Świat Zosi - Aleksandra Pałka - ebook + książka

Świat Zosi ebook

Pałka Aleksandra

0,0
54,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zbiór opowiadań o przygodach Zosi - uroczej i dociekliwej uczennicy szkoły podstawowej, która jak wielu jej rówieśników pragnie poznać i zrozumieć otaczający ją świat.

W codziennych zajęciach Zosi bardzo ważna okaże się filozofia, czyli zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi oraz umiejętność dziwienia się światu!

Filozofia nie oznacza tu niczego trudnego i niedostępnego. Przeciwnie – autorka udowadnia, że filozofowanie może być bliskie każdemu dziecku. Ba! Mamy dobrą wiadomość! Dzięki tej książce przekonacie się, że filozofia nigdy wcześniej nie była tak ciekawa!

Filozofia jako sztuka myślenia oraz dyskusji na temat tego, co ważne, może być najwspanialszym prezentem dla dziecka na jego drodze do dojrzałości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

Droga Czy­tel­niczko! Drogi Czy­tel­niku!

Oddaję w Twoje ręce zbiór opo­wia­dań filo­zo­ficz­nych prze­zna­czo­nych spe­cjal­nie dla Cie­bie. Być może zasta­na­wiasz się, co wła­ści­wie ozna­cza to, że są one „filo­zo­ficzne”. Czy sły­sza­łaś/sły­sza­łeś kie­dyś o filo­zo­fii i czy wiesz, czym ona jest? Pozwól, że Ci wytłu­ma­czę. Słowo „filo­zo­fia” pocho­dzi z języka grec­kiego i składa się z dwóch wyra­zów: philéō, który ozna­cza „miłuję (kocham)” i sophia, który ozna­cza „mądrość”. Czy rozu­miesz teraz, czym jest filo­zo­fia? Tak, to po pro­stu miłość do mądro­ści! Ponie­waż jestem nauczy­cielką, a także mamą, bar­dzo dużo czasu spę­dzam z dziećmi i wiem, że one kochają być mądre. Jestem prze­ko­nana, że dzieci są praw­dzi­wymi, a może nawet naj­lep­szymi filo­zo­fami, dla­tego wła­śnie napi­sa­łam dla Was tę książkę.

Tak naprawdę filo­zo­fo­wa­nie jest bar­dzo sta­rym zaję­ciem. Pierwsi filo­zo­fo­wie, jakich znamy, żyli bar­dzo dawno temu, w sta­ro­żyt­nej Gre­cji. Nie­któ­rzy z nich uwa­żali, że filo­zof to ktoś taki, kto… bar­dzo dziwi się światu. Czy zda­rza Ci się, że dzi­wisz się światu? Czy cza­sami spo­glą­dasz na swoje oto­cze­nie i zasta­na­wiasz się, skąd się wzięło to wszystko co widzisz, i jak to działa? Gdzie świat ma począ­tek, a gdzie koniec i co jest tam, gdzie niczego nie ma? Co odróż­nia czło­wieka od zwie­rząt? Co jest dobre, a co złe? A może zada­jesz sobie jesz­cze inne filo­zoficzne pyta­nia? Jeżeli tak, to cudow­nie! A jeśli jesz­cze nie zda­rzyło Ci się filo­zofować, to ta książka jest po to, by Cię do tego zachę­cić. Widzisz, kiedy dora­stamy, powoli przy­zwy­cza­jamy się już do świata i prze­sta­jemy się nim zadzi­wiać. Ode­chciewa nam się wtedy odkry­wać jego naj­głęb­sze tajem­nice, a szkoda…

Książka ta powstała z mojej wiel­kiej sym­pa­tii do dzieci i wiary w ich wyjąt­kową, nie­po­wta­rzalną mądrość. Napi­sa­łam ją dla­tego, że to wła­śnie Ty, jako dziecko, jak nikt inny potra­fisz zdu­mie­wać się świa­tem. Jak nikt inny umiesz kom­bi­no­wać, badać i odkry­wać. Jak nikt inny, to wła­śnie Ty jesteś w sta­nie nie­stru­dze­nie zada­wać pyta­nia!

Przed­sta­wiam Ci Zosię, uczen­nicę szkoły pod­sta­wo­wej, która bar­dzo chce wszystko wie­dzieć i rozu­mieć, jest docie­kliwa i nie boi się poszu­ki­wać odpo­wie­dzi, nawet jeśli cza­sami ich nie znaj­duje. Dziew­czynka ta ma star­szego brata Filipa, który jest już na tyle doj­rzały, by umieć jej wiele wytłu­ma­czyć, lecz wciąż na tyle młody, by dobrze rozu­mieć sio­strę. W każ­dym roz­dziale Filip i Zosia wspól­nie filo­zo­fują na różne inte­re­su­jące tematy, i mam nadzieję, że zain­te­re­sują także Cie­bie. Pamię­taj jed­nak, że ta książka nie jest po to, być udzie­lić Ci goto­wych odpo­wie­dzi na te filo­zo­ficzne pyta­nia. Nie jest rów­nież po to, by przed­sta­wić Ci, co o tym myśleli różni wielcy filo­zo­fo­wie. Jest raczej po to, by zachę­cić Cię do samo­dziel­nych poszu­ki­wań!

Z tej książki nauczysz się także tego, że każdy czło­wiek może mieć inne zda­nie na jakiś temat i że cza­sem trudno powie­dzieć, kto ma rację. Ważne, by wie­dzieć, że każda opi­nia jest bar­dzo cenna i każ­dej warto wysłu­chać. Naj­waż­niej­sze jed­nak jest to, by pozo­stać cie­ka­wym świata i nie rezy­gno­wać z zada­wa­nia pytań – to one w filo­zo­fii są naj­bar­dziej potrzebne! Zachę­cam Cię do tego, by po prze­czy­ta­niu każ­dego roz­działu poroz­ma­wiać z kimś o tym, o czym filo­zo­fo­wali Zosia i Filip. Na końcu każ­dego opo­wia­da­nia znaj­dziesz zestaw przy­kła­do­wych pytań, które mogą pomóc Tobie i bli­skiej Ci oso­bie w prze­pro­wa­dze­niu dys­ku­sji. Poproś kogoś, by zadał Ci te pyta­nia. A może to Ty zechcesz zadać je komuś? Mamie, tacie, babci, dziad­kowi, sio­strze, bratu, a może przy­ja­cie­lowi? A może skie­ru­jesz je do nauczy­ciela lub nauczy­cielki? Nie musisz zada­wać ich wszyst­kich i w takiej samej kolej­no­ści, w jakiej ja je napi­sa­łam – możesz wybrać nie­które z nich, szcze­gól­nie ważne dla Cie­bie, albo… nie wybie­rać żad­nych i zamiast tego wymy­ślić wła­sne ważne pyta­nia.

Celem tej książki jest obu­dze­nie w Tobie filo­zofa, czyli nikogo strasz­nego, dziw­nego ani tajem­ni­czego, tylko kogoś bar­dzo faj­nego, cie­ka­wego świata i kocha­ją­cego mądrość. A wła­śnie… Co to zna­czy „mądrość” i „bycie mądrym”? Nie wiem, ale pofi­lo­zo­fuj na ten temat… Być może ta książka nauczy Cię zada­wać kolejne filo­zo­ficzne pyta­nia i kom­bi­no­wać, jak na nie odpo­wie­dzieć.

Życzę Ci jak naj­przy­jem­niej­szej lek­tury!

Autorka

PS Zwróć, pro­szę, uwagę na imiona głów­nych boha­te­rów… Jak myślisz, czy są one przy­pad­kowe?

Z

1. Piękno

W tym tygo­dniu Zosia była na jesien­nej gór­skiej wycieczce. Klasa 2b wspięła się na Rusi­nową Polanę w Tatrach, gdzie nauczy­cielka wytłu­ma­czyła dzie­ciom, czym jest pano­rama i jakie szczyty potęż­nych gór są widoczne z miej­sca, w któ­rym grupa się zatrzy­mała. Zosia nie była jedną z naj­pil­niej­szych uczen­nic, raczej jedną z tych, które na lek­cjach bujają w obło­kach, czyli roz­my­ślają nie o tym, co mówi pani, lecz o tym, o czym aku­rat mają ochotę roz­my­ślać. Tym razem jed­nak uważ­nie słu­chała i bar­dzo się sta­rała zapa­mię­tać tajem­ni­cze nazwy obser­wo­wa­nych gór. Zachwy­cał ją widok poszar­pa­nych i lekko obsy­pa­nych śnie­giem wierz­choł­ków na tle pogod­nego nieba.

– I jak się wam podoba? – zapy­tała wycho­waw­czyni, gdy skoń­czyła opi­sy­wać kra­jo­braz.

Przez odpo­czy­wa­jącą na pola­nie grupę prze­bie­gły wymie­szane szmery: „faj­nie”, „ład­nie”, „spoko” – mówiły dzieci. Zosia też wyra­ziła opi­nię.

– Tu jest pięk­nie! – zawo­łała gło­śno, a pani spoj­rzała na nią z uśmie­chem.

– Cie­szę się, że jeste­ście zado­wo­leni. W ponie­dzia­łek w szkole będziemy malo­wać to, co teraz oglą­damy, więc pro­szę dokład­nie obej­rzeć pano­ramę.

Zosia zdą­żyła już zapo­mnieć, czym jest pano­rama, ale nie prze­jęła się tym, ponie­waż w sobotę miał przy­je­chać do domu jej brat. Posta­no­wiła, że go zapyta, a on jej na pewno wytłu­ma­czy. Zosia uwa­żała swo­jego brata za naj­mą­drzej­szego na świe­cie i każ­demu się chwa­liła, że on ma już dzie­więt­na­ście lat i że wyje­chał na stu­dia do Kra­kowa.

W sobotę od rana mama goto­wała zupy i gulasz, prze­le­wała je do sło­ików i mocno zakrę­cała. To dla Filipa, który miesz­ka­jąc w dużym mie­ście, zda­niem mamy byle jak się odży­wia, czyli je same nie­zdrowe rze­czy. Wresz­cie przy­je­chał, a Zosia jak zwy­kle rzu­ciła mu się na szyję już w progu. Odkąd się wypro­wa­dził, w domu było bar­dzo nudno.

Po obie­dzie mama popro­siła Filipa, by pomógł Zosi w odro­bie­niu lek­cji na ponie­dzia­łek. Kiedy rodzeń­stwo upo­rało się już z rze­czow­ni­kami i cza­sow­ni­kami, Filip zapy­tał sio­strzyczkę, jak minął jej tydzień w szkole, a Zosia od razu zaczęła opo­wia­dać o wycieczce.

– W auto­ka­rze sie­dzia­łam z Anią. Śpie­wa­li­śmy pio­senki przez całą drogę, a potem wspi­na­li­śmy się przez las pod górkę, a ja szłam na samym początku! Wszy­scy narze­kali i pytali, czy daleko jesz­cze, tylko nie ja!

– Ale potem pozwo­lili wam odpo­cząć, prawda? – Filip uważ­nie przy­słu­chi­wał się opo­wie­ści sio­stry. Stę­sk­nił się za nią, jak zwy­kle.

– Tak, pani posa­dziła nas na takiej łące, z któ­rej był piękny widok. Ale chyba tylko ja tak uwa­żam…

– Dla­czego tak myślisz?

– Bo pani zapy­tała i nikt nie powie­dział, że jest pięk­nie, tylko ja. Nie­któ­rzy sie­dzieli tyłem do widoku, a Bar­tek i Maciek co chwilę wycią­gali tele­fony i pani ich cią­gle upo­mi­nała.

– Widocz­nie dla nich tele­fony są piękne, a góry nie.

– Jak tele­fon może być piękny? – obu­rzyła się Zosia.

– Dla nie­któ­rych może być. Pokażę ci coś. – Filip wstał i wyszedł na chwilę z pokoju. Przy­niósł grubą książkę – album podróż­ni­czy z foto­gra­fiami.

Zosia usia­dła obok brata na łóżku, bar­dzo cie­kawa, co zaraz zoba­czy. Chło­pak powoli prze­wra­cał karty tej wiel­kiej księgi i opo­wia­dał, co widać na zdję­ciach. Na jed­nym było mia­sto – bar­dzo nowo­cze­sne i pełne wyso­kich, szkla­nych budyn­ków. Na innym zadbany ogród pełen kwia­tów, a na jesz­cze innym bar­dzo stary budy­nek z kamie­nia, bez szyb w oknach i bez żad­nych ozdób. Kolejne zdję­cie, które poka­zał Filip, przed­sta­wiało zaśmie­coną, brudną ulicę, stra­gany z jedze­niem i róż­nymi dziw­nymi rze­czami, a na sznur­kach zawie­szo­nych mię­dzy odra­pa­nymi domami suszyły się kolo­rowe ubra­nia. Przy następ­nym zdję­ciu Zosia zatrzy­mała się i wykrzyk­nęła:

– Jakie piękne!

Foto­gra­fia przed­sta­wiała kra­jo­braz gór­ski roz­świe­tlony poran­nym słoń­cem. Zosia wodziła palusz­kiem po linii kipią­cych zie­le­nią drzew, długo przy­glą­dała się mostowi zawie­szo­nemu nad wielką prze­pa­ścią, zachwy­cił ją też kolor nieba.

– To zdję­cie podoba ci się naj­bar­dziej? – zapy­tał Filip.

– Tak!

– A wiesz, które mnie podoba się naj­bar­dziej? – Nie cze­ka­jąc na odpo­wiedź, brat prze­kart­ko­wał album do zdję­cia sta­rego, roz­pa­da­ją­cego się budynku. Były to ruiny zamku.

– Naprawdę? – Zosia się skrzy­wiła. – A co w tym jest ład­nego?

– Ta budowla jest bar­dzo, bar­dzo stara. To zna­czy, że budo­wali ją ludzie, któ­rzy żyli tysiąc lat temu. A może nawet wię­cej…

– Jest piękna, bo jest stara? – prze­rwała mu sio­stra.

– Tak, dla mnie tak. To, że tak wiele lat temu ktoś ją zbu­do­wał i że od tego czasu się nie zawa­liła, tylko na­dal stoi, jest piękne. Jest pięk­niej­sza niż te nowo­cze­sne budynki w wiel­kich mia­stach.

Zosia nie rozu­miała.

– Ja wolę nowe sukienki od sta­rych, bo stare są popla­mione albo dziu­rawe – orze­kła.

– A ja wciąż mam swoją koszulkę kupioną na moim pierw­szym kon­cer­cie roc­ko­wym, cho­ciaż jest tak stara, że już pra­wie nie widać na niej nadruku – zaśmiał się Filip.

Zosia zamy­śliła się na chwilę, po czym zerwała się z łóżka i pod­bie­gła do skrzyni na zabawki. Wycią­gnęła z niej bia­łego kotka File­mona, który nie miał jed­nego ucha. Jego futerko było zme­cha­cone, a na brzu­chu maskotki widać było plamę po soku wiśnio­wym, któ­rej nie udało się sprać. Zosia dostała go na swoje pierw­sze uro­dziny.

– Myślę, że już rozu­miesz, Zośka. Nie pozwo­li­ła­byś nikomu powie­dzieć, że File­mon jest brzydki, prawda? A twoi kole­dzy, któ­rzy zamiast gór wolą podzi­wiać smart­fony, z pew­no­ścią tak by o nim powie­dzieli.

– Wczo­raj na wycieczce Jagoda miała czapkę z dasz­kiem całą w ceki­nach – pod­chwy­ciła dziew­czynka. – Uwa­żam, że cekiny są okropne, ale Jago­dzie chyba się podo­bają. Pew­nie też woli cekiny od widoku gór.

– Tak to jest z tym pięk­nem, Zosiu, że dla każ­dego jest troszkę inne. Ja nie widzę nic ład­nego w kotach, a ty jak zoba­czysz kotka, to…

– Kiciu­sie są cudowne! – prze­rwała mu sio­stra.

– Wła­śnie – śmiał się chło­pak.

– A uwa­żasz, że góry są piękne?

– Dla mnie tak, lubię gór­skie kra­jo­brazy.

– A morze? A wodo­spady? I księ­życ? – Zosia mogłaby pytać o kolejne rze­czy jesz­cze bar­dzo długo.

– Pew­nie, że tak – odparł Filip i posta­no­wił, że teraz on zada pyta­nie. – A zabytki? Czyli stare budowle? Co o nich myślisz, Zosiu?

– Wawel to zaby­tek. Jest piękny. Ale ten zamek na zdję­ciu nie, bo jest szary i odra­pany.

– A mnie się podo­bają sta­ro­cie. Tak jak zegar, który rodzice wciąż trzy­mają w salo­nie, pamiątkę po pra­babci. Tak jak kapliczka sto­jąca przy dro­dze w naszym mia­steczku, cho­ciaż nie­zbyt się cie­szę, że poma­lo­wano ją na nie­bie­sko.

– Wła­śnie nie­bie­ska jest ład­niej­sza – bro­niła kapliczki Zosia.

– Zosiu, de gusti­bus non est dispu­tan­dum.

– Co takiego? – Zosia wypro­sto­wała się, ogrom­nie zacie­ka­wiona tym dzi­wacz­nym zda­niem. – To jakieś magiczne zaklę­cie?

– To zda­nie pew­nie brzmi dla cie­bie bar­dzo tajem­ni­czo – odgadł Filip. – Jest to stare przy­sło­wie w języku łaciń­skim, które ozna­cza, że o gustach, czyli o tym, co się komuś podoba, nie ma sensu dys­ku­to­wać i nie można się o to kłó­cić. Każdy ma prawo zachwy­cać się tym, co jest piękne wła­śnie dla niego. Dla cie­bie to góry albo morze, kotki i ubra­nia bez ceki­nów. Dla chło­pa­ków z two­jej klasy piękne są samo­chody w grze w tele­fo­nie albo filmy na YouTu­bie. Ja uwiel­biam oglą­dać zabytki. Uwa­żam, że im budowla jest star­sza, tym pięk­niej­sza.

– To aku­rat dziwne.

– Czy ktoś mi może tego zabro­nić?

– Nie, wtedy mógłby także mnie zabro­nić uwiel­biać File­monka… – Zro­zu­miała Zosia po krót­kim namy­śle i mocno przy­tu­liła uko­chaną zabawkę.

Po połu­dniu Zosia poszła z tatą do sadu zebrać śliwki węgierki. Na samą myśl o powi­dłach ślinka jej cie­kła, chęt­nie więc poma­gała w gro­ma­dze­niu zapa­sów. Była piękna pogoda, słońce szybko się obni­żało, bo dzień był już krót­szy, ale rzu­cało bar­dzo przy­jemne, cie­płe świa­tło na czer­wie­niące się od owo­ców jabło­nie. Dziew­czynka przy oka­zji zerwała naj­więk­sze jabłko, jakie wypa­trzyła, ale zanim je zja­dła, pową­chała owoc i aż gło­śno wes­tchnęła, tak mocno jej zapach­niał. Od strony domu nad­szedł Filip, nio­sąc wia­derko.

– Daj­cie mi też coś pozbie­rać, bo potem powie­cie, że nie wolno mi jeść powi­deł – żar­to­wał.

Zosia podała mu nad­gry­zione już jabłko.

– Pową­chaj je! – zapro­po­no­wała, a brat posłu­chał rady. – Cud­nie pach­nie, prawda?

– Prawda. Zapa­chy bywają pięk­niej­sze niż widoki.

To zda­nie wpra­wiło Zosię w zamy­śle­nie. Zadu­mała się nad wcze­śniej­szą roz­mową na temat piękna i zapa­trzyła gdzieś przed sie­bie w mil­cze­niu, raz po raz odgry­za­jąc kawa­łek owocu.

– Wiesz co, Filip? – ode­zwała się nagle do zbie­ra­ją­cego śliwki brata. – Byli­śmy w zeszłym roku z klasą na wycieczce w Kra­ko­wie i widzia­łam tam nie­wi­do­mego pana. Wiem, bo miał ciemne oku­lary i trzy­mał długą, białą laskę. I szedł razem ze swoją grupą, a prze­wod­nik opi­sy­wał mia­sto. Wszy­scy patrzyli w górę, na wieżę kościoła, a on nie. On tylko stał. Nie rozu­miem, dla­czego poje­chał na wycieczkę, skoro nie mógł niczego zoba­czyć i podzi­wiać.

– Piękno można podzi­wiać nie tylko oczami. Czym podzi­wiasz swoje jabłko? Mamy też inne zmy­sły.

– Zmy­sły?

– Wzrok, słuch, smak, węch i dotyk – wymie­nił chło­pak.

– Aha, to ten pan mógł pową­chać kościół… – wypa­liła Zosia, lecz zatrzy­mała się w poło­wie zda­nia, by się zasta­no­wić. – Lub może lepiej byłoby pową­chać kwiaty ze stra­ga­nów na Rynku, było ich tam dużo!

– Na przy­kład. Mógł też kupić sobie obwa­rzanka i zachwy­cać się jego zapa­chem i sma­kiem.

– I co jesz­cze mógł zoba­czyć? – spy­tała żwawo dziew­czynka, a po chwili popra­wiła się: – Nie zoba­czyć, tylko…

– Poznać?

– Tak. Poznać. Wiem! Na ulicy stał skrzy­pek i grał! Ten pan na pewno sły­szał muzykę!

– A ład­nie grał ten muzyk?

– Pięk­nie! – przy­znała Zosia.

– To faj­nie. Ja bym pew­nie wolał gita­rzy­stę. Jak jesz­cze można podzi­wiać piękno?

– Można… – Zosia skie­ro­wała wzrok w górę – słu­chać śpiewu pta­ków albo szumu morza. Uszami. Albo wąchać per­fumy, cho­ciaż ja nie lubię per­fum. Ale lubię zapach szam­ponu tru­skaw­ko­wego.

– Tak, Zosiu – przy­tak­nął Filip – każ­dym zmy­słem możemy odczu­wać piękno. To nie tylko zdję­cia i obrazy, nie tylko widoki. Doty­kiem możemy pozna­wać kształt rzeźby. Coraz czę­ściej w mia­stach umiesz­cza się takie malut­kie makiety zabyt­ków, by można było poczuć ich kształt lub po pro­stu obej­rzeć je z bli­ska. Doty­kiem możemy poczuć rodzaj tka­niny, z któ­rej wyko­nane jest ubra­nie, możemy dotknąć kie­li­cha kwiatu, by móc sobie wyobra­zić, jak on wygląda. Sma­kiem i zapa­chem…

– Już rozu­miem, Filip! – prze­rwała dziew­czynka, po czym zmie­niła temat: – W ponie­dzia­łek mamy w szkole two­rzyć pracę pla­styczną, wiesz?

– To faj­nie, bo lubisz malo­wać. Twoje obrazki są piękne.

– Ale też nie dla każ­dego.

– Dla mnie tak.

– Maciek mi kie­dyś powie­dział, że mój rysu­nek kota jest brzydki – zwie­rzyła się Zosia i posmut­niała.

– Maciek pew­nie wolałby nama­lo­wać samo­chód albo jakie­goś wojow­nika z mie­czem, albo kto wie, co jesz­cze takiego… – Zaśmiał się Filip.

– Nie wiem, co by w tym było ład­nego – stwier­dziła Zosia. – Ale już rozu­miem, że dla każ­dego piękno jest inne i nie powie­dzia­ła­bym Mać­kowi, że jego samo­chód jest brzydki ani nie kaza­ła­bym mu ryso­wać kotów. Każ­demu podoba się coś innego. Nawet jeśli nic nie widzi.

– Wiesz co? – powie­dział Filip, pod­no­sząc napeł­nione wia­dro. – Idę teraz się pouczyć, ale wie­czo­rem zabiorę cię na spa­cer i pokażę ci coś prze­pięk­nego.

Czas do wie­czora dłu­żył się Zosi okrop­nie, ale mama nie pozwo­liła prze­szka­dzać bratu w nauce, więc dziew­czynka poma­gała przy myciu i kro­je­niu owo­ców. Zosia, pra­cu­jąc, roz­glą­dała się po kuchni. Jej ściany ozdo­bione były sta­rymi, ręcz­nie malo­wa­nymi tale­rzami, które mama uwiel­biała, a Zosi ni­gdy się nie podo­bały. Tata też na nie narze­kał, bo trzeba było uwa­żać, by żad­nego nie strą­cić i nie potłuc, ale dla mamy były ważne. Teraz dziew­czynka rozu­miała już, czym jest ten tak zwany gust i obie­cała sobie ni­gdy nie stłuc żad­nego tale­rza mamy, nawet jeśli zda­niem Zosi był brzydki. Szybko upo­rała się z myciem śli­wek, kro­je­nie i wyj­mo­wa­nie pestek jakoś jej umknęło. Poszła się bawić.

Wie­czo­rem Filip wyszedł na podwórko szu­kać sio­stry i zna­lazł ją koło lipy za domem, gdzie Zosia miała swoją bazę. Pod drze­wem uło­żony był kocyk, a na nim roz­ma­ite przed­mioty pozwa­la­jące lepiej uda­wać, że to miej­sce jest wła­snym, pry­wat­nym dom­kiem Zosi.

– Pięk­nie tu u cie­bie. Ale teraz bierz rower, jedziemy na wycieczkę! – zawo­łał zachę­ca­jąco brat.

Razem pomknęli asfal­tową drogą, by za chwilę skrę­cić w piasz­czy­stą ścieżkę w kie­runku miej­sca, gdzie jest naj­bar­dziej pła­sko i nie rosną drzewa. Po nie­dłu­gim cza­sie usie­dli na tra­wie i wtedy Zosia spy­tała, co będą wła­ści­wie oglą­dać. Przy­po­mniała bratu, że obie­cał jej „coś prze­pięk­nego”.

– Popa­trzymy tutaj na zachód słońca – zdra­dził wresz­cie Filip. – Wtedy niebo wygląda nie­sa­mo­wi­cie, a jest chyba naj­pięk­niej­szym ele­men­tem natury. Oczy­wi­ście to tylko moje zda­nie.

– A dla­czego tak myślisz? – była cie­kawa Zosia.

– Bo zawsze jest tro­chę inne. Może być gład­kie i błę­kitne albo prze­tkane bia­łymi chmur­kami, albo…

– Gdy jest burza, to wygląda strasz­nie. Ale gdy jest tęcza, to wspa­niale. A w nocy, gdy widać gwiazdy…

– Wła­śnie – roz­ma­rzył się chło­pak i wes­tchnął, patrząc w dal przed sie­bie. – A kiedy słońce zacho­dzi, to wygląda jakby jakiś arty­sta nama­lo­wał je pędz­lem. W mie­ście trudno to zoba­czyć, bo wszystko zasła­niają budynki. A nie­stety, nie wszystko, co czło­wiek zbu­duje, jest piękne.

– Nie mów tak. Ktoś inny mógłby powie­dzieć, że przy­roda jest brzydka, a ładna jest ta brudna ulica z albumu, ta ze sznur­kami z pra­niem. Albo ulica pod twoim aka­de­mi­kiem, gdzie jest śmiet­nik i par­king.

– Już rozu­miesz. – Filip uśmiech­nął się i uca­ło­wał sio­strzyczkę w czu­bek roz­czo­chra­nej głowy. – To tak jak z mamą, która każe ci się cze­sać, a ja lubię twoją potar­ganą czu­prynę.

– Nie można się o to na mamę gnie­wać. Ale muszę z nią poroz­ma­wiać – stwier­dziła poważ­nie dziew­czynka. – Mama chyba nie wie, że roz­czo­chrane włosy mogą być dla kogoś piękne.

– Mam nadzieję, że będę przy tej roz­mo­wie! – cie­szył się chło­pak.

Przez chwilę w mil­cze­niu patrzyli na zni­ka­jące słońce. Wtedy Zosi coś się przy­po­mniało.

– Filip! – Pode­rwała się tak nagle, że brat aż się wystra­szył. – Co to jest pano­rama?

Zapytaj mnie, proszę…

Co to zna­czy, że coś jest piękne?

Czym jest gust?

Zamknij oczy i wyobraź sobie pierw­szą rzecz, jaka przyj­dzie ci do głowy, gdy myślisz o pięk­nie. Co to takiego?

Rozej­rzyj się dookoła sie­bie, dokład­nie tam, gdzie teraz jesteś. Poszu­kaj piękna i opo­wiedz, gdzie je dostrze­gasz.

Czym są zmy­sły? Po co je mamy?

Co to zna­czy: pozna­wać? Spró­buj to wytłu­ma­czyć swo­imi sło­wami.

W jaki spo­sób można pozna­wać ota­cza­jący świat?

Kiedy coś pozna­jemy, wpływa to na nasze uczu­cia. Jakie one mogą być?

To, co widzimy, możemy oce­niać na różne spo­soby. Jak myślisz, jakie?

A teraz zasta­nów się jesz­cze raz i opo­wiedz o kilku rze­czach (odbie­ra­nych róż­nymi zmy­słami), które są piękne dla cie­bie. Co jest piękne dla two­ich oczu, two­ich uszu, two­jego dotyku i tak dalej?

Pomyśl o swo­ich przy­ja­cio­łach (o jed­nym albo o kilku). Jak myślisz, co może być piękne dla nich?

2. Prawda

Tego dnia Zosię do szkoły odpro­wa­dzał tata.

– Ale przy­jemny pora­nek, prawda? – ode­zwał się do córki po dłuż­szej chwili spa­ceru w mil­cze­niu. Tata bar­dzo lubi poranne prze­chadzki przed roz­po­czę­ciem pracy w swoim warsz­ta­cie sto­lar­skim.

– Prawda – odparła Zosia i od razu po tym sło­wie prze­cią­gle ziew­nęła.

Było bar­dzo wcze­śnie. Nad ulicą snuła się jesienna mgła, słońce wzno­siło się, lecz nie­śmiało i nie dawało zbyt dużo cie­pła. Na początku roku szkol­nego, we wrze­śniu, poranki były bar­dzo pogodne, a dni wręcz gorące. Upał sta­wał się jed­nak z każ­dym dniem słab­szy i nastrój towa­rzy­szący Zosi w dro­dze do szkoły czy pod­czas zabaw po lek­cjach stop­niowo zmie­niał się w coraz bar­dziej melan­cho­lijny i jesienny. Dziew­czynka roz­my­ślała przez kolejne kil­ka­dzie­siąt kro­ków.

– Wiesz co, jed­nak nie­prawda – ode­zwała się nagle do taty, który zdą­żył zapo­mnieć, o czym mówił kilka chwil temu. – Wcale nie jest to przy­jemny pora­nek.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki