Liryczne wysublimowanie - Justyna Wiktorowicz - ebook

Liryczne wysublimowanie ebook

Justyna Wiktorowicz

0,0
10,10 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Tomik „Liryczne wysublimowanie” jest wydawniczym debiutem Justyny. Zawiera utwory przepełnione miłością, pokorą a także cierpieniem, którego doświadczany każdego dnia. Inspiracją dla niej jest życie codzienne oraz obserwacja otaczającego ją świata. Autorka od dziecka interesowała się poezją, która jest jej wielką pasją i której poświęca swój wolny czas. Mimo młodego wieku ma na swoim koncie kilkaset wierszy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 28

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Justyna Wiktorowicz

Liryczne wysublimowanie

© Justyna Wiktorowicz, 2021

Tomik „Liryczne Wysublimowanie” jest wydawniczym debiutem Justyny. Zawiera utwory przepełnione miłością, pokorą a także cierpieniem, którego doświadczany każdego dnia. Inspiracją dla niej jest życie codzienne oraz obserwacja otaczającego ją świata.

Autorka od dziecka interesowała się poezją, która jest jej wielką pasją i której poświęca swój wolny czas. Mimo młodego wieku ma na swoim koncie kilkaset wierszy.

ISBN 978-83-8273-093-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Gama

Gdybym mogła znaleźć szept,

Pośród burzy jaką jest

Miłość, która kończy się,

Zjeść ją jak poranny chleb.

Gdybyś mógł zaufać mi,

Ziemię plewić z każdych chwil

Oczy znów nasycić mną

Gdy idę w stronę — inną.

Serce dziurawe jak ser…

Ce w tej gamie nut zjeść.

Gdybyśmy mogli wypić swoje słowa.

Czekać jak po chwili odbiera je głowa,

Zamiast dźwięków ciszą była by mowa

Pytasz czy już jestem na to gotowa.

Weszłam.

Zamówiłam słońce i wiatr

Przyszedl Czas — miły kelner choć spieszyć się chciał…

Wyszłam.

Spod mrozu nart

Na fladze zakrwawionej, lecz zwiewnej

Schować się miał.

Poszłam.

Bo ze wszystkich kart

Na straży stały biernej

Odłamki serca wśród skał

Rozmyty obraz,

Na dole woda.

Słona.

Gdyby dwoje

Gdyby dwoje było jednym,

Jedną drugą każde z dwojga

Jedno jak ten głaz — wciąż bierny,

A drugie zbyt mocno kocha.

Gdyby do jednego dodać

Drugie co tak samo czuje,

I gdy tylko wspólna trwoga

Pierwsze ratować próbuje.

Gdyby pierwsze miało problem,

Drugie by znów powstać w całość

Pomoże mu znosić godnie

To co pierwszego zastało

I gdyby drugie żyło w szczęściu,

A zabrakło by pierwszego

To czy na wspólnym ich zdjęciu

Było by pół, czy całego?

Tęczówka

A gdybyś Ty wybrać miał,

Czy w wodzie stać,

Czy płynąć z nurtem,

To czy byś chciał

Oczami słów być i mówić to co widzisz?

Każda na Słońcu łza

Tęczówką kryje kolory.

Znajdź na łzy zawory

Nie lękaj się dotyku zła.

I kruchą drogą,

Piaskowym szlakiem

Ślady zacieraj

Snów wiatrakiem.

Walcz.

Nie pozwól, by skutek przyczynę zjadł.

Zanieś na plecach ból,

By spoczynek miał na końcu w podróży, by padł.

Typ: Mojżesz

Kiedy przez oczy dusza zagląda,

On jak porcelanowa lalka wygląda.

Tęsknota nim pisze opowieść bytu

Jakby na dzwonek miał dźwięk skowytu.

Zamiast na studia

Chodził do studia.

I to okazała się bez dna studnia.

Wśród traw i roślin marniał piorunem,

Przy braku syntezy równał się z tajfunem.

Mówił, że warto się zapomnieć na chwilę,

By pamiętać długo życie.

Tyle.

Coma

A co, jesli to sen?

Taki na jawie, ale jednak.

Pod drzewem śpi wiatr,

Słońce rozpłaszczyło się na dobre.

A po śladach nart

Gonią samotne spodnie.

Nawierzchnia jest sucha,

A czoło mokre i czerwone lica

I cisza w oddali głucha

Krzyczy czerwienią, że tam ulica.

Płomienie zajęły już przód i maskę,

Nieprzytomna postać widziana jak z wróżby,

Odchyloną w stronę chmur, świecącą czaszkę

Widać z oddali, gdy przyjeżdżają służby.

I budzi się, żyje. I nawet oddycha

Rozmawia i smuci się tak zwyczajnie

Czas jej tak samo jak wszystkim umyka

I chce go spożytkować jak najwydajniej.

Dni mijają i nic szczególnego

Nie stało się, nie wydarzyło.

Rok minął, dotyk bliskich to coś ważnego

A życie się tylko słodko przyśniło.

Skończyło…

Wracam

Kurz nocy posypany nad miastem.

Namaste.

Huk zbitej zastawy na diadem.

Amen.

Tego zapachu nie znoszę.

Proszę.