Martwy punkt. Sprawa zabójstwa Iwony Cygan - Mateusz Baczyński - ebook + książka

Martwy punkt. Sprawa zabójstwa Iwony Cygan ebook

Baczyński Mateusz

4,2
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

SPEKTAKULARNE SLEDZTWO CZY KŁAMSTWO, W KTÓRE UWIERZYŁA CAŁA POLSKA?

W sierpniu 1998 roku w bestialski sposób zamordowano 17-letnią Iwonę Cygan z małopolskiego Szczucina. Ciało brutalnie pobitej i uduszonej drutem nastolatki znaleziono w odludnym miejscu nad Wisłą. Dopiero 20 lat po tych wydarzeniach policyjne Archiwum X ogłosiło, że sprawców zabójstwa udało się zatrzymać.

Przez ten czas miała panować wokół tej zbrodni zmowa milczenia, a wszyscy, którzy chcieli ją przerwać, ginęli w tajemniczych okolicznościach. Czy taka jest jednak prawda? Mateusz Baczyński jako pierwszy dziennikarz dotarł do pełnych akt tej sprawy. Z jego śledztwa wyłania się wstrząsający obraz pracy organów ścigania, które całkowicie ignorowały dowody podważające ich teorie, manipulowały opinią publiczną i w konsekwencji nakręcały spiralę nienawiści wobec podejrzanych. W tej sprawie powstało już wiele materiałów prasowych i telewizyjnych, które powielały te same informacje. Co, jeśli nie były one prawdziwe? Czy Archiwum X faktycznie zatrzymało zabójców Iwony Cygan? Co tak naprawdę wydarzyło się w tamtą sierpniową, burzową noc?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 195

Oceny
4,2 (32 oceny)
15
9
7
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Alorak

Dobrze spędzony czas

dobra robota
00
Kwapui

Nie oderwiesz się od lektury

+
00
jukodo

Nie polecam

Sprawa Iwony Cygan jest bardzo medialna i nikogo o tym przekonywać nie trzeba. Po przeczytaniu tej książki mam wrażenie, że Autor nie zachował obiektywizmu i dziennikarskiej rzetelności. Przedstawia głównie punkt widzenia oskarżonych. Przwywołuje zeznania, które wedle postanowień Sądu w Rzeszowie, nie powinny zostać publikowane. W sprawie Iwony Cygan prawda jest jedna - dziewczyna została brutalnie zamordowana. Autor książki zdaje się o tym zapominać...
00
Felunia1981

Całkiem niezła

Ciekawa.
00
Kasia105

Całkiem niezła

Inaczej niż w innych reportażach opisana sprawa Iwony Cygan. Ciekawe.
01

Popularność




Prolog

To nie była zwy­kła noc. Pew­nie dla­tego tak wiele osób, mimo upły­wa­ją­cego czasu, będzie sta­rało się odtwa­rzać jej szcze­góły.

Józef K. opo­wie o nie­bie­skich bły­ska­wi­cach roz­pły­wa­ją­cych się po chmu­rach i wycie­racz­kach samo­chodu, które nie nadą­żały ze zbie­ra­niem wody. Sta­ni­sław D. wspo­mni, że wyła­do­wa­nia atmos­fe­ryczne były tak inten­sywne, że uru­cho­miły alarm w jego aucie. Paweł B. zapa­mięta porywy wia­tru, które tar­gały jego namio­tem. Będzie powta­rzał, że przez sza­le­jącą burzę nie mógł sły­szeć krzy­ków mor­do­wa­nej dziew­czyny.

13 sierp­nia 1998 roku w mało­pol­skim Szczu­ci­nie było wyjąt­kowo upal­nie. Życie czte­ro­ty­sięcz­nego mia­steczka toczyło się powoli. Jak co wie­czór miesz­kańcy feto­wali koniec dnia łykiem zim­nego piwa w miej­sco­wych barach. Dopiero po godzi­nie 22.00 zerwał się wiatr. Nad mia­stecz­kiem zebrały się czarne chmury. Bły­skało się, kro­ple desz­czu coraz szyb­ciej ude­rzały o zie­mię. Szczu­ci­nia­nie w pośpie­chu roz­cho­dzili się do domów. Wkrótce roz­pę­tała się burza, jakiej dawno nikt tu nie widział.

Kilka kilo­me­trów dalej, w Rata­jach Słup­skich, Monika G. chro­niła się przed nawał­nicą w swoim domu. Ten wie­czór spę­dzała z rodzi­cami i mężem. Była wów­czas w zaawan­so­wa­nej ciąży. Co jakiś czas spo­glą­dała w okno, obser­wu­jąc bły­ska­wice, które roz­świe­tlały przy­kryte chmu­rami niebo.

W pew­nym momen­cie usły­szała gło­śne puka­nie. Było już po 23.00, nie spo­dzie­wała się gości. Kiedy zanie­po­ko­jona otwo­rzyła drzwi, w progu sta­nął nie­zna­jomy męż­czy­zna. Na oko miał sześć­dzie­siąt lat, znisz­czoną twarz, długi płaszcz i kape­lusz na gło­wie. Był cały prze­mo­czony.

Z zeznań Moniki G.:

„Zacho­wy­wał się bar­dzo ner­wowo, był wystra­szony, cho­dził po pokoju w tę i z powro­tem, nie mógł sobie zna­leźć miej­sca. W pomiesz­cze­niu byli rów­nież mój mąż i rodzi­cie. Zosta­łam wysłana przez mamę po szklankę wody. Kiedy wró­ci­łam, poda­łam ją męż­czyź­nie. Wtedy zaczął mówić”.

– Zamor­do­wano Cyga­niątko – wydu­sił z sie­bie.

Potem cha­otycz­nie tłu­ma­czył, że idzie od Łęki Szczu­ciń­skiej, że widział ją zwią­zaną dru­tem i że jutro wszy­scy się prze­ko­nają.

Po chwili wyszedł na zewnątrz i znik­nął w mroku. Nikt z domow­ni­ków nie zadzwo­nił na poli­cję. Byli zbyt prze­ra­żeni.

Część I.

Bestia

ZACIŚNIĘTA PĘTLA

14 sierp­nia 1998 roku

Sta­ni­sław D. z leżą­cej nie­opo­dal Szczu­cina Łęki Szczu­ciń­skiej zawsze wypasa swoje krowy na łące nie­da­leko wału wiśla­nego. Mieszka zale­d­wie trzy­sta metrów dalej. Tego dnia wypro­wa­dza je koło godziny 14.00. Idąc ścieżką mię­dzy cią­gną­cymi się wzdłuż wału dwoma rzę­dami malow­ni­czych wierzb, zauważa, że ktoś leży na tra­wie. Nudy­sta – myśli w pierw­szej chwili. Gdy pod­cho­dzi bli­żej, dociera do niego, jak bar­dzo się pomy­lił. Twarz tej osoby pokrywa rój much.

Sta­ni­sław wpada do domu i zdy­szany opo­wiada żonie, co zoba­czył. Nie mają tele­fonu, więc bie­gnie do sio­stry i stam­tąd dzwoni na komi­sa­riat w Szczu­ci­nie. Po chwili na miej­sce zjeż­dżają śled­czy. Jest pro­ku­ra­tor, tech­nicy kry­mi­na­li­styczni i poli­cjanci z psami tro­pią­cymi. Z daleka widać migo­czące świa­tła poli­cyj­nych wozów. Na wałach szybko gro­ma­dzą się oko­liczni miesz­kańcy.

Pierw­sze, co rzuca się w oczy poli­cyj­nemu tech­ni­kowi Józe­fowi K., kiedy dociera na miej­sce, to męż­czy­zna, który klę­czy obok zwłok i z całych sił wbija palce w zie­mię. Domy­śla się, że to ojciec zamor­do­wa­nej dziew­czyny. Nie jest w sta­nie wyobra­zić sobie jego bólu. Sam ma trójkę dzieci, a nasto­latka, która leży przed nim, jest w podob­nym wieku, co jego córka.

Mar­twa dziew­czyna ma zma­sa­kro­waną twarz. Ręce zwią­zane z tyłu nylo­no­wym sznur­kiem. Spodnie i majtki opusz­czone do kolan, na szyi ma zaci­śniętą pętlę z drutu.

Józef K. przez chwilę widzi przed oczami twarz wła­snej córki. Szybko odpy­cha od sie­bie tę myśl. Ma robotę do wyko­na­nia. Iry­tuje się, że wokół kręci się tyle osób i zadep­tuje miej­sce zbrodni. Sprawy nie uła­twia fakt, że w nocy prze­szła tu ogromna ulewa. Wiele śla­dów mogło ulec zatar­ciu.

Z zeznań Józefa K.:

„Wzią­łem z walizki śled­czej lupę, klęk­ną­łem i cho­dząc na czwo­ra­kach, spraw­dza­łem każdą pięść ziemi. Chwilę póź­niej doje­chał jesz­cze drugi tech­nik. Spraw­dzi­li­śmy dokład­nie teren wokół, a potem zaczę­li­śmy szu­kać śla­dów na zwło­kach”.

Elż­bieta B. ma tego dnia dyżur w pogo­to­wiu. Pra­cuje tam na pół etatu jako lekarz pomocy doraź­nej. To jej pierw­sza praca, stu­dia skoń­czyła rap­tem dwa lata wcze­śniej. Kiedy dociera karetką na miej­sce, czuje ukłu­cie w żołądku. Dotąd nie miała do czy­nie­nia z zabój­stwem.

Przy zwło­kach czeka na nią pro­ku­ra­tor Wło­dzi­mierz Kumo­row­ski.

– Powo­łuję panią na bie­głą do oglę­dzin tych zwłok – mówi bez­ce­re­mo­nial­nie.

– Ale ja nie mam żad­nego doświad­cze­nia w obduk­cji zwłok… – odpo­wiada zmie­szana.

– Miała pani medy­cynę sądową na stu­diach, więc może być pani bie­głą. A ja mam prawo panią powo­łać, więc powo­łuję – ucina pro­ku­ra­tor.

Szybko oka­zuje się, że to tylko for­mal­ność. Pro­ku­ra­tor zakłada ręka­wiczki, ogląda ciało dziew­czyny i na głos opi­suje obra­że­nia. Wszystko skru­pu­lat­nie zapi­suje jeden z poli­cjan­tów.

Z poli­cyj­nej notatki:

„Na gło­wie zwłok widoczne były obra­że­nia w postaci ran tłu­czo­nych, ponadto na szyi, klatce pier­sio­wej, udach oraz brzu­chu znaj­do­wały się inne obra­że­nia ciała w postaci otarć naskórka i pod­bie­gnięć krwa­wych oraz ran tłu­czo­nych”.

Pies tro­piący pró­buje nawą­chać, jak mówią fachowcy, ślady spraw­ców. Krąży wokół zwłok, ale nie podej­muje tropu, nie rusza się nawet z miej­sca.

– Zie­mia jest mokra, od chwili śmierci minęło pew­nie sporo godzin. Nic z tego nie będzie – mówi do pro­ku­ra­tora poli­cjant Andrzej S., prze­wod­nik psa.

Elż­bieta B. pod­pi­suje pro­to­kół z oglę­dzin zwłok i pod­bija pie­czątkę. Kiedy ma już nadzieję, że ten dzień dla niej się koń­czy, pod­cho­dzi do niej jeden z poli­cjan­tów. Prosi, żeby poje­chała do domu ofiary i poin­for­mo­wała matkę, że jej córka nie żyje.

– Dla­czego ja? – pyta zdzi­wiona.

– Jeśli matka źle się poczuje, to lekarka i karetka będą na miej­scu – sły­szy.

Nie wie, co zro­bić, ni­gdy nie była w takiej sytu­acji. W końcu się zga­dza. Po dro­dze pod­cho­dzi jesz­cze do ojca, który stoi oparty o drzewo. Pyta, czy nie potrze­buje pomocy. Ten spo­gląda na nią, ale wydaje się nie­obecny. Odpo­wiada krótko, że nie.

Elż­bieta B. wsiada do karetki i z resztą zespołu jedzie pod wska­zany przez poli­cjan­tów adres. Kiedy wcho­dzi do domu, ude­rza ją panu­jąca tam cisza. Matka Iwony stoi w kuchni oparta o piec.

– Niech pani powie, że to nie moje dziecko tam leży – mówi szep­tem Cze­sława Cygan.

Lekarka czuje, że ma sucho w gar­dle. Dziś już nie przy­po­mina sobie, jak dokład­nie to ujęła. Pamięta tylko, że matka zamor­do­wa­nej nasto­latki opa­dła na krze­sełko i zaczęła pła­kać.

Kiedy śled­czy koń­czą uzu­peł­niać doku­men­ta­cję, w Łęce Szczu­ciń­skiej już się ściem­nia. Do dal­szych badań mają tra­fić mię­dzy innymi ubra­nia ofiary, biżu­te­ria, „nitka koloru bisku­piego”, włosy i szara sub­stan­cja przy­po­mi­na­jąca gumę do żucia. Śled­czy zabez­pie­czają też roz­bitą butelkę po winie, pla­sti­kowy kani­ster i poła­maną szta­chetę. Dodat­kowo pobie­rają ślady zapa­chowe z kawał­ków drew­nia­nej szta­chety oraz ze sznurka, któ­rym zwią­zano dło­nie dziew­czyny.

Poli­cjanci odno­to­wują też, że w pobliżu miej­sca zbrodni znaj­do­wał się wygnie­ciony frag­ment trawy o wymia­rach dwa metry na pół­tora. Nie­opo­dal zna­leźli też dzi­kie wysy­pi­ska śmieci, w któ­rych leżały szta­chety, kawałki drutu i sznurki przy­po­mi­na­jące te, któ­rymi była skrę­po­wana ofiara.

Ostatni na miej­sce zbrodni przy­jeż­dża kara­wan. Zabiera ciało nasto­latki do Zakładu Medy­cyny Sądo­wej Col­le­gium Medi­cum Uni­wer­sy­tetu Jagiel­loń­skiego w Kra­ko­wie.

Następ­nego dnia wszyst­kie media w Pol­sce infor­mują o zabój­stwie mło­dej dziew­czyny. W komen­dzie w Dąbro­wie Tar­now­skiej powstaje spe­cjalny zespół śled­czych, który ma się zająć sprawą. Nadają jej kryp­to­nim ope­ra­cyjny „Bestia”.

PIERWSZY KROK: ODTWORZENIE ŻYCIORYSU OFIARY

Zna­le­ziona na wałach dziew­czyna to sie­dem­na­sto­let­nia Iwona Cygan. Uczyła się w trze­ciej kla­sie liceum w Dąbro­wie Tar­now­skiej, na co dzień miesz­kała jed­nak w Szczu­ci­nie. Miała dwie sio­stry: jede­na­sto­let­nią Mał­go­się, która cho­dziła do szkoły pod­sta­wo­wej w Szczu­ci­nie, i dwu­dzie­sto­let­nią Anetę, która stu­dio­wała w Wyż­szej Szkole Peda­go­gicz­nej w Kra­ko­wie. Rodzice, Mie­czy­sław i Cze­sława Cyga­no­wie, han­dlo­wali ubra­niami na targu w Szczu­ci­nie i ucho­dzili za ludzi sto­sun­kowo zamoż­nych. Sąsie­dzi mówili, że ich cór­kom niczego nie bra­ko­wało. Iwona dosta­wała od rodzi­ców kie­szon­kowe, a kiedy chciała odło­żyć jakąś więk­szą kwotę, pra­co­wała z nimi na targu. Poma­gała też w domu, sprzą­tała, goto­wała, lubiła piec cia­sta.

Była sym­pa­tyczną, komu­ni­ka­tywną dziew­czyną, choć nie­śmiałą w kon­tak­tach dam­sko-męskich i reli­gijną. Co nie­dzielę cho­dziła do kościoła, udzie­lała się w Oazie, w pierw­szej kla­sie liceum wybrała się nawet na piel­grzymkę do Odpo­ry­szowa, gdzie mie­ści się sank­tu­arium dla mło­dzieży. Po matu­rze chciała stu­dio­wać peda­go­gikę w Kra­ko­wie, a w przy­szło­ści zostać przed­szko­lanką.

Z zeznań kole­żanki, Anny P.:

„Iwona była spo­kojna, poukła­dana, pedan­tyczna, ostrożna, nie lubiła ryzyka. Ona lubiła porzą­dek, w sza­fie miała wszystko ide­al­nie poukła­dane. Kiedy coś ją dener­wo­wało, to potra­fiła powie­dzieć to otwar­cie. Nie bywała agre­sywna. Była doj­rzal­sza od nas”.

Z zeznań kole­żanki, Marty Sz.:

„Przy­po­mina mi się, że Iwona pisała wier­sze, nawet jeden mi prze­czy­tała, nie pamię­tam już, o czym był. […] Iwona była wraż­liwa i to była taka wraż­li­wość emo­cjo­nalna, lubiła poezję, mądre myśli. Dużo miała sen­ten­cji pisa­nych przez Jana Pawła II. Ude­rzyło mnie to, że na jej półce było wiele takich ksią­że­czek z afo­ry­zmami doty­czą­cymi prze­mi­ja­nia”.

Iwona nie była zamkniętą w sobie nasto­latką, która całe dnie spę­dzała w domu. Miała liczne grono zna­jo­mych, lubiła spo­ty­kać się w knaj­pach, popa­lała papie­rosy, cza­sami piła alko­hol. Jej kole­żanki i kole­dzy pod­kre­ślali, że była bar­dzo towa­rzy­ską i otwartą dziew­czyną, ale potra­fiła też sta­wiać gra­nice.

Wszy­scy byli zgodni, że ni­gdy nie miała kon­taktu z nar­ko­ty­kami.

Z zeznań kole­żanki, Oli M.:

„Iwona paliła pierw­sza, to zna­czy zaczęła palić wcze­śniej niż ja, i to od niej zapa­li­łam pierw­szego papie­rosa. Pale­nie ukry­wało się przed rodzi­cami. Co do picia to piły­śmy alko­hol, ale było to naj­czę­ściej jedno piwo, cza­sami kie­li­szek wódki. Iwo­nie szybko zaczy­nało się krę­cić w gło­wie, cza­sami wymio­to­wała, ale po alko­holu robiła się taka miła, sym­pa­tycz­niej­sza”.

Z zeznań Renaty G.:

„Cho­dzi­łam z nią po knaj­pach szczu­ciń­skich, naj­czę­ściej do »Zajazdu Leśnego« i »Tra­banta«. Zawsze to było za zaskór­niaki od rodzi­ców. W tych loka­lach to nie było tak, że Iwona pod­cho­dziła do kogoś i orga­ni­zo­wała sobie drinka. Jak byli­śmy więk­szą liczbą osób, to była butelka wódki na stole i za tę butelkę pła­ciła jedna osoba”.

Z zeznań Mie­czy­sława Cygana, ojca:

„Iwona była dziec­kiem weso­łym, ale mnie się nie zwie­rzała ze swo­ich oso­bi­stych prze­żyć. […] Ja swoim cór­kom mówi­łem, że nie będę ich trzy­mał zamknię­tych na kłódkę, gdyż rozu­mia­łem, że można, a nawet cza­sami trzeba gdzieś wyjść, do kawiarni czy na dan­cing. Mówi­łem jed­nak cór­kom, aby tak postę­po­wały, żeby ani mnie, ani mamie nie przy­no­siły wstydu. […] Iwona była osobą o deli­kat­nym uspo­so­bie­niu, czułą i wraż­liwą”.

Sie­dem­na­sto­latka uwiel­biała słu­chać moc­nej muzyki, zwłasz­cza Nirvany i Metal­liki. Fascy­no­wała ją sub­kul­tura pun­ków. Czę­ściej niż sukienki zakła­dała dłu­gie spodnie i swe­try. Tuż przed śmier­cią kupiła sobie czarne mar­tensy, z któ­rych była bar­dzo dumna.

Z zeznań Mag­da­leny B.:

„Ja i Patry­cja B. były­śmy wów­czas w takim okre­sie, kiedy zaczę­ły­śmy cho­dzić w gla­nach, zbli­ża­ły­śmy się w swo­ich poglą­dach, także w zacho­wa­niu, do ide­olo­gii pun­ków. Iwo­nie Cygan podo­bało się to, jak się ubie­ra­ły­śmy, i na tej płasz­czyź­nie doszło mię­dzy nami do zbli­że­nia. Ja byłam wów­czas z Toma­szem S. ze Szczu­cina, pseu­do­nim »Piękny«, który był pun­kiem. Iwona pro­siła mnie kie­dyś, żebym poje­chała z nią do Kra­kowa kupić glany – rze­czy­wi­ście, poje­cha­ły­śmy do Kra­kowa i kupi­ły­śmy czarne mar­tensy. To było jesz­cze w trak­cie roku szkol­nego”.

W Szczu­ci­nie Iwonę uwa­żano za bar­dzo atrak­cyjną dziew­czynę. Wielu chło­pa­ków, rówie­śni­ków i star­szych, zabie­gało o jej względy. Sama była jed­nak dość wyco­fana i, jak twier­dzą jej kole­żanki, uni­kała kon­tak­tów fizycz­nych.

Z zeznań Anny K.:

„Iwona była spo­kojną dziew­czyną, nie widzia­łam jej ni­gdy w towa­rzy­stwie chło­pa­ków. Sama też do nas mówiła, że nikogo nie ma i wypy­ty­wała, jak to jest sam na sam z chło­pa­kiem”.

Z zeznań Mag­da­leny B.:

„Roz­ma­wia­ły­śmy cza­sem i Iwona mówiła o tym, że jesz­cze z chło­pa­kiem nie spała. Ja nie przy­po­mi­nam sobie, by Iwona kie­dy­kol­wiek szła z jakim­kol­wiek chło­pa­kiem pod rękę lub trzy­ma­jąc się za ręce”.

Z zeznań Renaty G.:

„Kiedy miała chło­paka, to dener­wo­wało ją, że on chce jej dotknąć. Wku­rzało ją nawet to, że kiział, to zna­czy gła­dził, ją po rękach. Doszło wtedy chyba mię­dzy nimi do poca­łun­ków, nie pamię­tam, czy ona mi o tym mówiła, czy ja ich zauwa­ży­łam. Po roz­sta­niu z nim, z tego, co wiem, była sama aż do śmierci”.

Z zeznań Alek­san­dry M.:

„Iwona była ładna, a nawet bar­dziej zgrabna. Podo­bała się chło­pa­kom, kiedy szły­śmy we dwie, to na nią zwra­cano uwagę. Myślę, że miała tego świa­do­mość. W szkole pod­sta­wo­wej, w ósmej kla­sie, jesz­cze się tego wsty­dziła. Myślę, że w liceum powoli zaczęła zda­wać sobie z tego sprawę”.

Nie­któ­rzy zna­jomi Iwony wspo­mi­nają, że gdy miała gor­szy humor, to trudno było z nią roz­ma­wiać. Bywała uparta, zazdro­sna, źle zno­siła kry­tykę. Tłu­miła prze­ży­wane emo­cje, co wyni­kało z jej nie­śmia­ło­ści. Kiedy dosta­wała słab­sze oceny w szkole, to zda­rzało jej się pła­kać.

Z zeznań Anety M.:

„Nie była tą naj­mą­drzej­szą ani naj­waż­niej­szą w kla­sie, raczej trzy­mała się z boku, chciała być w cen­trum, ale nie zawsze jej się to uda­wało. […] Była zazdro­sna, zwłasz­cza w sto­sunku do osób, które się czymś wyróż­niały i były naprawdę dobre. Wiem po swoim przy­kła­dzie, bo w kla­sie byłam prze­wod­ni­czącą. To było też pra­gnie­nie Iwony, ale nie była w sta­nie tego osią­gnąć”.

Z zeznań Alek­san­dry M.:

„Myślę, że słowo kon­flik­towa nie oddaje dobrze Iwony. Bar­dziej: nie dała sobie w kaszę dmu­chać. Kiedy się prze­ko­ma­rza­ły­śmy, to umiała posta­wić na swoim. W sytu­acji kon­flik­to­wej mogła zapy­sko­wać, ode­zwać się dobit­nie, ale nie była agre­sywna”.

Naj­lep­szymi przy­ja­ciół­kami Iwony były Renata G. i Alek­san­dra M. W waka­cje 1998 roku spę­dzała dużo czasu zwłasz­cza z tą pierw­szą. Pra­wie codzien­nie bywały w miej­sco­wych loka­lach, głów­nie w „Zajeź­dzie Leśnym”, rza­dziej w barze „U Tra­banta”. Pla­no­wały razem poje­chać na Przy­sta­nek Wood­stock. Na prze­szko­dzie sta­nęła jed­nak mama Iwony, która nie wyra­ziła na to zgody. Nie pozwo­liła też, aby nasto­latki wyje­chały do pracy do Zako­pa­nego, gdzie miały sprze­da­wać lody. Iwona dosto­so­wała się do pole­ceń matki, choć mocno to prze­żyła.

Rodzice prze­ko­ny­wali, że ich córka była bar­dzo zdy­scy­pli­no­wana i nie spra­wiała pro­ble­mów wycho­waw­czych. Zawsze mówiła im, gdzie wycho­dzi i o któ­rej wróci.

Z zeznań ojca, Mie­czy­sława Cygana:

„Wtedy, kiedy Iwona nie wró­ciła do domu, obu­dzi­łem się w nocy. Było cicho, już po burzy, nie padał deszcz. Pod­sze­dłem do okna, ponie­waż usły­sza­łem głos Iwony. Mówiła: »Tatu­siu«. Jestem pewien, że to sły­sza­łem. Przez okno jed­nak nikogo nie widzia­łem. Dla­tego poło­ży­łem się spać. Nie spraw­dzi­łem, czy Iwona jest w domu.

Mama Iwony obu­dziła się rano i zaj­rzała do jej pokoju. Zoba­czyła koszulę nocną, leżała nie­na­ru­szona na łóżku.

DRUGI KROK: ODTWORZENIE OSTATNICH GODZIN ŻYCIA IWONY

13 sierp­nia 1998 roku

Godzina 11.00

Iwona jedzie z Anetą na zakupy do Dąbrowy Tar­now­skiej. W dro­dze na przy­sta­nek auto­bu­sowy mijają Mar­cina Ł. Sie­dem­na­sto­latka mówi star­szej sio­strze, że chło­pak od jakie­goś czasu jej się narzuca. Raz nawet cze­kał na nią przed domem i pro­po­no­wał spa­cer nad Wisłą. Sio­stry osta­tecz­nie spóź­niają się na auto­bus i łapią stopa. Po zaku­pach odwie­dzają jesz­cze cio­cię w Szczu­ci­nie i wra­cają do domu.

Godzina 15.00

Iwona idzie na rolki z Olą M. Każe jej zga­dy­wać, z kim ostat­nio się spo­tkała. Ola się nie domy­śla, więc Iwona zdra­dza, że cho­dzi o Grze­go­rza B. Chło­pak od dawna pró­bo­wał się z nią umó­wić. Według zeznań Oli roz­ma­wiali na ten temat i Iwona miała mu powie­dzieć, że nic z tego.

Godzina 15.30

Iwona wraca do domu. Mówi mamie, że ni­gdzie się już dziś nie wybiera. Pomaga sprzą­tać miesz­ka­nie, robi gofry.

Tu poja­wiają się pierw­sze sprzecz­no­ści w zezna­niach.

Popo­łu­dnie. Wer­sja pierw­sza

Syn wła­ści­ciela baru „U Macha” Dawid M. widzi, że do lokalu wcho­dzi Iwona i siada w zaciem­nio­nym miej­scu. Dawid jest zdzi­wiony, bo ni­gdy wcze­śniej jej tu nie widział. Do „Macha” w ogóle rzadko zaglą­dają młode dziew­czyny. Chwilę póź­niej do knajpy wcho­dzi nie­znany mu chło­pak. Jest ubrany w kurtkę szwedkę ze zna­kiem Nike, czarne dżinsy i gra­na­tową koszulę. Na oko ma dwa­dzie­ścia lat, krót­kie, czarne włosy, jest szczu­pły i wysoki. Pod­cho­dzi do baru, zama­wia colę i papie­rosy, dosiada się do Iwony. Widać, że na niego cze­kała.

Z zeznań Dawida M.:

„Po kilku minu­tach ten chło­pak dono­śnym gło­sem krzyk­nął na Iwonę. Ona zro­biła dziwną minę, ale roz­ma­wiali dalej. Gdzieś po 10 minu­tach dziew­czyna wstała i szyb­kim kro­kiem wyszła z baru. Chwilę póź­niej wyszedł za nią też ten chło­pak. Jestem pewien, że póź­niej już tego chło­paka ni­gdy nie spo­tka­łem. Ani w barze, ani w Szczu­ci­nie”.

Gabriela M., sio­stra Dawida, która rów­nież stała wtedy za barem, potwier­dza, że taka sytu­acja miała miej­sce. Nie znała Iwony, ale kiedy poli­cjanci poka­zali jej zdję­cie sie­dem­na­sto­latki, przy­znała, że cho­dzi o nią. Dodała też, że widziała ją wcze­śniej, jak jeź­dziła z kole­żanką na rol­kach.

Popo­łu­dnie. Wer­sja druga

Iwona zostaje w domu. Aneta nie przy­po­mina sobie, aby jej sio­stra gdzie­kol­wiek wtedy wycho­dziła i spo­ty­kała się z jakimś chło­pa­kiem.

Godzina 18.00–19.00

O tej porze Iwona jest w domu. Według rela­cji rodziny zadzwo­niła do niej Renata G. i nama­wiała ją na wyj­ście. Renata twier­dzi, że dzwo­niła do Iwony kilka godzin wcze­śniej i to Cyga­nówna namó­wiła ją na wie­czorne wyj­ście.

Godzina 19.30

Nasto­latki spo­ty­kają się na rynku w Szczu­ci­nie i ruszają w stronę „Zajazdu Leśnego”. Iwona kupuje jesz­cze po dro­dze gumę do żucia. W lokalu dziew­czyny zama­wiają dwa soki i sia­dają przy sto­liku. Po chwili dosia­dają się do nich Łukasz G., kuzyn Renaty, i jego kolega Tomasz B. Roz­ma­wiają mniej wię­cej godzinę. Potem Renata mówi, że musi wra­cać do domu, bo rano ma kurs prawa jazdy w Busku-Zdroju. Pozo­stali też wycho­dzą.

Godzina 21.00

Renata i Iwona roz­stają się z chło­pa­kami na rynku. Oni ruszają w stronę pobli­skich blo­ków, a dziew­czyny w kie­runku miesz­czą­cego się przy rynku kościoła, gdzie krzy­żują się ulice pro­wa­dzące do ich domów. Tam jesz­cze chwilę roz­ma­wiają.

Godz. 21.30

Każda z dziew­czyn rusza w swoją stronę – Iwona ulicą Rud­nic­kiego, a Renata ulicą Wol­no­ści.

Z zeznań Renaty G.:

„Kiedy ode­szłam od Iwony i prze­szłam już na drugą stronę ulicy, to ona zawo­łała na mnie i poka­zała na dwie osoby, które szły ulicą w kie­runku jej domu. One były parę kro­ków przed nią. Nie wiem, co to były za osoby, ale chyba para. Szły bar­dzo bli­sko sie­bie. Ja ten gest Iwony zro­zu­mia­łam tak, że ona jest z tego zado­wo­lona, bo miała zwy­czaj iść za kimś, wtedy czuła się bez­pieczna. To był ostatni moment, w któ­rym ją widzia­łam”.

Doj­ście z rynku do domu powinno zająć Iwo­nie około 10 minut. Co takiego wyda­rzyło się po dro­dze, że ni­gdy do niego nie dotarła? Jak to się stało, że zna­la­zła się na wałach wiśla­nych, odda­lo­nych dwa kilo­me­try od rynku?

TRZECI KROK: SEKCJA ZWŁOK

Dziew­czyna ma obra­że­nia pra­wie na całym ciele: siniaki, otar­cia naskórka i krwawe pod­bie­gnię­cia. Do tego ranę ciętą na gło­wie o dłu­go­ści pra­wie pię­ciu cen­ty­me­trów i dwu­krotne zła­maną żuchwę. Z opi­nii sądowo-lekar­skiej wynika, że ślady na ciele powstały od cio­sów zada­nych twar­dym narzę­dziem z dość znaczną siłą. Żadne z powyż­szych obra­żeń nie sta­no­wiło jed­nak bez­po­śred­niej przy­czyny śmierci. Mimo zaci­śnię­tej pętli z drutu na szyi funk­cja oddy­cha­nia nie została zaha­mo­wana, nato­miast ofiara mogła być przez długi czas nie­przy­tomna. W kon­se­kwen­cji zgon mógł nastą­pić w wyniku szoku lub wyzię­bie­nia ciała.

Osta­tecz­nie bie­gli uznają, że przy­czyną śmierci Iwony Cygan było gwał­towne udu­sze­nie przez zadzierz­gnię­cie dru­cianą pętlą oraz czę­ściowe zamknię­cie dróg odde­cho­wych krwią spły­wa­jącą z dozna­nych obra­żeń twa­rzy. Medycy nie są w sta­nie podać dokład­nego czasu zgonu.

W orga­ni­zmie Iwony leka­rze nie stwier­dzają obec­no­ści alko­holu, nar­ko­ty­ków czy leków. Nato­miast na odzieży nasto­latki i przed­mio­tach zabez­pie­czo­nych na miej­scu zbrodni bada­nia wyka­zują ślady DNA (inne niż Iwony) i odci­ski pal­ców, ale ich forma jest na tyle szcząt­kowa, że nie nadaje się do iden­ty­fi­ka­cji.

Obszar, w któ­rym zna­le­ziono ciało nasto­latki, jest rzadko uczęsz­czany. Można tam spo­tkać jed­nak spa­ce­ro­wi­czów i węd­ka­rzy. Nie­któ­rzy miesz­kańcy wypa­sają w oko­licy bydło. Tuż obok miej­sca ujaw­nie­nia zwłok znaj­duje się poła­mane ogro­dze­nie z drewna i drutu, słu­żące kie­dyś do zabez­pie­cze­nia pasą­cych się owiec. Naj­bliż­sze zabu­do­wa­nia usy­tu­owane są w odle­gło­ści kil­ku­set metrów od wałów.

Z opi­nii psy­cho­lo­gicz­nej pro­fi­lera Jana Gołę­biow­skiego:

„Miej­sce to zapew­nia intym­ność, w pobliżu nie ma źró­deł świa­tła, na przy­kład latarni ulicz­nych, jest wiele zaro­śli, wał sta­nowi zaporę przed wido­kiem od strony zabu­do­wań. Miej­sce zapew­nia warunki sprzy­ja­jące napa­ści […]. Zwłoki Iwony Cygan leżały czę­ściowo na potłu­czo­nym, zie­lo­nym szkle. Obok leżały też kawałki drewna. Szta­chety pocho­dzą z resz­tek znaj­du­ją­cego się obok płotu zro­bio­nego z drewna i drutu. […] Na szyi ofiary zaci­śnięty był drut. W oko­licy pra­wej łopatki przy­le­piona guma do żucia. Sta­ni­sław D., który zna­lazł ciało Iwony, zeznał, że sznu­rek, jakim miała zwią­zane ręce, jest typowy dla prasy do słomy.

Jest wysoce praw­do­po­dobne, iż wszyst­kie przed­mioty użyte w zabój­stwie Iwony Cygan, to zna­czy butelka, kawałki szta­chet i kijów, sznu­rek oraz drut, pocho­dziły z miej­sca, lub jego nie­wiel­kiej oko­licy, w któ­rym ujaw­niono zwłoki. Żaden z nich nie był spe­cy­ficzny, to zna­czy taki, któ­rym mogła dys­po­no­wać wąska lub cha­rak­te­ry­styczna grupa spo­łeczna czy zawo­dowa. Nawet sznu­rek, o ile nie pocho­dził z pobliża miej­sca ujaw­nie­nia zwłok, to był ogól­nie dostępny w tych oko­li­cach, zwłasz­cza w okre­sie żniw”.

Na pra­wym bio­drze Iwony poli­cjanci zna­leźli kosmyk wło­sów o dłu­go­ści kilku cen­ty­me­trów. Rów­nież pod zwło­kami zabez­pie­czyli dwa kosmyki wło­sów koloru brą­zo­wego. Bie­gli z Kate­dry Medy­cyny Sądo­wej Uni­wer­sy­tetu Jagiel­loń­skiego stwier­dzają, że włosy nale­żały do Iwony i mogły zostać celowo odcięte. Dla­czego? Zda­niem pro­fi­lera Jana Gołę­biow­skiego sprawca mógł je zebrać w for­mie „pamiątki” lub „tro­feum”. W opi­nii spo­rzą­dzo­nej dla śled­czych pod­kre­ślił, że jest to czę­ste zja­wi­sko w przy­padku prze­stęp­ców kie­ru­ją­cych się moty­wa­cją sek­su­alną, zwłasz­cza dzia­ła­ją­cych w spo­sób seryjny. Bio­rąc pod uwagę fakt, że w chwili odna­le­zie­nia zwłok nasto­latka miała spodnie i majtki opusz­czone do kolan, hipo­teza o prze­stęp­stwie na tle sek­su­al­nym wyda­wała się na pierw­szy rzut oka naj­bar­dziej praw­do­po­dobna. Miała jed­nak poważną wadę. Z sek­cji zwłok jasno wynika, że Iwona nie została zgwał­cona.

Z opi­nii psy­cho­lo­gicz­nej pro­fi­lera Jana Gołę­biow­skiego:

„Należy zwró­cić uwagę, iż obraz miej­sca zda­rze­nia i ciała denatki pozwala posta­wić hipo­tezę o tak zwa­nej insce­ni­za­cji, która mia­łaby suge­ro­wać sek­su­alny motyw zbrodni, gdy rze­czy­wi­sty jest inny – w tym przy­padku naj­praw­do­po­dob­niej emo­cjo­nalny (wyła­do­wa­nie nega­tyw­nych emo­cji żywio­nych w sto­sunku do ofiary). Insce­ni­za­cja może rów­nież mieć na celu wyra­że­nie tre­ści istot­nych dla sprawcy i oka­za­nie sto­sunku wobec ofiary (na przy­kład wyra­że­nie pogardy i depre­cja­cja lub oka­za­nie współ­czu­cia)”.

Z kolei pro­fi­ler Bog­dan Lach sta­wia hipo­tezę, że sprawca mógł być nie­sprawny sek­su­al­nie, a głów­nym moty­wem jego dzia­ła­nia było kumu­lo­wane od dawna poczu­cie urazy w sto­sunku do kobiet.

Z opi­nii Bog­dana Lacha na temat pro­filu psy­cho­lo­giczno-kry­mi­na­li­stycz­nego sprawcy:

„Sprawca nie pla­no­wał zabój­stwa. Głów­nym celem dzia­ła­nia było odre­ago­wa­nie nagro­ma­dzo­nych nega­tyw­nych emo­cji wyni­ka­ją­cych z prze­szłego tła zna­jo­mo­ści (subiek­tywne odczu­cia sprawcy) oraz uru­cho­mie­nie pie­lę­gno­wa­nych fan­ta­zji ero­tycz­nych”.

Co innego zaska­kuje jed­nak śled­czych naj­moc­niej. W trak­cie sek­cji stwier­dzono, że Iwona nie była dzie­wicą. Do ostat­niego sto­sunku doszło co naj­mniej kilka tygo­dni wcze­śniej. Ani rodzina, ani naj­bliż­sze przy­ja­ciółki dziew­czyny nic o tym nie wie­działy. Były prze­ko­nane, że Iwona ni­gdy nie upra­wiała seksu.

– Były­śmy wtedy nasto­lat­kami, więc to natu­ralne, że roz­ma­wia­ły­śmy o takich spra­wach – opo­wiada mi Renata G. – Mia­łam też wra­że­nie, że zwie­rza­ły­śmy się sobie ze wszyst­kiego i nie mia­ły­śmy przed sobą tajem­nic. Dla­tego ta infor­ma­cja mnie zszo­ko­wała i długo nie mogłam w to uwie­rzyć. Zwłasz­cza że Iwona była bar­dzo zacho­waw­cza w kon­tak­tach z chło­pa­kami. Oka­zało się jed­nak, że coś ukry­wała…

W roz­mo­wie z poli­cjan­tami Aneta K., sio­stra Iwony, zwraca uwagę, że zacho­wa­nie Iwony tuż przed śmier­cią wyda­wało jej się dziwne. Miała na myśli czę­ste wybu­chy zło­ści z bła­hych powo­dów oraz izo­lo­wa­nie się od pozo­sta­łych człon­ków rodziny. Nie wie­działa, czym to było spo­wo­do­wane. Nato­miast z zeznań nie­któ­rych kole­ża­nek wyni­kało, że nasto­latka pro­wa­dziła pamięt­nik. To tam śled­czy mogli szu­kać odpo­wie­dzi na nur­tu­jące ich pyta­nia. Nikt jed­nak nie potra­fił spre­cy­zo­wać, co się z nim stało. Spe­cja­li­sta Bog­dan Lach domy­śla się, jakie mógł mieć zna­cze­nie dla Iwony.

Z opi­nii Bog­dana Lacha:

„Swoje sekrety Iwona zapi­sała w pamięt­niku, który sta­no­wił formę powier­nika jej prze­żyć. […] zawie­rała w nim infor­ma­cje zwią­zane ze spę­dze­niem danego dnia, spo­tka­nymi oso­bami oraz mają­cymi miej­sce sytu­acjami […] Los tego pamięt­nika jest nie­znany”.

Po latach Aneta K. zezna, że prze­ka­zała pamięt­nik poli­cjan­tom i że on już ni­gdy do rodziny nie wró­cił. Moi roz­mówcy twier­dzą z kolei, że sio­stra Iwony miała na myśli jej kalen­darz (który został zabez­pie­czony przez poli­cję). Ni­gdy nie udało się potwier­dzić, czy pamięt­nik w ogóle ist­niał i co się w nim znaj­do­wało. Nato­miast w kalen­darzu Iwony nie zna­le­ziono żad­nych istot­nych infor­ma­cji, które oka­za­łyby się pomocne w śledz­twie.

CZWARTY KROK: WERYFIKACJA PODEJRZANYCH

Poli­cjanci usta­lają, że w noc zabój­stwa nie­da­leko miej­sca, w któ­rym zna­le­ziono Iwonę, biwa­ko­wały dwie rodziny z dziećmi. Ich namioty były roz­bite w zagaj­niku, nad samą Wisłą, jakieś 500 metrów od miej­sca zbrodni.

Z zeznań Hen­ryka B.:

„W nocy z czwartku na pią­tek ani ja, ani nikt z mojej rodziny i rodziny szwa­gra nie węd­ko­wał, ponie­waż sza­lała burza i wiał silny wiatr. Poło­ży­li­śmy się spać około godziny 23.00. Tej nocy nie sły­sza­łem niczego podej­rza­nego. W czwar­tek wie­czo­rem, zanim poło­ży­li­śmy się spać, nie widzia­łem w pobliżu naszego obo­zo­wi­ska ani w oko­licy wału żad­nych osób czy pojaz­dów”.

To samo zeznają pozo­stali człon­ko­wie biwa­ku­ją­cych wów­czas rodzin.

Z zeznań Pawła B.:

„14 sierp­nia około godziny 15.00–16.00 w oko­licy wału prze­ciw­po­wo­dzio­wego zauwa­ży­li­śmy duże zbie­go­wi­sko ludzi oraz radio­wozy poli­cyjne. Przy­szedł do nas poli­cjant, który poin­for­mo­wał nas o zna­le­zie­niu zamor­do­wa­nej dziew­czyny oraz roz­py­tał na oko­licz­ność prze­by­wa­nia nad Wisłą. […] Ja nie sły­sza­łem żad­nych podej­rza­nych odgło­sów w nocy z czwartku na pią­tek, było to zresztą nie­moż­liwe z uwagi na sza­le­jącą burzę. Nie widzia­łem też żad­nych krę­cą­cych się w oko­licy osób ani pojaz­dów”.

Śled­czy prze­świe­tlają wszyst­kie osoby mające kon­takt z Iwoną, przede wszyst­kim Renatę G., która ostat­nia widziała przy­ja­ciółkę żywą. Dziew­czyna jest prze­słu­chi­wana kil­ku­krot­nie i za każ­dym razem przed­sta­wia tę samą wer­sję wyda­rzeń.

Podejrz­liwa w sto­sunku do Renaty jest rodzina Iwony, zwłasz­cza Aneta, która uważa, że przy­ja­ciółka miała duży wpływ na jej sio­strę. Jej zda­niem Iwona była uza­leż­niona emo­cjo­nal­nie od Renaty. W podob­nym tonie wypo­wia­dają się rodzice ofiary. Są prze­ko­nani, że Renata musi coś wie­dzieć o oko­licz­no­ściach zabój­stwa ich córki.

Z zeznań sio­stry, Anety K.:

„Iwona, od kiedy poznała Renatę, a było to naj­praw­do­po­dob­niej latem 1997 roku, bar­dzo jej zaufała i uwa­żała ją za naj­lep­szą przy­ja­ciółkę. Ona miała na Iwonę bar­dzo duży wpływ, myślę, że nawet więk­szy niż nasi rodzice. Ze zda­niem Renaty Iwona zawsze się liczyła. Zanim zapy­tała o cokol­wiek rodzi­ców, naj­pierw kon­sul­to­wała to z Renatą, a roz­mowa z rodzi­cami była tylko po to, aby uświa­do­mić ich o dobrym wybo­rze”.

Z zeznań matki, Cze­sławy Cygan:

„Uwa­żam, że Renaty nie było przy zabój­stwie, ale ona wywa­biła z domu moją córkę. Pamię­tam, jak następ­nego dnia po zabój­stwie zacho­wy­wała się dziw­nie i wypo­wie­działa w mojej obec­no­ści takie słowa: »Z takiego cze­goś takie coś«. Nie powie­działa nic wię­cej”.

Z zeznań sio­stry, Anety K.:

„W czwar­tek rano (w dniu zabój­stwa) poje­cha­ły­śmy z Iwoną do Dąbrowy Tar­now­skiej. Jak tylko wyszły­śmy z domu, to sama z sie­bie zaczęła mi opo­wia­dać o Rena­cie. Powie­działa, że mama miała rację, Renata ją okła­muje, nie mówi, gdzie idzie i z kim”.

Jed­nak w roz­mo­wie ze śled­czymi Renata zapew­nia, że mię­dzy nią a Iwoną nie było żad­nych kon­flik­tów. Powta­rza, że niczego nie ukrywa i nie ma poję­cia, kto może stać za mor­der­stwem jej przy­ja­ciółki. Nie potrafi też odpo­wie­dzieć na pyta­nie, dla­czego Iwona wybrała się na wały.

Z zeznań Renaty G.:

„Wiem, że raz czy dwa Iwona była na wałach wiśla­nych. Na pewno wybrała się tam kie­dyś z chło­pa­kiem, bo mi o tym opo­wia­dała. Wydaje mi się, że to miej­sce, w któ­rym zna­le­ziono Iwonę, to było takie zadu­pie, tam się mło­dzież nie zbie­rała.

Potwier­dzam, że wypo­wie­dzia­łam słowa »z takiego cze­goś takie coś«, to było zaraz po tym, jak zostały odna­le­zione zwłoki. Cho­dziło mi o to, że nie były­śmy takimi grzecz­nymi nasto­lat­kami, cho­dzi­ły­śmy do barów, pali­ły­śmy papie­rosy, piły­śmy alko­hol, wra­ca­ły­śmy późno do domu, czyli że z takiego zacho­wa­nia wyni­kło takie coś, nic wię­cej”.

Pew­nego dnia poli­cjanci przy­jeż­dżają do liceum Renaty, wycią­gają ją w trak­cie lek­cji, a następ­nie prze­słu­chują kilka godzin.

W pew­nym momen­cie roz­kła­dają przed nią zdję­cia zamor­do­wa­nej Iwony i wycho­dzą z pokoju. Są pewni, że jeśli sie­dem­na­sto­latka coś ukrywa, to teraz w końcu się zła­mie. Renata pła­cze, ale zarzeka się, że mówi prawdę.

Z póź­niej­szych zeznań przed sądem Bogu­sława P., szefa wydziału kry­mi­nal­nego Dąbrowy Tar­now­skiej:

„Sto­so­wa­li­śmy różne metody – na dobrego i złego poli­cjanta – żeby po pro­stu utwier­dzić się w prze­ko­na­niu, czy Renata G. nie kła­mie. Wyje­cha­li­śmy z prze­ko­na­niem, że nic wię­cej nie wie”.

Śled­czy prze­świe­tlają rów­nież wszyst­kich ado­ra­to­rów Iwony.

Mar­cin Ł. (któ­rego w dniu mor­der­stwa Iwona wska­zała swo­jej sio­strze jako chło­paka, który jej się narzu­cał) przy­znaje, że on trzy tygo­dnie wcze­śniej wybrał się z Iwoną na spa­cer nad Wisłę i zapro­po­no­wał, żeby ze sobą cho­dzili. Nasto­latka jed­nak odmó­wiła, tłu­ma­cząc mu, że jest ktoś inny, kto jej się podoba. Zwró­ciła rów­nież uwagę, że chło­pak jest sześć lat od niej star­szy i obraca się w innym towa­rzy­stwie. Mar­cin twier­dzi, że przy­jął to ze zro­zu­mie­niem.

Z zeznań Mar­cina Ł.:

„Odpro­wa­dzi­łem ją na krzy­żówkę drogi do osie­dla, gdzie trasa jest oświe­tlona i tam się roze­szli­śmy. Roz­sta­li­śmy się jak kolega z kole­żanką. Po tym spo­tka­niu ja już nie mia­łem śmia­ło­ści roz­ma­wiać z Iwoną, a ona sama nie chciała roz­ma­wiać ze mną”.

Mar­cin Ł. opo­wiada, że w dniu mor­der­stwa minął się z Iwoną, Renatą i chło­pa­kami, któ­rzy im towa­rzy­szyli na rynku. Po dro­dze spo­tkał kolegę, Jacka Ł., z któ­rym naj­pierw udali się do baru „U Tra­banta”, a następ­nie do lokalu „U Fur­gała”. Potem sie­dzieli jesz­cze chwilę na ławce w rynku, a kiedy zaczęło padać, wró­cili do domu.

Kolejną osobą prze­świe­tlaną przez poli­cjan­tów jest Grze­gorz B. miesz­ka­jący w odda­lo­nej o kilka kilo­me­trów od Szczu­cina wsi Dąbro­wice. To o nim w dniu zabój­stwa Iwona opo­wia­dała Oli M. w trak­cie wspól­nej jazdy na rol­kach. Twier­dziła, że spo­tkała się z nim dzień wcze­śniej o godzi­nie 20.00 w „Zajeź­dzie Leśnym”.

Grze­gorz B. sta­now­czo temu zaprze­cza. Opo­wiada poli­cjan­tom, że poznał Iwonę w „Zajeź­dzie Leśnym” lub „U Tra­banta”, spo­ty­kał ją też cza­sami na placu tar­go­wym w Szczu­ci­nie, ale ni­gdy nie pro­po­no­wał jej „cho­dze­nia”. Przy­znał, że na prze­ło­mie lipca i sierp­nia zapro­sił Renatę i Iwonę na ogni­sko, ale osta­tecz­nie do niego nie doszło. Dwu­krot­nie odwo­ził też Iwonę autem do domu, ale zawsze była z nimi Renata.

Z zeznań Grze­go­rza B.:

„Nie jest prawdą, bym uma­wiał się z Iwoną na spo­tka­nie wie­czo­rem. W środę nie było mnie już w Szczu­ci­nie. Około godziny 22.00 posze­dłem spać. Zeznaję, że ni­gdy nie byłem na osob­no­ści z Iwoną Cygan. Zawsze kiedy się widzie­li­śmy, była ona w obec­no­ści Renaty G. Nie jest prawdą, bym spo­ty­kał się z Iwoną nad Wisłą”.

Według Oli M. na spo­tka­nie z Grze­go­rzem B. miał umó­wić Iwonę Janusz S., kolega z kursu prawa jazdy. Ten jed­nak zeznaje, że nie zna chło­paka i ni­gdy nie uma­wiał z nikim Iwony. Kto w takim razie nie mówi prawdy? Nie udaje się tego roz­strzy­gnąć.

Do tej sytu­acji odniósł się w swo­jej opi­nii pro­fi­ler Jan Gołę­biow­ski:

„Odno­śnie do spo­tka­nia Iwony Cygan z Grze­go­rzem B. 12 sierp­nia 1998 roku w porach popo­łu­dniowo-wie­czor­nych ist­nieją sprzecz­no­ści w zezna­niach świad­ków. […] Jedna z wer­sji tłu­ma­czą­cych wska­zane sprzecz­no­ści powinna zało­żyć, iż Iwona Cygan celowo wpro­wa­dziła Alek­san­drę M. w błąd. Jed­nym z powo­dów mogła być chęć ukry­cia praw­dzi­wej toż­sa­mo­ści osoby, z którą spo­tkała się tego popo­łu­dnia”.

W kręgu zain­te­re­so­wań poli­cji znaj­duje się też Prze­my­sław K. – chło­pak, który spo­ty­kał się z Iwoną rok przed zabój­stwem. W trak­cie prze­słu­cha­nia potwier­dza, że tak było, ale jed­no­cze­śnie zazna­cza, że „cho­dzili” ze sobą zale­d­wie dwa tygo­dnie. Nato­miast w noc zabój­stwa sie­dział w domu i oglą­dał tele­wi­zję.

Z zeznań Prze­my­sława K.:

„Nie doszło mię­dzy nami do jakie­go­kol­wiek zbli­że­nia, a nawet po tygo­dniu spo­tkań Iwona powie­działa mi, że nie umie się cało­wać. Ja byłem star­szy od niej i jakoś ina­czej postrze­ga­łem wszystko, tro­chę uwa­ża­łem ją za taką mało­latę i gdy jecha­łem na dys­ko­tekę, to nawet nie zabie­ra­łem jej ze sobą. Roz­sta­li­śmy się bez jakich­kol­wiek ura­zów do sie­bie”.

Z kolei Tomasz B. i Łukasz G., czyli chłopcy, któ­rzy towa­rzy­szyli w „Zajeź­dzie Leśnym” Iwo­nie i Rena­cie, twier­dzą, że po roz­sta­niu na rynku ruszyli w stronę pobli­skich blo­ków, gdzie mieli spo­tkać się z jed­nym z kole­gów. Nie zastali go, więc wró­cili na rynek. Tam spo­tkali kolej­nych przy­ja­ciół, z któ­rymi prze­sie­dzieli około godziny na przy­stanku PKS. Potem wszy­scy roze­szli się do domów. Nie zauwa­żyli niczego podej­rza­nego.

GWAŁT

Śled­czy usta­lają, że w 1997 roku doszło w oko­licy do bar­dzo podob­nego aktu prze­mocy. Nasto­latka pocho­dząca ze Ślą­ska przy­je­chała na waka­cje do rodziny w Szczu­ci­nie. Pew­nego dnia wybrała się na wały wiślane w towa­rzy­stwie przy­pad­kowo pozna­nego męż­czy­zny. Tam została przez niego zaata­ko­wana. Napast­nik zwią­zał jej ręce, a potem zgwał­cił. Krzyki dziew­czyny usły­szeli prze­cho­dzący nie­opo­dal ludzie. To spło­szyło męż­czy­znę, który szybko uciekł.

Z notatki urzę­do­wej spo­rzą­dzo­nej 17 sierp­nia 1998 roku:

„W rejo­nie doko­na­nia tego czynu zna­le­ziono rower wła­sno­ści Józefa Sz. z Dąbro­wicy. Sprawa ta została zgło­szona do KP Szczu­cin przez nie­let­nią, ale z uwagi na nie­zło­że­nie wnio­sku o ści­ga­nie sprawcy przez matkę nie­let­niej sprawa została umo­rzona”.

Poli­cjanci prze­słu­chują Józefa Sz. Męż­czy­zna zapew­nia, że poza plot­kami nie ma żad­nej kon­kret­nej wie­dzy na temat zabój­stwa Iwony Cygan. Twier­dzi, że znał ją tylko z widze­nia.

Z zeznań Józefa Sz.:

„Oso­bi­ście ni­gdy nie pozna­łem Iwony Cygan i ni­gdy z nią nie roz­ma­wia­łem. Nato­miast widy­wa­łem ją w barze »U Tra­banta« w towa­rzy­stwie mło­dych osób – dziew­czyn i chło­pa­ków z terenu Szczu­cina. Nie wiem, czy Iwona Cygan miała chło­paka, nie wiem też, kto mógł być nią zain­te­re­so­wany. Nie posia­dam żad­nych infor­ma­cji mogą­cych mieć zwią­zek z tym zabój­stwem. Z uwagi na upływ czasu nie pamię­tam już, co robi­łem 13 sierp­nia. Wie­czory zwy­kle spę­dzam w swoim domu”.

Poli­cjanci prze­szu­kują 9 wrze­śnia 1998 roku dom Józefa Sz. Nie tra­fiają tam na nic, co mogłoby go powią­zać z mor­der­stwem Iwony Cygan. Funk­cjo­na­riu­sze zabez­pie­czają tylko drew­nianą pałkę. Nie znaj­dują jed­nak na niej śla­dów krwi. Męż­czy­zna wyja­śnia, że pałka służy mu jedy­nie do samo­obrony, ale do tej pory nie miał oka­zji jej wyko­rzy­stać.

Z zeznań Józefa Sz.:

„Pałkę tę wyko­na­łem oso­bi­ście. Wycho­dzi­łem z nią na podwórko w nocy, gdy szcze­kały psy. Ni­gdy nikogo nie pobi­łem przy uży­ciu tej pałki i nie mia­łem zamiaru użyć jej do popeł­nie­nia prze­stęp­stwa”.

SEKTA

Śled­czy spraw­dzają różne wątki, które pod­su­wają im kolejne prze­słu­chi­wane osoby. Jeden z nich doty­czy rze­ko­mej fascy­na­cji Iwony sek­tami sata­ni­stycz­nymi. Poja­wia się nawet hipo­teza, że mor­der­stwo sie­dem­na­sto­latki mogło mieć cha­rak­ter rytu­alny. Wspo­mina o tym w swo­ich zezna­niach mię­dzy innymi Józef Sz. (ten od pałki).

Z zeznań Józefa Sz.:

„Jest mi wia­domo, że wśród miesz­kań­ców Szczu­cina i oko­lic krąży plotka, że Iwona Cygan w prze­szło­ści nale­żała do jakiejś grupy mło­dzie­żo­wej – sekty lub cze­goś takiego – i miała z tej grupy wystą­pić, odłą­czyć się. Dużo osób mówi, że wła­śnie to miało być moty­wem zabój­stwa. Nie wiem, czy polega to na praw­dzie”.

Z kolei kole­żanka Iwony, Mag­da­lena Ch., wspo­mina poli­cjan­tom, że Iwona prze­ka­zała jej w szkole kasetę, na któ­rej miała być nagrana msza sata­ni­styczna. Dziew­czyna zabrała ją z grzecz­no­ści do domu, ale ni­gdy jej nie odtwo­rzyła. Po jakimś cza­sie oddała ją Iwo­nie.

Z zeznań Mag­da­leny Ch.:

„Iwona zapy­tała, czy podo­bała mi się kaseta […] Odpo­wie­dzia­łam, że nie. Po tych sło­wach zauwa­ży­łam, że Iwona się zmie­szała. Na temat tej kasety czy sata­ni­zmu ze mną wię­cej nie roz­ma­wiała. Skąd miała tę kastę, tego mi nie powie­działa. […] Iwona ni­gdy nie pro­po­no­wała mi wstą­pie­nia do sekty”.

Osta­tecz­nie śled­czy nie znaj­dują żad­nych dowo­dów na to, aby mor­der­stwo miało jaki­kol­wiek zwią­zek z sata­ni­stami. Nie udaje im się namie­rzyć wspo­mnia­nej kasety i nic nie wska­zuje też na to, aby Iwona nale­żała do grupy sata­ni­stycz­nej. Była to raczej mło­dzień­cza cie­ka­wość, dość cha­rak­te­ry­styczna w tam­tym cza­sie dla nasto­lat­ków, a cała teo­ria o sata­ni­stach opie­rała się na plot­kach, jakich mnó­stwo poja­wiło się wów­czas w Szczu­ci­nie. Rów­nież pro­fi­ler Jan Gołę­biow­ski uznał tę hipo­tezę za mało wia­ry­godną.

Z opi­nii psy­cho­lo­gicz­nej Jana Gołę­biow­skiego:

„Zabez­pie­czone ślady nie potwier­dzają tej moty­wa­cji u sprawcy/spraw­ców, ponie­waż w trak­cie mor­derstw rytu­al­nych sprawcy naj­czę­ściej pozo­sta­wiają na miej­scu zbrodni sym­bole swo­jego kultu (w przy­padku sata­ni­zmu jest to naj­czę­ściej odwró­cony krzyż, odwró­cony pen­ta­gram, trzy szóstki itp.) oraz odwo­łu­jące się swoją tre­ścią do odpra­wia­nego rytu­ału. Opi­sy­wane wyżej sym­bole były na przy­kład wyma­lo­wane na miej­scu zbrodni na tle sata­ni­stycz­nym doko­na­nej w Rudzie Ślą­skiej w 1999 roku. Brak tego typu sym­boli w oma­wia­nym przy­padku prze­czy tezie o rytu­al­nym moty­wie popeł­nio­nego mor­derstwa. Nie wska­zują na to rów­nież rany zadane ofie­rze. W zbrod­niach rytu­al­nych pod­czas skła­da­nia ofiary naj­czę­ściej używa się noża i prze­lewa jej krew, która jest sym­bolem życia. W nie­któ­rych sytu­acjach sprawcy wydłu­bują ofie­rze oczy lub serce, ponie­waż organy te uzna­wane są za sie­dli­sko duszy. Mogą rów­nież na ciele ofiary wyci­nać napisy o tre­ściach nawią­zu­ją­cych do sym­boliki sata­ni­stycz­nej. U Iwony Cygan nie wystę­pują tego typu obra­że­nia.

BILLINGI

Jedną z osób prze­słu­chi­wa­nych już na samym początku śledz­twa jest dzie­więt­na­sto­letni Szcze­pan K., ówcze­sny part­ner (póź­niej­szy mąż) Anety, sio­stry Iwony.

W wie­czór mor­der­stwa Szcze­pan i Aneta też prze­by­wali w „Zajeź­dzie Leśnym”. Opu­ścili go po godzi­nie 22.00 (już po wyj­ściu Iwony), następ­nie prze­spa­ce­ro­wali się do rynku, gdzie dzie­więt­na­sto­la­tek wcze­śniej zosta­wił swój rower. Szcze­pan pod­wiózł Anetę na rowe­rze do domu, a potem udał się do swo­jego miesz­ka­nia. Twier­dzi, że dotarł tam około 23.30.

Przez następny tydzień Szcze­pan nie przy­jeż­dża do domu rodziny Cyga­nów, nie spo­tyka się z Anetą, nie bie­rze udziału w poszu­ki­wa­niach Iwony.

Tak Szcze­pan K. tłu­ma­czy swoje zacho­wa­nie śled­czym:

„Nie czu­łem się na tyle odważny, by zaraz po tej tra­ge­dii iść do domu Iwony. Aneta to była moja dziew­czyna, ale to były początki zna­jo­mo­ści, jej rodzice byli dla mnie tacy obcy… Mówię szcze­rze. Nie chcia­łem się wtedy spo­tkać z Anetą, bo nie umiał­bym z nią roz­ma­wiać. Pew­nie źle zro­bi­łem, powi­nie­nem być, ale nie byłem”.

Szcze­pan K. prze­ko­nuje też poli­cjan­tów, że prak­tycz­nie nie miał żad­nego kon­taktu z Iwoną.

„Zna­łem Iwonę, choć nie mogę powie­dzieć, że zna­łem ją dobrze. Z Anetą cho­dzimy prze­szło dwa lata, ja bywa­łem w domu Cyga­nów, jed­nak Iwony tak bli­żej nie pozna­łem. Nie­wiele ze sobą roz­ma­wia­li­śmy, po pro­stu ja i Aneta two­rzy­li­śmy swoje towa­rzy­stwo, a Iwona miała swoje. Nie zda­rzało się, aby­śmy byli razem na wspól­nych impre­zach. W zasa­dzie moja zna­jo­mość z Iwoną ogra­ni­czała się do pozdro­wień”.

Osta­tecz­nie poli­cjanci porzu­cają jego wątek. Jeden z moich roz­mów­ców stwier­dzi po latach, że zro­biono to zbyt szybko, bo w rela­cji Szcze­pana K. coś się nie zga­dza.

– Szcze­pan K. zeznał, że kiedy odwiózł Anetę do domu, dopiero zbie­rało się na burzę. To ozna­cza, że u rodziny Cyga­nów musiał poja­wić się około godziny 22.30. Jego dom znaj­do­wał się trzy kilo­me­try dalej, czyli prze­jazd rowe­rem powi­nien mu zająć około dzie­się­ciu minut. Dla­czego zatem zna­lazł się tam dopiero około 23.30? – zwraca uwagę mój infor­ma­tor i dodaje: – Dziwne jest też to, że Szcze­pan K. tak się zaszył w domu po zabój­stwie. Twier­dzi, że były to początki jego zna­jo­mo­ści z Anetą i jej rodzice byli dla niego „obcy”, a prze­cież spo­ty­kał się z sio­strą Iwony od dwóch lat. To się nie klei.

Nie tylko to jest zasta­na­wia­jące. Aneta zeznała, że w dniu zabój­stwa Iwona roz­ma­wiała z Renatą przez tele­fon około 19.00. To samo powie­działa mama Iwony.

Z zeznań sio­stry, Anety K.:

„Około godziny 19.00 Renata zadzwo­niła na tele­fon domowy i roz­ma­wiała z Iwoną. Renata pro­siła o spo­tka­nie, że musi jej coś wytłu­ma­czyć. Począt­kowo Iwona odma­wiała, ale póź­niej zgo­dziła się na to spo­tka­nie. Renata naj­praw­do­po­dob­niej dzwo­niła z budki tele­fonicznej, ponie­waż zaraz po zakoń­cze­niu roz­mowy była 700 metrów od naszego domu”.

Z zeznań matki, Cze­sławy Cygan:

„Ni­gdy nie zapo­mnę tego dnia, kiedy w nocy została zabita Iwona. Ona wtedy nie chciała ni­gdzie wycho­dzić. Ow­szem, pla­no­wała jeź­dzić po naszej ulicy na rol­kach z dziećmi, ale gdzieś przed godziną 19.30 otrzy­mała tele­fon od Renaty i wyszła z domu. Uwa­żam, że ona chciała wywa­bić moją córkę”.

Z zabez­pie­czo­nych przez poli­cję bil­lin­gów wynika, że Renata dzwo­niła do Iwony w dniu zabój­stwa, ale o godzi­nie 13.33. Następne połą­cze­nie tele­fo­niczne z domem Cyga­nów fak­tycz­nie nastą­piło dopiero około godziny 19.00 (dokład­nie o 18.40). Nie dzwo­niła jed­nak Renata. Połą­cze­nie wybrał ktoś z tele­fonu sta­cjo­nar­nego znaj­du­ją­cego się w domu Szcze­pana K. Nikt inny w tym dniu do rodziny Cyga­nów już nie dzwo­nił.

Czy to Szcze­pan K. roz­ma­wiał z Iwoną? Jeśli tak, to o czym? Dla­czego rodzina uważa, że dzwo­niła wtedy Renata? Czy Iwona okła­mała swo­ich naj­bliż­szych? A może mama Iwony i jej sio­stra pomy­liły się w zezna­niach?

Te pyta­nia pozo­stają bez odpo­wie­dzi.

– Szcze­pan K. dość szybko znik­nął z radaru śled­czych – mówi mój infor­ma­tor. – Uznano, że nie ma związku z zabój­stwem. Według mojej wie­dzy ni­gdy nie pobrano od niego DNA i nie porów­nano z mate­ria­łem zabez­pie­czo­nym na miej­scu zbrodni. Uwa­żam to za błąd.

CIAŁO W RZECE

1999 rok

Sprawa zabój­stwa sie­dem­na­sto­latki ze Szczu­cina jest tema­tem wielu mate­ria­łów pra­so­wych i tele­wi­zyj­nych. Poten­cjalna rekon­struk­cja zda­rzeń zostaje odtwo­rzona w popu­lar­nym wów­czas pro­gra­mie tele­wi­zyj­nym „997”. Poli­cjanci spraw­dzają wszyst­kie wia­do­mo­ści, które napły­wają od tele­wi­dzów po emi­sji pro­gramu, ale żadna z pozy­ska­nych infor­ma­cji nie oka­zuje się pomocna w usta­le­niu mor­dercy.

Śled­czy sta­rają się wery­fi­ko­wać wszyst­kie listy, donosy, a nawet plotki, które do nich docie­rają. Jedna z nich doty­czy trzy­dzie­sto­trzy­let­niego Tade­usza D. z Łęki Szczu­ciń­skiej. Męż­czy­zna miał się prze­chwa­lać w trak­cie jakiejś pija­tyki, że wie, kto zabił Iwonę Cygan, i zgar­nie nagrodę za pomoc w uję­ciu zabójcy. Miał widzieć, jak nasto­latka została wcią­gnięta na rynku do samo­chodu.

Jed­nak w trak­cie prze­słu­cha­nia Tade­usz D. wszyst­kiemu zaprze­cza. Pod­kre­śla, że nie zna Iwony Cygan, ni­gdy z nią nie roz­ma­wiał i nie wie nawet, jak ona wygląda. Twier­dzi, że 13 sierp­nia wypił wino razem z kolegą i około 22.00 wró­cił do domu.

Z zeznań Tade­usza D.:

„Gdy wra­ca­łem do domu, zbie­rało się na burzę, jed­nak z tego, co pamię­tam, to deszcz jesz­cze nie padał. Dosze­dłem do mostu i następ­nie skrę­ci­łem w drogę pro­wa­dzącą w kie­runku Łęki Szczu­ciń­skiej, która to droga bie­gnie wzdłuż wału. Nic podej­rza­nego nie zwró­ciło mojej uwagi, nie sły­sza­łem żad­nych krzy­ków lub innych odgło­sów. W oko­licy wału nie widzia­łem żad­nych pojaz­dów ani osób”.

Tego typu infor­ma­cji w trak­cie śledz­twa poja­wia się mnó­stwo i zapewne śled­czy nie zaprzą­ta­liby sobie wię­cej głowy plotką na temat Tade­usza D., gdyby nie fakt, że kilka mie­sięcy póź­niej ten męż­czy­zna znika. Ostatni raz był widziany 15 stycz­nia 1999 roku w barze „U Macha”. Nie wró­cił jed­nak do domu i słuch po nim zagi­nął.

Poli­cjanci spraw­dzają, czy jego znik­nię­cie może się wią­zać z zabój­stwem Iwony Cygan. W tym celu prze­słu­chują jego bli­skich.

Z zeznań Jana D., ojca Tade­usza D.:

„Kilka razy pyta­łem się syna, czy wie coś na temat zabój­stwa Iwony Cygan, lecz Tade­usz za każ­dym razem sta­now­czo zaprze­czał. Ja myślę, że fak­tycz­nie nie miał żad­nej wie­dzy w tej spra­wie. Czy wypo­wia­dał się do kogoś, to ja nie wiem. Syn po wypi­ciu wódki lubił się chwa­lić rze­czami, któ­rych ni­gdy nie zro­bił i być może w tym przy­padku też tak było. Ja nie znam osób, do któ­rych Tade­usz wypo­wia­dałby się na ten temat. Zna­jąc go, po wypi­ciu wódki mógł się chwa­lić, że ma jakieś wia­do­mo­ści”.

Z zeznań Bar­bary W., part­nerki Tade­usza D.:

„W dniu jego zagi­nię­cia widzia­łam się z Tade­uszem około godziny 17.00 na rynku w Szczu­ci­nie. Roz­sta­łam się z nim około godziny 18.00. Było to spo­tka­nie jakich wiele. Tade­usz nic nie mówił, żeby się gdzieś wybie­rał. Był lekko pijany. Nie powie­dział nic o ewen­tu­al­nym spo­tka­niu, nie wypo­wia­dał się na temat Iwony Cygan. Po roz­sta­niu miał się udać do domu. Gdzie on jed­nak poszedł, to ja nie wiem.

Poza pierw­szymi dniami po zabój­stwie Iwony Cygan to ja ni­gdy z Tade­uszem D. nie roz­ma­wia­łam na ten temat. On też ni­gdy nie poru­szał tej sprawy. Ni­gdy do mnie nie mówił, że posiada jakieś wia­do­mo­ści doty­czące mor­der­stwa. Moim zda­niem jego zagi­nię­cie nie ma z tym żad­nego związku, nie wydaje mi się rów­nież, aby Tade­usz posia­dał w tym tema­cie jakieś infor­ma­cje.

Fak­tycz­nie po tere­nie Szczu­cina cho­dzi pogło­ska, że Tadek miał się w dniu zagi­nię­cia wypo­wia­dać pod­czas picia piwa w barze »U Macha«, że wie, kto jest zabójcą Iwony Cygan. Ja w to oso­bi­ście nie wie­rzę. Znam Tadka od dzie­się­ciu lat i wiem, że gdy wypił, to lubił się chwa­lić rze­czami, któ­rych ni­gdy nie było. Cza­sami zda­rzało się, że coś mówił, a po chwili nic z tego nie pamię­tał”.

Z zeznań Woj­cie­cha M., wła­ści­ciela baru „U Macha”:

„Tade­usz D. był czę­stym bywal­cem mojej restau­ra­cji. Zna­jąc go, mogę powie­dzieć, że był uza­leż­niony od alko­holu. Ja go w ostat­nim okre­sie przed zagi­nię­ciem wyrzu­ca­łem z baru, bo pod­pi­jał piwko klien­tom, gdy ci wycho­dzili do toa­lety.

Od mor­der­stwa Iwony Cygan był w moim barze kil­ku­krot­nie. Ni­gdy nie sły­sza­łem, aby wypo­wia­dał się, że posiada jakieś infor­ma­cje w spra­wie tego zabój­stwa. Sły­sza­łem oraz czy­ta­łem w gaze­cie, że Tade­usz D. miał się na ten temat wypo­wia­dać w mojej restau­ra­cji. To jest nie­prawda i ni­gdy cze­goś takiego nie sły­sza­łem. Pyta­łem też mojego per­so­nelu, czy cze­goś nie sły­szeli o takiej wypo­wie­dzi. Oznaj­mili mi, że nic takiego nie miało miej­sca. Moim zda­niem ludzie to sobie wymy­ślili”.

Na początku maja 1999 roku ciało Tade­usza D. zostaje wyło­wione z Wisły w Słupcu nie­da­leko Szczu­cina. Sprawę szybko pod­chwy­tują media. W „Gaze­cie Kra­kow­skiej” uka­zuje się arty­kuł Zwłoki w Wiśle. Wie­dział, kto zabił?1. Dzien­ni­karz opi­suje w nim, że krótko przed zagi­nię­ciem Tade­usz D. oświad­czył publicz­nie, iż wie, kto zabił Iwonę Cygan.

W arty­kule czy­tamy:

„W stycz­niu jeden z miesz­kań­ców Łęki Szczu­ciń­skiej, w jed­nym ze szczu­ciń­skich lokali gastro­no­micz­nych miał publicz­nie oświad­czyć, że był świad­kiem zabój­stwa i wie, kto go doko­nał. Zaraz po tym słuch o męż­czyź­nie zagi­nął”.

Zwłoki Tade­usza D. zostają prze­wie­zione do Zakładu Pato­mor­fo­lo­gii w Spe­cja­li­stycz­nym Szpi­talu w Tar­no­wie. Leka­rze nie znaj­dują na zwło­kach śla­dów walki. Ich zda­niem nie ma żad­nych prze­sła­nek, które mogłyby świad­czyć o tym, że trzy­dzie­sto­trzy­la­tek był ofiarą zabój­stwa.

Frag­ment pro­to­kołu z sek­cji sądowo-lekar­skiej Tade­usza D.:

„Oglę­dziny i sek­cja zwłok Tade­usza D., męż­czy­zny pra­wi­dło­wej budowy ciała, nie wyka­zały jakich­kol­wiek zmian pocho­dze­nia ura­zo­wego, a jedy­nie daleko posu­nięty roz­kład gnilny całego ciała, zaś z pro­ce­sów cho­ro­bo­wych samo­ist­nych obec­ność płynu w obu jamach opłuc­no­wych, a ponadto cechy prze­by­wa­nia zwłok w wodzie. […] Bio­rąc pod uwagę powyż­szy rezul­tat oglę­dzin i sek­cji zwłok oraz oko­licz­no­ści ich zna­le­zie­nia oraz brak jakich­kol­wiek zmian pocho­dze­nia ura­zo­wego przy­jąć należy, iż bez­po­śred­nią przy­czyną zej­ścia śmier­tel­nego denata stało się udu­sze­nie gwał­towne przez uto­nię­cie.

Bada­nie sek­cyjne nie dostar­czyło jakich­kol­wiek dowo­dów kary­god­nego dzia­ła­nia ręki obcej. Tym samym przy­jąć należy, iż zej­ście śmier­telne denata stało się wyni­kiem nie­szczę­śli­wego wypadku bądź też uda­nej próby samo­bój­czej”.

Mimo wszystko śled­czy ponow­nie badają, czy śmierć trzy­dzie­sto­trzy­latka ma jakiś zwią­zek z mor­der­stwem Iwony Cygan. Tym razem prze­słu­chują jego brata, Zdzi­sława D., który stwier­dza, że Tade­usz mógł coś wie­dzieć o zabój­stwie sie­dem­na­sto­latki. Nie jest jed­nak w sta­nie spre­cy­zo­wać, co dokład­nie.

Z zeznań Zdzi­sława D., brata Tade­usza D.:

„Nie posia­dam infor­ma­cji o tym, że ktoś uto­pił go w Wiśle, ale przy­znaję, że oso­bi­ście wąt­pię, by Tadek popeł­nił samo­bój­stwo lub też uto­nął wsku­tek nie­szczę­śli­wego wypadku. Ludzie plot­ko­wali, że zagi­nię­cie i śmierć mojego brata ma zwią­zek z zamor­do­wa­niem Iwony Cygan. Przy­znaję, że Tade­usz kil­ku­krot­nie, kiedy wra­cał do domu wie­czo­rem i był pod wpły­wem alko­holu, to mówił, że on coś wie na temat śmierci Iwony Cygan.

Kiedy pyta­łem go o szcze­góły, to powie­dział, że jak wie­czo­rem wra­cał do domu pijany, to w pobliżu sta­cji kole­jo­wej w Szczu­ci­nie zoba­czył jakieś osoby znaj­du­jące się na placu przy sta­cji, które to osoby na widok Tadka pobie­gły do samo­chodu i bar­dzo szybko odje­chały. Nie potra­fił mi jed­nak podać żad­nych szcze­gó­łów tego zda­rze­nia, ile było tych osób, kim były, jaki miały samo­chód.

Tadek wią­zał to zda­rze­nie z zabój­stwem Iwony Cygan. Opo­wia­dał to chyba także innym ludziom, ponoć chwa­lił się tym rów­nież w barach”.

Poli­cjanci nie znaj­dują jed­nak żad­nych świad­ków, któ­rzy mogliby ich napro­wa­dzić na nowe fakty w tej spra­wie. Nie udaje się usta­lić, komu fak­tycz­nie Tade­usz D. miał mówić o tym, że wie, kim jest zabójca Iwony Cygan. Nie wia­domo, czy przy­to­czona przez Zdzi­sława D. histo­ria miała miej­sce. Nawet autor arty­kułu w „Gaze­cie Kra­kow­skiej” stwier­dza w trak­cie prze­słu­cha­nia, że zda­nia w swoim arty­kule sfor­mu­ło­wał zbyt „kate­go­rycz­nie”, a „nie miał do tego pod­staw”.

Osta­tecz­nie pro­ku­ra­tura uma­rza śledz­two w spra­wie śmierci Tade­usza D. Jed­nak plotka o tym, że męż­czy­zna został zamor­do­wany przez zabój­ców Iwony Cygan, zaczyna żyć w Szczu­ci­nie wła­snym życiem.

Rów­nież w spra­wie zabój­stwa Iwony Cygan poli­cjanci z Dąbrowy Tar­now­skiej docho­dzą do ściany. W trak­cie śledz­twa prze­słu­chują dwie­ście pięć­dzie­siat osób, wery­fi­kują alibi więk­szo­ści podej­rza­nych, reali­zują sze­reg prze­szu­kań, prze­pro­wa­dzają bada­nia kry­mi­na­li­stycz­nie, w tym osmo­lo­giczne, czyli bada­nia zapa­chowe, oraz bio­lo­giczne, porów­nu­jąc zabez­pie­czone ślady z mate­ria­łem oso­bo­wym od osób podej­rza­nych. Żadne z tych dzia­łań nie przy­nosi jed­nak ocze­ki­wa­nego rezul­tatu.

Śled­czym nie udaje się nawet usta­lić, kim był chło­pak, z któ­rym Iwona miała się spo­tkać w barze „U Macha” w dniu mor­der­stwa, i czy do takiego spo­tka­nia fak­tycz­nie doszło. Nie iden­ty­fi­kują też męż­czy­zny, który w nocy 13 sierp­nia odwie­dził rodzinę G. w Rata­jach Słup­skich i rela­cjo­no­wał, że widział na wałach zamor­do­waną nasto­latkę. Nie namie­rzają pary, która miała iść ulicą Rud­nic­kiego kilka kro­ków przed Iwoną. Nie znaj­dują w końcu ani jed­nego świadka, który widziałby siedemnasto­latkę po tym, gdy roz­stała się z Renatą G. na rynku. Pro­ku­ra­tor Wło­dzi­mierz Kumo­row­ski decy­duje się 8 lipca 1999 roku umo­rzyć śledz­two.

W uza­sad­nie­niu umo­rze­nia śledz­twa czy­tamy:

„Doko­nano ana­lizy wnio­sków pły­ną­cych z prze­pro­wa­dzo­nych eks­per­tyz kry­mi­na­li­stycz­nych, zgro­ma­dzo­nych śla­dów i dowo­dów, opi­nii z sek­cji zwłok oraz oglę­dzin miej­sca zda­rze­nia. Ana­liza cało­ści mate­riału dowo­do­wego zgro­ma­dzo­nego w niniej­szej spra­wie pro­wa­dzi do wnio­sku, iż mimo wielu pod­ję­tych i wyko­na­nych czyn­no­ści o cha­rak­te­rze pro­ce­so­wym i ope­ra­cyj­nym, nie zdo­łano zebrać mate­riału dowo­do­wego, który mógłby sta­no­wić pod­stawę do przed­sta­wie­nia jakiej­kol­wiek oso­bie(om) zarzutu doko­na­nia przed­mio­to­wej zbrodni. Rów­no­cze­śnie nie zdo­łano w spo­sób nie­bu­dzący wąt­pli­wo­ści usta­lić motywu zbrodni, jed­nakże należy z dużym praw­do­po­do­bień­stwem przy­jąć, że zbrod­nia zaist­niała na tle sek­su­al­nym. Wydaje się rów­nież, że w chwili obec­nej wyczer­pano dostępne moż­li­wo­ści dowo­dowe, wobec czego śledz­two w niniej­szej spra­wie należy umo­rzyć.

Pomimo tego w dal­szym ciągu będą pro­wa­dzone czyn­no­ści ope­ra­cyjno-roz­po­znaw­cze, któ­rych czas trwa­nia ogra­ni­czony jest jedy­nie trzy­dzie­sto­let­nim okre­sem przedaw­nie­nia i w wypadku uzy­ska­nia nowych istot­nych infor­ma­cji oraz ujaw­nie­nia nie­zna­nych oko­licz­no­ści, nowych źró­deł dowo­do­wych bądź dowo­dów ist­nieje moż­li­wość pod­ję­cia śledz­twa w każ­dym cza­sie oraz jego kon­ty­nu­owa­nia aż do osią­gnię­cia celu”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

D. Nie­do­ja­dło, Zwłoki w Wiśle. Wie­dział kto zabił?, „Gazeta Kra­kow­ska” 1999. [wróć]