Nata i czarownice. Pechowa wiedźma - Anna Andrusyszyn - ebook

Nata i czarownice. Pechowa wiedźma ebook

Andrusyszyn Anna

5,0

Opis

Wraz z Natą przenieś się do świata magii!

Dalszy ciąg przygód Naty. Tym razem dziewięciolatka staje przed szansą odzyskania magicznych talentów swoich przodkiń. Bez wahania wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż z kimś, komu nie powinna zaufać. Tajemnicę powierza jedynie najlepszemu przyjacielowi, Piotrkowi. Mimo to wścibskiemu kotu Lukrecjuszowi udaje się zwęszyć pewien trop, który umknął czterem czarownicom. Trzykrotki znów będą miały ręce pełne roboty, a fryzjerka Natalia zostanie zmuszona do porzucenia bezpiecznego życia i ponownego zmierzenia się z magią. Czy Nacie uda się wydostać z tarapatów, a może raz na zawsze będzie musiała pożegnać się z marzeniem o zostaniu prawdziwą czarownicą?

Niezwykła opowieść pełna fascynujących przygód, którą dopełniają fenomenalne ilustracje Anety Fontner-Dorożyńskiej. Okraszona humorem i napisana lekkim językiem wciągająca historia o wpadaniu w tarapaty w świecie magii, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 171

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tekst: Anna An­dru­sy­szyn
Ilu­stra­cje: Aneta Font­ner-Do­ro­żyń­ska
Re­dak­tor pro­wa­dząca: Ju­lita Dzie­kań­ska-Gęb­ska
Re­dak­cja: Alek­san­dra Gro­now­ska
Ko­rekta: Ka­ta­rzyna Ma­li­now­ska
Opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki i skład: Mał­go­rzata Ćwie­luch
© Co­py­ri­ght for text by Anna An­dru­sy­szyn-Woj­ta­sik, 2023 © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o., War­szawa 2023 All ri­ghts re­se­rved
All ri­ghts re­se­rved
Wszyst­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści albo frag­men­tów książki moż­liwe jest tylko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgody wy­dawcy.
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-8299-272-4
Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o. 00-807 War­szawa, Al. Je­ro­zo­lim­skie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51wy­daw­nic­two@zie­lo­na­sowa.plwww.zie­lo­na­sowa.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Mili i Tomka

oraz

dla Leny i Ni­co­lasa

Lukre­cjusz jed­nym zgrab­nym ru­chem prze­sko­czył przez płot i bez­sze­lest­nie ru­szył w stronę pierw­szego z trzech do­mów sto­ją­cych na wzgó­rzu. Już miał się wśli­zgnąć do środka przez uchy­lone okno, kiedy coś przy­kuło jego uwagę i za­trzy­mało go na we­ran­dzie. Im dłu­żej przy­glą­dał się rze­czom nie­dbale roz­rzu­co­nym na ławce, tym bar­dziej był pe­wien, że wśród nich wi­dzi nie ko­lejną, fu­trzaną po­duszkę, ale... in­nego kota. Co prawda nie ta­kiego jak on, czar­nego i – nie bójmy się tego słowa – dys­tyn­go­wa­nego, ale swoje zu­pełne prze­ci­wień­stwo: śnież­no­białą kotkę. Lu­kre­cjusz przy­glą­dał się nie­zna­jo­mej dłuż­szą chwilę, jakby wy­pa­tru­jąc na jej ide­al­nie za­dba­nym fu­terku ja­kie­go­kol­wiek in­nego ko­loru. Jesz­cze ni­gdy nie spo­tkał kota, który nie miałby żad­nej łatki czy cho­ciaż ma­lut­kiej plamki w in­nym od­cie­niu. Oczy­wi­ście oprócz swo­jego od­bi­cia w lu­strze. Czerń jego fu­tra była do­sko­nała, ani je­den wło­sek nie miał in­nego ko­loru.

Nie­zna­joma wy­da­wała się zu­peł­nie igno­ro­wać jego obec­ność. Czy­ściła so­bie łapki z ta­kim za­pa­łem, jakby to była naj­waż­niej­sza czyn­ność na świe­cie. Lu­kre­cjusz nie byłby oczy­wi­ście sobą, gdyby jako pierw­szy nie za­gaił.

– Czy my się znamy? – za­py­tał. – Bo ja­koś so­bie nie przy­po­mi­nam...

Kotka pod­nio­sła na chwilę pysz­czek, jakby py­ta­nie Lu­kre­cju­sza zu­peł­nie jej nie za­sko­czyło, i rzu­ciła nie­dbale:

– Su­zanne Char­lotte Ge­ne­vieve No­uvelle.

– Jaka znowu Su­zanne Char... i tak da­lej? – za­ciął się Lu­kre­cjusz.

– Tak się na­zy­wam. Dla przy­ja­ciół i cu­dzo­ziem­ców po pro­stu Suzi. Wła­śnie przy­je­cha­łam z Pa­ryża i cze­kam na swoją scenę. Obie­cano mi, że po­ja­wię się już w pierw­szym roz­dziale!

– Z tego, co sły­sza­łem... – Ogon Lu­kre­cju­sza za­czął ner­wowo się ki­wać to w jedną, to w drugą stronę. – A za­zwy­czaj je­stem bar­dzo do­brze po­in­for­mo­wany. Na­dęta ary­sto­kratka z Pa­ryża miała się po­ja­wić do­piero w trze­cim to­mie przy­gód nie­sa­mo­wi­tego kota Lu­kre­cju­sza, Naty, Trzy­kro­tek i... ca­łej reszty to­wa­rzy­stwa – do­koń­czył lek­ce­wa­żąco.

– Nie­sa­mo­wi­tego kota Lu­kre­cju­sza? – Su­zanne wy­da­wała się wy­raź­nie roz­ba­wiona. – Z tego, co wiem, nie było cię na­wet w ty­tule pierw­szej czę­ści, je­steś po­sta­cią dru­go­pla­nową!

– Dru­go­pla­nową? By­łem na okładce! – Lu­kre­cjusz zje­żył fu­tro na grzbie­cie. – Ktoś cię chyba źle po­in­for­mo­wał! To ja po­mo­głem Na­ta­lii, ma­mie Naty, po­ko­nać złego cza­row­nika, co – jak wszy­scy wiemy – skoń­czyło się dla niego wię­zie­niem i ode­bra­niem cza­ro­dziej­skich mocy!

Te­raz włosy na karku miała zje­żone rów­nież biała kotka.

– Z tego, co czy­ta­łam, pa­dłeś nie­przy­tomny, kiedy ten cały Woj­now­ski rzu­cił tobą o ścianę, a Na­ta­lia, naj­lep­sza ze wszyst­kich cza­row­nic, po­ko­nała go po­tężną ma­gią, ra­tu­jąc rów­nież twoje fu­tro!

– No nie wy­trzy­mam! – za­wo­łał Lu­kre­cjusz. – A kto znał za­klę­cie otwie­ra­jące drzwi? Bez niego Trzy­krotki w ogóle nie do­sta­łyby się do bu­dynku! Kto ura­to­wał sy­tu­ację w za­kła­dzie fry­zjer­skim? Kto jako je­dyny, od sa­mego po­czątku, miał na oku pod­stęp­nego Paf­nu­cego Bu­rzyń­skiego? Ra­dzę prze­czy­tać jesz­cze raz pierw­szy tom, za­nim bę­dziesz pró­bo­wała we­pchnąć się do dru­giej czę­ści mo­ich nie­sa­mo­wi­tych przy­gód! – wy­rzu­cał z sie­bie Lu­kre­cjusz, ak­cen­tu­jąc słowo „mo­ich”.

– Two­ich przy­gód? Niech no spoj­rzę na ty­tuł ko­lej­nej czę­ści... Co prawda mam tu tylko pierw­szy roz­dział, ale tyle wy­star­czy: Nata i pe­chowa wiedźma! Hm... Je­steś wiedźmą czy je­steś pe­chowy? Bo nie wiem, które z tych okre­śleń od­nosi się do cie­bie...

– Czarne koty nie przy­no­szą pe­cha! To tylko głu­pie prze­sądy! Ile razy mam tłu­ma­czyć, że... – za­pie­klił się Lu­kre­cjusz, ale szybko prze­rwał, jakby na­gle do­tarło do niego, że biała kotka tylko z niego żar­tuje.

Zwę­ził oczy w szparki.

– A skoro już mowa o pierw­szym roz­dziale... czy wi­dzisz w nim sie­bie? – wy­ce­dził zło­śli­wie.

Su­zanne za­częła ner­wowo prze­glą­dać le­żące przed nią luźne, znisz­czone kartki.

– No nie... – wy­ją­kała wy­raź­nie za­wie­dziona.

– Aha! – za­wo­łał trium­fal­nie kot. – A czy znaj­du­jesz w nim ele­ganc­kiego, przy­stoj­nego, in­te­li­gent­nego, cza­ru­ją­cego czar­nego kota? – za­py­tał.

– Wi­dzę iry­tu­ją­cego, do­ga­du­ją­cego ko­cura, który wtrąca się w każdy dia­log – od­po­wie­działa gniew­nie Su­zanne.

Wy­raź­nie uspo­ko­jony i znów pewny sie­bie Lu­kre­cjusz po­sta­no­wił pu­ścić te słowa mimo uszu.

– Za­tem zmy­kaj, naj­le­piej z po­wro­tem do Pa­ryża! I cze­kaj tam na trzeci tom. Nie mam czasu dłu­żej z tobą roz­ma­wiać! Nata oczy­wi­ście już na­roz­ra­biała, ale Trzy­krotki jesz­cze nic o tym nie wie­dzą. Mu­szę le­cieć, nie może mnie prze­cież omi­nąć taka awan­tura!

Nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, Lu­kre­cjusz znik­nął za uchy­lo­nym oknem.

– Do zo­ba­cze­nia wcze­śniej niż my­ślisz, wstrętny za­ro­zu­mialcu – rzu­ciła za nim ura­żona Su­zanne i z wy­raź­nym ocią­ga­niem po­wle­kła się w stronę furtki.

Leniwy, sierp­niowy dzień po­woli do­bie­gał końca. Do­piero, kiedy zro­biło się już pra­wie zu­peł­nie ciemno, Trzy­krotki zde­cy­do­wały się po­rzu­cić ha­maki w ogro­dzie. Pau­lina ostroż­nie zdjęła z wło­sów de­li­katną pa­ję­czynę, którą nie­wiel­kich roz­mia­rów pa­jąk tkał so­bie na jej wło­sach przez cały dzień. Odło­żyła ją na krzew ja­łowca i wpraw­nymi rę­koma po­pra­wiła włosy. Z si­wych zmie­niły się naj­pierw w rude, a po­tem w ciem­no­kasz­ta­nowe, jakby ich wła­ści­cielka nie mo­gła się zde­cy­do­wać na ża­den ko­lor. Druga z sióstr Trzy­kro­tek, Pa­try­cja, mach­nęła nie­dbale ręką w stronę spo­rej górki ogryz­ków po jabł­kach, które uzbie­rała pod ha­ma­kiem. Je­den po dru­gim bez­sze­lest­nie od­fru­nęły w stronę ku­bła sto­ją­cego przed ga­ra­żem.

– Nie­wąt­pli­wym plu­sem wy­jazdu dzieci jest to, że już nie mu­simy się ukry­wać z cza­rami przed Piotr­kiem – po­wie­działa wy­raź­nie za­do­wo­lona.

– Ja tam wi­dzę wię­cej plu­sów – wszedł jej w słowo Lu­kre­cjusz, pod­no­sząc się ze swo­jego miej­sca pod ha­ma­kiem Pau­liny. – Na­resz­cie nikt mi nie prze­rywa drze­mek!

Kot prze­cią­gnął się nie­spiesz­nie i ru­szył w stronę domu, żeby jak zwy­kle być pierw­szy w kuchni. Było to jego ulu­bione miej­sce. Kiedy sio­stry miały do niego ja­kąś sprawę, mo­gły w ciemno ob­sta­wiać, że naj­praw­do­po­dob­niej znajdą go w po­bliżu lo­dówki.

Trze­cia z sióstr, Pe­la­gia, po­pra­wiła na no­sie zbyt duże oku­lary w czer­wo­nych opraw­kach i zło­żyła ga­zetę, którą do­piero skoń­czyła czy­tać.

– Mu­sisz ko­niecz­nie przej­rzeć dzi­siej­sze wia­do­mo­ści – zwró­ciła się do Pau­liny.

– Coś cie­ka­wego? – za­in­te­re­so­wała się sio­stra.

– Ra­czej dziw­nego! – wy­ja­śniła Pe­la­gia, wsta­jąc z ha­maka. – Było wła­ma­nie do Mu­zeum Śre­dnio­wie­cza. Zło­dzieje zo­sta­wili wszyst­kie naj­cen­niej­sze rze­czy, na­wet ko­ronę wy­sa­dzaną ka­mie­niami szla­chet­nymi, a za­brali... starą, za­rdze­wiałą klatkę, która le­żała w piw­nicy! – wy­ja­śniła.

Pau­li­nie aż oczy za­świe­ciły się z eks­cy­ta­cji. Uwiel­biała ta­kie hi­sto­rie! Jako wierna czy­tel­niczka kry­mi­na­łów i wszel­kich hi­sto­rii o de­tek­ty­wach od wielu lat na­le­żała do Klubu De­tek­ty­wów Ama­to­rów. Wzięła od Pe­la­gii ga­zetę, obie­cu­jąc so­bie, że prze­czyta ją jesz­cze przed snem. Wresz­cie trzy cza­row­nice zgod­nie ru­szyły na ko­la­cję w stronę pierw­szego domu. Dom na­le­żał do Pe­la­gii. Sio­stry przez całe ży­cie miesz­kały bli­sko sie­bie, choć od­dziel­nie. Przy ich bar­dzo róż­nych cha­rak­te­rach i tem­pe­ra­men­tach było to naj­lep­sze roz­wią­za­nie.

– Wła­ści­wie to wciąż mam ochotę na lody – po­wie­działa Pe­la­gia, wy­cią­ga­jąc z sa­mo­pieca pu­cha­rek po­kaź­nych roz­mia­rów.

Jako szczę­śliwa po­sia­daczka ma­gicz­nego pie­kar­nika i cał­ko­wi­tego braku ta­len­tów ku­li­nar­nych Pe­la­gia mo­gła wy­cią­gać z sa­mo­pieca, co tylko chciała. A tak się aku­rat skła­dało, że przez całe lato były to lody w róż­nych sma­kach. Po­zo­stałe sio­stry lu­biły żar­to­wać, że te sma­ko­łyki to uczciwa na­groda dla wszyst­kich, któ­rzy cali i zdrowi przejdą przez przed­po­kój Pe­la­gii. Ilość rze­czy le­żą­cych na pod­ło­dze, wi­szą­cych lub po pro­stu opar­tych o ścianę spo­koj­nie zmie­ści­łaby się w kilku do­mach. Pew­nego dnia za­przy­jaź­niony z sio­strami li­sto­nosz Ar­tur tak nie­for­tun­nie za­plą­tał się w linki źle zło­żo­nego na­miotu (tak, też tam le­żał!), że mu­siał cze­kać aż dwie go­dziny, za­nim nie­świa­doma ni­czego go­spo­dyni wróci z są­sied­niego domu i go uwolni. Od tej pory, na­wet kiedy drzwi były sze­roko otwarte, wo­lał cze­kać na ze­wnątrz.

– Dla mnie cze­ko­la­dowe – pod­chwy­ciła te­mat Pau­lina. – Do­póki tem­pe­ra­tura nie spad­nie po­ni­żej trzy­dzie­stu stopni, nie za­mie­rzam ży­wić się ni­czym in­nym...

Za­nim Pau­lina zdą­żyła do­koń­czyć zda­nie, jej lody były już na­ło­żone. Dwie rze­czy były u niej nie­zmienne: mi­łość do ksią­żek i lo­dów cze­ko­la­do­wych. Za­wsze za­ma­wiała tylko ten smak, na­wet w słyn­nej mek­sy­kań­skiej lo­dziarni, która szczy­ciła się wy­ro­bem lo­dów w osiem­dzie­się­ciu je­den sma­kach! (Pod­czas tam­tej pa­mięt­nej po­dróży Lu­kre­cjusz nie­mal osza­lał ze szczę­ścia, gdy mógł za­mó­wić lody o smaku kieł­ba­sek, cho­ciaż w ofer­cie były rów­nież tak po­cią­ga­jące pro­po­zy­cje jak lody fa­so­lowe i ziem­nia­czane).

– Naj­chęt­niej jabł­kowe, cho­ciaż mo­żesz też do­rzu­cić gałkę sor­betu ma­li­no­wego – po­wie­działa Pa­try­cja, przy­glą­da­jąc się z uwagą kotu sie­dzą­cemu na pa­ra­pe­cie.

Obie sio­stry po­dą­żyły za jej wzro­kiem, do­piero te­raz zda­jąc so­bie sprawę z nie­co­dzien­no­ści tej sy­tu­acji. Lu­kre­cjusz już dawno po­wi­nien stać przy sa­mo­piecu i do­ma­gać się lo­dów we wszyst­kich moż­li­wych sma­kach, z po­lewą, po­sypką i bitą śmie­taną. Tym­cza­sem in­ten­syw­nie wpa­try­wał się w okno.

– Co tam zo­ba­czy­łeś? – za­in­te­re­so­wała się Pau­lina.

– Ja­kaś cza­row­nica wy­lą­do­wała przed furtką i za­ciera ślady swo­jego przy­by­cia – po­in­for­mo­wał kot.

– Ja­kim cu­dem co­kol­wiek tam wi­dzisz? – zdzi­wiła się Pa­try­cja, pod­cho­dząc bli­żej okna i wbi­ja­jąc wzrok w ciem­ność.

Lu­kre­cjusz spoj­rzał na nią z po­li­to­wa­niem.

– Do­prawdy, po czte­ry­stu la­tach ży­cia na tym świe­cie mo­gła­byś wresz­cie prze­stać się dzi­wić, że koty świet­nie wi­dzą w ciem­no­ściach.

– Dla­czego uwa­żasz, że to cza­row­nica? – za­py­tała Pau­lina, rów­nież zbli­ża­jąc się do okna.

– Przy­le­ciała na mio­tle, wy­stro­jona w długą pe­le­rynę, więc to ra­czej nie jest li­sto­nosz – po­wie­dział kot, po­now­nie od­wra­ca­jąc się w stronę okna.

– A skąd wiesz, że za­ciera ślady? – Do­łą­czyła do nich Pe­la­gia, cho­ciaż we­dług niej wszystko po tam­tej stro­nie szyby było po pro­stu czarne.

– Co wy by­ście beze mnie zro­biły? – Lu­kre­cjusz wes­tchnął te­atral­nie. – Wiem to dla­tego, że scho­wała mio­tłę i pe­le­rynę, po­tem wy­cza­ro­wała so­bie wa­lizkę na kół­kach, a te­raz prze­biera się w ja­kieś inne ciu­chy. Naj­wy­raź­niej za­mie­rza uda­wać, że przy­je­chała wie­czor­nym po­cią­giem!

Trzy­krotki były co­raz bar­dziej za­in­try­go­wane. Po co ja­kaś cza­row­nica mia­łaby ukry­wać przed nimi, kim jest? Nie miało to żad­nego sensu. Za­nim sio­stry zdą­żyły za­dać ko­lejne py­ta­nie, Lu­kre­cjusz ze­sko­czył z pa­ra­petu.

– Za­ma­wiam dużą por­cję śmie­tan­ko­wych, za­nim prze­ga­da­cie z Na­ta­lią resztę wie­czoru! – za­wo­łał.

– Z Na­ta­lią?! – wy­krzyk­nęły jed­no­cze­śnie Trzy­krotki, znowu od­wra­ca­jąc się do ciem­nego okna.

– No i za wcze­śnie się wy­ga­da­łem – jęk­nął kot. – Te­raz będę mu­siał sam wy­jąć pu­cha­rek z sa­mo­pieca, a to nie wróży do­brze ani mo­jemu fu­terku, ani wa­szej pod­ło­dze. Ale same chcia­ły­ście!

Zgod­nie z prze­wi­dy­wa­niami kota Trzy­krotki zu­peł­nie prze­stały zwra­cać na niego uwagę. Ru­szyły w stronę drzwi, żeby przy­wi­tać nie­spo­dzie­wa­nego go­ścia. Do­kład­nie w tej sa­mej chwili dało się sły­szeć gło­śne pu­ka­nie, a po­tem oczy­wi­ście ha­łasy prze­bi­ja­nia się przez ko­ry­tarz za­wa­lony róż­nymi rze­czami. Po­ty­ka­jąc się o wrotki, piłki, buty nar­ciar­skie, drew­niane skrzynki i inne nie­po­trzebne rze­czy, cztery cza­row­nice na­resz­cie do­tarły do kuchni, prze­krzy­ku­jąc się na­wza­jem.

– Nie pla­no­wa­łam dzi­siaj przy­jeż­dżać, ale klientki od­wo­łały wszyst­kie ju­trzej­sze wi­zyty w za­kła­dzie fry­zjer­skim. W przy­szłym ty­go­dniu chcia­łam jesz­cze po­ma­lo­wać kuch­nię, jed­nak stwier­dzi­łam, że za­ła­twię to cza­rami – rzu­ciła bez­tro­sko Na­ta­lia, strze­pu­jąc z sie­bie resztki świą­tecz­nych de­ko­ra­cji, które spa­dły na nią w przed­po­koju.

Trzy­krotki spoj­rzały po so­bie za­sko­czone, jed­nak Na­ta­lia tego nie za­uwa­żyła.

– Wi­dzę, że je­cie lody – po­wie­działa, pa­trząc na Lu­kre­cju­sza, który wy­li­zy­wał nie­mal pu­stą już mi­seczkę. – Czy znajdą się ma­li­nowe?

– Dla cie­bie pew­nie tak, ja mu­sia­łem sam so­bie na­ło­żyć – par­sk­nął Lu­kre­cjusz. – Ale chęt­nie sko­rzy­stam z do­kładki – oznaj­mił, od­wra­ca­jąc się w stronę Pe­la­gii, która wła­śnie szy­ko­wała ol­brzy­mią por­cję lo­dów dla Na­ta­lii.

– Hm... wspa­niałe... – mruk­nęła Na­ta­lia, ob­li­zu­jąc ły­żeczkę. – Nata już pew­nie śpi o tej po­rze? – za­py­tała, pod­no­sząc wzrok na sio­stry.

– No tak... – ode­zwała się nie­pew­nie Pau­lina, zer­ka­jąc na Pa­try­cję i Pe­la­gię. – Pew­nie jest tak jak mó­wisz – do­dała. – Całe lato trudno było ją za­go­nić wie­czo­rem do łóżka, ale w końcu od czego są wa­ka­cje.

– Od bło­giego wy­le­gi­wa­nia się w słońcu, w ci­szy i spo­koju – wtrą­cił kot, wy­raź­nie ak­cen­tu­jąc słowa „ci­sza” i „spo­kój”. – Co, jak się za­pewne do­my­ślasz, przy dwójce dzieci, która od­wie­dziła nas tego lata, nie było naj­ła­twiej­sze.

Na­ta­lia ro­ze­śmiała się gło­śno. Ro­biła to w nie­mal iden­tyczny spo­sób jak jej córka, cho­ciaż z wy­glądu ra­czej nie były do sie­bie po­dobne. Je­dy­nie wiel­kie zie­lone oczy zdra­dzały ich po­kre­wień­stwo.

– Na szczę­ście dla cie­bie, już nie­długo ko­niec wa­ka­cji. Ro­dzice Piotrka za kilka dni wy­jeż­dżają służ­bowo, więc te­raz ja przez dwa ty­go­dnie będę miała dzieci pod da­chem – po­wie­działa.

– Czymże są dwa ty­go­dnie wo­bec dwóch mie­sięcy? – par­sk­nął py­ta­jąco kot.

Na­ta­lia nie zdą­żyła nic od­po­wie­dzieć, bo w tej sa­mej chwili do kuchni we­szła lama Łu­cja i od razu nad­sta­wiła kark do gła­ska­nia.

– O, Plu­cja, jaka szkoda, że spóź­ni­łaś się na lody... – rzu­cił Lu­kre­cjusz. – Ale może ju­tro bę­dziesz miała wię­cej szczę­ścia – do­dał, ucie­ka­jąc przed lamą zde­ner­wo­waną jego zło­śli­wo­ściami.

Tylko kot na­zy­wał lamę Plu­cją, bo tylko jego pró­bo­wała opluć po każ­dym ko­lej­nym psi­ku­sie.

– Wi­dzę, że mię­dzy nimi wciąż po sta­remu – za­uwa­żyła Na­ta­lia. – My­śla­łam, że wspólna ak­cja prze­ciwko Woj­now­skiemu po­pra­wiła ich re­la­cje.

– Po­pra­wiła, ale na krótko. – Po­ki­wała głową Pa­try­cja. – Lu­kre­cjusz nie wy­trzy­mał długo tej na­głej przy­jaźni i kiedy tylko wró­ci­li­śmy do domu, znowu za­częło się pod­kra­da­nie Łu­cji je­dze­nia.

– No cóż, można się było tego spo­dzie­wać. Lu­kre­cjusz chyba już ni­gdy się nie zmieni – po­wie­działa Na­ta­lia, pod­no­sząc się z krze­sła.

– Bo je­stem już tak ide­alny, że bar­dziej się nie da! – miauk­nął kot, prze­bie­ga­jąc po­now­nie przez kuch­nię. Za nim po­pę­dziła lama, usi­łu­jąc na­pluć mu na głowę.

– W każ­dym ra­zie – do­koń­czyła Na­ta­lia – ja ju­tro za­mie­rzam prze­sie­dzieć cały dzień w ogro­dzie, nie zwa­ża­jąc na to, czy ja­kie­kol­wiek dzieci i zwie­rzęta spró­bują mi w tym prze­szko­dzić. To gdzie będę spać?

– Mo­żesz za­jąć po­kój na pię­trze. Tam bę­dzie ci naj­wy­god­niej – po­wie­działa Pe­la­gia i za­pro­wa­dziła zie­wa­jącą Na­ta­lię na górę.

Kiedy tylko wró­ciła, sio­stry na­resz­cie mo­gły wy­rzu­cić z sie­bie wszyst­kie py­ta­nia, które od czasu po­ja­wie­nia się nie­spo­dzie­wa­nego go­ścia, kłę­biły im się po gło­wach.

– Na­ta­lia za­cho­wuje się tak, jak­by­śmy się jej spo­dzie­wały! – Pierw­sza oczy­wi­ście wy­pa­liła Pa­try­cja.

– Może prze­ga­pi­ły­śmy ja­kiś list albo w inny spo­sób wy­słaną wia­do­mość? – za­sta­na­wiała się go­rącz­kowo Pau­lina.

– Le­piej się do tego nie przy­zna­wajmy! Po pro­stu za­cho­wujmy się tak, jak­by­śmy wie­działy o jej przy­jeź­dzie, i nie bę­dzie żad­nej afery! W końcu te­raz to i tak już ni­czego nie zmieni – za­uwa­żyła przy­tom­nie Pa­try­cja.

– Wy­glą­dała na zmę­czoną. Do­brze, że spę­dzi u nas kilka ostat­nich dni lata – do­dała Pe­la­gia.

– Tylko dla­czego przy­je­chała bez Naty? – nie mo­gła się na­dzi­wić Pau­lina. – Może wy­słała ją na ko­lo­nie albo coś w tym ro­dzaju?

– Może Nata wo­lała zo­stać z Piotr­kiem i jego ro­dziną? Sły­sza­ły­ście prze­cież, że po­tem chło­pak ma miesz­kać u Na­ta­lii. A dzie­ciom po dwóch mie­sią­cach mo­gło już się znu­dzić na wsi.

– Moż­liwe, cho­ciaż wy­da­wało mi się, że Nata wy­jeż­dżała stąd bar­dzo nie­chęt­nie, a Pio­trek był wręcz zły, że wra­cają wcze­śniej, niż było to za­pla­no­wane...

– No, ale skoro miała ją od­wie­dzić ta przy­ja­ciółka z Pa­ryża, nic dziw­nego, że Na­ta­lia chciała przed­sta­wić jej Natę – za­uwa­żyła Pe­la­gia.

– Jed­no­cze­śnie to tro­chę dziwne, że Da­gny przy­je­chała tylko na trzy dni, nie uwa­ża­cie? – do­dała Pa­try­cja.

– Rze­czy­wi­ście... Ju­tro ją o to spy­tamy. Nie wiem jak wy, ale ja idę czy­tać moją ga­zetę. Do­bra­noc! – po­wie­działa Pau­lina i ru­szyła w kie­runku drzwi.

Na­stęp­nego dnia Na­ta­lia spała naj­dłu­żej ze wszyst­kich. Trzy­krotki zdą­żyły już zjeść nie tylko pierw­sze i dru­gie śnia­da­nie, lecz także wy­ką­pać się w rzece i wró­cić z za­ku­pami z wiej­skiego skle­piku. Kiedy Na­ta­lia na­resz­cie po­ja­wiła się na we­ran­dzie, za­czy­nały już my­śleć o pla­nach obia­do­wych.

– Chyba bar­dzo za­spa­łam – oznaj­miła, prze­cią­ga­jąc się. – Gdzie Nata? Mó­wi­ły­ście jej, że przy­je­cha­łam, czy bę­dzie miała nie­spo­dziankę?

Na te słowa Trzy­krotki gwał­tow­nie ze­rwały się ze swo­ich miejsc. Cała przed­po­łu­dniowa at­mos­fera bez­tro­ski na­tych­miast gdzieś się ulot­niła. Na­ta­lia rów­nież znie­ru­cho­miała, za­sko­czona za­cho­wa­niem sióstr.

– Coś się stało? – za­py­tała.

– Wła­ści­wie mo­gły­by­śmy spy­tać cię o to samo – od­po­wie­działa ostroż­nie Pe­la­gia. – Dla­czego uwa­żasz, że Nata wciąż jest z nami? Prze­cież od­pro­wa­dzi­ły­śmy ją i Piotrka na po­ciąg cztery dni temu! Do­kład­nie tak, jak pro­si­łaś w li­ście...

– Pro­si­łam? – wy­ją­kała Na­ta­lia, czu­jąc, że je­żeli nie oprze się na­tych­miast o ścianę, to za­raz upad­nie. Przed oczami zro­biło jej się zu­peł­nie ciemno. – Nie wy­sy­ła­łam do was żad­nego li­stu, w któ­rym by­łaby mowa o wsa­dza­niu Naty w po­ciąg. Je­dyny list, jaki na­pi­sa­łam, za­po­wia­dał, że wkrótce do was przy­jadę. Do­sta­ły­ście go?

Te­raz Trzy­krot­kom zro­biło się ciemno przed oczami.

– Nie, dla­tego by­ły­śmy wczo­raj za­sko­czone, że się u nas po­ja­wi­łaś – po­wie­działa sła­bym gło­sem Pe­la­gia.

– Co było w li­ście, który rze­komo wy­sła­łam? – za­py­tała po­woli i wy­raź­nie Na­ta­lia, wa­żąc każde słowo.

– Na­pi­sa­łaś, że przy­jeż­dża Da­gny z Pa­ryża, i chcia­ła­byś przed­sta­wić jej Natę. Po­pro­si­łaś, że­by­śmy wsa­dzili dzieci do po­ran­nego po­ciągu, a ty bę­dziesz na nich cze­kać na sta­cji w Mie­ści­nie Ma­łej. No i tak zro­bi­ły­śmy!

– Żadna Da­gny do mnie nie przy­je­chała. – Na­ta­lia zła­pała się za głowę. – Ni­gdy nie wy­sy­ła­łam ta­kiego li­stu. Czy roz­po­zna­ły­ście mój cha­rak­ter pi­sma? – za­py­tała.

– Był na­pi­sany na kom­pu­te­rze, nie wy­da­wał nam się po­dej­rzany – po­wie­działa z wy­raź­nym za­kło­po­ta­niem Pe­la­gia.

– Na­tych­miast wra­cam do domu! Może Nata tam jest albo u Piotrka? – rzu­ciła go­rącz­kowo Na­ta­lia. – Mam na­dzieję, że to tylko ja­kaś ko­lejna głu­pia za­bawa. Nie ru­szaj­cie się stąd, na wy­pa­dek gdyby Nata na­gle się po­ja­wiła. Dam znać, kiedy tylko się cze­goś do­wiem! – za­koń­czyła i nie dba­jąc o żadne po­zory, wsko­czyła na mio­tłę i wzbiła się wy­soko w niebo.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki