Diabelski kamień - Miriam - ebook

Diabelski kamień ebook

Miriam

0,0
30,29 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
  • Wydawca: Ridero
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2022
Opis

Diabelski kamień” — to utwór powstały z myślą o młodych czytelnikach, dla których nudne staje się czytanie prozy. Alternatywą dla nich jest wierszowane opowiadanie z wciągającą akcją. Nasycone elementami różnych legend i przepowiedni.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 47

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Miriam

Diabelski kamień

© Miriam, 2021

„Diabelski Kamień” — to utwór powstały z myślą o młodych czytelnikach, dla których nudne staje się czytanie prozy. Alternatywą dla nich jest wierszowane opowiadanie ze wciągającą akcją. Nasycone elementami różnych legend i przepowiedni.

ISBN 978-83-8245-199-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Drogi Czytelniku

Porzuć na chwilę troski, życia codziennego

I zatop się w czytaniu, utworu mojego.

Nie z musu nakazania, słowem z konieczność,

Bo chciałbym Ci nim sprawić choć trochę radości.

Byś w czytaniu przyjemność znalazł, cię zapraszam.

A jeśli Cię zanudzę? — serdecznie przepraszam,

Lecz jeśli się spodoba i w gusta utrafi,

Do młodych czytelników, zwłaszcza jeśli trafi.

Może powróci znowu, już w odsłonie nowej.

W postaci gry planszowej lub komputerowej.

Zechciej zatem przerzucić, tej książeczki karty.

Nie daj się więcej prosić i nie bądź uparty.

Jeśli cię zaciekawi, to dziękuję z góry,

I życzę przyjemnego czytania lektury.

Jednak podczas czytania, proszę o wytrwałość,

O wydanie opinii, jak przeczytasz całość.

Diabelski kamień

Przez uchylone okno, wpada mały promyk

I jakby na poduszkę, kierował się strumyk.

Światła letniego, cały złocony perłami,

Które niedawno były, tej rosy kroplami,

Co się na trawach kleją, poranku każdego,

A teraz przyszły budzić, wciąż jeszcze śpiącego.

Małego Janka, co się na wersalce jeszcze

Wyleguje, choć lekkie przechodzą go dreszcze.

Po nogach rozkopanych, bo tak zwykle leży,

Okryty na wpół kołdrą, nic mu nie zależy,

Gdy wstać trzeba o świcie, kiedy kur zapieje,

By się udać na grzyby, by wyruszyć w knieje

I tam z dziadkiem pohasać, po mokrej gęstwinie.

Zerwać grzyba, takiego, jaki się nawinie.

Znać na grzybach nie może się chłopczyna miejski,

Dla tego sam nie pójdzie. To przywilej wiejski

Móc rano, tuż po wstaniu założyć kalosze

I podreptać do lasu, zbierać grzybów kosze.

Teraz gdy są wakacje, do szkoły nie idzie,

Lubi na wieś przyjechać, gdy ochota przyjdzie.

Do babci na rosołek albo ogórkową.

Bo babcia jak to bywa, kucharką wzorową.

Nie dość, że smacznie, zdrowo zawsze ugotuje,

To jeszcze swego wnuka zwykle dopytuje.

Na co ochotę miałby? Co by mu przyrządzić.

Tak niby mimowolnie pozwala mu rządzić

I jadłospis układać, na najbliższe ranki.

Choć wie, co wnuczek lubi, jakie niespodzianki.

Że ulubione jajko sadzone, zje chętnie,

Jajecznicę na boczku spałaszuje skrzętnie.

Tego ranka jednakże, gdy się już obudził,

Umył i toaletę ranną przeprowadził.

Zszedł na dół. Schodki kręte go tam sprowadziły,

Zapachy smakowite do kuchni zwabiły.

Kiełbasy podsmażanej z cebulką siekaną

I chlebkiem nasiąkniętym parą kiełbasianą,

Co pod pokrywką bucha i chlebek namacza.

Później już tylko sosem czosnkowym dosmacza

Się owe te specjały, aby wnet zniknęły,

W buzi Janka i tam się niemal rozpłynęły.

Ubieraj się, idziemy! Na grzyby dziś chciałeś

Rano wybrać się ze mną, lecz trochę zaspałeś.

Mówi dziadek i koszyk pusty pokazuje.

Jak nazbierasz, to babcia zupę ugotuje.

Może nawet na sosik wystarczy grzybowy,

Ze śmietanką, wiesz taki zwyczajny domowy.

Z grzybów leśnych i świeżych zawsze ci smakuje.

Tylko chodźmy już, mówi i drzwi pokazuje.

Wkładaj buty wysokie, bo rosa jest jeszcze.

Wczoraj w nocy rzęsiste padały tu deszcze.

Może będzie co jeszcze zbierać, choć już późno.

Weźmy Szakala, w lesie wszak będzie ci raźno.

Tylko poczekaj chwile, z kojca go wypuszczę.

Doczekać się nie może, kiedy pójdzie w puszczę.

Dziś pójdziemy gdzie indziej, tam jeszcze nie byłeś.

Tego zakątka lasu nigdy nie zwiedziłeś.

Szakal bieży przed nami, już zarył się w krzaki.

Wyczuł zająca pewnie, co on szybki taki?

Musi pogonić trochę, jak już nie na smyczy,

To tylko w krzaki pobiec się dla niego liczy.

A ty właź w młodnik, tutaj i szukaj kozaków.

Czerwonych albo szarych lub nawet maślaków.

Dziadek co chwila tylko, do ziemi się schyla.

Szuka grzybów pod liśćmi, gałęzie rozchyla.

Jaki śliczny czerwony, w koszyku ląduje.

Dziadek z daleka widzi, grzyba pokazuje.

Żebym zerwał i sprawdził, czy jadalny, aby?

Uważaj przed nim żaba, nie rozdeptuj żaby.

Grzyb ładny, szary kozak, na bielutkiej nodze.

Nikt go nie znalazł jeszcze, a rośnie przy drodze.

Chodź, pójdziemy za potok, a potem pod górę.

Tam w głębi lasu rosną borowiki, które

Tylko czekają, aby zerwać je do kosza.

Nazbieramy ich trochę, chodź, las cię zaprasza.

Przeskoczyli przez potok, po śliskich kamieniach,

Które woda obmywa, szemrząc w przemyśleniach.

Jak się wsłuchasz w jej mowę, to co chcesz, usłyszysz,

Nawet opowie baśnie, jeśli się uciszysz.

Odpowie na pytania, tylko tak jak zechce.

Tak sobie to o darnie, to o kamień chłepce.

Górski potoczek mały, ale wartki taki,

Jak by się wyścigował z nim zajączek jaki.

Tak woda się przelewa przez kamień spotkany,

Tak z każdej strony przez nią jest on podmywany,

Że nawet głaz co lata już stoi przy brzegu,

Się przesunie, a rzeczka nie zmieniła biegu.

W miejscach, gdzie się rozlała w większe zagłębienie,

Można tu dostrzec pstrągi, gdy niepostrzeżenie,

Do wody zbliżyć ci się, uda jakimś cudem.

Co dla ciebie mieszczucha jest nie lada trudem,

Ale chodźmy, tam w górę pnie się ścieżka wąska.

Pod skosem idzie całkiem, wygięta jak gąska.

Pionowo, nawet Szakal nie da pewnie rady.

Choć po tych lasach biega, wystrzega się zdrady,

Śliskich i stromych skalnych występów kamiennych,

Bo jak się noga omsknie, to w skutkach znamiennych,

Zlecisz na dół nad potok, jeśli doń nie wpadniesz,

I wspinać się od nowa, już ukosem zaczniesz.

Tak wspięli się wędrowcy, po stoku urwistym.

Doświadczeniem wiedzeni-dziadka oczywistym.

Ponad urwiskiem, leśny kobierzec się ściele

I grzyby tutaj rosną, choć pewnie nie wiele,

Ale wśród brzózek smukłych, sosen i buczyny,

Zawsze się jakiś znajdzie, grzybek dla chłopczyny.

Tam borowik brązowy, spod liści wystaje.

A przy nim chyba drugi albo mi się zdaje.

One często parami siedzą tak przy sobie,

Jakby chciały przekazać pewną radę tobie,

Że jak znajdziesz prawdziwka, choć na końcu świata,

To jeszcze koło niego, szukaj jego brata.

Rozglądnij się wokoło i przejdź się dróżkami,

Wydeptanymi dawno pomiędzy drzewkami.

Kędy grzybiarze łażą, grzybów wypatrują,

A jeśli coś wypatrzą, to w krzaki nurkują.

Dziś tu tylko chwileczkę małą zabawimy,

Bo inne plany mamy, wiec się pospieszymy.

Pójdziemy tam, za drogę, a potem na przełaj,

Do drogi krętej, wąskiej, wiec Szakala wołaj.

Znajdzie nas i tak zawsze wie, gdzie my idziemy.

Przed nami zwykle bieży ten przyjaciel niemy.

W lesie to on nie szczeka, nie płoszy zwierzyny.

Chodzi cicho i węszy lub wchodzi w gęstwiny.

Lasem bukowym, młodym długo wędrowali

Oddaleni od siebie, mało rozmawiali.

Wreszcie dróżka, chodniczek na skraj lasu wiedzie.

Janek z tyłu, a Szakal jak zwykle na przedzie.

Minęli z boku pola, trawami zarosłe.

Dotarli na polankę, tam, gdzie drzewa rosłe.

Teraz już prawie na dół kawałek pójdziemy

I tam szukany dzisiaj obiekt odnajdziemy.

Mówi dziadek, bo widzi, że Janek zdyszany,

Zniechęcony podróżą- na jaką skazany

Został dzisiaj i chętnie by odpoczął wreszcie,

Ale cel nie daleko. Dotarli nareszcie.

Ze sto kroków zrobili, stanęli, nic nie ma.

Janek dziwnie na dziadka spogląda oczyma.

Gdzie to, co mi pokazać dzisiaj obiecałeś?

Czy tutaj właśnie swoje dziwo zakopałeś?

Nie widzisz, podejdź bliżej i zejdź z drugiej strony.

Gdy zobaczysz, co to jest, sam będziesz zdziwiony.

Podszedł bliżej i spostrzegł, że na skale stoi.

Wychylił się leciutko, bo dalej się boi,

Bo przepaść duża z drugiej strony się pojawia,

W którą spaść można przecie, Janek się obawia.

Dziadku co, to jest? — pyta, jak to się nazywa?

To jest Diabelski Kamień, -dziadek się odzywa.

Podobno, kiedy dawno klasztor budowali,

Na Kalwarii, wiesz tej tu przed Wadowicami.

Diabeł nie chciał dopuścić do jej ukończenia