Satyr - Jan Kochanowski - ebook

Satyr ebook

Jan Kochanowski

0,0
4,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Satyr” to poemat satyryczno-polityczny Jana Kochanowskiego, polskiego poety, który jest uważany za jednego z najwybitniejszych twórców renesansu w Europie. Przyczynił się on w wielkim stopniu do rozwoju polskiego języka literackiego.
Satyr” stanowi krytykę wad ówczesnego społeczeństwa polskiego. Kochanowski zadedykował poemat Zygmuntowi Augustowi. To właśnie ten utwór wprowadził do literatury polskiej gatunek poematu satyrowego

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 17

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Jan Kochanowski

SATYR

Albo dziki mąż, Jana Kochanowskiego Zygmuntowi Augustowi Królowi Polskiemu przypisany.

Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-872-0
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Przedmowa

Panie mój (to największy tytuł u swobodnych) Nie mogę mieć na ten czas darów tobie godnych: Ale jako nie zawżdy wołem złotorogim, Czasem Boga błagamy kadzidłem ubogim, Tym przykładem, racz i ty moją tę kwapioną Pracę za wdzięczną przyjąć, a swą przyrodzoną Ludzkość okazać, przeciw tej leśnej potworze, Która się tu śmie stawić na twym Pańskim dworze. Płocha twarz (baczę to sam) i śmieszna postawa, Więc nie wiem jaka przy tem będzie i rozprawa. Nie podobają mu się nasze obyczaje, Gani rząd i postępki, jedno iż nie łaje. Przypomina wiek dawny, a jeśli nie plecie, Starszego jako żywo nie było na świecie, Ale już mię sam rogiem po grzbiecie zajmuje, Teszno go, że swej rzeczy dawno nie sprawuje.

Satyr

Tak jako mię widzicie, choć mam na łbie rogi, I twarz nie prawie cudną, i kosmate nogi: Przedsięm uszedł za Boga w one dawne czasy, A to mój dom był zawżdy, gdzie najgęstsze lasy. Aleście je tak długo tu w Polsce kopali, Zeście z nich ubogiego Satyra wygnali; Gdzie spójrzę, wszędy rąbią, albo buk do huty,

Albo sosnę na smołę, albo dąb na szkuty. I muszę ja podobno, przez ludzie łakome, Opuściwszy jaskinie i góry świadome, Szukać sobie na starość inszego mieszkania, Gdzieby w ludziach nie było takiego starania. O wy biedne pieniądze: wszak i drew po chwili Nie najdą, żeby sobie izbę upalili. Próżna to: niech mi wiarę jako kto chce łaje, Nie masz dziś w Polsce, jeno kupcy a rataje To największe misterstwo, kto do brzegu z woły, A do Gdańska wie drogę z żytem, a z popioły. Na Podolu go nie patrz, bo między Tatary Szabla więcej popłaca, niż leśne towary. Z czasem wszystko się mieni: pomnę ja przed laty, Że w Polsce żaden nie był w pieniądze bogaty, Kmieca to rzecz na on czas, patrzeć roli była, A szlachta się rycerskiem rzemiosłem bawiła. Nic to nie było siedm lat walczyć nie przestając, Mróz i gorąco cierpiąc, głodu przymierając. A to wszystko bogactwa, kto się sławy dobił. Lepiej się tem, niż złotym łańcuchem ozdobił. A