Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Star Wars. Cień Królowej. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,00

Star Wars. Cień Królowej. Tom 1 - ebook

Koniec jej panowania to dopiero początek...

Gdy dobiegają końca jej rządy jako królowej Naboo, Padmé Amidala z chęcią odchodzi ze stanowiska i wycofuje się z życia publicznego, by powrócić do normalności. Jednak ku jej zdziwieniu nowa władczyni zwraca się do niej z prośbą, by nadal służyła swojemu ludowi – tym razem w Senacie Galaktycznym. Padmé nie jest pewna, czy odnajdzie się w nowej roli, ale nie może odmówić królowej, tym bardziej że dzięki swojej drogiej przyjaciółce – i sobowtórce – Sabé, może przebywać w dwóch miejscach naraz. Zatem gdy Padmé rzuca się w wir polityki, Sabé wybiera się na misję bliską sercu poprzedniej władczyni.

Na tętniącej życiem stołecznej planecie Coruscant nowi współpracownicy z Senatu podchodzą do Padmé z niemałym zainteresowaniem, ale też z dużą rezerwą z uwagi na rolę, jaką rzekomo odegrała w obaleniu poprzedniego kanclerza. Tymczasem Sabé, która wciela się w kupca na Tatooine, odkrywa, że ma do dyspozycji mniej zasobów, niż myślała – i ograniczone możliwości. Wspólnie z pozostałymi dwórkami Padmé i Sabé muszą ostrożnie manewrować pośród pułapek zdradliwej polityki, dostosowywaćsię do nieustannie zmieniających się warunków i nauczyć się nowego życia, by nie pozostawać jedynie w cieniu królowej...

Akcja trylogii, której bohaterką jest Padmé Amidala, rozgrywa się pomiędzy wydarzeniami opisanymi w „Mrocznym widmie” i „Ataku klonów”. Lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów Star Wars… i nie tylko.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8262-363-5
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Sabé nie otwie­rała oczu. Pró­bo­wała się nie ruszać, ile­kroć pędze­lek doty­kał jej nosa. Ostat­nią war­stwę pudru trzeba było apli­ko­wać deli­kat­nie. Łasko­tało ją, a teraz już nie powinna się śmiać. Rabé wprawną ręką koń­czyła nakła­dać maki­jaż kró­lo­wej, a Sabé rów­nie wpraw­nie, mia­rowo oddy­chała. Prze­ko­nała się już na wła­snej skó­rze, że gdyby nawdy­chała się pudru, kicha­łaby bez opa­mię­ta­nia, a to rów­nież nie byłoby wła­ściwe.

Miała świa­do­mość, że pozo­stałe dwórki zaj­mują się swo­imi spra­wami w pobliżu. Nie przy­śpie­szały kroku. Nie pozwa­lały, by emo­cje prze­do­sta­wały się przez posą­gową fasadę pro­fe­sjo­na­li­zmu, ale Sabé wie­działa, że wszyst­kie są pode­ner­wo­wane. Saché skoń­czyła ukła­dać jej włosy. Sabé napięła szyję, gotowa przy­jąć cię­żar peruki, którą miała zało­żyć jej Yané. Rabé zdjęła jej z szyi pele­rynkę, zabez­pie­cza­jącą pod­czas maki­jażu misterną, czarną suk­nię. Dopiero wtedy Sabé otwo­rzyła oczy.

Spoj­rzała w twarz kró­lo­wej. Nie robiła tego po raz pierw­szy, rzecz jasna, ale tym razem miała wra­że­nie, jakby na jej obli­czu malo­wała się naj­więk­sza despe­ra­cja. Choć w gar­de­ro­bie wład­czyni pano­wał pozorny spo­kój, nie można było tego powie­dzieć o świe­cie poza nią. Sabé sły­szała statki lądu­jące na dzie­dziń­cach pałacu i nie­da­jący się z niczym pomy­lić dźwięk ude­rza­ją­cych o kamień koń­czyn dro­idów. Wez­brał w niej gniew. Fede­ra­cja Han­dlowa mogła przy­naj­mniej sko­rzy­stać z lądo­wisk. Prze­cież Naboo nie bro­niło ich jakoś zacie­klej niż pałacu.

Kątem oka dostrze­gła ruch w lustrze. Padmé i Eirtaé wró­ciły z łazienki do gar­de­roby. Padmé zmyła maki­jaż – nie było po nim ani śladu. Nacią­gnęła na głowę jaskrawy kap­tur, by ukryć swoją praw­dziwą toż­sa­mość. Sabé nie musiała widzieć jej twa­rzy, by wie­dzieć, o czym myśli.

– Zespół dotarł do kró­lew­skiego jachtu – zamel­do­wała Eirtaé – ale został zatrzy­many. Kapi­tan Panaka czeka na nas na kory­ta­rzu. Gdzie chcesz ich przy­jąć, gdy już tu przy­będą?

Sabé wie­działa, że Padmé nie odpo­wie. Odkąd zde­cy­do­wały się na zagra­nie z sobo­wtórką, decy­zja nale­żała do kró­lo­wej, a teraz kró­lową była ona. Sabé.

– Dotrzemy do sali tro­no­wej? – spy­tała. Obni­żyła ton. Donio­sły głos – inten­syw­nie ćwi­czyła into­na­cję – roz­szedł się po sali.

– Nie, moja pani – odparła Eirtaé.

– Jeśli zastaną nas tu, w gar­de­ro­bie kró­lo­wej, mogą nas zba­ga­te­li­zo­wać. Pomy­ślą, że jeste­śmy nie­przy­go­to­wane – zauwa­żyła Yané.

Sta­nęła tuż obok Sabé w ocze­ki­wa­niu na jej decy­zję.

– Wyj­dziemy na taras – posta­no­wiła kró­lowa Ami­dala. – Niech kapi­tan Panaka dołą­czy do nas ze straż­ni­kami, któ­rych uzna za wła­ści­wych do tej misji.

Rabé odda­liła się, by prze­ka­zać roz­kaz, a pozo­stałe dziew­częta wyszły na zewnątrz. Sabé zło­żyła dło­nie na barierce i rozej­rzała się po pano­ra­mie mia­sta Theed. Zazwy­czaj widok ten ją uspo­ka­jał, ale nie dzi­siaj. Nie teraz. Oszpe­cały go liczne jed­nostki Fede­ra­cji Han­dlo­wej. Sły­szała mecha­niczny hałas armii najeźdź­ców. Dro­idy wspi­nały się na sze­ro­kie mar­mu­rowe schody. Całe szczę­ście, że z bliż­szej odle­gło­ści dobie­gał ciężki odgłos butów kapi­tana Panaki.

Obok niej przy­klę­kła Padmé, by przy­gła­dzić fałdy obfi­tej czar­nej sukni.

– Uda nam się – powie­działa tak cicho, że Sabé led­wie ją usły­szała. Kró­lowa wycią­gnęła dłoń, a Padmé ją chwy­ciła i ści­snęła. – W suk­nię wple­ciono tyle kar­li­nu­skiego jedwa­biu, że uchroni cie­bie i każdą osobę za two­imi ple­cami pod­czas wymiany ognia, a prze­cież wiesz, że to dopiero począ­tek. Naboo stawi opór na swój spo­sób. Lud­ność pla­nety jest z tobą, Wasza Wyso­kość. Jeste­śmy gotowi.

Słowa miały przy­nieść jej pocie­sze­nie, zresztą Sabé bez trudu mogła sobie wyobra­zić, że wypo­wiada je sama, z taką róż­nicą, że ona nie pozwo­li­łaby, by jej kró­lowa zna­la­zła się w tak nie­bez­piecz­nej sytu­acji – pal licho, że miała wszytą w suk­nię ochronną war­stwę jedwa­biu. Panaka odkaszl­nął. Drzwi na taras zostały otwarte przez obo­jętne meta­lowe dło­nie. Naj­wyż­sza pora, by Sabé z Naboo, ochro­niarz i dwórka, zro­biła, co do niej należy. I zamie­rzała tak postą­pić, bo do tej pory zawsze podej­mo­wała taką decy­zję.

Odwró­ciła się, by sta­wić czoła wro­gom jako kró­lowa Naboo, a Padmé nie­mal znik­nęła w jej cie­niu.Rozdział 1

ROZ­DZIAŁ 1

Padmé Ami­dala leżała cał­ko­wi­cie nie­ru­chomo. Jej twarz oka­lała brą­zowa aure­ola wło­sów. Efekt tu i ówdzie łago­dziły białe kwiaty, które tań­czyły w powie­trzu, by osiąść wśród loków. Jej blada skóra była nie­ska­zi­telna, a na twa­rzy malo­wał się spo­kój. Miała zamknięte powieki. Uno­sząc się na powierzchni, dło­nie trzy­mała zło­żone na brzu­chu. Naboo trwało pod jej nie­obec­ność.

Nawet teraz, pod sam koniec, pozo­sta­wała obiek­tem zain­te­re­so­wa­nia.

Choć nie powinna się dzi­wić. Odkąd tylko wkro­czyła na arenę pla­ne­tar­nej poli­tyki, nie zaznała chwili spo­koju. Naj­pierw komen­to­wano jej gusta, poglądy i ide­ały, a potem to, że obrano ją na wład­czy­nię. Wielu poda­wało w wąt­pli­wość jej nie­złom­ność w obli­czu poten­cjal­nej inwa­zji, gdy życie i dobro­byt jej ludu zostaną posta­wione na szali prze­ciwko jej wła­snemu – które ocali jedy­nie wtedy, gdy pod­pi­sze trak­tat – choć koniec koń­ców udo­wod­niła im wszyst­kim, że byli w błę­dzie. Oka­zała się godną kró­lową. Nabrała doświad­cze­nia i mądro­ści – i to w krót­kim cza­sie. Sta­wiła czoła wyzwa­niom zwią­za­nym z jej sta­no­wi­skiem. Oka­zała się nie­złomna i nie­ustra­szona. A teraz jej kaden­cja dobie­gała końca.

Drobne zakłó­ce­nie, drobny ruch spo­koj­nej tafli wody sta­no­wił jedyne ostrze­że­nie przed ata­kiem napast­niczki.

Wokół jej talii owi­nęła się ręka, która wcią­gnęła ją w głąb przej­rzy­stej, płyt­kiej wody. Przy­trzy­my­wała ją tylko na tyle długo, by dotarło do niej, że została poko­nana.

Kró­lowa Naboo wynu­rzyła się, ocie­ka­jąc wodą wśród pro­mieni słońca i do wtóru śmie­chu dwó­rek – jej przy­ja­ció­łek. Yané i Saché, które sporo wycier­piały dla dobra ich pla­nety pod­czas Oku­pa­cji. Eirtaé i Rabé, które przy­czy­niły się do tego, że ich cier­pie­nie miało zna­cze­nie. Sabé, która naj­czę­ściej podej­mo­wała ryzyko i która była jej naj­bliż­sza. Razem – młode i pozor­nie bez­tro­skie – sta­no­wiły siłę tak czę­sto nie­do­ce­nianą przez innych. Nie­ważne, ile razy udo­wad­niały swoje umie­jęt­no­ści, tak­su­jący je spoj­rze­niem ludzie dawali się zwieść ich mło­dzień­czym wyglą­dem i ubio­rem, więc je lek­ce­wa­żyli. A im to bar­dzo odpo­wia­dało.

Kra­ina Jezior sły­nęła z tego, że zapew­niała pry­wat­ność. Tutaj nawet kró­lowa pozo­sta­wała ano­ni­mowa, a przy­naj­mniej można było ją łatwo prze­oczyć. Dzie­dzic­two przy­rody Naboo zasłu­gi­wało na to, by je chro­nić i cenić, jesz­cze zanim pod­pi­sano nowe trak­taty z Gun­ga­nami, które dodat­kowo wzmoc­niły izo­la­cję jezior w regio­nie. Gwar sto­licy pozo­stał daleko stąd, a Padmé choć przez chwilę mogła mieć nieco czasu dla sie­bie. No, dla sie­bie, dwó­rek, straż­ni­ków przy­pi­sa­nych jej przez kapi­tana Panakę i dla całej świty. Oka­zało się bowiem, że samotny odpo­czy­nek w głu­szy to poję­cie względne.

Quarsh Panaka obser­wo­wał z brzegu, jak jego pod­opieczne bawią się na słońcu, a na jego twa­rzy malo­wała się mina gosz­cząca na niej dość czę­sto. Posta­wił na swoim i zabrał z nimi dzie­się­cioro swo­ich ludzi, a Padmé dała za wygraną. Po pew­nym cza­sie. Daw­niej, gdy była kró­lową, odby­wali takie dys­ku­sje codzien­nie, choć ostat­nio ich rela­cje nieco się ochło­dziły i sfor­ma­li­zo­wały. Jed­nak był zawo­dow­cem, więc stał tak, nabur­mu­szony. Wie­dział, że tego dnia jego inter­wen­cja nie jest mile widziana.

– Dałaś mi wygrać – rzu­ciła Saché. Naj­młod­sza dwórka miała na sobie kostium kąpie­lowy tego samego kroju co reszta kobiet, ale gdy pozo­stałe wysta­wiały na słońce nie­ska­zi­telną skórę, ona obna­żała kolek­cję nakra­pia­nych blizn, wiją­cych się po jej rękach, nogach i szyi. Yané pod­pły­nęła do niej i prze­cze­sała pal­cami jej włosy.

– Nie była­bym w sta­nie cię powstrzy­mać – odparła Padmé. Potrzą­snęła głową, wzbi­ja­jąc w powie­trze kro­pelki wody – i ostat­nie kwiatki. Gdy tak stała, zanu­rzona do połowy w lśnią­cym jezio­rze i mówiąca wła­snym gło­sem, ktoś mógłby ją wziąć za zwy­kłą dziew­czynę, ale nawet w tej chwili w jej posta­wie było coś, co wska­zy­wało na to, że jest osobą nie­tu­zin­kową. – Mogłam wrza­snąć, ale wtedy tylko zachły­snę­ła­bym się wodą.

– A kapi­tan Panaka poczułby się zobo­wią­zany, by ruszyć ci na ratu­nek – powie­działa Sabé gło­sem Ami­dali. Na jego dźwięk Saché i Yané odru­chowo się wypro­sto­wały, ale Yané po chwili odpła­ciła się star­szej dziew­czy­nie, ochla­pu­jąc ją. Sabé jedy­nie strą­ciła z policzka kwia­tek. Na­dal uno­siła się na ple­cach na powierzchni wody, niczego sobie nie robiąc z całego rabanu. – Więc tak naprawdę dba­łaś o zacho­wa­nie god­no­ści wielu osób, nie wspo­mi­na­jąc o dobrej parze butów.

Nie­po­mna na kon­we­nanse, Sabé celowo pod­nio­sła głos, by usły­szeli ją wszy­scy pły­wa­jący oraz kil­koro straż­ni­ków, któ­rzy nawet spe­cjal­nie nie kryli roz­ba­wie­nia.

– Nie­po­trzeb­nie mnie posta­rza­cie, moje panie – ode­zwał się Panaka. W jego gło­sie była nuta cie­pła, choć utrzy­my­wał nie­prze­kra­czalny dystans. – Gdy wrócę do domu, moja żona led­wie mnie pozna.

– Twoja żona pozna cię zawsze i wszę­dzie – wtrą­ciła Mariek Panaka, sto­jąca kilka kro­ków od męża. Nie miała na sobie mun­duru, bo wcze­śniej pły­wała z kró­lową. Teraz była opa­tu­lona w jasno­po­ma­rań­czowy sarong, który spra­wiał, że jej brą­zowa skóra lśniła w póź­no­po­ran­nym słońcu. Jej ciemne włosy opa­dały po ple­cach, gdy schła.

– Cóż – skwi­to­wała Padmé, bro­dząc ku brze­gowi. Jej śla­dem – jak zawsze – podą­żała Sabé. – Już nie­długo wszy­scy odpocz­niemy.

W końcu poru­szyła temat, któ­rego każdy uni­kał niczym zagło­dzo­nego veer­moka. Bo prze­cież nad­cią­gał koniec i ani piękno Kra­iny Jezior, ani naj­lep­sze moż­liwe towa­rzy­stwo nie były w sta­nie go odwlec. Po wybo­rach i ogło­sze­niu nowej wład­czyni pla­nety Padmé Ami­dala będzie musiała zna­leźć sobie inne zaję­cie, inny zawód lub inne powo­ła­nie. To samo doty­czyło więk­szo­ści osób z jej świty. Nie­któ­rzy, w tym kapi­tan Panaka, z przy­jem­no­ścią ocze­ki­wali eme­ry­tury – no, na tyle, na ile miesz­kańcy Naboo w ogóle na nią prze­cho­dzili. Padmé zga­dy­wała, że Panaka już otrzy­mał kilka ofert pracy, ale obec­nie nie byli ze sobą w wystar­cza­ją­cej komi­ty­wie, by roz­ma­wiać o rze­czach tak oso­bi­stych. Młodsi dwo­rza­nie, w tym Eirtaé i Saché, myśleli o przy­szło­ści na wła­snych warun­kach. Muzyka, medy­cyna, rodzi­ciel­stwo, rol­nic­two i wszel­kie moż­liwe kom­bi­na­cje tychże – nad­cho­dziła pora na speł­nia­nie marzeń. Nad­cią­gały zmiany – i to szybko. Nikt, nawet Sabé, nie odwa­żył się spy­tać kró­lo­wej o jej wła­sne plany.

Rabé wstała i podą­żyła śla­dem wład­czyni. Eirtaé zanur­ko­wała po raz ostatni, jakby chciała się poże­gnać z jezio­rem, i dołą­czyła do reszty dwó­rek, powoli wycho­dzą­cych na brzeg. Nie musiały się jesz­cze zbie­rać, skoro kró­lowa miała pod ręką straż­ni­ków i Sabé, ale gdy tylko mogły, wybie­rały służbę u jej boku, a ta prze­cież już nie­długo miała dobiec końca.

Z dala od rezy­den­cji nad jezio­rem trwały wybory. Naboo chlu­biło się długą tra­dy­cją rzą­dów o dobrze dzia­ła­ją­cych mecha­ni­zmach. Odby­wa­jące się co dwa lata święto demo­kra­cji prze­bie­gało spraw­nie, nawet jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Gun­ga­nie gło­so­wali dopiero po raz drugi w dzie­jach pla­nety. Choć nie­wielu posta­no­wiło speł­nić ten oby­wa­tel­ski obo­wią­zek, Padmé wie­działa, że jej sta­ra­nia, by zapew­nić im prawa wybor­cze, były doce­niane, bo powie­dział jej to wprost Boss Nass. Pod koniec jej czte­ro­let­nich rzą­dów Naboo nie było tak zjed­no­czone, jak by sobie tego życzyła, ale ludzie oka­zy­wali zado­wo­le­nie z jej doko­nań.

Oka­zało się, że aż za bar­dzo. Pewna frak­cja pró­bo­wała wpro­wa­dzić poprawkę do kon­sty­tu­cji, umoż­li­wia­jącą jej ubie­ga­nie się o trze­cią kaden­cję. Pró­bo­wano tego wcze­śniej doko­nać tylko raz, w bar­dzo burz­li­wych cza­sach w dzie­jach pla­nety, a obec­nie Padmé nie widziała naj­mniej­szego powodu, by wal­czyć o coś, czego nie chciała, i co, jej zda­niem, było nie­wła­ściwe. Poświę­ciła Naboo cztery lata. Naj­wyż­sza pora, by świat pod­dał się innej wizji, by tra­fił w inne ręce. Na tym pole­gał duch demo­kra­cji na Naboo. Lep­sze krót­kie kaden­cje niż dłu­go­let­nia, skost­niała wła­dza, a Padmé nie miała pro­blemu z tym, by teraz ode­grać rolę odcho­dzą­cej kró­lo­wej.

– Nie kusiło cię? Ani tro­chę? – spy­tała Sabé, gdy posła­niec dostar­czył Padmé treść poprawki, a kró­lowa zwró­ciła doku­ment bez pod­pisu, rzu­ciw­szy nań jedno spoj­rze­nie. Do tej pory pyta­nie było naj­bliż­sze temu, co przy­po­mi­na­łoby roz­mowę o jej przy­szło­ści.

– Oczy­wi­ście, że kusiło – przy­znała. Usia­dła wygod­nie w fotelu, a Sabé wró­ciła do roz­cze­sy­wa­nia jej wło­sów. – Gdy czy­ta­łam pro­jekt, do głowy przy­szło mi co naj­mniej dzie­sięć rze­czy, które mogła­bym osią­gnąć pod­czas kolej­nej kaden­cji. Ale nie pozo­sta­wiamy po sobie takiego dzie­dzic­twa. Nie tutaj. Słu­żymy przez pewien czas i pozwa­lamy słu­żyć innym.

Sabé nie powie­działa nic wię­cej.

A teraz, opa­tu­lone w barwne sarongi na plaży, zało­żyły san­dały i podą­żyły za strażą ku rezy­den­cji. Gdy dotarły do stóp poro­śnię­tego trawą wzgó­rza, gdzie zaczy­nały się sze­ro­kie kamienne schody, Padmé zatrzy­mała się, by oczy­ścić stopy. Pozo­stali zatrzy­mali się wraz z nią.

– Pia­sek – wyja­śniła.

– Jestem pewna, że dro­idy sprzą­ta­jące doce­nią twój gest, Wasza Wyso­kość – odparła z dwor­ską powagą Eirtaé. Nie­liczni poznali się na jej żar­cie.

Po tej stro­nie rezy­den­cji schody nie były bar­dzo strome. Port – w tym wypadku prze­zna­czony dla jed­no­stek pły­wa­ją­cych, bo nie ofe­ro­wał wiele miej­sca jed­nost­kom powietrz­nym – znaj­do­wał się po prze­ciw­nej stro­nie posia­dło­ści. Tamte schody wykuto bez­po­śred­nio w skale, na któ­rej stała willa, a te celowo ukształ­to­wano jako ścieżkę wio­dącą ku plaży, więc zara­zem były pięk­niej­sze i łagod­niej opa­dały. Padmé i Mariek szły jako pierw­sze. Za nimi podą­żał Panaka, a reszta dwó­rek i straż­nicy drep­tali ich śla­dem niczym kaczątka.

Sabé zatrzy­mała się u stóp scho­dów, by porząd­nie zasznu­ro­wać san­dały. Uwa­dze Padmé nie umknął lekki gry­mas na twa­rzy dwórki, gdy ta spo­strze­gła, że na­dal ma pia­sek mię­dzy pal­cami stóp. Sabé wytrze­pała buty naj­le­piej, jak mogła, i zaczęła się wspi­nać po scho­dach nie­mal spa­ce­ro­wym tem­pem. Rzadko kiedy pozwa­lała błą­dzić myślom w obec­no­ści kró­lo­wej, ale tu i teraz, gdy nic im nie gro­ziło i miało dojść do poko­jo­wej zmiany na tro­nie, Padmé była zado­wo­lona, że jej przy­ja­ciółka odpo­czywa. Zrów­nał się z nią sier­żant Tonra. Nieco wyż­szy od Panaki, miał białą, zazwy­czaj bladą skórę, choć po dwóch tygo­dniach na słońcu jego twarz zde­cy­do­wa­nie poczer­wie­niała. Dopiero co opu­ścił rezy­den­cję i zszedł na plażę, gdy Padmé posta­no­wiła wró­cić do willi, ale nawet nie zła­pał zadyszki.

– Wasza Wyso­kość otrzy­mała kilka wia­do­mo­ści – mówił pół­gło­sem do Sabé, ale Padmé i tak go usły­szała. – Żadna nie jest pilna, ale jedna doty­czy spraw służ­bo­wych i kró­lowa będzie musiała ją otwo­rzyć oso­bi­ście.

– Dzię­kuję, sier­żan­cie – odparła rze­czowo Sabé. – Zaj­miemy się nimi przy naj­bliż­szej spo­sob­no­ści.

Tonra ski­nął głową, ale nie zwol­nił kroku. Padmé spo­dzie­wała się, że Sabé zaraz się zjeży, jak zawsze gdy myślała, że ktoś uzur­puje sobie jej rolę ochro­nia­rza, choć była bar­dziej wyro­zu­miała dla osób, które tak jak Tonra brały udział w bitwie o Naboo. Sabé trosz­czyła się o pry­wat­ność Padmé tak samo, jak Padmé o jej wła­sną – choć z innych powo­dów. „Moż­liwe – uznała Padmé – że Sabé w końcu pozwala sobie na to, by podzi­wiać widoki”.

W miarę jak wspi­nali się scho­dami, za ich ple­cami rosło jezioro, któ­rego wody odbi­jały niebo tak ide­al­nie, że gdyby nie poje­dyn­cze fale, można by dojść do wnio­sku, że niebo i woda jakimś cudem zamie­niły się miej­scami. Zie­lone wznie­sie­nia, które pięły się w górę od samego brzegu, zanu­rzały się w głąb wód. Poje­dyn­czym pucha­tym chmu­rom na błę­kit­nym nie­bie towa­rzy­szyły chmury w błę­kit­nym zwier­cia­dle. Wyglą­dało to tak, jakby ktoś przy­ło­żył do sie­bie dwie misy, któ­rych kra­wę­dzie wyzna­czają poro­śnięty lasem wid­no­krąg. Spo­mię­dzy drzew nie wysta­wały żadne budowle powstałe za sprawą ludz­kich rąk. Wyją­tek sta­no­wiła posia­dłość, ku któ­rej teraz zmie­rzali. Niebo nie było usiane stat­kami, lata­ją­cymi dro­idami nagry­wa­ją­cymi ani czym­kol­wiek, co mogłoby zakłó­cić sie­lan­kowy spo­kój nie­chcia­nym hała­sem.

Samą posia­dłość zbu­do­wano z żół­tego kamie­nia. Miała dachy z czer­wo­nej dachówki i wieże o paty­no­wa­nych kopu­łach. Skła­dała się z kilku sek­cji o róż­nych funk­cjach – od miesz­kal­nych po kuchenną – połą­czo­nych sze­re­giem mister­nych ogro­dów. Była wła­sno­ścią rządu, a Padmé odpo­czy­wała w niej przez więk­szość swo­jej kariery, począw­szy od cza­sów, gdy jako dziecko brała udział w pro­gra­mie mło­dych legi­sla­to­rów. Nie nale­żała do niej choćby w czę­ści, ale dziew­czyna wpły­nęła na układ mebli i deko­ra­cje na różne sub­telne spo­soby. Nie ule­gało wąt­pli­wo­ści, że szcze­rze kochała to miej­sce. Było dla niej ostoją, oazą. Zawsze przy­by­wała tu, by odpo­cząć, a choć obecna wizyta teo­re­tycz­nie była naj­bar­dziej relak­su­jącą w jej karie­rze, niczy­jej uwa­dze nie umknęło, że nie może odna­leźć spo­koju.

Kró­lowa przy­była tutaj przed dwoma tygo­dniami na tra­dy­cyjny odpo­czy­nek pod sam koniec kam­pa­nii wybor­czej – a tego dnia w końcu odby­wały się same wybory. Padmé ofi­cjal­nie zacho­wy­wała neu­tral­ność w kwe­stii jej następcy czy następ­czyni, choć oczy­wi­ście speł­niła oby­wa­tel­ski obo­wią­zek i zagło­so­wała. Wcze­śniej droid już opu­ścił posia­dłość z ich kar­tami wybor­czymi, ale odkąd tra­fili na miej­sce, nie roz­ma­wiali o poli­tyce wię­cej, niż było to abso­lut­nie konieczne, a tego poranka nie roz­ma­wiali o niej wcale. Po pierw­szej kaden­cji Padmé nie miała ofi­cjal­nych kontr­kan­dy­da­tów, choć nie­któ­rzy gło­su­jący dopi­sy­wali na kar­tach wła­snych, co zda­rzało się zawsze. A teraz, po raz pierw­szy odkąd roz­po­częła naukę, nie brała czyn­nego udziału w pro­ce­sach poli­tycz­nych wła­snego świata. Podo­bało się jej to – a jed­no­cze­śnie budziło w niej głę­boki nie­po­kój, któ­rego nie potra­fiła ubrać w słowa.

Miała nadzieję, że pomoże jej wysi­łek fizyczny zwią­zany z pły­wa­niem. Od kilku mie­sięcy nawet nie pró­bo­wała poko­nać odcinka od rezy­den­cji do wyspy, choć jej dwórki zawsze chęt­nie podej­mo­wały wyzwa­nie. Pomy­ślała, że przy­naj­mniej zmę­czy się na tyle, by się zre­lak­so­wać. Zamiast tego jej myśli jedy­nie ule­gły prze­or­ga­ni­zo­wa­niu. Nie pomógł nawet atak Saché.

Zaj­mo­wało ją zbyt wiele. W końcu kim tak naprawdę była, gdy nie peł­niła funk­cji kró­lo­wej Naboo? Do świata poli­tyki wkro­czyła w tak mło­dym wieku i z takim zapa­łem, że nie miała innej toż­sa­mo­ści poza poli­tyczną. Do Theed wzięła ze sobą pięć dwó­rek. One też, rzecz jasna, zostały ukształ­to­wane przez role, jakie przy­szło im peł­nić – do tego stop­nia, że na jej cześć przy­jęły podobne imiona. Kim były, gdy mogły być sobą? Wszy­scy wie­dzieli, że Rabé pra­gnęła zostać zawo­do­wym muzy­kiem, Yané marzyła o domu peł­nym dzieci, w któ­rym ponadto dobrze czu­łaby się Saché, i tak dalej, i tak dalej, jed­nak Padmé nie widziała się w żad­nej z tych ról. Czy w ich życiu, gdy już prze­staną słu­żyć kró­lo­wej Ami­dali, na­dal będzie miej­sce dla niej, dla Padmé? A nawet jeśli, kim sta­nie się ona sama?

– Potkniesz się, jeśli nie prze­sta­niesz śnić na jawie – ode­zwała się idąca obok Mariek. – A to dopiero byłby koniec two­ich rzą­dów. Wyko­pyrt­nię­cie się na scho­dach, bo za bar­dzo myśla­łaś o rze­czach, które już nie są twoim zmar­twie­niem.

– To sil­niej­sze ode mnie – przy­znała. Nie mogła się powstrzy­mać. – Ale masz rację. Pocze­kam, aż będę cał­ko­wi­cie sama, nim znów odpłynę tak daleko.

– Ni­gdy nie będziesz sama, moja pani – stwier­dziła Mariek. – I nie cho­dzi mi wcale o ten cały blichtr. – Wyko­nała nie­okre­ślony gest, obej­mu­jąc orszak kró­lo­wej, i uśmiech­nęła się sze­roko. – Będzie ina­czej, ale ty też będziesz inna. I jesteś na tyle mądra, że to wszystko sobie uło­żysz.

– Dzię­kuję – powie­działa Padmé. – Dziw­nie jest pra­gnąć dwóch rze­czy, które są od sie­bie tak odle­głe. Jestem gotowa odpo­cząć, ale jed­no­cze­śnie mam wra­że­nie, że mogłam zro­bić wię­cej.

– Wiem – odparła Mariek – i wła­śnie dla­tego i tak wpi­sa­łam cię na kartę.

– Odda­łaś nie­ważny głos! – zapro­te­sto­wała Padmé, zatrzy­mu­jąc się nagle w miej­scu. Wszy­scy idący ich śla­dem też przy­sta­nęli i spoj­rzeli w górę, by się prze­ko­nać, co takiego się stało, że kró­lowa wstrzy­mała ruch. – I nie powin­naś mi mówić, na kogo zagło­so­wa­łaś.

Mariek zaczęła się śmiać, a Quarsh pod­szedł do niej, by wziąć żonę pod rękę.

– Nie prze­drzeź­niaj kró­lo­wej, kocha­nie. Wiem z doświad­cze­nia, że ma swoje spo­soby, by odpła­cić pięk­nym za nadobne. Tak, czasu już mało, ale nie wąt­pię w jej moż­li­wo­ści. – Przez krótką chwilę znów był jej kapi­ta­nem, tym, który prze­szko­lił je wszyst­kie, nim goto­wość do walki ustą­piła miej­sca para­noi. Padmé sza­le­nie za nim tęsk­niła.

Mariek zaśmiała się jesz­cze gło­śniej.

– Moja pani? – Panaka zaofe­ro­wał kró­lo­wej drugą rękę. – Wiem, że nie jest ci potrzebna, ale jestem naj­szczę­śliw­szy, gdy wiem, że mogę ci zaofe­ro­wać wspar­cie.

– Oczy­wi­ście, kapi­ta­nie – zgo­dziła się dość for­mal­nym tonem Padmé. Wzięła go pod rękę i wzno­wili podej­ście. – Ponie­waż koniec mojej kaden­cji zbliża się nie­ubła­ga­nie, wypada, żebym we wszel­kich kwe­stiach wyka­zy­wała się wstrze­mięź­liwą oceną.

– Zawsze tak postę­po­wa­łaś, moja pani, nawet gdy się ze sobą nie zga­dza­li­śmy – odparł Panaka. Zabrzmiało to pra­wie jak zawie­sze­nie broni. – I dla­tego ja też zapi­sa­łem twoje imię na kar­cie.

Kró­lowa Naboo zaśmiała się w świe­tle słońca, przy­sta­jąc przed rezy­den­cją wraz ze straż­ni­kami i towa­rzysz­kami. Furta była otwarta na oścież, bo było to miej­sce spo­koju i kon­tem­pla­cji, które ni­gdy nie wyma­gało obrony przed wro­giem. Przed nimi roz­po­ście­rały się cichy dzie­dzi­niec oraz ską­pane w słońcu ogrody, gdzie mieli cze­kać na wyniki wybo­rów. Za nimi zaś znaj­do­wał się świat, który decy­do­wał o tym, jaki kształt przyjmą wie­ści. Kró­lowa Ami­dala po raz ostatni wkro­czyła do środka jako wład­czyni pla­nety.Rozdział 2

ROZ­DZIAŁ 2

Holo­wia­do­mość wyma­ga­jąca kodu bez­pie­czeń­stwa kró­lo­wej pocho­dziła od samego kanc­le­rza Pal­pa­tine’a i choć była krótka, gło­siła, że wkrótce zjawi się on oso­bi­ście z for­malną wizytą w posia­dło­ści nad jezio­rem. Pal­pa­tine prze­pro­sił za to, że infor­muje o tym w ostat­niej chwili. Holo wywo­łało drobne poru­sze­nie – szcze­gól­nie dla­tego, że więk­szość świty na­dal była w stro­jach kąpie­lo­wych – ale Padmé zawsze ota­czała się wytraw­nymi pro­fe­sjo­na­li­stami, któ­rzy potra­fili się odna­leźć w każ­dej sytu­acji.

Rabé roz­cze­sy­wała włosy kró­lo­wej i zasta­na­wiała się nad obec­nym wyzwa­niem. Gdy się pako­wały, wraz z Yané zgo­dziły się, by ogra­ni­czyć liczbę stro­jów wszyst­kich, w tym i Padmé, wobec czego nie pomy­ślały o kre­acjach, które nada­wa­łyby się do przy­ję­cia gościa naj­wyż­szego szcze­bla. Nie spo­dzie­wały się, że na tym eta­pie kam­pa­nii wybor­czej doj­dzie do wizyty poli­tycz­nej tej rangi. Jed­nak sama obec­ność kanc­le­rza Pal­pa­tine’a wyma­gała pew­nego poziomu for­mal­no­ści i teraz Rabé zna­la­zła się w kło­po­tli­wej sytu­acji.

Cza­sami nie potra­fiła do końca wytłu­ma­czyć, z czym wiąże się służba w cha­rak­te­rze dwórki kró­lo­wej. W jakimś stop­niu była ochro­nia­rzem, doradcą, ale dbała też o este­tykę. I w jakimś stop­niu jej praca pole­gała na tym, by wszyst­kie te role wywa­żyć. Obco­świa­towcy, a nawet miesz­kańcy Naboo cza­sami prze­wra­cali oczami na widok wózka baga­żo­wego kró­lo­wej. Bele tka­nin i misterne nakry­cia głowy można by uznać za prze­jaw roz­rzut­no­ści czy deka­den­cji, w zależ­no­ści od podej­ścia obser­wa­tora, ale każdy ele­ment stroju peł­nił okre­śloną funk­cję, podob­nie jak jego umiej­sco­wie­nie. Więk­szość mate­ria­łów pod­da­wano cho­ciażby obróbce żywicą, która uod­par­niała je na strzały z bla­ste­rów. W mister­nie zdo­bio­nych bro­szach mogły kryć się urzą­dze­nia nagry­wa­jące albo emi­ter tar­czy oso­bi­stej. Naj­cięż­sze suk­nie nie­jako two­rzyły ochronną barierę wokół kró­lo­wej. Miały coś w rodzaju „sys­temu ewa­ku­acyj­nego”, tak by Padmé mogła je szybko zrzu­cić i zostać w prak­tycz­nym stroju spodnim, zapew­nia­ją­cym swo­bodę ruchów w razie sytu­acji awa­ryj­nej. Nakry­cia głowy odwra­cały uwagę od twa­rzy kró­lo­wej, co uła­twiało pracę sobo­wtór­kom. Rabé pod­cho­dziła do gar­de­roby i akce­so­riów wład­czyni w ten sam spo­sób, jak do kró­lew­skiego pisto­letu: były nie­zbędne i przy­datne, gdy korzy­stało się z nich z pełną świa­do­mo­ścią i spry­tem.

– Yané, zabierz się, pro­szę, do pracy nad war­ko­czami Saché i Eirtaé – poin­stru­owała. W drzwiach sta­nęła młoda straż­niczka. Zło­żyła dło­nie nisko na brzu­chu. Rabé od razu się domy­śliła, że kanc­lerz wła­śnie wylą­do­wał. – Pro­sta suk­nia trzy­czę­ściowa i nefry­towe spinki do wło­sów. Pora­dzisz sobie sama, gdy już skoń­czysz?

– Jasne – odparła Yané. – No, mogę potrze­bo­wać pomocy ze spin­kami z tyłu.

– Pomogę jej – zaofe­ro­wała Saché. – Ćwi­czy­łam.

– Świet­nie – pod­su­mo­wała Rabé. – Załóż­cie ciem­no­czer­wone szaty, ale nie nacią­gaj­cie kap­tu­rów. Niech przy­go­tuje je jedna z was, która już ma war­kocz.

Saché zdą­żyła usiąść, więc Eirtaé wstała i poszła do gar­de­roby. Wszyst­kie sły­szały brzę­cze­nie, gdy droid zawia­du­jący pomiesz­cze­niem szy­ko­wał wybrane stroje.

– Sabé, musimy przy­go­to­wać suk­nię spa­ce­rową. To naj­wy­kwint­niej­sza rzecz, jaką spa­ko­wa­ły­śmy, a nie spo­dzie­wamy się zagro­żeń. Zobacz, czy dobie­rzesz do niej żakiet, by przy­kryć plecy, a potem przy­szy­kuj dla nas zie­lone szaty. Będziemy w kap­tu­rach, choć jest na to za cie­pło.

Sabé spu­ściła stopę z łóżka, na któ­rym roz­cze­sy­wała włosy, i znik­nęła w gar­de­ro­bie za Eirtaé.

– A ja? – spy­tała ziry­to­wa­nym tonem Padmé. – Nie chcę ci prze­szka­dzać.

– Oj, cicho tam – odparła Rabé. – To takie typowe dla kanc­le­rza, że poja­wia się bez zapo­wie­dzi wła­śnie wtedy, gdy jeste­śmy zupeł­nie na to nie­przy­go­to­wane!

– Wró­cił do domu, by wziąć udział w wybo­rach – stwier­dziła Padmé – ale nie ma czasu, by potem zostać na inau­gu­ra­cji. Może powin­ny­śmy były się spo­dzie­wać jego wizyty, ale prze­cież to nie twoja wina, że nie czy­ta­łaś mu w myślach, gdy jesz­cze nie wylą­do­wał.

Rabé prych­nęła zupeł­nie nie tak, jak na damę przy­stało, i wró­ciła do roz­cze­sy­wa­nia wło­sów Padmé. Nie podo­bało jej się to, że została zasko­czona, choć trzeba było przy­znać, że zda­rzało się to nie­sły­cha­nie rzadko. Wyko­nu­jąc wystu­dio­wane, dosko­na­lone przez lata ruchy, splo­tła pół tuzina war­ko­czy i zwią­zała je zło­tymi i srebr­nymi wstąż­kami. Następ­nie upięła je, two­rząc sześć sze­ro­kich pier­ścieni, które oka­lały twarz i głowę Padmé. W ten spo­sób powstała ilu­zja roz­miaru, który zazwy­czaj zapew­niały bra­ku­jące teraz nakry­cia głowy. Rabé dodała kolejne wstążki, by opa­dały kaska­dami po ple­cach kró­lo­wej.

– Pro­szę – powie­działa Sabé, uno­sząc kre­mowy szal. – Będzie paso­wał?

– Tak. Tak sądzę – odparła Rabé. – Pora­dzi­cie sobie, a ja się przy­go­tuję?

Sabé przy­tak­nęła, a Padmé wstała. Zało­żyła już koszulkę, ale ponie­waż wybrany strój nie miał ple­ców, musiała roze­brać się do pasa. Sabé roz­ło­żyła kre­ację na pod­ło­dze, by kró­lowa mogła sta­nąć pośrodku. Dwórka nacią­gnęła suk­nię na jej ramiona i zapięła zamek na szyi, po czym zadbała o szal i wstążki. Musiała wspiąć się na sto­łek, by poma­lo­wać Padmé twarz, bo ta nie ufała sobie na tyle, by usiąść w stroju, ale w końcu po dzie­się­ciu minu­tach przed dwór­kami sta­nęła kró­lowa Ami­dala w całej oka­za­ło­ści.

Padmé przy­glą­dała się, jak Yané koń­czy pleść war­ko­cze Eirtaé, po czym siada, by z kolei Saché mogła ją ucze­sać. Potem wszyst­kie trzy kobiety prze­brały się w czer­wone szaty, a Sabé i Rabé nacią­gnęły zie­lone kap­tury, by ukryć twa­rze w cie­niu. Tak, zde­cy­do­wa­nie było im za cie­pło, ale nie mogły nic na to pora­dzić. Przy­naj­mniej Sabé musiała postę­po­wać w ten spo­sób pod­czas wszyst­kich publicz­nych wystą­pień – nawet teraz, pod sam koniec kaden­cji, gdy Padmé wąt­piła, że kie­dy­kol­wiek jesz­cze przyj­dzie im się zamie­nić miej­scami.

– Nie po to przez cały czas uwa­ża­ły­śmy, by teraz prze­stać, Wasza Wyso­kość – skwi­to­wała Sabé. Na jej wła­sną prośbę dwórki zwra­cały się w ten spo­sób do Padmé tylko wtedy, gdy były w towa­rzy­stwie albo gdy miała na sobie pełny maki­jaż. Cere­mo­nialny ton dodał sło­wom Sabé dodat­ko­wej wagi, przez co dziew­czyna wyda­wała się zbyt doj­rzała jak na swoją młodą twarz. Głos był jed­nym z ele­men­tów żywego, rucho­mego prze­bra­nia.

– Wiem – zgo­dziła się Padmé – ale dla waszego kom­fortu posta­ram się, by spo­tka­nie trwało tak krótko, jak to moż­liwe.

Trzy dwórki ruszyły przed sie­bie. Miały już stać w sali, gdy Padmé wej­dzie do środka, a Sabé i Rabé zamkną tyły. Ciemna zie­leń tyl­nej ściany salonu audien­cyj­nego nie­mal dorów­ny­wała odcie­niem ich sza­tom. Gdyby kanc­lerz popro­sił o pry­watną roz­mowę, ich obec­ność mogłaby pozo­stać nie­zau­wa­żona, szcze­gól­nie gdyby trzy inne dwórki opu­ściły salę na wyraźną prośbę gościa. Roz­le­gło się puka­nie do drzwi i na sygnał kró­lo­wej w pomiesz­cze­niu zja­wił się Panaka.

– Kanc­lerz Pal­pa­tine czeka na audien­cję od nie­mal dwu­dzie­stu minut, Wasza Wyso­kość – zamel­do­wał. – Towa­rzy­szą mu obec­nie Mariek i Tonra. Wydaje się znie­cier­pli­wiony, ale rozu­mie koniecz­ność zwłoki.

– Dzię­kuję, kapi­ta­nie. – Kró­lowa Ami­dala prze­ma­wiała oso­bli­wie bez­na­mięt­nym tonem. Był to głos, który Padmé i Sabé opra­co­wały wspól­nie, by mogły się nim bez­błęd­nie posłu­gi­wać, choć pozo­stałe dwórki opa­no­wały go tylko w mniej­szym lub więk­szym stop­niu. – Pro­szę odpro­wa­dzić nas do salonu, aby­śmy mogły czym prę­dzej zakoń­czyć ocze­ki­wa­nie kanc­le­rza.

Panaka prze­pu­ścił Ami­dalę w drzwiach, ale potem od razu zrów­nał z nią krok, gdy prze­mie­rzali sze­ro­kie mar­mu­rowe kory­ta­rze. Eskor­to­wało ich dwoje straż­ni­ków z przodu, a dwoje innych zamy­kało tyły. Ich buty wystu­ki­wały ostre stac­cato, które kon­tra­sto­wało z gra­cją, z jaką stą­pały Sabé i Rabé. Obrali nieco okrężną trasę, by nie wycho­dzić na zewnątrz – Rabé jak zawsze dobrze się spi­sała, ale nie była pewna, czy wstążki pora­dzi­łyby sobie z wia­trem sil­niej­szym od łagod­nej bryzy. Nim dotarli do salonu audien­cyj­nego, pozo­stali domow­nicy już zebrali się na miej­scu. Ami­dala zasia­dła na tro­nie, a Panaka przy­sta­nął po jej pra­wej stro­nie. Ubrane w zie­lone szaty dwórki kró­lo­wej zatrzy­mały się z tyłu podium. Dzięki nacią­gnię­tym kap­tu­rom zle­wały się z deko­ra­cjami pomiesz­cze­nia.

– Wasza Wyso­kość. – Dźwięczny głos Mariek zwró­cił uwagę zebra­nych. – Z przy­jem­no­ścią zapo­wia­dam kanc­le­rza Pal­pa­tine’a.

W Theed nie unik­nę­liby o wiele oka­zal­szego cere­mo­niału. Powi­ta­niu kanc­le­rza towa­rzy­szy­łaby muzyka – moż­liwe, że zagrano by utwory z jego wła­snej pro­win­cji albo takie, które obec­nie były w modzie – no i w sali tro­no­wej zebra­łoby się znacz­nie wię­cej gości. Nie­mniej brak pompy nie prze­szka­dzał Ami­dali, a nie wyglą­dało na to, by przej­mo­wał się tym rów­nież kanc­lerz. Star­szy męż­czy­zna wkro­czył do salonu nie­śpiesz­nym kro­kiem. Podą­żał za nim sier­żant Tonra. Gość skie­ro­wał się ku podium, na któ­rym znaj­do­wała się kró­lowa.

– Wasza Wyso­kość – powie­dział i skło­nił się nisko. – Dzię­kuję ser­decz­nie, że zgo­dzi­łaś się, pani, mnie przy­jąć. Wiem, że w obec­nych oko­licz­no­ściach moja prośba była nie­ty­powa, ale oba­wiam się, że nie mogę zostać na Naboo na tyle długo, by zło­żyć wizytę o bar­dziej sto­sow­nej porze.

– Jak zawsze jeste­śmy zaszczy­ceni pań­ską obec­no­ścią, kanc­le­rzu – odparła Ami­dala. – Pań­ska pozy­cja w Sena­cie Galak­tycz­nym zapew­nia Naboo ogromny pre­stiż. Z przy­jem­no­ścią odwdzię­czamy się za ten fakt tak, jak tylko możemy.

Pal­pa­tine uśmiech­nął się z satys­fak­cją. Padmé poczuła, jak sto­jący obok Panaka nieco się odpręża. Dobry nastrój kanc­le­rza z pew­no­ścią ozna­czał, że nie działo się nic złego, a sam gość naj­wi­docz­niej po pro­stu chciał zło­żyć wyrazy usza­no­wa­nia przed odlo­tem na Coru­scant.

– Czy mógł­bym pro­sić Waszą Wyso­kość o pry­watną audien­cję? – spy­tał zgod­nie z ocze­ki­wa­niami Pal­pa­tine. – Nie zamie­rzam nie­po­koić dobrego kapi­tana, pro­sząc o spa­cer po prze­pięk­nych ogro­dach, ale może zdo­ła­li­by­śmy poroz­ma­wiać tutaj?

Padmé demon­stra­cyj­nie wychy­liła się w stronę Panaki, który zwró­cił się w jej kie­runku.

– Do tej pory wszystko prze­biega zgod­nie z ocze­ki­wa­niami – powie­dział kapi­tan, przy­sła­nia­jąc usta dło­nią w ręka­wicy. Tak naprawdę nie musieli ze sobą roz­ma­wiać, ale oboje na tyle dosko­nale opa­no­wali sztukę spra­wia­nia wra­żenia, iż się kon­sul­tują, że i tym razem odru­chowo powie­lili stary nawyk.

– Zga­dza się – odparła Padmé. – Będziemy tu tak długo, jak długo będzie chciał roz­ma­wiać.

– W porządku – przy­tak­nął Panaka. – Choć nie pozwolę, by zajął ci dłu­żej niż dwa­dzie­ścia minut, moja pani.

– Dzię­kuję, kapi­ta­nie – powie­działa Padmé.

Gdy się wypro­sto­wała, prze­mó­wiła jako kró­lowa Ami­dala.

– Przy­ja­ciele, jeśli pozwo­li­cie, daj­cie nam pro­szę chwilę pry­wat­no­ści z kanc­le­rzem.

Zgro­ma­dzeni człon­ko­wie świty skło­nili się i zaczęli opusz­czać salę. Panaka wyszedł jako ostatni. Gdy scho­dził z pode­stu, zatrzy­mał się na moment, by wymie­nić uści­ski dłoni z kanc­le­rzem. Wkrótce salon opu­sto­szał. Zostały w nim cztery osoby, spo­śród któ­rych dwie spra­wiały wra­że­nie nie­wi­docz­nych do tego stop­nia, że rów­nie dobrze mogły być nie­wi­dzialne.

Pal­pa­tine wkro­czył na podium, choć nie pod­szedł do kró­lo­wej na wycią­gnię­cie ręki.

– Wiem, że moje wizyty bywają kło­po­tliwe, ale cie­szę się, że cię widzę, pani – powie­dział.

Przy­sta­nął na tyle bli­sko, by nie musieli pod­no­sić głosu, więc Padmé ode­zwała się wła­snym, jak do przy­ja­ciela.

– To żaden kło­pot – zapew­niła. – Szcze­rze mówiąc, dzi­siej­szego dnia pewna odmiana była mi potrzebna i jest mile widziana.

– Wyobra­żam sobie – odparł kanc­lerz. – Cho­ciaż tak po praw­dzie to nie, nie wiem, jakie to uczu­cie. Wybór na sta­no­wi­sko kanc­lerza ma zupeł­nie inny prze­bieg. Ja już ni­gdy nie będę ubie­gał się o urząd. Ale mogę pouda­wać, że sobie wyobra­żam.

– Cie­szę się, że zdo­łał pan, kanc­le­rzu, wró­cić do domu, by zagło­so­wać – powie­działa Padmé. – Myśla­łam, że odda pan głos zdal­nie.

– Wiel­kie gesty to jedna z zalet bycia u wła­dzy, Wasza Wyso­kość – oznaj­mił Pal­pa­tine. – Zresztą nie zaszko­dzi świe­cić oby­wa­tel­skim przy­kła­dem.

Zawa­hał się przez chwilę – na tyle długą, że zauwa­żyła, ale niczego nie powie­działa. Cze­kała, aż zbie­rze myśli.

– A zasta­na­wia­łaś się już, pani, co ze sobą poczniesz? – spy­tał.

Padmé była zbyt dobrze wyszko­lona, by się zgar­bić, ale wpra­wione oko zauwa­ży­łoby, że sku­liła się nieco na dźwięk tych słów. Oczy­wi­ście, że myślała o tym nie­ustan­nie, ale jesz­cze nikt nie zadał jej tego pyta­nia wprost, a teraz nie miała wyboru – musiała odpo­wie­dzieć. Nosiła się z zamia­rem, by wcze­śniej poroz­ma­wiać choćby z Sabé, nim poru­szy temat z innymi oso­bami, ale została przy­parta do muru. Żywiła nadzieję, że Sabé zro­zu­mie. W końcu nie po raz pierw­szy musiała powie­dzieć coś jako Ami­dala, co wola­łaby powie­dzieć jako Padmé.

– Moimi naj­lep­szymi atu­tami od zawsze były deter­mi­na­cja i umie­jęt­ność nego­cja­cji. – Padmé na­dal mówiła wła­snym gło­sem, ale Ami­dala znaj­do­wała się bli­sko powierzchni. – Wiem, że gdy­bym się zmo­bi­li­zo­wała, mogła­bym opa­no­wać dowolną inną pro­fe­sję, ale nie byłaby tak bli­ska mojemu sercu.

– Wyjąt­kowa kul­tura Naboo umoż­li­wia roz­ma­ite spo­soby eks­pre­sji – odparł Pal­pa­tine – jed­nak są i tacy, w tym ja, któ­rzy, gdy już wejdą w poli­tykę, pozo­stają w niej przez całe życie.

– Mnie ogra­ni­cza kaden­cyj­ność urzędu – przy­znała Ami­dala. – I wiem, że naj­wyż­sza pora prze­ka­zać obo­wiązki kró­lo­wej komu innemu. Ale sądzę, że znaj­dzie się coś, czym mogła­bym się zająć. Już nie­mal skoń­czy­łam robić wstępne plany.

– Jeśli mogę w czymś pomóc, Wasza Wyso­kość… – zaczął Pal­pa­tine. Uśmiech­nął się, a wła­ści­wie wykrzy­wił usta w spo­sób, który zanie­po­ko­iłby ją, gdyby go tak dobrze nie znała. Zawsze pla­no­wał do przodu. – …zro­bię to z przy­jem­no­ścią.

– Jako kró­lowa Naboo musia­łam poświę­cić się tej pla­ne­cie, przed­kła­da­jąc jej potrzeby ponad wszyst­kie inne – powie­działa Ami­dala. Żało­wała, że nie widzi twa­rzy Sabé. – Jed­nak ni­gdy nie prze­szłam do porządku dzien­nego nad sytu­acją panu­jącą na Tato­oine – nie odkąd opu­ści­łam tę pla­netę przed czte­rema laty. Nie­wol­nic­two to plaga, kanc­le­rzu. Kła­dzie się cie­niem na ide­ałach Repu­bliki. Nie mogę wpro­wa­dzić zmian drogą ofi­cjalną, bio­rąc pod uwagę stan więk­szo­ści pla­net Zewnętrz­nych Rubieży, ale mogę korzy­stać z tych zaso­bów, które są mi dostępne, by zwró­cić wol­ność tylu oso­bom, ilu tylko zdo­łam, a także by zna­leźć im nowe domy, o ile będą tego chciały.

Gdy wypo­wie­działa te słowa, poczuła, jak z jej bar­ków spada wielki cię­żar. Usły­szała w sercu krótki szept, gdy pozwo­liła sobie na myśl o mło­dym chłopcu, któ­remu było chłodno w prze­strzeni kosmicz­nej, a także o matce na tyle odważ­nej, by pozwo­liła mu odejść tam, gdzie sama pójść nie mogła.

– Zamie­rza pani ich wyku­pić? – dopy­tał Pal­pa­tine.

– Nie lubię tego okre­śle­nia, ale tak – potwier­dziła. Nie było widać, że wzdry­gnęła się na dźwięk jego słów.

– Szla­chetne powo­ła­nie, Wasza Wyso­kość – oce­nił Pal­pa­tine – choć obar­czone wie­loma trud­no­ściami, bio­rąc pod uwagę gra­nice naszej spraw­czo­ści.

– Mogę temu poświę­cić resztę życia, jak pan to ujął – przy­po­mniała mu Padmé.

– Wasza Wyso­kość – odparł kanc­lerz – może zain­te­re­suje cię infor­ma­cja, że obec­nie zło­ży­łem w Sena­cie pro­jekt ustawy, mają­cej zająć się tą wła­śnie kwe­stią. Skupi się na trans­por­cie tych nie­przy­jem­nych „ładun­ków” w prze­strzeni Repu­bliki. Mam nadzieję, że w nama­cal­nym stop­niu przy­czyni się do zała­go­dze­nia pro­blemu. Nie ma potrzeby, byś zaj­mo­wała się tym, pani, oso­bi­ście.

– Wiem, jak działa Senat, kanc­le­rzu. – Słowa te, wbrew sobie, Padmé wypo­wie­działa naj­chłod­niej­szym tonem Ami­dali. Pal­pa­tine wypro­sto­wał się nie­mal nie­zau­wa­żal­nie. – Sta­wa­łam przed nim i despe­racko ape­lo­wa­łam o ochronę życia mojego ludu, skła­da­ją­cego się w końcu z oby­wa­teli Repu­bliki, a Senat nie zro­bił nic. Moż­liwe, że moje sta­ra­nia nie przy­niosą dużych efek­tów, ale będą moje.

– Oczy­wi­ście, Wasza Wyso­kość. – Pal­pa­tine się skło­nił. Uniósł wzrok i znów się zawa­hał. – Prze­pra­szam, ale jed­nak przy­la­tuję ze złymi wie­ściami.

– Pro­ces? – spy­tała. Była tylko jedna rzecz, która mogła go skło­nić do powrotu pod pre­tek­stem udziału w wybo­rach – obecny stan zarzu­tów prze­ciwko Neimo­idia­nom, któ­rzy naje­chali ich pla­netę przed czte­rema laty i pró­bo­wali pozba­wić ją życia.

– Tak, Wasza Wyso­kość – potwier­dził. – Pro­ces Nute’a Gun­raya skoń­czył się nie­jed­no­myśl­no­ścią wśród człon­ków ławy przy­się­głych. Nie naj­lep­szy wynik, rzecz jasna, ale też nie naj­gor­szy, bio­rąc pod uwagę siłę zespołu praw­nego Fede­ra­cji Han­dlo­wej. Praw­nicy Repu­bliki muszą zebrać siły, ale już pla­nują kolejne kroki.

Ami­dala nie mogła gnie­wać się w miej­scu publicz­nym, więc Padmé przy­brała kamienny wyraz twa­rzy.

– Dzię­kuję, kanc­le­rzu – powie­działa bez­na­mięt­nym, twar­dym jak skała tonem. – Doce­niamy pana nie­usta­jące sta­ra­nia na rzecz naszego świata.

– Żałuję, że aku­rat w takim dniu nie przy­by­wam z lep­szymi nowi­nami – oznaj­mił Pal­pa­tine. Wyprę­żył się jak struna. – Wasza Wyso­kość, Naboo wiele ci zawdzię­cza, a jako jeden z two­ich pod­da­nych smucę się, że to koniec twej kaden­cji. Życzę wszyst­kiego dobrego we wszyst­kim, czego się podej­miesz, czym­kol­wiek by to nie było.

Ami­dala ski­nęła głową, by zara­zem przy­jąć słowa kanc­le­rza i go odpra­wić. Pal­pa­tine opu­ścił podium, by wyjść z sali. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, u boku Padmé zja­wiła się Rabé. Stała na tyle daleko, że nie sły­szała sto­no­wa­nego głosu Pal­pa­tine’a, ale też nikt nie wspo­mi­nał otwar­cie o tym, że potrafi czy­tać z ust. Nie było to wpraw­dzie narzę­dzie naj­pre­cy­zyj­niej­sze, ale w połą­cze­niu z lor­r­diań­ską zdol­no­ścią czy­ta­nia mowy ciała uła­twiało Rabé wgląd w inten­cje innych w stop­niu, jakiego ci nie podej­rze­wali.

– Coś go nie­po­koi – powie­działa. – Coś nie postę­puje tak szybko, jak by sobie tego życzył.

– Można to powie­dzieć o wielu rze­czach – skwi­to­wała Padmé. Usia­dła wygod­nie na tro­nie i poczuła na szyi deli­katny dotyk wstą­żek. – Niech kanc­lerz reali­zuje swoje plany, a my zosta­niemy przy wła­snych.

– Wrócę do gar­de­roby, by przy­go­to­wać suk­nię ogro­dową – dodała Rabé.

– Dzię­kuję – odparła Padmé. – Popro­sisz, by podali nam lunch na tara­sie? Wiem, że jest późno i pozo­stali już się pew­nie posi­lili, ale umie­ram z głodu, a pogoda jest zbyt ładna, by jeść w środku.

– Oczy­wi­ście – potwier­dziła Rabé i odda­liła się bez­sze­lest­nie.

– Myślisz, że to głupi pomysł? – spy­tała Padmé.

– Uwa­żam, że sza­le­nie nie­prak­tyczny – przy­znała Sabé. Poja­wiła się u jej boku i pomo­gła jej wstać. – Ale więk­szość two­ich pomy­słów jest wła­śnie taka. A do tej pory szło ci cał­kiem dobrze.

Ni­gdzie się nie śpie­szyły, tym bar­dziej że Rabé potrze­bo­wała dłuż­szej chwili, by zarzą­dzić przy­go­to­wa­nie lun­chu. Zresztą w końcu zna­la­zły chwilę na roz­mowę, którą Padmé tak bar­dzo chciała prze­pro­wa­dzić, nim zja­wił się Pal­pa­tine.

– Skąd Rabé wytrza­snęła tyle wstą­żek w tak krót­kim cza­sie? – spy­tała Sabé. Zatrzy­mała się, by pod­nieść te, które spa­dły na pod­łogę.

– Już dawno prze­sta­łam się nad tym zasta­na­wiać – stwier­dziła Padmé. – O wiele łatwiej przy­jąć do wia­do­mo­ści, że wyko­nuje powie­rzone jej zada­nia, niż zasta­na­wiać się, jak to robi.

– Fakt – skwi­to­wała Sabé.

Padmé zatrzy­mała się i odwró­ciła, by spoj­rzeć jej w oczy.

– Nie mam takich środ­ków, by zwró­cić im wszyst­kim wol­ność – powie­działa. Na­dal uni­kała słowa „wyku­pić”.

– To dowiemy się, czego potrze­bują na Tato­oine, i im to sprze­damy – odparła Sabé.

– My? – spy­tała Padmé, a serce pode­szło jej do gar­dła.

– Oczy­wi­ście, że my – oznaj­miła Sabé. – Prze­cież od czte­rech lat nawet nie wią­za­łaś sobie sama sznu­ró­wek. Przyda ci się wszelka moż­liwa pomoc.

– To nie­spra­wie­dliwe. I nie­praw­dziwe – zapro­te­sto­wała Padmé, choć się zaśmiała. Opu­ściła podium, trzy­ma­jąc Sabé pod rękę. Czuła, jak odcze­piają się kolejne wstążki i roz­wija jeden z war­ko­czy, a teraz, gdy się poru­szyła, szal wplą­tał się w tren sukni. – Więk­szość moich butów nie ma sznu­ro­wa­deł.

– Moż­liwe – odparła Sabé – ale będę u two­jego boku, dopóki będziesz mnie potrze­bo­wała. Szcze­rze mówiąc, cze­ka­łam, aż mnie o to popro­sisz.

– Dzię­kuję, przy­ja­ciółko. – Padmé prze­ma­wiała każdą cząstką swo­jego ist­nie­nia.

– Chodź – powie­działa Sabé. – Twoje włosy to kata­strofa. Ja też umie­ram z głodu, a wygląda na to, że mamy o czym roz­ma­wiać.

Po godzi­nie zasia­dły na tara­sie w pro­mie­niach słońca. Raczyły się dobrym jedze­niem i długo roz­ma­wiały. Rabé wła­śnie się chwa­liła, że została przy­jęta do naj­bar­dziej pre­sti­żo­wej aka­de­mii muzycz­nej w Theed, gdy zja­wił się sier­żant Tonra. Sabé natych­miast mu zasa­lu­to­wała, choć nie zapro­siła go do stołu, by zasiadł obok. Było jasne, że w tej chwili inte­re­suje go tylko kró­lowa. W rękach miał data­pad.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: