Miejsce końca - Anna Yasmin - ebook

Miejsce końca ebook

Anna Yasmin

0,0

Opis

Jest to pozycja, która powinna przemówić do każdego. Znajdą w niej otuchę osoby poszukujące zrozumienia, a także te, które borykają się ze stratą kogoś bliskiego. Myślę, że również rodzice wyciągną choć maleńką lekcję, jak kochać mądrze i zdrowo. Pozostałym, być może ułatwi poruszanie się w gąszczu własnych emocji. Tak naprawdę tylko uczucia są tu prawdziwe…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 498

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Anna Yasmin

Miejsce końca

© Anna Yasmin, 2020

Jest to pozycja, która powinna przemówić do każdego.

Znajdą w niej otuchę osoby poszukujące zrozumienia, a także te, które borykają się ze stratą kogoś bliskiego. Myślę, że również rodzice wyciągną choć maleńką lekcję, jak kochać mądrze i zdrowo. Pozostałym, być może ułatwi poruszanie się w gąszczu własnych emocji.

Tak naprawdę tylko uczucia są tu prawdziwe…

ISBN 978-83-8221-592-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Dedykuję jedynemu ojcu, jakiego miałam…

Jarkowi Michałowskiemu

Słowo wstępne

Choroba psychiczna to termin, który słyszał chyba każdy z nas. W większości budzi on silne emocje. Często towarzyszy mu niepokój, a nawet strach, zażenowanie albo wstyd. Może też pojawić się czasowa bezradność lub całkowita bezsilność. U niektórych osób słowa te wywołują dystans, czy wręcz pogardę. Wszystko to zależy od okoliczności, w których owy termin padnie. Jest jednak coś, co bardzo często łączy wszystkie te uczucia — to brak rzetelnej wiedzy.

W obszernym „worku” opatrzonym nazwą choroby psychiczne znajdziemy różnego rodzaju zaburzenia, między innymi obsesyjno-kompulsywne, afektywne, lękowe, psychotyczne, osobowości, czy też zaburzenia neurorozwojowe. Jedną z najpowszechniejszych dziś chorób tego typu jest depresja, która często bywa bagatelizowana i traktowana przez otoczenie chorego, jak fochy albo zwykłe lenistwo.

Powszechny brak wiedzy dotyczy nie tylko istnienia tych zaburzeń, jako realnych jednostek chorobowych, ale i skutecznych terapii oraz metod wspierania osób na nie cierpiących. Ogromny problem stanowi również postrzeganie chorych przez zdrową część społeczeństwa, a nierzadko traktowanie ich wręcz marginalnie. Brak zrozumienia dla tych, którzy są w nieco innej kondycji psychicznej, niż ta przyjęta za normę, jest nadal nagminny. A to po prostu choroba, której nikt nie wybiera. Choroba, jak inna — rak, cukrzyca, nadciśnienie. Choroba, która dobrze zdiagnozowana, może być skutecznie leczona..

Właśnie z takiej potrzeby powstała ta książka. Jest ona krzykiem tych, którzy walczą z czymś, czego nie widać — z wrogiem, który mieszka w nich samych i atakuje bardzo podstępnie. Jest szeptem, który mówi, że czasem wystarczy jedno trudne wydarzenie w życiu, aby rozsypać się na kawałki… Jest także głosem prawdziwych emocji, bo tylko tak można pokazać oblicze czegoś, co dotyka właśnie tej dziedziny — delikatnej i innej u każdego, naszej wrodzonej emocjonalności.

Zapraszam zatem w niezwykłą podróż… Jacy z niej powrócimy, zależy wyłącznie od nas…

Rozdział 1

— Tato, tak bardzo cię kocham. Nie chcę, żebyś odchodził. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. — Alicja nie wypuszczała jego dużej dłoni ze swoich rąk. Siedziała przy ojcu na łóżku i wpatrywała się w jego zamglone oczy. Był okropnie zmęczony. Wykańczał go ból. Leki już nie działały, choć co rano dostawał wysoką dawkę morfiny. Był po niej na wpół przytomny, ale niestety nadal bardzo cierpiał. — Tato, nie zostawiaj nas! Nie zostawiaj mnie, błagam… — matka Alicji, która stała tuż za nią i trzymała dłoń na jej ramieniu, mocniej zacisnęła palce. Jej twarz tonęła we łzach. Wiedząc, że mąż i tak jej nie widzi starała się opanowanym głosem powiedzieć córce, że ojciec potrzebuje odpoczynku. Gdy obie zmierzały w stronę drzwi, odchrząknął nagle i powiedział ledwie słyszalnie:

— Alisiu… — podbiegła natychmiast i pochyliła się nad nim. — Przyjedź jutro z Majeczką… Chciałbym ją jeszcze zobaczyć, zanim… — urwał nagle, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.

— Dobrze tatusiu, obiecuję. Tylko proszę cię, nie zostawiaj nas.

Alicja zdawała sobie sprawę, że nie ułatwia tym ojcu odejścia. Widziała, jak bardzo cierpi i lepiej dla niego byłoby, gdyby umarł. Rak zżerał go od środka powodując potworne spustoszenie w narządach wewnętrznych, ale najgorszy ból pochodził z przerzutów do kości. Chemioterapia nie zdała rezultatu, gdyż leczenie podjęto zbyt późno. Ostatnie miesiące życia spędził w szpitalach, z dnia na dzień tracąc siły i niknąc w oczach. Alicji trudno było uwierzyć, że jej zawsze silny i nigdy na nic nie narzekający ojciec, nagle zachorował. To był szok dla całej rodziny. Pewnego dnia zaczęła go boleć wątroba. Był koniec lata. W wakacje często bywali u Kaśki na ogrodzie. Tata uwielbiał grillowane kiełbaski i steki. Żadna wizyta u siostry nie obyła się zatem bez grilla. A że spotkania rodzinne tego lata były czymś wyjątkowo częstym, ich ojciec przekonany, że przeholował, z początku zbagatelizował dolegliwości. Poprosił tylko żonę, żeby gotowała lżejsze potrawy i zaczął łykać jakieś pigułki na wątrobę. Gdy ból nie ustępował, a on zaczął chudnąć w oczach, za namową żony i córek poszedł do lekarza. Ten natychmiast skierował go na badania. W usg wykryto dużą zmianę. Okazało się, że guz ma już pięćdziesiąt sześć milimetrów średnicy. Diagnoza spadła, jak grom z nieba — rak trzonu trzustki z metą w wątrobie. Dalsze badania wykazały, że są przerzuty do kości. Lekarze podjęli natychmiastowe leczenie chemioterapią, gdyż guz był nieoperacyjny. Niestety, chemia bardzo pogorszyła ogólny stan Jerzego. Dostał sześć dawek gemzaru w dwóch seriach, ale jego organizm bardzo źle to znosił. Od początku choroby, czyli przez pięć miesięcy schudł osiemnaście kilogramów. Miał ostre bóle brzucha, często wymiotował, nie miał apetytu i pod koniec karmiono go już sondą i kroplówkami, gdyż nie był w stanie nic przełknąć. Mimo potwornego cierpienia nie uskarżał się na nic. Znosił ciągłe wizyty w szpitalach, kroplówki, badania. Nie marudził, jak to zwykle mężczyźni. Teraz był pod opieką Hospicjum Curae i miał tu zapewnioną najlepsza, fachową pomoc. Alicja odwiedzała go codziennie. Siedziała z ojcem całymi godzinami. Wiedziała, że zaniedbuje dom i Adama, a Maja bardzo za nią tęskni, ale nie wyobrażała sobie, żeby zostawić ukochanego tatę samego. Choć często leżał w jakby letargu, pewnie pod wpływem morfiny i nie było z nim kontaktu czuła, że on zdaje sobie sprawę z jej obecności, i że działa to na niego kojąco. Miała żal do Kaśki, że ta przychodziła odwiedzać tatę tylko dwa razy w tygodniu, a gdy jej o tym powiedziała, Katarzyna odpaliła:

— Przecież tata i tak nic nie kojarzy. On nawet nie wie, że tu jesteśmy. Wiesz, że bardzo go kocham, ale mam mnóstwo spraw na głowie. Ty też masz dom, zapomniałaś o tym?

— Jestem pewna, że tata wie, kiedy tu jesteśmy. Czuje nasze ciepło. Kaśka, on jest w strasznym stanie… Poza tym nie uważasz, że jesteśmy mu to winne. — Alicja nie mogła powstrzymać łez. Była zła na nieczułość siostry. Z drugiej strony wiedziała, że Katarzyna nigdy nie miała z ojcem takiej relacji, jak ona.

— Może ty uważasz, że jesteś mu coś winna. Ja nie rozpatruję tego w takich kategoriach. Przychodzę tu wtedy, kiedy mogę, rozumiesz?

Ostatnią rzeczą, jakiej Alicja wtedy potrzebowała była kłótnia z siostrą. Dlatego tylko kiwnęła z rezygnacją głową i zapewniła z przekonaniem, że tata czuje, gdy go odwiedzają.

Teresa, żona Jerzego starała się przyjeżdżać jak najczęściej, ale w praktyce wychodziło, że bywała dwa, czasem trzy razy w tygodniu. Zima była dość ostra, a od początku stycznia mrozy dochodziły nawet do minus piętnastu stopni. Do tego ostro sypało, a z Piastowych dostać się do centrum było bardzo trudno. Alicja proponowała mamie, że może po nią czasem przyjechać, gdy będzie jechała do taty, ale to nie było po drodze. Teresa nie chciała, żeby córka specjalnie nadrabiała kawał drogi i to w taką pogodę. Dlatego zawsze miała jedną odpowiedź.

— Kochanie, już wszystko sobie przygotowałam i jutro jadę do taty.

— Mamuś, naprawdę mogę po ciebie podjechać. Adam jest z Mają. Nie ma problemu. — Alicja była pewna, że znów usłyszy tę samą odpowiedź, więc zdziwiła się, gdy z drugiej strony padły słowa:

— No dobrze, to podjedź. O której będziesz?

— Za jakieś pół godziny, OK.?

— Dobrze, będę gotowa.

To właśnie tego dnia, gdy przyjechały razem, Jerzy poprosił Alicję, żeby przywiozła ze sobą Maję. Ostatnie dni niewiele mówił, gdyż sprawiało mu to ogromną trudność. Ale tego popołudnia zdobył się na wysiłek i podziękował żonie za wszystko. Później ledwie dostrzegalnym skinieniem ręki wskazał Alicji miejsce na łóżku. Gdy usiadła, wyszeptał:

— Kocham cię, Aliś. Zawsze… — słowa uwięzły mu w gardle i nie był już w stanie dokończyć. Alicja zrozumiała, że ojciec próbuje się chyba pożegnać i wtedy zaczęła prosić, żeby ich nie opuszczał. Był słaby i nie miał już siły walczyć, przeciągać tej agonii. Chciał usłyszeć, że pozwalają mu odejść. Ale one nie potrafiły tego zrobić. Zwłaszcza Alicja nie potrafiła pogodzić się ze stratą najdroższego ojca.

Gdy obie z mamą zapłakane wyszły na korytarz, lekarz zagadnął do Teresy na temat stanu Jerzego, a Alicja wyciągnęła komórkę i wybrała numer do siostry. Ta odebrała po trzecim sygnale.

— Kasiu, jesteśmy z mamą u taty… — głos jej się załamał. — Przyjedź tu jeszcze dziś, jak tylko możesz, gdyż on się z nami żegna. On chyba odchodzi… — zaczęła szlochać do słuchawki.

— Słuchaj, uspokój się. Z nim jest tak już od jakiegoś czasu… — nie zdążyła dokończyć, gdyż Alicja weszła jej w słowo.

— Ale dziś zaczął mówić, z wielkim trudem, ale podziękował mamie za wszystko, a mnie… — nie była w stanie dokończyć.

— OK., Alu. Proszę, uspokój się. Mam spotkanie do dziewiętnastej, nie mogę się z niego urwać, ale jak tylko skończę… Powiedz lekarzowi, że przyjadę do taty wieczorem. Niech uprzedzi recepcjonistkę, żeby mi nie robiła problemów, że przychodzę o dwudziestej pierwszej, dobrze?

— Dobrze, oczywiście powiem. Dziękuję ci. Myślę, że to naprawdę jego ostatnie chwile. Poprosił mnie, żebym jutro przyjechała z Mają. Obiecałam mu. Nie wiem, jak to zrobię, ale…

— Siora, nie mogę teraz rozmawiać. Mam spotkanie. Zadzwonię do ciebie wieczorem, po wizycie u taty, OK.? — i rozłączyła się.

Jerzy dostał podwójną dawkę morfiny i zdawało się, że zasnął. Nie było sensu siedzieć w tej umieralni. Atmosfera w tym miejscu była potwornie przytłaczająca, mimo iż niektórzy pacjenci zdawali się być jeszcze całkiem na chodzie. Uśmiechali się nawet i próbowali żartować. Starszy mężczyzna, któremu czerniak zjadł prawie cały nos, pozostawiając po jednej stronie strasznie wyglądającą dziurę, próbował je pocieszyć mówiąc, że Jerzy jest tutaj dobrym duchem. Patrząc jednak na cierpienie ludzi, którzy w różnym wieku tracili zdrowie, a z nim siły i chęci do życia, ogarniała człowieka złość i zarazem bezsilność. Pojawiały się pytania: dlaczego i skąd tyle cierpienia w tym krótkim życiu? Jaki jest tego sens?

Alicja wiedziała, że ojciec nie będzie już cierpiał i to było jedyną rzeczą, dzięki której myśl o jego śmierci nie rozrywała jej na najdrobniejsze kawałki. Wszystko inne z tym związane po prostu ją przerastało.

Gdy odwoziła mamę do domu, prawie się do siebie nie odzywały. Jechały w zamyśleniu, każda pochłonięta własnymi obawami. Alicja weszła z mamą do domu, gdyż bała się ją teraz zostawić samą. Gdy Teresa wstawiała wodę na herbatę, zadzwoniła do Adama i powiedziała mu, że wróci trochę później. Zapytała, czy w domu wszystko w porządku i pośpiesznie skończyła rozmowę widząc, że mama wchodzi do pokoju.

— Dziecko, powinnaś być już u siebie. Martwię się, że ostatnio tyle czasu spędzasz, hm… no wiesz. Chodzi mi o to, że w domu na pewno za tobą tęsknią.

— Bardzo dobrze sobie radzą. Mamo, Adam doskonale rozumie, że tata jest dla mnie… no… jak ważny dla mnie jest. Wie, jak bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie, że mogłabym go teraz zostawić.

— Wiem kochanie. To takie trudne. Gdybym mogła… — nie dokończyła, gdyż woda zaczęła się gotować i wyszła do kuchni zalać herbatę.

Gdy wróciła, postawiła tacę na stole, wzięła do rąk robótkę i usiadła w fotelu. Alicja spojrzała na nią z lekkim niedowierzaniem, ale i z uczuciem ulgi, gdyż to widocznie uspokajało mamę. Sama żałowała, że nie ma nic, żadnej odskoczni, dzięki której miałaby choć chwilę wytchnienia. Rozmyślała o tym przez moment, a gdy znów spojrzała na mamę, ta już zupełnie pochłonięta była pracą nad sweterkiem dla Mai.

— Będzie śliczny. Na pewno jej się spodoba.

— Tak myślisz? — Teresa spojrzała na nią znad okularów. — Myślałam, czy nie dodać więcej czerwonego, ale chyba tak wystarczy, nie?

— Myślę, że tak jest idealnie, mamo. Dopiję herbatę i będę lecieć. Muszę jeszcze wpaść do sklepu, bo Adam mówił, że skończył się chleb i mleko. Wiesz, gdy rozmawiałaś z lekarzem, ja zadzwoniłam do Kasi. Obiecała jeszcze dziś odwiedzić tatę.

— Wiem, przysłała mi sms’a.

— Aha. Nie pogniewasz się, jak już pojadę?

— Ależ skąd, dziecko, Jedź, przecież w domu na ciebie czekają. — uśmiechnęła się blado. Alicja odpowiedziała tym samym, choć miała wyrzuty sumienia, że po tym, co się dziś wydarzyło w Hospicjum zostawia mamę samą.

W drodze powrotnej do domu Alicja dwa razy usłyszała za sobą dźwięk klaksonu. Była tak zamyślona, że nie mogła się skupić na prowadzeniu auta. Zrobiła jeszcze potrzebne zakupy w osiedlowym sklepiku, a gdy wreszcie weszła do domu przywitał ją tupot małych nóżek.

— Mamusia! Pobawimy się?! — Maja rzuciła jej się do nóg, gdy zdejmowała kurtkę.

— Cześć skarbie. Gdzie tatuś? — Alicja próbowała zdjąć buty, ale mała wieszała jej się na szyi. — Już kochanie, poczekaj chwilkę. Mama się najpierw rozbierze, dobrze?

Maja z zaciekawieniem zajrzała do reklamówki z zakupami i z ożywieniem zapytała:

— Kupiłaś mi coś?

— A byłaś grzeczna?

— Zapytaj tatusia. Ja zawsze jestem grzeczna. — powiedziała z szelmowskim uśmiechem, ale jej mina wskazywała, że dłużej nie jest w stanie czekać na odpowiedź. Zaczęła sama grzebać w reklamówce.

— Maju, zostaw to proszę. Kupiłam ci coś, ale sama dam, dobrze? — mina małej wyrażała zniecierpliwienie. — Mamusia jest bardzo zmęczona. Gdzie jest tatuś?

— Ogląda Wiadomości.

— Tu jestem! — Adam krzyknął z pokoju.

Alicja wzięła zakupy do kuchni, podała Mai kupioną dla niej kolorowankę Truskawkowe Ciastko, gdyż mała bardzo lubiła tą bajkę. Mała chwyciła prezent i pobiegła do swojego pokoju. Alicja stanęła w drzwiach salonu.

— Kochanie, możemy porozmawiać?

— Zaraz do ciebie przyjdę. Możesz zrobić kolację? Umieram z głodu…

— Czy Maja już jadła?

— Tak, dałem jej płatki z resztą mleka, ale wystarczyło.

— OK. przyjdź proszę. Muszę ci powiedzieć coś ważnego.

Szykując kanapki zastanawiała się, jak przekonać dziecko do jutrzejszej wizyty w Hospicjum. Mała nie znosiła tam przebywać i nic dziwnego. Miała nadzieję, że Adam jakoś jej pomoże. Gdy opowiadała mu o tym, co się dziś wydarzyło obserwowała, jak powoli zmienia się wyraz jego twarzy i nawet miała wrażenie, że w oczach pojawiły się łzy.

— Adam, on się z nami żegna. On umiera. — powiedziała szlochając.

Podszedł do niej i objął ją ramieniem. — Przed śmiercią chce jeszcze zobaczyć swoją wnuczkę.

— Rozumiem, kochanie. Jakoś sobie poradzimy.

— Majeczko, jutro pojedziemy do dziadziusia. — powiedziała Alicja kąpiąc Maję. Mała jakby nie usłyszała tego zdania. — Słyszysz, kotku? Pojedziemy do dziadka.

— Jest już w domku? — Maja zapytała nie patrząc na mamę, usilnie próbując chwycić w łapki jak najwięcej piany.

— Nie Maju, dziadziuś nadal jest w tym szpitalu. — tak nazywali Hospicjum.

— To ja nie pojadę.

— Dziadziuś bardzo chce cię zobaczyć.

— Ale ja nie chcę tam jechać! — Maja zaczynała krzyczeć. Do łazienki wszedł Adam. Umówili się wcześniej, że pomoże Alicji przekonać małą do wizyty u teścia.

— Co się stało skarbie, dlaczego krzyczysz? — zapytał, jakby nie wiedział, o co chodzi.

— Bo mamusia chce, żebym jutro pojechała do dziadziusia. — powiedziała z zaciętą miną. Była słodka. Jej mokre włoski przyklejone do czółka wydawały się teraz niemal czarne. Oczy miała duże i ciemnobrązowe, mały zadarty nosek i drobne usteczka z wyraźnie pełniejszą dolną wargą.

— Pojedziemy wszyscy. — Adam zdawał się nie zważać na jej złość.

— Ale tam śmierdzi! Tam jest pan, który nie ma ręki! Ja nie chcę, ja się boję! — zaczęła płakać i Alicja przytuliła mokre ciałko do siebie.

— Ciii… kochanie. Wiesz dlaczego to takie ważne? Dziadziuś jest bardzo chory i może umrzeć w każdej chwili. Dlatego mamusia jeździ do niego codziennie. Dzisiaj dziadziuś poprosił mnie, żebym jutro przyjechała razem z tobą. Bardzo chce cię zobaczyć. Tęskni za tobą. Bardzo cię kocha. Wiesz o tym, prawda? — Alicja z trudem powstrzymywała łzy. Jak powiedzieć czteroletniemu dziecku, że umierający człowiek chce się pożegnać.

— Zrobił mi domek dla lalek. Ja też kocham dziadziusia.

— Wiem, że bardzo nie lubisz tam jeździć, bo to smutne miejsce. — Alicja delikatnie wycierała małą i odklejała z czoła jej mokre włosy.

— Mam pomysł. — nagle wszedł jej w słowo Adam. — Wezmę cię na ręce, ty zasłonisz raczkami oczy dopóki nie będziemy u dziadka w pokoju. Nie będziesz nic widzieć. A później pojedziemy do Smyka i wybierzesz sobie jakąś fajną zabawkę. Może być? — Alicja spojrzała na niego z wdzięcznością. Maja ożywiła się nagle, a w jej oczach zabłysły iskierki.

— Obiecujesz, tatusiu?

— Obiecuję. — spojrzał na żonę, posyłając jej półuśmiech, i mrugnął porozumiewawczo.

Wydawało się, że ta sprawa jest załatwiona. Później, gdy Maja już spała, jeszcze długo rozmawiali o tym wszystkim. Adam wziął szybki prysznic i położył się do łóżka, ale Alicja potrzebowała odprężenia. Napuściła wody do wanny i nalała sobie kieliszek czerwonego półsłodkiego wina. Było już po dwudziestej drugiej. Wciąż zerkała na telefon czekając na wiadomość od Kaśki, ale jak dotąd nic nie przyszło. W końcu rozgrzana kąpielą i winem położyła się do łóżka. Siostra nie odezwała się. Może uważała, że jest już za późno i da znać jutro? Gdy ostatni raz spojrzała na zegarek była dwudziesta trzecia piętnaście.

Rozdział 2

Rano Maja była marudna. Nic jej nie pasowało. Najpierw rzeczy, które uszykowała Alicja były nieodpowiednie. Mała sama zaczęła grzebać w szafie i po kolei wyciągać sweterki i spódniczki. Ale jakoś nic nie mogło jej zadowolić. W końcu stanęło na tym, że pójdzie w wiśniowej sztruksowej sukience gdyż, jak stwierdziła, będzie jej pasować do gumek i opaski na włosy. Boże, te dzisiejsze dzieci… — pomyślała zniecierpliwiona Alicja. Gdy szykowała śniadanie, mała najpierw zażyczyła sobie ulubione płatki z mlekiem, ale później w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Ostatecznie wybrała chleb z kremem czekoladowym. W pośpiechu, od rana Alicja nie miała czasu zajrzeć do swojej komórki, ale gdyby ktoś dzwonił na pewno by usłyszała. Zastanawiała się, dlaczego Kaśka do tej pory nie dała znać. Była już dziewiąta. Co prawda w sobotę jej siostra lubiła pospać trochę dłużej, ale mimo wszystko. Postanowiła, że zaraz po śniadaniu do niej zadzwoni. Kończyła ustawiać wszystko na kuchennym stole, gdy nagle wpadł Adam.

— Twoja mama do mnie dzwoniła.

— Kiedy? Co się stało? — zapytała z pobladłą twarzą.

— Nie wiem. Mam trzy nieodebrane połączenia. Miałem wyciszony telefon i nie słyszałem, że dzwoni.

Alicja ruszyła biegiem do sypialni, ale gdy spojrzała na swoją komórkę, tylko z jękiem zaklęła. Jej telefon był rozładowany. Szybko go podłączyła. Okazało się, że ma aż siedem nieodebranych połączeń. Trzy od mamy i cztery od siostry.

— Boże, coś się stało. To na pewno coś z tatą. Dzwonię do mamy. Zamknij drzwi i nie pozwól Mai tu wchodzić. — powiedziała do stojącego w progu sypialni Adama.

— Mamuś, telefon mi się rozładował. — zaczęła się tłumaczyć, gdy usłyszała po drugiej stronie zapłakany głos mamy.

— Chodzi o ojca. Umarł dziś w nocy.

— Co? Ale… jak… — Alicja straciła głos, nie mogła oddychać i miała wrażenie, że ściany pokoju zaczynają się na nią walić. Od kilku tygodni mogła się spodziewać takiej informacji, a po wczorajszym tym bardziej. Ale człowiek nigdy nie jest przygotowany na wiadomość o śmierci ukochanej osoby.

— Zadzwonili do mnie o szóstej trzydzieści. Pielęgniarka robiąca rano obchód znalazła ojca jako pierwsza, zawołała lekarza i ten stwierdził zgon. — Teresa mówiła zapłakanym, ale mimo wszystko dość opanowanym głosem. — Prawdopodobnie zmarł w nocy. Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie.

— Mamo, nie wierzę. To niemożliwe. Tata chciał zobaczyć dziś Maję. Właśnie szykujemy się do wyjścia. — Alicja nie dopuszczała do siebie tego, co usłyszała od matki.

— Kochanie, mnie też trudno w to uwierzyć. Zaraz jedziemy z Katarzyną do Hospicjum. Spotkamy się z wami na miejscu. Trzeba będzie załatwić różne formalności. Boże, jak ja to wytrzymam… — zaczęła łkać do słuchawki. Alicja siedziała na łóżku nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Po dłuższej chwili powiedziała łamiącym się głosem.

— Zaraz tam pojedziemy, mamo. — nic więcej nie dała rady dodać. Po prostu się rozłączyła. Tato! Dlaczego? Tatusiu! To nie może być prawda. Nie zostawiłbyś mnie… W jej głowiekłębiły się setki myśli.

Gdy weszła do kuchni Adam z Mają siedzieli przy stole i jedli. Spojrzał na Alicję i od razu domyślił się wszystkiego. Zaprowadził małą do salonu, posadził na kanapie i powiedział, że może dziś wyjątkowo dokończyć śniadanie oglądając bajki. Potem wrócił do żony, która stała ze spuszczoną głową oparta o stół. Jej półdługie jasne włosy opadały kosmkami przysłaniając twarz. Dłonie tak mocno wbijała w blat, że palce zrobiły się białe. Adam podszedł do niej i chciał ją przytulić. Próbował jakoś oderwać ją od tego stołu, ale nie dał rady. Była jak z kamienia. Dostrzegł spadające i uderzające o talerz łzy. Usiadł zatem na krześle, twarzą do niej i czekał. W końcu musiała się odezwać. Z pokoju, co jakiś czas dochodziły piski Mai. Mała nieświadoma niczego dobrze się bawiła. Minęła dłuższa chwila, aż w końcu Alicja powiedziała matowym głosem:

— Tata zmarł dziś w nocy.

— Kochanie, tak mi przykro. — Adam nie krył poruszenia. Wiedział, jak bardzo żona kochała swojego ojca, i jak ogromnym ciosem była dla niej jego choroba. Zdawał sobie również sprawę, że śmierć teścia to kolejny cios, po którym Alicji może być naprawdę trudno wrócić do równowagi.

— Powiedziałam mamie, że zaraz tam pojedziemy. Trzeba coś będzie załatwiać… — nie mogła mówić. Nie była w stanie ogarnąć tego, co się działo, a na samą myśl o jakichś formalnościach robiło jej się jeszcze bardziej słabo.

— Oczywiście. Zadzwonię zaraz do Moniki i zapytam, czy zajęłaby się Mają. — wyszedł do sypialni. Po chwili do kuchni przybiegła Maja trzymając w rączkach pusty talerzyk z podobizną lalki Barbie i wołając:

— Zjadłam wszystko. Mogę jeszcze pooglądać bajki? — zauważyła jednak, że z Alicją coś jest nie tak i zaraz zapytała — Mamusiu, płaczesz? — jej mała twarzyczka wyrażała zatroskanie.

Alicja wzięła od niej talerzyk i odstawiła go na stół, po czym uklękła przed nią i mocną ją przytuliła. Potem spojrzała jej w oczy i starając się mówić spokojnie zaczęła:

— Kochanie, mamusia płacze, bo jest jej bardzo smutno.

— A co się stało, coś cię boli?

— Nie skarbie, chodzi o dziadziusia.

— Nie pojedziemy dziś do niego?

— My z tatusiem musimy jechać, ale nie o to chodzi… Posłuchaj kotku. Wiesz, że dziadziuś był bardzo chory i niestety dzisiaj w nocy umarł. Dlatego mamusi jest tak bardzo smutno. — Alicja patrzyła na poważną minkę Mai i bardzo starała się nie wybuchnąć płaczem.

— Zobaczę się z dziadziusiem?

— Nie kotku, przykro mi.

W tym momencie wszedł Adam z informacją, że Monika może się zająć małą, i że w każdej chwili można ją przyprowadzić.

— Ale ja nie chcę! — krzyknęła Maja. — Ja chcę do dziadziusia! — i wybiegła do swojego pokoju.

— Uszykuj się, a ja z nią porozmawiam. — powiedział Adam i ruszył do dziecięcego pokoju.

Alicja była w łazience, gdy usłyszała szczęk zamka i tupot małych stópek tuż pod drzwiami łazienki z okrzykiem:

— Cześć mamusiu, idę do cioci Moniki.

— Pa, kochanie! Bądź grzeczna.

— Będę! Wzięłam kolorowankę, papa.

Gdy przyjechali do Hospicjum, mama i Katarzyna już tam były. Rozmawiały właśnie z lekarzem. Alicja podeszła do pielęgniarki i zapytała, czy może zobaczyć ojca, ale ta odpowiedziała, że został już przewieziony do kostnicy. Nie bacząc na to, że mama jest zajęta rozmową, podeszła do niej i ją uściskała. Później zatonęła w objęciach Kaśki. Adam także czule przywitał się z teściową i ze szwagierką. Lekarz powiedział, że zostawia ich teraz samych, a jak będą mieli jakieś pytania, to czeka w swoim gabinecie. Trzeba bowiem dokonać paru formalności. Słysząc to Alicja miała ochotę wydłubać mu oczy i wykrzyczeć Zjeżdżaj pan z tymi formalnościami! Właśnie zmarła nam najbliższa osoba, a ty nam tu z papierami?! Z drugiej strony wiedziała jednak, że wykonuje on swoje obowiązki. Ale mimo wszystko mógłby być trochę delikatniejszy.

Gdy się trochę uspokoiły, Adam zaczął rozmawiać z Teresą, pocieszając ją jak tylko potrafił, choć nie leżało to niestety w jego naturze. Alicja natomiast zapytała Kaśkę, czy udało jej się wczoraj odwiedzić tatę.

— Tak, byłam tu o dwudziestej trzydzieści. — mówiła bezbarwnym głosem, a jej oczy zdawały się spoglądać w odległe niewiadomo co. — Tata spał. Siedziałam przy nim. Później otworzył oczy i patrzył nieprzytomnym wzrokiem. Mówiłam do niego, ale chyba mnie nie widział. Myślę, że nawet nie wiedział, że tam jestem. Jego twarz wyrażała tylko cierpienie. Nie mogłam na to patrzeć, Alu. Po prostu dłużej nie mogłam na to patrzeć i powiedziałam mu coś… — urwała nagle i popatrzyła Alicji prosto w oczy. — Powiedziałam mu, że rozmawiałam z tobą i z mamą i powiedziałyście, że rozumiecie, i że pozwalacie mu odejść. Że nie będziemy go już dłużej zatrzymywać… — zamknęła oczy nie mogąc widocznie znieść wyrazu twarzy Alicji.

— Jak mogłaś?! Mieliśmy dziś przyjechać tu z Mają. Prosił mnie wczoraj, żebym ją zabrała. On tak bardzo chciał… — tym razem Kaśka nie mogła tego słuchać.

— Czy ty naprawdę nie rozumiesz? On chciał umrzeć. Nie miał już siły tak żyć. To nie było życie. To była męka. Przeciągał to tylko ze względu na ciebie i mamę. Wy nie pozwalałyście mu odejść. Rozumiesz?

— Jesteś podła! — Alicja nie mogła znieść słów siostry, choć gdzieś pod skórą czuła, że to jest prawda i to bolało jeszcze bardziej.

— Nie mówię tego przeciwko tobie. Wiem, jak bardzo go kochałyście, ja też go kochałam i chciałam, żeby żył, ale nie mogłam już patrzeć, jak się męczy. — jej głos łamał się coraz bardziej. — Dlatego powiedziałam to, gdyż wiedziałam, że to może przynieść mu ulgę.

— Do cholery, Kaśka… jak mogłaś? Trzeba było mówić za siebie. — Alicja odwróciła się od niej czerwona ze złości, a ręce miała zaciśnięte w pięści. Starała się opanować, żeby przypadkiem mama nie zobaczyła, że w takiej chwili sprzeczają się ze siostrą, ale Teresa była zajęta rozmową z Adamem. Właśnie szykowali się, żeby wstać.

— Pójdziemy z mamą porozmawiać jeszcze z lekarzem. Dowiemy się dokładnie, co trzeba załatwić.

— Idziemy z wami — rzuciła Kaśka. Obie wstały z plastikowych krzeseł i wszyscy ruszyli korytarzem do gabinetu doktora Markowskiego.

Okazało się, że formalności było sporo. Hospicjum współpracowało z pewnym domem pogrzebowym i lekarz nalegał oczywiście, żeby skorzystać z usług tegoż właśnie domu pogrzebowego, ale Adam stwierdził, że sami się rozejrzą. Ponieważ ani Teresa, ani Alicja nie miały teraz głowy do takich spraw, najbardziej trzeźwo myśleli w tej chwili Katarzyna i Adam, i to na nich spoczęła odpowiedzialność w kwestii pogrzebu. Gdy wypełnili już wszystkie papiery i sprawa Hospicjum była na razie zakończona, Adam zaproponował, że zawiezie Alicję i Teresę do ich mieszkania, a sami z Kaśką pojadą do miasta i pozałatwiają pozostałe sprawy. Katarzyna pojechała za nimi swoim samochodem i zaparkowała pod blokiem, tuż obok samochodu Adama. Na górę weszli wszyscy razem. Cały czas będąc jakby w jakimś amoku, Alicja wstawiła wodę i zapytała czego się napiją. Gdy spojrzała na zegar dochodziło wpół do pierwszej. Już wcześniej powiedziała mamie, że Maja jest u sąsiadki, ale teraz, gdy byli w domu Teresa chciała jak najszybciej zobaczyć wnuczkę. Pewnie miało jej to przynieść jakąś pociechę. Adam poszedł po małą, a siostry zrobiły w tym czasie kawę.

— Babcia! — wpadła do pokoju, jak piłeczka i rzuciła się Teresie na szyję obcałowując jej twarz.

— Witaj kochanie moje najdroższe! — Teresa przytulała ją mocno do siebie. Była jeszcze trochę zapłakana, ale małej zdawało się to nie przeszkadzać.

— Kolorowałam Truskaweczkę, pokazać ci? Tatuś ma… — spojrzała na Adama i wyciągnęła do niego rączkę. Usadowiła się babci na kolanach i już miała jej pokazywać swoje malunki, jak do pokoju weszły Alicja i Kaśka. Mała znów krzyknęła. — Ciocia! — i podbiegła do niej, obejmując jej nogi.

— Cześć słonko! Słyszałam, że coś tam masz ładnego.

— Chodź zobacz, ciociu. — wróciła na kanapę i pokazała jej miejsce obok siebie. Siedziała pośrodku, między babcią, a ciocią i z wypiekami na policzkach pokazywała swoje rysunki. Obie wpatrywały się to w Maję, to w książeczkę na jej kolanach i starały się ze wszystkich sił okazać zainteresowanie. Nagle Maja zapytała:

— Babciu, a kiedy zobaczę dziadziusia? — powiedziała to swoim ślicznym, dziecięcym głosikiem, nie zdając sobie zupełnie sprawy, ile bólu zadaje tym pytaniem. Teresa zesztywniała, a jej oczy natychmiast napełniły się łzami. Nie miała siły odpowiedzieć. Alicja spojrzała na Adama przerażonym wzrokiem, ale nim zdążyła się odezwać Katarzyna posadziła sobie Maję na kolanach i powiedziała spokojnie:

— Majeczko… Wiesz, że dziadziuś bardzo ciężko chorował?

— Tak. Mamusia powiedziała dzisiaj, że dziadziuś umarł. Ale ja chcę go zobaczyć.

— Kotku, bardzo nam wszystkim przykro, ale to niemożliwe.

— A ty go widziałaś ciociu?

— Dzisiaj nie.

— A mamusia, tatuś i babcia też nie widzieli? — spoglądała na każdego pytającym wzrokiem, toteż każdy tylko kiwał głową.

— Też nie widzieli. Ale ja wczoraj byłam u dziadziusia, kiedy jeszcze żył i powiedział mi, że zawsze będzie cię bardzo kochać. — Kaśka nie miała wyrzutów, że kłamie. Wiedziała, że gdyby tylko Jerzy był w stanie, z pewnością wypowiedziałby te słowa.

Teresa nie mogąc tego dłużej słuchać wyszła do łazienki trzymając się jedną ręką za brzuch, a drugą podnosząc do ust. Maja nie odpuszczała jednak. Po chwili namysłu, z przekrzywioną na bok główką zapytała:

— A jak to jest, że umarł?

— To tak, jakby zasnął… — kontynuowała Kaśka — i już się nie może obudzić.

— A coś mu się śni?

— Nie słonko. — uśmiechnęła się zaskoczona, jak wnikliwe potrafią być małe dzieci.

— To dlaczego już nie mogę go zobaczyć? A co z nim teraz będzie? — Katarzyna pobladła i spojrzała na Alicję i Adama.

— Właśnie musimy o tym porozmawiać z mamusią i z tatusiem. Możesz iść na razie do swojego pokoiku i narysować coś ładnego dla babci. Na pewno bardzo się ucieszy.

Gdy Teresa wróciła z łazienki, wspólnie omówili pewne szczegóły, po czym Adam z Kaśką pojechali do miasta załatwić sprawy związane z pogrzebem.

Rozdział 3

Przez pierwsze dwa dni, tzn. w sobotę i w niedzielę, Alicja jakoś się trzymała. Wynikało to raczej z faktu, że nadal nie dopuszczała do siebie myśli o tym, co się stało. Po prostu nie docierało do niej, że ojciec nie żyje. Pogrzeb miał się odbyć w środę na cmentarzu Pamięci, na Tucholu. Ustalili, że trumna będzie otwarta, a cała ceremonia miała być świecka. Jerzy wierzył w Boga, ale nie był praktykującym katolikiem. Zawsze powtarzał, że nie potrzebuje księdza, żeby móc porozmawiać z Bogiem. Sam powiedział kiedyś, że nie życzy sobie katolickiego pochówku, więc teraz należało uszanować jego wolę. Teresa patrzyła na to wszystko niechętnie, ale nic nie mogła poradzić. Wiedziała, że mąż tego właśnie by sobie życzył. Jerzy szanował poglądy innych wyznań, czasami rozmawiał np. ze Świadkami Jehowy, którzy ich odwiedzali. Później po domu przewalały się różne broszurki, a gdy żona próbowała je uprzątnąć, mawiał:

— Poczytaj sobie najpierw i zobacz, jakie mądre rzeczy oni tam piszą.

Skłaniał się ku wszystkiemu, co nie było obłudne i miało solidne fundamenty. Nienawidził natomiast bigoterii.

Ponieważ Teresa spodziewała się, że część rodziny przyjedzie na pogrzeb z daleka, więc zamówili lokal niedaleko cmentarza, żeby ugościć przyjezdnych poczęstunkiem. Alicja nie miała na to najmniejszej ochoty. Nie znosiła styp, ani tym podobnych spotkań, kiedy to niby powinno się wraz z rodziną opłakiwać zmarłą osobę, a wychodziło na to, że wszyscy napychali sobie brzuchy i dobrze się bawili. Dlatego postanowiła, że urwie się stamtąd jak najszybciej. Miała zresztą słuszną wymówkę — Maję. A jeśli Adam zamierzał siedzieć tam dłużej, to nie mogła mu tego oczywiście zabronić. On miał swój światopogląd, który z biegiem lat ich wspólnego życia zdawał się coraz bardziej różnić od jej wyobrażeń.

Tak więc, wszystko było już ustalone. Kaśka załatwiała ostatnie formalności z ubezpieczalnią ojca w poniedziałek. W niektórych sprawach potrzebna była mama i jej podpisy, toteż trzeba było po nią podjechać, ale ostatecznie wszystko udało się pomyślnie. Teresa już od jakiegoś czasu brała leki na uspokojenie, a po śmierci Jerzego zwiększyła dawkę bez konsultacji z lekarzem i teraz była strasznie otępiała. Katarzyna bardzo się o nią martwiła i namawiała ją do kontaktu z doktorem jeszcze przed pogrzebem, ale Teresa zapewniła, że ma wizytę za tydzień i nie będzie już nic zmieniać. Pozostawało zatem mieć nadzieję, że mama mimo wszystko będzie rozsądnie zażywać leki.

W poniedziałkowy wieczór Kaśka odwiedziła jeszcze Alicję, która wcale się nie odzywała od soboty. Chciała osobiście przekazać siostrze szczegóły związane z ubezpieczeniem ojca i dokładnymi kosztami pogrzebu. W drzwiach przywitał ją Adam. Zaprosił szwagierkę do kuchni, gdyż właśnie szykował kolację dla siebie i Mai.

— Ali nie ma? — zapytała zaskoczona. W świetle lampy widać było, że jej oczy są zaczerwienione, jakby przed chwilą płakała. Twarz miała wyraźnie zmęczoną.

— Leży w sypialni. Zaraz sprawdzę, czy nie zasnęła. Powiem jej, że przyszłaś.

— Zaczekaj. Powiedz mi najpierw jak sobie radzicie? Jak Alicja to znosi? — w jej głosie słychać było zatroskanie, choć przecież sama przeżywała stratę ojca.

— No więc… Jeszcze wczoraj było jakoś znośnie, ale dziś… Mała mówiła, że Alicja prawie cały dzień leżała w łóżku. Wstawała tylko, żeby zrobić jej posiłki i herbatkę. Sama podobno nic nie jadła. Jak wróciłem z pracy po siedemnastej, to w domu panował straszny bałagan, gdyż Maja urządziła sobie wioskę indiańską. Ala leżała i jedyne, co mi powiedziała, to że nie ma na nic siły. Wyglądała potwornie. Miała zmierzwione włosy i worki pod oczami. Zadzwoniłem już do Krzyśka, kolegi z roboty i powiedziałem mu, że w tej sytuacji muszę wziąć urlop do końca tygodnia. Boję się zostawiać ją samą z Majką. Jest bardzo przygnębiona.

— Kurcze, to faktycznie nieciekawie. Ja też przeżywam śmierć taty, ale muszę ci powiedzieć, że z jednej strony odczuwam ulgę. Wiem przynajmniej, że on już nie cierpi. Poza tym od pewnego czasu liczyłam się z jego odejściem i teraz, gdy to się stało owszem, jest mi źle, ale staram się patrzeć na to, jak na naturalną kolej rzeczy. — zrobiła się lekko czerwona na twarzy, jakby się zawstydziła. — Wiem, że to może brzmi bezdusznie, ale takie podejście bardzo mi pomaga. — spuściła wzrok.

— Nie, Kasiu. Uważam, że to brzmi rozsądnie. Chciałbym, żeby Alicja podchodziła do tego w podobny sposób, ale ona jest chyba innej konstrukcji psychicznej. Zawsze była bardziej emocjonalna. Poza tym wiesz, jak bardzo była zżyta z waszym ojcem. To dla niej ogromny cios. — spoglądał na Katarzynę, która tylko ze zrozumieniem potakiwała głową. — Chcesz z nią porozmawiać? — w ostatnich słowach dało się słyszeć nadzieję, że może rozmowa ze siostrą pomoże jego żonie.

— Spróbuję.

— Nie mam siły, rozumiesz?

— Mnie też jest ciężko. Ja też straciłam ojca. — po tych słowach Kaśki Alicja uniosła się na łóżku i spojrzała na siostrę wrogo.

— Czyli, że co? Że muszę tak, jak ty… mieć wszystko w dupie? — w słabym blasku nocnej lampki widać było, że cała jej twarz jest strasznie zapuchnięta, a oczy wyglądają jak wąskie szparki.

— Jesteś niesprawiedliwa. Wiesz, że go kochałam, a to, że nie miałam z nim takich stosunków, jak ty nie oznacza, że…

— Dobra, dobra… Daruj sobie. Prawie go nie odwiedzałaś. Gdybym do ciebie nie zadzwoniła w ten piątek, nie pojechałabyś się z nim pożegnać. Teraz żałuję, że to zrobiłam. Może gdyby nie to, zdążyłby się zobaczyć z Mają. Resztką sił prosił mnie o to, żebym ją przywiozła, a ja mu obiecałam. Rozumiesz? I przez twoje głupie gadanie… — wcisnęła twarz w poduszkę i zaczęła w nią krzyczeć stłumionym głosem. Kasia chciała jej dotknąć, ale wiedziała, że to może tylko pogorszyć sprawę, dlatego nie zrobiła nic czekając, aż siostra trochę się uspokoi.

— Przykro mi, że tak się stało, naprawdę. Nie myślałam…

— A taka jesteś ponoć mądra! — wtrąciła ze złością Alicja. — Idź już. Nie mam ochoty, ani siły z tobą rozmawiać. Zobaczymy się na pogrzebie taty.

Kolejny dzień nie przyniósł większej zmiany. Owszem, udało się wyciągnąć Alicję z łóżka na śniadanie, ale prawnie nic nie zjadła. W zamyśleniu skubała swoją kanapkę, jakby dzióbała ją na kawałeczki dla ptaków. Adam spoglądał na nią z niepokojem, nie odzywając się.

Maja przez dłuższą chwilę obserwowała mamę z miną będącą mieszaniną zdziwienia i lęku. Wreszcie zapytała

— Mamusiu, jesteś chora? — ale ta nie odpowiedziała, będąc myślami gdzieś daleko.

— Mama źle się czuje, skarbie. — Adam szturchnął nogę Alicji pod stołem. Jej reakcja była bardzo spowolniona. Blado uśmiechnęła się do małej.

— Mamusiu, a czy ty umrzesz tak, jak dziadziuś? — jej ciemne oczka wpatrywały się w matkę przenikliwie, jak gdyby we wszystkim, co teraz się stanie chciała doszukać się zaprzeczenia.

— Nie, kochanie. Oczywiście, że nie. — Alicja odpowiedziała siląc się na szeroki uśmiech. Wyciągnęła dłoń w kierunku córki i zaczęła zgarniać opadające na jej czoło włosy, chowając je za małe uszko. — Mamusia po prostu źle się czuje, ale to minie, skarbie. Nie jestem chora, tak jak dziadek. — zerknęła na Adama mając nadzieję, że wesprze ją jakoś, ale on był pochłonięty szykowaniem sobie kolejnej kanapki i nawet na nią nie spojrzał.

— Acha. — Maja wróciła do swoich płatków. Jak widać to wytłumaczenie jej wystarczyło. Alicja odetchnęła w duchu z ulgą, gdyż nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć córeczce.

Dalszą cześć dnia spędziła w łóżku zbierając siły na pożegnanie ojca.

W środę rano bardzo ciężko było jej wstać. Pogrzeb miał się odbyć o jedenastej czterdzieści pięć, ale trzeba było pojechać do Domu Pogrzebowego wcześniej, żeby poustawiać kwiaty przy trumnie i dać mistrzowi ceremonii ostatnie wskazówki. Alicja wiedziała już wcześniej, co włoży na tę uroczystość, ale teraz czarna wełniana sukienka za kolano, która delikatnie podkreślała jej kobiecą figurę wydawała się nieodpowiednia. Takie same zastrzeżenia pojawiły się nagle do stroju Adama.

— To jest pogrzeb mojego ojca, a nie rozmowa kwalifikacyjna. — rzuciła z oburzeniem, gdy pojawił się w drzwiach łazienki. Ona właśnie próbowała zatuszować cienie pod oczami.

— Kochanie, przecież wcześniej mówiłaś… — nie zdążył dokończyć.

— Nie masz innej koszuli? — syknęła — A zresztą, wszystko mi jedno. Chcę, żeby już było po wszystkim. Co robi Maja?

— Ogląda Kubusia Puchatka na dvd. Alu, zaraz będziemy musieli wychodzić.

— Kończę. — nakładała właśnie resztki korektora pod oczy. — Mama jedzie już z Kaśką na miejsce. My mamy jeszcze wstąpić po wieniec.

— Wiem, dlatego musimy zaraz jechać.

Gdy dotarli na miejsce, Teresa z córką siedziały na szerokiej drewnianej ławie przed trumną i płakały. Alicja szybko spuściła wzrok. Serce zaczęło walić jej jak oszalałe, a kolana uginały się przy każdym kroku. Trudno jej było oddychać, gdyż mroźne powietrze wbijało się w płuca, jak odłamki szkła. Starała się jakoś opanować, ale sama myśl, że tam leży jej ukochany ojciec po prostu zwalała ją z nóg. W Domu Pogrzebowym było już kilkanaście osób, głównie z rodziny. Wszyscy trzymali przy twarzach chusteczki i pogrążeni byli w głębokim żalu. Adam trzymał Maję na rękach, gdy ta dostrzegła leżącego dziadka i krzyknęła:

— Dziadziuś! Ja chcę do dziadziusia! — zaczęła się wyrywać i wierzgać nóżkami. Adam próbował ją uspokoić i szeptem tłumaczył, że zaraz podejdą i będzie mogła zobaczyć dziadka. Gdy byli już przy ławie, wziął od Alicji wieniec i poprosił, aby usiadła. Posadził jej na kolanach Maję, a sam podszedł do trumny, żeby ustawić kwiaty. Nagle rozległ się szum i usłyszał za plecami:

— Maju, chodź tu! Maju! Nie wolno! — mała już stała na paluszkach przy drewnianej skrzyni i łapką próbowała dotknąć dziadka. Katarzyna podeszła szybkim krokiem, złapała ją w pasie i zabrała z powrotem na ławę. Rozległ się pisk i płacz. Zaczęła tłumaczyć siostrzenicy, że nie wolno dotykać osoby, która nie żyje. Że można tylko popatrzeć i powiedziała, że tatuś zaraz ją zabierze i ostatni raz zobaczy swojego dziadziusia. To ją trochę uspokoiło. Alicja nie była w stanie zająć się teraz dzieckiem. Nie była w stanie zrobić nic. Siedziała tylko oparta głową o ramię Teresy i załzawionymi oczami wpatrywała się w kwiaty przepasane czarnymi wstęgami z napisem „Ostatnie pożegnanie”. Nie mogła unieść oczu wyżej, aby spojrzeć na trumnę. Jakaś jej część bardzo nie chciała zapamiętać ojca martwego. Choć z drugiej strony tak bardzo chciała przypaść do niego i ucałować jego niegdyś ciepłe dłonie.

Gdy Adam skończył układać wieńce, Kaśka szepnęła:

— Weź małą i stań z nią przy trumnie na moment. Niech ostatni raz popatrzy na ojca. To ją uspokoi.

I faktycznie, Maja przestała się wyrywać. Wpatrywała się z zaciekawieniem przez dłuższą chwilę. Patrzyła na jego twarz, ręce ułożone na brzuchu, jedna na drugą, na ciemny garnitur i czarne błyszczące buty. Adam nie spuszczał oka z jej skupionej twarzyczki.

— Chcę do mamusi i babci. — powiedziała po chwili. Posadził ją zatem między nimi, a sam zapukał do pomieszczenia służbowego na tyłach Domu Pogrzebowego. Trzeba było przekazać mistrzowi ceremonii jeszcze parę uwag na przykład, że najbliższa rodzina zmarłego prosi o nie składanie kondolencji, i że dla członków rodziny po zakończeniu uroczystości, o godzinie dwunastej czterdzieści pięć, w restauracji Pamiątka, nieopodal cmentarza odbędzie się poczęstunek. Do rozpoczęcia ceremonii pozostało jeszcze piętnaście minut, ale liczba obecnych powiększała się z minuty na minutę. Adam zajął miejsce obok Alicji, która oparła się o niego i nadal nieobecnym wzrokiem wpatrywała się przed siebie.

— Babciu, nie płacz. Dziadziuś śpi. Widziałam. — Maja wsunęła swoją małą rączkę w dłoń Teresy. Ta spojrzała na wnuczkę zapłakana, ale po tych słowach musiała się uśmiechnąć.

— Och, słoneczko… — westchnęła Teresa i przygarnęła małą ramieniem do siebie. Usłyszała to Katarzyna, która teraz spojrzała na matkę i uśmiechnęła się ledwie widocznie z zaciśniętymi ustami, a po jej policzkach potoczyły się łzy. Pomyślała, że dziecięca szczerość jest rozbrajająca. I tak właśnie było.

Gdy nadszedł czas rozpoczęcia, na mównicy pojawił się mistrz ceremonii ubrany w długą czarną togę z białym plastronem pod szyją i białymi rękawiczkami na dłoniach. Powitał wszystkich zebranych i poprosił o minutę ciszy, aby w ten sposób oddać hołd zmarłemu.

Później przez kilkanaście minut mówił o Jerzym. O tym, jak w przeciągu swojego pięćdziesięciosiedmioletniego życia był najpierw wspaniałym synem nieżyjących już rodziców, później cudownym mężem i ojcem. Opowiadał, jak zawsze można było polegać na jego zaufaniu i mądrości życiowej. Że nigdy nikogo nie skrzywdził, pomagał jak tylko potrafił, a wielka rzesza osób dziś zgromadzonych była tylko potwierdzeniem tego, jak ciepłą i życzliwą był osobą. Powiedział także o tym, że nie ma znaczenia, ile Jerzy zgromadził w swoim życiu wiedzy, ale jak wspaniale potrafił się tą wiedzą dzielić z innymi. I że znaczenie ma to, jakim niezwykłym człowiekiem pozostanie w naszych wspomnieniach, bo póki będziemy o nim pamiętać, póty będzie żył.

Po przemówieniu popłynęła z głośników muzyka. W tym momencie Alicja zaczęła głośno szlochać. Uwielbiała z ojcem słuchać tej piosenki. Zaraził ją pasją do rocka lat siedemdziesiątych. Była to instrumentalna wersja utworu „Stairway To Heawen”, grupy Led Zeppelin. Każdy, kto znał Jerzego wiedział, że był to jeden z jego ulubionych kawałków.

Potem poproszono obecnych o powstanie, nastąpiło zamknięcie trumny i wyprowadzenie jej przez ubranych w czarne togi żałobników. Ustawili ją na karawanie, który czekał już przed głównym wejściem. Poukładali na niej wieńce i ustawili się po trzech z obu stron powozu. Z głośników popłynął marsz żałobny, nadający sytuacji jeszcze więcej powagi. Jako pierwsze, tuż za karawanem podążyły Alicja, Teresa i Katarzyna. Szły pod rękę, po środku prowadząc matkę. Tuż za nimi szedł Adam, trzymając Maję na rękach. Tłum zgromadzonych ludzi był ogromny. Przyjechało mnóstwo rodziny z wielu stron Polski, było też wielu znajomych i sąsiadów. Jednak pogrążone w żalu kobiety zdawały się nie dostrzegać tego, jak również faktu, że podczas ceremonii zaczął padać śnieg i do tej pory nasypało jakieś dwa centymetry świeżej warstwy puchu. Na miejsce spoczynku maszerowali alejkami cmentarza kilka minut. Później nastąpiła najsmutniejsza część, czyli złożenie trumny do grobu, po czym mistrz ceremonii podziękował wszystkim za przybycie i przekazał ostatnie uwagi od rodziny. Następnie grabarze szybko zabrali się za swoją część pracy i obecni zaczęli składać kwiaty na grobie. Przez cały ten czas Alicja, jej matka i siostra stały obejmując się nawzajem i płacząc. Jakby nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje nie patrzyły nawet na to, jak trumna schodzi w dół, i jak zasypują ją ziemią. W pewnym momencie Maja zaczęła strasznie marudzić, że chce jej się siusiu. Adam prosił, żeby wytrzymała, ale wyrywała się. Później zaczęła wołać, że chce do mamusi. Postawił ją obok Alicji, ale ta nawet nie zareagowała. Mała chwyciła matkę za płaszcz i krzyknęła, że chce siusiu. Adam zabrał ją na bok i próbował wytłumaczyć, że tu nie ma toalety, a na dworze jest za zimno i w dodatku pada śnieg, ale mała zaczęła płakać, że zaraz zrobi w majteczki. Musiał odejść z nią spory kawałek, ukrył się w gęstwinie zarośli, zdjął grube ubranie i pomógł wysiusiać. Później szybko powrócił do zgromadzonych. Zauważył, że Alicja szuka go zamglonym wzrokiem. Pomachał do niej ręką. Maja podchwyciła i też pokiwała obiema łapkami. Alicja odpowiedziała tylko skinieniem głowy i odwróciła się w stronę matki, która coś do niej szeptała. Adam patrzył na nią z podziwem. Na głowie miała czarny kapelusz z woalką. Spod płaszczyka retro w tym samym kolorze wystawała również czarna sukienka za kolano. Na nogach miała skórzane sznurowane kozaczki na średnim obcasie w odcieniu bardzo ciemnego bordo i taką też torebkę trzymała w dłoni. Katarzyna natomiast była jej przeciwieństwem. Ubrana w czarną kurtkę odciętą paskiem, głowę chroniła kapturem z futerkiem, natomiast na nogach miała nieśmiertelne spodnie — tym razem od czarnego damskiego garnituru. Teresa jak zawsze łączyła w sobie mieszaninę prostoty i elegancji. Również założyła dziś czarny kapelusz z woalką, a całą jej sylwetkę skrywał długi żałobny płaszcz.

Gdy zebrani zaczęli się powoli rozchodzić, a na zegarze zrobiła się już dwunasta trzydzieści, Adam podszedł do Alicji i szepnął, że już czas.

— Mamuś, musimy już iść. — powiedziała zachrypniętym głosem. — Goście nie będą wiedzieli dokąd mają się udać.

Alicja była pewna, że Kaśka tego dopilnuje, ale jak widać w tej chwili dla niej czas także przestał istnieć. Dobrze, że na Adama można było liczyć. Gdy się odwróciły zobaczyły, że rodzina ustawiła się po jednej stronie za ich plecami w oczekiwaniu na instrukcje. Podeszły zatem do licznej grupki, a widząc, że niektórzy już próbują się rzucać z wyrazami współczucia, Teresa wyciągnęła rękę i powiedziała:

— Kochani, nie tutaj. Teraz musimy iść, ale to bardzo blisko. — i ruszyła z Katarzyną przodem. Alicja szła wsparta o ramię męża. Maja uwieszona na drugiej ręce Adama wesoło nuciła sobie jakąś melodię i szurała bucikami w śniegu. Po chwili wyszli z cmentarza i za moment byli na miejscu. Najpierw podano ciepłe napoje, a po pół godzinie obiad. Składał się z dwóch dań — rosołu z makaronem i kotletów de’volaille z pieczarkami, ziemniaków i zestawu surówek. Później miała być jeszcze kawa i słodkie. Lokal został wynajęty do godziny szesnastej. Alicja jednak tuż po obiedzie poprosiła Adama o odwiezienie jej i Mai do domu. Mała faktycznie była już marudna i chociaż zabawiała zebranych swoim towarzystwem, a wszyscy chcieli ją koniecznie lepiej poznać, Alicja nie dała się przekonać. Miała dość przebywania wśród ludzi. Wydawało jej się, że tak naprawdę stwarzają tylko pozory żalu. Owszem, mama i siostra cierpiały prawdziwie, bo w końcu dla nich był to ktoś najbliższy, ale reszta rodziny? Nawet brat ojca zdawał się nie być przejęty aż tak, jak by tego oczekiwała Alicja. Kilka razy przyłapała go nawet na tym, że się do kogoś śmiał! Boże, jak ja nienawidzę takiego fałszu i pozerstwa! Tak naprawdę wszystko mają w dupie, a w takich sytuacjach najlepiej to widać. — myślała z goryczą obserwując zebranych w Pamiątce. Gdy wychodzili, Adam obiecał teściowej, że wróci. Miał zabrać dwie osoby do hotelu. Część rodziny wyszła wcześniej, gdyż akurat pasowały im pociągi powrotne.

Chociaż uroczystość przebiegła zgodnie z planem i zdawało się, że powinno to ucieszyć lub choćby uspokoić głównych zainteresowanych, to jednak w żaden sposób nie wpłynęło na poprawę nastroju Alicji. Wręcz przeciwnie, zdawała się być jeszcze bardziej przygnębiona i podenerwowana. Gdy tylko znalazła się z Mają w mieszkaniu, zrzuciła z siebie ubrania, nalała małej soku do kubka i położyła się do łóżka. Wtedy córka stanęła nad nią z paczką biszkoptów i poprosiła:

— Otworzysz mi? — podała ciasteczka, a Alicja spojrzała na nią zdziwiona.

— Skąd je wzięłaś?

— Były w szafce. — mała spuściła główkę i zaczęła skubać brzeg sweterka.

— Maju! Tyle razy mówiliśmy ci z tatą, że nie wolno wchodzić do góry na szafki! Możesz spaść i zrobić sobie krzywdę! — powiedziała to stanowczo za ostro i córka zaczęła płakać. Alicja poczuła wyrzuty sumienia, więc wyciągnęła ręce do Mai i mocno ją przytuliła. — Przepraszam cię, kotku, że na ciebie krzyknęłam, ale naprawdę się martwię, że możesz sobie zrobić coś złego. No już, ciii…

— Już nie będę, mamusiu. — wyłkała, pociągając noskiem.

— Chodź, wytrzemy łezki. — sięgnęła do nocnego stolika, na którym stał kartonik jednorazowych chusteczek.

— A czy byłam dziś grzeczna? — Maja zapytała tak nagle, że Alicja w pierwszej chwili zupełnie nie wiedziała, o co chodzi. Dopiero po chwili dotarło to do niej i odpowiedziała, siląc się na uśmiech:

— Tak, kotku. Byłaś naprawdę bardzo grzeczna.

— Czy mogę pooglądać Truskawkowe Ciastko?

— Dobrze, zaraz ci włączę. Obejrzysz, a mamusia w tym czasie sobie poleży, dobrze? Muszę odpocząć, bo jestem zmęczona, skarbie.

Adam wrócił do domu chwilę przed siedemnastą. Gdy wszedł do salonu zastał w nim włączony telewizor i śpiącą na kanapie Maję. Na stoliku przed nią leżała do połowy opróżniona paczka biszkoptów i stał pusty kubek. Podszedł, wyłączył telewizor i nakrył małą kocem. Później zajrzał do sypialni. Drzwi były otwarte, ale Alicja także spała. Zdjął marynarkę, powiesił ją na krześle i sam położył się obok. Przez chwilę obserwował żonę. Nawet podczas snu wyglądała niespokojnie i bardzo smutno.

Rozdział 4

Kolejne dni po pogrzebie wyglądały podobnie. Alicja prawie nie wstawała z łóżka. Co prawda udało się Adamowi skłonić ją do choćby jednego posiłku w ciągu dnia, ale i tak jadła bardzo niewiele. Zeszczuplała na twarzy i oczy jej się zapadły. Na sobotę byli umówieni do Teresy na obiad. Od czasu śmierci Jerzego wprowadziła się do niej na jakiś czas Kaśka, żeby mama nie musiała zostać sama ze swoimi myślami. Miała nadzieję, że to pomoże jej szybciej stanąć na nogi. Alicja jednak nie wykazywała najmniejszej chęci do wyjścia z domu gdziekolwiek, nawet do własnej matki. Zaczynała ogólnie przejawiać lęk przed otoczeniem z zewnątrz. Chowała się w sypialni lub łazience, gdy ktoś dzwonił albo pukał do drzwi. A gdy Adama nie było w mieszkaniu, nie otwierała nikomu.

— Odwołaj to proszę, ja nie pojadę. Albo jak chcesz, to pojedź sam z Mają. — powiedziała podenerwowana w piątkowy wieczór, gdy Adam próbował z nią jakoś ułożyć plany na sobotę.

— Kochanie, ale to przecież twoja mama i siostra. One same są w podobnym stanie i na pewno zrozumieją, że nie masz ochoty na rozmowę.

— Nie pojadę tam i koniec! Nie zmusisz mnie, Adam. — rzuciła stanowczo.

— A możesz mi chociaż wytłumaczyć, dlaczego? Skoro mam tam pojechać bez ciebie, to chyba powinienem im jakoś wyjaśnić…

— Czy ty naprawdę nie rozumiesz? — zapytała ze łzami w oczach. Jej głos wyrażał rezygnację. — Przecież tam wszystko będzie mi się kojarzyło z tatą. — zaczęła płakać. — Tam jest go jeszcze pełno w każdym pokoju, w każdej szafie, na każdej półce… — z trudem wypowiadała słowa — A z drugiej strony już nie mogę go ani zobaczyć, ani usłyszeć, ani dotknąć… Rozumiesz? — jej oczy wyrażały tyle cierpienia, że Adam nie mógł tego znieść. Przytulił ją mocno do siebie i gładząc po głowie odpowiedział cicho:

— Staram się, Alu. Naprawdę. — ale nie rozumiał.

W sobotę Maja dała im wyjątkowo dłużej pospać, choć Alicji w sumie nie robiło to większej różnicy. Od tygodnia bowiem budziła się około jedenastej. Wyjątkiem był jedynie poniedziałek, kiedy Adam poszedł do pracy. Teraz jego urlop miał się jednak skończyć i musieli ustalić, co dalej. Alicja obiecała, że się zastanowi i porozmawiają o tym wieczorem. Po późnym śniadaniu pomogła mężowi uszykować parę rzeczy dla mamy. Maja bardzo się cieszyła na wyjazd do babci, ale chciała koniecznie, żeby Alicja jechała razem z nimi. Nie przepadała za jazdą samochodem tylko z tatą, gdyż Adam nie zwracał na nią wtedy uwagi. Gdy podróżowali razem, Alicja zawsze siadała z małą z tyłu i wspólnie się wygłupiały. Dlatego Maja próbowała przekonać mamę, by wybrała się z nimi i wyszukiwała coraz to zabawniejsze argumenty.

— Kotek babci też już bardzo za tobą tęskni. — mówiła z poważną minką, chodząc za Alicją krok w krok. — I myszki w piwnicy…

— Majeczko, obiecuję ci, że pojadę następnym razem. Dziś bardzo boli mnie brzuszek i nie czuję się dobrze.

— Ty wciąż się czujesz źle! Nie lubię cię! — krzyknęła i pobiegła do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi.

Gdy oboje z Adamem w końcu wyszli, napuściła do wanny wody z ulubionym jaśminowo-piżmowym olejkiem i nalała sobie kieliszek wina. Resztę zabrała ze sobą do łazienki i postawiła tuż przy wannie. Gdy zanurzyła się w pachnącej pianie poczuła, jak wszystkie mięśnie, które do tej pory były w ciągłym napięciu powoli odpuszczają. Odprężyła się. Wzięła łyk czerwonego trunku, potem następny. Oddychając powoli zaczęła spokojnie myśleć o tym, jak wyglądały ostatnie miesiące, tygodnie i dni jej życia. Dopóki żył ojciec wszystko jakoś się kręciło. Owszem, jeździła do niego codziennie i spędzała w Hospicjum po dwie, trzy godziny, ale to były głównie późne popołudnia. Od rana przecież normalnie zajmowała się domem i pracą, ostatnio nawet wpadło jej fajne tłumaczenie Juana Goytisolo, a opieka nad Mają nigdy nie sprawiała najmniejszych problemów. Dopiero śmierć Jerzego wywróciła jej życie do góry nogami. Nie miała siły wstawać z łóżka, straciła apetyt i chęć do najprostszych nawet czynności. Praca nad tekstem nabierała coraz większych zaległości, a Maja przeważnie oglądała mamę leżącą i często zapłakaną. Ale na razie Alicja nie umiała tego zmienić. Nie chciała pławić się w tym żalu i bólu. On ją po prostu przenikał i dawał wyraz w każdym działaniu, a ona stawała się wobec niego bezsilna. Rozmyślała o tym wszystkim popijając kolejny kieliszek wina, gdy nagle przypomniała sobie o forum internetowym, na którym zarejestrowała się jakiś czas temu. Udzielały się na nim osoby, które podobnie, jak ona miały w rodzinie chorujących, miedzy innymi na raka. Sama napisała kilka postów, np. o stanie ojca, jak również starała się wspierać na duchu tych, którzy cierpieli po stracie swoich bliskich. Pomyślała, że to może odpowiedni moment, aby zamieścić informację o własnej stracie. Wyszła zatem szybko z kąpieli i otulona szlafrokiem poszła po swojego laptopa i zaniosła go do sypialni. Później wróciła jeszcze do łazienki, spuściła wodę z wanny i zabrała ze sobą kieliszek oraz butelkę. Usadowiła się wygodnie na łóżku, wzięła laptopa na kolana i znalazła stronę forum. Przeglądnęła ją pobieżnie i stwierdziła, że sporo się wydarzyło, odkąd zaglądała tam ostatnio. Nalała sobie kolejną porcję wina i zabrała się do pisania postu. Nie było jej łatwo pisać o śmierci taty, ale mimo wszystko z każdym słowem zaczynała odczuwać coraz większy spokój. A może to wino tak na nią działało? W końcu nie była już nawet pewna, ile go wypiła, ale w butelce zostało zaledwie trochę na dnie. Gdy skończyła i wysłała swój post zauważyła, że w formowej skrzynce pocztowej ma wiadomość. Pisała niejaka Krystyna, która przed pięcioma miesiącami straciła w podobnych okolicznościach męża. Ponieważ wiadomość pochodziła sprzed kilku dni i dotyczyła pytania o stan zdrowia Jerzego, Alicja wysłała jej tylko linka do napisanego przed chwilą postu. Wylogowała się i odłożyła laptopa na bok. Nie miała już siły odnieść go do biura, nakryła się kocem i natychmiast zasnęła.

Gdy Adam z Mają wrócili do domu po dziewiętnastej, Alicja nadal spała. Nie ucieszył go widok stojącej na nocnym stoliku, opróżnionej butelki. Był jednak w stanie przymknąć na to oko, gdyż domyślił się, że skoro korzystała z laptopa, to może próbowała pracować. To była zmiana na plus i ten fakt bardzo go w sumie ucieszył. Maja była już bardzo zmęczona, gdyż wyszalała się u Teresy z Kaśką i Bonifacym. Nie miała nawet ochoty na ulubione płatki, ani kąpiel, dlatego Adam szybko przygotował jej spanie, przeczytał bajkę i położył do łóżka.

— Ale nie powiedziałam mamusi dobranoc. — zmartwiła się Maja. Był to bowiem ich codzienny rytuał.

— Kotku, ale mamusia śpi.

— To ją obudź. — mocno przytulała ulubionego króliczka, którego Alicja uszyła jej, gdy mała miała dwa latka.

Adam pomyślał, że może faktycznie powinien. W końcu mieli wieczorem porozmawiać. Obawiał się jednak, że żonie może być tym bardziej trudno po spożyciu takiej ilości wina.

— Dobranoc, kochanie… Fajnie się bawiłaś?

— Mamusia! — oczy Mai natychmiast się ożywiły, ale tylko na moment, gdyż natychmiast ziewnęła. Adam odwrócił się i ujrzał stojącą w progu Alicję. Posłała mu lekki uśmiech, ale oczy miała smutne.

— Opowiesz mi jutro, a teraz już śpij.

— Dobrze, mamusiu. Dobranoc. Kolorowych snów. — odwróciła się na boczek, a Adam mocniej nakrył ją kołderką.

— Dobranoc, Majeczko, kolorowych… — Alicja zniknęła w mroku korytarza.

— Jestem strasznie głodny, Alu. Mogłabyś mi uszykować coś do zjedzenia? — zapytał Adam wchodząc do kuchni, gdy Alicja parzyła sobie właśnie herbatę.

— Obiad u mamy się udał? — zapytała siląc się na zainteresowanie. Tak naprawdę nie bardzo miała ochotę tego słuchać. Po dzisiejszych rozmyślaniach doszła do paru wniosków i chciała je omówić z Adamem.

— Tak, było bardzo fajnie. Przygotowały gołąbki. Oczywiście dały dla ciebie. Schowałem już do lodówki.

— Mówiły coś na to, że ja nie przyjechałam?

— Były chyba trochę rozczarowane, ale nic nie mówiły. Mama powiedziała, że jak poczujesz się lepiej, to chciałaby, żebyś jej w czymś pomogła, ale nie mówiła o co chodzi.

— OK.

— Myślę, że całkiem nieźle sobie radzą z sytuacją. — spojrzał na Alicję uważnie, ale już wiedział, że przegiął.

— Chcesz powiedzieć, że w przeciwieństwie do mnie. — rzuciła wyzywająco.

— Nie, Alu. Wcale tego nie powiedziałem.

— Ale tak pomyślałeś. Widzę to po twojej minie. Porównujesz mnie do Kaśki, a doskonale wiesz, że ona nie była tak zżyta z tatą, jak ja. To dla mnie był on nie tylko ojcem, ale nauczycielem i przyjacielem. Zawsze, w każdej sytuacji mogłam na niego liczyć. Już nie pamiętasz? — ostatnie zdanie starała się powiedzieć w taki sposób, aby sprawić Adamowi ból i faktycznie jej się to udało. Spuścił wzrok.

— Alu, naprawdę nie miałem tego na myśli. — powiedział, jakby skruszony. — Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że one sobie radzą.

— I dobrze. Ja też sobie poradzę. W końcu.

Straciła wszelką ochotę do dalszej rozmowy, a już tym bardziej do podzielenia się swoimi uczuciami i głębszymi przemyśleniami. Miała wrażenie, że w oczach męża stała się teraz jakąś rozlazłą babą, która nie potrafi wziąć się do kupy. Może faktycznie tak jest? Ale przecież chyba wolno człowiekowi przeżyć żałobę i to po kimś tak wyjątkowym, jak mój tata. Alicja zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że każdy jest inny i na życiowe sytuacje reaguje inaczej, a ma na to wpływ wiele czynników. Dlatego tym bardziej krzywdzące było dla niej porównywanie jej do kogokolwiek, nawet do rodzonej siostry.

Gdy Adam próbował ją udobruchać mówiąc, że jak zawsze ratuje go od głodowej śmierci, i że żadne kanapki nie smakują tak wyśmienicie, jak te, które wychodzą spod jej palców, pokazała mu język, po czym uśmiechnęła się wiedząc, jak komiczna jest ta sytuacja.

Gdy zmywała po kolacji, Adam podszedł do niej, objął ją od tyłu i zagłębił twarz w jej szyi, wciągając piękny zapach jej skóry. Po kąpieli pachniała wyjątkowo zmysłowo. Zakręciła wodę i oddała się jego pieszczotom przechylając głowę na bok. Delikatnie chwycił ustami płatek jej ucha i zaczął coś mruczeć. Uwielbiała to. Starała się przypomnieć sobie, kiedy ostatnio się kochali, ale nagle straciło to znaczenie. Adam obrócił ją przodem do siebie i ujął jej twarz w dłonie. Patrzyła mu uważnie w oczy. Chyba potrzebowała teraz chwili zapomnienia. Pochylił się i lekko musnął ustami jej wargi. Odpowiedziała tym samym. Potem zanurzył rękę w jej włosy i wyjął z nich klamrę. Jasne pasma opadły na ramiona. Mimo cierpienia, które towarzyszyło jej od tygodnia, nadal wyglądała pięknie. Zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego mocno. Zaczęli się całować, najpierw powoli, jakby leniwie, później coraz namiętniej. Jego dłonie niecierpliwie błądziły po jej ciele, a gdy natrafiły na pasek, rozwiązały go. Szlafrok się rozchylił odsłaniając kobiece piękno Alicji. Adam odsunął ją lekko od siebie i spojrzał zamglonymi oczami z zachwytem. Jęknął. Chwyciła go za rękę i poprowadziła do sypialni. Gdy przestępowali jej próg, celowo zapytała zmysłowym głosem:

— Czy dobrze pamiętam, że mieliśmy o czymś porozmawiać?

— To zdecydowanie może zaczekać do jutra…

Gdy rano Maja wpadła do ich sypialni, była siódma. Spali jeszcze. Alicja wciągnęła ją pod kołdrę i poprosiła, żeby chwilę poleżała spokojnie, ale mała szybko zaczęła się wiercić, czym obudziła także Adama. Po chwili tata z córką wygłupiali się, zaśmiewając się w głos, więc Alicja całkiem straciła nadzieję, że uda jej się jeszcze chwilę zdrzemnąć. Wstała zatem i poszła wziąć prysznic. Gdy ciepła woda spływała po ciele, wydawało jej się, że w jakiś sposób oczyszcza także umysł. Lepiej jej się myślało. Zaczęła się zastanawiać, jak poukładać sprawy, żeby poradzić sobie pod nieobecność Adama. Jutro musiał wracać do pracy. Przecież nie będzie mnie niańczył. Ale ja nadal nie wyobrażam sobie porannego wstawania i zajmowanie się domem i Mają, o pracy już nie wspominając. Kurcze, co się ze mną dzieje? Ja naprawdę nie mam siły… To wszystko mnie przerasta… Może jeszcze, gdyby ktoś zaopiekował się małą? Ale nie mam kogo poprosić o pomoc. Przecież nie będę obciążać mamy! Ona sama potrzebuje wsparcia i dobrze, że ma je od Kaśki. A ja? Co ja mam zrobić? Z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi i głos Adama.

— Kochanie, pospiesz się, proszę… Też chciałbym skorzystać z prysznica.

Zajadając jajecznicę na boczku, specjalność Adama, Maja relacjonowała mamie przebieg wczorajszej wizyty na Piastowych. Mówiła z takim entuzjazmem, że aż dostała wypieków. Patrząc na nią Alicja zaczęła obwiniać się w duchu o to, że mając tak urocze i kochane dziecko myśli o tym, że właśnie ono stanowi dla niej w tej chwili jakiś „problem”. Miała jednak świadomość, że córka nie jest pluszakiem, którego na jakiś czas można odstawić na półkę. Ciążyła na niej odpowiedzialność. Bo owszem, mogła zostawić sprzątanie i robienie zakupów, gdyż w tym mógł ją po pracy wyręczyć Adam. Mogła wziąć sobie wolne od tłumaczenia tekstów Goytisiolo, czy też Zaporskiego. Jednak za nic w świecie nie wolno jej było zaniedbywać Mai. I ta świadomość ciążyła jej w tej chwili najbardziej, bo właśnie to robiła od jakiegoś czasu. A choć wyrzuty sumienia coraz bardziej ją zżerały, to jednak nic nie mogła poradzić na przyczynę tego stanu rzeczy. Jej świat się zachwiał, gdyż ojciec — opoka i skała, odszedł i nic nie mogło tego zmienić. Wcześniej wystarczyła jego obecność, aby poskładać myśli i działać zgodnie z podjętym planem. Sam fakt, że gdzieś tam był i myślał o niej ciepło, wspierał ją duchowo. Teraz pozostawało to już tylko wspomnieniem. Tato, tak bardzo mi ciebie brakuje. Nie możesz już dotknąć mojego ramienia. Nie zapytasz mnie już, jak minął dzień, jak bawiła się Maja… Ani ja nie mogę zapytać ciebie, jak się dziś czujesz albo co myślisz o tym, czy o tamtym? Co byś mi poradził w sytuacji, w której teraz jestem? Zawsze potrafiłeś wysłuchać i powiedzieć coś tak celnego. Tatusiu, tak bardzo mi ciężko…

Po śniadaniu postanowili wreszcie usiąść i omówić parę spraw. Adam zapowiedział, że na razie nie może wziąć więcej wolnego, gdyż Krzysiek musiał teraz przejąć jego obowiązki i był z tego powodu niezadowolony. No tak, samopoczucie kolegów jest ważniejsze od mojego — pomyślała Alicja, ale zaraz się za to skarciła, gdyż w końcu Adam wziął tydzień wolnego, żeby zająć się małą i domem, gdy ona nie miała na to siły. Tylko, że ja nadal jej nie mam i nie wiem, skąd ją wziąć… Wspomnieli o Monice, a w zasadzie Adam wspomniał, ale Alicji trudno było sobie wyobrazić, że codziennie prosi o pomoc sąsiadkę. Ta opcja raczej od razu odpadła. Przyszła zatem pora, żeby powrócić do pomysłu z przedszkolem. Już jakiś czas temu rozważali, czy nie posłać małej na kilka godzin, ale skoro Alicja pracowała w domu… Jednak w zaistniałej sytuacji mogło to stanowić jakieś rozwiązanie. Tym bardziej, że Adam mógłby odwozić Maję w drodze do pracy. Kończył się pierwszy tydzień lutego, więc chyba trwały jeszcze ferie, ale obiecał, że jutro zadzwoni i zorientuje się co, i jak. Pozostało tylko przekonać do tego pomysłu córkę, co niewątpliwie nie było łatwym zadaniem. Maja nie przepadała za towarzystwem innych dzieci, więc musieli wybrać odpowiedni sposób argumentacji. Alicja nie chciała też, żeby mała poczuła się przez nią odepchnięta, choć nie dawała sobie ręki uciąć, że już do tego nie doszło. Gdy mówiła mężowi o swoich lękach przed kontaktami z ludźmi i o tym, że ogromną trudność stanowi dla niej wyjście z domu wspomniał, że może dobrze by było, gdyby spróbowała się skonsultować z jakimś specjalistą.

— Chyba nie chcesz ze mnie zrobić wariatki? — w jej głosie dało się wyczuć kpinę, ale i obawę, że mąż faktycznie podejrzewa, że coś z nią nie tak.

— A dlaczego zaraz wariatki? Z tego co wiem, twoja mama bierze jakieś tabletki na uspokojenie, a nigdy nie powiedziałbym o niej, że jest wariatką. — uśmiechnął się serdecznie.

— Uważasz, że ja też potrzebuję takich pigułek? — zaczęła się nad tym zastanawiać.

— Nie wiem kochanie, ale może powinnaś się z kimś skonsultować.

— Nie wiem, Adam. To chyba nie jest dobry pomysł. Najpierw musiałabym opowiedzieć o swojej sytuacji. A ja naprawdę nie mam ochoty opowiadać obcym ludziom o tym, co się dzieje w moim życiu osobistym.

— Zrobisz, jak uważasz, tak tylko podsunąłem…