24,23 zł
„Otwarte okno — życie jak poezja” to zbiór wierszy pisanych w latach 2013 — 2019. Czytelnik zostaje tu przeprowadzony przez świat wewnętrzny i duchowy autorki, religijny i patriotyczny. Poezja została wzniesiona do poziomu humanizmu w celu kultywowania wartości narodu i ocalania człowieczeństwa, z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 38
FotografStanisław Miłkowski
© Elżbieta Miłkowska, 2021
© Stanisław Miłkowski, fotografie, 2021
„Otwarte okno — życie jak poezja” to zbiór wierszy pisanych w latach 2013 — 2019. Czytelnik zostaje tu przeprowadzony przez świat wewnętrzny i duchowy autorki, religijny i patriotyczny.
Poezja została wzniesiona do poziomu humanizmu w celu kultywowania wartości narodu i ocalania człowieczeństwa, z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości.
ISBN 978-83-8273-141-5
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Mojemu Mężowi
OTWARTE OKNO — życie jak poezja — to drugi tomik wierszy pisanych w latach 2013 — 2019. Jest to zbiór poezji, napisany m.in. z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości i tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, podczas trwania XXVII Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka w Gdańsku — wysyłania światełka do nieba.
I rozdział — By nie odejść zapomniana — rozliczenie się ze światem myśli i odczuć kreowanych przez wewnętrzne rozterki.
II rozdział — Rozpoczęta wieczność— wiersze o trudnym rozstaniu i myślach odradzających się po śmierci życia. Praca nad moralnością i emocjami — nie śmierci boimy się, lecz umierania.
W niektórych wierszach autorka nawiązywała w myślach przewodnich, powiedzonkach, zawołaniach, frazach patriotycznych, rodzinnych i nostalgicznych, do znanych z literatury klasycznej pisarzy i poetów, aby uwypuklić i podkreślić ważne momenty z życia osobistego, rodzinnego i patriotycznego, wyniesione z domu rodzinnego, szkoły oraz etosu pracy.
Mam nadzieję, że każdy czytelnik odnajdzie dla siebie w tym zbiorze poezji choć jedno ziarenko swojego jestestwa, a zarazem pogłębi wiedzę o swojej osobowości.
Pozytywnego odbioru.
Autorka
Zaprzyjaźnić się z sobą, tak by widzieć jutro
by, łza która dawno już obeschła, poszła w zapomnienie
by nie bać położyć się spać do łóżka
widzieć księżyc nocą, konstelacje gwiazd
czuć zapach wiatru, smak deszczu
cieszyć się każdą porą roku, nawet w deszczową pogodę
mieć jeszcze marzenia choćby maleńkie.
Nie stać ze spuszczoną głową na uboczu
odnaleźć w sobie głód radości zapomnianej
uwierzyć, dać szansę, wyznaczyć cel.
Tak dziecinnie proste i trudne zarazem.
Zaprzyjaźnić się z sobą…
Nie dałeś rady z myślami swoimi, rozum wzdryga się,
głowa głośno rozpacza
idziesz ciemnym wąwozem, sam wśród ciszy pustej,
idziesz przed siebie sam.
Zamazane obrazy mijają twój cień, przylepiony
do uschniętego drzewa
powiesz bezsens, nie chcesz mówić, choć potok słów
zalewa cię.
Idziesz, choćbyś nie chciał w blasku słońca, spragniony
zapachów — idziesz
przeraźliwe odgłosy przenikają ciało, niewyraźne
i poplątane
wśród wielu, samotny jak pies, chce ci się wyć,
nie możesz…
Odwrót trudny, bolesny, palący — nie dajesz rady?
Cel wciąż bardzo odległy, niedościgniony, niepewny.
Dasz radę, idź, wciąż idź…
Zniewolony więzami umysł tkwi
w okowach współczesnego świata.
Zarzucona sieć, w niej nie ma ryb
dorsz gnije od słońca na wiejskim targowisku.
Z wysypiska śmieci szczerzy zęby, skorodowane wiadro
mgła swym sino bladym ogonem, powoli zasłania
resztki umierającego bezwzględnego świata.
Staczamy się w mroczną dolinę śmierci
bez początku, ani też bez końca.
Umiera paskudny, krwiożerczy świat
nasz świat.
Dzwony w zakątku mojej pamięci, wciąż biją
nie oglądam się wstecz, nie oczekuję niczego.
Szum drzew, bezskuteczność tłumionych westchnień
nie mogę ich powstrzymać, zrozumieć.
Twarz ukryta w dłoniach, myśli odpychane gniewnie
smutek jak rwący potok, groźna nawałnica
śpiewnie w dolinie płynący strumień
zdaje się, że rozumie mój ból i samotność
wysyła nieśmiało do mnie sygnał.
Jestem tu, jestem tu, tuż za tobą
przyjdź, wejdź, czekam, zanurz swoje całe ciało.
Nie bój się, wciąż czekam, aby ukołysać cię do głębokiego snu.
Przyjdź, wejdź, czekam…
Tułająca się samotność na dnie mojej duszy
nikt nie widzi łez, nikt się nie wzrusza.
W kamiennym kręgu, los mój zamknięty
grząski, piaszczysty grunt pod nogami nie mija.
Kwiaty nie mogą zakwitnąć, trawa wypalona
zawodzi smutno pies przy budzie na łańcuchu
wiatry północne zwiewają porozrzucane śmieci.
Nie ma ludzi, odeszli, pozostawili resztki jedzenia.
Krzyczę i krzyczę, opadam całkiem z sił, padam na twarz.
Nikt mnie już nie usłyszy.
Szemrane myśli chodzą mi po głowie
wulkan zastygłej lawy uczuć ciągnie
zmierzch marzeń nadszedł jak persona non grata
smak ulubionej kawy porannej popłynął gdzieś daleko
kolory tęczy stały się wypłowiałe
głosy przyszłości wirują niczym liście na wietrze.
Zapachy kwiatów stały się ulotne
nie czuję ciepła przepływającej krwi
oddycham, nie wiem czy na pewno
czuję — samotny żagiel zmierza w moim kierunku.
Morze otulone puszystą mgłą
i tylko ja samotna wśród niezliczonej ilości fal
chyba jestem…
Nie zdążyłam jeszcze wyjść poza ogród swoich marzeń
wymyślony, park Drozdowego Gniazda.
Widziałam oczami wyobraźni, upajałam się jego blaskiem
gdzieś nagle zniknął, bez śladu.
Radość związana z powitaniem