14,13 zł
Cechą wielu wierszy Jacka Okonia jest specyficzny humor — trochę paradoksalny, bliski też grotesce, trochę liryczny, trochę jakby przekornie „cwaniacki”, połączony często z cienką ironią. Wiąże się z nim umiejętność żartobliwego albo pozornie żartobliwego mówienia o problemach serio: etycznych, egzystencjalnych, eschatologicznych. Tonacja taka przybliża jakby pewne problemy, podkreśla ich powszechność… A z pewnością — nadaje wierszom świeżość i wdzięk. (Renata Zwoźniakowa)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 22
W projekcie okładki wykorzystano "polaroid - pellicola"© Stillkost / Adobe Stock.
Wiersze zostały wybrane z tomików "Palcem na czole" (1989), "Swój człowiek" (1992), "Wiersze" (2014), z antologii "W ciemnościach słyszę Boga kroki..." (1986) i "A Duch wieje kędy chce" (1992) oraz spośród wierszy wcześniej niepublikowanych. Wyboru dokonał Autor.
© Jacek Okoń, 2020
Cechą wielu wierszy Jacka Okonia jest specyficzny humor — trochę paradoksalny, bliski też grotesce, trochę liryczny, trochę jakby przekornie „cwaniacki”, połączony często z cienką ironią. Wiąże się z nim umiejętność żartobliwego albo pozornie żartobliwego mówienia o problemach serio: etycznych, egzystencjalnych, eschatologicznych. Tonacja taka przybliża jakby pewne problemy, podkreśla ich powszechność… A z pewnością — nadaje wierszom świeżość i wdzięk.
(Renata Zwoźniakowa)
ISBN 978-83-8221-702-5
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Planeta kurczy się jak przestraszony zając
pewnie tu ludzie polują blisko
Schowaj się pod krzakiem Ziemio
obok przepędzonej na cztery wiatry miłości
Wszystko za oknem co warto widzieć
a okno jak kluska na parze
pozwala pisać palcem na szybie
wesołe twarze
Na twarzach oczy mokną
i świat jaki był taki jest
Sama prawda się pisze za oknem,
coś w ten deseń, w ten deszcz
Zapłakać nad cudzym nieszczęściem
choć raz
nie składać kondolencji
Zapłakać z całego serca swego
jak się płakało nad sobą
kochanym
dzień w dzień
Skacze główka jakby ktoś pif paf
albo sen o złym młynarzu wyśnił
Skąd ty dziecko taką główkę masz
wystrzelaną jak pestka od wiśni
Nie zdążył na ostatnie coś
coś jak tramwaj ostatni przed nocą
coś jak małżeństwo więc ostatnia miłość
która bywa pierwszą zdradą w życiu
Nauczył się dobrych ludzkich słów
wystarczy by nikt nie zrozumiał
Dziękuje za to że w drzwiach coś chrobocze
choć wie że to nie klucz ale kornik
Pająk porucznik z daleka
sieci zarzucił i czeka
Księżyc wartownik na wieży
złotym laserem wymierzył
Likier adwokat skończony
nie chce się podjąć obrony
Woła mnie
ma oczy jak czarne aksamitki
nieruchomą twarz
Woła mnie
przeprasza za siebie
za pobrudzony świat
Woła
przez kulę płaczu w gardle
Skąd wie że jestem jasnowidzem
czego chce ode mnie
Nie mogę jej niczego dać
nie mogę nikogo ożywić
Ja tylko patrzę
z podziwem
Pędzę za Tobą, niewolnik miasta,
okruszek wiary niosąc ze sobą.
A może trzeba ciągle dorastać
do Twoich progów groźnych jak proboszcz?
Pędzę za Tobą, choć czasu mało,
i dni się kończą zaczęte ledwie.
A może trzeba futerko ciała
rzucić za siebie, bez słów, jak niedźwiedź.
A może trzeba...nie wiem, nie umiem…
w lusterkach witryn płynę jak w rzekach,
znowu