Sypiając z Katem — odmienić przeszłość - Barbara Mądrowska - ebook

Sypiając z Katem — odmienić przeszłość ebook

Barbara Mądrowska

4,7

Opis

Maksim, po nagłej śmierci żony rzuca się w wir pracy, starając się wypełnić pustkę w swoim życiu. Zrządzeniem losu trafia do Grenoble, gdzie podczas wizyty w jednym z lokali spotyka kobietę łudząco podobną do jego zmarłej żony. Niestety dziewczyna nie ma ochoty na bliższą znajomość, choć od pierwszego spojrzenia mężczyzna staje się dla niej kimś wyjątkowym i dziwnie bliskim…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 430

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (31 ocen)
25
3
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kasia_puchala

Dobrze spędzony czas

Druga część zdecydowanie lepsza od pierwszej. Wiele perypeti - szczęśliwe zakończenie
00
LidiaGG

Nie oderwiesz się od lektury

no i jest happy end Super czytajcie polecam
00
mosia_samosia

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna książka 😍
00
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

wiele wylałam łez, wkurzałam się na Milę, ale nie mogłam się oderwać od czytania, dawno nie czytałam tak dobrej książki
00
panibolkowa

Nie oderwiesz się od lektury

Następna książka, która spowodowała, że w dniu pracy moja efektywność wyniosła zero. Każda Pani książka wpisuje się w mój target. czekam z niecierpliwością na następne.
00

Popularność




Barbara Mądrowska

Sypiając z Katem — odmienić przeszłość

© Barbara Mądrowska, 2021

Maksim, po nagłej śmierci żony rzuca się w wir pracy, starając się wypełnić pustkę w swoim życiu. Zrządzeniem losu trafia do Grenoble, gdzie podczas wizyty w jednym z lokali spotyka kobietę łudząco podobną do jego zmarłej żony. Niestety dziewczyna nie ma ochoty na bliższą znajomość, choć od pierwszego spojrzenia mężczyzna staje się dla niej kimś wyjątkowym i dziwnie bliskim…

ISBN 978-83-8245-784-1

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Chciałabym gorąco podziękować Marcie Szczur, dzięki której powstała druga część powieści. Pewnie, gdyby nie jej marudzenie, to nie mielibyście tego egzemplarza w rękach…

Rozdział 1

— Juliette —

Dziś wstaję wcześniej, niż zwykle, ale to właśnie dziś mój mały królewicz idzie pierwszy raz do przedszkola, a ja do pierwszej pracy.

Odsuwam rolety, a jasny świt wpada przez szyby do mojej niedużej sypialni. Otwieram okno i wdycham głęboko chłodne, wrześniowe powietrze Grenoble. Zanim obudzę Marcela idę zrobić sobie kawy, narzucam na siebie cienki, satynowy szlafrok i podchodzę do lustra, spoglądam w swoje odbicie i marszczę lekko nos, nie jest najlepiej, chyba czas do fryzjera. Zbieram włosy do góry i zaplątuje w duży kok. Zanim dojdę do kuchni otwieram drzwi pokoiku i patrzę jak mój syn słodko śpi z lekko rozchylonymi ustami. Wcale nie jest do mnie podobny, w zasadzie do swojego ojca też nie do końca, bardzo żałuję, że nigdy nie pozna swojego taty. Zamykam cicho drzwi i idę na kawkę. Zanim ekspres zmieli ziarno i zaparzy espresso, wyjmuję z szafki dwa maślane rogaliki i z filiżanką w dłoni rozsiadam się na szerokim parapecie. Patrzę na przechadzających się w dole ludzi i biorę łyk kawy, sam zapach bardzo mnie pobudza, a smak pieści moje podniebienie. Spoglądam na wiszące na ścianie czarno-białe zdjęcie i staram się przypomnieć sobie mężczyznę z fotografii, niestety, minęły prawie cztery lata, a on nadal jest dla mnie całkowicie obcy. Uśmiecha się do mnie ze zdjęcia, a ja nie umiem wykrzesać z siebie ani radości, ani żalu, ani tęsknoty, niczego. Do dnia naszego wypadku, w którym zginął Marc, niczego nie pamiętam. Moje wspomnienia zaczynają się od wybudzenia ze śpiączki dwa miesiące po wypadku. Przy moim łóżku siedziała Catherine i ją jedyną kojarzyłam, od pierwszego spojrzenia wiedziałam, że jest dla mnie kimś bliskim, i to od niej dowiedziałam się kim jestem i dlaczego niczego nie pamiętam. Miałam problem z mówieniem, ale to tylko dlatego, że nie umiałam mówić po francusku, mimo że to tu się urodziłam i tu byłam całe życie, rozumiałam trochę po angielsku i lekarze w tym języku się ze mną porozumiewali, choć ja tylko rozumiałam ten język. Mówić umiałam trochę po polsku i rosyjsku, mimo że nigdy nie uczyłam się tych języków i nie byłam w tych krajach. Wszystko się pomieszało, a żadne badania i konsultacje wybitnych specjalistów nie dawały odpowiedzi skąd mi się to wzięło i czy kiedykolwiek minie. Musiałam dać sobie radę z rehabilitacją, nauką języka i ciążą, w której byłam w dniu wypadku. Na szczęście dziecku nic się nie stało, a język po tym czasie już nie sprawia mi problemu.

Zanim dopiję kawę słyszę krótki dzwonek, mrużę lekko oczy, bo nikogo nie spodziewam się o tej porze. Szybko idę do drzwi, nie chcąc, żeby mały się obudził i otwieram. Stojący za progiem mężczyzna bez namysłu oplata mnie ciasno ramieniem, a drugą dłoń wsuwa w moje włosy, przyciskając mnie do siebie i namiętnie całując, nie dając szansy na oddech. Wariat! Gniecie mnie sobą do ściany i lekko unosi, zawsze wie, czego potrzebuję, oplatam go nogami i zarzucam mu ręce na szyję. Dopiero po chwili się od siebie odrywamy, choć nadal toniemy w swoich uściskach.

— Jak moja bogini, gotowa na pierwszy dzień w pracy? — patrzy na mnie z miłością i dostaje za to całusa w czubek nosa.

— Jak nigdy wcześniej — uśmiecham się i zeskakuję na podłogę — chodź na kawkę.

Hugo rozsiada się wygodnie w fotelu, a kiedy podchodzę do niego z filiżanką, to przyciąga mnie do siebie i sadza na kolanach.

— Co tu robisz właściwie? — patrzę w jego śliczne, piwne oczy.

— Skończyłem dyżur i przyjechałem, myślałem, że się ucieszysz.

— A nie wyglądam na ucieszoną?

Facet marszczy lekko brwi i kręci głową, na co ja siadam okrakiem na jego biodrach i zbliżam się do jego ust. Pieszczę każdą wargę osobno, poświęcając im po równo tyle samo uwagi, po czym przenoszę pocałunki na szczęki, a potem kieruję się na szyję poniżej ucha, czuję jego przyspieszające tętno i coraz głośniejsze oddechy. Jego ręce zaczynają powoli pocierać moją skórę na udach i wsuwają się pod spodenki satynowej piżamki. Kiedy dochodzi palcami do koronkowej bielizny zaczyna cicho pomrukiwać i jeszcze śmielej wchodzi głębiej. Nasze spragnione usta łączą się w głębokim, szaleńczym pocałunku, a moje ciało wije się w żelaznym uścisku męskich ramion. Mój facet, uwielbiam, kiedy jest taki, kiedy nie prosi o pieszczoty tylko sam je sobie bierze, na szczęście nie zawsze tak to wygląda, wie, kiedy potrzebuję czułości oraz delikatności i daje mi to jakby znał mnie na pamięć. Powoli rozwiązuje mój szlafrok, a śliski materiał osuwa się ze mnie na podłogę, jego dłonie wędrują niespiesznie na moje plecy, a ja coraz bardziej podniecona zaczynam pojękiwać. Kołyszę biodrami w rytm jego szybkich oddechów i wiem, co za chwilę się stanie…

Tupot małych stóp odrywa nas od siebie. Szybko zeskakuję z kolan Hugo i kucam, rozkładając ramiona, ale niestety mój syn ma zupełnie inne plany, z radosnym piskiem mija mnie i wdrapuje się na kolana mojego mężczyzny. Ten obraz zawsze mnie rozczula, chłopaki się tulą, a ja nie mogę się na nich napatrzeć. Hugo jest dla Marcela jak ojciec, poznaliśmy się jak jeszcze byłam w szpitalu, to on przyjął mnie na oddział przywiezioną z wypadku i od tamtej pory bardzo o mnie dba.

— To może, skoro nie jestem wam potrzebna, to pójdę się ogarnąć? — wstaję z fotela i bez czekania na odpowiedź wychodzę, bo oni są tak zajęci zabawą, że i tak nie słuchali co mówiłam.

Zamykam się w sypialni i po ogarnięciu porannej toalety podchodzę do szafy, nie mam wielu ubrań, jakoś nigdy nie lubiłam się stroić. Zastanawiam się co powinnam włożyć, to niby tylko kawiarnia, ale też muszę jakoś wyglądać. Zakładam czarne, dopasowane spodnie i białą koszulę z podwijanym rękawem. Do tego buty na niewysokim słupku i torebka. Jest ok, robię lekki makijaż, a właściwie to tylko tuszuję rzęsy i nakładam błyszczyk. Czegoś mi ciągle brakuje… Wyjmuję z szuflady białą apaszkę i wiążę ją wokół koka, tak jest, o to chodziło. Wychodzę z sypialni i jest dokładnie tak jak myślałam, Marcel jest już ubrany, umyty i po śniadaniu. Uśmiecham się na widok prób samodzielnego ubrania butów i jego słodkiego głosu, że nie da rady. Kucam przy moim pyszczku i zapinam małe butki. Wychodzimy z mieszkania we trójkę z Marcelem między nami i co trzy kroki unosimy go lekko nad ziemię, ciesząc się jego radosnym szczebiotem. Zatrzymujemy się przy samochodzie, a ja mam jakieś opory, żeby do niego wsiąść.

— Denerwuję się trochę wiesz? — spoglądam na Hugo i ściskam mocniej jego dłoń.

— Poradzisz sobie — całuje mnie w skroń i podchodzi do drzwi auta.

— Myślę o Marcelu, pierwszy raz zostanie na tak długo beze mnie — na samo wspomnienie tak długiego rozstania łzy mi się w oczach kręcą.

— Oj mamusia nadopiekuńcza — śmieje się i przyciąga mnie do siebie — to duży facet, szybko o tobie zapomni, nie martw się.

— Myślisz?

— Jasne, poza tym ja w razie czego mogę w każdej chwili go odebrać.

— Musisz się wyspać, nie możesz być dobę na nogach, pacjenci by ci tego nie darowali — szturcham go łokciem w bok i patrzę na dołeczki w jego policzkach.

— Wziąłem na jutro wolne — mruczy mi prosto do ucha, a wibracje jego głosu czuję między nogami — mam plany na wieczór, więc nastaw się psychicznie na nieprzespaną noc — pociera dłonią moje pośladki, a ja zaciskam mięśnie krocza.

Przechodnie się na nas gapią, a Hugo nie wypuszczając rączki Marcela zaczyna mnie całować, mój facet…

Najpierw odwozimy Marcela do przedszkola, a ja już czuję szczypanie w nosie, nic nie poradzę, że do tej pory był właściwie ciągle ze mną i się o niego boję, co ja gadam boję, ja jestem przerażona. Hugo gładzi moją nogę, a ja nie mogę usiedzieć w miejscu. Na widok drzwi przedszkola przechodzi przeze mnie dreszcz. Idziemy z synkiem za rękę, ale zanim zdążę cokolwiek zrobić, to widzę jak biegnie w stronę sali, no pięknie, lepiej zniósł to ode mnie, przynajmniej obyło się bez płaczu. Odkładam do jego szafki przyniesione ubrania na zmianę i ulubionego misia na wszelki wypadek, i cicho uciekam, żeby mnie nie zobaczył.

Do pracy dojeżdżamy w kilka minut, Hugo wysiada razem ze mną i odprowadza mnie pod same drzwi.

— Wiesz, że nie musisz tego robić? Zarabiam wystarczająco dużo, żebyś mogła nie pracować.

— Oj, nie zaczynaj tematu — upominam go i opieram dłonie na jego klatce piersiowej — chcę coś robić, żyć między ludźmi, może to nie jest szczyt moich marzeń, ale na początek wystarczy, później zobaczymy.

Widzę, że jest niezadowolony, ale nic nie poradzę, i tak długo siedziałam w domu.

— A może ty się po prostu wstydzisz, że twoja dziewczyna będzie kelnerką? — warczę trochę chyba zbyt ostro i po sekundzie przysuwam się bliżej — przepraszam.

— Kochanie, to ja przepraszam — spogląda mi łagodnie w oczy — nie wstydzę się ciebie, mówię tylko, że jeśli robisz to z obowiązku, to wiedz, że nie musisz. Zadbam o was.

Ostatnie słowa zabrzmiały dość poważnie i chyba wyczuł moją konsternację.

— Leć, zobaczymy się wieczorem, przyjadę po ciebie.

— Zaraz, a Marcel?

— Catherine się nim zajmie — uśmiecha się zalotnie i lekko rusza brwiami.

— Wszystko przewidziałeś?

— Absolutnie, tej nocy nie ma prawa nam nic popsuć — mocno mnie obejmuje i składa całusa na moich wargach.

No dobra, koniec paplania, czas brać się za robotę. Na początku dziewczyny pracujące tu dłużej pokazują mi, gdzie co jest, jak obsługiwać sprzęt i kasę, gdzie jaka kawa, gdzie jakie ciasta i sama nie wiem co jeszcze. Na początku robię wszystko bardzo powoli i niezdarnie, ale z każdym kolejnym zamówieniem idzie mi lepiej, co prawda stłukłam już jedną szklankę i talerzyk, ale się nie poddaję i biorę byka za rogi. Nauczę się, najtrudniej jest mi jak ktoś dużo i szybko zamawia, bo nie nadążam pisać, a skrótów się jeszcze nie nauczyłam. Nogi już mi pewnie wlazły z pięć centymetrów w tyłek, a sam zapach kawy budzi we mnie wstręt. Spoglądam na zegarek i oddycham z ulgą, bo za dwie godziny zamykamy, dzień jest tak intensywny, że nawet czasu nie mam pomyśleć o synu i trochę mi z tym źle, cóż, telefon nie dzwonił, więc chyba nic złego się nie wydarzyło.

Po zamknięciu lokalu sprzątamy stoliki i myjemy podłogi, ja jeszcze nie zliczam utargu, więc zostało mi wstawienie ostatnich naczyń do wyparzarki i koniec na dziś. Jestem umordowana, a tu jeszcze romantyczna kolacja z ukochanym, usnę jak nic jeszcze przed jedzeniem, a kawy, to przez najbliższy miesiąc się nie napiję.

Kiedy wychodzę z kawiarni widzę czekającego na mnie Hugo, jest jak zwykle bardzo elegancki, ma na sobie stalowe, garniturowe spodnie i białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami.

Podchodzę bliżej i wspinam się na palce, żeby go pocałować, robi to bardzo długo i bardzo delikatnie, a kiedy się ode mnie odkleja wręcza mi śliczny bukiet kwiatów. Zanurzam nos w kolorowych płatkach i zaciągam słodki zapach.

— Dziękuję, a jaka to okazja? — pytam zalotnie.

— Musi być jakaś? Po prostu cię kocham — obejmuje mnie w talii i cmoka w usta — zapraszam panią serdecznie — otwiera drzwi samochodu i pomaga mi usiąść.

W restauracji nie ma wielu osób, bo przyznam, że na dzisiejszy wieczór Hugo wybrał dość drogi lokal. Wszystko jest tu w kolorach złota i bieli, na stołach lśnią świeczniki, a zapach kwiatów unosi się w powietrzu. Na końcu głównej sali stoi fortepian, na którym gra elegancko ubrany mężczyzna, a obok niego stoi młodziutka dziewczyna ze skrzypcami w rękach.

Hugo najpierw odsuwa mi krzesło, a później siada naprzeciwko mnie, bez słowa patrzymy sobie w oczy, ale rozmowa nie jest nam potrzebna, wszystko i tak wiemy. W końcu Hugo wzrokiem przywołuje kelnera i dostajemy karty dań, patrzę na kolejne pozycje i dziwny, niepokojący dreszcz przebiega moje ciało, jakby coś miało się wydarzyć, coś złego… Niepewnie rozglądam się wokoło, ale nie dostrzegam niczego nadzwyczajnego. Znów zaczynam czytać listę polecanych dań i znów mój wzrok bezwiednie obiega salę i siedzących gości.

— Co się dzieje kochanie? — Hugo łapie moją dłoń, a ja nerwowo podskakuję.

— Nie wiem, jakieś takie dziwne przeczucie mam — marszczę brwi — zadzwonię do Marcela co?

— Jasne — uśmiecha się słodko, a ja bez namysłu wyciągam telefon.

Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty… nic cisza, wiedziałam, że coś się stanie.

— Nie odbiera — słyszę jak łamie mi się głos — Hugo, stało się coś.

— Spróbuj jeszcze raz — mówi najspokojniej, jak umie, ale w jego oczach widać nerwy.

Znów przykładam telefon do ucha i liczę sygnały, pierwszy, drugi, trzeci…

— O! Hej siostra! Stało się coś?

— Catherine! Czemu nie odbierasz? Denerwowałam się — syczę ze złością.

— Wybacz, byliśmy w łazience, bo…

— Mamo! Były bąbelki — słyszę głos Marcela i uśmiecham się sama do siebie — mamo, a ciocia zrobiła w wannie bąbelki.

— Bąbelki? Ale fantastycznie, to teraz piżamka i spać — odpowiadam z ulgą, że wszystko w porządku.

Hugo z uśmiechem kręci głową i znów bierze do ręki kartę dań. Już spokojniejsza zamawiam pieczonego dorsza z grillowanymi warzywami, a Hugo pierś z kaczki z pieczonymi ziemniakami.

Jedzenie jest tu wyborne, zresztą za takie ceny to, co się dziwić, po kolacji dostajemy wyśmienite wino i torcik bezowy. Dam sobie głowę uciąć, że jutro będę ważyła kilogram więcej. Mimo tego, że atmosfera jest fantastyczna i świetnie nam się rozmawia, to widzę, że Hugo wcale nie jest taki wesoły jak przed kolacją, jakby coś go gryzło. Otwieram usta, żeby go o to zapytać, a on w tym momencie wstaje od stolika. Zamieram, nie wiedząc o co chodzi, ale szybko przytomnieję, kiedy klęka u moich stóp.

— Juliette, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, byłaś pokaleczona i nieprzytomna, ale już wtedy wiedziałem, że będziesz tylko moja. Każdego dnia walczyłem o twoje… — zawiesza głos — o wasze zdrowie i życie, bo wiedziałem, że będziecie dla mnie najważniejsi na świecie. Codziennie dziękuję Bogu, że cię uratował i pozwolił mi cieszyć się tobą każdego dnia. Nie chcę żyć bez ciebie i błagam, pozwól mi przejść z tobą przez życie. Przysięgam, że będę najlepszym ojcem dla twojego syna i marzę tylko o tym, żeby kiedyś powiedział do mnie tato.

Nie wierzę, że to się dzieje, patrzę w te najpiękniejsze oczy i nie wierzę, że to zrobił. Wyciąga do mnie dłoń z otwartym pudełeczkiem, w którym lśni przepiękny pierścionek, nie jest duży, ale jest najpiękniejszy na świecie. Widzę w oczach Hugo lęk i kiwam głową, że się zgadzam, wsuwa mi na palec pierścionek, a w restauracji rozlegają się brawa. Hugo wstaje z kolan i unosi mnie nad ziemię, jestem szczęśliwa… Całuje mnie mocno i namiętnie, nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi. Dopiero po kilku chwilach odrywamy się od siebie, wciąż patrząc sobie głęboko w oczy. Nagle ktoś szarpie mnie za ramię i odwracam głowę do mężczyzny stojącego tuż za moimi plecami.

— Boże — wzdycha i nie wypuszcza z uścisku mojego nadgarstka — niemożliwe…

— Słucham? — próbuję się odsunąć i szarpię ręką.

— Powiedz, że to ty! — facet podnosi głos, a ja zaczynam się bać — powiedz!

— Nie wiem o co panu chodzi! Proszę mnie puścić!

— Zostaw ją co? — Hugo kładzie dłoń na ramieniu mężczyzny, a ten uderza go w twarz.

Przerażona zasłaniam usta dłonią i patrzę jak zaczynają się okładać pięściami, Hugo nie należy do najsłabszych, ale tamten bez trudu go obezwładnił i bije na oślep. Staram się ich jakoś rozdzielić, ale niewiele mogę zrobić, po chwili przybiega ochrona i odrywa ich od siebie. Podchodzę do narzeczonego i ocieram jego twarz z krwi.

— W porządku? — pytam z żalem, bo czuję się winna.

Nie odpowiada, mierzy się wzrokiem z tamtym facetem, który teraz patrzy na mnie z takim ogniem w oczach, że aż się go boję. Nie chcę się zastanawiać o co chodzi, wyciągam Hugo z restauracji i jedziemy prosto do jego mieszkania.

Rozdział 2

— Juliette —

Jedziemy do domu w absolutnej ciszy, Hugo co jakiś czas zerka na mnie z wyrzutem, jakby to, co się wydarzyło było moją winą. Co prawda facet gadał jakieś brednie, ale ja w życiu go nie widziałam i słowo daję, że go nie znam. Nie wiem, może to ktoś z mojej przeszłości, której przecież nie pamiętam, a może to ktoś znajomy Marca, a tego się tym bardziej nie dowiem. Może, gdyby się nie pobili to dałoby się jakoś, to wyjaśnić, a tak to co? Z tego wszystkiego nawet mu się nie przyjrzałam i nie wiem, jak go opisać, jedyne, co pamiętam to, że był wyższy ode mnie, ale to nie wyczyn, skoro ledwo przekraczam sto sześćdziesiąt centymetrów. Miał w sobie coś dzikiego, coś groźnego, bo bałam się go, tak jakoś wewnętrznie, a przecież nie na każdego tak reaguję.

Parkuję auto w podziemnym garażu i spoglądam na obrażonego narzeczonego, a jednak udało się komuś zepsuć nam wieczór.

— Gniewasz się? — mruczę cicho i przepraszająco patrzę w jego opuchnięte oczy.

— A nie mam powodu według ciebie?

— Niczego złego nie zrobiłam.

— Juliette, powiedz mi prawdę… kim on był, wiem, że go znasz albo znałaś.

— Skąd ten pomysł? Pierwszy raz widziałam go na oczy.

— Jesteś pewna? — zaczyna podnosić głos, a ja jak nigdy się spinam.

— No jestem!

— Dziewczyno! — krzyczy i wbija we mnie wściekły wzrok — mówiłaś do niego po polsku… chyba.

— Co?

— To! Nawet jednego słowa nie zrozumiałem z tego, co mówiliście! Ale oczywiście, że go nie pamiętasz, no skąd!

Nagle wysiada, trzaskając za sobą drzwiami i prawie biegnie do windy. Cholera nawet nie zauważyłam w jakim języku rozmawiałam. To możliwe? Byłam zdenerwowana, ale żeby aż tak? A jeśli tak, to kim on jest? Może faktycznie mnie zna i mógłby mi pomóc uporać się z przeszłością?

Nie zastanawiam się nad tym długo, zamykam samochód i idę do mieszkania Hugo, ten wieczór mimo wszystko ma być nasz.

Kiedy otwieram drzwi słyszę szum wody w łazience, odkładam kwiaty na wyspę w kuchni i spoglądam na lśniący pierścionek. Uśmiecham się sama do siebie i idąc w stronę łazienki zaczynam zdejmować ubrania, uchylam przeszklone drzwi i wpatruję się w stojącego przy wannie mężczyznę, jego ciało jest idealnie zbudowane, nie należy do wybitnie rozrośniętych, ale taki podoba mi się najbardziej, z daleka widzę, że jest zdenerwowany, bo jego mięśnie napinają się co kilka chwil, nie czekam dłużej i zbliżam się do niego. Kiedy dotykam jego pleców najpierw się lekko odsuwa, ale po chwili obraca się do mnie twarzą i spogląda na moje nagie ciało. Nie musi niczego mówić, bo jego płonący wzrok doskonale pokazuje jak bardzo mu się podobam. Pocieram dłońmi jego spiętą klatkę piersiową i przyciągam go do siebie, opiera się, ale uciskający moje ciało członek zdradza jego chęci. Jednym ruchem podnosi mnie i sadza na swoich biodrach. Zatapiam się w jego namiętnych wargach i chłonę każdy jego oddech, każdy ruch jest dla mnie spełnieniem snów, a zapach jego ciała daje mi ukojenie nerwów. To jest ten facet, przy którym chcę się zestarzeć.

Nie wypuszczając mnie z rąk unosi nogę i wchodzi do wypełnionej pianą wanny i sadza mnie między swoimi udami, z uśmiechem mrużę oczy, czując na plecach pulsującą męskość, a już po chwili silne dłonie układają się miękko na moich niedużych piersiach. Nie potrzebuję niczego więcej, ten facet jest wszystkim czego w życiu pragnę. Wtulam się w jego tors i pozwalam jego dłoniom wędrować subtelnie po moim ciele, przygryzam lekko wargę, kiedy zwinne palce mojego osobistego chirurga zaczynają bawić się moim najwrażliwszym miejscem. Odruchowo zaciskam uda, ale to nie powstrzymuje go przed wejściem głębiej, jest zdecydowany, ale nie robi niczego na siłę, jego usta pieszczą zagłębienie mojej szyi, a gorące i szybkie oddechy wywołują falę niepohamowanych dreszczy, ta noc będzie jednak udana. Zaczynam bezwiednie kołysać ciałem, bo już ledwo wytrzymuję te tortury, moje pojękiwania stają się głośniejsze, a uciskający moje lędźwie członek też domaga się uwagi. Powoli odwracam się przodem do Hugo i zaczynam całować jego klatkę piersiową i szyję, żeby po kilku sekundach wpić się w jego miękkie, wydatne usta. Zaczynamy mlaskać i dyszeć, a nasze ciała zbliżają się do siebie w coraz silniejszym uścisku, nie chcę czekać dłużej, unoszę pośladki i długim, powolnym ruchem nabijam się na stojącego na baczność żołnierzyka. Mmm… jest idealny, wypełnia mnie do samego końca, a przyjemne rozpychanie pobudza moje ciało. Zaczynam się kołysać, najpierw powoli i ledwie wyczuwalnie, dłonie Hugo masują moje pośladki, a usta zaczynają powoli schodzić na obojczyki, wsuwam palce w jego jasne włosy i delikatnie pociągam za końcówki. Jego palce zaciskają się na moich biodrach i przyspieszają moje tempo. Jęczę już głośno, bo nie daję rady powstrzymać emocji, Hugo przygryza kołyszące się przed jego ustami sutki, a mnie doprowadza to do istnego wybuchu. Krzyczę pochłonięta szalonym orgazmem i mocno odchylam głowę do tyłu. Facet nie przestaje mną poruszać, a falująca w wannie woda zaczyna wylewać się na podłogę. Nie mam już siły, stękam coraz głośniej i napinam mięśnie krocza, powstrzymując kolejny szczyt. Opieram się czołem o czoło narzeczonego, a jego piwne oczy świdrują moje, jest niesamowity, podnieca mnie samym spojrzeniem i ulegam mu za każdym razem. Czuję jak we mnie pulsuje i czekam na ostateczny strzał, widzę w jego oczach koniec gonitwy i po chwili przyciąga do siebie moją twarz i mocno całuje. Tak! Przygryza mocno moją wargę i jęczy mi w usta, ale zanim skończy szczytować dołączam do niego drugim orgazmem. Nasze jęki nie cichną, a rozpędzone ciała kołyszą się jednostajnie, choć już sporo wolniej. Opieramy się o siebie czołami i z miłością patrzymy w oczy.

— Kocham cię — Hugo szepcze tuż przed moją twarzą, a ja odruchowo wdycham jego oddech głęboko do płuc.

Opieram czoło o jego ramię i jest mi tak bardzo przyjemnie, tak spokojnie i bezpiecznie jak nigdy, wiem, że nigdy nie skrzywdzi ani mnie, ani Marcela i wiem, że będzie dobrym ojcem…

— Maksim —

Wciąż siedzę w L’Escleir i nie wierzę w to, co przed chwilą widziałem, to niemożliwe, kurwa! Niemożliwe, a jednak ją widziałem, stała tu, patrzyła na mnie jak na obcego człowieka, a jej głos brzmiał tak samo słodko i podniecająco jak cztery lata temu. Zwariowałem, czy ona naprawdę żyje? A jeśli żyje to jak to możliwe? Patrzyłem jak zamykają jej ciało w worku, byłem na jej pogrzebie! Może to ktoś bardzo do niej podobny, może dziewczyna nawet nie wie kim jestem, a ja zachowałem się jak kompletny idiota, psując jej zaręczynowy wieczór, no i pobiłem pana zakochanego, zakochanego w kobiecie mojego życia… szlag by to trafił!

Spoglądam na zegarek na ręce, dochodzi dwudziesta pierwsza, a młodego nie ma, ja wiem kurwa, że Francuzki mu mogły w głowie zawrócić, a na pewno w gaciach, ale jak się umawia to niech do cholery przyjeżdża. Wyciągam telefon z kieszeni i odblokowuję ekran, zdjęcie na wyświetlaczu podsuwa mi najgłębiej zakorzenione wspomnienia, ta dziewczyna serio jest identyczna, jak to możliwe? Otrząsam się ze wspomnień i wybieram numer Aleksieja, kolejne sygnały brzmią w słuchawce, a ja zaciskam pięści ze złości. Nie odbiera kutas jeden… nieważne, wołam kelnera i płacę rachunek, zostawiając przy okazji sowity napiwek za burdę, którą niepotrzebnie wywołałem. Kiedy wychodzę na zewnątrz ogarnia mnie zewsząd gwar ulic, ludzie śmieją się, rozmawiają i cieszą życiem, a ja… ja od czterech lat tonę w żałobie, wiem, że długo, zbyt długo, ale nic nie poradzę, że ona była jedyną kobietą, z którą chciałem być. Nie doceniałem jej, nie byłem dobrym mężem, wcale nim nie byłem. Za późno dostrzegłem w niej sens swojego życia.

Wracam do hotelu i już w recepcji dostaję informację, że Annika przyjechała i chce się spotkać, czy ta kobieta nie słyszała o telefonach do cholery? I po co tu przyjechała, ma pilnować interesów w Moskwie, a nie za mną latać po świecie. Wjeżdżam na najwyższe piętro i idę do swojego apartamentu, z Anniką spotkam się jutro, dziś w głowie mam tę dziewczynę z knajpy. Rozsiadam się wygodnie w fotelu ze szklanką whisky i patrzę na panoramę miasta, kiedy tylko zamykam oczy widzę oczy tej dziewczyny, takie szkliste, trochę przerażone, ale podekscytowane, jej czarne rzęsy wręcz rzucały cień na jasne policzki, była idealna, taka bardzo moja… I co z tego, ma faceta, zaręczyła się, poza tym ona mnie albo nie zna, albo świetnie udaje, a to zresztą wszystko jedno. Ma prawo nie chcieć mnie widzieć i znać.

Rozlega się pukanie do drzwi, a ja wcale nie mam ochoty nikogo widzieć, to pewnie młody wrócił z jakiegoś burdelu i chce mi opowiedzieć wrażenia. Niechętnie podnoszę się z fotela i idę do drzwi, no i niestety zamiast brata stoi przede mną długonoga blondynka ze sztucznym biustem, bez słowa odwracam się do niej plecami i wracam do swojej samotnej szklaneczki pełnej ukojenia. Nadal gapię się przez szybę, ale w tle słyszę jak Annika rozgaszcza się w salonie i układa na stoliku laptopa.

— Nie chcesz wiedzieć, po co przyszłam? — jej landrynkowy głos doprowadza mnie do szału.

— Nie chcę, ale pewnie i tak mnie zaraz uświadomisz, nie? — pytam, nie odrywając wzroku od szyby.

— Prowadzę twoje interesy, więc może odrobinę szacunku — warczy, udając groźną, a ja parskam śmiechem.

— Płacę ci wystarczająco dużo, żeby nie dbać o szacunek. Jak się nie podoba, to żegnam.

— Czemu mnie tak traktujesz? — tym razem prawie płacze.

— Po co przyszłaś? — przenoszę na nią wzrok i patrzę jak odwraca do mnie ekran laptopa.

— Mamy problem z dostawą sprzętu — zaczyna mówić, a ja już nie chcę słuchać — w tym tygodniu na oddział położniczy miały trafić dwa najnowsze ultrasonografy oraz pięć zamkniętych inkubatorów na neonatologię.

— No i?

— Nic nie dotarło — wzrusza ramionami — obdzwoniłam wszystkich możliwych ludzi i wygląda na to, że sprzęt się rozpłynął w powietrzu.

— No cud po prostu, alleluja! — uroczyście wznoszę szklankę ku górze, a po chwili dotykam nią do ust i cieszę się miłym drapaniem w gardle — za stary jestem, żeby wierzyć w takie rzeczy. Ile to było warte?

Dziewczyna patrzy na mnie i nagle zaczyna się głośno śmiać.

— Weź nie pytaj nawet co? — patrzy na mnie z uśmiechem, ale widzę, że też się wkurwia, bądź co bądź ona jedzie na tym samym wózku — to miliony, dojdziemy kto to prędzej czy później, ale szpital czeka na sprzęt.

— Do sądu mnie nie podadzą, bo to kurwa mój szpital — podnoszę na nią głos, ale po chwili odpuszczam, bo to przecież nie jej wina — ojciec by się przydał, w takich sytuacjach był najlepszy.

— Jeszcze raz moje kondolencje, nie znałam go długo, ale wydawał się miły.

Na samo wspomnienie starego, który do ostatniego tchnienia podrywał każdą laskę jaką widział, się uśmiecham.

— Dzięki, ale jakoś za nim nie tęsknię, co prawda teraz byłby niezastąpiony, ale trudno, musimy poradzić sobie sami.

Dolewam alkohol do szklanki i od razu wypijam całość.

— Nie pij tyle, problemy są, ale to jeszcze nie powód, żebyś się zapijał.

— Będę robił to, na co mam ochotę, a tobie nic do tego. Twoje obowiązki ograniczają się tylko do organizacji spotkań i pozyskiwania najlepszego możliwego sprzętu dla moich szpitali. Reszta nie jest twoim problemem, więc jeśli to wszystko to zabieraj swój zgrabny tyłek i wypieprzaj, bo dziś serio nie mam ochoty nikogo oglądać, ty nie jesteś wyjątkiem!

Zdenerwowana laska podrywa się z kanapy, ale nie wychodzi, robi kilka szybkich kroków w moją stronę i kuca prawie między moimi nogami, no błagam, na co ona liczy? Bezceremonialnie kładzie dłonie na moich kolanach i stara się spojrzeć mi w oczy, na co ja nie mam najmniejszej ochoty.

— Wcale nie chodzi o sprzęt prawda? — nie odpowiadam, upijam kolejny łyk i głośno wypuszczam powietrze — popatrz na mnie…

Opuszczam wzrok i czekam co dalej, wiem, czego chce, wszystkie laski chcą ode mnie tego samego, bogaty wdowiec to jest materiał na męża.

— Idź już — warczę i staram się podnieść.

Niestety ona ma inne plany, dociska mnie do fotela i jednym ruchem siedzi już na mnie, podtyka mi cycki pod nos i pewnie jeszcze kilka lat temu nie podarowałbym jej tego i wypieprzył tak, że dwa dni by okrakiem chodziła, ale dzisiaj mam ją w dupie. Nie potrzebuję ani jej, ani żadnej innej laski…

Zanim cokolwiek zrobię dziewczyna łapie mnie za twarz i zaczyna całować, jeszcze tego mi brakuje, na początku nie reaguję, jakbym czekał co moje ciało na taki obrót sytuacji, ale ja niczego nie czuję, jej język wdziera się brutalnie w moje usta, a mnie to brzydzi, nie potrafię się przemóc i, mimo że to zgrabna dupa, to nie umiem widzieć w niej kobiety. Łapię jej nadgarstki i odrywam ją od siebie, dosyć pieszczot.

— Wypad — warczę i zsadzam ją z siebie.

— Nie mów, że cię to nie rusza — zaczyna się zalotnie uśmiechać.

— Wyjdź albo cię stąd wyrzucę.

Nie wiem, albo laska jest głucha, albo głupia, podchodzi bliżej mnie i łapie za brzegi kołnierzyka mojej koszuli.

— Za długo cię znam, żeby uwierzyć, że niczego nie poczułeś. Czujesz to tak samo jak ja, prawda? Od samego początku…

— Ann, masz dwa wyjścia — wyszczerzam się w sztucznym uśmiechu i patrzę jak ochoczo kiwa głową — albo wypierdalasz do siebie, zapominamy o tym, co przed chwilą zrobiłaś i pracujesz dla mnie dalej, albo wypierdalasz do domu i nigdy więcej się nie zobaczymy. Wybieraj!

Odrywam od siebie jej ręce i patrzę jak ze złością zbiera ze stolika swoje rzeczy.

— Idiota — warczy, odwracając się do mnie już przy drzwiach.

— Ojoj, jak się kurwa przejąłem — burczę już bardziej do siebie i czekam, aż wyjdzie.

Zanim to nastąpi słyszę pukanie do drzwi, kurwa, co to lotnisko do cholery?

Bez zaproszenia wchodzi braciszek, no proszę, lepiej późno, niż wcale.

— Przeszkadzam? — młody spogląda raz na mnie raz na Ann.

— Nie. Annika już wychodzi — warczę i znów spoglądam w szybę.

Słyszę trzaśnięcie drzwi, a po chwili w salonie roznosi się dźwięk nalewanego do szklanki alkoholu.

— Sorry, ale trochę zajęty byłem — odzywa się, ale w dupie mam jego historię, nawet nie słucham co mówi.

Dopiero kiedy szarpie mnie za ramię odwracam do niego twarz, ale nie odzywam się, patrzę tępo w jego niebieskie oczy jakbym był nieprzytomny. Sam nie wiem, czy mówić mu o wszystkim, czy raczej odpuścić.

— Coś się stało? — młody opiera się o szybę i nie spuszcza ze mnie wzroku, wiem, że zna mnie zbyt długo, żeby był sens go okłamywać.

— Widziałem ją brat… — wzdycham i pocieram twarz dłonią.

— Kogo? — marszczy czoło.

— Wiem, że to dziwne, ale ja ją naprawdę widziałem, dotknąłem jej rozumiesz?

— Ty się dobrze czujesz? Ona nie żyje, wiem, że tęsknisz i prawdę mówiąc nigdy nie sądziłem, że potrafisz tak tęsknić, ale to niemożliwe.

— Aleks, mówię ci, że to była Mila!

Rozdział 3

— Maksim —

Aleks patrzy na mnie jak na wariata i wcale mu się nie dziwię, sam się poniekąd tak czuję. Nic nie poradzę, ja wiem, że to ona, nie wiem jakim cudem, nie wiem, skąd tutaj i dlaczego, ale kiedy spojrzała mi w oczy wiedziałem, że to ona, moja mała czarnulka o czekoladowych oczach, tylko co z tego, skoro ona mnie odtrąca.

— Halo! — odrywam się od szyby i spoglądam na brata — czegoś ty się naćpał co?

— Ja pierdolę — warczę i biorę kolejny łyk rudej — wiem, wiem… Muszę ją poznać, muszę ją do siebie przekonać i muszę ją mieć.

— Powiedzmy, że masz rację — spokojnie patrzę jak Aleksiej siada na kanapie i opiera nogi o stolik — no powiedzmy, tak teoretycznie. Uciekła od ciebie, pozorując swoją śmierć — zawiesza na chwilę głos — ale po co?

— Żartujesz? — z hukiem odstawiam pustą szklankę.

— No pomyśl, ona mogła od ciebie odejść. Nie więziłeś jej, krzywdziłeś, ile mogłeś, ale nie więziłeś. Nie musiała udawać śmierci, wystarczyło, żeby się spakowała i wyprowadziła.

— No możliwe, ale dalej nie wiem do czego zmierzasz.

— Do tego idioto, że to nie ona, może ktoś bardzo podobny do niej, może sobowtór — wzrusza głupkowato ramionami — ale Milka nie żyje, obaj patrzyliśmy na jej martwe ciało, obaj patrzyliśmy jak płonie w krematorium i razem chowaliśmy jej prochy w Moskwie. To nie ona, nie pokochasz jej zamiast Mili, a ona nie pokocha ciebie. Nawet jeśli jakimś cudem przekonasz ją do siebie na tyle, że będzie cię chciała, to nie będzie już to samo. Po czasie zaczniesz zmuszać się do niej, zaczniesz ją do Mili porównywać i zaczniesz ją obwiniać, że zajęła jej miejsce, a niewinna dziewczyna pewnego dnia skończy jak Mała.

Patrzę w te jego błękitne oczy i zastanawiam się, czy nie ma racji, w końcu minęło już tyle czasu, to faktycznie musi być ktoś bardzo podobny do mojej Małej… Odkręcam butelkę i podnoszę ją prosto do ust. Po kilku dużych łykach brakuje mi już tchu i odrywam się od szkła. Niepotrzebnie tu przyjeżdżałem, czy to ona, czy nie to i tak nie mogę niszczyć jej kolejny raz życia. Beze mnie będzie miała na pewno lepiej, spokojniej… Ocieram z policzka łzę na samą myśl, że moja Mała jest teraz tulona przez obcego faceta… Powinna przeze mnie, tak bardzo tego potrzebuję, tak bardzo tęsknię za jej zapachem, za oddechem… dla mnie to właśnie ona jest Milą, moją żoną…

— Maksim, co się z tobą stało? — głos Aleksa wyrywa mnie brutalnie z marzeń o miłości mojego życia.

— Aleksiej — wzdycham ciężko i spoglądam mu w oczy — przez ostatnie cztery lata wyobrażałem sobie jak wyglądałoby nasze życie razem, gdybym nie był dla niej takim skurwysynem, gdybym zamiast ją zabijać, potrafił ją pokochać, tak jak ona kochała mnie. Teraz mam szansę, rozumiesz, pierwszy raz odkąd ją zobaczyłem mam szansę poprowadzić nasze życie, tak jak powinno ono od zawsze wyglądać. Odkąd umarła nie dopuściłem do siebie żadnej kobiety, bo żadna nie działała na mnie w ten sposób co Mila, nie chciałem innej, a ją chcę mieć, móc ją dotykać każdego dnia, patrzeć w oczy i wdychać cytrusowy zapach jej włosów, na pewno pachną dokładnie tak samo, słodką pomarańczą.

Znów odwracam się do szyby i szaleję na myśl, że Mila spędza noc w ramionach innego faceta. Nagle do mojej głowy przychodzi coś jeszcze…

— Kurwa Aleks!

— Co? — krztusi się od mojego nagłego krzyku.

— Ona w dniu śmierci była w ciąży! Może mam dziecko!

Wbijam w niego wzrok, ale on patrzy na mnie jak na świra i kręci z politowaniem głową.

— Ja pierdolę, brat, o czym my gadamy? O lasce, która jest łudząco podobna do twojej zmarłej żony i teraz będziesz doszukiwał się podobieństw między nimi? I co, jak się dowiesz, że ta dziewczyna ma dziecko, to je adoptujesz?

— Licz się kurwa ze słowami!

— A ty przestań się nakręcać — podnosi na mnie głos — ty weź się zastanów, gdyby to wszystko było prawdą, to ktoś musiałby to jakoś ogarnąć, nie da się udawać śmierci, ktoś musiałby jej pomóc uciec i przyjechać aż tutaj, a ona nikogo nie miała. Nie znała języka, więc sama by sobie ot tak — pstryka palcami — nie poradziła. Weź ty idź już spać, rano pogadamy, bo dziś to masz papkę zamiast mózgu.

Bez czekania podnosi się z kanapy i wychodzi, trzaskając za sobą drzwiami, a ja co, wciąż widzę ją przed sobą, to wręcz niemożliwe, żeby była tak podobna… dowiem się kim jest, i, choćbym miał się tu przeprowadzić, żeby móc ją widywać, to to zrobię.

Biorę kolejną butelkę i idę do łazienki, nalewam wodę do wanny i wygodnie się układam. Po długiej kąpieli idę owinięty ręcznikiem do sypialni i kładę się na wielkim i wygodny łóżku, chciałbym móc z nią tak leżeć, patrzeć na jej ciemne włosy rozrzucone na białej poduszce, dokładnie taką ją zapamiętałem, leżącą w moim łóżku, bladą i martwą… Zamykam oczy i chcę tylko o niej śnić, w snach wciąż jest przy mnie, każdej nocy jest blisko mnie, zawsze tak samo na mnie patrzy, z miłością, z delikatnością i ze strachem, tak, zawsze patrzyła na mnie ze strachem, to jedyne uczucie jakie w niej wzbudzałem. Nie umiem sobie tego odpuścić. Czuję na sobie jej ciepły, subtelny dotyk, zawsze bała się mnie dotykać, nie robiła tego prawie nigdy, a w snach robi to za każdym razem. Biorę głęboki wdech i staram się zasnąć jeszcze mocniej… delikatne dłonie głaszczą mój nagi brzuch i suną coraz wyżej, nawet przez sen się podniecam samym jej wspomnieniem i czuję przyjemne drgnięcie mojej męskości, co ona ze mną robi… Uchylam leniwie powieki i drętwieję od widoku jaki zastaję, czy tę kobietę pojebało? Zanim zdążę się poderwać z pościeli laska siada okrakiem na moim brzuchu i stara się mnie ujeżdżać, a po sekundzie łapie mnie za twarz i przyciąga do siebie. Chwilę się z nią szarpię, ale nie daje za wygraną, łapie moje dłonie i kładzie sobie na piersiach, no jebnę ją jak nic! Dawno nikt mnie tak nie wkurwił i chyba pora, żeby obudził się we mnie Morozow. Chwytam Annikę za krtań i zaciskam palce z taką siłą, że przestaje mrugać, rozchyla usta i gwałtownie próbuje nabrać powietrza, niestety dziecinko nie tym razem.

— Uduszę cię suko! — syczę tuż przed jej twarzą i jeszcze mocniej zaciskam palce.

Jej oczy robią się coraz bardziej mętne i nawet przestała się wyrywać. Z satysfakcją patrzę na coraz bardziej sine usta dziewczyny i kiedy widzę, że jest na granicy wypuszczam ją z uścisku. Pada bezwładnie na pościel z oczami wbitymi w sufit, sam nie wiem czemu, aż tak ostro zareagowałem, ale nie dam się tak zrobić, zna swoje miejsce i doskonale wie, że pewnych granic nie może przekroczyć. Zostawiam ją samą i wchodzę do toalety, a kiedy wracam do sypialni Ann leży na boku i patrzy na mnie z nienawiścią.

— Mogłeś mnie zabić — chrypi nieprzyjemnie, a ja się uśmiecham.

— Żałuję, że tego nie zrobiłem, miałbym spokój, a teraz wypierdalaj do Moskwy, więcej nie chcę cię oglądać.

— Nie dasz rady beze mnie — zaczyna podnosić głos, a ja przestaję nad sobą panować i zaraz ją zatłukę.

— Posłuchaj, bo nie będę powtarzał, jeszcze dziś wracasz do domu, nie obchodzą mnie twoje pojebane pomysły, wyobrażenia czy inne urojenia na mój temat. Wynagrodzenie dostaniesz na konto, i to tyle jeśli chodzi o naszą współpracę.

Patrzę jak laska zwleka się z łóżka i idzie w stronę drzwi.

— Pożałujesz tego, mnie się tak nie zostawia — warczy, stojąc już w otwartych drzwiach, a ja nie wytrzymuję.

Podchodzę do niej i chwytam jej włosy w garść, dziewczyna syczy z bólu, ale wiem, że robi to na wyrost, nie straciłem jeszcze czucia w rękach.

— Posłuchaj — wybucham — nie strasz mnie, bo się nie boję, nie przestałem być Katem i jak bardzo chcesz, to mogę ci pokazać, na co mnie stać. Wejdź mi w drogę jeszcze raz to ty pożałujesz.

Puszczam jej włosy i patrzę jak odchodzi w stronę swojego apartamentu. Świetnie, trochę szkoda, bo dobra była w tym, co robiła, każdy kontrahent ulegał jej cyckom i dlatego mieliśmy wszystko na wyciągnięcie ręki. Zamykam drzwi i wracam do sypialni.

Poranek wita mnie lekkim kacem, nie mam nawet ochoty na śniadanie, ale słyszę pukanie do drzwi, więc muszę wyleźć z wyra.

— Aleks, wiesz która jest godzina? — burczę, widząc młodego, truchtającego w miejscu.

— Wyobraź sobie, że zaraz południe, ja już zdążyłem przebiec parę kilosów, a ty śpisz — bezceremonialnie ładuje się za mną do łazienki, nie zwracając uwagi na to, że jestem goły — gdzie Ann?

— Na pewno nie tutaj — warczę, przypominając sobie nocną akcję.

— Pokłóciliście się? — pyta lekko dysząc i ciągle truchta — wiesz szczerze to sądziłem, że się zejdziecie.

Nie odpowiadam, spoglądam na niego przez szybę kabiny prysznicowej i kręcę głową.

— Zwolniłem ją — mówię bez emocji i zakręcam wodę.

Mogłem od tego zacząć rozmowę, bo na moje słowa Aleksiej w końcu się zatrzymuje i patrzy na mnie jakby nie rozumiał, o czym mówiłem.

— Nie gap się, wlazła mi do łóżka i próbowała przelecieć.

Chłopak łapie wiszący obok umywalki ręcznik i przeciera nim twarz.

— A dla ciebie to jakaś ujma, że młoda, zgrabna laska cię chce?

— Aleks, a gdybym ja tobie wlazł do łóżka i próbował cię przelecieć, to co, cieszyłbyś się, że przystojny facet cię chce?

— To chyba jest różnica nie sądzisz? — obraża się i siada na kamiennym blacie.

— Dla mnie kurwa żadna. Ty nie chcesz mnie, ja nie chcę jej. Prosta sprawa i niejednokrotnie jej o tym mówiłem. Niech się buja, ja nie zrezygnuję z Milki, nigdy rozumiesz?

— Ja pierdolę, gadam z pojebem serio — wzdycha ciężko — tobie brat na mózg już padło.

Co on myśli, że ja o tym nie wiem, śmierć Małej mnie zmieniła, zrezygnowałem ze zleceń na wyroki, otworzyłem dwa szpitale, ale też wciąż prowadzę kasyna i kluby. Wczorajsze spotkanie znów przewróciło moje życie do góry dnem.

Nie zwracając uwagi na Aleksa przechodzę do salonu i siadam do laptopa.

— Na robotę ci się zebrało? — chłopak się śmieje, a ja nie odrywam wzroku od ekranu.

— Zmieniam rezerwację na lot do Moskwy.

— Juliette —

Zanim otworzę zmęczone po prawie całonocnych zabawach oczy czuję zapach kawy, cholera, aż mi niedobrze na samo wspomnienie tego trunku. Chyba od dziś wolę herbatę. Podnoszę głowę z poduszki i spoglądam na swoje nagie ciało, w sumie nie jest najgorzej, co prawda skóra na moim brzuchu straciła trochę na jędrności, bo Marcel okazał się być sporym maleństwem i brzuch pod koniec ciąży miałam wybitnie wielki, poza tym blizna po cesarce też nie dodaje uroku, ale przywykłam, zresztą Hugo za każdym razem patrzy na mnie w taki sposób, że zapominam o niedoskonałościach. Cieszę się, że go mam, i że kocha mnie właśnie taką, w końcu jest lekarzem, mógłby załatwić mi dobrego plastyka na usunięcie blizny, ale on nawet o tym nigdy nie wspomniał. Słyszę jak krząta się po kuchni i idę skorzystać z łazienki póki go nie ma. Lubię jego łazienkę jest bardzo elegancka i duża. Wchodzę do kabiny i odkręcam ciepłą wodę, kropelki pieszczą delikatnie moją skórę, a pomarańczowy zapach szamponu pobudza moje zmysły. Czysta przyjemność tak sobie stać i donikąd się nie spieszyć.

Podskakuję, czując na sobie dotyk, ale zanim zdążę zareagować Hugo łapie jedną dłonią moją pierś, a drugą wciska między nogi, od rana napalony… cicho mruczę zalewana przyjemnością i lekko rozszerzam nogi, czuję jak palce mojego faceta powoli wsuwają się do mojego wnętrza i przygryzam wargę, powstrzymując jęki. Jego usta opierają się na moim karku i suną powoli w stronę szyi. Co chwilę przygryza mokrą skórę, a potem zaczyna ją lizać, jest idealny… Zaczynam coraz ciężej oddychać, a moje ciało wypręża się od kolejnego elektryzującego dreszczu. Hugo, nie wyciągając ze mnie palców pociąga mnie lekko do tyłu, sama tego chcę i pochylam się w przód, wypinając mocno pośladki, jego głośne mruknięcie nieziemsko mnie pobudza, wspinam się na palce i czekam na jego ruch, przyjemne rozpychanie staje się coraz mocniejsze, a kłucie w dole brzucha przybiera na sile. Jęczę coraz głośniej, a każde pchnięcie rozrywa rozkoszą moje ciało. Słyszę za plecami jak dyszy, a jego dłonie zaciskają się mocno na moich biodrach. Nabija mnie na siebie szybko i mocno, a ja tonę w upojeniu. Nogi mi drżą z wysiłku i podniecenia, a ja czuję zbliżający się koniec, głęboko oddycham, chcąc jakoś odwlec ten moment, ale mój mężczyzna robi to zbyt dobrze, żebym dała radę, głośno jęczę owładnięta gorącym orgazmem i spinam mięśnie krocza, nie dam rady dłużej… Zanim zdążę się rozluźnić czuję jak Hugo przyciska z całej siły moje pośladki do swojego krocza, a ciepłe nasienie wypełnia moje wnętrze…

Nie mam nawet siły się wyprostować i nadal pochylona i oparta o ścianę dyszę i oblizuję wyschnięte wargi. Hugo masuje moje pośladki i niebezpiecznie zbliża palce do łechtaczki, czy on kiedyś się wyżyje?

— Daj odsapnąć — mruczę, ale mi nie odpuszcza, powoli masuje palcem nabrzmiałe płatki, a ja odruchowo zaciskam uda.

— Mówiłem ci już, że cię kocham — dyszy prosto na mój mokry kark, a skóra w sekundę pokrywa się gęsią skórką.

Nie odpowiadam, staram się rozluźnić i czekam na kolejną dawkę przyjemności. Nagle Hugo odwraca mnie do siebie przodem i klęka, zbliżając twarz do mojego łona. Jestem tak pobudzona, że każdy dotyk odczuwam ze zdwojoną siłą, a wciskający się w moją kobiecość język doprowadza mnie do istnego szaleństwa. Doskonale wie, co zrobić, żebym płonęła. Wystarczy kilka sekund i odpływam w szaleńczej ekstazie. Mój głośny stęk odbija się od szyb kabiny, a ciało sztywnieje w spazmie, trzęsę się w jego ramionach tak mocno, że nie mogę stać, Hugo w końcu łapie moją nogę i kładzie na swoim ramieniu, jest mi lżej, ale on ma lepszy dostęp do mojego ciała i od razu to wykorzystuje. Wciska język najgłębiej, jak się da, a ja kolejny raz tego poranka szczytuję z jego imieniem na ustach.

Na siłę odpycham go od siebie i z miłością patrzę na jego szeroki uśmiech i lśniące od moich soków wargi, oblizuje się prowokująco i przysuwa twarz do mojego brzucha, delikatnie go całując.

— Daj żyć człowieku — śmieję się głośno i odsuwam go od siebie.

— Śniadanie i tak już nam wystygło — mruczy i podnosi się z kolan.

— Zjemy zimne, ważne, że co innego mamy gorące — tym razem ja zalotnie się uśmiecham i staję przodem do strumieni wody, opłukując się z resztek naszego seksu.

Przy kawie nie rozmawiamy, wpatruję się w lekko zaczerwienione od uderzenia oko narzeczonego i trochę mi głupio, że tak skończyła się nasza kolacja.

— Nic mi nie będzie — dopiero po chwili łapię, o czym mówi.

— Przykro mi — mówię całkiem szczerze.

— To jak byś chciała, żeby nasz ślub wyglądał?

— Nigdy o tym nie myślałam — wzruszam smutno ramionami.

— No jak, podobno każda dziewczynka od małego wie jak powinien ten najważniejszy dzień wyglądać — jego szczery uśmiech wywołuje we mnie przyjemne dreszcze.

— Może i ja miałam takie plany, nie wiem.

— Przepraszam kochanie — łapie moją dłoń i lekko ściska — nie to miałem na myśli.

— Nie, spokojnie — staram się uśmiechać — chciałabym mieć wielki ślub i wielkie wesele, tłum przyjaciół, kolorowe suknie kobiet i moja piękna, długa i biała suknia, lśniąca w letnim słońcu. Bez welonu, ale z wiankiem z żywych, białych kwiatów. Ślub w starym kościele, a wesele na powietrzu, dużo pysznego jedzenia i morze czerwonego wina, no i oczywiście plac zabaw dla maluchów. Wszędzie białe kwiaty i białe lampiony, a o północy pokaz sztucznych ogni.

Głośno wzdycham i spoglądam na wpatrzonego we mnie, rozmarzonego narzeczonego.

— No co? — prycham głośnym śmiechem — żartuję przecież.

— Nie chciałabyś właśnie tak?

— Może bym i chciała, ale ty weź policz, ile by to kosztowało.

— Kochanie, stać mnie na to — patrzy na mnie jakby był zły.

— Ale ja tego nie potrzebuję — opieram łokcie o blat wyspy i pochylam się lekko do przodu — ty mi jesteś potrzebny, reszta jest najmniej ważna, mogę iść do ślubu w zwykłej sukience i z bukietem kupionym w markecie.

Patrzę jak jego uśmiech robi się coraz szerszy i powoli podnosi moją dłoń do ust.

— Kochanie, będzie tak, jak sobie wymarzyłaś.

Odwracam się za siebie, słysząc dzwonek telefonu za moimi plecami, a Hugo od razu wstaje z krzesła i odbiera połączenie, nie rozmawia długo, ale po minie widzę, że coś ważnego się stało.

— Skarbie muszę jechać — zdenerwowany zabiera ze stolika portfel.

— Z kliniki?

— Tak, jakaś wypadek — patrzę jak nerwowo biega po salonie i się ubiera — przepraszam miałem mieć wolne…

— No co ty, ja poczekam, leć, gdzie musisz mój bohaterze.

Prawie do mnie podbiega i szybko całuje, a kiedy zostaję sama dociera do mnie wszystko to, co się wydarzyło. Mam za niego wyjść? Nigdy o tym nie myślałam, kocham go, a jednak, kiedy pomyślę, że mam wziąć z nim ślub to czuję… co ja czuję? Dziwny niepokój, wahanie, gdzieś w tej euforii zaręczyn i tego, co zafundowaliśmy sobie później, zapomniałam o rozumie. Jak to możliwe, że się waham? Przecież kocham go i chcę z nim być…

Rozdział 4

— Maksim —

Loguję się na stronie linii lotniczych i szybko wyszukuję swoją rezerwację, wciąż mam przed oczami przestraszone oczy Małej, a jeśli to faktycznie nie ona? Jeśli narobię sobie nadziei, a jej zniszczę życie swoją obecnością, przecież tak naprawdę nie wiem kim jest i dlaczego mnie nie zna.

— Stary, co ty odpierdalasz? — z myśli wyrywa mnie głos Aleksieja — chcesz teraz wracać? Jutro masz spotkanie z żabojadem.

— Nie przyspieszam lotu, tylko go odwołuję.

Nie odpowiada, podnoszę wzrok znad ekranu i widzę jak zaciska szczęki, kurwa, a jeśli to on jej pomógł uciec aż tutaj? Czemu nie chce mi wierzyć? Nie jeden raz powtarzał, że chciał jej pomóc, a ja jak dzieciak wierzyłem w każde jego zdradliwe słowo. Patrzę jak otwiera usta i nie wytrzymuję, zwalam ze stolika laptopa i dopadam do braciszka, dociskając go sobą do oparcia kanapy.

— Zakłamany skurwielu! — prycham tuż przed jego ślicznymi oczkami i widzę jak się spina z nerwów — to wszystko twoje zagrywki nie? Chciałeś ją przede mną chronić i wywiozłeś aż tu?

— Tobie już na mózg padło — mruczy nic nie robiąc sobie z tego, że prawie na nim leżę.

— Od początku nie chciałeś, żeby ze mną była, chciałeś ją dla siebie!

— Możliwe i co?

— Ufałem ci jak bratu — patrzę na niego z żalem, bo nic innego w tym momencie nie czuję, nawet złości nie jestem w stanie z siebie wykrzesać.

— Maksim — wzdycha i powoli odrywa od siebie moje dłonie — to prawda, że nie chciałem, żeby była twoja, prawda, że podkochiwałem się w niej, zresztą czemu się dziwisz, sam dałeś się usidlić. Zgadza się, chciałem pomóc jej uciec, ale ona nigdy nie przystała na moją propozycję, zawsze powtarzała, że jej miłość cię zmieni w człowieka, i że ona nigdy od ciebie nie ucieknie. Nie sądziłem, że posunie się do samobójstwa i uwierz mi, że gdyby jakimś cudem okazało się, że to ona, to ozłociłbym tego, kto pomógł jej to zorganizować, ale to nie Mila, to jakaś piękna, drobna, ciemnooka dziewczyna łudząco podobna do Milki, ma swoje życie, narzeczonego i przyszłość przed sobą, nie burz jej tego tylko dlatego, że ty tęsknisz i masz wyrzuty sumienia — patrzę jak podchodzi do szyby i opiera się o nią ramieniem

— Muszę ją poznać, muszę ją jeszcze raz zobaczyć i …

— Brat — młody mi przerywa, choć wie, że tego nie znoszę — odpuść, nie znęcaj się nad sobą. Pomyśl, co będzie jak się okaże, że to nie ona, dla mnie, to będzie tylko rozczarowanie, ale ty stracisz ją drugi raz, chcesz tego? Chcesz patrzeć jak odchodzi za rękę z innym? Nie oszukujmy się, dla ciebie to ona już jest Milką, zmartwychwstała w twoim wyobrażeniu i nie dociera do ciebie, że to może nie być ona.

— Aleks, to jest ona, czuję to i wiem, że ona poczuła to samo, widziałem to w jej oczach, rozumiesz? Patrzyła na mnie jak kiedyś. Dokładnie tak, jak wtedy, kiedy widziałem ją pierwszy raz, nie znała mnie wtedy, nie wiedziała, że zgotuję jej piekło i tak patrzyła wczoraj. Może to chore i może będę cierpiał kolejny raz, ale muszę ją poznać, chcę dotknąć jej policzka i patrzeć jak mruży oczy, nikt na świecie nie ma takich oczu, nie pomyliłbym ich z żadnymi innymi! — zaczynam krzyczeć, a świadomość, że moja żona jest z innym doprowadza mnie powoli do obłędu — I, choćbym miał zamieszkać na ulicy, to będę przy niej, ona w końcu do mnie wróci, nie dziś i nie jutro, ale wróci do cholery!

Sam nie wiem, co we mnie wstępuje, łapię dzielący nas szklany stolik i z hukiem rozbijam go o podłogę. Aleks łapie mnie za ramię i szarpie do siebie, a ja walę go w mordę z taką siłą, że pada na podłogę, nie mam pojęcia, co mnie tak wkurwiło, ale nie umiem się powstrzymać, chcę go kopnąć, ale w ostatnim momencie zatrzymuję nogę i pomagam mu wstać.

— Odzyskam ją brat, nawet nie wiesz jak bardzo chcę jej pokazać, że umiem być człowiekiem, jeśli mnie pozna i nadal nie będzie mnie chciała, to odpuszczę, dla mnie najważniejsze, że żyje.

Aleks patrzy na mnie z politowaniem i podaje mi smartfona.

— Masz, odwołaj ten lot, mój też przy okazji.

— Dzięki — wzdycham i biorę urządzenie do ręki — nie oczekuję od ciebie pomocy, wiem, że jesteś przeciwko.

— Pomogę ci, ale nadal nie wierzę, że to się uda.

— Nawet nie wiem, gdzie jej szukać — opadam ciężko na fotel — co, będę chodził po mieście ze zdjęciem i pytał ludzi czy ktoś ją widział? To bez sensu.

— Przestałeś myśleć, to wszystko — kręci głową i opiera łokcie o kolana — gdzie ją widziałeś co?

— Po co pytasz?

— W restauracji, dobrej restauracji.

— Aleks…

— Musieli mieć rezerwację, wystarczy tam pójść i … — zawiesza głos i pokazuje głową na leżący na komodzie portfel.

— Jedziemy — podrywam się z fotela i bezmyślnie rozglądam po apartamencie.

W taksówce się do siebie nie odzywamy, wciąż mam przed oczami widok całującej się Mili, żałuję, że nie pozwalałem jej na to ze mną, jedną noc spędziliśmy tak, jak powinniśmy. Samochód się zatrzymuje, a ja dalej gapię się w szybę, cholera, boję się, dawno nie czułem takiego lęku, a co jeśli to nie ona? Szturchnięcie w ramię mnie budzi i bez słowa wysiadam z auta. Po wejściu do lokalu od razu podchodzi do nas szef sali, dokładnie ten sam, który był tu wczoraj, zapamiętał mnie, bo patrzy na mnie krzywo. Biorę uspokajający oddech i staram się chłopu wytłumaczyć wczorajsze nieporozumienie i uparcie wierzę, że się jakoś dogadamy.

— Potrzebuję namiar na tych państwo, chciałbym jakoś zrekompensować im ten incydent — staram się mówić spokojnie, choć w środku daleko mi do spokoju.

— Pan żartuje — facet się oburza, a ja spinam mięśnie, przypierdolę mu zaraz — nie możemy robić takich rzeczy.

— Nie rozumie pan — warczę — chcę ich przeprosić.

— Pan też mnie nie rozumie, nie mogę — zanim skończy odwracam się i odchodzę kilka kroków, żeby mnie nie poniosło.

Kiedy wracam, Aleks po swojemu zaczyna faceta urabiać, ale bezskutecznie, straszny służbista, najchętniej obiłbym mu mordę, ale to mi w niczym nie pomoże. Wkurwiony do granic opuszczam restaurację i wdycham chłodne powietrze, to sen, z którego za chwilę coś mnie wybudzi… Jak na zawołanie słyszę za plecami szybkie kroki.

— Przepraszam — odwracam głowę i patrzę w twarz młodego chłopaka — może ja mógłbym pomóc? — pyta nieśmiało, a moje serce mało nie wybuchnie z radości.

— Kim jesteś?

— Kelnerem — opuszcza wzrok jakby się wstydził.

— Ile chcesz? — na początku kręci nieśmiało głową, a później lekko się uśmiecha.

— Pięćset.

— Co pięćset? — pytam lekko zdziwiony.

— Euro, pięćset euro.

Patrzę na niego, a po chwili parskam śmiechem, co on żartuje?

Kiwam głową w stronę knajpy i chłopak prawie w podskokach znika za drzwiami od zaplecza. Opieram się o drzwi taksówki i czekam, coś mi się zdaje, że nici z interesów, bo długo go nie ma. Kiedy mam już ochotę na powrót, drzwi się otwierają i staje w nich mój kelner, rozgląda się na boki i szybko do mnie podchodzi, wciskając mi w dłoń małą, odręcznie zapisaną kartkę, szybko ją otwieram i czytam nazwisko. Nie mam pewności, czy to dobre dane, ale muszę mu wierzyć. Bez słowa sięgam portfel i wyjmuję dwa tysiące euro. Facet zaskoczony cofa się o krok i kręci głową.

— Bierz, a jutro o tej samej godzinie się tu spotkamy, jeśli dane są prawdziwe dostaniesz drugie tyle.

Nie czekam na odpowiedź, nie mam na to czasu, wsiadam z Aleksem do taksówki i sprawdzam w smartfonie nazwisko z kartki, Hugo Bonnet, klikam lupkę i czekam, czy coś ciekawego się wyświetli, z zainteresowaniem przeglądam informacje o jednym z najlepszych francuskich chirurgów, a w głowie już układam plan co dalej zrobić…

Wybieram numer i czekam kilka długich sygnałów, w końcu moja była blond asystentka odbiera i w milczeniu czeka co powiem.

— Wracasz do roboty.

— Jestem już w drodze na lotnisko — jej głos jest tak lekceważący, że mam ochotę przeciągnąć ją przez słuchawkę i zajebać.

— To zawróć. Za godzinę masz być u mnie, jest interes.

Odkładam telefon i znów patrzę w szybę.

— Co zamierzasz? — Aleks szturcha mnie łokciem.

— Spotkamy się z panem chirurgiem i zaproponujemy mu…

— Co?

— Nie wiem, Annika jest od tego, żeby wymyślić co! Musimy ściągnąć ich do Moskwy, tam zrobię wszystko, żeby ją odzyskać.

— A jak się nie zgodzi?

— I właśnie dlatego Annika ma to załatwić, ona zrobi to tak, że facet się zgodzi.

— A potem?

— Nie wiem — mruczę bardziej do siebie, niż do niego — nie wiem, jak się zdobywa kobietę, zawsze tylko brałem co chciałem. Nie wiem, co zrobić, jakim być. Nie umiem być miły, romantyczny i zakochany. Boję się, że mimo tego jak bardzo za nią tęsknię i jej pragnę, dalej będę się zachowywać jak Morozow.

— Sam mówiłeś, że noc poślubna…

— Nie byłem sobą — przerywam mu — to nie byłem ja i nie powiem, że mi było źle, było… — przerywam i przypominam sobie Milkę, jej podniecenie na sam mój widok, jak drżała przy każdym moim dotyku i pocałunku, była wszystkim czego wtedy chciałem — było inaczej, ale nie potrafiłem tego zrobić drugi raz.

— Nie chciałeś, a nie, nie potrafiłeś, to jest zasadnicza różnica. Teraz od ciebie zależy, zastanów się, czy ty chcesz ją znowu mieć, czy z nią być.

— Ja pierdolę, filozof z ciebie — kręcę głową, bo nigdy nie kumałem takich różnic, ojciec i jego wychowanie mnie spaczyło — skąd mam wiedzieć co? Ale wiem jedno… masz być zawsze w pogotowiu.

— Co proszę? Mam was pilnować?

— Poniekąd, masz jej pilnować przede mną. Masz być zawsze na tyle blisko, że gdybym chciał jej coś… — zaciskam szczęki na samo wspomnienie jej oczu, kiedy ją gwałciłem — to masz ją wywieźć i z nią już zostać.

Nie odpowiada, przewraca oczami jakbym mu historię o kosmitach próbował wmówić.

— Aleks, trzeciej szansy nie będzie. Albo teraz, albo już nigdy. Obiecaj, że nie pozwolisz mi jej skrzywdzić — mój głos drży jakbym miał się zaraz rozpłakać.

— Obiecuję, ale tylko dlatego, że nie wierzę, że to ona.

Po przyjeździe Ann rozsiadamy się w moim apartamencie i liczę, że foch panience odpuścił i zacznie współpracować.

— Hugo Bonnet, mówi ci to coś? — warczę i unoszę szklankę do ust.

Laska szeroko otwiera oczy i zaplata dłonie na kolanie.

— Ikona europejskiej medycyny, swoje pierwsze sukcesy odnosił w Paryżu, a pięć lat temu przeniósł się tutaj — zaczyna mówić jakby książkę czytała — genialny chirurg od przypadków beznadziejnych, w branży nazywany skalpelem Boga, jeśli on nie jest w stanie pomóc, to już raczej nikt, mimo młodego wieku ma na swoim koncie kilka ciekawych odkryć medycznych, jest współtwórcą aparatu do…

— To mnie nie obchodzi — przerywam jej i widzę, że jest niezadowolona — o nim chcę coś więcej.

— Trzydzieści lat, kawaler, żadnych ciekawych smaczków z przeszłości, może dlatego, że od urodzenia studiował. A co cię tak nagle zainteresował co?

— Nie twoja sprawa. Masz go ściągnąć do Moskwy.

— Ciekawe jakim cudem — prycha, a ja zaraz nie wytrzymam.

— Jak dla mnie to nawet swoją dupą, z tym nie masz raczej problemów.

— Maksim prosisz się o kłopoty — laska podnosi się z kanapy, a ja staram się opanować.

— A ty zacznij myśleć, a nie się obrażać.

Z ulgą patrzę jak otwiera laptopa i nie zwracając na nas uwagi zaczyna przeglądać strony. Każda minuta czekania mnie zabija, musi być coś, co go zwabi, facet ma kasę, więc na to nie poleci, a tak by było najłatwiej, posada też odpada.

— Sympozjum — Ann się odzywa jakby czytała mi w myślach.

— Co?

— Zorganizuj sympozjum naukowe, zaproś najlepszych lekarzy ze świata i jego też.

— Na to potrzeba czasu.

— No parę miesięcy.

— Za długo — warczę i dolewam rudej do szklanki.

— Maks powiedz w czym rzecz, będę wiedziała, co zrobić, tak na ślepo to co ja mogę?

Pocieram twarz i upijam łyk ze szklanki, przecież nie powiem, że chodzi o jego narzeczoną, bo na bank mi w niczym nie pomoże.

— Po prostu go sprowadź, nie wiem jak, nie wiem po co i nie obchodzi mnie za jaką kwotę.

— Spotkaj się z nim, zaproponuj współpracę z godną stawkę.

— Ma kasy jak lodu.

— Maksim, Maksim — wzdycha i parzy mi w oczy — na tym polega świat, im więcej masz, tym więcej chcesz… zaproponuj mu taki szmal, którego nikt nie przepuści, stać cię chyba.

— Umów mnie z nim — staję przy szybie wychodzącej na miasto i wciąż nie mogę pozbyć się z głowy wrażenia, że coś jest nie tak.

Popadam w paranoję i już wszyscy są dla mnie podejrzani, Aleks pierwszy, Ann druga, gdyby ojciec żył to byłby pewnie trzeci, a zaraz za nim Wiera. To choroba psychiczna, ale jest na nią jedno lekarstwo, albo Mila, albo śmierć, dłużej nie potrafię tego ciągnąć.

Po wyjściu wszystkich siadam na kanapie z laptopem i włączam album z naszą ślubną sesją, rzadko do niej zaglądałem, bo bardzo mnie bolała, dziś robię to z przyjemnością i nadzieją, że kiedyś otworzę go razem z Milką. Powiększam zdjęcie, na którym składamy sobie przysięgę, ja wyglądam jak kretyn, za to Mila jest tu tak szczęśliwa jakiej nigdy nie widziałem, to był przełomowy dzień w naszym życiu, dla niej był początkiem tragedii, dla mnie końcem mnie samego. Następna fotografia jest dla mnie jeszcze smutniejsza, tańczymy przytuleni i przypominam sobie co wtedy myślałem, jak bardzo jej nienawidziłem za to, że się zgodziła, gdzieś w środku było mi przy niej dobrze, cieszył mnie jej widok, ale świadomość, że jest żoną mnie odrzucała, patrzę na nasze splecione palce i na lśniącą obrączkę Małej, była nią zachwycona, a ja? Unoszę dłoń, na której błyszczy krążek z białego złota i zainteresowaniem się mu przyglądam, nigdy jej nie zdjąłem, nie potrafiłem tego zrobić. Tęsknię za nią, a wyrzuty sumienia mnie powoli pokonują, ukojenie do tej pory dawała mi wóda i prochy, tylko po tym mogłem spać, a kac następnego dnia pozwalał mi nie myśleć wciąż o jednym.

Sięgam z kieszeni portfel i wyciągam woreczek z białym proszkiem, dawno nie brałem i sam nie wiem, czy chcę to zrobić. Odstawiam laptopa i wysypuję towar na szklany stolik, w pełnym skupieniu układam idealnie równą ścieżkę i zagryzam wargę na samą myśl jaką ulgę mi to przyniesie. Pochylam się nad blatem i zaciskam dziurkę nosa, kątem oka widzę Milę patrzącą na mnie ze zdjęcia, wiem, że gdyby tu była, to nie pozwoliłaby mi tego zrobić, a ja bym ją za to solidnie ukarał. Na samo wspomnienie jej zapłakanych oczu zaciskam zęby i jednym ruchem zgarniam proszek ze stolika.