Wybór mów - Demostenes - ebook

Wybór mów ebook

Demostenes

0,0

Opis

W wyborze najsłynniejszych mów Demostenesa, znanego i cenionego mówcy greckiego, znalazły się między innymi słynne filipiki. Powstały one jako krytyka Filipa II, macedońskiego króla prowadzącego zaborczą politykę zagrażającą niepodległości Grecji. Demostenes wywierał wpływ na politykę Filipa oraz zagrzewał Greków do stawiania oporu. W tzw. mowach olintyńskich nakłonił Ateńczyków do pomocy miastu Olint, zagrożonemu przez działania króla Filipa, pomoc jednak nadeszła zbyt późno.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 293

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Demostenes

Wybór mów

Warszawa 2021

Wstęp

I. U schyłku niepodległości greckiej

Wojna w starożytności

Pięknie wygląda dzisiaj świat starożytny; obywatel nowożytnego państwa nie domyśli się, że życie antyku nie przedstawiało takich ponęt, jakie biją z kart jego literatury albo od dzieł jego sztuki. Dzisiaj uważamy pokój za stan normalny, wojnę za objaw wyjątkowy, z którym wiąże się poczucie kataklizmu. W starożytności nie znano właściwie pokoju; wojna była potrzebą państwową: dostarczała bezpłatnych rąk do pracy, bo wzięty na wojnie niewolnik – bez względu na swoje pochodzenie – zastępował w przemyśle maszynę, a taniość jego pracy przyczyniała się do rozkwitu przemysłu i wzrostu majątku państwowego. Szczególnie potrzebna była wojna Atenom; nie mogły one wyżywić swej ludności, gdyż kraj był górzysty i mało urodzajny, więc w podbitych obszarach zakładały osady, zaludniając je nadwyżką własnej ludności.

Przy tym brano na wojnie obfity łup, zdobyte miasta ulegały doszczętnemu splądrowaniu, państwo zagarniało własność publiczną, żołnierz prywatną. W braku wojny własnej zaciągał się obywatel bez zajęcia pod obce sztandary, jakie tylko w danej chwili stały w polu. Wojna w pojęciach wyższych warstw społecznych i w odbijającej te pojęcia poezji otwierała pole popisu cnocie, była szkołą charakterów i najwyższym wyrazem geniuszu ludzkiego; miała rodzić wszystko.

Cztery wojny, trzy Związki Morskie Aten

Historia Aten zawiera się głównie w czterech wojnach. Po pełnych chwały wojnach perskich Ateny stanęły u szczytu rozkwitu kulturalnego i państwowego, ale wojna peloponeska stała się grobem tej świetności. Sparta, a potem Teby, przedstawiały przez krótki czas jeszcze ośrodki skupiające wokół siebie polityczny drobiazg szczepów, krajów, miast i wysp greckich. Ale ambitne Ateny nie dały za wygraną. Po klęsce Aten w roku 404 zrozumiały wyspy jońskie, że upadek przewagi ateńskiej pociąga za sobą osłabienie politycznego stanowiska wszystkich Jonów, głównie wobec Persji; widziały, że rozbicie państwa ateńskiego przyniosło szkodę im samym, że mści się opuszczenie Aten w wojnie peloponeskiej przez sprzymierzeńców, słusznie co prawda oburzonych na bezwzględne rządy rzekomego sprzymierzeńca, w rzeczywistości surowego pana. Ateny dążyły teraz do odbudowy państwa; podstawą miał być, jak wprzódy, Związek Morski, założony przez Arystydesa, zniszczony przez Lizandra. Odnowiony Związek Morski miał zabezpieczyć Atenom z powrotem panowanie na morzu, a tym samym dominującą rolę na półwyspie greckim. Wszelako pokój królewski w roku 386 położył kres Drugiemu Związkowi Morskiemu, dziełu Konona.

W siedem lat później zakłada Kallistratos, wybitny mąż stanu ateński, Trzeci Związek Morski, oparty tym razem na zasadzie poszanowania samorządu u sprzymierzonych; w miejsce nienawistnych danin wprowadzono udziały, zrzeczono się tak popularnej wśród proletariatu Aten myśli o osadach w krajach sprzymierzeńców. Trzeci Związek trwał przeszło 20 lat, ale wysłanie osady na wyspę Samos, nienależącą do Związku, popsuło wszystko. Jeszcze pierwej Bizancjum, Chios i Rodos połączyły się z Tebami, gdzie błyszczał talent, głównie wojskowy, Epaminondasa. Teraz Chios, Rodos i Kos występują otwarcie ze Związku, co daje powód do trzeciej w dziejach świetności Aten ważnej wojny ze sprzymierzeńcami.

Ateny wystawiły flotę, jakiej nie miały od czasu wojny peloponeskiej, ale dusza wyprawy, Chabrias, padł koło Chios. Następcy jego mniej mieli szczęścia, a wysłany w końcu przez stronnictwo ludowe Chares rozszerzył niebacznie wojnę na obszary mocarstwa perskiego. Król perski zagroził wojną, położenie w Grecji było podówczas na wszystkie strony niepomyślne dla Aten, Korkyra, wyspa na zachodzie, odpadła już wcześniej, nie pozostawało nic innego, jak odwołać Charesa; sprzymierzeńców zostawiono sobie, a Ateny po raz trzeci znalazły się odosobnione w obliczu dojrzewającej z wolna, ale zdradliwie wojny z Macedonią.

Odbudowa gospodarcza po wojnie peloponeskiej

Pomyślniej postępowała odbudowa gospodarcza po ruinie wywołanej klęską w wojnie peloponeskiej; zniszczeni byli przede wszystkim obszarnicy. Grecy mieli naturalne uzdolnienie do handlu i przemysłu, nie w tym stopniu, co Semici, ale w wystarczającej mierze, by dokonać dzieła odbudowy. Kult pieniądza był w Grecji odwieczny. Od upadku egejskich mocarzy do demokratycznych reform Klejstenesa rządzili bogacze, a hasło „pieniądz, pieniądz to człowiek” było dewizą i normą społeczną. Rozwój demokracji uczynił z państwa rodzaj towarzystwa akcyjnego; w dochodach jego uczestniczyli obywatele. Wielka wojna wyczerpała skarb państwa, wojna ze sprzymierzeńcami uzależniła utrzymanie demokracji od reformy skarbowości. Największe wpływy w państwie mają teraz znawcy finansów, mniej przystępni ambitnym hasłom awanturniczej polityki a nawołujący do rozwagi. Takim mężem stanu i finansistą był Eubulos.

Rozpolitykowany lud ateński pragnął Eubulos zaprzątnąć raczej festynami ludowymi, urządzanymi kosztem państwa – bo Eubulos napełnił kasy z powrotem – i widowiskami, opłacanymi również przez skarb. Eubulos usunął wielość równych sobie najwyższych urzędów skarbowych i sam jeden piastował godność zarządcy funduszu teatralnego. Mianowicie po katastrofie sycylijskiej powstało pierwsze kolegium urzędników skarbowych; zamieniono je najpierw w urząd generalnego kontrolera skarbowego, potem w zarząd funduszu teatralnego, w końcu w urząd szefa zarządu skarbowego i zawiadowcy skarbu wojennego. Nadto był urząd nadzoru floty, robót publicznych i aprowizacji. Państwo wojskowe Peryklesa przerodziło się pod kierownictwem Eubulosa w organizację handlowo-przemysłową. Polityka Eubulosa nie uratowała mimo to Aten.

Wady ustroju wewnętrznego

Zaród śmiertelnej choroby leżał w ustroju wewnętrznym. Ateny nie miały rządu w nowożytnym znaczeniu tego słowa. Rada Państwa nie miała politycznego znaczenia; rozpatrywała ona jedynie wnioski zgłoszone na Zgromadzenie i udzielała je temuż wraz z opinią, a uchwalone wykonywała; zresztą miała szeroką władzę administracyjną i przedstawiała państwo na zewnątrz. Losy państwa spoczywały w ręku Zgromadzenia; zasiadał w nim teraz głównie stan średni, ludzie biedniejsi musieli iść na całodzienną robotę, bo z opłaty za zasiadanie na zgromadzeniu nie wyżyłaby rodzina, a zgromadzenia nie odbywały się przecież codziennie. Z tych samych powodów nie opłaciło się ściągać na zgromadzenie tłumowi z powiatu. Zgromadzenie nie było zatem wtedy środowiskiem proletariatu miejskiego, ale mieszczaństwa, miernie wykształconego, a mało dojrzałego politycznie. Zgromadzenie nie rządziło państwem, jak nie rządzi nim dzisiaj parlament, ale – odmiennie od nowożytnych stosunków – oddziaływało bezpośrednio na politykę zagraniczną. Pod nadzorem Rady Państwa stały poszczególne urzędy naczelne, czyli dzisiejsze ministerstwa, ale Ateny nie znały instytucji gabinetu ministerialnego.

Rada kontrolna na Areopagu była zawsze arystokratyczna, bo składała się z byłych archontów, a urząd archonta był bezpłatny, więc tylko zamożniejsi ludzie mogli się o niego ubiegać; miała większe znaczenie moralne niż polityczne, dlatego nawet tak zdecydowany demokrata, jak Demostenes, odnosił się do niej z szacunkiem i bez podejrzenia, nieraz też zawdzięczał jej poparcie. Naczelny wódz (strateg) do czasów Peryklesa pochodził z najprzedniejszego rodu; od Eubulosa mężowie stanu nie piastują dygnitarstw wojskowych, ale generałowie mieszali się zawsze do polityki. Klasy posiadające szukały u obcych państw, których ustrój szedł po linii ich interesów, gwarancji przeciw widmu rewolucji socjalnej. Wskutek braku rządu, regulującego interesy wszystkich warstw i pośredniczącego między naturalną większością a sferami kulturalniejszymi, polityka Aten była wybitnie stanowa, tzn. skrajnie demokratyczna. Toteż następstwa końcowej przegranej były, obok politycznych, także społeczne: pełnię praw politycznych zastrzeżono dla 9000 obywateli, posiadających najmniej po 2000 drachm. Ateny za Demostenesa liczyły okrągło 20.000 mieszkańców, tj. mniej więcej tyle, ile za wojen perskich.

Trudności zewnętrzne

Po wojnie ze sprzymierzeńcami Ateny zostały czymś niewiele więcej, jak miastem; próba stworzenia państwa trzykrotnie zawiodła. Tymczasem rosły dwie wrogie potęgi. Nie tylko Ateny, ale cała ówczesna Grecja była ziarnem skazanym na zmielenie między Persją a Macedonią.

Persja. Persja to właśnie i jej energiczny władca Artakserkses III spowodowali za pośrednictwem Mauzolosa, dynasty Karii, wojnę sprzymierzeńców. Filoperska polityka w Atenach datuje się jeszcze z czasów wojny peloponeskiej, której ostateczny wynik, skrystalizowany w pokoju królewskim, wykazał, że niepodobna podołać walce na dwa fronty. Stanowiło jedynie taktyczną różnicę, czy drugim frontem była Sparta, czy Macedonia. Od pokoju królewskiego najwyższą instancją polityczną była naprawdę Suza, stolica perska. Sparta po bitwie pod Knidos w roku 394 uznała po prostu protektorat Persji. Teby żebrały tam ustawicznie; jeszcze w bitwie pod Platejami walczyły po stronie Persów, pod koniec wojny peloponeskiej uciekły się do pomocy perskiej przeciw Sparcie, za Pelopidasa i Epaminondasa otrzymują z rąk Persji hegemonię nad Grecją. Dopiero gdy zauważono w Suzie, że nie można równocześnie popierać Teb i Aten, zdecydowano się na stronę Aten.

Królowi perskiemu posłały Ateny do zatwierdzenia swe pretensje do Amfipolis, zgłoszone na kongresie w Sparcie 374 roku. Królowie perscy popierali pieniężnie stronnictwo antymacedońskie w Atenach, jak również wodzowie ateńscy operujący na północy znajdowali poparcie u okolicznych satrapów i dynastów z przeciwnego brzegu. Persja była jeszcze ciągle groźna w Azji, uwikłanie się w wojnę z nią było na dłuższą metę zawsze niebezpieczne dla drobnoustrojów greckich, ale antyperska polityka była w dobie Demostenesa czystym romantyzmem. Dziewięćdziesięcioletni Gorgiasz proklamował w Olimpii myśl nowych wojen perskich; inny starzec, Isokrates, widział etyczną zmazę w ewentualnym związku z Persją. Demostenes miał na myśli Isokratesa, kiedy mówił o ludziach, których więcej obchodzą Grecy azjatyccy niż własna ojczyzna.

Macedonia. Wrogiem wolności greckiej, nieustępliwym i niezwyciężonym, była Macedonia. Mieszkańców tego kraju nie liczono w starożytności między szczepy greckie; mieszkali po wsiach, trzy tylko miasta, Pella, Ajgaj i Beroja, nadawały pozory państwa ludowi bitnemu, ale pozbawionemu swoistej kultury. Państwo macedońskie nie opierało się na zorganizowanym społeczeństwie, a całą swoją świetność zawdzięczało dynastii, wspartej na wielkich rodach. Amyntas i Perdikkas zjednoczyli je, ucywilizował światły Archelaos (koniec V w.). Będąc osobiście miłośnikiem greckiej kultury, przyswoił Archelaos tyle z niej swemu ludowi, ile potrzeba było dla podniesienia politycznej potęgi państwa. Otarty co prawda o grecką kulturę – bo wychował się jako zakładnik w Tebach, w domu Epaminondasa – był Filip w głębi duszy barbarzyńcą, przy tym wszystkim jednak był genialnym organizatorem, dyplomatą i wodzem. Pierwszy zrozumiał, że bez brzegu morskiego młode państwo nie może śnić o potędze; a ten brzeg morski, zasiany licznymi i bogatymi miastami, znajdował się w rękach Aten i ich sprzymierzeńców – od Pydny po Bizancjum.

Polityka zbożowa. Zboże attyckie nie mogło wyżywić własnej ludności; brak ten boleśnie odczuwało państwo, dążące do władzy nad całą Grecją. Twórca imperializmu greckiego, Perykles, pomyślał pierwszy o zabezpieczeniu drogi zbożowej z Krymu przez zakładanie osad na północy, przy czym jednak drugą kotwicę aprowizacyjną rzucał na Sycylię; tam też kierowały się i później myśli Ateńczyków, gdy skutkiem katastrofy cheronejskiej zboże, dowożone przez Dardanele, stawało się coraz droższe i Hyperejdes projektował w tym samym celu założenie kolonii w Italii. Nie nastąpiło to nigdy i jak długo Ateny były mocarstwem, Chersonez był ateńskim Gibraltarem. Tam mieszkańcy miasta Sestos, kolonii lesbijskiej, ale czynnej w Pierwszym Związku Morskim, a potem nawet – już za czasów Demostenesa – obróconej w kleruchię (osadę rozparcelowaną), ucierali się z Kardią, kolonią jońską, ale popieraną przez Filipa. Na górnym skrzydle Półwyspu Chalkidyjskiego leżała attycka kolonia Amfipolis, utracona na rzecz Sparty w wojnie peloponeskiej. Drugie skrzydło osłaniały: Potidaja, kolonia koryncka, na wpół w związku z macierzą, na wpół z Atenami przez udział w Związku Morskim, potem zamieniona w kleruchię; Olint, kolonia jońska, to w Związku Morskim Aten, to w zależności od Sparty, to samodzielna i na czele samorządnego związku miast, wyszłych z Chalkis na Eubei; Metona, która padła ostatnia w roku 353, i Pydna, miasto greckiej krwi, ale wcześnie chwycone w ręce macedońskie, obsadzone przez Ateny w młodości Demostenesa.

Filip. Pogromca Grecji przyszedł do władzy w 24 roku życia, usunąwszy swego bratanka, za którego sprawował rządy. Ateńczycy narazili mu się od razu popieraniem jednego ze współzawodników. Handel nadbrzeżny ateński dławił gospodarczy rozwój Macedonii i przekreślał nadzieje Filipa na własną flotę. Te dwie okoliczności zadecydowały od razu o stosunku Filipa do Aten. Jak często u wielkich ludzi, geniusz Filipa nie rzucał się w oczy; Ateńczycy, a z nimi i Demostenes, lekceważyli podboje Filipa w Tracji, jak długo nie atakował miast greckich. We Filipikach nienawiść miesza się z pogardą: Demostenes zajmował wobec Filipa nie narodowy, ale kulturalny punkt widzenia. Isokrates znowu widział prototyp Filipa w... Agamemnonie.

Obie ostateczności chybiały prawdy. Macedoński Ulisses był największym dyplomatą starożytności. Tak np. obległ Amfipolis; Ateńczycy chcą posłać odsiecz – Filip zatrzymuje ich obietnicą zwrotu miasta... po zdobyciu... za Pydnę; jakoż zdobywa je (358) i – zatrzymuje. W rok potem bierze im Potidaję i daje Olintowi, powaśnionemu podówczas z Atenami. W roku 348 zdobywa Olint. Widzi nieprzyjaźni między Tesalią, Fokidą i Tebami i wyzyskuje je; przeciw Sparcie gra rolę obrońcy wolności meseńskiej, argiwskiej, arkadyjskiej. Zdrajców nagradza krzywdą wiernych sprawie greckiej. Z pobożności wrzuca do morza 3000 jeńców fokijskich, mszcząc na czele Amfiktionii Delfickiej ograbienie świątyni. Oddaje honory garnizonowi ateńskiemu w zdobytej Potidai; kilkakrotnie wypuszcza jeńców ateńskich bez okupu, a nawet z podarkami. Podkopuje korsarstwem policję morską Aten i intryguje między wyspami; piraci macedońscy porywają pod Maratonem święty okręt. Pozostaje w stosunkach z potężną Akademią w Atenach (koło Platona odznaczało się silnie monarchicznymi sympatiami), pisma jego odręczne i mowy jego posłów stoją na poziomie wielkiego mocarstwa, rodzimie greckiego. Każdy gest polityczny wskazywał szlachetnego dobroczyńcę; niewielu dostrzegało, że dobrodziejstwa były natrętne i podejrzane. Obłuda i ambicja były najwybitniejszymi znamionami jego charakteru.

Żył jak na człowieka czynu za krótko, dla sprawy wolności Grecji za długo: w 47 roku życia zginął zamordowany – do śmierci nie spoczął. Lubił upijać się i wtedy zachowywał się prostacko. Kiedy siła oręża zawiodła go niemal pod mury Aten, wyląkł się jak chłop przed muzeum i odszedł na palcach. Filip nie miał polotu i idealnych horyzontów swego syna, był geniuszem praktycznym. Myśl polityczna Aleksandra Wielkiego była rozwinięciem testamentu Filipa, jakkolwiek Filip nie odnalazłby się zapewne w kosmopolitycznej ideologii syna. W dyplomacji nie dorównał Aleksander ojcu ani na chwilę; dokonałby prawdopodobnie tego samego, co ojciec, gdyby był na jego miejscu, ale zrobiłby to brutalnie, błyskawicznymi ciosami falangi macedońskiej. Bardziej porywa nas Aleksander, więcej interesuje Filip. Filip wydarł Atenom niepodległość, nie wmieszawszy się ani razu w ich sprawy wewnętrzne. Dopiero Aleksander żądaniem wydania ośmiu adwokatów zapoczątkował późniejszy system siepactwa.

Doba Demostenesa. Jeżeli Ateny były republiką adwokatów i procesów, to nie w mniejszej mierze były republiką generałów; ale ci nie oddawali się zasadniczo piśmiennictwu, stąd ta strona polityki ateńskiej jest dla nas zagadką. Samowola tych panów przypomina zuchwalstwa kondotierów lub baronów feudalnych. Chares opuścił wojnę ze sprzymierzeńcami, by popierać Artabazosa przeciw królowi perskiemu; gdy Filip zagrażał flocie ateńskiej na wiosnę roku 349, Chares błąkał się gdzieś na piractwie; Ifikrates ożenił się z córką książęcia trackiego i popierał go przeciw Atenom; następca jego zwrócił Amfipolitanom wziętych przed poddaniem się miasta zakładników i przeszedł w służbę króla trackiego; Chares okradł skarb i kupił adwokatów; Ifikrates oskarżony o zdradę grozi mieczem. Z uwag Demostenesa wynika, że krytyka stosunków wojskowych była ryzykowna; miasto musiało wprost paktować, zdane na humory awanturników, dla których wojna była jedynie intratnym sportem.

Uprzemysłowienie państwa w wieku IV miało swoje strony ujemne; służbę wojskową poczęto odczuwać jako nieznośny ciężar, odrywający od zarobku; rodząca się ideologia burżuazji nieprzychylna była ofierze z życia na jakkolwiek wyniosłym ołtarzu. Rozgorączkowanego idealistę schyłku V wieku zastąpił filister, rozmiłowany w dzieciskach i kwiatkach na oknie. Apoteoza Ateńczyka, jaką czytamy w I księdze Tukidydesa, była w IV wieku pustym dźwiękiem. Niekończące się debaty o korzyści państwa nasuwają czytelnikowi Demostenesa wątpliwości, czy ludzie, którzy tyle deliberowali nad nią, mieli istotnie zamiar wedle niej działać. W stosunkach partyjnych panował nieopisany chaos. Fokion, będąc zachowawcą, należał do stronnictwa macedonofilskiego; ale do tego samego obozu należał i radykał Demades; konserwatysta Likurg i radykał Demostenes wyznawali w polityce zgodnie nienawiść do Macedonii. Rząd miał stale charakter koalicyjny, a nie opierał się nigdy na większości. Isokrates dziwił się, że w takich okolicznościach państwo trzyma się tak długo, Demostenes drwił z armii na papierze. Za to niebywały był – słowa mówcy – urodzaj na zdrajców; nawet małe dzieci w szkole – wołał Hyperejdes – wiedzą, którzy mówcy są na żołdzie macedońskim. Jedną zaletę mieli Ateńczycy, której zazwyczaj brak potępionym narodom: oto surowo dochodzili przestępstw i karali je przykładnie.

Mimo wszystko nie opuszczały ich panhelleńskie fantazje; nawet Eubulos starał się przeprowadzić plan zgodny z „polityką przodków” – nadaremnie. Demostenes walczy równocześnie o ratunek państwa i o jego prymat w Grecji. Potęgą były Ateny jeszcze tylko na morzu, nawet Cheroneja nie tknęła tej sprężyny, ale człowiek IV wieku nie miał już otuchy i inicjatywy żeglarzy jońskich. Flota wojenna zabezpieczała transporty handlowe i dawała się we znaki głównie sprzymierzeńcom, nie stać jej było na rozmach w stylu Peryklesa lub Alkibiadesa. Ateny po bitwie pod Cheroneją były w lepszym wojskowo położeniu niż ich przodkowie za Kserksesa; ale ani nawet ministrowi marynarki przez siebie zreformowanej, Demostenesowi, chociaż z ust nie spuszczał Salaminy, nie przyszło do głowy uderzyć kutymi dziobami okrętów w bramy portowych miast Macedonii.

Demostenes umiał radzić; bez pytania się ludu o wolę nie można było w dobie Demostenesa nic poradzić. Nawet taki praktyk jak Filip grał odpowiednio do nastrojów ateńskich doskonałego parlamentarzystę. Gdy usuwała się ziemia pod nogami, a z nią i mównica, gdy brakło słuchaczy, stawał się Demostenes tak słabym człowiekiem, jak wszyscy teoretycy w momencie czynu. Nie przerósł swej epoki i nie przezwyciężył atmosfery. Myślał bardzo jasno, ale na nierozległą skalę. Nowych punktów widzenia u Demostenesa nie znaleźć. Był bardzo podobny do swoich ludzi, chociaż był znacznie lepszy pod każdym względem. Mówił – jak inni.

II. Wymowa sądowa w Atenach

Wymowa sądowa a literatura

Nikt dzisiaj nie zaliczy do literatury nawet najlepszych mów, jakie obrońcy czy prokuratorzy wygłaszają na rozprawach; dlatego tak trudno nowożytnemu czytelnikowi zainteresować się Demostenesem. Demostenes sam nie miał ambicji literackich, do formalnych sukcesów nie przywiązywał najmniejszej wagi. Mowy jego są ściśle rzeczowe i przemawiają raczej do rozumu niż do uczucia, czy choćby odczucia. Beletrystyki u Demostenesa nie znajdzie więcej niż w szkolnej botanice. Aktualność i własny interes działały na słuchacza; dzisiaj zostaje głównie interes historyczny, rzecz mało zalecająca autora nieuczonemu czytelnikowi. Z tym wszystkim starożytność widziała w Demostenesie największego mówcę i widoczne są silne wpływy jego na całą prozę literacką. Wymowa i retoryka stała wtedy w ściślejszym niż dziś związku z literaturą pisaną, gdyż dzieł literackich więcej słuchano, niż czytano; stąd literatura starożytna jest wybitnie retoryczna i Demostenes mógł imponować czytelnikowi, nie treścią zainteresowanemu, ale formą; takim był czytelnik antyczny.

Powstanie gatunku literackiego

Zrodziła się wymowa nie na ateńskim gruncie. Kolebką jej była Sycylia. Nie była to wymowa praktyczna, ale popisowa, czyli wedle naszych pojęć raczej beletrystyczna niż urzędowa. Sycylijska wymowa była bardzo sztuczna. Uprawiana dla samej siebie, szukała głównie efektów formalnych w przekonywaniu o rzeczach nieprawdopodobnych i godzeniu przeciwieństw. Operowanie iluzją doprowadzono do wirtuozerii; było ono owocem doskonałego owładnięcia techniką wywodu. Wiek czwarty zamyka epokę klasyczną, więc wykazuje podobne nasilenie i na innych polach, np. kierunek iluzjonistyczny w malarstwie. Iluzja mieściła się w wymowie całkiem naturalnie, gdyż nie szło o dowód – bo ten należał do dialektyki – ale o prawdopodobieństwo, które w psychologicznym sensie jest dowodem, tj. nim być wydaje się – a to wystarcza do przekonania kogoś lub nakłonienia.

Sztuka przekonywania drogą uprawdopodobnienia nie wykształciła się w sali sądowej, ale wyszła z filozoficznych rozważań nad świadectwem zmysłów. Sceptycyzm poznawczy wywiązał się w Jonii. Ksenofanes i Heraklit głosili w VI wieku względność poznania. Szkoła Ksenofanesa osiadła w południowej Italii i tam szerzyła swą doktrynę o pozornych zmianach i różnicach w świecie zewnętrznym. Filozof sycylijski Empedokles stanowi pośrednie ogniwo między filozofią sceptycyzmu poznawczego a wymową iluzjonistyczną. Analogicznym ogniwem na zachodzie jest Protagoras z Abdery. Jak Italicy, a Sycylijczycy w szczególności, mieli natury praktyczne, trzeźwe i nienawykłe do oderwanych roztrząsań, ale wrażliwe na bawiącą pomysłowość, podobnie Grecy kontynentalni wzruszali ramionami na metafizykę i spekulację jońską; dlatego nowy prąd, zrodzony na Sycylii, przyjął się tak łatwo na półwyspie greckim; ale systematyczny kontynent uczynił jeszcze krok dalej.

Gdzież łatwiejsze, a zarazem bardziej pożądane zastosowanie dla sztuki zwodzenia, przedstawiania rzeczy w dowolnym świetle, działania na zmysły i uczucia odpowiednią reżyserią efektów, gdzie rentowniejsze ryzyko wmawiania niż w sądzie? Przecież częściej przychodzi bronić winnego niźli niewinnego, a bronić znaczyło – i znaczy – nie prosić o przebaczenie winy, bo tego prawo nie daje, ale udowadniać niewinność winnego. Dlatego argumenty i wnioski uzyskane z rozważań, dlaczego jedna i ta sama barwa wygląda różnie w różnym oświetleniu i w sąsiedztwie różnych barw, dlaczego ręka przeniesiona z lodu do zimnej wody odczuwa ciepło, gdy, przeciwnie, włożona z wody gorącej do tej samej wody zimnej czuje zimno – znalazły podatny grunt w sądownictwie; nie ma spraw z natury złych czy dobrych; decyduje nastrój słuchaczy, a nastrój urabia sztuka mówcy. Na terenie sądowym prawda jest wartością poza obiegiem; ile razy skazano niewinnego, gdy sędziowie byli przekonani o jego winie! Wystarczy przekonać ich o braku podstaw do podejrzeń, a z tą samą logiką uwolnią przestępcę.

Wymowa sycylijska przez zapożyczenie ze sceptycyzmu poznania odkryła psychologię tłumu. Znalazła instrument, na którym grała niezrównanie. Jako czysto formalna sztuczka, jako kawał beletrystycznej natury byłaby przesiliła się rychło i z rąk pierwszych wynalazców przeszła do szkół w roli ćwiczenia. Tym, co jej nadało trwanie, było zastosowanie do potrzeb praktycznych. Przekonywanie drogą iluzji, uprawdopodobnianie obliczone na psychologię tłumu mogą mieć miejsce jedynie w sądownictwie przysięgłym, gdyż trybunały złożone z kilku zawodowych prawników wnikają zazwyczaj w istotę sprawy na podstawie własnego osądu, a nie ulegają zręcznie inscenizowanym nastrojom zbiorowym. Otóż sądownictwo przysięgłe jest urządzeniem demokratycznym; Demostenes widział w nim nawet istotę demokracji. Na Sycylii, jakkolwiek demokratyzującej się z rozwojem handlu i przemysłu, kwitnęły jednak podówczas potężne tyranie. Na półwyspie greckim jedynym większym państwem wybitnie demokratycznym były Ateny; toteż nie dziw, że wymowa sądowa była rodzajem literatury znanym jedynie w Atenach.

Historia gatunku literackiego

Z rozlicznych mówców sądowych, którzy spisali swoje przygodne przemówienia, ułożono kanon dziesięciu mówców. Starsi mówcy, jak Temistokles, Perykles, Arystydes, nie publikowali przemówień; były też one raczej natury praktycznej, chyba że szło o pochwałę, np. nad grobem poległych za ojczyznę.

Antyfont. Pierwszy z kanonu dziesięciu mówców, Antyfont, żył za wojen perskich i pochodził z arystokratycznej rodziny; w tym też duchu działał politycznie. Znamienne jest dla związku między filozofią sceptycyzmu a iluzjonistyczną wymową zastosowaną do potrzeb adwokatury, że obok Antyfonta-mówcy słyszymy też o Antyfoncie-sofiście – tak nazywano sceptyków poznawczych i iluzjonistów w sztuce przekonywania. Bardzo jest prawdopodobne, że i mówca, i sofista są jedną osobą. Antyfont pisał mowy za honorarium w procesach cywilnych, ale sam nie występował; zachowało się dwanaście mów w trzech tetralogiach, tj. po dwie mowy pro i contra i po dwie repliki. Są to dobrze udane sztuczki iluzjonistycznego przekonywania o winie i niewinności tej samej osoby i osiągają swoje wrażenie nawet na nowożytnym czytelniku; tematy tyczą morderstw, podobnie jak w naszej literaturze sensacyjnej lub jak w szkolnych ćwiczeniach retorycznych zachowanych ze starożytności, i są oczywiście zmyślone. Jak pierwszy pisał mowy sądowe dla klientów, tak pierwszy na kontynencie ogłosił Antyfont podręcznik wymowy.

Andokides. Również ze starego rodu pochodził Andokides; toteż znany był jako zwolennik Sparty. Pisał we własnej obronie, by uzyskać powrót z wygnania, oskarżony bowiem był o udział w wydrwiwaniu misteriów; ogłosił też jedną mowę poselską. Styl Andokidesa jest prosty i bez figur.

Lizjasz. Współczesny Platonowi Lizjasz, syn hotelarza w Pireusie, był z pochodzenia Sycylijczykiem, choć urodzony w Atenach. Poza występem przeciw wnioskowi o ograniczenie praw obywatelskich do posiadaczy ziemskich pisał tylko mowy cywilne, i prawie wszystkie dla drugich. Mowy Lizjasza przypominają swoją zajadłością demokratyczną czasy trybunałów rewolucyjnych we Francji. Wymowa Lizjasza liczyła się głównie z warunkami praktycznymi, toteż tylko dwa procesy miał przegrać. Patetyczność była mu obca; Lizjasz był zwięzły, ale bez wysiłku, unikał figur, poza przyjętą ogólnie antytezą. Także okres nie ma u Lizjasza rytmicznej kadencji. Dalekie jest od Lizjasza wszelkie dążenie do wywarcia wrażenia. A przecież nie oprzesz się wrażeniu, że w jego prostocie tai się wielka i trudna do naśladowania sztuka. Lizjasz wywarł wpływ na Demostenesa, a nadto stał się wzorem dla osobnej szkoły krasomówczej w Rzymie, zwalczanej przez Cycerona; ale naprawdę bliższy niż Lizjasz tych tzw. Attyków, dążących głównie do bezbarwności i zwięzłości, był komediopisarz rzymski Terencjusz. Lizjasz napisał także podręcznik wymowy.

Isokrates. Także Isokrates pochodził ze stanu mieszczańskiego. Pisarz mów sądowych w procesach cywilnych z biedy, porzuca logografię, by stanąć na czele szkoły wymowy, ale przypominał się szerszej publiczności w mowach popisowych i doradczych, które publikował w formie broszury, głównie politycznej; stąd był ojcem tego rodzaju piśmiennictwa i w ogóle twórcą publicystyki. Sam wygłosił tylko jedną mowę. Pisał bardzo powoli i zdarzyło mu się raz, że zawarto pokój, zanim ukończył pismo doradzające zawarcie – niezrażony, zakończył broszurę radami, jak należy zawarty utrzymać, i wydał całość, przypominającą list Dejaniry do spalonego na stosie Herkulesa z Heroid Owidiusza.

Isokrates był praktycznym pedagogiem; sztukę kształcenia zasadzał na namawianiu, a odrzucał dialektykę i matematykę, opierając całe wykształcenie na retoryce. Pierwszy do prozy attyckiej wprowadza pewne – wynalezione częściowo przez innych – formy wierszowe, ale proza jego jest bezbarwna i cierpi na poważne braki w kompozycji. Styl Isokratesa działał na młodego Demostenesa.

W szkole Isokratesa wychowywał się niejeden dziedzic korony. W tym towarzystwie Isokrates uświadomił sobie z czasem, że Grecja potrzebuje pana. Raz upatrywał nań tyrana sycylijskiego, to króla Sparty, w końcu Filipa. Jak Sokrates (po którego śmierci Isokrates przywdział żałobę) i jak Platon, był Isokrates w głębi duszy wrogiem demokracji. Początkowo głosił – w Panegiryku – koalicję Aten, panujących na morzu, i Sparty, przywodzącej na lądzie, przeciw Persji. Panegiryk być może wpłynął na powstanie Trzeciego Związku Morskiego, jak w ogóle publicystyka Isokratesa, chociaż nie zdołała poprawić stosunków między Atenami a Filipem, wpłynęła na... styl kancelarii królewskiej. Dokument pokoju korynckiego w roku 338 opiera się o program Isokratesa.

Pokój Filokratesa wzbudził wielkie nadzieje w zwolennikach wszechgreckiej polityki pod znakiem krucjaty przeciw Persom. Wyrazem tych nadziei jest Filip, pismo Isokratesa, podówczas dziewięćdziesięcioczteroletniego starca; w nim tłumaczył Isokrates rodakom, że przyjaźń Filipa warta jest dla Aten rezygnacji z Amfipolis. Przykro razi brakiem lojalności wobec ojczyzny taka rada, ogłoszona już w czasie wojny z Filipem; podobnie trzeci list Isokratesa, napisany po bitwie pod Cheroneją, pozbawiony jest nie tylko uczucia, ale, co gorsza, taktu. Zdziecinniały starzec nie rozumiał, że Filip prowadził politykę narodową. Idealista upatrywał w cynicznym i dzikim praktyku materiał na zbawiciela cywilizowanej ludzkości. Toteż pismo Isokratesa, zatytułowane imieniem demona Grecji, torowało tylko ścieżki kongresowi korynckiemu. Rzeczywiście Persja została złamana, ale za próg do tęsknot mętnej głowy posłużyła zagłada ojczyzny doktrynera. Isokrates ganił delikatnie Filipa za podboje w Tracji. Pismo było na wpół pochwałą, na wpół doradą, wedle przepisu retoryki Arystotelesa. Obszerne dygresje rozrywają związek. Z wiekiem czuł się staruszek coraz bardziej politykiem i był zazdrosny, że za jego polityczne rady zbierają nagrody uczniowie, nie on sam. Dobrowolna śmierć w kilka dni po Cheronei uleczyła Isokratesa z wiekowych niemal złudzeń.

Isajos. Łudząco podobnym do Lizjasza stylem pisał Isajos. Politycznie nie występował. Uczniem jego, a początkowo i naśladowcą, miał być Demostenes.

Ajschines. Polityczny przeciwnik Demostenesa, Ajschines, był niskiego pochodzenia. Miał wszystkie naturalne warunki na dobrego mówcę, brakowało mu jedynie charakteru i kultury osobistej. Wygłoszona w sławnym procesie o wieniec mowa Ajschinesa nie może w żadnym calu równać się z repliką Demostenesa. Ajschines występuje w barwie niewiniątka, podaje ciągle – w śmiesznie stereotypowy sposób – postępowanie przeciwnika w wątpliwość, przepisuje Andokidesa, podnosi swe zasługi wojskowe przeciw Demostenesowi. Mowa Ajschinesa ocieka wprost od wyzwisk najwulgarniejszych, gdy Demostenes w bardzo szerokich odstępach, a za to pełną garścią, rzuca Ajschinesowi cięte i indywidualne epitety. U Demostenesa znać jakby przełykanie śliny, panowanie nad sobą kulturalnego człowieka. Ajschines miota się na mównicy jak hiena, a mimo to mowa jego nie ma siły ani koloru. Bezzębna pasja wylewa się brudną śliną łgarstw i obelg. Małoduszność i brak godności są głównymi znamionami wymowy Ajschinesa. Obłudne i sztucznie musujące oburzenie wprost odpycha. Po klęsce fokijskiej lud spędził Ajschinesa z trybuny. Przegrawszy proces, uszedł z Aten, nie tyle przed Demostenesem, ile przed wzrokiem obywateli. Najmita Filipa, nie wahał się zarzucać Demostenesowi płatnej intrygi w służbie macedońskiej. W początkach swej krasomówczej kariery wróg późniejszego żywiciela swego, nawrócił się Ajschines do niego gdzieś w jesieni roku 347. Areopag odebrał mu mandat w aferze delijskiej. Gruboskórność kłamstw Ajschinesowych odbija wyraziście na tle wzniosłej odprawy. Mowę Ajschinesa przeciw Ktezyfontowi przebiega formalnie drżenie przed oczekiwaną odpowiedzią pogromcy znikczemnienia.

Likurg. Najszanowniejszą obok Fokiona postacią w galerii ówczesnych mężów stanu był Likurg, talent na polu wymowy mierny, ale wytrawny kierownik finansów ateńskich. W młodości słuchał Platona i myślał oddać się filozofii. Likurg miał wadę częstą u ludzi o nieposzlakowanych charakterach, ale wąskich horyzontach: oto drobne sprawy wyolbrzymiał do niebywałych rozmiarów, dociągając szare życie codzienne do pomyślanego przez się ideału państwa i obywatela, w czym przypomina groteskową figurę Katona Młodszego; obaj kaznodzieje dawnej cnoty mają coś w sobie z humorystyki anachronizmu. Wiarołomstwo małżeńskie u schyłku IV wieku urosło w egzageracji Likurga do rozmiarów zamachu stanu; oczywiście interpretacja ustaw jest u Likurga bardzo samowolna.

Hyperejdes. Obrońcą cywilnym z zamiłowania był Hyperejdes i mimo że z wiekiem słowo jego rozbrzmiewało coraz częściej na platformie Pnyksu, pozostał nim do końca. Pochodził z dobrej rodziny, ale prowadził życie więcej niż swobodne. Był o pięć lat starszy od Demostenesa, ale do pokoju Filokratesa mało zajmował się polityką. Od pierwszego wystąpienia dał się poznać jako fanatyczny republikanin i wróg Macedonii. Wstręt do barbarii i brutalnego prostactwa obudził w wyrafinowanym ironiście i drapującym się w gest niedbalstwa elegancie zaciekłość i upór patriotyczny, który nie zelżał nawet w chwilach rezygnacji Demostenesa. Wykłady Platona, słyszane w młodości, musiały i w tym lekkoduchu obudzić szermierza idealnego zwycięstwa. Rzecz u ucznia Isokratesa naturalna, wymowa Hyperejdesa była daleka od grozy. W materiach wzniosłych nie czuł się sobą. Talent Hyperejdesa był rozleglejszy niżeli Demostenesa – niektórzy przenosili go nawet nad Demostenesa – ale nie tej miary. Niedbalstwo życia objawiało się i w stylu; język nosi już pewne piętna chylącego się antyku. Prostota Hyperejdesa jest pełna wytworności i łączy w sobie wyrazistość dyspozycji Isokratesa z prostotą Lizjasza, jednak nieco już stopniowaną. Będąc najnaturalniejszym w świecie mówcą, miał górować wdziękiem nad Demostenesem. Rozłam między Hyperejdesem a Demostenesem datuje się prawdopodobnie od roku 330, kiedy Sparta, która nie wzięła udziału w bitwie pod Cheroneją ani w wojnie lamijskiej, wszczęła na własną rękę powstanie przeciw Macedonii, a Demostenes odradzał Atenom pomoc dla niej; jeszcze w roku 333 obaj zgodnie sprzeciwili się żądaniu Aleksandra Wielkiego, popartemu przez Fokiona, by powiększyć kontyngent floty ateńskiej w wojnie macedońsko(-grecko)-perskiej, podobnie jak w procesie o zbrodnię przekroczenia upoważnień poselskich Demostenes oskarżał Ajschinesa, a Hyperejdes jego wspólnika, Filokratesa. W słynnym procesie harpalijskim Hyperejdes oskarżał Demostenesa chyba głównie z ogólnych powodów, bo i o nim samym krążyły pogłoski, że w roku 341 przyjął podarunek perski. W przededniu męczeńskiej śmierci podali sobie znów ręce. Ta sama siepacka ręka dosięgnęła obu ostatnich Greków. Jak to zdarza się, Hyperejdes był mniej wzniosły, a więcej nieubłagany. Ta sama wypieszczona ręka, która przed osłupiałym sądem obnażyła patetycznym ruchem pierś Fryne, odsuwała od siebie do końca cyrograf poddaństwa, czy choćby kompromisu. Sceptyk, nie miewał uniesień, ale i zwątpień geniuszu. Przez niedbalstwo umiał być odważny. Mowa przeciw Demadesowi przerażała śmiałością Plutarcha. Spod pióra modnisia wyszedł dekret żądający ostatecznych wysiłków celem obrony miasta. Zrywał z przyjaciółmi, którzy zostawali w tyle, gdy droga stawała się coraz bardziej kamienista, wytrwałym był wierny za grób; tak w roku 324 broni dzieci po zmarłym Likurgu. Gdy Demostenes niemal wykrzyczał swe płuca duchowe i skłonny był do gestu rozpaczy, Hyperejdes zaczynał się dopiero animować grą o najwyższą stawkę. Nie musiał być wielkim dyplomatą, bo objazd poselski Hyperejdesa przed drugą wojną z Filipem tyle tylko dokonał, że Rodos i Chios połączyły się z Bizancjum. Mowy Hyperejdesa – prócz cywilnych i poselskich nie wygłaszał innych – odkryto częściowo przed kilkudziesięciu laty wśród papirusów egipskich.

Demades. Najgenialniejszym mówcą owych czasów był, w oczach Teofrasta, Demades. Ale był to człowiek bez wykształcenia, a co smutniejsze, bez charakteru. Stracony przez Kassandra, doświadczył prawdy sentencji Demostenesowskiej, że zdrajcy sprzedają przede wszystkim siebie. Przyrodzone zdolności prostaka miały przerastać nawet taką arenę wymowy, jaką były Ateny. Wypracowane mowy Demostenesa Demades prześcigał improwizacjami. Słynął z powiedzeń zrodzonych z natchnienia chwili, a bardziej trafiających do celu niż wielogodzinne tyrady; np. podczas debat, czy należy Aleksandrowi Wielkiemu przyznać cześć boską, przestrzegał wzbraniających się rodaków: „Nie pilnujcie nieba, bo stracicie ziemię”.

Dejnarchos. Ostatni w kanonie mówców attyckich, Dejnarchos, był uczniem Teofrasta i Demetriusza z Faleronu. Polityczną działalność rozwinął po śmierci Antypatra, a pierwsze jego mowy datują się od masowego procesu o złoto Harpalosa. Sam nie występował. Naśladował częściowo Hyperejdesa, częściowo Demostenesa.

III. Demostenes

Uzdolnienia – usposobienie – skłonności – porywy

W żyłach Demostenesa płynęła po matce krew naddunajskiego chłopa. Było w nim coś, co go czyniło obcym w swoim narodzie. Nie lubił gimnastyki – Grek! – wina nie pijał, pracował od najmłodszych lat do pięćdziesiątego roku życia niezmordowanie. Chłopcem będąc, gniewał się, gdy rzemieślnik wstał wcześniej do zajęcia od niego. Ruchy miał niewyszukane, nerwowo szybkie; gestykulował namiętnie. Wpadał w gniew tak łatwo, jak kobieta. Ajschines zarzucał mu skłonność do płaczu. Źle zbudowany, nie miał gracji ani w ruchu, ani w słowie. Brakło mu wielkich uzdolnień; podziwiał pamięć Ajschinesa, mówił z wysiłkiem i głos go – bywało – zawodził. Improwizował niechętnie i nie było tajne, że przygotowywał się do mów. Poklask zdobył sobie dopiero z czasem, wielkim nakładem pracy i zaparcia się.

Człowiek, który naprawdę nie bał się niczego i drwił w obliczu śmierci, miał chwile lęku – przed tłumem, jakby tremę; w poselstwie do Aleksandra Wielkiego zawiodły go nerwy i zawrócił z drogi. Ajschines i Teopomp nazwali go kameleonem; zdziwiło to już Plutarcha – a jednak coś było na tym: nerwy. Zajadłość Demostenesa budziła odrazę, ale miewała ona swoje skoki. Jak zwierz ruszony z legowiska, myśl jego rzucała się ku przypuszczalnym wyjściom, uderzała o mur charakteru i konsekwencji – i wracała „do porządku dziennego”. Zdawało się, że jak wahadło, na to tylko wychylał się, by móc się powtórzyć. Człowiek niezłamanej konsekwencji myślowej, zdradzał pewną nerwowość w praktycznym jej zastosowaniu. Być także może, że nieznane nam dzisiaj zwyżki i zniżki nastrojów politycznego dnia wytłumaczyłyby nam pewne przeciwieństwa, jakie rysują się np. między sprawą przyjęcia preliminarzy pokoju a krytyką poselstwa, między nieobesłaniem igrzysk pytyjskich a mową O pokoju.

Demostenes był naturą stworzoną do walki, nie do miłości i nie do przebaczania. Poczucie triumfu wstrząsa całą jego duchową istotą – to wada natur zdobywczych; potem przylgnęła ona do stoików. Zajadłość Demostenesa wobec przeciwnika budziła protesty u sędziów, miał nie cofać się przed zarzutami, które wywoływały gwizdanie wśród audytorium. Mowa o Chersonezie i Trzecia Filipika wygłoszone były chyba w gorączce. Przed bitwą pod Cheroneją groził, że każdego, kto ośmieli się doradzać pokój, zawlecze własną ręką za włosy do więzienia. Niekryta duma rozpiera mu piersi w mowie O wieńcu. Wyzwiska rzuca z rzadka – garściami. Namiętności Demostenesa odpowiada namiętność Eurypidesa, obie jeszcze w formie pełnej klasyczności wobec np. Zoila, Timajosa, potem aleksandryków. Fanatyzm Demostenesa przerażał kompromisowe natury. Lud miał go nazywać żmiją, co było pospolitym przezwiskiem zajadłych adwokatów. Jadowitość Demostenesa nie miała w sobie nic słonecznego, jak u Cycerona; dowcip jego był cierpki i palący, a zawsze ponury. Ajschines i Dejnarchos zarzucali mu, że jest złowrogim zjawiskiem. Wrodzona gorycz usposobienia łączyła się z wysoce nieposzlakowanym charakterem. „Nie tylko o tym pamiętajcie – mawiał Demostenes – że jestem gorzki, ale że bezpłatnie”. Ostatnie słowo Demostenesa do zbira-aktora było jadowitym szyderstwem. Miewa momenty humoru i satyry, ale żółć i pasja były u niego czarną kartką na kalendarzu politycznym. Zresztą takie były czasy. Z tym wszystkim był ostrożny zazwyczaj; zdania warunkowe są prawdziwą plagą dla tłumacza Demostenesa. Nie bez osobistej odwagi, przecież zawisły był od nastroju chwili.

Plutarch zarzuca mu brak staranniejszego wykształcenia; w pismach mówcy niepodobna doszukać się popisu erudycją, ale tchną one osobistą kulturą autora, jakkolwiek z natury rzeczy nie zapominają o poziomie słuchacza. Nie znać w nich najmniejszego zainteresowania dla filozofii, bo retoryka uchodziła podówczas za uniwersalne i wystarczające wykształcenie, ani w ogóle żadnych innych horyzontów poza politycznym. Nie zapominajmy wszelako, że w starożytności nie dzieło zależało od autora, ale autor od dzieła, a dziełem Demostenesa była mowa sądowa przed przedstawicielami mieszczaństwa. Demostenes jest jedynym autorem epoki klasycznej, który zastosował do siebie hasło podjęte później przez stoików: pracy nad sobą – jest wykładnikiem najwyższego, jakie znamy w starożytności, napięcia woli. „Przyjaciel trudu ponad siły” – tak sam siebie nazywał. Takim trudem ponad siły było jego życie, trudem może i przez to także chlubnym, że daremnym. Sprężyną moralności Demostenesa jest poczęta w rozumie, a zahartowana w woli idea nieznużonego wysiłku. Demostenes nie wrócił Atenom świetności, ale jak wysoko – jeden – podtrzymywał poczucie godności w narodzie, świadczy późniejsze upodlenie Aten za Demetriusza Poliorkety. Toteż pewna szczudłowość daje się wyczuć w kaznodziejskim tonie Filipik; był to język już wtedy mało zrozumiały dla ogółu współczesnych.

Twarde czasy rodzą twardych ludzi; Demostenes nie miał molle cor Owidiusza. Oddychanie atmosferą sądu ateńskiego w IV wieku nie usposabiało do łagodności. Republikanie nie żartowali w sądach, a urząd Jedenastu był jednym z najbardziej pracowitych. Nowożytnego czytelnika gorszy łatwość, z jaką Demostenes żąda za każde przewinienie kary śmierci; działał tak w myśl retorycznej dewizy, że żądać za dużo jest to otrzymać dosyć. Kazał stracić za szpiegostwo Antyfonta, Anaksinosa, przy którego stole niegdyś siedział, kapłankę Teorys. Śmierć wyprzedzały w wypadkach szpiegostwa tortury. Na wieść o zamordowaniu Filipa włożył wieniec; wytykano mu to, ale czyż Grecy nie wieńczyli tyranobójców? Wszak niedługo potem lud ateński uchwalił dekret honorowy dla lekarza, który rzekomo otruł Aleksandra Wielkiego. „Nie godzi się triumfować nad poległymi” – powiedział Homer, ale Homer nie był demokratą.

Religia

Nazywano nieraz w ostatnich czasach Demostenesa politycznym anachronizmem. Niewątpliwie również anachronizmem był człowiek kończący w IV wieku swe mowy modlitwą. Archaiczna formułka, gdzieś jeszcze z czasów sądów pod lipą, powtarzała się zapewne i w ludowych kazaniach i radach. Lud krzywo patrzył na mówców unikających zwrotów modlitewnych. Ten miał okręt na morzu, tamten zboże w polu, inny sklepik z dewocjonaliami – bez bogów żyć nie można. Poddanie się woli bożej – taki jest stereotypowy finał tragedii, wyszłej z jasełek ludowych. Religia Demostenesa jest zupełnie ludowa, w ogólnym zarysie odtwarza wierzenia wszystkich czasów i narodów. Wiara jego błąka się między losem a opatrznością. Wiara w los należy do religii schyłku; u męża stanu jest cokolwiek nie na miejscu. W Drugiej mowie olintyjskiej i w mowie O pokoju los odgrywa rolę furtki ukojenia. Choć zbożniejsi od Filipa, ulegają Ateńczycy – w ideologii wojen perskich jest to paradoks. W Demostenesie budzi się pragmatyzm wieku czwartego; bo Filip działa – dodaje mówca. Na język naszych czasów przetłumaczona odpowiedź Demostenesa brzmiałaby jak słynny aforyzm: „Pan Bóg trzyma z silniejszymi batalionami”. Prawda, że zawód polityka szybko oducza metafizyki. Demostenes wierzy w te wyrocznie, które są mu na rękę, odrzuca niewygodne. Zakazuje pytać się Pytii, ponieważ ta sprzyja, jego zdaniem, Filipowi – przekupiona. Dowiedziawszy się wcześniej od innych o śmierci Filipa, udaje, że miał sen wróżący szczęście; tę sztuczkę praktykowano często w starożytności. Rzadkie u starożytnych wzmianki o życiu pośmiertnym występują u Demostenesa wyraziściej. Nieznany autor pochwały Demostenesa (w I w. po Chr.) powiada, że wiary w nieśmiertelność duszy nauczył się mówca od Ksenokratesa i Platona. Demostenes ufał więcej niż Fokion w sprawiedliwość opatrzności i w los Aten. W tym wszystkim bardzo trudno jest rozplątać, ile należy zapisać na rachunek własnych przekonań mówcy, ile policzyć na karb „stanu solidnego”, którego opinia była najwyższym prawem demokracji ateńskiej.

Polityka

Demostenes sam o sobie powiada, że obrał kierunek wszechgrecki. Panhellenizm Demostenesa jest nowym ukształtowaniem dwakroć złamanego imperializmu ateńskiego. Choć romantyk, nie był Demostenes zdolny do iluzji w rodzaju mrzonek Isokratesa. Nie był fantastą politycznym – był patriotą. W ówczesnych stosunkach rola taka zmuszała imaginację do pewnego wysiłku, większego niż dzisiaj żąda się od męża stanu. Patriotyzm swój ujawniał Demostenes ofiarami na rzecz państwa, wystawił własnym kosztem trzy galery: na Eubeę, Hellespont, pod Bizancjum; wykupował jeńców i wyposażał niezamożne dziewczęta.

W gruncie rzeczy był, jak nie da się inaczej pomyśleć, partykularystą, w najlepszym razie imperialistą; wszechgrekiem zrobiło go niebezpieczeństwo macedońskie, na nie ześrodkował całą uwagę; wtedy zdolny był nawet cieszyć się z powodzenia Teb. Nie jest wykluczone, że w młodości szukał zrazu oparcia o potężne stronnictwo polityków realnych spod znaku Eubulosa. Mowa o okręgach podatkowych odbijałaby wpływ rozważnej taktyki wybitnego finansisty, w Mowie rodyjskiej zawierałby się przemarsz do przeciwnego obozu. Wyraźną opozycję przeciw Eubulosowi wyrażają: Mowa przeciw Aristokratesowi, Mowa o udziałach i Trzecia mowa olintyjska. Być może jednak także, że interesy klientów, dla których pisał adwokat, wpływały na polityczne stanowisko, wyrażone w danej mowie. Zwrot przeciw Filipowi nastąpił około roku 349.

Politykę Demostenesa ożywiają wielkie idee moralne. Demokracja jest w oczach Demostenesa jedynie moralną instytucją. Wysoko podnosi mówca proporzec ogólnogreckiej idei cywilizacyjnej. Wielkoduszność, honor, ambicja, ludzkość – to terminy techniczne w politycznym słowniku Demostenesa. Zadaniem Aten jest obrona uciśnionych; tak późniejsza idea chrześcijańskiego rycerstwa wschodzi jako filozofia polityczna IV wieku na gruzach imperialistycznego państwa związkowego. Moralnością obywatela jest spełnianie obowiązku. Polityk musi być harmonijnie zgrany z nastrojami ludu. Katechizm społeczno-polityczny Demostenesa jest zwięzły: pełnić powinność. Gdy człowiek uczynił wszystko, co do niego należało, nie ma do zarzucenia sobie wyniku, jakikolwiek on będzie. Jako apostoł energetyki jest poprzednikiem drugiej szkoły stoickiej. Czyn ma znaczenie etyczne i wartość leży w nim samym.

Stronnictwo Demostenesa tworzyli: Likurg, Hyperejdes, Hegezyp, Polieukt, generałowie Chares, Diopejtes, Leosthenes. W miarę jak psuły się stosunki z Hyperejdesem, wywiązywało się pewne czucie polityczne między Demostenesem a Demadesem. Demostenes należał wtedy do zrezygnowanych, ale od ugodowców dzieliła go przepaść moralna, widoczna z ostatnich kart mowy O wieńcu. W obozie Demostenesa prawicę przedstawiał Likurg, lewicę Hyperejdes. Hazard polityki Demostenesa potępił pierwszy Polibiusz, potem Fénelon, Mably i Consin. Pogląd społeczny Demostenesa odpowiada doktrynie Arystotelesa; na obu oparł się Montesquieu. Oczywiście mowy sądowe nie mogły obyć się bez pewnej dozy demagogii; np. mowa przeciw Timokratesowi zawiera apoteozę, wielokrotnie powtórzoną, sądownictwa ateńskiego; w mowie przeciw bogatemu Meidiasowi gra Demostenes zręcznie – we własnym interesie – na nienawiści klasowej. Nawet przygotowanie się staranne do mowy przed ludem uważał za wymaganie demokratycznej lojalności. Sama nawet wymowa była w opinii mówcy urządzeniem demokratycznym.

Główne znamiona twórczości

Rozwój techniki pisarskiej. Jeżeli da się wyśledzić w poglądach etycznych Demostenesa pewien rozwój, to niewidoczny jest on w jego twórczości. Tymczasem dowiadujemy się skądinąd, że w pierwszej młodości zdradzał silną manierę modernistyczną, gubił się w okresach przeładowanych ogólnymi sentencjami i zamroczonych zawiłym wnioskowaniem. Znane nam mowy wykazują wprawdzie często nieznośne w odczuciu nowożytnego literata okresy, wszelako wzorowo zbudowane, sentencji – całkiem banalnych wedle topiki Arystotelesa – w nich skąpo, z pożytkiem dla autora.

Kompozycja. Czasem nawet w obrębie jednej mowy nie da się dostrzec rozwój myśli. Wybitną charakterystyką Filipik jest ustawiczny nawrót jednej i tej samej myśli przewodniej. Badania nad dyspozycją u Demostenesa wykazały, jak kołowanie zasadniczego ośrodka stanowi jedność jego mów. Dyspozycja mowy O wieńcu, jakkolwiek pozwala ustalić plan w najogólniejszych zarysach (np. całkiem wyraźna strategika retoryczna wmieszczania słabych argumentów w środek) – jak go szkicuje sam autor – przecież w szczegółach nawiązuje do zwykłej u Demostenesa metody hipnotyzowania jedną myślą. Ale mówca wie, jak dalece taka metoda nie tylko nie oznacza braku w kompozycji, ale wynika z najgłębszego wczucia się w psychikę audytorium. Jeżeli mówca chce o czymś przekonać lub coś wtłoczyć w świadomość, musi wśród ustawicznych wariantów powracać niepostrzeżenie do sedna rzeczy i nie nudząc słuchacza, przecież naprzykrzać się jego podświadomym odczuciom myślą, która ma wkopać się w te podskórne warstwy, by w nich zakiełkowała.

Dialektyczny charakter mów. Przeładowanie zdaniami warunkowymi jest niewątpliwie wadą stylistyczną mów Demostenesa; za to zawdzięcza im jedną z najpotężniejszych form argumentacji: dylemat. Stąd nadzwyczajna jasność wywodów.

Literatura w mowach. Fénelon powiedział, że czytając Demostenesa, myśli się o rzeczach, które on powiedział, nie o słowach. Praktyczność wywodów łączy Demostenesa z wymową Isajosa. Rzeczywiście nie miał on się za literata, wyrażał się ujemnie o enkomion i epideiktyce, a były to dwa najbardziej beletrystyczne gatunki prozy obok dialogu i noweli. Także działanie mów Demostenesa nie jest obliczone na słuchaczy o upodobaniach literackich. Isokrates rady swoje poprzedza długimi wywodami historycznymi, u Demostenesa argumentacja obraca się dokoła aktualnego położenia politycznego, bez dążenia do całości literackiej. Wprost trwożnie unika Demostenes ozdób stylu. Tymczasem przypatrzywszy się mowom Demostenesa okiem antycznym, odkrywamy w nich wiele literatury.

Epifonem. W późniejszej retoryce był zwyczaj kończyć mowę efektem, silniejszym akordem, który był obliczony na dłuższy pobrzęk w uszach słuchaczów. Nie znajdując tego tzw. epifonemu u Demostenesa w miejscu, które Rzymianie rezerwowali na miseratio, czyli efekty wzruszające, wymyślono bajkę, jakoby istniał w Atenach zakaz działania w mowach państwowych na uczucia słuchaczy. Tymczasem nowożytna kompozycja, przenosząca zakończenia nawet sztucznie niepozorne i banalizujące nad patetyczny finał, przyznaje palmę lepszego smaku greckiej kompozycji z doby klasycznej. Jeden Rzymianin (Horacy), który – może dzięki przymieszce krwi – miał smak literacki w jakości greckiej, ma analogiczne klauzule. Epifonem, jako ogólna sentencja, często wykrzyknik, po grupie przykładów lub wywodów, nie był znany przed Demostenesem.

Mowy wygłaszane a publikowane. Literacki charakter mów Demostenesa już stąd wynika, że zachowane nam mowy są stylistycznie raczej broszurami niż rzeczywistymi przemówieniami. Mówca sporządzał brulion przed wygłoszeniem przemówienia; po mowie brulion uzupełniał, czasem nawet przerabiał – i ogłaszał. Tak np. Trzecia Filipika przekazana jest w dwu redakcjach: krótszej i dłuższej; dłuższą redakcję uważa się za publikację z papierów niewykończonego szkicu mowy, krótszą za pamflet, ogłoszony przez samego autora. Czwarta Filipika jest może szkicem mowy, wydaniem pośmiertnym z papierów. Są i dowody retuszu, np. Ajschines cytuje z mowy Demostenesa O przekroczeniu upoważnień poselskich urywki, których w znanej nam redakcji brak. Współcześni stwierdzali wielkie różnice między pisanymi a mówionymi mowami; mowy wygłaszane miały mieć więcej temperamentu. Właściwością improwizacji Demostenesa miał być impet. Arystoteles widział w nim modernistyczną manierę. Jakoż dawni mówcy przemawiali bardzo statecznie, dopiero radykalna demokracja wprowadziła gestykulację i modulację głosu ze zmianą natężenia. Także maniery na „trybunie ludu” nie były salonowe. Aristogejton nazwał Demostenesa i Likurga „sakramenckimi bestiami”. W każdym razie jednak pisma Demostenesa są bliższe mów wygłoszonych niźli rzekome mowy polityczne Isokratesa, które są czysto literackim produktem do recytacji. Demegorie Demostenesa stoją – o ile idzie o układ – w pośrodku między rzeczywistymi mowami ludowymi a broszurami politycznymi.

Retoryka. Jak wszyscy prozaicy IV wieku, ulega Demostenes wpływowi stylu isokratejskiego, co wyraża się w unikaniu rozziewu, w budowie okresu i w rytmicznych wygłosach, zwłaszcza we wcześniejszych mowach. Szereg figur retorycznych, albo wprost nieznanych u Isokratesa, albo bardzo rzadkich, znachodzi się u Demostenesa częściej i w doskonalszej formie. Wedle słów starożytnego retora figury krasomówcze u Demostenesa miały impet straszliwy; mówiono o furkocie słów jego. Gdzieniegdzie przebija forsowność i jaskrawość wyrażenia. Sofizmaty uderzają szczególnie w mowie Przeciw Tymoteuszowi.

Styl. Styl Demostenesa nie odtwarza mowy codziennej; jest wyszukany. Prawdopodobnie brzmią wiadomości starożytne, że Demostenes kształcił się na uroczystym i sztucznie wyhodowanym stylu Tukidydesa. Specjalnie stylistycznych uzdolnień Demostenes nie objawia. Niepodobna, by mówił w takich okresach i w tylu zdaniach warunkowych. Kształtując później szkic, patrzył głównie na symetrię, wyrazistość i zwartość; estetyczne odczucie zapewne drzemało, a więcej pracowała logika mózgu. Ustawiczność okresów warunkowych, piętrzenie zdań pobocznych przed głównym, wielka zawiłość budowy, co prawda zawsze poprawnej, działają nużąco na czytelnika. Każda literatura ma swoje prądy i maniery, pisarz albo je urabia, albo im ulega, najrzadziej stoi poza nimi. Wpływ Isokratesa, jako stylisty, na współczesną generację był potężny, a Demostenes teoretykiem stylu nie był; wziął, co było gotowe, jak inny wielki współczesny: Arystoteles. W jednym i drugim wypadku wybitna indywidualność autora nadaje wyraz konstrukcji gramatycznej. Dlatego mógł Leosthenes powiedzieć o stylu Demostenesa, że jest młotem wykuty.

Ocena człowieka i twórczości

Kim był duchowo Demostenes? Bardzo trudno jest rozsądzić, czy Demostenes był właściwie mówcą, czy politykiem, czy literatem. Trudność pochodzi stąd, że jako polityk systematycznie nie działał, był raczej teoretykiem politycznym niż praktycznym politykiem; jako mówca więcej dbał o politykę niż o literaturę; a znowu widzi się u niego talent w kunsztownym manewrowaniu piórem, a nie znajduje się zaradności politycznej; umiał przekonywać, nie potrafił zmuszać. Koniunktury polityczne przepatrzył jak nikt inny, lecz najwięcej sukcesów uzyskiwał nie akcją czysto dyplomatyczną, ale potęgą wymowy, ile razy błysnął nią na zgromadzeniach ludowych państw, do których przybył w poselstwie. Niepodobna także nazwać Demostenesa pisarzem politycznym, ponieważ wymowa jego zajmuje się sprawami, nie zagadnieniami. Niewątpliwy u Demostenesa zmysł polityczny podporządkował się całkowicie patriotycznemu punktowi widzenia. Dlatego nie określimy nigdy istoty twórczości Demostenesa, wychodząc od osobowości.

Talent polityczny. Za to patrząc na autora od strony epoki i państwa, zaczynamy rozumieć istotę jego twórczości: był tym, czego potrzebowało państwo, a więc przede wszystkim był patriotą. Jest to najgłębszy rys osobowości mówcy: nie twórczość jego jest patriotyczna, ale patriotyzm jest źródłem jego twórczości. Nie on sam. Ustrój państwowy sprawił, że Demostenes był mówcą, epoka – że był politykiem. Powiedziano słusznie, że nie był pozytywnym politykiem: bez wielkości Filipa nie byłoby i wielkości Demostenesa. Nie był geniuszem politycznym, w takim bowiem razie byłby uratował naród. Demostenes jest tragiczną wielkością, jaką może wydać tylko nieszczęśliwy naród. Gdyby szukał sam siebie, może byłby znalazł swoją siłę najrzetelniejszą, byłby wypowiedział się całkowicie, jako literat. Ale on o tym nie myślał; czynił wszystko, czym może jednostka uratować państwo. Tymczasem republiki nie uratuje jednostka, nie wiedzieć jak genialna, jeżeli będzie tak radykalnie republikańska jak Demostenes. Na wielkość państw demokratycznych składa się suma miliona szarych wysiłków; indywidualista Demostenes, myśląc inaczej, był literatem. Słaba strona jego polityki jest źródłem jego sławy – czyż tak nie bywa? Niebezpieczny to patriotyzm wkładać na państwo odpowiedzialności, którym ono nie sprosta, choćby nie wiadomo jak szczytne i „godne przodków”. Ambicje państwowe grożą większym niebezpieczeństwem niż prywatne. Łatwo można wybaczyć wybitnemu człowiekowi, że ocenia społeczeństwo wedle własnej miary; polityk nie może żyć napięciami własnej jaźni. Teraz możemy odpowiedzieć na pytanie. Demostenes urodził się literatem, pochłonęła go polityka. Sztuki dla sztuki starożytność przedaleksandryjska nie znała; dlatego Demostenes nie czuł się literatem, ale politykiem. Praktyczne rezultaty były błyskotliwe, ale mało pozytywne, to znaczy mało polityczne; formalnie powstaje literatura dla nas niezrozumiała.

Demostenes nie doceniał militarnej siły Macedonii. Był za dumny, by barbarzyńcy przyznać możność zwycięstwa nad Grekiem. Filipa zaliczał do najgorszej hołoty. Aleksandra Wielkiego nazywał sowizdrzałem. Niestety, pogarda nie niszczy przeciwnika. Demostenes nie miał najmniejszego zrozumienia dla stosunków wojennych. Optymizm jego na punkcie dalszych losów wojny, raz zaczętej, tłumaczy się chyba tylko masową neurastenią, której najtrudniej przychodziło zacząć, więc poza początek nie patrzyła. Ponad porywy Demostenesa ileż więcej słuszności politycznej kryło się w maksymie osiwiałego taktyka Fokiona: „Bądź najsilniejszym, albo przyjacielem najsilniejszego”! Morskiej orientacji u Demostenesa ani śladu, mimo reform administracyjnych w tej gałęzi. Koalicja lądowa przeciw Filipowi nie miała widoków.

Talent literacki. Talentu Demostenesa nie można oceniać samego w sobie, zwłaszcza gdy nasze kryteria nie znajdują zastosowania w ocenie jego twórczości. Talent każdego pisarza najwybitniej występuje dopiero w porównaniu ze współczesnymi; wtedy widać, ile kroków naprzód dzieli go od masy – a to jest właśnie ocena. Przeczytawszy mowę Ajschinesa w tym samym procesie, rozumiemy dopiero, jakim arcydziełem jest mowa Demostenesa O wieńcu. Charakter wymowy Demostenesa jest na wskroś nowożytny. Cyceron jako główne jej znamię wymieniał siłę. Jakoż nazywano mowy Demostenesa taranami. Nieznany autor pisemka O wzniosłości (z I w. po Chr.) istotę wymowy Demostenesowskiej upatrywał w patetyczności. Zdaniem nowożytnych, źródłem twórczości tragicznego mówcy jest rozum zwulkanizowany uczuciem. Demostenes należy do tego typu genialnych ludzi, gdzie wielkim dyspozycjom duchowym odpowiadają mierne uzdolnienia mechaniczne. Wszystkim była dlań akcja, metodą – niezłomna konsekwencja. Proza Demostenesa ma w sobie przedsmak schyłku.

Idealizm. Nie darmo Cyceron zrobił Demostenesa uczniem Platona. Platon powiedział, że piękny jest wszelki przypadek w szlachetnym wysiłku. Od Platona wiedzie ród teza o idealnym zwycięstwie, odeń polityka bierze ów wysoki rozpęd ideału. Ale Platon wykazywał bezskuteczność wysiłków jednostki o lepszym uznaniu wśród pospólstwa, bo Platon był estetą. Jako chrzciciel stoicyzmu, jako kaznodzieja obowiązku, stanowi Demostenes pośrednie ogniwo między fantasmagorią platońską a idealizmem pragmatycznym. Gdy Platon jest teoretykiem, Demostenes jest romantykiem w życiu. Dlatego był gorzki. Platonowi zawdzięcza wysokie natchnienie swej wymowy, rzeczowość Lizjaszowi i Isajosowi – jeżeli nie chcemy nic przy nim samym zostawić; a przecież zostaje: połączenie, ten bój o rzeczy nieosiągalne, rozegrany we wrzawie ludowych zgromadzeń. Nie przebacza się romantykom w polityce; po przeszło dwu tysiącach lat wolno im wyrazić hołd.

O honor Grecji. Demostenes wypełnił wezwanie poety, by całą duszę oddać ojczyźnie; w mowie O wieńcu sam mówi o całkowitym oddaniu się państwu. Był ostatnim słowem politycznym Grecji, bo zginął razem z ojczyzną. Nieznany autor Pochwały Demostenesa (I w. po Chr.) mówi o nim, że kochał Ateny do szaleństwa, i cytuje słowa Eurypidesa o dziewicy, która przed ciosem śmiertelnym zbiera szaty, aby przyzwoicie upadła, konając; tę przysługę oddał swej ukochanej Demostenes. Mowa O wieńcu jest dowodem, że Demostenes przypisywał Cheronei czysto honorowe znaczenie. Samego mówcę porównywano do twierdzy, która zajęta – okazuje się niezdobytą. Przez mgły wieków wielki blask bije od tej postaci.

Żywot – pisma – czasy

Pierwszy okres (do pierwszej Filipiki). Fénelon zauważył, że w mowach Cycerona jest tyle samego Cycerona, gdy z Demostenesa nie sposób odtworzyć jego życiorysu. Był synem bogatego fabrykanta broni. Jak Isokrates, Sofokles, Lizjasz, wyszedł ze stanu średniego. Sam się nazywa synem ludu. Ajschines wytykał mu niegreckie pochodzenie; miał rzeczywiście po matce przymieszkę krwi północnej, z Bosporu scytyjskiego. Chował się z siostrą o dwa lata młodszą; siedmioletniego odumarł ojciec, wcześnie zgasły. Młoda wdowa, nie poszedłszy za ostatnią wolą męża, która polecała ją wyborowi jednego ze stryjów sieroty, poświęciła się całkowicie wychowaniu dzieci, a nie mogąc dać im dostatków, rozpieszczała je. Kobiecym wychowaniem tłumaczyć można ambitną i łatwo pobudliwą naturę mówcy. Do poświęcenia się wymowie miała Demostenesa pociągnąć zasłyszana w chłopięctwie mowa adwokata i polityka Kalistrata. Dziewiętnastoletni przyrzekał sędziom, że nie będzie mniej pożyteczny dla państwa niż ojciec jego – fabrykant broni.

Pierwszy raz wystąpił w procesie przeciw stryjom opiekunom – o roztrwonienie powierzonego im w zarząd majątku. W mowach widoczna jest pewna przesada, wynikająca z istoty mowy sądowej. Jak później w procesie przeciw Meidiasowi, tak i tu spotkał się z nieprzychylną postawą stronnictwa Eubulosa; stryjowie młodzieniaszka cieszyli się osobistymi względami wszechwładnego polityka, wskutek czego dwudziestoletni mówca musiał zadowolić się niewielkim odczepnym. Był wtedy uczniem Isajosa. Od dwudziestego piątego roku życia pisze mowy dla drugich, wyłącznie w procesach cywilnych, np. spadkowych, jak Isajos. Natomiast wstrzymał się niemal aż do trzydziestego roku życia od występów publicznych w procesach politycznych, gdyż nie miał powodzenia przed ludem, jąkał się bowiem, ruszał ramionami, głos miał słaby, a styl niewyrobiony. Żelazną pracą poskramiał nerwy i uzupełniał braki; tymczasem pisał dla klientów.

W jednej z najwcześniejszych mów o podkładzie politycznym oskarża Androtiona; był to uczeń Isokratesa i mąż stanu, później wygnany; napisał w Megarze historię Attyki. Androtion wydobył się z oskarżenia. W dwa lata później wniósł Demostenes skargę przeciw Tymoteuszowi w związku z manipulacjami pieniężnymi poprzedniego winowajcy; jednakże po zwrocie sumy, sprzeniewierzonej przez Androtiona, skarga przeciw Tymoteuszowi straciła powab, toteż mowa wydaje się niewykończona. Po długiej przerwie występuje znowu osobiście w skardze przeciw Leptynesowi, który rok temu przeprowadził uchwałę znoszącą wolność od ciężarów państwowych dla zasłużonych. Demostenes występuje jako adwokat nieletniego syna Chabriasa, który niedawno poległ pod Chios. Leptynesa popierała partia sędziwego męża stanu i generała Aristofona; z jego to wnioskiem zgadzała się także oszczędnościowa polityka Eubulosa; szukano zatem powodu, który mógł skłonić młodego adwokata do wystąpienia przeciw dwom filarom państwa; współczesna komedia zarzucała Demostenesowi bezskuteczne konkury o rękę wdowy po Chabriasie. Ale był to poryw idealizmu, który obaj wielcy mężowie stanu zapewne wybaczyli. Podobnie jak poprzednie mowy, skargą o bezprawność wniosku była mowa przeciw Aristokratesowi, który wniósł uchwałę zabezpieczającą generała Charidemosa w całym państwie związkowym. Charidemos był spowinowacony przez małżeństwo z Kersobleptesem, królem Odrysów w Tracji. Można się tu dopatrzeć wpływu polityki Eubulosa; nie był to, zdaje się, jednak krok szczęśliwy, bo osłabiał rywala Filipa i przygotowywał przyszłe jego ujarzmienie. A jednak Demostenes widzi już na tle grozę Filipa; proces odbył się w rok po wniesieniu.

Tak od trzydziestego roku zaczyna się krótki okres gorączkowej działalności w politycznych procesach o nieprawność wniosków. Po trzydziestce ożenił się; córeczkę z tego małżeństwa stracił wcześnie. Zwyczajem IV wieku mieszkał nie w mieście, lecz w Pireusie. Mowy cywilne pierwszego okresu są zajadłe, mowy polityczne umiarkowane. Pierwszą mową polityczną jest wywód O okręgach podatkowych, tak czysto techniczny, że uczeni wątpią, czy w ogóle był wygłoszony. Były to nowe okręgi podatkowe dla wyekwipowania trójrzędowców, w liczbie dwudziestu po 60 członków; brała w nich udział tylko najbogatsza warstwa 1200 obywateli. Okręgi ułatwiały uiszczanie podatków nadzwyczajnych. Osobno odróżniano w państwie 300 obywateli najbogatszych, którzy należeli do pierwszej klasy majątkowej. Młodzieńczy projekt reformy przewidywał rozszerzenie liczby podatników do 2000, ponieważ z dawnych 1200 wielu nie poczuwało się do obowiązku, wskutek czego wynikały stale niedobory. Zapowiedzianą reformę – w odmiennym duchu – przeprowadził Demostenes w czternaście lat później. Młody polityk ostrzega w tej mowie przed doraźną wojną z Persami, a więc występuje już poniekąd przeciw idei odwetu, szerzonej przez Isokratesa i Eubulosa.

Również przeciw Eubulosowi wymierzona jest mowa W obronie mieszkańców Megalopolis. Demostenes domagał się w niej, by nieść pomoc Związkowi Arkadyjskiemu przeciw Sparcie, której Eubulos nie chciał sobie narażać. Koniunktury zmieniły się później i ten sam Demostenes objeżdżał potem państwa peloponeskie z prośbami, by nie dały się Filipowi pozyskać przeciw Lacedemończykom. Eubulos przemógł i pomoc nie przyszła do skutku. Nieznany autor słynnej rozprawki O wzniosłości (I w. po Chr.) podziwiał mowę trzydziestodwuletniego mówcy przeciw Meidiasowi. Podczas zatargów o Olint i Eubeję objął Demostenes za swą fylę Pandionis wyekwipowanie lirycznego chóru męskiego na Wielkie Dionizje w marcu 348 roku. Potężny bogacz i stronnik partii rozwagi, który już występował przeciwko niemu w procesie przeciw opiekunom, w czasie zwykłej przy takich uroczystościach rywalizacji między kandydatami do wyekwipowania z różnych fyl wymierzył Demostenesowi w teatrze policzek. Wskutek wzburzenia Demostenes wprawdzie przepadł w konkursie, ale lud zebrany dał mu pełną satysfakcję. Ponieważ Meidias obraził Demostenesa w chwili pełnienia czynności religijno-państwowej, groziła mu wielka kara, dlatego wpływami swymi starał się odwlec proces. Po dwóch dopiero latach przyszło do rozprawy. Demostenes wtedy co prawda zasiadał w Radzie Państwa, ale wobec wszechwładnego stronnictwa czuł się osamotniony. Wedle prastarego zwyczaju greckiego zadowolił się – chudym – odszkodowaniem pieniężnym. Mowa została w papierach, skąd ją ktoś wydobył po śmierci mówcy. Można sobie wyobrazić, jaki orkan pasji i zażartości wznieciła zniewaga w piersi wrażliwego idealisty. Mowa jest istnym pożarem wściekłości i zemsty.

Śmielej już przeciw Persji występuje Demostenes W obronie Rodyjczyków. Po śmierci satrapy Mauzolosa wdowa Artemizja prowadziła nadal jego politykę zaborczą i utrzymywała załogę na Rodos. Demostenes popiera myśl przeforsowania powrotu na wyspę zbiegłych stamtąd demokratów i doradza zbrojne pogotowie, jednakże bez zaczepki. Zbrojne pogotowie oznaczałoby plan odnowienia Związku Morskiego. Wnioski upadły pod naporem polityki Eubulosa, wystrzegającej się zawikłań z Persją.

Okres drugi (do kongresu korynckiego). Z wolna wchodzi Demostenes w wiry życia politycznego. Wojna ze sprzymierzeńcami skończyła się – Ateny odczuły przerażającą pustkę wokół siebie. Tymczasem Ares macedoński kołatał do bram Grecji. Amfipolis, Pydna, Potidaja, Metone znajdowały się w ręku Filipa. Trzecia wojna święta, w jaką wplątała się Fokida, zrabowawszy skarbiec delficki, czyni Filipa panem Tesalii. Postępy macedońskie w Tracji zmusiły w końcu Kersobleptesa do kapitulacji. Związek Filipa z Peryntem i Bizancjum zagrażał połączeniom handlowym Aten. Filip maszerował na Grecję i Demostenes podniósł po raz pierwszy głos ostrzegawczy, który miał zamilknąć dopiero w stygnącej krtani starca. W Pierwszej mowie przeciw Filipowi nie ma jeszcze tej zajadłości, co w Drugiej mowie olintyjskiej. Charakter Pierwszej Filipiki, jak i trzech Mów olintyjskich jest dydaktyczny, prze energicznie do akcji. Po raz pierwszy w mowach Demostenesa występuje Macedonia jako narodowe niebezpieczeństwo. Cała mowa jest jedną skargą na brak inicjatywy. Ale rady mówcy są dosyć bezradne: 2000 wojska – planu strategicznego nie sili się nawet podać. Trzydziestotrzyletni Demostenes nie był jeszcze panem opinii, bo wyraża obawy, czy rady nie wyjdą na złe doradcy. Rozgoryczenie na ogólną apatię widocznie nie przełamało letargu, bo praktycznego rezultatu z mowy nie było.

Mowa O udziałach, wygłoszona w roku następnym, jest broszurą na ten sam temat, jaki poruszają Druga i Trzecia mowa olintyjska. W głowie dojrzewającego polityka paliły się coraz nowe projekty. Reforma proponowana w tej mowie jest bardzo radykalna. Demokracja uważała państwo za rodzaj towarzystwa akcyjnego i zamiast nadwyżkę budżetową obrócić na palące potrzeby wojskowe, traktowała ją jako dywidendę, z której miano opłacać obywatelom widowiska sceniczne. Wszelkie wzmianki o innych możliwościach użycia tych pieniędzy z pożytkiem państwa – przyjmował lud z furią. Trzeba było najwymyślniejszych okrążań na tej drodze. Więc Demostenes proponował, aby każdy obywatel pobierał udział z dochodów państwa, który by go jednak zobowiązywał w razie potrzeby do służby wojskowej, a w takim razie nie otrzymywałby już osobnego żołdu. Była to dowcipna kombinacja uprzywilejowanej polityki udziałów na rozrywkę – z postulatem wojskowym. Pytanie tylko, jak przedstawiały się w praktyce widoki przeprowadzenia. Pomysłowość Demostenesa jest dowodem, jak drażliwa była kwestia. Później wymyślono bajkę, jakoby karą śmierci zagrożono temu, kto by ośmielił się stawiać wniosek o skasowanie funduszu teatralnego.

Daleko bardziej stanowcze poglądy na powszechny obowiązek służby wojskowej, jak i na zniesienie udziału na rozrywki przebijają w trzech Mowach olintyjskich. Wygłosił je w latach 348–9, błagając o odsiecz dla zagrożonego miasta. Gdy przybyło poselstwo z Olintu, mówca liczył trzydzieści siedem lat. Trudno ustalić bliższą chronologię Mów olintyjskich, tak mało w nich aktualności. Na stanowczy ton Demostenesa w tych mowach wpłynęła częściowo jeszcze inna okoliczność; oto stronnictwo Eubulosa zaangażowało się w roku 348 w popieraniu tyrana Plutarcha w Eretrii na Eubei. Demostenes, jakkolwiek ostrzegał usilnie przed tą wyprawą, musiał w niej wziąć udział jako hoplita. Ogólny nastrój tak silnie przechylał się na stronę wyprawy, że tłum mało co nie podarł ubrania na Demostenesie, gdy przemawiał z ramienia opozycji. Za to niepowodzenie wyprawy wzmocniło stanowisko Demostenesa. Partia Eubulosa przycichła po klęsce, a nawet popierała odsiecz Olintu. Po upadku miasta (Olint padł w roku śmierci Platona), Eubulos postawił w jesieni roku 348 wniosek obesłania miast z projektem utworzenia panhelleńskiego związku przeciw Macedonii. Wniosek o reformę funduszu teatralnego postawił za mówcę niejaki Apollodor; zaskarżony przez Stefanosa, wniosek upadł. W Drugiej mowie olintyjskiej przycina Demostenes jadowicie bogaczom z Eubulosem i Fokionem na czele; cała mowa napisana jest w tonie namiętnej inwektywy. Sarkazm Trzeciej mowy olintyjskiej uderza na soldateskę samowolnych generałów.

Mowy polityczne przerywa para procesów, różnie tłumaczona, a mało wyjaśniona do dziś dnia. Oto w roku 343 bronił Demostenes bankiera Formiona przeciw Apollodorowi. Mamy zaś wśród pism Demostenesa inną mowę, przeciw Stefanosowi, który był świadkiem przeciw Formionowi z ramienia Apollodora. Wyglądało to na obsługiwanie obu stron procesujących się przez jednego adwokata, co w starożytności gorszyło już Plutarcha.

Przypuszczają uczeni, że druga mowa wyszła spod pióra Apollodora, ponieważ starożytni komentatorowie znali taką wersję. Nie znamy prawdy, ale podobna historia powtarza się u Lizjasza i u Cycerona. Cały życiorys Plutarcha cechuje szczepowa niechęć, zależność od paszkwilów Teopompa uderza w oczy na każdym kroku; niemiecka nauka, nieprzychylna antycznemu szermierzowi idei demokratycznej, gorliwie podchwytywała wszystkie punkty zaczepne. Starożytni w sprawy zarobkowe nie wkładali wiele etyki, odstęp czasu między oboma procesami i nieznane nam okoliczności mogły dorzucić swoje. Ajschines, który nie cofał się przed żadną potwarzą, stawia wprawdzie Demostenesowi zarzut w sprawie Apollodora, ale odmiennej natury.

Skoro Olint znalazł się w ręku Filipa, a orędzie Eubulosa trafiło w pustkę, zdecydowano się skorzystać z ofiarowanego przez Filipa pokoju. Na wniosek Filokratesa, poparty przez Eubulosa, wysłano poselstwo do Pelli; w jego skład wchodzili między innymi Demostenes, Ajschines i Filokrates. Zawarto rozejm na zasadzie zachowania obecnego stanu posiadania. Filip zobowiązał się nie atakować w czasie rozejmu ostatniej większej posiadłości Aten na północy, trackiego Chersonezu. O zwrocie Amfipolis nie było mowy; włączenie sprzymierzeńców ateńskich do traktatu sformułowano bardzo ogólnikowo; Filip dodawał tajemnicze a nieokreślone obietnice. Po powrocie zdawał się Demostenes w pierwszej chwili okazywać pełne zadowolenie z wyników poselstwa i postawił wniosek o uwieńczenie legacji. Posłów Filipa gościł u siebie i wystarał się o honorowe miejsce dla nich w teatrze. Licząc się z nastrojami Zgromadzenia, wniesiono projekt traktatu w formie bardzo ogólnikowej i oględnej, bez wzmianki o Amfipolis i o wyłączeniu Fokidy z traktatu. Aliści Demostenes zaatakował na pełnym Zgromadzeniu posłów, zażądał szczegółowego sformułowania w sposób korzystny dla Aten. Wobec oporu posłów macedońskich ograniczył się do zastrzeżenia w traktacie, że do trzech miesięcy mogą wszystkie inne państwa greckie przystąpić do ugody. Usunięto klauzulę wykluczającą Fokidę i Halonessos od traktatu, po czym Zgromadzenie przyjęło traktat, a władze ateńskie zaprzysięgły go.

Wyruszyło drugie poselstwo celem odebrania przysięgi od Filipa, co miało mieć charakter ratyfikacji pokoju. Demostenes wziął w nim udział, ale trzymał się z dala od towarzyszów poselstwa. Zamiast jednak udać się nad Hellespont, gdzie Filip dokonywał pospiesznych podbojów, przesiedziało ono w Pelli trzy miesiące, aż Filip, syty łupów, wrócił, by podpisem utrwalić stan posiadania, powiększonego między jednym poselstwem a drugim. Po powrocie Demostenes oskarżył poselstwo przed Radą Państwa i przeprowadził wniosek odmawiający mu wieńca, ale na Zgromadzeniu przeszedł dekret Filokratesa z honorami dla Filipa. Stronnik Demostenesa, Timarchos, wniósł przeciw najobrotniejszemu obok Filokratesa rzecznikowi pokoju, Ajschinesowi, skargę o przekroczenie uprawnień poselskich. Na odwet Ajschines, podniósłszy wątpliwość, czy Timarchos jest uprawniony do wykonywania jakiejkolwiek czynności urzędowej, udowodnił mu zniesławiające przewinienia obyczajowe w młodości. W ten sposób były uczestnik praktyk guślarskich i aktor przedmiejski upokorzył zasłużonego polityka. Złączonymi siłami Hyperejdes i Demostenes wytoczyli proces Filokratesowi i bardzo łatwo udowodnili ma szereg przekupstw, bo Filokrates po powrocie z poselstwa nie krył się ze swym nagłym wzbogaceniem. Filokrates uszedł przed oczywistym wyrokiem śmierci, który też zapadł zaocznie. Ajschines nie mógł przyjść nawet do słowa w jego obronie.

Pokój Filokratesa przypada na rok 346; w lecie 343 roku rozegrała się pierwsza walka o byt czy niebyt polityczny między Demostenesem a Ajschinesem. W tym procesie wygłosił Demostenes mowę O przekroczeniu uprawnień poselskich. Fokion, Eubulos i Nausikles wytężyli wszystkie siły, rozumiejąc, że nie idzie o jednostkę, ale o kwestię kierunku politycznego, czyli po prostu o państwo. Odpowiedź Ajschinesa nie zawiera ani jednego rzetelnego przeciwdowodu (Demostenes obwiniał go głównie o zdradzenie sprawy Kersobleptesa), mimo to jednak pupil stronnictwa pokoju wyszedł obronną ręką z procesu. Szkic Demostenesa, podobnie jak w procesie przeciw Meidiasowi, pozostał w tece.

Między pokojem Filokratesa a skargą przeciw Ajschinesowi nastąpiła katastrofa fokijska. Trzecia wojna święta przeciągała się, ale po śmierci generała Onomarcha i wyczerpaniu zrabowanych skarbów nie zdołała Fokida utrzymać swych wojsk zaciężnych w karności. Wiedział o tym Filip i wnet po podpisaniu pokoju, odciążywszy większość swych frontów, przekroczył Termopile i zmusił armię fokijską do kapitulacji, w połowie lipca roku 346. Ostateczny akt przemocy wyprzedziły komedie dyplomatyczne. W świątyni Demeter pod Termopilami zbierała się tzw. rada pylagorów, czyli delegatów Amfiktionii Pylajsko-Delfickiej. Amfiktionia była pierwotnie czysto religijnym zjednoczeniem sąsiadujących państw czy miast, celem wspólnego wykonywania lokalnego kultu. Z czasem polityczna intryga zamieniła pobożne zebranie w kuźnię podstępów i sztuczek. Filip bystrym okiem dyplomaty ujrzał natychmiast w Amfiktionii Pylajsko-Delfickiej najwygodniejsze narzędzie swych zabiegów. Dynastia macedońska wywodziła się od Heraklidów, a w związkach sakralnych tlił się jeszcze za pełnego dnia demokracji pewien płomyk arystokratycznej tradycji. Jeszcze pierwej pylagorzy uchwalili ekspedycję karną przeciw Fokidzie, wszelako Ateny uchyliły się od udziału w niej, a na pylagorę swego na najbliższe posiedzenie Amfiktionii wyznaczyły – z niewiadomych powodów – Ajschinesa. Drugi przykład niepoczytalnej polityki koalicyjnej Aten: także w poselstwie do Filipa reprezentowane były już różne obozy; nic dziwnego więc, że przyszło między posłami do kontrowersji przed królem, co osłabiło ich powagę. Ajschines pod pozorem, jakoby Amfisa, miasto Lokrów Ozolskich, na granicy Fokidy, zamierzało wytoczyć przed Amfiktionią skargę na Ateny i proponować grzywnę, ściągnął na Lokrów wyrok Amfiktionii za uprawianie świętych gruntów; wykonanie wyroku powierzono Filipowi i tu dopiero zaczęła się gra w otwarte karty. Filip zlekceważył mandat, ale za to zajął Elateję, najznaczniejsze miasto we Fokidzie. Popłoch padł na Ateny, zarządzono mobilizację. Trzecie poselstwo do Filipa w sprawie poprawek do traktatu – Demostenes nie brał w nim udziału – zawróciło z drogi. Fokidę, obsadzoną przez Macedończyków i Teban, wyjęto spod prawa, a głos jej w Amfiktionii przeniesiono na Filipa. Filip wysłał poselstwo i notę uspokajającą do Aten. Ale Ateny ochłonęły z paniki; miasto otwarło bramy przed uchodźcami fokijskimi, odrzucono zaproszenie na uroczystości pytyjskie, mające odbyć się po raz pierwszy pod protektoratem Filipa, którego zresztą zastąpił później po odwrocie z Grecji jeden z generałów, i fotele ateńskie miały świecić pustkami. Filip zaprotestował, a wojska macedońskie i amfiktionów groziły Atenom świętą wojną. Od wkroczenia Filipa do Fokidy cały wpływ polityczny przeszedł na Demostenesa, chociaż Eubulos jeszcze kilka lat sprawował finanse, a Fokion zasiadał w strategionie. Demostenes zrobił gest uspokojenia i Ateny przyjęły milczkiem protest do wiadomości; to mowa O pokoju. Zapewne, że między nieobesłaniem Pytiów a mową O pokoju nie ma wiele logiki, politycznie jednakowoż i jedno, i drugie mogło być potrzebne i usprawiedliwione.