Jak zdradzają Polacy - Dariusz Korganowski, Patryk Szulc, Zuzanna Szulc - ebook

Jak zdradzają Polacy ebook

Dariusz Korganowski, Patryk Szulc, Zuzanna Szulc

3,1

Opis

Pierwsza książka o kulisach pracy detektywa.

Szokująca opowieść o pracy prywatnego detektywa, który śledzi zdradzających.

Zdrada, czyli drugie życie. Każdy o tym słyszał. Niektórzy to zrobili. A są i tacy, którzy się w tym wyspecjalizowali. I wtedy pomóc może tylko detektyw.

Czasami romans bywa jeden i krótki, a czasami skłania ludzi do zorganizowania sobie długiego, alternatywnego, równoległego życia. Czasami zdradzany małżonek ma pewność, że partner jest nieuczciwy, a czasami tylko podejrzenie. Bohater książki Dariusz Korganowski przekonuje, że wtedy należy rozważyć wizytę u profesjonalnego prywatnego detektywa. Tylko w ten sposób dowody, będą miały sprawczą moc procesową i zostaną uwzględnione przez sąd na przykład w trakcie sprawy rozwodowej.

Facet, który piętnaście lat miał drugą rodzinę, romans w korporacji, ksiądz nieuznający celibatu, przyjaciółka domu, która zastępowała żonę czy szwagier sypiający z żoną brata - autentyczne historie i brak tematów tabu.
Czy istnieje zdrada doskonała? Podobno nie, ale "Jak zdradzają Polacy" zawiera cały szereg wskazówek dla obu stron - zdradzających i zdradzanych. Jakie ślady zostawia zdradzający, czego nie widzi zdradzany i dlaczego detektyw musi być też psychologiem? Nieocenzurowana opowieść, po której zastanowisz się, czy zdradzić i jak nie być zdradzanym…
I czy zawsze otwierać drzwi dostawcy pizzy…

Zuzanna Szulc - dziennikarka i autorka publikacji o tematyce kryminalnej, a z wykształcenia rusycystka wciąż czynna zawodowo. Współautorka internetowego programu kryminalnego "Podejrzani" na platformie YouTube i książki "Świadek koronny. Sprzedał Carringtona, króla spirytusu".

Patryk Szulc - dziennikarz śledczy, z wykształcenia prawnik. Specjalizuje się w tematyce przestępczości zorganizowanej. Dawniej związany m.in. z "Gazetą Wyborczą" i "Dziennikiem Łódzkim". Publikował też w "Dzienniku Gazecie Prawnej" oraz magazynach kryminalnych "Reporter” i "Detektyw". Twórca internetowego programu kryminalnego "Podejrzani" na platformie YouTube i współautor książki "Świadek koronny. Sprzedał Carringtona, króla spirytusu".

Dariusz Korganowski - były funkcjonariusz policji pionów dochodzeniowo-śledczych i operacyjno-rozpoznawczych. Absolwent Szkoły Policji w Pile. Po odejściu ze służby w 2011 roku prywatny detektyw, specjalizujący się w sprawach kryminalnych i zdradach małżeńskich. Założyciel grupy TOP Detektyw.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 186

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,1 (30 ocen)
7
4
9
6
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Copyright

© Dariusz Korganowski & Zuzanna Szulc

& Patryk Szulc, 2020

 

Projekt okładki

Paweł Panczakiewicz

 

Redaktor wydania

Michał Nalewski

 

Zdjęcia na wkładkach

archiwum prywatne autorów,

© jurgenfr/Shutterstock,

New Africa/Shutterstock,

Pressmaster/Shutterstock,

Antonio Guillem/Shutterstock,

plprod/Shutterstock

 

Redakcja

Renata Bubrowiecka

 

Korekta

Maciej Korbasiński

 

ISBN 978-83-8234-535-3

 

Warszawa 2020

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

 

Dariusz Korganowski: Wyobraźcie sobie taką sytuację – kobieta podejrzewa męża o zdradę i chce, żebyśmy to dla niej sprawdzili. Jeździmy za facetem przez kilka dni, ale generalnie nic nam z tego nie wychodzi, bo gość jest bardzo elektryczny. Jak rozmawia przez telefon, to chowa się tak, aby nikt go nie słyszał. Jak pisze esemes, zasłania wyświetlacz telefonu. Nie spotyka się za bardzo z innymi ludźmi, w domu zawsze jest na czas. Mieliśmy tylko jeden punkt zaczepienia – wieżowiec na jednym z warszawskich osiedli, do którego przyjeżdżał kilka razy, zawsze maksymalnie na godzinę.

 

Patryk Szulc: I co on tam robił?

Dariusz Korganowski: Poczekaj… Problem z tym wieżowcem był taki, że nie wiedzieliśmy, do którego mieszkania on tam przyjeżdżał, a w pobliżu nie było żadnego innego budynku, z którego moglibyśmy prowadzić obserwację. No ale wkrótce okazało się, że to był bardziej problem naszego figuranta niż nasz…

 

P.S.: Jak to?

D.K.: Mieliśmy taką zajebistą kamerę z potężnym przybliżeniem, liczonym nawet nie w metrach, ale w kilometrach. Z klatki schodowej bloku oddalonego o jakieś siedemset czy może nawet osiemset metrów podejrzeliśmy okna mieszkań w tym wieżowcu, gdzie przyjeżdżał pan mąż. I trafiliśmy go – na dwudziestym piętrze!

 

Zuzanna Szulc: Faktycznie zdradzał żonę?

D.K.: I to jeszcze jak! Dupczył tam na przemian dwie dziewczyny. Robili tam wszystko – od przodu, od tyłu, w usta, w dupę – i to po kilka razy. Miał facet zdrowie! Pamiętam, że raz, jakoś późnym wieczorem, jednej z tych kobiet musiał powiedzieć coś przykrego, bo zamiast bzykania ona stała przy oknie i płakała. On ją przytulał, a do nich przytuliło się… małe dziecko – dziewczynka, która przyszła z drugiego pokoju. Miała może trzy, cztery lata.

 

Z.S.: Czyli nawet najbardziej ostrożni ludzie popełniają błędy?

D.K.: Zdecydowanie. Jego zgubiła pewność siebie. Myślał, że na dwudziestym piętrze, gdzie przed nim jest tylko otwarta przestrzeń, nie ma żadnego ryzyka. Nawet nie zasłaniał okna, bo przecież po co. W sumie mu się nie dziwię, bo sam jeszcze nie wierzę, że mamy taką kamerę, która nawet z półtora kilometra w dobrej jakości nagrałaby, co dzieje się w konkretnym mieszkaniu. Niestraszne jej też są jakieś takie zwykłe prześwitujące firanki. Wystawił się nam jak na talerzu z całym swoim „sprzętem”, a dla nas praca z odległości była o tyle łatwiejsza, że mogliśmy być maksymalnie dyskretni i nie rzucać się w oczy w jego otoczeniu.

 

P.S.: Jak ta sprawa się zakończyła?

D.K.: Oczywiście rozwodem. Mąż regularnie zdradzał żonę z kilkoma kobietami. Każdej obiecywał, że będzie z nią na stałe. Jednej z nich zmajstrował dzieciaka, tę dziewczynkę. Nasze materiały z obserwacji były miażdżącym dowodem jego winy w sądzie. Z tego, co wiem, facet nie jest już ani z żoną, ani z żadną z tych kobiet.

 

P.S.: Powiedz jeszcze coś więcej na temat tej kamery z dużym przybliżeniem.

D.K.: To sprzęt ze Stanów Zjednoczonych. Kamera o naprawdę bardzo dużych możliwościach. Potrafi w dobrej jakości zarejestrować obraz nawet z dwóch kilometrów. Trzeba tylko nagrywać z odpowiedniego miejsca – dość wysoko, pod właściwym kątem, lepiej za dnia niż w nocy, no i nie pod słońce. Oczywiście na trasie nie może być obiektów, które zasłonią rejestrowane miejsce, a wbrew pozorom w mieście nie jest to takie łatwe. Z nieco mniejszej odległości, rzędu kilkuset metrów, jest w stanie zarejestrować, co dzieje się w mieszkaniu za cienką firanką. Pliki wideo tego typu zajmują sporo miejsca, dlatego konieczna jest do zestawu szybka i pojemna karta pamięci. Trzeba jednak zaznaczyć, żeby ludzie czytający tę książkę nie powiedzieli potem: „Co on pierdoli?!”, że dobra jakość nagrania w naszym rozumieniu to jakość pozwalająca na zidentyfikowanie zarejestrowanych osób i wykonywanych przez nie czynności. Nie jest to więc jakość filmu kinowego super full HD 16K.

Jeśli nagranie uzupełnia materiał zdjęciowy – od momentu wejścia obserwowanej osoby do budynku, przez pojawienie się jej w mieszkaniu, aż po wyjście z budynku – i sprawozdanie, mamy kompletny materiał procesowy do danej sytuacji.

 

OD NARRATORA

DARIUSZ KORGANOWSKI

Pomysł napisania książki wziął się z mojego bardzo krytycznego podejścia do branży detektywistycznej jako funkcjonariusza policji, a dziś właśnie prywatnego detektywa. Standardy pracy w policji i zdobyte przeze mnie doświadczenie znacznie odbiegają od standardów obowiązujących na rynku cywilnym i ich wizji przedstawianej w tele­wizji. Praca prywatnego detektywa powinna być postrzegana przez osoby wykonujące ten zawód jak misja, podobnie jak swoją funkcję rozumie każdy prawdziwy gliniarz. Powierzenie odpowiedzialności komuś takiemu jak policjant czy prywatny detektyw to często ostatnia możliwość rozwiązania danej sytuacji. Jak więc zaufać komuś z przypadku, komu nagle zachciało się być detektywem i nie ma pojęcia o tej robocie? Dlatego tak ważne w tej branży są umiejętności z zakresu pracy operacyjnej, zdobyte na przykład w sektorze państwowym: otwarte myślenie, wykształcenie prawnicze czy psychologiczne i przede wszystkim ogromne zaangażowanie.

Spotkanie z Patrykiem i Zuzą zrodziło myśl o napisaniu książki. A głównym celem tego projektu miało być ukazanie prawdy o tym zawodzie. O tym, że detektyw w Polsce jest ostatnim ogniwem przewodu pokarmowego, który ma pomagać, chociaż nie ma zbyt wielu praw, za to multum ograniczeń, a na końcu można go już tylko wydalić. Bez odpowiednich narzędzi od ustawodawcy, bez możliwości działania w ramach określonego prawa, a w dodatku w zasadzie bez żadnych praw nie da się normalnie pracować. Naszym celem było zdementowanie mitów pokazywanych w programach telewizyjnych i w efekcie opisanie prawdziwych zdarzeń, a także wykazanie, że tak naprawdę praca detektywa to trudne zajęcie – nie każdy się do niego nadaje, a właściwie mało kto. Założyliśmy sobie przedstawienie historii prawdziwym językiem, bez ugładzania, ale też bez koloryzowania. Przyświecała nam myśl przekonania wielu do tego, że jeśli prowadzili warzywniak, to niech zostaną przy tym i nie próbują z dnia na dzień stać się Batmanem ratującym Gotham. Wyciągamy w tej książce wnioski z zepsucia branży detektywistycznej po deregulacji tego, jakże ważnego w obecnych czasach, zawodu i pokazujemy metody pracy, techniki oraz wszelkie obowiązki i wymogi spoczywające na detektywie, które często nie są przestrzegane. Jak w każdej branży bowiem i w tej pracują ludzie lepsi i gorsi, ale szacunek dla drugiego człowieka powinien być obecny zawsze.

Teraz, gdy piszę ten wstęp, przebywam z moimi ludźmi poza granicami Polski w obskurnym hotelu, gdzie temperatura doprowadza nas do szału – jest okropnie zimno. Każdy z nas po całodniowej obserwacji próbuje się ogrzać. Funkcjonujemy na tabletkach przeciwbólowych. O piątej rano przygotowuję każdemu wodę z cytryną – i nie jest to wbrew pozorom lek na kaca po całonocnym chlaniu. Dziś detektyw wcale nie ma czasu na zabawę, bo pracę kończy o czwartej nad ranem, a o siódmej zaczyna ją na nowo. To częściej człowiek ubrany w dobry garnitur, ale jeśli trzeba – w strój przystosowany do danej sytuacji, choćby dozorcy z miotłą czy dostawcy pizzy (oczywiście z pizzą w torbie). To człowiek wyspecjalizowany – jeśli jego działką są sprawy kryminalne, to nie obserwuje zdradzających mężów czy żon. Wiem, zapewne macie inne zdanie, ale – wierzcie mi – między waszymi wyobrażeniami a rzeczywistością istnieje przepaść. Zakładam więc, że czytając tę książkę, będziecie mieli mieszane uczucia. Gwarantuję wam jednak mimo wszystko dobrą zabawę i autentyczność wypowiedzi. Jeśli przeklinam, to prawdziwie, ale jeśli pojawi się smutek, to myślę, że też go odczujecie.

 

Niech więc każdy zajmie się swoim domem, własną rodziną, swoją miską i całym swoim życiem. Nie wpierdalaj się, człowieku, w życie innych – każdemu będzie wtedy lepiej. Pranie brudów zostawcie zawodowcom, którym zwyczajnie za to płacą. Nie niszczcie życia innym – budujcie własne, a będziecie szczęśliwi.

 

I tego wam wszystkim życzę…

 

OD AUTORÓW

PATRYK SZULC

Z bohaterem naszej książki, Darkiem – prywatnym detektywem, a dawniej funkcjonariuszem policji – poznaliśmy się w 2016 roku przy okazji realizacji pewnego wywiadu wideo. Darek, który działał już wtedy od kilku lat w sektorze prywatnym, interesował nas bardziej jako były policjant – z dużą wiedzą i doświadczeniem, przede wszystkim w walce z przestępczością zorganizowaną. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że nasze losy będą przeplatać się przez dłuższy czas. I to niekoniecznie ze względu na tematykę mafijną.

Wielokrotnie mieliśmy okazję pracować razem – raz Darkowi brakowało ludzi do części zleceń, innym razem to my chcieliśmy, aby wystąpił w naszym internetowym programie kryminalnym. Czasami wspólnie musieliśmy skorzystać z pomocy znajomych funkcjonariuszy różnych służb. Dziś mamy za sobą różne, mniej lub bardziej udane projekty czy przerwy w znajomości, kiedy próbowaliśmy całkowicie wycofać się z branży dziennikarskiej i postawić na coś zupełnie innego.

Jak można wywnioskować, nie do końca się to udało – z kilku powodów. Po pierwsze, gdy wejdzie się już w całe środowisko śledcze – od przestępców przez policjantów aż po detektywów – zwyczajnie trudno z niego wyjść. Można sprzedawać potem marchewki na osied­lowym bazarku, ale i tak w święta dostanie się esemesy z życzeniami od prawdziwych gangsterów i jeszcze bardziej prawdziwych psów – szybciej niż od krewnych. Po drugie, ta robota po prostu uzależnia. Często więc właśnie dlatego byli policjanci zostają detektywami i choć niekoniecznie muszą, pracują po dwadzieścia godzin na dobę, a rodzinę widują raz na miesiąc. Praca jest ich pasją, a adrenalina staje się potrzebna do życia prawie tak jak powietrze.

Pod tym względem z Darkiem jesteśmy tacy sami. Pomysł na książkę pojawił się dawno, w końcu dopiero teraz udało nam się nie tylko porozmawiać, ale też wcielić w role detektywów takich jak Darek i na własne oczy zobaczyć, na czym polega jego praca. Wiemy już, ilu wymaga ona wyrzeczeń, jak bardzo jest czasochłonna, a jednocześnie niezwykle wciągająca. Wiemy, jakie emocje towarzyszą ludziom, którzy byli zdradzani albo oszukiwani – niekiedy nawet przez całe życie. Co jednak najważniejsze – na własnej skórze doświadczyliśmy tego, jak niewiele wspólnego z rzeczywistością mają telewizyjne historie czy opowieści ludzi, którzy bardziej niż detektywami są zwykłymi showmanami. Budowane od lat mity musieliśmy więc wreszcie skutecznie obalić. Zakładaliśmy, że detektyw prowadzi głównie sprawy związane ze zdradami. Od byłego policjanta natomiast oczekiwaliśmy historii kryminalnych z dynamicznymi pościgami, zaskakującymi strzelaninami, zatrzymaniami niebezpiecznych przestępców. Ale z nieznanych nam wtedy powodów Darek nawet z najbardziej rozbudowanego i emocjonującego śledztwa z gangsterami w tle uciekał zawsze opowieścią do zdrad, rozwodów, problemów z dziećmi i alimentów. Nic specjalnego, nuda. I kiedy właśnie w trakcie jednej z takich rozmów pytaliśmy Darka o oszustwa, kradzieże czy rozboje, a on snuł dziesiątą z rzędu taką samą historię o kochankach rozbijających małżeństwa, zadzwonił telefon…

ZUZANNA SZULC

Pewnie zastanawiali się państwo, po co do męskiego duetu, znającego się naprawdę świetnie na swojej dziedzinie – czyli prywatnego detektywa i dziennikarza śledczego – potrzebna jest kobieta. Nie powiem zapewne nic odkrywczego, jeśli stwierdzę, że męski i damski punkt widzenia mocno od siebie odbiegają, ale myślę, że w tej książce zwrócicie na to niejednokrotnie uwagę.

Bliska relacja, podobne zainteresowania i wzajemny szacunek pozwoliły nam przeprowadzić szczere rozmowy, bez wstydu i krępacji. Żeby w pełni zrozumieć, na czym polega praca Darka, musieliśmy wcielić się w prywatnych detektywów i razem z nim jeździć na niektóre realizacje. Rozpoczynając pracę nad książką, mieliśmy w głowach scenariusze programów paradokumentalnych, wyobrażaliśmy sobie sprzęt niemalże taki jak w filmach science fiction i wielką ekipę kamerzystów. Pierwszym zaskoczeniem było dla nas poznanie schematu i techniki działania. Drugim – obalenie wielu wszechobecnych mitów. Ostatnim – odpowiedź na pytania: jak zdradzają Polacy i właściwie dlaczego to robią?

Do wielu tematów, które poruszyliśmy w tej książce, każdy z nas miał inne podejście – Darek opowiadał o nich chłodno, nie zagłębiając się w szczegóły, które dla niego nie miały znaczenia, a jednak okazywały się niezmiernie ważne; Patryk chciał znać konkrety, które nakreślały w jego głowie obraz sytuacji; mnie interesowały detale i emocje.

Jeśli wyobrażacie sobie, że zdrada to dwójka pięknych kochanków i dreszczyk emocji, to po tej książce zmienicie zdanie. Czasem rozwój spraw był tak zaskakujący jak zakończenie świetnie napisanej powieści, którą czyta się z zapartym tchem. Ale najbardziej niesamowity był fakt, że historie te dotyczą nas wszystkich – są obok, niekiedy bliżej, niż nam się zdaje.

Czy dowiedzą się państwo z tej książki, jakie błędy popełniamy, zdradzając? Na pewno.

Czy zrozumieją państwo, jakie sygnały zdrady wysyła druga połówka? Powinno się to udać.

Czy to pozwoli państwu na zabawę w detektywa i rozwiązanie sytuacji na własną rękę? Z pewnością nie. Śledztwo to lata doświadczenia, ponadprzeciętne zdolności do pracy z ludźmi, znajomość ich psychiki i zrozumienie potrzeb, a nieumiejętne działanie może wszystko zrujnować. Sami zauważamy, że dzięki pracy nad tą książką (chociaż można by rzec, przez nią) widzimy więcej i zwracamy uwagę na pewne szczegóły, obok których inni przechodzą obojętnie. Częściej analizujemy i nie do końca podoba nam się to, do jakich wniosków dochodzimy. Jak nie zostać przyłapanym na zdradzie? – to pytanie kilkakrotnie pojawia się w naszej książce. „Nie zdradzać” – odpowiada Darek.

 

I chciałabym, aby taki morał płynął z naszej pracy. Kluczem do sukcesu okazują się otwartość, mówienie o swoich pragnieniach i wzajemne zrozumienie swoich potrzeb, bo te nie zawsze są oczywiste.

 

WSTĘP

 

Dariusz Korganowski: Halo? Sytuacja się trochę skomplikowała. Wynajął sobie pokój w hoteliku na godziny. Już to poustalaliśmy i rzeczywiście mamy potwierdzenie, bo sprawdziliśmy na Booking i innych stronach. I teraz pytanie: czy będzie tam nocował, co jest dla mnie nonsensem, bo przecież mógł wrócić do domu – to jest raptem siedem kilometrów do pokonania – czy czeka na jakąś kobietę. Jeżeli czeka na jakąś kobietę, to ona pewnie przyjdzie po szesnastej, po pracy. I wtedy przylatuje pani tam jak Batman i robimy akcję.

(Rozmówczyni odpowiada). Okej, czyli na razie czekamy. Wie pani, po szesnastej może wchodzić tam kilka osób. I teraz moje pytanie do pani: czy chcemy nakryć go na gorącym uczynku, czy złapać kobietę tuż przed? Co on pani właściwie powiedział?

(Rozmówczyni odpowiada). Ho, jest pod granicą? Naszego miasta chyba! No gratuluję! To proponuję tak: w okolicach godziny szesnastej, siedemnastej spotykamy się, jedziemy pod adres, bo on panią okłamuje, to nie ulega wątpliwości. Około szesnastej zjawi się tam jakaś kobieta. To jest domek, gdzie są pokoje, a tam są łóżka – ja zaraz pani MMS-em prześlę, jak to wygląda. On to wynajął na godziny. Rozumie pani, nie wiem, na ile, ja nie jestem w jego mózgu. Droga pani, proszę mi tylko tam nie jechać teraz, zadzwonię o szesnastej i pojedziemy razem. Czekamy spokojnie, bo nie chcę, żeby coś się zepsuło. Do usłyszenia!

(Koniec rozmowy) Przepraszam was, ale wiecie, ja jeszcze pracuję. Muszę teraz podzwonić do ludzi, dajcie mi dwie minuty. Facet jest niby pod granicą niemiecką, a tak naprawdę siedzi w hostelu pod miastem, kilkanaście minut stąd. (śmiech) A do tego na parkingu zostawił tira z towarem za dwa miliony, który jutro wieczorem musi dostarczyć na Ukrainę. Plus jest taki, że parking jest strzeżony. Minus, że przez dziadka z orzeczeniem o niepełnosprawności, który nie poradzi sobie raczej z kimś, kto chciałby zwinąć sprzęt za dwie duże bańki.

 

(Dwie godziny później znów dzwoni telefon).

 

D.K.: Czyli co, macie ich? Są w środku? Okej, to ja wysyłam do was klientkę.

(Koniec rozmowy) To już macie przykład, jak to wszystko na żywo wygląda. Teraz muszę jechać, bo sytuacja jest dynamiczna. Jedziecie ze mną?

Pojechaliśmy.

Samochód Darka jest dość charakterystyczny – duży, szybki, biały i prosto z salonu. W dodatku z tablicami rejestracyjnymi z drugiego końca Polski. Bądźmy szczerzy – auto nie należy do tanich. Jak mówi sam Darek, często spędza w nim nawet kilkanaście godzin dziennie i przejeżdża od kilku do kilkunastu tysięcy kilometrów miesięcznie. Samochód to praktycznie jego główne narzędzie pracy.

Problem polegał na tym, że tym autem jechaliśmy na obserwację, gdzie potrzebne są raczej dyskrecja i umiejętność wtopienia się w tłum.

 

D.K.: Obserwacja powinna być prowadzona tak, by nie rzucała się w oczy, nie wzbudzała podejrzeń. Najlepszy jest do tego popularny samochód lekko już zużyty przez polskie drogi. Tyle że my tutaj sprawę mamy praktycznie rozwiązaną – jedziemy na finał, konfrontację klientki i męża z kochanką. Nie trzeba się chować.

 

Na miejscu w małej uliczce, tuż pod granicą dużego miasta, stoi zaparkowany srebrny opel astra. W środku siedzą dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Co jakiś czas zerkają w lusterko wsteczne. To załoga Darka, która prowadzi sprawę. Obserwują posesję znajdującą się kilka numerów za nimi.

Parkujemy kilkadziesiąt metrów przed oplem, w drugim kierunku. Darek prosi nas, abyśmy zostali, a sam idzie do załogi. Chwilę później przyjeżdża klientka i dołącza do Darka. Po półgodzinie na posesję wychodzi mężczyzna około trzydziestki, w czerwonej kurtce. Pali papierosa, rozgląda się po okolicy… Załoga z opla nie może go zobaczyć – facet stoi za drzewem. Wtedy na chwilę sami mogliśmy poczuć się detektywami. Mieliśmy wrażenie, że to nasze pięć minut. Dzwonimy do Darka.

 

Patryk Szulc: Słuchaj, do ogródka na fajkę wyszedł facet w czerwonej kurtce, chyba go nie widzicie.

D.K.: Jak wygląda dokładnie?

Zuzanna Szulc: Czerwona kurtka, okulary, około trzydziestki. Szczupły, średniego wzrostu.

D.K.: To on! Pewnie zaraz będą się zwijać z panienką. Ona się na górze ogarnia, to on wyszedł zajarać.

 

Darek miał rację. Mężczyzna wrócił do domu, a dziesięć minut później wyszedł z niego z kobietą – niską i tęgą. Wcześniej przyjechała pomarańczową dacią duster i zostawiła auto bezpośrednio pod budynkiem. Para przeszła przez furtkę i stanęła na ulicy, aby się pożegnać. Z naszego punktu widzenia facet właśnie podpisał na siebie wyrok. Niby wcześniej się rozglądał, ale niezbyt uważnie. W tym momencie do akcji wkracza żona z pomocą detektywów.

Zaskoczenie, krzyki, szok, a potem całkowicie irracjonalna reakcja. Kochanka ucieka, zapominając o samochodzie. Mężczyzna odchodzi wolnym krokiem, jakby cała sytuacja działa się obok niego. Klientka jednak skutecznie nie pozwala mu zapomnieć o jego roli w zajściu. Dogania męża i zaczyna okładać tak, że ten ląduje na ziemi. Dostaje jeszcze kopniaka w tyłek na pożegnanie. Detektywi z dystansu wszystko nagrywają i fotografują. Wszyscy na koniec, jak typowi Polacy po udanym lądowaniu, bijemy brawo, cieszymy się i przybijamy piątkę – kolejną sprawę udało się rozwiązać.

Dla nich to chleb powszedni, a dla nas – pierwsza taka sytuacja. Emocje, adrenalina, nerwy – to natychmiast uświadomiło nam, dlaczego Darek myślami zawsze uciekał właśnie do spraw dotyczących zdrad i rozwodów. Aby to zrozumieć naprawdę, choć na chwilę trzeba było dołączyć do zespołu, zostać detektywem.

Historie opowiedziane w tej książce tylko utwierdzają w tym, że zawód prywatnego detektywa pełny jest wyzwań, wyrzeczeń, emocji i adrenaliny, ale przede wszystkim niespodziewanych zwrotów akcji – nawet w sprawach zdrad czy rozwodów.

ROZDZIAŁ 1

ARTYSTA, KTÓRY JEŹDZIŁ NA DUPY ZA KASĘ ŻONY

Wydawać by się mogło, że kiedy zdrada wychodzi na jaw, najwięcej negatywnych emocji czuje osoba zdradzana. To ona została przecież oszukana, skrzywdzona i zapewne zaraz zostanie bez partnera – nieuczciwego, ale partnera.

Rzeczywiście ofiary takich sytuacji często przeżywają załamania, depresję, a niekiedy nawet podejmują próby samobójcze. Ale ujawnienie zdrady sprawia, że wydarzenia często przyjmują całkiem nieoczekiwany obrót. Winni całej sytuacji nie mogą się na przykład pogodzić ze stratą, do której sami doprowadzili – czy to chodzi o odejście żony czy męża, czy o dzieci, czy wyłącznie o majątek. Zresztą majątek popycha ludzi do naprawdę okrutnych działań: jeśli ja nie będę miał, to ty też nie. Nieważne, kto zrobił źle, cierpieć mają wszyscy.

* * *

Z.S.: Zanim przejdziemy do pierwszych konkretnych spraw i technik detektywistycznych, kilka szybkich pytań organizacyjnych na rozgrzewkę. Podział spraw, którymi się zajmujesz… Możesz podać jakieś statystyki?

D.K.: Pod kątem finansowym, jak zlecenia przekładają się na dochód biura – dwadzieścia pięć procent sprawy rozwodowe, tyle samo sprawy kryminalne wyczerpujące znamiona przestępstwa i pięćdziesiąt procent sprawy korporacyjne i gospodarcze. Zlecenia kryminalne obejmują uprowadzenia, kradzieże samochodów i tym podobne. Ale ktoś może stwierdzić: „Kurczę, przecież codziennie pracujecie nad rozwodami”. I to jest prawda. Można więc powiedzieć, że tego typu spraw jest najwięcej – i są najbardziej czasochłonne, choć niekoniecznie dają duży zarobek. Sprawy gospodarcze zwykle pochłaniają dużo czasu i pieniędzy, bo ujawnienie malwersacji czy defraudacji wymaga sporej kasy na prowadzenie czynności, ale finalnie dają też największy zysk. Jeśli zaś chodzi o liczbę, to odpowiem już bez żadnych wątpliwości, że najwięcej mamy rozwodówek. W zasadzie codziennie przyjmujemy co najmniej jedną taką sprawę. Polacy rozwodzą się, kurwa, na potęgę. Zleceń gospodarczych dostajemy jedno, dwa w tygodniu, a kryminalnych – też ze dwa, ale w miesiącu. Oczywiście mówię tu o sprawach, które bierzemy, bo część odrzucamy. Wiele osób przychodzi do nas do biura z hasłem: „Dzień dobry, przyszłam zgłosić włamanie do komórki i kradzież weków”. Ale my nie jesteśmy policją, aby cokolwiek u nas zgłaszać, no i problem nie jest aż taki, żeby potrzebny był tutaj detektyw. Nie żebym nie chciał pomóc, ale koszt jednego dnia pracy detektywa byłby większy niż wartość tych wszystkich weków, drzwi do komórki i kłódki razem wziętych. Co innego na przykład kradzieże samochodów, które oznaczają większe pieniądze i za którymi zazwyczaj stoi jakaś dobrze zorganizowana doświadczona grupa przestępcza. W każdym razie niektórzy klienci muszą czekać w kolejce, bo tych zleceń jest wiele. Niekiedy niestety odmawiamy, bo najważniejsza dla nas jest jakość usługi – nie mogą tego robić amatorzy w pięćdziesięcioosobowym zespole, a to się często zdarza u innych. Głupota, bo bierzemy przecież pełną odpowiedzialność za efekty naszej pracy.

Z.S.: Skoro nie ma u ciebie miejsca dla amatorów, to jak wygląda przygotowanie się do sprawy ludzi z doświadczeniem – choćby takim, jakie ty masz?

D.K.: Przed podejściem do tematu zawsze robimy analizę. Doradzają nam stale z nami współpracujący adwokaci – abyśmy mieli pewność, że nie popełniamy jakiegoś przestępstwa. Żyjemy przecież w czasach, kiedy wszyscy wszystkich podsłuchują, nagrywają i można mieć problemy. No i kłopoty z przełożeniem materiałów na dowody w sądzie. Minimalizujemy więc ryzyko, że sąd odrzuci dowód, bo stwierdzi, że został on pozyskany nielegalnie.

Z.S.: Analiza sprawy z udziałem prawnika… Obowiązuje tu jakiś schemat działania?

D.K.: Prawnik zawsze jest obecny na pierwszych spotkaniach z klientem. Te zaczynają się od rozpytania. Rozmawia się o wszystkim – o seksie, o pracy, o pieniądzach, o tym, kto i kiedy chodzi srać. Taka dyskusja trwa nawet kilka godzin, ale czasem dopiero na sam koniec dowiadujemy się tej jednej rzeczy, która jest nam potrzebna. Omawiamy wszystko z adwokatem, który już wtedy zauważa pewne możliwości czy problemy prawne, a w dalszej kolejności z ekipą. Później przeprowadzamy tak zwane rozpoznanie posesyjne – sprawdzamy i robimy zdjęcia adresów, samochodów, tras dojazdu. Następne działania zależą już od tego, jakiego typu to jest sprawa. W rozwodówkach i innych zleceniach rodzinnych z reguły opieramy się na obserwacji. Nie uruchamiamy raczej informatorów, pościgów, kontaktów ze służbami.

* * *

P.S.: Zacznijmy od takiej sprawy o zdradę, która najbardziej zapad­ła ci w pamięć, a która miała także podłoże kryminalne.

D.K.: Jest ich bardzo wiele, mam takich całe archiwum. Natomiast pierwsza, która przychodzi mi do głowy, to na pewno ta:

Przyjeżdża do nas babka, chce rozwodu. Chociaż właściwie nie wie jeszcze, czy chodzi jej o rozwód. Jest roztrzęsiona i zapłakana. Opowiada o swojej sytuacji. Mówi, że mąż się trochę odsunął, więc ona ma pewne podejrzenia o zdradę. Te podejrzenia nie są poparte konkretami, ale mąż ciągle gdzieś wychodzi i wyjeżdża. Jedzie na przykład do matki, ale go u tej matki wcale nie ma, więc żona go ciągle sprawdza, bo tak podpowiada jej intuicja. Ciężki temat, żeby zacząć jakąkolwiek obserwację, żeby ruszyć czy ustalić jakiś konkretny plan, ale pani rzuca, że ma pewne podejrzenia związane z jego telefonem. Skąd? Bo bierze telefon i znajduje jakiś numer, który sama sprawdza w Google. I, kurwa, co? Wyskakuje jej prostytutka. Proponujemy więc pani ewentualną ekstrakcję danych. A ponieważ jest to jej telefon i ma ona do niego pełne prawa, zupełnie legalnie odzyskujemy wiadomości esemesowe, z Messengera czy tam WhatsAppa.

P.S.: Dlaczego mąż korzysta z jej telefonu?

D.K.: Źle to ująłem. Telefon jest jego, ale zarejestrowany na nią. Ten facet to typowy gołodupiec – nie pracował od dwudziestu lat, nie miał samochodu, dom należał w całości do żony. Ona prowadziła dobrze prosperującą firmę. A on – artysta, który jeździł na dupy za kasę żony.

Z.S.: Co było w jego wiadomościach z telefonu?

D.K.: Wyszło na to, że pan całkiem regularnie korzysta z usług prostytutek. Przykładowa wiadomość:„Zrobisz mi laskę za osiem dych pod Biedronką?”. Wszyscy u nas w biurze w ryk. Okazuje się, że takich kontaktów jest mnóstwo. Żeby sprawdzić temat, docieramy do prostytutki, która poszukuje tego człowieka, bo ten próbował ją zgwałcić – umówił się na spotkanie, na którym potraktował ją bardzo brutalnie i wykorzystał. To nie miało nic wspólnego z intymnym płatnym spotkaniem, a było zmuszaniem do seksu, zgwałceniem, a to już przestępstwo. Wspólnie z zainteresowaną panią i prawnikiem uruchamiamy organy ścigania i zaczyna się cała procedura, czyli cały mechanizm dowodowy. Żona już na pewno decyduje się na rozwód, bo traci zaufanie do męża. Stwierdza przy okazji, że robimy tę sprawę dwutorowo – czyli pozew o rozwód to jedno, ale oprócz tego – przyznała się – facet znęcał się nad nią, więc sprawa też została oczywiście zgłoszona na policję.

P.S.: Często się zdarza, że zdradzie towarzyszy znęcanie?

D.K.: Prawie zawsze. W dziewięćdziesięciu procentach przypadków znętyidą razem ze zdradą.

Z.S.: A jak to było w ich przypadku?

D.K.: Ten facet bardziej znęcał się psychicznie niż fizycznie. To nie tak, że on ją jakoś lał – po tym, jak się dowiedział o rozwodzie, to zaczął być agresywny nawet w stosunku do dziecka. Szalał, awanturował się, był w jakimś amoku, ale nie bił. Ten amok nie był spowodowany miłością, tylko kasą. Coś na zasadzie: „Jak ja nie będę miał, to ty też nie będziesz miała”. Nie ma tutaj żadnego podłoża emocjonalnego.

P.S.: A jeśli jest podłoże emocjonalne, nie ma konfliktów na tle ekonomicznym?

D.K.: Są, jak najbardziej: „Zostawiasz mnie, to muszę ci coś zajebać. Zapierdolę ci chociaż garnki i ze dwie rolki papieru do dupy”.

P.S.: A kobiety też znęcają się nad mężczyznami?

D.K.: No jasne! Teraz coraz częściej. Nieraz przychodził do nas roztrzęsiony facet, bo żona mu groziła i on się boi, że naprawdę zrobi mu jakąś krzywdę. A według mnie będzie jeszcze gorzej – bo kobiety coraz częściej noszą spodnie w związku. Coś jest nie tak, to facet dostaje od żony bułę na ryj i się potem boi. A groźby są zawsze, każdy grozi – żona, mąż, kochanka, kochanek. Częściej to faceci się odgrażają: „Zabiję cię, kurwo. Zajebię!”. Tylko przy okazji mają słabą psychikę i są tacy odważni przez tydzień, góra dwa, a potem przepraszają.

P.S.: Jak potoczyła się historia tej klientki?

D.K.: Pani po ustaleniu kontaktów męża z prostytutkami nie wytrzymuje, jedzie do domu i mówi mężowi coś w stylu: „Stary, zdradzasz mnie, wypierdalaj” – czyli wykłada karty. Czeka już na proces, bo wie, że nie da z nim rady, nie dogada się i chce się jak najszybciej rozstać. Mówi też do nas na boku: „Nie będę przecież, kurwa, mieszkała z łachudrą”. Tym bardziej że właśnie dochodzi do eskalacji agresji z jego strony nie tylko wobec niej, ale też ich dziecka. Pani wali wprost: „Ja się ciebie boję, bo znęcasz się nad nami, masz się wyprowadzić”. I tu zaczyna się całkiem niezła amerykańska akcja. To ona w obawie przed mężem wyprowadziła się pierwsza – dodajmy, że z własnego domu – a on został i zmienił zamki. Żona chciała rozwodu, ale też swojego domu, jasna sprawa. Pojechaliśmy z nią na miejsce – jego akurat tam nie było. Wezwaliśmy policję, pokazaliśmy dokumenty potwierdzające własność posesji. Zadzwoniliśmy po ślusarza, żeby rozwiercił zamki. Wymieniliśmy je w całym domu na swoje. Policja odjechała, a przyjechał pan mąż. Rzucał się do żony, chciał zabrać swoje rzeczy. Tu pikanterii nie będzie – poprosiliśmy go po prostu o spokój. W końcu umówił się z żoną, jak podzielą rzeczy i kiedy pełnomocnik tej pani te wszystkie rzeczy przekaże. Pani i tak na razie nie zamierzała mieszkać w tym domu, bo przecież nie wiadomo było, co facetowi odjebie, ale chciała go po prostu całkowicie pozbawić dostępu do jej własności. Co jest najlepsze? Policja doskonale wiedziała, że on nie miał prawa przebywać w tym domu. Tyle że on miał to gdzieś. Przyjechał jakiś czas później, w nocy, i rozpierdolił samochodem drzwi do garażu. Włamał się, usiadł w jej pięknej willi – takiej wartej kilka milionów – w różnych miejscach ułożył zamoczone w benzynie skarpetki i podpalił chatę. Dom cały płonął, a on wcale nie zamierzał z niego wyjść. Pewnie pomyślał: „Podpalam majątek, palę wszystko, palę siebie”. Dochodzi więc do sytuacji ekstremalnej – nie dość, że sam chce samobója pierdolnąć, rozjebać cały majątek, to jeszcze niszczy życie żonie i córce. A mówimy tu o sporej sumie. I nie są to przedstawiciele jakiejś patologii społecznej, bo tak by się mogło po tej historii wydawać. Sytuacja po prostu niewiarygodna – dom płonął całą noc – dziesięć zastępów straży go gasiło. Płonęło wszystko – łącznie z nim samym. Wyciągnięto go potem nieprzytomnego, ale ostatecznie przeżył. Facet teraz siedzi do sprawy w areszcie w jednym z dużych miast, a pani cały czas jest przerażona i nie wie, co ma dalej robić, facet jej totalnie zwariował. Ale rzadko człowiek jest w stanie posunąć się do takich rzeczy.

Z.S.: W trakcie jego obserwacji nie zauważyliście, że przejawiał jakieś dziwne zachowania, że może być niebezpieczny?

D.K.: Tutaj sytuacja była trochę inna, bo w sumie nie dało się go obserwować. Wszystko to, co wam opowiadam, może brzmi, jakby trwało kilka tygodni czy miesięcy, ale to się zdarzyło w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. To było najpierw uzyskanie informacji z telefonu, przekazanie faktów, wyrzucenie go z domu… chociaż to może źle powiedziane. Nie tyle wyrzucenie go z domu, ile niezbyt udane powiadomienie go, że ma się wyprowadzić. Zobaczcie, czym może skończyć się taka pozornie błaha sytuacja – niby zwykłej zdrady i rozwodu.

Z.S.: A jak wygląda twoja reakcja w takiej sytuacji? Przyjeżdżasz i widzisz, że facetowi odbiło, podpalił dom, a na miejscu mogą pomóc już w zasadzie tylko służby?

D.K.: Szczerze? „Dzień dobry, panowie, mogę wejść do środka?”. Pozwolili mi, bo wiedzieli, że prowadzę czynności w tej sprawie. (śmiech)

P.S.: Co będzie dalej z tym facetem?

D.K.: Jego sprawa trwa już drugi rok. Siedzi, nie odpowiada z wolnej stopy. Popełnił poważne przestępstwo – groźby karalne kierowane wobec małżonki, wobec córki, mnie i mojej ekipy, adwokatów, podpalenie domu, podpalenie majątku o ogromnej wartości, włamanie do domu. Straty rzędu dwóch, trzech milionów.

Z.S.: Czy on jest badany pod kątem poczytalności?

D.K.: Tak, oczywiście, bo cały czas się wszystkim odgraża… Z tego jednak, co wiem, będzie normalnie odpowiadał przed sądem.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

OD NARRATORA

OD AUTORÓW

WSTĘP

ROZDZIAŁ 1. ARTYSTA, KTÓRY JEŹDZIŁ NA DUPY ZA KASĘ ŻONY

ROZDZIAŁ 2. ZIĘĆ, KTÓRY CHCIAŁ MIEĆ PODWÓJNE ŻYCIE

ROZDZIAŁ 3. ZDRADA, KTÓREJ MIAŁO NIE BYĆ

ROZDZIAŁ 4. GPS, KTÓREGO NIGDY NIE UŻYWAŁ ŻADEN DETEKTYW

ROZDZIAŁ 5. FACET, KTÓRY OD PIĘTNASTU LAT MIAŁ DRUGĄ RODZINĘ

ROZDZIAŁ 6. PAN, KTÓRY KWIATY WRĘCZAŁ W KLAPECZKACH

ROZDZIAŁ 7. PRZYJACIÓŁKA, KTÓRA ZASTĄPIŁA NIEOBECNĄ ŻONĘ

ROZDZIAŁ 8. KSIĄDZ, KTÓRY MIAŁ W DUPIE CELIBAT

ROZDZIAŁ 9. KORPO, KTÓRE WPROWADZIŁO POKOJE SEKSRELAKSU

ROZDZIAŁ 10. FACET, KTÓRY SYPIAŁ Z BRATOWĄ

ROZDZIAŁ 11. ŚLADY, KTÓRE ZDRADZAJĄCY ZOSTAWIAJĄ WSZĘDZIE

ZAKOŃCZENIE

SPRAWOZDANIE

BIBLIOGRAFIA

PODZIĘKOWANIA

ILUSTRACJE