary’ego koszmarem. Matka starała się mu wpoić zasady, które nie były, według chłopaka, normalne. Matka nigdzie nie chciała go puszczać. Nie wychodził z kolegami, nie mógł chodzić do parku. Dobrze pamiętał jak pewnego dnia, gdy David Wood i Selene Ramis przyszli do jego domu i chcieli, by wyszedł z nimi do parku, Elizabeth powiedziała, że Gary nie ma zamiaru wychodzić z takimi osobami jak oni i zatrzasnęła im drzwi przed nosem. Chłopak czuł się okropnie i bardzo przepraszał przyjaciół za jej zachowanie. I takie właśnie zachowanie ze strony jego matki prowadziło do tragedii, która prędzej czy później i tak by się wydarzyła.

Pewnego razu znowu się kłócili. Tylko była to ostatnia i najpoważniejsza kłótnia jaką oboje mogli sobie wyobrazić.

— Jak ty nic nie rozumiesz. Tyle lat już żyjesz w tym domu i jeszcze nie nauczyłeś się jego zasad! — krzyknęła pani Walker na syna.

— O co ci znowu chodzi mamo?! Wiecznie się czepiasz. Odczep się. — szepnął wystarczająco cicho, by jego matka tego nie usłyszała.

— Byłam dzisiaj przed szkołą i… — zaśmiała się — Zobaczyłam coś co bardzo mną wstrząsnęło i zarazem ogromnie zdenerwowało.

— Niby co?

— Wpadłam na pomysł, żeby cię dzisiaj odebrać ze szkoły. Czekałam i czekałam, aż tu nagle widzę mojego jedynego, pierworodnego syna — Gary’ego Nicolasa Walkera, Walkera podkreślam Walkera — który wychodzi ze szkoły razem z bandą jakiś zwykłych… Yhh… Nie będę dalej kończyć. I jest roześmiany jak nigdy. Jak możesz kolegować się z tą hołotą! — krzyknęła i rzuciła szklanką o ścianę.

— Skończ wreszcie te kretyńskie kazania! Nie ty będziesz wybierać mi przyjaciół! — wybuchnął chłopak — Nie dziwię się, że w szkole nikogo nie miałaś! Dziwię się tacie, że wogóle cię pokochał!

— Wynoś się stąd ty niewdzięczny, głupi bachorze! Jak śmiesz się tak do mnie odzywać!?

— Mogę od razu się wyprowadzić! Będziesz miała problem z głowy! Mamusiu. — syknął ze złością i rzucił poduszką o ścianę.

— Wspaniale! Możesz już się pakować niewdzięczny pasożycie! — odkrzyknęła i wyszła trzaskając drzwiami.

— Tato. Tato czemu cię tu nie ma…? — szepnął cichutko i spojrzał na białe chmury za oknem płynące powolutku, pełne ciszy, spokoju i jakiejś dziwnej siły.

Gary siedział chwilę i nawet nie drgnął. Nagle wstał i szybko otworzył szafę. Wyjął z niej wielką, czarną torbę podróżną i jednym ruchem wrzucił do niej wszystkie swoje ubrania. Zszedł na dół i trzasnął drzwiami. Elizabeth podeszła do okna i zobaczyła jak jej syn wychodzi na ulicę razem z torbami. Gdy zniknął na końcu ulicy zasłoniła okno i poczuła, że jest sama. Sama — i jak sobie wmawiała codziennie rano przed lustrem — wolna.

Po paru minutach chłopak stanął przed drzwiami Willy’ego. Kiedy się otworzyły Gary nie musiał nic mówić. Mama Williama od razu poznała co się stało i tylko zapytała swoim ciepłym i pełnym miłości głosem :

— Chcesz u nas zamieszkać?

W dniu, w którym wyprowadził się z domu skończyły się też jego najgorsze problemy. Wszyscy, którzy znali Elizabeth Walker nie dziwili się, że pod koniec trzeciej klasy gimnazjum Gary nie wytrzymał, a wyprowadzka była po prostu konieczna. Jedyne wyjście z całej tej chorej sytuacji. Kiedy jego matka dowiedziała się o tym, że jej syn mieszka u biedniejszego kolegi ani razu nie przyjechała po niego. Nigdy też nie zadzwoniła, a kopalnie i interes rodzinny przepisała — jak później dowiedział się Gary — córce swojej siostry, a jego kuzynce — Isabelle Craig. Jednak nie odziedziczyła ona zamku, który należał do każdego mężczyzny w rodzie Walker.

Wiele razy Gary rozmyślał co sądzi o nim dalej jego matka. Pewnie wyrzekła się go i ma teraz upragniony i wymarzony spokój. Nie musi się już nim martwić ani dawać mu pieniędzy. Przecież i tak to je kochała bardziej niż własnego syna. Gary doskonale pamiętał dzień, w którym musiał raz na zawsze pożegnać się z matką — dzień jej śmierci. Nawet wtedy na łożu śmierci nie potrafiła powiedzieć do niego żadnego miłego słowa.

Mimo kłótni i wypowiedzianych słów chłopak miał ludzkie uczucia i gdy dowiedział się, że jego matka leży we szpitalu z poważnymi uszkodzeniami serca postanowił jednak iść i być z nią do samego końca. Czuł jakiś mały strach, że matka znowu go odrzuci, ale nie zastanawiając się długo otworzył drzwi do jej sali i usiadł koło łóżka. Selene czekała na zewnątrz.

— Mamo…? Warto było palić te cygara? Warto było sie tak denerwować?

— Gary jak dobrze, że tutaj jesteś. — powiedziała z lekkim uśmiechem i spojrzała się na szybę, a kiedy zobaczyła w niej twarz Selene dodała suchym tonem — Nic się nie zmieniłeś. A ja… Ja nie mam już syna. Nigdy nie miałam. — odwróciła głowę i puściła rękę syna.

— Jak możesz tak mówić? Jestem twoim dzieckiem…

— Właśnie nie jesteś. — wyznała, a chłopak był w szoku — Antonio mnie zdradził. Twoja matka zmarła przy porodzie i on wziął cię do siebie. Chciał, żebyśmy stworzyli udaną rodzinę.

— Więc dlatego mnie nienawidziłaś mamo?

— Nie chcę, żeby obcy dla mnie człowiek przebywał w tej sali. Żegnaj chłopcze. — odrzekła sucho.

— Nawet nie starałaś się mnie poznać. Od razu mnie skreśliłaś. — szepnął i wyszedł zostawiając ją samą.

Kiedy tylko zniknął za drzwiami z oczu Elizabeth popłynęły łzy. Wyrzuciła z siebie to, co tyle lat nie dawało jej żyć.

Chłopak nie odczuł zawodu ani przykrości. Przecież nigdy nie miał z nią dobrych kontaktów, a czasami przychodziły takie dni kiedy w głębi serca chciał, by jego matka w końcu odeszła. Gary wiedział, że gdy przyjdzie z Selene nie zrobi dobrze. Pomimo wszystko miał jednak tą malutką nadzieję, która chowała się w głębi jego serca, że matka wybaczy mu wszystko i zrozumie swój błąd. Jednak zawiódł się. Kolejny raz się na niej zawiódł. Chciał, by jego matka poznała dziewczynę, którą może kiedyś w dalekiej przyszłości poślubi i która będzie jej synową. Ale kobieta nie chciała nawet na nią spojrzeć. Nie pozwalała jej na to duma i uprzedzenie, ale także to, że nie była jego prawdziwą matką.

W domu państwa Newell'ów chłopiec miał wszystko, co tylko chciał. Miłość, bezpieczeństwo i zaufanie. Ich syn William Christopher był najlepszym przyjacielem Gary’ego. Lubili siedzieć w parku i spędzali tam niemal całe dnie. Grali w piłkę nożną i gdy pogoda pozwalała również w rakietki. Gary czasami dziwił się, że jego przyjaciel woli siedzieć w parku niż w domu, by nacieszyć się rodzicami. Ale dla Willy’ego było to zupełnie normalne, że rodzice rozmawiali z nim o szkole i jego problemach. Miał tak przez 16 lat, więc zdążył już się tym nacieszyć.

Pewnego razu parę miesięcy po pogrzebie pani Elizabeth Walker siedzieli jak zawsze na trawie i odbijali piłkę. Nagle zobaczyli chłopaka w ich wieku. Nazywał się David Ray Wood i niedawno sie tu przeprowadził. Początkowo nie zwrócili na niego żadnej uwagi, ale chłopak usiadł na „ich” ławce. Chłopcy zmęczeni po grze lubili się tam rozkładać i myśleć jak ich życie będzie wyglądało za kilkanaście lat. Nie czekając długo podeszli do chłopaka i spojrzeli się na siebie.

— Ej, to nasza ławka. — odezwał się Willy.

— Nie zauważyłem, żeby była podpisana. — odrzekł hardo chłopak, a Gary zaśmiał się.

Tak samo zareagował, kiedy parę lat temu Willy powiedział do niego to samo. Spojrzał na przyjaciela, a Willy od razu zrozumiał o co mu chodzi i również zaczął się śmiać. Nieznajomy siedział spokojnie i zerkał to na jednego to na drugiego.

— Co was tak bawi? — zapytał w końcu.

— Bo pamiętam jak pierwszy raz tu przyszedłem i Willy powiedział do mnie co samo co teraz do ciebie, a ja… — przerwał na widok rozbawionego kolegi — A ja zareagowałem jak ty. Identycznie.

— Tak? — nowy zaśmiał się i wstał z ławki — No, ale dobra jeśli to wasza ławka ja spadam. Cześć.

— Poczekaj. — powiedział Gary — Jak się nazywasz?

— David Wood. — wyciągnął rękę.

— A ja Gary Walker. — odpowiedział i uścisnął chłopakowi rękę.

— A ty? — David spojrzał na Willy’ego.

— Willy Newell. William, a dla przyjaciół Willy. — dokończył i uścisnął rękę Davida — Trochę głupio jest mi przedstawiać się William, bo to takie starożytne imię. — powiedział, a David uśmiechnął się.

— A gdzie mieszkasz? Gdzieś tu blisko?

— Tak, koło takiego niedużego siwego domu.

— O to tam, gdzie mieszka Modliszka. — rzucił Willy i skrzywił się na samo wspomnienie o starszej kobiecie.

— Modliszka?

— Tak, miała już trzech mężów i wszyscy nie żyją. Paru osobom wydało się to dziwne, ale nikt nic nie mówi. Wiesz wszystko zostaje tutaj w Olympii. A po drugie to ta kobieta jest tak niska i chuda, że nie dałaby rady nikogo zabić. Tylko my nazwaliśmy ją sobie tak żartobliwie — Modliszka. — wyjaśnił Gary.

— A za tym domem jest taki brązowy. I ja tam mieszkam, a właściwie to razem z Gary’m tam mieszkamy. — powiedział Willy.

— A wy jesteście braćmi, tak?

— Nie, ale to długa historia, na którą szkoda czasu. — uśmiechnął się chłopak i zakończył bolesny dla niego temat.

Chłopcy zapoznali się bardzo szybko i bardzo dobrze dogadywali się ze sobą. Czuli się w swoim towarzystwie bardzo dobrze i mogli sobie ufać. David potrafił docenić przyjaźń chłopaków dlatego, że nigdy przedtem nie spotkał takich właśnie osób.

Pewnego dnia, gdy siedzieli w parku na pamiętnej ławce przez park szła ciemnowłosa dziewczyna. Gary zerwał się z ławki i pobiegł w jej kierunku. To ona była powodem wyprowadzki Gary’ego z domu i wszystkich jego kłótni z matką, lecz nie ona dokonała takiego wyboru. Chłopak wytłumaczył jej coś i zaprowadził do swoich kolegów. Za chwilę cała czwórka stała już i rozmawiała.

— David? Ty tutaj? — zapytała dziewczyna zdziwiona.

— To wy się znacie? — zapytał Willy i Gary równocześnie.

— Tak. Bardzo dobrze. — odpowiedział Wood i zwrócił się do dziewczyny — Nie myślałem, że spotkam w Olympii kogoś takiego jak Selene Ramis. No, no, teraz to mnie pozytywnie zaskoczyłaś kochana.

— Skoro ty dajesz sobie radę dlaczego ja mam sobie nie poradzić? — zapytała i uśmiechnęła się promiennie.

— Daję, daję. Chociaż prawda jest taka, że na Alasce było dużo lepiej. Szczerze mówiąc to ciągle tęsknię za tymi niskimi temperaturami i pochmurnym niebem. Tutaj chociaż nie ma słońca, ale ten deszcz… — pokiwał głową — Ale gdy tylko Ramis’owie się wyprowadzili wiele innych rodzin zrobiło to samo. — odpowiedział i puścił jej oczko.

— O niebo lepiej jest tutaj Dav. Ramis’owie nikogo nie jednoczyli skoro już o tym mowa. Wiesz jak to z nami było. Ale ja muszę już iść. — odpowiedziała i pożegnała się z kolegami, a jej postać oddalała się powoli aż w końcu znikła za drzewami.

— Czemu nam nie powiedziałeś, że znasz Selene? — zapytał Gary.

— Jeśli znasz kogoś od dziecka to nie jest to takie niezwykłe, żeby się tym chwalić. Normalka. A poza tym Selene to nie prezydent, żeby publicznie rozgłaszać, że się ją zna. Teraz to mnie rozbawiliście. — wyjaśnił i rzucił piłkę do Willy’ego — Gramy?

Każdego dnia przyjaciele przychodzili do parku, a z każdym dniem ich przyjaźń pogłębiała. Byli dla siebie jak bracia. Wyglądali troszkę podobnie i cała trójka dobrze się ubierała, ale każdy miał swój odmienny, własny styl.

Gary miał brązowe, nieco kręcone i troszkę dłuższe włosy prawie sięgające do ramion. Od zawsze był chudy i ubierał się w taki sposób, że nie było dziewczyny, która by się w nim nie zakochała. Prześliczne oczy i zniewalający uśmiech czyniły go najładniejszym chłopakiem w całej szkole. Willy również był wysoki i szczupły, ale nie tak jak Gary. Lubił żartować i był typem, który niezbyt — jak jego dwaj przyjaciele — szanował ludzi biedniejszych od siebie. Miał krótkie, brązowe włosy i piwne oczy. Często się uśmiechał. David był identyczny jak chłopaki. Wielka gwiazda szkolnej drużyny futbolu, w której kochały się wszystkie cheerliderki. Jednak jego nie interesowały krótkie, przelotne miłości. Chciał mieć kogoś, kto zawsze będzie przy nim, za to jaki jest, a nie za to kim jest. Styl sportowca i pięknie umięśnione ciało sprawiało, że wszyscy chcieli, ale tylko nieliczni mogli się z nim przyjaźnić. David miał to do siebie, że w całym swoim życiu zaufał tylko czterem osobom. W szkole chłopcy nazywani byli synami Olympii — najładniejsi i najbogatsi porównywani do greckich bogów zamieszkujących Olimp.

Od pierwszej klasy gimnazjum nienawidzili się z Alanem Cravenem, Nathanem Drake’em i Ralphem Smithem. Nikt nie wiedział o co chodziło w tej” domowej wojnie”. Chłopaki kłócili się no i już.

Tak naprawdę to prawdziwym powodem całej nienawiści było to, że Alan przyjaźnił się z Selene, dziewczyną, która od zawsze podobała się Gary’emu. Tak to już jest, że gdy nie chodzi o pieniądze to chodzi o miłość. Nathan i Ralph stawali zawsze po jego stronie, a Willy i David po stronie Gary’ego.

Życie Alana Quentina Craven’a nie należało do najpiękniejszych. Jego matka i ojciec nigdy się nim nie zajmowali. Chłopak został sierotą w wieku 15 lat. Wtedy to umarła jego matka, a ojciec załamał się. Syn odszedł na bok. Dostawał od rodzica pieniądze, za które musiał kupić sobie jedzenie, ubrania i kiedy przychodził wrzesień — książki. Jednak nikt nie widział nigdy ani jego matki, ani ojca. Wszystko co inni wiedzieli na temat Craven'ów pochodziło od Alana. Był niemal tak chudy jak Gary, a może nawet jeszcze chudszy. Jego czarne jak węgle oczy i czarne włosy — takiej samej długości jak Gary’ego — dobrze komponowały się z jego stylem. Chłopak lubił czarny i tylko w tym kolorze miał swoje ubrania. Rzadko się uśmiechał i dlatego wszyscy w szkole uważali go za dziwaka. Nie był bogaty, a mimo to miał przyjaciółkę z pokroju synów Olympii — Selene. Ich przyjaźń zaczęła się od tego, gdy w pewien zimowy poranek, gdy Alan szedł do szkoły przewrócił się na chodniku, a Selene pomogła mu wstać. Bardzo dobrze im się rozmawiało, a zwykła znajomość przerodziła się w niezwykłą przyjaźń.

Jego przyjaciele znali jego sytuację i starali się mu pomagać, w każdy możliwy sposób. Niestety, nie byli ludźmi uczciwymi. Nathan Virgon Drake, rok starszy od Alana — blondyn z niebieskimi oczami — był szanowany w szkole dzięki wpływom ojca. Jego dziewczyną była Elene Lucilla Craig — wysoka i szczupła blondynka z włosami do łokci. Natomiast Ralph Michael Smith zdobył jego sympatię, a jeszcze większą nienawiść Gary’ego, Willy’ego i Davida, dlatego że związał się z kuzynką Walkera i siostrą dziewczyny Drake’a — Isabelle Camille Craig — okrutną, szatynką z piwnymi oczami. Niezwykle ładna, ale nie zwracała uwagi na biedniejszych. Odrzucała każdego chłopaka, który nie mógł jej kupić jakiejś błyskotki za ok. 4 tys. $. Rozkapryszona dziewczynka z dobrego domu. Była to nowa właścicielka — po śmierci pani Walker — kopalni, którą miał dostać w spadku Gary, zanim uciekł z domu. Była ona typową przedstawicielką dumnego i napuszonego rodu Craig. Miała też błędne przekonanie na temat tego, że jest lepsza od innych, a jeszcze bardziej pokazywała to jako trzecioklasistka. Najstarsza w szkole i najbardziej z nią obeznana.

Ale i dziewczyny również miały swoich wrogów. Chociaż, można by rzec, że ich wzajemną nienawiść i wrogość do siebie zapoczątkowały ich drugie połówki, przyjaciele i przede wszystkim tak jak w przypadku Selene — rodzinna przeszłość. Od niepamiętnych czasów Walker’owie i Craig’owie byli przeciwko rodzinie Wood'ów i Ramis'ów. Nic pewnie nie zmieniło by się do dziś, gdyby nie Gary. Wolał porzucić rodzinę w imię przyjaźni. Przyjaźni, której jego „matka” nie umiała zaakceptować, przyjaźni z Selene Ramis i Davidem Woodem. Wszyscy zauważyli, że Gary był zupełnie inny niż jego krewni, dlatego też został „wyklęty” z rodziny. Selene pamiętała jak opowiadał im kiedyś, że jego matka wymazała jego zdjęcie z drzewa genealogicznego w ich rodzinie.

Selene Catherine Ramis była od podstawówki przyjaciółką Alana Craven’a. Nieco później, w pierwszej klasie gimnazjum, dołączyła się do nich Evanna Mary Lynn. Selene była szczupłą, średniego wzrostu dziewczyną. Miała czarne, hebanowe i kręcone włosy oraz brązowe oczy. Lubiła czarny kolor jak Alan. Jej matka — Esmelle Lilith Ramis — pracowała w oddalonej o kilka mil szkole językowej, dlatego córka widywała się z nią tylko w święta i wakacje. Jednak był też tego mały plus. Kobieta uczyła swoją córkę hiszpańskiego, francuskiego i włoskiego. Natomiast jej ojciec Johnny Tobias Ramis — jako szef jednego z banków — rozpieszczał córkę jak tylko mógł. Kupował jej różne prezenty bez żadnej okazji, zabierał na wycieczki, a w ogóle traktował jak księżniczkę. W jej 10-te urodziny postanowił, że zrobi jej pewną niepowtarzalną niespodziankę. Zabrał ją do banku i założył konto. Co miesiąc wpłacał tam połowę swojej wypłaty. Esmelle robiła tak samo. Na początku dziewczyna nie wiedziała, dlaczego rodzice to robili, ale później po kilkunastu latach prawda wyszła na jaw.

Pewnego dnia, kiedy przyjechała do szpitala dowiadując się o wypadku rodziców, ojciec wyznał jej prawie wszystko na łożu śmierci. Tego dnia straciła i matkę i ojca, a świat i dawne, szczęśliwe życie legło w gruzach bezpowrotnie.

Dziewczyna wbiegła do szpitala otwierając gwałtownie drzwi. Podbiegła do recepcji i zapytała drżącym głosem recepcjonistki ubranej całej na granatowo :

— Gdzie jest Johnny Ramis?

— Pokój 315.

— A Esmelle Ramis?

— A kim dla nich jesteś? — zapytała recepcjonistka roztrzęsioną dziewczynę.

— Córką.

— Idź do 315. Tam jest doktor Parrness. Wyjaśni ci wszystko. — powiedziała i uśmiechnęła się do niej smutno.

Patrzyła na dziewczynkę z litością w oczach. Sama była matką i nie wyobrażała sobie, by jej córka pochowała ją. Nie miała serca powiedzieć jej co stało się z jej rodzicami. Selene była taka młoda. Nie była nawet w stanie iść do pracy, a co dopiero mówić o samodzielności.

Dziewczyna wbiegła po schodach i po paru sekundach stanęła przed drzwiami pokoju. Kiedy wyszedł lekarz spojrzał na nią smutno. Ta wyczuła, że coś jest nie tak. Tylko dlaczego nikt nie chciał powiedzieć jej prawdy?

— Doktorze Parrness.

— Selene, tak? — zapytał i spojrzał na nią ze współczuciem.

— Tak. Co z moim tatą? A jak się czuje mama?

— Stan twojego taty jest zły. A można powiedzieć, że bardzo zły. Nie potrafię cię kłamać. Nie pozostaje ci żadna nadzieja. Przykro mi kochanie. — wyznał smutno lekarz.

— A moja mama? Esmelle.

— Pani Ramis niestety zmarła w drodze do szpitala.

— Nie… Nie… — szepnęła i usiadła na krześle stojącym przed salą 315, a z jej oczu popłynęły łzy prawie tak czerwone jak krew, która spływała z jej serca.

Lekarz podszedł do krzesła i usiadł koło niej. Też miał córkę i doskonale znał ten ból kiedy ktoś kogo się kocha odchodzi. Jego żona Ann Anastasia umarła dwa lata po ich ślubie. Nie zdążył nawet się nią nacieszyć. Zmarła tak nagle, a oni mieli przecież tyle planów do zrealizowania, tyle marzeń. Pamiętał doskonale jak jego córka — dowiedziawszy się o śmierci matki — zareagowała. Dwa tygodnie płakała i spała ze zdjęciem swojej matki przy poduszce. I doskonale wiedział jak czuje się Selene.

— Idź się z nim pożegnać. Potrzebuje cię. Ja nie miałem okazji pożegnać się z żoną, ale ty nie zrób tego błędu, bo potem nigdy go sobie nie wydarujesz.

Dziewczyna wytarła oczy i otworzyła powoli drzwi. Jej tata leżał bezsilny, a oczy straciły blask. Z ramienia wystawał kawałek osikowej gałęzi. Po szyi ciekła krew. Koszula podarta była na strzępy. Po jego palcach i ręce spływała krew kapiąc powoli na ziemię. W powietrzu unosił się zapach bliskiej śmierci.

— Tato. Co się z wami stało? Kto…?

— Selene. Selusia… — wziął ją za rękę i ciężko odetchnął — Posłuchaj mnie. Posłuchaj mnie uważnie kochanie…

— Tatusiu spokojnie. Wyjdziesz z tego.

Dziewczyna nie płakała przy nim, nie chciała okazać mu swojej słabości, nie chciała go zawieść ani wyprowadzić z błędu, że nie da sobie rady bez niego i mamy. Chciała, by teraz, w tak ciężkiej dla niego chwili nie martwił się o przyszłość swojej córki.

— Moja córeczko… Przez 5 lat. Co miesiąc. Razem z mamą… — przerwał, bo przed jego oczami przeleciał obraz jego żony z zakrwawioną twarzą na noszach, kiedy jeden z ratowników zasuwał czarny worek — Wpłacaliśmy na twoje konto 3 tys. $. Chcieliśmy cię zabezpieczyć… Na wypadek gdybyśmy… No wiesz…

— Tato… Rozumiem. — szepnęła dziewczyna widząc jak z wypowiedzeniem każdego kolejnego słowa jej ojciec cierpi i ile go to kosztuje.

— Kocham cię Selene. Mama też cię kocha. Nie wyrzekaj się tego… Kim naprawdę jesteś… A gdy przyjdą smutne dni, spójrz na gwiazdy i wiedz, że masz tam nas. Na zawsze. Moje słoneczko… Jakby to mama ujęła czasami tylko popatrz się w gwiazdy i uśmiechnij… — szepnął, a dziewczyna poczuła jak jego dłoń bezwładnie opada, a oczy powoli się zamykają, ale serce nie przestało jeszcze bić.

— Ja też was kocham i nigdy o was nie zapomnę. — powiedziała cichutko, ze łzami w oczach i złapała prawą ręką za prawy nadgarstek ojca.

— Dziecko nie rób tego…

— Obiecuję, że osoba, przez którą teraz cierpieliście zapłaci za to po trzykroć jeszcze większym cierpieniem. Obiecuję, że wszystko co zrobię będzie hołdem dla was.

— Zupełnie jak Esmelle…

Były to ostatnie słowa jakie usłyszała od ojca. Zdała sobie sprawę, że była to ostatnia rozmowa, ostatni uścisk dłoni, ostatnie spojrzenia. Została sama.

Przez dwa lata nauczyła się dorosłego i samotnego życia, a Alan i Evanna pomagali jej jak tylko mogli. Wtedy też jej ojciec chrzestny i kuzyn jej ojca — Richard Alexander Singleton, dyrektor liceum — przeprowadził się do Olympii i opiekował chrześnicą. Nie był wymarzonym zastępczym ojcem. Nigdy się nie odzywał, a wszyscy uczniowie się go bali. Uczył biologii, chociaż na lekcji gadał tylko o tym jak być dobrym i żeby szanować swoją rodzinę, a zwłaszcza rodzeństwo. Selene nie zachwycił pomysł, a mianowicie to, że będzie z nim mieszkała. Nigdy przedtem go nie widziała, nie znała, a teraz miał ponieść za nią odpowiedzialność. Obiecała sobie, że albo ona się wyniesie albo on. Takie właśnie było życie Selene.

Evanna była mniej więcej takiego samego wzrostu jak przyjaciółka, lecz miała blond włosy i brązowe oczy. Nieco grubsza od Selene, ale entuzjazm jaki od niej bił tuszował jej wszelakie wady. Często się uśmiechała. To właśnie ona zapoznała Selene z Natalie Samanthą Perez. Ta to dopiero była dziwna. Prawie co parę dni zmieniała kolor włosów, a styl ubierania Selene opisywała jako” umarły za życia”. Była kapitanem szkolnej drużyny cheerliderek. Kiedy na castingu odrzuciła Isabelle Craig zyskała sobie wrogów w postaci jej i jej siostry Elene, a także jej chłopaka Ralpha i chłopaka jej siostry — Nathana.

Richard Singleton był bardzo tajemniczym człowiekiem. Nikt nie wiedział, gdzie jest reszta jego rodziny i skąd pochodzą. Wszystko zostawało w rodzinie. Jedyną rzeczą, której nie ukrywał mężczyzna było pokrewieństwo z Ramis’ami i to, że jego chrześnicą jest Selene. Nie rozmawiał z nikim i zawsze był jakiś przybity. Nie miał przyjaciół, z nikim się nie spotykał. Zawsze się czegoś bał i był ciągle nieobecny. Ciągle gdzieś wyjeżdżał i nigdy nie potrafił odpowiedzieć na zadane pytanie. Kiedy zgodził się na prośbę swojego kuzyna i jego żony, każdy był zaskoczony. Jednak nikt też nie miał pojęcia, co tak naprawdę go gryzło. Swoim wyglądem też mało co zdradzał. Zawsze chodził w siwym, długim płaszczu zimowym i kapeluszu o wielkim rondle. Miał nawet długą brodę i wąsy i czasami uczniowie śmiali się z niego, że wygląda jak sam Merlin. Selene zgadzała się z tą opinią, ale nie mówiła mu tego w twarz. Tyle, że Merlin opisywany w książkach był miły dla swoich uczniów i pomocny dla ulubieńca, a Richard nie szanował nawet chrzestnej córki i wiecznie o coś się jej czepiał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: