Atramentowe serce - Magda Wrz - ebook

Atramentowe serce ebook

Magda Wrz

0,0

Opis

Atramentowe serce jest to historia opowiadająca o złej hrabinie, która dla pieniędzy zrobi wszystko nawet posunie sie do zbrodni

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 108

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Magda Wrz

Atramentowe serce

© Magda Wrz, 2021

Atramentowe serce jest to historia opowiadająca o złej hrabinie, która dla pieniędzy zrobi wszystko nawet posunie sie do zbrodni

ISBN 978-83-8245-483-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Matka natura i my

Leśniczówka, w której Franek z rodziną mieszka i pracuje znajduje się w samym sercu sosnowego lasu. Mężczyzna bardzo kocha przyrodę, uwielbia spędzać czas na świeżym powietrzu, podziwiając jej piękno. Pewnego dnia siedzi po obiedzie na ganku paląc fajkę. Obok leży owczarek niemiecki. Nagle podchodzi do niego syn — pięcioletni Adaś.

— Tato, opowiedz mi coś.

— Dobrze, a co chcesz usłyszeć?

— Nie wiem… może jakąś bajkę o przyrodzie.

— Ok, a więc usiądź wygodnie.

Chłopiec wskakuje ojcu na kolana.

— To wszystko, co tu widzisz było kiedyś jedną wielką dziczą.

— Naprawdę?

— Tak synku

— To przyroda sprawia, że świat jest piękny.

— I chce się na nim żyć — dodaje Adaś.

— Właśnie tak mój mały bąbelku, gdyby nie ona, to by nas otaczał beton i nic więcej. Straszne byłoby życie w takim świecie.

— To prawda tatku.

Adaś przez chwilę patrzy przed siebie nic nie mówiąc. Leśniczy Franek też spogląda zamyślony na las.

— Zimą musi tu pięknie wyglądać.

— Tak, wszystko jest okryte puchową, pierzyną przypominając bajkowy obraz.

— Ale super! A wiosną pewnie drzewa pąkami strzelają niczym fajerwerki?

— Zgadza się. Cieszę się, że tak jak ja lubisz przyrodę.

— Bo ona jest cudowna! I nie rozumiem, jak człowiek może wszystko niszczyć. Tam, gdzie się pojawia to albo walają się śmieci, albo płoną lasy.

Chłopiec zeskakuje z ojca kolan i zaczyna biegać po podwórku. W pewnej chwili zatrzymuje się i palcem wskazuje na las. Leśniczy sięga po lornetkę i dostrzega, że ten płonie.

— Adaś chodź tu do mnie!

Chłopiec podbiega do taty, a ten bierze go na ręce i wchodzą do leśniczówki, po czym stawia syna na drewnianej podłodze.

— Kinga, gdzie jesteś?

— W łazience.

— A co tam robisz?

— Kąpię Zuzię.

Leśniczy wbiega na górę i wpada do łazienki.

— Kochanie, czemu jesteś zdenerwowany?

Adaś wyskakuje zza pleców ojca.

— Pali się!

— Synku przestań się wygłupiać.

— On mówi prawdę.

— Co? To niemożliwe.

— Sama zobacz.

Kobieta poderwała się z ziemi wzięła córkę na ręce i pobiegła do sypialni. Włożyła Zuzię do łóżeczka i w pośpiechu się spakowała, kiedy skończyła, podeszła do okna i zobaczyła szalejący na dworze ogień.

— Kinga pośpiesz się, co tam robisz musimy uciekać!

— Już idę!

Po chwili pojawia się razem z córką i synem na schodach.

— Jesteście wreszcie.

Chłopiec przytula się do ojca, a ten bierze go na ręce i cała czwórka wychodzi z domu. Dosłownie w ostatnim momencie opuszczają leśniczówkę, gdy ta staje w ogniu. Mężczyzna zawozi rodzinę w bezpieczne miejsce potem wzywa straż pożarną i do niech dołącza.

Walka z pożarem trwała przez wiele tygodni, ponieważ wiatr ciągle wiał i przeszkadzał w gaszeniu.

Jak w jednym miejscu zgasło, to w innym zaczynało się palić i tak w koło. Ale w końcu udało się powstrzymać ten żywioł.

Franek wraca do rodziny wykończony w drzwiach wita go żona.

— Jesteś wreszcie.

— Jak dobrze być w domu.

— Co teraz będzie?

— Nie wiem.

— Taka tragedia, ale nie martw się, jakoś to się ułoży.

— Najważniejsze, że jesteśmy razem.

— To prawda.

Franek jeszcze tego samego dnia składa podanie o przeniesienie do innej leśniczówki. Po tygodniu dostaje zgodę i rodzina wyjeżdża w Bieszczady. Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że nowa leśniczówka jest rozsypującą się ruderą.

— Dlaczego milczysz?

— Bo nie wiem, jak mam ci to powiedzieć.

— Po prostu powiedz prawdę.

— Tak szef mi wspominał.

— Po prostu nie wierzę w to, co słyszę! Mając małe dzieci, przyjmujesz taką posadę?

— Uspokój się.

Kobieta z córką na rękach zaczyna chodzić w tę i z powrotem. Franek kuca przed synem.

— Synku masz ochotę na zobaczenie czegoś nowego?

— Z tobą tatku zawsze.

Leśniczy z Adasiem wchodzą budynku. Oświetla pomieszczenie latarką.

— Ale tu strasznie.

— Synku, to tak teraz wygląda, ale później będzie ładniej.

Rodzina spędziła noc w aucie. Mężczyzna wysiadł o szóstej rano, gdy żona i dzieci jeszcze spały. Wszedł do środka, zerwał naklejone na szybach gazety, wpuszczając do wnętrza trochę światła.

— Ciekawe, dlaczego ktoś zakleił szyby?

Widok, który ujrzał przypominał zniszczenia niczym po przejściu trąby powietrznej. Meble były poprzewracane, niektóre nawet połamane. Stół z krzesłami ustawił na swoim miejscu. Resztę zniszczonych mebli powyrzucał na podwórko.

Nagle w drzwiach stanęła Kinga z dziećmi. Mężczyzna bardzo się ucieszył na ich widok.

— Skoro nie mamy innego wyjścia i musimy tu zostać to ci pomogę w sprzątaniu, gdzie jest coś do zamiatania?

— Na piętrze powinno być.

— Okey.

Po tych słowach kobieta udaje się na piętro. Wchodzi do pomieszczenia gospodarczego, skąd bierze miotłę z szufelką, i wraca na dół. Po zmieceniu podłogi z zadowoleniem patrzy na swoje dzieło i mówi:

— Teraz przynajmniej jest tu czysto.

— To prawda, ale czeka nas jeszcze sporo pracy, bo trzeba piętro ogarnąć.

— Tak, wiem, ale beze mnie, ponieważ jestem zmęczona i chcę trochę pobawić się z dziećmi.

Po tych słowach kobieta razem z dziećmi wychodzi z domu, zostawiając męża samego. Franek zaczyna remont od łazienki, gdy już tam jest to spłuczkę leżącą na ziemi wyrzuca przez okno.

Na dworze zapada, już zmierzch, a leśniczy nadal pracuje w łazience. Remont leśniczówki trwa przez wiele miesięcy, kiedy dobiega końca rodzina jest przeszczęśliwa z tego powodu.

Długo się tym nie cieszyli, bo po roku dochodzi do tragedii. Tego dnia Kinga zostaje z dziećmi sama w domu, gdyż jak zwykle Franka nie ma. Kobieta w kuchni zmywa naczynia Adaś bawi się w salonie, a Zuzia śpi w swoim pokoju.

W pewnym momencie miała wrażenie, że ktoś za nią stoi odwraca się, ale nikogo nie ma.

— Kinga nigdy nie miałaś ochoty uwolnić się od tego wszystkiego?

— Nie! Kocham męża i dzieci i nigdy ich świadomie nie skrzywdzę! A teraz odejdź ode mnie zły duchu!

Nagle rozlega się demoniczny śmiech, od którego szyby, aż pękają. Kobieta wszystko zostawia i wybiega z kuchni w korytarzu spotyka synka.

— Mamusiu, co się dzieje?

— Nic, nic syneczku.

Kinga, po czym mdleje, czym wystrasza Adasia chłopie klęka przy niej.

— Mamo co ci jest obudź się proszę.

Adaś szarpie mamę za rękę przy tym płacząc, bo nie rozumie co się dzieje. Kobieta po odzyskaniu przytomność jak sprężyna podrywa się z ziemi czarnymi.

Chłopiec przerażony ucieka do siostry pokoju, gdzie się zamyka. Kinga jak nigdy nic idzie do kuchni z szuflady wyciąga duży nóż i zmierza z nim na górę na to wchodzi Franek.

Żona się na niego patrzy tymi czarnymi oczami i zachowuje się jak byłaby w jakimś transie bezwiednie unosi rękę i rzuca się na męża wbijając mu ostrze w brzuch mężczyzna z bólu się zwija i upada na ziemię, a krew zalewa podłogę. Ona zaś udaje się na piętro do pokoju dziecinnego, gdzie Adaś i malutka Zuzia przebywają, po wywarzeniu drzwi morduje dzieci.

Gdy jest już sobą i uświadamia sobie, co przed chwilą zrobiła to popełnia samobójstwo. Ciało leśniczego i jego rodziny zostaje odnalezione dopiero po wielu miesiącach.

Lena i nawiedzony dom

Lena była samotną matką z dwójką dzieci, mieszkała w kawalerce. Pewnego dnia usiadła przed komputerem i zaczęła przeglądać domy na sprzedaż. W pewnej chwili natrafiła na dom, o jakim zawsze marzyła.

O dom będzie mój — pomyślała.

Nie zastanawiając się długo wykręciła numer agentki, która zajmowała się jego sprzedażą.

— Agencja nieruchomości — słucham.

— Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia, które znalazłam w internecie. Czy dom ze zdjęcia nadal jest na sprzedaż?

— Tak.

— Czy mogłabym go obejrzeć?

— Ależ oczywiście, jak pani chce to możemy udać się tam nawet dziś.

— Naprawdę?

— Jak najbardziej.

— Ale ja nie mam auta.

— Nic nie szkodzi ja panią zawiozę, proszę tylko podyktować mi swój adres.

Po podaniu agentce niezbędnych informacji Lena się rozłączyła i poszła do przedpokoju.

— Antek, Zosia, podejdźcie proszę do mnie!

Dzieci słysząc swoje imię natychmiast przybiegły do mamy.

— Mamusiu wołałaś nas? — zapytała Zosia.

— Tak, ponieważ zabieram was na wycieczkę.

— A dokąd?

— Zobaczycie, a teraz ubierajcie się szybciutko.

Zosia z Antkiem wciągnęli buciki, a następnie kurtki i czapki.

— Mamusiu jesteśmy gotowi, czy możemy już iść? — spytał Antoś.

— Zaraz podjedzie po nas pewna pani i razem z nią pojedziemy na miejsce.

Po tych słowach Lena ubrała się i wyszła z dziećmi na dwór. Po dwudziestu minutach na parking, przed blokiem, zajechało czarne BMW, z którego wysiadła elegancko ubrana kobieta.

Matka podeszła do niej ze swoimi dziećmi, przywitała się z pośredniczką, a następnie wszyscy wsiedli do auta i odjechali. Po trzech godzinach dojechali na miejsce, samochód zatrzymał się przed bramą. Agentka wysiadła z auta i otworzyła furtkę, która ledwo trzymała się w zawiasach.

Lena wraz z dziećmi podążyła jej śladem. Antek wyrwał się jednak matce i pobiegł przed siebie. Zosia zrobiła to samo.

— Dzieci, natychmiast do mnie wracajcie!

Ale one mamy nie słuchały. Lena więc przyspieszyła kroku, gdy dotarła na miejsce, okazało się, że stoi przed przepiękną willą.

— No i jak się pani podoba dom?

— Jest przepiękny.

— Mamusiu, gdzie my jesteśmy?

Kobieta kucnęła pomiędzy Antkiem i Zosią

— Co myślicie o tej willi?

— Jest śliczna mamusiu.

— To bardzo się cieszę, bo mama zamierza ją kupić.

— Super!

Agentka uśmiechnęła się do dzieci, po czym weszła po schodach i zatrzymała się przed dębowymi drzwiami. Wyjęła wielki żelazny klucz, włożyła go do zamka i przekręciła. Drzwi ustąpiły i wszyscy razem weszli do środka. Pośredniczka oprowadziła ich po domu. Na koniec stanęli na ogromnej werandzie z drewnianymi kolumnami, które strzegły wejścia. Lena stwierdziła, że to jest właśnie jej miejsce na ziemi.

Po powrocie do kawalerki, kobieta położyła dzieci spać, a następnie zaczęła pakować dobytek. Gdy skończyła, usiadła w fotelu i przesiedziała w nim aż do świtu. Kiedy tylko na niebie wzeszło słońce, poderwała się szybko, a bagaże postawiła przy drzwiach.

Następnie weszła do Zosi pokoju, obudziła dziewczynkę i ją ubrała, później to samo zrobiła z Antkiem.

— Mamusiu, co się dzieje?

— Nic moje skarby, biegnijcie do przedpokoju wciągnąć kurtki — poprosiła.

— Dobrze.

Dzieci prędko opuściły pomieszczenie, Lena zaś skierowała się do swojej sypialni i zamówiła taksówkę. Następnie podążyła do kuchni i przygotowała prowiant. Gdy skończyła obładowana pakunkami i bagażami, wyszła z dziećmi z mieszkania. Taksówka już na nich czekała. Cała trójka szybko zajęła swoje miejsca.

— Dokąd jedziemy? — zapytał kierowca.

— Do agencji nieruchomości — poprosiła.

— Robi się.

Po dotarciu na miejsce kobieta poprosiła taksówkarza, by na nią zaczekał, a sama z dziećmi pobiegła do środka. Gdy załatwiła, już wszystkie sprawy związane z zakupem, wróciła do taksówki i razem z Antkiem i Zosią pojechała do nowego domu.

Gdy wieczorem ułożyła już dzieci do snu, każde w swoim nowym pokoiku, powiedziała:

— No nareszcie mam czas dla siebie.

Usiadła w kuchni przy stole i patrzyła przez okno. Nagle usłyszała potworny huk, poderwała się z krzesła i wybiegła z domu. Obeszła całą posiadłość, ale nic nie znalazła, a gdy już miała wejść do środka, od niechcenia, zerknęła w stronę niewielkiego stawu, który w mroku był ledwo widzialny.

Niespodziewanie z wody wyłoniła się kobieta w białej koszuli nocnej i długich blond włosach.

— To się nie dzieje naprawdę — pomyślała.

Wystraszona wbiegła do domu i jak strzała wpadła na piętro, gdzie spały jej dzieci. Szybko wybudziła je ze snu i ciągnąc za ręce zabrała do własnej sypialni. Rodzeństwo tuliło się do siebie na jej łóżku. Lena podeszła do okna i zobaczyła zjawę kobiety, która przechadzała się po podwórku.

Potem usłyszała odgłos otwieranych drzwi, a następnie kroki na schodach, które stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu ucichły. Drzwi w całym domu zaczęły niepodziewanie trzaskać, a okna otwierać się i zamykać.

Wystraszona złapała dzieci za ręce i wybiegła na dwór. Całą noc spędzili na pobliskiej plebanii. Następnego dnia wróciła z proboszczem, który pobłogosławił dom. Gdy skończył kobieta odprowadziła go do drzwi.

— Niech Bóg panią i pani dzieci błogosławi, ale ja na pani miejscu bym się stąd wyniósł.

— Co ksiądz ma na myśli? Włożyłam w tę willę wszystkie pieniądze i nie mogę się wyprowadzić.

— Zrobi pani, jak zechce, ale ten dom jest przeklęty.

Po tych słowach pośpiesznie się oddalił.

— Co on miał na myśli? — zastanawiała się.

Zamknęła drzwi, a z kuchni wzięła nóż i udała się na strych. Jeszcze tam nie zaglądała i chciała sprawdzić, czy to właśnie tam nastąpił wczorajszy wybuch. Początkowo drzwi nie chciały się otworzyć, ale naparła na nie ramieniem i ustąpiły. W środku panował straszny zaduch. Ruszyła w stronę okna, jednak nagle stanęła jak wryta w ziemię, bo przed oczami zamajaczyła jej postać wisielca, który niespodziewanie podniósł ku niej głowę. Spojrzał na Lenę, lecz zamiast gałek miał tylko puste, czarne oczodoły.

Kobieta wrzasnęła i rzuciła w niego nożem. Przeleciał przez wisielca i wbił się w ścianę tuż za nim. Nie czekając ani chwili dłużej, Lena jakby kopnięta prądem, wybiegła ze strychu. Wpadła do sypialni, złapała najpotrzebniejsze rzeczy i razem z dziećmi pospiesznie opuściła willę.

Domu jednak nie sprzedała. Nie chciała, żeby nowy właściciel przechodził przez to samo, co ona.

Po drugiej stronie tęczy

Tereny dzisiejszej Wirginii należały dawniej do wodza, który wraz ze swoim plemieniem zamieszkiwał te ziemie. Posiadał on osiemnastoletnią córkę. Dziewczyna miała kruczoczarne włosy i była niesłychanie piękna.

Figlarka (bo tak pieszczotliwie nazywał ją ojciec), od małego sprawiała kłopoty wychowawcze.

Pewnego dnia indianka wybrała się nad wodę. Pożegnała się z rodzicami i ruszyła na wycieczkę. Wolno szła przez las, podziwiając przyrodę i słuchając ptasiego śpiewu, dobiegającego spomiędzy koron drzew. Po dotarciu na plażę natychmiast zrzuciła z siebie sukienkę i nago weszła do wody.

— Fliper! — krzyknęła.

Po chwili przypłynął do niej jej przyjaciel delfin, który delikatnie szturchając dziewczynę, zapraszał ją do zabawy. Jak tylko zniknął pod wodą, Figlarka zanurkowała za nim i zaczęła swój taniec. Kiedy się wynurzyła, potrząsnęła głową, odrzucając włosy do tyłu. Krople wody na jej ciele lśniły w promieniach słońca, co sprawiało, że wyglądała jak morska bogini.

Po wyjściu z wody podeszła do miejsca, gdzie zostawiła sukienkę, ubrała się i ruszyła wzdłuż brzegu. W pewnym momencie w oddali dostrzegła wielki statek. Zaciekawiona podeszła bliżej, ukryła się za drzewem i zaczęła obserwować, jak marynarze budują wioskę otoczoną płotem z pali. Dowódcą tej całej eskapady był młody mężczyzna o kruczoczarnych włosach, z wąsem i kozią bródką.

Kobieta szybko pobiegła do osady, chcąc jak najszybciej opowiedzieć swojemu ojcu, co zobaczyła. Wpadła do namiotu, gdzie mężczyzna akurat oddawał się igraszkom ze służącą.

— Ojcze, ojcze! — krzyknęła Matoaka.

— Kochanie zostaw nas samych — poprosił wódz speszony faktem, że córka przyłapała go z kochanką i zobaczyła nagiego.

Służąca okryła się kocem i pośpiesznie opuściła namiot.

— I co jest takiego ważnego, że wpadasz tu jak po ogień, robiąc przy okazji strasznego rabanu?

— Na plaży biali rozbili obóz — rzekła dziewczyna.

— Co? Intruzi na naszej ziemi?! — Wzburzył się wódz, po czym wciągnął wyszywaną złotymi nićmi tunikę i wybiegł z namiotu.

— Straż, straż! — krzyknął.

Na zewnątrz zrobiło się ogromne zamieszanie, wszyscy biegali w tę i z powrotem. Przez trzy dni obradowali, co zrobić z niechcianymi przybyszami. W końcu podjęli decyzję, że trzeba ich zabić, więc o świcie wyruszyli z wioski. Przybyszów zamordowali, a kapitana pojmali.

Indianka wyszła na świeże powietrze i przysiadła na kamieniu, patrząc w księżyc.

— Zabiorę cię, kochany, na drugą stronę tęczy,

gdzie nie ma przemocy, a wszystkie słowa zostaną wypowiedziane… — śpiewała.

Nawiedzony zamek i skarb

Pewnego dnia arystokrata, który słynął z sadystycznych metod torturowania, wybrał się w rejs. Był już prawie u wybrzeża wyspy, do której zmierzał, gdy nagle rozpętała się straszliwa burza. Błyskawice cięły niebo niczym ostry miecz. Żywioł jednym ciosem roztrzaskał statek w drobny mak, a załogę rozrzucił na wszystkie strony świata.

Kapitan siedział w swojej szalupie i przez pięć dni wiosłował, aż dotarł na wyspę. Był tak wyczerpany, że gdy wysiadł, padł na piasek. Resztkami sił doczołgał się w cień palmy i plecami oparł o pień. Z niedowierzaniem rozglądał się wokół. Był zdziwiony, że nadal żył.

— Ja żyję! — krzyczał. — Naprawdę żyję, ale ze mnie szczęściarz.

Po odzyskaniu sił ruszył zwiedzać wyspę. Po powrocie na plażę upiekł nad ogniskiem złowioną rybę, po czym zasnął.

Rano wstał z postanowieniem, że przebada dżunglę. Przedzierał się przez nią, ścinając maczetą gałęzie. Gdy odpoczywał przy spróchniałym pniu, coś mu zalśniło. Wsadził doń rękę i znalazł butelkę z listem w środku. Szybko wrócił do szałasu, rozbił ją kamieniem i wyciągnął arkusz papieru. Po rozwinięciu okazało się, że jest to mapa oraz krótki list o treści:

„Zgodnie ze wskazówkami namalowanymi na mapie dojdziesz do ruin nawiedzonego zamku“ — odczytał wiadomość. Wszystko zwinął, schował do kieszeni i wyruszył na przygodę życia. Po trzech godzinach marszu przez busz dotarł na miejsce, mordując przy okazji po drodze w drastyczny sposób jakiegoś tubylca. Nie miał wyrzutów sumienia — wręcz przeciwnie — czuł rozbawienie i satysfakcję.

Odkopał skarb i żyłby na zamku długo i szczęśliwie, lecz ktoś widział, jak postąpił podle postąpił z mieszkańcem wyspy i urządzono na niego zasadzkę. Przywiązali go do drzewa i podpalili. Płonął jak wielka pochodnia, a zadowoleni tubylcy tańczyli dookoła ognia, śpiewając swoją plemienną pieśń.

Adam i anielice

Adam był wysokim brunetem o błękitnych oczach. Mieszkał ze swoją dziewczyną, która pracowała jako modelka, a że uwielbiał podejmować spontaniczne decyzje, nie zastanawiając się długo, spakował rzeczy, po czym wyszedł z mieszkania. Na klatce spotkał Tinę.

— A ty dokąd się wybierasz? — zapytała zdziwionym głosem.

— Wyjeżdżam! — wykrzyknął i zbiegł po schodach.

Kobieta otworzyła ze zdziwienia usta. Kiedy mężczyzna znalazł się w aucie, odpalił silnik i ruszył w podróż. Po trzech godzinach dojechał na miejsce. Nad brzegiem rzeki rozbił namiot i poszedł spać.

Następnego dnia, z samego rana, udał się na spacer wzdłuż rzeki. Po dwudziestu minutach dotarł do niewielkiego pomostu, do którego była przymocowana łódź. Zziajany od wiosłowania dotarł na drugą stronę rzeki.

— O rany, ale tu pięknie!

Z miejsca wyskoczył z ubrań i zostając w stroju Adama, rozpalił ognisko.

Szkoda, że Tina nie może zobaczyć tego raju — pomyślał.

Nawet nie zauważył, jak zapadła noc. Ułożył się przy ognisku i zasnął. W środku nocy zbudziły go dziwne odgłosy. Otworzył oczy i zobaczył, że dookoła niego stały anielsko piękne kobiety z długimi jak u syreny włosami i badawczo mu się przyglądały. Jedna z nich pochyliła się w jego stronę i palcem przejechała po twarzy.

— Skoro już zawitałeś na naszą wyspę, nie wyjedziesz z niej żywy.

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko; ani się obejrzał, jak został związany. Następnie tajemnicze rezydentki zaniosły go do pałacu, gdzie poddawały różnego rodzaju torturom, a na koniec zabiły.

Ciało Adama nigdy nie zostało odnalezione. Mieszkańcy uważają, że wyspa jest nawiedzona.

Legenda głosi, że na tej wyspie znajdował się zakon, który został założony przez wyznawczynie bogini Ateny, lecz ich spokój został zakłócony przez najazd misjonarzy, którzy niemal na siłę próbowali zmusić kobiety do przejścia na katolicyzm. Gdy odmówiły, zamordowano je, a świątynię zburzono.

Stalowy Paul

Paul był bossem lokalnej mafii i mieszkał w dużym domu w Las Vegas. Jego żona, piękna Amanda, pracowała w lokalnym klubie. Mieli siedemnastoletniego syna Wincentego, który chciał być jak ojciec, więc założył gang nieletnich buntowników.

Małżonkowie leżeli w swoim łóżku, oddając się miłosnym igraszkom. Sypialnia była urządzona z wielkim przepychem. W oknie wisiały satynowe firanki, a na marmurowym parapecie stał kwiatek. Kobieta niespodziewanie wyskoczyła z łóżka i udała się do łazienki. Była kompletnie goła.

‘’ Ale mam zgrabną żonę’’ pomyślał szef.