Tajemnica Cesarza - Sylwia Bachleda - ebook + książka

Tajemnica Cesarza ebook

Sylwia Bachleda

5,0

Opis

„Jesteś moją ostoją, przy tobie odpoczywam i zbieram siły do kolejnego pełnego niepewności i trudnych wyborów dnia.” 

 

Charlotte wiedzie życie jak z bajki – mieszka w Wersalu wraz ze swym mężem, cesarzem Francji Aleksandrem, a już wkrótce na świat ma przyjść ich pierwszy potomek. Młoda cesarzowa pragnie zapomnieć o przykrych doświadczeniach z przeszłości i próbuje odnaleźć się w nowej roli, jednak zazdrosne dwórki nie ułatwiają jej tego zadania, nie mogąc pogodzić się z faktem, że to właśnie ona zajęła miejsce u boku cesarza. W dodatku tuż za rogiem czai się ich największy wróg, który tylko czeka, by uderzyć w najmniej oczekiwanym momencie. Charlotte nie pomaga też fakt, że wskutek wypadku straciła pamięć, wymazując z niej kilka miesięcy życia, i tak naprawdę nie wie, co stało się z jej poprzednim mężczyzną. W jej głowie rodzą się kolejne pytania, na które nie chce poznać odpowiedzi – z obawy, że prawda może okazać się zbyt trudna do zniesienia. W końcu o morderstwo jej poprzedniego narzeczonego po cichu oskarżano samego cesarza.

 

 Ile jesteśmy w stanie zrobić w imię miłości? Jakie tajemnice skrywają mieszkańcy pałacu? I jaką rolę w tych wydarzeniach odegra Franciszek, zapomniany przyjaciel?

  

„Te czarne źrenice przywodziły na myśl głęboką studnię, choć wiedziałam, że zbytnie pochylenie się jest niebezpieczne, ciemność przywoływała mnie, kusiła i zachęcała, bym znalazła się w jej środku, obiecując, że po drugiej stronie spotka mnie coś dobrego.”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 813

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
elawoz

Z braku laku…

Próbowałam doczytać do końca bo bardzo lubie historyczne klimaty ale nie dało się. Bohaterka nie budzi sympatii i jest malo zrównoważona.Co do tresci momemtami infantylna, zaskakująca zwłaszcza kiedy lekarz mówi o wirusach lub kiedy cesarzowa traci dziecko a cesarz zostaje otruty i pomimo,że obydwoje powinni ledwo trzymać się na nogach i cierpieć z powodu straty robią sobie imprezkę , tańczą, śmieją się. To chyba był ten moment, że dałam sobie spokój z dalszym czytaniem. Nie polecam. Autorka pomimo,że ładnie buduje zdania to co do treści powinna bardziej przemyśleć temat i dać do przeczytania przed publikacja osobom postronnym.
00

Popularność




Copyright © by Sylwia Bachleda, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by Kiselev Andrey Valerevich/Shutterstock

Projekt okładki: Marta Lisowska

Ilustracje wewnątrz książki: © by HiSunnySky/Shutterstockoraz © by AcantStudio/Shutterstock

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-001-9

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

PROLOG

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

PODZIĘKOWANIA

Skrywając tajemnicę, musisz liczyć się z tym, że pewnego dnia ona może zniszczyć twoje życie.

PROLOG

Podenerwowany mężczyzna drżącymi dłońmi poprawiał kołnierz koszuli i z niepokojem wyglądał przez okno. Daleko na horyzoncie widział ciemnogranatowe chmury, nadciągała burza. Miał nadzieję, że nie dotrze ona zbyt wcześnie, pragnął, by ten dzień był wyjątkowy pod każdym względem. Ktoś odchrząknął za jego plecami, był tak pochłonięty własnymi myślami, że nie usłyszał przybyłego mężczyzny. Odwrócił się w stronę gwardzisty, ściągając mocno brwi. Młodzieniec skinął głową na powitanie.

– O co chodzi? – spytał szorstko, w końcu to był dzień wolny od wykonywaniaobowiązków.

Przybysz bez słowa wyciągnął przed siebie rękę, w której trzymał zapieczętowany list. Na bordowym laku odciśnięto pieczęć samego cesarza – „A” otulone liśćmi laurowymi. Westchnął ciężko, po czym z niechęcią wziął od mężczyznykopertę.

– To wszystko? Czy masz mi coś jeszcze do przekazania? – spytał, nie podnosząc wzroku znad listu.

– To wszystko, paniczu – rzekł, po czym gospodarz usłyszał oddalające siękroki.

Znów był sam. Przez chwilę wpatrywał się w zapieczętowany list, zastanawiając się, czy w ogóle go otworzyć. Nie chciał tego robić, ale jako cesarski doradca był do tego zobowiązany, być może była to sprawa niecierpiąca zwłoki. Westchnął ponownie, licząc, że znajdzie w nim jedynie informację, iż cesarz ostatecznie nie zjawi się na ślubie, czego w głębi duszy bardzo pragnął. Wreszcie zebrał się w sobie i przełamując lak, rozłożyłkartkę.

Udaj się za moim gwardzistą, musisz wykonać dla mnie pewne zlecenie, nie zajmie ci ono wiele czasu, wszystkiego dowiesz się namiejscu.

Poczuł, że robi mu się sucho w ustach. A więc jego przeczucia były słuszne, nie mylił się. Od samego początku, odkąd jego ukochana zjawiła się w pałacu, czuł, że do ślubu nie dojdzie. Nie mógł być w błędzie, widział przecież, jak cesarz spoglądał na jego narzeczoną, nawet nie próbował kryć się ze swoimi pragnieniami. Otwarcie mówił, że kiedyś ją poślubi, jednak Charlotte postanowiła popsuć jego plany i zamierzała wyjść za mąż za swojego wieloletniego przyjaciela. Mimo to Victor każdego dnia, który przybliżał go do ślubu, czuł lęk. Nie wiedział, co zamierza uczynić cesarz, by zdobyć upragnioną kobietę. Wreszcie wypuścił głośno powietrze z płuc, zmiął nerwowo list, ostatni raz rozejrzał się po pustym pokoju i po chwili wahania udał się za gwardzistą, który czekał na niego za rogiem. Nie znał go, ale to nie wydało mu się podejrzane, w pałacu roiło się od młodych chłopaków, którzy zaraz po szkole żołnierskiej zjawiali się w Wersalu, pragnąc służyć w cesarskiej gwardii. Mieli oni wielkie marzenia o awansie na głównych dowódców i o zarobkach wartych zachodu. Victor kiedyś był taki sam, marzył, że pewnego dnia trafi do pałacu, gdzie będzie bronił cesarza. Chciał tego, odkąd tylko sięgał pamięcią. Jego plany pokrzyżowały się, gdy poznał kobietę, wtedy jeszcze dziewczynę, o mlecznej skórze i ustach tak pięknych, jakich nigdy wcześniej nie widział. Doskonale pamiętał dzień ich spotkania i to właśnie o nim myślał, idąc za mężczyzną, którego puchate pióro przytwierdzone do szerokiego kapelusza bujało się przy każdym kroku, a ciężka granatowo-czerwona peleryna powiewała na wietrze. Byli bardzo młodzi, gdy ich sobie przedstawiono. Charlotte miała ledwie szesnaście lat, a u jej boku wciąż czuwała guwernantka. Rodzice Victora i młodej Francuzki znali się już bardzo długo, ale ci pierwsi kilkanaście lat mieszkali w Paryżu, dlatego zaraz po powrocie do Lille, w którym niegdyś dorastali, pierwsze swe kroki skierowali do domu dziewczyny. Młody Victor nie był zachwycony tym pomysłem, pragnął odwiedzić przyjaciół z dzieciństwa, ale gdy tylko stanął w progu domu, a u szczytu krętych schodów ujrzał dziewczynę, zapomniał o wszystkich wpajanych mu manierach powitania gospodarzy i zamarł w bezruchu. Dopiero silna dłoń ojca zaciśnięta na ramionach chłopaka wyprowadziła go z letargu, w jakim się znalazł. Otrząśnięty z pierwszego szoku przywitał się z rodzicami nieznajomej, po czym znów uniósł wzrok na piękność, która powolnym krokiem zmierzała ku niemu. Wpierw przywitała się z rodzicami chłopaka, miała delikatny, anielski głos, którego Victor mógłby bez przerwy słuchać. Jak podejrzewał, jego bliscy powiedzieli coś, co ją rozbawiło, a jednoczenie zawstydziło. Niestety nie słyszał wtedy żadnych słów, był skupiony na dziewczynie, której policzki przybrały piękny malinowy odcień. Wreszcie przeniosła nieśmiały wzrok na Victora. Spoglądała na niego spod długich czarnych rzęs i czekała, aż ten wykona pierwszy krok.

– Victor Lebrem. – Wyciągnął rękę, a gdy niepewnie podała mu swoją, w momencie, gdy się dotknęli, poczuł, jak dreszcz przepływa po jego spiętym ciele. Przysunął dziewczęcą dłoń do ust, jej skóra pachniała wodą różaną. Gdy musnął wargami smukłą rękę, miał wrażenie, że nigdy wcześniej nie dotykał czegoś tak miękkiego i przyjemnego. Wiedział, że skupiają na sobie wzrok rodziców, zbyt długo oddawał się tej pieszczocie.

Charlotte też miała tego świadomość, dlatego szybko cofnęła rękę, a gdy ich oczy ponownie się odnalazły, wiedzieli już, że to spotkanie jest początkiem czegośpięknego.

– To tutaj. – Gwardzista zatrzymał się i stanął bokiem do Victora, by ten mógł wejść pomiędzy wysokie ściany labiryntu.

Labiryntu?! Victor był naprawdę zdumiony, że znalazł się w tym miejscu, pochłonięty myślami nawet nie zauważył, kiedy weszli pomiędzy wysokie bukszpanowe ściany. Chwycił za rękojeść złotej szpady, gotów atakować, gdyby zaszła taka potrzeba. Ale nie wyciągnął broni, ponieważ zakątek, do którego wszedł, okazał się pusty. Już miał zawrócić, gdy przez ubytek pomiędzy dwoma przylegającymi do siebie ścianami wyszedł mu naprzeciw mężczyzna naznaczony bliznami. Doradca głowy państwa zacisnął mocno palce wokół rękojeści, puścił ją jednak, gdy przybyły wyciągnął z ramiennej torby rewolwer.

– Kim jesteś? – zagrzmiał surowo i z trudem przełknął ślinę. Potyczka, w której miał wziąć udział, nie mogła być równa.

– To nieważne.

– Przysłał cię cesarz?

Skinął głową.

– Masz mnie zabić?

Znów skinienie głową.

– Stałeś się, Victorze, niewygodnym ciężarem dla cesarza. – Wzruszył beztrosko ramionami i wyciągnął broń przed siebie, celując nią prosto w sercechłopaka.

ROZDZIAŁ 1

Echem odbijał się w mej głowie dzień, w którym straciłam pamięć. Wciąż padały trudne pytania, a ja nie znałam na nie odpowiedzi… Miałam wrażenie, że z księgi mego życia wyrwano kilka stronic, tym samym odbierając mi wspomnienia tego, co wydarzyło się w ostatnich miesiącach. Księgę tę podzielił na dwie części wypadek i teraz istniały dwa czasy: przed i po Aleksandrze. Ostatni dzień, który pamiętałam sprzed Aleksandra, to ten, kiedy miało odbyć się przyjęcie z okazji trzydziestej rocznicy ślubu moich rodziców. Był to też dzień, w którym czekałam na powrót miłości mojego życia, na ukochanego Victora. Pomimo iż ta chwila wydawała mi się tak odległa, wciąż pamiętam, jak bardzo za nim tęskniłam po miesięcznej rozłące. Chciałam znów spojrzeć w piękne błękitne oczy, w których dostrzegłabym swoje odbicie, moje serce zabiłoby mocniej na widok miłości, jaką bym w nich ujrzała. Uwielbiałam to spojrzenie… Kobiety marzyły, by mężczyźni patrzyli na nie tak, jak patrzył na mnie Victor. Każdej nocy śniłam, że gdy tylko do mnie wróci, obejmę szeroki tors i wtulę policzek w twardą pierś, by posłuchać spokojnego rytmu bicia serca. Los chciał inaczej, a moje piękne plany legły w gruzach. Victor zniszczył wszystko to, o czym marzyłam. Na swoje szczęście nie pamiętałam tamtego dnia, nie pamiętałam naszego spotkania i tego, jak mnie wtedy skrzywdził i porzucił dla innej kobiety. Może to było dla mnie tak bolesne wspomnienie, że łaskawy Bóg wymazał je z mej pamięci zaraz po wypadku? Tak, to mogłoby być wytłumaczenie. Próbowałam nie wracać do tamtych wydarzeń, nie myśleć o tym, jak musiało wyglądać nasze rozstanie, ponieważ za każdym razem potworny ból kurczowo zaciskał swe macki na moim zranionymsercu.

Czas po Aleksandrze zaczął się w dniu, gdy ocknęłam się po wypadku i poznałam na nowo swojego narzeczonego, a teraz już męża – cesarza Francji Aleksandra LaMattrie.

Tak, westchnęłam ciężko, byłam teraz cesarzową potężnego państwa, żyjąc u boku mężczyzny, który był niczym ogień. Aleksander, człowiek o pięknym obliczu, potrafił niejeden raz zasiać w mojej duszy niepokój dzięki władzy, jaką dzierżył, stanowczości spojrzenia i pragnieniu dominacji. Miał bardzo silny temperament, nie lubił, gdy się mu sprzeciwiano, wręcz nie wolno było się z nim nie zgodzić. Kompromis? On zdawał się nie znać tego słowa… Mimo wszystko moje ciało lgnęło do niego, pragnąc ciepła i bezpieczeństwa, jakim mnie otaczał. Bo Aleksander był też czułym i troskliwym mężem. Połączyło nas silne uczucie, tworząc między nami nierozerwalną więź. Nic nie mogło nas rozdzielić. Tylkośmierć.

Żołądek poszybował mi do gardła, przyprawiając o kolejne mdłości, gdy tylko przypomniałam sobie, że niedoszła narzeczona mojego męża zapewne znów spróbuje nas zaatakować. Może właśnie gdzieś w tej chwili czai się, by uderzyć? Może przeciąga teraz na swą stronę kolejne osoby, które uważamy za przyjaciół, tylko po to, by nas skrzywdzić? Chciałam zapomnieć o bolesnych wydarzeniach, ale demony tamtych dni wciąż powracały i dręczyły mnie niemal każdej nocy. Wspomnienie dnia, w którym Aleksander prawie stracił życie z jej rąk, za każdym razem sprawiało, że moją skórę oblewał zimnypot.

Dlaczego nie pamiętałam naszego pierwszego spotkania? Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć słodkich słówek, które szeptał mi do ucha, pragnąc nimi skraść moje serce? I dlaczego zapomniałam moment, gdy pierwszy raz poprosił mnie o rękę, a pamiętałam tak tragiczny dzień, jakim był zamach na jego życie? Nie potrafiłam wyrzucić z pamięci cichego i miarowego oddechu, który stawał się coraz cichszy i coraz mniej miarowy. Łzy, które wtedy wylałam, myśląc, że już go nie odzyskam, były tak bolesne, że ciągle czuję na policzkach ich ciężar, zupełnie jakby wciąż po nich płynęły. Głośno westchnęłam, musiałam teraz wyrzucić obraz umierającego Aleksandra z pamięci, by zebrani goście nie dostrzegli słonych kropel w mychoczach.

Aleksander opowiedział mi wszystko o miesiącach, które zostały wyrwane z mej pamięci, a przynajmniej tyle, ile ja sama mu zdradziłam, zanim tę pamięć straciłam. Opowiadał o naszym pierwszym spotkaniu, o grze, którą prowadziliśmy, o porwaniu mnie przez Marię i o tym, że to on mnie uratował. Mówił też o zaręczynach… Jednak opowieść o naszym pierwszym pocałunku podobała mi się najbardziej. Kąciki ust Aleksandra zadrżały w uśmiechu, gdy wspomniał to wydarzenie. Ujął wtedy w dłoń moją brodę i przeciągnął leniwie kciukiem po wargach, po czym przyciągnął je do swych ust, składając na nich słodką pieszczotę. Zadrżałam.

Nawet teraz, gdy mnie nie całował, a szedł spokojnie obok, na wspomnienie tamtej chwili po kręgosłupie przemknął mi przyjemny dreszcz. Moje ciało było przesiąknięte miłością do człowieka, którego teraz mogłam nazywać swym mężem. Nasze zbliżenia nigdy nie traciły napięcia. Każdy nasz pocałunek był tympierwszym.

Victor miał już na zawsze zapisać się w moim sercu, ale to Aleksander okazał się być miłością mojego życia, a ja nie żałowałam żadnego dnia u jegoboku.

Poczułam, że moja dłoń staje się coraz wilgotniejsza. Próbowałam ją uwolnić, lecz cesarz trzymał mnie zbyt mocno, bym mogła mu ją wyrwać. Zdawałam sobie sprawę, że swoim nagłym zniknięciem zaszłam mu za skórę i że jeszcze wrócimy do tego wydarzenia, jednak nie teraz, nie na balu pełnymgości.

Przekrzywiłam głowę lekko w bok, by móc zawiesić oko na swym mężu. Niemal głośno westchnęłam, a me usta same powędrowały wysoko ku górze. Złota karnacja Aleksandra, odziedziczona po matce – hiszpańskiej księżnej, była dla tutejszych dam (jak i dla mnie) czymś egzotycznym i pociągającym. Oczy, teraz skryte pod lekko przymrużonymi powiekami, były ciemne, czasami sprawiały wrażenie wręcz czarnych, miały głęboki i nieustępliwy wyraz. Były piękne, najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek widziałam, ale za każdym razem, gdy przeszywał mnie nimi na wylot, czułam drżenie każdej komórki w ciele. Potrafił nimi dostrzec najmniejsze kłamstwo, a ja byłam dla niego jak otwartaksięga.

Spojrzałam na usta Aleksandra, to one zaprzątały mi głowę niemal w każdej chwili, odkąd go poznałam. Tak mocno zarysowane, jakby dłutem wyrzeźbione, były aksamitnie miękkie w swym dotyku, a ich pocałunki namiętne i słodkie. Zsunęłam wzrok nieco niżej, na szyję, którą opinał połyskujący, bogato zdobiony wysoki kołnierz w kolorze srebra. Podkreślał on swą barwą śniady kolor skóry mojego męża. Gdybym przymknęła teraz powieki, oczami wyobraźni mogłabym zobaczyć, jak znów ją obdarowuję pocałunkami, nie tylko delikatnymi muśnięciami, ale i ostrymi pociągnięciami zębów, by pozostał na niej różowy ślad, a mój ukochany jęczał donośnie z rozkoszy. Chciałabym wpleść palce w połyskujące w świetle świec kruczoczarne włosy, teraz mocno zaczesane do tyłu, by zmierzwić je wpocałunku.

Zagryzłam mocno wargę, znów się rozproszyłam, a musiałam pamiętać, że tłum nas obserwuje. Wciągnęłam głośno powietrze, aż wreszcie moje ciało ochłonęło, a ja mogłam ze spokojem przyglądać się odzieniu Aleksandra. Miał na sobie granatowo-czerwony cesarski mundur, zdobiony złotymi nićmi i haftami. Do grubego materiału na wysokości dumnie wypiętej piersi przypięte zostały ordery oraz odznaki, które lekko podskakiwały z każdym jego krokiem, tak samo jak złote epolety zdobiące szerokie ramiona. Pierś miał przepasaną szarfą, która zakręcała wokół wąskich bioder, a jej koniec swobodnie zwisał wzdłuż masywnego uda. Na długich nogach widniały spodnie w kolorze kości słoniowej, z podwójnymi czerwonymi paskami po bokach, a cholewa wypolerowanych na błysk butów w odcieniu ciemnego dębu sięgała aż do samych kolan. Aleksander zawsze kroczył dumnie, z wysoko uniesioną głową. Swoją postawą dawał do zrozumienia wszystkim wokół, kim jest i czego oczekuje od swych poddanych. Nie potrzebował do tego licznego wojska, pięknego pałacu czy bogato zdobionych mundurów. Władzę miał we krwi i wspojrzeniu.

W głębokim zamyśleniu trzymał mnie mocno u swego boku i nie odrywał skupionego wzroku od punktu gdzieś daleko przed sobą. Uśmiech z moich ust ulotnił się, gdy zwróciłam uwagę, że mocno zarysowane policzki były bardziej uwypuklone niż zwykle, a to nie była dla mnie dobra wiadomość. Widząc wyraz twarzy Aleksandra, byłam pewna tego, że wciąż jest na mnie wściekły. Oderwałam od niego wzrok, wbijając go w podłogę, która była tak czysta, że mogłam w niej zobaczyć własne odbicie i wiszące nad nami żyrandole oraz ozdobiony freskami sufit. Starałam się powoli uspokoić myśli i przygotować w głowie plan swojego kłamstwa, w końcu nie mogłam mu powiedzieć o tajemniczym spotkaniu. Jedna krótka rozmowa zasiała w mym sercu niepokój. Zaczęły się pojawiać nowe pytania, na które nie potrafiłam odpowiedzieć, ale tym razem dotyczyły one takich spraw, że nie wiedziałam, czy chcę te odpowiedzipoznać.

Nieznajomy mężczyzna, który wcisnął mi do rąk mały, zwinięty w kulkę papierek z prośbą o pilne spotkanie, miał na imię Franciszek i to właśnie on zasiał w mojej głowie ziarnko strachu. To, co od niego usłyszałam, zdawało się absurdalne, wręcz niemożliwe, ale gdy myślałam o tym dłużej, jakaś rozsądna część mnie mówiła, że w końcu nie pamiętałam swojego rozstania z Victorem, do tej pory go nie widziałam i tak naprawdę nie miałam bladego pojęcia, co mogło się z nim stać. Przypomniałam sobie słowa owegonieznajomego:

„Victor został zamordowany w dniu waszego ślubu. Dlaczego poślubiłaś mordercęVictora?”.

Zacisnęłam usta w wąską linię, a żołądek znów podskoczył mi do gardła. To, co powiedział, nie mogło być prawdą, z każdą kolejną chwilą upewniałam się, że zostałam oszukana. Przecież miesiąc po ślubie z cesarzem dostałam od Victora list – twardy dowód na to, że wciąż żyje. List, w którym wszystko mi wyjaśnił. Porzucił mnie. Człowiek, którego kochałam, zostawił mnie, ponieważ był mną znudzony. Wciąż żył i był szczęśliwy, ale już z innąkobietą.

Moja podświadomość szybko podrzuciła mi nowy pomysł. Może był to kolejny przebiegły plan Marii? A co, jeżeli rzekomy Franciszek to tylko narzędzie w jej rękach, by w końcu dopaśćAleksandra?

– O czym myślisz, najdroższa? – Niski, kojący głos, który popłynął z ust Aleksandra spoglądającego na mnie z góry, wyrwał mnie z głębokiejzadumy.

– Zastanawiam się, gdzie teraz jestMaria…

Tym razem udało mi się skłamać, chociaż w pewnym stopniu była to nawet prawda. Nie mogłam wyznać Aleksandrowi wszystkiego, dopóki sama nie poznam zamiarów niebieskookiegoFranciszka.

Szybko oderwałam od niego wzrok, modląc się w głębi duszy, by tym razem cesarz nie dostrzegł kłamstwa. Gdy tylko mój mąż usłyszał imię kobiety, która spędzała mu sen z powiek, zatrzymał się i stając ze mną twarzą w twarz, wbił we mnie swe ciemne, przenikliwespojrzenie.

– Coś podejrzewasz? Coś cię zaniepokoiło? – dopytywał wyraźnie podenerwowany, po czym rozejrzał się nerwowo po sali pełnej gości w poszukiwaniu wroga i znów wrócił do mnie wzrokiem. Czule potarł wierzchem dłoni mójpoliczek.

Zastygłam, czując ten przyjemnie chłodnydotyk.

– Nie… – wymamrotałam przez ściśnięte gardło. – Jedynie obawiam się o twe bezpieczeństwo… – dodałam ściszonym głosem, naprawdę się bałam. Bałam się, że pewnego dnia któryś z jego wrogów znów zechce zrobić mu krzywdę. Byłam od niego uzależniona, tak jak kwiat uzależniony jest od wody. Życie bez niego… Sama myśl, że tak wiele osób wciąż pragnie jego śmierci, że jest narażony na atak każdego dnia, nieraz doprowadzała mnie do łez. Znów potrząsnęłam głową, by zapomnieć o wszystkim, pośród tak licznego tłumu nie mogłam sięrozkleić.

Aleksander, słysząc me wyznanie, uśmiechnął się leniwie, odsłaniając przy tym szereg białych zębów. Patrzyłam smutno na człowieka, który tak bardzo odmienił moje życie, dając tak wiele szczęścia, i nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, że mógłby zamordować Victora. Nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Aleksander nie byłmordercą.

– Ja też się o ciebie boję, moja miła, nawet nie wiesz, jak bardzo mnie wystraszyłaś, gdy zbyt długo nie wracałaś. Oboje wiemy, że Maria ma wielu szpiegów wśród nas, dlatego teraz nie możemy nikomu zaufać, n i k o m u – podkreślił wyraźnie ostatnie słowo, po czym zmarszczył brwi i oderwał ode mnie na kilka sekund swe ciemne oczy. – Popełniłem błąd – mówiąc to, powrócił do mnie wzrokiem – pozwalając ci samej opuścić salę balową, więcej tego nie zrobię. Dopilnuję, byś była bezpieczna – dodał z lekką surowością w głosie, dając mi tym do zrozumienia, bym nawet nie próbowała mu się sprzeciwić. Mocno zarysowane usta już od dłużej chwili nie wyginały się w uśmiechu, a twarz na powrót stała się kamienna. Znów miał na sobie maskę władcy, by nikt nie podejrzewał, że coś gotrapi.

Wysoko postawione damy krążyły wokół nas niczym sępy, licząc na podsłuchanie czegoś, o czym będą mogły plotkować. Zajrzałam mu w oczy, tylko one zdradzały, że wciąż jest zły, nie było więc sensu proszenia go, by nie otaczał mnie hordą dwórek. Tak postanowił i tak miało być – koniec. Skinęłam z niechęcią głową, dając tym znać, że zgadzam się na wszystko. Aleksander, widząc moje posłuszeństwo, uśmiechnął się szeroko, wyraźnie dumny z siebie. Lubił, gdy bez zająknięcia wykonywałam jego polecenia. Na moment położył rękę na mych plecach, by przyciągnąć mnie jeszcze bliżej siebie. Spletliśmy ze sobą palce i powolnym, eleganckim krokiem wróciliśmy do stołu pełnego gości chcących przypodobać się cesarskiejparze.

Elena, jak na moją damę dworu przystało, siedziała przy stoliku obok. Wychyliła się lekko zza filara, a mocno skręcone pukle jej brązowo-rudych włosów zsunęły się na zaróżowione policzki. Mrużąc powieki, przyglądała mi się zaniepokojonym wzrokiem, próbując doszukać się w moich oczach tego, co zaszło przed chwilą. Skinęłam jej lekko głową i posłałam ciepły uśmiech, starając się przekazać tym wiadomość, że wszystko jest w porządku, ale musimy porozmawiać. Oderwałam od niej swoje spojrzenie i wbiłam je w suknię, którą wygładzałam dłońmi. Zgniłozielony materiał wyszywany cekinami połyskiwał w świetle świec, które wisiały nad naszymi głowami. Starałam się skupić i słuchać tego, o czym rozmawiali nasi gospodarze z Aleksandrem. Starszy mężczyzna z siwym, grubym wąsem mówił z ekscytacją o jakiejś wieży, która miała powstać w Paryżu, o tym, że przyniesie ona chwałę państwu jako najwyższy budynek w Europie i stanie się symbolem Francji. Kątem oka spojrzałam na Aleksandra, sprawiał wrażenie znudzonego, jednak znałam go na tyle dobrze, że bez problemu dostrzegłam iskierkę fascynacji w jego oku. Podobał mu się ten plan, ale widać nie chciał za szybko pokazywać swojegozainteresowania.

Rozmowy ucichły, a zastąpiło je dzwonienie srebrnych widelców o porcelanę, gdy do stołu podano wykwintną kolację. Zbyt intensywny zapach podanej w różnorodny sposób dziczyzny, pieczonych ziemniaków i ziół przyprawił mnie o nagły przypływ mdłości. W kryształowym kieliszku stała woda, po którą szybko sięgnęłam, upijając spory łyk, lecz niestety chłodny płyn studzący me gardło nie przyniósł spodziewanej ulgi, a mdłości wręcz przybrały na sile. Musiałam odejść jak najdalej od zapachu drażniącego mój wrażliwyżołądek.

– Aleksandrze… – szepnęłam, zakrywając bawełnianą chusteczką nos i usta. Drugą ręką pospiesznie położyłam na kolanie męża, lekko je ściskając. – Musimy wyjść – wymamrotałam.

Ten natychmiast przerwał rozmowę z gospodarzem wieczoru, po czym przeniósł na mnie swój zaniepokojony wzrok. Grzbietem dłoni dotknął megopoliczka.

– Charlotte, jesteś blada jak ściana – wyznał ściszonym głosem, marszcząc przy tymczoło.

Nawet podniesienie na niego wzroku kosztowało mnie teraz wiele wysiłku, opadałam z sił z każdą sekundą i czułam, że długo nie wytrzymam. Aleksander odwrócił głowę w stronę Eleny i przywołał ją gestem dłoni. Ta pospiesznie do nas podeszła, po czym ukłoniła sięnisko.

– Każ natychmiast podstawić karocę pod wejście. Wracamy dopałacu.

– Oczywiście, wasza cesarskamość.

Elena ponownie ukłoniła się, po czym zniknęła wśród tłumu. Aleksander złapał mnie pod ramię, a czując, że zostały we mnie jedynie resztki sił, dołożył też drugą rękę, po czym pomógł mi wstać na chwiejne nogi. By utrzymać się w pionie i nie upaść, dodatkowo objęłam go wokół pasa, ale byłam na tyle słaba, że nawet nie miałam siły zacisnąć palców na grubymmundurze.

– Spokojnie, trzymam cię – zapewnił, szepcząc do mego ucha, po czym podciągnął mnie bliżej swojego ciała, jakby upewniając mnie o tym. Przekrzywił głowę lekko w bok i zwrócił się do naszych gospodarzy, którzy zaskoczeni naszym zachowaniem wstali chwilę po nas, a nie równo z nami jak nakazywał zwyczaj. – Proszę nam wybaczyć, cesarzowa źle się poczuła i musimy wracać do pałacu. Dziękujemy za przyjęcie, żałując, że byliśmy takkrótko.

– Oczywiście, rozumiemy. To był dla nas zaszczyt, że mogliśmy ugościć cesarskąparę.

Zmęczonym wzrokiem powiodłam po stojących przed nami gościach i uśmiechnęłam w niemym geście przeprosin za zepsucie wieczoru. Oni również się uśmiechnęli, choć w ich oczach można było dostrzec zażenowanie. Moje zasłabnięcie pokrzyżowało ich plany, lecz nie miałam teraz siły na to, by zaprzątać sobie tymgłowę.

Aleksander ani na moment nie poluzował uścisku, całą drogę ku drzwiom przytrzymywał mnie przy swym ciele, a gdy Elena pojawiła się przed nami, ona także przyłączyła się dopomocy.

W karocy moje mdłości przybrały na sile, z trudem nabierałam powietrze do płuc, a każdy uskok, na jaki najeżdżał powóz, sprawiał mi ogromny ból. Czułam się tak, jakby ktoś zawiązał mi pętlę na żołądku i zaciskał ją z każdą chwilą coraz mocniej. Aleksander, widząc, jak grymas bólu wykrzywia mi twarz, gdy tylko natrafialiśmy na wyboistą powierzchnię skalnej drogi, objął mnie mocno i wtulił w swoje ciało, by jak najbardziej zniwelować odczuwalność podskakiwań karocy. Czułam, jak zimny pot pokrywa kropelkami każdy skrawekskóry.

– Musimy się zatrzymać – wymamrotałam niewyraźnie i odpychając się od Aleksandra, rzuciłam w stronędrzwiczek.

Mąż złapał mnie za rękę, bym nie wypadła z pędzącego powozu, po czym zastukał mocno w jego ścianki. Natychmiast się zatrzymaliśmy, a ja, nie czekając, aż ktoś mi otworzy drzwiczki, popchnęłam je mocno i zeskakując ze schodków, zwymiotowałam prosto pod nogi. Moje ciało drżało, gdy wyrzucałam z siebie wszystko, co zjadłam i wypiłam, a w oczach stanęły łzy. Gdy nie miałam już czym wymiotować, Elena podała mi wodę, bym mogła opłukać twarz i usta. Wciąż mnie podtrzymywała, bym nie upadła na nierównym terenie. Aleksander przyklęknął obok mnie i choć nie widziałam wyrazu jego twarzy, czułam rosnący w nimstrach.

– Charlotte… – szepnął zaniepokojony, a następnie, ujmując mnie pod łokcie, pomógł miwstać.

Moje szczupłe nogi chwiały się z każdym krokiem i tylko z jego pomocą wsiadłam dokarocy.

– Zaraz po powrocie do pałacu rozkażę, by medyk zbadał cię jeszcze raz. Mam nadzieję, że to nic poważnego – powiedział bardziej do siebie niż do mnie, objął mnie w pasie, a moja ciężka boląca głowa opadła bezwładnie na jegoramię.

Trzęsłam się ze zmęczenia, choć na zewnątrz było ciepło, dygotałam zupełnie tak, jakby była sroga zima. Zamknęłam oczy, pragnąc, by ten koszmar skończył się jak najszybciej. Ciąża okazała się dla mnie trudniejsza, niż mogłabym to sobie wyobrazić, w głębi duszy modliłam się, by tylko jej początek był dla mnie takmęczący.

Medyk dokładnie mnie zbadał, zgodnie z rozkazem Aleksandra, który obserwował każdy jego ruch. Oczywiście niczego nowego się nie dowiedziałam, byłam w ciąży, a mój organizm źle ją znosił. Mężczyzna spojrzał mi głęboko w oczy, w których widziałam niemą prośbę, bym wreszcie wyznała cesarzowi prawdę. Nie mógł go dłużej oszukiwać, brak jakiegokolwiek wyjaśnienia narażał go na utratę posady. Mój mąż nie należał do cierpliwych, zwłaszcza gdy chodziło o mnie i moje zdrowie. Skinęłam mu lekko głową, dając tym samym znać, że załatwię to jak najszybciej, jednak musiałam znaleźć odpowiedni moment, by poinformować cesarza o dziecku. Wciąż nie wiedziałam, jakich słów użyć, nie miałam pojęcia, jak zareaguje na wieść, że wkrótce zostanieojcem.

Obudził mnie kłujący ból głowy, przymknęłam powieki, gdyż światło świec sprawiło, że ucisk stał się jeszczeintensywniejszy.

Uniosłam dłonie i palcami, zataczając kółka na skroniach, pocierałam obolałe miejsca, by choć trochę zniwelować kłucie. Gdy znów otworzyłam powieki, zauważyłam, że Aleksander siedział w fotelu przy łóżku. Splecione palce leżały na materacu ponad głową, a twarz miał schowaną w miękkiej kołdrze, na którą opadały pasma miękkich kruczoczarnych włosów. Ścisnęło mnie w sercu, nie powinien spać w tak niewygodnejpozycji.

– Aleksandrze… – Mój głos był cichy i bardziej przypominał stłumiony szelest niż mowę. Miałam podrażnione gardło od ciągłego wymiotowania. Gdy mnie nie usłyszał, wysunęłam dłoń przed siebie. Byłam przerażona tym, jak bardzo była ona blada, wręcz przeźroczysta, odsłaniała niebieskie nitki żył. Musnęłam opuszkami długie palce, które zdobił złoty sygnet z czarno-czerwonym okiem: insygniami jego władzy.

Dopiero gdy poczuł na skórze chłód mojej dłoni, powoli podniósł na mniewzrok.

– Coś się dzieje? – spytał i rozmasował dłońmi zastałe mięśnie na karku, a potem końcami palców potarł zaspane oczy. Chciał się przeciągnąć, jednak rana na brzuchu, którą zawdzięczał Marii, wciąż mu doskwierała. Na twarzy pojawił się grymas bólu, który jednak szybko ukrył i skupił na mnie całą swąuwagę.

– Połóż się ze mną do łóżka. Nie mogę patrzeć, jak śpisz w tak niewygodnejpozycji.

Aleksander uniósł leniwie kąciki ust, po czym wstał niespiesznie zfotela.

Łapiąc krawędź puchatej kołdry, podniosłam ją do góry, by mógł z łatwością położyć się obok mnie. Gdy się ułożył, wpełzłam mu pod rękę, a policzek oparłam na piersi, która teraz była skryta pod śnieżnobiałą koszulą. W tych objęciach, czując bijące od niego przyjemne ciepło, poczułam się znacznie lepiej, a moje powieki znów zaczynały prosić osen.

– Czy nasze życie kiedyś się uspokoi? – zapytał cicho lekko zrezygnowanymgłosem.

– Mam takąnadzieję.

– Ale wciąż mnie kochasz, prawda? – spytał, odpływając powoli w głębokisen.

– Tak, Aleksandrze, wciąż bardzo cię kocham – wyznałam cicho, ponieważ wiedziałam, że zdążył jużzasnąć.

Rano, gdy tylko się obudziłam, pierwszym, co zauważyłam, było to, że mdłości i ból ustąpiły. Czułam się wyjątkowo dobrze, dlatego zerwałam się z łóżka w chwili, gdy Elena przekroczyła próg naszej sypialni. Powitałam ją szerokim uśmiechem. Gdy dostrzegła, że czuję się o niebo lepiej niż poprzedniego dnia, odetchnęła z ulgą, a jej zielone oczy rozpromieniły się. Pomogła mi się obmyć, przyodziać suknię, uczesać, a w międzyczasie przywołała służbę, która w mgnieniu oka przyniosła śniadanie. Obawiałam się cokolwiek zjeść, by mdłości nie powróciły, jednak zapach świeżego i jeszcze ciepłego pieczywa, różnych wędlin i owoców przypomniał mi o tym, jak bardzo byłam głodna. Pałaszowałam chrupkie pieczywo, rozkoszując się jego smakiem, i popijałam słodkim sokiem z pomarańczy, które na prośbę Aleksandra specjalnie dla mnie sprowadzano z paryskiego rynku. Gdy byłam już całkowicie nasycona, uznałam, że te pierwsze godziny spędzę na tarasie, by organizm mógł przyswoić posiłek. Elena musiała na chwilę mnie opuścić, by załatwić kilka spraw. Gdy zapytałam, co to za sprawy, machnęła niedbale ręką i odparła, że chodzi o nowe materiały, które przywieziono na suknie dla mnie. Siedziałam więc na balkonie w wielkim, wygodnym fotelu, niebo zaszło ciemnymi chmurami, a wiatr niósł ze sobą zapach nadchodzącej jesieni. Wciągałam go głęboko do płuc. Dzięki niemu powietrze było przyjemnie rześkie. Po mojej prawej stronie siedziała głęboko zamyślona Elżbieta – moja druga najbliższa dama dworu. Jednak z nią nie potrafiłam rozmawiać tak, jak z Eleną. Elżbieta była ode mnie znacznie starsza i nad wyraz milcząca, a jej kamienna twarz nigdy nie zdradzała żadnych emocji. Nie miałam z nią o czym mówić i choć byłam cesarzową, w jej towarzystwie czułam się niższa rangą. Choć była damą dworu, żoną jednego z premierów, jej sylwetka i to, jak siedziała z wysoko uniesioną głową, zdawały się sugerować, że to jej winno się kłaniać i usługiwać, a niemnie.

Gdy Elena wreszcie przekroczyła próg balkonu, posłałam jej szczery uśmiech. Ukłoniła się przede mną, jak zwyczajnakazywał.

– Już jestem, wasza cesarska mość, do twejdyspozycji.

– Elżbieto, możesz odejść. – Odwróciłam głowę w stronę milczącejkobieciny.

Ta powoli przeniosła na mnie swój zimny wzrok, mówiący, że cierpi ogromne katusze, musząc słuchać moich poleceń. Następnie z gracją wstała, ukłoniła się od niechcenia i cichoodezwała.

– Jak sobie życzysz, moja pani – odpowiedziała z wyższością, po czym opuściłabalkon.

Wywróciłam oczami, gdy tylko skierowała się w stronę drzwi, a gdy Elena upewniła się, że zostałyśmy same, poprosiłam ją, by usiadła i słuchała tego, co mam jej do powiedzenia. Musiałam w końcu to z siebiewyrzucić.

– Słuchaj mnie uważnie… – Skupiłam na sobie całą jej uwagę. – To, co ci teraz powiem, bardzo cię zaskoczy, ale musisz mi obiecać, że ta rozmowa pozostanie między mną a tobą. Nie wolno ci n i k o m u o tym powiedzieć – rzekłam odrobinę surowiej, by Elena zrozumiała, jak wielki sekret zamierzam jejpowierzyć.

– Możesz mi zaufać – odparła zmarszu.

– Dziękuję. – Zrobiłam krótką pauzę, by nabrać powietrza do płuc, a w głowie zebrać wydarzenia z wczorajszego wieczoru. – Więc… Wczoraj na balu dostałam krótkilist.

Jej oczy szeroko się otworzyły. Uciszyłam ją gestem dłoni, nim zdążyła zadać mipytanie.

– Mężczyzna o imieniu Franciszek poprosił mnie o spotkanie. Byłam ciekawa, kim jest, gdyż podpisał się „Twój Franciszek”, a ja nie znałam dotąd nikogo o tym imieniu albo tego nie pamiętam. – Wzruszyłam ramionami. – Niemniej gdy z ciekawości opuściłam dworek, naprzeciw wyszedł mi mężczyzna. Byłam pewna, że widzę go na oczy po raz pierwszy w życiu, jednak on zaczął zwracać się do mnie po imieniu. Mówił tak, jakbyśmy się znali, nawet nie traktował mnie jak cesarzowej, ale to nieważne… – Znów na chwilę urwałam, wspominając słowa nieznajomego. – Najgorsze było to, co mipowiedział.

– Co takiego? – Elena pochyliła się, gdy przywołałam ją dłonią bliżej siebie, nie chciałam mówić na głos. W Wersalu, ściany miały uszy. Roiło się w nim od osób, które chciałyby przymilić się cesarzowi, donosząc nacesarzową.

– Ten mężczyzna twierdzi, że Aleksander zabił Victora… – powiedziałam w końcu, a Elena wyprostowała sięgwałtownie.

– Skąd on to wie?! – spytała piskliwym głosem i przytknęła dłonie doust.

– Słucham? – spytałam zaskoczona jejreakcją.

– Źle się wyraziłam. Dlaczego on myśli, że Victor nieżyje?

– Nie wiem. Nic nie zrozumiałam z naszej rozmowy, poza tym była ona krótka, a ja czułam zbyt dużą wściekłość, by pytać owięcej.

– Uwierzyłaś mu? – Uniosła wysoko brew, była wyraźniezaciekawiona.

– Oczywiście, że nie… Chyba nie. Przecież dostałam list od Victora, tak? Poza tym Aleksander nie posunąłby się do czegoś takiego. Prawda? – spytałam, zagryzając wargę i nie odrywając wzroku od dwórki, która teraz zmarszczyła czoło i przez chwilę nie patrzyła na mnie, będąc głęboko zamyślona. – Elena… Prawda, że by tego nie zrobił? – dopytywałam, a mój głos zadrżał, jakby prosząc ją, by potwierdziła mojesłowa.

Jednak im dłużej ją obserwowałam, tym mocniejszy czułam uścisk żołądka, nadciągała fala mdłości. Miałam dziwne przeczucie, że ona o czymświe.

– Nie wiem, mam nadzieję, że nie. Powiedz mi, co się stałodalej.

Nim się odezwałam, upiłam łyk gorzkiej herbaty, by stłumić nieprzyjemne uczucie, które zaczynało rosnąć wżołądku.

– Powiedział, że opowie mi o wszystkim. – Odłożyłam filiżankę na spodek. – Dzisiaj w labiryncie w samo południe. – Podniosłam wzrok na swoja przyjaciółkę, której niepokój przeszywał teraz łagodne rysytwarzy,

– I ty chcesz się z nim spotkać? – spytałaostrożnie.

– Sama nie wiem. Trochę obawiam się, że to może być przebiegły plan Marii. – Ścisnęło mnie w gardle na samą myśl, że nasz wróg mógł planować właśnie kolejnyatak.

Powieki Eleny rozszerzyły sięszeroko.

– O tym nie pomyślałam… Nie będziesz ryzykować. Japójdę.

Rzuciłam jej kpiącespojrzenie.

– Ciebie również nie będęnarażać…

– Chcę się z nim spotkać. Chcę wiedzieć, w jakim celu do ciebie przyszedł i dlaczego uważa, że Victor nie żyje. Ty nie chcesz poznać prawdy? – Elena nie odrywała ode mnie błagalnegowzroku.

Wciągnęłam głośno powietrze do płuc, a oczy uniosłam kuniebu.

– Prawda jest jedna… – Zaczęłam bawić się obrączką na palcu. – Victor mnie zostawił, a ja jestem żoną cesarza – odpowiedziałam, przenosząc na nią wzrok. – Jestemszczęśliwa.

– Proszę, pozwól mi pójść… – nalegała, a ja zaczynałam żałować, że jej o tym powiedziałam. – A co, jeżeli to prawda? – Nie chciałaodpuścić.

Potarłam palcami brwi, zastanawiając się, co mam zrobić. Nie chciałam powiedzieć tego na głos, ale bałamsię.

Nie wiedziałam, czy chcę znać rzekomąprawdę.

– Proszę… – Elena wciąż wpatrywała się we mnie błagalnym wzorkiem. Widziałam w jej oczach, że naprawdę jej zależy, by pójść, więc łatwo nie odpuści.

Schowałam twarz w dłoniach, głęboko oddychając. Biłam się z myślami. Gdyby słowa Franciszka okazały się prawdą… Nie, nie chciałam nawet dopuścić tych czarnych myśli do głowy. Po długiej chwili namysłu cicho sięodezwałam.

– Idź, ale uważaj na siebie, proszę. Jeżeli coś cię zaniepokoi, od razu uciekaj. Wtedy będziemy musiały poinformować o całym zajściu Aleksandra. – Skrzywiłam się na myśl o tym, w jak wielką furię wpadłby mój mąż, gdyby dowiedział się, że wczorajszego wieczoru wdałam się w rozmowę z nieznajomym i w dodatku pozwoliłam mojej damie na ponowne spotkanie znim.

Elena skinęła głową, po czym spojrzała nazegar.

– Za dwadzieścia minut wybijedwunasta.

– Franciszek ma być w labiryncie. Nie szukaj go, on cię znajdzie. Powiedz, że ja cię przysłałam, że ma ci wszystko opowiedzieć. Jeżeli nie będzie chciał z tobą mówić, uprzedź go, że na rozmowę ze mną nie będzie mógłliczyć.

– Oczywiście, tak zrobię. Idę. ZawołamElżbietę.

– Dobrze, ale niech zostanie za drzwiami, chcę pobyćsama.

– Rozumiem. – Wstała z fotela i wyszła.

Odprowadziłam ją wzrokiem. Upiłam kolejny łyk herbaty, by powstrzymać mdłości, a gdy w filiżance nic już nie zostało, odstawiłam ją z powrotem na stolik i podeszłam do balustrad. Oparłam dłonie o chłodny kamień i wlepiłam wzrok w rozciągający się przede mną ogród. Pomimo niepokoju, który krążył w mym ciele i wywoływał nieprzyjemne uczucie ciepła w piersiach, uśmiechnęłam się, widząc przed sobą wersalski ogród. Właściwie za każdym razem ten widok zapierał mi dech w piersiach. Te rozległe tereny były wypełnione różnobarwnymi kwiatami, tętniącymi życiem fontannami, bajorkami, w których pływały ryby, na końcu znajdowały się gęste liściaste lasy, zaś pośrodku ciągnął się wodny kanał, gdzie pływały małe gondole. Ogród był symbolem potęgi Francji, potęgi Aleksandra. Patrząc na mocarny, bogato zdobiony pałac i ogród, można było poczuć kunszt, jakim odznaczał się król Luis XIV, twórca tego pięknego miejsca. Nie było takiego drugiego na świecie i mogłam być pewna, że jeszcze długo nic takiego niepowstanie.

Gdzieś tam, w tych zielonych ogrodach, miał czekać Franciszek, który tak podle oskarżył mego męża. Wykrzywiłam usta, zła na siebie, że ostatecznie pozwoliłam pójść na to spotkanie Elenie, w dodatku samotnie. Nasza rozmowa powinna zakończyć się wczoraj, teraz czułam się tak, jakbym spiskowała za plecamicesarza.

Obserwowałam Elenę, która pośpiesznym krokiem, prawie biegiem, schodziła z potężnych schodów prowadzących do samego środka ogrodów, aż znikła mi z pola widzenia. Modliłam się, by to nie była zasadzka, a moja przyjaciółka wróciła cała izdrowa.

ELENA

Głupia! – skarciłam samą siebie w myślach. Z każdym krokiem przybliżającym mnie do miejsca spotkania żałowałam coraz bardziej, że namówiłam cesarzową, by mnie puściła. Czego właściwie się spodziewałam? Doskonale wiedziałam, co usłyszę. Tak, Victor naprawdę nie żył. Tak, to Aleksander kazał go zamordować. Wszyscy dworzanie o tym wiedzieli, tylko nie sama Charlotte, która na swoje szczęście – lub nieszczęście – zapomniała o przykrych wydarzeniach minionego lata. Pokręciłam głową, a mocno skręcone pukle włosów połaskotały moje policzki. Ściągnęłam mocnobrwi.

– Głupia! – syknęłam tym razem nagłos.

Gdyby cesarz dowiedział się o tym, że zmierzam na spotkanie z Franciszkiem, wtrąciłby mnie do lochów, nawet by się nie zawahał, byleby tylko utrzymać tajemnicę z daleka od Charlotte. Tylko jak długo jeszcze miała ona żyć w niewiedzy? Musiała w końcu poznać prawdę o swoim mężu, który nie był aniołem, a wręcz przeciwnie – był diabłem wcielonym. By wreszcie jej to uświadomić, potrzebowałam sojusznika, a nie było odpowiedniejszej osoby do tego niż samFranciszek.

Gdy wchodziłam do labiryntu, mój oddech przyspieszył, a spocone dłonie pomimo próby kontrolowania ich drżały jak galaretka. Boże, jak ja nienawidziłam tego miejsca! Moim błędem było to, że przyszłam tu kilka dni po śmierci Victora, gdy Charlotte wciąż nie odzyskiwała przytomności. Wtedy wszyscy dworzanie przychodzili w to miejsce, jedni z ciekawości, inni, by złożyć kwiaty w hołdzie zmarłemu. Dlatego, gdy tylko się przemogłam, ja także z samego rana ucięłam w ogrodzie kilka gałązek czerwonych róż i samotnie udałam w miejsce, o którym szeptano na dworze. Choć teraz żywo zielona trawa na nowo gęsto porosła chodnik prowadzący do labiryntu, pamiętałam wydeptaną przez przewijające się tu tłumy ścieżkę, która wiodła do celu. Pamiętam, że docierając do miejsca owego dramatu, zatrzymałam się w pół kroku, bo ścisnęło mnie mocniej w gardle, a żołądek skręcił się nieprzyjemnie. Cieszyłam się, że tamtego ranka nic nie zjadłam, inaczej wszystko bym zwróciła. Stojąc w miejscu, w którym Victor oddał swój ostatni oddech, pierwsze, co dostrzegłam, to liczne kwiaty, które były złożone wokół brunatno-czerwonej zaschniętej krwi. Było jej tak dużo… Bez trudu dawała zarys tego, w jakiej pozycji leżał zamordowany i pomimo tego, że część zdążyła już wchłonąć ziemia, wciąż było jej mnóstwo. Jak bardzo musiał cierpieć, nim odszedł z tego świata? A może zmarł od razu i nawet nie zdążył nic poczuć? Miałam taką nadzieję, Victor był dobrym człowiekiem i nie zasłużył na swój los. Ale ona… Ona na pewno cierpiała. Zastanawiałam się, jak wielki musiał być jej ból, gdy zobaczyła konającego narzeczonego, którego miała poślubić zaledwie kilka godzin później. To musiało być dla niej potworne. Pamiętam, że wtedy, stojąc samotnie w tym przerażającym miejscu, rozejrzałam się po wysokich ścianach bukszpanu, które były jedynymi świadkami tego zdarzenia. Wpatrywałam się w nie jakby ze współczuciem, że musiały oglądać rozgrywający się tu dramat, a potem wróciłam wzrokiem do obfitej plamy na ziemi. Kwiaty zostały ułożone tak, jakby Victor wciąż tam leżał, w coś na wzór trumny. Oczami wyobraźni nawet przez chwilę go zobaczyłam – był blady, tak przerażająco blady, jakby cała krew opuściła jego ciało, zaś usta miał nienaturalnie sine i mocno kontrastujące z resztą ciała, rozchylone szeroko, jak gdyby jego serce zgasło w momencie, gdy próbował krzyknąć… Oczy utkwione w niebo były tak przerażającopuste…

Szybko potrząsnęłam głową, by wyrzucić z niej przerażający obraz i teraz znów zamiast Victora widziałam tam tylko zaschniętą plamę. Oddychałam płytko, by przypadkiem nie poczuć rdzawego zapachu, który wciąż mógł unosić się w powietrzu. Wystarczył mi sam widok ciemnobrunatnej krwi, będącej dowodem podłości mego pana. Zacisnęłam mocno pięści, niechętnie zrobiłam krok naprzód i wciąż wpatrując się w ziemię, położyłam na niej róże – nie tak jak reszta, a w miejscu, gdzie było serce Victora. Czysta łza uciekła z kącika mego oka i spadła na trawę, przybierając różowy kolor od zaschniętejkrwi.

Od tamtej pory unikałam tego miejsca jak ognia. Pamiętałam, że gdy opuszczałam labirynt, moją pierwszą myślą było to, by Charlotte już nigdy się nie obudziła, by nie musiała cierpieć po raz kolejny. Jednak ona się obudziła, a Bóg okazał się na tyle łaskawy, że pozwolił jej o wszystkim zapomnieć. A teraz? Teraz była żoną mordercy. Szczęśliwą, brzemienną żoną mordercy, a ja właśnie zamierzałam wyznać jej całą prawdę i zniszczyć to, co zdążyła pokochać. Przemierzając labirynt w poszukiwaniu Franciszka, zastanawiałam się, czy na pewno dobrze robię, czy prawda okaże się lepsza od kłamstwa. Ale już tu byłam, byłam w tym przeklętym labiryncie, a przez myśl przemknęło mi pytanie, dlaczego właśnie tutaj Franciszek kazał przyjść Charlotte, skoro wiedział, że utraciła ona wspomnienia o Victorze? Może liczył, że gdy pojawi się w tym miejscu, jej pamięć powróci. Zatrzymałam się gwałtownie, słysząc za plecami szelest pierwszych jesiennych liści, które przywiał wiatr z pobliskiego lasu. Szybko rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było. Wiatr, to musiał być powiew wiatru – uspokoiłam samą siebie. Słyszałam swoje serce, które z przerażenia zaczęło głośniej łomotać. Choć wiedziałam, że Franciszek nie był posłańcem Marii, mimo wszystko szukałam pośród ścian labiryntu jej blond włosów. Jeszcze minuta i wra… Kolejny szelest, tym razem gałązek łamiących się pod naporem kroków. Nie potrafiłam jednak zlokalizować, z której stronydobiegł.

– Ktokolwiek tu jest, ma natychmiast mi się pokazać! – krzyknęłam, rozglądając się wokół siebie. – Jestem tu na zlecenie cesa… – Nie, nie cesarzowej. Poprawiłam się szybko. – Charlotte.

Cisza. Nasłuchiwałam, biegając wzrokiem wokół siebie, aż wreszcie z jednej z bocznych alejek wyłonił się mężczyzna. Stał w zacienionym miejscu, najwyraźniej wciąż chciał pozostać w ukryciu. Wstrzymałam oddech, obserwując go uważnie, przede wszystkim jego dłonie, jakby upewniając się, czy aby na pewno nie posiadałbroni.

– Charlotte cię przysłała? – spytał lekko rozczarowanymgłosem.

Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, skinęłam więc tylko lekkogłową.

– W takim razie nie mamy o czym mówić. Pragnę rozmawiać tylko z nią. – Odwrócił się, chcąc odejść, lecz w ostatniej chwili, gdy na nowo odzyskałam głos, zatrzymałamgo.

– Powiedziała, że wpierw masz porozmawiać ze mną, inaczej ona z tobą mówić niebędzie.

Słysząc to, zatrzymał się i znów odwrócił, tym razem robiąc kilka niewielkich kroków w moją stronę. Rozważając moje słowa w ciszy, obserwował mnie tak, jakby chciał wyczytać z mego ciała, czy można mi zaufać. Nie odrywałam oczu od niego, a gdy zrobił kolejny krok, wychodząc z cienia do złotych promieni słońca, ukazał mi się w całej okazałości. Przełknęłam głośno ślinę. Jego subtelne rysy były najpiękniejszymi, jakie do tej pory widziałam – łagodne, lecz wciąż wyraźnie męskie. Prosty nos, ładne usta i niewielkie dołeczki na policzkach, które były widoczne nawet wtedy, gdy wyraz twarzy pozostawał poważny. Zastanowiłam się, jak pięknie muszą onewyglądać, gdy się uśmiecha. Błękit oczu hipnotyzował mnie na tyle mocno, że nieświadomie zrobiłam krok w jego stronę, by móc przyjrzeć się dokładniej ich barwie. Blond włosy, które mieniły się złotem w promykach słońca, kosmykami opadały na czoło i aż prosiły się, by w pocałunku potargać ich strukturę. Przez moment zapomniałam o oddychaniu, a gdy wreszcie nabrałam powietrza do płuc, poczułam przyjemny i intensywny zapach mięty i mydła, zupełnie jakby dopiero co wziął kąpiel. Musiał zatem mieszkać gdzieś w pobliżupałacu.

– Pragnę ją znów zobaczyć. – Przerwał moje obserwacje, szepcząc słowa, które – nie wiedzieć dlaczego – sprawiły miból.

Momentalnie się ocknęłam, a cały czar prysł niczym mydlana bańka. Z żalu ścisnęło mnie w gardle, gdy przypomniałam sobie, że Franciszek był tu dla Charlotte i choć bardzo tego chciałam, nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi. Musiałam jak najszybciej odrzucić zauroczenie jego urodą, by nie czuć większego rozczarowania. W końcu jak taki mężczyzna miałby się mną zainteresować, skoro zdążył poznać cesarzową? W moim gardle urosła ciężka gula, która nie pozwalała mi wydobyć z siebie ani jednego słowa. Musiałam odejść kawałek od Franciszka i stanąć do niego plecami, by wyrwać się z uroku, jaki na mnie rzucił. Chociaż go nie znałam, czułam zazdrość, a oczy zapiekły mnie odłez.

– Póki co nie ma szans, byś zobaczył cesarzową – odparłam chłodno. – Kim dla niej byłeś i dlaczego postanowiłeś wyznać Charlotte prawdę o Victorze? – zapytałam, wciąż stojąc do niego tyłem. Bawiłam się bransoletką z białego srebra, z niewielkim kamieniem o różowej barwie. Biżuterię tę kiedyś podarował mi ojciec i nigdy się z nią nierozstawałam.

– Byłem? – zapytał ostro. – Wciąż jestem. Kocham ją i nie pozwolę, by ten morderca wciąż jąniewolił.

– Ten morderca, jak sam go nazywasz, jest teraz jej mężem, a Charlotte wcale nie jest w niewoli – rzuciłam w podobnymtonie.

Zapadła cisza. Wreszcie odezwał się ściszonymgłosem.

– Czy ona naprawdę nic niepamięta?

Odwróciłam się, by ponownie na niego spojrzeć. Nie patrzył na mnie, lecz w niebo, a dłonie wciśnięte miał w kieszenie brązowych spodni. Ciemnozieloną koszulę niedbale wetknął w dolną część garderoby. Gdy znów przypatrywałam się jego twarzy, może tylko mi się wydawało, ale wyglądał tak, jakby próbował stłumićpłacz.

– Nic – odpowiedziałam krótko, choć zewspółczuciem.

On naprawdę cierpiał. Piękne błękitne oczy znów wbiły we mnie swe spojrzenie, jakby szukając w moichpocieszenia.

– Jak to możliwe? – Zmarszczył brwi, a dolna warga muzadrżała.

– Charlotte miała wypadek w dniu swojego ślubu z Victorem, to wtedystraciła…

– Nie – przerwał mi. – Nie pytam o to, jak do tego doszło, pytam, jak mogła mnie zapomnieć? Mnie… – Nie był już rozzłoszczony jak na początku naszej rozmowy, teraz sprawiał wrażenie przygnębionego, a w jego oczach znów zobaczyłam ogromny ból. – Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy… – Spuścił głowę izamilkł.

Wiatr zawiał z północnej strony, a w moje nozdrza znów uderzył jego zapach. Przymknęłam powieki dosłownie na kilka sekund, by móc rozkoszować się słodką wonią, a gdy znów spoglądałam na niego, nie wiedziałam, jak mam się zachować, jak go pocieszyć… Podeszłam więc bliżej i odważyłam się wyciągnąć mu rękę z kieszeni i złapać ją w uścisku. Skórę miał bardzo miłą w dotyku… Po raz pierwszy byłam tak blisko mężczyzny, który wpadł mi w oko, moje ciało od razu zareagowało przyjemnym dreszczem, a włosy na głowie jakby się zjeżyły. Co za dziwne uczucie – pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem, chcąc więcej. Wtedy on podniósł błękit swych oczu i nie odrywając ich ode mnie, czekał, aż coś powiem. Tylko że ja zapomniałam, co miałam mówić. Postanowiłam szybko wziąć się w garść i odchrząknęłam, by przywrócić zdolnośćmowy.

– Ten wypadek… – zaczęłam powoli, starając się odpowiednio dobierać słowa. – Zmienił ją. Aleksander ją zmienił. Gdy cesarz dowiedział się o tym, że Charlotte straciła pamięć, postanowił, że wmówi jej historię, iż to z nim miała wziąć ślub, zaś wszystkim w pałacu zagroził, że jeżeli ktokolwiek wyjawi jej prawdę, marny los goczeka.

– Aty?

Zaskoczył mnie tympytaniem.

– Coja?

– Co ty tu robisz? – spytał poważnym tonemgłosu.

– Pragnę jej pomóc. Nie chcę, by dłużej żyła w kłamstwie. Nie tylko służę jej jako dama dworu, jest moją przyjaciółką, lecz boję się, że prawda może ją zniszczyć. – Spojrzałam w dół, orientując się, że wciąż trzymam go za rękę. Od razu ją wypuściłam i uciekłam głową w bok, uciekając przed przeszywającym mnie wzrokiemFranciszka.

– Nie dopuszczę do tego. Gdy tylko sobie o mnie przypomni, zadbam o to, by byłaszczęśliwa.

– A jeżeli nie odzyska pamięci? – spytałam, podnoszącgłowę.

Mocno zmarszczył brwi, słysząc mojepytanie.

– Przypomni – odparł chłodno, a ja poczułam się jak skarcone dziecko. Pomiędzy nami zapadła niezręczna cisza, aż wreszcie zapytał: – Czy on chociaż dobrze ją traktuje? – zapytał już łagodniejszymtonem.

Nasze oczy ponownie się odnalazły, a moje usta mimowolnie rozchyliły wuśmiechu.

– Nie mogę mu nic zarzucić, Franciszku, cesarz ją kocha i dba onią.

Słysząc moje słowa, nieznajomy wyciągnął drugą rękę z kieszeni i uniósł obie do góry, by rozmasować skronie, twarz wykrzywił mugrymas.

– Ja też ją kocham – rzucił z irytacją i opuścił bezwładnie ręce wzdłuż ciała – i pragnę dbać o nią. Proszę… – Zawahał się przez chwilę. – Wybacz, nawet nie poznałem twojegoimienia.

– Elena – wymamrotałam cicho, zdając sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie było mu ono nawetpotrzebne.

– Eleno, proszę, przekonaj Charlotte, by spotkała się ze mną. Pragnę przywrócić jej pamięć. Niech wie, co uczynił jej okrutny mąż, i niech w końcu przypomni sobie, co nasłączyło.

– A co was łączyło? – wyparowałam z tym pytaniem zbytszybko.

Oczy Franciszka skierowały się na mnie, znów zmarszczył brwi, jednak po chwili rysy na powrót stały się łagodne, a w jego oczach było widać, że myślami jest już zCharlotte.

– Gdy Victor wyjechał z Lille do Wersalu, by służyć cesarzowi jako jego doradca, Charlotte była zrozpaczona. Pamiętam doskonale, gdy zobaczyłem ją na tamtym balu po raz pierwszy… Te piękne oczy były tak przerażająco puste, a ona pomimo uśmiechu wyglądała, jakby straciła chęć do życia. Obserwowałem ją długo z drugiego końca sali, uśmiechała się do mijających ją ludzi, ale był to smutny uśmiech, wymuszony. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co się stało, ale cokolwiek by to nie było, współczułem jej, ona naprawdę cierpiała. A potem zjawiła się jej matka i zaproponowała, że nas sobie przedstawi. Oponowałem, widziałem po Charlotte, że to nie był odpowiedni moment, ale gospodyni domu nalegała. Wreszcie się zgodziłem i razem udaliśmy się w stronę smutnego anioła, jak ją wtedy w myślach nazwałem – wyjaśnił zamyślony, wyglądał, jakby wciąż tam był. – Nasze oczy się spotkały, gdy byliśmy w połowie drogi, a potem Charlotte zauważyła, że towarzyszy mi jej matka. Wyglądała, jakby chciała uciec, wiedziała bowiem, jakie zamiary względem nas miała jej rodzicielka, ale została. Stała przede mną z wysoko uniesioną głową, a nasze przywitanie nie należało do tych najmilszych. – Uśmiechnął się pod nosem, miał tak śliczny uśmiech, że nawet mnie nim zaraził. – Oddałbym wszystko, by móc wrócić do tamtej chwili, w s z y s t k o – powtórzył zrezygnowany. – Pamiętałam, że wtedy po raz pierwszy w życiu czułem stres, co nie zdarzyło mi się nigdy wcześniej w rozmowie z kobietą, a gdy ona to zauważyła, poprosiła mnie do tańca. – Zachichotał. – Ona mnie. – Rzucił mi szybkie spojrzenie. – Po raz pierwszy w życiu miałem w ramionach tak piękną kobietę i choć jej nie znałem, poprzysiągłem sobie, że już nigdy nie wypuszczę jej z tych ramion. Rozmawialiśmy – wzruszył ramionami – ale nawet nie pamiętam o czym, pamiętam za to jej śliczne oczy i ich smutny wyraz, a potem… – urwał na moment, a ja miałam wrażenie, że zadrżał na samo wspomnienie. – Potem mnie pocałowała. Nagle i niespodziewanie jej usta znalazły się na moich – szepnął rozmarzonym głosem, uśmiechając się przy tym, i dotknął opuszkami palców swoich warg. – Nawet teraz czuję ich słodki smak. W tej jednej chwili wiedziałem już, że to kobieta, na którą czekałem, wiedziałem też, że i ona coś poczuła, lecz uciekła równie szybko, co mnie pocałowała. Byłem tak zaskoczony, że nie zareagowałem, a jak się później okazało, tym pocałunkiem chciała tylko zagrać na nerwach matce. Mimo wszystko wiedziałem, że coś w niej pękło. Z czasem pomogłem jej odnaleźć radość z życia, dbałem o nią i sprawiłem, że się uśmiechała. Stała się dla mnie całym światem. Moje myśli krążyły tylko wokół niej, śniłem o niej każdej nocy. – Znów zrobił krótka przerwę, ale tym razem twarz pomalował mu smutek. – Byłem głupi, myśląc, że i ja jestem całym jej światem. Może przez chwilę tak było, lecz wtedy przyszedł od Victora list z zaproszeniem na cesarski bal. – Zacisnął pięści, a z jego ust zniknął uśmiech, w oczach zaś szalał czysty gniew. – Mówiła, że jedzie tam, by go zostawić, ale gdy tylko się spotkali… Wpadła mu w ramiona, zapominając o tym, jak bardzo ją skrzywdził. Wybaczyła mu, nim ten poprosił ją o przebaczenie – wycedził wściekle przezzęby.

– Zabawiła się tobą… – wymamrotałam, zaskakując jego i samą siebie, że w ogóle miałam czelność powiedzieć cośtakiego.

Franciszek przeniósł na mnie pochmurne spojrzenie i choć nie odezwał się słowem, widziałam po nim, jak bardzo go tozabolało.

– Skoro cię skrzywdziła, dlaczego wciąż pragniesz ją odzyskać? – spytałam z ciekawości, w końcu inny mężczyzna już dawno temu by sobie darował, tym bardziej że Charlotte była jużmężatką.

Franciszek zaśmiał się pod nosem, ale nie tak, jakbym właśnie powiedziała coś śmiesznego, on śmiał się sam z siebie, z własnejgłupoty.

– Ponieważ mimo wszystko kocham ją do szaleństwa i uczynię, co tylko mogę, by znów mieć ją u swego boku… Obiecałem jej, że będę o nią walczyć i walczę. Całyczas.

Po długiej chwili namysłu skinęłam głową, musiałam odrzucić na bok swe pragnienia. I tak nie miałam szans, on ją zbyt mocno kochał. Ponownie ujęłam go za rękę, czułam się, jakbyśmy tym uściskiem zawieralipakt.

– Zrobię, co w mojej mocy, by wam pomóc, przyrzekam.

CHARLOTTE

Czekałam przy balustradzie, nerwowo zaciskając na niej palce. Przez cały ten czas wypatrywałam nadejścia Eleny, a gdy ją ujrzałam wracającą do pałacu, poczułam, jakby kamień spadł mi z serca. Nieważne, czy udało jej się spotkać z Franciszkiem, choć sądząc po czasie, gdy jej nie było, podejrzewałam, że do spotkania doszło. Teraz wiedziałam już, że nie jest istotne, co w ogóleusłyszała.

– Czego takwypatrujesz?

Podskoczyłam ze strachu niczym spłoszony kociak, słysząc za sobą głos Aleksandra, który niepostrzeżenie stanął za moimi plecami. Byłam tak pochłonięta swymi myślami, że nawet nie usłyszałam, kiedy się do mnie zbliżył. Przyłożyłam rękę do piersi, chcąc uspokoić galop serca, i odwróciłam się w jego stronę, od razu unosząc głowę, by uchwycić jegowzrok.

– Przestraszyłeśmnie.

– Wybacz, myślałem, że mnie słyszałaś – odparł ściszonym głosem i chwyciwszy moją dłoń, przyciągnął mnie do siebie, chowając w uścisku swoichramion.

Przez chwilę nasłuchiwałam bicia jego serca, jakby jego rytmiczne i spokojne uderzenia mogły uspokoić mój rozszalały organ. Odchyliłam lekko plecy do tyłu, by móc zajrzeć w ciemne oczy męża, w których mogłabym utonąć na wieczność. Zobaczyłam w nich swoje odbicie oraz to, jakim uczuciem mnie darzył. Chciałam się odezwać, lecz pokręcił lekko głową, bym nic nie mówiła, a następnie zbliżył swoje aksamitne usta do moich. Złapałam gruby materiał munduru, przytrzymując się go, gdy nogi zaczęły mi drżeć od delikatności pocałunku. Powoli wysunęłam dłonie ku górze, by móc objąć nimi jego szyję. Aleksander całował mnie leniwie i namiętnie, a ja czułam, że teraz potrzebuję jego siły i dominacji. Wczepiając palce w kruczoczarne włosy męża, przycisnęłam nasze usta mocniej do siebie, chcąc poczuć ich smak jak najlepiej. Pragnęłam wreszcie się nim nasycić, choć zdawało mi się, że ten moment nigdy nie nastąpi. Wysunęłam język i przeciągnęłam nim po miękkich wargach Aleksandra, a gdy to zrobiłam, on przyciągnął mnie mocniej do siebie i zacisnął palce na mych biodrach. Złapał w zęby dolną część moich ust i również przejechał po nich językiem. To był dla mnie znak, że na pocałunku się nie skończy, że teraz oboje pragniemy siebie zbyt mocno, by rozstać się w napięciu, które roznieciło się pomiędzy nami. Wypuścił wargę z uścisku zębów i przekrzywił głowę lekko w bok, by móc pocałować mnie odrobinę niżej, tuż obok podbródka. Kąsając, delikatnie zsuwał się w dół, całował miękkie zagłębienia na mojej szyi, aż dotarł do obojczyka, po którym przeciągnął językiem. Podwinęłam palce u stóp, a paznokcie wbiłam mocno w skórę nakarku.

– Pragnę… – szepnął swym uwodzicielskim głosem, który przyprawiał o zawrót głowy, i powrócił do mychust.

Z mego gardła wydobył się cichy jęk będący wołaniem o ukojenie napięcia. Aleksander wczepił palce w moje gęste kasztanowe włosy i rozchylając znów językiem wargi, wtargnął pomiędzy nie, dziko całując – tak jak najbardziej to lubiłam. Będąc w jego ramionach, zatopiona w słodkim pocałunku, zapomniałam o wszystkich problemach. Byliśmy tylko my dwoje. Powoli wycofaliśmy się do chłodnego wnętrza budynku, a spragnieni siebie nawet przez chwilę nie rozdzieliliśmy naszychust.

– Kocham cię, Aleksandrze… – mruknęłam w przerwie, by złapać oddech. Uchyliłam powieki, on również na mniespoglądał.

– Ja ciebie również, moja Charlotte – szepnął z czułością wgłosie.

Wypuścił moje włosy, zsunął niżej dłonie i zabrał się do rozwiązywania gorsetu. Nie wyplątywał wstążki powoli, lecz kilkoma szybkimi szarpnięciami poluzował gorset, zrzucając ze mnie ciężką suknię. Gdy się wyprostował, rzucił mi ulotne spojrzenie, w którym zdążyłam dostrzec pożądanie, na co moje serce przyspieszyło, a dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa, kumulując się między udami. Równie szybko pozbył się halki i obejmując ponownie w talii, przyciągnął mnie nagą ku sobie, a jego usta powróciły do czułych pocałunków. Gdyby nie fakt, że wciąż podtrzymywał mnie dłońmi, nie ustałabym o własnych siłach. Zsunął się tak, by mógł objąć ustami twardą brodawkę, drażniąc ją językiem i zębami. Cicho mruczałam z rozkoszy, aż wreszcie z mojego gardła wydobył się głośniejszy jęk, gdy jedną rękę zsunął nisko, tu, gdzie teraz kumulowało się całe napięcie, i zaczął powolnymi ruchami palców masować intymne miejsce. Zachwiałam się, a on, widząc, że dłużej nie ustoję na nogach, podniósł mnie na ręce i położył na łóżku. Pospiesznie zrzucał z siebie zbędne ubrania, a ja w tym czasie obserwowałam, jak każdy z jego mięśni porusza się i napina, gdy odsłaniał kolejne partie ciała. Rozpiął kilka górnych guzików śnieżnobiałej koszuli i nie bawiąc się w dalsze mozolne ich odpinanie, ściągnął ją przez głowę. Jego sylwetka była wprost idealna, pięknie wyrzeźbiona dzięki szermierce – szerokie ramiona, wąskie biodra, twardy brzuch i umięśnione nogi – a skóra miała kuszący złoty kolor. Gdy rozebrał się już do naga, zlustrował mnie swym ognistym spojrzeniem, a usta wykrzywił mu zawadiacki uśmiech. Wyglądał jak zwierzę, które zaraz będzie rozkoszować się upolowaną zdobyczą. Zrobił krok w stronę łóżka i gdy przyklęknął na jego krawędzi, rozsunął ręką na boki moje nogi, po czym wsunął się między nie, przelotnie dotykając wierzchem wskazującego palca pulsującego miejsca między udami. Wygięłam się w lekkim łuku, lecz jego twarde ciało szybko przyszpiliło mnie z powrotem do materaca. Ułożył ręce po bokach mojej głowy i wbił we mniewzrok.

– Mówiłem już, jak bardzo cię kocham? – spytał, po czym powoli zaczął zanurzać się w mymciele.

Odchyliłam głowę do tyłu i syknęłam przez zaciśnięte zęby, czując, jak bez pośpiechu wypełnia mnie sobą. Słowa nie potrafiły wydostać się z mego gardła, dlatego tylko skinęłam głową, lecz jemu to nie wystarczało. Przycisnął mnie mocniej biodrami do łóżka, a zęby zacisnął na płatku ucha. – Odpowiedz mi, Charlotte – mruknął wprost do niego, po czym cichojęknął.

Syknęłam głośno, wysunęłam ręce do góry, by móc przeciągnąć paznokciami po szerokich barkach, a nogami oplotłam jego łydki, przyciągając go jeszcze bliżejsiebie.

– Mówiłeś, Aleksandrze – odparłam, a on zadrżał na dźwięk swojego imienia. – Proszę, Aleksandrze – jęknęłam, wypychając biodra ku niemu w niemej prośbie, by wreszcie przestał trzymać mnie w napięciu i wykonałruch.

– O co mnie prosisz, Charlotte? – zapytał, gdy przestał całować skórę na szyi i ramionach, po czym zawisł nad mymi ustami, a nasze gorące oddechy sięzmieszały.

Nasze oczy zastygły wpatrzone w swą głębię, jakbyśmy w nich tonęli, wiedzieliśmy tylko czarną otchłań, która wciągała nas coraz głębiej i głębiej, nie pozwalając wypłynąć na brzeg. Wreszcie położyłam dłonie na tyle jego głowy, przyciągnęłam go mocno do siebie i pocałowałam tak namiętnie i czule, że biodra cesarza od razu odpowiedziały i zaczęły sięporuszać.

– Daj mi siebie całego, Aleksandrze – wyjęczałam z trudem, czując, jak fala rozkoszy dociera do każdego skrawka w mymciele.

Na moje słowa przyspieszył i zacisnął mocno powieki. Czułam jego nierówny oddech na wargach, które wisiały tuż nad moimi, lecz mnie nie całowały, a cudowny odgłos rozkoszy płynącej z jego ust pieścił moje uszy i pobudzał zmysły. Pod koniec splótł ze sobą nasze dłonie, zaciskając mocno palce przy każdym ruchu bioder, a gdy oboje osiągnęliśmy szczyt, przez długą chwilę nie popuszczał silnego uścisku, aż poczułam, że dłonie zaczynają mi drętwieć. Nasze klatki piersiowe unosiły się równomiernie, a pokryte potem ciała ocierały się przyjemnie o siebie. Aleksander miał schowaną twarz u zbiegu mej szyi i ramion, wciąż głośno dyszał, aż wreszcie poluźnił uścisk i powoli zsunął się ze mnie, ciężko opadając na łóżko. Przekrzywiłam głowę w bok. Ciemne włosy mocno kontrastowały z białą pościelą, powieki miał wciąż zamknięte, a mocno zarysowane pełne usta były lekko rozchylone, uśmiechał się. Gdy otworzył oczy, dostrzegł, że mu się przyglądam i również przekrzywił głowę na bok, a usta wygiął w jeszcze szerszym uśmiechu, kiedy spojrzeliśmy sobie w oczy. Nic nie mówiąc, przekręcił się w moją stronę i zginając rękę w łokciu, podparł sobie na niej głowę. Drugą zaś wyciągnął przed siebie, by pogłaskać mnie po policzku. Przymknęłam powieki, gdy tylko zaczął zmysłowy spacer po moim ciele, lekko wypinając się do przodu, kiedy kciukiem podrażnił wrażliwą brodawkę. Zbliżył się i mniepocałował.

– Muszę iść, zanim twoje słodkie pomruki znów mnie rozpalą i nie będę w stanie oderwać się od twego ciała – wyznał, po czym ku mojemu rozczarowaniu poderwał się złóżka.

Gdy otworzyłam oczy, już schylał się po swojeubranie.

– Ale to, że ty już zdążyłeś mnie rozpalić, nie ma najmniejszego znaczenia, czy tak? – spytałam z przekąsem, unosząc się lekko nałokciach.

Odwrócił się w moją stronę, uśmiechajączadziornie.

– Przynajmniej mam pewność, że będziesz myśleć tylko o mnie. – Przełożył przez głowę koszulę. – I że nie pójdziesz spać wieczorem, nim do ciebie nie wrócę. – Spojrzał na mnie przelotnie i schylił się po spodnie, które rzucił na łóżko, następnie wrócił do zapinaniakoszuli.

– I tak myślę tylko o tobie, choć prawdą jest, że nie zasnę, dopóki nie wrócisz – odparłam, przyglądając się, jak zapina górne guziki. Usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam nerwowo bawić się złotą obrączką na palcu, zastanawiając się, czy wyznać mu teraz prawdę. – Aleksandrze? – zagaiłam pochwili.

– Mmm? – mruknął, wciągając spodnie nanogi.

– Usiądź na chwilę… Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia – rzekłam, starając się zachować poważny tongłosu.

Podniósł na mnie wzrok, a jego anielska twarz stała się kamienna, jak zawsze wtedy, gdy coś go niepokoiło. Zaprzestał zapinania spodni, po czym usiadł na łóżku, ujął moją dłoń i nie odrywając ode mnie oczu, zapytał:

– O co chodzi, najdroższa? – W zwykle spokojnym głosie teraz można było wyczuć rosnącezdenerwowanie.

– Nie chciałam ci wcześniej o tym mówić… Wpierw sama chciałam oswoić się z tą… nowąsytuacją.

Nie mrugał, zdawał się nawet nie oddychać. Z zastygłym wzrokiem czekał, aż zacznę mówić. Nie naciskał, choć zniecierpliwiony trzymał moją dłoń coraz mocniej. Ja jednak chciałam wypowiedzieć swoją regułkę, którą tak wiele razy powtarzałam wgłowie.

– Te wszystkie moje objawy, ból… Złesamopoczucie…

Aleksander zacisnął tak mocno zęby, że zarysowane kości policzkowe uwypukliły się jeszcze bardziej. Widziałam, jak jego zdenerwowanie rosło z każdą upływającą sekundą, dlatego nie przeciągałam dłużej. Podniosłam jego dłoń i położyłam ją na swoim brzuchu. Uniósł pytająco brwi, wciąż nierozumiejąc.

– Nie jesteśmy już sami, Aleksandrze.

Oderwał ode mnie wzrok, by przenieść go w miejsce, gdzie trzymaliśmy ręce. Milczał, a na jego twarzy nie było widać żadnych emocji. Zastygł niczymposąg.

– Aleksandrze? – Nie wiedziałam, czy jest zły, czyzdezorientowany.

– Czy to znaczy, że…

– Będziesz ojcem – dokończyłam zaniego.

Słysząc moje słowa, wbił na powrót we mnie swój wzrok. Obserwowałam, jak kamienna twarz zaczyna się zmieniać. Przymknięte powieki powoli zaczęły się rozszerzać, zmarszczki na czole wygładzać, a ściśnięte w wąską linie usta unosić, odsłaniając szereg zębów, które błysnęły w świetlednia.

– Czy jesteś tego pewna? – wydukał, jakby wciąż nie wierząc w mojesłowa.

– Tak. Za jakieś siedem, osiem miesięcy na świat przyjdzie naszedziecko.

Aleksander niespodziewanie porwał mnie w objęcia, sadzając na swoichkolanach.

– Najdroższa! To cudowna nowina! – Schował mnie w uścisku swych ramion, po czym wypuścił, by odnaleźć moje usta. Całował z takim zapałem, jakby dziękując za słowa, które padły właśnie z moich ust, a następnie ujął w dłonie piekące od emocji policzki i znów patrzyliśmy sobie w oczy. – Myślałem, że to coś poważnego, że Bóg chce mi ciebie odebrać. Już sam nie wiedziałem, co mam robić, by cię uratować. Odchodziłem odzmysłów.

Poczułam, że moje oczy wypełniają łzy szczęścia, które wkrótce przysłoniły mi obraz rozradowanego Aleksandra.

– Dlaczego wcześniej mi nic nie powiedziałaś? – Próbował udawać złego, lecz w jego oczach było tyle szczęścia, tyle miłości, że nijak mu to nie wychodziło. Nie czekając na moją odpowiedź, Aleksander odchylił mnie do tyłu, kładąc rękę na środku mych pleców, by mógł się pochylić i ucałować tuż pod pępkiem brzuch, w którym rosło naszedziecko.

– Witaj, synu – szepnął łamiącym się głosem, w którym można było usłyszećdumę.

– Skąd wiesz, że to chłopiec? – Zachichotałam i starłam ręką słone łzy, które spływały popoliczkach.

– Tak czuję – odpowiedział radośnie – choć i z córki będę sięcieszyć.

Znów podniósł mnie do pionu, a ja zarzuciłam mu ręce na kark. Przyjemnie było oglądać go w tak dobrym nastroju, ale dopiero teraz zrozumiałam, jak ważnym było dla niego to, by jako pierwszy urodził się właśnie syn. Jego następca. Miałam nadzieję, że tak właśnie będzie i że nie zawiodęmęża.

Aleksander ze względu na cudowną nowinę zrezygnował z powrotu do swoich obowiązków. Wyjaśnił, że sprawy, którymi miał się zająć, mogą poczekać do jutra i że chce spędzić resztę dnia tylko ze mną. Znów się kochaliśmy, ale tym razem bez pośpiechu. Aleksander przez cały czas, który spędziliśmy w łóżku, był bardzo czuły i delikatny. Mimo że nie zdradził mi tego, czułam, iż bał się ze mną kochać, bał się, że może zrobić krzywdę nie tylko dziecku, ale i mnie – ciału, które teraz zaczynało się zmieniać po to, by za kilka miesięcy mogło wydać na świat naszego pierwszego potomka. Nie myślałam jeszcze o czekającym mnie porodzie i zagrożeniu, jakie niósł on ze sobą, cieszyłam sięchwilą.

Elena pojawiła się w naszej sypialni tylko raz, gdy przyniesiono nam obiad. Po przekroczeniu progu od razu spojrzała na mnie. Ścisnęło mnie w żołądku na widok jej oczu. Tak bardzo żałowałam, że spotkała się z Franciszkiem, że musiała słuchać tych kłamstw, które teraz zasmuciły jej piękne zielone oczy. Jutro czekała nas krótka, choć trudna rozmowa. Potrząsnęłam głową, to dopiero jutro, dzisiaj chciałam świętować wraz ze swym ukochanymmężem.

Odświeżyłam się i z wciąż wilgotnymi włosami opuściłam pokój łaziebny. Zmęczona podreptałam prosto do łóżka. Cesarz stał na balkonie ze wzrokiem utkwionym w gwiazdach, podpierał się dłońmi o balustradę. Stał tam już dobrą godzinę i ani razu nie widziałam, by się poruszył. Był pochłonięty myślami, a ja nie chciałam mu przeszkadzać. Potrzebował czasu na to, by wszystko sobie przemyśleć, by przyswoić myśl, że w wkrótce zostanie ojcem. Pomimo że przez cały dzień czułam się w miarę dobrze, wieczorem mdłości powróciły i był tylko jeden sposób, by się ich pozbyć. Jednym łykiem osuszyłam filiżankę z naparem z mięty, odstawiłam naczynie na stolik obok łóżka, po czym opadłam na materac. Potrzebowałam snu, dlatego wtuliłam głowę w miękką poduszkę, podciągnęłam pierzynę aż pod samą szyję i zamknęłam powieki. Zasnęłam, nim Aleksander zdążył wrócić dołóżka.

Przebudziłam się i odwróciłam na drugi bok, chcąc przytulić do męża, ale moja dłoń znalazła jedynie puste miejsce. Otworzyłam oczy – zauważyłam, że był dopiero blady świt, a on już zdążył wyjść do swojego gabinetu. Wspierając się na łokciach, usiadłam na łóżku, a