Mały Eyolf - Henryk Ibsen - ebook

Mały Eyolf ebook

Henryk Ibsen

0,0

Opis

Mały Eyolf” to utwór Henryka Ibsena, norweskiego dramatopisarza, uważanego za czołowego twórcę dramatu modernistycznego.
Mały Eyolf” opowiada historię rodziny Allmers i ich codzienne przeszkody spowodowane niepełnosprawnością syna. Dramat mówi o marzeniach głównego bohatera, które są tłumione przez jego ojca oraz drodze Eyolfa do przezwyciężenia woli ojca i odkrycia szczęścia wykraczającego za intelektualne poszukiwania coraz to większej wiedzy. Dzieło Ibsena niesamowicie pokazuje siłę motywacji, ambicji, jak i również ludzkiej potrzeby wolnej woli.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 80

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Henryk Ibsen

MAŁY EYOLF

SZTUKA W TRZECH AKTACH.

Wydawnictwo Avia Artis

2023

ISBN: 978-83-8226-938-3
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Osoby

ALFRED ALMERS, właściciel ziemski autor, dawniéj nauczyciel prywatny.  PANI RYTA ALMERS, jego żona.  EYOLF, ich syn, mający lat dziewięć.  PANNA ASTA ALLMERS, młodsza, przyrodnia siostra Allmersa.  BORGHEIM, inżynier.  TĘPICIELKA SZCZURÓW. Rzecz dzieje się w majątku Allmersów, nad fiordem, odległym o mil parę od miasta.

Akt I

Pokój otwierający się na ogród umeblowany bogato i ze smakiem. Dużo sprzętów, kwiatów i roślin. W głębi otwarte drzwi szklane na werandę. Daleki widok na fiord, a wgłębi widać góry lasem obrosłe. Drzwi w każdéj z bocznych ścian. Drzwi z prawéj strony podwójne i więcéj w głębi. Na przodzie sceny kanapa z poduszkami. Przy rogu kanapy krzesła i mały stolik. Na przodzie sceny z lewéj strony większy stół a wokoło niego fotele. Na stole otwarta ręczna walizka. Letni poranek. Czas ciepły i słoneczny.

Scena I

RYTA ALLMERS ( stoi przy stole plecami zwrócona ku prawéj stronie, zajęta wypakowywaniem walizki. Jestto kobieta średniego wzrostu, piękna, kwitnąca blondynka około lat trzydziestu. Ubrana jest w jasną, ranną suknię. Po chwili wchodzi Asta Allmers z prawéj strony. Ubrana jest w jasną szarą letnią suknię, w kapeluszu, w żakiecie, z parasolką. Pod pachą niesie dość wielką zamkniętą tekę. Jest szczupła, ma ciemne włosy i ciemne głębokie oczy. Ma lat dwadzieścia pięć).

 ASTA ( we drzwiach). Dzień dobry, kochana Ryto.  RYTA ( odwraca głowę i wita ją). Jakto! to ty, Asto. Tak rano wybrałaś się do nas z miasta?  ASTA ( kładzie kapelusz i żakiet na krześle przy stole). Tak jest, nie mogłam sobie dać rady. Czułam, że muszę dziś koniecznie odwiedzić małego Eyolfa i ciebie, Ryto. ( Kładzie tekę na stole). Wsiadłam więc na parowiec i jestem.  RYTA ( uśmiechając się do niéj). A może téż na statku spotkałaś kogo z dobrych przyjaciół. Tak — zupełnie przypadkowo...  ASTA ( spokojnie). Nie, nikogo znajomego nie spotkałam ( spostrzega walizkę). Ale cóż to znaczy?  RYTA ( rozpakowując daléj). Podróżna walizka Alfreda. Alboż jéj nie znasz?  ASTA ( z radosném zdziwieniem). Jakto! Alfred powrócił?  RYTA. Wystaw sobie, przyjechał niespodzianie nocnym pociągiem.  ASTA. Więc ja przeczułam. To pewno nie dawało mi pokoju. I on nic naprzód nie napisał, nawet karty pocztowéj?  RYTA. Ani słówka.  ASTA. I nie telegrafował?  RYTA. Tak, ale dopiéro na godzinę przed przyjazdem. Krótko i chłodno ( śmieje się). Jak to do niego podobne, Asto.  ASTA. Tak, on zawsze w sobie wszystko zamyka.  RYTA. Tém szczęśliwsza byłam, mając go znowu.  ASTA. Wystawiam to sobie.  RYTA. Wrócił o całe czternaście dni wcześniéj, niż sądziłam.  ASTA. A jakże mu teraz? Zdrów? Nie rozstrojony?  RYTA ( zamyka kufer i uśmiecha się). Wyglądał doskonale, gdym go ujrzała.  ASTA Nie był zmęczony?  RYTA. No, zmęczony był trochę a nawet porządnie zmęczony. Bo też biedak po większéj części podróżował pieszo.  ASTA. Może też górskie powietrze było dla niego za ostre?  RYTA. Przeciwnie, nie słyszałam ani razu, by zakaszlał.  ASTA. Widzisz. Jak to dobrze, że go doktór namówił do téj podróży.  RYTA. Tak, teraz, kiedy się wreszcie skończyła; ale wierz mi, Asto, że to był dla mnie czas nieznośny. Nie mogłam nawet o tém mówić, a tyś mnie téż tak rzadko odwiedzała.  ASTA. Było to źle z mojéj strony. Jednak...  RYTA. Dobrze, dobrze, miałaś przecież tam w mieście swoję szkołę ( uśmiecha się). Przytém nasz inżynier drogowy — był także w podróży.  ASTA. Ach! dąjże pokój, Ryto.  RYTA. No, nie mówmy o inżynierze. Nie możesz sobie wyobrazić, jak mi Alfreda brakowało? Taka straszna pustka. Dom wyglądał jak po pogrzebie.  ASTA. Boże mój — przecież wyjechał tylko na sześć lub siedm tygodni.  RYTA. Tak, ale pamiętaj, że dotąd Alfred nigdy mnie nie opuszczał, nawet na dwadzieścia cztery godzin i to przez całe lat dziesięć.  ASTA. Ale właśnie dlatego, uważam, iż należało mu teraz przejechać się trochę. Co lato powinien był jeździć w góry. Gdyby tak było...  RYTA ( z uśmiechem). Zapewne, łatwo ci to mówić. Gdybym to ja była tak rozsądna jak ty, byłabym go może wcześniéj puściła. Ale mnie się zdawało, że tego nie zniosę, Asto, że go już nigdy nie zobaczę. Czy ty tego nie rozumiesz?  ASTA. Nie. Może dlatego, że nie mam nikogo do stracenia.  RYTA ( ze znaczącym uśmiechem). Czy doprawdy nikogo takiego niéma?  ASTA. O ile wiem ( zmieniając ton). Powiedz mi, Ryto, gdzie Alfred? Może śpi jeszcze?  RYTA. Cóż znowu. Wstał on dziś tak rano jak zazwyczaj.  ASTA. No, to nie musiał być bardzo zmęczony.  RYTA. Był zmęczony, w nocy, w chwili powrotu. Teraz jednak miał u siebie przez całą godzinę Eyolfa.  ASTA. Biedny mizerny dzieciak. Więc on znowu będzie teraz uczyć się ciągle i przesiadywać nad książką.  RYTA ( ruszając ramionami). Wiész, że taka jest wola Alfreda.  ASTA. Tak, ale ty, Ryto, powinnaś się temu sprzeciwić.  RYTA ( trochę niecierpliwie). Wybacz, w to doprawdy mieszać się nie mogę. Alfred się na tych rzeczach rozumie lepiéj odemnie. Czémże zresztą Eyolf zająć się może? Nie podobna mu biegać, bawić się jak inne dzieci.  ASTA ( z postanowieniem). To ja pomówię o tém z Alfredem.  RYTA. Zrób to, droga Asto... Otóż i oni. ( Alfred Allmers wchodzi drzwiami z lewéj strony, prowadząc za rękę Eyolfa. Allmers nosi letni garnitur, jest to człowiek lat trzydziestu siedmiu o łagodnych oczach i rzadkich ciemnych włosach, szczupły, delikatnéj budowy. Twarz jego jest myślącą i poważną. Eyolf ubrany jest w rodzaj mundurka ze złotemi pętlicami i guzikami. Chłopiec kuleje i opiera się na kuli, jest małego wzrostu, wygląda chorobliwie, ale ma piękne, inteligentne oczy).  ALLMERS ( puszcza Eyolfa i z radosnym zdziwieniem śpieszy do Asty, wyciągając do niéj obie ręce). Asta! Asta najdroższa! Jesteś tu. Jakżem szczęśliwy, że cię widzę znowu.  ASTA. Miałam uczucie, że tu być muszę. Witam cię z całego serca.  ALLMERS ( ściskając jéj ręce). To ślicznie z twojéj strony.  RYTA. Nieprawdaż, że doskonale wygląda.  ASTA ( przypatrując mu się). Doskonale! znakomicie. Ma jasno, wesołe oczy! Pewnieś dużo pisał w podróży. ( Z radosném podnieceniem). Wreszcie twoja książka skończona?  ALLMERS ( wzruszając ramionami). Książka? Ach! to.  ASTA. Myślałam, że ci to tak łatwo pójdzie w czasie podróży.  ALLMERS. Tak i ja sądziłem, ale widzisz, stało się inaczéj zupełnie. Nie napisałem ani jednego wiersza.  ASTA. Nie pisałeś wcale?  ALLMERS. Doprawdy, nie rozumiem, jakim sposobem nie ruszyłem nawet piórem!  ASTA. I cóżeś robił, Alfredzie, przez ten cały czas.  ALLMERS ( uśmiechając się). Dałem zupełną swobodę myślom, myślałem i myślałem ciągle.  RYTA ( kładąc rękę na jego ramieniu). A czy téż myślałeś o tych, których zostawiłeś w domu?  ALLMERS. Naturalnie, żem myślał i to wiele razy, niemal codzień.  RYTA ( puszczając go). Więc wszystko jest w porządku.  ASTA. Nie pisałeś wcale a jednak jesteś tak zadowolony i wesoły? To nie było twoim zwyczajem, gdy robota szła ci oporem.  ALLMERS. Masz słuszność. Widzisz, dawniéj byłem taki głupi. Tymczasem w myśleniu zawiera się to, co w nas jest najlepszego. To zaś, co przenosimy na papier nie wiele warte.  ASTA ( z okrzykiem). Nie wiele warte?..  RYTA ( śmieje się). Chyba nie jesteś przy zdrowych zmysłach, Alfredzie.  EYOLF ( patrząc na ojca z zaufaniem pełném miłości). Przecież, ojcze, to, co ty piszesz, ma wartość.  ALLMERS ( głaszcząc go po głowie z uśmiechem). No! Skoro ty tak sądzisz. Wierz mi jednak, przyjdzie potém kto inny, który to zrobi daleko lepiéj ode mnie.  EYOLF. Powiedz mi, co to za jeden?  ALLMERS. Cierpliwości. Nadejdzie on i sam się oznajmi.  EYOLF. A ty co wówczas zrobisz?  ALLMERS ( poważnie). Pójdę znowu w góry.  RYTA. Fi! Wstydź się, Alfredzie.  ALLMERS. Znowu na wysokie szczyty i płaskowzgórza.  EYOLF. Prawda, tato, że nie długo będę tak zdrowy, aby pójść tam z tobą.  ALLMERS ( boleśnie wzruszony). O tak, zapewne, mój mały.  EYOLF. Taki byłbym szczęśliwy, gdybym mógł także drapać się po górach.  ASTA ( odwracając rozmowę). Ale jakiś ty dziś wystrojony, Eyolfie.  EYOLF. Nieprawdaż, ciociu?  ASTA. I na przyjazd ojca ubrałeś się w nowe suknie?  EYOLF. Tak, prosiłem o to mamy, chciało mi się, by mnie tak tata zobaczył.  ALLMERS ( cicho do Ryty). Nie powinnaś mu była takiéj sukni sprawiać.  RYTA ( cicho.) Ciągle mnie tém nudził i prosił tak usilnie. Nie dawał mi spokoju.  EYOLF. A czy wiész, tato, pan Borgheim kupił mi łuk i uczył mnie z niego strzelać.  ALLMERS. To dobrze, właśnie dla ciebie zabawa.  EYOLF. A za pierwszym razem, gdy znowu tu będzie, poproszę go, żeby mnie także pływać nauczył.  ALLMERS. Pływać? A cóż ci po tém?  EYOLF. Przecież wszystkie dzieci na wybrzeżu pływają. Ja jeden tego nie potrafię.  ALLMERS ( ściska go wzruszony). Będziesz się uczył wszystkiego, czego tylko chcesz, do czego będziesz miał ochotę.  EYOLF. Czy wiész, tato, do czego miałbym największą ochotę?  ALLMERS. Do czegóż? Powiedz.  EYOLF. Nadewszystko chciałbym być żołnierzem.  ALLMERS. Ach! Eyolfku, jest wiele rzeczy daleko lepszych.  EYOLF. Ale gdy będę duży, muszę być żołnierzem. Wiész przecie o tém?  ALLMERS ( zaciskając dłonie). Tak, tak. Obaczymy.  ASTA ( siada przy stole na lewo). Chodź do ranie, Eyolfie, powiem ci coś.  EYOLF ( idzie do niéj). Co, ciociu!  ASTA. Wiész! widziałam tępicielkę szczurów.  EYOLF. Doprawdy, widziałaś ją? Nie, ty mi pewno tylko tak mówisz.  ASTA. Naprawdę, widziałam ją wczoraj.  EYOLF. Gdzieżeś ją widziała?  ASTA. Widziałam ją na drodze niedaleko od miasta.  ALLMERS. Ja także ją gdzieś widziałem.  RYTA ( która usiadła na kanapie). Może zobaczymy ją my także, Eyolfie.  EYOLF. Jakże to zabawne, ciociu, że ona się nazywa tępicielką szczurów.  ASTA. Ludzie ją tak nazywają, bo przebiega kraj cały i wszystkie szczury wytępia.  ALLMERS. Właściwie zowią ją także panną Warg, jak słyszałem.  EYOLF. Warg-wilkołak. To oznacza przecież wilka.  ALLMERS ( gładząc go po głowie). Wiész i to także, Eyolfie.  EYOLF ( z namysłem). Więc to prawda, że ona w nocy przemienia się w wilka? Czy wierzysz temu, ojcze?  ALLMERS. O nie. Temu nie wierzę. Ale idź teraz do ogrodu i pobaw się trochę.  EYOLF. Wolałbym wziąć z sobą parę książek.  ALLMERS. Nie, odtąd żadnych książek. Idź lepiéj na wybrzeże do innych chłopców.  EYOLF ( zmieszany). O nie, tato, dzisiaj do nich iść nie chcę.  ALLMERS. Czemu nie?  EYOLF. Bo tak jestem ubrany.  ALLMERS ( marszcząc czoło). Czy cię wyśmiewają, z powodu — z powodu twego ładnego ubioru?  EYOLF ( wymijająco). Nie, na to sobie nie pozwalają. Bo w takim razie pobiłbym ich.  ALLMERS. Więc cóż — dlaczegóż?  EYOLF. Bo