W poszukiwaniu utraconego smaku - Stefan Grajek - ebook + książka

W poszukiwaniu utraconego smaku ebook

Grajek Stefan

0,0

Opis

Żyjemy w przedziwnych czasach. Szalejący postmodernizm dekonstruuje utrwalone przez wieki

wartości europejskie jak: wiedza, wiara, postęp, naród, rodzina, demokracja. W walce z tradycją i

tożsamością, kluczową rolę odgrywa zawłaszczanie języka, podmieniane są desygnaty

poszczególnych wyrazów i pojęć. Zmienia się nasza wrażliwość, zanikają w duszy receptory zła.

Prof. Stefan Grajek – kardiolog - w niemedycznych a eseistycznych tekstach diagnozuje serce i

krwiobieg współczesnego świata. W swoich podróżach i peregrynacjach po Europie – jest

wybitnym znawcą Italii, czuje jej smaki i symbole - wierny przesłaniu Zbigniewa Herberta szuka:

„włókien duszy” i „chrząstek sumienia”. Szuka – z wręcz medyczną precyzją i uporem – śladów

ozdrowieńczych głosów: sztuki i piękna, nauki i mądrości a przede wszystkim prawdy na

areopagach współczesnych debat, sporów i codziennego jarmarku próżności.

Uwaga! Nie wystawia żadnej recepty, nie moralizuje z pasją i swadą „wymierza sprawiedliwość

widzialnemu światu” – odważnie pyta i zachęca: Sapere aude incipe! – albowiem bycie

człowiekiem zobowiązuje. Do bycia mądrym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 323

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stefan Grajek W poszukiwaniu utraconego smaku ISBN Copyright © Stefan Grajek, 2023All rights reserved Redaktor prowadzący Jan Grzegorczyk Redaktor językowy Bogusław Jusiak Projekt okładki i stron tytułowych Tobiasz Zysk Skład i łamanie Teodor Jeske-Choiński Na okładce wykorzystano zdjęcie obrazu Rembrandta „Lekcja anatomii doktora Tulpa” z Mauritshuis w Hadze. Na wewnętrznych stronach okładki: (1) Replika obrazu Rembrandta wykonana przez Andrzeja Popiaka. Siedemnastowiecznych bohaterów zastąpił zespół pracowników kliniki kierowanej przez prof. Stefana Grajka wyjaśniającego tajniki anatomii. (2) Kadr z filmu Luchina Viscontiego „Lampart”. Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Moim dzieciom: Annie, Maciejowi i Maksymilianowi

Od autora

Potęga smaku — w poszukiwaniu włókien duszy i chrząstek sumienia

Zbigniew Herbert

 

Żyjemy w czasach dziwnych i groźnych, czasach szalejącego postmodernizmu. Na naszych oczach dekonstruowane są utrwalone przez wieki wartości europejskie, jak: wiedza, wiara, postęp, naród, rodzina, demokracja. W zajadłej walce z tradycją i tożsamością kluczową rolę odgrywa zawłaszczanie języka, podmieniane są desygnaty poszczególnych wyrazów i pojęć. Językoznawcy fenomen ten nazywają dryfem semantycznym, podmywającym nasze wartości, który uderza i zagarnia to, co jeszcze wczoraj było dla nas jasne, jednoznaczne i czytelne.

W rozmowach z synem Maksem i jego kolegami, uczniami klas maturalnych, uderzyła mnie powierzchowność wygłaszanych przez nich ocen, trywialny redukcjonizm, ubóstwo językowe, egoizm, selfizm, nie wspominając o rażących brakach wiedzy zarówno historycznej, jak i z szeroko rozumianej kultury. Pomyślałem wówczas o potrzebie utworzenia archiwum zapomnianych pojęć i znaczeń, gdzie mógłbym pełnić rolę kustosza — opiekuna, stąd pomysł napisania zbioru esejów. Ponownie nawiążę do ulubionego Herberta:

 

Tak więc estetyka może być pomocna w życiu

Nie należy zaniedbywać nauki o pięknie.

 

Myśl o archiwum zapomnianych pojęć i znaczeń powstała w drodze — podróży. To ona, odkrywanie napotykanego piękna i harmonii, otwierała oczy na to, co bezpowrotnie gubimy, czego nie chcemy rozumieć i czego bezmyślnie się wyrzekamy. Dzielę się więc z Tobą, Drogi Czytelniku, tymi przemyśleniami.

Konsekwencją degradacji Boga jest zanik odpowiedzialności moralnej i przerost odpowiedzialności utylitarnej. Ta pierwsza wymaga od nas wewnętrznej zdolności odróżnienia dobra od zła. Stępiając wrażliwość na zło, wypłukujemy z siebie poczucie winy, stając się ludźmi nieodpowiedzialnymi. Ta druga, wymuszona społecznie, jest koniecznością akceptowania przez podmiot ludzki wypracowanych norm uznanych za słuszne i powszechnie przyjmowane. Źródłem pierwszej jest transcendencja, drugiej — pozytywizm prawniczy. Czujemy bolesne rozdarcie między przykazaniami moralnymi wyprowadzonymi z prawa naturalnego a normami prawniczego pozytywizmu. Aprobując obowiązujący porządek prawny, nie chcemy jednak, aby został on wykorzystany do kształtowania naszych sumień i naszej wrażliwości.

Rozumne zarządzanie masami ludzkimi wymaga wiedzy statystycznej, stąd postępujący proces digitalizacji i cyfryzacji rzeczywistości. Analiza danych umożliwia ocenę niemal wszystkiego, podstępnie zostaliśmy ponumerowanymi zasobami ludzkimi. Wypis leczenia szpitalnego, niegdyś kilkustronnicowa epikryza, dziś jest kartą pokrytą kolumnami cyfr — wskaźników. Krzywa Gaussa brutalnie rujnuje poczucie naszej indywidualności, wyjątkowości. Z własności krzywej wynika „zmatematyzowana przeciętność” (X ± SD), która zawsze wynosi 68,2%. Kastowe społeczeństwo mrówek jest racjonalniej zarządzane, ale czy pojedynczy osobnik jest szczęśliwszy? Niewykluczone, że w dniu Sądu Ostatecznego będziemy reprezentowani przez „funkcję wielu zmiennych” uwzględniającą rozkłady naszych uczynków. Jej wartość będzie miarą całego życia i nie wątpię, że każdy się o tym przekona.

Po rozmowach z Maksem i jego kolegami przekonałem się, że intymność kojarzy się z kontaktami seksualnymi gdzieś w ustronnym miejscu, z dala od… W epoce wszechobecnego ekshibicjonizmu wymóg ustronności to wzruszający relikt obyczajowej przyzwoitości. Nie chcę jednak desygnatu słowa „intymność” sprowadzić tylko do skrytego przed wścibskimi odosobnienia umożliwiającego swobodny kontakt cielesny. Intymny znaczy również: ściśle osobisty, poufny, sekretny, tajny, zażyły. Rozmowa intymna oznacza tajną, sekretną wymianę opinii. Słowo „intymność” pochodzi od łacińskiego intimus — wewnętrzny, najgłębiej skrywany — i odwołuje się do intelektualno-emocjonalnych nastrojów człowieka. Wyrazem pokrewnym jest „intuicja” — wyczucie, przeczucie. Intuicja to akt bezpośredniego uzyskiwania wiedzy albo pewności lub wnioskowania w jakiejś sprawie bez rozumowania. Intuicja to rodzaj irracjonalnego, nieempirycznego myślenia; jej symbolem jest serce, a nie rozum. Serce intuicyjnie wyczuwa i akceptuje potrzebę intymności, rozum analizuje jej zasadność. Łacińskie intuitio oznacza wejrzenie, od intueri — wpatrywać się, kontemplować. Szeroki zakres znaczeń słowa „intymność” odzwierciedla istotność tego atrybutu miłości w jej wszystkich rodzajach: zmysłowej, rodzinnej, przyjaźni, a nawet miłości do rzeczy materialnych — po stronie profanum, oraz amore Dei i amore in Deo — po stronie sacrum.

Zebrane w tomiku eseje w każdym z poruszanych tematów implicite zakładają obecność transcendencji, umożliwiającej głębsze rozumienie rzeczywistości. W jej poznaniu aprioryczne pojęcia Absolutu, Boga, nawet jeżeli zdaniem niektórych to tylko metafory czy metonimie iluzji — są potrzebne. Rozwiewają szereg wątpliwości chociażby dlatego, że dostrzegamy, iż wątpliwość jest możliwa właśnie dzięki tym pojęciom. Pytanie o sensowność świata jest tylko wówczas przenikliwe oraz intrygujące, gdy istnieje idea Boga, Absolutu. Idee te umożliwiają więc głębsze, a zatem bardziej prawdziwe poznanie wszechświata.

Rozmyślania o odpowiedzialności. Vicenza i brzemię Edypa

Należy podróżować, by się czegoś nauczyć.

Mark Twain

 

Zamknąłem za sobą gwarną przedświąteczną atmosferę baru w hotelu Castel Pietra. Mroźne, krystalicznie czyste powietrze wypełniło płuca. Uwięziony w sieci diamentowych okruchów księżyc nieśmiało odsłonił nocne piękno Primiero, rozległej doliny u podnóża monumentalnych Słupów Świętego Marcina (Pala San Martino) w Dolomitach. Za mną radosna atmosfera zbliżającego się nowego roku, przede mną metafizyczna cisza zaśnieżonych kolosów. Oświetlone smukłe wieże kościółków w Transacqua, Fierze, Tonadico i daleko w Sirorze niczym latarniowe boje na oceanie bieli wyznaczały horyzont mojego ukochanego świata. Wino klarowne o głębokim, migdałowo-wiśniowym smaku głaszcze aksamitem podniebienie. Kontempluję dolinę i mimo znacznej różnicy temperatur, cieszy mnie brak wieńcowego ucisku za mostkiem. Po raz kolejny wprawia w zadumę trafność maksymy królewieckiego filozofa. Esej zacząłem pisać na południowo-zachodnim narożniku Square Union w San Francisco w październiku 2015 roku. W maleńkim palmowym ogródku, przy stoliku, za szybą sympatycznie oddzielającą mnie od ulicznego gwaru, wystukałem pierwsze litery w laptopie. Skończyłem go przed chwilą, w święta bożonarodzeniowe 2016 roku.

0.1

Niemal wszyscy filozofowie i ludzie mądrzy podkreślają, że jedną z bolesnych konsekwencji współczesnej cywilizacji jest zanik odpowiedzialności. Niektórzy mówią nawet o „erozji” czy „wypłukiwaniu” odpowiedzialności z naszej świadomości. Doświadczenie każdego z nas codziennie potwierdza tę smutną prawdę. Piszę te słowa akurat w okresie „wyborczej gorączki”, więc zacznę od kilku uwag o politycznej odpowiedzialności. Jestem pewien, że niemal każdy z czytelników tego tekstu uśmiechnie się, przypominając sobie własne spostrzeżenia z tego okresu. Po ćwierćwieczu naszej demokracji jednego możemy być pewni: w Polsce odpowiedzialność za słowo w życiu publicznym nie istnieje. Politycy, doświadczając powszechnej akceptacji dla bezkarnego wygadywania różnorakich głupstw i obietnic, cynicznie kłamią. Chcę podkreślić, że jakkolwiek martwi nieświadoma akceptacja przez naiwnych obywateli podstępnie skonstruowanych kłamstw, to bardziej zasmucająca jest faryzejska interpretacja tych haseł przez politologów, komentatorów i liderów opinii. W paternalistycznym tonie pouczają zwyczajnych obywateli, by w okresie przedwyborczym nie traktowali poważnie obietnic niemożliwych do spełnienia. Proponują racjonalny i powszechny konsensus pragmatycznej zgody na nieodpowiedzialność polityczną. Nie nawołują do rozliczania polityków z ich dotychczasowej działalności, nie cytują listy niespełnionych obietnic, nie próbują kompromitować nadzwyczajnych kłamczuchów i oczywiście nie odwołują się do zasad etyki. Od czasów Księcia wiadomo, że polityka to cyniczny pragmatyzm pozbawiony moralnych zasad. Wielu protestowało przeciw takiej strategii postępowania, ale jak się zdaje, nie odnieśli sukcesów. Różni eksperci nakłaniają zatem do przynajmniej czasowej akceptacji wyborczych kłamstw, zdejmują z polityków ciężar odpowiedzialności. I to mnie martwi. Biedny naród, którego elity swoim postępowaniem nie dają przykładu odpowiedniego działania. Miast pryncypialnie potępiać kłamstwa i hipokryzję ludzi władzy, akceptują, a co gorsza, uzasadniają ich postępowanie. To kolejna zdrada sprzedajnych i nieodpowiedzialnych klerków. Banalną prawdą jest twierdzenie, że każde społeczeństwo ma takich polityków, na jakich zasługuje.

0.2

Ale nie tylko o politycznej odpowiedzialności chcę pisać. Czyż współczesne „państwo opiekuńcze” nie zdjęło z naszych barków części odpowiedzialności wobec najbliższych? W domach starców samotnie umierają nasi rodzice, a my pocieszamy się myślą, że mają zapewnioną opiekę medyczną. Na czułość, dobroć, ciepło już nas nie stać. Są instytucje, w których możemy kupić erzac miłości rodzinnej. Coraz częściej nie poczuwamy się do obowiązku posiadania i wychowywania własnych dzieci. Według sondaży z 2016 roku w Europie około 20% ludzi nie chce mieć dzieci. Przeszkadzają w karierze życiowej, nadto wychowanie potomstwa jest zbyt kosztowne itd., itd. Nasi rodzice zmęczeni wojnami i siermiężnym komunizmem pragnęli mieć dzieci. Obecnie młodzi ludzie zauroczeni hedonizmem liberalnej demokracji nie chcą odpowiedzialności za potomstwo. Dzieci to kłopot. Czy na nasze emerytury zapracują imigranci z Afryki?

Obojętne światopoglądowo systemy edukacyjne nie dostarczają uczniom duchowego paliwa, niezbędnego dla nabycia umiejętności rozróżniania dobra i zła w sobie. Właśnie to doświadczenie umożliwia rozwój poczucia winy, która kształtuje w nas odpowiedzialność. Kiedy rozrabiający smarkacze w życiu dorosłym popadają w konflikt z prawem, wielu komentatorów obwini cywilizację za stworzenie im nieodpowiednich warunków rozwoju. Młodociani przestępcy korzystają chętnie z podsuwanych interpretacji, zwalając winę na wszystkich dookoła, czyli anonimowe społeczeństwo. Wyjątkowo rzadko spotykamy osoby, które umieją się przyznać do popełnienia niegodziwego czynu. I niezależnie od łagodzących nierzadko okoliczności, poczucie winy jest w nich tak głębokie, że budzą szacunek. To świadomi, odważni ludzie.

0.3

Liberalna demokracja i jej wielkie międzynarodowe korporacje tworzą coraz gęstszą sieć przepisów zabezpieczających funkcjonowanie tych instytucji i umożliwiających maksymalizację zysków. Nasze wewnętrzne doświadczenie zła coraz rzadziej przystaje do reguł korporacyjnych. Te zaś, pisane językiem prawniczym, nie uwzględniają jednostkowego poczucia dobra i zła, lecz precyzyjnie określają zasady postępowania w określonych sytuacjach. Reguły te zdejmują z nas osąd moralny i sprawiają, że stajemy się biernymi ich wykonawcami, bez świadomej odpowiedzialności. W przestrzeni publicznej nierzadko mamy do czynienia ze zdarzeniami będącymi następstwem nierozumnych i bezdusznych interpretacji przepisów. Jakże często w wyniku bezprawnych postępowań komorniczych zostają doszczętnie zrujnowani i całkowicie pozbawieni środków do życia już i tak biedni ludzie. Wstrząsająca jest historia młodego człowieka pobitego na wiejskiej zabawie, a następnie nieprzytomnego porzuconego na torach kolejowych. Przeżył rozjechanie przez pociąg, tracąc wszystkie kończyny. W wyniku tragedii przyznano mu niewielką rentę inwalidzką. Jakież było zdumienie matki opiekującej się okaleczonym synem, gdy kolejowa spółka zażądała od tych nieszczęśliwych ludzi ogromnej (kilkadziesiąt tysięcy złotych) zapłaty. Była to prawnie uzasadniona kara za zatrzymanie pociągu i powstałe z tego tytułu szkody dla przedsiębiorstwa. Kolejowy gigant łaskawie zgodził się rozłożyć sumę należności na raty potrącane z mizernej renty. Gdy dyskutowałem ze znajomymi o tym zdarzeniu, wielu z nich (niestety) uważało, że prawnicy przedsiębiorstwa postępowali zgodnie z obowiązującymi przepisami. Nie oni byli odpowiedzialni za to bezduszne postępowanie. Korporacja zdjęła z nich moralną ocenę zdarzenia, bowiem powszechnie wiadomo, że straty poniesione z winy innych podmiotów muszą być przez nie zrekompensowane. Co więcej, gdyby prawnicy nie podjęli postępowania, mogliby się narazić na zarzut działania na szkodę przedsiębiorstwa. Czy młody pobity do nieprzytomności mężczyzna sam położył się na torach? Zastanawiałem się, czy w anglosaskim prawie precedensowym biedna wdowa przegrałaby z korporacją. Bo za sprawą naszego cywilnego kodeksu nie znalazła zrozumienia w oczach sędziów. Winnych tego czynu nie znaleziono, zaś socjologowie zdarzenia takie i podobne określają mianem cynizmu instytucjonalnego. Czy tak postępują odpowiedzialne państwowe i prywatne instytucje? Jedną z konsekwencji zaniku odpowiedzialności jest egoizm opakowany cynizmem, zatruwający życie społeczne.

Opinia publiczna coraz częściej odczuwa niestosowność takich zachowań. Obecne prawo już niewiele ma wspólnego z tradycyjnie pojętą moralnością, a zawiłość przepisów często uniemożliwia wskazanie prawdziwego sprawcy. Ten zaś, nie czując się odpowiedzialny, nie znajduje powodu do przyznania się. Ponieważ społeczne poczucie sprawiedliwości winno być zachowane, coraz częściej kontrowersyjne problemy będziemy rozwiązywać metodą kozła ofiarnego. W tym przypadku kozłem ofiarnym stała się sama ofiara, pozostali nie czuli się winni. „Nie dać się przyłapać” to coraz powszechniejsza reguła przetrwania.

0.4

W codziennej rzeczywistości nieustannie spotykamy się z brakiem odpowiedzialności zawodowej. Ileż to razy, zlecając wykonanie specjalnych zadań różnym fachowcom — mimo ich zapewnień o nadzwyczajnych umiejętnościach — nasze oczekiwania rozmijały się z końcowym efektem. Oczywiście mogą wystąpić obiektywne okoliczności, które uniemożliwią realizację założonych planów, jednak nie my, zleceniodawcy, lecz oni, wykonawcy, powinni je przewidzieć i uprzedzić nas o ewentualnych kłopotach. Są to drobne i w gruncie rzeczy nieistotne, choć irytujące zdarzenia. Odpowiedzialność zawodowa rzemieślników nas denerwuje, ale odpowiedzialność prawników czy lekarzy może mieć poważny czy wręcz dramatyczny wpływ na nasze życie.

Mało znam się na pierwszej, bardziej na drugiej, więc kilka słów o odpowiedzialności medyków. Przez wiele lat pracy widziałem tragiczne konsekwencje medycznej głupoty i niezwykłej wręcz arogancji. Ta pierwsza po części może wynikać z braku doświadczenia, ta druga jest cechą charakterologiczną. Wśród lekarzy wykonujących zabiegi wyodrębniam dwie grupy. Jedni upatrują niepowodzenia w warunkach zewnętrznych, takich jak: zły sprzęt, zła asysta, nadzwyczaj niesprzyjające okoliczności. Oni nie czują się winni. Zapewne boją się odpowiedzialności prawnej — co byłoby zrozumiałe — lecz wielu jest przekonanych o swoich nadzwyczajnych umiejętnościach. Nie są w stanie przyznać się do błędu. Nieroztropnie zakładać swoją nieomylność, wszelako tych „nieomylnych” jest znacznie więcej. Drudzy po nieudanym zabiegu szukają winy w sobie. I chociaż jest wiele obiektywnych okoliczności usprawiedliwiających niepowodzenie, są przekonani, że powinni przewidzieć niespodziewane sytuacje, znaleźć optymalne rozwiązanie, zastosować właściwy sprzęt. To jest odpowiedzialny profesjonalizm. Dzięki takim postawom istnieje postęp w medycynie. Ci „krytyczni wobec siebie”, świadomi istnienia zagrożeń w najprostszych zabiegach i potrafiący o nich mówić kolegom i uczniom — torują drogę rozumnego postępu. Miałem szczęście, w pracy spotkałem wielu takich kolegów. Współpraca z „nieomylnymi” zawsze prowadzi do tragedii.

0.5

Na koniec różnorakich przykładów nieodpowiedzialności przytoczę zabawną sytuację z mojego rodzinnego życia. Pewnego razu, jadąc samochodem z żoną Iwoną i trzynastoletnim synem Maksem, przysłuchiwałem się po raz kolejny słusznym — oczywiście — uwagom kierowanym przez zatroskaną matkę do syna. A to że nie sprząta po sobie, a to że nie odrabia lekcji i jego szkolny tornister przypomina kubeł na śmieci, nie myje zębów, całe dnie spędza na grach przy komputerze i nie ma czasu na rozmowy z członkami rodziny, nadto jest nieuprzejmy w kontaktach z innymi ludźmi, itd., itd., itd. Słuchając, w duchu musiałem przyznać, że lista zarzutów była poważna i słuszna. Faktycznie Maks czasami jest wkurzający. W samochodzie nastąpiła wymowna cisza, po kilku kilometrach mruku silnika Maks oświadczył niespodzianie: to nie moja wina, to proces dojrzewania. Zatkało mnie, zaś pisk hamulców potwierdził naszą nadzwyczajną desperację. Znalazł przyczynę braku własnej odpowiedzialności. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem o napisaniu rozprawy na ten temat.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki