Final Girls. Ostatnie ocalałe - Grady Hendrix - ebook + audiobook

Final Girls. Ostatnie ocalałe ebook i audiobook

Hendrix Grady

3,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Przetrwały najstraszniejszy koszmar, ale najgorsze dopiero nadejdzie… Final Girl to dziewczyna, która jako jedyna zostaje przy życiu, gdy pojawiają się końcowe napisy w horrorze. Zakrwawiona bohaterka, której udało się ocalić siebie, pokonać zabójcę i pomścić przyjaciół. Przeżyła najgorsze chwile w swoim życiu, lecz co dzieje się z nią dalej? Lynnette Tarkington jest właśnie taką jedyną ocalałą, której lata temu udało się przeżyć prawdziwą, a nie filmową masakrę. Przez ponad dekadę spotykała się z pięcioma innymi ocalałymi dziewczynami w specjalnej grupie wsparcia, próbując poradzić sobie z traumatycznymi wspomnieniami. Gdy pewnego dnia jedna z nich nie przychodzi na spotkanie, Lynnette zaczyna się obawiać najgorszego – ktoś wie o ich grupie i jest zdeterminowany, by ponownie dopaść dziewczyn. Jednak tym razem mają siebie i nie poddadzą się bez walki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 370

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 37 min

Lektor: Ilona Chojnowska

Oceny
3,3 (108 ocen)
13
33
38
18
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JoannaWisniewskaDrewicz

Całkiem niezła

Jestem świeżo po lekturze „Final Girls. Ostanie ocalałe”, Autorem jest Grandy Hendrix. Final Girls dla miłośników horrorów nie jest pojęciem obcym. To nikt inny jak dziewczyna, która jako jedyna uchodzi z życiem, kiedy pojawiają się napisy końcowe. Żyje. Pokonuje mordercę. Tylko co dalej? Taką właśnie bohaterką jest Lynnette, która z pięcioma innymi dziewczynami uczęszcza na grupę wsparcia dla osób przeżywających traumę po takich wydarzeniach. Pewnego dnia jedna z nich nie pojawia się na spotkaniu, Lynnette podejrzewa, że koszmar powrócił. Ma rację? A może to tylko wspomnienia nie dają o sobie zapomnieć? Początek był dla mnie trudny. Sama nie wiem dlaczego. Podchodziłam do tej książki kilka razy i odkładałam po kilku stronach. Pierwszy rozdział, drugi, trzeci… i wciągnęła totalnie! Dokończyłam praktycznie w jeden wieczór. Płynna akcja, ciągłe napięcie, duży dreszczyk emocji, sympatia do głównej bohaterki i niemalże kibicowanie jej… Lynnette i jej odwaga, wola walki, siła i umiejetno...
10
Lost70

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. Na początku trochę się dłużyła ale jak ruszyła akcja to nie mogłam się doczekać jak się to zakończy
10
Vlip2021

Nie polecam

niewiarygodnie nudne to było. udręka serio. nie polecam.
00
PaulinaJ29

Dobrze spędzony czas

Ten tytuł przypomniał mi za co lubię Hendrixa tak bardzo! Humor, groteska i makabra - niebezpieczne połączenie, ale w rękach tego autora - mistrzowskie.
00
Weganka_i_Tajga

Nie polecam

totalny gniot, nie da się tego ani czytać ani słuchać
00

Popularność




Grady Hendrix Final Girls. Ostatnie ocalałe Tytuł oryginału The Final Girl Support Group ISBN Copyright © 2021 by Grady Hendrix Published by agreement with JABberwocky Literary Agency, USA and Book/lab Literary Agency, Poland Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., 2022 Copyright © for this edition by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2022All rights reserved Redakcja Magdalena Ciszewska Korekta Katarzyna Marcisz Projekt typograficzny i łamanie Grzegorz Kalisiak | Pracownia Liternictwa i Grafiki Projekt okładki Mariusz Banachowicz Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Amando, Prawdziwa miłość to stawianie kogoś innego przed sobą. I właśnie dlatego pomyślałem, że powinnaś przejść po tamtym lodzie przede mną.

ostatnia ocalała (final girl) — niedoszła ofiara mordercy z horroru, ostatnia i jedyna, której udaje się przeżyć

OSTATNIE OCALAŁE

Posty z wątku r/lastladies na Redditcie, poświęconego ostatnim ocalałym

Budzę się, wstaję z łóżka i witam się z moją roślinką, odwijam batonik proteinowy i wypijam litr wody z butelki. Mija dobre pięć minut, zanim przypomnę sobie, że dzisiaj mogę umrzeć. Człowiek mięknie z wiekiem.

Idę do salonu, żeby wykonać czterdzieści ciosów kolanem i bocznych wymachów nogi w podporze przodem, aż mój pot nie spłynie na betonową podłogę. Ćwiczę ciosy łokciem w tył, aż do bólu ramion, a potem wchodzę na bieżnię, podkręcam prędkość na dwanaście kilometrów na godzinę i biegnę, dopóki moje uda nie zapłoną, a oddech nie zrobi się rwany, po czym dorzucam jeszcze pięć minut. Muszę się ukarać za to, że zapomniałam, jaka jest stawka. Szczególnie dzisiaj.

Kiedy biorę prysznic, zamykam drzwi do łazienki na rygiel od środka. Ścielę łóżko, by nie kusiło mnie położyć się z powrotem. Parzę herbatę i dopiero kiedy słychać pyknięcie czajnika elektrycznego, mam pierwszy dzisiaj atak paniki.

Nawet nie jest tak źle, po prostu czuję ucisk w piersi, jakby czyjeś wielkie łapsko miażdżyło mi płuca. Zamykam oczy i koncentruję się na tym, by rozluźnić mięśnie wyściełające gardło, zrobić kilka głębszych wdechów, dostarczyć tlen na samo dno płuc. Mijają dwie i pół minuty, a ja mogę znowu normalnie zaczerpnąć powietrza i wtedy otwieram oczy.

Moje mieszkanie jest jedynym miejscem na ziemi, w którym jest to możliwe. Sypialnia, salon, kuchnia i łazienka, gdzie — o ile zachowam odpowiednie środki ostrożności — mogę zamknąć oczy na dwie minuty. Reszta świata to niekończąca się krwawa jatka i wystarczy najdrobniejszy błąd, żebym padła trupem.

Idę do salonu i włączam CNN, żeby sprawdzić, ile dzisiaj ofiar. Wystarcza jedno spojrzenie i wiem, że najbliższe dwadzieścia cztery godziny będą fatalne.

Ujęcie z drona filmującego teren letniego obozu ginie pod zalewem innych śmieci, które CNN zawsze wciska w transmisję, ale widać sedany i karetki zebrane przed domkami, chodzących między drzewami ludzi w białych kombinezonach i blokującą przejazd żółtą taśmę policyjną. Zaraz pokazują przebitkę do materiału z zeszłej nocy. Patrzę na mrugające w ciemności niebieskie światła i nagłówek uderza mnie jak cios w splot słoneczny: Red Lake raz jeszcze miejscem okrutnej zbrodni.

Włączam dźwięk i wiadomości są dokładnie takie, jak się obawiałam. Nad Red Lake ktoś zamordował sześcioro opiekunów, którzy właśnie szykowali obóz na zakończenie sezonu. Zabójca wykorzystał różne bronie — kosę ręczną, wiertarkę, łuk i strzały, maczetę — i dorwałby siedem osób, gdyby jego niedoszła ofiara, szesnastoletnia Stephanie ­Fugate, jak głosi tekst na pasku, nie zepchnęła go ze stryszku na siano.

Morderca nie został jeszcze zidentyfikowany. Za to na ekranie pokazują zdjęcie z albumu szkolnego, na którym widzimy Stephanie z okrągłą twarzą i nieskazitelną cerą. Jej uśmiech odsłaniający aparat na zębach sprawia, że pęka mi serce. Po tym, co się wydarzyło zeszłej nocy, już nigdy nie będzie szczęśliwa. Teraz jest ostatnią ocalałą.

Oglądasz horror i milczący zabójca wykańcza po kolei ćpuna, dziwkę, kujona, sportowca i zastępcę szeryfa, a teraz pędzi przez las za dziewczyną dorabiającą jako opiekunka dla dziecka. To właśnie ona powiedziała, że nie powinni imprezować na opuszczonym letnim obozie, zwłaszcza w Halloween albo Święto Dziękczynienia, albo Dzień Drzewa czy którąś tam rocznicę tego czy innego nierozwiązanego morderstwa sprzed lat. Zabójca dzierży piłę/hak/nóż rzeźnicki, a dziewczyna nie ma nic — ani siły w rękach, ani masy, ani pistoletu. Jedyne, co jej zostało, to szybkie nogi i śliczna buzia. A jednak jakimś cudem udaje jej się dorwać mordercę, po czym patrzy odrętwiała w dal albo pada w ramiona przybyłych na miejsce policjantów, albo biegnie zapłakana do swojego chłopaka, rzuca ostatni tekst, zapala ostatniego papierosa, zadaje ostatnie znaczące pytanie, zostaje zabrana karetką i drze się tak, jakby już nigdy nie miała przestać.

Zastanawialiście się kiedyś, co się dzieje z taką ostatnią ocalałą? Kiedy już policja skreśli ją z listy podejrzanych, kiedy media wypuszczą jej zdjęcie z aparatem na zębach, pryszczami na twarzy i włosami, które aż proszą się o fryzjera, a te prędzej czy później trafią na okładkę jakiejś książki z gatunku true crime? Kiedy już skończą się marsze w blasku świec, minuty ciszy, a ktoś zasadzi krzaczek ku pamięci?

Ja wiem, co się dzieje. Kiedy kontrakt na film zostanie podpisany, kiedy franczyza upada, kiedy dziewczyna zda sobie sprawę, że gdy wszyscy inni składali papiery na uczelnie, ona była zamknięta na oddziale, gdzie udawała, że nie boi się ciemności. Kiedy wszystkie programy telewizyjne zostają odhaczone, kiedy trzeci z kolei terapeuta po prostu akceptuje to, że jest potrzebny tylko jako automat do wydawania psychotropów i nie dokona żadnego przełomu w leczeniu, kiedy dziewczyna zrozumie, że w jej życiu nie wydarzy się już nic ciekawszego niż to, co się wydarzyło, gdy miała szesnaście lat, kiedy przestanie wychodzić z domu, kiedy zacznie przeglądać zamki tak, jak inne kobiety przeglądają biżuterię, kiedy wyjedzie z miasta, bo ma już serdecznie dosyć tych pytających spojrzeń: „Dlaczego akurat ty?”, ze strony rodziców zmarłych przyjaciół, kiedy już straci wszystko, przeżyje pożar, pozna imiona swoich stalkerów. Kiedy to wszystko już się wydarzy, skończy w tym samym miejscu, w którym ja jestem dzisiaj: w piwnicy kościoła w Burbank, plecami do ściany, próbując jakoś na nowo poskładać życie.

Jesteśmy gatunkiem zagrożonym wyginięciem, z czego się bardzo cieszę. Zostało nas już tylko sześć. Kiedyś budziło to we mnie smutek, jednak zrozumiałam, że nasz czas skończył się w latach osiemdziesiątych, a świat poszedł naprzód. W przeszłości wyciągano z archiwum zakurzone materiały z okazji rocznic czy jakiegoś rebootu franczyzy, ale dzisiaj ludzie żyją wyciekami ropy i poufnych danych, protestami przeciwko podatkom i talibom. Nasza szóstka jest z innej epoki. Dla mediów jesteśmy niewidzialne. Równie dobrze mogłybyśmy nie istnieć.

Teraz jednak wyłączam CNN i zdaję sobie sprawę, że moje obliczenia były błędne — jest nas siedem. Tylko jakoś nie lubię myśleć o Chrissy. Nikt tego nie lubi. Nawet wspomnienie jej imienia może namieszać w głowie, bo ona jest zdrajczynią. Dlatego, chociaż zostały mi już tylko trzy godziny, żeby dotrzeć na spotkanie grupy, biorę głęboki wdech i próbuję z powrotem się skupić.

Adrienne będzie załamana. Sama została ostatnią ocalałą właśnie w Obozie Red Lake, ale później go wykupiła i zmieniła w miejsce wypoczynku dla ofiar przemocy, głównie niedoszłych ofiar strzelanin w szkole i dzieciaków, którym udało się uciec porywaczom. To dla niej cios w samo serce. Przynajmniej będziemy miały jakiś nowy temat do rozmowy, zamiast spierać się o stare sprawy, które nadal się za nami ciągną.

Nie mogę dłużej tego odkładać, więc szykuję się do wyjścia. Spotkanie grupy to jedyny moment, kiedy opuszczam mieszkanie, nie licząc cotygodniowego przejścia przez ulicę do skrzynki pocztowej, comiesięcznej kontroli dróg ewakuacji oraz wypadów po zakupy do sklepu na rogu, dwa razy w tygodniu. Nie lubię ryzyka. Włosy mam krótkie, żeby nikt nie mógł za nie chwycić. Noszę buty do biegania na wypadek, gdybym musiała uciekać. Nie wkładam luźnych ubrań.

Przeglądam zawartość kieszeni: klucze, pieniądze, telefon, broń. Po incydencie sprzed kilku lat przestałam nosić broń palną w transporcie publicznym, ale mam przy sobie gaz pieprzowy, nożyk do tapet w przedniej kieszeni i żyletkę przyklejoną do lewej kostki. Nie noszę słuchawek ani okularów przeciwsłonecznych i zawsze dbam o to, by moja kurtka była dość ciasna, by nie dało się za nic złapać. W końcu żegnam się z moją roślinką, biorę głęboki wdech, wychodzę z mieszkania i stawiam czoło światu, który chce mnie zabić.

Notatki dr Carol Elliott, wrzesień 2010

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

OSTATNIE OCALAŁE II

Bawełniana owieczka mówi: Jezus kocha jagnięta!

Trójka bardzo chudych duchów wstaje z grobu i oznajmia: Duchy są straszne… ale nie Duch Święty!

Zmartwychwstał! — krzyczą wielobarwne zawijasy nagryzmolone flamastrami.

Zatrzymuję się przy tym ostatnim. Wszystkie dziewczyny w grupie mają skomplikowane relacje z konceptem wstawania z martwych.

Powinnyśmy siedzieć w kręgu, lecz utworzyłyśmy literę C, ponieważ żadna z nas nie ma dość siły woli, żeby odwrócić się plecami do wejścia. Dani skrzyżowała ręce, rozstawiła szeroko nogi i siedzi niczym kowboj stoik przed ścianą z pomarańczowo-czarnych papierowych lampionów i syczących kotów. Jest ostatnią osobą na świecie, która potrzebuje przypomnienia o zbliżającym się Halloween.

Marilyn założyła nogę na nogę, w jednej ręce trzyma kubek ze Starbucksa, a na jej kolanach leży nowa torebka, bo jakżeby miała stać na podłodze. Podobno kosztowała tysiąc sto trzydzieści pięć dolarów, tak Marilyn powiedziała Julii, ale ja w to nie wierzę. Nikt by nie sprzedawał torebki ze sztucznej skóry za taką cenę, a prawdziwej Marilyn nie tknęłaby za nic w świecie.

— Trudno mi się skupić z pustym żołądkiem — tłumaczy właśnie Heather w swoim niekończącym się monologu o tym, jak to „nie spała od tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego”. Siedzi wychylona do przodu i macha rękami. — To przez hipoglikemię.

Najwyraźniej tematem przewodnim dzisiejszej kłótni będą przekąski.

Julia siedzi na wózku inwalidzkim i z nudów dudni palcami o koła. Ma na sobie ironiczną koszulkę z napisem Najlepszy tata na świecie i gapi się na duży, pomarszczony rysunek frunącego człowieka z wyciągniętymi wzdłuż boków rękami i napisem: „Jezus zmartwyhstał”.

Kiedyś wydawało mi się to dziwne, że spotykamy się w szkółce niedzielnej, otoczone przez przybory do malowania, ale teraz to pierwsze, na co patrzę co miesiąc, gdy już sprawdzę perymetr i drogi ucieczki. Nie dlatego że choćby w najmniejszym stopniu interesuje mnie artystyczne wyrażanie siebie potencjalnych ofiar morderstwa. Szukam znaków ostrzegawczych: obrazków eksplodujących pocisków i zakrwawionych noży, chłopców rysujących autoportrety, na których jako pozbawione szyi potwory trójkątnymi zębami rozrywają swoich rodziców. Szukam wskazówek sugerujących, że z tych dzieci wyrosną moi wrogowie, kolejne potwory podobne do tych, które próbowały nas wszystkie zabić.

— Może pomogłoby, gdybyś zjadła coś przed spotkaniem? — sugeruje dr Carol.

Dr Carol, jedyna w całym pomieszczeniu, która jest w stanie usiąść tyłem do drzwi, zajęła miejsce w paszczy litery C, podobnie jak przez ostatnie szesnaście lat. Idealnie wyprostowana z notatnikiem opartym na kolanie zajmuje się obsesją Heather na punkcie przekąsek z taką samą uwagą i troską jak wszystkim, co mówimy.

— Ale nie mam tego w harmonogramie — odpowiada Heather. — Trzymanie się harmonogramu jest bardzo ważne w leczeniu uzależnienia. Z domu muszę wyjść wcześnie, bo, jak wiecie, policja zabrała mi prawo jazdy i jeszcze go nie odzyskałam, więc droga zajmuje mi więcej czasu, a moim zdaniem punktualność jest ważna. Najwyraźniej Adrienne ma inne zdanie na ten temat.

— Jestem pewna, że Adrienne spóźnia się z ważnego powodu — zauważa dr Carol.

— Zdziwię się, jeśli w ogóle przyjdzie — odzywa się Julia, która zapewne również widziała wiadomości. — Ktoś już z nią rozmawiał? Próbowałam się do niej dodzwonić, ale włączała się poczta głosowa.

— Założę się, że wyłączyła telefon ze względu na prasę — rzuca Marilyn i przy ostatnim słowie krzywi się, jakby poczuła smród.

Marilyn po swoim kryzysie nie chciała więcej brać udziału w konferencjach prasowych i nie udzielała wywiadów na wyłączność, czym wzbudziła gniew wszystkich dziennikarzy w Ameryce, a potem jeszcze wyszła za superbogatego i wpływowego członka republikańskiej rodziny, więc przez lata miała z nas najgorsze przeprawy z mediami. Tak czy inaczej wszystkie to znamy — telefon nie przestaje dzwonić, dopóki go nie wyrwiesz ze ściany; reporter, którego w życiu nie widziałaś, zwraca się do ciebie po imieniu i tak przekonująco udaje, że chodziliście razem do liceum, że zaczynasz mu wierzyć; w szpitalu pojawia się daleka kuzynka, bardzo przejęta, z dyktafonem w torebce, żeby dostać tłusty czek od National Enquirer.

— Nie wydaje mi się, żeby dyskutowanie sytuacji Adri­enne bez jej udziału było właściwe — stwierdza dr Carol. — Jestem pewna, że poruszymy ten temat, gdy już dotrze. A tymczasem powiedzcie, co myślicie o obawach Heather?

Zapada krępująca cisza, bo wszystkie czekamy, kto chwyci przynętę, lecz nikt się nie odzywa. Jesteśmy ostatnimi ocalałymi. Potrafimy z łatwością omijać pułapki.

— Chciałam tylko powiedzieć, że mam pewne potrzeby i ponieważ nie mogę korzystać z takich samych wygód jak wy, naprawdę chciałabym, żebyśmy mogły napić się kawy, zjeść ciasteczka czy coś, bo ten pusty pokój jest przygnębiający — ciągnie Heather, żeby wypełnić czymś nasze milczenie.

Naprawdę nie ma zamiaru odpuszczać i wcale mnie to nie dziwi. W końcu jesteśmy kobietami, które walczyły mimo bólu, które potrafiły wyskoczyć z okna na trzecim piętrze albo wczołgać się na dach, chociaż ciało krzyczało, by wreszcie dać mu święty spokój i pozwolić umrzeć. Jeśli coś zaczynamy, trudno nam przestać.

— Nie przeszkadza mi to, co przynosi Heather — odzywa się Marilyn, a jej bransoletki dzwonią, gdy wymachuje kubkiem Starbucksa ze śladem czerwonej szminki na pokrywce. — Niech sobie przyniesie nawet pizzę. Ale czy możemy zmienić temat?

— Interesujące — kwituje dr Carol, chociaż tylko ona tak uważa. — Czy reszta podziela zdanie Marilyn?

Spotykamy się w szóstkę od szesnastu lat, więc wszystkie wiemy, co się zaraz stanie. To jak reakcja chemiczna — jeśli zostaną spełnione określone warunki, zostaną osiągnięte określone rezultaty. I jak na umówiony sygnał, odzywa się Julia:

— Myślę, że jedzenie i picie w czasie spotkania grupy wsparcia to sposób na odwrócenie uwagi. Ten kubas z sojowym chai też jest rekwizytem, który pozwala jej stworzyć dystans w stosunku do reszty grupy — tłumaczy, bo nie może przepuścić okazji, żeby się pokłócić z Marilyn.

— Niebywałe. Jak na to wpadłaś? — rzuca z przekąsem Marilyn z teksańskim akcentem.

— Dwie sesje temu narzekałaś, że utknęłyśmy w przeszłości — odpowiada Julia.

Marilyn patrzy po kolei na każdą z nas.

— No dobrze, czy ktoś nadal uważa, że to jest niezbędne? Sądzę, że skoro cały czas sobie dogryzamy, przydałyby nam się wakacje. Czy przypadkiem nie o to chodzi w terapii, że pewnego dnia powinna przestać być potrzebna?

Coś mnie ściska w piersi i zaczynam liczyć oddechy — siedem wdechów, siedem wydechów, powoli, spokojnie. Ona wcale tak nie myśli. Grupa wsparcia jest centralnym punktem życia każdej z nas, nawet dr Carol. Jej imperium poradnicze jest zbudowane na pracy, którą wykonała z nami w latach dziewięćdziesiątych, ale powód tego, że wciąż się spotykamy w kościelnej piwnicy zamiast w jednej z jej wypasionych klinik jak z żurnala, jest taki, że to nasz wspólny sekret, jedyne schronienie z dala od stalkerów i namolnych fanów, dziennikarzy i biografów. Dlaczego Marilyn tak łatwo przychodzi mówić o zaprzestaniu terapii?

— Niektóre z nas nie mogą sobie pozwolić na wakacje. Nie każda z nas wzbogaciła się na małżeństwie — wypala Julia.

— Inaczej niż twój były. Prawda, moja droga?

To cios poniżej pasa, nawet jak na Marilyn. Julia wyszła za swojego fizjoterapeutę, kiedy ciągle jeszcze się uczyła, jak żyć na wózku. Znam tę pokusę aż za dobrze. Pojawia się ktoś, kto twierdzi, że cię uratuje, a ty rzucasz mu się w ramiona i pozwalasz podejmować wszystkie decyzje. Możesz tylko mieć nadzieję, że odzyskasz rozum, zanim zniszczenia będą zbyt wielkie. W przypadku Julii nadzieje pozostały płonne — fizjoterapeuta sprzedał prawa do franczyzy, wyczyścił jej konta bankowe i zostawił ją na lodzie.

— Czyli tak to będzie dzisiaj wyglądać? Wbijanie szpil? Rozdrapywanie ran? Nie mamy powodu, żeby zachowywać się tak małostkowo. Jesteśmy silnymi, mocnymi kobietami. Dani jest przedsiębiorcza i samowystarczalna, Marilyn ma więcej pieniędzy niż my wszystkie razem wzięte, Adrienne jest praktycznie kandydatką do Pokojowej Nagrody Nobla… — odzywa się Julia, próbując przemówić nam do rozsądku.

— A jaką nagrodę ty przyjmiesz, Meryl Streep? — przerywa jej Heather. — Bo ja zaraz wrócę do nałogu, jeśli znowu zaczniesz recytować swoją biografię.

— Nie zamierzałam wspominać o sobie — odpowiada obrażona Julia.

— Szykowałaś się do tego.

— Myśl sobie, co chcesz — kwituje Julia, krzyżując ręce i opadając na oparcie wózka.

Heather wychyla się do przodu tak mocno, że kładzie piersi na kolanach, a jedną rękę podnosi jak do składania przysięgi na Biblię.

— Zapłacę ci dwadzieścia dolarów, jeśli spojrzysz mi w oczy i przysięgniesz, że nie zamierzałaś wymieniać wszystkich swoich dyplomów.

— I właśnie o to mi chodziło — komentuje Julia, zwracając się do dr Carol. — Zamiast zużyć naszą energię na coś produktywnego, podkopujemy siebie nawzajem. Sabotujemy grupę osobistymi konfliktami. To kontrproduktywne.

— Dwadzieścia dolarów — powtarza Heather.

— Nie masz dwudziestu dolarów — odpowiada Julia.

— Pożyczę od Marilyn.

— W twoim przypadku użyłabym innego słowa niż „pożyczyć” — stwierdza Marilyn.

— Nie traktuj mnie z góry! — wybucha Heather. — Radziłam sobie z tak paskudnymi rzeczami, jakie tobie się nawet nie śniły! Zmagałam się z astralnym gównem tak wysokiego rzędu, że ty na moim miejscu obsrałabyś te swoje satynowe majtasy.

— Wyluzuj — rzuca do niej Julia.

— Akurat ty nie musisz mnie bronić — rzuca do Julii Marilyn.

— No właśnie — potwierdza Heather.

— A ty uważaj — ostrzega ją Marilyn.

— Okej, zatrzymajmy się i pomówmy o tym — przerywa im dr Carol. Zastanawiam się, czy przepisuje sobie coś, żeby się uspokoić po sesjach. Tyle dobrego, że nikt już nie mówi o przekąskach. — Czy ktoś jeszcze zwrócił uwagę, jak szybko rozmowa między Marilyn i Heather zeszła z jedzenia na sprawy osobiste? Czy ktoś ma jakieś przemyślenia na temat przyczyn tego, co się właśnie wydarzyło?

Gdyby Adrienne dotarła na spotkanie, naprawdę dobrze byśmy się dogadywały. Kiedy jest wśród nas, czujemy, że musimy trzymać fason.

— To był żart — mamrocze Heather.

— Przestań dramatyzować i przed przyjściem kup sobie kawę w Starbucksie. Kofeina hamuje apetyt — stwierdza Marilyn.

— Niektórych z nas nie stać na kawę dla bogaczy. Na spotkaniach anonimowych alkoholików zawsze mają darmową kawę i do tego jeszcze ciasteczka. A może kupisz mi kartę do Starbucksa? I tak mi wisisz.

— Moje drogie… — zaczyna dr Carol.

— A co dokładnie ci wiszę? — pyta Marilyn.

— Oszukałaś mnie przy „Gwiazdach Horroru” — wyjaśnia Heather. — Miałam już wszystko załatwione, a potem ty przyszłaś i nawaliłaś. Jak mam spłacić dług wobec ciebie, jeśli ciągle będziesz mi przeszkadzać w zarabianiu?

— Kogo ty próbujesz oszukać? — Marilyn przewraca oczami. — Obie dobrze wiemy, że nigdy go nie spłacisz.

Heather eksploduje i przestaję jej słuchać. Jak my wszystkie. Słyszałyśmy już każdy jej monolog. Jak Marilyn śmie ją tak szkalować? Jak śmie sugerować, że przysięga na honor ćpunki, która zapaliła, wciągnęła nosem i wstrzyknęła sobie każdy związek chemiczny na planecie, nie jest wiążąca? Jak Marilyn śmie rzucać aluzje, że słowo Heather nie jest werbalnym odpowiednikiem niepodważalnego dokumentu sporządzonego przez zespół prawników?

Heather zawsze coś kombinuje. Mnie i Julii dała spokój, bo nie mamy pieniędzy, odpuściła też Dani, bo nie ma takiej siły, żeby skłonić Dani do zrobienia tego, czego Dani nie chce, ale nieustannie zaczepia Adrienne i Marilyn, opowiadając im o swoich projektach, umowach licencyjnych, kolaboracjach, ustawkach. Hieny tego świata już dawno się przekonały, że Heather to nasze najsłabsze ogniwo.

Nigdy nie mów zgiń: Ostatnie ocalałe powracają („Time”, 1998)

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki