Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak uwolnić się od ciężaru dysfunkcyjnej rodziny. Wsparcie dla dorosłych dzieci z trudnych domów - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
27 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Jak uwolnić się od ciężaru dysfunkcyjnej rodziny. Wsparcie dla dorosłych dzieci z trudnych domów - ebook

Niniejsza książka dotyczy dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych i została napisana specjalnie dla nich przez autorów, którzy również należą do tej grupy. (…) Napisaliśmy ją, aby przypomnieć tym z nas, którzy zdrowieją, na czym to zdrowienie polega, i że jest ono procesem, nie wydarzeniem. To także książka dla tych spośród nas, którzy wciąż błądzą w mroku – są sceptyczni, odczuwają złość lub czują się zagubieni i poszukują odpowiedzi na pytanie, dlaczego towarzyszą im właśnie takie emocje.

Trudno ci wchodzić w głębsze relacje z otoczeniem? Nie potrafisz stworzyć zdrowego związku? Nie radzisz sobie z rozwiązywaniem konfliktów? Jeśli chociaż na niektóre z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, być może przyszło ci dorastać w dysfunkcyjnej rodzinie.

Wielu z nas wiąże swoje kłopoty w dorosłym życiu z dorastaniem w domach alkoholików. Ale przecież istnieją też rodziny na inne sposoby szkodliwe dla rozwijających się w nich dzieci: tworzą je pracoholicy, przemocowcy, osoby borykające się z chorobami, również psychicznymi, perfekcjoniści, narcyzi… W tych rodzinach problemy takie jak chłód uczuciowy, znęcanie się oraz emocjonalne lub fizyczne zaniedbywanie determinują rzeczywistość dzieci, stając się z czasem niechcianym dziedzictwem.

Jeśli wychowałeś się w takim domu, jest bardzo prawdopodobne, że dziś nie potrafisz nawiązywać zdrowych relacji i masz zniekształcony obraz siebie. Być może stale odczuwasz złość, czujesz zagubienie, cierpisz z powodu uzależnienia czy depresji, nie umiesz zrozumieć targających tobą uczuć albo je wypierasz. Ale niestabilność emocjonalna rodzinnego domu, choć z pewnością odcisnęła na tobie piętno, nie musi prześladować cię przez całe życie. Dzięki tej książce możesz rozpoznać źródło swoich dzisiejszych problemów, a następnie, jak piszą autorzy, terapeuci John i Linda Frielowie, „wejść na drogę zdrowienia”. Być może właśnie ta książka będzie dla ciebie początkiem tego procesu.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8225-101-2
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA

Przed­mowa

Przy­kłady i stu­dia przy­pad­ków wyko­rzy­stane w tej książce sta­no­wią kom­pi­la­cje histo­rii osób i rodzin, z któ­rymi pra­co­wa­li­śmy w ciągu wielu lat naszej prak­tyki. Szcze­gó­łowe infor­ma­cje, takie jak miej­sce zamiesz­ka­nia, imiona i zawody boha­te­rów, zostały zmie­nione w celu zacho­wa­nia ano­ni­mo­wo­ści. Pod każ­dym innym wzglę­dem przed­sta­wione histo­rie są bar­dzo typowe dla doro­słych dzieci z rodzin dys­funk­cyj­nych.

W książce sta­ra­li­śmy się poda­wać przy­kłady uka­zu­jące różne objawy i uza­leż­nie­nia, aby uzmy­sło­wić czy­tel­ni­kowi wie­lo­ra­kość nie­zdro­wych sty­lów życia, które pro­wa­dzą doro­słe dzieci z rodzin dys­funk­cyj­nych. Z pew­no­ścią nie udało nam się tu przed­sta­wić wszyst­kich moż­li­wych dys­funk­cyj­nych obja­wów i sty­lów funk­cjo­no­wa­nia. Prawdą jest bowiem, że jest tyle sty­lów, ilu ludzi.

Jak wie­lo­krot­nie wska­zu­jemy w dal­szej czę­ści książki, zdro­wie­nie to pro­ces, któ­rego nie można prze­pro­wa­dzić samo­dziel­nie; w wielu przy­pad­kach konieczna jest spe­cja­li­styczna pomoc. Napi­sa­li­śmy tę książkę, aby dostar­czyć czy­tel­ni­kowi infor­ma­cji, które naszym zda­niem mogą być przy­datne jako część bar­dziej roz­bu­do­wa­nego, kom­plek­so­wego planu zdro­wie­nia.

Pra­gniemy zazna­czyć, że para­dok­sal­nie od czy­ta­nia porad­ni­ków rów­nież można się uza­leż­nić. W pew­nym momen­cie po pro­stu trzeba roz­po­cząć żmudną pracę nad zmianą spo­sobu życia, zamiast wciąż tylko roz­my­ślać i uczyć się o tym, jak nasze życie mogłoby wyglą­dać.

Na koniec chcie­li­by­śmy z całą mocą pod­kre­ślić, że ta książka jest dla _cie­bie_. Nie dla two­jego męża, two­jej żony lub kochanki, two­ich dzieci, sze­fów albo pod­wład­nych. Jedna z naszych defi­ni­cji współ­uza­leż­nie­nia mówi, że jest ono syn­dro­mem „pogoni za mał­żon­kiem dookoła domu z porad­ni­kiem psy­cho­lo­gicz­nym w ręku”. Zdro­wie­nie z pro­ble­mów doro­słego dziecka z rodziny dys­funk­cyj­nej jest oso­bi­stym doświad­cze­niem. Aby jak naj­le­piej poma­gać innym, musisz sam wejść na tę drogę. Sta­nie się to, kiedy naprawdę uwie­rzysz, że dawa­nie przy­kładu jest naj­po­tęż­niej­szym spo­so­bem poma­ga­nia.

John C. Friel
Linda D. Friel1. Wstęp

1

Wstęp

W lipcu 1985 roku tysiące ludzi z całego świata przy­było do Mont­re­alu, aby świę­to­wać 50. rocz­nicę jed­nej z naj­sku­tecz­niej dzia­ła­ją­cych orga­ni­za­cji mię­dzy­na­ro­do­wych, jakie kie­dy­kol­wiek powstały. Orga­ni­za­cja ta nie ma for­mal­nego kie­row­nic­twa ani żad­nych afi­lia­cji poli­tycz­nych. Została zało­żona przez dwóch „nie­udacz­ni­ków” i z cza­sem odnio­sła naj­więk­szy suk­ces spo­śród wszyst­kich tego typu grup w histo­rii. Ni­gdy nie przyj­mo­wała i wciąż nie przyj­muje żad­nego wspar­cia finan­so­wego z zewnątrz – od fun­da­cji czy kor­po­ra­cji. Mimo to zrze­sza miliony człon­ków w ponad 135 kra­jach. Nie korzy­sta z żad­nych form reklamy. Nie zatrud­nia spe­cja­li­stów od mar­ke­tingu. Nie zezwala swoim człon­kom na wyko­rzy­sty­wa­nie nazwy orga­ni­za­cji do oso­bi­stej pro­mo­cji.

Wszy­scy jej człon­ko­wie muszą pozo­sta­wać ano­ni­mowi z przy­czyn prak­tycz­nych. W jed­nym z ofi­cjal­nych doku­men­tów orga­ni­za­cji stwier­dzają oni: „Nasze oddzia­ły­wa­nie na zewnątrz opiera się na przy­cią­ga­niu, a nie na rekla­mo­wa­niu; musimy zawsze zacho­wy­wać oso­bi­stą ano­ni­mo­wość wobec prasy, radia i filmu. Ano­ni­mo­wość sta­nowi duchową pod­stawę wszyst­kich naszych Tra­dy­cji, przy­po­mi­na­jąc nam zawsze, że zasady są waż­niej­sze od oso­bo­wo­ści”². Ta świet­nie dzia­ła­jąca orga­ni­za­cja to, jak można się domy­ślić, Ano­ni­mowi Alko­ho­licy.

Histo­ria AA jest fascy­nu­ją­cym przy­kła­dem dla każ­dego, kogo inte­re­sują odno­szące suk­cesy ruchy spo­łeczne i orga­ni­za­cje, nie­za­leż­nie od tego, czy osoba ta „kupuje” spe­cy­ficzną filo­zo­fię AA. Pomimo nie­zwy­kle szyb­kich zmian kul­tu­ro­wych, jakich doświad­czy­li­śmy od roku 1935, ruch AA zdo­łał prze­trwać i zwięk­szyć swój zasięg. Prze­trwał on „dobre czasy” lat 50., nie­po­koje lat 60., rewo­lu­cję sek­su­alną lat 70., a także indy­wi­du­ali­za­cję spo­łe­czeń­stwa zacho­dzącą od lat 80. Jak komórki raka toczące ludz­kie ciało, wciąż zwięk­sza zasięg i zmie­nia swój kształt.

Ory­gi­nalna zasada 12 kro­ków AA była mody­fi­ko­wana i dosto­so­wy­wana do potrzeb osób, które doświad­czyły róż­nych innych dys­funk­cyj­nych sty­lów życia. Korzy­stają z niej Ano­ni­mowi Hazar­dzi­ści, Ano­ni­mowi Nar­ko­mani, Ano­ni­mowi Koka­ini­ści, Ano­ni­mowi Buli­micy, Ano­ni­mowi Zaku­po­ho­licy, Ano­ni­mowi Rodzice (zdro­wie­jący sprawcy nad­użyć wobec dzieci), Ano­ni­mowi Pala­cze, Ano­ni­mowi Pra­co­ho­licy, Ano­ni­mowi Dłuż­nicy, Ano­ni­mowi Fun­da­men­ta­li­ści (osoby pró­bu­jące wyzwo­lić się z destruk­cyj­nych orien­ta­cji reli­gij­nych), Ano­ni­mowi Współ­uza­leż­nieni oraz Ano­ni­mowe Doro­słe Dzieci z rodzin Dys­funk­cyj­nych (DDD).

Czy są to tylko prze­mi­ja­jące trendy? Czy grupy AA ist­nieją obec­nie dla­tego, że mamy okre­śloną wie­dzę na temat uza­leż­nień od sub­stan­cji? Czy znikną, gdy znaj­dziemy nowe spo­soby roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów emo­cjo­nal­nych i beha­wio­ral­nych spo­wo­do­wa­nych nad­uży­wa­niem nar­ko­ty­ków albo opra­cu­jemy nowe metody mody­fi­ko­wa­nia ludz­kich zacho­wań?

Praw­do­po­dob­nie nie. W spo­łecz­no­ści AA mówi się: „Nie napra­wiaj tego, co działa”. Trudno pod­wa­żyć zna­cze­nie suk­cesu trwa­ją­cego od kil­ku­dzie­się­ciu lat. Uwa­żamy, że ruch AA prze­trwa, ponie­waż grupy wspar­cia i pro­gramy two­rzone na ich wzór odpo­wia­dają na pod­sta­wową ludzką potrzebę, któ­rej zaspo­ko­je­nia pra­gną wszy­scy – potrzebę zdro­wej bli­sko­ści. Potrzebę posia­da­nia miej­sca, w któ­rym można mówić o sobie, roz­ma­wiać, słu­chać, uczyć się od innych, a po godzi­nie po pro­stu wyjść bez zobo­wią­zań. Miej­sca, gdzie nie ma poli­tyki. Nie ma obo­wiąz­ków. I nikt nie mówi: „No dobrze, ja dałem ci to, więc jesteś mi winien tamto”.

Idea grup AA lub innych grup dzia­ła­ją­cych na zasa­dzie 12 kro­ków spraw­dza się bar­dzo dobrze z kilku powo­dów. Takie grupy _ofe­rują_ (zamiast narzu­cać) pro­sty plan życia, który w dłuż­szej per­spek­ty­wie cza­so­wej pomaga napra­wić nisz­czące nawyki, jakich nabra­li­śmy, aby prze­trwać, dora­sta­jąc w naszych rodzi­nach. Bole­sne nawyki, które nasi rodzice prze­jęli od swo­ich rodzi­ców, a ci z kolei od swo­ich.

Po 50 latach od powo­ła­nia ruchu AA w Sta­nach Zjed­no­czo­nych powstała nowa orga­ni­za­cja. Celem Naro­do­wego Sto­wa­rzy­sze­nia na rzecz Dzieci Osób Uza­leż­nio­nych, two­rzą­cego grupy dla Doro­słych Dzieci Alko­ho­li­ków oparte na pro­gra­mie 12 kro­ków AA, jest dawa­nie nadziei i udzie­la­nie pomocy dzie­ciom _oraz_ doro­słym, któ­rzy wycho­wy­wali się w sys­te­mach rodzin­nych z pro­ble­mem uza­leż­nie­nia od alko­holu lub innych sub­stan­cji. Orga­ni­za­cja ta roz­wija się w kosmicz­nym tem­pie.

Jed­nym z best­sel­le­rów roku 1985 była oso­bi­sta książka o nałogu podej­mu­jąca także temat zma­gań sław­nych ludzi z wynisz­cza­ją­cym uza­leż­nie­niem od sub­stan­cji (_The Courage to Change_ Den­nisa Who­leya). Popu­larne arty­kuły pra­sowe kon­cen­trują się na uza­leż­nie­niach od sub­stan­cji psy­cho­ak­tyw­nych oraz dyna­mice funk­cjo­no­wa­nia sys­te­mów rodzin­nych wyni­ka­ją­cej z dys­funk­cyj­nych i nie­zdro­wych rela­cji zależ­no­ści. Nasza książka jest poświę­cona temu ostat­niemu zagad­nie­niu.

Liczna grupa spe­cja­li­stów w naszej dzie­dzi­nie zaczyna wresz­cie zauwa­żać, że alko­ho­lik czy koka­ini­sta nie jest jedy­nym człon­kiem rodziny, który doświad­cza pro­blemu. Co wię­cej, nawet jeśli w rodzi­nie nie wystę­puje zja­wi­sko uza­leż­nie­nia od sub­stan­cji psy­cho­ak­tyw­nych, może ona funk­cjo­no­wać tak samo jak rodzina z pro­ble­mem alko­ho­lo­wym, jeśli zasady rzą­dzące sys­te­mem są dys­funk­cyjne. Innymi słowy, nie tylko doro­słe dzieci alko­ho­lików mogą sko­rzy­stać z udziału w spo­tka­niach grup opar­tych na zasa­dzie 12 kro­ków. Takie grupy są pomocne dla doro­słych dzieci z wszyst­kich rodzin dys­funk­cyj­nych.

Niniej­sza książka doty­czy doro­słych dzieci z rodzin dys­funk­cyj­nych i została napi­sana spe­cjal­nie dla nich przez auto­rów, któ­rzy rów­nież należą do tej grupy. Powstała w odpo­wie­dzi na powta­rza­jące się pyta­nia naszych klien­tów: „Czy jest jakaś książka, w któ­rej to zja­wi­sko jest opi­sane tak, jak mi je wyja­śni­li­ście?”.

Napi­sa­li­śmy ją, aby przy­po­mnieć tym z nas, któ­rzy zdro­wieją, na czym to zdro­wie­nie polega, i że jest ono _pro­ce­sem_, nie wyda­rze­niem. To także książka dla tych z nas, któ­rzy wciąż błą­dzą w mroku – są scep­tyczni, odczu­wają złość lub czują się zagu­bieni i poszu­kują odpo­wie­dzi na pyta­nie, dla­czego towa­rzy­szą im wła­śnie takie emo­cje.

Przede wszyst­kim zaś książka powstała, aby rzu­cić świa­tło na dyna­mikę funk­cjo­no­wa­nia rodziny, która dopro­wa­dziła tak wielu z nas do doro­sło­ści nazna­czo­nej uza­leż­nie­niami, depre­sją, zabu­rze­niami kom­pul­syw­nymi, nie­zdrową zależ­no­ścią od innych, nad­mier­nym stre­sem, nie­za­do­wo­le­niem ze związ­ków i życiem w skry­wa­nym poczu­ciu despe­ra­cji.2. Dwie opo­wie­ści

2

Dwie opo­wie­ści

Rodzina „sub­tel­nie” dys­funk­cyjna

Frank Davis to 35-letni dyrek­tor wyko­naw­czy dużej firmy elek­tro­nicz­nej w Kali­for­nii. Uzy­skał licen­cjat z infor­ma­tyki na Uni­wer­sy­te­cie Kali­for­nij­skim, pra­co­wał przez pięć lat jako ana­li­tyk sys­te­mowy, a następ­nie wró­cił na stu­dia, aby zdo­być tytuł magi­stra w zakre­sie admi­ni­stra­cji i biz­nesu. Nie­długo po roz­po­czę­ciu pierw­szej pracy u obec­nego pra­co­dawcy poznał Tinę, rów­nież stu­dentkę admi­ni­stra­cji i biz­nesu, z którą łączyło go wiele wspól­nych zain­te­re­so­wań.

Pod koniec stu­diów Frank i Tina byli już mał­żeń­stwem. Trzy lata póź­niej mieli dwoje małych dzieci i trze­cie w dro­dze. Tina posta­no­wiła, że odro­czy pod­ję­cie pracy, zosta­nie w domu i będzie wycho­wy­wać dzieci, a tym­cza­sem Frank zaczął robić zawrotną karierę. Para miała wszystko, o czym udane młode mał­żeń­stwo mogłoby zama­rzyć – dom w hrab­stwie Marin, domek let­ni­skowy nad jezio­rem Tahoe, dwa BMW w garażu i człon­ko­stwo w eks­klu­zyw­nym lokal­nym klu­bie. Frank i Tina regu­lar­nie uczęsz­czali do kościoła i udzie­lali się w lokal­nej spo­łecz­no­ści. Wszy­scy postrze­gali ich jako ide­alne mał­żeń­stwo.

Frank miał na pierw­szy rzut oka dość spo­kojne dzie­ciń­stwo. Był trze­cim z pię­ciorga dzieci i uro­dził się, kiedy kariera jego ojca, chi­rurga, nabie­rała roz­pędu. Chło­pak prze­ja­wiał duże zdol­no­ści do nauki, szcze­gól­nie mate­ma­tyczne, co cie­szyło jego rodzi­ców. Upra­wiał sport, był atrak­cyjny i popu­larny wśród rówie­śni­ków. Matka Franka była wów­czas dosko­nałą żoną chi­rurga – piękną, pewną sie­bie, cza­ru­jącą kobietą i pod­porą lokal­nej spo­łecz­no­ści. Cho­ciaż rodzina zatrud­niała gospo­się, pani domu nie spę­dzała czasu bez­czyn­nie. Pro­wa­dziła chło­pięce i dziew­częce dru­żyny skau­towe, pra­co­wała jako wolon­ta­riuszka w szpi­talu i razem z mężem uczest­ni­czyła w spo­tka­niach kółka para­fial­nego. Frank był dumny z bycia czę­ścią swo­jej odno­szą­cej suk­cesy, reli­gij­nej i zna­nej w oko­licy rodziny. Wie­dział, że jego wła­sny suk­ces ści­śle wią­zał się z rodzinną tra­dy­cją dosko­na­ło­ści.

Ojca Franka naj­traf­niej okre­ślało słowo „solidny”. Był to sta­teczny, opa­no­wany, poważny męż­czy­zna, a przy tym – jak wielu chi­rur­gów – per­fek­cjo­ni­sta. Cza­sami matka Franka żar­to­wała, że jej mąż jest tak „prze­wi­dy­walny”, iż mogłaby wyrzu­cić wszyst­kie zegary i odczy­ty­wać godzinę na pod­sta­wie regu­lar­nych czyn­no­ści wyko­ny­wa­nych przez niego pod­czas pobytu w domu. Davi­so­wie uwa­żali się za kocha­jącą rodzinę, choć nie­czę­sto oka­zy­wali sobie uczu­cia, tłu­ma­cząc to nor­we­skimi korze­niami babci Franka ze strony ojca oraz jego dziadka ze strony matki. To jed­nak nie było ważne. Rodzice wie­dzieli, że się kochają, i to im wystar­czało.

Frank odno­sił kolejne suk­cesy w nauce, świet­nie sobie radząc w liceum i na stu­diach. Każde jego doko­na­nie pocią­gało za sobą jesz­cze wię­cej pochwał i oznak podziwu ze strony rodziny. „Bez wąt­pie­nia odzie­dzi­czy­łeś geny Davi­sów” – mawiał z dumą ojciec. Zanim Frank poznał Tinę, osią­gnął sta­bilną pozy­cję zawo­dową i czuł się gotowy do kul­ty­wo­wa­nia rodzin­nych tra­dy­cji jako głowa wła­snej rodziny. Tina była dumna, że może w tym uczest­ni­czyć, i grzała się w bla­sku chwały po naro­dzi­nach każ­dego z trojga dzieci. Jed­nak w wieku 33 lat, po sze­ściu latach mał­żeń­stwa i stwo­rze­niu bez­piecz­nego domu dla żony i dzieci, życie Franka zaczęło się zmie­niać.

Począt­kowo zmiany były nie­znaczne. Frank i Tina przy­pi­sy­wali je „kry­zy­sowi trzy­dzie­sto­lat­ków”, o któ­rym czy­tali w popu­lar­nych książ­kach i cza­so­pi­smach. Pro­wa­dzili prze­cież bar­dzo aktywne, pełne wyzwań życie nie­mal od dnia ślubu. Mimo to zmiany nade­szły i nie chciały prze­mi­nąć.

Zaczęło się od spo­ra­dycz­nego uczu­cia ści­sku w żołądku pod­czas podróży do pracy, kiedy umysł Franka buzo­wał pomy­słami na reali­za­cję nowego pro­jektu. Męż­czy­zna szybko igno­ro­wał dys­kom­fort i rzu­cał się w wir pracy, a dreszcz suk­cesu sku­tecz­nie zagłu­szał drobne wąt­pli­wo­ści i nie­po­koje, które co pewien czas prze­do­sta­wały się do jego świa­do­mo­ści. Po skoń­czo­nym dniu pracy w spo­koju spo­ży­wał wraz z żoną kola­cję, następ­nie pla­no­wał zada­nia na kolejny dzień, brał prysz­nic i zasy­piał w czu­łych obję­ciach Tiny.

Taki sche­mat powta­rzał się przez kilka mie­sięcy: nie­po­ko­jące uczu­cie ści­sku w żołądku poprze­dza­jące dresz­czyk emo­cji zwią­za­nych z pracą, a potem spo­kojny wie­czór w domu z Tiną. Week­endy Davi­sów wypeł­niały zwy­kle spo­tka­nia towa­rzy­skie i wycieczki z dziećmi nad jezioro. Nie­przy­jemne dozna­nia jed­nak nie zni­kały. Ich upo­rczy­wość nie dawała Fran­kowi spo­koju. Jego sny stały się nie­po­ko­jące. Zaczął doświad­czać trud­no­ści z kon­cen­tra­cją. Coraz czę­ściej był poiry­to­wany, co szcze­rze go prze­ra­żało. Jako czło­nek klanu Davi­sów nie mógł prze­cież pozwo­lić, by jego głowę zaprzą­tały dro­bia­zgi, a co dopiero upo­rczywe emo­cje.

W począt­ko­wej fazie kry­zysu Tina przy­jęła postawę wspie­ra­ją­cej, tole­ran­cyj­nej żony. Zaj­mo­wała się domem, pra­co­wała na rzecz lokal­nej spo­łecz­no­ści, odgry­wała rolę uro­czej gospo­dyni, a wie­czo­rami spo­koj­nie doglą­dała męża. W końcu jed­nak to, co gry­zło Franka, zaczęło pod­gry­zać także Tinę.

Cho­ciaż Frank nie potra­fił ziden­ty­fi­ko­wać źró­dła nie­po­koju, jego żona je znała. Świa­do­mość przy­czyn kry­zysu dodat­kowo ją prze­ra­żała. Przez wiele mie­sięcy Tina zamia­tała pro­blemy pod dywan, aż prze­stała wytrzy­my­wać napię­cie. Czuła nie­chęć do Franka, ale wciąż powta­rzała sobie, że to nie­moż­liwe. A ponie­waż nie pozwa­lała sobie na myśle­nie o tym – postrze­gała prze­cież swoje mał­żeń­stwo jako dosko­nałe i miała wszystko, o czym kie­dy­kol­wiek marzyła – podą­żała za Fran­kiem wprost do pułapki. Oboje coraz bar­dziej zbli­żali się do miej­sca, gdzie wspól­nie mieli wpaść w sidła, które zaci­snęły się na ich ści­śle ze sobą sple­cio­nych życio­ry­sach.

Tina szła za przy­kła­dem męża – anga­żo­wała się w życie spo­łeczne, orga­ni­zo­wała wycieczki i zaję­cia dla dzieci oraz wszyst­kich zna­jo­mych rodziny. Otrzy­my­wała kolejne pochwały od przy­ja­ciół i lide­rów spo­łecz­no­ści. Była wybie­rana do lokal­nych rad i komi­te­tów. Jej życie stało się osza­ła­mia­ją­cym pasmem suk­ce­sów wspa­nia­łej matki, odda­nej przy­ja­ciółki i pomy­sło­wej dzia­łaczki spo­łecznej.

W końcu naj­star­szy syn Davi­sów, Jason, wpadł w pułapkę wraz z rodzi­cami. W wieku sied­miu lat zaczął doświad­czać trud­no­ści w szkole i stwa­rzać pro­blemy. Był inte­li­gentny i o tym wie­dział; wie­dzieli o tym też jego nauczy­ciele. Mimo to coraz czę­ściej zapo­mi­nał o pra­cach domo­wych. Zaczął się znę­cać nad innymi dziećmi i roz­ra­biać w kla­sie. Sta­rał się zwró­cić na sie­bie uwagę na wiele spo­so­bów, ale nie­wiele z tych zacho­wań przy­no­siło pożą­dany sku­tek.

Kiedy szkoła wresz­cie skon­tak­to­wała się z Tiną, kobieta zare­ago­wała chłodno i spo­koj­nie, stwier­dza­jąc, że _jej_ syn nie zacho­wy­wałby się w taki spo­sób, gdyby nie brak empa­tii u nauczy­cieli. W ciągu kilku dni prze­nio­sła Jasona do szkoły pry­wat­nej, w dużej czę­ści dofi­nan­so­wa­nej przez firmę elek­tro­niczną Franka, i wyda­wało się, że wszystko jest pod kon­trolą.

Gdzieś w głębi umy­słu Tiny ode­zwał się cichy gło­sik. Był to głos małej dziew­czynki, nie­winny i spon­ta­niczny. Brzmiał czy­sto i jasno jak dia­ment, ale był bar­dzo słaby. Wciąż powta­rzał: „Tino, coś jest nie tak. Coś jest nie w porządku”.

Pomimo gło­śnych pochwał za liczne osią­gnię­cia, które Tina otrzy­my­wała od przy­ja­ciół, rodziny i człon­ków miej­sco­wej spo­łecz­no­ści, cichy gło­sik w jej gło­wie sta­wał się coraz sil­niej­szy. Spo­wo­do­wało to wewnętrzną walkę, a w końcu – pew­nego czwart­ko­wego wie­czoru, gdy Tina wraz z troj­giem dzieci w ciszy jadła kola­cję – nastą­pił emo­cjo­nalny wybuch.

Frank wszedł do domu prze­peł­niony entu­zja­zmem z powodu pod­pi­sa­nego w tym dniu nowego kon­traktu, w chwili gdy Jason gwał­tow­nie i z brzę­kiem prze­wró­cił szklankę pełną mleka, trą­ca­jąc młod­szą sio­strę w ramię. Na uła­mek sekundy wszystko zamarło w sur­re­ali­stycz­nym bez­ru­chu. Sze­roko otwarte oczy Tiny znie­ru­cho­miały. Kobieta rzu­ciła krót­kie spoj­rze­nie na Jasona i na mleko, a następ­nie lodo­wa­tym, nie­ru­cho­mym wzro­kiem nie­mal prze­szyła Franka. Jej dło­nie i twarz poczer­wie­niały, gdy poczuła we wnę­trzu wybuch pry­mi­tyw­nej furii.

Wszy­scy domow­nicy spoj­rzeli na Tinę, która wstała od stołu, unio­sła swój talerz z jedze­niem i cisnęła nim w męża. Talerz zadra­snął czoło Franka, a szpa­ragi z sosem holen­der­skim wylą­do­wały na jego gar­ni­tu­rze i w przed­po­koju za jego ple­cami. Tina krzyk­nęła z taką wście­kło­ścią, o jaką nie podej­rze­wa­łaby ani sie­bie, ani nikogo innego: „Ni­gdy wię­cej nie waż się wejść do domu z tym głu­pim uśmiesz­kiem na twa­rzy!”.

Na kolejny uła­mek sekundy nastała abso­lutna cisza, po czym Tina zwi­nęła się w kłę­bek na pod­ło­dze w salo­nie i wydała z sie­bie roz­dzie­ra­jący szloch, pocho­dzący z tego samego miej­sca, z któ­rego w głębi nocy mówiła do niej i nawo­ły­wała zło­wiesz­czo mała dziew­czynka. Tina leżała na pod­ło­dze i szlo­chała – szlo­chała tak, jakby miała szlo­chać przez wiecz­ność, aż w końcu wstała, poszła na górę i weszła do sypialni, zamy­ka­jąc za sobą drzwi na klucz.

Dzieci zaczęły pła­kać ze stra­chu i bez­sil­no­ści. Po raz pierw­szy widziały, jak jedno z rodzi­ców wyraża emo­cje inten­syw­niej niż pod­czas spo­ra­dycz­nych sprze­czek, które zda­rzają się w każ­dym mał­żeń­stwie. Frank stał jak spa­ra­li­żo­wany w przed­po­koju, nie wie­rząc wła­snym oczom. Pętla zaci­snęła się wokół całej rodziny wiele mie­sięcy wcze­śniej – dopiero teraz jed­nak wszy­scy poczuli ból. Cier­pie­nie stało się rze­czy­wi­ste. Czuli jego zapach i smak, widzieli je i nim oddy­chali. Odtąd wszystko miało być ina­czej, nikt jed­nak nie wie­dział, czy to począ­tek, czy koniec.

Frank sta­rał się uspo­koić dzieci naj­le­piej, jak potra­fił. Póź­niej pró­bo­wał dostać się do sypialni, aby poroz­ma­wiać z Tiną, jed­nak drzwi pozo­stały zamknięte przez resztę nocy. „Zostaw mnie w spo­koju” – mówiła zmie­nio­nym od pła­czu gło­sem za każ­dym razem, gdy pukał.

Tej nocy Frank spał na kana­pie w salo­nie, budząc się wie­lo­krot­nie ze ści­śnię­tym żołąd­kiem.

Rano Tina zeszła do kuchni i przy­go­to­wała śnia­da­nie dla męża i dzieci. Pod­czas posiłku nikt nic nie mówił, a sztućce ude­rzały o por­ce­lanę z gło­śnym, głu­chym brzę­kiem. Frank wyszedł do pracy oszo­ło­miony, zmę­czony i nie­pewny. Dzieci poszły do szkoły z bólem brzu­cha, który utrzy­my­wał się przez cały dzień.

Tina pła­kała przez więk­szość poranka, samotna i zdez­o­rien­to­wana. Jej wewnętrzne dziecko prze­ro­dziło się w potwora, a ona nie wie­działa, co z tym zro­bić. W akcie zupeł­nej despe­ra­cji się­gnęła po książkę tele­fo­niczną i wyszu­kała nazwi­sko psy­cho­te­ra­peutki. Długo wal­czyła sama ze sobą, zasta­na­wia­jąc się, czy zadzwo­nić, czy nie. Póź­nym popo­łu­dniem, kiedy zbli­żała się chwila powrotu dzieci ze szkoły, chwy­ciła za tele­fon i wybrała numer.

„Nie wiem, co się ze mną dzieje – powie­działa Fran­kowi i dzie­ciom tego wie­czoru – ale zamie­rzam z pomocą spe­cja­li­sty się tego dowie­dzieć. Coś jest zde­cy­do­wa­nie nie w porządku i nie mogę dłu­żej tak żyć”.

Ist­nieją nie­zli­czone szkoły psy­cho­te­ra­pii i teo­rie mówiące o tym, dla­czego ludzie popa­dają w sza­leń­stwo bez wyraź­nego powodu. Ofi­cjalna dia­gnoza, którą psy­cho­lożka Tiny wpi­sała na for­mu­la­rzu dla ubez­pie­czy­ciela, była zgodna z kla­sy­fi­ka­cją zabu­rzeń psy­chicz­nych Ame­ry­kań­skiego Towa­rzy­stwa Psy­chia­trycz­nego (ang. Dia­gno­stic and Sta­ti­sti­cal Manual of the Ame­ri­can Psy­chia­tric Asso­cia­tion, DSM), ale krótka notatka wpi­sana na jej kar­cie pacjenta przed­sta­wiała naj­traf­niej­szy obraz sytu­acji:

„Kobieta rasy bia­łej, lat 33, od 7 lat mężatka, 3 dzieci. Mąż pra­co­ho­lik; pacjentka wyka­zuje poważne oznaki współ­uza­leż­nie­nia: złość, przy­gnę­bie­nie, poczu­cie winy, utrata wła­snej toż­sa­mo­ści po wielu mie­sią­cach kom­pul­syw­nego dzia­ła­nia i kilku latach aktyw­nego nego­wa­nia pro­blemu”.

Frank był pra­co­ho­li­kiem, a Tina zro­biła jedyną rzecz, jaką potra­fiła zro­bić w obli­czu uza­leż­nie­nia uko­cha­nego – pozwo­liła, by jej wła­sne uza­leż­nie­nie się pogłę­biało.

Na początku była uza­leż­niona od Franka. Cze­kała na niego, kiedy noto­rycz­nie spóź­niał się do domu po pracy, odgrze­wała posiłki przy­go­to­wane wiele godzin wcze­śniej, wspie­rała go i pod­sy­cała jego uza­leż­nie­nie, jed­no­cze­śnie negu­jąc nara­sta­jącą w niej powoli nie­chęć do męża, która osta­tecz­nie ujaw­niła się jako wybuch wście­kło­ści.

W końcu Tina popa­dła w uza­leż­nie­nie wraz z Fran­kiem i sama pra­co­wała coraz wię­cej, pró­bu­jąc zagłu­szyć prze­ra­ża­jące uczu­cia, które wciąż wydo­sta­wały się na powierzch­nię, oraz ukryć to, że nikt ni­gdy nie nauczył jej, jak radzić sobie z samą sobą. To nie przy­pa­dek, że kiedy małe dziecko w jej wnę­trzu docho­dziło do głosu, jej bio­lo­giczne dziecko także dało o sobie znać. Jason w jedyny znany sobie spo­sób – poprzez pro­wo­ku­jące dzia­ła­nie (ang. _acting-out_) w szkole i w domu – wyra­żał nie­wy­po­wie­dziane, nie­roz­po­znane napię­cia mię­dzy człon­kami rodziny.

Był to dopiero począ­tek histo­rii Davi­sów. Tina roz­po­częła dłu­go­trwałą tera­pię – pro­ces odkry­wa­nia i ucze­nia się sie­bie, nie­zbędny do uni­ka­nia puła­pek uza­leż­nie­nia w przy­szło­ści. Frank i dzieci uczest­ni­czą razem z nią w tera­pii rodzin­nej.

Świa­do­mość Franka doty­cząca ukry­tych sche­ma­tów zależ­no­ści w jego życiu jest wciąż mgli­sta. Cho­ciaż nie mówi o tym otwar­cie, wciąż uważa, że to Tina ma pro­blem. Rodzinne zasady i więzi, które stop­niowo dopro­wa­dziły męż­czy­znę do uza­leż­nie­nia od pracy ukie­run­ko­wa­nej na osią­ga­nie suk­ce­sów, są kuszące i bar­dzo silne. Z kolei mecha­nizm zaprze­cze­nia uru­cho­miony przez rodzinę, któ­rej człon­ko­wie „wie­dzą, że się kochają”, ale nie potra­fią tego spon­ta­nicz­nie wyra­żać, jest bar­dzo głę­boko zako­rze­niony.

Kiedy w sys­te­mie rodzin­nym poja­wia się uza­leż­nie­nie, głę­boko doświad­czają go wszy­scy jego człon­ko­wie. Aby nowy sys­tem powsta­jący w wyniku kry­zysu, takiego jak wyżej opi­sany był praw­dzi­wie zdrowy i trwały, każdy jego czło­nek musi się zmie­nić.

Cza­sami, gdy tylko jeden lub dwoje spo­śród człon­ków zdro­wieje, jedyną szansą na utrzy­ma­nie zdro­wia jest opusz­cze­nie sys­temu.

Rodzina „bez­sprzecz­nie” dys­funk­cyjna

Sandy Dor­set, naj­star­sza z piątki rodzeń­stwa, dora­stała na przed­mie­ściach Bostonu. Jej ojciec zaczął nało­gowo pić wkrótce po tym, jak poślu­bił jej matkę, a zanim Sandy poja­wiła się na świe­cie, został zwol­niony z pracy w skle­pie z czę­ściami zamien­nymi z powodu pro­ble­mów finan­so­wych firmy. Cho­ciaż miał tytuł licen­cjata zdo­byty na małej sta­no­wej uczelni, nie­roz­wią­zane kon­flikty emo­cjo­nalne i nie­le­czony alko­ho­lizm utrud­niały mu zna­le­zie­nie przy­zwo­itej pracy.

Matka Sandy, licen­cjo­no­wana pie­lę­gniarka, zaczęła pra­co­wać w nie­peł­nym wymia­rze godzin, aby pomóc w utrzy­ma­niu rodziny, pod­czas gdy jej mąż wie­lo­krot­nie zmie­niał zatrud­nie­nie, szu­ka­jąc „swo­jego miej­sca”.

W ciągu kolej­nych sze­ściu lat do rodziny Dor­se­tów dołą­czyło jesz­cze czworo dzieci, a połą­cze­nie trud­no­ści finan­so­wych i wycho­waw­czych spra­wiło, że atmos­fera w domu stała się napięta i wyczer­pu­jąca emo­cjo­nal­nie. Zanim Sandy skoń­czyła pięć lat, ojciec zaczął sto­so­wać prze­moc fizyczną wobec matki i rzu­cać w dzieci wyzwi­skami.

Sandy pamięta, jak kuliła się ze stra­chu w kącie pokoju dzien­nego, przy­tu­la­jąc do sie­bie młod­sze rodzeń­stwo, kiedy ojciec się awan­tu­ro­wał, krzy­czał, a potem bił matkę. Po takich zda­rze­niach zwy­kle przy­cho­dziło kilka dni, a nawet tygo­dni względ­nego spo­koju; następ­nie cykl się powta­rzał.

Pew­nego razu matka Sandy pró­bo­wała uzy­skać pomoc dla rodziny, roz­ma­wia­jąc ze zna­jomą, która nale­żała do AA i któ­rej mąż w tam­tym cza­sie wycho­dził z uza­leż­nie­nia od alko­holu. Nie­stety, jej ini­cja­tywa tak roz­wście­czyła ojca, że ni­gdy wię­cej nie ode­zwała się do tej zna­jo­mej ze stra­chu przed tym, co mogłoby się stać jej lub dzie­ciom, gdyby znów to zro­biła.

Rodzina Dor­se­tów była więc uwię­ziona w pułapce prze­mocy przez całe dzie­ciń­stwo Sandy. Okresy cha­osu prze­pla­tały się z okre­sami peł­nej napię­cia ciszy, pod­czas któ­rych wszy­scy wstrzy­my­wali oddech i cho­dzili na palusz­kach, mając nadzieję, że sytu­acja się poprawi – co jed­nak ni­gdy nie nastą­piło.

Sandy nauczyła się żyć w dys­funk­cyj­nym sys­te­mie, wzno­sząc wokół sie­bie barierę ochronną. Kiedy była mała, godzi­nami bawiła się samot­nie w swoim pokoju, wyobra­ża­jąc sobie lep­szy świat pełen wymy­ślo­nych przy­ja­ciół i miejsc. Gdy pod­ro­sła, było jej łatwiej odci­nać się od cier­pie­nia – prze­by­wała po pro­stu jak naj­dłu­żej poza domem. Pozo­sta­jąc z dala, czuła się jed­nak roz­darta, ponie­waż jed­no­cze­śnie pra­gnęła być na miej­scu, aby opie­ko­wać się młod­szymi braćmi i sio­strami.

Jak wiele dzieci z rodzin alko­ho­lo­wych, bar­dzo dobrze się uczyła i dosko­nale ukry­wała rodzinną tajem­nicę. Wszy­scy wie­dzieli, że w jej rodzi­nie się nie prze­lewa, ale Sandy zawsze miała świeżo upra­so­waną bluzkę, była grzeczna i uczynna. Ni­gdy nikomu nie wspo­mniała o okrop­nych zda­rze­niach, które roz­gry­wały się w jej domu. W końcu honor rodziny jest naj­waż­niej­szy, nie­za­leż­nie od tego, co się dzieje.

W liceum Sandy zaczęła przy­bie­rać na wadze i nie uda­wało jej się zrzu­cić nad­mia­ro­wych kilo­gra­mów. Kiedy zaczęła naukę w dwu­let­nim stu­dium pie­lę­gniar­skim, miała 45 kg nad­wagi, ale ni­gdy nie pozwo­liła, by ją to dobiło. Świet­nie radziła sobie w szkole i dostała pracę na pełny etat zale­d­wie trzy tygo­dnie po jej ukoń­cze­niu.

W wieku 25 lat Sandy Dor­set zaczęła się spo­ty­kać z mło­dym męż­czy­zną. Miała wra­że­nie, że został jej zesłany z nieba – był czuły, deli­katny i wspie­ra­jący. Stu­dio­wał psy­cho­lo­gię, aby w przy­szło­ści zostać tera­peutą. Ni­gdy nie roz­ma­wiali o jej pro­ble­mach z wagą, ale Sandy pod­świa­do­mie oba­wiała się, że w końcu spo­wo­dują one, iż uko­chany ją porzuci. Mimo to po kilku mie­sią­cach rand­ko­wa­nia para posta­no­wiła się pobrać.

Dwa lata po ślu­bie Sandy uro­dziła córeczkę. Jej mąż spę­dzał wów­czas dłu­gie godziny na pracy z mło­dzieżą w trud­nej sytu­acji życio­wej, więc ona zmniej­szyła wymiar zatrud­nie­nia do pół etatu, aby poświę­cić wię­cej czasu dziecku. W tym samym okre­sie mąż Sandy wdał się w romans z ich wspólną zna­jomą. Cho­ciaż Sandy od lat zarze­kała się, że ni­gdy nie weź­mie do ust alko­holu, zaczęła pić, aby w ten spo­sób ukoić cier­pie­nie zwią­zane z roz­pa­da­niem się jej życia na kawałki.

Ponie­waż w mał­żeń­stwie działo się coraz gorzej, Sandy piła coraz wię­cej, aby pora­dzić sobie ze świa­do­mo­ścią, że _sche­mat z jej dzie­ciń­stwa wła­śnie się powta­rza_. Czuła, że jest w bez­na­dziej­nej sytu­acji, i pró­bo­wała popeł­nić samo­bój­stwo. Miała dużo szczę­ścia – per­so­nel szpi­tala, do któ­rego tra­fiła po zaży­ciu dużej dawki table­tek nasen­nych, bar­dzo szybko zajął się jej uza­leż­nie­niem.

Zroz­pa­czona Sandy ode­tchnęła z ulgą w poczu­ciu, że wresz­cie ktoś oto­czył ją taką opieką, jakiej potrze­bo­wała, gdy była dziec­kiem. Chęt­nie zasto­so­wała się do zale­ceń leka­rzy, które obej­mo­wały roz­po­czę­cie tera­pii uza­leż­nień. To wtedy jej życie zaczęło się na nowo.

Droga do wyzdro­wie­nia oka­zała się wybo­ista. Dla wielu alko­ho­li­ków samo zaprze­sta­nie picia jest sto­sun­kowo łatwe – dla Sandy nie było ono nawet w poło­wie tak trudne, jak się spo­dzie­wała. Praw­dzi­wym wyzwa­niem oka­zało się pora­dze­nie sobie z pier­wot­nymi zależ­no­ściami (sche­ma­tami zacho­wa­nia wyni­ka­ją­cymi ze współ­uza­leż­nie­nia). Kon­fron­to­wa­nie się z potwor­nie trud­nymi emo­cjami, jakich doświad­czała, dora­sta­jąc w rodzi­nie z pro­ble­mem alko­ho­li­zmu i prze­mocy, oraz przy­swa­ja­nie sobie nowych nawy­ków wyda­wały jej się cza­sem zada­niami ponad siły. Mąż się z nią roz­wiódł, lecz mimo tego Sandy pra­co­wała zawo­dowo, jed­no­cze­śnie wal­cząc z wła­snymi lękami, zło­ścią i cier­pie­niem.

Oprócz uczest­nic­twa w mityn­gach AA zaczęła uczęsz­czać na spo­tka­nia grup wspar­cia dla doro­słych dzieci alko­ho­li­ków. Stop­niowo, ale kon­se­kwent­nie wspi­nała się ku górze, chcąc wydo­być się z otchłani roz­pa­czy i zagu­bie­nia. Z każ­dym nowym kro­kiem wycho­dziła z ciem­no­ści i znaj­do­wała coraz zdrow­szych przy­ja­ciół. Jej nad­waga, która w kul­mi­na­cyj­nym momen­cie kry­zysu wyno­siła około 70 kg, powoli zaczęła się zmniej­szać. Córka Sandy wyra­stała na szczę­śliwą, dobrze przy­sto­so­waną spo­łecz­nie dziew­czynkę. Przez pierw­sze kilka lat po zakoń­cze­niu tera­pii Sandy co prawda zda­rzało się uma­wiać na randki, ni­gdy jed­nak nie nawią­zała poważ­nej rela­cji. Miała pracę, opie­ko­wała się córką i zaj­mo­wała wła­snym zdro­wie­niem. Nie­długo po trzy­dzie­stce poznała męż­czy­znę, który róż­nił się od tych spo­ty­ka­nych przez nią do tej pory. Był opie­kuń­czy, ale nie brał odpo­wie­dzial­no­ści za jej pro­blemy. Od czasu do czasu bywał marudny, ale nic wię­cej. Kłó­cili się o różne sprawy, ale zawsze roz­wią­zy­wali spory i żyli dalej, nie żywiąc do sie­bie urazy. Oboje lubili spę­dzać czas zarówno samot­nie, jak i ze sobą nawza­jem. Każde z nich cho­dziło na swoje spo­tka­nia AA.

Sandy i jej drugi mąż są mał­żeń­stwem już od 15 lat. Cho­ciaż jak każda para mieli swoje wzloty i upadki, kosz­mar pierw­szego życia kobiety ustą­pił miej­sca spo­ko­jowi, wygo­dzie i speł­nie­niu. Mimo że złe wspo­mnie­nia ni­gdy jej nie opusz­czą, obec­nie zaj­mują reali­styczne miej­sce w prze­szło­ści, wciąż przy­po­mi­na­jąc o tym, że jeśli Sandy doświad­cza zbyt sil­nego stresu, czuje się nie­pew­nie lub przy­tła­czają ją emo­cje, zawsze znaj­dzie się zdrowy spo­sób na pora­dze­nie sobie z trud­no­ściami. Sandy Dor­set naresz­cie żyje szczę­śli­wie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: