Cokoły przechodnie Życiorysy z pogranicza - Piotr W. Fuglewicz - ebook

Cokoły przechodnie Życiorysy z pogranicza ebook

Piotr W. Fuglewicz

0,0

Opis

Interesują mnie ludzie w ruchu: ci przemykający przez górnośląskie pogranicze albo przybysze z daleka, którzy w nie wrośli, albo tacy, którzy choć tu urodzeni, odfrunęli daleko. Wychowani w jednej kulturze, zafascynowani inną, zmieniający wiarę, kraj, język. Aktywni i ambitni, niemarnujący życia. Bohaterowie dynamiczni. Autor Cokoły przechodnie to zbiór biogramów mniej znanych Ślązaków i postaci związanych z tym regionem, żyjących tu i działających na przestrzeni XIX i XX wieku, zapomnianych bądź świadomie wymazanych z kart historii. Jak pisze Piotr Fuglewicz, to dwa tuziny portretów ludzi z górnośląskiego pogranicza ukazane na tle jego skomplikowanych, nierzadko tragicznych dziejów. Życiorysy niesztampowe, w dużej mierze oparte na wspomnieniach i własnych doświadczeniach autora, osadzone w realiach i faktach, ale ukazujące ludzkie pasje i marzenia, będące niejednokrotnie inspiracją i motorem zmian kulturowych i cywilizacyjnych. Pozycja obowiązkowa dla miłośników Górnego Śląska i tych, którzy ciekawi są mniej znanej historii tego regionu. W książce ważnym wątkiem jest pamięć o ludziach. Niekiedy z pietyzmem kultywowana, ale najczęściej ulotna i zmienna. Bohaterowie książki raz stawiani są na cokołach pomników, by za chwilę być z nich bez litości, a niekiedy i bez głębszej refleksji, strącani. Są też tacy, którzy nie mieli i nigdy już pewnie nie będą mieli swoich pomników, a pamięć o nich niezasłużenie szybko znika razem z ludźmi, którzy ich znali i mogliby jeszcze coś o nich powiedzieć. Dzięki tej książce barwne biografie[…]nie zaginą. prof. Ryszard Kaczmarek

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 305

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cokoły przechodnie

Copyright © 2022 by Piotr Fuglewicz

(under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)

Copyright © 2022 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

Obraz wykorzystany na okładce namalował Grzegorz Chudy.

Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz

Redakcja: Maria Zając, Joanna Molewska

Korekta: Iwona Wyrwisz, Aneta Iwan, Magdalena Mierzejewska

Konsultacja merytoryczna: prof. zw. dr hab. Ryszard Kaczmarek

ISBN: 978-83-8230-463-3

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

e-mail:[email protected]

www.soniadraga.pl

www.postfactum.com.pl

www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga

E-wydanie 2022

WITEJCIE

Na placu Wolności w Katowicach stoi wysoki pusty cokół. Osiemnastego października 1898 r. został w tym miejscu odsłonięty pomnik dwóch niemieckich cesarzy: Wilhelma I Hohenzollerna, który, wtedy jeszcze jako król Prus, nadał Katowicom prawa miejskie, oraz jego syna – panującego zaledwie dziewięćdziesiąt dziewięć dni w roku 1888 – Fryderyka III. Plac nosił imię starszego z cesarzy – Wilhelmsplatz. Nad ranem 13 grudnia 1920 r. bracia Patalongowie z Załęskiej Hałdy, członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej, wysadzili cesarzy w powietrze. Dwa lata później polska administracja nadała placowi nazwę Wolności. Szesnastego czerwca 1923 r. w miejscu wysadzonego cesarskiego monumentu odsłonięto Grób Nieznanego Powstańca Śląskiego. W okresie międzywojennym odbywały się przy nim uroczystości rocznicowe i patriotyczne. Czwartego września 1939 r., po wkroczeniu do Katowic wojsk niemieckich, Grób Nieznanego Powstańca został zniszczony, a na jego miejscu postawiono obelisk ku czci poległych żołnierzy Wehrmachtu, powróciła też niemiecka nazwa placu. Dwudziestego siódmego stycznia 1945 r. do Katowic wkroczyły wojska radzieckie i już równo miesiąc po ich wejściu na środku placu ustawiono „pomnik wdzięczności” w formie zwieńczonego czerwoną gwiazdą obelisku. Projektantem był katowicki plastyk Paweł Steller, zwany śląskim Dürerem, który niespełna miesiąc później, oskarżony o kontakty z rzekomym szpiegiem obcego wywiadu, został aresztowany, a 3 kwietnia 1945 r. wywieziony bydlęcym wagonem na Syberię wraz z innymi – równie jak on niewinnymi – mieszkańcami Śląska. W 1945 r. powrócono do nazwy plac Wolności. Dwa lata później obelisk ustąpił miejsca ustawionej na wysokim postumencie rzeźbie w brązie projektu krakowskiego artysty Stanisława Marcinowa, przedstawiającej dwóch żołnierzy z flagami w rękach. Ten pomnik przetrwał na placu Wolności aż do 14 maja 2014 r., kiedy to po wieloletniej dyskusji, w tym z ambasadą rosyjską, zdemontowano go i po renowacji w Gliwickich Zakładach Urządzeń Technicznych umieszczono na cmentarzu żołnierzy radzieckich w katowickim parku Kościuszki. Sam cmentarz z kolei został tam przeniesiony w 1967 r. z miejsca, w którym dziś stoi pomnik Powstańców Śląskich, a gdzie wcześniej był park dworski należący do właścicieli Katowic, Tiele-Wincklerów. Od roku 2014 na środku placu Wolności stoi pusty granitowy cokół. Widać ludzi dręczy obawa, że kogokolwiek by tam postawić, to może się nie przyjąć.

Sto szesnaście lat – pięć pomników. Średni czas trwania jednego – dwadzieścia trzy lata, jedno ludzkie pokolenie. Na Śląsku przez dwa ostatnie wieki te pokolenia nie następowały po sobie w spokojnej kontynuacji, budowaniu dobrobytu i tradycji. Polacy, Niemcy, Żydzi, Morawianie, ale też Włosi, Holendrzy, Szkoci, Ukraińcy, Rosjanie, a nawet Amerykanie osiedlali się na tym pograniczu, budowali swoją zamożność, a czasem fortuny, niektóre po kilkudziesięciu latach anihilowane. Kolejne administracje starannie usuwały ślady zostawione przez poprzedników, a po niedługim czasie ich prawda była odsyłana na śmietnik historii przez następne władze. Ofiarą tej dynamiki dziejów padła pamięć o wielu mieszkańcach tej ziemi – przeciekawych, jak to na pograniczu przyciągającym dzielnych, obrotnych i niezwyczajnych.

A cokół najlepiej niech zostanie pusty. Będzie go można wtedy słusznie nazywać wolnym cokołem.

* * *

Zaplanowana nieco inaczej, już po paru rozdziałach historia Górnego Śląska opowiadana poprzez mało znane życiorysy – taki był zamysł – sama zaczęła podsuwać postacie, wątki i opowieści, wyraźnie lepiej ode mnie wiedząc, jak ma siebie opowiedzieć. Rodzicami chrzestnymi tej książki były Wikipedia, Instytut Pamięci Narodowej oraz koronawirus. Od kilku lat pisałem do Wikipedii biogramy zapoznanych śląskich postaci. Zajęcie luksusowe, bo pisze się tylko o tym, co piszącego interesuje, wtedy kiedy ma się na to ochotę i w sposób skrępowany jedynie wymogami leksykografii. Publicznie dostępny biogram może być przez innych poprawiany i uzupełniany, a dopiski innych redaktorów mogą zaspokoić głód wiedzy autora. Przez kilka lat uzbierało się kilkadziesiąt haseł, kilka rozwinąłem do formy artykułów, które opublikowałem w „CzasyPiśmie”, poświęconym śląskiej historii półroczniku, świetnie redagowanym przez historyków Śląskiego Oddziału IPN. Kilka tekstów tam opublikowanych, przeredagowanych lub uzupełnionych, weszło w skład tej książki.

Interesują mnie ludzie w ruchu: ci przemykający przez górnośląskie pogranicze albo przybysze z daleka, którzy w nie wrośli, albo tacy, którzy choć tu urodzeni, odfrunęli daleko. Wychowani w jednej kulturze, zafascynowani inną, zmieniający wiarę, kraj, język. Aktywni i ambitni, niemarnujący życia. Bohaterowie dynamiczni. Zaczynałem pisać w przekonaniu, że opowiem o postaciach zapomnianych albo świadomie z historii wymazanych, które się na Śląsku urodziły, związały z nim swój los albo tylko zatrzymały się tutaj na czas jakiś i ruszyły dalej. Już po kilku szkicach okazało się, że prawie w każdym życiorysie pojawiają się utracone fortuny, spalone i zrabowane pałace, zburzone pomniki, nagrobki ze skutymi nazwiskami czy zaorane bez ekshumacji cmentarze. Jednym z ostatnich akordów jest zbezczeszczenie grobu Kazimierza Kutza na katowickim cmentarzu. Zmarły nie chciał krzyża na swoim nagrobku, jacyś troglodyci wydrapali go gwoździem na lśniącej czerni marmuru pomnika, jeszcze przed pierwszą rocznicą śmierci artysty. Dotarło do mnie, że piszę opowieść o ruchomych piaskach pogranicza i o pamięci odchodzącej wraz z ludźmi, którzy tu żyli.

Śląsk to szczególne miejsce, jak zresztą wiele innych, każde na swój sposób. Kraina geograficzna i historyczna położona centralnie, bo na skrzyżowaniu szlaku bursztynowego i drogi z Kijowa do Niemiec, ale w swej historii zazwyczaj peryferyjna w państwowych strukturach, do których należała: Państwa Wielkomorawskiego (ok. 890/900 – ok. 906/907), Czech (ok. 906/907 – ok. 990), Polski (990–1335), znowu Królestwa Czech (1335–1526), a potem nadal Czech, ale już pod panowaniem austriackich Habsburgów (1526–1740), następnie Prus/Niemiec (w latach 1740–1922), ale w części dalej jednak monarchii Habsburgów (aż do 1918 r.), Górny Śląsk częściowo do Polski, a częściowo do Czechosłowacji (1922–1939), a potem cały Śląsk do Niemiec (1939–1945) i znów do Polski, poza częścią pozostałą w Czechach od 1945. Po nielicznych wtedy drogach Śląska chodzili Mongołowie w 1294 r., husyci w latach 1421–1433, Duńczycy, a potem Szwedzi w latach 1626–1630, Jan III Sobieski w drodze na odsiecz Wiedniowi w 1683 r., Napoleon w latach 1806–1807.

Do końca XVIII w. wschodnia część – Górny Śląsk – była spokojnym regionem rolniczym, na którym gdzieniegdzie kopano węgiel, srebro, rudy żelaza i wytapiano żelazo. Kolejne dwa wieki stały się okresem gwałtownego rozkwitu przemysłu, a potem jego zmierzchu. Do żyjących tutaj Ślązaków, Polaków, Morawian, Niemców i Żydów dołączyli przybysze z wielu stron świata. Ten tom zawiera dwa tuziny portretów, rodzinnych i indywidualnych, w większości mało znanych lub wręcz zapoznanych postaci górnośląskiego pogranicza, przedstawione na tle jego złożonych, często tragicznych dziejów.

FAUSTÓW DWÓCH, KOPCIUSZEK I ZDRADZIECKI ZIOBRO

Zacznijmy ten zbiór opowieści o ludziach Śląska historią jak z bajki, trochę jak z Pięknej i bestii, a trochę z Kopciuszka. Jak w każdej porządnej bajce, będzie o miłości, wierze, nadziei – i o zdradzie też.

Dwudziestego dziewiątego kwietnia 1842 r. w Porębie koło Rudy komornikowi Janowi Gryzikowi i jego żonie Antoninie urodziła się córka Joanna. Gryzik – tak zapisany w księgach, zapewne w istocie był Grecikiem, co jest zdrobnieniem od Grzegorza – nazwisko nosił patronimiczne, było to częste w owej dobie. Zmian zapisu dokonywali kolejni pruscy urzędnicy, którzy słyszeli śląskie brzmienie „Grycik”, a jako że „z” czytają jako „c”, to Grecik został w księgach Gryzikiem. Mianem komorników określano wówczas wieśniaków niemających własnej chałupy i mieszkających w domach bogatszych gospodarzy. Gdy dziewczynka miała trzy lata, jej ojciec zmarł. Matka nie opiekowała się Joasią ani jej młodszą siostrzyczką, wystąpiła nawet do sądu o wyznaczenie córkom urzędowego opiekuna. Joasię wzięła na wychowanie przyjaciółka matki, Emilia Lukas, która służyła w domu niejakiego Karola Goduli. Matka jeszcze dwa razy wyszła za mąż. Trzeci mąż nie chciał wziąć na utrzymanie obu córek, zgodził się na jedną. Matka wybrała młodszą siostrę Joasi, a ją samą zostawiła u Emilii.

Karol Godula, w którego domu dziewczynka zamieszkała, urodził się 8 listopada 1781 r. w Makoszowach – dziś dzielnicy Zabrza. Jego rodzice byli właścicielami gospodarstwa rolnego w Kuźni Raciborskiej. Ojciec został oficjalistą leśnym i doszedł do rangi nadleśniczego. Gdy Karol miał dwanaście lat, jako dziecko wybitnie uzdolnione został przez rodziców umieszczony w gimnazjum cystersów w Rudach Wielkich. Od 1798 r. uczył się w liceum w Opawie. W 1801 r. podjął pracę u Karla Franza hrabiego von Ballestrema di Castellengo. Dzięki pracowitości i inteligencji szybko awansował na zarządcę majątku hrabiego. W 1809 r. hrabia nadał mu tytuł ekonoma(Amtmann), a pięć lat później mianował go głównym ekonomem swoich dóbr.

Ród pracodawcy Goduli wiódł się z Piemontu. Giovanni Baptista Angelo Ballestrem zaciągnął się do armii króla pruskiego Fryderyka II Hohenzollerna podczas wojny o Śląsk między Habsburgami a Hohenzollernami w 1740 r. Po zwycięstwie Prus austriacki Śląsk w większości przeszedł w pruskie ręce, a Giovanni pozostał na Górnym Śląsku i w 1748 r. ożenił się z Marią Elżbietą, córką Franza Wolfganga von Stechowa – właściciela majątku Pławniowice oraz pierwszej na Górnym Śląsku kopalni węgla Brandenburg, czynnej jeszcze od austriackich czasów. W 1750 r. Giovanniemu i Marii Elżbiecie urodził się pierworodny syn Karl Franz. Ponieważ zmarł on w 1798 r., nie pozostawiwszy męskiego potomka, majorat przeszedł w ręce najstarszego syna jego siostry, też Karla Franza, ale von Ballestrema, który zarządzał rosnącym majątkiem do swojej śmierci w 1822 r.

Pruska administracja państwowa była zainteresowana rozwojem gospodarczym i przemysłowym pozyskanej dzielnicy, więc zachęcała posiadaczy ziemi i kapitału do rozwijania tam przemysłu. Szczególnie zasłużonym dla rozwoju gospodarki na wschodnim Górnym Śląsku był Friedrich Wilhelm von Reden (1752–1815) – dyrektor Wyższego Urzędu Górniczego we Wrocławiu, a później minister w rządzie pruskim. Studiował w Getyndze nauki przyrodnicze, a na uniwersytetach w Halle i Hanowerze prawo ogólne i górnicze. W 1786 r. król Fryderyk Wilhelm II nadał mu tytuł hrabiowski. Z inicjatywy Redena wprowadzono na Górnym Śląsku innowacje wzorowane na angielskich i rozpoczęto wiele inwestycji przemysłowych. Jego zasługą było zainstalowanie w kopalni rud ołowiu i srebra w Tarnowskich Górach sprowadzonej z Anglii i uruchomionej 19 stycznia 1788 r. jako jednej z pierwszych na kontynencie maszyny parowej dostarczającej energii do pompy odwadniającej chodniki. Czwartego września 1790 r. kopalnię odwiedził Johann Wolfgang Goethe, który przy tej okazji określił Redena mianem „prawie geniusza”. Reden sprowadził też na Górny Śląsk ojca współczesnej metalurgii, Szkota Johna Baildona, z którym założył między innymi Królewską Pruską Odlewnię Żeliwa (Königlich Preußische Eisengießerei) w Gliwicach. W 1813 r. to w niej po raz pierwszy zostało odlane najwyższe pruskie odznaczenie wojskowe – Żelazny Krzyż. Po II wojnie światowej tradycje odlewni przejęły Gliwickie Zakłady Urządzeń Technicznych (GZUT), skąd wyszły takie pomniki jak warszawska Nike, pomnik Powstańców Śląskich w Katowicach czy Wyspiańskiego w Krakowie.

Dwudziestego dziewiątego sierpnia 1853 r. z okazji pięćdziesiątej rocznicy uruchomienia pierwszego wielkiego pieca w Królewskiej Hucie (od której miasto wzięło nazwę Königshütte, po 1922 r. przetłumaczoną na Królewska Huta, w 1934 w ramach polonizacji zmienioną na nazwę jednej z wiosek włączonych w jego obręb – Chorzów) odsłonięto na wzgórzu – do dziś nazywanym przez mieszkańców Wzgórzem Redena – pomnik Redena autorstwa Theodora Erdmanna Kalidego, odlany również w Królewskiej Pruskiej Odlewni Żeliwa w Gliwicach. Reden doczekał się pomnika dopiero po czterech dekadach od swojej śmierci, bo po pokonaniu w 1806 r. Prus przez Francję pozostał na urzędzie, złożywszy Napoleonowi przysięgę na wierność, za co – po zawarciu pokoju w Tylży – w roku 1807 został zwolniony ze stanowiska bez prawa do emerytury. Fryderyk Wilhelm III po śmierci Redena nie wyraził zgody na upamiętnienie go, uczynił to dopiero kolejny król, Fryderyk Wilhelm IV, który nawet uświetnił swą obecnością odsłonięcie pomnika.

W lipcu 1939 r. pomnik zniszczyli działacze Związku Stowarzyszeń Polskich Chorzowian. Rok później został przez Niemców odbudowany i 7 lipca 1940 ponownie odsłonięty, aby w 1945 r. znów zostać zniszczonym przez żołnierzy Armii Czerwonej. W Muzeum Hutnictwa w Chorzowie eksponowana jest, uratowana i przechowana przez mieszkańca Chorzowa, głowa Redena z drugiego pomnika z wgnieceniem w miejscu, na które runął, i cięciem radziecką szablą lub bagnetem w okolicach nosa. Szóstego września 2002 r. nieopodal rynku na chorzowskim placu Hutników w miejscu dawnego stawu hutniczego stanęła replika oryginalnego pomnika, dłuta Augusta Dyrdy, odlana rzecz jasna w GZUT. Odsłonięciu towarzyszyła manifestacja przeciwników uczczenia pamięci Niemca.

Drugim ojcem śląskiego przemysłu cynkowego był Johann Christian Ruberg, nazywany śląskim Faustem – jak się wkrótce przekonamy, nie on jeden. Urodził się w początkach września 1746 r. w osadzie Ilsenburg w górach Harzu. Jego ojciec był właścicielem młyna, ale liczył na zdobycie fortuny, finansując alchemika Bergera, który obiecywał dokonanie transmutacji, czyli zamiany miedzi i ołowiu w złoto. Johann był dzieckiem zdolnym i żądnym wiedzy, więc ojciec posyłał go na naukę greki i łaciny do miejscowego katechety. Po ukończeniu gimnazjum w Halle młodzieniec podjął studia teologiczne, które jednak musiał przerwać, bo ojciec więcej inwestował w projekt alchemiczny niż w edukację syna, którego zresztą teologia nie interesowała tak jak nauki przyrodnicze. Po powrocie do domu poświęcił się badaniom minerałów zbieranych w górach Harzu. Obserwował też eksperymenty alchemika, który w końcu uzyskał złoto, tyle że nie z transmutacji, a z pospolitej kradzieży: potajemnie opuścił gościnny dom, na odchodnym zabierając oprócz resztek złota również srebrne sztućce.

W tej trudnej dla rodziny chwili, jesienią 1779 r., odwiedził ojca jego znajomy – inspektor hutniczy Heinrich Kiß z Paprocan. Pracował dla Fryderyka Erdmanna z Anhaltu-Köthen (1731–1797) – od 1765 r. księcia pszczyńskiego, a od 1758 r. kawalera Orderu Orła Białego, budowniczego pierwszych na Górnym Śląsku kopalń węgla kamiennego, hut szkła i cynku oraz manufaktury sukienniczej w Pszczynie. To ten książę przebudował zamek w Pszczynie, nadając mu charakter barokowej siedziby rodowej, jaką znamy dzisiaj. Kiß zaproponował Johannowi pracę dla księcia, a młodzieniec podjął ją w styczniu 1780 r.

Początkowo Ruberg pracował w hucie książęcej w Paprocanach, gdzie zgodnie z nabytą wiedzą prowadził badania nad rudami metali. Książęcy kronikarz Heinrich Wilhelm Schaeffer tak opisał jeden z eksperymentów: „Wziął funt miedzi, wymieszał go z funtem sproszkowanego żużla wielkopiecowego zawierającego galman, pokrył to pyłem węglowym i przetapiał w ogniu przez godzinę”1. W rezultacie otrzymał dwa funty mosiądzu – będącego stopem miedzi z cynkiem.

Cynk sprowadzano do Europy z Indii i Chin, gdzie technologię jego produkcji opracowano w XVI w. Około 1740 r., czyli wtedy gdy Śląsk z rąk austriackich przechodził w pruskie, w Anglii zaczęto wytapiać cynk z rudy galmanu, przy użyciu metod podpatrzonych w Indiach lub Chinach. Metoda ta nie przyjęła się i nie została rozpowszechniona. Problemem w produkcji cynku było to, że w temperaturze powyżej 400 stopni Celsjusza sublimuje, czyli przechodzi z fazy stałej w gazową; z kolei w postaci czystej łatwo ulega utlenieniu.

W 1792 r. Ruberg opracował autorską technologię wytopu cynku i przeprowadził pierwsze eksperymenty. Istotę jego pomysłu stanowiło zastosowanie mufli – baniaków, których jedna część, wypełniona galmanem i środkami redukcyjnymi, była umieszczana w niegaszonym nigdy piecu, a w których zewnętrznej części skraplał się cynk. Załadunek wsadu i wyładunek produktu odbywały się bez wygaszania pieca. Przydały się obserwacje alchemicznych retort i alembików… Niestety w tym też czasie Ruberg utracił zaufanie księcia w związku z niewyjaśnionym mankiem w kasie. Nie udowodniono mu nadużyć, ale został odwołany. Książę Ferdynand Erdmann, który po śmierci ojca przejął majątek, przywrócił Ruberga do łask, zainteresowany projektem pieca do produkcji cynku nową metodą, która wkrótce miała zostać nazwana metodą śląską. Według tego projektu w 1798 r. powstała książęca huta cynku w Wesołej.

Technologia produkcji była najpilniej strzeżonym sekretem księcia. Jednocześnie królewskiemu ministrowi Friedrichowi Redenowi zależało na jak najszerszym rozwoju śląskiego przemysłu. W 1805 r. zlecił nadradcy hutniczemu Karstenowi wizytację huty w Wesołej i sporządzenie opisu pracujących tam pieców oraz procesu wytopu. Cztery lata później przy państwowej Królewskiej Hucie Żelaza uruchomiono Hutę Cynku Lydognia. Samą konstrukcję pieców nietrudno było odtworzyć, lecz sednem tajemnicy produkcyjnej był skład chemiczny wsadu. Zdradził go „królewskim” Antoni Ziobro – robotnik zbiegły z huty w Wesołej. Książę wysłał za nim nawet zbirów, którzy mieli go ukarać, ale szubrawiec uchował się jakoś na królewskim żołdzie. Wskutek zdrady książę pszczyński stracił monopol, ale rozwinęła się technologia. W królewskiej Lydogni opracowano wiele innowacji śląskiej metody. Rosnąca produkcja zbierała obfite, acz tragiczne żniwo: z uwagi na toksyczność powstających podczas niej gazów hutnicy rzadko dożywali czterdziestki.

Upowszechnienie śląskiej metody i rosnące zainteresowanie inwestowaniem w cynk stało się źródłem dwustuletniego rozwoju hutnictwa i górnictwa na Śląsku. Metoda Ruberga była wydajna, lecz bardzo energochłonna. Kto miał kopalnię rud galmanu, budował hutę cynku, ale potrzebował bardzo dużo węgla, więc budował albo też kupował kopalnię w pobliżu. Koniunktura na cynk była zmienna, więc kiedy jego produkcja stawała się nieopłacalna, zgodnie z wcześniejszą śląską tradycją stawiano huty żelaza. Pierwotną przyczyną gwałtownego rozwoju śląskiego przemysłu był jednak w głównej mierze cynk.

Reden nie robił z technologii tajemnicy, więc stosowano ją również w innych hutach cynku. Jedną z nich była Karlhütte hrabiego von Ballestrema, który jej budowę rozpoczął w 1812 r. Zadowolony z pracy Karola Goduli, powierzył mu zarządzanie inwestycją, a w 1815 r. uczynił go wspólnikiem, przekazując dwadzieścia osiem kuksów w przedsięwzięciu. Według prawa górniczego (huty podlegały urzędowi górniczemu) majątek kopalni lub huty dzielił się na sto dwadzieścia osiem udziałów nazywanych kuksami, z których sześć miało specjalne przeznaczenie. Dwa kuksy przypadały jako rekompensata właścicielowi gruntu, na którym prowadzono eksploatację. Rozwój przemysłu przyspieszał fakt, że kopaliny pod ziemią były tzw. regaliami, czyli należały do króla, i tylko od niego inwestor mógł uzyskać prawo ich wydobycia, a właściciel ziemi nad złożem zgodnie z prawem stawał się z automatu udziałowcem przedsięwzięcia, co lepsze – bez zobowiązania do pokrywania ewentualnych strat. Posiadacz kapitału mógł więc przystępować do budowy bez zbędnych opóźnień. Kolejne dwa kuksy przeznaczano na utrzymanie szkół i kościołów, ostatnie dwa przypadały kasie Spółki Brackiej, budującej i utrzymującej m.in. szpitale i udzielającej zasiłków górnikom. W 1828 r. Godula otrzymał od Ballestrema kolejne dwadzieścia osiem kuksów w hucie i z tym kapitałem zaczął pracę na własny rachunek, choć w dobrych biznesowych stosunkach z Ballestremami.

W czasach, kiedy był surowym ekonomem u Ballestrema, Godula został napadnięty i dotkliwie okaleczony, postrzelony w nogę i oszpecony. Krążyły plotki, że stracił przy okazji męskość. Był na tyle nieurodziwy, że nie życzył sobie, żeby go uwieczniano, a podobizny kazał po swojej śmierci zniszczyć, co też uczyniono. Z przekazów wiadomo, że jego brzydota, surowość i ponury charakter budziły u ludzi lęk i niechęć. Poza bratem, który zresztą w odróżnieniu od Karola był pijakiem i nieudacznikiem, z nikim nie utrzymywał bliższych stosunków towarzyskich. Bratanków – z wzajemnością – nie lubił.

Miał zdolności do nauk ścisłych, świetnie liczył i przewidywał gospodarcze trendy. Kiedy inni zaczęli na cynku tracić, on zarabiał. Żył skromnie, nocami prowadził doświadczenia chemiczne, co rzecz jasna rodziło plotki, jakoby zawarł pakt z diabłem. Oszczędny pracoholik, poświęcał się wyłącznie pomnażaniu swego majątku. W pamięci ludu zachował się jako diabeł, szarlatan, który zaprzedał swoją duszę. Lepiej wykształceni porównywali go do Fausta, choć z uwagi na alchemiczne korzenie taki tytuł bardziej należał się jednak Rubergowi. Kiedy Goduli zaproponowano tytuł szlachecki, odparł: „Najtrwalszym szlachectwem pozostanie pamięć czynnego żywota”2. Wybudował w Szombierkach wspaniały pałac, ale tylko po to, by mieć gdzie przyjmować gości.

Gdy Joanna wprowadziła się do jego domu, miał sześćdziesiąt cztery lata i ogromną fortunę: cztery kopalnie galmanu i połowę udziału w kolejnej, sześć kopalni węgla, cztery majątki ziemskie – Szombierki-Orzegów, Bobrek, Bujaków i Chudów-Paniówki – łącznie prawie 70 000 mórg pola i prawie 3500 mórg lasu (morga pruska duża to było 0,5673 hektara). Któregoś dnia czteroletnia dziewczynka nazbierała kwiatów na łące przy domu i przybiegła z nimi do Goduli. Podszedłszy bez żadnego respektu, wręczyła mu kwiaty ze słowami: „To dlŏ wŏs, panie Godula, bo jŏ wŏm przaja”3. Emilia Lukas zdziwiła się ogromnie, kiedy w poszukiwaniu dziecka weszła do gabinetu Goduli i zobaczyła Joasię na jego kolanach. Budzący powszechny lęk i niechęć starzec pokochał dziecko, które jako jedyne okazało mu bezinteresowną sympatię, i otoczył je serdeczną opieką. Tak jak do swoich zawodowych działań, podszedł do sprawy z rozmachem i systematycznością. Zaangażował prywatnego nauczyciela, który codziennie przychodził uczyć Joasię. W programie nauczania przewidział również naukę języka polskiego.

Kiedy w kwietniu 1848 r. Godula wyjechał do Wrocławia na leczenie, zabrał ze sobą dziewczynkę wraz z opiekunką. Był ciężko chory i czuł, że zbliża się jego koniec, więc dosłownie dzień przed swoją śmiercią sporządził testament, w którym praktycznie cały majątek zapisał Joasi. Dla bratanków pozostawił znaczne, ale w porównaniu z całą fortuną niewielkie legaty. Pięćdziesiąt tysięcy talarów zapisał do podziału pomiędzy pracowników swoich zakładów. Wykonawcą testamentu uczynił swojego zaufanego współpracownika, prawnika Maksymiliana Schefflera.

W testamencie był pewien kruczek: gdyby Joanna zmarła bezpotomnie, cały majątek mieli odziedziczyć bratankowie Goduli. Ci zresztą najpierw próbowali obalić testament w całości, a kiedy to się nie udało, posunęli się do gróźb pod adresem dziewczynki. Mówiono nawet o planowanych zamachach na jej życie. W obawie o bezpieczeństwo Joasi Scheffler potajemnie wysłał ją do klasztoru urszulanek we Wrocławiu, gdzie u dobrych prywatnych nauczycieli kontynuowała naukę do ukończenia szesnastu lat, kiedy to opuściła klasztor i zamieszkała w domu prawnika.

Joanna może i nie była pięknością, ale bez wątpienia miała interesującą urodę. Mimo klasztornego wychowania zachowała dziecięcą bezpośredniość i życzliwość wobec ludzi, dzięki czemu budziła sympatię. Nie brakowało jej adoratorów. Z jednym z nich, polskim szlachcicem, miała nawet być zaręczona, ale kiedy podczas wizyty w rodzinnym majątku kawalera z powodu swego niskiego pochodzenia została potraktowana protekcjonalnie, zaręczyny zerwała. W odróżnieniu od Wandy zechciała w końcu Niemca. W teatrze, do którego, mieszkając we Wrocławiu – podobnie jak i do opery – namiętnie uczęszczała, poznała starszego od niej o jedenaście lat hrabiego Ulricha Schaffgotscha. Zgodnie ze zwyczajami elit mieszczańsko-szlacheckich tamtych czasów w Prusach związek został najpierw wynegocjowany, a dopiero potem nastąpiły zaręczyny. Hrabia miał tytuły, należał do szeroko rozgałęzionego arystokratycznego rodu, Joanna zaś była posiadaczką fortuny.

Niskie pochodzenie nie sprawiło Joannie problemu, z jakim borykała się Stefcia Rudecka. Scheffler był dobrym prawnikiem i dzięki majątkowi podopiecznej po prostu kupił dla niej u króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV tytuł szlachecki. W herbie znalazła się kupla, czyli żelazko i pyrlik – skrzyżowane górnicze młotki na tle błękitu i złota, barw Górnego Śląska. Osiemnastego listopada 1858 r. w kościele Najświętszej Maryi Panny w Bytomiu szesnastoletnia hrabina Joanna Gryzik von Schomberg-Godulla poślubiła Hansa Ulricha. Pan młody, choć Reichsgraf, miał w sobie krew Piastów – jako potomek w ósmym pokoleniu Joachima Fryderyka legnicko-brzeskiego (1550–1602). Ślubu udzielił im krewny z morawskiej linii rodu, biskup Anton Ernst Schaffgotsch z Brna. W uroczystościach weselnych wzięło udział wielu przedstawicieli pruskich i czeskich rodów arystokratycznych. Hrabiemu, niedziedziczącemu rodzinnych dóbr i nieposiadającemu nic prócz tytułu i stopnia porucznika huzarów, małżeństwo zapewniało dobrobyt, mimo że cały majątek poza posagiem pozostał własnością panny młodej.

Po ślubie małżonkowie zamieszkali w willi Schefflera przy obecnej ulicy Ogrodowej we Wrocławiu, a następnie w 1860 r. przeprowadzili się do domu przy dzisiejszej ulicy Świdnickiej. W 1859 r. kupili pałac w Kopicach koło Grodkowa, który przebudowali w latach 1863–1865, aby w nim zamieszkać. Po przebudowie pałac stał się jedną z najpiękniejszych rezydencji magnackich na Górnym Śląsku. Joanna została gwiazdą salonów, dzięki inteligencji i wdziękowi była ozdobą najlepszego towarzystwa. Pałac licznie odwiedzali arystokraci, artyści i przemysłowcy. W 1865 r. Joanna, urodziwszy już czworo dzieci: Hansa Karola (1859), Klarę (1860), Elżbietę (1862) i Eleonorę (1864), uzyskała prawną pełnoletniość i mogła zająć się swoim majątkiem. W okresie swojego zarządu pomnożyła go ośmiokrotnie.

Podobnie jak Godula, Joanna miała szczęśliwą rękę do ludzi. Sama podejmowała decyzje strategiczne, ale oczywiście wykonywali je świetnie opłacani i dobrze traktowani fachowcy. Z biegiem czasu wycofała się z produkcji cynku i zwróciła się w stronę górnictwa. Utrzymała wprowadzone przez Godulę przywileje socjalne dla pracowników. Ufundowała wiele kościołów i zakładów opiekuńczych. Cieszyła się szacunkiem podwładnych oraz ich rodzin.

Kilka miesięcy przed swoją śmiercią Joanna spłaciła dług wobec opiekuna. W kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Szombierkach zostały ponownie pochowane szczątki Karola Goduli, przeniesione tam z Wrocławia. Na grobowcu kazała umieścić słowa: „Tu spoczywa w Panu człowiek najszlachetniejszy”4. Sama zmarła 21 czerwca 1910 r. w Kopicach. Pochowano ją w mauzoleum rodzinnym obok kościoła parafialnego. Mauzoleum i kopicki pałac przetrwały II wojnę światową. Jego mieszkańcom udało się ewakuować w 1945 r., przed nadejściem Armii Czerwonej, która jak na swoje obyczaje potraktowała pałac wyjątkowo łagodnie. Jeszcze w latach 50. XX w. stał piękny i dobrze wyposażony. Odbywały się tam bale sylwestrowe, latem organizowano kolonie i obozy dla młodzieży. Pod koniec lat 50. urządzono w nim magazyn zboża. Wkrótce pałac strawił pożar, mówiono, że wywołany dla zatarcia śladów jakichś nadużyć.

Okoliczni mieszkańcy dopełnili degradacji, rozkradając i wynosząc, co tylko się dało. Już przed 1950 r. zdewastowali mauzoleum i sarkofagi oraz zbezcześcili groby tam pochowanych. W latach 70. w jego wnętrzu znajdowano pootwierane trumny i porozrzucane zmumifikowane szczątki. W 1977 r. ówczesny proboszcz parafii w Kopicach, w porozumieniu z mieszkającym w Niemczech prawnukiem Joanny, zebrał to, co pozostało, i złożył w symbolicznej zbiorowej mogile tuż obok grobowca Joanny i Ulricha. Wiosną 2017 r. jego następca, proboszcz Jarosław Szeląg, bez przeprowadzenia ekshumacji usunął wszystkie nagrobki z przykościelnego placu, w tym ufundowany przez prawnuka nagrobek Schaffgotschów, będący wówczas w dobrym stanie. Dwudziestego czerwca 2020 r., w przeddzień sto dziesiątej rocznicy śmierci śląskiego Kopciuszka, miał się odbyć ponowny pochówek Joanny i jej męża w kopickim mauzoleum, odrestaurowanym dzięki staraniom lokalnych działaczy przy wsparciu Ministerstwa Kultury. Z uwagi na panującą wówczas pandemię został odłożony, odprawiono tylko mszę.

Dwudziestego dziewiątego kwietnia 2022 r. w pobliżu miejsca, gdzie stał w Szombierkach pałac Goduli, uroczyście otwarto zrewitalizowany skwer, którego Joanna Gryzik-Schaffgotsch została patronką.

Poza Godulą i pozostającymi z nim w ścisłych związkach biznesowych von Ballestremami, królem pruskim i księciem pszczyńskim potentatami cynkowego hutnictwa byli też: spadkobiercy Gieschego, którzy utworzyli spółkę, książęta Hohenlohe-Öhringen, Tiele-Wincklerowie oraz Donnersmarckowie. Ci przemysłowi magnaci zbudowali w ciągu pół wieku potężny przemysł śląski. W latach 60. XIX w. 40% światowej produkcji cynku przypadało na Śląsk. Rozwojowi fortun, miast oraz wznoszeniu monumentalnych pałaców i budowli dla zarządów dóbr miejscowych magnatów przemysłowych towarzyszyła ogromna degradacja środowiska naturalnego. Po dwóch wiekach ostateczny bilans tego procesu wcale nie jest oczywisty.

Na wzgórzu zamkowym w Opolu – tak zwanym Opolskim Akropolu – od 2007 r. stoi rzeźba przedstawiająca hrabinę Joannę Schaffgotsch jako Terpsychorę z harfą, co jest nawiązaniem do jej muzycznych zamiłowań. W ręce trzyma różę symbolizującą spełnione życie, a u boku ma wyrażającą szczodrość pełną sakiewkę. Rzeźba wyszła spod dłuta Carla Kerna, nadwornego rzeźbiarza kopickiego pałacu, w którym zdobiła salę balową. Cudem ocalona i zachowana, została poddana renowacji przez Rafała Rzeźniczka.

Armia Czerwona, zajmując Bytom w 1945 r., splądrowała pałac Goduli w Szombierkach, a następnie go podpaliła. Na jego miejscu stanął parterowy budynek przedszkola kopalni Szombierki. Ruiny pałacu Ballestremów w Rudzie Śląskiej, jak również pobliskie ruiny domu, w którym mieszkał Godula, były przez lata miejscem zapomnianym. Z początkiem XXI w. zaczęły się pojawiać pomysły na ich wykorzystanie. Władze Rudy Śląskiej przekazały obiekty fundacji Zamek Chudów, w nadziei na ich rewitalizację i uczynienie z nich atrakcji turystycznej.

Ostatnia huta cynku na Górnym Śląsku wykorzystująca technologię Ruberga – założone przez Baildona i księcia Hohenlohe-Öhringen Zakłady Cynkowe Silesia w Katowicach Wełnowcu – została wygaszona pod koniec marca 1980 r.

Literatura

Bahlcke Joachim, Gawarecki Dan, Kaczmarek Ryszard, Historia Górnego Śląska. Polityka, gospodarka i kultura europejskiego regionu, Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej, Gliwice 2011.

Fechner Hermann Adolph, Geschichte des Schlesischen Berg- und Hüttenwesens in der Zeit Friedrich des Grossen, Friedrich Wilhelm II. und Friedrich Wilhelm III. 1741–1806. Erster Theil. Berg- und Hüttenpolitik, Verlag von Wilhelm Ernst & Sohn, Berlin 1903.

Friedrich Wilhelm von Reden i jego czasy, red. Zbigniew Kapała, Muzeum w Chorzowie, Chorzów 2002.

Greiner Piotr, Oni tworzyli potęgę gospodarczą Górnego Śląska, [w:]Moja ziemia… Katowice, red. Andrzej Złoty, wyd. 2, Bractwo Gospodarcze Związku Górnośląskiego, Katowice 2004.

Grzegorek Grzegorz, Frużyński Adam, Rygus Piotr, Kopalnie i huty Katowic, red. Grzegorz Grzegorek, wstęp Leszek Jodliński, Wydawnictwo Prasa i Książka Grzegorz Grzegorek, Katowice 2017.

Handbuch der historischen Stätten Schlesien, Hrsg. Hugo Weczerka, Alfred Kröner, Stuttgart 2003.

Jamrozy Teofil, Rączka Eugeniusz, Johann Christian Ruberg. Twórca technologii produkcji cynku na ziemiach polskich, Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Przemysłu Hutniczego w Polsce, Katowice 1999.

Lubina Michał, Karol Godula w 160. rocznicę śmierci, Muzeum Miejskie im. Maksymiliana Chroboka, Ruda Śląska 2011.

Schaeffer Heinrich Wilhelm Friedrich, Kronika Wolnego Państwa Stanowego a od 1827 r. Księstwa Pszczyńskiego, tłum. Bronisława Spyra, Urząd Miejski w Pszczynie, Pszczyna 1997.

Schofer Lawrence, The Formation of a Modern Labor Force. Upper Silesia, 1865–1914, University of California Press, Berkeley 1975.

Scholz Albert August, Silesia Yesterday and Today, Springer Science, Dordrecht 1964.

RODZINNY INTERES

Niewiele się pisze o Alwinie Kalide, choć w istocie można ją uznać za pramatkę miasta Katowice. Urodzona w 1807 r., była córką niemieckiego inspektora hutniczego Gottlieba Kalidego i Górnoślązaczki, pochodzącej z Nakla (dziś Nakło Śląskie) Charlotty Wilhelminy Beck. Dom, w którym urodziła się Alwina, stoi do dziś przy ulicy Kalidego 1 w Chorzowie. Został zbudowany w ramach tzw. kolonizacji fryderycjańskiej. Po zdobyciu Śląska Fryderyk II Hohenzollern zainicjował w latach 60. XVIII w. proces systematycznego zagospodarowywania terenów Górnego Śląska. Do końca wieku osiedlono tam na wsiach i w osiedlach robotniczych około sześćdziesięciu tysięcy Niemców. W 1798 r. rozpoczęto budowę kolonii górniczej na terenie historycznie określanym jako Łagiewniki Średnie. Budynki osiedla należały do państwowej Huty Królewskiej, w której ojciec Alwiny pracował jako inspektor hutniczy. Patronem rozwoju przemysłu na Górnym Śląsku był znany nam z poprzedniego rozdziału Friedrich Wilhelm von Reden, którego pomnik w początku lat 50. XIX w. wykona dla rodzinnej Königshütte brat Alwiny.

Starszy od siostry o sześć lat Theodor Erdmann Kalide po ukończeniu Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie już w latach 20. XIX w. zyskał sławę rzeźbiarza postaci zwierzęcych. W 1824 r. w Berlinie pokazał gipsowe modele dwóch lwów: śpiącego i czuwającego. Królewska Pruska Odlewnia Żeliwa w Gliwicach, która fundowała Theodorowi stypendium na studia, zawarła z nim w roku 1824 kontrakt zobowiązujący go do opracowywania dla zakładu modeli prac, według których można było wykonywać formy odlewnicze. Odlewnia prowadziła katalog, w którym umieszczano ofertę rzeźb żelaznych i brązowych – dlatego też bliźniacze kopie niektórych można spotkać w wielu miejscach. Z końcem 1831 r. Kalide został mianowany artystą akademickim i rozpoczął samodzielną działalność w Berlinie. W 1836 r. wykonał Chłopca z łabędziem, obok lwów to jego najszerzej znana rzeźba, którą odlano w wielu egzemplarzach. Jeden z nich pokazywano na wystawie światowej w Londynie w 1852 r. Inny do 1912 r. stał na rynku w Königshütte, obok miejskiej fontanny, a obecnie zdobi chorzowski plac Matejki, jeszcze inny jest w Gliwicach.Chłopca z łabędziem można także zobaczyć w Czeladzi, Mińsku i w dawnej królewskiej rezydencji Osborne House na wyspie Wight.

Dziewiątego maja 1826 r. dziewiętnastoletnia Alwina poślubiła o cztery lata starszego Franza Wincklera. Jego dziadek pracował jako nauczyciel w okolicach Seitenbergu (dziś Stronie Śląskie). Ojciec, początkowo zarządca dóbr hrabiego Ludwiga Wilhelma von Schlabrendorfa – właściciela wolnego mniejszego państwa stanowego ziębicko-ząbkowickiego – później był urzędnikiem państwowym w Ziębicach. W 1819 r. Franz ukończył gimnazjum w Nysie. Po śmierci rodziców nie kontynuował nauki i zgłosił się do Wyższego Urzędu Górniczego w Brzegu, gdzie otrzymał skierowanie do pracy w Tarnowskich Górach. Początkowo pracował jako górnik przy eksploatacji rud srebra i ołowiu w kopalni Fryderyk w Bobrownikach. Równocześnie podjął naukę w tarnogórskiej szkole górniczej, której był rówieśnikiem – powstała w roku jego urodzenia. Po ukończeniu szkoły awansował na sztygara. Po praktyce w kilku kopalniach i hutach cynku znalazł zatrudnienie w kopalni Maria, którą właściciel Franz Aresin, wrocławski kupiec szukający swej szansy w górnictwie, nazwał tak na cześć swojej żony.

Żona Aresina – Maria z domu Domes, nazywana Różą ze Śląska – była jak księżniczka: piękna, urodę odziedziczyła po matce z włoskiego rodu Julii de Fabrici, i posażna. Jej ojciec Ignacy Domes – pochodzący jak i Aresin z Moraw, zamożny kupiec z Czeladzi, należącej do 1790 r. do tytularnego księstwa siewierskiego – w 1812 r. kupił osadę Miechowice (dziś dzielnicę Bytomia). Na miejscu starego dworu postawił otoczony parkiem pałac. W 1806 r. piętnastoletnia wtedy Maria wyszła za starszego od niej o osiemnaście lat Franza Aresina. Najpierw zamieszkali we Wrocławiu, potem przenieśli się do dworu w Kujawach w powiecie krapkowickim, w bliskim sąsiedztwie Mosznej. W 1818 r. Aresin przejął od teścia dobra miechowickie i małżeństwo przeniosło się do świeżo ukończonego pałacu. Aresin postanowił spróbować szczęścia w górnictwie i w 1823 r. przy współpracy z Karolem Godulą uruchomił kopalnię galmanu, w której wkrótce rozpoczął pracę Franz Winckler.

Aresin docenił talent i zaangażowanie Wincklera i wkrótce powierzył mu obowiązki zarządcy swojej kopalni. Wysłał młodego inżyniera do Belgii i Anglii, aby tam zdobył doświadczenia w zakresie górnictwa i poznał nowoczesne techniki wytopu cynku. Rok po ślubie Wincklerom urodziła się pierworodna córka Maria, a dwa lata później, 26 sierpnia 1829 r., druga, której dali imię Waleska, będące zniemczeniem czeskiego słowa zlatovláska, czyli złotowłosa. Trzy miesiące później Alwina zmarła, zmarła również mała Maria. Niektóre źródła podają, że przyczyną była cholera, ale epidemia tej choroby miała wybuchnąć na Górnym Śląsku dopiero 20 lipca 1831 r.

W 1831 r. umarł też Franz Aresin, zostawiając czterdziestoletnią wdowę. Maria oddała Wincklerowi zarządzanie swoim odziedziczonym, znacznym już majątkiem, a dwa lata później także swoją rękę. Mówiono, że było to małżeństwo z rozsądku, a z propozycją wyszła Maria, ale dwanaście lat różnicy wieku nie rzucało się w oczy. Maria była szczupła i zgrabna, Franz – nieco tęgawy. Wspólnie wychowywali Waleskę, która pozostała ich jedynym dzieckiem. Maria nie doczekała się własnego potomstwa.

W momencie ślubu mieli sześć majątków ziemskich, siedem hut i osiem kopalń galmanu. W 1839 r. w zamian za spłacenie długów polskiego hrabiego z Małopolski Aleksandra Mieroszewskiego herbu Ślepowron, który roztrwonił rodowy majątek, poszerzyli swoje dobra o ordynację mysłowicką. W jej skład wchodziły: Mysłowice, Brzęczkowice, Szopienice, Janów, Roździeń, Bogucice i Brzezinka. W tym samym roku od Karla Friedricha Lehmanna kupili dobra rycerskie Katowice, sąsiadujące z ich kopalnią Fanny w Bogucicach. W 1852 r. powstała nieopodal walcownia cynku Marthe, na której potrzeby zbudowano kolejną hutę cynku – Franz, wkrótce połączoną z sąsiednią Fanny w jeden zakład. Dziś na miejscu połączonych hut stoi Spodek.

W 1840 r. Franz Winckler w ramach polityki tworzenia na zdobytych ziemiach nowej arystokracji otrzymał z rąk króla Prus Fryderyka Wilhelma IV tytuł szlachecki. W klejnocie herbu umieszczono, jak kilkanaście lat później u Joanny Gryzik-Goduli, kuplę – żelazko i pyrlik, nawiązujące do korzeni założyciela rodu. Sześć lat później Winckler został odznaczony przez księcia von Anhalta krzyżem komandorskim Orderu Albrechta Niedźwiedzia, natomiast w 1850 r. król pruski przyznał mu Order Orła Czerwonego IV klasy.

Maria i Franz nadal mieszkali w Miechowicach, Waleska dorastała w przyjaźni z macochą. W 1844 r. Miechowice nawiedziła trąba powietrzna, która między innymi zerwała dach pałacu Wincklerów. Generalny remont dał asumpt do przebudowy i rozbudowania pałacu w stylu inspirowanym XVIII-wiecznym neogotykiem angielskim, który do Niemiec dotarł na przełomie wieków i stał się stylem popularnym w okresie niemieckiego romantyzmu. Powiększono też i urządzono park. Ponieważ do kopalń w Katowicach było około 20 kilometrów, Winckler kazał przebudować postawioną wcześniej przez Mieroszewskich obszerną willę w stylu klasycystycznym przeznaczoną dla zarządu Kuźnicy Boguckiej. Zachował jej funkcję biurową, czyniąc budynek siedzibą swoich dóbr. Urządzono w nim również mieszkania – w jednym z nich Winckler nocował, kiedy sprawy zatrzymywały go w Katowicach. Wokół dworu, przez miejscowych ze znaczną przesadą nazywanego „zamkiem”, powstał spory park, w którym urządzono klasycystyczną „świątynię dumania”, a po śmierci Wincklera postawiono upamiętniający go pomnik autorstwa Kalidego. Bezpośrednio po wojnie w parku urządzono cmentarz żołnierzy radzieckich, przeniesiony potem w inne miejsce. Dziś część tego obszaru zajmuje pomnik Powstańców Śląskich, a pozostała dalej pełni funkcję miejskiego miniparku.

Interesy stały się tak rozległe, że Winckler potrzebował kogoś zaufanego do pomocy w ich prowadzeniu. Na myśl przyszedł mu Friedrich Grundmann – najbliższy przyjaciel z tarnogórskiej szkoły górniczej. Legenda głosi, że ich przyjaźń była tak bliska, iż dzielili wówczas jedyną parę butów, którą kupili na spółkę. Grundmann pochodził z górniczej rodziny, przybyłej do Tarnowskich Gór z Saksonii. Kiedy w 1839 r. otrzymał od Wincklera propozycję współpracy, od sześciu lat był sztygarem w kopalni w Tarnowskich Górach. Objąwszy zarząd dóbr Wincklerów, zamieszkał w „zamku” i z zapałem oraz oddaniem wziął się za pracę na rzecz przyjaciela i miasta.

Franz Winckler zabiegał o to, aby we wsi Katowice znajdował się przystanek prywatnej Kolei Górnośląskiej z Wrocławia do Mysłowic. Miał to być czynnik sprzyjający interesom i w przyszłości przekształceniu wsi w miasto. Jego staraniom pomógł gwałtowny protest bytomskich wozaków i drobnych sklepikarzy, którzy poczuli się zagrożeni planowaną inwestycją. W zamian za spełnienie jego prośby Winckler oddał kolei spory pas ziemi wzdłuż torów, i tak zamiast w Bytomiu pociąg stawał w Katowicach, a wzdłuż linii kolejowej, jak w Egipcie wzdłuż Nilu, zaczął się dynamicznie rozwijać przemysł. Inwestycja zwróciła się z nawiązką. Położenie torów pociągnęło za sobą powstanie m.in. Huty Baildon i kilku kopalń. W 1846 r. we wsi Katowice zatrzymał się pierwszy pociąg.

Drugiego listopada 1851 r. osiadł w Katowicach, jako pierwszy lekarz i człowiek z wyższym wykształceniem w ogóle, Richard Holtze, urodzony 9 lutego 1824 r. syn zarządcy dóbr rycerskich w Bełku w powiecie rybnickim. Do chrztu trzymał go John Baildon – „ojciec” śląskiego hutnictwa, Szkot przybyły do Tarnowskich Gór w 1793 r. na zaproszenie von Redena. Po ukończeniu szkoły elementarnej w Bełku Holtze uczęszczał do gimnazjum w Raciborzu, skąd dzięki protekcji Baildona, który dostrzegł jego wybitne zdolności i pracowitość, przeniósł się do gimnazjum w Gliwicach. Następnie ukończył medycynę na Uniwersytecie Wrocławskim.

W 1848 r. Franz Winckler zamówił u szwagra rzeźbę, która miała ozdobić jego rezydencję. Niestety zaproponowana krewnemu Bachantka na panterze, przedstawiająca nagą kobietę w śmiałej pozie leżącą na wznak na grzbiecie zwierzęcia, przyczyniła się do załamania świetnie rozwijającej się kariery Kalidego. Po tym, jak zaprezentował w Berlinie model rzeźby, dwór królewski dopatrzył się w dziele alegorii Wiosny Ludów i przestał zlecać artyście kolejne prace. Szwagier, gdy zobaczył wykonany w karraryjskim marmurze oryginał, odesłał rzeźbę, nie żądając zwrotu zapłaconej już należności. Życie rodzinne rzeźbiarza też potoczyło się źle. Rozwiódł się z żoną, która pozowała mu do rzeźby bachantki, wrócił na Śląsk i zamieszkał u brata, będącego dyrektorem Królewskiej Pruskiej Odlewni Żeliwa. Zmarł w roku 1863. Odlew Bachantki na panterze