Piękna i socjopata. UROBOROS #2 - Anna Tuziak - ebook

Piękna i socjopata. UROBOROS #2 ebook

Tuziak Anna

4,2

Opis

Nie licząc się z konsekwencjami, Azura wyrusza na pomoc Catwalk.

Dziewczyna podczas swej nieprzemyślanej podróży spotyka tajemniczego nieznajomego, który swoim pojawieniem się sporo namiesza. Jak się okaże, powód wszystkich problemów – gubernator Stanford – zaskoczy ich czymś, czego żadne z nich nie mogło przewidzieć, a co pociągnie za sobą druzgocące konsekwencje. Tymczasem w Loganie zaczyna budzić się uśpiony socjopata, czego skutki przyniosłyby niezliczone ofiary.

Kim jest tajemniczy mężczyzna?

Jaki sekret kryje przeszłość Stanforda?

I… czy ostatni ruch zrobi goniec, czy może królowa?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 407

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (16 ocen)
9
3
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ruddaa

Z braku laku…

...
00
aneczka19831

Nie oderwiesz się od lektury

Czuję niedosyt ciekawa jestem dalszej historii.
00
celebre

Nie oderwiesz się od lektury

Jestem ciekawa jak to się dalej potoczy 🤩😁Polecam ❤️❤️
00
Jolcyk123

Nie oderwiesz się od lektury

Rewala;))))
00
jpkkn

Dobrze spędzony czas

Rozciągnięte.....
00

Popularność




Copyright © by Anna Tuziak, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Renata Zielińska

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by D-Keine/iStock

Projekt okładki: Justyna Sieprawska

Grafika w środku książki: commons.wikimedia.org © by AnonMoos

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-033-0

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1. Irlandczyk

Rozdział 2. Ogień i woda

Rozdział 3. Cholerny terminator

Rozdział 4. Nie jestem kociakiem

Rozdział 5. Jeżeli

Rozdział 6. Nie wiesz

Rozdział 7. Po prostu zostań

Rozdział 8. Sól w oku

Rozdział 9. Uwikłane

Rozdział 10. Ty decydujesz

Rozdział 11. Zapłacisz

Rozdział 12. Lekcja na dziś

Rozdział 13. Różowy mop

Rozdział 14. Pierdolnik w głowie

Rozdział 15. Od jednego do dziesięciu

Rozdział 16. W impasie

Rozdział 17. Beze mnie

Rozdział 18. Królowa! Goniec!

Rozdział 19. Nic mi nie jest

Rozdział 20. Miss Jekyll & Hyde

Rozdział 21. Ta sama kula

Rozdział 22. Kimś więcej

Rozdział 23. Nie tylko na moment

Rozdział 24. Więcej szczegółów

Rozdział 25. Carrie

Rozdział 26. Kim jest ten facet?

Rozdział 27. Trzeci

Rozdział 28. Dziewczyna taka jak ona

Rozdział 29. Tatuś

Rozdział 30. Kosa i kamień

Rozdział 31. Izzy

Rozdział 32. Teraz już wiesz

Rozdział 33. Taka jestem

Rozdział 34. Wszystko pod kontrolą

Rozdział 35. Chwilowa niepoczytalność

Rozdział 36. Inna perspektywa

Rozdział 37. Takiego cię chciałam

Rozdział 38. Moja wariatka

Rozdział 39. Trzynasty grzech

Rozdział 40. Pretekst

Rozdział 41. Słaba

Rozdział 42. Nieciekawa książka

Rozdział 43. Intuicja

Rozdział 44. Marionetka

Podziękowania

Dla Oli i Mariusza17 lipca2021’

Dzieło jest wytworem wyobraźniautorki.Wszelkie podobieństwa do prawdziwychpostaci i zdarzeń jestprzypadkowe.

Rozdział 1. Irlandczyk

BISHOP – „River”

Wyszedł z baru i rozejrzał się wokoło. Było już całkiem ciemno. Przez chwilę zastanowił się, czy iść do hotelu i wynająć na noc pokój, czy może od razu ruszyć wdrogę.

Jeszcze sześć lat temu mieszkał w samym centrum Kansas City w Missouri. Miał piękną narzeczoną i dwa przynoszące duży zysk hotele. Inwestował głównie w nieruchomości i skupił się na środkowych Stanach, przez co po wybuchu stracił cały majątek. Narzeczona, z którą podczas katastrofy przebywał akurat w Europie, odeszła, gdy zorientowała się, że w jednej chwili stał się bankrutem. Nie miał złudzeń, od początku wiedział, że dziewczyna jest z nim jedynie dla pieniędzy, ale nie przeszkadzało mu to. Ładna, inteligentna i zabawna, a w łóżku prawdziwa petarda. W jej obecności przyjemnie spędzał czas i to mu wystarczało. Nie zależało mu na miłości, przynajmniej dotąd, dopóki sam nie poczułby do niej czegoś więcej niż pożądanie. Dlatego jej odejście przyjął niemal zulgą.

Początkowo planował wrócić do Europy. Do Irlandii, skąd pochodził. Jednak w efekcie stwierdził, że ostatnie, czego potrzebował, to ponowne utknięcie w zapadłej, wiejskiej dziurze podDublinem.

Rodzice prowadzili niewielki bar, w którym gościli tylko stali bywalcy. Od czasu do czasu zdarzał się ktoś przejezdny, kto wynajmował jedyny pokój, jakim dysponowali. Powrót do rodziny, po życiu, jakiego zaznał, nie wchodził w rachubę. W tej sytuacji mógł zrobić tylko jedno. Zacząć od początku. Jednak USA nie było już tym samym krajem, jaki zastał, gdy w wieku osiemnastu lat przybył tu ze swym kuzynem. Obaj mieli plany, lecz on, w przeciwieństwie do krewniaka, nie chciał zdobyć tytułu naukowego. Rozstali się po wylądowaniu na JFK w Nowym Jorku, gdzie przesiadł się na samolot do Kalifornii i jeszcze tego samego dnia dotarł do grzesznego LasVegas.

Hazard od zawsze towarzyszył mu w życiu, ponieważ była to jedna z nielicznych rozrywek w rodzinnych okolicach. Lata praktyki przyniosły wprawę. Inteligentny, błyskotliwy, zaradny. Potrafił grać rozsądnie. Wiedział, kiedy odejść od stołu, aby nie zostać wytypowanym, jako potencjalnie niebezpieczny gracz. Nigdy nie odwiedzał tego samego kasyna parę razy z rzędu i dość często robił przerwy. Wystarczyło sześć miesięcy, aby zebrać całkiem sporą sumkę. Jak zawsze czarujący, potrafił zauroczyć praktycznie każdą kobietę. Będąc pod jego urokiem, chętnie inwestowały w lewe interesy. Wybierał znudzone mężatki i inkasował niewielkie pieniądze, przez co nie ściągał na siebie zbytniej uwagi. Po pięciu latach takiego życia mógł kupić pierwszy hotel, a po kolejnych trzech był już właścicielem całej sieci i kilku innych drobnychnieruchomości.

W chwili wybuchu miał dwadzieścia sześć lat i był jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w Kansas City. Planował kolejne projekty, tym razem w Nowym Jorku. Niestety katastrofa unicestwiła wszystkie jego zamierzenia. Nieszczęśliwie dla siebie opróżnił konta bankowe, inwestując w następny hotel, więc został z niczym. Resztki kasy stopniały bardzo szybko, a on po raz kolejny zaczął od zera. Ponownie w Las Vegas. Jednak po katastrofie hazard stał się zaledwie sposobem na przetrwanie, o czym szybko sięprzekonał.

Cztery lata po wybuchu dysponował kwotą, wystarczającą do zainwestowania w niewielki motel w Nowym Meksyku. Jednak nieruchomość nie przynosiła dużych zysków. Z czasem przyzwyczaił się do takiego życia. Hazard i drobne przekręty. Z tego żył. Co kilka miesięcy wracał do Nowego Meksyku i spędzał trochę czasu w motelu, który prowadziło pod jego nieobecność starsze małżeństwo. Nie zostawał tam nigdy dłużej niż tydzień, gdyż wciąż coś gnało go przedsiebie.

Lubił łatwe pieniądze i trudne kobiety. Zawsze wiedział, że majątek zgromadzi, nie parając się ciężką pracą, a ożeni z dziewczyną, której nie będzie mógł łatwo zdobyć. Kochał wyzwania i poniekąd tym właśnie było jegożycie.

Skierował się w stronę parkingu, gdzie zostawił samochód. Początkowo do Miami przyjechał z zamiarem przedostania się Zatoką Meksykańską na Zachód. Jednak po namyśle zdecydował, że odwlecze wizytę o miesiąc, może dwa. Od dawna nie gościł na Wschodzie. Teraz uznał, że warto się tu pokręcić, ponieważ ostatnio sporo się działo. Niestety sytuacja polityczna nadal była niejasna, więc musiał zachować większą czujność niż naZachodzie.

Podszedł do auta i oparł się o maskę, spoglądając w stronę portowego nabrzeża. Postanowił ruszyć dalej. Nie czuł zmęczenia, a właśnie zaczęło sięprzejaśniać.

‒ To twój samochód? ‒ Rozległ się czyjś głos, sprawiając, że pospiesznie odwrócił się w stronę, skąd dochodził. Uniósł brew, spoglądając na niewielką postać, która stała kilka kroków od niego. Drobna sylwetka ukryta pod obszerną bluzą z kapturem i stłumiony głos. Dziewczyna? ‒ przemknęło mu przez myśl. Pierwsze wrażenie mogło mylić, a trudno powiedzieć coś konkretnego, widząc kogoś dosłownie przez ułamek sekundy. Zrobił krok w przód i ujrzał, że tajemnicza osoba robi krok w tył. Uśmiechnął się podnosem.

‒ Tak. Mój. Zazwyczaj nie podwożę nieznajomych, ale jeśli powiesz mi, jak masz na imię, to może zrobię dla ciebie wyjątek ‒ stwierdziłrozbawiony.

Zdecydowanie miał do czynienia z dziewczyną, jednak nie widział nawet jej twarzy. Jedynie czarne włosy wystające spodkaptura.

‒ Jeżeli dasz mi kluczyki i odejdziesz, mogę ci obiecać, że za trzy dni zastaniesz auto w tym samym miejscu. W innym przypadku będę zmuszona poderżnąć ci gardło i… ‒ Parsknął śmiechem, usłyszawszy jejwywód.

‒ Jesteś pewna, że wystarczą trzy dni? Nie chcesz może pożyczyć go na tydzień? ‒ zapytał.

‒ Trzy, góra pięć dni. Zwrócę na pewno. ‒ Słysząc to, pokręcił z niedowierzaniemgłową.

Początkowo pojawienie się dziewczyny średnio go zaciekawiło, ale to przecież zawsze jakaś rozrywka. Gdy bezmyślnie mówiła o podrzynaniu gardła, zaciekawiła go mocniej. Teraz jednak wręcz zafascynowała. Wyglądało na to, że odebrała jego żart całkiem poważnie. A może po prostu robiła sobie jaja? Drobniutka, miała z metr sześćdziesiąt wzrostu, a on był wysoki i sprawny fizycznie. Wyglądała przy nim niczym cherlawy kurczak. Nie musiałby się zbytnio wysilić, aby zrobić jej krzywdę. Może jest pijana? ‒ pomyślał.

‒ Jeżeli chcesz kluczyki, musisz je sobie sama wziąć ‒ szepnął dość jednoznacznie, posyłając jej przekorny uśmiech. Jak wyglądała pod tym kapturem? I dlaczego, u licha, sądziła, że tak po prostu odda jejsamochód?

‒ Nie chcę problemów ‒ mówiąc to, podeszła i wyciągnęła dłoń po kluczyki, totalnie go tym zadziwiając. Musiał przyznać, że była odważna. Albo głupiutka ‒ dodał w myślach, chwytając ją za nadgarstek i przyciągając do siebie, a następnie odwracając i przygniatając plecami do drzwiczek auta. W tym samym momencie poczuł zimne ostrze noża na gardle i zamarł. ‒ Ten samochód jest mi potrzebny. W tej chwili ‒ mruknęłachłodno.

‒ Dlaczego akurat ten? ‒ zapytał. Jego głos nie zdradzał lęku, jedynie coraz większą ciekawość. Wyglądało na to, że dobrze wiedziała, co robi, ale raczej nie chciała go zabić. Przeczuwał, że jedynie gdyby ją sprowokował, mogłoby zrobić się niebezpiecznie, ale nie zamierzał do tego dopuścić. Zbyt mocno był nią zaintrygowany. Opanowana, wyrachowana i pewna siebie. Czego tak naprawdę chciała i kim była? ‒ Kilka metrów dalej jest hotel i stoi tam pełno aut. Dlaczego wybrałaś moje? Nie możesz ukraść innego? ‒ dociekał.

‒ Po pierwsze, nie ukraść, tylko pożyczyć. Po drugie, jest najbliżej portu ‒ odparła lekko zniecierpliwionymgłosem.

‒ Uściślisz?

‒ W porcie żołnierze aresztowali dziewczynę. Muszę ją uwolnić i dlatego potrzebuję twojego samochodu ‒ szepnęła. ‒ I przepraszam ‒ dorzuciła. Zanim zdążył zapytać za co, uderzyła go z całej siły wbrzuch.

Zgiął się wpół, co wykorzystała i kopnęła go kolanem w głowę. Upadł na ziemię. Jak przez mgłę widział odbiegającą w stronę doków nieznajomą. Przez myśl przemknęło mu, że udzielając odpowiedzi, zamierzała jedynie uśpić jego czujność. W innym przypadku nie zdradziłaby mu swychzamiarów.

Chwilę później straciłprzytomność.

***

Logan wpatrywał się ze złością w morskie fale, starając się uspokoić. Na powrót Grato czekali dość długo i przeczuwał, że może być to sprawka tej zołzy. Miał nadzieję, że jakimś cudem uda im się dotrzeć na czas. Jednak Nahir się nie pomylił. Azura doskonale jeździła konno, a droga, którą wybrała, była o wiele krótsza. Oni pojechali autem, ponieważ Nahir długo nie utrzymałby się w siodle, a jedynie on wiedział którędy najszybciej dojechać docelu.

Ogarnęła go wściekłość, gdy Grato dał mu kartkę z wiadomością od Azury, jednak po jej odczytaniu w pewnym sensie poczułulgę.

‒ Zaczeka na nas ‒ szepnął doNicka.

Niczego mu nie tłumaczył, nie chciał nawet rozmawiać. Całą drogę spędził wpatrzony w cel, do którego płynęli. Azura uspokoiła go i zdezorientowała jednocześnie swoją decyzją. Podała adres, ale dlaczego akurat tam? Wiedział już teraz, że poczeka, jednak miejsce spotkania nie należało do bezpiecznych, o czym nie zdawała sobiesprawy.

Rozdział 2. Ogień i woda

SVRCINA – „Meet Me On TheBattlefield”

Po zejściu z pokładu Azura od razu ruszyła w stronę wąskiego przejścia, obierając kierunek prowadzący do miasta i centralnie wpakowała się na czterech wojskowych. Oblało ją gorąco, gdy jeden z nich odepchnął ją gwałtownie w stronę ścianybudynku.

‒ Uważaj, jak chodzisz, gówniarzu! ‒ wrzasnął.

Bąknęła niewyraźne „przepraszam” i jeszcze bardziej naciągnęłakaptur.

Ruszyła przed siebie, jednak zanim odeszła, usłyszała ich rozmowę, co sprawiło, że dyskretnie zawróciła. Przeszedłszy na tył budynku, wdrapała się na dach niskiego zabudowania, a następnie podkradła do ściany, przy którejstali.

‒ Smith próbuje skontaktować się z bazą, ale są jakieś problemy. ‒ Dotarło do jej uszu. Poczuła strach. Najprawdopodobniej chodziło o bazę Stanforda. Zerknęła w stronę oddalonego o kilkadziesiąt metrów wojskowego pojazdu i domyśliła się, że to właśnie tam próbują połączyć się zdowództwem.

‒ Jesteś pewien, że to ona? Słyszałem o niej sporo rzeczy. Podobno potrafi załatwić kilku mężczyzn bez specjalnego wysiłku, a ta nie wydawała się skuteczna. Może to ktoś inny? ‒ zapytał ciemnoskóry żołnierz, spoglądając na stojącego tuż obokkolegę.

‒ To na pewno Catwalk. Przebywałem w bazie gubernatora przez dwa miesiące. Widziałem ją praktycznie codziennie i nie mam wątpliwości. A to, w jakim stanie jest teraz, to rezultatprzesłuchań.

‒ Co tam właściwie się stało? ‒ Padło kolejnepytanie.

‒ Nie powinienem o tym mówić ‒ stwierdził krótkorozmówca.

‒ Nie daj się prosić, stary. Przecież dobrze się znamy. ‒ Usłyszała i miała ochotę przyłączyć się do prośby, niestety mogła jedyniemilczeć.

‒ Stanford poszukuje dziewczyny o imieniu Sierra. Domyślam się, że ma jakieś powiązania z Nevilem. Aresztowali jej brata, a Catwalk z jakiegoś powodu pomogła mu uciec. Zabiła wtedy siedmiu ludzi i narobiła niezłego bałaganu. Gubernator wpadł we wściekłość, dziwię się, że przeżyła jego przesłuchania. Tłukli ją całymi godzinami. Jeszcze dziwniejsze jest to, że udało jej się zbiec i że dotarła aż tutaj ‒ oświadczył.

‒ Jest w kiepskimstanie.

‒ Zabiła Petersona i Shermana, a Willis jest ranny. Według mnie jest w wystarczająco dobrym stanie i wszystko, co o niej mówią, pokrywa się z prawdą. W pięciu ledwie ją unieruchomiliśmy. Jak na kogoś, kto mierzy około metra sześćdziesięciu i jest postury drobnej nastolatki, stanowi duże niebezpieczeństwo ‒ podsumował rzeczowo stojący na uboczu mężczyzna, który prawdopodobnie był najwyższyrangą.

‒ Ta druga też jestniebezpieczna?

‒ O tej drugiej nie wiadomo praktycznie nic. Oprócz tego, że ma na imię Sierra. ‒ Słysząc to, przełknęła głośno ślinę. Doskonale zdawała sobie sprawę, o kim mówili. Prawie uśmiechnęła się na myśl, że żaden z nich nie miał świadomości, iż znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki. ‒ Stanford wysłał kilku dobrze wyszkolonych ludzi do Meksyku, więc najprawdopodobniej tam przebywa. Tu mamy jedynie zwracać uwagę na dziewczyny o tym imieniu. Dyskretnie. Wyznaczono za nią nagrodę, ale na dobrą sprawę nie wiadomo nawet kogo szukamy, bo imię owszem, jest nietypowe. Jednak ktoś, kto chce się teraz ukryć, nie używa prawdziwych danych ‒ podsumował, na co pozostali przytaknęlijednomyślnie.

‒ Nie ma czasu do stracenia. Musimy szybko skontaktować się z bazą i dowiedzieć, co z nią zrobić. Montgomery i Wesley, wy idźcie do Catwalk. Jones, ty pójdziesz ze mną. Sprawdzimy jak radzi sobie Smith. Im szybciej się stąd zabierzemy, tym lepiej ‒ rozporządził jeden znich.

Azura kalkulowała szybko. Wyglądało na to, że były tu dwie jednostki. Podsłuchała rozmowę czterech żołnierzy, piąty próbował się połączyć przez radiostację, dwóch zabitych i jeden ranny. Razem ośmiu, wszystko się zgadzało. Gdyby istotnie się nie mylili i dziewczyna, którą złapali, to Catwalk, rozwiązywałoby to wszystkie problemy. Obeszłoby się bez wizyty w bazie Stanforda. Wystarczyło odbić ją tu, pojechać do miejsca spotkania i poczekać na Logana. Jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić. Mimo wszystko miała do czynienia z pięcioma wyszkolonymi i uzbrojonymimężczyznami.

Ranny najprawdopodobniej pilnował Catwalk, a teraz poszło tam jeszcze dwóch żołnierzy. Na jej korzyść przemawiał element zaskoczenia. Wystarczyłby karabinek i rozwaliłaby ich bez problemu, gdyby udało jej się podkraść na tyle blisko. Jednak to narobiłoby hałasu, wtedy miałaby na karku pozostałych trzech. Czy nie lepiej byłoby ich po prostu śledzić? Zaklęła w myślach. Musiała natychmiast podjąć decyzję. Zabrała ze sobą jedynie dwa noże i teraz dosłownie potrzebowałacudu.

Gdy upewniła się, że mężczyźni się rozeszli, zeskoczyła z dachu, miękko lądując w trawie. Skradając się, poszła za dwoma z nich, aby zorientować się, w którym budynku przetrzymywana jest Catwalk. Czego jeszczepotrzebowała?

‒ Transport ‒ wymamrotała podnosem.

Dwa wojskowe auta. Ale jeżeli udałoby jej się wydostać niepostrzeżenie, to nie mogła ukraść ich pojazdu bez ujawnienia się. Powinna znaleźć coś innego. Ruszyła biegiem w stronę portowegoparkingu.

Zaklęła pod nosem na widok pustego placu. Co teraz? ‒ pomyślała coraz bardziej zdenerwowana i w tym samym momencie dostrzegła terenowe BMW stojące na uboczu. Poczuła ulgę, jednak po zrobieniu kilku kroków ujrzała przy samochodzie mężczyznę. Z jednej strony uznała to za zrządzenie losu. Wątpiła, czy udałoby jej się szybko odpalić takie auto, dlatego o wiele korzystniej byłoby po prostu zdobyćkluczyki.

Facet zareagował tak, jak się spodziewała. Nie wystraszył się, bardziej rozbawiło go jej żądanie. Trochę zbiło ją z tropu jego opanowanie, gdy poczuł na swej szyi ostrze noża. Momentalnie jego wzrok wyostrzył się, a ton głosu spoważniał, jednak nie usłyszała w nim lęku. Inteligentny i opanowany, ewidentnie mógł stanowić zagrożenie, lecz nie chciała go zabijać. Był postronną osobą, zupełnie niezwiązaną z zaistniałą sytuacją, nie zasługiwał na śmierć, a ona wiedziała, że już za chwilę i tak prawdopodobnie będzie zmuszona kogoś zgładzić. Dlatego nie zamierzała zostawiać za sobą dodatkowychofiar.

Postawny i bardzo wysoki. Mógł mierzyć nawet dwa metry i był imponująco szeroki w barach. Jedynie element zaskoczenia sprawił, że udało jej się pozbawić go przytomności. Teraz liczył się czas. Musiała jak najszybciej uwolnićCatwalk.

Podkradła się do budynku, w którym zniknęli. Nie słyszała żadnych głosów, jednak wiedziała, że są w środku. I faktycznie ich tam zastała. Jeden pochylał się nad siedzącym na krześle mężczyzną. Wyglądał, jakby za moment miał stracić przytomność. Pod ścianą leżały dwa ciała, a żołnierskie mundury świadczyły o tym, że są to zabici przez Catwalk wojskowi. Na razie wszystko się zgadzało. Po drugiej stronie dostrzegła jeszcze jednego. Kucał przy leżącej na ziemi drobnejpostaci.

‒ Catwalk ‒ wyszeptała Azura i poczułaniepokój.

Jaka będzie jej reakcja? Co mówił Logan? Że nie zadaje pytań? Pieprzyć to ‒ pomyślała i spróbowała wejść do pomieszczenia, jednak w ostatniej chwili wycofała się, ujrzawszy idącego do wyjścia żołnierza. W pierwszym momencie myślała, że ją zauważył. Na szczęście okazało się, że facet wyszedł za potrzebą, co wykorzystała, waląc go kamieniem w głowę, gdy pod murem opróżniał pęcherz. Rozbroiła go w kilka sekund. Zdobyła broń, ilość przeciwników zmniejszyła się, a co najważniejsze, nadal pozostawał element zaskoczenia. Wiedziała, że aby go utrzymać, musiała działać błyskawicznie. Bez zastanowienia wtargnęła do środka, jednocześnie rzucając w stronę rannego nożem. Wbił się głęboko w szyję, a krew chlusnęła szerokim strumieniem na jego mundur. Chciała zdekoncentrować tego drugiego i nie narobić przy tym hałasu. Facet, ujrzawszy wymierzoną w jego stronę lufę, zamarł w półruchu.

‒ Kim jesteś? ‒ wydukał.

‒ Odsuń się od niej ‒ zażądała i ruszyła w stronę rannejdziewczyny.

Nie planowała go zabić. Jak na razie pozbawiła życia tylko jednego, ponieważ był ledwie przytomny, więc nie podejmował w pełni świadomych decyzji. Mógł ją zignorować, ale mógł też strzelić na oślep. Nie chciała ryzykować, ponieważ całkiem realna wydawała się szansa, że uda im się stąd wyjść, nie robiąc hałasu. Jednak w chwili, kiedy podeszła bliżej leżącej pod ścianą Catwalk i ujrzała jej zmasakrowaną twarz, wszystko aż się w niej zagotowało. Bez zastanowienia ujęła w dłoń drugi nóż, po czym błyskawicznie rzuciła nim w wojskowego, trafiając w sam środek czoła. Gdy osunął się na kolana podeszła i ujęła rękojeść, po czym wyciągnęła z trudem ostrze. Usłyszała rzężenie i zerknęła na nieprzytomną dziewczynę. Trudno było uwierzyć, że ta drobna istota była groźnym i bezlitosnym najemnikiem. Wydawała się taka niepozorna, a w tym momencie wyglądała po prostu żałośnie. Zrobili z niej worek treningowy. Na myśl o tym co musiała przejść w bazie Stanforda Azurę zalała fala gniewu, sprawiając, że złapała faceta za włosy i przechyliwszy w tył jego głowę, przejechała ostrzem po szyi. Krew bryzgnęła na jej twarz, a ona odepchnęła martwe ciało i przykucnęła przyCatwalk.

‒ Co teraz? ‒ szepnęła sama dosiebie.

Dziewczyna nie odzyskała przytomności, nie było możliwości, aby o własnych siłach dotarła do auta. Azura miała świadomość jeszcze jednego. Nadal nie wiedziała, jakie ma zamiary w stosunku do Logana. Z wahaniem zerknęła na skrępowane dłonie brunetki, jednak nie uwolniła jej z więzów. Nie mogła tego zrobić dotąd, dopóki nie upewni się, że nie stanowiła zagrożenia dla Nevila. Odłożyła na bok pistolet i złapawszy poły skórzanego płaszcza dziewczyny, ostrożnie podniosła ją do pozycji siedzącej. Nieznajoma uchyliła powieki i omiotła ją nieprzytomnym spojrzeniem, jednak już po chwili ponownie straciłaświadomość.

‒ Ręce do góry! ‒ Rozległo się za jej plecami. Zerknęła w bok, na leżącą obok broń. ‒ Nawet nie próbuj! ‒ wrzasnął ten sam głos, a ona zaklęła w myślach. Powoli uniosła ręce i spojrzała na Catwalk, która w tym samym czasie otworzyłaoczy.

‒ Kim jesteś? ‒ zapytał drugigłos.

‒ Mam na imię Sierra ‒ wypowiedziała, nie odrywając wzroku od Catwalk, która również wpatrywała się w nią z największąuwagą.

Jej spojrzenie wyostrzyłosię.

Nie ruszając głową, zerknęła na broń, leżącą kilka metrów od niej. Później w stronę dwóch martwych żołnierzy. Na końcu spojrzała na unieruchomione w nadgarstkach dłonie. Tak, to zasadniczo stanowiło teraz największyproblem.

‒ To pewnie ta dziewczyna, której szukaStanford.

‒ Tak z ciekawości, chce mnie żywą czy martwą? ‒ zapytała ironicznie Azura i usłyszała tłumioneprzekleństwo.

Spodziewała się raczej ciosu, ale ten nie nastąpił. Szansa na szamotaninę dałaby jej nikłą możliwość, aby jakoś dostać się do broni. Niestety dwa trupy w kałuży krwi ostudziły ich zamiary. Najwyraźniej uznali, że bezpieczniej będzie trzymać je na muszce. Azura nie mogła nawet ocenić sytuacji, gdyż stali za jejplecami.

‒ Dwóch czy trzech? ‒ wyszeptała bezgłośnie w stronę Catwalk, która w odpowiedzi mrugnęła dwa razypowiekami.

Okej, najwyraźniej Smith nadal próbował łączyć się z bazą. Jakie miały perspektywy? W sumie żadnych. Nie widziała możliwości, aby się stąd wydostać bez szwanku. Mogła jedynie liczyć na to, że uda im się jakoś uciec podczas transportu do bazy, bo na pewno właśnie tam zostaną odwiezione, gdy tylko gubernator dowie się o icharesztowaniu.

W pewnym momencie do jej uszu dotarł hałas iszamotanina.

Po chwili rozległy się strzały. Zamarła i zacisnęła mocno powieki. Nie czuła bólu. Co jest, kurwa? ‒ pomyślała spanikowana i otworzyła oczy. Catwalk wpatrywała się w kogoś, kto stał za jej plecami. Azura powoli odwróciła głowę i poczuła, jak zalewa ją falagorąca.

‒ Wydaje mi się, że masz coś, co należy do mnie, skarbie. ‒ Usłyszała głos mężczyzny, którego obezwładniła przy aucie i poczułairytację.

‒ Mogłam cię związać ‒ wymruczała pod nosem, a on parsknąłśmiechem.

‒ Kto by cię wtedy uratował, kociaku? ‒ wyszeptał, posyłając jej czarujący uśmiech, a ona zmrużyła wściekle oczy. Skurwiel miałrację.

Dwóch żołnierzy leżało przy wejściu. Nie wiedziała, czy są martwi, jednak zdecydowanie nie stanowili już zagrożenia. Nieznajomy celował do niej z pistoletu, więc na dobrą sprawę sytuacja nie uległa zmianie. Nie licząc oczywiście zmniejszonej liczbyprzeciwników.

‒ Nie jestem żadnym kociakiem ‒ prychnęła, wpatrując się w niego z wściekłością. Nienawidziła takich sytuacji ibezsilności.

‒ To dziewczyna, której szukałaś? ‒ zapytał i skinął głową w stronę siedzącej w milczeniuCatwalk.

‒ Nie twoja sprawa ‒ warknęłaAzura.

‒ Słuchaj, skarbie. Przed chwilą nabiłaś mi całkiem dużego guza i próbowałaś ukraść mój samochód. W zamian za to przyszedłem tu za tobą i prawdopodobnie uratowałem życie wam obu. Nie dziw się więc, że zadaję pytania ‒ oznajmił. ‒ Naprawdę staram się być uprzejmy ‒ dodał, posyłając jejuśmiech.

‒ Weź pod uwagę fakt, że mogłam cię zabić, ale jedynie obezwładniłam, a auta nie zamierzałam kraść, chciałam je tylko pożyczyć, o czym wyraźnie powiedziałam. A o to, abyś tu przyłaził, wcale nie prosiłam. Poradziłabym sobie sama ‒ zapewniła. ‒ I naprawdę nie jest uprzejmie celować do kogoś z pistoletu, skarbie ‒ zakończyłaironicznie.

‒ Gdyby nie ci martwi dżentelmeni i krew na twej twarzy, chętnie trzymałbym teraz w dłoni bukiet. Musisz mnie jednak zrozumieć, że dopóki nie nabiorę pewności, iż nie dołączę do tego zacnego grona ‒ omiótł wzrokiem usłaną ciałami podłogę ‒ nie będę mógł podarować ci kwiatów, kociaku ‒ stwierdził, puszczając jej oczko, a ona wciągnęła głośnopowietrze.

‒ Nie nazywaj mnie kociakiem, baranie ‒ warknęłaostrzegawczo.

‒ Nie znam twego imienia ‒ podał dobryargument.

‒ A ja nie znam twojego ‒ zripostowała.

‒ Declan Doyle ‒ przedstawił się, lecz zignorowała go i podniosła się zpodłogi.

‒ Co teraz? ‒ zapytałaprowokująco.

Zrobiła krok w jego stronę i ujrzała, że opuszcza broń, co jązaskoczyło.

‒ Jeżeli powiesz mi, jak masz na imię, dam ci moje auto ‒ zaproponował.

W tym samym momencie kątem oka zauważyła ruch, jednak zanim zdążyła zareagować, poczuła szarpnięcie, a zaraz potem gwałtowny ból. Jeden z wojskowych ocknął się i strzelił. Declan błyskawicznie odwrócił się i pociągnął za spust, zabijającmężczyznę.

‒ Jest jeszcze jeden ‒ wydusiła, łapiąc się za ramię. Czuła wilgoć pod palcami. Usłyszała hałas i zorientowała się, że Catwalk próbuje wstać zpodłogi.

‒ Kolega przy radiostacji? ‒ Przytaknęła w odpowiedzi. Czuła mdłości i obawiała się, że może stracić przytomność. ‒ Zająłem się nim ‒ zapewnił. Zbliżył się do niej i podwinął bluzę odsłaniając miejsce postrzału. Nie zaprotestowała. Przymknęła powieki. ‒ Draśnięcie, ale trzeba to jak najszybciej opatrzyć ‒ ocenił, a ona odetchnęła z ulgą. Teraz wystarczyło jedynie się stąd wydostać. Otworzyła oczy, natrafiając na uważne spojrzenie mężczyzny. Jego tęczówki miały brązową, ciepłą barwę. Zachwiała się lekko. ‒ Wystarczy twoje imię, a dostaniesz i auto, i kierowcę ‒ poinformował, świadomy tego, że w tym stanie żadna z nich nie mogła prowadzić. Na twarzy stojącej naprzeciw niego niziutkiej brunetki pojawiła sięzłość.

‒ Pierdol się ‒ szepnęła z pasją, a następnie straciła przytomność, lądując w jego silnych ramionach. Uśmiechnął się, zerkając na nią kątemoka.

‒ Zostaw ją i odejdź ‒ nakazała ostro druga dziewczyna, odzywając się po raz pierwszy odkąd tu przyszedł. Spojrzał na nią i poczuł ukłucie w sercu, na samą myśl, co musieli jej robić. Wyglądała strasznie. Stała oparta o ścianę i ledwie trzymała się nanogach.

‒ Mogę to zrobić, ale bądźmy realistami, nie poradzicie sobie bez mojej pomocy ‒ powiedział, patrząc na nią uważnie. Milczała. ‒ Odjedźmy stąd. Zawiozę was do szpitalai…

‒ Żadnego szpitala ‒ przerwała mugwałtownie.

‒ Okej. Spokojnie. W aucie mam apteczkę. Nie studiowałem co prawda medycyny, ale wiem, jak opatrywać rany. Jej jest niegroźna. Utrata przytomności to raczej kwestia stresu i nadmiaru adrenaliny. Wystarczy opatrunek i antybiotyk. Podejrzewam, że ty potrzebujesz szycia, ale z tym też sobie poradzę. W przypadku, gdybyście chciały profesjonalnej opieki, możemy znaleźć prywatnego lekarza ‒ zapewnił. ‒ Chcę wam jedynie pomóc ‒ dodał.

‒ Dobrze ‒ wydusiła.

Widział, że była nieufna ipodejrzliwa.

W przeciwieństwie do tej drugiej kalkulowała i oceniała sytuację, milczała i reagowała jedynie w chwili, gdy tempo przyspieszało. Odkąd się pojawił, cały czas uważnie go obserwowała. Jedyną gwałtowną reakcję wykazała, gdy padł strzał, a ona zorientowała się, że jej przyjaciółka została ranna. Wtedy na jej twarzy pojawiła się panika mieszająca się z bólem, który poczuła, podrywając się z podłogi. Druga dziewczyna stanowiła jej kontrast. Zadziorna i porywcza. Należała raczej do tych, co czasami najpierw coś zrobią, a później pomyślą. Narwana i spontaniczna, na pewno miała problem z opanowaniem emocji w pewnych sytuacjach. Przy ich pierwszym kontakcie w pełni się kontrolowała i zachowała zimną krew, więc porywczość najprawdopodobniej wynikała z okoliczności, w jakich się w danym momencie znajdowała. W stosunku do niego jej reakcje były skrajne, co poniekąd goekscytowało.

‒ Zaniosę ją do samochodu i wrócę po ciebie, dobrze? ‒ W odpowiedzi jedynie nieznacznie przytaknęła. Mętne spojrzenie świadczyło o tym, że również i ona mogła w każdej chwili stracić przytomność. Musiał się pospieszyć. ‒ Może chociaż ty zdradzisz mi swoje imię? ‒ dodał z nadzieją, posyłając jej przyjazny uśmiech, a następnie ciężko westchnął, widząc, jak nieznajoma spogląda na niego wzrokiem, który wyrażał praktycznie to samo, co powiedziała jejprzyjaciółka.

Miały w sobie coś pociągającego. Z pozoru zupełnie różne, jednak mimo wszystko łączyło je wiele cech wspólnych. Obie na swój sposób dzikie i nieprzewidywalne. Tajemnicze oraz niebezpieczne. Takie odniósł pierwsze wrażenie, a od zawsze był doskonałym obserwatorem, jak każdy hazardzista. Potrafił prawidłowo ocenić człowieka. Zaintrygowały go, jednak tylko jedna z nich już w pierwszej sekundzie zrobiła na nim piorunujące wrażenie. „Nie nazywaj mnie kociakiem” wspomniał rozzłoszczony głos ślicznej brunetki, która teraz zwisała mu bezwładnie z ramion i na jego ustach zaigrał uśmiech, gdy spoglądał na jej umazaną krwiątwarz.

‒ Mała bestia ‒ wyszeptał, wychodząc zbudynku.

Szybkim krokiem ruszył w stronę samochodu i już wkrótce układał delikatnie dziewczynę na tylnym siedzeniu. Zdjął z niej bluzę i rzucił okiem na krwawiącą ranę. Przez chwilę się wahał, jednak już za moment sięgał do bagażnika po apteczkę. Polał ranę wodą utlenioną i ujrzał, jak nieznajoma krzywi się z bólu. Z obawą pomyślał, że jeśli odzyska przytomność, będzie miał z nią problem, a musiał jeszcze wrócić po tę drugą. Pospiesznie obwiązał ranę bandażem i zwinąwszy bluzę, wetknął jej pod głowę, a sam zdjął z siebie kurtkę, po czym nakrył nią bezwładne ciało. Przymknął drzwi i szybkim krokiem ruszył w stronę budynku. Po dotarciu na miejsce zastał ranną dziewczynę opartą o futrynę. Z nadgarstków zniknęły pęta, a w dłoni pojawiła się broń, którą od razu w niegowycelowała.

‒ Idź pierwszy ‒ powiedziałachłodno.

‒ Nie mamy czasu na zabawę, skarbie ‒ stwierdził i, nie bacząc na jej reakcję, podszedł do niej, po czym uniósł ją niczym piórko, nic sobie nie robiąc z pistoletu w jej rękach. ‒ Pobawimy się w to innym razem. Obiecuję ‒ zapewnił, lecz odpowiedziało mu milczenie. Tak, zdecydowanie różniły się od siebie wręcz permanentnie. Ogień i woda ‒ pomyślał i sięuśmiechnął.

Szedł powoli, gdyż po reakcjach widział, że nawet przemieszczanie się sprawia jej ból. Na pewno miała dużo obrażeń, chociaż postronny człowiek mógłby nawet nie zorientować się, że jest ciężko ranna. Gdy doszli na miejsce, była już półprzytomna. Postawił ją delikatnie na ziemi, po czym pochylił możliwie najniżej fotel pasażera, a następnie pomógł wsiąść do auta. Z bagażnika wyjął dwa pledy i najpierw okrył jedną, a potem drugą. Zdarzało mu się nocować w samochodzie, więc był przygotowany na takieokoliczności.

Zajął miejsce kierowcy i zerknął na dziewczynę obok. Zachowywała się jak nieoswojony kociak, który podejrzliwie podchodzi do kogoś, kto chce go nakarmić. Spoglądała na niego wrogo, w ręku nadal trzymając broń. Nie chciał jej drażnić, więc nawet nie próbował nawiązać rozmowy. Podczas drogi jej zachowanie się nie zmieniło, jednak monotonna jazda i wyczerpany organizm zrobiły swoje. Zasnęła, a on, korzystając z okazji, odebrał jej pistolet w obawie, że przez sen pociągnie zaspust.

Zaczynało się przejaśniać. Zamierzał odjechać możliwie jak najdalej, pozwolić im odetchnąć, a później zatrzymać się i zmierzyć z tymi dwoma furiami. Potrzebowały pomocy medycznej, a ponieważ nie chciały udać się do szpitala, musiało im wystarczyć to, co potrafił. Na szczęście potrafił całkiem dużo. Szybkie pieniądze i trudne kobiety bywały niebezpieczną mieszanką i niosły za sobą pewnącenę.

Zerknął w lusterko wsteczne i gdy ujrzał twarz śpiącej na tylnym siedzeniu ślicznej złośnicy, na jego ustach zaigrałuśmiech.

‒ Kim jesteś, kociaku? ‒ wyszeptał i głęboko wciągnął powietrze. Wyglądało na to, że jego życie właśnie się skomplikowało za sprawą dwóch dziewczyn, których spotkanie mógł przyrównać jedynie do zderzenia z ciężarówką. ‒ Ogień i woda ‒ wypowiedziałbezgłośnie.

Rozdział 3. Cholerny terminator

Tommee Profitt (feat. Nicole Serrano) – „Champion”

Gdy tylko dobili do brzegu, Logan bez słowa ruszył przed siebie, nie oglądając się na Nicka i Nahira. Jedyne, czego teraz chciał, to znaleźć samochód i jak najszybciej dotrzeć do Azury. Nie starał się nawet doszukiwać powodu, dlaczego postanowiła się z nimi spotkać w domu, gdzie obecnie przebywał Peter. Może ze względu na to, że to jedynie miejsce, do którego mogli dotrzeć oboje? Oczywiście nie raczyła poczekać w porcie. Doskonale wiedziała, że od razu wsadziłby ją na statek Grato i kazał odtransportować do domu. Była cwana i niestety zdawał sobie sprawę z tego, że ubzdurała sobie głupio, iż musi go chronić, co najbardziej go w tym drażniło. Teraz gdy wiedziała, że nie tylko on, ale również Nahir mógł znaleźć się w niebezpieczeństwie, nie było siły, która zdołałaby utrzymać ją od tego z daleka. Miał świadomość, że w takiej sytuacji będzie gotowa wystawić się na największe niebezpieczeństwo i to nie dawało mu spokoju. Obawiał się reakcji Petera. Mężczyzna nigdy nie grzeszył ufnością, a przecież widział ją w towarzystwie O’Connora, do którego czuł wściekłość. Jedyne, czego teraz chciał Logan, to po prostu przytulić tę wariatkę i upewnić się, że jestbezpieczna.

Tak pochłaniały go myśli o Azurze, że gdyby nie Nick, to wpakowałby się wprost na trzechmundurowych.

Cofnął się kilka kroków i schował za budynkiem. Wymienił spojrzenia z O’Connorem i nagle ogarnął go niepokój. Najwyraźniej coś tu się wydarzyło. Z rozmowy żołnierzy wynikało, że doszło do jakiegoś ataku. Po chwili podeszło jeszcze dwóch. Jeden z nich szedł ostrożnie, na jego mundurze Logan ujrzał krew spływającą z tyługłowy.

‒ Nie twierdzę, że kłamiesz, ale sam rozumiesz, że to, co mówisz, brzmi jak bajka. ‒ Usłyszeli i zerknęli po sobie. Nahir otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz Nick uciszył go gestem dłoni. ‒ Jedna dziewczyna? Jesteś pewien, że nie widziałeś tam nikogo więcej? ‒ zapytałwojskowy.

‒ Złapaliśmy ją w porcie. Wyglądało na to, że szukała transportu ‒ wyjaśnił pospiesznieranny.

‒ Więc jeszcze raz. Twierdzisz, że zabiła dwóch żołnierzy, zraniła trzeciego i dopiero pięciu pozostałym udało się ją obezwładnić? Później pilnowałeś jej razem z Montgomerym, wyszedłeś się odlać i gdy stałeś odwrócony tyłem, uderzyła cię w głowę, a gdy się ocknąłeś, zastałeś siedem trupów, a ona magicznie zniknęła? ‒ wyrecytował mężczyzna ze złością. Logan stłumiłprzekleństwo.

‒ Wiem, jak to brzmi, sierżancie, ale tak właśniebyło.

‒ W takim razie to nie żadna dziewczyna, tylko cholerny terminator! ‒ krzyknął starszyrangą.

‒ Wesley twierdził, że toCatwalk.

‒ Gdy ostatnim razem byłem w bazie Stanforda, tłukli ją jego ludzie, więc nie sądzę, żeby chodziło o nią ‒ wymruczał niezadowolony. ‒ Jak wyglądała? ‒ dodał po chwili, dlapewności.

‒ Młoda. Niska, drobna brunetka. Bardzo ładna ‒ stwierdził rzeczowo zapytany. ‒ Ale w sumie widziałem ją tylko przezchwilę.

‒ Zabiję twoją siostrę przy pierwszej lepszej okazji ‒ zaręczył Logan, zerkając naNahira.

‒ Sądzisz, że to Sierra? ‒ wymamrotał z powątpiewaniemNick.

‒ Nie, to nie Sierra. To Azura. I nie sądzę, tylko jestem tego pewien ‒ warknął wściekle podnosem.

‒ Ale siedmiu mężczyzn? Z całym szacunkiem dla mojej siostry, potrafi się bronić i nieraz robiła różne głupoty, jednak nie poradziłaby sobie z siedmioma wyszkolonymi żołnierzami ‒ wypowiedział szeptemNahir.

‒ W takim razie ktoś musiał jej pomóc ‒ powiedział bez zastanowieniaLogan.

‒ Ale kto to mógł być? ‒ szepnąłNahir.

‒ Ty módl się lepiej, żeby nie spadł jej z głowy choćby jeden włos, w innymprzypadku…

‒ Okej, zachowajmy zimną krew. Najważniejsze, że jest cała. Nie aresztowano jej i nie wywieziono do bazy Stanforda ‒ stwierdził Nick, starając się powstrzymać złośćLogana.

‒ Nie ma pewności czy jest cała. Nie wiadomo, kto i dlaczego jej pomógł. Równie dobrzemoże…

‒ Po prostu pojedziemy do Petera i sprawdzimy to. Jestem przekonany, że tam ją zastaniemy. Bardziej martwiłbym się o reakcję Kaliny, gdy zorientuje się, że Azura jest twoją przyjaciółką ‒ oznajmił, budząc w Loganiezdezorientowanie.

‒ Co ma z tym wspólnego Kalina? Coś między nimi zaszło, gdy tam byliście? ‒ zainteresowałsię.

‒ Kto to jest Kalina? ‒ zapytałNahir.

‒ Jedna z księżniczek Logana ‒ powiedział znaczącym głosem Nick. ‒ Nadal pała do niego królewskim uczuciem, czego on najwyraźniej nie jest świadomy ‒ dodał ciszej, gdy Nevil odwrócił się w stronę gdzie stalimundurowi.

‒ Ruszajmy ‒ zarządziłkrótko.

‒ Poszukajmy samochodu i… ‒ Zanim dokończył, ujrzał, jak Logan wychodzi na chodnik, na którym staliwojskowi.

‒ Najpierw weźmiemy sobie broń ‒ rzucił naodchodnym.

Nick w porę zorientował się w jego zamiarach. Już po kilku sekundach we trzech walczyli z pięcioma żołnierzami, w tym jednym rannym. Było ciężko. Żaden się nie odezwał, gdy zaopatrzeni w broń odjeżdżali wojskowym autem. Logan niepokoił się coraz bardziej. Siedmiu żołnierzy ‒ jedna dziewczyna. Nie. To po prostu fizycznie niemożliwe. Nie w przypadku Azury, bo gdyby istotnie chodziło o Catwalk, sprawa wyglądałaby inaczej. Jednak nawet sierżant stwierdził, że nadal przetrzymują ją w bazie Stanforda. Ktoś inny musiał maczać w tym palce, ale kto u licha? I gdzie terazbyli?

Chciał wrzeszczeć, lecz mógł jedynie zacisnąć zęby i dotrzeć na miejsce spotkania. Nie dopuszczał nawet myśli, że mógłby jej tam niezastać.

Rozdział 4. Nie jestem kociakiem

Tommee Profitt (feat. Beacon Light & Sam Tinnesz) – „Enemy”

Declan skierował się w stronę Alabamy. Chociaż początkowo miał pewne wątpliwości, gdyż część terenów tego stanu nadal była objęta kwarantanną, jednak uznał, że Północne przejście jest bezpieczniejsze, a teraz musieli jak najszybciej przedostać się na Zachód. Obie zostały ranne, wiedział, że w ich stanie najlepsze rozwiązanie to jak najszybszy postój i opatrzenie ran. Postrzał po dokładniejszym obejrzeniu okazał się mniej groźny, niż początkowo założył, mimo wszystko niepokoiło go, że do tej pory nie odzyskała przytomności. W przypadku drugiej dziewczyny nie wiedział nawet, jak poważnie jest ranna. Na pewno coś było nie tak z jej prawą ręką, ponieważ przytrzymywała ją drugą dłonią, celując do niego z broni. Natomiast sposób, w jaki się poruszała, świadczył o tym, że musiała mieć jakieś obrażenia po lewej stronie dolnych partii ciała. Starała się ukrywać cierpienie i wychodziło jej to całkiem dobrze, ale nie panowała w pełni nad grymasem twarzy, kiedy przeszywała ją falabólu.

Decyzję o wywiezieniu dziewczyn na Zachód podjął pod wpływem tego, co usłyszał, gdy unieszkodliwiał żołnierza próbującego połączyć się z bazą Stanforda. Mówił o poszukiwanej kobiecie, którą właśnie aresztowano. Nawiązał akurat połączenie z dowództwem i niestety Declan nie zdążył powstrzymać go na czas, więc Stanford wiedział już o zatrzymaniu. Do jego uszu dotarło zaledwie kilka szczątkowych słów. „Niebezpieczna.” „Żywa lub martwa”. I imię Sierra. To wystarczyło. Nie dawało mu spokoju, która z nich jest niebezpieczną Sierrą, ale teraz liczyło się jedynie to, że Stanford chciał ją dopaść i nie obchodziło go, czy dostanie żywą, czy martwą. Musiał jak najszybciej wywieźć je w bezpiecznemiejsce.

Jechał ponad sześć godzin. Zatrzymał się dopiero podTallahassee.

Po drodze uzupełnił zapas paliwa i kupił kilka niezbędnych rzeczy, głównie artykuły spożywcze. Na szczęście zawsze miał ze sobą w pełni wyposażoną apteczkę i szczęśliwym trafem uzupełnił wszystko kilka dni temu. Postój zamierzał zrobić dopiero w Pensacoli, jednak ujrzawszy w lusterku wstecznym zdezorientowany wzrok brunetki, która właśnie się ocknęła, odetchnął z ulgą i skręcił w leśną drogę. Na szczęście znajdowali się na nieuczęszczanej trasie, dzięki czemu mógł zająć się nimi naspokojnie.

‒ Gdzie jesteśmy? ‒ wymamrotała siedząca z tyłu dziewczyna, a on uśmiechnął się pod nosem. Mówiła z obcym akcentem, ale jak na razie nie umiał ustalić z całą pewnością zjakim.

‒ Jak sięczujesz?

‒ Bywało lepiej. Co z nią? ‒ zapytała, zerkając naCatwalk.

‒ Nie mam pojęcia, kociaku. Nie dała mi się dotknąć, a ponieważ ty byłaś nieprzytomna, postanowiłem, że pozwolę wam odpocząć ‒ oświadczył, parkując, po przejechaniu kilkunastu metrów w głąb lasu. Zatrzymał się wprost na wlocie na niewielką polanę, którą teraz jasno oświetlały promieniesłoneczne.

‒ Jesteśmy daleko odportu?

Wysiadł, a następnie otworzył tylne drzwiczkiauta.

‒ Wyskakuj. Zaczniemy od opatrzenia twojej rany, kociaku ‒ nakazał, a ona sapnęła zirytacją.

‒ Nie jestem kociakiem ‒ warknęła, a on ledwie powstrzymałuśmiech.

‒ Nie powiedziałaś, jak masz na imię, więcjesteś.

‒ Azura! ‒ krzyknęła. ‒ Mam na imię Azura! ‒ Ujrzała pojawiający się na twarzy Declana łagodnyuśmiech.

‒ Azura ‒ powtórzył.

‒ Jak daleko jesteśmy od portu? ‒ ponowiła pytanie, a on zastanowił się przezchwilę.

‒ Około czterystu pięćdziesięciu, może czterystu osiemdziesięciu mil. Niecałe siedem godzin jazdy ‒ oświadczył.

‒ To dobrze ‒ powiedziała z ulgą. ‒ Gdziedokładnie?

‒ Gdzieś pod Tallahassee ‒ oznajmił rzeczowo i ujrzał, jak dziewczyna szeroko otwieraoczy.

‒ Tallahassee? Więc nadal jesteśmy na Florydzie? ‒ wydusiła i przymknęła oczy, sycząc z bólu. Gwałtowny ruch podrażnił ranę, która ponownie zaczęłakrwawić.

‒ Tak. Jadę na Zachód. Do przejścia zostało jeszczeokoło…

‒ Zachód? ‒ niemalkrzyknęła.

‒ Jeden z żołnierzy skontaktował się z bazą i poinformował dowództwo o aresztowaniu poszukiwanej kobiety, więc to kwestia czasu aż dotrze tam wojsko Stanforda, w tej sytuacji uznałem, że najlepiej wywieźć was na Zachód. Chyba nie chcesz trafić do bazygubernatora?

‒ Teraz nie jest to już konieczne ‒ mruknęła.

‒ Teraz? ‒ zapytałzdezorientowany.

‒ Powiedzmy, że mam już to, po co tam jechałam ‒ podsumowała krótko, a on uniósł brew. Jechała do bazy Stanforda? ‒ pomyślał, lekko oszołomiony. Zaczynało robić się ciekawie. ‒ Musimy zawracać ‒ zadecydowałapospiesznie.

‒ Zawracać? Zwariowałaś? Gdzie chcesz jechać? ‒ Czuł dezorientację. Sprawa wydawała się coraz bardziej pokręcona. Nie sądził, że dowie się od niej, iż miała w zamiarach wizytę u gubernatora. Otworzył usta, aby zadać kolejne pytanie, ale usłyszał za sobą jakiś dźwięk, a później poczuł uderzenie wgłowę.

Azura patrzyła na upadające bezwładnie ciało Declana, za którym pojawiła się sylwetka celującej do niej z pistoletu Catwalk. Do jej uszu dotarł dźwięk odbezpieczanej broni, sprawiając, że poczuładreszcze.

‒ A nie chcesz zadać mi przypadkiem jakichś pytań, zanim mnie zabijesz? ‒ wypaliła i ujrzała na twarzy dziewczyny wyrazzdziwienia.

‒ Nie zabiję cię ‒ poinformowała, nadal jednak do niej mierząc. Azura zrobiła znaczącą minę, zerkając na lufę. ‒ Przyzwyczajenie. ‒ Usłyszała i zobaczyła, jak pistolet znika jej sprzed nosa. Poczuła ulgę. Po opowieściach, jakie o niej słyszała, mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. ‒ Co z twoimbratem?

Catwalk czuła potrzebę zapanowania nad sytuacją, a żeby do tego doszło, musiała zebrać jak najwięcej informacji. Spoglądając wyczekująco na brunetkę, oparła się o samochód. Jęknęła, odkładając broń na dach auta. Powoli zaczęła zdejmować skórzany płaszcz, którego góra była ściśle dopasowana, więc pozbycie się go sprawiało jejból.

‒ Jestem tu i wiem o tobie, co oznacza, że…

‒ Przeżył i powiedział ci ‒ mruknęła z rezerwą Catwalk. ‒ Pytam, co z nim? Jest ranny? ‒ dociekała. Azura wychwyciła w tonie jej głosu troskę, co nieco ją zdziwiło. Nie sprawiała wrażenia osoby, o jakiej jej opowiadano. Bezlitosna morderczyni, która zabija każdego, zanim ten zdąży zadać pytanie? Nie wydaje mi się ‒ pomyślała, przyglądając się uważnierozmówczyni.

‒ Postrzelili go w ramię, ale to nic poważnego. ‒ Pomyślała nad czymś przez chwilę. ‒ Chyba że Logan nie przyjął zbyt dobrze mojego wyjazdu, co w sumie jest całkiem prawdopodobne, wtedy istnieje możliwość, że stan Nahira uległ jakiejś zmianie, lecz nie sądzę, żeby było zbyt drastycznie ‒ dodała i ujrzała, jak Catwalk zamiera na moment, słysząc imięNevila.

Podeszła do dziewczyny i pomogła jej zdjąć płaszcz. Ujrzała pod nim dużą ranę ciętą na lewym boku. Krwawiła obficie, więc musiała być głęboka. Poczuła złość na Declana, który tego nie sprawdził. Również na siebie za to, co musiała terazzrobić.

‒ A co z… ‒ Przerwała, ujrzawszy, jak w dłoni Azury pojawia siębroń.

‒ Zadam ci jedno pytanie i wystarczy mi krótka odpowiedź. Tak lub nie ‒ wydusiła. ‒ Przepraszam, ale chcę mieć pewność. Nahir powiedział, że nie chcesz się zemścić na Loganie. Czy mówiłprawdę?

‒ Tak. ‒ Głos Catwalk był opanowany. Azura nie wyczuła w nim żadnegowahania.

‒ Więc gdy ich szukałaś, nie chodziłoo…

‒ Nie szukałam Logana tylko Nicka i nie wiem, skąd przyszło ci do głowy, że zamierzałam się mścić na Nevilu ‒ odparłachłodno.

Nie chciała, aby Azura zadawała jej dalsze pytania. Bo gdyby zapytała wprost, czy teraz ma go zamiar zabić, musiałaby skłamać. Wtedy tego nie planowała, lecz trucizna w jej organizmie nieco zmieniała postać rzeczy, co niestety zagrażało również życiu siostryNahira.

‒ Przepraszam ‒ szepnęła Azura i pospiesznie doszła do niej, a następnie odrzuciła broń na tylne siedzenie auta. ‒ To jedyna rana? ‒ dodałarzeczowo.

‒ Nie ‒ oznajmiła Catwalk. Nie miała jednak zamiaru udzielać szczegółowychinformacji.

‒ Mam nadzieję, że go nie zabiłaś ‒ stwierdziła, rzucając pospieszne spojrzenie na nieprzytomnego Declana. ‒ Potrzebujemy kierowcy i przydałby się ktoś, kto nam pomoże. Zrobiłabym to sama, ale zeszłoby się wtedy trochę dłużej, a musimy sięspieszyć.

‒ Co zNickiem?

‒ Wszystko w porządku. Przynajmniej na razie. ‒ Ujrzała pytający wzrok dziewczyny i pomyślała, że ta nie jest zbyt rozmowna. ‒ Powiedzmy, że jeżeli na czas nie dotrzemy w pewne miejsce, to najprawdopodobniej pojadą po nas do bazy Stanforda ‒ podsumowała.

‒ Po nas do bazy Stanforda? Nierozumiem.

‒ W największym skrócie. Mój brat przyjechał i poprosił o pomoc Logana i Nicka, ponieważ chciał cię uratować, a ja wiedziałam, że nie zabraliby mnie ze sobą, więc zadbałam o to, aby dotrzeć tu przed nimi. Chciałam mieć pewność, że Loganowi nic się nie stanie ‒ oświadczyła i ujrzała, jak Catwalk mruży podejrzliwieoczy.

‒ Nie martwi cię twój brat tylko Nevil? ‒ zapytała, a Azura ciężkowestchnęła.

‒ Martwi mnie, nawet bardzo, bo Nahir to kompletny idiota, lecz jestem przekonana, że Logan nie dopuści do tego, aby któremuś z nich stała się krzywda. Zaryzykuje własnym życiem, aby cię uwolnić, ponieważ nie pozwoli, aby oni narazili się na niebezpieczeństwo ‒ oznajmiła pewnym siebie głosem, a później westchnęła zrezygnowana. ‒ Słuchaj, mam pełną świadomość, że zrobiłam naprawdę dużą głupotę i to, że cię znalazłam, zakrawa na cud. Działałam pochopnie, w emocjach, ale po prostu nie mogę dopuścić, żeby coś mu się stało. Nie wiem, może działa to na zasadzie uratowanego kotka ‒ palnęła bezmyślnie, sprawiając, że Catwalk spojrzała na nią totalniezdezorientowana.

‒ Uratowanego kotka? ‒ wydusiła, zastanawiając się, czy siostra Nahira nie ma przypadkiem problemówpsychicznych.

‒ No wiesz, idziesz ulicą, widzisz, jak wielki pies atakuje małego kotka, ratujesz go, a później chcesz, żeby był bezpieczny. Załącza ci się taki tryb opiekuna. Rozumiesz?

‒ Nie. ‒ Ewidentnie umysł tej dziewczyny nie pracował jak u normalnego człowieka. Tylko czy będą z nią problemy? ‒ I Nevil ma być tym wielkimpsem?

‒ Małym kotkiem. ‒ Catwalk gapiła się na nią w oczekiwaniu: „żartowałam”. Nie doczekała się. Jeszcze tego mi brakowało ‒ pomyślała.

‒ Na szczęście nie załącza mi się taki tryb i nie mam potrzeby ciągłej opiekinad…

‒ Nickiem? ‒ weszła jej w zdanie Azura, sprawiając, że poczuła irytację. ‒ Wydaje mi się, że załączył ci się też taki tryb w stosunku do mojego bratai…

‒ Mylisz się ‒ przerwała Catwalk. Nie chciała, aby jej rozmówczyni rozwijała „tryb opiekuna”, bo właśnie w tym momencie załapała, o co jej chodzi i nie zamierzała z nią o tym dyskutować. Musiała jakoś zmienić temat. ‒ Moja śmierć jest Longanowi na rękę i ostatnie, co by zrobił, to udzielił mi ratunku. Cokolwiek cipowiedział…

‒ Powiedział, że to podstęp, a ty dogadałaś się ze Stanfordem i że nie będzie się w to mieszał. Mniej więcej coś takiego ‒ oświadczyła Azura i uśmiechnęła się łagodnie do Catwalk. ‒ Ale jego oczy mówiły coś innego ‒ dodałaciszej.

‒ Nie wiesz do czego ten facet jest zdolny i comi…

‒ Masz rację, nie wiem. Mogę tylko przypuszczać, jak bardzo skrzywdził cię tym, co zrobił i nawet nie próbuję go tłumaczyć. Jednak wiem, że każdy ma w sobie jakiegoś potwora. Zabici przeze mnie ludzie mieli rodziny, które poniosły z mojej ręki taką samą stratę, jak ty za sprawą Logana. I nie zamierzam udawać, że czuję skruchę z powodu tego, co robiłam. Bronię tego, co moje i walczę o to, co uważam za słuszne. Chronię moich bliskich i nieważne są metody, jakimi to robię, istotny jest jedynie efekt. Gdyby twój brat stanął na mojej drodze i uznałabym, że stanowi zagrożenie, to zabiłabym go bez wahania. Zrobił to Logan i dusi to w sobie do tej pory, czego nigdy nie przyzna ‒ powiedziała, patrząc na nią jak sześcioletnia dziewczynka, która właśnie wyrecytowała wierszyk. ‒ I miał ku temu dobry powód, o czym nigdy się nie dowiedziałaś ‒ dodała dobitnie i ujrzała pytający wzrok Catwalk, jednak tym razem nie ułatwiła jej sprawy. Milczała.

‒ Jakipowód?

‒ Jeżeli chcesz znać prawdziwą przyczynę, musisz zapytać o nią Logana albo Nicka, ponieważ jedynie oni znają sprawę wystarczająco dobrze ‒ poinformowałastanowczo.

Catwalk przyglądała się dziewczynie i gubiła w domysłach. Skrajność, jedna wielka skrajność, tym cechowała się Azura, Sierra czy kimkolwiek była siostra Nahira. Bo na dobrą sprawę nawet imię stanowiło teraz kwestię sporną. Stanford znał ją jako Sierrę. Nahir powiedział, że ma na imię Azura, ale woła na nią Sierra. Ona sama do żołnierzy podała imię Sierra, ale Declanowi przed chwilą wykrzyczała, że ma na imię Azura. Co więc było prawdziwe? Możeżadne?

Gdy dotarła do portu czuła skrajne wyczerpanie, a gdy złapali ją wojskowi jedynie wściekłość, że nie odpoczęła gdzieś po drodze i nie zregenerowała sił, ale liczył się czas. Miała go niewiele. Przede wszystkim zamierzała dostać się do Nicka i upewnić, czy faktycznie jest bezpieczny. Chciała też wiedzieć, czy udało się uciec Nahirowi. Lecz ośmiu rosłych, w pełni uzbrojonych mężczyzn to zbyt wiele jak na jej możliwości w tym stanie. Działała nerwowo i bez przemyślenia. Bo przecież wystarczyło dać się schwytać, a później po prostu poczekać, aż uda im się połączyć z bazą Stanforda. Gdyby dowiedział się, kogo aresztowali, od razu kazałby ją uwolnić i obyłoby się bez walki. Jednak w pierwszej chwili zadziałał instynkt, a później nie mogła się jużwycofać.

Jak przez mgłę widziała pojawienie się Azury i to w jaki sposób rozprawiła się z żołnierzami. Starała się zebrać w garść, niestety miała z tym naprawdę ogromne trudności. Ciało udręczone było ciągłymi przesłuchaniami, organizm wyczerpany podróżą, a jakby to nie wystarczyło, jeden z przeciwników przy próbie ucieczki trafił ją w udo. Na szczęście to nic poważnego, mogła ukryć postrzał przed Azurą i Declanem, ale rana to rana, zawsze istniało pewne ryzyko. Dodatkowo pchnięcie nożem, które początkowo zbagatelizowała, ale teraz nie mogła jużignorować.

Od zawsze wyznawała zasadę, że im mniej słabości ujawni, tym pewniej może się czuć, dlatego nawet gdy była ranna, skrzętnie to ukrywała. Nadal jej priorytety pozostawały niezmienne. Dotrzeć do Nicka, a później wydać Stanfordowi Azurę i Logana, chociaż akurat to będzie najtrudniejsze. Przynajmniej w przypadku dziewczyny, gdyż ta budziła pozytywne emocje. Niemniej jeżeli nie doprowadzi ich do gubernatora, nie dostanie antidotum. Czy to liczyło się najbardziej? Nie. Nigdy nie bała się śmierci. Lecz gdy nie spełni żądania gubernatora O’Connor nadal będzie zagrożony. Czy nie lepiej w takiej sytuacji oddać Logana w ręce Stanforda i ocalićNicka?

Azura to przypadkowa ofiara. Rykoszet. Niestety Stanford zażądał ich obojga w pakiecie. I choć już wcześniej wydanie siostry Nahira stanowiło dla niej trudność, tym bardziej teraz, gdy ta narażała się, aby ją uratować. Jednak liczył się Nick. I Nahir ‒ pomyślała, głośno wciągając powietrze. Został ranny, ale pojechał na Kubę i poprosił o pomoc dla niej. Tak jak obiecał, chciał po nią wrócić. To takie dziwne, nieznane jej dotąd uczucie. Ktoś się o nią troszczył, próbował uratować, w sposób wręcz heroiczny. Jakże smutne był to, że już wkrótce ten chłopak będzie jej nienawidził za to, co musiałazrobić.

Co takiego miała na myśli Azura, mówiąc, że Logan zabił Chrisa, ponieważ miał dobry powód? O co mogło jej chodzić? Może zbyt szybko wyjechała? Może powinna wtedy zostać i porozmawiać z Nickiem? W tamtej chwili nie chciała, aby przekonywał ją, żeby nie zabijała Logana, a to by właśnie zrobił. Za wszelką cenę próbowałby ocalić przyjaciela, co sprawiałoby jedynie ból, bo mimo wszystko jej brat został zabity. To ona poniosła stratę, choć chyba bardziej bolała świadomość, że Chris na to zasługiwał i że jego odejście tak naprawdę ją wyzwoliło. Wtedy nie zabiła Logana ze względu na Nicka. Tym razem zabije go z tych samych pobudek. Bo przecież nie ma innegowyjścia.

Rozdział 5. Jeżeli

Sam Tinnesz – „Bloodshot”

Azura przyklękła przy Declanie, który właśnie zaczynał dochodzić do siebie i spróbowała pomóc mu się podnieść, co sprawiło jej ból. Mężczyzna, ujrzawszy to, poderwał się błyskawicznie i pomógł jej stanąć nanogi.

‒ Powiedzmy, że wykażę się dobrymi chęciami i przymknę oko na to, co się tu przed chwilą stało ‒ oznajmił.

‒ Jeżeli zapytasz, co będziesz z tego miał, zabrzmi to wyjątkowo żałośnie, a ja będę zmuszona dokończyć to, co zaczęła ona ‒ odparła bez namysłu, a on westchnął i pokręcił jedyniegłową.

‒ Jeżeli dalej będziesz się tak zachowywała, będę zmuszony się z tobą ożenić, a nie planowałem mieć żony w najbliższym czasie ‒ oświadczył zdecydowanie i uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak w oczach brunetki pojawia sięzłość.

‒ Jeżeli jeszcze raz powiesz coś równie głupiego, będziesz musiał wykreślić z planów dzieci i kobiety. Zmieni ci się również barwa głosu ‒ zagroziła, budząc jego szerokiuśmiech.

‒ Jeżeli twoje myśli dalej będą się zagłębiać w te rejony, skończymy w łóżku wcześniej, niż przypuszczałem ‒ stwierdził i oparłszy dłonie na biodrach, spoglądał na oniemiałą twarz dziewczyny. Starał się nie roześmiać, ale jej oburzenie wyglądało zabawnie, gdy z rozdziawionymi ustami zadzierała głowę, aby spojrzeć mu woczy.

‒ Jeżeli…

‒ Jeżeli zaraz nie przestaniecie, to zabiję was oboje ‒ przerwała im zniecierpliwiona Catwalk, którą z chwili na chwilę coraz bardziej rozdrażniała słowna przepychanka tejdwójki.

W tym momencie nie miała pojęcia, jak wygląda sytuacja. Jasne było jedynie tyle, że jeśli nie dotrą w umówione miejsce, gdziekolwiek ono się znajdowało, to Nick i Nahir mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie, jadąc do bazy gubernatora. Z jednej strony to dobre wyjście, mogła przecież pojechać tam z Azurą i Stanford dostałby ją i Nevila w pakiecie. Istniała nawet szansa, że jej udział nie wyszedłby na jaw, a sprawa sama by się rozwiązała. Pozornie. Bo jakoś nie mogła uwierzyć w to, że Nick i Nahir staliby bezczynnie, gdy Stanford próbowałby zrobić krzywdę ich bliskim, a równałoby się to jedynie z tym, że również i ona musiałaby walczyć. W tej sytuacji powinna zrobić wszystko, aby dotrzeć na czas, a do tego potrzebowała informacji gdzie dokładnie. O reszcie będzie myślałapóźniej.

‒ Jestem w stanie w to uwierzyć, więc abyś nie musiała brudzić sobie rąk naszą krwią, proponuję, żebyście zdecydowały między sobą, którą z was mam zająć się pierwszą ‒ zaproponował Declan i usłyszał wściekłe sapnięcie Azury. ‒ Spokojnie, żadnej nie zaniedbam. Zachowajmy tylko… ‒ Dłoń dziewczyny wylądowała na jego policzku, zanim skończył mówić. ‒ Okej, więc jeżeli jesteś aż tak bardzo zdesperowana, zaczniemy od ciebie, kociaku ‒ zdecydował i bez wdawania się w dalsze dyskusje, ujął ją w tali i uniósł, co sprawiło, że w pierwszym momencie przylgnęła do niego, lecz już w drugim zaczęła okładać go pięściami, co skończyło się w chwili, gdy z impetem posadził ją w otwartym bagażniku. Jęknęła z bólu, jednak nieco ją toostudziło.

‒ Pospiesz się ‒ nakazałaCatwalk.

‒ Jeżeli przestaniecie wreszcie wszystko utrudniać, będzie zdecydowanie szybciej. Na razie obie, dla rozrywki, na zmianę mnie bijecie. Ratowanie kobiet z opresji stało się bardzo niebezpieczne ‒ oświadczyłwesoło.

‒ Nie wiedziałam, czy mogę pozwolić ci żyć ‒ poinformowała chłodno Catwalk. ‒ A ją po prostu drażnisz. I robisz to umyślnie ‒ dodała z całąstanowczością.

‒ Jak rozumiem, postanowiłaś mnie nie zabijać ‒ stwierdził.

‒ W innym przypadku byłbyś już dawno martwy ‒ szepnęła, krzywiąc się z bólu, a on odwrócił się w jej stronę i spojrzał uważnie w pozbawione emocji, niebieskieoczy.

‒ Zawsze odpychasz ludzi, którzy chcą ci pomóc? ‒ zapytał, ale nie poczekał na odpowiedź, wiedząc, że postawiłoby to ją w niezręcznej sytuacji, a nie chciał sprawiać jej przykrości. ‒ Po głębszej analizie postanowiłem, że najpierw zajmę się tobą, kociaku. ‒ Ujrzał, jak ostrzegawczo mrużyoczy.

‒ Catwalk. Nie inaczej ‒ wypowiedziała chłodno, a onzasalutował.

‒ Jasne, a teraz się rozbieraj ‒ rozkazał i zrobił zapraszający gest w stronę tylnego siedzenia auta, co zignorowała. Stojąc przy bagażniku, ostrożnie zdjęła czarną bluzkę, pod którą ukrywała nie tylko całkiem głęboką ranę ciętą, ale również mnóstwo siniaków i otarć. Zaniemówił. Wyglądało na to, że systematycznie ją bito. ‒ Daj mi moment ‒ wydusił zdławionym głosem i, nie czekając na odpowiedź, przeszedł na przód auta iwsiadł.

Otwarty bagażnik skutecznie ukrył to, czego nie chciał pokazać. Swej reakcji na bestialstwo, z jakim się spotkała. Nic dziwnego, że zachowywała się w takisposób.

W jednej chwili była nieufna i defensywna, by za moment bez słowa przystępować do ataku, nie ostrzegając o zamiarach. Siedział przez jakiś czas w milczeniu, zaciskając dłonie na kierownicy tak mocno, że aż pobielały mu kostki. Choć jedyne, na co miał teraz ochotę, tokrzyczeć.

Nigdy nie potrafił przejść obojętnie w sytuacji, gdy widział podobne zdarzenia. Nawet nie wyobrażał sobie, jak można uderzyć kogoś tak delikatnego, a co dopiero tłuc bez opamiętania.

Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że te dziewczyny jedynie z pozoru wyglądają delikatnie, a tak naprawdę mają wiele na sumieniu. Już samo to, co zastał, gdy je uwalniał, stanowiło doskonały przykład. To coś więcej niż samoobrona, to furia. Jednak jakiekolwiek były ich historie, czuł, że nie znalazłby w nich zbyt wielupozytywów.

Przynajmniej w przypadkuCatwalk.

Wysiadł za auta, zabierając ze sobą znajdującą się w schowku butelkęwhisky.

Zatrząsnął głośno drzwiczki i zaczerpnął głębokiego oddechu, przywołując się doporządku.

Pierwszym, na co się natknął, odwracając się w tył, było uważne spojrzenie Azury, którym mierzyła go wnikliwie. Jak długo go obserwowała? Tracę czujność ‒ pomyślał.

‒ Dlaczego za każdym razem, gdy już znajdę doskonały powód, żeby zrobić ci krzywdę, ty znajdujesz jeszcze lepszy, żebym jej nie zrobiła? ‒ mruknęła ponuro i chciała odejść, jednak powstrzymał ją, przytrzymując za nadgarstek. Spojrzała wymownie na jego rękę i powoli uniosła wzrok, odwzajemniając poważnespojrzenie.

‒ Cokolwiek sobie myślisz, kociaku ‒ szepnął i zacisnął mocniej szczękę, ujrzawszy, jak w jej oczach pojawiają się ostrzegawcze błyski. ‒ Jakiekolwiek masz teraz o mnie zdanie, chcę wam jedynie pomóc i nie żądam niczego wzamian.

‒ Na razie jedynie o tym gadasz ‒ warknęła, próbując wyrwać rękę, ale gwałtowne szarpnięcie sprawiło, że ramieniem wstrząsnęła fala bólu. Jęknęłaprzeciągle.

‒ Pokaż to ‒ nakazał i nie zważając na protesty, przyparł ją do auta, a gdy próbowała odejść, powstrzymał. ‒ Nie zachowuj się jakdziecko.

Ujął w dłonie materiał jasnej koszulki i nie zawracając sobie głowy zdejmowaniem, rozdarł tkaninę. Poczuła przypływzłości.

‒ Coty…

‒ Mam w bagażniku koszulę ‒ przerwał jej w pół zdania, po czym zaczął przemywać ranę środkiem odkażającym. ‒ Będzie lepiej, jak to jednak zszyję. Zrobię ci zastrzyk przeciwko tężcowi, dostaniesz antybiotyk i coś przeciwbólowego ‒ poinformował, a ona spojrzała na niegouważniej.

‒ Jesteś lekarzem? ‒ zapytała po dłuższej chwili i ujrzała, jak zaprzecza ruchemgłowy.

‒ Powiedzmy, że nie tylko tobie zdarza się pakować w tarapaty ‒ wyjaśnił krótko, budząc jej ciekawość, jednak nie zadawała pytań. Nie chciała, żeby pomyślał, że się nim interesuje. Choć musiała przyznać, że w tym momencie chętnie dowiedziałaby się czegoświęcej.

‒ Ją powinieneś obejrzeć najpierw, jest w gorszym stanie ‒ szepnęła.

‒ Wiem. ‒ W jego głosie wyczuła wyrzuty sumienia. ‒ Jak mogę wam pomóc? ‒ zadał konkretne pytanie, zupełnie ją tymdezorientując.

‒ Nierozumiem.

‒ Jeżeli dobrze kojarzę fakty, chcecie się gdzieś dostać i zależy wam na czasie. Potrzebujecie kierowcy, w innym przypadku któraś się przeforsuje. Stawiam na ciebie, jesteś w lepszym stanie, więc prawdopodobnie usiadłabyś za kółkiem. Ale wiesz doskonale, że nie jest to konieczne. Mogę zawieźć was gdziekolwiek chcecie ‒ zaproponował, a ona zagryzła wargę. Wahałasię.

‒ Dlaczego chceszpomóc?

‒ Czy ty nikomu nigdy niepomogłaś?

‒ Wiele razy, ale zawsze miałam jakiś powód ‒ odparła bezzastanowienia.

‒ Więc uznaj, że w moim przypadku powodem jesteś ty ‒ wypowiedział i spojrzał na niązdecydowanie.

‒ A dokładnie? ‒ drążyła.

‒ Oczyściłem ranę. Teraz zajmę się twoją przyjaciółką, a później założę ci szwy ‒ odparł wymijająco i sięuśmiechnął.

‒ Nie zmieniaj tematu. ‒ Przytrzymała go za rękaw, gdy chciałodejść.

‒ Podróżuję. Od wielu lat jestem ciągle w drodze i nie ma niczego ani nikogo, do kogo bym się spieszył, więc równie dobrze mogę być tu, jak i na drugim końcu Stanów. Mogę zawieźć was, gdzie chcecie, mogę też pojechać przed siebie bez celu ‒ poinformował i usłyszał, że brunetka głośno wciąga powietrze. Zastanawiała siękrótko.

‒ Zdążyłeś się już zorientować, że poszukuje nas Stanford. Gdy zastanie cię z nami, zginiesz ‒ oświadczyła, lecz nie zrobiło to na nim wrażenia. ‒ Okej, jeżeli nie obawiasz się konsekwencji, to chętnie przyjmiemy twoją pomoc ‒ zdecydowała i ujrzała pojawiający się na jego twarzyuśmiech.

‒ Jak długo będziemy jechać? ‒ zapytał, nie dociekając, jaki jest dokładny cel podróży, co jej sięspodobało.

‒ Jeden dzień. Zmienię cię, gdy będziesz zmęczony ‒ stwierdziła i ujrzała, że próbuje zaprotestować, ale nie dała mu dojść do słowa: ‒ Godzina za kierownicą to naprawdę niewiele w porównaniu z dwudziestoma czterema, a może i nawetwięcej.

‒ Jesteś uparta ‒ szepnął, wpatrując się w jej błyszczące, zieloneoczy.

‒ Po prostu wiem, czego chcę ‒ skwitowałazdecydowanie.

‒ A czego chcesz? ‒ Na to pytanie nie doczekał sięodpowiedzi.

Już po chwili opatrywał drugądziewczynę.

Rana była na tyle głęboka, że miał obawy czy jego pomoc wystarczy. Nie dała po sobie poznać, jak poważne są obrażenia. W innym przypadku udzieliłby jej pomocy już na miejscu. Zamiast tego jechał niczym głupiec kilka godzin. Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, w jakim jest stanie. Zorientował się, że spodnie na wysokości uda są mocno zakrwawione, co ukrywał czarny kolor ubrania. Chciał również i to opatrzyć, ale gwałtownie zaprotestowała i zabrawszy ze sobą środki opatrunkowe, skryła się we wnętrzu auta. On w tym czasie ponownie zajął się raną Azury. Nie potrzeba było wielu szwów. Uporał się z tym szybko. Już po chwili zakładała jego flanelową koszulę w czerwono czarną kratkę. Starał się powstrzymać śmiech, ale pomimo usilnych prób, parsknąłgłośno.

‒ Co? ‒ warknęła.

‒ Jeżeli podwiniesz rękawy, będzie ci wygodniej, skrzacie ‒ szepnął, przywołując się do porządku. ‒ Co planujecie, gdy dotrzecie na miejsce? ‒ zapytał ni z tego, ni zowego.

‒ Ktoś powiedział mi kiedyś, że im mniej wiem, tym jestem bezpieczniejsza. Uważam, że i w twoim przypadku zadziała to w taki sam sposób. ‒ Uśmiechnęła się szelmowsko, budząc jego śmiech. Westchnęła.

Starała się odganiać te myśli, ale każdy jego głupi uśmiech i każdy żart sprowadzał ją niezmiennie do Logana, jego irytującego poczucia humoru i tych dołeczków w policzkach, które przywoływała, ilekroć tylko przymknęła powieki. Bała się jak cholera, że będą musieli jechać do bazy Stanforda, ale jeszcze bardziej obawiała się reakcji Logana. Teraz okazało się, że wizyta u gubernatora nie będzie konieczna. Nadal jednak musiała stawić czoła mężczyźnie, który najpewniej miał teraz ochotę skręcić jej kark. Lecz jedyne, o czym mogła myśleć, to bezpieczeństwo, jakie czuła mając go przy swym boku i uśmiech, którym za każdym razem odganiał od niej wszystkie zmartwienia. Nie chciała się do tego przyznać, ale brakowało jejtego.

‒ W życiu jakie wiodę, bezpieczeństwo jest ostatnim, co czuję na co dzień, więc jeżeli jedynie to powstrzymuje cię przed powiedzeniem prawdy, to nie musisz się obawiać ‒ stwierdził Declan, wybudzając ją zrozmyślań.

‒ Jesteś obcym facetem, który przypadkiem pojawił się na mojej drodze i z niewiadomej dla mnie przyczyny udzielił mi pomocy. Na tym to się skończy. Sprawa jest poważna i nie chodzi jedynie o twoje bezpieczeństwo, bo, jakby nie było, jesteś jedynie gościem, od którego chciałam pożyczyć auto. Nic więcej ‒ wyrecytowała, unoszącbrew.

‒ Chronisz ją? ‒ zapytał, a Azura przewróciłaoczyma.

‒ Chronię moich przyjaciół, a akurat ona ‒ skinęła głową w stronę auta, gdzie siedziała Catwalk ‒ najmniej potrzebuje mojejpomocy.

‒ Po jej obrażeniach wnioskujęinaczej.

‒ Ponieważ nie znasz szczegółów ‒ szepnęła. Ja również ich nie znam ‒ dodała wmyślach.

‒ Nie zrozum mnie źle. Ściga was psychopata. ‒ Uśmiechnęła się, usłyszawszy określenie, jakim zdefiniował Stanforda. ‒ Zamierzacie dostać się w jakieś miejsce i chciałbym wiedzieć, czy mógłbym wam jakoś pomóc. Oczywiście jestem świadomy, że radzicie sobie wyjątkowo dobrze, widziałem na własne oczy. Prawdopodobnie gdybym wiódł normalne życie, podwiózłbym was gdziekolwiek, a