Don't leave me - Lena Kiefer - ebook + książka

Don't leave me ebook

Kiefer Lena

4,5

Opis

Trzymający w napięciu finał trylogii Don’t Love Me!
Czy wreszcie poznamy odpowiedź na pytanie, czy Lyall jest mordercą? 
Czy Kenzie uda się mu pomóc? Czy ich miłość dostanie jeszcze jedną szansę?

Po wielu perturbacjach Kenzie i Lyall wreszcie są razem. Ale ich z trudem zdobyte szczęście jest zagrożone, ponieważ przeciwko Lyallowi wysunięto przerażające oskarżenie. Kenzie nie wierzy, że jej ukochany mógłby okazać się mordercą. Choć wszystkie dowody zdają się przemawiać na jego niekorzyść…

Lyall jest zrozpaczony. Wszyscy wierzą, że to on zawinił tej strasznej zbrodni. Kenzie stara się zrobić wszystko, by udowodnić jego niewinność. Lyalla ogarniają wątpliwości, czy jego związek z Kenzie ma jeszcze w ogóle jakiekolwiek szanse na przetrwanie...

Zwątpienie, miłość, bezwzględne intrygi, zagrożenia, zacięta walka o władzę, pokrętne kłamstwa… A wszystko na tle skomplikowanego procesu sądowego, który nie raz wywoła nieoczekiwany zwrot akcji.
Miłość i thriller kryminalny w emocjonalnym finale serii Don’t Love Me!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 523

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (97 ocen)
60
27
6
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kronikiarcheo22

Nie oderwiesz się od lektury

Ta część postawiła kropkę nad i całej historii Kenzie i Lyalla. Trzymajaca w napięciu a fabuła tak skonstruowana, że ciężko się oderwać 😀
20
patikolaczyk

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjne zakończenie serii! ❤️
10
just_katarzyna

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham 🥰
10
wioletreaderbooks

Nie oderwiesz się od lektury

Niebywałe jest to, aby tom ostatni serii przebił poprzednie dwa. A zdarzało się to właśnie tu. Totalnie tom ten wbił mnie w fotel. Tak dobrze poprowadzonej akcji, tak dobrze rozpisanej fabuły, wykreowanych bohaterów i skrupulatnego przekazania wszystkiego przez Autorkę jest niezwykłym dokonaniem. Czuję się niesamowicie po lekturze tego tomu. Emocje buzują, nadal w mojej głowie siedzą zdarzenia, zachowania i postępowania. Dwa poprzednie tomy wydawały się lekkie. Pierwsze miłości, pierwsze samodzielne decyzje i dwoje bohaterów, którzy są zupełnie inni. On bogaty, może mieć wszystkich u swoich stóp, a ona odważna, pewna siebie i zaradna dziewczyna ze zwykłego domu. Historia jak z bajki. Ale to tylko pozory. Nie będę tutaj sypała Wam spojlerami, ale musicie sięgnąć po tą serię. Ona w tym roku wypiła się naprawdę na świetny new adult, który ma wiele zaskoczeń, zwrotów akcji i naprawdę bogatą paletę dosłownie wszystkiego. Życiowych zawirowań, nauki, dojrzałych decyzji i przede wszystkim mi...
10
Oszka84

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna! Autorka mnie oczarowała tworząc tą jakże pochłaniającą serię! Ogrom pracy jaki w nią włożyła czuć bezapelacyjnie. Rzadko udaje się stworzyć autorowi tak kompletne dzieło. Jest tu wszystko, ale nie w przerysowany, nabałaganiony sposób. Wręcz przeciwnie. Historia jest doskonale poprowadzona i zawiera świertne wątki włączajac w to proces- coś dla mnei! Bohaterowie i ich świat utkany jest z ogromną precyzją. Wciąga od początku do końca!
10

Popularność




Tytuł oryginału: Don’t Leave Me

Redakcja: Karolina Wąsowska

Korekta: Renata Kuk, Marta Stochmiałek

Adaptacja okładki polskiej: Magdalena Zawadzka/Aureusart

Skład i łamanie: Robert Majcher

Copyright © 2021 by cbj Jugendbuch, a division of Penguin Random House Verlagsgruppe GmbH, München, Germany

Projekt okładki: Kathrin Schüler, Berlin

Zdjęcie wykorzystane na okładce: © Gettyimages (oxygen; Moment)

Copyright for the Polish edition © 2022 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Wyrażamy zgodę na wykorzystanie okładki w Internecie.

ISBN 978-83-8266-145-3

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2022

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

tiktok.com/@wydawnictwojaguar

twitter.com/WydJaguar

Wydanie pierwsze w wersji e-book

Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2022

1Kenzie

Drzwi obrotowe ruszyły się i weszłam do środka. Jasna podłoga była wyłożona podłużnymi ułożonymi w poprzek płytkami. Westchnęłam niemal bezgłośnie, starając się zachowywać tak, jakby wszystko było w porządku. Dopiero po chwili zaczęłam rejestrować szczegóły otoczenia. Czarny kontuar z logo UAL na tle białych chłodnych ścian przypominał raczej element wystroju nowoczesnego hotelu, nie uniwersytetu, a mężczyzna w czarnym garniturze siedzący za nim przywodził na myśl bardziej pracownika banku niż recepcjonistę.

– Dzień dobry – przywitał mnie uprzejmie. – W czym mogę pani pomóc?

– Dzień dobry. – Chrząknęłam trochę nerwowo. – Nazywam się Kenzie Stayton i jestem umówiona na godzinę dziesiątą na rozmowę wstępną w Instytucie Projektowania Wnętrz.

Zabrzmiało to, jakbym nauczyła się całej kwestii na pamięć. Wcale zresztą nie było inaczej. Choć teraz najchętniej krzyknęłabym na całe gardło: „Co ja tu, do cholery, robię? Jak mogę planować rozmowę na temat swojej przyszłości, skoro mój chłopak siedzi w areszcie pięćset mil stąd i boję się o niego?”.

„Musisz to jakoś wytrzymać. Wszyscy musimy udawać, że nasze życie toczy się zwykłym trybem. Nie wolno ci z nikim na ten temat rozmawiać, słyszysz? Z nikim”, powiedział do mnie wczoraj Finlay przez telefon. Ale ja wciąż tak naprawdę nie rozumiałam znaczenia jego słów. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że musimy zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do wybuchu skandalu w związku z aresztowaniem Lyalla, w przeciwnym wypadku rodzina się od niego odwróci. Ale co to miało wspólnego ze mną? Dlaczego nie mogłam go teraz odwiedzić w Edynburgu? Dlaczego nie mogłam być blisko niego?

„Są ludzie, którzy wiedzą o twoim istnieniu, Kenzie. Którzy wiedzą o was. Jeżeli ktoś z nich się wygada i dziennikarze zaczną cię śledzić, musisz sprawiać wrażenie, że nic się nie dzieje”.

Recepcjonista wreszcie odnalazł w kalendarzu informację na temat mojego spotkania.

– Proszę udać się na trzecie piętro, pani Stayton. Pokój trzy myślnik pięćset sześćdziesiąt siedem. Musi pani zaczekać przed drzwiami, zanim zostanie pani zaproszona do środka.

Skinęłam głową, zabrałam swoją teczkę i ruszyłam ku schodom. Celowo minęłam windę znajdującą się tuż za drzwiami wejściowymi do Blueprintau, studenckiej kafejki po lewej stronie. Wybrałam dłuższą drogę, żeby w tym czasie uspokoić myśli i nastawić się na rozmowę. Nie przespałam tej nocy ani minuty. W mojej głowie wciąż krążyły te same pytania: Jak do tego doszło? Dlaczego Lyall został zatrzymany pod zarzutem morderstwa Ady właśnie teraz, prawie cztery lata po jej śmierci? Jakie dowody zebrała policja? Przecież on tego wcale nie zrobił!

Korytarz na trzecim piętrze był pusty. Odszukałam właściwy pokój i usiadłam przed drzwiami na krześle. Na przeciwległej ścianie wisiał szkic pokoju ze ścianami w boazerii, z masywnymi, biedermeierowskimi meblami. Mój żołądek ścisnął się boleśnie na myśl, że Lyall chciał tu przyjechać razem ze mną. Na pewno wyśmiałby ten obraz, bo nie cierpiał takiego stylu.

Ale nie było go tu ze mną. Przebywał w areszcie.

Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze z płuc, żeby wyciszyć umysł przed rozmową. Wczoraj na lotnisku był taki moment, jedna krótka sekunda, kiedy poczułam strach. Że jednak myliłam się co do Lyalla. Że mnie znowu okłamał. Ale potem spojrzałam mu w oczy i po prostu wiedziałam, że mówił prawdę. O Adzie, o jej problemach psychicznych, o swoich wyrzutach sumienia, że nie okazał jej zrozumienia. O śmierci Ady. Tylko… co to oznaczało? Czy ktoś próbował go wrobić?

Finlay twierdził, że wszystko okaże się jednym wielkim nieporozumieniem. Że sprawa wkrótce wyjaśni się z pomocą adwokatów, których zatrudniali Hendersonowie. Ale przeszywający mnie na wskroś strach nie pozwolił mi w to uwierzyć. Strach, jakiego nigdy wcześniej nie znałam. Czułam się, jakbym znalazła się tuż nad przepaścią i po prostu wiedziała, że jeszcze chwila i grunt osunie się spod moich stóp. Ale nie ja spadnę w przepaść. Tylko Lyall. I było to dużo gorsze, niż gdyby chodziło o mnie.

Nagle drzwi się otworzyły. Poderwałam się, bo w tej głuchej ciszy na pustym korytarzu wydały z siebie nienaturalnie głośny dźwięk.

– Kenzie Stayton? – zapytała kobieta w średnim wieku w okularach z czarnymi oprawkami. – Zapraszamy do środka.

Podniosłam się, ignorując zawroty głowy z niewyspania, ciągłego zamartwiania się i niejedzenia. Chwyciłam torebkę i teczkę, po czym weszłam do sali.

– Miło znowu panią zobaczyć. – Gloria Fowler podniosła się zza białego biurka i z uśmiechem wyciągnęła w moim kierunku rękę. – Cieszyłam się na nasze spotkanie.

– Ja również – odparłam i uścisnęłam jej dłoń, starając się zrobić dobre wrażenie.

Właściwie powinien to być jeden z najważniejszych momentów mojego życia. Od ponad pięciu lat marzyłam o tym, żeby móc tu zasiąść i uczestniczyć w tej rozmowie, dzięki której dostałabym się na studia na UAL. Ale teraz czułam się jak przed wizytą u dentysty. Jedną z tych, podczas której nie wymigam się od wiertła.

– Moja koleżanka, Indra Jacobs. – Gloria przedstawiła mi kobietę w okularach. – Przeprowadzimy tę rozmowę razem. Czy ma pani przy sobie swoje portfolio?

Uniosłam teczkę i podałam ją nad stołem.

– Mogę pokazać swoje prace również w formie cyfrowej, jeżeli panie wolą.

– Może później. – Pani Jacobs odłożyła teczkę na bok. – Proszę nam najpierw coś o sobie opowiedzieć.

Byłam przygotowana na to pytanie – to norma podczas tego typu rozmów wstępnych. Odpowiedź ułożyłam sobie w głowie kilka dobrych miesięcy temu. Ale teraz nie potrafiłam z siebie wydobyć ani słowa. W mojej głowie panowała pustka. Czarna dziura.

Weź się w garść! To ważna rozmowa. Lyall nie chciałby, żebyś to popsuła z jego powodu.

Nabrałam powietrza i odsunęłam od siebie wszystkie paraliżujące myśli i uczucia. A potem opowiedziałam kobietom o sobie, mojej rodzinie i moim życiu. O chwili, w której zdałam sobie sprawę, że chcę projektować wnętrza. To stało się dokładnie czternaście lat temu w firmie mojego taty, gdy zlecił mi wyszukanie materiałów do naszego nowego kampera. Dopóki skupiałam się na swojej historii, nic innego nie miało dostępu do mojego umysłu. Dostrzegłam, że moim rozmówczyniom podoba się to, o czym opowiadam.

– A więc pani ojciec to Thomas Stayton? – zapytała Indra Jacobs.

Spojrzałam na nią z zaskoczeniem.

– Zgadza się. Zna go pani?

– Nie osobiście, ale mój brat kupił od niego samochód – uśmiechnęła się. – Podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia raczył nas wszystkich opowieściami o swoim cudownym kamperze. Zdążył nim już nawet odbyć podróż aż do Afryki.

Udało jej się tą wzmianką wywołać szczery uśmiech na mojej twarzy.

– Jesteśmy bardzo szczęśliwi, gdy nasi klienci są zadowoleni.

Przez kolejnych kilka minut opowiadałam o swoich początkach, potem kobiety przejrzały moje projekty. Wybrałam takie, które uznałam za szczególnie udane, wyrwałam je przed spotkaniem ze szkicownika i umieściłam w swojej teczce. Był wśród nich szkic nowej sali w moim college’u, mój pokój i kilka innych miejsc, którymi zajmowałam się u Olsena. No i oczywiście nowy budynek Kilmore Grand z moją ścianką działową. Większość materiałów znalazła się w teczce jeszcze przed moim wyjazdem na Korfu. Zapomniałam, że był tam również rysunek, na którym Lyall dorysował niektóre szczegóły podczas naszej pierwszej rozmowy. Gdy zobaczyłam, jak Gloria po niego sięga, zerwałam się na równe nogi.

– Och, przepraszam, ten projekt nie jest wyłącznie mój – powiedziałam, zabierając rysunek.

Składając go, zauważyłam, że palce wcale nie chcą mnie słuchać. Myśli o Lyallu chciały się wydostać na powierzchnię, czułam, że nie dam rady ich powstrzymać. Pospiesznie wsunęłam kartkę do torebki i wyjęłam swój nowy szkicownik, żeby zyskać na czasie. Ale widok bloku w szarej lnianej okładce znowu przypomniał mi Lyalla, bo przecież dostałam zeszyt właśnie od niego.

– Tu mam jeszcze kilka najnowszych rysunków – powiedziałam drżącym głosem. – Wczoraj wróciłam z Korfu, gdzie pracowałam przy pewnym projekcie hotelowym Theodory Henderson.

Gloria uniosła wzrok znad moich projektów.

– Słyszałam o nim. To projekt własny Theodory, prawda? Realizuje go bez wsparcia ze strony Henderson Group?

– Tak, zgadza się. Kefi Palace to raczej mały hotel dla gości szukających spokoju. Z pomocą Theodory urządziłam w nim jedną z willi, właśnie te rysunki przedstawiają jej projekt. Mam też zdjęcia na laptopie.

To była jedyna rzecz, którą w tym szoku udało mi się ogarnąć po przyjeździe do domu z lotniska. Na szczęście moja rodzina była na koncercie w Brighton i dotarła na miejsce dość późno. Nie zdążyłam nikogo zobaczyć, bo dziś rano wszyscy jeszcze spali, gdy wyjeżdżałam z domu.

Na widok szkicu wnętrza willi pani Jacobs z uznaniem pokiwała głową.

– Theodora musi mieć o pani bardzo dobre zdanie, skoro zawierzyła pani taki projekt. Znała pani tę rodzinę jeszcze przed zleceniem w Kilmore?

– Nie. – Pokręciłam przecząco głową. – Byłam na praktykach u Pauli McCoy, projektantki wnętrz nowego budynku w Grandzie. Z rodziną Hendersonów zetknęłam się dopiero podczas tych praktyk.

A z jednym z jej członków w sposób szczególny. Ból znowu pojawił się w moim sercu. Ale nie tylko ból, również inne gwałtowne uczucia, które żywiłam do Lyalla. Już podczas pierwszej sekundy naszego spotkania coś między nami zaiskrzyło i nie potrafiłam pozbyć się tego wrażenia, jakie na mnie wywarł. Pomimo jego kłamstw, odległości i czasu. Czy nasza miłość przezwycięży również to, co zagrażało nam teraz?

– Jak wyobraża sobie pani swoją przyszłość? – zadała kolejne pytanie Gloria. – Jakie cele sobie pani stawia?

Wiedziałam, że ma na myśli moją karierę projektantki wnętrz. Ale w tym momencie nie potrafiłam sobie siebie nigdzie wyobrazić. W żadnym kraju, u żadnego pracodawcy, przy żadnym konkretnym projekcie, który od dawna chciałam realizować. Obok swojego boku widziałam tylko Lyalla. Wiedziałam, że mieliśmy wspólną przyszłość na wyciagnięcie ręki, a teraz brutalnie nas jej pozbawiono. Wszystko, co wiązało się z moim życiem zawodowym, nagle straciło na znaczeniu. Liczył się tylko Lyall, którego kochałam. Lyall, który siedział teraz w jakiejś celi, nie mając pojęcia dlaczego.

– Właściwie… – odezwałam się. – Właściwie to chciałabym tylko, żeby wszystko wróciło do normy.

– Do normy? – Obie kobiety spojrzały po sobie z zaniepokojeniem. – Co ma pani na myśli?

Nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa, bo strach opanował już całą moją głowę. A co, jeżeli Lyall nie wróci? Jeżeli go zamkną w więzieniu na resztę jego dni? Dotychczas nie dopuszczałam tych pytań do siebie, bo byłam przekonana, że wszystko się wyjaśni. Ale teraz wkradały się z całą siłą do mojej świadomości, kompletnie przytłaczając mnie swoim ciężarem. Czułam, jak łzy rozpaczy wypełniają moje oczy i zaczyna mnie mdlić.

– Kenzie? – Gloria pochyliła się do przodu. – Dobrze się pani czuje?

– Ja… Chyba nie – bąknęłam.

– Potrzebuje pani krótkiej przerwy? – zapytała.

Mogłam skinąć głową i poprosić o pięć minut, które mogłabym za drzwiami wykorzystać na dojście do siebie. Ale potrząsnęłam tylko głową.

– Nie, to bardzo miło z pani strony, ale obawiam się, że dziś nie dam jednak rady. Bardzo mi przykro, że zabrałam paniom czas.

Wstałam, chwyciłam swoją torbę i wybiegłam z sali, nie zabrawszy nawet swoich rysunków. Student za drzwiami, który czekał na swoją kolej, wystraszył się na mój widok, gdy mijając go, wytarłam sobie twarz rękawem.

Zbiegłam na oślep schodami w dół, wylądowałam w jakimś korytarzu. Ludzie dziwnie na mnie patrzyli, ale nie zważałam na nich. Na końcu korytarza zobaczyłam drzwi wychodzące na zewnątrz. Nacisnęłam klamkę i popchnęłam je. Znalazłam się na świeżym powietrzu. Zaczęłam głęboko oddychać, żeby pozbyć się mdłości. Mój puls był o wiele za szybki, ale bynajmniej nie dlatego, że biegłam, tylko z powodu paniki, która postawiła wszystkie komórki mojego ciała w stan gotowości. W tym momencie mógł mi pomóc tylko jeden człowiek.

Drżącymi rękami wyciągnęłam telefon i wybrałam numer, który wyświetlił się na samej górze listy ostatnio wybieranych kontaktów. Przy imieniu zobaczyłam liczbę – czternaście. Tyle razy rozmawialiśmy wczoraj ze sobą. Po tym, jak zawaliło nam się niebo.

– No, odbierz – zaklinałam go cicho, jak gdyby mógł mnie usłyszeć, gdziekolwiek teraz był. Musiał już przecież dotrzeć do Edynburga. Lyalla aresztowano przecież prawie dobę temu. – No odbierzże, do cholery.

– Tu poczta głosowa Finlaya Hendersona. – Usłyszałam radosny głos kuzyna Lyalla w słuchawce. – Pewnie jestem w tym momencie zbyt rozchwytywany, żeby móc odebrać telefon, więc po prostu się nagraj.

Nabrałam powietrza w płuca i odczekałam do końca sygnału.

– Finlay, gdzie ty jesteś? Właśnie spieprzyłam swoją rozmowę kwalifikacyjną na UAL i… ach, nieważne. Masz jakieś wieści? Proszę, oddzwoń do mnie, gdy tylko odsłuchasz moją wiadomość, okej?

Zakończyłam połączenie i próbowałam dodzwonić się do Ediny, ale ona również nie odebrała. Gdzie oni wszyscy nagle się podziali? Co się z nimi działo?

– Trzymaj się, Lyall – mamrotałam pod nosem, jakby mógł mnie usłyszeć. – Dasz radę. Wyciągniemy cię z tego.

Tak będzie. Tak musi być. W końcu sprawiedliwość musi zwyciężyć.

Prawda?

2Lyall

– Zabiłeś Adaline Warner, Henderson?

– Nie.

– Znaleźliśmy jej ciało. Mamy dowody, że to byłeś ty. Jeżeli się teraz przyznasz do winy, kara będzie łagodniejsza. Porozmawiam z prokuratorem.

– Chcę rozmawiać ze swoją adwokatką.

– Ach, daj spokój! Historia lubi się powtarzać. Najpierw jest wielka miłość, ale po jakimś czasie okazuje się, że wcale nie jest aż taka wielka, potem następuje rozstanie ze straszną kłótnią, podczas której w końcu wściekłość tak wzbiera w człowieku, że jedyne co pozostaje, to marzenie, żeby ten ktoś wreszcie przestał istnieć.

– Nie zabiłem jej. Nie potrafiłbym nikogo zabić.

– Każdy człowiek jest w stanie to zrobić, Henderson. Pracuję w tym zawodzie wystarczająco długo, żebym nie miał co do tego żadnych wątpliwości.

– Każdy, ale nie ja.

– W takim razie nie powiedziałeś jej, że chciałbyś, żeby zniknęła?

– Powiedziałem…

– Tak, Henderson?

– Powiedziałem, że chcę porozmawiać z moją adwokatką.

Na myśl o tym przesłuchaniu nadal przechodziły mnie zimne dreszcze. Spędziłem kilka godzin w czterech ścianach pokoju przesłuchań w Londynie, gdzie inspektor Miller próbował wymusić na mnie przyznanie się do winy. Wydawało mi się, że trzymał mnie tam całą wieczność, bez wody i jedzenia, zadając mi wciąż te same pytania w nadziei, że w końcu mnie złamie. Co nie nastąpiło. Nasłuchałem się wystarczająco dużo takich historii od Finlaya, żeby wiedzieć, że nie należy się nigdy do niczego przyznawać przed policją.

W końcu Miller zrezygnował, a ja mogłem wreszcie zadzwonić. Potem przewieziono mnie zakratkowanym radiowozem na północ, do więzienia Jej Królewskiej Mości w Edynburgu. Tam mnie przeszukano, odebrano mi rzeczy osobiste i w końcu z hukiem zamknięto za mną drzwi celi. Od tego momentu nie widziałem nic poza tymi ośmioma metrami kwadratowymi z maleńkim okienkiem. Stało tu wąskie metalowe łóżko, na którym usiadłem, ale nie udało mi się zasnąć nawet na minutę. Jakżeby inaczej, skoro nawet w normalnych warunkach zazwyczaj miałem problemy z zasypianiem. Stały tam też małe biurko i krzesło, za ścianką działową były umywalka i toaleta. Pobyt tutaj wydawał mi się niemal surrealistyczny. Czułem się, jakby to wszystko przydarzyło się komuś innemu.

Od kilku godzin próbowałem sformułować choć jedną sensowną myśl, ale po prostu nie byłem w stanie. Po początkowym szoku mój mózg pogrążył się w takim samym odrętwieniu jak moje ciało – i to już wtedy na lotnisku Heathrow, gdy w ciągu sekundy moje życie rozpadło się na drobne kawałki. Rozumiałem, o co mnie oskarżano, ale nie potrafiłem znaleźć w tym żadnej logiki. Dlaczego właśnie teraz na światło dzienne wypłynęła sprawa śmierci Ady, skoro wszystko zostało wcześniej tak starannie zatuszowane przez moją rodzinę? Jak to możliwe, że teraz nagle wypłynęły dowody przemawiające za morderstwem, którego ja miałem być sprawcą? Przecież to wszystko nie ma sensu. Kompletnie nie ma sensu.

Trzymałem się kurczowo tylko jednej myśli. Że moim jedynym oparciem jest Kenzie. Kenzie, która widziała, jak stałem tam kompletnie skonsternowany. Kenzie, która wstawiła się za mną, o mało nie wdając się w kłótnię z policjantami. Która nie wiedziała tak samo jak ja, jakim cudem znalazłem się w tej popieprzonej sytuacji. Miałem wielką nadzieję, że nie zmieni swojego zdania na mój temat. Że nie zacznie wierzyć, że w tych zarzutach kryje się prawda.

Tym się przejmujesz? Jeżeli ta cała sytuacja skończy się dla ciebie źle, twój związek z Kenzie i tak szybko przejdzie do historii.

Przycisnąłem dłoń na piersi, w której panika wywołała przeszywający ból, nie pozwalając mi oddychać. Podniosłem się, zrobiłem dwa kroki i stanąłem przed ścianą. Dałem dwa kroki w drugą stronę, znowu ściana. Mój puls przyspieszył bardziej, niż gdybym przepłynął długość basenu. Sport był moim lekarstwem na niemal każdy problem, ale tu nie mogłem się ruszać. Pomieszczenie było za małe, było tu za ciasno. Na myśl o tym, jak dużo czasu mogę tu jeszcze spędzić, ogarniał mnie paniczny strach. Nie mogłem oddychać. Nie mogłem…

Usłyszałem hałas zza drzwi, które po chwili się otworzyły. Strażnik, który mnie tu przyprowadził, zajrzał do środka. Starałem się nic nie dać po sobie poznać.

– Henderson? Przyjechała twoja adwokatka. – Przyjrzał mi się badawczym wzrokiem. – Wyjdziemy bez kajdanek?

– Oczywiście.

Skinąłem głową. Co mógłbym zyskać, atakując go? Tym bardziej sprawiłbym wrażenie, że jestem winny. A uciec i tak by mi się przecież nie udało.

– Dobrze, w takim razie chodź ze mną.

Wypuściłem z płuc powietrze, jakbym nie oddychał od kilku godzin. Wymaszerowałem z celi i poszedłem przodem szarym korytarzem oświetlonym jarzeniówkami. Stąpałem po podłodze wyłożonej poplamionym linoleum. Wciąż miałem na sobie wczorajsze ubrania – szary T-shirt i dżinsy, do tego szare sneakersy, których zelówki skrzypiały przy każdym kroku. W areszcie śledczym nosi się własne ciuchy, jak się dowiedziałem.

Przeszliśmy przez dwoje drzwi i znaleźliśmy się w pomieszczeniu, w którym znajdował się skromny stół, wokół niego stały cztery krzesła, a na ścianach wisiało kilka tablic z ostrzeżeniami. Zająłem miejsce i musiałem odczekać kilka minut, zanim drzwi otworzyły się ponownie.

– Dzień dobry, Lyall.

Do pokoju weszła Sloan Cahill z drogą aktówką pod pachą. Zmierzyła mnie badawczym wzrokiem. Wszystkie ważne funkcje w naszej rodzinie, w tym adwokatów, pełniły kobiety. Znałem Sloan, od kiedy byłem mały; była radczynią prawną mojej mamy. Mimo jej surowego spojrzenia naprawdę ucieszyłem się na jej widok.

Ale nie aż tak bardzo, jak z widoku osoby, która weszła zaraz za nią.

– Fin! – wykrzyknąłem na widok kuzyna.

– Cześć, stary.

Finlay wyglądał na kompletnie wycieńczonego. Uśmiechnął się słabo. Zauważyłem, że przymierzał się do uścisku, ale pod spojrzeniem stojącego w drzwiach strażnika zaniechał tego. Mimo wszystko poczułem się, jakby wróciło we mnie życie.

– Kontaktowałeś się z Kenzie? – zapytałem. – Wszystko u niej w porządku? Ona jest dziś…

Sloan przerwała mi krótkim gestem i spojrzała na strażnika.

– Chciałabym porozmawiać z moim klientem – powiedziała surowym tonem. – Na osobności.

Strażnik skinął głową, pouczył prawniczkę, że nie wolno jej niczego mi przekazywać, i opuścił pomieszczenie.

– Pierwsza zasada – zwróciła się do mnie adwokatka. – Nie wolno ci rozmawiać w obecności osób trzecich o żadnych prywatnych sprawach. Nigdy nie wiesz, do kogo to trafi. Kim jest Kenzie? Twoją dziewczyną?

– Tak.

Wypowiadając to słowo, poczułem ukłucie w sercu. Nareszcie byliśmy razem, szczęśliwi. Dlaczego, do jasnej cholery, za każdym razem, gdy wszystko zaczyna się układać, musi mi się coś przydarzyć?

– Przyleciała tu z wami?

Szczerze mówiąc, miałem taką nadzieję.

Finlay pokręcił jednak przecząco głową.

– Prosiłem ją, żeby pojechała do domu i zachowywała się, jak gdyby nigdy nic. I tak na razie nie dostanie pozwolenia na odwiedziny.

– A jak ty je zdobyłeś? – zapytałem.

– Jestem jakby praktykantem Sloan, dlatego mogłem jej towarzyszyć. Ale i tak musiałem się trochę nagimnastykować, żeby jednocześnie oficjalnie nie było mnie w mieście. Wiesz, że nikt nie może się dowiedzieć o twoim aresztowaniu.

Dotychczas w ogóle nie pomyślałem o tym, że jeżeli cokolwiek na temat mojego zatrzymania dostanie się do wiadomości publicznej, stracę wsparcie rodziny. Do paniki w głowie dołączył paraliżujący strach. Jeżeli wybuchnie skandal, nie tylko moja reputacja legnie w gruzach. Również wszelka nadzieja na to, żeby się stąd wydostać.

– Rozmawiałeś z moją mamą? – zapytałem kuzyna.

Skinął głową.

– Zaczęła panikować, gdy jej opowiedziałem, co się wydarzyło. Oczywiście natychmiast chciała tu przylecieć, ale udało mi się ją jakoś od tego odwieść. Zrozumiała, że nic nie będzie mogła dla ciebie zrobić, zanim nie poznamy szczegółów. Zostanie na razie na Korfu, żeby nie robić niepotrzebnego zamieszania.

Sloan położyła aktówkę na stole i zajęła miejsce na jednym z krzeseł.

– Okej, skupmy się na oskarżeniu, nie na hipotetycznych scenariuszach.

Ona również zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby wybuchnął skandal, musiałaby się zrzec pełnomocnictwa do reprezentowania mnie w sądzie. Pracowała w końcu dla mojej rodziny i była opłacana z jej pieniędzy, nie z moich.

– Nie udało nam się jeszcze uzyskać żadnych informacji na temat dowodów, które przedstawiła strona przeciwna. Prawdopodobnie oskarżyciele będą próbowali zwlekać z udostępnieniem nam tych materiałów, to typowe zachowanie w takich przypadkach.

Jednym ruchem otworzyła skórzaną teczkę i wyjęła z niej długopis.

– Sloan – zwróciłem się do niej, chcąc, żeby na mnie spojrzała. – Ja nic nie zrobiłem.

– Wiem, Lyallu, inaczej by mnie tu nie było. Ale nie ma znaczenia, co ja sądzę. Liczy się tylko to, czy prokuratura wejdzie w posiadanie dowodów, za sprawą których będzie ci mogła udowodnić, że zabiłeś Adaline Warner. I w jaki sposób je odeprzemy.

– Ale jakie oni mogą mieć dowody? – zapytał wzburzony Finlay, opierając się o parapet. – Popełniła samobójstwo, w samotności, w samym środku lasu. Kilka godzin po tym, jak Lye widział ją po raz ostatni.

Wzdrygnąłem się w ledwie zauważalny sposób, słysząc słowo „samobójstwo”, ale mój najlepszy przyjaciel i tak to dostrzegł.

– Sorry – bąknął.

W odpowiedzi tylko potrząsnąłem głową. Śmierć Ady towarzyszyła mi od lat. Dopiero w ciągu ostatnich tygodni – od rozmowy z Kenzie – zacząłem sobie wybaczać to, co powiedziałem do dziewczyny tuż przed tym, jak odebrała sobie życie, a przede wszystkim to, czego nie zrobiłem: nie pomogłem jej. Cóż to za zrządzenie losu, że akurat teraz wypłynęły dowody wskazujące na zabójstwo. Do którego wcale przecież nie doszło.

Sloan potrząsnęła głową.

– Zażądam wglądu do akt, żeby poznać wszystkie szczegóły. Nawet jeżeli dostali jakąś wskazówkę i znaleźli zwłoki, takie dowody nie mają żadnej wartości po upływie tylu lat. Musieliby znaleźć narzędzie zbrodni albo mieć świadka, żeby ni stąd, ni zowąd doprowadzić do twojego aresztowania.

– Ale ani jedno, ani drugie nie mogło mieć miejsca – zauważył Finlay. – Więc powinniśmy się lepiej zastanowić nad tym, kto mógł mieć interes w tym, żebyś znalazł się za kratkami za coś, czego nie zrobiłeś.

– Myślisz, że ktoś próbuje mnie wrobić?

Chyba wszystko na to wskazywało.

– Oczywiście. – Finlay pokiwał głową. – Pytanie brzmi tylko kto. Masz jakiś pomysł?

Opuściłem ramiona, zrezygnowany.

– Nie mam pojęcia. Mój mózg i tak teraz kiepsko pracuje.

Mój umysł po prostu nie potrafił uporać się ze świadomością, że choć byłem niewinny, znalazłem się w tym miejscu.

– To wszystko przypomina senny koszmar, który stał się rzeczywistością. – Sloan spojrzała na mnie. – W drodze tutaj Finlay opowiedział mi w skrócie historię twoją i Ady. Chodziłeś z tą dziewczyną, prawda? Po rozstaniu zabiła się, a twoja rodzina to zatuszowała, tak?

Skinąłem głową.

– Czy Ada była psychicznie chora?

Znów potwierdziłem skinięciem głowy.

– Rany, Lyall, mów normalnie – powiedziała zniecierpliwionym tonem. – Nie mamy dużo czasu. Sędzia, który wydał nakaz aresztowania, zaraz będzie chciał z nami porozmawiać, muszę się w miarę możliwości do tego przygotować.

– Okej. – Zebrałem się w sobie. – Tak, prawdopodobnie miała zaburzenie osobowości typu borderline. Ale nie otrzymała tej diagnozy od psychologa, jedynie mój terapeuta wyraził takie przypuszczenie. Właściwie nie chciałbym, żeby to trafiło do opinii publicznej.

– Nie sądzę, byś mógł sobie pozwolić na taki luksus – stwierdziła sucho Sloan.

Mój wzrok powędrował do Finlaya, ale on tylko wzruszył ramionami. Jego gest zdawał się mówić, że to zły moment na odgrywanie rycerza.

Sloan zapisała coś w swoim notatniku.

– Potrzebuję nazwiska tego psychologa, z którym miałeś kontakt w tamtym czasie. I świadków, którzy na rozprawie głównej będą mogli coś powiedzieć na temat stanu zdrowia psychicznego tej dziewczyny. Ty sam na pewno nie możesz tego oznajmić podczas zeznań. Prokurator by cię zmiażdżył. – Spojrzała na mnie. – Ale najpierw musimy spróbować wydostać cię stąd za kaucją.

– Myślisz, że możemy mieć z tym jakieś trudności?

Takiej ewentualności w ogóle nie brałem dotąd pod uwagę. Moja wiedza na temat rozpraw sądowych opierała się na opowieściach Finlaya, kilku filmach i serialach. Tam ludzie chyba zawsze byli wypuszczani za kaucją, jeżeli się nie myliłem.

– Zobaczymy. Musisz zrobić na sędzim dobre wrażenie, powinieneś wyglądać i zachowywać się w miarę możliwości skromnie. Samo twoje nazwisko wzbudza wątpliwości co do tego, czy jesteś zwykłym facetem, który nigdzie nie ucieknie przed rozprawą. Ale musimy spróbować. Im lepiej wypadniesz, tym bardziej wzrosną twoje szanse na to, że sędzia będzie skłonny wyrazić zgodę na kaucję.

Zamarłem, słysząc te słowa.

– A co, jeżeli się nie zgodzi? Będę musiał zostać w areszcie aż do rozprawy? Kiedy w ogóle się odbędzie? Za miesiąc? Trzy miesiące, sześć?

Sloan otworzyła usta, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, do pokoju wszedł strażnik.

– Pani Cahill? Sędzia śledczy może teraz z państwem porozmawiać.

– W porządku, dziękuję. – Sloan kiwnęła głową. – Chodźmy.

Myślałem, że pojedziemy do jakiegoś sądu, ale przeszliśmy przez trzy kolejne pomieszczenia i wylądowaliśmy w tak samo spartańsko wyposażonym pokoju, jak poprzednie. Jedynie rozmieszczenie stołów i krzeseł bardziej przypominało salę rozpraw. Zanim weszliśmy do środka, Finlay uśmiechnął się do mnie, jakby próbował mnie pocieszyć, ja jednak nie potrafiłem mu odpowiedzieć tym samym.

– Poprosiłam, żeby sprawdzono to już tutaj – szepnęła do mnie Sloan. – Przed rozprawą będzie się dużo działo, musimy spróbować utrzymać to wszystko w tajemnicy, przynajmniej do czasu rozpoczęcia procesu.

Za jednym ze stołów siedział starszy mężczyzna, zagłębiony w akta sprawy; wyglądał na dość znudzonego. Po przeciwnej stronie za jednym z dwóch pulpitów stała blondynka w średnim wieku, która mierzyła mnie pogardliwym wzrokiem. Sloan przywitała się z nimi i przedstawiła się jako moja adwokatka. Słyszałem w głowie mocne i nieregularne dudnienie pulsu w moich żyłach. Strach definitywnie nie był wystarczająco trafnym określeniem tego, co właśnie czułem. Sloan nie odpowiedziała na moje wcześniejsze pytanie, ale zdawałem sobie sprawę z tego, co się stanie, jeżeli to spotkanie nie zakończy się zwolnieniem mnie z aresztu za kaucją.

– Natalie Holden, prokuratorka.

Blondynka posłała Sloan krótki uśmiech, który wyglądał raczej jak ostrzeżenie. Nie miałem dobrego przeczucia.

Sędzia spojrzał na nas znad dokumentów.

– Możemy zacząć?

Wszyscy potwierdzili, więc sędzia przeczytał na głos sygnaturę akt, nazwę sądu oraz moje nazwisko i powód oskarżenia, po czym spojrzał na moją adwokatkę.

– Pani Cahill, o co chce pani złożyć wniosek?

– Wnosimy o zwolnienie mojego klienta z aresztu za kaucją, wysoki sądzie.

Pewnie tak właśnie trzeba się zwracać do sądu. Starałem się wyglądać na skruszonego, choć nie wierzę, żebym potrafił ukryć panikę na mojej twarzy. Musisz sprawiać wrażenie niewinnego i skromnego. Niewinnego. Skromnego. Niewinnego.

– Pani Holden, czy wnosi pani sprzeciw? – zapytał sędzia.

– Owszem, wysoki sądzie – odparła prokuratorka. – Pan Henderson jest członkiem wpływowej rodziny Hendersonów, właścicieli hoteli i ośrodków wypoczynkowych na całym świecie, posiadającej nieograniczone środki finansowe. Jeżeli oskarżony zostanie zwolniony za kaucją, równie dobrze moglibyśmy podarować mu bilet lotniczy do jakiegoś kraju bez podpisanej ze Szkocją umowy o ekstradycji. I wręczyć mu go z kokardką.

Sloan nabrała powietrza.

– To byłoby kompletnie bez sensu, wysoki sądzie. Mój klient ma szkocki paszport, a jego rodzina mieszka w okolicy, poza tym jest niewinny. Nie istnieją żadne powody, dla których zaryzykowałby ucieczkę przed rozpoczęciem rozprawy.

Sędzia spojrzał na nią.

– Czy oskarżony ma na miejscu jakieś bliskie osoby poza zamożną rodziną?

– Dziewczynę – odparł Finlay. – Pochodzi z południa, wysoki sądzie, wspiera go i wierzy w jego niewinność.

– No cóż, powinna to sobie dobrze przemyśleć – parsknęła prokuratorka. – Inaczej może skończyć w ten sam sposób, jak jego poprzednia dziewczyna.

Wychyliłem się do przodu, ale Sloan przytrzymała mnie zawczasu za ramię.

– Wysoki sądzie, pani Holden najwidoczniej nie potrafi zachować swoich osobistych przekonań na temat mojego klienta dla siebie – powiedziała moja adwokatka. – Wnoszę o zmianę z powodu stronniczości.

– Będzie się pani mogła odnieść do stronniczości prokuratorki podczas rozprawy głównej, pani Cahill. – Sędzia podniósł długopis. – Argumenty prokuratorki są logiczne. Dlatego też nie wyrażam zgody na zwolnienie za kaucją. Podejrzany pozostanie w areszcie do rozpoczęcia rozprawy głównej. Zadbam o to, żeby rozprawa rozpoczęła się w krótkim terminie.

Co?! O nie! Coś mnie ścisnęło za gardło na myśl o ciasnej celi, w której nie mogłem się ruszać. Nie mogę tam zostać! Nie przetrwam tam kolejnych tygodni, nie z wytrzymam tam ze swoimi myślami i bez możliwości kontaktu z kimkolwiek.

– Proszę pana, proszę, ja nie mogę… – zacząłem, ale moja adwokatka mi przerwała.

– Dziękujemy, wysoki sądzie – powiedziała, niemal wypychając mnie na zewnątrz.

– Czemu nie pozwoliłaś mi dokończyć? – syknąłem do niej za drzwiami. – Może mógłbym go jakoś przekonać, żeby mnie wypuścił.

Sloan przewróciła oczami.

– Z tą prokuratorką, która uważa cię za diabelskie nasienie? Lyall, w twoim przypadku istnieje ryzyko zarówno ucieczki, jak i zatuszowania sprawy! Mógłbyś użyć dowolnych argumentów, a i tak nic byś nie wskórał. Wręcz przeciwnie, sędzia pewnie cofnąłby priorytet i nie wydostałbyś się z celi przez kolejne pół roku. Chciałbyś tego?

Nie odpowiedziałam na to, tylko westchnąłem.

– Teraz ty dostaniesz krótki termin rozprawy, a ja wgląd do akt. Potrzebujemy tego, jeżeli chcemy się dowiedzieć, co się za tym wszystkim kryje.

– Co oznacza krótki termin? – zapytałem.

– W najlepszym wypadku sześć tygodni – odpowiedział Finlay, który wyszedł za nami z sali. – W najgorszym do dwóch miesięcy przy nadmiernym obciążeniu sądu.

Przejechałem ręką po włosach i szarpnąłem za nie. Ból pomógł mi nie stracić panowania nad sobą. Sześć tygodni lub dłużej. A potem rozprawa, która nie wiadomo, jak się skończy. Powoli docierało do mnie, że prokuratura ma przeciwko mnie poważne dowody. Które – choć musiały być spreparowane – mogły także przekonać ławę przysięgłych.

– Mogę coś zrobić?

Miałem poczucie, że muszę coś zrobić, inaczej zwariuję.

– Nie rzucaj się nikomu w oczy – odpowiedziała Sloan. – Nie ściągaj na siebie uwagi, nie pokazuj nikomu swoich słabości. I próbuj sobie bardzo szczegółowo przypomnieć wydarzenia tamtej nocy. Wszystko może się nam przydać.

Skinąłem głową. W towarzystwie strażnika przeszliśmy do miejsca, gdzie musiałem się pożegnać ze Sloan i z Finlayem – przed strefą dla osadzonych. Gdy znaleźliśmy się przed masywnymi drzwiami ze stali, nie potrafiłem sklecić w głowie ani jednej sensownej myśli.

– Czy oni mogą mnie… mogą mnie skazać? – zapytałem cicho.

Ile można dostać za morderstwo? Zawsze się słyszy o dożywociu, ale co to właściwie dokładnie oznaczało?

– Nie zapędzaj się aż tak, pohamuj tę niepotrzebną panikę – upomniała mnie Sloan. – Przyjadę, gdy tylko dowiem się czegoś więcej.

Podziękowałem jej za pomoc. Adwokatka odeszła na kilka kroków, żeby zostawić mnie na chwilę samego z Finlayem.

– Jak się czujesz? – zapytał kuzyn.

– Jak się czuję? – Mój głos brzmiał niemal histerycznie. – Boję się, i to cholernie! A jeżeli jest ktoś, kto chce mnie w to wrobić… Ktoś wpływowy czy też mający znajomości… A co, jeżeli zamkną mnie na resztę życia? Co, jeżeli…

– Hej, przestań dramatyzować! Nie pozwól, żeby panika zżarła ci rozum. – Finlay ścisnął moje ramię, patrząc na strażnika, który nie interweniował. – Nie zrobiłeś tego i to jest jedyna rzecz, która ma znaczenie. Wymyślimy coś. Wytrzymaj do tego czasu, okej?

Chciałem skinąć głową, ale nie potrafiłem.

– Proszę, powiedz Ke… powiedz jej… – Głos uwiązł mi w gardle.

– Dobrze. – Finlay uśmiechnął się półgębkiem. – Ona cię kocha, Lye. Wszyscy cię kochamy. Nie zapominaj o tym.

– Zadbaj o nią, dobrze? Ktokolwiek za tym stoi, może stanowić zagrożenie również dla moich bliskich.

– Nie martw się. Zatroszczę się o jej bezpieczeństwo.

– Dzięki.

Skinąłem głową, Finlay zrobił to samo. Strażnik zaczynał się niecierpliwić, więc zabrał mnie stamtąd i w milczeniu zaprowadził prosto do celi.

Potem zamknął drzwi na klucz i zostałem zupełnie sam.

3Kenzie

Sos pomidorowy. Jajka. Płatki śniadaniowe.

Gapiłam się na listę zakupów, którą trzymałam w dłoni, ale nie rozumiałam sensu słów. Willa spisała produkty na karteczce, a ja z przyzwyczajenia zabrałam ją ze sobą, bo najczęściej to ja robiłam zakupy. Tylko że zazwyczaj byłam wtedy przy zdrowych zmysłach. A teraz w mojej głowie był tylko Lyall. Dlaczego nie mogę złapać nikogo z jego bliskich? To nie może być dobry znak.

W tym momencie zadzwonił mój telefon, więc wyciągnęłam go nerwowym ruchem. Zupełnie nieracjonalnie przez moment miałam nadzieję, że dzwoni Lyall. Że gdy odbiorę, usłyszę jego głos, że Lyall powie, że to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem. Ale to nie on dzwonił, tylko Finlay.

– Nareszcie! – wykrzyknęłam do słuchawki. Inni klienci w markecie z niepokojem zwrócili głowy w moją stronę. – Gdzie ty byłeś? Chyba z tysiąc razy próbowałam się do ciebie dodzwonić!

– Byłem w areszcie, tam się oddaje komórki przed wejściem. – Powaga w jego głosie pozbawiła mnie nadziei na pomyślne wieści. – Spotkaliśmy się z sędzią w sprawie zwolnienia za kaucją. Nie zgodził się.

– Co to oznacza w praktyce? – zapytałam i skierowałam się w stronę salki z telewizorem, w której puszczano filmy dla dzieci, żeby rodzice mogli w tym czasie spokojnie zająć się zakupami. Wewnątrz nie było nikogo, więc weszłam do środka i zasunęłam za sobą drzwi.

– Że Lyall zostanie w areszcie do momentu rozpoczęcia rozprawy.

– Rozprawy? – Zaczerpnęłam powietrza. – Myślałam, że to nieporozumienie. Mówiłeś, że …

– Tak, wiem, co mówiłem – przerwał mi Finlay. Nie był zirytowany, z jego głosu po prostu przebijało zmęczenie. – Wygląda na to, że prokuratura faktycznie zdobyła jakieś dowody obciążające Lyalla. Na tyle poważne, że wystarczyły, żeby go oskarżyć.

– Jakie dowody? Przecież on jej nie zabił!

– Kenzie, ja to wiem. I ty to wiesz. Wie to również osoba, która chce go wrobić w zabójstwo Ady. Zwykły człowiek nie miałby środków, żeby sfingować takie dowody i zamknąć drugiego człowieka w celi. Ale my jesteśmy Hendersonami i nie żyjemy w zwyczajnym świecie. Nasz świat jest pełen zawiści, intryg i innego gówna, o którym większość ludzi nie ma bladego pojęcia.

Potrząsnęłam głową. Mój mózg ledwie funkcjonował, czułam się, jakbym była bryłą lodu.

– To nie ma nic wspólnego z waszym światem. Pewnie stoi za tym rodzina Ady.

– Nie sądzę – powiedział Finlay. – Nie mają takich możliwości.

– Jej brat ostatniego lata pobił Lyalla.

– Dokładnie tak. Zaatakował go fizycznie. Właśnie w ten sposób Warnerowie załatwiają swoje sprawy. Za pomocą kija bejsbolowego. A teraz mamy do czynienia z kimś innym. To dzieło kogoś, kto załatwia swoje sprawy w sposób wyrafinowany. – Finlay westchnął. – Na razie możemy tylko spekulować. Dopiero gdy poznamy szczegóły dotyczące dowodów, będziemy w stanie powiedzieć coś więcej.

Wzięłam głęboki wdech, próbując zapanować nad swoim strachem.

– Powiedz, że uda ci się go stamtąd wyciągnąć. Że wyjdzie na wolność.

– Zrobię, co będę mógł, Kenzie. Uwierz mi, zrobię wszystko.

Na ekranie Shaun próbował właśnie odgonić Bitzera, psa farmera, rzucając mu kość. Odwróciłam się plecami do telewizora.

– A czym ja mogę się zająć do tego czasu? – zapytałam.

Finlay milczał.

– Proszę, tylko mi nie mów, że mam tu zostać i udawać, że wszystko jest w porządku.

Milczał dalej.

– Finlay, powiedz coś!

– To jak taniec na czynnym wulkanie, nie rozumiesz tego? – zgromił mnie. – Gdy sprawa się wyda, wszyscy się na niego rzucą! Rada pozbawi go wsparcia i kontaktu z rodziną…

Zaczerpnęłam powietrza.

– Ale ty go przecież nie zostawisz na lodzie, prawda?

– Oczywiście, że nie – odpowiedział wzburzonym tonem. – Jeżeli będę musiał wybierać, stanę po stronie Lyalla. Ale ja nie mam jeszcze uprawnień adwokackich. Nie mógłbym sobie też pozwolić na obrońcę z najwyższej półki. Potrzebujemy wsparcia jego rodziny.

– Ale czemu ja miałabym w czymkolwiek przeszkodzić? – Po prostu tego nie rozumiałam. – Przecież ty jesteś tam na miejscu, a jesteś dużo sławniejszy ode mnie. Kogo by mogło zainteresować moje spotkanie z Lyallem w areszcie?

– Nie o to chodzi. Nie tylko o to. – Finlay zawahał się przez chwilę. – Na razie mamy do czynienia z czymś, czego rozmiaru jeszcze nie znamy. Nie wiemy, kto za tym stoi. I komu ten ktoś chce jeszcze zaszkodzić. Jeżeli się dowie, że jesteście parą, możesz się znaleźć w niebezpieczeństwie.

– Gówno mnie to obchodzi – powiedziałam ostro.

– Ale obchodzi to Lyalla. On nie chce, żeby coś ci się stało.

Gdy tylko usłyszałam te dwa zdania, moja złość momentalnie wyparowała. W jej miejsce pojawiła się miłość, co było o wiele boleśniejsze. Nawet w takiej zatrważającej sytuacji Lyall myślał o tym, żeby zapewnić mi bezpieczeństwo. Choć powinien był troszczyć się przede wszystkim o siebie samego. Łzy stanęły mi w oczach, a klucha w gardle zniekształciła mój głos.

– Widziałeś się z nim, tak? Jak on się czuje, Fin? – Dlaczego właściwie zapytałam o to dopiero teraz? Powinnam była to zrobić na samym początku rozmowy.

– A jak myślisz? – Finlay wypuścił powietrze, jakby mógł w ten sposób cokolwiek naprawić. – Jest przerażony tą sytuacją. Ale jest też silny, musi zacisnąć zęby i wytrzymać do momentu, aż uda nam się go stamtąd wyciągnąć. Prosił, żeby ci przekazać, że cię kocha. I że ma nadzieję, że w niego wierzysz.

– Oczywiście, że wierzę – powiedziałam półgłosem. – Przekaż mu to, gdy się z nim znowu zobaczysz.

– Sama też mu to możesz przekazać.

– Jak? – Nie rozumiałam, co ma na myśli.

– Możesz do niego napisać – wyjaśnił Finlay. – Na pewno pomoże mu świadomość, że jesteś po jego stronie. Ale nie używaj swojego prawdziwego imienia ani nazwiska, bo tam sprawdzają listy. Szczególnie w areszcie śledczym. Wymyśl sobie jakiś pseudonim i wyślij list do niego pocztą, byle nie ze swojego miasta.

Westchnęłam ciężko.

– Okej. Tak zrobię.

Mam do niego napisać. List. Rany, przecież nie mogę siedzieć w High Wycombe i tylko pisać listów do więzienia! Ale wiedziałam, że Finlay nie pozwoli sobie pomóc w dochodzeniu prawdy.

– Świetnie. Muszę kończyć. Uszy do góry! Dam znać, gdy tylko czegoś się dowiem.

– A co z Ediną? Jest tam z tobą?

– Nie, wraca dziś do Londynu. Była tak samo zachwycona jak ty, gdy się dowiedziała, że nie powinna ściągać na siebie uwagi. Jeśli chcesz, możesz do niej później zadzwonić.

– Tak zrobię. Dzięki, Finlay.

– Podziękujesz mi, gdy już go stamtąd wyciągnę. Na razie, Kenzie.

Zakończył połączenie i odsunęłam komórkę od ucha. Nie ruszyłam się jednak z miejsca, stałam tam chwilę z tą kuriozalną mieszaniną sprzecznych uczuć. Miłość, nadzieja, strach i troska kręciły się niczym w kotle, żadne z nich nie pozwalało, żeby inne wzięło górę. Wciąż czułam się, jakbym miała koszmarny sen. Teraz Lyall powinien mnie obudzić i pocałować na dzień dobry. Ale nic takiego nie następowało. Na ekranie telewizora hasały owieczki i jedyną osobą, która mnie zagadnęła, był mały chłopiec, który zajrzał do środka i zapytał, czy może obejrzeć bajkę.

– Jasne, wejdź – powiedziałam. – To bardzo fajny odcinek.

I wyszłam, próbując ponownie skupić się na zakupach.

– Kenzie, nie zdążyłaś nam jeszcze opowiedzieć o Korfu. – Susanna postawiła miskę z ziemniakami i uśmiechnęła się do mnie. – Twój tata wspominał wczoraj, że mieliście tam sporo pracy. Udało ci się mimo to choć trochę skorzystać z wypoczynku na wyspie?

– Tak, trochę tak.

Opuściłam widelec z fasolką na talerz. Próbowałam się zmusić, żeby cokolwiek przełknąć, ale nie za bardzo mi to wychodziło. Właściwie dobrze się złożyło, że przyjaciółka taty i jej starszy syn, Alex, przyszli dziś do nas na kolację, bo dzięki temu moja rodzina przestała zwracać na mnie uwagę, choć pewnie wszyscy już zauważyli, że coś jest ze mną nie w porządku. Szczególnie Willa wydawała się teraz dość rozkojarzona obecnością Alexa, z którym po trosze flirtowała, a po trosze się kłóciła.

– Chyba nawet trochę bardziej niż trochę, co nie? – Moja siostra wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Przecież popłynęliście z Lyallem jachtem na samotną wyspę.

No i tyle miałam z tego, że zdałam jej relację z moich ostatnich dwóch tygodni spędzonych z Lyallem. Byłam taka szczęśliwa, że po prostu musiałam się z nią tym podzielić.

– Racja – bąknęłam i dałam Willi spojrzeniem do zrozumienia, żeby przeszła do innego tematu.

– Brzmi, jakbyście się tam naprawdę dobrze bawili – skwitowała Susanna.

Zauważyłam, że podczas mojej nieobecności zbliżyła się do pozostałych członków naszej rodziny. Pewnie dlatego próbowała mi teraz okazać zainteresowanie. Ale ja byłam zbyt zaabsorbowana swoimi problemami, żeby zrewanżować jej się tym samym.

– Dlaczego właściwie Lyall nie przyleciał tu z tobą? – Eleni spojrzała na mnie. Wczoraj tylko napisałam do sióstr krótką wiadomość na WhatsAppie, że plany się zmieniły i zjawię się w domu sama. – Pokłóciliście się?

Potrząsnęłam głową.

– Nie. Coś mu wypadło. – Dokładniej rzecz ujmując, aresztowano go pod zarzutem morderstwa. Sięgnęłam po szklankę i ścisnęłam ją mocniej niż zazwyczaj. – Przyjedzie, gdy tylko załatwi pewną sprawę.

– No, mam taką nadzieję – skomentowała Willa. – Już tak długo nie miałam okazji zobaczyć żadnego ciacha. To miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania w tym temacie.

– Przepraszam bardzo, a ja? – poskarżył się Alex.

Willa uniosła jedną brew.

– Nie wiem, a co ty?

Spojrzała na niego, udając kompletnie zdezorientowaną, i wszyscy wybuchnęli śmiechem, nawet ja, choć była to nieco wymuszona reakcja. Po chwili zaczął się między nimi pojedynek słowny i na szczęście wszyscy odwrócili ode mnie uwagę. Przynajmniej do momentu, gdy zeszli na temat planów Alexa dotyczących studiów.

– Chwileczkę. – Mój tata odwrócił się w stronę lodówki, na której wisiał kalendarz. – Kiedy jest termin twojej rozmowy wstępnej w Londynie, Kenzie?

Opowiadałam rodzinie, że mam umówioną rozmowę, ale nie podałam dokładnej daty. Może powinnam skłamać? Nie, lepiej nie.

– Dziś był, już jestem po.

Tata zrobił wielkie oczy.

– I nic nie mówiłaś? Jak poszło?

– Eee… Chyba w porządku, dzięki. – O rany, ale beznadziejna ze mnie kłamczucha. – Poznałam Glorię Fowler już wcześniej, więc nie przeżywałam tego aż tak bardzo. Odezwą się w ciągu miesiąca.

Tata uśmiechnął się pod nosem.

– Jestem z ciebie naprawdę dumny, skarbie.

Skinęłam tylko głową i spuściłam wzrok na niemal nienapoczęte jedzenie, podczas gdy Susanna zaczęła opowiadać o Oksfordzie, gdzie Alex wybierał się na studia jesienią. Gdy jednak później zajęłyśmy się sprzątaniem, Willa zapytała mnie półgłosem, czy wszystko ze mną w porządku. A potem zrobiła to Juliet. I wtedy poczułam, że nie zniosę ani minuty dłużej tego udawania, że wszystko jest okej. Skorzystałam z chwili zamieszania, gdy wszyscy przeszli do salonu, spojrzałam na komórkę, a chwilę potem wybiegłam do przedpokoju, żeby włożyć buty.

– Oj, zapomniałam zrobić coś ważnego, niestety muszę was opuścić – oświadczyłam, spiesząc się do wyjścia.

– Teraz? – Tata zmarszczył brwi.

– Tak, to ważne. Lyall zostawił mi pewną rzecz, którą miałam przekazać jego siostrze, i ona tego właśnie teraz potrzebuje, więc muszę jej to zawieźć do Londynu. Willy, mogę wziąć twoje auto? Loki przecież stoi w zakładzie. – Sięgnęłam po torebkę leżącą koło wejścia.

– Jasne.

– Dzięki – uśmiechnęłam się. – No, to życzę wszystkim miłego wieczoru. Zobaczymy się jutro rano.

Po tych słowach zatrzasnęłam za sobą drzwi i z walącym sercem pospieszyłam do staruszka fiata, żeby uciec przed tym, przed czym i tak wiedziałam, że nie zdołam uciec.

W warsztacie taty panował mrok. Zamknęłam za sobą drzwi, ale nie włączyłam światła. Od dziecka znałam tu każdy kąt, więc mogłam się poruszać na ślepo.

Loki stała na swoim miejscu z tyłu hali, gdzie odstawialiśmy samochody, nad którymi aktualnie nie pracowaliśmy. Przez długi czas przed wylotem na Korfu unikałam tego samochodu. Chciałam go nawet sprzedać – tylko dlatego, że przypominał mi Lyalla. I dokładnie dlatego teraz tu przyjechałam. Żeby go sobie przypomnieć.

Samochód nie był zamknięty na kluczyk, więc zebrałam się w sobie i przesunęłam boczne drzwi, a potem wsiadłam do środka. Oczywiście po lecie spędzonym w Kilmore kamper został wysprzątany, dlatego teraz unosił się w nim zapach środków czyszczących, ale przede wszystkim drewna, z którego były wykonane blaty. Lecz gdy nacisnęłam na przycisk we wnęce kuchennej, włączając malutkie lampki na listwie świetlnej umieszczonej nad łóżkiem, ogarnęła mnie fala wspomnień. Ciepłe światło padło na niepowleczony prześcieradłem materac i w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z nocy, którą spędziłam z Lyallem w Highlands. Tak dużo wydarzyło się od tamtego czasu, nie tylko dobrego. Ale wreszcie byliśmy parą, dostaliśmy swój happy end. A przynajmniej chciałam w to wierzyć. Choć staliśmy teraz przed dużo poważniejszym problemem niż rozstanie z powodu jego kłamstwa. Nigdy nie przypuszczałabym, że mogło nas czekać coś gorszego.

Osunęłam się na łóżko i przejechałam ręką po poduszce, która leżała obok mnie. I zobaczyłam przed sobą wyraz twarzy Lyalla zaraz po tym, jak uznał, że jestem dla niego ważniejsza niż jego plan, żeby zmienić kurs, którym podążała jego rodzina, na inne tory.

„Kocham cię, Kenzie. Już w Kilmore wiedziałem, że pewnego dnia cię pokocham. To uczucie nie opuszczało mnie ani przez chwilę, choć byłem pewien, że wszystko zrujnowałem. Ale teraz wiem, że ty… że to, co jest między nami, jest dokładnie tym, czego zawsze pragnąłem. I wierz mi, mógłbym zrezygnować dla ciebie z wielu ważniejszych spraw niż ta namiastka władzy i miejsce pracy”.

Zacisnęłam mocno usta, powstrzymując łzy napływające do moich oczu, gdy przypomniałam sobie, jak wtedy na mnie patrzył. Jego ciemne oczy rozświetlił blask, gdy naprawdę do niego dotarło, że mieliśmy przed sobą przyszłość – po tym wszystkim, przez co wcześniej przeszliśmy. Natychmiast odpowiedziałam na jego wyznanie miłości, a potem zaczęliśmy snuć plany na kolejne tygodnie. Jeszcze w samolocie powiedziałam do niego zdanie, na którego wspomnienie ogarniało mnie dziwne uczucie, jakby to ono ściągnęło na nas nieszczęście.

„Właściwie wszystko mi jedno, co będziemy robić. Najważniejsze, żebyśmy byli razem”.

Nic się pod tym względem nie zmieniło. Ale Lyalla nie było teraz przy mnie. Nie było go też w Chicago, nie mogłam z nim porozmawiać i wyznać mu, jak bardzo za nim tęsknię. Był dla mnie teraz nieosiągalny, znalazł się gdzieś tam daleko, sam w celi, nie wiedząc, jak potoczy się jego los. Oddałabym wszystko, żeby z nim być. Mogliby mnie z nim zamknąć, byłoby mi to kompletnie obojętne. Jeżeli tylko mogłabym go zapewnić o tym, że wszystko się w końcu ułoży. Powtarzałabym mu to tyle razy, ile byłoby konieczne, żeby go uspokoić. Żeby uspokoić siebie.

„Aresztuję pana pod zarzutem zabójstwa Adaline Warner. Ma pan prawo zachować milczenie. Wszystko, co od tej pory pan powie, może zostać użyte przeciwko panu”.

Łzy cisnęły mi się do oczu i nawet nie próbowałam ich powstrzymać. Nikogo nie było w pobliżu, nikt nie mógł usłyszeć mojego płaczu. Zaczęłam więc szlochać, wciąż na nowo odtwarzając w głowie tę samą scenę z lotniska.

„Proszę, Kenzie. Wiesz, że tego nie zrobiłem”.

„Oczywiście, że o tym wiem!”

Cóż za beznadziejny frazes! Powinnam była powiedzieć coś innego. Coś, co mu pomoże. Kurczę, przecież moje słowa w ogóle mu nie pomogą! Powinnam była powiedzieć coś innego, coś, co naprawdę podniosłoby go na duchu. Nie tak banalnego.

– Przykro mi – wyszeptałam cicho, jak gdyby mogło to pomóc Lyallowi. Jak gdyby mógł to teraz usłyszeć, z odległości pięciuset mil.

Sięgnęłam po poduszkę, przycisnęłam ją do siebie. Łzy na nowo zaczęły płynąć z moich oczu. Tak bardzo chciałam sprawić, żeby Lyall poczuł, że w niego wierzę i że go kocham.

Ale przecież mogłam to zrobić.

Finlay powiedział, że powinnam napisać list. I to właśnie zrobię. Wciąż zanosząc się łzami, wstałam, zaczęłam przegrzebywać szafki w Loki w poszukiwaniu papieru, ale znalazłam tylko bloczek z karteczkami samoprzylepnymi. Lyall oderwał kiedyś jedną z nich, żeby mi na niej napisać swój numer telefonu. Po nocy, którą tu ze mną spędził.

Ponownie zaczęła mnie ogarniać rozpacz, ale wyprostowałam plecy i postanowiłam wziąć się w garść. Miałam przed sobą zadanie, które zamierzałam wykonać i w ten sposób pomóc Lyallowi. W biurze po drugiej stronie hali znajdę papier, długopis i wszystko, czego potrzebuję do wysłania listu, czyli znaczki i kopertę.

Wytarłam twarz rękawem, wyszłam z Loki i przeszłam przez halę. Na biurku taty znalazłam duży notes i długopis. Gdy wyszłam z jego biura, usłyszałam jakiś hałas. Ktoś przesuwał właśnie boczne drzwi wejściowe. Przed wejściem na teren zakładu wyłączyłam alarm. Czy to włamywacze? Przecież to niemożliwe, żeby prześladował mnie taki pech.

Pospiesznie ukryłam się za regałami i zaczęłam się rozglądać za czymś, co mogłabym wykorzystać do obrony. Nic jednak nie znalazłam. Drzwi się otworzyły, uderzając głośno o ścianę. Wstrzymałam powietrze.

– Ej, trochę ciszej, do cholery – szepnął jakiś głos.

– Po co? I tak tu nikogo nie ma. Chyba że ci się wydaje, że ta hala jest w rzeczywistości garażem transformersów i zaraz je wszystkie obudzisz do życia?

Odetchnęłam z ulgą. To była Willa. I Alex.

– No chodź, autobus stoi po drugiej stronie.

Zobaczyłam w ciemnościach, jak Willa bierze chłopaka za rękę i ciągnie go w stronę autobusu szkolnego, kolejnego zresztą od ostatniego lata. Pierwszy zdobył taką popularność, że mój tata dostał kilka podobnych zleceń.

– Czekaj.

W połowie drogi Alex przyciągnął moją siostrę do siebie i zaczął ją całować. W taki sposób, że Willa natychmiast wsunęła swoje dłonie pod jego koszulkę. Poczułam ból w sercu. Nie minęły dwa dni, gdy Lyall całował mnie w podobny sposób. I wierzyłam, że tak już będzie zawsze.

Starałam się wtopić w ścianę. Słyszałam, jak Willa śmieje się cicho i oboje ruszają dalej. Dobrze. Opuszczę to miejsce niezauważona, gdy tylko tych dwoje znajdzie się w autobusie.

– A cóż to?

Willa zatrzymała się i wskazała na tyły hali. Kurczę, zostawiłam w Loki włączone światło.

– Czy to nie kamper twojej siostry? – zapytał Alex. – Ten, którego chciała sprzedać?

– To już nieaktualne – odpowiedziała Willa. – Pogodziła się z tym facetem.

– Ach, z tym ciachem, o którym wspomniałaś podczas kolacji? Jak mogłaś? Wciąż mam lekkiego focha.

– Nie wygłupiaj się. To jeden z Hendersonów, oni wszyscy wyglądają, jakby pochodzili nie z tego świata. No weź, nie widać, jaka jestem na ciebie napalona? – zapytała znaczącym tonem.

Cofnęłam się o krok, bo wolałam jednak już teraz dać im trochę prywatności…

…i uderzyłam o regał.

Dwa blaty z klejonki zsunęły się z półek i zanim zdążyłam je złapać, z hukiem spadły na podłogę. Sięgnęłam dłonią do włącznika światła, żeby Willa i Alex zobaczyli, że nie jestem żadnym włamywaczem ani duchem… Gdy lampy na suficie się zapaliły, oboje spojrzeli na mnie przez zmrużone powieki.

– Kenz? Wystraszyłaś nas na śmierć! – rzuciła Willa z oburzeniem. – Co ty tu robisz? Przecież zamierzałaś wybrać się do Londynu, do siostry Lyalla.

– Ale zmieniłam zdanie – powiedziałam. – Nie przeszkadzajcie sobie. Wyłączę tylko światło w Loki i już mnie tu nie ma.

Moja siostra uniosła dłoń, chroniąc się przed oślepiającym ją światłem, i przeszyła mnie świdrującym wzrokiem.

– Stój! Poczekaj no chwilę.

Spojrzała na Alexa. Pewnie właśnie przemknęło jej przez myśl pytanie, czy nie powinna zrezygnować ze swoich planów z chłopakiem i zrobić mi przesłuchania. Z jego oczu biła nadzieja, że jednak tego nie zrobi. Ale chyba jej jeszcze nie znał na tyle dobrze.

I już dawała mu znak skinieniem głowy.

– Idź do autobusu. Nie zajmie mi to długo. – Pokazała ręką w kierunku, w którym miał się udać. – A ty ze mną – zwróciła się do mnie, chwyciła za ramię i zaczęła dosłownie ciągnąć za sobą do Loki. Tam posadziła mnie na fotelu i zasunęła drzwi. – Masz dokładnie pięć minut, żeby mi powiedzieć, co się dzieje.

– Nic – odparłam. – Wszystko w porządku.

– Nie wciskaj mi kitu. – Willa machnęła ręką. – Ryczałaś tutaj, a przez cały wieczór zachowywałaś się co najmniej dziwnie. Gadaj, co się dzieje. Czy to ma coś wspólnego z Lyallem?

– Cóż… tak, w pewnym sensie.

– Serio? – Przewróciła z poirytowaniem oczami. – Ja chyba oszaleję. Co z tym typem jest nie tak, że ciągle chodzisz nieszczęśliwa z jego powodu? Jasne, niektórym kobietom wystarczy, że facet jest ładny i ma kasę, by pozwalać się źle traktować, ale przecież ty do nich nie należysz.

– Nie potraktował mnie źle. – Spuściłam wzrok. – To nie tak.

– A jak? Co się stało?

Czy mogę jej się zwierzyć? Finlay prosił mnie, żeby zachowała wszystko dla siebie, ale moja siostra potrafi przecież dochować tajemnicy – nikomu nie pisnęła ani słówka o Adzie. Tego przecież też nie rozpowie.

– Lyall został aresztowany – bąknęłam.

– Fuck! – wyrwało jej się. – Z jakiego powodu? Narkotyki?

– Zabójstwo. – Ledwo to słowo przeszło mi przez usta, tak bardzo absurdalne wydawało się w związku z Lyallem.

– Zabójstwo? – Willa zrobiła wielkie oczy. – Kogo zamordował?

– Tę dziewczynę, która przed laty popełniła samobójstwo w Kilmore. Policja z jakichś powodów utrzymuje, że ma dowody, że Lyall ją zamordował.

– A zrobił to?

– Co?! – krzyknęłam z oburzeniem. – Nie! Oszalałaś?!

– Chciałam się tylko upewnić. – Willa wzruszyła ramionami. – Czyli ktoś chce go wrobić w morderstwo? Kto? Jego upiorna babka? Porąbana rodzina tej dziewczyny? Czy tajemnicze osoby trzecie, o których nic nie wiadomo?

Właściwie nie powinno mnie dziwić, że Willa tak szybko ogarnęła całą sytuację. Po prostu była najsprytniejsza z nas wszystkich. Jasne, brakowało jej też taktu, ale za to miała głowę na karku.

– Nie mamy pojęcia – odparłam. – Wciąż nie mogę otrząsnąć się z szoku. Finlay był dziś u Lyalla razem z adwokatką, żeby złożyć wniosek o wypuszczenie go za kaucją, ale sędzia na to nie zezwolił. Ze względu na ryzyko ucieczki.

– Kiedy go zatrzymali? Gdzie jest teraz?

Opowiedziałam jej w skrócie całą historię z lotniska i to, czego się dowiedziałam od Finlaya. Willa wysłuchała wszystkiego ze spokojem, a potem potrząsnęła głową.

– Szaleństwo. Czyste szaleństwo. Nie sądziłam, że takie historie zdarzają się naprawdę.

– A jednak.

– Zastanawiam się tylko, co ty tu jeszcze robisz. Czemu nie jesteś w drodze do Szkocji, gdzie moglibyście się przynajmniej widywać za szybką? – Mina jej zrzedła, gdy uświadomiła sobie, co właśnie powiedziała. – Sorry, to nie było miłe.

Wzruszyłam ramionami.

– Finlay twierdzi, że im mniej będziemy na siebie zwracać uwagę, tym lepiej. Jeżeli ktoś chce zaszkodzić Lyallowi, prawdopodobnie będzie chciał również zaszkodzić mnie, gdy tylko się dowie, że jesteśmy razem. Jest jeszcze sprawa z jego rodziną, która zostawi go na lodzie, gdy tylko media coś zwietrzą. Dlatego musimy zachować dyskrecję. Willy, serio, ani słowa Leni, Juliet, tacie czy Alexowi. Absolutnie nikt nie może się o tym dowiedzieć.

– Jasne. Nie wygadam się. – Rozejrzała się wokół i zauważyła notes i długopis. – Co masz zamiar zrobić? Poza cierpieniem, oczywiście, bo pewnie przyjechałaś tu głównie po to, żeby powspominać Lyalla.

– Chciałam napisać do niego list. – Spuściłam wzrok. – Jeżeli nie możemy ze sobą porozmawiać osobiście, powinnam w inny sposób dać mu znać, że się od niego nie odwróciłam.

Siostra spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

– Ty naprawdę go kochasz, co nie?

– Tak – powiedziałam, przełykając gulę w gardle. – Kocham. Ale nie wiem, czy to wystarczy.

– To zawsze wystarcza. – Objęła mnie i mocno przytuliła. – Idę do Alexa i odeślę go do domu. Zrozumie, że potrzebujesz mnie bardziej niż on.

Pokręciłam głową.

– Nie, nie rób tego. Poczuję się lepiej, jeśli przynajmniej wy będziecie mieć udany wieczór.

– Jesteś pewna? Seks z nim jest mega, bez dwóch zdań, ale mogłabym go równie dobrze przesunąć na kolejny wieczór. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

– Jestem pewna.

Willa jeszcze raz prześwidrowała mnie wzrokiem, więc uśmiechnęłam się do niej półgębkiem. Potrząsnęła z dezaprobatą głową.

– Nie. Obawiam się, że nastrój prysł jak bańka mydlana. Powiem Alexowi, że dzisiaj nic z tego nie będzie, i skombinuję dla nas butelkę dobrej whisky. Będziesz jej potrzebować podczas pisania tego listu. Albo gdy skończysz.

– Okej. Dzięki, Willy.

Nie sprzeciwiałam się więcej. Nie tylko dlatego, że wiedziałam, że to nie ma sensu, ale też dlatego, że naprawdę mi ulżyło, że nie spędzę tego wieczoru sama.

– Za to nie musisz dziękować, siostrzyczko.

Willa pogładziła mnie po ramieniu, a potem wyszła, zasuwając za sobą drzwi. Zrobiłam głęboki wdech i wydech, i włączyłam światło nad stolikiem.

A potem wzięłam długopis, otworzyłam notes i zaczęłam pisać.

4Lyall

Promień słońca wpadł przez małe zakratowane okno, rozjaśniając część ściany. Nie zdarzało się to często, więc w pierwszym momencie obraz przed moimi oczami zamazał się i musiałem kilkakrotnie zamrugać, zanim udało mi się odzyskać ostrość wzroku. Od świtu rysowałem, żeby zająć mózg czymś innym niż rozmyślanie o mojej sytuacji. Robiłem szkice budynków, które chciałbym kiedyś zaprojektować, ale też Kefi Palace na Korfu, wcześniejsze mieszkanie mojej rodziny w Nowym Jorku i dom w Londynie, w którym żyliśmy, gdy miałem sześć lat. Przenoszenie ich na papier pozwalało mi się oderwać od zmartwień, zająć czymś głowę i dłonie. Rysowanie pomogło mi nie zwariować, choć byłem tego bliski.

Dziewięć dni. Byłem tu już dziewięć dni, a każdy z nich wydawał się mieć długość połowy mojego życia. Czas ciągnął się niemiłosiernie pomiędzy włączeniem a wyłączeniem światła, pomiędzy kolejnymi trzema posiłkami, które podawano mi do celi, i pomiędzy rankiem a półgodziną na spacerniaku dla więźniów aresztu śledczego, kiedy to głównie biegałem. Sloan nie dostała jak dotąd wglądu do akt, rzekomo z powodu przeciążenia pracą urzędników w odpowiedzialnym za to dziale, dlatego wciąż nie wiedzieliśmy, jakie dowody świadczyły przeciwko mnie. Pozostawało mi czekanie.

Kilka lat temu oglądaliśmy na zajęciach z osobliwości architektonicznych film dokumentalny o budynkach więziennych. Właściwie interesowały mnie wtedy głównie aspekty budowlane, ale w filmie ukazano też wywiady z więźniami… między innymi w areszcie śledczym. Pamiętam, że mówili, że ciasnota bywa straszna, samotność jeszcze gorsza, ale najgorsza ze wszystkiego jest niepewność. I mieli rację.

Świadomość, że nie mam pojęcia, jak się to wszystko skończy, doprowadzała mnie do szaleństwa. Nie wiedziałem, czy po rozprawie będę jeszcze mógł prowadzić zwykłe życie, czy w ogóle miałem przed sobą jakąś przyszłość. I tak przed aresztowaniem zaplanowana dla mnie kariera legła w gruzach, w chwili gdy oświadczyłem babce, że rezygnuję z posady w naszej firmie. To była jednak moja decyzja, podjąłem ją świadomie. Ale to, co działo się teraz… spadło na mnie jak grom z jasnego nieba.

Nagłe zgrzytnięcie klucza przekręcanego w masywnym zamku w drzwiach mojej celi wystraszyło mnie. Strażnik wszedł do środka.

– Czas na spacer, Henderson.

– Teraz?

Zazwyczaj moja kolej nadchodziła dopiero późniejszym popołudniem, a teraz było kilka minut przed dwunastą.

– Pory wyjść się zmieniają. W tym tygodniu twoja zmiana jest w południe.

– Okej, tylko się przebiorę.

– Odliczę ten czas.

Funkcjonariusz wciąż stał w drzwiach, gdy w pośpiechu wkładałem dres, koszulkę i bluzę z kapturem. Finlay przysłał mi swoje ubranie, bo nie mógł tak szybko zdobyć moich rzeczy. Torbę z Korfu zabezpieczono w areszcie, a wszystko inne wciąż miałem w mieszkaniu w Chicago. Nosiłem wprawdzie ten sam rozmiar co mój kuzyn, ale materiał sprawiał na skórze wrażenie czegoś obcego, pewnie nie byłem przyzwyczajony do proszku do prania, którego używał Finlay. Oddałbym wszystko za swoje ciuchy. Za cokolwiek, co łączyło mnie z normalnym światem.

– Jestem gotowy.

Strażnik wskazał na wyjście. Tutejsi pracownicy dość szybko zauważyli, że nie zamierzam ich w żaden sposób atakować, więc mogłem poruszać się po budynku bez kajdanek. Mimo to pozostawali wobec mnie nieufni. Wiedziałem dlaczego. Zastanawiali się, czy dokonałem zbrodni, o którą mnie oskarżano, czy byłem zdolny do zabójstwa młodej dziewczyny, gdy po rozstaniu zaczęła mi przeszkadzać. Może nawet zastanawiali się, czy byłem szaleńcem, i sprawiło mi to satysfakcję. Musieli też zachodzić w głowę, dlaczego zamordowałem byłą, skoro widać, że mógłbym mieć każdą. Przeklęte geny Hendersonów pomagały w każdej sytuacji życiowej, tylko nie tu. Przystojny potencjalny morderca nie zjednywał sobie ludzi. Wręcz przeciwnie.

Może powinienem spróbować nawiązać ze strażnikami rozmowę, zaprzyjaźnić się z nimi podczas codziennej długiej przechadzki na spacerniak. Ale nie wiedziałem jak. Nie byłem Finlayem, nie miałem jego talentu do zdobywania sympatii ludzi. Jego szarmanckość i humor pomagały mu otworzyć niemal każde drzwi, a mnie najczęściej było obojętne, co inni o mnie myślą. Oczywiście potrafiłem zachować się w towarzystwie, a moje nazwisko załatwiało całą resztę. Ale tutaj to nie działało. Za każdym razem, gdy ktoś na mnie spoglądał w więzieniu, czułem, że moje czarne oczy wzbudzają w nim niepokój. Jak to leciało w tej piosence, Demons, którą śpiewali Imagine Dragons? Ada ich kiedyś zacytowała. „Spójrz na mnie, ale nie podchodź zbyt blisko, bo w moich oczach kryją się moje demony”. Takie wrażenie wywierałem ponoć na innych.