Droga do własnej firmy. 17 kroków do sukcesu i wolności finansowej - John Lee Dumas - ebook + audiobook

Droga do własnej firmy. 17 kroków do sukcesu i wolności finansowej ebook i audiobook

John Lee Dumas

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Przeczytaj tę książkę, ponieważ znajdziesz w niej narzędzia, dzięki którym przebijesz się ze swoim biznesem!

 - Gary Vaynerchuk, przedsiębiorca, prelegent, autor bestsellera Przebij się!

Ta książka to pierwszy krok dla wielu przyszłych przedsiębiorców!

Przed założeniem firmy dręczą nas miliony wątpliwości, a potem, kiedy już prowadzimy własną działalność, mamy do podjęcia tysiące decyzji. Każdą z tych decyzji można przyrównać do wyboru dróg na rozstaju. Iść w lewo czy w prawo? Niestety często wybieramy źle. I dlatego powstała ta książka. To zbiór konkretnych wskazówek, jak odnieść sukces we własnym biznesie, sformułowanych na podstawie ponad tysiąca godzin rozmów z najbardziej inspirującymi ludźmi z całego świata.

John Lee Dumas jest twórcą i gospodarzem nagradzanego podcastu Entrepreneurs on Fire. Przeprowadził wywiady z ponad 3 tysiącami znanych przedsiębiorców, które zostały odsłuchane przez ponad 100 milionów ludzi. Jego gośćmi byli między innymi Tony Robbins, Barbara Corcoran i Gary Vaynerchuk. Na podstawie tych rozmów Dumas opracował listę 17 prostych kroków, umożliwiających pokonanie drogi od pomysłu, przez rozwój sprzedaży i marketingu, aż do stabilnej finansowo firmy.

Dzięki jego książce:

 • Odkryjesz kluczowe kroki, jakie podejmują odnoszący sukcesy przedsiębiorcy.

 • Rozwiejesz wątpliwości i przełamiesz obawy, które obecnie odczuwasz.

 • Unikniesz pułapek, w które wpadli niezliczeni założyciele własnych firm.

 • Zbudujesz „studnię wiedzy”, do której możesz sięgnąć za każdym razem, gdy potrzebujesz inspiracji lub motywacji.

Wszystko jest możliwe i osiągalne, musisz tylko zignorować ogrom koszmarnych rad, którymi zaśmiecone są media społecznościowe i internet, i po prostu wykonać opisane w tej książce 17 kroków. Czas pożegnać strach, wątpliwości i przywitać się z Twoją wersją niezwykłego sukcesu i przynoszącą dochody własną firmą.

 Wszyscy chcielibyśmy osiągnąć niepospolity sukces, a John Lee Dumas wyjaśnia, jak możemy to zrobić. Na podstawie własnych doświadczeń z budowania firmy od zera do wartości wielu milionów dolarów definiuje mądre i proste działania, które pozwalają uzyskać znakomite wyniki.

 - Dorie Clark, autorka książki Odkryj siebie na nowo; wykłada w Katedrze Kształcenia Menedżerów, Fuqua School of Business przy Duke University

Ambitni przedsiębiorcy mogą zacierać ręce, ponieważ właśnie na scenie pojawił się Dumas z gotową receptą na sukces – jasną, praktyczną i sprawdzoną mapą prowadzącą do celu. Znajdziecie tu znakomite pomysły, które pomogą wam zrobić pierwszy krok do własnej firmy.

 - Seth Godin, autor książki To jest marketing

 John Lee Dumas nigdy nie bał się otwarcie mówić o tym, co naprawdę trzeba zrobić, by wyróżnić się z tłumu i osiągnąć swoje cele. W tej książce kontynuuje tę tradycję. Przedstawia w niej sprawdzony model, który zainspiruje cię do znalezienia WŁASNEJ drogi do niepospolitego sukcesu.

 - Erica Mandy, założycielka i gospodyni, The NewsWorthy

Model Johna Lee Dumasa pozwoli ci osiągnąć własną wersję niepospolitego sukcesu. Ciężka praca i wytrwałość to bez wątpienia dwa elementy recepty na sukces, a ta książka jest jej elementem trzecim. Byłoby olbrzymim błędem jej nie przeczytać.

 - Neil Patel, NeilPatel.com

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 317

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 21 min

Lektor: Lee Dumas John

Oceny
4,2 (11 ocen)
5
3
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: The Common Path to Uncommon Success. A Roadmap to Financial Freedom and Fulfillment

Przekład: Bartosz Sałbut

Redakcja: Maryla Błońska

Korekta: Adam Kieryluk

Projekt okładki: Urszula Szkuta-Kruk

Skład i łamanie: Tomasz Gąska

Opracowanie wersji elektronicznej:

Copyright © 2021 John Lee Dumas

All rights reserved.

Copyright © 2022 for the Polish edition by MT Biznes Ltd.

All rights reserved.

Copyright © 2022 for the Polish translation by MT Biznes Ltd.

All rights reserved.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2022 r.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentów niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione. Wykonywanie kopii metodą elektroniczną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym, optycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Niniejsza publikacja została elektronicznie zabezpieczona przed nieautoryzowanym kopiowaniem, dystrybucją i użytkowaniem. Usuwanie, omijanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.

MT Biznes Sp. z o.o.

www.mtbiznes.pl

[email protected]

ISBN 978-83-8231-189-1 (format epub)

ISBN 978-83-8231-190-7 (format mobi)

By ściągnąć na siebie uwagę świata, wystarczy robić pospolite rzeczy w niepospolity sposób.

− George Washington Carver

Prolog

Zostałeś okłamany. W sumie to wszyscy zostaliśmy okłamani. Dlaczego? Większość ludzi nie chce, żebyś znał pewien prosty fakt.

Niepospolity sukces jest osiągalny, a prowadzi do niego całkiem pospolita droga.

W tej książce znajdziesz drogę, dzięki której osiągniesz wolność finansową i spełnienie.

Skąd we mnie taka pewność, że uda ci się osiągnąć niepospolity sukces? Sam kroczę tą drogą od 2012 roku. Po 32 latach problemów finansowych i braku poczucia spełnienia odnalazłem pospolitą drogę do niepospolitego sukcesu i już nigdy z niej nie zboczyłem.

Być może zastanawiasz się teraz: „Skoro ta droga jest tak pospolita, dlaczego nie wie o niej więcej ludzi?”. Odpowiedź jest prosta: „ekspertom” opłaca się komplikować sprawy, mącić wodę i wprowadzać niejasności do wszystkich spraw, które powinny być absolutnie jasne.

Dlaczego? Żeby mogli strzec dostępu do swoich tajemnic i pozostawać strażnikami „tajemnego klucza” do sukcesu, którym chętnie otworzą ci drzwi za jedyne 1997,97 dolara.

Naszym zadaniem jest uchronić cię przed mądrościami samozwańczych strażników. Musimy obalić wszystkie przeszkody, które oni rzucili nam pod nogi. Powinniśmy wkroczyć na pospolitą drogę do niepospolitego sukcesu.

Żyjemy w świecie nieograniczonych możliwości i natychmiastowego dostępu do informacji. Możliwości wywołują w nas podniecenie, a informacja daje nam władzę. Z tej książki dowiesz się, jak wykorzystać to podniecenie i zmaksymalizować władzę.

Dzisiaj się postawimy. Pospolita droga do niepospolitego sukcesu nie pozwala osiągnąć sukcesu z dnia na dzień. Należałoby ją raczej porównać do kompasu w podróży ku finansowej wolności i poczuciu spełnienia.

Dlaczego to właśnie ja postanowiłem podzielić się z tobą wiedzą o tej cudownej drodze? Przez 32 lata słuchałem strażników. Nie twierdzę, że moje życie układało się tragicznie, ale absolutnie nie można było powiedzieć, żebym zbliżył się do wolności w sferze finansów i uznał siebie za człowieka spełnionego.

Według kryteriów, jakimi kierowali się strażnicy, wszystko robiłem dobrze: w szkole średniej, na południu stanu Maine, uzyskałem dobrą średnią ocen. Później kształciłem się w Providence College dzięki wojskowemu stypendium ROTC. Gdy byłem na ostatnim roku studiów, nastąpił atak terrorystyczny na WTC i Pentagon, w związku z czym natychmiast zacząłem traktować służbę wojskową bardzo poważnie. Osiem miesięcy później ukończyłem studia z całkiem niezłą średnią i stałem się częścią pierwszego rocznika amerykańskich oficerów, rozpoczynających służbę po atakach z 11 września.

Po krótkim szkoleniu w Fort Knox w stanie Kentucky mój batalion został wysłany na 13-miesięczną akcję w ramach misji w Iraku. Nie ukrywam, że była to brutalna zmiana realiów. Z beztroskiego studenta stałem się dowódcą pododdziału złożonego z załóg czterech czołgów, czyli 16 żołnierzy. Miałem 23 lata i znalazłem się w Iraku, usiłując przeżyć.

Powiada się, że wojna to piekło. Podczas mojej 13-miesięcznej służby w Iraku czterech z podległych mi 16 żołnierzy złożyło największą ofiarę.

To było piekło.

Chcąc oddać im cześć, złożyłem pewne przyrzeczenie. Obiecałem sobie, że nigdy nie zgodzę się na życie, w którym zabraknie mi poczucia spełnienia. Obiecałem sobie, że nigdy nie przestanę gonić za szczęściem, a moje życie będzie warte tego, by żyć. Byłem to winien bohaterom, którzy polegli na polu chwały. Uznałem, że uczczę ich poświęcenie, stawiając w moim życiu na służbę, wartość i wdzięczność.

A potem dopadła mnie rzeczywistość.

Powrót z Iraku do „normalnego świata” nie był łatwy. Przed trzydziestką zmagałem się z napadami PTSD, nie umiałem znaleźć spełnienia ani szczęścia. Przeżyłem wojnę, nie miałem długów, otrzymałem przyzwoitą pracę, więc dlaczego czułem się taki nieszczęśliwy i niespełniony?

Dzisiaj rozumiem, skąd się to wszystko brało – nie prowadziłem takiego życia, do jakiego zobowiązałem się wobec moich czterech poległych żołnierzy. W moim życiu nie było służby. W moim życiu nie było wartości. W moim życiu nie było wdzięczności. Wybrałem pogoń za sukcesem, a właściwie za tym, co wówczas uważałem za sukces.

Sukces oznaczał dla mnie pieniądze, szacunek, a może nawet sławę.

Ta zakręcona definicja zaprowadziła mnie na studia prawnicze, z których po jednym, okropnym semestrze zrezygnowałem. Następnie rzuciłem się w świat finansów, w którym wytrwałem w moim boksie przez rok. Nie mogłem tego dłużej znieść i złożyłem wypowiedzenie. Spróbowałem również swoich sił w nieruchomościach, zarówno mieszkalnych, jak i komercyjnych. Wydawało mi się, że znajdę tam – jakże pożądane – wolność i spełnienie.

Nic z tego.

W ten sposób upłynęło mi sześć długich i nieszczęśliwych lat. Uratowało mnie to, że zawsze uwielbiałem czytać i słuchać o tym, w jaki sposób inni osiągają sukces. Podczas tych sześciu lat walki z samym sobą pochłaniałem dziesiątki książek biznesowych, brałem udział w internetowych seminariach i oczywiście słuchałem podcastów.

Któregoś dnia słuchałem podcastu biznesowego, którego gospodarz sięgnął po następujący cytat:

Nie próbuj być człowiekiem sukcesu, bądź raczej człowiekiem wartościowym.

− Albert Einstein

O tym, co wydarzyło się już po moim momencie olśnienia, opowiem szerzej w rozdziale 1, a póki co ograniczę się do stwierdzenia, że w tej konkretnej chwili postanowiłem zostać człowiekiem wartościowym.

Gdy nim zostałem, wreszcie mogłem osiągnąć upragnione cele w postaci wolności finansowej i spełnienia. Wreszcie byłem w stanie dotrzymać słowa danego w 2003 roku. Tak oto zyskałem możliwość opowiedzenia ci, w jaki sposób możesz wyruszyć w pospolitą drogę po niepospolity sukces.

Ta metoda działa.

A działa dlatego, że jest prosta. Działa, ponieważ jest ponadczasowa. Działa dzięki jednej, absolutnie podstawowej zasadzie:

Zaoferuj najlepsze rozwiązanie realnego problemu, a odniesiesz niepospolity sukces.

Ta książka poprowadzi cię pospolitą drogą aż do odniesienia niepospolitego sukcesu.

Jesteś gotów, żeby zacząć? Przewróć kartkę. Pospolita droga do niepospolitego sukcesu czeka.

Rozdział 1Znajdź swój świetny pomysł

Wszystko zaczyna się od pomysłu.

− Earl Nightingale

Zasada nr 1: Na początku pospolitej drogi do pospolitego sukcesu znajduje się pomysł. Świetny pomysł.

Starając się znaleźć taki właśnie świetny pomysł, ludzie popełniają dwa błędy.

Błąd nr 1: Wydaje im się, że świetny pomysł może sprowadzać się tylko do tego, czego są pasjonatami: „Uwielbiam babeczki! Otwieram cukiernię!”

Błąd nr 2: Wydaje im się, że świetny pomysł może sprowadzać się tylko do tego, na czym się bardzo dobrze znają: „Umiem programować, będę budował strony internetowe!”

W tym przypadku nie może być mowy o modelu albo/albo.

Tutaj nie chodzi o twoje pasje ani o to, na czym świetnie się znasz. Niezbędne są oba te elementy. Twój świetny pomysł musi stanowić połączenie twojej pasji i kompetencji.

Przeanalizujmy pierwszy scenariusz, oparty wyłącznie na zainteresowaniach. To ważne, by być pasjonatem tego, na czym opiera się świetny pomysł. Jeżeli jednak ta pasja to już wszystko, jeżeli nie oferujesz światu potrzebnego mu rozwiązania, to twój pomysł się nie przyjmie.

Wszyscy ludzie na ziemi funkcjonują zgodnie z jedną, wspólną zasadą: CJBZTM, czyli „co ja będę z tego miał”. Zapewne innym będzie się podobać, że postanowiłeś zająć się tym, co cię pasjonuje, ale jeżeli twoja pasja nie będzie im przynosiła żadnych bezpośrednich korzyści, nie zostaną twoimi klientami. Ty nie będziesz uzyskiwał z tego tytułu przychodów, a twój świetny pomysł nigdy nie będzie niczym więcej niż zwykłym hobby.

Scenariusz drugi przedstawia pomysł oparty wyłącznie na wiedzy. Świetnie, że są ludzie, którzy są w czymś dobrzy. Równie świetnie jest dzielić się swoją wiedzą ze światem. Jeżeli jednak dane zagadnienie cię nie pasjonuje, nie budzi w tobie entuzjazmu, nie ma szans, żebyś osiągnął w tej dziedzinie spełnienie.

Pospolita droga do niepospolitego sukcesu jest prosta, ale czasochłonna. Jeśli nie będziesz pasjonatem tego, co robisz, któregoś dnia stwierdzisz, że to już nie sprawia ci przyjemności i po prostu zrezygnujesz. Poza tym z pewnością będziesz miał do czynienia z konkurentami, którzy są pasjonatami tego, czym postanowiłeś się zająć, i to właśnie oni będą za każdym razem wygrywać.

Skoro znasz już wady dwóch powyższych scenariuszy, pomówmy o scenariuszu ostatnim.

W tym scenariuszu robisz to, czym się pasjonujesz i na czym się znasz. Twój pomysł budzi w tobie wielki entuzjazm i oferuje światu konkretną wartość. To właśnie twój świetny pomysł.

Najwyższy czas na ćwiczenie, dzięki któremu zidentyfikujesz swój świetny pomysł i na co dzień będziesz żyć w twojej strefie ognia.

To jak? Wchodzisz w to?

Twoja strefa ognia

Żeby wykonać to ćwiczenie, będziesz potrzebował kartki.

Podziel kartkę na dwie kolumny. Po lewej stronie napisz słowo pasja, a po prawej: wiedza.

Nastaw minutnik na pięć minut i kliknij „start”.

Przez całe pięć minut wypisuj wszystko, czym się pasjonujesz. Co cię ekscytuje? Co cię kręci? Czym interesowałeś się jako dziecko, a potem jako młody i dorosły człowiek? Co zrobiłbyś jutro, gdybyś miał kompletnie pusty kalendarz i żadnych obowiązków? Spisuj wszystko, co tylko przyjdzie ci na myśl.

Koniec czasu!

W porządku, czas przenieść się na prawą stronę. Znów nastaw minutnik na pięć minut i kliknij „start”.

Przez całe pięć minut wypisuj wszystko, na czym się świetnie znasz. Jakie umiejętności nabyłeś? W czym jesteś dobry? Jakiego rodzaju doświadczenie zgromadziłeś przez lata?

Proś rodzinę i znajomych, by odpowiedzieli dla ciebie na pytanie: Co (twoje imię) robi dobrze? Możesz być zaskoczony, że inni mają cię za eksperta w dziedzinach, które dla ciebie są czymś zupełnie „normalnym”.

Koniec czasu!

Teraz zacznij się zastanawiać, w jakich obszarach twoje pasje łączą się z twoimi kompetencjami – w których dziedzinach twoja ciekawość przekłada się na to, co wiesz.

Zacznij łączyć strzałkami swoje zainteresowania z kompetencjami. Wszystkie te połączenia wyznaczają twoją strefę ognia. To z niej wybierzesz swój świetny pomysł.

Moją historię opowiem kawałek dalej, chciałbym tutaj jednak od razu opisać przykład jednej z moich stref ognia.

Po stronie zainteresowań napisałem: „rozmawianie z odnoszącymi sukcesy przedsiębiorcami”.

Po stronie wiedzy napisałem: „rozmowy i wystąpienia publiczne za czasów pracy w amerykańskiej armii oraz sektorze finansów przedsiębiorstw”.

Uświadomiłem sobie, że te dwa elementy tworzą potencjalną strefę ognia, więc połączyłem je strzałką.

Zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób mógłbym połączyć tę pasję z tą konkretną umiejętnością i wtedy doznałem olśnienia: podcast.

Uwielbiałem słuchać podcastów, w których prowadzono wywiady z odnoszącymi sukcesy osobami. Wcześniej sam zawodowo zajmowałem się prowadzeniem wywiadów. Może zatem powinienem zacząć nagrywać podcast, w którym rozmawiałbym z odnoszącymi sukcesy przedsiębiorcami i opowiadał o nich światu?

Mój świetny pomysł nabrał kształtów, zatem trzeba było zacząć działać.

Mój świetny pomysł

Spojrzałem w lustro.

„32 lata”.

Wymówiłem te słowa z nutą obrzydzenia, chociaż moje życie było dotąd całkiem niezłe. Część mojej historii już znasz: 18 wspaniałych lat w małym miasteczku w stanie Maine, w normalnej rodzinie, z mnóstwem ciepłych wspomnień. Cztery niesamowite lata w Providence College w Rhode Island jako kadet ROTC oraz student amerykanistyki. Cztery trudne lata jako oficer w czynnej służbie w wojsku.

W wieku 26 lat przeszedłem do rezerwy i zrobiłem sobie roczną przerwę, by uczyć się hiszpańskiego w Gwatemali. Zwiedzałem zachodnie wybrzeże Kostaryki i przygotowywałem się do egzaminów wstępnych na studia prawnicze. Egzaminy poszły mi całkiem nieźle, więc wróciłem do Rhode Island, by podjąć naukę w Roger Williams Law School. Niezwykle ekscytowałem się faktem, że oto zaczyna się nowy rozdział mojego życia.

Nie nastąpiło to od razu, ale po kilku tygodniach rozumiałem już, jak wielki popełniłem błąd. Coś było nie tak – na studiach prawniczych byłem najzwyczajniej nieszczęśliwy.

Dziwne uczucie. Nigdy wcześniej nie byłem tak nieszczęśliwy, nawet w najgorszych chwilach w Iraku tak się nie czułem. Dzisiaj rozumiem, że dopadł nie PTSD, wtedy jednak nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nie mogłem się na niczym skupić, więc długie godziny nauki na studiach były dla mnie istną męczarnią. Dotrwałem do końca semestru z pełną świadomością, że na kolejny już nie wrócę.

Zarezerwowałem bilety na długą podróż po Indiach i Nepalu, odbyłem jedną z najtrudniejszych rozmów z rodzicami (a kilka ich już było) i wyruszyłem na poszukiwania mojej wersji Jedz, módl się, kochaj.

Indie okazały się wspaniałe. Dokładnie tego było mi trzeba: ucieczki od „prawdziwego świata”.

Podobały mi się: tamtejszy gwar, upał, kultura, jedzenie oraz olbrzymie masy ludzi, które otaczały mnie podczas mojej podróży po Indiach i Nepalu. Kulminację tamtego wyjazdu stanowiła dwunastodniowa piesza wyprawa w Himalajach, z podejściem do obozu wspinaczkowego pod Annapurną, dziesiątą najwyższą górą świata. Jednocześnie wiedziałem, że nie mogę wiecznie chować się w bezpiecznych ramionach Indii i Nepalu. Po czterech miesiącach braku jakichkolwiek obowiązków byłem gotów, by podjąć kolejną próbę powrotu do aktywności zawodowej.

Tym razem postanowiłem zainteresować się sektorem finansowym. Pomyślałem sobie, że to wysokie tempo, mnóstwo pieniędzy i spory szacunek. Dostałem pracę w firmie John Hancock w Bostonie i pierwszy rok tam sprawił mi dużo frajdy. Dużo się uczyłem, dobrze zarabiałem i miałem poczucie, że to dobra ścieżka kariery.

Wtedy wybuchł kryzys finansowy, ten z 2008 roku. Przyglądałem się, jak z banków Bear Stearns i Lehman Brothers ludzie wychodzą na ulicę z kartonami w rękach. Przez moją firmę również przetoczyła się fala zwolnień. Ja co prawda przetrwałem, ale mój entuzjazm dla sektora finansowego gwałtownie osłabł. Na zawsze zapamiętam dzień, w którym my, pozostali pracownicy, zostaliśmy zagonieni do jednego pomieszczenia, gdzie usłyszeliśmy od prezesa: „Wszyscy zebrani w tej sali znajdują się tutaj, ponieważ chcemy was tu mieć. Jeżeli jednak ktoś nie jest gotowy być z nami na 100 procent w tej trudnej sytuacji, to właśnie teraz powinien wyjść”.

Te słowa mocno mnie uderzyły.

Zrozumiałem, że moje zaangażowanie nawet nie zbliża się do 100 procent i w związku z tym jestem winien zarówno firmie, jak i sobie, żeby opuścić tę salę.

Po tamtym zebraniu poszedłem do mojego biurka, wpisałem w Google: „wypowiedzenie”, zmieniłem kilka słów w gotowcu i wydrukowałem. Podpisałem na dole, po czym wręczyłem dokument mojej szefowej. Jestem przekonany, że pomyślała sobie: „Czy ten dzieciak zwariował? Odchodzić w takim momencie?”.

Przyspieszę trochę tę opowieść, żeby dotrzeć do meritum, a konkretnie do mojego świetnego pomysłu.

Następną pracę znalazłem jako handlowiec w niewielkim start-upie technologicznym w Nowym Jorku. Samo miasto bardzo mi się podobało, ale praca okazała się niewypałem i już po pół roku drukowałem kolejne wypowiedzenie.

Doszedłem do wniosku, że mam serdecznie dość długich i zimnych zim w Nowej Anglii. Uznałem, że tak naprawdę chcę mieszkać w San Diego i sprzedawać nieruchomości.

Dlaczego? W sumie do dziś tego nie wiem.

Jako człowiek czynu wskoczyłem jednak w samochód, przejechałem przez cały kraj i wynająłem sobie kawalerkę w Pacific Beach w San Diego, jedną przecznicę od oceanu.

W nieruchomościach szło mi nieźle, pokochałem styl życia typowy dla południowej Kalifornii i poznałem Kate, miłość mojego życia! (Nic nie dzieje się bez powodu). Moje jako takie sukcesy zawodowe w San Diego skłoniły mojego krewnego z Maine do zaproponowania mi pracy.

Chodziło o pracę w drugiej największej agencji handlu nieruchomościami w Maine z perspektywą stania się wspólnikiem po pięciu latach. Z Maine wyjechałem przed ponad dziesięciu laty, więc perspektywa powrotu do rodzinnego stanu i mieszkania blisko rodziny wydała mi się kusząca. Przyjąłem propozycję, przeprowadziłem się i zamieszkałem w wygodnym mieszkaniu w Portland, nieopodal mojej nowej pracy.

Wydawało mi się, że tym razem osiedlam się tam na długo, co w sumie stanowi dość odważną deklarację w ustach kogoś, kto w pięciu minionych latach odszedł z wojska, podróżował po Ameryce Środkowej, próbował swoich sił na studiach prawniczych, uciekł do Indii, posmakował sektora finansów, próbował przebić się w Nowym Jorku, skąd ruszył na zachód, do San Diego.

Świetnie mieszkało mi się w moim apartamencie, cieszyłem się ze wznowienia życia rodzinnego oraz ponownych spotkań z dawnymi przyjaciółmi i ogólnie żyłem w przekonaniu, że czeka mnie świetlana kariera. Potem w Maine nastąpił największy dołek w handlu nieruchomościami od kilkudziesięciu lat.

To był koszmarny rok.

Pamiętam, jak ciężko pracowałem nad finalizacją jednej transakcji, a gdy wszystko w końcu dopiąłem, otrzymałem 316 dolarów prowizji. Po roku miałem wątpliwości, czy właśnie tym powinienem się w życiu zajmować. Co prawda, na rynku nieruchomości komercyjnych zaczął się boom, ale stwierdziłem, że mnie to zupełnie interesuje.

Co innego miałem jednak robić? Znowu zaczynać wszystko od zera? Wiedziałem, że jestem w takich nowych początkach dość dobry, ale wiedziałem również, jakie to jest wyczerpujące.

Byłem gotów, by budować coś, z czego mógłbym być dumny. Coś, do czego podchodziłbym z pasją. Coś, w czym byłem dobry.

To właśnie wtedy wyruszyłem w podróż, która doprowadziła mnie do mojego świetnego pomysłu.

* * *

Załadowałem ulubione podcasty na iPoda Nano i poszedłem pobiegać. Wiedziałem, że to koniec mojej „kariery” w nieruchomościach. Tylko, co miałem robić dalej? Miałem 32 lata. Czy na tym etapie nie powinienem być już ustatkowany zawodowo i odnosić sukcesy?

Co było ze mną nie tak?

Gdy się tak nad sobą użalałem, mój mozg sam skupił się na bieżącym podcaście. Prowadzący cytował akurat Alberta Einsteina, którego słowa wmurowały mnie w ziemię. Tak oto dotarliśmy do wspomnianego już momentu olśnienia.

Nie próbuj być człowiekiem sukcesu, bądź raczej człowiekiem wartościowym.

− Albert Einstein

Wow!

Jak już wspominałem, poczułem się tak, jak gdyby ktoś wyciągnął rękę z moich słuchawek i z całej siły mnie spoliczkował. Odczuwając pieczenie na twarzy po tym uderzeniu, przypominałem sobie kolejne popełniane błędy. Odkąd odszedłem z wojska, goniłem za sukcesem w moim własnym, wypaczonym rozumieniu.

Sądziłem, że zostając prawnikiem, zdobędę szacunek.

Sądziłem, że wchodząc do sektora finansowego, zbiję majątek.

Sądziłem, że w nieruchomościach znajdę wolność i spełnienie.

Źle, źle, źle.

Teraz w końcu zrozumiałem, o co w tym chodzi. Poświęcałem całą energię na próby zostania mitycznym człowiekiem sukcesu, ale jaką oferowałem wartość? Po zastanowieniu się doszedłem do dość prostego wniosku, że żadną.

Na szczęście Albert nawet zza grobu umiał podzielić się swoją receptą na sukces. Zostać człowiekiem wartościowym. Do dzisiaj pamiętam żarówkę, która tamtego dnia rozbłysła mi nad głową. Postanowiłem wtedy, że zostanę kimś, kto oferuje innym konkretną wartość. Reszta miała się ułożyć sama.

Nie znałem moich kolejnych kroków, wiedziałem za to, że pogoń za sukcesem uczyniła mnie nieszczęśliwym, niespełnionym i zdezorientowanym. Nie za bardzo miałem cokolwiek do stracenia, więc czemu nie spróbować z tą wartością?

Biegłem dalej przed siebie, usiłując jakoś odnaleźć się w tych nowych przemyśleniach. Jaką wartość mógłbym zaoferować światu? Potem zadałem sobie jedno pytanie, które wszystko zmieniło: „Co takiego nie istnieje w świecie, a chciałbym, żeby istniało?”.

Przez głowę przewinęło mi się kilka myśli, ale nic takiego, co stanowiłoby świetną okazję do wykorzystania. Wtedy przypomniała mi się niedawna rozmowa, w której skarżyłem się na podcasty:

„Uwielbiam podcasty z udziałem odnoszących sukcesy przedsiębiorców, którzy opowiadają swoją historię. Problem w tym, że każdy podcast publikuje nowy odcinek raz na tydzień i szybko zaczyna brakować mi treści, muszę czekać na nowe odcinki! Szkoda, że nie ma podcastu, który publikowałby coś codziennie. Słuchałbym czegoś takiego!”

Żaróweczka numer dwa!

Dlaczego nie miałbym nagrywać podcastu? Dlaczego nie miałbym „zostać zmianą, jaką chciałbym zaobserwować na świecie?”, jak ujmował to Mahatma Gandhi? Wtedy postanowiłem, że zostanę taką właśnie zmianą. Postanowiłem, że zaoferuję konkretną wartość w postaci bezpłatnego, wartościowego i codziennego podcastu, w którym będę prowadził wywiady z przedsiębiorcami odnoszącymi największe sukcesy.

Nie miałem pojęcia, dokąd zaprowadzi mnie ta droga, ale zamierzałem coś w ten sposób osiągnąć. Po raz pierwszy w życiu postanowiłem zostać człowiekiem wartościowym i czułem się z tym znakomicie.

Moja dalsza droga nie zawsze była usłana różami, żeby nie powiedzieć, że była dość wyboista. Nigdy nie zapomnę jednak żarówki, która rozbłysła mi nad głową w związku ze słowami Alberta Einsteina. Na każdym kolejnym rozstaju dróg dokonywałem wyboru, kierując się wartością. W następnych ­rozdziałach będę jeszcze niejednokrotnie pisał o tej podróży, ale i tak chciałbym na koniec tego rozdziału zdradzić kilka szczegółów.

Pierwsze 365 dni prowadzenia podcastu Entrepreneurs on Fire było bardzo przyjemne (i trudne), nie było natomiast szczególnie dochodowe. Po całym roku pracy uzyskaliśmy przychód na poziomie zaledwie 27 tysięcy dolarów. Mimo to ani na moment nie odszedłem od ideału dążenia do tego, by być człowiekiem wartościowym. Pieniądze nie płynęły szerokim strumieniem, ale ja po raz pierwszy w życiu budziłem się codziennie z poczuciem sensu i ekscytacji. Płonął we mnie ogień. Każdego kolejnego dnia skupiałem się na oferowaniu bezpłatnych, wartościowych i konsekwentnych treści, dzięki czemu grupa naszych słuchaczy rosła.

W trzynastym miesiącu coś w końcu zaskoczyło i odnotowaliśmy pierwszy miesiąc ze 100 tysiącami dolarów zysku netto. To był punkt przełomowy. Od tamtej pory mieliśmy już dobrze ponad 100 takich miesięcy z rzędu, czyli miesięcy, w których osiągnęliśmy zysk netto powyżej 100 tysięcy dolarów. Nasze wyniki finansowe dokumentujemy w comiesięcznych raportach finansowych i publikujemy je na stronie EOFire.com/income.

Raporty te okazały się jedną z najpopularniejszych stron w ramach naszego serwisu internetowego. Najwyraźniej nasi słuchacze doceniają ten rodzaj przejrzystości. Przedstawiamy w szczegółach rozmiary naszego sukcesu finansowego w nadziei na to, że komuś da on do myślenia i zainspiruje go do wymyślenia czegoś nowego, godnego naśladowania. Jednocześnie chcemy pokazywać nasze liczne błędy – przestrzegać innych, czego robić nie powinni. Żeby rzecz miała jeszcze więcej sensu, w pracach nad tymi raportami udział biorą nasz księgowy i nasz prawnik – w ten sposób dzielimy się poradami i wskazówkami dla przedsiębiorców rozwijających własne firmy.

Zawsze wracamy w końcu do tego samego pytania: „Drodzy słuchacze, w jaki sposób możemy zaoferować wam jeszcze większą wartość?”.

Od uruchomienia podcastu Entrepreneurs on Fire opublikowałem ponad 2500 wywiadów. Całkowita liczba pobrań odcinków naszego podcastu przekroczyła 85 milionów. Co miesiąc słucha nas ponad milion osób. Pojawili się u nas znakomici przedsiębiorcy, o których nigdy nie słyszałeś, jak i prawdziwe legendy przedsiębiorczości, jak Tony Robbins, Barbara Corcoran czy Gary Vaynerchuck.

Przez lata rozwinęliśmy się i prowadzimy największą na świecie społeczność podcastingową (Podcasters’ Paradise). Opublikowałem cztery dzienniki i opracowałem dla naszych słuchaczy liczne bezpłatne kursy, zawsze kierując się podstawową zasadą: „W jaki sposób możemy zaoferować jeszcze większą wartość?”.

Dzisiaj uważam, że Entrepreneurs on Fire odniósł tak duży sukces, ponieważ stanowił najlepsze rozwiązanie rzeczywiście istniejącego problemu. Czy to podcast dla wszystkich? Zdecydowanie nie. Udało nam się jednak wypełnić rynkową lukę, a w rezultacie ja uzyskałem niezależność finansową i poczucie spełnienia.

Pozostała część tej książki poprowadzi cię typową ścieżką do niebywałego sukcesu. Dołącz do nas w tej podróży do niezależności finansowej i spełnienia. Przygotuj się na zapłon.

Droga przedsiębiorcy do niepospolitego sukcesu

Hal Elrod i rozpoznanie jego świetnego pomysłu

Poziom sukcesu rzadko przekracza poziom rozwoju osobistego, ponieważ sukces przyciąga się ku sobie, zostając odpowiednim człowiekiem.

− Jim Rohn

Hal Elrod miał się źle – fizycznie, emocjonalnie i mentalnie. Jego życie zamieniło się w wir rozpaczy. Spoglądał na siebie w lustro i zastanawiał się: Jak się tu znalazłem?

Przez większość życia zawodowego Hal odnosił wielkie sukcesy. Był jednym z najlepszych przedstawicieli handlowych w historii firmy Cutco. Odszedł z tej świetnie płatnej pracy, by otworzyć własną praktykę coachingową. Postanowił, że będzie pomagał innym handlowcom z Cutco, właścicielom firm oraz przedsiębiorcom w ulepszaniu stosowanych przez nich systemów sprzedaży. Interesy szły mu świetnie.

Nagle przestały.

Krach finansowy z 2007 roku spowodował, że biznes Hala stanął w miejscu. Elrod stracił połowę klientów. Zaciągnął 52 tysiące dolarów długów na kartach kredytowych. Do drzwi jego domu przyklejono informację o dacie licytacji i eksmisji. Hal był zestresowany, przytłoczony i zupełnie nie wiedział, co ma z tym wszystkim zrobić. Odsetek tkanki tłuszczowej w jego organizmie uległ potrojeniu.

Na szczęście do pionu przywrócił go przyjaciel, Jon Berghoff: „Hal, musisz zacząć wstawać wcześnie rano, ćwiczyć i słuchać przy tym poradników samorozwoju. Jeśli chcesz udoskonalić swoją firmę, musisz najpierw udoskonalić samego siebie”.

Hal nie należał do rannych ptaszków, ale osiągnął już poziom desperacji. Nazajutrz rano wstał wcześnie i poszedł pobiegać. Nienawidził biegania. Odpalił nagranie z seminarium Jima Rotha i dalej nienawidził życia i świata.

Tak naprawdę słuchał tego nagrania tylko jednym uchem, jednak w pewnej chwili dotarło do niego zdanie, które wstrząsnęło nim do głębi: „Poziom sukcesu rzadko przekracza poziom rozwoju osobistego, ponieważ sukces przyciąga się ku sobie, zostając odpowiednim człowiekiem”.

Hala wmurowało w ziemię.

W ogóle nie zajmował się rozwojem osobistym, a jego poziom sukcesów zawodowych stanowił tego proste odzwierciedlenie. Stojąc chłodnym rankiem na rogu ulicy, postanowił, że raz na zawsze odmieni ten aspekt swojego życia. Z nowym poczuciem sensu pobiegł do domu, usiadł do komputera i zaczął szukać informacji o nawykach i rutynach osób odnoszących największe sukcesy.

Ta fraza wyszukiwania otworzyła mu drogę do najróżniejszych przeciekawych informacji, ponieważ trafiał dzięki niej na miliarderów, światowej klasy sportowców i innych ludzi osiągających najlepsze wyniki. Po jakimś czasie Hal zaczął dostrzegać prawidłowości, powtarzające się cechy i nawyki. Doszedł do wniosku, że sukces nie jest szczególnie skomplikowany. Sukces sprowadza się do garści zasad, których na co dzień trzymają się ludzie uzyskujący najlepsze wyniki w swoich dziedzinach.

W pierwszej kolejności Hal zwrócił uwagę, jak ważna jest poranna rutyna. Wystarczyło, że chwilę się nad tym zastanowił, by zrozumiał, że to zupełnie logiczne. Poranek to najlepsza pora, by zapewnić sobie najlepszą formę fizyczną, mentalną, emocjonalną i duchową. Odpowiednia poranna rutyna pomaga się uczyć, rozwijać, udoskonalać wszystkie aspekty naszego życia. Potem, kiedy staniemy się już lepszą wersją samych siebie, możemy wykorzystać ten fakt we wszystkich interakcjach z całego dnia. Człowiek ma wtedy więcej energii, większą motywację oraz efektywniej robi wszystko to, co ma do zrobienia.

W ramach następnego kroku Hal postanowił wskazać najlepsze nawyki związane z rozwojem osobistym i opracować na ich podstawie własny system. Po licznych próbach i błędach zdecydował się na model złożony z sześciu praktyk, które jego zdaniem miały największe znaczenie dla osiągania trwałych sukcesów. Z pierwszych liter tych sześciu słów stworzył znany dzisiaj na całym świecie akronim SAVERS: silence (milczenie), affirmation (afirmacja), visualization (wizualizacja), exercise (ćwiczenia fizyczne), reading (czytanie) scribing (pisanie pamiętnika).

Dysponując gotowym systemem, Hal wziął się do pracy. Liczył na to, że po sześciu–dwunastu miesiącach będzie mógł zaobserwować pierwsze sukcesy uzyskane dzięki temu systemowi. Rzeczywistość przerosła jego najśmielsze oczekiwania.

Po zaledwie dwóch miesiącach Hal podwoił dochody, osiągnął życiową formę fizyczną, całkowicie pozbył się również depresji. Realia gospodarcze się pogarszały, ale biznes Hala kwitł.

Dlaczego? Ponieważ kwitł sam Hal.

Hal powiedział żonie, że wydaje mu się, że to cud. Ona odpowiedziała mu tak: „To twój poranek cudów”. Wtedy też narodził się cały ruch.

Przez kolejne trzy lata Hal testował i doskonalił opracowany przez siebie poranek cudów. Dwunastego grudnia 2012 roku (12.12.2012) własnymi siłami wydał The Miracle Morning (Fenomen poranka)i książka zaczęła się świetnie sprzedawać. Hal sprzedał jej już ponad 2 miliony egzemplarzy. Ukazała się ona w 37 innych krajach, a społeczność Miracle Morning na Facebooku liczy już ponad 265 tysięcy członków.

Jego misja zakłada poprawę świadomości ludzkości poranek po poranku.

Dwunastego grudnia 2020 roku (12.12.2020) ukazał się film The Miracle Morning i mogę tu z dumą napisać, że Hal ujął w tym niesamowitym filmie również moją poranną rutynę. Naprawdę gorąco polecam!

Jeśli chodzi o znajdowanie swojego świetnego pomysłu, Hal radzi mądrze: „Twój świetny pomysł może już stanowić element twojego życia, tylko ty jeszcze o tym nie wiesz. Może chodzić na przykład o jakiś nawyk lub działania, które skutecznie podejmujesz w swoim życiu. Przecież to nie tak, że ja te zasady wymyśliłem. Są ponadczasowe, stosowane od wieków. Ja tylko połączyłem je w system, który się dla mnie sprawdza. Gdy uświadomiłem sobie, że może on również pomóc innym, od razu poczułem, że muszę podzielić się nim ze światem”.

Hal miał problem. Opracował znakomite rozwiązanie. Rozwiązanie to przerodziło się w jego świetny pomysł, który porusza obecnie miliony ludzi na całym świecie.

Halu Elrodzie, dziękuję!

Więcej informacji o Halu można znaleźć na stronie HalElrod.com.

Więcej wartościowych materiałów znajdziesz w bezpłatnym dodatku do tej książki, dostępnym na stronie: EOFire.com/success-course.