Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jean de La Fontaine, jeden z czołowych przedstawicieli klasycyzmu francuskiego, wsławił się głównie autorstwem bajek. 46 spośród nich przytaczamy w niniejszym tomiku. Słynne „Bajki” la Fontaina.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 52
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
RedaktorAleksandra Liszka
© Jean de La Fontaine, 2021
Jean de La Fontaine, jeden z czołowych przedstawicieli klasycyzmu francuskiego, wsławił się głównie autorstwem bajek. 46 spośród nich przytaczamy w niniejszym tomiku. Słynne „Bajki” la Fontaina.
ISBN 978-83-8245-905-0
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Onego czasu gdy Zefir ciepławy,
Szrony pozmiatał, i odmładzał trawy,
Gdy poczynało strawy brakować w stodole,
Poszły bydlęta żywić się na pole.
Pewny Wilk także wtedy spacerem chodził,
Który się całą zimę rozmyślaniem bawił,
Wielki post wiernie odprawił,
Przez co się wielce wygłodził.
Po zejściu więc skorupy bieżąc koło błonia,
Ujrzał na świeżą trawę puszczonego konia.
Co za radość! lecz chudziak bojąc się nie sprostać:
Szczęśliwy, (rzecze) ktoby ciebie schrupał.
Ej! czemuż ty nie baran, byłbym cię już łupał,
A tak muszę frantować[1], ażeby cię dostać …
Frantujmyż. — Bierze zatem ułożoną minę,
Stąpa z partesów[2] na ksztalt spasłego prałata,
Powiada się być uczniem Hipokrata[3],
Ziółek szukanie, kładzie za drogi przyczynę,
Których zna moc i własności,
I chce oddać usługę jego końskiej mości,
Gdyż paść się tak nie będąc wiązanym na linie,
Znaczy słabość w medycynie.
Lekarstwo tedy gratis oświadcza mu w duszy.
Pan ogierowicz, nie w ciemię go bito[4],
Mam (rzecze) uczciwszy uszy,
Sprośny wrzód, który mi się zakradł pod kopyto.
Nie troszcz się moje dziecię; Jespan[5] medyk powi
Z skutecznych leków wzrosła moja sława,
Każemy się natychmiast ustąpić wrzodowi,
I cyrulictwo[6] bowiem jest moja zabawa.
Tymczasem z tyłu zachodzi,
Rzkomo nogę ogląda, a do brzucha godzi.
Zwąchnął koś, i niechcąc tego czekać losu,
Podnosząc nogę ochotnie,
Z całej siły tak go grzmotnie,
Iż w paszczy narobił bigosu.
Aj, aj, zawył Wilk, jakżem głupszy jest od Osła,
Chciałem się bawić zielnikiem,
Będąc z natury rzeźnikiem.
Niechby każdy pilnował swojego rzemiosła.
[1]Frantować- postępować chytrze.
[2]Stąpać z partesu- chodzić uroczyście.
[3]Hipokrates- znany lekarz starożytny.
[4]Być nie w ciemię bitym- być niegłupim.
[5]Jespan- skrót od „jegomość pan”, czyli „pan” w dzisiejszym rozumieniu.
[6]Cyrulictwo- zawód lekarza. Cyrulik był często również fryzjerem.
Z tłustym Wilk chudy Brytanem
Raz się spotyka, pachoł z Mości Panem.
Z czego ty, rzecze, na tym świecie żyjesz?
Jakim pokarmem tak walnie[1] utyjesz?
Ja, który więcej mam nad ciebie mocy,
W dzień co uchwycę, i ukradnę w nocy:
A oto, biegnąc od chrostu[2] do chrostu,
Srogi głód znoszę. — Pies tu nie po prostu:
Otyłość moja niech proszę, Waszmości
Tej nie sprawuje zazdrości.
Możesz i Waspan przyjść do tego stanu,
Bylebyś równie umiał służyć panu.
— A to jak, rzecze? — Oto żebyś wiernym
Był w nocy stróżem, a w dzień odźwiernym
Złodziejów straszył, i z obcych nikomu
Nie dawał wstępu do pańskiego domu.
— A jam, Wilk rzecze, gotowy na to!
Teraz znoszę śniegi, deszcze:
A cóż ostry żywot jeszcze
W lasach i zimę i lato?
Toć leżeć i ja trafię pod dachem,
I czasem kogo zgromić postrachem:
— To proszę z sobą! W zgodzie i weselu
Żyć sobie będziem. — Gdy więc idą razem;
Wilk u Psa szyję, przetartą żelazem,
Postrzeże: A to skąd ci, przyjacielu?
— Nic to, odpowie: to najmniej nie boli:
Cechać to tego, w którym żyję, stanu,
Przez co mojemu wierniej służę panu.
— Zmieszany zwierz atoli:
Jakaż to, proszę, treść tego stanu?
— Oto, żem żwawy, na dzień u łańcucha
W budzie przy wrotach spoczywać mi każą;
Bym za to, kiedy nastąpi noc głucha,
Biegał, i czujną był strażą!
Używam wtedy! przynoszą mi chleba:
Ze swego stołu pan mi rzuca kości,
Podaje sztuki czeladź jegomości…
Czegóż mi więcej potrzeba?
Tak ja nie jednym uraczony kęsem,
Syt sobie bywam polewką i mięsem;
A to bez pracy: tylko do półmiska
Nadstawię pyska.
— Dobrze! powiedzże mi teraz?
A wolnoż tobie tę służbę porzucić?
Co tego, to nie: chciałem ci ja nie raz
I uciec: ale kazano się wrócić.
— Oho! Inaczej ja mniemam:
Ciesz się, Brytanie, z takiej swojej doli.
Królem być nie chcę, jeżeli być nie mam
Panem mej woli.
[1]Walnie- tu: bardzo.
[2]Chrost- chrust.
Bywa często zwiedzionym
Kto lubi być chwalonym.
Kruk miał w pysku ser ogromny:
Lis niby skromny
Przyszedł do niego i rzeki: — Miły bracie,
Nie mogę się nacieszyć, kiedy patrzę na cię.
Cóż to za oczy?
Ich blask aż mroczy!
Czyż można dostać
Takową postać?
A pióra jakie?
Sklniące, jednakie.
A jeżli nie jestem w błędzie,
Pewnie i glos śliczny będzie.
— Więc Kruk w kantaty; — skoro pysk rozdziawił:
Ser wypadł, Lis go porwał, i Kruka zostawił.
Myszka Lizetka, po dworskim bycie,
Chciała obaczyć, jakie na wsi życie.
Wyszła zaz w pole i do swej siostrzanki
Wstąpi na chwilę, do myszki Gryzanki.
A zdrowaś? Zdrowam: cóż więcej:
Skoczy gosposia czym prędzej:
Cokolwiek mogła znaleźć z leguminy,
Dobędzie z tajnego lochu Pszeniczki,
owsa i grochu i nadgryzionej skibkę słoniny.
Bo uważając, że ledwie co z letka
Przytknie do wargi panna Lizetka;
Chciała przynajmniej z potraw różności,
Przypodobać się Jejmości.
Tu dworka, stan swój szacując drogo,
Tonem litości wyższego świata:
Żal mi cię, rzecze, moja niebogo
Żeś tu zamknęła swe lata.
Mogąc mieć dolę przyjemną,
Na cóż się w tej dzikiej grocie
Głuchej poświęcać samolocie?
Porzuć te nudy: pójdź ze mną.
Co to żyć, obaczysz przecie!
Ślepy los jakiś na świecie;
A koniec końców: dół w ziemi.
Na cóż troski, posty, znoje?
Nie łudź się mary przyszłymi.
Co dziś użyjesz, to twoje.
— Ujął Gryzankę morał tak letki:
Z czyich ust jeszcze? mownej Lizetki.
Rzuca wieś: idą. Mimo kotów czaty,
Wkradły się chyłkiem obie w dom bogaty.
Zadziwi kmiotkę[1] blask srebra i złota,
Co ani znała wiejska jej prostota.
Cóż gdy zwietrzyła pasztety,
Cukry i ciasta, i wety? …
Lizetka w takim ją stanie
Na Perskim sadząc dywanie:
A znacie wy to wieśniaczki?
Używaj teraz!
Tu same przysmaczki
Przynosi do niej; a jak niesie moda,
Sama wprzód liźnie, toż gościowi poda.
Gryzanka moja wśród hojnej rozkoszy
Na miękkich siedzi jedwabiach paradnie.
Wtem kosz na ziemię upadnie.
Łoskot z dywanu biesiadnice spłoszy:
Poczęły zmykać: a gdy tuż z za ściany
Zaszczekną jeszcze ogromne brytany;
Z srogiego popłochu ledwie
Do szpary trafią obiedwie[2]: Niestety!
krzycząc, niestety! Ucichło: tu dworka nasza
Na resztę uczty zaprasza;
Jeszcze, mówiła, są wety. Ale wieśniaczka,
rzucając drużynę: „O, bywaj zdrowa
i z tym pysznym gmachem!
Wolę w pokoju groch mój i słoninę,
Niż twoje wety ze strachem!”
[1]Kmiotka- od: kmiotek, czyli zamożny gospodarz.
[2]Obiedwie- obydwie.
Żwawy napastnik obrotnego łgarza
Wilk niegdyś Lisa o kradzież pomówił.
Łebskiego[1], rzecze, mam z ciebie szafarza[2]:
Całą zwierzynę, com tylko nałowił,
Ty mi wywlokłeś: złodzieju!
znam ja cię, Mój bracie!
Wiesz ty czem to u nas pachnie?
— Zgrzytnie pan szary, i ogonem machnie.
Lis jemu na to: W tej kniei[3], o Wilku!
Nie byłem rzecze, już od niedziel kilku:
Nie byłem jak jestem żywy, Jakem poczciwy!
— Poczciwyś! Tak jest: widziałemci nie raz,
Jakeś kradł na poczciwość; ukradłeś i teraz.
— Na tę ich sprzeczkę Małpa przechodzi.
Niechże nas ona pogodzi, Lis rzecze:
niech nam pozwoli ucha.
— Stało się: Małpa usiądzie i słucha.
Wilk tedy naprzód induktę wywodzi:
Wiadomo całemu światu,
Jakiego Lis jest warsztatu.
Jak się układa, jak liże,
Jak chytrze oczyma strzyże:
Jak łże, a gdzie jeno wpadnie,
Kradnie.
Co tylko miałem zwierzyny,
Zginęła: któż złodziej iny?
On tu przebywał w lesic:
On ukradł, on niech odniesie.
— Za czem Lis rudym zwijając ogonem,
Replikę[4] dawać jął cygańskim tonem:
Potwarz[5]i żywa napaść!
Niech promień słońca nie świeci
Na mnie i na moje dzieci!
Gotówem wskroś ziemi zapaść;
Jeźli wiem, jeźli w tym lesie,
Od trzech tygodni bez mała,
Noga ma czasem postała.
Skóry mej łotrowi chce się
Chce być nade mną podobnie tyranem,
Jak więc nad owym niewinnym Baranem.
Gdy swą skończyli wymowę;
Małpa im zdanie takowe
Dała: — Ty, Wilku! zda mi się,
Wpierasz i szukasz napaści:
A ty, jak widzę, łżesz, Lisie!
Złodziej jest z Waści.
[1]Łebski- mądry.
[2]Szafarz- zarządca.
[3]Knieja- las,
[4] Replika- odpowiedź.
[5]Potwarz- oszczerstwa.
Racja mocniejszego zawsze lepszą bywa,
Zaraz wam tego dowiodę:
Gdzie bieży krynica żywa,
Poszło jagniątko chlipać sobie wodę.
Wilk lam na czczo nadszedłszy, szukając napaści
Rzeki do baraniego syna: A któż to ośmielił waści,
Że się tak ważysz mącić mój napitek?
Nie ujdzie ci bezkarnie tak bezecna wina.
— Baranek odpowiada,
drżąc z bojaźni wszytek:
Ach Panie dobrodzieju!
racz sądzić w tej sprawie Łaskawie.
Obacz, że niżej ciebie, niżej stojąc zdroju,
Nie mogę mącić Pańskiego napoju.
— Co, jeszcze mi zadajesz kłamstwo
w żywe oczy? Poczkajno[1] języku smoczy.
Przed rokiem zelżyłeś mnie paskudnymi słowy.
— Ja zaś? jeszczem i na to poprzysiąc gotowy
Że mnie zeszłego roku niebyło na święcie.
— Czy ty, czy twój brat, czy który twój krewny,
Dość że tego jestem pewny,
Że wy mi sławę szarpiecie,
Wy, pasterze i z waszą archandryą[2] całą,
Szczekacie na mnie gdzie tylko możecie:
Muszę tędy wziąść zemstę okazałą.
— Po tej skończonej perorze[3],
Capes jak swego, i zębami porze.