Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pierwsze kroki. Jak staliśmy się ludźmi - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 marca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,90

Pierwsze kroki. Jak staliśmy się ludźmi - ebook

Niezwykła, wciągająca opowieść, łącząca historię, naukę i kulturę, dzięki której dowiadujemy się, co pozwoliło ludziom stać się dominującym gatunkiem na naszej planecie.

Chodzimy z podniesionym dumnie czołem, podążamy śladami innych, celebrujemy pierwsze kroki naszych dzieci. Tylko dlaczego i jak dokładnie zaczęliśmy chodzić na dwóch nogach? I jaką cenę przyszło nam za to zapłacić? Dwunożność ma swoje złe strony: poród jest trudniejszy i niebezpieczny, w biegu rozwijamy prędkość znacznie mniejszą niż inne zwierzęta i cierpimy na szereg dolegliwości, od przepuklin po problemy z zatokami.

Ale to też ta cecha uczyniła nas ludźmi.

W Pierwszych krokach paleoantropolog Jeremy DeSilva pokazuje, w jaki sposób chodzenie w pozycji wyprostowanej stało się początkiem pojawienia się wielu cech, które czynią nas ludźmi – od zdolności technologicznych, żądzy odkrywania i podróżowania, po wykształcenie mowy i uczuć wyższych takich jak współczucie, empatia czy altruizm.

„Dwunożność dała nam, poza mnóstwem kłopotów, cechy absolutnie wyjątkowe: altruizm i empatię.
DeSilva fascynująco opowiada, jak do tego mogło dojść”.
– Piotr Stanisławski, crazynauka.pl

„Naukowa podróż do źródeł człowieczeństwa. Zaskakująca, błyskotliwa książka”.
– Tomasz Targański, tygodnik „Polityka“

Literatura popularnonaukowa w najlepszym wydaniu… niezwykle przekonująca.
– „Science News“

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8195-952-0
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Jak chodzimy

Chodzenie to upadanie w przód. Każdy krok jest przerwanym nurkowaniem, powstrzymanym upadkiem, zażegnaną katastrofą. W ten sposób chodzenie staje się aktem wiary.

Paul Salopek, na początku swojej dziesięcioletniej, 30000-kilometrowej podróży śladami naszych wczesnych przodków, z ich afrykańskiej kolebki na krańce świata (grudzień 2013)

Bądźmy szczerzy – ludzie są dziwaczni. Chociaż jesteśmy ssakami, nasze ciała są stosunkowo marnie owłosione. Inne zwierzęta komunikują się między sobą, my – rozmawiamy. Inne zwierzęta dyszą, podczas gdy my się pocimy. Nasze mózgi w porównaniu z rozmiarem ciała są wyjątkowo duże i jako gatunek byliśmy w stanie stworzyć zaawansowane cywilizacje. Bodaj najdziwniejszą cechą ze wszystkich jest jednak to, że ludzie poruszają się na w pełni wyprostowanych tylnych kończynach.

Znalezione dotychczas skamieniałości wskazują, że nasi przodkowie zaczęli chodzić na dwóch nogach, na długo zanim pojawiły się inne typowe dla ludzi cechy, włączając w to duży mózg i mowę. Poruszanie się w pozycji pionowej nadało naszej gałęzi drzewa ewolucyjnego unikalny kształt wkrótce po tym, jak nasi człowiekowaci przodkowie odłączyli się od linii dzielonej z szympansami.

Już Platon dostrzegał wyjątkowość i ważkość dwunożności, definiując ludzi jako „dwunożne, nieopierzone zwierzęta”. Legenda mówi, że sławny cynik Diogenes nie był zachwycony tym opisem i zaprezentował gawiedzi „człowieka Platona”, którym był oskubany kurczak, trzymany przez niego w dłoni. Platon zmodyfikował swoją definicję, dodając do niej „z płaskimi paznokciami”, ale twardo upierał się przy fragmencie traktującym o dwunożności.

Od tamtej pory dwunożność zagnieździła się w naszych słowach, wyrażeniach i rozrywce. Pomyślcie tylko, na jak wiele sposobów opisujemy chód: spacerujemy, przechadzamy się, maszerujemy, skradamy się na paluszkach, powłóczymy lub szuramy nogami, kroczymy, idziemy zawadiackim krokiem, sadzimy susy, tupiemy, stąpamy, łazimy, przemierzamy, drepczemy, człapiemy. Ktoś może komuś wejść na głowę albo pójść spać. Nieszczęścia chodzą parami, szewc bez butów chodzi, a geniusze są chodzącymi encyklopediami. By nadać ludzkie cechy animowanym postaciom z kreskówek, rysownicy stawiają je na dwóch nogach. Myszka Miki, Królik Bugs, Goofy, Snoopy, Kubuś Puchatek, SpongeBob Kanciastoporty i pies Brian z serialu Głowa rodziny – wszyscy chodzą na dwóch nogach.

W ciągu swojego życia pełnosprawna osoba stawia średnio około 150 milionów kroków – wystarczająco dużo, aby trzykrotnie okrążyć Ziemię wzdłuż równika.

Ale czym jest dwunożność i w jaki sposób ją realizujemy?

Naukowcy często opisują ten rodzaj poruszania się jako „kontrolowany upadek”. Kiedy podnosimy nogę, grawitacja przejmuje pałeczkę i ciągnie nas w przód i w dół. Oczywiście nie chcemy upaść na twarz, więc bronimy się przed tym, wyciągając przed siebie nogę i opierając stopę na ziemi. W tym momencie nasze ciało znajduje się fizycznie niżej niż na początku „podróży”, dlatego musimy się znów wznieść nieco wyżej. Mięśnie łydek kurczą się, unosząc środek masy w górę. Wtedy podnosimy drugą nogę, wyciągamy ją do przodu i znów opadamy. Jak to opisał prymatolog John Napier w 1967 roku, „ludzki chód jest unikalną aktywnością, w czasie której ciało przy każdym kroku balansuje na skraju katastrofy”.

Następnym razem, gdy zauważycie idącą osobę, zwróćcie uwagę, jak z każdym krokiem jej głowa unosi się i opada. Ten falisty ruch jest charakterystyczny dla naszego sposobu chodzenia.

Oczywiście nasz chód nie jest ani niezgrabny, ani aż tak prosty. Naprężając mięśnie nóg i podnosząc nasz środek masy, zatrzymujemy w sobie energię potencjalną. Kiedy grawitacja przeważa i zaczyna ściągać nas w przód, energia potencjalna zamienia się w energię kinetyczną, czyli ruch. Dzięki wykorzystaniu grawitacji możemy zaoszczędzić nawet 65% energii, którą musielibyśmy zużyć na poruszanie się. Przeskoki z energii potencjalnej na kinetyczną są charakterystyczne dla działania wahadła i to właśnie do odwróconego wahadła, które przypomina metronom, można porównać nasz chód.

Czy różni się to od sposobu, w jaki chodzą na dwóch łapach inne zwierzęta, kiedy stają dęba? Okazuje się, że tak.

Jako doktorant spędziłem miesiąc z dzikimi szympansami w Parku Narodowym Kibale Forest w zachodniej części Ugandy. Tam poznałem Berga. Był to duży samiec ze wspólnoty szympansów w Ngogo, niezwykle dużej grupy małp człekokształtnych, liczącej około 150 osobników. Berg był już starszy, zaczynał łysieć, a jego futro w dolnej części pleców i na łydkach pokryte było gdzieniegdzie kępkami siwych włosów. Berg nie zajmował zbyt wysokiej pozycji w stadzie, ale od czasu do czasu testosteron dawał o sobie znać, włosy Berga najeżały się i wydawał z siebie poprzedzone pohukiwaniem wycie, które niosło się echem po lesie. Kiedy Berg był w takim nastroju, ludzie usuwali mu się z drogi.

Berg chwytał gałąź z ziemi albo odłamywał ją z pobliskiego drzewa, stawał wyprostowany i maszerował po poszyciu na dwóch nogach. Nie poruszał się jednak jak człowiek. Jego kolana i biodra były ugięte. Chodził w zabawny sposób, tak jak prezentował to Groucho Marx w Dniu na wyścigach i innych filmach braci Marx. Berg nie był w stanie złapać równowagi na jednej nodze, więc przedzierał się przez las, niezgrabnie kołysząc się z boku na bok. Była to energetycznie kosztowna forma przemieszczania się, dlatego dość szybko się męczył i po kilkunastu krokach opadał z powrotem na cztery nogi.

Ludzie dla odmiany nie poruszają się przykucnięci. Stoimy z wyprostowanymi biodrami i kolanami. Nasze mięśnie czworogłowe uda nie muszą pracować aż tak intensywnie, jak u szympansa, kiedy porusza się na dwóch nogach. Mięśnie obejmujące boki naszych bioder pozwalają nam zachować równowagę podczas stania na jednej nodze. Kroczymy z wdziękiem i znacznie większą wydajnością energetyczną niż Berg.

Skąd jednak wzięły się owe zmiany w naszej anatomii? I dlaczego ta niezwykła forma poruszania się w ogóle miała szansę zaistnieć?

Rozpocznijmy naszą podróż od analizy dwunożności najszybszego człowieka na naszej planecie. W 2009 roku Usain Bolt, sprinter z Jamajki, ustanowił rekord świata w biegu mężczyzn na 100 metrów, pokonując tę odległość w 9,58 sekundy. Między 60. a 80. metrem utrzymał maksymalną prędkość niemal 45 km/h przez około półtorej sekundy. W porównaniu z innymi ssakami ten ludzki demon szybkości jest jednak wręcz śmiesznie powolny.

Gepardy, najszybsze ssaki lądowe, potrafią przyspieszyć do ponad 110 km/h. Gepardy zazwyczaj nie polują na ludzi, ale lwy i lamparty, które czasami to robią, biegają z prędkością do 90 km/h. Nawet ich regularne ofiary, włączając w to zebry i antylopy, potrafią umknąć przed ich potwornymi paszczami z podobną szybkością. Innymi słowy, zawody biegowe w Afryce między drapieżcami i ofiarami nie schodzą poniżej przeciętnej prędkości 50 km/h. Tak szybko biega większość drapieżników i tak samo szybko uciekają ich ofiary. Oprócz nas.

Usain Bolt nie tylko nie zdołałby uciec lampartowi, ale nie potrafiłby nawet dogonić królika. Najszybsi przedstawiciele naszego gatunku biegają z prędkością o połowę mniejszą niż antylopa. Poruszając się na dwóch nogach zamiast na czterech, straciliśmy zdolność galopu. Staliśmy się przez to wyjątkowo powolni i narażeni na atak.

Dwunożność sprawia również, że nasz krok jest nieco niestabilny. Czasami ten wdzięczny „kontrolowany upadek” wcale nie jest aż tak dobrze kontrolowany. Wedle amerykańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC), ponad 35 tysięcy Amerykanów umiera rocznie z powodu upadku. To niemal tyle samo, co w wypadkach samochodowych. Zastanówcie się, kiedy ostatnim razem widzieliście czteronożne zwierzę – wiewiórkę, psa, może kota – potykające się i przewracające?

Powolność i brak stabilizacji chodu wydaje się doskonałą receptą na wymarcie, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż nasi przodkowie dzielili ląd z ogromnymi, szybkimi i wygłodniałymi przodkami dzisiejszych lwów, lampartów i hien. Mimo to nadal tu jesteśmy, co oznacza, że muszą istnieć jakieś znaczące, przeważające wady plusy dwunożności. Jakie? Znakomity reżyser filmowy Stanley Kubrick sądził, że zna odpowiedź.

W Odysei kosmicznej 2001, filmie Kubricka z 1968 roku, na suchej afrykańskiej sawannie wokół wodopoju gromadzi się grupka kosmatych małp człekokształtnych. Jedna z nich spogląda zaciekawiona na dużą kość leżącą na ziemi. Chwyta ją niczym kij i delikatnie stuka w pozostałe kości rozsypane dookoła. W tym momencie rozlegają się pierwsze dźwięki Tako rzecze Zaratustra, op. 30 Richarda Straussa. Rogi: da, da, dam, BAM, BAM! Bęben basowy: bum-bum, bum-bum, bum-bum, bum. Małpa wyobraża sobie, że używa kości jako narzędzia do zabijania. Kudłata bestia staje na tylnych łapach i uderza swoją bronią, roztrzaskując leżące na ziemi kości – symbolicznie zabijając posiłek lub wroga. W taki właśnie sposób Kubrick wyobrażał sobie narodziny człowieka. Wraz ze współautorem Arthurem C. Clarkiem zaadaptowali ówcześnie obowiązujący model genezy człowieka i początków poruszania się w postawie wyprostowanej.

Ów wzorzec historyczny nadal funkcjonuje, chociaż niemal na pewno jest błędny. Postuluje bowiem, że dwunożność wyewoluowała w środowisku sawanny po to, aby uwolnione ręce mogły posługiwać się bronią. Zakłada zatem, że ludzie są i zawsze byli agresywni. Owe idee wywodzą się jeszcze z XIX wieku.

Książka Darwina O powstawaniu gatunków z 1859 roku jest bodaj najbardziej wpływową pozycją piśmienniczą świata. Darwin nie wynalazł ewolucji; naturaliści dyskutowali o zmienności gatunków dziesiątki lat wcześniej. Jego największym wkładem było zaprezentowanie testowalnej teorii o tym, jak populacje się zmieniały i nadal zmieniają się wraz z upływem czasu. Nazwał ten mechanizm „selekcją naturalną”, chociaż większość z nas zna go pod pojęciem „doboru naturalnego”. Ponad 150 lat później mamy wiele niezaprzeczalnych dowodów, że selekcja naturalna jest ważną siłą napędową zmian ewolucyjnych.

Niemal od samego początku sceptycy zaczęli krzywić się i burzyć na sugestie, jakoby człowiek miał się wywodzić od małp, jednak w O powstawaniu gatunków Darwin prawie w ogóle nie odniósł się do ewolucji swojego własnego gatunku. Na przedostatniej stronie książki napisał, że „wiele światła padnie na kwestię pochodzenia człowieka i jego historię”.

Niemniej jednak Darwin myślał o ludziach. 12 lat później w książce O pochodzeniu człowieka z 1871 roku przedstawił hipotezę, że ludzie posiadają kilka wzajemnie współzależnych cech. Twierdził, że jesteśmy jedynymi człowiekowatymi, które używają narzędzi. Wiemy już, że Darwin się mylił, ale obserwacje Jane Goodall na temat szympansów zamieszkujących Park Narodowy Gombe Stream w Tanzanii miały pojawić się dopiero 90 lat później. Darwin prawidłowo założył, że ludzie są jedynym w pełni dwunożnym gatunkiem człowiekowatych, a także to, że mamy nietypowo małe kły.

Darwin uważał, że owe trzy ludzkie atrybuty – używanie narzędzi, dwunożność i zredukowane kły – są ze sobą powiązane. W jego wyobrażeniu osobniki poruszające się na dwóch nogach miały wolne ręce, a więc mogły używać narzędzi. Dzięki temu przestały potrzebować dużych kłów do walki z rywalami. Darwin uznał, że zmiany te ostatecznie doprowadziły do powiększenia się mózgu.

Na drodze jego rozumowania stały jednak pewne przeszkody. Przede wszystkim nie miał dostępu do bezpośrednich obserwacji zachowań dziko żyjących małp człekokształtnych – dane na ten temat pojawiły się dopiero około 100 lat później. Na dodatek w 1871 roku nie znano jeszcze ani jednej ludzkiej skamieniałości z kontynentu afrykańskiego, który obecnie (chociaż Darwin przewidział to już półtora wieku wcześniej) uważa się za kolebkę naszego gatunku. Jedynymi archaicznymi ludzkimi szczątkami, o których wiedział Darwin, były kości neandertalczyka znalezione w Niemczech i w tamtym czasie błędnie określone jako pozostałości szkieletu Homo sapiens.

Bez informacji dostarczanych przez skamienieliny i pozbawiony wiedzy dotyczącej zachowania naszych najbliższych żyjących krewnych (hominidów) Darwin zrobił, co mógł, tworząc hipotezę dotyczącą pojawienia się dwunożnego chodu.

Dane niezbędne do przetestowania tej hipotezy zaczęły się pojawiać dopiero w 1924 roku, kiedy to młody australijski profesor, neurolog Raymond Dart z Uniwersytetu w Witwatersrand w Południowej Afryce zakupił skrzynię kamieni z wykopków przemysłowych w pobliżu miasta Taung, znajdującego się około 450 kilometrów na południowy zachód od Johannesburga. Po otwarciu nabytku zauważył, że jeden z fragmentów wapienia zawierał skamieniałą czaszkę młodego naczelnego. Za pomocą pożyczonych od żony drutów do robienia swetrów Dart wydłubał czaszkę i skonstatował, że należała ona do jakiejś dziwnej odmiany naczelnych. Po pierwsze, dziecko z Taung, jak zaczęto je później nazywać, miało drobne kły, zupełnie inne niż u pawianów czy hominidów. Prawdziwe odkrycia leżały jednak w skamieniałym mózgu dziecka.

Moje główne zainteresowania koncentrują się na stopach i kościach nóg naszych przodków, ale historycznie i estetycznie rzecz biorąc, żadne inne wykopalisko nie dorównuje czaszce dziecka z Taung. W 2007 roku pojechałem do Johannesburga w RPA, aby ją zbadać. Bernhard Zipfel, tamtejszy kurator, jest moim przyjacielem i byłym podiatrą, który został paleoantropologiem, kiedy „znudził się naprawianiem halluksów”. Pewnego dnia wyciągnął z sejfu małe drewniane pudełko – to samo, które niemal 100 lat wcześniej Dart wykorzystał do przechowywania swojego cennego znaleziska z Taung. Zipfel ostrożnie wyciągnął skamieniały mózg dziecka i umieścił go w moich dłoniach.

Kiedy ów młodociany hominin umarł, mózg uległ rozkładowi i do czaszki dostało się błoto. Kolejne tysiąclecia mijały, a osady twardniały, tworząc endokast – wewnętrzny odlew czaszki – będący niemalże repliką mózgu. Doskonale zachowały się rozmiar i kształt pierwotnego mózgu, a nawet szczegóły pofałdowania kory oraz zewnętrznego unaczynienia czaszki. Anatomiczne szczegóły są tu wręcz nierealne. Ostrożnie obejrzałem skamienielinę z każdej strony i moim oczom ukazała się gruba warstwa lśniącego kalcytu. Odbijające się od niego światło wyglądało tak, jakbym patrzył na geodę, a nie na pradawne ludzkie szczątki.

Dart doskonale znał się na anatomii mózgu, zajmował się anatomią układu nerwowego, więc dobrze zachowane szczegóły pofałdowania kory mózgowej widoczne na skamienielinie były łutem szczęścia. Mózg dziecka z Taung miał wedle jego badań rozmiar podobny do tego u dorosłej małpy naczelnej, ale kora mózgowa zorganizowana była bardziej jak u człowieka.

Endokast pasował do tylnej części czaszki dziecka z Taung. Obróciłem ją powoli, spoglądając w mające 2,5 miliona lat oczodoły. Było to moje najbliższe spotkanie z pradawnym homininem. Kiedy spojrzałem na eksponat od spodu, zobaczyłem to, co Dart zaobserwował w 1924 roku: otwór potyliczny wielki, czyli dziura, przez którą przechodzi rdzeń kręgowy, był zlokalizowany pod czaszką, tak jak u ludzi. Mały Taung nosił głowę osadzoną na wyprostowanym pionowo kręgosłupie.

Innymi słowy dzieciak był dwunożny. W 1925 roku Dart oznajmił, że skamieniała czaszka należy do gatunku wcześniej nieznanego nauce. Nazwał go Australopithecus africanus, czyli „małpa człekokształtna z południowej Afryki”, zgodnie z tradycyjną już nomenklaturą, wedle której każde zwierzę ma nazwę określającą rodzaj i gatunek. Dla przykładu, wszystkie psy należą do tego samego gatunku, ale jednocześnie są częścią większej grupy, czyli rodzaju, do którego należą inne pokrewne zwierzęta – wilki, kojoty i szakale. Wszystkie zwierzęta należące do danego rodzaju są częścią jeszcze większej i nieco mniej spokrewnionej grupy, czyli tzw. rodziny, obejmującej także dzikie psy, lisy oraz wiele innych wymarłych już wilkopodobnych mięsożerców.

My i nasi przodkowie jesteśmy klasyfikowani w ten sam sposób. Współcześni ludzie należą do tego samego gatunku, a jednocześnie są ostatnimi żyjącymi przedstawicielami rodzaju, do którego w przeszłości zaliczały się inne człekopodobne grupy, jak choćby neandertalczycy. Nasz rodzaj, Homo, który pojawił się po raz pierwszy około 2,5 miliona lat temu, wyewoluował z gatunków, które należały do innego rodzaju: australopiteków (Australopithecus). Wszystkie gatunki zaliczające się do rodzajów Homo i Australopithecus są hominidami, co oznacza, że tworzą rodzinę spokrewnionych ze sobą zwierząt, do której należy wiele wymarłych i żyjących współcześnie wielkich małp, takich jak szympansy, bonobo (szympansy karłowate) czy goryle.

Oficjalna nazwa każdego zwierzęcia zaczyna się od nazwy rodzajowej, po której następuje nazwa gatunkowa. Przykładowo, taksonomiczna nazwa człowieka to Homo sapiens, psy to Canis familiaris, a dziecko z Taung to Australopithecus africanus.

Ważniejsza od nazwy była jednak interpretacja Darta dotycząca znalezionej skamienieliny. Uznał on, że nie był to przodek szympansów ani goryli, lecz wymarły krewny człowieka.

Podczas gdy społeczność naukowa debatowała nad znaczeniem odkrycia szczątków z Taung, kolejny południowoafrykański paleontolog Robert Broom rozpoczął poszukiwania skamienielin australopiteków w jaskiniach na północny zachód od Johannesburga, na obszarze znanym dzisiaj jako kolebka ludzkości. W latach 30. i pod koniec lat 40. badacz rozbijał twarde ściany jaskiń przy pomocy dynamitu, a następnie przetrząsał rumowisko, poszukując szczątków naszych przodków. Jeszcze do dzisiaj przy wejściu do jaskiń leżą ogromne sterty gruzu, a wiele z nich zawiera skamienieliny. Nazywa się je Stosami Brooma.

Chociaż współcześni paleoantropolodzy krzywią się na samą myśl o tak prymitywnym podejściu do wykopalisk, Broom zdołał mimo wszystko odkryć dwa różne rodzaje homininów. Jeden z nich, Paranthropus robustus, miał duże zęby i kostne wyrostki służące do przyczepu masywnych mięśni żujących. Drugi, dużo szczuplejszy, z mniejszymi zębami i mięśniami żuchwy, zdawał się pasować do charakterystyki australopiteka odkrytego przez Darta.

W jaskini Sterkfontein Broom znalazł skamieniały kręgosłup, miednicę i dwie kości kolanowe, które sugerowały, że Australopithecus africanus chodził na dwóch nogach. Dzięki technikom datowania radiometrycznego, analizującym zawartość uranu uwięzionego w wapieniu, z którego zbudowane są jaskinie, wiemy, że odkryte skamienieliny mają 2–2,6 milionów lat.

W międzyczasie Dart odkopywał kolejne skamienieliny w jaskini Makapansgat znajdującej się na północny wschód od kolebki ludzkości. Odkryte tam prehistoryczne szczątki uznał za wystarczająco inne od swojego cennego dziecka z Taung, by stwierdzić, że należą do innego gatunku. Hominin z Makapansgat otrzymał nazwę Australopithecus prometheus na cześć greckiego tytana, który przyniósł ludziom ogień, ponieważ wiele skamieniałych kości zwierzęcych znalezionych w pobliżu szkieletu australopiteka było osmalonych, jakby specjalnie je przypalono.

Dart odkrył też osobliwe uszkodzenia owych zwierzęcych szczątków: zostały strzaskane. Kości kończyn dużych antylop były połamane w sposób, który czynił z odłamków ostre narzędzia. Szczęki zostały rozłamane tak, jakby ktoś wykorzystywał je do cięcia. Dart znalazł również rogi antylopy, które można było chwycić w dłoń i użyć jako broni. W jaskini leżały dziesiątki potrzaskanych kości antylop i pawianów – ofiar brutalnego australopiteka.

W 1949 roku Dart opublikował swoje odkrycia, sugerując, że australopiteki rozwinęły kulturę, którą nazwał osteodontokeratyczną, łącząc greckie słowa oznaczające kości, zęby i rogi. Opierając się na tezach Darwina, twierdził, że twórcy owej kultury używali broni utworzonej z kości do atakowania innych zwierząt oraz przedstawicieli własnego gatunku.

Dart był lekarzem w australijskiej armii, nim przeniósł się na Uniwersytet w Witwatersrand. Większość 1918 roku spędził w Anglii i we Francji, gdzie był świadkiem końca pierwszej wojny światowej. Najprawdopodobniej zajmował się rannymi żołnierzami i tymi, których płuca zostały spalone na skutek ekspozycji na gaz musztardowy. 20 lat później Dart mógł jedynie bezsilnie patrzeć, jak cały świat staje w płomieniach kolejnego konfliktu zbrojnego. Nie dziwi więc, że Dart uznał, iż w Makapansgat znalazł dowody potwierdzające tezę, że początki istnienia ludzi były pełne agresji.

Teorie Darta dotyczące ludzkiej agresji i początków poruszania się w pozycji wyprostowanej zostały spopularyzowane przez Roberta Ardreya w Hipotezie łowcy, bestsellerowej książce z 1961 roku. Zaledwie siedem lat później małpoludy Kubricka rozbijały kości przy akompaniamencie Straussa. Phillip Tobias, były student Darta, znalazł się nawet na planie zdjęciowym Odysei kosmicznej 2001, by mówić aktorom przebranym w kostiumy małp, w jaki sposób powinni się zachowywać jako agresywne australopiteki.

Tymczasem w laboratorium w Ditsong w Muzeum Narodowym Historii Naturalnej w Pretorii w RPA bez specjalnego rozgłosu powoli obalano teorie Darta.

Charles Kimberlin „Bob” Brain był młodym naukowcem obdarzonym niezwykłym talentem do dostrzegania szczegółów. W latach 60. zbadał ponownie niektóre z „narzędzi” znalezionych przez Darta i okazało się, że pasowały one do kości naturalnie uszkodzonych lub złamanych pod naciskiem potężnych szczęk lampartów i hien. Okazało się, że Dart źle zinterpretował swoje odkrycia – nie zostały one specjalnie połamane przez ludzi.

Co więcej, okazało się, że zwierzęce kości zostały przypalone podczas pożaru buszu, zanim niesione strumieniami wody po ulewnych deszczach znalazły się w jaskini Makapansgat, aby tam skamienieć. Okazało się, że Australopithecus prometheus nie dał ognia rodzajowi ludzkiemu. Naukowcy nie potrafili również znaleźć wystarczająco dużych różnic między Australopithecus prometheus i Australopithecus africanus, żeby uzasadnić ich rozróżnienie jako dwa odrębne gatunki, dlatego też prometheus został włączony do africanus.

Brain wznowił wykopaliska rozpoczęte wiele lat wcześniej przez Brooma w jaskini Swartkrans w kolebce ludzkości. Odkrył tam fragment czaszki młodego australopiteka, któremu w katalogu nadano numer SK 54.

Kilka dni po zobaczeniu dziecka z Taung wybrałem się do Muzeum Narodowego Ditsong w Pretorii, aby przestudiować znajdujące się tam skamienieliny z jaskini Swartkrans. Stephany Potze, kierowniczka kolekcji, zabrała mnie do Sali Brooma – małego, wyłożonego czerwonym dywanem pokoju pełnego szklanych kaset zawierających niektóre z najważniejszych szczątków praludzi, jakie kiedykolwiek odkryto. Sala Brooma kojarzyła mi się z urokliwym małym antykwariatem.

Właśnie tam Potze umieściła w moich dłoniach eksponat SK 54. Jest to cienka, delikatna skamieniałość o jasnobrązowym kolorze z kilkoma czarnymi łatkami manganu. Uderzyła mnie obecność dwóch okrągłych otworów położonych około 2,5 centymetra od siebie. Wewnątrz kość była skręcona, jakby przebił ją otwieracz do puszek.

Następnie Potze wręczyła mi żuchwę przedpotopowego lamparta, również znalezioną w Swartkrans.

– Zrób to – powiedziała.

Jak wiele osób przede mną, ostrożnie przyłożyłem kły lamparta do otworów w czaszce SK 54. Pasowały idealnie.

Nasi przodkowie ze Swartkrans nie polowali. To oni byli ofiarami.

W ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci odkryto wiele szczątków wczesnych ludzi ze śladami pozostawionymi przez przedpotopowe lamparty, koty szablozębne, hieny czy krokodyle. Powtórna analiza dziecka z Taung wykazała, że również ta czaszka nosi w oczodołach ślady po pazurach. Najprawdopodobniej jakiś ptak drapieżny, zapewne wojownik wspaniały, porwał dziecko z Taung z ziemi i uniósł je w szponach, aby je zjeść.

Jak to często się zdarza w nauce, nawet najbardziej eleganckie, ogólnie akceptowane teorie tracą swoją słuszność w obliczu nowych dowodów. Chociaż wyobrażenie myśliwego, który potrzebował wolnych rąk do posługiwania się narzędziami i bronią, nadal funkcjonuje w naszej kulturze, jego istnienie przestało wyjaśniać początki chodu dwunożnego.

Dlaczego w takim razie dwunożność w ogóle zaistniała w ewolucji?

Niektórzy uczeni twierdzą, że nigdy się tego nie dowiemy. Jesteśmy jedynym gatunkiem zwierząt chodzącym w pozycji wyprostowanej, co nie ułatwia rozwiązania zagadki, ale sprawia, że staje się ona jeszcze bardziej fascynująca.

Oto dlaczego.

Wiele zwierząt potrafi pływać. Rekiny, pstrągi, kałamarnice, delfiny… Nawet wymarłe gady, tak zwane ichtiozaury, posiadały tę umiejętność. Mimo to żadne z tych zwierząt nie jest ze sobą spokrewnione. Delfiny są ewolucyjnie bliższe nam, zaś ichtiozaur był bliżej spokrewniony z jastrzębiem niż z rybą. Kształt ciała wymienionych zwierząt jest jednak zastanawiająco podobny.

Dlaczego? Okazuje się, że istnieje coś takiego jak „najlepszy sposób pływania”. Przodkowie owych rekinów, ichtiozaurów i delfinów, których kształt ciała był przystosowany do poruszania się w wodzie, pływali szybciej, zjadali więcej ryb i mieli liczniejsze potomstwo. W jaki sposób niespokrewnione organizmy wodne wykształciły tak podobne formy? Dzięki doborowi naturalnemu: opływowe ciało pojawiło się wiele razy w ewolucji jako najlepsze rozwiązanie dla szybkiego poruszania się w wodzie.

Coś takiego zdarzało się w przyrodzie wielokrotnie. Zarówno nietoperze, jak i ptaki czy motyle wykształciły skrzydła. Neurotoksyny służące do paraliżowania ofiar pojawiły się niezależnie u węży, skorpionów i ukwiałów. Naukowcy nazywają to konwergencją ewolucyjną.

Czy konwergencja może nam pomóc w wyjaśnieniu zagadki dwunożności? Gdybyśmy mieli polegać wyłącznie na żyjących współcześnie ssakach, odpowiedź byłaby przecząca, ponieważ jesteśmy jedynymi zwierzętami poruszającymi się w ten sposób. Gdyby inne ssaki również regularnie spacerowały na dwóch nogach, moglibyśmy je obserwować i badać, by zrozumieć, w jaki sposób dwunożność pomaga im w przetrwaniu. Czy ułatwia zbieranie pożywienia? Czy zapewniło jakąś przewagę w przeżyciu w dawnych środowiskach zamieszkiwanych przez naszych przodków? A może była to jakaś strategia rozpłodowa? Obserwacja hipotetycznych dwunożnych ssaków mogłaby dostarczyć nam ważnych wskazówek co do tego, dlaczego u dawnych ludzi wykształciła się taka forma lokomocji. Ponieważ nie ma dwunożnych zwierząt, odsiewanie rozsądnych hipotez od tych całkowicie szalonych jest szczególnie trudne.

Być może powinniśmy cofnąć się do czasów, gdy żyły dinozaury. Jeżeli to zrobimy, okaże się, że dwunożność wcale nie była aż taką rzadkością.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Przeł. S. Dickstein i J. Nusbaum.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: