Hitler. Upadek zła 1939-1945 - Volker Ullrich - ebook

Hitler. Upadek zła 1939-1945 ebook

Volker Ullrich

0,0
80,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Długo oczekiwany drugi tom najważniejszej biografii Hitlera.

Aż pięć lat czytelnicy musieli czekać na drugi tom słynnej biografii Hitlera autorstwa Volkera Ullricha. Ale czekać było warto. Uznana w Niemczech za najważniejszą biografię Hitlera dla następnych pokoleń, książka Volkera Ullricha to pierwsze monumentalne studium osobowości, która leżała u podstaw aspiracji politycznych i zbrodniczych działań przywódcy III Rzeszy. To właśnie Ullrich, jako pierwszy spośród historyków mierzących się z życiorysem Führera, postawił tezę, że nigdy nie uda nam się zrozumieć fenomenu Hitlera, jeśli odmówimy mu ludzkich cech, skupiając się jedynie na wizerunku potwora. Obalając mity i unikając pułapek, w które niejednokrotnie wpadali poprzednicy, Volker Ullrich tworzy zupełnie nowy, odkrywczy portret Adolfa Hitlera.

Volker Ullrich jest pierwszym niemieckim historykiem, który od czasów wydania dzieła Joachima Festa w 1973 roku miał odwagę stworzyć kolejną wielką biografię dyktatora. Kreśli w niej obraz człowieka, który ukrywał swoje prawdziwe oblicze, i którego maski zwodzą nas po dziś dzień.
"Die Zeit"

Książka, która urzeka bogactwem źródeł.
"Süddeutsche Zeitung"

Tę złowieszczą historię zakończył strzał z pistoletu w czaszkę. Adolf Hitler zginął z własnej ręki w bunkrze pod powierzchnią płonącego, leżącego w gruzach Berlina. Dyktator, który chciał uczynić swoją ojczyznę wielką - sprowadził na nią największą w dziejach katastrofę. Śmierć, ogień i spustoszenie. Volker Ullrich kreśli epicką panoramę, prowadząc nas od największych triumfów Hitlera, aż do jego sromotnego upadku. Ukazuje go jako dowódcę wojskowego, masowego mordercę, ale również opisuje jego życie prywatne. Razem z Ullrichem możemy zajrzeć do wnętrza chorobliwej osobowości tyrana - obserwować, jak rozpadała się wraz z kolejnymi klęskami i wojennymi porażkami. Nikt jeszcze nie pisał w ten sposób o Hitlerze i jego mrocznej epoce. Historyczne arcydzieło.

Piotr Zychowicz, autor "Paktu Ribbentrop-Beck" i "Obłędu ’44"


Volker Ullrich jest uznanym niemieckim historykiem. Studiował na Uniwersytecie w Hamburgu. Prowadzi dział polityczny tygodnika "Die Zeit". Autor kilku książek dotyczących historii Niemiec. W 1992 r. otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu w Jenie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1411

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Tytuł oryginału

ADOLF HITLER. DIE JAHRE DES UNTERGANGS 1939-1945 (VOL. 2)

 

Copyright © S. Fischer Verlag GmbH, Frankfurt am Main 2018

All rights reserved

 

Projekt okładki

Prószyński Media

 

Zdjęcie na okładce

© ClassicStock/Alamy/Indigo Images

 

Redaktor prowadzący

Adrian Markowski

 

Redakcja

Renata Bubrowiecka

 

Korekta

Małgorzata Denys

 

ISBN 978-83-8234-640-4

 

Warszawa 2021

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

 

 

WSTĘP

Pierwszy tom niniejszej biografii Hitlera – wydany w roku 2013 – traktuje o „latach wzlotu”. Opisuję w nim, jak nieznany gefrajter, żołnierz I wojny światowej w latach dwudziestych XX wieku, wybił się na pozycję niekwestionowanego wodza nacjonalistycznej prawicy w Niemczech, potem w styczniu 1933 roku jako sojusznik konserwatywnych elit stanął u steru władzy, a następnie – ustanowiwszy dyktaturę – krok po kroku odrzucił ograniczenia narzucone przez traktat wersalski, aby w końcu od polityki rewizjonistycznej przejść do ekspansjonistycznej. Tom pierwszy biografii kończy się na pięćdziesiątych urodzinach Hitlera, uczczonych z wielką pompą 20 kwietnia 1939 roku. Wówczas jego zawrotna kariera wydawała się nie do powstrzymania, ale w rzeczywistości – co zauważali bystrzejsi obserwatorzy – zaczęła się dlań droga ku klęsce, pod gniewnym wzrokiem Nemezis.

Tom drugi natomiast opisuje lata upadku, obejmujące krótki okres, czyli od rozpętania drugiej wojny światowej latem 1939 roku do samobójczej śmierci dyktatora w bunkrze Kancelarii Rzeszy wiosną 1945. Słusznie napisano, że Hitler i narodowy socjalizm w wojnie tej „niejako odkryli swoje jestestwo”1. Zogniskowała się w niej niczym w soczewce kryminalna energia reżimu nazistowskiego oraz człowieka, który nim kierował. Dopiero bowiem wojna pozwoliła Hitlerowi urzeczywistnić swoje obsesje ideologiczne i zrodzone z nich zbrodnicze cele. Pierwszym było zdobycie „przestrzeni życiowej na Wschodzie” jako bazy dla hegemonialnej pozycji najpierw w Europie, a później na całym świecie. Drugim – „usunięcie” Żydów z Niemiec oraz w miarę możliwości z całej Europy. Jednak cele te – jak się przekonamy – nie weszłyby w fazę realizacji, gdyby za Hitlerem nie stanęli gorliwi pomocnicy w niemal wszystkich instytucjach państwa nazistowskiego, a także w szerokich kręgach niemieckiego społeczeństwa.

Wojna ukazuje nam Hitlera w nowej roli – jako dowódcę wojskowego. Można przyjąć, że najpóźniej w maju i czerwcu 1940 roku, odniósłszy zaskakująco szybkie zwycięstwo nad Francją, sprawował już funkcję naczelnego dowódcy sił zbrojnych nie tylko nominalnie, lecz i faktycznie. Zawłaszczał sobie w coraz większym stopniu prawo do ostatecznych decyzji w kwestii planowania i przeprowadzania operacji militarnych, odsuwając profesjonalnych wojskowych w sztabie generalnym na margines. Większość czasu i wysiłku poświęcał na narady operacyjne, które odbywały się w jego głównych kwaterach – w coraz to innych lokalizacjach. Przywódcą partii i kanclerzem Rzeszy Niemieckiej był „już tylko po godzinach”2. Oznacza to, że w niniejszej książce musimy poświęcić odpowiednią ilość miejsca na historię militarną drugiej wojny światowej. Nieodzownym kompendium jest w tym zakresie dziesięciotomowa publikacja zatytułowana Rzesza Niemiecka i II wojna światowa, wydana przez Urząd Badań nad Historią Wojskowości we Fryburgu3.

Na kartach swoich wspomnień, ukazujących się po roku 1945, niemieccy generałowie odsuwali od siebie winę za militarną klęskę. Utrzymywali, że wygraliby tę wojnę, gdyby ów „dyletant” Hitler nie mieszał się do ich pracy. Jako jeden z pierwszych świadków koronnych wypowiedział się Franz Halder, były szef sztabu generalnego. Amerykanie już latem 1946 roku skłonili go do współpracy z niemiecką sekcją swojego Wydziału Historycznego (Historical Division) – by wykorzystać doświadczenia generalicji Wehrmachtu w nadchodzącej konfrontacji ze Związkiem Radzieckim. W broszurze z 1949 roku Halder odmówił Hitlerowi wszelkich cech dowódcy wojskowego; stwierdził, że nie był to „żołnierski dowódca na niemieckim poziomie”, „a już na pewno nie typ naczelnego wodza armii”. Kierując się swoją demoniczną wolą, pisze Halder, regularnie lekceważył granice militarnych możliwości, przez co ściągnął na kraj katastrofę4. Nietrudno się domyślić, że owa narracja o dyktatorze oderwanym od rzeczywistości i pozbawionym jakichkolwiek kompetencji wojskowych miała pełnić funkcję odciążającą. Uczyniwszy Hitlera kozłem ofiarnym, nie trzeba już było spowiadać się z własnego wkładu w przedsięwzięcie zakończone klęską.

Podobnie jak większość wysokich funkcjonariuszy państwa nazistowskiego również generałowie podawali się za ofiary Hitlera, które nie miały możliwości przeciwstawić się jego rozkazom. Za zbrodnie wojenne popełnione na obywatelach Polski i Związku Radzieckiego odpowiadały jakoby grupy operacyjne Himmlera i Heydricha – z którymi dowództwo Wehrmachtu i podlegające mu oddziały nie miały rzekomo nic wspólnego. Lecz legendę „niezbrukanego Wehrmachtu”, wymyśloną po wojnie i przez kilkadziesiąt lat uporczywie pielęgnowaną, ostatecznie podkopały dwie wystawy, zorganizowane w roku 1995 i 2001 przez Hamburski Instytut Badań Społecznych5. Zwłaszcza po pierwszej z tych ekspozycji ukazało się wiele rozpraw historycznych, które bezsprzecznie udokumentowały udział wielu jednostek Wehrmachtu w masowych zbrodniach narodowego socjalizmu6. Od tego czasu historiografowie są już zgodni, że przedsięwzięcie „Barbarossa” było bezprecedensową wojną o charakterze eksterminacyjnym – chociaż wiedza ta nie zakorzeniła się jeszcze w świadomości historycznej Republiki Federalnej ani jej politycznych reprezentantów w takim stopniu, jakiego wymagałaby pokojowa przyszłość naszego kontynentu.

Musimy więc poświęcić w tej książce szczególną uwagę relacjom między Hitlerem a elitą Wehrmachtu. Jak naczelny strateg spełniał swoją funkcję militarnego dowódcy? Na ile sztab generalny uczestniczył w podejmowaniu przez niego strategicznych decyzji? Czy generałowie zgadzali się ze zbrodniczymi celami Hitlera i w jaki sposób je wspierali – a może udaremniali ich realizację? Czy z upływem czasu wzajemne stosunki między dyktatorem a najwyższymi rangą wojskowymi się zmieniały? Jeśli tak, to czym owe zmiany były powodowane?

Tematycznym centrum niniejszego tomu jest (używając języka narodowych socjalistów) „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”, Endlösung der Judenfrage, czyli masowe mordowanie europejskich Żydów. Była to zbrodnia przeciw ludzkości – jedyna w swoim rodzaju, gdyż jak wywodził Eberhard Jäckel w „sporze historyków” z roku 1986, „nigdy jeszcze nie zdarzyło się, aby jakieś państwo głosem swojego przywódcy sprawującego władzę postanowiło i obwieściło, że w miarę możliwości całkowicie wymorduje określoną grupę, łącznie ze starcami, kobietami, dziećmi i niemowlętami, i przystąpiło do realizacji tego postanowienia z użyciem wszelkich dostępnych władzy środków”7.

Przez kilkadziesiąt lat po zakończeniu wojny badania nad Holokaustem wciąż należały w naukach historycznych do tematów raczej zaniedbywanych. Nieprzypadkowo Joachim Fest w swojej słynnej biografii Hitlera z roku 1973 poświęcił temu zagadnieniu ledwie kilka stron8. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych – między innymi w związku ze spóźnioną recepcją doniosłej pracy Raula Hilberga The Destruction of the European Jews z 1961 roku – stały się poważną gałęzią nauki. Od tego czasu również upamiętnienie owej gigantycznej zbrodni znajduje się w centrum niemieckich i międzynarodowych działań związanych z kulturą pamięci9.

Dziś literatura poświęcona Holokaustowi jest już naprawdę obszerna. W roku 2008 rozpoczęto ambitny projekt wydawniczy, obejmujący szesnaście tomów dokumentacji pod zbiorczym tytułem Prześladowania i eksterminacja Żydów europejskich przez narodowosocjalistyczne Niemcy w latach 1933–1945, opisującej wydarzenia, do jakich doszło we wszystkich krajach europejskich10. Z najnowszych badań wypływają dwie ważne konkluzje: Po pierwsze, krąg sprawców niemieckich i austriackich był znacznie szerszy, niż przez długi czas zakładano. Obecnie przyjmuje się, że było ich od 200 do 250 tysięcy, przy czym należy też pamiętać o wielomilionowej rzeszy osób, które z mordowania Żydów czerpały korzyści. Po drugie, Hitler nie wydał żadnego pisemnego rozkazu, który byłby zapłonem procesu eksterminacji. Zbrodnicze wydarzenia stanowiły efekt złożonego współdziałania centrali w Berlinie z operującymi na peryferiach jednostkami SS, policji i wojska. Badacze skupiają też większą uwagę na kolaborantach, zwłaszcza w okupowanych krajach Europy Wschodniej.

Słusznym podejściem jest więc nieograniczanie perspektywy analitycznej do Hitlera i bezpośrednich realizatorów jego szalonych idei, czyli Himmlera i Heydricha. Ale bagatelizowanie roli dyktatora również byłoby niewłaściwe. Dlatego autor niniejszej publikacji stawia sobie za cel jak najdokładniejsze określenie osobistego wkładu Hitlera w „ostateczne rozwiązanie” – w jaki sposób i z jakim skutkiem ingerował on w proces Zagłady i popychał go naprzód.

 

Oznacza to, że podobnie jak w pierwszym tomie biografii nasza uwaga skupiać się będzie na osobowości Hitlera. Nie sposób bowiem sensownie opisać i wyjaśnić ani przebiegu wojny, ani tego, jak doszło do Holokaustu, jeśli nie uwzględni się w tym procesie fatalnej roli samego dyktatora. Trzeba więc zajrzeć w głąb jego charakteru – poznać kompleksy, obsesje i mordercze siły, napędzające jego myślenie i działanie.

 

Podobnie jak badania nad sprawcami coraz mocniej wpływają na obraz europejskich społeczeństw z okresu drugiej wojny, tak i rzetelnej biografii Hitlera nie sposób napisać bez powiązania jej z historią społeczną III Rzeszy, gdyż w tym okresie narodowi socjaliści byli zależni od stopnia mobilizacji wszystkich istotnych grup. Dlatego kontekst społeczny należy zdecydowanie włączyć do rozważań i dlatego wielokrotnie będziemy stawiać pytanie o to, jak ludność reagowała na zmiany sytuacji wojennej, a także jak wpływało to na poziom akceptacji reżimu i popularność „wodza”.

Ważnym źródłem w tym zakresie są tajne raportySłużby Bezpieczeństwa SS, zatytułowane zbiorczo Meldungen aus dem Reich. Z zadziwiającym obiektywizmem ich autorzy informowali kierownictwo partii i władze państwowe o panujących w kraju nastrojach11. Drugi tom biografii – tak jak i pierwszy – przedstawia szerokie spektrum ówczesnych głosów. Z jednej strony będą to wypowiedzi osób podziwiających Hitlera i żarliwie go wspierających, jak minister propagandy Joseph Goebbels, którego obszerny dziennik jest kluczowym dokumentem nie tylko dla badaczy biografii dyktatora, ale również całego reżimu nazistowskiego12, czy też „zwykli ludzie”, tacy jak młoda studentka germanistyki Lore Walb, która wraz z milionami Niemców do ostatniej chwili pokładała w Führerze ufność i wiarę13. Z drugiej strony nieraz dopuścimy do głosu przeciwników Hitlera. Należeli do nich między innymi pisarz Thomas Mann, obserwujący i komentujący rozwój wydarzeń na emigracji w Stanach Zjednoczonych, romanista Victor Klemperer, który przetrwał dyktaturę, mieszkając w jednym z tak zwanych domów żydowskich (Judenhäuser) w Dreźnie, wreszcie Wilhelm Muehlon, były dyrektor zakładów Kruppa, który wyemigrował do Szwajcarii już podczas pierwszej wojny światowej, zniesmaczony późnowilhelmińskim hurrapatriotyzmem Niemców14.

Świadectwem niezwykłej wagi są dla nas dzienniki Friedricha Kellnera z lat wojennych, wydane w roku 201115. Kellner, inspektor administracji wymiaru sprawiedliwości mieszkający w miasteczku Laubach w Hesji, pilnie śledził doniesienia narodowosocjalistycznej prasy. Notował sobie również informacje przypadkowo zasłyszane, jak i dostarczane przez znajomych. Jego zapiski dowodzą, że nawet zwykły obywatel na prowincji był w stanie poznać się na zakłamaniu nazistowskiej propagandy i dowiedzieć się o eutanazyjnych morderstwach, jakich dokonywano w zakładach psychiatrycznych, i masowych egzekucjach na okupowanych terenach Europy Wschodniej.

Jeśli chodzi o punkt widzenia obserwatorów zagranicznych, to bardzo wartościowe materiały znajdziemy w zbiorze raportów dyplomatycznych wydanym przez Franka Bajohra i Christopha Struppa16. Znalazły się w nich między innymi frapujące zapiski Iwana Majskiego, radzieckiego ambasadora w Londynie, odkryte w rosyjskich archiwach przez izraelskiego historyka Gabriela Gorodetskiego, a od 2016 r. dostępne w wydaniu niemieckim17. Całość stanowi kalejdoskop opinii i postaw, interpretacji i mylnych wniosków – ale też zdumiewająco trafnych ocen tego, co działo się w latach wojny pod panowaniem Hitlera.

 

Fakty przedstawiam w porządku chronologicznym, co jakiś wplatając w nie rozważania systematyzująco-analityczne. Na przykład rozdział Wojna totalna, narodowawspólnota skupia się na pytaniu, w jakim stopniu Hitlerowi i jego paladynom udawało się mobilizować lojalność mas nawet jeszcze w obliczu nadciągającej klęski militarnej, nasilających się bombardowań i coraz dotkliwszych deficytów w gospodarce.

W rozdziale Dyktator opada z sił rozważam, jakie zmiany w osobowości Hitlera nastąpiły z upływem czasu. Opieram się przy tym na założeniu, że punktem zwrotnym dla żołnierzy niemieckich nie była – jak twierdzi się w wielu publikacjach – kapitulacja na przełomie stycznia i lutego 1943 roku 6. Armii pod Stalingradem, lecz już porażka Planu Barbarossa zimą 1941 roku. Jak wojskowe niepowodzenia wpływały na samoocenę i kondycję psychiczną nawykłego do sukcesów dyktatora? Jak wytłumaczyć fakt, że choć coraz wyraźniej unikał wystąpień publicznych (stając się dla obywateli postacią wręcz niewidzialną), to powszechna akceptacja dla jego władzy nie zmalała i nie narodziła się przeciwko niemu żadna znacząca polityczna siła?

Rozdział zatytułowany Mikrospołeczność Berghofu podczas wojny nawiązuje do tomu pierwszego. Ktoś mógłby zarzucić mi, że w obliczu potworności zbrodni Hitlera wszelkie próby portretowania go jako osoby prywatnej są zbędne lub nawet całkiem niestosowne. Ale przecież w przypadku Hitlera nie sposób oddzielić sfery życia prywatnego od jego działalności polityczno-militarnej: oba te obszary w jego biografii przedziwnie się splatały. A najwyraźniej objawiało się to właśnie w jego alpejskiej rezydencji Berghof. Tam bowiem nawet w trakcie wojny dyktator usiłował zachować resztki życia prywatnego, otoczony zaufanymi ludźmi. Równocześnie jednak odbywały się tu narady wojskowe i zapadały kluczowe decyzje dotyczące działań militarnych i polityki eksterminacyjnej. Tak więc wejrzenie w ów mikroświat, urządzony na zboczu Obersalzbergu, uświadamia nam płynność granicy między idylliczną ułudą, w jakiej żył Hitler, a zbrodniczą rzeczywistością.

Ostatnie rozdziały książki poświęcone są apokaliptycznemu końcowi Trzeciej Rzeszy. Chcę tu pokazać, jak świadomie Hitler wyreżyserował swoją katastrofę i do jakich mitycznych obrazów i wzorców sięgnął. Co sprawiało, że reżim nazistowski mimo beznadziejnej sytuacji zdolny był nadal prowadzić wojnę? I dlaczego ogromna część niemieckiego społeczeństwa gotowa była podążać za nim ku katastrofie?

Koniec urojonego świata, jaki nastąpił w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy, opisywało już wielu autorów – od Hugh R. Trevora-Ropera po Joachima Festa18. Dramatyzm owych wydarzeń ma specyficzny urok dla każdego biografa Hitlera – trzeba jednak starannie oddzielić prawdę od rozlicznych ozdobników, wymyślonych już po wojnie. W ostatnim rozdziale próbuję ocenić „przypadek Hitlera” i wskazać jego miejsce w historii.

 

„Choć się człowiek przed tym wzdraga, trudno nie zajmować się co i rusz Hitlerem”, napisał w swoim dzienniku Friedrich Kellner w grudniu 1942 roku19. I właściwie do dziś, chociaż od samobójstwa dyktatora minęło ponad 70 lat, niewiele się w tej kwestii zmieniło. Hitler uchodzi za wcielenie zła, a monstrualne zbrodnie, jakich się dopuszczono za jego panowania, ciągle domagają się kolejnych objaśnień. Publikacje na ten temat napływają strumieniem tak szerokim, że biografowi coraz trudniej jest się w nich rozeznać. Od momentu wydania pierwszego tomu niniejszej biografii na przykład pojawiły się dwie prace, do których chciałbym tu od razu się odnieść.

Biografia autorstwa Petera Longericha ponownie ogniskuje rozważania o reżimie narodowosocjalistycznym na osobie samego Hitlera20. Longerich opisuje go jako polityka silnego, cechującego się nadzwyczajną siłą przebicia. W stanowczej opozycji do Iana Kershawa, Hansa-Ulricha Wehlera i Ludolfa Herbsta autor ten stawia tezę, że fundamentem niezwykłej pozycji, jaką zyskał dyktator, nie była powszechna akceptacja jego decyzji zbudowana na jego charyzmie, lecz wykorzystanie władzy w ten sposób, by stworzyć sobie niespotykaną swobodę działania. We wszystkich istotnych sferach polityki Hitler, jak twierdzi Longerich, trzymał lejce w garści i intensywnie zajmował się bieżącymi sprawami.

Wobec takiej interpretacji można wysunąć dwa zarzuty: 1. Owszem, wyeliminowawszy w latach 1933/1934 wszystkie siły stojące mu na drodze, Hitler bez wątpienia pozyskał olbrzymią władzę. Nie można jednak bagatelizować roli jego satrapów, którzy „działali, wychodząc naprzeciw jego życzeniom” (Ian Kershaw). Specyficzny styl rządzenia Hitlera polegał na tym – jak wykazałem w pierwszym tomie – że ograniczał się do rzucania w przelocie uwag czy napomknięć, które gorliwi podwładni przekuwali na „rozkazy Führera”. Hitler nie zawsze chciał ani też nie musiał zajmować się szczegółami. 2. W nakreślonym przez Longericha obrazie dyktatora wszechmocnego, mającego całkowitą swobodę postępowania, osobliwie niedoświetlona pozostaje rola społeczeństwa Trzeciej Rzeszy. Bo przecież władza Hitlera nie opierała się jedynie na instrumentach represji, lecz i na tym, że znaczna część ludności Niemiec ochoczo podążała za swoim mesjaszem, który zdawał się urzeczywistniać jej pragnienia i tęsknoty. Uznając „wspólnotę etniczno-narodową” za czysty wymysł propagandy, Longerich nie docenia magnetyzmu wielkiej obietnicy, jaką niosła ta wspólnota. Ogólnie autor zaniża skalę społecznego poparcia dla reżimu hitlerowskiego, a zwłaszcza dla samego Hitlera.

Spojrzenie oryginalne i innowacyjne zaproponował Wolfram Pyta21. Opisuje on Hitlera jako takiego polityka i dowódcę wojskowego, którego nie sposób zrozumieć w oderwaniu od jego aspiracji artystycznych. Interdyscyplinarne podejście Pyty, operującego między innymi kategoriami estetyki recepcji, jest bardzo nośne, dopóki chodzi o wyjaśnienie niesłychanego oddźwięku, jakim cieszyły się publiczne wystąpienia Führera. Problem zaczyna się w momencie, gdy autor generalizująco przenosi swoje wnioski na całą dziedzinę polityki i skutecznego showmana zmienia w „polityka artystę”. Otóż taką rolę Hitler przypisywał sobie sam – i w takie szaty pieczołowicie się stroił. Natomiast jego rzeczywiste posunięcia polityczne bynajmniej nie nosiły znamion artystyczności: dokonywał ich odporny na ciosy i przebiegły taktyk, bezwzględny i brutalny dzierżyciel władzy. Historykowi grozi tu więc wpadnięcie w pułapkę mistyfikacji dyktatora – jeśli nie oddzieli się z dostateczną skrupulatnością jego autokreacji od rzeczywistych działań. Dotyczy to również Hitlera jako głównodowodzącego armii. Rzekomy przymiot genialności, którą najbliższe otoczenie przypisało mu po pierwszych militarnych sukcesach, Hitler włączył do propagandowego obrazu swojej osoby i legitymizował nim swój monopol na dowodzenie wojskami. Ale praktyka dowódcza wyglądała zupełnie inaczej.

 

Korzystając z faktu, że z końcem 2015 roku upłynął okres obowiązywania praw autorskich kraju związkowego Bawaria do niesławnej książki Mein Kampf Hitlera, monachijski Instytut Historii Współczesnej (Institut für Zeitgeschichte) przygotował krytyczne wydanie tego dzieła, przepełnionego szczującą nienawiścią. To ambitne przedsięwzięcie edytorskie ogólnie można ocenić jako udane22. Dzięki niemu bowiem jeszcze wyraźniej niż dotychczas widzimy historyczno-intelektualne korzenie ideologicznych obsesji Hitlera i dostrzegamy mętne źródła, z których czerpał – a były to głównie volkistowsko-rasistowskie piśmiennictwo traktatowe z XIX i początku XX wieku. Kolejny zysk historyków polega tu na odkryciu rozlicznych kłamstw, półprawd i przemilczeń, w jakie obfitują autobiograficzne partie tego tekstu. Wydawcy zamieścili ponad 3,5 tysiąca przypisów do Mein Kampf, w których sprostowali merytoryczne błędy i nieprawdziwe twierdzenia Hitlera – stanowi to olbrzymi zasób informacji dla przyszłych badaczy dziejów.

Powszechnie uważa się, że o Hitlerze napisano już wszystko i że ujawniono na jego temat wszystkie istotne fakty. Tymczasem co rusz pojawiają się nowe zaskakujące materiały źródłowe, jak osobiste dzienniki Alfreda Rosenberga, naczelnego ideologa NSDAP i późniejszego ministra Rzeszy do spraw zajętych terenów wschodnich. Jeden z oskarżycieli w procesach norymberskich, Robert M.W. Kempner, zabrał je ze sobą do Stanów Zjednoczonych. Kiedy zmarł, zniknęły z jego spuścizny, odnaleziono je dopiero w 2013 roku, a dwa lata później ukazały się w wydaniu opatrzonym komentarzem Jürgena Matthäusa i Franka Bajohra23. Doniosłość tego wydarzenia wynika choćby stąd, że z wyjątkiem ministra propagandy Goebbelsa żaden inny wysoki rangą funkcjonariusz nazistowski nie pozostawił po sobie dzienników. Wprawdzie zapiski Rosenberga nie dorównują Goebbelsowskim ani objętością, ani gęstością informacji (bywało, że nie pisał całymi tygodniami, a nawet miesiącami), ale dają cenny wgląd w kulisy ustroju hitlerowskiego i toczące się na szczytach permanentne walki o władzę.

W czerwcu 2010 roku dom akcyjny Fürther wystawił na licytację akta osobowe Hitlera z okresu jego pobytu w więzieniu landsberskim w latach 1923/1924 – dokumentację tę przez długi czas uznawano za zaginioną. Licytowane materiały zostały skonfiskowane w imieniu kraju związkowego Bawaria, a następnie w 2015 roku opublikowane pod wzorową redakcją Petera Fleischmanna, dyrektora Archiwum Państwowego w Norymberdze24. Wydanie to zawiera między innymi korespondencję dotyczącą prominentnego więźnia, skonfiskowane listy do Hitlera, a także sporo informacji o ponad trzystu osobach, które odwiedzały niedoszłego puczystę w zakładzie karnym. Główną jednak niespodziankę stanowi krótki wpis w księdze przyjęć: oto kilka godzin po przybyciu Hitler został zbadany przez więziennego lekarza Josefa Brinsteinera, który stwierdził u niego prawostronny kryptorchizm, czyli wnętrostwo: jedno z jąder w fazie rozwoju embrionalnego albo też w wieku niemowlęcym nie zeszło do moszny, tylko utkwiło w kanale pachwinowym. Oznacza to ukrócenie wszelkich pogłosek, jakoby Hitler stracił jądro na froncie zachodnim w 1916 roku. Zarazem jednak trzeba skorygować założenie (które również ja sam poczyniłem w pierwszym tomie biografii), że narządy płciowe Hitlera były rozwinięte całkiem normalnie. O konsekwencjach tej anomalii cielesnej można jedynie spekulować: przypuszczalnie tłumaczy ona lęk Hitlera przed obnażaniem się, a być może też jego trudne relacje z kobietami. Jest bardzo prawdopodobne, że defekt ten pogłębiał poczucie niższości, które towarzyszyło Hitlerowi od czasu dwóch porażek edukacyjnych: w gimnazjum realnym w Linzu oraz w wiedeńskiej Akademii Sztuk Plastycznych.

 

Drukowane materiały źródłowe uzupełniam – podobnie jak w tomie pierwszym – dzięki bogatej kwerendzie przeprowadzonej głównie w zasobach Archiwum Federalnego w Koblencji, Archiwum Federalnego–Archiwum Wojskowego we Fryburgu, Archiwum Federalnego w Berlinie-Lichterfelde oraz Instytutu Historii Współczesnej. Interesowały mnie zwłaszcza materiały stanowiące spuściznę ważnych osobistości państwa nazistowskiego oraz jego najwyższych dowódców wojskowych, z którymi Hitler spędził lwią część swoich ostatnich sześciu lat życia. Krótko przed samobójczą śmiercią dyktator kazał zniszczyć wszystkie swoje osobiste dokumenty, a zatem nowych faktów należy szukać właśnie w archiwaliach, jakie zachowały się po ludziach z jego otoczenia.

Zajmowanie się tym (według słów Golo Manna) „odstręczającym indywiduum” zajęło mi osiem lat, co było pracą obciążającą również psychicznie. Ulga, że mogę teraz poświęcić się przyjemniejszym tematom, łączy się z nadzieją, że drugi tom spotka się, tak jak pierwszy, z zainteresowaniem Czytelników.

1 Hans-Ulrich Thamer, Verführung und Gewalt. Deutschland 1933–1945, Berlin 1986, str. 627.

2 Bernd Wegner, „Wozu Operationsgeschichte?”, w: Thomas Kühne i Benjamin Ziemann (red.): Was ist Militärgeschichte?, Paderborn 2000, str. 105–113 (cytat str. 110).

3Das Deutsche Reich und der Zweite Weltkrieg, Hrsg. vom Militärgeschichtlichen Forschungsamt, 10 tomów, Stuttgart–Monachium 1979–2008.

4 Franz Halder, Hitler als Feldherr, Monachium 1949 (cytat str. 63). Por. Christian Hartmann, Halder Generalstabschef Hitlers 1938–1942, wyd. 2, Paderborn 2010, str. 18–21; Henrik Eberle, Hitlers Weltkriege. Wie der Gefreite zum Feldherren wurde, Hamburg 2014, str. 13–17.

5 Por. oba katalogi wystawowe Hamburskiego Instytutu Badań Społecznych: Vernichtungskrieg. Verbrechen der Wehrmacht 1941 bis 1944 (Hamburg 1996) i Verbrechen der Wehrmacht. Dimensionen des Vernichtungskrieges 1941 bis 1944 (Hamburg 2002).

6 Por. zwłaszcza Johannes Hürter, Hitlers Heerführer. Die deutschen Oberbefehlshaber im Krieg gegen die Sowjetunion 1941/42, Monachium 2007, str. 509 i następne; Christian Hartmann, Wehrmacht im Ostkrieg. Front und militärisches Hinterland, Monachium 2009, str. 635 i następne.

7 Eberhard Jäckel, Die elende Praxis der Untersteller, w: „Historikerstreit”. Die Dokumentation der Kontroverse um die Einzigartigkeit der nationalsozialistischen Judenvernichtung, Monachium–Zurych 1987, str. 115–122 (cytat str. 118). Por. niedawno Sybille Steinbacher (red.), Holocaust und Völkermorde. Die Reichweite des Vergleichs, Frankfurt/M.–Nowy Jork 2012.

8 Joachim Fest, Hitler. Eine Biographie, Frankfurt/M.–Berlin–Wiedeń 1973, str. 929–933.

9 Co do poniższego, por. także Frank Bajohr i Andrea Löw (red.), Der Holocaust. Ergebnisse und neue Fragen der Forschung, Frankfurt/M. 2015, str. 9 i następne. Niemiecki przekład książki Hilberga ukazał się dopiero na początku lat osiemdziesiątych w małym berlińskim wydawnictwie Olle & Wolter; w roku 1990 S. Fischer Verlag wydał trzytomową kasetę. Por. Raul Hilberg, Unerbetene Erinnerung. Der Weg eines Holocaust-Forschers, Frankfurt/M. 1994, i tegoż Anatomie des Holocaust. Essays und Erinnerungen, red. Walter H. Pehle i René Schlott, Frankfurt/M. 2016.

10Die Verfolgung und Ermordung der europäischen Juden durch das nationalsozialistische Deutschland 1933–1945. Hrsg. im Auftrag des Bundesarchivs, des Instituts für Zeitgeschichte und des Lehrstuhls für Neuere und Neueste Geschichte an der Albert-Ludwigs-Universität Freiburg von Götz Aly, Wolf Gruner, Susanne Heim, Ulrich Herbert, Hans-Dieter Kreikamp, Horst Möller, Dieter Pohl und Hartmut Weber, Monachium 2008.

11 Heinz Boberach (red.), Meldungen aus dem Reich 1938–1945. Die geheimen Lageberichte des Sicherheitsdienstes der SS, 17 tomów, Herrsching 1984. Por. wprowadzenie Heinza Boberacha, t. 1, str. 22–24.

12Die Tagebücher von Joseph Goebbels. Im Auftrag des Instituts für Zeitgeschichte und mit Unterstützung des Staatlichen Archivdienstes Rußlands, red. Elke Fröhlich, część I: Aufzeichnungen 1923–1941, 9 tomów w 14 tomach częściowych, Monachium 1998–2008; część II: Diktate 1941–1945, 15 tomów, Monachium 1993–1996.

13 Lore Walb, Ich, die Alte – ich, die Junge. Konfrontation mit meinen Tagebüchern 1933–1945, Berlin 1997.

14 Thomasa Manna Tagebücher 1940–1943, red. Peter de Mendelssohn, Frankfurt/M. 1982, Tagebücher 1944–1.4.1946, red. Inge Jens, Frankfurt/M. 1986, oraz An die gesittete Welt. Schriften und Reden im Exil, Frankfurt/M. 1986; Victor Klemperer, Ich will Zeugnis ablegen bis zum letzten. Tagebücher, t. 1: 1933–1941, t. 2: 1942–1945, red. Walter Nowojski, współpr. Hadwig Klemperer, Berlin 1995; Wilhelm Muehlon: Tagebuch der Kriegsjahre 1940–1944, red. Jens Heisterkamp, Dornach 1992.

15 Friedrich Kellner, „Vernebelt, verdunkelt sind alle Hirne”. Tagebücher 1939–1945, 2 tomy, red. Sascha Feuchert, Robert Martin Scott Kellner, Erwin Leibfried, Jörg Riecke i Markus Roth, Getynga 2011.

16 Frank Bajohr i Christoph Strupp (red.), Fremde Blicke auf das „Dritte Reich”. Berichte ausländischer Diplomaten über Herrschaft und Gesellschaft in Deutschland 1933–1945, Getynga 2011.

17 Gabriel Gorodetsky (red.), Die Maiski-Tagebücher. Ein Diplomat im Kampf gegen Hitler 1932–1943, Monachium 2016.

18 Hugh R. Trevor-Roper, Hitlers letzte Tage (zuerst 1947), Frankfurt/M.–Berlin 1995; Joachim Fest, Der Untergang. Hitler und das Ende des Dritten Reiches. Eine historische Skizze, Berlin 2002. Książkę Festa wykorzystał producent Bernd Eichinger do nakręcenia filmu Der Untergang (pol. Upadek) z roku 2004.

19 Kellner, Tagebücher 1939–1945, t. 1, str. 366 (z 17.12.1942).

20 Peter Longerich, Hitler. Biographie, Monachium 2015.

21 Wolfram Pyta, Hitler. Der Künstler als Politiker und Feldherr. Eine Herrschaftsanalyse, Monachium 2015.

22 Christian Hartmann, Thomas Vordermayer, Othmar Plöckinger i Roman Töppel (red.), Hitler, Mein Kampf. Eine kritische Edition, 2 tomy, Monachium–Berlin 2016.

23 Jürgen Matthäus i Frank Bajohr (red.), Alfred Rosenberg. Die Tagebücher von 1934 bis 1944, Frankfurt/M. 2015.

24Hitler als Häftling in Landsberg am Lech 1923/24. Der Gefangenen-Personalakt aus der Schutzhaft-, Untersuchungshaft- und Festungshaftanstalt Landsberg am Lech, red. i komentarz Peter Fleischmann, Neustadt an der Aisch 2015.

 

1

ROZPĘTANIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ

„Przezwyciężyłem panujący w Niemczech chaos, przywróciłem ład, potężnie zwiększyłem produkcję we wszystkich gałęziach naszej gospodarki narodowej” – taki bilans swoich sześcioletnich rządów przeprowadził Hitler na forum Reichstagu 28 kwietnia 1939 roku, kilka dni po swych pięćdziesiątych urodzinach. Następnie ciągnął: „Aby oddalić zagrożenia ze strony innego świata, nie tylko zjednoczyłem niemiecki naród politycznie, lecz i dozbroiłem go militarnie. Starałem się też dalej, karta po karcie, obalać ów traktat, który w swoich 448 artykułach zawiera najpodlejszy gwałt, jaki kiedykolwiek wyrządzono narodom i ludziom. Zwróciłem Rzeszy prowincje zrabowane nam w roku 1919 (…) przywróciłem sięgającą tysiąc lat wstecz historyczną jedność niemieckiej przestrzeni życiowej, a wszystko to starałem się czynić bez przelewu krwi, nie przysparzając ani swojemu narodowi, ani innym cierpień związanych z wojną. Ja (…), dwadzieścia jeden lat temu nikomu jeszcze nieznany robotnik i żołnierz swego narodu, dokonałem tego własnymi siłami – oczekuję więc, że historia zaliczy mnie w poczet ludzi, którzy osiągnęli maksimum tego, czego słusznie można domagać się od jednostki”25.

Ma się rozumieć, dyktator przemilczał drugą część tego tryumfalnego bilansu. Owszem, zaprowadził „ład”, ale dzięki wyrafinowanemu systemowi represji i terroru, skierowanemu w swoich dawnych adwersarzy politycznych, komunistów i socjaldemokratów, opozycyjnych księży i pastorów, w grupy napiętnowane jako „aspołeczne”, przede wszystkim zaś w pozbawianą praw i dręczoną mniejszość żydowską. Nakazanym przez Hitlera pogromem w listopadzie 1938 roku „Trzecia Rzesza” ostatecznie wystąpiła z kręgu narodów cywilizowanych. To prawda, że w zadziwiająco krótkim czasie zostało zlikwidowane bezrobocie i nastąpiło wielkie przyspieszenie zbrojeń, ale kosztem przyprawiającej o zawrót głowy, z gruntu niesolidnej polityki finansowej, która w dłuższej perspektywie musiała przynieść katastrofalne skutki. Postanowienia traktatu wersalskiego zostały krok po kroku zrewidowane – ale to jedynie dlatego, że mocarstwa zachodnie dawały się zwodzić pokojowym deklaracjom Hitlera, a równocześnie czuły się za słabe, by stawić mu zdecydowany opór. Anektując „resztę kraju czeskiego” (Rest-Tschechei), co stanowiło definitywne naruszenie układu monachijskiego, dyktator nieodwołalnie utracił wszelki kapitał zaufania.

Chwaląc siebie za „przywrócenie praw do sięgającej tysiąc lat wstecz niemieckiej przestrzeni życiowej”, Hitler oczywiście zapomniał nadmienić, że jego właściwy cel polega na zdobyciu nowej przestrzeni, sięgającej daleko poza granice „Rzeszy Wielkoniemieckiej”, a mianowicie na obszar Europy Wschodniej, i ma być osiągnięty przez konsekwentnie prowadzoną rasowo-ideologiczną wojnę eksterminacyjną ze Związkiem Radzieckim. No i wreszcie tego, co nazywał sukcesami, bynajmniej nie osiągnął li tylko własnymi siłami, gdyż we wszystkich przedsięwzięciach wspierały go wszelkie instytucje i wszystkie warstwy społeczeństwa, ochoczo realizujące jego nakazy, a często wybiegające naprzód z własnymi inicjatywami.

W swoich Rozważaniach o Hitlerze z 1978 roku Sebastian Haffner wysunął tezę, że w roku 1938, gdy powszechny kult Wodza sięgnął zenitu, zwolennicy Hitlera stanowili „zapewne ponad 90 procent wszystkich Niemców”26. Haffner trochę przesadził, ale trudno zaprzeczyć, że Führer – zwłaszcza po anszlusie Austrii – cieszył się wśród ludności niemieckiej ogromną aprobatą. Gdyby padł wtedy ofiarą zamachu, to – jak zauważył Joachim Fest – niewielu zawahałoby się „okrzyknąć go jednym z najwybitniejszych niemieckich mężów stanu, a może wręcz tym, który wypełnił niemiecką historię”27. Tego rodzaju rozważania można by pociągnąć dalej: co by się stało, gdyby Hitler wiosną 1939 roku, doprowadziwszy do aneksji kadłubowego państwa czeskiego oraz okręgu Kłajpedy, zmienił kurs i poprzestał na tych zdobyczach?

Spekulacje takie prowadzą jednak donikąd, gdyż jak pokazałem w pierwszym tomie biografii, zatrzymanie się na raz obranej drodze ku wojnie (nie mówiąc o zawróceniu z niej) przeczyłoby gwałtowności owego reżimu, a także osobowości Hitlera. „Niczym elektryczny kondensator wysokiego napięcia, który po każdym impulsie prądowym powoli znów się ładuje, aby w końcu, gdy osiągnie odpowiednie napięcie, wyładować się w kolejnej iskrze – takim jawił mi się Hitler w pamiętnym 1939 roku”, wspominał Otto Dietrich, szef pionu prasowego. „Był niczym hazardzista, który nie jest w stanie przerwać gry, bo wydaje mu się, że zna system, dzięki któremu powetuje sobie wszystkie dawne straty i rozbije pulę”28. Istotnie, tuż po konferencji monachijskiej z 29 i 30 września 1938 roku, interpretując jej rezultat jako swoją porażkę (gdyż odebrała mu szansę na wojnę z Czechosłowacją i tym samym na zawładnięcie całym tym krajem), Hitler skupił się na kolejnym celu swojej inwazyjnej polityki: na Polsce, z którą w styczniu 1934 roku ku zaskoczeniu wielu osób zawarł pakt o nieagresji.

 

Przed południem 30 września 1938 roku brytyjski premier Neville Chamberlain opuścił prywatne mieszkanie Hitlera przy Prinzregentenstraße w Monachium, aby wsiąść w powrotny samolot i zawieźć do Londynu podpisany dokument, w którym obie strony deklarowały chęć pokojowego uregulowania wszystkich spornych kwestii. I ledwie Chamberlain odjechał, dyktator dał do zrozumienia swoim wojskowym adiutantom Rudolfowi Schmundtowi i Gerhardowi Engelowi, iż nie czuje się związany słowem danym Brytyjczykowi. Oświadczył, że rozwiązanie spornych kwestii z Polską „mu nie ucieknie”, a „w stosownym czasie zrobi Polakom zmiękczający ostrzał z użyciem sprawdzonych środków”29. „Sprawdzone środki” oznaczały kombinację wabienia, mydlenia oczu i szantażowania, aż po otwarte grożenie wojną.

Najpierw Rzesza usiłowała skłonić Polskę do uległości na drodze dyplomatycznej. Na 24 października 1938 roku minister spraw zagranicznych Rzeszy Joachim von Ribbentrop zaprosił polskiego ambasadora Józefa Lipskiego do Grand Hotelu w Berchtesgaden, gdzie zaproponował mu „generalne uporządkowanie” wszystkich istniejących tarć między ich państwami. Konkretnie zażądał powrotu Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy oraz zgody Warszawy na poprowadzenie przez polski korytarz eksterytorialnej linii kolejowej i autostrady do Prus Wschodnich. Oprócz tego Polska miałaby przystąpić do wymierzonego w ZSRR paktu antykominternowskiego z 1936 roku, a w zamian strona niemiecka obiecywała zagwarantować nienaruszalność polskich granic oraz przedłużyć „o 10 do 25 lat” pakt o nieagresji zawarty w 1934 roku30.

Trzygodzinna rozmowa Lipskiego i Ribbentropa odbywała się w przyjacielskim tonie, lecz rząd polski nie dał się zwieść. Warszawa jasno zdawała sobie sprawę, że niemieckie propozycje stanowią zaledwie początek ofensywy, zmierzającej do wciągnięcia Polski w zależność od Rzeszy Niemieckiej i do wbudowania jej we wspólny front przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Dlatego 19 listopada polski minister spraw zagranicznych Józef Beck odmówił zgody na włączenie Gdańska w granice Rzeszy. Zaznaczył przy tym, że w grę wchodziłaby najwyżej zmiana statutu zatwierdzonego przez Ligę Narodów na umowę polsko-niemiecką, jednak Gdańsk miał zachować status autonomicznego państwa (Freistaat) i pozostać w unii celnej z Polską. Do pytania o eksterytorialną linię komunikacyjną przez korytarz minister Beck w ogóle się nie odniósł, jednakże Lipski, doręczając Ribbentropowi notę z odpowiedzią, wyraził własną opinię, że da się w tej sprawie znaleźć kompromis31. Aby dobitnie zasygnalizować swój zamiar utrzymania niezależnej pozycji między zachodnim a wschodnim sąsiadem, Polska 27 listopada przedłużyła zawarty w lipcu 1932 roku pakt o nieagresji z Moskwą.

Oburzony tym niespodziewanym odrzuceniem jego oferty Hitler 24 listopada rozkazał Naczelnemu Dowództwu Wehrmachtu (Oberkommando der Wehrmacht, OKW) rozpoczęcie przygotowań do „błyskawicznego zajęcia Gdańska”. Nie chciał jednak jeszcze w tym momencie wzniecać wojny z Polską, lecz tylko skorzystać z „dogodnej sytuacji politycznej”, sprzyjającej takiemu szybkiemu manewrowi32. 5 stycznia 1939 roku w Berghofie dyktator odbył z polskim ministrem spraw zagranicznych dłuższą rozmowę, przedstawiając mu znany już katalog swoich żądań z października 1938. Oświadczył wprawdzie, że „silna Polska jest Niemcom po prostu niezbędna”, ale podtrzymał zarazem roszczenia względem Gdańska: „Danzig jest niemiecki, niemieckim pozostanie na zawsze i wcześniej czy później dołączy do Niemiec”. Beck zareagował wymijająco, mówiąc, że wolałby jeszcze zastanowić się nad tym problemem w spokoju, lecz nadmienił też, że polska opinia publiczna jest w tej kwestii niezwykle drażliwa, co nie pozostawia mu dużej swobody decyzji. Rozmawiając następnego dnia w Monachium z Ribbentropem, nie zmienił stanowiska, choć przedstawił je w uprzejmej formie. Pod koniec stycznia niemiecki minister spraw zagranicznych udał się z dwudniową rewizytą do Warszawy – i wrócił z pustymi rękami33.

 

Hitler w trakcie swojej przemowy w Reichstagu 30 stycznia 1939 roku powstrzymał się od agresywnych akcentów wobec Polski. Przeciwnie: pakt o nieagresji sprzed pięciu lat nazwał „uzgodnieniem prawdziwie wyzwalającym”, a przyjaźń niemiecko-polską – „jednym z uspokajających przejawów życia politycznego w Europie”34. W pierwszych miesiącach 1939 roku głównym jego problemem nie było przyszłe starcie ze wschodnim sąsiadem, lecz pytanie, jak zawładnąć kadłubowym państwem czeskim – którego nienaruszalność uznał w układzie monachijskim. Po jednym z obiadów w Kancelarii Rzeszy na początku lutego minister propagandy Goebbels zanotował: „Führer mówi teraz niemal wyłącznie o polityce zagranicznej. Wykuwa nowe plany. Iście napoleońska natura!”35, a po zaskakującym marszu na Pragę 15 marca wnikliwsi obserwatorzy zdawali już sobie sprawę, że teraz na celowniku dyktatora znajdzie się Polska. Urzędujący w Lipsku polski konsul generalny doniósł ambasadorowi Lipskiemu, że zaanektowawszy okręg Kłajpedy, Hitler „ani chybi przystąpi do uregulowania roszczeń wobec Polski, w pierwszej kolejności do przejęcia Gdańska i «Korytarza»” i będzie mógł liczyć w tej kwestii na „zrozumienie i uznanie” ze strony niemieckiego społeczeństwa36.

21 marca Ribbentrop wezwał polskiego ambasadora na Wilhelmstraße i ponownie wyłożył mu – teraz już niemal w tonie ultimatum – niemieckie żądania z października 1938 i stycznia 1939 roku. Zaznaczył, że Hitler jest zdumiony stanowiskiem polskiego rządu, więc teraz chodzi o to, by „nie odniósł wrażenia, że Polska jest po prostu na nie”37. Dla Warszawy był to czytelny sygnał, że państwu grozi los podobny do tego, jaki spotkał Czechosłowację: ulegnięcie niemieckim żądaniom spowoduje, że Berlin zaraz wysunie nowe, a wartość udzielanych przez Hitlera gwarancji granic pokazywał właśnie świeży przykład Pragi. 24 marca minister Beck stwierdził w rozmowie ze swoimi współpracownikami, że Niemcy „stały się nieobliczalne”. Dlatego nie wolno Hitlerowi ustępować, trzeba mu się z determinacją przeciwstawiać i sygnalizować, że w ostateczności Polska gotowa jest walczyć38. Podobnie hrabia Jan Szembek, sekretarz stanu w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych, zanotował w swoim dzienniku: „Uważam, że powinniśmy teraz pokazać Niemcom kły”39.

26 marca Lipski wręczył Ribbentropowi w Berlinie memorandum od polskiego rządu, odrzucające całość niemieckich żądań. Beck kazał też w uprzejmych słowach przekazać, że chętnie skorzysta ze sformułowanego przez Ribbentropa zaproszenia, ale jego wizyta w Berlinie wymaga starannego przygotowania dyplomatycznego. Polski minister bowiem chciał za wszelką cenę uniknąć brutalnych szantaży, jakie spotkały austriackiego kanclerza Schuschnigga w lutym 1939 roku, a czeskiego prezydenta Emila Háchę w marcu 1939. Ribbentrop zareagował nadzwyczaj szorstko, stwierdzając: jeśli sprawy będą szły dalej w tym kierunku, co dotychczas, to „już niebawem może dojść do poważnej sytuacji”. Bez ogródek zagroził, że „naruszenie terytorium Gdańska przez polskie oddziały” zostanie przez Niemcy potraktowane jako agresja na granice Rzeszy, co spotka się ze stosowną reakcją40. Wtedy Beck wezwał do warszawskiego ministerstwa ambasadora Hansa Adolfa von Moltkego i wieczorem 28 marca oznajmił mu, że dla Polski casus belli nastąpi wtedy, „gdy strona niemiecka podejmie próbę jednostronnej zmiany statutu Wolnego Miasta”. Beck dodał, że Warszawa jest wprawdzie nadal zainteresowana negocjacjami, lecz nasuwa mu się – Beckowi – nieodparte wrażenie, iż Polska i Niemcy doszły we wzajemnych relacjach do „punktu zwrotnego”41.

Hitler w owych dniach jeszcze się wahał, jak zareagować na tę wyczekującą postawę Polski. Wieczorem 24 marca, powróciwszy z okręgu Kłajpedy (włączonego już do Rzeszy), rozmawiał o swoich planach z Goebbelsem: „Führer rozmyśla nad rozwiązaniem kwestii Gdańska. Chce na Polskę trochę nacisnąć i liczy na reakcję z jej strony”. Podobna wypowiedź padła nazajutrz z ust Hitlera przy obiedzie w Kancelarii Rzeszy: „Polska jeszcze nie podjęła decyzji co do Gdańska, ale zwiększamy presję. I mamy nadzieję dopiąć swego”42. Hitler wyjawił też Waltherowi von Brauchitschowi, głównodowodzącemu sił lądowych, że nie zamierza jeszcze rozstrzygać „kwestii gdańskiej” przemocą, gdyż nie chce „wpędzać Polski w ramiona Anglii”, ale „w najbliższej przyszłości”, gdy nastaną „bardzo korzystne warunki polityczne”, może dojść do sytuacji, w której konieczne będzie całościowe rozwiązanie „kwestii polskiej”. I do takiego wariantu sztab generalny Wehrmachtu ma się przygotować. „Musimy Polskę zmiażdżyć wtedy tak, żeby przez następnych kilkadziesiąt lat nie musieć się z nią liczyć jako z czynnikiem politycznym”43. I następnego dnia w godzinach wieczornych Hitler udał się do Monachium i Berchtesgaden, aby zażyć kilkudniowego relaksu. Nie było go więc w Berlinie, gdy ambasador Lipski przybył z definitywną polską odmową, ale z pewnością Ribbentrop niezwłocznie go o tym poinformował. Jak zareagował na tę odpowiedź, można wnioskować z dziennika Goebbelsa, który po rozmowie telefonicznej z Führerem zapisał pod datą 27 marca: „Polska robi spore trudności. Polaczki oczywiście są i pozostaną naszymi wrogami, chociaż w przeszłości z egoistycznych pobudek niejednokrotnie nam się przysłużyli”44.

 

30 marca Hitler wrócił do Berlina i niezwłocznie jął naradzać się ze swoim ministrem spraw zagranicznych. „W powietrzu czuło się pewne napięcie”, wspominał adiutant Nicolaus von Below45. Dzień później nastąpił zwrot, którego dyktator się nie spodziewał: oto przed Izbą Gmin brytyjskiego parlamentu Chamberlain zagwarantował niepodległość Polski. W razie jej poważnego zagrożenia brytyjski rząd miał udzielić Polakom wszelkiego wsparcia. Do deklaracji tej przyłączył się rząd francuski. Od tego momentu było wiadomo, że napaść na Polskę oznacza dla Niemiec wojnę z mocarstwami zachodnimi (13 kwietnia odpowiedniej gwarancji udzielono także Rumunii i Grecji). Po bezceremonialnym złamaniu przez Niemcy układu monachijskiego Londyn zdał sobie w końcu sprawę, że Hitlera nie da się sprowadzić z wojennej ścieżki łagodzącymi środkami appeasementu. „Główny cel naszej gwarancji dla Polski to odstraszyć Niemcy od dalszych aktów agresji” – tak Alexander Cadogan, podsekretarz stanu w Foreign Office, podsumował zmianę kierunku w brytyjskiej polityce46. Na początku kwietnia Beck udał się do Londynu, a po jego wizycie ogłoszono, że Polska i Anglia zawarły pakt o wzajemnej pomocy. William Shirer, amerykański korespondent w Berlinie, wyraził przekonanie, że „zatrzyma to na pewien czas Hitlera, ponieważ siła jest czymś, co on rozumie i szanuje”47.

Hitler o deklaracji Brytyjczyków dowiedział się wieczorem 31 marca, siedząc w pociągu specjalnym wiozącym go do Wilhelmshaven, gdzie w godzinach przedpołudniowych następnego dnia miało się odbyć wodowanie „Tirpitza”, drugiego po „Bismarcku” wielkiego okrętu wojennego. Przemawiając po południu do uczestników tłumnej manifestacji na placu ratuszowym, Hitler odniósł się do najnowszych wydarzeń. Stwierdził, że Wielka Brytania uprawia w stosunku do Rzeszy Niemieckiej „politykę okrążania” tak jak przed rokiem 1914. Zagroził, że odpowie na to zerwaniem układu morskiego z 1935 roku, i sformułował niedwuznaczne ostrzeżenie pod adresem „państw satelickich” – mając oczywiście na myśli głównie Polskę. Kto zamierza dla mocarstw zachodnich wybierać z ognia kasztany, mówił, ten ryzykuje „poparzenie sobie palców”48. Mówiąc o okrążaniu, Hitler podrzucił hasło Goebbelsowi, który natychmiast je podchwycił i na następne tygodnie uczynił głównym wątkiem antybrytyjskiej propagandy. Podobnie jak przed 1914 rokiem chodziło o to, by rozniecić powszechny lęk przed zagrożeniem i z góry obciążyć angielski rząd winą za ewentualną wojnę49.

Wieczorem 1 kwietnia Hitler zaokrętował się na świeżo oddany do użytku statek wycieczkowy „Robert Ley”, który wyruszał w wielodniowy dziewiczy rejs po morzu. Wobec współpasażerów korzystających z oferty organizacji KdF dyktator przyjął postawę niewymuszonego luzu – pozwalał się fotografować i odbierał ze wszystkich stron wyrazy czci i podziwu. Około południa 4 kwietnia „Robert Ley” zawinął do portu w Hamburgu, gdzie Hitler udał się na dworzec kolejowy Dammtor, a stamtąd pociągiem specjalnym do Berlina, skąd po zaledwie kilkugodzinnym pobycie wyruszył na Obersalzberg, gdzie został na dłużej50.

3 kwietnia, a więc jeszcze podczas rejsu, dyktator rozkazał Naczelnemu Dowództwu Wehrmachtu podjąć przygotowania do ataku na Polskę (któremu nadano kryptonim Fall Weiß, Plan Biały) w takim trybie, aby „realizacja planu była możliwa w każdej chwili od 1.9.1939”51. 11 kwietnia, dzień po Wielkanocy, Hitler podpisał w Berghofie „instrukcję dotyczącą jednolitych przygotowań Sił Zbrojnych dowojny na lata 1939/1940”. Co prawda rozdział tego dokumentu poświęcony Planowi Białemu stwierdzał na wstępie, że Niemcy zamierzają w stosunkach z Polską nadal unikać zakłóceń, ale dalej pojawiła się uwaga, że jeśli wschodni sąsiad przyjmie „postawę zagrażającą Niemcom”, to bez względu na obowiązujący wciąż pakt o nieagresji może zajść konieczność „ostatecznego rozrachunku”, a wtedy celem będzie „rozbicie potencjału zbrojnego Polski i stworzenie na Wschodzie sytuacji odpowiadającej potrzebom obrony naszego kraju. Wolne Państwo Gdańsk najpóźniej z chwilą rozpoczęcia konfliktu zostanie ogłoszone częścią terytorium Rzeszy Niemieckiej. Kierownictwo polityczne będzie w takim przypadku dążyło do jak najściślejszego odizolowania Polski, tak by wojna ograniczyła się tylko do jej terytorium”. Polskie siły zbrojne miały zostać przez Wehrmacht unicestwione – w tym celu „należy ustalić i przygotować zaskakujący termin ofensywy”52. Najwyraźniej więc Hitler miał zamiar napaść na Polskę bez formalnego wypowiedzenia wojny – co też faktycznie uczynił.

O ile w poprzednim roku niemiecka generalicja odnosiła się do planów Hitlera wobec Czechosłowacji z wyraźną rezerwą, o tyle obecnie nie było już mowy o żadnych zastrzeżeniach. Przeciwnie: szef sztabu generalnego Franz Halder w swoim wystąpieniu przed wyższym korpusem oficerskim bez zastrzeżeń poparł „wybitną, (…) nacechowaną nieomylnym instynktem politykę Führera”. Uznał, że Polska z uwagi na techniczne zacofanie swojego wojska i marne wyszkolenie żołnierzy „nie będzie poważnym przeciwnikiem” – Wehrmacht ma „w jak najszybszym trybie” zadać jej miażdżący cios: „Musimy uporać się z Polską w ciągu najwyżej trzech tygodni, najlepiej 14 dni”. Halder uważał, że będzie można wtedy zaryzykować interwencję Anglii i Francji53. Wśród narodowo-konserwatywnych elit wojskowych odżyły antypolskie resentymenty – wojna ze znienawidzonym wschodnim sąsiadem była dla nich niejako spełnieniem marzeń. Tym razem Hitler nie musiał się obawiać, że dowództwo sił lądowych stanie okoniem.

 

Hitler zjawił się ponownie w stolicy Rzeszy dopiero 18 kwietnia – miasto szykowało się do obchodów jego pięćdziesiątych urodzin. Pomimo napiętego harmonogramu dyktator w przeddzień uroczystości przyjął rumuńskiego ministra spraw zagranicznych Grigorego Gafencu na dwugodzinną audiencję, podczas której dał upust gniewowi na Brytyjczyków. Skoro Anglia chce wojny, stwierdził, to ją dostanie. „Ale nie będzie to wojna łatwa, jak wyobraża sobie Anglia, (…) lecz wojna niszczycielska, jakiej nikt sobie jeszcze nie potrafi wyobrazić”54. Po urodzinowych uroczystościach Hitler spędził kilka dni na układaniu przemowy do Reichstagu, mającej stanowić ripostę na orędzie amerykańskiego prezydenta Franklina D. Roosevelta55.

W Waszyngtonie „sięgnięcie przez Niemcy po Pragę” 15 marca oraz zajęcie trzy dni później Albanii przez Włochy wywołało alarm. 14 kwietnia Roosevelt zaapelował do Hitlera i Mussoliniego, by wrócili na drogę pokojowych celów i metod i wzięli znów udział w negocjacjach rozbrojeniowych. Wymienił przy tym 31 państw, nie tylko europejskich, lecz także bliskowschodnich, domagając się od rządu niemieckiego i włoskiego zapewnienia, że żadnego z tych krajów nie zaatakują56. Hitler uznał to za bezczelność. Podczas spotkania z Goebbelsem oburzał się na „kolejny bezczelny szwindel w stylu Wilsona”57, a 28 kwietnia w Reichstagu podczas dwuipółgodzinnego wystąpienia nie omieszkał wylać na prezydenta Stanów Zjednoczonych potoku szyderstw i kpin. Nadmienił, że do każdego z wymienionych państw skierował zapytanie, czy czuje się zagrożone przez Niemcy, a odpowiedzi były „konsekwentnie negatywne, a w niektórych przypadkach gwałtownie odmowne”. Dodał, że części z nich nie dało się wszakże zapytać, „gdyż w tej chwili – jak Syria – nie cieszą się wolnością, pozostając we władaniu militarnych potęg demokratycznych, pozbawione swoich praw”58.

Do osób oczarowanych jego słowami należała Marianne von Weizsäcker, żona Ernsta von Weizsäckera, sekretarza stanu w Urzędzie Spraw Zagranicznych. W jednym z swoich listów napisała, że Hitler – odnosząc się do traktatu wersalskiego – wyraził dokładnie to, co leżało jej na sercu59. Natomiast William Shirer, który słuchał owego przemówienia w loży reporterskiej, skonstatował niechętnie: „Hitler dał dzisiaj pokaz bezbłędnego aktorstwa” – i przyznał, że mówca ubrał sarkazm w „mistrzowską gestykulację (…) aż po najdrobniejszy ironiczny niuans”. Deputowani nagrodzili wywody dyktatora owacjami60. Hitler zaś nie poprzestał na ośmieszeniu Roosevelta, bo jednocześnie zakomunikował wszem wobec, że ze skutkiem natychmiastowym wypowiedział niemiecko-brytyjski układ morski oraz niemiecko-polski pakt o nieagresji. I jak zwykle bez skrępowania przekręcając fakty, winą za to obciążył stronę przeciwną. Stwierdził mianowicie, że Wielka Brytania, prowadząc w stosunku do Niemiec „politykę okrążania”, zburzyła fundament wzajemnego zaufania, a Polska, deklarując wsparcie militarne dla Wielkiej Brytanii, jednostronnie złamała umowę z roku 1934. Warszawa na tę kolejną prowokację ze strony Berlina zareagowała powściągliwie. Minister Beck w wielkiej przemowie do parlamentu podkreślił determinację swojego rządu w przeciwstawianiu się niemieckim naciskom: „My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor!”61.

Wypowiedzenie przez Niemcy międzynarodowych umów z Anglią i Polską natychmiast zwiększyło napięcie w Europie. „No, teraz się zacznie obligatoryjny kryzys – czytamy u Goebbelsa. – To oczywiste, że prędzej czy później weźmiemy górę. Ale tym razem zachodnim mocarstwom niełatwo będzie się wycofać”62. Hitler zdążył już odstąpić od zamysłu, by negocjacjami okręcić sobie Polskę wokół palca i sprowadzić ją do poziomu swojego satelity. Teraz stawiał już całkowicie na kartę militarną. „Polska musi przy najbliższej okazji co nieco oberwać w pysk” – tak opinię swojego wodza relacjonował minister propagandy. „Warszawę czeka taki sam koniec, jaki spotkał Pragę”63. Zabezpieczając atak na Polskę – planowany na koniec lata – od strony dyplomatycznej, Niemcy skupili się na zacieśnianiu relacji z Włochami. Hitler co prawda wściekał się, że Mussolini nie skonsultował z nim napaści na Albanię (7 kwietnia), i nazwał jego akcję „małpowaniem” swojego błyskawicznego marszu na Pragę, ale w końcu uznał prawo Duce do jej przeprowadzenia, jako że sam przecież także nie spytał go o zdanie. A nie spytał, bo „gdy się tym włoskim gadułom cokolwiek powie, to równie dobrze można by z tym od razu iść do gazety”64.

 

Niezależnie jednak od tych pogardliwych osądów Berlin naciskał na przekształcenie osi w sojusz wojskowy. Wstępne rozmowy na ten temat przeprowadził w Rzymie 15 i 16 kwietnia Göring. Już trakcie swojego pierwszego spotkania z Mussolinim i włoskim ministrem spraw zagranicznych Galeazzo Ciano Göring wypowiadał się o Polsce i Anglii tonem tak agresywnym, że Włosi doszli do wniosku, że Niemcy zamierzają lada chwila ruszyć na wojnę, ale nazajutrz trochę się zmitygował i specjalnie podkreślił, iż Hitler kazał mu powiedzieć, że niczego przeciwko Polsce nie planuje. Mussolini jednak uznał za stosowne nadmienić, że państwa osi potrzebują jeszcze dwóch do trzech lat, „aby móc zaangażować się w powszechny konflikt z dobrym wyposażeniem i z widokiem na zwycięstwo”65. Niemieckie zamiary wprawiły też w niepokój włoskiego ambasadora w Berlinie Bernarda Attolico. Przestrzegł on 18 kwietnia, że Hitler po odrzuceniu przez Polskę niemieckich propozycji „wpadł w ów sfinksowy stan (…), jaki poprzedza każdą z jego napaści”. A ponieważ uderzenie na Polskę grozi interwencją brytyjsko-francuską, Rzym musi zadbać o to, by nie stanąć znów przed faktami dokonanymi66.

Ribbentrop usiłował rozwiać obawy Włochów, naradzając się z Ciano 6 maja w Mediolanie. Jest pewien, mówił, że gdy za kilka lat „kwestia polska” dojrzeje do rozstrzygnięcia, żaden Anglik ani żaden Francuz nie zechce nadstawiać za Polaków karku. Wprawdzie Ciano ponownie oświadczył do protokołu, że Włosi potrzebują jeszcze trzech lat pokoju, ale już wieczorem Mussolini ku zaskoczeniu delegacji niemieckiej opowiedział się za niezwłocznym zawarciem sojuszu wojskowego67. Niemiecko-włoski układ o przyjaźni i sojuszu został podpisany 22 maja w sali audiencyjnej Nowej Kancelarii Rzeszy przez Ciano i Ribbentropa – nazwano go wkrótce paktem stalowym. Zawarty początkowo na dziesięć lat, przewidywał nie tylko regularne ścisłe konsultacje, ale również obowiązek wsparcia militarnego w przypadku, gdyby sojusznik „znalazł się w wojennych uwikłaniach z państwem trzecim lub z państwami trzecimi”68. W ceremonii podpisania uczestniczył Hitler. Ciano odniósł wrażenie, że niemiecki dyktator trochę się postarzał. „Oczy ma teraz podkrążone. Śpi mało, coraz mniej”69 – usłyszał też od członków jego świty.

Nawet wieczorny bankiet, który Ribbentrop urządził dla włoskiej delegacji w swojej willi w Berlinie-Dahlem, nie mógł przysłonić faktu, że obaj sygnatariusze osi odnosili się do zamiarów drugiej strony z głęboką nieufnością. Ciano uważał, że pakt militarny kryje „prawdziwy dynamit”, gdyż zobowiązanie do wojskowego wsparcia nie ograniczało się do sytuacji defensywnych, lecz dotyczyło również niemieckich agresji. Z kolei sceptycyzm Goebbelsa co do wartości tej umowy wyrażała jego lakoniczna uwaga: „Miejmy nadzieję, że Włosi też jej dotrzymają”70. Jak się wkrótce okazało, wątpliwości te były całkiem uzasadnione.

 

Również Mussolini miał wszelkie powody, by niepokoić się o następne posunięcia Hitlera. Ledwie bowiem Ciano przed południem 23 maja wyjechał z Berlina, niemiecki dyktator ściągnął do swojego gabinetu w Nowej Kancelarii Rzeszy głównodowodzących wojsk lądowych, marynarki wojennej i lotnictwa wojskowego wraz z ich szefami sztabów, aby poinformować ich, jak według niego wygląda sytuacja polityczna. Podtrzymał swoją decyzję, zawartą już w cytowanej instrukcji z 11 kwietnia, by zaatakować Polskę przy pierwszej nadarzającej się okazji. Zarazem jednak dał jasno do zrozumienia, że wojna ta będzie stanowić jedynie etap w realizacji jego dalej sięgających planów. W protokole sporządzonym przez Schmundta, adiutanta z ramienia Wehrmachtu, czytamy: „Nie o Gdańsk toczy się gra. Nasz cel to zdobyć więcej przestrzeni życiowej na Wschodzie i zapewnić sobie wyżywienie, a także rozwiązać problem krajów bałtyckich”. Hitler wskazał, że „Polskę trzeba odizolować”, gdyż nie wolno „dopuścić (…) do jednoczesnego konfliktu z Zachodem”. Sam jednak przyznał, że nie jest pewien, czy starcie niemiecko-polskie się nie rozszerzy i czy nie dojdzie do interwencji ze strony Anglii i Francji. W takim przypadku, przekonywał Hitler, „lepiej będzie uderzyć na Zachód, równocześnie wykańczając Polskę”. W możliwość pokojowej ugody z wyspiarskim imperium głęboko powątpiewał: „Z punktu widzenia Anglii nasz rozwój to budowanie hegemonii, która ją osłabi. Dlatego Anglia jest naszym wrogiem, a zmagania z nią to walka na śmierć i życie”.

Hitler szykował elitę Wehrmachtu do długich zmagań, zarysowując – jeśli wierzyć notatce Schmundta – perspektywę „wojny, która potrwa dziesięć, piętnaście lat”. Jako kluczowy warunek zwycięstwa wskazał utrzymanie tajemnicy: „Musimy ukrywać swoje cele nawet przed Włochami i Japonią”. Czyli nie wysechł jeszcze atrament na podpisanym kilka godzin wcześniej pakcie stalowym, a Hitler już oznajmiał swoim ludziom, że nie zamierza przestrzegać zobowiązania do wzajemnego informowania się i konsultowania. Wygląda na to, że jedynym uczestnikiem narady, który zabrał jeszcze głos po Hitlerze, był Göring. Zapytał on, na jaki termin wielkiej ofensywy mają się nastawić trzy rodzaje sił zbrojnych. Odpowiedź brzmiała, że programy zbrojeniowe należy zaplanować z terminem „na rok 1943 lub 1944”, co zapewne nieco uspokoiło wojskowych. Bo czyż Hitler nie podał tej samej daty na naradzie 5 listopada 1937 roku? A do tego czasu niejedno mogło się jeszcze wydarzyć. Lecz jeśli któryś z dowódców powątpiewał w wojenne zamiary Hitlera, to obecnie musiał już swój pogląd skorygować. Kanclerz Rzeszy dał jasny sygnał, że w przypadku Polski nie liczy już na „powtórkę z kraju czeskiego”, to znaczy na agresję bez wojny. „Dalszych zwycięstw nie da się już osiągnąć bez rozlewu krwi”71.

Gdy za kulisami toczyły się operacyjne przygotowania do realizacji Planu Białego, Hitler przed opinią publiczną udawał, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Miesiące letnie spędził głównie na Obersalzbergu, jedynie sporadycznie pokazując się w stolicy – na przykład z okazji wizyty jugosłowiańskiej pary książęcej między 1 a 4 czerwca, a także gdy 6 czerwca uroczyście witał Legion Condor, który powrócił z hiszpańskiej wojny domowej72. Później odbył serię wyjazdów. 7 czerwca skontrolował postępy robót przy budowie zakładu Volkswagena pod Fallersleben, trzy dni później przybył do Wiednia, gdzie wziął udział w Tygodniu Teatralnym Rzeszy (Reichstheaterwoche), obejrzał uroczyste wykonanie opery Richarda Straussa zatytułowanej, nomen omen, Dzień pokoju (Friedenstag), a następnie wydał raut dla artystów. Nazajutrz pojawił się w Burgtheater – Teatrze Zamkowym. „Miał tu swoje wzniosłe doznania – zauważył Goebbels. – A teraz całe miasto wiwatuje na jego cześć”73. Zanim 12 czerwca wyruszył do Linzu, aby omówić z gauleiterem Augustem Eigruberem swoje plany rozbudowy miasta, odwiedził grób swojej siostrzenicy Geli Raubalówny na wiedeńskim Cmentarzu Centralnym. W drodze z Linzu do Berchtesgaden zatrzymał się jeszcze w dwóch miejscach związanych z jego dzieciństwem: w Hafeld, gdzie ojciec Hitlera zamieszkał po przejściu na emeryturę w roku 1895, oraz w Fischlham, gdzie w niezmienionym kształcie stała jego dawna jednoizbowa szkoła74. Tak więc ludziom z jego otoczenia wydawało się, że w tych dniach całkowicie pochłaniają go wspomnienia.

Lecz było to wrażenie mylne, bo nawet w Berghofie myśli Hitlera (jeśli nie zajmował się projektami swoich monumentalnych budowli) nieustannie krążyły wokół nadchodzącej wojny z Polską. Kiedy 20 czerwca do jego alpejskiej rezydencji przyjechał Goebbels, dyktator w rozmowie z nim od razu przeszedł do meritum: „Polska najpierw stawi nam opór, ale przy pierwszej porażce żałośnie się załamie”. Przekonywał, że kampanię tę uda się zakończyć w dwa tygodnie, Anglia natomiast nie wypełni swojej obietnicy gwarancyjnej. „Londyn zostawi Warszawę na lodzie. Blefuje tylko. Ma zbyt wiele własnych zmartwień”75. Czy Hitler naprawdę w to wierzył, czy jedynie chciał okazać optymizm przed ministrem propagandy – trudno orzec. Naradzając się z generalicją 23 maja, wcale nie wykluczał ingerencji mocarstw zachodnich, aczkolwiek uznawał ją jeszcze za mało prawdopodobną.

3 lipca Hitler wizytował lotnisko testowe Luftwaffe w Rechlin nad jeziorem Müritz, gdzie zademonstrowano mu najnowsze zdobycze techniki. Wieczorem 4 lipca w kręgu zaufanej świty znów promieniał optymizmem: „Nasze fortyfikacje są fantastyczne. Nasz potencjał wojenny rośnie z dnia na dzień. Nasze uzbrojenie defensywne jest przede wszystkim o wiele lepsze niż u przeciwników. Ot, milutki skutek Wersalu. W każdym razie sprawy mają się doskonale”76. Wyprawiwszy 5 lipca przyjęcie na cześć bułgarskiego premiera Georgija Iwanowa Kjoseiwanowa, Hitler poleciał następnego dnia do Monachium, tym razem na pokładzie czterosilnikowego Condora – samolotu nie tylko przestronniejszego od Ju 52, ale też o 100 km/h szybszego. Następnie spędził tydzień na Obersalzbergu, intensywnie zajmując się planem operacyjnym dla wojsk lądowych na kampanię przeciwko Polsce77. Maskując swoje zamierzenia przed niemiecką i zagraniczną opinią publiczną, kazał 10 lipca ogłosić, że coroczny zjazd partii NSDAP w Norymberdze odbędzie się jak zwykle we wrześniu pod cynicznym hasłem „Zjazd Pokoju” (Reichsparteitag des Friedens). Podjęto też, jak gdyby nigdy nic, przygotowania do zaplanowanej na 27 września państwowej uroczystości w murach pomnika tannenberskiego z okazji 25. rocznicy bitwy78.

Tak jak w poprzednich latach Hitler wziął udział w imprezach Dnia Sztuki Niemieckiej (Tag der deutschen Kunst). Wieczorem 14 lipca w Gmachu Führera urządził raut dla artystów, na którym prócz czołowych przedstawicieli partii, władz państwowych i sił zbrojnych gościła także delegacja z Włoch z ministrem oświecenia publicznego Dino Alfierim na czele. „Uroczysty, oszałamiający widok! Było niezwykle miło i nastrojowo. Führer w świetnym humorze”, napisał Goebbels79. Dyktator znalazł czas, by następnego dnia przybyć na doroczną konferencję Izby Sztuk Plastycznych Rzeszy (Reichskammer der Bildenden Künste), odbywającą się w sali Muzeum Niemieckiego. Potem 16 lipca na otwarciu trzeciej Wielkiej Niemieckiej Wystawy Sztuki (Große Deutsche Kunstausstellung) w Domu Sztuki Niemieckiej (Haus der Deutschen Kunst) wystąpił z przemową, w której wychwalał „oczyszczenie” niemieckiej kultury z destrukcyjnych wpływów modernizmu: „Wymiecione zostało całe to zorganizowane oszukaństwo modnej sztuki – dekadenckiej, chorobliwej i zakłamanej”80. Uroczystemu popołudniowemu pochodowi nie sprzyjała aura: lało jak z cebra, przez co nastroje wyraźnie przygasły. „Hitlerowi podobno bardzo siadł humor – swoją pelerynę kazał zanieść swojej «przyjaciółce» pannie Braun” – taką informację Ulrich von Hassell, były niemiecki ambasador w Rzymie, uzyskał od małżeństwa Bruckmannów, niegdysiejszych dobroczyńców Hitlera, których entuzjazm dla poczynań dawnego podopiecznego mocno już ochłódł81.

Rano 17 lipca Hitler w swoim prywatnym monachijskim mieszkaniu gościł na śniadaniu Alfieriego, po czym wrócił do swojej posiadłości na Obersalzbergu. Tydzień później tradycyjnie wziął udział w festiwalu wagnerowskim w Bayreuth. Na inauguracyjnym spektaklu wieczorem 25 lipca ubrany był nie, jak dotychczas, we frak czy smoking, tylko w mundur partyjny – co bacznym obserwatorom zasygnalizowało, że szykują się nadzwyczajne zdarzenia. Dyktator zresztą nawet w Bayreuth nie odpoczywał od polityki. Na zaproszenie Ottona Dietricha, szefa pionu prasowego, przyjechał tam lord James Kemsley, wydawca „Sunday Times”, by omówić wymianę artykułów między gazetami niemieckimi a angielskimi. Podczas rozmowy z nim w Willi Siegfrieda Hitler zachowywał ostentacyjną rezerwę i monotonnie powtarzał, że utrzymanie pokoju w Europie zależy wyłącznie od Anglii. Brytyjskiemu ambasadorowi Nevile’owi Hendersonowi, który przyjechał do Bayreuth 29 lipca, nawet nie udzielił audiencji82. Natomiast Unity Mitford i jej siostra Diana (będąca małżonką Oswalda Mosleya, przywódcy brytyjskich faszystów) miały podczas festiwalu zapewnione towarzystwo Hitlera. W trakcie posiłku u Winifred Wagner lady Mitford bardzo stanowczo wyraziła opinię, że Anglia z uwagi na niewystarczający stan uzbrojenia w ogóle nie jest zdolna do prowadzenia wojny, co zabrzmiało dla Führera jak anielska muzyka – tak w każdym razie odczytał jego reakcję adiutant Engel83. Być może dyktator utwierdził się w tym momencie w mniemaniu, że angielski rząd jedynie blefuje i w decydującej chwili zlęknie się wojny.

 

Następne trzy tygodnie Hitler spędził na Obersalzbergu. Roztaczał atmosferę normalności, a wobec mocarstw zachodnich stosował „taktykę milczenia”84. Goebbels natomiast środkami propagandy utrzymywał relacje z Polską w stanie lekkiego wrzenia. Prasa nieustannie donosiła o rzekomych ekscesach Polaków wobec mniejszości niemieckiej. Podobnie jak w czasie kryzysu sudeckiego w poprzednim roku co chwila aranżowano incydenty, mające sprowokować Polaków do reakcji. „No, wreszcie mamy w Polsce pierwszego trupa – zacierał ręce minister propagandy w połowie maja 1939 roku – czyli wszystko idzie zgodnie z planem”85. Na 7 sierpnia do alpejskiej siedziby wezwano Alberta Forstera, gauleitera Gdańska, który usłyszał, że w sprawie Polski Hitlerowi „wyczerpują się resztki cierpliwości”. Wróciwszy do swego miasta, Forster podczas manifestacji na Długim Targu 10 sierpnia ostro podgrzał nastroje, wołając, że Polska musi sobie zdać sprawę, iż Gdańsk nie jest „samotny i opuszczony”, gdyż niewzruszenie stoją za nim „Rzesza Wielkoniemiecka, ten nasz ojczysty kraj, i nasz wódz Adolf Hitler”86.

Na 11 sierpnia Hitler kazał przywieźć do Salzburga samolotem (jedną ze swoich prywatnych maszyn) Carla Jacoba Burckhardta, szwajcarskiego dyplomatę i historyka pełniącego urząd wysokiego komisarza Ligi Narodów w Gdańsku. Spotkał się z nim w położonej nad Berghofem herbaciarni Adlerhorst. Zapowiedział mu bez ogródek, że w razie „najdrobniejszego incydentu” zamyśla „bez ostrzeżenia zmiażdżyć Polskę”. Na uwagę Burckhardta, że oznacza to „powszechną wojnę”, rozgorączkowany Hitler wypalił: „I bardzo dobrze”; jeśli ma zacząć wojnę, to „lepiej dziś niż jutro”. Pod koniec tej rozmowy – tak w każdym razie czytamy we wspomnieniach komisarza, spisanych dwadzieścia lat później – Hitler zaznaczył dobitnie: „Ja nie blefuję. Jeśli w Gdańsku dojdzie do najdrobniejszego wydarzenia albo jakaś krzywda spotka nasze mniejszości, to odpowiem bezwzględnym uderzeniem”87. Po raz kolejny Hitler dowiódł, jak sprawnie umie łudzić swoich rozmówców. Albowiem na wojnę z Polską był już tak czy owak zdecydowany, niezależnie od rozwoju sytuacji w Gdańsku. Tego samego dnia, w którym spotkał się z Burckhardtem, kazał antypolską kampanię „podregulować na 80 procent głośności”. Goebbels słusznie skonkludował: „A więc zbliżamy się do finałowego sprintu”88.

12 sierpnia Hitler wydał rozkaz w sprawie koncentracji niemieckich wojsk przed uderzeniem na Polskę, wyznaczając termin ataku na 26 sierpnia. Dwa dni później wezwał do Berghofu głównodowodzącego sił lądowych Walthera von Brauchitscha oraz szefa sztabu generalnego Franza Haldera. Oznajmił im, że wprawdzie dalsze sukcesy polityczne ani militarne nie będą już możliwe bez podejmowania ryzyka, ale ostatnio „z dnia na dzień” narastało w nim przekonanie, iż konflikt z Polską uda się ograniczyć do skali lokalnej. Wszystko wskazuje na to, ciągnął, że Anglia i Francja „nie przystąpią do wojny, bo też nic ich do tego nie zmusza”89. Później zaś w kameralnym kręgu wyjaśnił, że jego rozmowa z obu dowódcami miała być „zastrzykiem” energii90. Lecz najwyżsi wojskowi wcale takiego impulsu nie potrzebowali: perspektywa rychłego uderzenia na Polskę uskrzydlała ich i zaspokajała ich ambicje. Podzielali oni przekonanie Hitlera, że dzięki ogólnej niemieckiej przewadze kampania zakończy się po kilku tygodniach.

 

Tymczasem w Rzymie narastały obawy, iż mimo zawartej w pakcie stalowym klauzuli o wzajemnych konsultacjach niemiecki sprzymierzeniec znów postawi Włochów przed faktem dokonanym. Na początku lipca 1939 minister spraw zagranicznych Ciano polecił ambasadorowi Attolico wywiedzieć się o szczegóły niemieckich zamierzeń wobec Polski. Wprawdzie Ribbentrop 6 lipca zapewniał sojuszników, że Hitler nie snuje żadnych konkretnych planów wojennych i „nie porwie się na żadne pochopne ruchy”91, jednak od generała Efisia Marrasa, włoskiego attaché wojskowego w Berlinie, Attolico otrzymał wiarygodne informacje, że Niemcy prą ku wojnie. Chcąc jeszcze jakoś przyhamować te ich dążenia, włoski ambasador wyszedł z inicjatywą, by nawiązać do wcześniejszej sugestii Niemców w sprawie spotkania Hitlera z Mussolinim. Duce i jego minister spraw zagranicznych wyrazili zgodę; do rozmów miało dojść 4 sierpnia na przełęczy Brenner. Włosi zamierzali podsunąć stronie niemieckiej – tak jak we wrześniu 1938 roku – pomysł międzynarodowej konferencji. Ich propozycja jednak nie wywołała w Berlinie entuzjazmu. Ribbentrop z miejsca odrzucił ten pomysł – wiedząc, że równie niechętnie zapatruje się na konferencję sam Führer. Dla Hitlera dyplomatyczne rozwiązanie kryzysu w ogóle już nie wchodziło w grę – chciał wojny z Polską. Spotkanie dwóch dyktatorów zostało pod koniec lipca odłożone na nieokreślony termin92.

Zamiast tego Ciano 11 sierpnia pojechał spotkać się z Ribbentropem w jego wiejskiej posiadłości Fuschl koło Salzburga. Przed wyjazdem został przez Mussoliniego dobitnie poinstruowany: miał „uzmysłowić Niemcom konieczność uniknięcia wojny z Polską, ponieważ obecnie niemożliwe jest jego zogniskowanie, a wojna ogólna byłaby katastrofą dla nas wszystkich”93. Lecz cóż, zaraz na wstępie Ribbentrop z brutalną otwartością wygarnął włoskiemu koledze, że Hitler już zdecydował się zaatakować Polskę i jest to decyzja nieodwołalna. „Niewzruszona wola doprowadzenia do wojny” – tak Ciano podsumował wywody Ribbentropa w swoim dzienniku. „Odrzuca każde rozwiązanie, które Niemcom dałoby satysfakcję i pozwoliłoby uniknąć wojny”94. Wysunięte przez Ciana obiekcje, że ściągną sobie na głowę interwencję mocarstw zachodnich, niemiecki rozmówca zbył lekceważąco. „Ribbentrop znajdował się już – zauważył tłumacz Paul Schmidt – w stanie gorączkowego podniecenia, jak pies gończy, który niespokojnie czeka, by go pan poszczuł na zwierza”95. Ich dziesięciogodzinne spotkanie przebiegło w lodowatej atmosferze. W trakcie posiłku ministrowie nie zamienili z sobą ani słowa.

Nazajutrz Ciano gościł u Hitlera w Berghofie. Gospodarz traktował go z wylewną serdecznością, lecz co do meritum wypowiedział się równie nieustępliwie jak Ribbentrop: „Postanowił uderzyć i uderzy. Nasze zastrzeżenia w najmniejszym stopniu go od tego nie odwiodą – zanotował Ciano. – Stale powtarzał, że zogniskuje konflikt z Polską, ale jednocześnie – twierdząc, że wielką wojnę musimy stoczyć, dopóki on i Duce są młodzi – przekonał mnie, że po raz kolejny mówi w złej wierze”96. O ile 12 sierpnia włoski minister jeszcze energicznie kontrował wywody Hitlera, o tyle w drugim dniu wizyty, jak się wydaje, skapitulował przed lawiną słów niemieckiego dyktatora. „Złożył się wpół niczym scyzoryk” – wspomina tłumacz Schmidt. „Już tyle razy miewał pan rację – miał powiedzieć Ciano Hitlerowi na pożegnanie – że nie wykluczam, iż również tym razem ocenia pan sytuację trafniej niż my”97. Lecz teraz Włosi nie mogli już wątpić w bliskie wojenne plany swego sojusznika. Oto stanęli nagle przed alternatywą: albo zlekceważyć swoje zobowiązanie w ramach paktu stalowego do militarnego wsparcia, albo też dać się Hitlerowi wciągnąć w awanturę, której rezultat był mocno niepewny. „Wróciłem do Rzymu z obrzydzeniem do Niemców, ich szefów i ich sposobu działania. Oszukali nas i okłamali”, zwierzał się w swym dzienniku Ciano98.

 

To, że Ribbentrop i Hitler wyjawili sojusznikowi prawdę, miało powód, który z kolei zataili. Otóż narodowosocjalistyczne Niemcy szykowały się właśnie do porozumienia ze swoim śmiertelnym wrogiem: bolszewicką Rosją. Od wiosny 1939 roku Moskwa wysyłała w stronę Berlina sygnały wskazujące na zwrot w jej polityce w stosunku do Niemiec. 10 marca 1939 roku, składając sprawozdanie na kongresie partii, Stalin oświadczył, że jego kraj nie da się sprowokować „wojennym podżegaczom”, którzy chcą, by „inni wybierali dla nich kasztany z ognia”99. Jego słowa odnosiły się do mocarstw zachodnich, którym sowiecki dyktator imputował, że zamierzają uwikłać Rosję w wojnę z Niemcami, a same miałyby unikać wchodzenia na linię strzału. Stalin nie miał przy tym złudzeń co do długofalowych celów Hitlera – wiedział, że prowadzą one do wojny ze Związkiem Radzieckim. Zależało mu jednak na maksymalnym odwleczeniu tej konfrontacji, aby zyskać czas na wzmocnienie swojego potencjału militarnego. Układ z Niemcami kosztem Polski dawał mu ten czas, ale także zapewniał mu łupy, to znaczy umożliwiał zagarnięcie terytoriów, które Rosja w latach 1917–1920 utraciła na rzecz Polski, państw bałtyckich i Finlandii100.

3 maja Maksim Litwinow, radziecki komisarz spraw zagranicznych, ale i rzecznik polityki zbiorowego bezpieczeństwa i współpracy z mocarstwami zachodnimi, został zastąpiony Wiaczesławem Mołotowem, bezwarunkowo oddanym Stalinowi. „Wielkie zgadywanie nad dymisją Litwinowa – skomentował Goebbels. – W Londynie i Paryżu są przeświadczeni, że Moskwa chce teraz bardziej zwrócić się w naszą stronę”101. Wrażenie to usiłował wzmocnić Georgij Astachow, radziecki chargé d’affaires w Berlinie, w rozmowie z radcą legacyjnym Karlem Juliusem Schnurrem, szefem referatu do spraw Europy Wschodniej w departamencie polityki gospodarczej Urzędu Spraw Zagranicznych. Jak twierdzi sam Schnurre, jego rozmówca rzucił pytanie, czy wydarzenie to skłoniłoby Niemców do zmiany nastawienia do Związku Radzieckiego102. Początkowa reakcja Berlina na te zapraszające gesty Rosjan była powściągliwa. Bądź co bądź, od początku lat dwudziestych Hitler grzmiał na „żydowski bolszewizm” jako największe zagrożenie i ideologicznego wroga narodowego socjalizmu. Gwałtowne porzucenie tej linii oznaczałoby dezorientację nie tylko jego najbliższych popleczników, lecz i niemieckiej opinii publicznej. Ale Hitler miał w sobie wystarczająco dużo politycznego realizmu, by dostrzec zalety chwilowego porozumienia ze Stalinem: zabezpieczyłoby mu ono tyły od wschodu, w razie gdyby – podbiwszy Polskę – musiał jednak podjąć walkę z mocarstwami zachodnimi. W Berlinie niepokojono się, widząc, że również Londyn i Paryż powysuwały już czułki ku Moskwie, chcąc zachęcić Stalina do podpisania formalnego paktu o wzajemnej pomocy militarnej. Stworzyło to radzieckiemu dyktatorowi komfortową sytuację – o jego względy zabiegały jednocześnie dwie strony.

Pod koniec maja 1939 roku – o czym sekretarz stanu Ernst von Weizsäcker poinformował niemieckiego ambasadora w Moskwie Friedricha-Wernera von der Schulenburga – Hitler dał zielone światło do „nawiązania bliższego kontaktu z Rosją”103. „Uderzamy w konkury” – napisał Weizsäcker, który na polecenie Hitlera zasygnalizował rosyjskiemu chargé d’affaires w Berlinie: „Możecie być naszymi przyjaciółmi albo naszymi wrogami, jak wolicie”104. Bo kierownictwo Rzeszy nie miało jeszcze pewności co do zamiarów Stalina. Goebbels napisał wtedy, że polityka Moskwy jest „na razie nieprzejrzysta również dla Führera” i „trudno się w niej rozeznać”105. Na Wilhelmstraße obawiano się widocznie, że Rosjanie pozorują chęć rozmów z Niemcami jedynie po to, aby podbić cenę paktu w negocjacjach z mocarstwami zachodnimi. Lecz miesiąc później, po rozmowach Mołotowa z Schulenburgiem, sytuacja zdawała się już krystalizować. 8 lipca na Obersalzbergu Hitler zdradził Goebbelsowi swoje przemyślenia: „Nie sądzi już, że dojdzie do porozumienia między Londynem a Moskwą. A w takim razie mamy drogę wolną”106.

 

W połowie lipca 1939 roku Jewgienij Babarin, wiceszef radzieckiej misji handlowej w Berlinie, wrócił z Moskwy z instrukcją, aby wznowić negocjacje między Niemcami a Związkiem Radzieckim w sprawie umowy handlowej. 26 lipca radca legacyjny Schnurre z upoważnienia Ribbentropa zaprosił Astachowa i Barbarina na kolację do jednej z berlińskich restauracji. Zapytał ich, czy oprócz stosunków gospodarczych nie dałoby się na nowo ułożyć relacji „uwzględniających obopólne żywotne interesy polityczne”. Z punktu widzenia Niemiec, zaznaczył, nic nie stałoby takiemu porozumieniu na przeszkodzie, gdyż przy całej rozbieżności światopoglądowej obie strony łączy jedno, a mianowicie „antagonizm wobec demokracji kapitalistycznych”107. Już kilka dni później, 2 sierpnia, Ribbentrop zaprosił radzieckiego chargé d’affaires do swojego ministerstwa i oznajmił mu, że „od Bałtyku po Morze Czarne nie ma takiego problemu, którego nie dałoby się rozwiązać ku obopólnemu zadowoleniu”. Nietrudno było się domyślić, że oto niemiecki minister spraw zagranicznych po raz pierwszy zachęcał do rozbioru Polski przez Niemcy i Związek Radziecki108.

Dla rządu sowieckiego był to nieomylny znak, iż kierownictwo Rzeszy jest poważnie zainteresowane porozumieniem, a co więcej, że chęć jak najszybszego sfinalizowania negocjacji podyktowana jest zbliżającą się wojną z Polską. 12 sierpnia Astachow przywiózł zaproszenie do Moskwy na rozmowy. Kiedy dwa dni później Ribbentrop stwierdził, że mógłby w radzieckiej stolicy odbyć „bezpośrednią naradę” ze Stalinem, Mołotow zwlekał z konkretną odpowiedzią109. Rosjanie wiedzieli już, że mogą grać na zwłokę, podczas gdy Niemcom grunt pali się pod nogami. 16 sierpnia Ribbentrop ponowił swoją ofertę: poczynając od 18 sierpnia, jest „w każdej chwili” gotów polecieć do Moskwy „z udzielonym przez Führera pełnomocnictwem do negocjacji w sprawie całokształtu kwestii niemiecko-rosyjskich oraz do ewentualnego podpisania stosownych umów”110. Mołotow ponownie zrobił unik, twierdząc, że taka wizyta ministra spraw zagranicznych wymaga solidnego przygotowania. I tak przez pewien czas strony odbijały piłeczkę, choć Niemcy zaczęli odczuwać nerwowe napięcie, bo do zaplanowanej daty napaści na Polskę zostało ledwie kilka dni