Coś mi tu Śmierci - Rafał Wałęka - ebook

Coś mi tu Śmierci ebook

Rafał Wałęka

0,0

Opis

Tymon Dantej postanawia umrzeć. Choć do śmierci predysponuje go już powoli wiek, ale on woli odejść z tego świata na swoich warunkach. Nie wszystko idzie oczywiście tak, jak to sobie zaplanował — nawiedzają go Duchy Dramatu, Horroru, Komedii, Kryminału i kilka innych zjaw, które zmuszą go do zmierzenia się z własną twórczością i… przeszłością. Antologia z kryminałem, romansem, komedią, horrorem, poezją, sucharami i nie tylko. Wędrówka duszy Tymona to jazda bez trzymanki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 180

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rafał Wałęka

Coś mi tu Śmierci

Czyli dzień, w którym postanowiłem umrzeć i noc, która nastała potem

© Rafał Wałęka, 2020

Tymon Dantej postanawia umrzeć. Choć do śmierci predysponuje go już powoli wiek, ale on woli odejść z tego świata na swoich warunkach. Nie wszystko idzie oczywiście tak, jak to sobie zaplanował — nawiedzają go Duchy Dramatu, Horroru, Komedii, Kryminału i kilka innych zjaw, które zmuszą go do zmierzenia się z własną twórczością i… przeszłością.

Antologia z kryminałem, romansem, komedią, horrorem, poezją, sucharami i nie tylko. Wędrówka duszy Tymona to jazda bez trzymanki.

ISBN 978-83-8221-880-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Taka to sobie książka…

.

O czym jest ta książka?

Chciałbym, aby w tej książce każdy znalazł historię dla siebie… lub o sobie. Ta książka jest jak życie. Raz to zabawna komedia, innym razem ciężki dramat. Zdarza się, że to także bolesna, romantyczna historia lub dołujący wiersz. Ale są też wątki dla optymistów z happy endem, lekkie krótsze historie i dłuższe także. Przecież nikt nie płacze całe życie i nikt całe życie się nie śmieje. Chwile są różne, tak jak wątki w tej książce. Razem z Tymonem Dantejem wejdziesz to świata moich scenariuszy filmowych, skeczów, spotów reklamowych, wierszy, opowiadań, tekstów piosenek, żartów — wszystko połączone w jedne STORY! Chciałbym, żeby to było cool story, a nie literacka „kula u nogi”. Oto „Coś mi tu Śmierci”, czyli fabularna jazda bez trzymanki jakiej chyba jeszcze nie było.

Zapraszam do czytania, pozdrawiam i życzę powodzenia, zarówno podczas lektury, jak i w życiu.

Za przeproszeniem autor, Rafał Wałęka

Rozdział 1. Serdeczny palec w kierunku życia

Dziś umrę. Tak postanowiłem.

Powyższy tekst widniał na komputerze Tymona. Upartego 70-latka, który w dniu swoich urodzin zdecydował się odejść z tego świata. Zanim to zrobi, chciałby napisać list pożegnalny.

Uważał, że musi być wyjątkowy, skoro całe życie pisał i dumnie mógł nazwać się pisarzem. Książki, scenariusze, wiersze lub też cokolwiek na czym dało się zarobić. Pisał dla pieniędzy i w głębi ducha żałował, że nie zdążył stworzyć wybitnego dzieła. Sukcesywnie karmił swoje konto bankowe, ale ego nigdy nie najadło się do syta.

Może teraz coś napisze? Na ostatniej prostej! Nie, w jego pisarskim umyśle brakowało już paliwa. A bez tego to i Ferrari nie pojedzie. Tak też mówił żonie, gdy pytała go dlaczego nie potańczy bez alkoholu… Kiedy to było? Nie pamiętał.

Tymom wpatrywał się w zdanie na komputerze. Dziś umrę. Tak postanowiłem.

Zastanawiał się jak umrzeć. To nie USA, nie miał więc pistoletu by strzelić sobie w łeb, a przecież te rozwiązanie miało dużo zalet. Proste, huczne i jak start do biegu, czyli symboliczne wyruszenie do innego świata. Poza tym sąsiedzi usłyszą strzał i go znajdą, nie będzie tu stare żarcie w lodówce, której ktoś odłączył prąd.

— Zaraz, przecież za chwilę mają być goście. Napisałem do nich, bo rozmowy niezbyt nam szły przez te ostatnie lata. Pogadamy, poświętujemy, może mnie przeproszą za to i owo. A później sobie pójdą i się zabiję. Połknę trochę tabletek, popiję dobrym Whisky i zasnę. Odejdę na swoich warunkach.

Tymon Dantej zamknął laptop nie mając teraz weny na list pożegnalny. Poczłapał więc powoli do salonu, w którym miała odbyć się jego impreza urodzinowa.

8 marca, dziś Tymon kończy 70 lat. Ostatnie urodziny, ostatnie rozmowy z rodziną. Okazja by wszystko naprawić? Jednak 10 krzeseł przy suto zastawionym stole pozostawało puste. Nikt nie przyszedł o 19. Ani jednego gościa nie było też o 20, gdy Tymon otworzył pierwszą butelkę wódki. Sam musiał opróżnić ją do połowy i działał tak nad nią do 21.00. A potem wciąż był sam.

Ponoć po 22 nie powinno się obżerać, ale przecież i tak Tymon miał dziś umrzeć, więc co mu szkodzi objadać się tym co dostarczono w zamówionym cateringu. Ale nic mu nie smakowało, dlatego, gdy o 23.00 wciąż był sam, całe jedzenie wylądowało na podłodze.

Wkurzony Tymon Dantej sięgnął po telefon z nadzieją na jakieś wyjaśnienie. Nikt nie zadzwonił, nikt nie napisał, żaden z zaproszonych gości się dziś nie pojawił. Sam jak palec. Charakter Tymona nakazywał, aby był to ten serdeczny, wystawiony w kierunku tych, którzy go wystawili.

— Nie chcecie? To ja wam dam. Miał być list pożegnalny, miało być przepraszam, ale nie. Dowalę wam wszystkim dziady, wyrzuty sumienia będą was podgryzały całe życie. Ja swoje dziś zakończę i was będę miał głęboko w odbycieniebycie.

Jak Tymon postanowił tak zrobił. Zasiadł do komputera i po zdaniach „Dziś umrę. Tak postanowiłem.”, zaczął po kolei wymieniać członków rodziny i spisywać do nich żale. Pisał jak najęty do północy. W tekście pojawiło mnóstwo zarzutów, ale wiedział co kogo zaboli. Jego list pożegnalny miał być wirusem, który zainfekuje sumienia bliskich, gdy on będzie już martwy. Będą myśleć, że może by go powstrzymali, gdyby jednak przyszli.

Tymon miał zamiar dotrzymać swojego postanowienia. Już chciał zacząć wysyłać tenże mail na adresy członków rodziny, aby swoje ostatnie dzieło pisarskie w życiu dotknęło ich w samo serce niczym nóż, ale… nagle kartki z notatkami leżące w nieładzie na biurku zwiał mocny wiatr.

Okno zastukało złowieszczo jakby za moment miała zagościć tu burza. Dantej podbiegł, aby zamknąć okno i wrócić do swoich wyrzutów rodzinnych, czyli otwartej rany, która przez dzisiejsze urodziny zapiekła go tak jak nigdy wcześniej. Ten zacietrzewiony, egocentryczny staruszek krwawił w duszy i nie chciał się do tego przyznać.

Gdy był już przy stukającej okiennicy, usłyszał szept, który dobiegał z podwórka. Powoli się wychylił, niemal ze strachem. Odetchnął, gdy nic nie zobaczył. Ale trwało to tylko 3 sekundy, bo pojawił się wielki, czarny cień przypominający kształtem dłoń i chwycił go za twarz by pociągnąć w dół. Tymon nie walczył. Poczuł, że spada, ale leciał stanowczo zbyt długo jak na 6 piętro…

Rozdział 2. Czerwona róża

Tymon nie czuł upadku. Nie było roztrzaskanych kości. Nie leżał we krwi na chodniku. Nie umarł, chyba.

Czuł się jakby zawieszony w przestrzeni, mimo, że stał twardo na jakimś podłożu. Pomieszczenie, w którym znalazł się Dantej wydawało się być nieograniczone. Krzyknął, przeklął, ale odpowiedziała mu cisza. Wiedział, że coś mu tu śmierdzi. A nawet śmierci, zważywszy na to, że przed chwilą podjął próbę samobójczą.

Po dłuższej chwili zobaczył jakąś kobietę. Siedziała przy biurku

i miała na głowie słuchawki z mikrofonem. Mimo nawoływań nie widziała Tymona. Natomiast on stał się widzem, który obserwował wszystko niczym duch. Jakby czytał scenariusz, oglądał film, a jednocześnie skądś wiedział co się za chwilę stanie i musiał tu grać jakąś rolę.

„Czerwona róża”

Scena 1. Mieszkanie Ewy. Domowe call center.

(Ewa siedzi na krześle przy biurku. Na głowie ma słuchawki z mikrofonem. Na scenę wchodzi mężczyzna, który staje do Ewy plecami i wyciąga telefon. Ewa odbiera połączenie przez słuchawki)

Ewa:

Life helpdesk, dział obsługi klienta. W czym mogę pomóc?

Mężczyzna z telefonem:

To już drugi raz jak życie odmawia mi posłuszeństwa. Proszę przełączyć mnie do kierownika.

Ewa:

Przełączam Pana do kierownika.

(Mężczyzna schodzi ze sceny. Jego miejsce zajmuje kobieta)

Ewa:

Life helpdesk, dział obsługi klienta. W czym mogę pomóc?

Kobieta z telefonem:

Dzień dobry. Kilka dni temu zgłaszałam swoją płeć do reklamacji, mogę zapytać jak ma się ta sprawa?

Ewa:

Przełączam do działu reklamacji.

(Kobieta schodzi ze sceny. W jej miejsce pojawia się mężczyzna z telefonem)

Ewa:

Life helpdesk, dział obsługi klienta. W czym mogę pomóc?

Kolejny mężczyzna z telefonem:

15 dni temu zgłosiłem chęć zwrotu.

Ewa:

Szanowny panie, czas na zwrot to 14 dni. Co Pan zamawiał?

Kolejny mężczyzna z telefonem:

Zamawiałem sobie samobójstwo.

Ewa:

Towar wykorzystany niestety nie podlega zwrotowi, poza tym, minęło 15 dni od zamówienia. Nie możemy pomóc.

Kolejny mężczyzna z telefonem:

Więc ja zawsze będę już martwy?

Ewa:

Obecnie nie posiadamy w ofercie usługi, która przywróciłaby Panu życie. Natomiast mogę polecić nasze czasopismo, które umili Panu czas pozostały do sądu ostatecznego.

(Kolejny mężczyzna schodzi ze sceny. Na scenę wchodzi Mąż Ewy).

Ewa:

Life helpdesk, dział obsługi klienta. W czym mogę pomóc?

Mąż Ewy:

10 lat temu zamawiałem u Was miłość.

Ewa:

Rozumiem, czy chce Pan rozszerzyć pakiet o potomstwo?

Mąż Ewy:

Nie, przekazana przez Was miłość jest uszkodzona.

Ewa:

Piotr? To Ty?

Piotr, mąż Ewy:

Tak. Nie udźwignę tego dłużej.

(Scena ciemnieje)

Scena 2. Scena stylizowana na dom Ewy.

(Scena jaśnieje i widzimy Ewę siedzącą na wózku inwalidzkim. Ma na głowie słuchawki z mikrofonem. Zasnęła podczas pracy w domowym call center. Powoli budzi się ciężko dysząc — rozgląda się. Tymon Dantej wciąż jest widzem, który nie może ingerować w to co widzi. Nie chciałby pocieszać kobiety, wolałby zapytać jej czy go poznaje).

Narrator:

Gdyby życie było jak towar zamówiony przez Internet, Ewa z pewnością skorzystałaby z prawa do zwrotu. Czasem miała wrażenie, ze nastąpiła pomyłka w dostawie i otrzymała życie, którego nie chciała. Nawet, jeśli ona była w tym życiu wszystkim dla kogoś, to czuła, że dla niej…. Jest już po wszystkim.

(Pojawia się mąż Ewy i całuje ją w czoło. Mąż podaje jej kawę. Podwozi ją do stołu i w milczeniu jedzą posiłek, a narrator czyta tekst)

Narrator:

Piotr i Ewa byli małżeństwem od 10 lat. Choć jej zdawało się, że był przy niej od zawsze. Jakby ktoś wymazał jej życie „przed Piotrem”. Nie potrafiła sobie przypomnieć czasów bez niego.

Po co wzięli ślub? Wierzyła, że kiedyś się po prostu zakochali. Chciała, aby tak było, choć tu miłość zdała się być baterią, która była na wyczerpaniu od wielu lat. Rozwód nie wchodził w grę, a Ewa zdawała sobie sprawę, że Piotr zawsze już przy niej będzie. Przysięgał to niegdyś, a należał do tych ludzi, dla których była to świętość. Podobnie jak małżeństwo. Piotr i Ewa byli jak dwie całkiem różne planety, które jednak wybrały kiedyś wspólną galaktykę i musiały w niej żyć zgodnie z prawami fizyki, ale bez chemii. Ewa nie rozumiała czasem własnych myśli.

Ewa (do widza):

Te moje wieczne pretensje do Piotra. Opiekuńczy, zawsze uprzejmy, zawsze wierny mąż na każde skinienie. Więcej wad nie pamiętam, ale za wszystkie bardzo żałuję. A gdybym kazała mu skoczyć z okna? Po śmierci dałby mi w końcu święty spokój? Dlaczego wciąż przy mnie jest? Dlaczego ktoś chciałby wciąż wsiadać na rower, który już nigdy nie pojedzie?

Narrator:

Ewa czuła się popsuta, gorsza, a to paradoksalnie czyniło Piotra lepszym… innym, ale Ewa zakochała się w tym gorszym Piotrze. Mniej doskonałym, który dla niej odszedł w zapomnienie. Nie dlatego, że tak nakazywała mu miłość, lecz dlatego, bo tak kierowało nim sumienie. Piotr był Ewy tak dobry, tak opiekuńczy, że czasami miała dość — chciała wstać i wyjść. Ale nie mogła. Gdyby ją zdradził, uderzył, był dla niej zły… Dostałaby pretekst by odejść. Bez tego wciąż trwała w irracjonalnym małżeństwie z Panem doskonałym. Ewa zdała sobie sprawę, że to ona musi być to złą. Może to kiedyś złamie Piotra i w końcu odejdzie?

(Mąż podaje Ewie obiad i całuje ją czule w czoło. Uśmiecha się do niej, a Ewa jest myślami gdzieś indziej)

Ewa (mówi do siebie):

Cholerna egoistko. To by go zniszczyło. Nie odrzucaj tego co tak długo budowałaś. Budowaliście. Kochający, szanujący i wierny mąż. Masz to wszystko, ale czy tego pragniesz? Mentalna masochistko. Nie pomagaj życiu się krzywdzić. Zabrali Ci nogi, ale czy zabrali też prawo do decydowania o sobie?

(Ewa wyjeżdża na wózku pod okno i patrzy w dal. Ściemnienie)

SCENA 3. ADAM

(Adam budzi się zmęczony na biurku z komputerem. Odgrzebuje się ze śmieci i próbuje ogarnąć rzeczywistość. Nagle patrzy na zegarek i dostaje przyśpieszenia. Wybiega ze sceny)

SCENA 4. ADAM

(Adam stoi w autobusie z innymi statystami. Bawi się smartfonem)

Narrator:

Oto Adam. Informatyk, mol książkowy, fan gier komputerowych i próbujący odnaleźć spełnienie człowiek. Ale jak może być spełniony skoro sam do końca nie wie jakie ma marzenia? Zawiesił się wiele lat temu i został zainfekowany korporacyjnym wirusem. Był mrówką, która haruje dla dobra „królowej” i mrowiska. Samotny pośród ludzi bezlitośnie maltretuje swoje oczy, palce, klawiaturę i mózg, aby jego konto comiesięcznie zasilała odpowiednia liczba zer z tuż za wyższą od nich liczbą. Życiowa matematyka kazała wciąż liczyć na to, że przytrafi mu się coś lepszego, ciekawszego. Chciał też pisać, bo był w tym lepszy niż w mówieniu.

Adam (do widza):

— „Regionalne”, „Po trzydziestce”, „Randki”. Czego ty szukasz? Czaty wyszły z mody lata temu. Zainstaluj Tindera, przerzucaj kobiety na podstawie pierwszego wrażenia jak naleśniki na patelni. Nie smaruj dżemem, jeśli nie będziesz jej jadł, to proste. Ale nie, Ty wolisz czaty — eksperymentujesz na ludziach, szukasz tematu do książki czy scenariusza? 30 lat na karku, więc wypadałoby w końcu odpowiedzieć życiu, gdy pytało czego od niego chcesz. Biegasz po czatach bawiąc się w psychologa, wcielasz się w różne postacie. Ale po co? Jaki dziś będzie Twój nick? Może Przystojny Atrakcyjny Tomasz? W skrócie PAT… PAT, jak remis w szachach. Tak, to stan twojego życia. Nie znudziło Cię już wieczne bycie pionkiem?

Narrator:

W młodości Adam był bardziej towarzyski. Znajomi mieli go za idealnego kandydata na psychologa lub kogoś w ten deseń. Na przekór temu wybrał studia informatyczne. I to by było na tyle. Skończył studia, zdobył pracę, znajomości zanikały, a on stawał się coraz większym odludkiem, który pogrążał się w wirtualnym świecie. Czas i okoliczności wyrzeźbiły go na kogoś innego niż chciał. Zamknął się po to, aby ktoś kiedyś zechciał go otworzyć.

(Autobus dojeżdża do pracy, Adam wysiada. Ściemnienie)

SCENA 5.

Ewa:

(Ewa siedzi przy komputerze)

Czat, tutaj ja rządzę swoim losem. Jestem kim zechcę. Bez kontroli Piotra. Bez tych kółek, do których jestem przyspawana. Tak, moje małżeństwo to ten wózek. Jedno koło to Piotr, drugie to ja i siedzę tak, bo wstać nie mogę.

(Na scenie pojawia się Adam, siada do Ewy plecami — z komputerem)

Adam:

„DoktorAdam35” to mój pseudonim. Od pewnego czasu zawsze ten sam. Wcześniej było „Władam”, ale tu chyba oszukiwałem sam siebie. Miałem dość zgłoszeń zboków, bo wkradała się tam literka K. Tak, nick „Wkładam” wydawał się ludziom interesujący, ale nie tego szukam. Poza tym, czy ja serio tak władałem swoim życiem? Doktor brzmi lepiej — jak wezwanie pacjentek.

Narrator:

Po 30 minutach błądzenia po czatach Adam nie umiał wciągnąć się w żadną dłuższą rozmowę. To zmieniło się, gdy zgłosiła się „Ewa70”. Podjął zaproszenie, wyzwanie. Nie wiedział jeszcze jak kliknięcie w „Zaakceptuj zaproszenie” zmieni jego życie.

Ewa:

Witam. Nic oryginalnego. Po prostu witam.

Adam:

A może lepiej Dzień dobry. To trochę optymizmu.

Ewa:

Należysz to klanu optymistów?

Adam:

Chciałbym, ale nie dostałem od nich zaproszenia. Natomiast od Ciebie zaproszenie dostałem. Skoro przyjąłem to jest tu we mnie pewien optymizm pozwalający myśleć, że ta rozmowa nie będzie stratą czasu.

Ewa:

Nie mam ochoty na filozofię.

Narrator:

Użytkownik Ewa70 zamknął okno priva.

(Ewa zamyka laptopa, jeździ chwilę po scenie, po czym wraca do czatu i laptopa)

Adam:

Wróciłaś.

Ewa:

Czekałeś? Zacznijmy raz jeszcze.

Adam:

Nie masz ochoty na filozofie, a na co masz ochotę?

Ewa:

Odwykłam od tego pytania. Chciałam dziś wyjść, pobiegać. Ale tak cholernie leje, jakby los nade mną płakał.

Adam:

Poetycko. A pisałaś, że nie masz weny na filozofię..

Ewa:

A ty należysz do tych, co zawsze słuchają rozkazów innych?

Adam:

Czasem tak jest łatwiej. A ty kogo słuchasz?

Ewa:

Dziś klasyka, Hans Zimmer.

Adam:

Mnie jego muzyka jakoś nie uspokaja, raczej nastraja mnie bojowo.

Ewa:

Ja mam dość tego ciągłego wojowania z samą sobą.

Adam:

Ewa70 kontra świat? Jaki wynik na tablicy?

Ewa:

Przegrywam sromotnie, na własne życzenie.

Adam:

A dlaczego wcześniej się rozłączyłaś? Jakoś Cię uraziłem?

Ewa:

Aleś ty dociekliwy…

Adam:

Ciekawy ciekawej osoby.

Ewa:

Nie jestem ciekawa.

Adam:

Większość kobiet taki tekst, pełen romantyzmu, bardzo cieszy. Zachęca do dalszej rozmowy. U ciebie jest inaczej, rozłączyłaś się. Postąpiłaś oryginalnie, a to jest ciekawe.

Ewa:

Nie jestem jak reszta kobiet. Ale wygrałeś, uśmiecham się.

Adam:

Miło jest wywoływać uśmiech na czyjejś twarzy.

Ewa:

Udało ci się. Często bywasz na czacie?

Adam:Zdarza mi się. Pracuję przy komputerze. Lubię też rozmawiać. To znaczy pisać.

Ewa:

Dlaczego czat? Lubisz anonimowość? Kontrolę?

Adam:

Po prostu uważam, że ładniej piszę niż mówię.

Ewa:

Każdy ma jakieś wady, to czyni z nas ludzi.

Adam:

„Zalety łatwo pokochać, ale prawdziwa miłość to też kochanie wad”. Mądry cytat czy usprawiedliwianie się z wad?

Ewa:

Być może oba. Masz chyba jakieś tendencje romantyczne. Gdzie pracujesz?

Adam:

Jestem informatykiem. Mrówka jakich wiele. Chwała mrowisku.

Ewa:

Nieźle, dotąd nie znałam informatyka-romantyka.

Adam:

A chcesz poznać? Sam się dziwię własnej śmiałości.

Ewa:

Zobaczymy. Może to pozytywny wpływ rozmówcy?

Adam:

Zastanawiam się, co zrobić by rozmowa trwała jak najdłużej.

Ewa:

Aż nas administrator wygna, może tak?

Adam:

Trochę jak z raju, prawda?

Ewa:

Aż tak ci tu dobrze? Szukasz owocu zakazanego?

Adam:

W sumie Ewę już znalazłem.

Ewa:

A czy mam przyjemność z Adamem?

Adam:

Głęboko w to wierzę.

(Adam i Ewa uśmiechają się. Na scenę wchodzi Piotr z kwiatami i całuje Ewę w czoło. Ewa przestraszona zamyka laptopa. Następuje ściemnienie)

Scena 6. Mieszkanie Ewy.

(Ewa chce nakryć do stołu, ale pojawia się Piotr i ją w tym wyręcza. Piotr przynosi też garnek z jedzeniem i nakłada Ewie po czym zasiada naprzeciwko)

Piotr:

Nie lubię, gdy gotujesz.

Ewa:

Nie smakuje ci?

Piotr:

Danie jest pyszne, tylko… To cię męczy. Mogłem ci pomóc.

Narrator:

Zastanawiacie się czy uprzejmość Piotra może drażnić? Ewa na pewno zamieniłaby się, więc z wami miejscami, bo ona jest tego pewna. Boli ją ta świadomość, zawstydza, że ma o to pretensje. To jakby mieć żal do Papieża Polaka, że był aż tak dobry. Ewa zdążyła pogodzić się z własnym kalectwem, poradziła sobie z tym, więc dlaczego miałaby nie dać rady ze zwykłym obiadem? Chciała to powiedzieć, ale jak zwykle ugryzła się w język. Na czacie nie musiała, a tu? Ileż to już razy powstrzymywała się przed krzyczeniem mężowi w twarz. Nie miała ochoty na kłótnię.

Ewa:

Czy małżeństwo bez kłótni nie jest czymś sztucznym? Nieprawdziwym, a przez to może i nietrwałym? Żeby była tęcza najpierw musi być deszcz. Czy gdybym nie była przykuta do wózka to Piotr by odszedł? To miłość czy litość? To już od wielu lat nie jest przebywanie ze mną, to jest opieka nad chorą. Sztuczne uśmiechy przy znajomych i rodzinie. Po co nam te maski? Jemu jest to na rękę? Na czacie po prostu zamknęłabym okno, poszła do innego pokoju. Tu nie mogę, jestem przykuta do wózka, do Piotra, do tego domu, do małżeństwa, którego przecież chyba kiedyś chciałam. A chciałam czy po prostu dałam się namówić?

Narrator:

Ewa nie mogła doczekać się kolejnej rozmowy z „DoktoremAdamem35”. Od kiedy zaczęli pisać ze sobą na czacie, w obojgu zaczęło coś odżywać. Tak jakby kiedyś ktoś wygnał ich z rajskiego ogrodu, rozłączył, a teraz pozwolił wrócić, aby w tymże ogrodzie znów coś rosło. Każda kolejna rozmowa na czacie była ich przepustką to innego świata. Nie musieli mówić sobie wszystkiego, wystarczyło tyle ile wymagała odpowiedzi na zadane pytanie. Adam, tajemniczy mężczyzna na czacie, budził w Ewie zaciekawienie, później pociąg i zrozumiała, że chętnie sięga po ten owoc zakazany. Ich rozmowy najpierw były ucieczką od rzeczywistości, a potem stały się tych ich szczęśliwą rzeczywistością. Dla Ewy czat zmienił się z hobby w uzależnienie. W tych wirtualnych spacerach między słowami nie potrzebowała nóg, Adam dodawał jej skrzydeł.

SCENA 7.

(Adam w autobusie, ze smartfonem. Ewa na wózku plecami do Adama. Oddziela ich ściana)

Narrator:

Adam czuł się odmieniony. Stawał się bardziej otwarty i żywszy. To wprawiło w zdziwienie wielu ludzi w firmie. Większość zobaczyła go po raz pierwszy. Okazało się, że nie musi być hermetyczny i zamknięty jak stara konserwa. A może bardziej poetycko, czyli jak puszka pragnień zamknięta na klucz rutyny. Tak to ujął opowiadając swoje ostatnie dni Ewie. Odmiana. Tego potrzebował. To mu dała. Pisali coraz bardziej osobiście. Na przeróżne tematy. Od tych najpoważniejszych do tych najbardziej błahych. Ewie rozmawiało się z nim zupełnie inaczej niż z mężem. Jeśli miała jakieś pretensje do Adama, o jakieś zdanie lub się z nim nie zgadzała, to po prostu to pisała. Nie dusiła nic i to sprawiało, że przy Adamie mogła oddychać.

Adam:

Czytałaś „TO” Stephena Kinga? Ja się waham. Siostra dała mi tę książkę w prezencie.

Ewa:

No to nie wypada nie przeczytać. Nie ma się czego bać.

Adam:

Przecież to horror i to od Kinga, króla gatunku.

Ewa:

Ja traktowałam tę powieść jako motywację do poznania tego czego się boimy.

Adam:

I czego się dowiedziałaś?

Ewa:

Że to nie morderczego klauna trzeba się w życiu obawiać.

Adam:

A samotność? Jej się nie boisz?

Ewa:

Nigdy nie pytaliśmy siebie czy kogoś mamy.

Adam:

A czy to ważne? Skoro nas do siebie ciągnie mocniej niż do kogoś innego, trochę jak prawa fizyki. A prawom się nie zaprzecza, po prostu są i chyba trzeba się do nich stosować.

Ewa:

Ach tak, a Ty zawsze jesteś taki prawy i grzeczny?

Adam:

Kiedyś słyszałem, że słowo „grzeczny” wypowiedziane po pijaku „grzeszny”.

(Ewa zamyka laptopa, podjeżdża do stolika i sięga po butelkę. Nalewa sobie dwa drinki po czym wraca do czatowania)

Ewa:

Tak, a czatowanie po pijaku to jak czarowanie? Nie wiem czy to do mnie przemawia.

Narrator:

Ewa uświadomiła sobie, że to ona jest problemem Piotra. Przywiązała go do siebie łańcuchem litości i poczuciem winy. Czuła się niepełnosprawna uczuciowo i naprawdę bała się samotności.

A mąż? Gdyby Piotr był złym człowiekiem, gdyby nie był taki dobry. Gdyby zdradził, gdyby był złym człowiekiem. Łatwiej byłoby ten „łańcuch litości” zerwać. Piotr jednak był idealny, zbyt idealny… Zbyt opiekuńczy, zbyt wrażliwy. Po prostu „zbyt”. Ewa miała go w swoim życiu za dużo. Chciała kogoś pokochać za wady. Zrozumiała, że to ona musi być tą złą, to ona musi zdradzić, aby zakończyć swoją agonię. Postanowiła umówić się z Adamem na żywo.

(ściemnienie)

SCENA 8. „Łańcuch”

(Rozjaśnienie. Ewa stroi się z trudnością, ale i radością)

Narrator:

Ewa patrząc w lustro widziała jedną wielką wadę. Wózek. Jedna z niewielu tajemnic, jakie ma przed Adamem. Ale ten sekret wyjawi mu już na żywo. Nigdy o to nie pytał, a też nie wiedziała co by mu odpowiedziała. Może by skłamała z obawy, że piękny sen zwany Adamem po prostu zniknie? A może w tym wirtualnym świecie była zdrowa nie tylko fizycznie, ale i psychicznie? Dość pytań, czas działać, czas żyć.

Ewa (w głowie):

W mojej fantazji jest Adam, nie ma wózka i kalectwa. Pływamy nadzy w jednym z mazurskich jezior, spacerujemy po plaży przy zachodzie słońca, biegamy po łące. Teraz wszystko będzie inaczej. A może niepotrzebnie chcę się z nim spotkać? Po co psuć tę bajkę? Za późno na żale. Spotkanie. Randka? Trzeba zmierzyć się z prawdą, ale czy te uczucie jest prawdziwe? Może tylko wirtualne?

SCENA 9. PLENER. PARK

Narrator:

Adam i Ewa mieli spotkać się w parku. Widzieli to w jakimś filmie i liczyli na happy end, bo może lepiej happy begining. Ewa trzymała w dłoni czerwoną różę. To był ich uzgodniony znak rozpoznawczy.

(Ławka w parku, dookoła przechadzają się ludzie. Ewa siedzi pośród nich niezauważona. Czerwona róża czeka w jej dłoni)

Narrator:

Ewa spoglądała zniecierpliwiona na zegarek, a Adama jak nie było tak nie ma. Czekała uparcie dwie godziny, rozglądała się wszędzie pełna nadziei. Przeszukiwała wzrokiem dłonie przechadzających się ludzi. Liczyła, że znajdzie tę upragnioną czerwoną różę aż zdała sobie sprawę, że choć wózek nie jest przeszkodą dla niej to z pewnością jest przeszkodą dla kogoś innego…

Ewa:

Adam, przeklęty Adam. Pewnie widział mnie z daleka. Ubezpieczył się i spóźnił się umyślnie. Drań, nie miał odwagi podejść. Gdy zobaczył wózek inwalidzki, różę… Stchórzył. Jak mogłam być tak głupia? Wydawał się inny, lepszy niż reszta. Wyjątkowy. Nie widział mnie, widział tylko wózek. Najadłam się nadziei i odbiło mi się czkawką rozczarowania. Jestem żałosna, szukam miłości? Mam ją w domu. Jest miłość i miłość. Ja przez ostatnie dni żyłam w świecie fantazji. W krainie gdzie nawet nie biegam, ja tam latam.

Z Adamem. Myślałam, że… Nie, w ogóle nie myślałam. Ja marzyłam. Bo przecież marzenia się spełniają, ale my niekoniecznie…

(Ewa łamie różę, rzuca ją na ziemię i zjeżdża ze sceny. Ściemnienie. Całkowita ciemność)

SCENA 10. DOM EWY

Narrator:

Powrót do domu to pokuta Ewy za chęć zdradzenia męża. Dała się skusić ucieczką. Wykorzystała pretekst, by być tą złą, byleby poczuć znów tę kontrolę nad swoim życiem. Adam i Ewa? Nie wyszło w Raju, nie wyjdzie i teraz. Ewa sięgała po owoc zakazany i spotkała ją kara. Kocha Piotra, ale inaczej niż kiedyś. Więcej szacunku, mniej uczucia. Jej Piotr był niemal święty. Ona, jak się okazało, nie. Wiedziała, że teraz musi, chce być lepszą żoną i osobą. Taką na jaką jej mąż zasługuje. Adam nigdy już nie do niej nie odezwał. Ewa znienawidziła czerwone róże i parki, a teraz walczyła, aby nie znienawidzić samej siebie. Sama czuła się jak czerwona róża. Mężowi nie przeszkadzały te jej ciernie, a nawet złamana łodyga trzymała go przy niej jeszcze mocniej. Ewa w końcu postanowiła to docenić.

(ściemnienie)

SCENA 11. Kilka dni wcześniej…

Narrator:

Cofnijmy się o kilka dni i spójrzmy na to co zaszło oczami Adama.

(Rozjaśnienie. Oboje znów przed komputerem. Adam i Ewa)

Adam:

„Ewa70” to wiek czy waga?

Ewa:

Bardzo śmieszne. A jeśli oba? Może ciężko mnie znieść?

Adam:

Nie sądzę.

Ewa:

Idealizujesz mnie.

Adam:

Rocznik?

Ewa:

Możliwie. To przeszkoda?

Adam:

Życie to jest bieg z przeszkodami. Ale dzięki Tobie chce mi się biec.

Ewa:

A co byś w swoim życiu poprawił?

Adam:

Humor, nastrój, samopoczucie.

Ewa:

Mówię poważnie. Nigdy nie podjąłeś decyzji, której byś żałował?

Adam:

Właśnie to jest problem, wiecznie kalkuluję. Wiem, że porażki kształtują tak samo jak sukcesy, ale ja po prostu zawsze bałem się ryzyka. Nauczyłem się go unikać. Stąd ten czat.

Ewa:

Myślę, że oboje możemy sobie pomóc.

Adam:

Spotkanie jest aktualne?

Ewa:

Myślałam o tym. Nie możemy się już wycofać, nie chcę. Trochę optymizmu. Jak się poznamy? Może klasyka i czerwona róża w dłoni?

Adam:

W sumie bez siebie możemy uschnąć jak róża bez wody. Metafora, więc pasuje.

Ewa:

Róże mają ciernie, a ja też je mam. Bywam ostra. Nie mogę ci się nie spodobać. Nie rosnę dziko jak polny kwiat. Tkwię w doniczce, w domu, jestem uwięziona, mówiłam Ci.

Adam:

Wiem, masz męża, ale dawno brałaś pod uwagę rozwód. Wasze uczucie gaśnie, a nasze płonie coraz mocniej.

(długa chwila milczenia z obu stron)

Ewa:

Nie żałujmy tego.

Scena 12. PARK. PLENER.

Narrator:

Nadszedł dzień spotkania w Parku. Trochę filmowo, ale przyjemnie. Adam pozna Ewę po czerwonej róży. Zdawał sobie sprawę, że właśnie zmienia swoje życie, oby na lepsze. Bez wątpienia. Ewa jest kimś na kogo czekał i za chwilę ją pozna, dotknie, nabierze realnego kształtu. Wiedział to i nawet nie potrzebował narratora do takich podpowiedzi. W końcu czuł, że chce zaryzykować, dokonywać wyborów i nie bać się żyć.

(Adam widzi Ewę siedzącą na wózku inwalidzkim. Trzyma czerwoną różę i rozgląda się nerwowo. Adam odruchowo chowa czerwoną różę za plecami i kryje się, aby Ewa go nie zobaczyła)

Adam:

Ewo, tego mi nie powiedziałaś. To dlatego Piotr tak się Tobą opiekuje. Dlatego czujesz, że z jego strony to nie miłość, a litość. Ten łańcuch małżeństwa nie jest jak ten, który trzyma psa przy budzie. Nie, ten jest jak lina w górach. Taka życiowa wspinaczka.

A ja mam to rozbić? Jedno spadnie w przepaść, abym ja mógł się teraz wspinać z Ewą? A jeśli nie dam rady? Co jeśli nie jestem tak silny jak Piotr Ewo? Jeśli nie jestem tak dobrym i cierpliwym człowiekiem jak Twój mąż? Jeśli stanę się tak opiekuńczy jak on to ta miłość umrze tak jak i Wasza, małżeńska. Ewo, nie mogę, wybacz.

(Adam ściska czerwoną różę aż leje się krew po czym wrzuca ją do kosza. Adam odchodzi, Ewa zostaje sama w parku. Ściemnienie)

SCENA 13 Park. Plener.

(Ewa jedzie na wózku, poirytowana sięga po telefon, dzwoni do męża)

Ewa:

Za ile będziesz?

Piotr:

Mówiłem ci kochanie, już jadę. Odbiorę cię jak tylko dojadę. Prosiłem, abyś z koleżankami spotykała się w domu, a nie na mieście, co ty…

Ewa:

Potrzebuję cię. Ty mnie nigdy nie oszukałeś, zawsze mogę na Ciebie liczyć. Czekam.

Scena 14. PLENER. PARK, ulica.

(Adam snuje się po scenie)

Adam:

Ty tchórzu. Ty egoisto. Przestraszyłeś się wózka, ale wcześniej miałeś gdzieś, że ma męża. Myślisz, że Cię oszukała? Przecież nie pytałeś czy chodzi. Tyle mówiłeś, że najważniejsza jest dusza nie ciało, a teraz dajesz działa koncertowo. Ciągłe gadki o tym, że chcesz żyć, zaryzykować, a tu wielka lipa. Twój owoc zakazany tam czeka, z różą w dłoni. Wracaj idioto. Wracaj i bądź mężczyzną. Postąpiłeś nie fair.

Narrator:

Adam postanowił wrócić do Ewy, wiedział, że ta bajka nie może się tak skończyć.

(Adam zawraca. Biegnie do Ewy)

Scena 15. Plener, ulica przy parku.

(Adam snuje się po scenie. Rozgląda się poszukując Ewy. Nagle wybiega na ulicę i zostaje potrącony przez auto. Ściemnienie. Odgłosy kraksy samochodowej, piski ludzi. Rozjaśnienie. Na scenę wchodzi Piotr, to on prowadził auto. Na scenie leży zakrwawiony, martwy Adam. Piotr pochyla się nad nim załamany)

Narrator:

I tak oto przysięgali przed obliczem najwyższym: Póki śmierć nas nie rozłączy.

KONIEC „CZERWONEJ RÓŻY”

Rozdział 3. O powieści kilka słów

Światło na chwilę zgasło, by po chwili znów zabłysnąć nikłym blaskiem. Nie było sceny, nie było Piotra, Adama czy Ewy. Narrator zamilkł, a Tymon został sam ze swoimi myślami.

— Co to było? — te pytanie dudniło w jego głowie.

Powtarzane rytmicznie, niczym uderzenia w bęben. Czas był teraz dla niego pojęciem względnym, podobnie jak przestrzeń. Najpierw samotny wieczór w dniu 70 urodzin, własne mieszkanie, przeciąg i… wielka dłoń z cienia, która wciągnęła go… gdzieś. No właśnie, gdzie?

Tymon zastanawiał się czy tak właśnie wygląda śmierć. Ile razy słyszy się, że życie przelatuje nam przed oczami, gdy umieramy. Tymon czekał na jakieś światło na końcu tunelu, ale wciąż był tylko ciemny tunel, z którego próżno szukać wyjścia. Było to na swój sposób przerażające. Taka pustka, ta wieczność, którą ma tu spędzić za karę. No raczej, że nie w nagrodę.

— Czerwona róża, z małej chmury wielka burza. Błyskawice i pioruny, ale któż to szarpie do tej melodii struny?

Tymon Dantej odskoczył odruchowo, a potem zaczął rozglądać się nerwowo w poszukiwaniu źródła powyższych słów. Głos jednak zdawał się dobiegać zewsząd i znikąd.

— Kto tu jest? — pytał Tymon coraz bardziej spanikowany.

— Czarna złość w sercu gości, mury zimne nie wpuszczą radości. Zasieki strachu, skutecznie ją tamują. Niszczą, depczą, rujnują.

— Pokaż się! Gdzie jesteś? Gdzie ja jestem? — wołał Tymon kręcąc się wokół, ale postaci nie zauważył. Rymujący głos nie przestawał przemawiać wierszem.

— Dźwiękami głuchymi, niknąc w rozpaczy, tak ciemnej, że nikt nie zobaczy. Tę cichą melodię buntu orkiestra gra zbyt cicho. Za to zwycięsko śpiewa Licho.

— Kim jesteś? Demonem? Bogiem? Diabłem? — Tymon dopiero teraz zauważył jakieś światło. Ciężko było powiedzieć skąd dochodziło, ale ruszył ostrożnie w kierunku jego źródła.

Czy to te światełko w tunelu, do którego mają iść martwi? Tymon się zawahał. Nie czuł się pewny pobytu w niebie, nie było mu też śpieszno do piekła. Z drugiej strony, co ma za wybór?

Ruszył w stronę coraz większego światła, a niewidzialna postać wciąż mówiła wierszem.

— Muzykę tłumiącą, mantrę trapiącą. Niech też zacznie krwawić. Nie daj, nie daj mu się bawić. Nie żałuj już wcale, czuj się doskonale. To ostrze niedoli, niech ciut zaboli. Z biegiem czasu przyjdzie odpuszczenie, uciekniesz z niewoli — brzmiał głos, coraz agresywniejszy, szybszy. Lecz Tymon nagle zatrzymał się i powiedział:

— Ciasnoty umysłu, marazmu, braku pomysłu. Bo wszystko trwa w ruchu, tak jak Ty słyszysz żalu melodię w uchu. Rytmy niedoli, autor Tymon Dantej.

Oświecenie Tymona pojawiło się nagle, tak jak chuderlawy mim w cylindrze i białym fraku. Miał smutną twarz pomalowaną na biało i czarne łzy na policzkach. Mim patrzył teraz na Danteja ponuro.

70-latek był pewien, że jeśli jeszcze nie umarł to w tym momencie na pewno padnie na zawał. Coś ścisnęło go w klatce piersiowej, nie mógł oddychać, a po chwili znów gdzieś spadał. Ale tym razem tylko sekundę.

Tymon wylądował w parku. Od tak. Otaczała go teraz piękna, wiosenna sceneria. Jakby wszystko budziło się do życia. Oprócz niego.

— Czy to cholerna reinkarnacja? — zastanowił się Tymon.

Nagle zapiekło go przedramię. Podwinął rękaw i zobaczył pojawiające się na skórze napisy. Jakby ktoś wycinał mu je żyletką, choć nie czuł bólu.

Czerwona róża. Rytmy niedoli. Szala samobójcy. Scenariusz, wiersz, znów scenariusz. Tymon, niczym duch, rzucany był w odmęty swojej świadomości. Historie, które niegdyś z jakiegoś powodu napisał, ożywały, a on miał być ich biernym świadkiem. Teraz nadszedł czas na kolejną opowieść.