Nie rezygnuj - Maja Drożdż - ebook + audiobook

Nie rezygnuj ebook i audiobook

Maja Drożdż

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zranione serca biją mocniej.

Po ośmiu miesiącach w śpiączce i żmudnej rehabilitacji Nicole w końcu wraca do świata żywych. I choć jest już w pełni sprawna fizycznie, to w jej duszy narasta strach, żal i poczucie bezsilności. Po traumatycznych przeżyciach dowiaduje się, że Josh, mężczyzna, z którym planowała ułożyć sobie przyszłość, wpada w pułapkę innej kobiety i wkrótce ponownie zostanie ojcem. Osamotniona i zrozpaczona Nicole czuje, że zupełnie nie potrafi się odnaleźć w swoim cudem uratowanym życiu.

Szalone wieczory spędzane na imprezowaniu z przyjaciółkami nie przynoszą ulgi, a przypadkowy romans z właścicielem podejrzanego lokalu kończy się gorzkim rozczarowaniem. Tymczasem dawne uczucia powracają do niej ze zdwojoną siłą… Czy Nicole odnajdzie się w nowej rzeczywistości i będzie w stanie jeszcze raz zaufać? Czy podejmie próbę walki o swoją miłość?

Odsunął się szybko, jakby nie chciał mnie spłoszyć, a jedynie zachęcić do wejścia. Przeszłam obok niego niepewnie, a on odruchowo podniósł rękę, aby położyć mi ją na plecach i skierować mnie w głąb salonu, ale powstrzymał się w ostatniej chwili i zaciskając dłoń w pięść, cofnął rękę. Zauważyłam ten ruch. Odszedł w stronę wyspy kuchennej, a ja stanęłam na środku, jakbym nie wiedziała, czy chcę usiąść, czy lepiej się nie ruszać i pozostać w jednym miejscu.
– Cieszę się, że jesteś – zaczął pierwszy. – Napijesz się czegoś? Wody? Może whisky?
– Nie, dziękuję.
– Nie możesz? Bierzesz jakieś leki?
– Nie. Jestem zupełnie zdrowa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 481

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 18 min

Lektor: Anna Ryźlak
Oceny
4,5 (202 oceny)
134
40
20
7
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nitroxp

Nie oderwiesz się od lektury

Ponad 400 stron od których nie można się oderwać! świetna pozycja.
Gnixiyz

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka nie można się oderwać od czytania Polecam
renata120773

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna,polecam wszystkim gorąco.
00
renik73

Nie oderwiesz się od lektury

Chociaż fajna historia to bohaterka okropnie irytująca
00

Popularność




 

 

 

– Czy mogłabyś się skupić?

Popatrzyłam na mężczyznę, który nie wyglądał na zadowolonego. Wysoki szatyn w czarnych spodniach dresowych firmy Nike i grafitowym podkoszulku nachylał się nade mną. Nie miał już do mnie siły. Ja sama jej nie miałam. Jego zielone oczy iskrzyły ze złości, ale starał się do mnie mówić normalnym tonem, żeby nie zdradzić swojej irytacji. Chociaż bardzo chciał to ukryć, ja widziałam, jak się denerwuje. Tracił cierpliwość, a mnie było wszystko jedno. Byliśmy sami na sali gimnastycznej, bo o tej godzinie serwowali obiad, a ja nie lubiłam tłumów, więc to była najlepsza pora. Siedziałam na podłodze i opierałam się o drabinki przytwierdzone do ściany. Od trzech miesięcy ćwiczyliśmy razem. On był zdeterminowany, ale gdyby to zależało ode mnie, pewnie leżałabym w łóżku całymi dniami.

– Lalka, postaraj się – powiedział, prostując się zrezygnowany.

– Miałeś tak do mnie nie mówić! – syknęłam.

– To sama ruszaj rękami i nogami.

– Przecież ruszam!

Przekręciłam głowę w bok. Nie chciałam tutaj być, ale nie miałam innego wyjścia. Po szpitalu przewieźli mnie do tego ośrodka. Miałam dojść do siebie. Stanąć na nogi. Problem w tym, że po ośmiomiesięcznej śpiączce nastąpił zanik mięśni. Wprawdzie byłam rehabilitowana cały czas, nawet kiedy leżałam nieprzytomna w szpitalnym łóżku, ale czas działał na moją niekorzyść. Bolesne wspomnienia powróciły do mnie jak bumerang. Zamknęłam oczy i znowu przypomniałam sobie, jak Greg i Sara stali nade mną i starali się mnie uspokoić.

Nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam tak oszołomiona i przerażona brakiem głosu, że ogarniała mnie panika. Nigdy nie zapomnę momentu wybudzenia. Sara głaskała mnie po ramieniu i tłumaczyła, żebym szeptała, jeżeli nie mogę mówić. Popatrzyłam na swój brzuch, ale nie było już tam śladu po ciąży. Popatrzyłam na nich, szukając jakichkolwiek wyjaśnień, ale oni tylko spoglądali nerwowo na siebie. Wreszcie powiedziałam:

– Dziecko.

– Nicole, odpocznij. Porozmawiamy później – uspokajała mnie Sara.

Już wtedy się domyśliłam, że nie jest dobrze. Zaraz po tym przyszedł lekarz i odciągnął Grega na bok. Nie słyszałam, o czym rozmawiają. Widziałam tylko Sarę, która nie wiedziała, co powiedzieć. Na jej twarzy malowała się litość, chociaż widziałam też radość, że jestem z nimi. Nie mogłam ruszać nogami ani rękami. Lekarz podszedł do mnie i mówił coś o ponownej pionizacji. Greg potakiwał, a ja, oszołomiona tym, co się dzieje, zaczynałam odpływać. Przestałam słyszeć, a łzy utrudniały widzenie. Tłumaczyli mi, że bardzo długo byłam nieprzytomna i teraz będzie potrzebna rehabilitacja, ale najpierw muszą mi zrobić dodatkowe badania. Słuchałam tych wszystkich rewelacji i powoli dochodziło do mnie, że jestem zależna od innych. Kolejne dwa tygodnie w szpitalu spędzałam na testach i leżeniu jak roślina. Miałam czucie w kończynach, ale zupełnie brakowało mi siły, żeby je podnieść. Jakbym była przygnieciona czymś ciężkim.

– Możesz wreszcie zacząć ćwiczyć? – wyrwał mnie z zamyślenia Owen.

Był już bardzo zdenerwowany. Oparł ręce na biodrach i czekał na mój ruch. Był wysoki i dobrze zbudowany. Wprawdzie nigdy nie widziałam go bez koszulki, ale kiedy mnie podtrzymywał, czułam, że jest mocno wyrzeźbiony. Każdy mięsień miał zarys. Nie wiedziałam, w jakim był wieku. Na pewno starszy ode mnie, lecz nie potrafiłam określić ile lat. Nie był w moim typie, ale miał coś w sobie. Nigdy nie mówił o swoim życiu ani nie pytał o moje. Zawsze mocno skupiał się na naszym treningu. Przynajmniej on.

– Rusz się. Spróbuj złapać za dolny szczebel.

– Nie mam siły.

– Codziennie nie masz siły. Wiecznie jesteś zmęczona, ale na pewno nie ćwiczeniami, tylko leżeniem. Bierz się do pracy.

– Czy możemy sobie dzisiaj odpuścić?

– Nie, nie możemy.

Kucnął przy mnie i przewiązał gumową taśmę wokół drabinki. Włożył mi do ręki jej końcówkę i kazał naciągać, ale moja dłoń tylko drgnęła. Naprawdę miałam dosyć. Dla mnie każdy dzień był teraz taki sam. To mnie dołowało. Śniadanie, które przynosiła pielęgniarka i karmiła mnie jak dziecko. Toaleta całego ciała, która pozbawiała mnie godności. Przedpołudniowe ćwiczenia z Owenem i popołudniowe z Tiną, jego zmienniczką. Nic się nie zmieniało. Wizyty Sary i Grega były zawsze najmilszą częścią dnia. Kate też do mnie zaglądała. Susan i Derek przyszli kilka razy, ale ostatnio ich mała Lisa często chorowała, więc musieli się zająć swoim dzieckiem. Mojego dziecka już nie było, a Josh…

– Zachowujesz się tak, jakby ci było wszystko jedno – wybił mnie z rozmyślań Owen.

– Bo jest mi wszystko jedno.

– Czyli tracę tutaj czas?

– W olimpiadzie raczej nie wystartuję.

– Myślisz, że to jest śmieszne?! – Zmarszczył czoło i lekko podniósł głos.

– Nie! – Nie pozostałam mu dłużna. – Myślisz, że chce mi się śmiać?! Nie znasz mnie. Nie znasz mojego życia. Nie masz pojęcia, jak się czuję i z czym muszę się zmierzyć…

– Każdy ma jakieś problemy – przerwał mi. – Teraz jednak powinnaś się skupić na tym jednym, który chyba jest istotny. Robię wszystko, żeby ci pomóc stanąć na nogi, ale ty ze mną nie współpracujesz. Wiesz, ilu ludzi by się z tobą zamieniło? Codziennie pracuję z osobami, które nie mają albo nogi, albo ręki. Zdarzają się takie ubytki mięśni, że trudno przewidzieć, czy w ogóle będzie lepiej z zakresem ruchu. Oni wszyscy walczą. Dają z siebie wszystko. A ty, która jesteś całkowicie zdrowa, masz to gdzieś. U ciebie dojście do sprawności to tylko kwestia czasu.

– I mam się przez to niby poczuć lepiej?

– Posłuchaj… – Starał się uspokoić oddech i ściszył głos. – Miesiącami w szpitalu razem z Tiną stymulowaliśmy twoje mięśnie, całe twoje ciało, żeby było ci teraz łatwiej. Nie byłaś zostawiona sama sobie i teraz też robimy, co możemy, żebyś mogła normalnie funkcjonować.

– A może ja nie chcę! – krzyknęłam bez sensu.

Wyprostował się, jakbym co najmniej dała mu w twarz. Moja frustracja wylała się na niego i było mi głupio, że to właśnie jemu się dostało, bo faktycznie bardzo się zaangażował w te nasze treningi. Codziennie poświęcał mi dwie godziny i był bardzo cierpliwy. Do teraz. Ja też nie byłam sobą. Nie wiem dlaczego, ale od samego rana moja beznadziejna sytuacja docierała do mnie na nowo. Akurat dzisiaj intensywnie odtwarzałam w głowie moją rozmowę z Sarą i Gregiem o Joshu. Znowu zamknęłam oczy, ale walczyłam sama ze sobą, żeby nie płakać.

– Skoro tego nie chcesz, to szkoda mojego czasu – mówił spokojnie, ale widziałam, że był wzburzony. – Jest wiele osób, które potrzebują pomocy i chcą ćwiczyć. Ty nie robisz nic, żeby sobie pomóc. Zasłaniasz się swoimi problemami. Jeżeli tak cię przygniatają, to jest to tylko twoja wina, bo na to pozwalasz.

– Nie na wszystko ma się wpływ – powiedziałam już spokojniej.

– Oczywiście, że nie na wszystko, ale jak reagujesz na to, co się dzieje w twoim życiu, masz wpływ. Twój brak siły jest w twojej głowie. Powiedziałaś sobie, że nie dasz rady. Zostanę z tobą i będę cię rehabilitował, ale tylko jeżeli tego chcesz. Obiecuję, że postawię cię na nogi. Jesteś całkowicie zdrowa. Nic ci nie dolega. Odblokuj się. Jeżeli tracę tutaj czas, bo nie zamierzasz niczego zmienić, to powiedz. Mam zostać, czy zostawić cię w spokoju?

Patrzyłam na niego i wiedziałam, że mówił całkiem serio. Miałam dosyć stawiania mnie pod ścianą. Czy chciałam walczyć? O co miałam walczyć? Nic mi nie zostało. Nawet ciało było jakby nie moje. Sięgnął po swój ręcznik, który był przewieszony przez uchwyt bieżni, i trzymając go w lewej dłoni, rozłożył ręce, jakby zachęcał mnie do odpowiedzi.

– Zostaw mnie – odezwałam się w końcu.

Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi, a ja z pewnością jej nie przemyślałam. Przecież zdawałam sobie sprawę z tego, że sama nie dam rady. Ruszałam rękami, ale nie potrafiłam jeszcze utrzymać zbyt długo kubka z kawą. Mogłam ruszać nogami, stanąć na chwilę, ale nie potrafiłam samodzielnie iść. Mogłam tak niewiele, a jednak odrzuciłam jego pomoc. Pozostała mi jeszcze Tina, ale ona nie była aż tak wymagająca. Owen był stanowczy, chociaż teraz się poddał. Wrzucił ręcznik do swojej sportowej torby, podniósł z ławeczki bluzę i ruszył w stronę drzwi.

– To trzymaj się, lalka – powiedział na odchodne.

– Mógłbyś mi pomóc dostać się do wózka, zanim wyjdziesz? – zapytałam grzecznie.

Odwrócił się w moją stronę, popatrzył na mnie, a później na wózek inwalidzki, jakby mierzył wzrokiem dystans między nami. Dzieliły mnie od wózka jakieś cztery metry. Zaparkowany przy oknie czekał na swoją ofiarę losu. Owen wzruszył ramionami i powiedział:

– Właśnie mnie zwolniłaś. Jak chcesz się dostać na wózek, to radź sobie sama. Ja już skończyłem swoją pracę. Teraz jesteś skazana sama na siebie. Tak jak chciałaś.

– Co to ma być? – zdenerwowałam się. – Jakaś gadka motywacyjna? Myślisz, że to jakiś film?! Że rzucisz kilka ostrych słów i nagle zrozumiem swój błąd, i będę cię błagać, żebyś został?! Że stanie się cud i nagle zacznę walczyć o siebie, i wstanę, żeby usiąść w tym pieprzonym wózku?!

– Mało mnie to obchodzi. Jestem tutaj w pracy. Chcesz ćwiczyć, zostaję. Nie chcesz, wychodzę. To jest naprawdę bardzo proste.

– Jak ja mam się niby dostać do tego wózka?! – krzyknęłam bezsilnie.

– Nie wiem. Pełzaj. Rób, co musisz. To już nie moja sprawa.

Po tych słowach wyszedł. Nie mogłam się spodziewać innej reakcji z jego strony, a jednak zaczęłam odczuwać niepokój. Mój głupi gniew pozbawił mnie bardzo dobrego fizjoterapeuty. Najlepszego, o jakiego mogłam prosić, chociaż tak naprawdę nigdy o żadnego nie prosiłam. Poddałam się już dawno. Pewnie miał rację, że mogłabym już chodzić, gdybym tylko potrafiła się odblokować i zmienić nastawienie. On przez ten cały czas pozwalał mi na różne humory, ale w końcu nie wytrzymał. Powinnam była go zawołać, przeprosić i faktycznie zacząć porządnie ćwiczyć. Dlaczego nie mogłam tego zrobić?

Kiedy po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że teraz faktycznie jestem zdana na siebie, popatrzyłam w stronę wózka inwalidzkiego. Był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Musiałam się do niego dostać, chociaż nie miałam na to pomysłu. Przewróciłam się na prawy bok i lekko uderzyłam głową o materac. Teraz wystarczyło się przeczołgać. Ale jak? Ruchy, które zaczęłam wykonywać, do niczego nie prowadziły, a na pewno nie przybliżały mnie do celu. Wreszcie po minucie odpoczynku zaczęłam pomagać sobie ramionami, nogami i rękami. Szło mi nawet całkiem dobrze, lecz kiedy byłam już blisko, musiałam chwilę odpocząć. Nie trwało to długo. Teraz byłam zdeterminowana i znowu czułam wolę walki. Świadomość, że muszę pełzać jak jakiś padalec, zamiast normalnie iść, kumulowała we mnie wszelkie siły, które jednak były gdzieś wewnątrz. Nagle znowu walczyłam o siebie. Parłam do przodu. Wzięłam głęboki oddech i pokonałam ten ostatni metr. Zaczęłam się wspinać na siedzenie, ale nie zauważyłam, że blokada była zamknięta tylko na jedno koło, i całym ciężarem ciała wypchnęłam spod siebie wózek, który uderzył o ścianę, a ja runęłam jak długa. Uderzyłam głową o podłogę i potłukłam sobie ramię. Puściły mi nerwy, zaczęłam krzyczeć ze złości, bezsilności i poczucia beznadziejności tej sytuacji, a później narastający szloch zapanował już nad całym ciałem. Chyba po raz pierwszy od wybudzenia płakałam tak mocno. Nie potrafiłam się powstrzymać. To było jak wycie zranionego, przerażonego zwierzęcia. Nie widziałam na oczy, ale po chwili poczułam, jak ktoś bierze mnie w ramiona, trzyma mocno i dopiero usłyszałam głos Owena:

– Już dobrze… Będzie dobrze… Spokojnie.

Chciałam się jakoś uspokoić, ale nie zanosiło się na to, żebym szybko ochłonęła. Pozwalałam się tulić. Nie chciałam już istnieć. To wszystko mnie przytłaczało, nie potrafiłam sobie tego poukładać w głowie. Znowu przez chwilę chciałam o siebie zawalczyć i znowu poległam. Moja bezsilność była fizycznie bolesna.

Przylgnęłam mocniej do mojego rehabilitanta, który podniósł mnie z podłogi i posadził na wózku. Powoli się uspokajałam. Było mi głupio, że tak wybuchłam. To wszystko zbyt długo we mnie siedziało.

Kiedy jechaliśmy korytarzem, żadne z nas nic nie mówiło. Mijaliśmy kolejne osoby i czułam na sobie ciekawskie spojrzenia, ale miałam to gdzieś. To była tylko i wyłącznie moja sprawa, dlaczego jestem cała czerwona na twarzy i zryczana jak małe dziecko.

Dotarliśmy do mojego pokoju. Wjechał wózkiem, zamknął za nami drzwi i pomógł mi położyć się na łóżku. Wycierałam twarz rękami i pociągałam nosem. Próbowałam wziąć głęboki oddech, ale jeszcze dławił mnie szloch, który starałam się z całych sił zastopować. Owen rozglądał się po pomieszczeniu. Odsunął szufladę, schylił się do szafki, jakby czegoś szukał.

– Gdzie masz jakieś chusteczki? – zapytał.

– Chyba nie mam.

Podniósł się i nagle zobaczył kawałek papierowego ręcznika wciśnięty obok mojej kosmetyczki. Podążyłam za jego wzrokiem i już chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Sięgnął po biały zwitek i pociągnął za niego. W tej samej chwili na podłogę spadło trzydzieści siedem tabletek. Dobrze wiedziałam, ile ich jest. Zamarłam, a on stanął jak wryty i patrzył na mnie takim dziwnym wzrokiem.

– Co to jest? – zapytał ochrypłym głosem.

– Tabletki – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ale wiedziałam, o co mu chodzi.

– Widzę, że tabletki. Na co to?

– Na sen – powiedziałam ciszej.

Zaczął oddychać trochę szybciej i płycej, jakby chciał się uspokoić, zanim coś powie. Czekałam, aż zacznie się na mnie wydzierać, i pewnie miałby rację. Do tej pory nikt tego nie znalazł, ale oczywiście wszystko jak zwykle musiało iść nie po mojej myśli. Spuściłam wzrok, bo było mi wstyd i nie chciałam widzieć jego spojrzenia. Schylił się, słyszałam, jak je zbiera. Przypomniałam sobie, jak wiele wysiłku kosztowało mnie schowanie tych pigułek. Na to akurat znalazłam siłę i determinację.

– Wiesz, że muszę to zgłosić? – bardziej stwierdził, niż zapytał.

– Nie rób tego – prosiłam. – Zamkną mnie w jakimś psychiatryku.

– Może powinni – powiedział ostro.

Wstał i ruszył do łazienki przy moim pokoju. Usłyszałam odgłos spuszczanej wody. Wreszcie wyszedł stamtąd i od razu zebrał się do wyjścia. Zanim jednak otworzył drzwi, popatrzył na mnie.

– Jak chcesz się zabić, to zbieraj od nowa.

Bałam się tego, co może teraz zrobić. Widziałam, że się w nim gotowało. Wyszedł, a ja znowu zaczęłam szaleć z niepokoju. Jak się z tego wytłumaczę komukolwiek? Musiałam sobie przygotować jakąś gadkę dla Grega. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać reakcji mojego braciszka. Ja po prostu chciałam mieć jakąś alternatywę, bo to, co dawało mi życie, było nie do przyjęcia. Nie chciałam się już męczyć. Zapadałam się w sobie i nawet nie próbowałam już się oszukiwać, że będzie lepiej. Nie jestem całkowicie przekonana, czy potrafiłabym to zrobić. Może w chwili całkowitego załamania. Strata dziecka i Josha wyżłobiła w moim sercu taką dziurę, że już sama nie wiedziałam, czy coś tam zostało.

Zamknęłam oczy i znowu przypomniałam sobie moją rozmowę z Gregiem i Sarą w szpitalu.

Kiedy doszłam już do siebie i mogłam mówić, zadawałam dużo pytań. Odpowiadali niechętnie, ale wolałam wiedzieć wszystko od razu. Nie wiedziałam tylko, że będzie tyle rewelacji, które sprawią, że zacznę się zapadać w sobie. Pytałam o mojego synka. Pamiętałam, że chciałam dać mu na imię Will, ale Josh ostatecznie pod moją nieobecność zadecydował, że będzie Nicolas. Okazało się, że urodził się bardzo słaby. Za duże problemy z płucami i anemią nie dały mu szans mimo przetaczanej krwi i pracy respiratora, dlatego w czwartej dobie zmarł. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Chociaż utrzymując ciążę, wiedziałam, jakie jest zagrożenie, chciałam wierzyć, że się uda. Znowu życie mnie zawiodło. Kiedy o wszystkim mi opowiedzieli, prosiłam, żeby zostawili mnie samą. Sara nie uszanowała mojej prośby, siedziała koło mnie, milcząc, a ja tylko leżałam i pozwalałam, żeby łzy spływały mi po twarzy. Mój smutek był tak głęboki, że nawet nie zanosiłam się płaczem. Czułam się jak zwłoki, które wyrzucają z siebie resztki łez nagromadzone przed śmiercią.

Kiedy po dwóch dniach znowu zaczęłam reagować na otoczenie, doszło do mnie, że od wybudzenia nie było u mnie Josha. Nie przyszedł ani razu. Przeraziłam się na nowo, że jemu też się coś stało. Byłam tak pochłonięta swoją rozpaczą, że nie pytałam o niego wcześniej. Teraz jednak potrzebowałam go blisko siebie.

– Gdzie jest Josh? – zapytałam.

Greg popatrzył na Sarę i wziął głęboki oddech. Sara była lekko zakłopotana, ale ujęła moją rękę i usiadła obok mnie na łóżku. Czułam, że to nie będzie dobra wiadomość, ale nie sądziłam, że pozbawi mnie resztki chęci do życia.

– Josh wrócił do Renee – powiedział szybko Greg, jakby chciał mieć już to za sobą.

– Tego nie wiesz – skarciła go Sara.

– Będą mieli dziecko – odezwał się do niej, jakby dla niego to załatwiało wszystko.

Wstrzymałam oddech. Sara popatrzyła na mnie i ze współczuciem odwróciła głowę. Nie umiem nawet opisać tego, co czułam. Chyba szybko zakopałam się żywcem w środku. Blokowałam wszelkie uczucia, które nadchodziły ogromnymi falami i chciały mnie obezwładnić, a niesamowite poczucie pustki w brzuchu i w sercu zatamowało łzy. To było jak zapaść. Nie umiałam tego wszystkiego poskładać, nie rozumiałam, jak ktoś mógł zrobić coś takiego. Jak mężczyzna, który wyznał mi miłość, mógł odejść ode mnie, kiedy najbardziej go potrzebowałam.

– Nicole, myślę, że powinniście porozmawiać. Josh… – zaczęła Sara.

– Nie chcę go widzieć – powiedziałam szeptem, patrząc martwo przed siebie.

– Nie powiedziałem mu jeszcze, że się wybudziłaś. Jest od jakiegoś czasu w Richland – próbował Greg.

– Nie mów mu. Naprawdę nie chcę go widzieć – zapewniłam ze łzami w oczach.

– On cię odwiedzał od czasu do czasu, więc… – zaczął mi wyjaśniać przyjaciel.

– To proszę, zabierz mnie stąd. Przenieś mnie szybciej do tego ośrodka, o którym mówiłeś.

– Nicole, przeniesiemy cię, jak lekarze pozwolą. Jutro będziemy wiedzieli coś więcej – uspokajał mnie Greg.

Gdybym tylko mogła, sama bym wstała, zabrała swoje rzeczy i uciekła na drugi koniec świata przed tym wszystkim. Jak mógł to zrobić? Jakim trzeba być człowiekiem? Chciałam go znienawidzić, ale po chwili przychodziła taka tęsknota za nim, że aż mnie skręcało w środku. Jak to wszystko było możliwe? Rozpacz i miłość do niego mieszały się ze sobą i już sama nie wiedziałam, co czuję. To był koszmar, z którego chciałam się obudzić, ale z każdą minutą pogrążał mnie jeszcze bardziej. Na dodatek nie mogłam się ruszać.

Greg wyszedł na chwilę z pokoju, w którym leżałam, a ja zostałam z Sarą, która chciała mnie jakoś uspokoić, jednak to nie było teraz takie proste. Czułam się oszukana. Co takiego zrobiłam, że zostałam tak potraktowana przez człowieka, z którym chciałam spędzić resztę życia?

– Nicole, zanim cokolwiek postanowisz, uważam, że powinnaś z nim porozmawiać – powiedziała.

– On już postanowił za nas.

– Nie było cię z nami bardzo długo.

– Ale dla mnie to jest jak wczoraj. Rozumiesz? – Płakałam. – Jeszcze wczoraj byłam kochana, miałam dziecko pod sercem i był przy mnie Josh. Później zapadłam w tę cholerną śpiączkę i gdy się obudziłam, nagle nie mam dziecka ani swojego… Dla mnie to było wczoraj!

– Kochana… – Sara ze zrozumieniem głaskała mnie po ramieniu.

– Jeszcze wczoraj trzymał mnie za rękę – mówiłam jakby do siebie, szlochając.

– Nicole, proszę, uspokój się.

– Ja nie miałam ośmiu miesięcy, żeby to przetrawić… wszystko… straciłam wszystko w ciągu jednego dnia.

Teraz, po tych trzech miesiącach w ośrodku, wydawało mi się, że dałam radę zapanować nad uczuciem do niego. Nadal nie umiałam się z tym pogodzić i jak tylko zaczynałam o tym myśleć, ogarniała mnie złość, a później już tylko smutek. Jakie miałam perspektywy na życie? Owen mógł mnie postawić na nogi, wystarczyło się tylko trochę przyłożyć. Zacznę znowu normalnie funkcjonować i co dalej? Co mnie czeka na zewnątrz? Straciłam ponad rok z życia. Mała Amy w ogóle mnie nie zna. Nie mam pracy. Nie mam mieszkania. Wszyscy znajomi będą patrzeć na mnie jak na zombi.

Teraz sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, kiedy Owen znalazł te tabletki. To aż nieprawdopodobne, że jedna osoba może mieć w życiu tak przechlapane. Myślałam, że po tym, co przeszłam w rodzinnym domu, może być tylko lepiej. Bardzo się myliłam.

Następnego dnia przed południem zjawiła się Tina. Zdziwiłam się, jak ją zobaczyłam, bo jednak miałam nadzieję, że Owen nie zrezygnował ze wspólnych treningów. To on zawsze przychodził w południe, a jego zmienniczka pracowała ze mną wieczorami. Wolałam nie wypytywać o mojego rehabilitanta, ale musiałam się dowiedzieć, czy całkowicie mnie opuścił. Nie miałabym mu tego za złe, bo sama do tego doprowadziłam, ale nie dawało mi to spokoju.

– Owen przyjdzie dopiero jutro wieczorem. Dzisiaj coś mu wypadło – powiedziała, jakby czytała w moich myślach.

– Aha.

Nie potrafiłam odpowiedzieć inaczej. Odetchnęłam z ulgą, ale nagle pomyślałam, że może Owen chce wytoczyć ogromne działo i przyjdzie z Gregiem. Postanowiłam jednak, że nie będę się teraz tym przejmować. Tina jak zwykle była uśmiechnięta i rozgadana. Mówiła coś o swojej siostrze, która wychodzi za mąż i mają dużo do przygotowania w krótkim czasie. Niby ją słuchałam, ale co jakiś czas całkowicie się wyłączałam. Na sali gimnastycznej wykonywałam jej polecenia automatycznie, niezbyt się przykładając, a ona raczej nie naciskała. Na tym polegała duża różnica między nią a Owenem. On mnie pilnował przy każdym ćwiczeniu. Poprawiał mnie, wymagał więcej, masował mocniej. Zdecydowanie był bardziej skupiony na swoim zadaniu. Tina była superkobietą i również starała się ze mną dobrze ćwiczyć, ale często się rozpraszała, a ja to wykorzystywałam. Zauważyłam też, że kiedy w porannych czy popołudniowych godzinach ćwiczyłam z Owenem, sala była pusta. Kiedy przychodziła Tina, nigdy się nie zdarzyło, żebyśmy trenowały same. Nie mieliśmy ustalonych godzin i oni tylko kilka razy wymienili się porą dnia, jednak z Owenem zawsze byliśmy we dwoje.

Po treningu leżałam w łóżku i byłam mocno zamyślona. Zastanawiałam się, jak będzie wyglądało spotkanie z Owenem, więc zaskoczyła mnie nagła wizyta Kate. Wyjaśniła, że dzisiaj ani Sara, ani Greg do mnie nie przyjdą. Byłam chyba zbyt zdenerwowana na jakiekolwiek odwiedziny, ale moja przyjaciółka z uśmiechem na ustach oświadczyła:

– Dzisiaj będziesz miała dzień SPA.

– Co? – Zupełnie nie wiedziałam, o co jej chodzi.

– Kiedyś to ty załatwiłaś mi pobyt w genialnym ośrodku, więc dzisiaj ci się odwdzięczę.

– Co rozumiesz przez dzień SPA? – podkreśliłam ostatnie słowo jak ona.

– Woskowanie, masaż… – wymieniała, ale szybko jej przerwałam.

– Wróćmy do woskowania… – Zaczynała mnie przerażać. – Co masz zamiar woskować?

– Ciebie.

– Jeszcze nie umarłam, a ty chcesz mnie w mumię zmienić?

– Nie będę cię balsamować, głupia – zaśmiała się. – No, może później nałożymy troszeczkę balsamu, ale przede wszystkim usuniemy ci zbędne owłosienie.

– Że co? – Prawie się podniosłam na łóżku, co trochę mnie zaskoczyło.

– Nicole – zaczęła Kate. – Ja wiem, że tobie wszystko jedno, ale kobieto, nie możesz się zapuścić. My z Sarą dbałyśmy o ciebie, jak leżałaś nieżywa w szpitalu.

– Żyłam – upomniałam ją.

– Ale golić się sama nie mogłaś, tak?

– Pielęgniarki zajmują się moją higieną – oznajmiłam urażona.

– Kobieto. Jutro idziesz na basen i nie puszczę cię z tymi włochatymi nogami. Zresztą zajmiemy się wszystkimi miejscami, w których włosy nie powinny rosnąć.

– Nie mam włochatych nóg! Golą je regularnie – broniłam się. – A poza tym nie idę na żaden basen. Nie zaciągniesz mnie.

– Ja nie. – Uśmiechnęła się tajemniczo.

Nie wiedziałam, o czym mówi, ale jak zaczęła wyciągać jakieś dziwne urządzenie i zielone granulki w dużym worku, zaczęłam się denerwować. Zamknęła drzwi i wzrokiem szukała gniazdka, do którego po chwili wpięła wtyczkę. Ustawiła ustrojstwo na mojej szafce i zaczęła coś ustawiać, wsypała granulki, po czym ściągnęła ze mnie koc. Obserwowałam każdy jej ruch, ale ona w ogóle nie zwracała uwagi na to, że nie miałam na to wszystko najmniejszej ochoty.

– Pielęgniarki umyły cię dzisiaj po treningu, więc teraz przejdziemy do konkretów.

– Odsuń się ode mnie – zażądałam.

– Daj spokój, zaraz będzie po krzyku – zapewniła mnie.

– Kate, przysięgam, że jak mnie tkniesz…

– To co mi zrobisz? – Uśmiechnęła się do mnie szelmowsko. – To dla twojego dobra. Zajmiemy się pachami, nogami i bikini.

– Teraz to przesadziłaś.

– Wcale nie, zobaczysz, że…

– Wystarczy maszynka – przerwałam jej. – Jest w mojej kosmetyczce, tej na dole. Nogi i pachy, skoro masz z tego jakąś dziką satysfakcję.

– Wiem, co robię. Przez dłuższą chwilę musisz być gładka.

– Bo? – Zaczynała mnie irytować.

– Bo będziesz chodziła na basen. Już mówiłam. Przyniosłam ci strój kąpielowy. Teraz treningi będą tam, więc nikt się za ciebie nie będzie wstydził.

– Kate, przestań – chciałam ją uciszyć. – Nie pójdę na żaden basen. Nie zgadzam się.

– Dobra, dobra. Teraz ściągniemy ci te dziwne portki.

Zaczęła zdejmować ze mnie cienkie spodnie od dresu, które służyły mi za strój do spania. Próbowałam się trochę bronić, ale nie miałam dość siły, żeby ją powstrzymać. W zasadzie prawie je ze mnie zdarła. Zanim się zorientowałam, leżałam goła na łóżku. Byłam zażenowana. Popatrzyła na mnie i pokiwała głową z dezaprobatą. Czułam się źle. Co innego, kiedy myły mnie pielęgniarki, ale moja przyjaciółka nigdy nie widziała mnie nagiej. To było bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Zobaczyła moje skrępowanie, więc zakryła mi górę i zabrała się do nakładania ciepłej masy na nogę. Uśmiechnęła się do mnie i po kilkunastu sekundach oderwała jednym ruchem zastygnięty wosk. Wydarłam się na całe gardło i prawie siadłam z wrażenia.

– Jeezuu!

– Modlitwy ci nie pomogą w tym przypadku.

– Czyś ty oszalała?! – Byłam ekstremalnie wściekła.

– Nigdy nie woskowałaś nóg? – zapytała zaskoczona.

– A wyglądam, jakbym się spodziewała tego bólu?! Odejdź z tym ode mnie.

– Zaraz się przyzwyczaisz.

Nie zważała na moje protesty, tylko od razu zaczęła nakładać kolejną warstwę. Przeklinałam Kate pod nosem i nawet zaczęłam się podnosić na rękach, żeby jakoś od niej uciec, ale znowu pociągnęła za zastygły wosk i ból mnie sparaliżował. Przez chwilę masowała obolałe miejsce, ale nie rozczulała się nad nim zbyt długo. Po wydepilowaniu obu nóg byłam tak zmęczona, jakbym ćwiczyła cały dzień. Mięśnie brzucha bolały. Wszystko mnie bolało, bo spinałam się maksymalnie, żeby uciec przed tą wariatką. Kiedy zaczęła się dobierać do moich pach, zauważyłam, że miałam tyle siły, żeby się trochę bronić. Niestety nie byłam godnym przeciwnikiem.

– Serio chcesz wyglądać jak małpa? – Wyprostowała się i skrzyżowała ramiona.

– Nie przesadzaj.

– Nicole, zaraz będzie po wszystkim. Nie broń się.

Przytrzymała łokciem moją rękę i znowu napaćkała ciepły wosk na moje ciało. Przy drugiej stronie leżałam już nieruchomo z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi zębami. Kiedy skończyła, odetchnęła jakby z ulgą. Otworzyłam oczy i obserwowałam, jak obchodzi dookoła łóżko, żeby dostać się do urządzenia podgrzewającego wosk. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaka jest silna. Przestawiała mnie jak kukłę.

– Zapłacisz mi za to, jak tylko dojdę do siebie – powiedziałam przez zęby.

– Kochana, najpierw wstań na nogi, a dziękować mi będziesz później.

– Trzeba było chociaż przynieść jakieś wino na znieczulenie.

– Następnym razem o tym pomyślę.

– Następnym razem? – zaśmiałam się złowieszczo. – Od dzisiaj będziesz na liście osób, które nie mogą mnie odwiedzać.

– W takim razie co mi zależy – powiedziała i z impetem odkryła koc, pozostawiając mnie nagą od pasa w dół. Zabierała się do depilacji bikini. Uśmiechnęła się i zaczęła nakładać ciepłą maź. Mój wzrok ostrzegał, a nogi poruszały się, jakbym tańczyła breakdance na leżąco, ale ona nie przestawała się uśmiechać. Zwinęła róg koca i wsadziła mi go do ust, żeby stłumić mój krzyk. Byłam przerażona tym, co mnie czeka. Wiedziałam, że się nie cofnie, więc zagryzłam materiał i w myślach wymieniałam rzeczy, którymi mogłabym ją teraz skrzywdzić. Kiedy jednym ruchem pozbawiła mnie włosów, miałam ochotę ją zabić. Poprawiała jeszcze trzy razy. Byłam u kresu wytrzymałości. Wreszcie wyciągnęła mi koc z ust i poklepała mnie po ramieniu.

– To już koniec – powiedziała.

– Tak, koniec naszej przyjaźni – syknęłam wściekła.

– Nicole, zadbałam o twoje lepsze samopoczucie. Sama się później przekonasz. A po tym dzisiejszym dniu SPA nasza przyjaźń osiągnęła wyższy wymiar.

– Ty to nazywasz dniem SPA?! Czy jak pojechałaś do SPA w swoje urodziny, też cię tam torturowali?!

– Nie, tam było cudownie. Ale teraz, jak pójdziesz na basen, nie będziesz się musiała krępować. Może leżysz w tym łóżku całymi miesiącami, ale, do cholery, nadal jesteś kobietą!

Reszta wizyty przebiegła prawie w milczeniu. Ja milczałam, a Kate chciała wynagrodzić mi ból, więc balsamowała delikatnie moje ciało i opowiadała o wszystkim, co się działo za murami ośrodka, w którym przebywałam. Widziałam, że jest zmęczona, ale wyglądała na zadowoloną. Moja złość pomału mijała. Zapominałam o bólu i musiałam przyznać, że poczułam się lepiej. Nagle dotarło do mnie, że wciąż mam przyjaciół, którym na mnie zależy. Mogli już dawno machnąć na mnie ręką, a oni wciąż jednak dbali.

***

Następnego dnia wieczorem leżałam i czekałam na Owena. Nie przychodził, więc zaczęłam się denerwować. Nasz ostatni trening nie można było zaliczyć do udanych, a koniec też pozostawiał wiele do życzenia. Nie wiedziałam, czy miałam poruszyć temat tabletek, czy udawać, że nic się nie stało. Na dodatek nie umiałam sobie wyobrazić siebie w takim stanie na basenie. Chciał, żebym się utopiła? Ja nawet nie mogłam samodzielnie chodzić, a co dopiero pływać. Nerwowo wierciłam się w łóżku i niepotrzebnie się nakręcałam.

Wreszcie przyszedł i stanął w drzwiach. Oparł się o ościeżnicę i patrzył na mnie przez chwilę. Nie odezwałam się. Nerwowo przełknęłam ślinę i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że naprawdę jest mi potrzebny. Tylko on mógł mnie doprowadzić do sprawności.

– Dzisiaj, lalka, idziemy pływać – oświadczył.

Przewróciłam oczami, bo nie cierpiałam, kiedy tak się do mnie zwracał. Podszedł i odsunął koc. Byłam ubrana w dres, ale pod spodem miałam strój kąpielowy. Nawet nie zapytał, czy jestem przygotowana. Pomyślałam wręcz, że musiał poinformować o swojej decyzji Grega i ten załatwił Kate, która już się mną odpowiednio zajęła.

Na basenie było jeszcze dwóch innych pacjentów, i to mnie zaskoczyło. Mimo że również byli niepełnosprawni, wstydziłam się siebie i swojej ułomności, ale to było tylko w mojej głowie, bo oni w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Owen zaparkował mój wózek przy ścianie, ale wystarczająco blisko od łagodnego zjazdu do wody. Gdy się nachylił, żeby pomóc mi wstać, popatrzyłam na niego i zapytałam:

– Naprawdę chcesz mnie wziąć do tego głębokiego basenu?

– Tak. A co ty myślałaś, że przyszłaś tutaj do jacuzzi?

– Nie wejdę tam – oświadczyłam.

– Posłuchaj. Mam dla ciebie propozycję – zaczął, nadal pochylony nade mną. Mówił ściszonym głosem, jakby co najmniej nas ktoś podsłuchiwał. – Ja nikomu nie powiem o tabletkach, a ty dasz z siebie sto procent na rehabilitacji i nie będziesz komentować moich metod, tylko się do nich stosować.

– To nie jest propozycja, tylko szantaż.

– Jak zwał, tak zwał. To jak?

Czekał na moją odpowiedź, więc kiwnęłam głową, bo właściwie nie miałam innego wyjścia. Zsunął mi spodnie i ściągnął bluzę. Przebiegł szybko wzrokiem po moim ciele, a ja w duchu podziękowałam Kate. Już jej nie nienawidziłam za depilację. W tej chwili mogłoby być niezręcznie, ale przyjaciółka przewidziała wszystko. Owen podtrzymywał mnie mocno i pomógł wstać. Bałam się, że się poślizgnę, więc zastygłam i nie mogłam ruszyć nogą. Widział, że się denerwuję, więc wziął mnie na ręce i wszedł do basenu. Byłam w szoku. Nie wiem tylko, czy od zimnej wody, czy od jego stanowczości. Postawił mnie przed sobą. Stałam tyłem do spadu basenu i denerwowałam się coraz bardziej, kiedy popychał mnie lekko, żebym jeszcze się zamoczyła.

– Woda cię utrzymuje. Nie bój się – mówił spokojnie.

– Nie wchodźmy tam dalej. Zostańmy tu.

– Nie. Tu jest za płytko.

– Chcesz mnie utopić? – Nerwowo przełykałam ślinę.

– Uspokój się. Zaufaj mi.

– Po tym, jak zostawiłeś mnie samą i musiałam się czołgać do wózka? – zaatakowałam. – Uderzyłam głową o podłogę.

– A czyja to była wina? Nic ci ze mną nie grozi.

Stanął i położył sobie moje ręce na ramionach. Chwycił mnie za biodra i nadal lekko popychał ku środkowi basenu, wymuszając mój ruch. Woda faktycznie pomagała stawiać kolejne kroki, ale to wcale nie pozwoliło mi się uspokoić. Mocniej zacisnęłam ręce na Owenie i to sprawiło, że popatrzył mi w oczy, ale dalej mnie popychał. Prosiłam, żeby tego nie robił, ale nie przestawał. Zaczęłam mocno się spinać. Groziłam, że będę krzyczeć, ale on tylko się zaśmiał i parł do przodu. Kiedy miałam już wodę prawie po pachy, spanikowałam tak bardzo, że zaczęłam się szamotać. Próbował mnie przytrzymać, ale ja byłam gotowa wyskoczyć z basenu jak poparzona. Nie potrafił mnie uspokoić. Nagle z tego strachu chwyciłam go mocno wokół szyi i podnosząc niezdarnie nogi w wodzie, oplotłam go nimi w pasie. W zasadzie wdrapałam się na niego. Stanął zaskoczony, a ja pożałowałam swojej reakcji. Nie drgnął nawet i nadal trzymał dłonie na moich biodrach, a ja, przyciśnięta do niego, walczyłam o życie. Staliśmy tak przez chwilę, złączeni jak jakaś dziwaczna rzeźba. Po chwili zsunęłam się z niego delikatnie i rozejrzałam dookoła. Nikt na nas nie zwracał uwagi, a Owen starał się powstrzymać śmiech.

– Przepraszam – zaczęłam. – Chciałam się ratować. To był odruch.

– Teraz przynajmniej wiem, że masz więcej siły, niż pokazujesz na treningach.

– Myślałam, że chcesz mnie utopić.

– Tak, właśnie po to cię tu przyprowadziłem – powiedział poważnie, ale po chwili znowu się uśmiechnął.

Chyba do tej pory nie widziałam jego uśmiechu. Po wczorajszym dniu wiele się zmieniło. Był inny, bardziej wyluzowany. A może dałam mu na tyle w kość, że trochę odpuścił. Ja też chyba zmieniłam podejście, jakby większość mojego stresu utopiła się w chlorowanej wodzie zamiast mnie.

Reszta rehabilitacji przebiegła znacznie lepiej, a po pół godzinie nawet zostaliśmy sami na basenie. Kazał mi się położyć na wodzie i starać się tak utrzymać. Asekurował mnie. Było mi bardzo przyjemnie.

Później uczyliśmy się chodzić. To znaczy, ja uczyłam się chodzić. Odpychałam wodę rękami, a kiedy byłam już zmęczona i chwilami brakowało mi oddechu, sadzał mnie przy brzegu na schodkach z kafelków, żebym trochę odpoczęła.

– Woda masuje całe ciało – tłumaczył. – To teraz najlepsze dla ciebie. Po tym treningu będziesz lepiej spała.

– Dziękuję – odezwałam się nagle.

– To moja praca.

– Ale mogłeś mnie zostawić.

– Mogłem. Idziemy teraz do jacuzzi? – zmienił szybko temat.

– Możemy? – ucieszyłam się.

– Jasne. Ulokuję cię tam, a sam popływam chwilę. Okej?

Bąbelki cudownie wibrowały na moim ciele. Przypiął mnie specjalnymi pasami, żebym się nie zsunęła, i pozwolił mi się delektować ciepłą wodą. Sam wskoczył na główkę do basenu i zaczął pokonywać kolejne długości. Patrzyłam na niego i podziwiałam jego zdolności. Potrafiłam pływać, ale nie tak dobrze jak on. W moim wykonaniu jakaś pokręcona żabka, która pozwalała utrzymywać się na wodzie, nie była wybitnie wytrenowanym stylem. Teraz na pewno nie potrafiłabym przepłynąć kilku metrów. Nie miałam tyle siły. Owen za to poruszał się szybko i zdecydowanie. Po raz pierwszy zobaczyłam w nim mężczyznę.

Kiedy skończył swój trening, wrócił do mnie i usiadł naprzeciwko w małej podgrzewanej wannie z masażem. Chwilę mi się przyglądał, a ja czułam, że jestem czerwona od tej ciepłej wody, i zaczynało mi być słabo. Chciałam się położyć, ale stwierdziłam, że pozwolę mu się jeszcze delektować przyjemnymi bąbelkami, zanim poproszę o odwiezienie mnie do pokoju.

– Zrobiłabyś to? – zapytał nagle.

– Co? – Nie wiedziałam, o czym mówi.

– Czy potrafiłabyś się załatwić tymi tabletkami?

– Musimy o tym rozmawiać? – Odwróciłam głowę.

– Lepiej ze mną czy wolisz z psychiatrą?

– Przecież obiecałeś, że nikomu nie powiesz. – Popatrzyłam na niego zdezorientowana.

– To powiedz chociaż, dlaczego do tej pory olewałaś ćwiczenia i udawałaś, że nie masz siły?

– Niczego nie udawałam.

– W basenie wykonałaś gwałtowny ruch i względnie mocno się mnie trzymałaś.

– To było ze strachu. Adrenalina. Ludzie ze strachu wychodzą na sam wierzchołek drzewa.

– Tak, całkowicie zdrowi ludzie. Masz rację. To dlaczego chcesz przeciągać pobyt tutaj?

– Nie przeciągam.

– Lalka, ja nie narzekam, bo Greg płaci mi bardzo dobrze za twoje nastawienie, ale…

– Co? – przerwałam mu. – Co to ma znaczyć?

– Powiedział, że jesteś uparta, że możesz nie współpracować i takie tam. Specjalnie mnie tutaj dla ciebie ściągnął. Naprawdę mu zależało. On płaci za ten ośrodek kupę kasy. Nie głupio ci wykorzystywać brata?

– On nie jest… – Urwałam w połowie zdania, bo nie widziałam sensu w tłumaczeniu moich relacji z Gregiem, szybko więc dodałam: – Jak to specjalnie cię ściągnął? Nie pracujesz tutaj?

– Nie. Tylko z tobą. Tina jest tutaj zatrudniona.

– I w szpitalu też byłeś specjalnie? W sensie, że Greg za to płacił?

– Tak. Ty tu sobie wypoczywasz, a tysiące uciekają.

Nie wiedziałam o tym. Nie zastanawiałam się, dlaczego mam osobny pokój ani dlaczego Owen z takim zaangażowaniem prowadzi moje ćwiczenia. Przyjęłam, że tak to wygląda. Nigdy nie zapytałam Grega, jak załatwił ten ośrodek, a każdy powtarzał, że to najlepsze miejsce do rehabilitacji. Skoro mój fizjoterapeuta też był taki dobry, to musiał kosztować fortunę. Na dodatek przyjeżdżał specjalnie. Jak mogłam być taka głupia? Jak ja teraz oddam Gregowi tyle pieniędzy? Ciągle tylko narażałam go na stres i wydatki. Miał teraz rodzinę i musiał się nią zaopiekować. Nagle okazało się, że nie ma dla mnie lepszej motywacji. Szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej. A czy chciałam wiedzieć? Czy w ogóle pomyślałam o innych, zatapiając się w swoim smutku?

***

Kolejne dni były lepsze psychicznie i fizycznie. Teraz naprawdę się starałam i ćwiczyłam ciężko, bo myśl, że kolejny dzień będzie kosztował Grega choćby dolara, nie dawała mi spać. Musiałam się pozbierać. Moje stosunki z Owenem również się poprawiły. Robiłam ogromne postępy i oboje się z tego cieszyliśmy. Nikomu nie tłumaczyłam, skąd ta nagła zmiana, po prostu postawiłam sobie cel i parłam do przodu.

Po dwóch tygodniach wzmocniłam ręce i nogi na tyle, że potrafiłam przejść kilka kroków, trzymając się specjalnych barierek, ale bez pomocy mojego trenera. Czułam się silniejsza psychicznie, chociaż co wieczór, kiedy leżałam w łóżku, wracały do mnie wspomnienia. Nie umiałam ich uciszyć. Tęsknota za Joshem nie mijała, ale starałam się przekuwać ją w gniew. Naprawdę byłam na niego wściekła, ale nie mogłam siebie okłamywać – wciąż go kochałam. To nie takie proste, żeby odkochać się w ciągu kilku dni czy tygodni. Wiedziałam, że byłoby mi łatwiej, gdyby teraz przy mnie był i pomógł mi przez to przejść. Byłam tego pewna, ale jego już ze mną nie było. Codziennie rano wmawiałam sobie, że będzie dobrze, i nawet zaczynałam w to wierzyć, bo znowu zapragnęłam towarzystwa. Sara z Kate czasami zakradały się do mnie wieczorem i przynosiły wino. Tak bardzo chciałam wrócić do żywych.

Ten poranek zaczął się wyjątkowo dobrze. Obudziłam się w cudownym humorze, czułam, że energia mnie rozpiera. Zjadłam samodzielnie śniadanie i nie mogłam się doczekać treningu. Nawet mój osobisty fizjoterapeuta nie był w stanie uwierzyć, że potrafię się tak dużo śmiać, kiedy już zaczęliśmy na dobre ćwiczenia. To był właśnie dzień, w którym byłam umówiona z dziewczynami na wieczór. Wiedziałam, że do wyjścia z ośrodka jest bliżej niż dalej, i to mnie tak pozytywnie nakręcało. Potrafiłam przejść już dwie długości toru, przytrzymując się od czasu do czasu, i to był powód do dumy. Kiedy prawie kończyliśmy trening, do sali weszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się do mojego rehabilitanta, jakby obiecywała spełnienie wszystkich jego zachcianek, i odezwała się ciepłym, zachęcającym głosem:

– Owen, mogę cię na chwilę prosić?

– Za chwilę kończymy. Dasz mi piętnaście minut?

– Masz gościa – nalegała.

– Gościa? – zdziwił się. – Kto to?

Kobieta popatrzyła na mnie i widziałam, że nie chce mówić, co to za tajemniczy osobnik znalazł Owena właśnie tutaj, jednak mój trener nie miał zamiaru nigdzie wychodzić, tylko nalegał, aby zdradziła, kto to. Stał dwa kroki za mną, na wypadek gdybym jednak nie potrafiła się dłużej utrzymać na nogach po intensywnym treningu. Przystanęłam, żeby dokończyli wymianę zdań, bo i tak mnie rozpraszała ich rozmowa.

– Josh Sandler – powiedziała wreszcie.

Na te słowa puściłam obręcz i niezdarnie obróciłam się w stronę Owena. Zrobiwszy krok w jego stronę, stanęłam przed nim, niczego się nie trzymając. Oddychałam szybko. Zdenerwowałam się i nawet nie zauważyłam, że stałam całkiem samodzielnie, natomiast mój rehabilitant zmierzył mnie wzrokiem i nie patrząc na pielęgniarkę, powiedział jej, że zaraz do niego przyjdzie. Zadowolona wyszła z sali, a ja zaczęłam panikować.

– Nie chcę się z nim widzieć. Nie wpuszczaj go tutaj. On nie może tu wejść – mówiłam szybko i nerwowo.

– No nie wiem. Na samo jego imię odwracasz się energicznie i trzymasz równowagę. Może gdyby tu wszedł, to byś stąd uciekła o własnych siłach.

– To nie jest zabawne. Naprawdę nie mogę się z nim widzieć.

– Spokojnie. Zaraz wrócę.

Kiwnęłam głową i dopiero teraz złapałam za metalową barierkę. Chciał pomóc mi podejść do krzesła, ale odmówiłam. Byłam zbyt zdenerwowana, żeby siedzieć. Mój cały dobry nastrój gdzieś wyparował. Kiedy czekałam, wpatrywałam się cały czas w drzwi, bo ciągle obawiałam się, że Josh zdoła go przekonać i wejdzie tu razem z Owenem. Minuty dłużyły się jak godziny, ale wreszcie mój trener wrócił sam. Podszedł do mnie jak gdyby nigdy nic i zamierzał kontynuować trening. Nie chciałam już ćwiczyć. Stanął więc naprzeciw mnie i oparł się o obręcz, krzyżując ramiona. Chwilę patrzyliśmy na siebie, ale żadne z nas się nie ruszyło.

– Co ten gość ci zrobił? – zapytał nagle.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– Chcesz, żebym trzymał go od ciebie z daleka, a nie chcesz mi powiedzieć, o co chodzi?

– To już przeszłość.

– Ale chyba nie dla niego. Zależy mu na tym, żeby z tobą było lepiej i zaoferował mi nawet pracę. Chce płacić za twoją rehabilitację. Pytał, jak się czujesz.

– Powiedziałeś mu coś o mnie?

– Nie. To dla mnie obcy gość. Poza tym, z tego, co zauważyłem, on już dużo wiedział o twoim zdrowiu. Chciał się chyba tylko upewnić. Wiesz, że był już tutaj kilka razy? Podobno nie życzyłaś sobie jego odwiedzin.

– Nie wiedziałam, że próbował. – Zaskoczyło mnie to.

– Na razie chcę usłyszeć od ciebie, co jest grane, bo zareagowałaś dosyć ostro, jak tylko usłyszałaś jego nazwisko. Wszyscy chcą płacić za twoją rehabilitację. Ty to masz szczęście.

– Tak, olbrzymie szczęście – odpowiedziałam sarkastycznie. – Chyba nie przyjmiesz tej propozycji?

– Serio? Mam zrezygnować z ferrari? Na tobie zarobię fortunę. – Zaczął się śmiać.

– Bawi cię ta sytuacja? – zdenerwowałam się na niego. – Ja nie chcę, żeby Greg za to wszystko płacił, a już na pewno nie chcę, żeby miał w tym udział Josh!

– W porządku. Kończymy na dziś?

Kiwnęłam tylko głową, bo chciałam jak najszybciej wrócić do pokoju. Miałam mieć po południu jeszcze jeden trening z Tiną, ale najchętniej bym go odwołała. Ta cała sprawa z Joshem trochę mnie rozstroiła. Mój poranny optymizm się ulotnił.

Wieczorem dziewczyny przyszły z butelką wina, ale do tej pory zdążyłam się już uspokoić. Nawet z Tiną na popołudniowych ćwiczeniach rozmawiałam normalnie. Starałam się zapomnieć o tym, że Josh próbował się do mnie dostać. Nie byłam jeszcze gotowa, żeby się z nim zobaczyć. Bardzo mnie zranił, chociaż był ostatnią osobą, po której mogłam się tego spodziewać. Naprawdę uwierzyłam w to, że mnie kocha i że nigdy mnie nie zdradzi. Teraz jego nigdy nie miało już znaczenia.

– Owen rozmawiał dzisiaj z Gregiem – wyskoczyła Sara po kilku łykach wina, jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniała. – Mówił, że jest coraz lepiej i wkrótce będziesz mogła stąd wyjść.

– Chcę wyjść jak najszybciej, bo Greg płaci za to wszystko tyle pieniędzy…

– Nicole, skup się na powrocie do pełnej formy. – Sara uśmiechnęła się, przerywając moje jęki. – Zresztą to pieniądze Amy.

– Amy?

– Tak, Greg już dawno temu założył dla niej fundusz. Trochę się uzbierało, więc teraz nie ma problemu.

– Tak, tak. Pamiętam – wtrąciła się Kate. – Chciał, żeby była wspólnikiem w firmie, ale ona się nie zgodziła i strasznie się pożarli, wtedy on stwierdził, że będzie dla niej odkładał pieniądze, gdyby się jednak rozmyśliła. Więc to jakby Amy płaci za to twoje SPA.

– Widzę, że masz problem ze zrozumieniem znaczenia słowa „SPA” – Przypomniałam sobie depilację w jej wykonaniu.

Kate zaczęła się śmiać. Ta nasza trójca była mi teraz potrzebna. Normalne rozmowy, jak gdyby nic złego się nie stało. Nasze zwyczajne piątkowe spotkanie. Nigdy wcześniej nie miałam takich przyjaciółek. Oprócz Amy nie utrzymywałam z nikim kontaktu w moim poprzednim życiu. Nie miałam znajomych. Moje całe istnienie kręciło się wokół mamy i tego, co nowego wymyśli. Wcześniej jakbym w ogóle nie żyła. Nie chciałam nikogo przyprowadzać do domu i później się tłumaczyć. Unikałam ludzi. Dopiero gdy zamieszkałam u Grega i weszłam w jego życie, uświadomiłam sobie, jak wiele traciłam, zamykając się na wszystko dookoła. Teraz otaczali mnie cudowni przyjaciele, którzy kochali mnie taką, jaka byłam.

– Oczywiście wracasz do nas – oświadczyła Sara. – Greg nie widzi innej opcji na razie. A mała Amy też chciałaby poznać bliżej swoją cioteczkę.

– Już się nie mogę doczekać, kiedy ją zobaczę. Tyle czasu straciłam.

Kate westchnęła głośno, jakby chciała coś powiedzieć. Patrzyłam na nią i czekałam na jakiś komentarz, ale wyglądało na to, że się powstrzymała. Uśmiechnęła się do mnie, a mnie coraz bardziej intrygowało jej zachowanie. Potrafiła być wobec mnie krytyczna i często mówiła to, co myślała, a teraz o dziwo zachowywała swoje uwagi dla siebie. To było do niej niepodobne.

– Kate, chcesz mi coś powiedzieć? – nie wytrzymałam.

– Nie. Dlaczego? – wykręciła się.

– Przecież widzę – prowokowałam.

– Masz rację – zaczęła. – Straciłaś dużo czasu. Nie tylko z dala od Amy, ale od nas wszystkich. A Josh…

– Tak, wiem – przerwałam jej. – Zaraz mi powiesz: a nie mówiłam. Mogłam trzymać się od niego z daleka.

– Akurat wcale tego nie chciałam powiedzieć. W tym przypadku to ty miałaś rację.

– Słucham? – Nie kryłam zdziwienia.

– Myślę, że robisz błąd, nie chcąc się z nim spotkać.

– Żeby to wszystko zakończyć w inny sposób?

– Dlaczego zakończyć? – spytała Kate.

– Przepraszam, czy ona o niczym nie wie? – zwróciłam się do Sary.

Nie bardzo rozumiałam tej zmiany frontu. Wcześniej Kate była absolutnie przeciwna mojemu związkowi z Joshem. Ostrzegała mnie przed nim. Z czasem dała mi spokój, a odkąd się dowiedziała o mojej ciąży, całkiem unikała tematu mojego wyboru partnera. Wiedziałam, że tego nie popiera, ale musiała zaakceptować. A ja musiałam pogodzić się z tym, że ona miała z nim bliski kontakt. Nauczyłyśmy się z tym żyć. Starałam się o tym nie myśleć.

– Dziewczyny – wtrąciła się Sara. – Miałyśmy popijać winko i cieszyć się tym wieczorem. Po co takie poważne tematy?

– W porządku. Kate, możesz mi wyjaśnić, dlaczego miałabym się z nim spotkać? – nie odpuszczałam.

– Bo zasługuje na szansę – odparła.

– Na szansę? – spytałam z niedowierzaniem. – On ma dziecko z inną kobietą. Nie. On ma dziecko z Renee!

– Jaka to różnica, czy z Renee, czy z jakąś inną?

– Wielka! – uniosłam się. – To nie jest jakaś przypadkowa osoba, z którą go poniosło i nagle się okazało, że zaliczył wpadkę. Z obcą osobą mógłby się dogadać co do wspólnego wychowywania czy łożenia na dziecko. Ale to jest Renee! Kobieta, którą kochał. Z którą ma kawał wspólnej historii.

– Ale to przeszłość – broniła go Kate.

– No chyba nie bardzo, skoro będzie miał z nią dziecko!

– Nicole, nie unoś się – uspokajała mnie Sara.

– Ja się nie unoszę. Ja nie rozumiem, dlaczego Kate staje po jego stronie.

– Ponieważ nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Ponieważ kocha cię niesamowicie mocno – wymieniała Kate. – Może popełnił błąd, ale na pewno bardzo tego żałuje. Nie wrócił do Renee. Słyszałam, jak rozmawiał z Gregiem…

– Nie chcę tego słyszeć – uciszyłam ją. – Mieliśmy coś cudownego, ale on to spieprzył, bo nie potrafił trzymać rąk przy sobie, więc niech ona go sobie teraz weźmie.

Kate była ostatnią osobą, po której mogłabym się spodziewać obrony Josha. Sara się nie odzywała, ale widziałam, że w pełni ją popiera. Myślałam, że będą po mojej stronie. Byłam ciekawa, co o tym wszystkim myśli Greg, bo kiedy mnie odwiedzał, nie rozmawiał ze mną o Joshu, a z pewnością nie czuł się z tą sytuacją dobrze, bo przecież był zawieszony pomiędzy swoimi przyjaciółmi. Oboje jesteśmy mu bliscy.

– Zrozum – nie dawała za wygraną Kate. – Sytuacja jest mocno skomplikowana, ale wysłuchaj go chociaż.

– Czy on chciał, żebyś mnie przekonała? – oświeciło mnie nagle.

– Nie rozmawiałam z nim na ten temat.

– Więc może lepiej my też nie rozmawiajmy. Dobrze? – skończyłam dyskusję.

Mój pobyt w ośrodku dobiegł końca. Byłam na tyle silna, żeby chodzić, podnosić rzeczy i móc całkiem samodzielnie funkcjonować. Poczułam się jak nowo narodzona. Te pięć miesięcy w ośrodku niesamowicie się ciągnęło, ale dopiero pod koniec wzięłam się tak naprawdę do pracy nad swoim ciałem.

Pakowałam się z poczuciem lekkości. Nie miałam jeszcze planu na resztę życia, ale postanowiłam się tym nie martwić. Nauczyłam się, że planowanie przyszłości zupełnie mi nie wychodziło, bo za każdym razem kończyłam inaczej, niż to sobie wyobrażałam. Teraz wolałam się skupić na każdym dniu, a nie na tygodniach, miesiącach czy latach do przodu. Obrałam nową taktykę. Jestem tu i teraz. Jutro było zbyt odległe.

Wiedziałam, że został mi jeszcze ten ostatni dzień. Nadal nie miałam pojęcia, jak rozliczę się z Gregiem, bo pieniądze jego siostry powinna otrzymać mała Amy, a nie ja. Musiałam to dobrze przemyśleć, ale na razie nie potrafiłam wykrzesać z siebie żadnego pomysłu. Na dodatek to nie mogła być mała suma, więc rzecz nie była taka prosta.

Byłam już praktycznie gotowa do opuszczenia w następnym dniu ośrodka, kiedy do mojego pokoju zapukał Owen. Wszedł, popatrzył na wypchaną po brzegi torbę i uśmiechnął się do mnie. Chyba się cieszył, że będzie mnie miał już z głowy. Polubiłam go. Mimo że nie rozmawialiśmy ani o moim, ani o jego życiu, czułam, jakbyśmy się bardzo dobrze znali. Z pewnością poznał mnie od tej gorszej strony. Widział moje słabości i wszelkie mankamenty charakteru.

Przyszedł wcześniej, więc nie zdążyłam się przygotować na trening. Byłam ubrana w dżinsy i biały obcisły top. Popatrzyłam na zegarek, a później znowu na mojego trenera. Dwie godziny przed czasem? To mu się nigdy nie zdarzyło. Czułam jeszcze śniadanie i nie mogłabym teraz ćwiczyć.

– Cześć, lalka – odezwał się w końcu.

– Ruszam rękami i nogami, więc dlaczego dalej tak do mnie mówisz? – Byłam ciekawa, a nie zła.

– Teraz wyglądasz jak lalka Barbie.

Zaczęłam się śmiać. To było bardzo miłe. Usiadłam na łóżku i już miałam mówić, że nie jestem gotowa na ćwiczenia, ale zauważyłam, że on również nie był w dresie. Oparł się o ścianę i przyglądał mi się przez chwilę. Był jakiś tajemniczy i podejrzanie uśmiechnięty.

– Chciałem ci zrobić niespodziankę. Co powiesz na to, żeby już dzisiaj się stąd zmyć?

– Naprawdę? – ucieszyłam się.

– Tak. Odpuścimy sobie dzisiejsze treningi.

– Jestem w szoku. Ty odpuścisz trening? – przekomarzałam się z nim.

– Taki ze mnie luzak. – Rozłożył ręce, żeby się pokazać w całej okazałości.

Miał na sobie czarne spodnie i biały podkoszulek. Wyglądał całkiem inaczej. Niby zwyczajny ubiór, a jednak zawsze widziałam go tylko w dresie. Przyzwyczaiłam się do jego sportowego stylu, a teraz był jakby kimś innym. Znajomym, nie trenerem. Nasze relacje się zmieniły. Nie byłam już od niego zależna. Nie potrzebowałam go i bardzo dobrze się z tym czułam.

– Muszę zadzwonić do Grega – pomyślałam na głos.

– Ja cię odwiozę.

– Nie chcę ci robić kłopotu.

– Taki miałem plan, więc to żaden kłopot. Poza tym mam nadzieję, że zanim cię odstawię do domu, dasz się zaprosić na kawę. Chyba nie zakończymy tego naszego związku bez kawy?

Uśmiechnęłam się szeroko i skinęłam głową na zgodę. To był dobry pomysł. Spędziliśmy ze sobą dobrych kilka miesięcy, a licząc z moim pobytem w szpitalu, był przy mnie ponad rok. Postawił mnie na nogi, tak jak obiecał. Mój powrót do samodzielności nastąpiłby dużo szybciej, gdybym wcześniej zebrała się w sobie. Gdyby nie to, że uświadomił mi, jak dużo Greg traci pieniędzy na moją rehabilitację, pewnie nadal bym wegetowała.

Owen wprawdzie zaparkował samochód koło Starbucksa, ale nie miał zamiaru tam iść. Myślałam, że zabierze mnie do jakiejś przyjemnej, klimatycznej kawiarni. Dlaczego tak pomyślałam? Sama nie wiem. Kiedy stanęłam przy samochodzie zdezorientowana, on z uśmiechem na ustach wskazał mi drugą stronę ulicy. Green Lake Park. Mogłam się domyślić, że to jakiś podstęp.

– Wprawdzie nie było treningu na sali, ale ostatni zrobimy tutaj. Po prostu pospacerujemy razem, a później, obiecuję, będzie kawa.

– Wiedziałam, że nie odpuścisz.

– Chodź.

– Ale jest zimno.

– Wcale nie.

Ruszył pierwszy w stronę parku. Nie było zbyt pięknie. Połowa marca, temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni i nie widziałam oszałamiającej zieleni, która zawsze nastrajała mnie pozytywnie. Było dosyć buro i nie miałam ochoty na żadne spacery, chociaż nie chciałam jeszcze żegnać się z Owenem. Towarzyszyło mi dziwne uczucie. Cieszyłam się, że opuściłam ośrodek, ale zdawałam sobie sprawę, że będzie mi brakowało naszych wspólnych treningów, a raczej jego obecności. Zawsze był przy mnie opanowany i stanowczy, a ja tego potrzebowałam. Dzięki niemu oswoiłam się z dotykiem innego mężczyzny i przestałam się krępować swojego ciała. Nie patrzył na mnie jak na obiekt pożądania, więc mogłam się wyluzować i być sobą. Nie był mną zainteresowany, co z jednej strony przyjęłam z ogromną ulgą, ale z drugiej z lekkim rozczarowaniem. Byłam jego klientką, więc podchodził do sprawy bardzo profesjonalnie, a mimo to chyba chciałam mu się podobać. Dlaczego to takie ważne dla kobiet, żeby ktoś nas zauważył? Nie chcemy, żeby mężczyźni rzucali się na nas i od razu obłapiali, ale chodzi o to spojrzenie, które pozwala nam poczuć się przez chwilę dobrze. Ja w każdym razie chyba tego potrzebowałam. Nie chciałam być postrzegana jak coś, co można sobie wziąć, wykorzystać i zniszczyć. Potrzebowałam takiego spojrzenia i zachowania mężczyzny, które sprawiały, że czułam się dobrze w swojej skórze, bezpiecznie; chociaż przez chwilę chciałam być dla kogoś warta uwagi.

Spacerowaliśmy długo. On wspominał nasze początki i porównywał mnie do kilku swoich pacjentów, z którymi też nie od razu się dogadywał. Ja w tej chwili patrzyłam na to inaczej, ale faktycznie nie zaczęliśmy dobrze. Wtedy byłam negatywnie nastawiona do wszystkiego i wszystkich. Nie chciałam żyć. Zawaliły się wszystkie moje plany i nikt nie miał pojęcia, jak się czułam. Teraz było inaczej. Nabrałam większej odwagi i energii do życia. Już nie bałam się zmierzyć z przyszłością.

– Ścigamy się? – zapytałam i ruszyłam do lekkiego biegu.

Nie od razu zaczął biec za mną. Pomyślałam, że dawał mi fory, ale po minucie moje ciało zaczęło się poddawać. Zawroty głowy skutecznie zniechęciły mnie do dalszych gwałtownych ruchów, a nogi odmawiały mi posłuszeństwa, nie wspominając o oddechu. Rozejrzałam się za ławką i kiedy już namierzyłam jedną w odległości paru metrów, zaczęłam powłóczyć nogami w jej kierunku. Opadłam na nią bezwładnie, a Owen stanął naprzeciw mnie, oddychając zupełnie normalnie, i patrzył na mnie z politowaniem. Podniosłam głowę. Stał ze skrzyżowanymi rękami i był chyba trochę zdenerwowany. Zdążyłam go poznać podczas wspólnych treningów. W taki sposób patrzył na mnie, kiedy robiłam coś wbrew jego nakazom.

– Co to miało być? – zapytał wreszcie.

– Chciałam się trochę rozgrzać i pościgać z tobą. – Próbowałam uspokoić oddech i opanować drżenie mięśni.

– Pościgać się ze mną? – zaśmiał się. – Kobieto, wprawdzie chodzisz, ale do biegania jeszcze ci trochę brakuje. Co ci przyszło do głowy?

Usiadł koło mnie i oparł się wygodnie. Zaczynałam panować nad oddechem, ale nic nie mówiłam. Wcale się nie rozgrzałam, a na dodatek się ośmieszyłam. Faktycznie nie wiedziałam, dlaczego zaczęłam nagle biec. Uwierzyłam w swoje siły, bo byłam pewna i czułam się, jakbym mogła biec i biec. Owen nagle zaczął się śmiać, więc popatrzyłam na niego zaskoczona.

– Nie wierzę, że myślałaś o ściganiu się ze mną. – Nie mógł się powstrzymać od śmiechu. – Szkoda, że nie widziałaś się z boku.

– Dobrze, koniec nabijania się ze mnie.

– Przebiegłaś całe dziesięć metrów. – Nadal zanosił się śmiechem. – Zapiszemy cię na maraton, bo najwidoczniej myślisz, że jesteś gotowa.

– Owen – upominałam go, ale samej chciało mi się śmiać, więc też wybuchłam śmiechem.

– Biegałaś wcześniej, przed tym wszystkim? – Zaczynał się uspokajać.

– Nie. Nigdy.

– To dlaczego myślałaś, że będziesz mogła swobodnie biegać?

– Nie wiem. Chyba fajnie tak biegać. Słyszałam, że po bieganiu człowiek czuje się lepiej i że ma się więcej energii.

– Tak, ale trzeba umieć to robić. To, co ty odstawiłaś przed chwilą, trudno nazwać biegiem.

– Dobrze, już dobrze. Więcej nie będę.

– Dlaczego? Mogę ci pokazać, jak się do tego zabrać. Możemy razem trenować.

– Chyba nie stać mnie na ciebie.

– Daj spokój. Sam biegam, więc…

– Ale ja nie biegam – przerwałam mu. – Nie chcę, żebyś zaniedbywał treningi przeze mnie.

– Przecież…

– Płaciłabym ci za godzinę czy za pięć minut biegu? Bo pewnie tyle bym wytrzymała.

– Cholera, dasz mi skończyć mówić? – Zmarszczył czoło. – Masz dar szukania problemów.

– Po prostu nie wiem, jak miałoby to wyglądać.

– To po prostu daj mi powiedzieć – powiedział lekko zirytowany.

Kiwnęłam głową i już się nie odzywałam. Owen zaproponował, żebym z nim trenowała jogging. Nie chciał ode mnie żadnych pieniędzy, a ja nie rozumiałam dlaczego. Był rozchwytywanym fizjoterapeutą i nie bardzo chciało mi się wierzyć, że poświęci mi swój czas zupełnie za darmo. Nie wypadało odmawiać i sama byłam ciekawa, czy dam radę, a jeszcze w ośrodku obiecałam sobie, że będę teraz próbowała nowych rzeczy, więc jogging mógł mi nawet wyjść na zdrowie. Powiedziałam mu jednak, że muszę się zastanowić, ponieważ najpierw należało się zmierzyć z życiem i poskładaniem go na nowo.

Po godzinie w parku poszliśmy wreszcie do Starbucksa. Już dawno nie piłam tak pysznej kawy, dlatego kiedy podał mi moją porcję, zamilkłam na chwilę i delektowałam się cudownym napojem. Ta w ośrodku nie była zła, ale cieszyłam się, że już nie będę musiała jej pić. Owen kupił mi nawet czekoladowe ciacho. Sam zajadał się sernikiem. Było bardzo przyjemnie. Czułam się dobrze w jego towarzystwie. W pewnej chwili wyciągnął białą karteczkę i położył naprzeciwko mnie. Zorientowałam się, że to jego wizytówka.

– Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz mnie potrzebować w ten sposób, ale gdybyś kiedyś zdecydowała się pobiegać albo wybrać się na spacer w doborowym towarzystwie, to zadzwoń. – Uśmiechnął się.

– Polecisz mi wtedy kogoś z tego doborowego towarzystwa? – prowokowałam, bo czułam się wspaniale.

– Jasne. – Zaczął się śmiać.

– Dziękuję za wszystko – odezwałam się wreszcie poważnie.

– To była moja praca.

– Wiem, ale bardzo mi pomogłeś. Dziękuję, że nie wydałeś mnie z tabletkami.

– A chociaż wybiłaś sobie z głowy ten głupi pomysł?

– Tak – potwierdziłam szybko.

– To dobrze.

Znowu wszystko w mojej głowie funkcjonowało jak trzeba. Nawet pomyślałam, że nie bałabym się teraz spotkania z Joshem, jednak na myśl o nim poczułam ucisk w gardle. Nie umiałam się wyzbyć uczucia do niego. Chciałam go znienawidzić, ale nie potrafiłam. Starałam się więc o nim nie myśleć, żeby spokojnie żyć, ale zawsze potrafił się wkraść do mojej głowy. Bardzo brakowało mi ramion, którymi mnie obejmował, sprawiając, że zapominałam o wszystkim dookoła. Niestety te ramiona obejmowały inną, kiedy powinny czekać na mnie. Wciąż atakowały mnie sprzeczne emocje. Zamiast wyrzucić go z głowy i serca, pozwalałam, żeby tam pozostał.

Nie rezygnuj

Wydanie pierwsze, ISBN 978-83-8219-104-2

 

© Maja Drożdż i Wydawnictwo Novae Res 2020

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

 

REDAKCJA: Marzena Kwietniewska-Talarczyk

KOREKTA: Beata Kostrzewska

OKŁADKA: Anna Piwnicka

KONWERSJA DO EPUB/MOBI:Inkpad.pl

 

WYDAWNICTWO NOVAE RES

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

 

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.