Wywiad i podstęp w dawnej sztuce wojennej. Tom 3 - Janusz Szewczyk - ebook

Wywiad i podstęp w dawnej sztuce wojennej. Tom 3 ebook

Janusz Szewczyk

0,0

Opis

Po Starożytności i Średniowieczu jest to kolejny tom obejmujący Metody i techniki wywiadowcze, jakie były stosowane przed wiekami. Wiele z tych sposobów pozostaje nadal aktualnymi. Zmiany w technice dzięki postępowi zmieniły nieco swą formę, ale nadal są stosowne do dzisiaj.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 726

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Janusz Marek Szewczyk

Wywiad i podstęp w dawnej sztuce wojennej

Tom 3 Metody i techniki wywiadowcze

© Janusz Marek Szewczyk, 2022

Po Starożytności i Średniowieczu jest to kolejny tom obejmujący Metody i techniki wywiadowcze, jakie były stosowane przed wiekami. Wiele z tych sposobów pozostaje nadal aktualnymi. Zmiany w technice dzięki postępowi zmieniły nieco swą formę, ale nadal są stosowne do dzisiaj.

ISBN 978-83-8324-109-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Rodzicom,

Czesławowi i Walentynie z domu Stachowiec oraz

bratu Lucjanowi i jego żonie Jolancie Pawlikowskiej.

Prawdziwa mądrość wynika bowiem ze zrozumienia,

że rzeczy nie wyglądają wcale tak, jak nam się zdaje.

Jakub z Ankony

1. Łączność pocztowa, wojskowa i wywiadowcza

Same informacje i to nawet tak ważne, że mogą decydować o losach wojny, stają się bezużyteczne, gdy nie trafią na czas do odpowiedniego ośrodka decyzyjnego. Inną rzeczą jest umiejętność ich wykorzystania. Dlatego łączność była i jest nervus belli, po którym płyną rozkazy, wiadomości, instrukcje. Stanowi jednocześnie najsłabsze ogniwo w pracy wywiadu. Śledzenie przesyłki ułatwia ujawnienie agenta lub całej siatki. Przechwytując korespondencję, można poznać nie tylko jej treść, ale i nadawcę oraz adresata. Można również podmienić lub zniekształcić treść wiadomości. Jednym słowem, można nawiązać i prowadzić grę wywiadowczą.

Łączność była potrzebna na polu walki przede wszystkim ze względu na utrzymanie komunikacji z ośrodkiem dowodzenia. Okazała się również potrzebna przy organizowaniu łączności sygnalizacyjno-ostrzegawczej. A także jako niezbędny środek do przekazywania informacji w służbie dyplomatycznej. Aby jednak łączność spełniała swoją rolę, musiała być chroniona. Dlatego treść wiadomości zaczęto ukrywać — czy to jako szyfr zawarty w części jawnej, czy to ukrywając całą przesyłkę w przemyślnych schowkach. W wielu przypadkach posługiwano się wcześniej umówionym znakiem, który sam w sobie był pewną wiadomością znaną tylko wtajemniczonym. Jego okazanie mogło świadczyć o tożsamości posłańca, prawdziwości przekazanej informacji czy też być sygnałem mówiącym o potrzebie rozpoczęcia wcześniej ustalonych działań. Można było również umieścić znak w jakimś umówionym, ale ogólnie dostępnym miejscu, aby zasygnalizował nadejście przesyłki i polecenie jej odbioru.

Do szybkiego przesyłania wiadomości potrzebna była dobra organizacja kurierska, posłańcy, stacje, drogi. W tym celu poszczególne państwa wykorzystywały zorganizowaną przez siebie służbę pocztową. Jej poziom był zróżnicowany i funkcjonował na miarę możliwości i potrzeb danego kraju.

Aby jednak poczta dobrze spełniała swoje zadanie, musiała korzystać z wytyczonych szlaków. W ten sposób pieszy posłaniec lub konny kurier nie marnował czasu i sił na przedzieranie się pustkowiem. Poza tym było bezpieczniej poruszać się trasą, po której zdążali również inni podróżni, jak kupcy czy mieszkańcy okolicznych osad, i była ona kontrolowana przez patrole. Wzmianki o drogach znajdujemy już u Homera w Iliadzie.

Tak Pelid za Hektorem pędem biegł ognistym,

Który przed nim uciekał pod murem ojczystym.

Dążą drogą publiczną bystrymi wyścigi[1].

W dawnej Asyrii władcy zlecali wytyczenie sieci dróg królewskich do szybkiego przemieszczania się nie tylko oddziałów wojskowych, ale też posłańców. Co pewien odcinek, odpowiadający dziennemu marszowi od 30 do 50 kilometrów, znajdował się posterunek wojskowy. W wyznaczonych miejscowościach siedzibę miał specjalny urzędnik, który czuwał nad królewskimi przesyłkami. Z tego okresu dotarły do nas zapiski mające charakter przewodników. Zawierają one wiadomości o odległościach pomiędzy osiedlami oraz podają orientacyjny czas potrzebny do przebycia drogi między nimi[2].

Wiemy również o istniejącej służbie łącznikowej w starożytnym Egipcie. Informują nas o tym pozostawione przez starożytnych zapisy. W jednym z wierszy powstałym w Tebach w okresie XIV–XI w. p.n.e., który szczęśliwie dotrwał do naszych czasów, czytamy:

Gdybyś do siostry swej przybywał

tak szybko jak królewski goniec,

którego pan się niecierpliwi,

bo chce usłyszeć wiadomości;

goniec mieć może wszystkie stajnie

i wszystkie konie na postojach,

i wóz, co czeka zaprzężony,

po drodze nigdzie nie odpocznie […][3]

W epoce ptolemejskiej ciężar stolicy przyjęła na siebie Aleksandria. W stołecznym mieście ulokował się dwór królewski, który skupiał w sobie elementy różnych kultur i tradycji, od egipskiej, przez grecką, do perskiej.

Obok władcy znajdowali się dworacy zajmujący różne stopnie w hierarchii dworskiej i urzędniczej. Najbliżej monarchy znajdowali się „kuzyni królewscy” i „pierwsi przyjaciele”. Rząd królewski tworzył gabinet, w skład którego wchodzili: kanclerz ho apo ton pragmaton i dwóch kierowników kancelarii królewskiej oraz ministrowie resortowi.

Od głębokiej starożytności Egipt był podzielony na jednostki administracyjne zwane nomami, które były nie tylko centrami administracyjnymi kraju, ale również kultu religijnego. Nomy z kolei dzieliły się na toparchie, a najniższy szczebel administracyjny tworzyła osada wiejska. W czasach grecko-rzymskich nomem (powiatem), zarządzał strateg, który przejął obowiązki dawnego nomarchy. W uzasadnionych przypadkach łączono kilka powiatów w tak zwane epistrategie.

Wyżsi urzędnicy egipscy prowadzili dzienniki urzędowe. Sporządzane one były w myśl otrzymanej instrukcji. Składały się z dwóch części. W pierwszej sprawozdawca miał zwrócić szczególną uwagę na zarządzanie dochodami królewskimi. W drugiej instrukcja mówiła, w jaki sposób powinien zachować się urzędnik na swoim stanowisku. Aby jednak aparat urzędniczy sprawnie funkcjonował, potrzebna była szybka wymiana informacji. Tę rolę spełniała poczta. I chociaż była ona przeznaczona do obsługi korespondencji państwowej, to korzystały z niej także osoby prywatne.

Poczta miała ustalone trasy i do jej dyspozycji na terenie poszczególnych powiatów pozostawały stacje. Obsługiwali ją kurierzy, którzy przebywali trasę pieszo, przemierzając szlak wodny lub jadąc na wielbłądzie. Nad ich bezpieczeństwem czuwała policja powiatowa. Niezależnie od zwykłej poczty państwowej funkcjonowała poczta pośpieszna, której trasa biegła wzdłuż Nilu. Leżące na granicy górnego i dolnego Egiptu Memfis stanowiło ośrodek rozdzielni pocztowej. Dokument z tamtego okresu opisuje pracę jednej ze stacji rozdzielczych korespondencji. Z tekstu wynika, że niejaki Theuchrestos przywiózł pocztę z górnego Egiptu. Została ona wpisana do rejestru przez urzędnika Deiniasa, który przekazał ją Hippolysosowi do dostarczenia jej do Aleksandrii[4].

Dn. 18 o godzinie pierwszej przekazał Teuchrestos z góry (kraju)

Deiniasowi 3 zwitki, z czego dla króla Ptolemajosa zwitki 2, dla

diojkety Apolloniosa 1 zwitek, Deinias przekazał zaś

Hippolysosowi[5].

W starożytnej Mezopotamii pierwotnie wiadomości były przekazywano przez posłańców, którzy zapamiętywali wiadomość, a potem ją wygłaszali odbiorcy. Wskazują na to zachowane zapisy. Nie mówią: „przeczytałem twój list”, ale: „usłyszałem twoją tabliczkę”.

W okresie późniejszym list nadal był głównym sposobem przekazywania wiadomości, z tym że nie wręczano go adresatowi, a tylko odczytywano[6].

W Babilonii, poza sygnalizacją świetlną stosowaną do przesyłania prostych komunikatów, wykorzystywano w łączności gońców. Ich zadaniem było przenoszenie wiadomości od władcy poszczególnym gubernatorom ziem i dostarczanie zwrotnych informacji królowi. Posłańcy najpewniej dzielili się na cztery lub pięć kategorii. Szlaki kurierów biegły po drogach królewskich, na których co 30–50 kilometrów znajdowały się stacje. Na tych stacjach, które jednocześnie były posterunkami wojskowymi, rozlokowano konie lub muły do użytku kurierów i niewielkie oddziały żołnierzy.

Takim posłańcem był urzędnik zwany mar szipri — syn wiadomości. Podróżował on wierzchem na koniu lub mule od stacji do stacji w asyście kilku zbrojnych żołnierzy. Na wierzchowcu pokonywał tylko jeden odcinek drogi. Miało to zapewnić, że żaden posterunek nie zostanie bez wierzchowca, a i zwierzę znajdzie odpoczynek. W innym przypadku mogło to spowodować zakłócenie systemu pocztowego.

Król, mój pan, wie, że nie ma na stacji pocztowej do Szabiriszu;

a[zwierzęta pocztowe], które udają się[tam], nie powracają[7].

W trudnym terenie górskim mar szipri był zastępowany przezdalaju — biegacza. Był to doświadczony i obeznany z górskimi ścieżkami posłaniec.

W wyjątkowych wypadkach, wymagających szczególnej staranności i uwagi ze względu na bezpieczeństwo państwa, korzystano z usług specjalnego wysłannika. Był on zaopatrzony w list polecający poświadczony pieczęcią nadawcy. Dopiero po okazaniu tego dokumentu, który go uwiarygodniał, mógł on z zachowaniem tajemnicy przekazać wiadomość. Na usługach władcy było wielu takich posłańców-agentów, których zwano qurbuti. Podróżowali oni na polecenie władcy. Posiadali uprawnienia kontrolno-sprawdzające w wypadku wpłynięcia skargi na działalność gubernatora[8].

W starożytnej Persji ważniejsze miasta zostały połączone siecią dróg, które biegły po wytyczonych wcześniej przez zamieszkujące je ludy trasach. Z Mezopotamii wychodziły dwie drogi w kierunku zachodnim ku Syrii i Morza Śródziemnego. Pierwsza rozpoczynała swój bieg w Sippar i prowadziła w górę Eufratu koło Mari. Następnie przecinała pustynię i przez Tadmur (Palmyrę) dochodziła do Katny koło Hims, w Syrii. Tutaj rozdzielała się na kilka odnóg, które prowadziły do portów fenickich, Damaszku, Palestyny i dalej do Egiptu.

Drugi szlak również wychodził z Sippar i prowadził koło Samarry, aż do Tygrysu. Biegł dalej wzdłuż brzegu rzeki do okolic stepu Al-Dżazira, aż do Eufratu w Karkemisz lub Emar, gdzie łączył się z inną drogą idącą z południowej Mezopotamii. Po przekroczeniu Eufratu trasa dalej prowadziła do Aleppo i docierała do doliny Orontesu. Tutaj rozgałęziała się ku środkowej Syrii i Morzu Śródziemnemu, w kierunku północno-zachodnim ku Cylicji i Anatolii. Z Niniwy droga biegła do Armenii i wschodniej Anatolii wzdłuż Tygrysu.

W kierunku wschodnim podróż była bardziej utrudniona. Zaporę stanowiły nie tylko góry Zagros, ale także plemiona je zamieszkujące. Przekroczyć je można było w trzech lub czterech miejscach: w Raja, Halabdży i w Pendżwin oraz Chanakin[9]. Persowie wybudowali ważny trakt zwany Drogą Królewską. Rozpoczynał on swój bieg w Sardes i biegł do Suzy. Jego długość wynosiła 450 parasangów, to jest około 2 565 kilometrów. Miał 111 stacji i tyle samo gospód. A przy każdej stacji znajdowała się strażnica. Później został przedłużony o odcinek z Sardes do Efezu.

W Persji dla ważnych i tajnych przesyłek królewskich wykorzystywano posłańców konnych, przenoszących przesyłkę systemem sztafetowym. Co 25 kilometrów przy drodze znajdowała się stacja — hippones (stacja dla koni). Angaroi przebywali drogę bardzo szybko, potrafili przejechać trasę z Suzy do Efezu, to jest odległość 2 500 kilometrów, w ciągu 150 godzin. Na czele poczty z uwagi na jej znaczenie i wagę przesyłanych pism stał Pers o znakomitym pochodzeniu, jako gwarant niezakłóconego działania urzędu. Takim sprawującym nadzór był za Artakserksesa II jego krewny Kodomannos, późniejszy król Dariusz III[10]. Oto co na jej temat przekazał nam Herodot:

Powiadają bowiem, że ile dni wynosi cała podróż, tyleż rozstawia się koni i ludzi: na każdej stacji dziennego marszu stoi w pogotowiu koń i człowiek. Tych gońców nie wstrzyma ani śnieżyca, ani ulewa, ani upał, ani noc. Od tego, by jak najszybciej przepisany bieg odbyli.[…] Ten bieg koni rozstawnych nazywają Persowie angarejon[11].

Aby swobodnie poruszać się traktem królewskim, podróżnik musiał posiadać odpowiedni dokument zwany wijataka. Tylko on gwarantował bezpieczeństwo podróży, wypoczynek i jedzenie. Wadą tego sposobu mogło być to, że kurier był przez cały czas pod kontrolą urzędników królewskich. Próba ominięcia drogi, ze względu na brak uprawniających do jej przebycia dokumentów podróżnych, mogła się rychło zakończyć napadem bandy rozbójników i utratą życia. Nie mówiąc o ewentualnym zwróceniu na siebie uwagi patroli, co też mogło mieć przykre konsekwencje dla podróżnika. Posłaniec poruszał się zgodnie z planem i w przypadku opóźnienia się z przybyciem do następnej stacji mógł zostać pozbawiony racji żywnościowej. Ponadto wszystkie listy wysłane bez specjalnego zezwolenia króla lub satrapy były niszczone[12].

W związku z tym Histajos, chcąc przekazać wiadomość Arystagorasowi, by ten wszczął bunt w miastach Jonii, dla zachowania maksymalnego bezpieczeństwa i aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń agentów królewskich w czasie podróży, posłużył się fortelem. Ostrzygł najwierniejszemu niewolnikowi głowę i na jego wygolonej skórze wytatuował krótką treść: „Histajos do Arystagorasa: Podburz Jonię”, a kiedy mu włosy odrosły, wysłał go do Miletu. Gdy posłaniec przybył na miejsce, wystarczyło mu tylko ogolić głowę i przeczytać informację. Powstanie wybuchło, początkowo w Milecie, następnie objęło inne miasta, aż w końcu doprowadziło do wojen persko-greckich[13].

Podobnie tajnie działającą łącznością posłużył się Harpagos (med. Arbaka), bliski współpracownik króla Astyagesa (Isztuwegu), władcy medyjskiego. Zawiązał on spisek, aby na tron wynieść Cyrusa, późniejszego króla Persów i władcę Medów, twórcę Imperium Perskiego. Nie mógł go jednak bezpośrednio poinformować o swoich zamiarach, „gdyż wszystkie drogi były strzeżone” przez królewskich wywiadowców. Wziął zatem zająca i nie usuwając sierści, rozciął mu brzuch i do wnętrza włożył list. Wybranemu słudze przykazał zaś, aby doręczył osobiście zająca Cyrusowi i powiedział mu, by ten sprawił go bez świadków[14]. Herodot dalej powiada, że Astyges dowiedział się o zamiarach Cyrusa, co by wskazywało na skuteczność jego służby wywiadowczej. Nie uchroniło go to jednak przed utratą tronu.

W starożytności pocztę perską uważano za jedną z najlepiej zorganizowanych tego typu instytucji. Istniała ona wcześniej, ale dopiero Cyrus Wielki nadał jej odpowiednią organizację i kształt, który podziwiały sąsiednie ludy, w tym też Grecy i Rzymianie. Całe rozległe Imperium Perskie było połączone siecią dróg. Szlaki komunikacyjne prowadziły zazwyczaj drogami gruntowymi i daleko im do późniejszych solidnych traktów rzymskich. Ale były szerokie i zapewniały szybki przemarsz wojsk lub podróżnych oraz nadawały się doskonale do towarowego przewozu jucznego bądź kołowego. Pozwalało to na przemieszczanie się kurierów pocztowych z prędkością do 160 kilometrów dziennie[15].Z uwagi jednak na fakt, że drogi królewskie przebiegały często w znacznym oddaleniu od miast, można rzec, że ich znaczenie było bardziej strategiczne i ważniejsze dla administracji perskiej oraz przemarszu wojsk niż dla handlu[16].

Odpowiednikiem perskiej drogi królewskiej była w Indiach Wielka Szosa Królewska, o której z powodzeniem można powiedzieć, że była jednym z cudów świata. Biegła ona od granicy imperium Maurijów do Takszasili, która była stolicą jednej z prowincji. Z Takszasili wiodła przez pięć rzek Pendżabu do Dżamny i dalej przez Kanaudż do Prajagi. Stamtąd prowadziła do Pataliputry, aż do ujścia Gangesu[17].

Na Dalekim Wschodzie cesarz Si-Huang w III wieku p.n.e. nakazał wznieść fortyfikacje nadgraniczne i wybudować strategiczną drogę dla wojska, która miała łączyć stolicę z granicą[18].W Chinach za panowania dynastii Czou (1125–255 p.n.e.) drogi znajdowały się pod nadzorem wojska, co wskazuje na ich strategiczno-wojskowy charakter, podobnie do szlaków komunikacyjnych w Persji. Wcześniej za panowania dynastii Szang (1750–1125 p.n.e.) drogi pozostawały w gestii funkcjonariuszy z urzędów drogowych, a główna komunikacja odbywała się drogą wodną. I tylko tam, gdzie statki nie mogły dopłynąć, uzupełnienie szlaku wodnego stanowiły trakty lądowe[19].

Duże znaczenie dla utrzymania komunikacji na dużych odległościach miały zwierzęta. W Persji z hodowli koni słynęła nizina Nisańska, natomiast Chińczycy na urodzajnych pastwiskach Hexi w dzisiejszej prowincji Gansu hodowali również doskonałej rasy wierzchowce, służące do szybkiego przesyłania pilnych informacji i sygnałów ostrzegawczych[20].

W Biblii, w Księdze Estery, znajdujemy ciekawą informację o funkcjonowaniu poczty perskiej. W wyniku intrygi dworskiej postanowiono w jednym wyznaczonym dniu wytępić wszystkich Żydów w całym królestwie. W związku z tym sporządzono odpowiednie listy z wytycznymi do wszystkich satrapów królewskich, namiestników i do książąt poszczególnych ludów w ich własnym języku. Rozkazy wysłano przez gońców, którzy otrzymali konie ze stajni królewskiej[21].

Ten system przejęli inni władcy, doceniając jego znaczenie. Z powodzeniem wykorzystywał go Julian Apostata, który dowiadywał się o ruchach nieprzyjaciela przy pomocy gońców, którzy kolejno przekazywali sobie każdą wiadomość[22]. Obok nich istnieli zwykli kurierzy lub gońcy, którzy zaspokajali codzienne potrzeby ogólnoadministracyjne imperium. Stacje pocztowe wspólnie z obsługą kurierską nazywano aggaroi (angaria)[23].

Z podobnego rozwiązania bez całego zaplecza organizacyjnego poczty w przekazywaniu korespondencji przez kuriera korzystali Grecy i to pomimo różnych związków z Persją, skąd mogli czerpać wzorce. Dokumenty i pisma przenosili posłańcy piesi hemerodromowie. Byli to młodzieńcy, którzy przebiegali całą trasę, aby donieść na miejsce przesyłkę. Nie funkcjonowała u nich sztafeta biegaczy i jeden posłaniec przenosił korespondencję od nadawcy do odbiorcy[24].Dopiero Aleksander Wielki próbował usprawnić nieco łączność na wzór perski, ale plan ten nie został zrealizowany.

Udane zmiany nastąpiły dopiero w państwie Ptolemeuszy, gdzie prawdopodobnie naśladowano rozwiązania perskie. Udoskonalono je jednak poprzez wprowadzenie stacji zbiorczo-rozdzielczych. Przyjmowały one cztery razy dziennie korespondencję, a następnie po rejestracji była ona segregowana i rozsyłana przez doręczycieli kursujących na wyznaczonych odcinkach. Do adresatów mieszkających blisko stacji dostarczali pocztę posłańcy piesi zwani — bibliophoroi. Do dalszych odbiorców posłańcy docierali na wielbłądach, których zwano — kamelites (z gr. kameleos — wielbłąd)[25].

W cesarstwie rzymskim łączność pocztowa była znana jako cursus publicus,którą zorganizował August. Kosztami jej utrzymania byli obciążeni mieszkańcy ziem, które obejmowała swym zasięgiem. Cesarz Trajan zreformował i rozbudował cursus publicus, w służbie której zatrudnił swoich wyzwoleńców.

Do zawodowej służby pocztowej rekrutowano również niewolników, których zwano tabellari (od tabliczek, na których pisano wiadomości), cursores (od szybkobiegacz, goniec).

Często dostarczali osobiście przesyłkę nawet cesarzowi, aby uzupełnić ją informacją ustną, którą z wielu względów nie można było powierzyć pismu. Majętni Grecy lub Rzymianie utrzymywali prywatnych gońców, których głównym zadaniem była praca posłańca. W Grecji zwani byli grammatophoroi — „gońcy z tabliczkami”, w Rzymie nosili miano tabelarii — „ludzie od tabliczek”[26].

Dla sprawnego funkcjonowania poczty duże znaczenie miała sieć dróg, której rozwój postępował wraz z podbojem Italii przez Rzymian. Budowane one były głównie z myślą o szybkim przemarszu wojsk, ale od samego początku w praktyce służyły ogółowi mieszkańców. Patrząc na mapę ówczesnego Rzymu, widzimy, jak rozchodzą się one gwiaździście z centralnego placu miasta. Częstokroć nosiły nazwy wzięte od imion urzędników nadzorujących ich budowę. Na przykład: via Appia, Postumia, Caecilia, Dominia, Flamina, Aurelia, Minucia, Quincia, Aemilia, Cassia, Aemilia Scauri[27].

Trasa zwana Via Latina wiodła z Rzymu do Kapui i wynosiła 216 kilometrów. Duże znaczenie dla rozwoju Rzymu miała Via Appia, nazywana przez Rzymian „królową dróg” — regina viarum. Jej budowę rozpoczął w 312 roku p.n.e. cenzor Appiusz Klaudiusz Caecus (Ślepy). Po rozbudowie droga wiodła z miasta przez Benewent do Brundisium[28].

Ku północy wiodła Via Flamina, prowadziła ona podróżnych z miasta do Arminium, (dzisiejsze Rimini). Powstał również akwedukt zwany aqua Appia, doprowadzający wodę do południowej części miasta.

Via Aemilia była niejako przedłużeniem Via Flamina[29]. Biegła ona z Arminium do Placentii. Jej długość wynosiła 262 kilometry. Została ona później rozbudowana przez Trajana wzdłuż Dunaju przez Dację, Mezję, aż do Morza Czarnego.

Ten krótki przegląd szlaków rzymskich daje przedsmak wyglądu ważniejszych połączeń drogowych i potrzeb, jakie stawały przed Rzymianami w czasie ekspansji terytorialnej Imperium Romanum[30].W roku 146 p.n.e. prokonsul Gnaeus Egnatius rozpoczął budowę drogi, która połączyła Dyrrachium, leżące na Półwyspie Bałkańskim, z Bizancjum. Jej długość wynosiła ponad 700 kilometrów.

Drogi rzymskie możemy podzielić na viae publice — drogi publiczne, viae vicinales — drogi lokalne, viae urbicae — ulice miejskie i viae privatae albodomesticae — drogi prywatne[31].

Z polecenia Augusta Oktawiana po traktach wojskowych rozstawiono w niewielkich odstępach jednych od drugich pieszych gońców, później zastąpiono ich konnymi zaprzęgami. To ostatnie rozwiązanie August Oktawian cenił najbardziej, dlatego że kurier zmieniał tylko zaprzęgi, wioząc listy od samego nadawcy do adresata, i mógł uzupełnić przewożoną korespondencję o ustne wiadomości. Przesyłki były pieczętowane i posiadały załącznik z dokładną godziną nadania i wysłania pisma, bez względu na porę dnia czy nocy[32].

W Afryce północnej legat Numidii, Waleriusz Festus w pościgu za Garamantami, którzy zaatakowali Leptis, jako sojusznicy Takfarynasa, znalazł nową i krótszą drogę wiodącą do Fezzanu, zwaną Praeter Caput Saxi. Późniejsze dwie ekspedycje rzymskie dotarły najprawdopodobniej, aż do Sudanu[33].

Z chwilą, kiedy zaczęto wykorzystywać do przewozu wielbłądy,transportem na Saharze zajęli się Tuaregowie. Przemierzali oni cztery wielkie szlaki łączące Północ z Południem. Jedna trasa Sidżilmasa–Walata kierowała się do złotodajnych terenów Senegalu i górnego Nigru. Druga Ghadames–Ghat prowadziła do wyżyny Air i bogatego kraju Hausa. Trzecia droga Trypolis–Fezzan–Kawar zwana była też drogą garamancką, wiodła do Bornu i jeziora Czad. Natomiast trasę czwartą, Cyrenajka–Kufra–Wadai, dzielili z Berabiszami[34].

Dobre drogi i Pax Romana to dwa czynniki, które sprzyjał podróżowaniu, a nawet, można rzec, turystyce. By ułatwić przemieszczanie się dawnym podróżnikom, wydawano w starożytności przewodniki — itineraria. Zawierały wykaz stacji i miejsc odpoczynków oraz odległości pomiędzy nimi. W wiekach późniejszych sztuka budowania dróg podupadła. Zadowalano się zwykłym gruntowym traktem, który jednak podczas obfitych opadów był bardzo trudny bądź niemożliwy do przebycia[35].

Z chwilą rozprężenia organizacyjnego Imperium Romanum znikło zainteresowanie budownictwem drogowym. Dopiero uspokojenie społeczne związane z migracją ludności i nawiązanie z powrotem zerwanych więzi handlowych, w tym rozwój miast, poprawiło nieco sytuację. Ale nadal brakowało ogólnego zrozumienia potrzeby budowania solidnych dróg, pomimo ustawicznych utyskiwań na ich stan. Jeszcze w XVIII wieku kołodzieje i kowale występowali do władz miejskich o zaniechanie naprawy dróg, albowiem przy dobrych nawierzchniach nie będą się łamać koła i uczciwie pracujący rzemieślnicy z braku pracy umrą z głodu[36].

Poczta rzymska została zorganizowana za Augusta, ale dopiero cesarz Trajan nadał jej kształt urzędu administracyjnego. Za Hadriana na czele służby pocztowej został powołany urzędnik zwany praefectus vehiculorum. Było to ważne stanowisko w administracji państwowej, któremu podlegali pomniejsi naczelnicy poczty miejskiej — mancipes. Cesarz również usprawnił funkcjonowanie kancelarii na rzecz cesarskiego sekretariatu. Powstały dwie kancelarie, jedna obsługiwała pisma w języku łacińskim, natomiast druga w języku greckim[37].

Warto wspomnieć, że w antycznym Rzymie w bogatych domach, gdzie służba złożona z niewolników była podzielona na oddziały pełniące różne funkcje, istnieli prywatni posłańcy zwani uiatores, którzy mogli przenosić także listy[38].

W późniejszych wiekach w cesarstwie bizantyńskim obok zwykłych gońców byli kurierzy specjalni. W zależności od czasów różnie ich nazywano. A to speculatores, frumanterii, cursores, a później występowali jakoagentes in rebus. Ci ostatni (nazwa oznacza „działający w rzeczach/sprawach”) byli nie tylko cesarskimi gońcami, ale jednocześnie wykonywali specjalne zadania wywiadowcze. W agenturalnej działalności do ich dyspozycji pozostawała cała organizacja cursus publicus, a oni sami cieszyli się wielkim zaufaniem cesarza[39].Byli umundurowani i zorganizowani jak żołnierze w schola palatina. Ich hierarchia była podzielona na pięć stopni i od czasów Konstancjusza dowodził nimi magister officiorum[40].

Na granicach Imperium Romanum służbę rozpoznawczo-łącznikową pełnili burgariilub limitanei. Wywodzili się z miejscowej ludności i dawali baczenie na wszystkie usiłowania przekroczenia pasa granicznego, umocnionego stałymi elementami obronnymi, takimi jak chociażby znany ogółowi wał Hadriana. Tworzyli forpocztę pierwszego ostrzeżenia przed najazdem nieprzyjacielskim lub próbami przeniknięcia przez granicę obcych wywiadowców. Ze służby pocztowej cursus publicus, za specjalnym zezwoleniem cesarza, tak zwanym diploma bądź tractoria, mogły korzystać osoby prywatne[41].Brak takiego upoważnienia do odbywania podróży za pomocą poczty mógł się skończyć tak, jak to przytrafiło się przyszłemu cezarowi. Heweliusz Pertinaks wyruszył jako prefekt kohorty do Syrii, korzystając z wozu poczty cesarskiej bez obowiązującego upoważnienia. Wtedy namiestnik Syrii zmusił go do odbycia dalszej podróży z Antiochii do miejsca przeznaczenia na pieszo[42].

Poczta cesarska cieszyła się uznaniem między innymi z powodu szybkości, z jaką działała, z tej racji mówiono o niej „ogniste kopyta” — ignitis calcibus. Do dyspozycji kurierów pozostawały pojazdy państwowe — vehicula publica, z których za specjalnym zezwoleniem cesarza korzystał cezar Gallus[43].Niestety służba w owych „ognistych kopytach” dla zwierząt często stawała się nieszczęściem. Donoszą nam bowiem źródła, że podróżujący na wezwanie ojca Konstancjusza Chlorusa Konstantyn korzystał z rozstawnych koni pocztowych. Obawiał się jednak pościgu ze strony Galeriusza, więc przesiadając się na nowe konie, pozostałe okaleczał, aby opóźnić lub całkowicie uniemożliwić pościg za sobą[44].

Innym aspektem tak działającej komunikacji były olbrzymie świadczenia ponoszone przez obywateli na jej rzecz w formie transportu poczty i urzędników — res vehiculariae, cursus publicus, evectiones. W połowie IV wieku Anatoliusz, który był między innymi prefektem Iliryku, wprowadził dla mieszkańców prowincji będącej pod jego pieczą ulgi, by zrekompensować wcześniejsze obciążenia, które niejednokrotnie wpędzały ich w długi i doprowadzały do ruiny gospodarstwa. Niezależnie od państwowej łączności pocztowej istniał również państwowy transport ciężarowy — clavularis cursus[45].

Agenci byli dobrze przygotowani do wykonywania swojej pracy. Mieli odrębne szkoły, gdzie byli wdrażani do wojskowej dyscypliny i oddania cesarzowi. Instytucje tego typu rozwijały się za Dioklecjana, który wprowadził ład do państwa targanego przez lata niepokojami, tak że z czasem nazywano cesarza Restitutores orbis, oraz za Konstantyna, a później działania te były kontynuowane przez ich następców, którzy skupili i zastąpili w agenturalnej działalności wcześniejsze formacje gońców i agentów, takich jak: wspomnianych frumentarii, speculatores oraz colectiones, duocenarii, centenarii, circitores, equites, beneficiarii, stationarii, czy też konnych posłańców veredarii. Agentes in rebus byli oczami i uszami cesarza we wszystkich dziedzinach życia państwowego. Za panowania Justyniana ich liczba sięgała 10 000 funkcjonariuszy[46].

Po śmierci Konstancjusza II tron cesarski objął Julian — wykształcony w duchu dawnej kultury greckiej. Na początku swoich rządów przeprowadził reorganizację instytucji agentes in rebus, ograniczając jej liczebność[47]. Jak przekazał Libanios, stanowiska wywiadowcy obejmowali za pieniądze nie tylko przypadkowi ludzie, ale też często zwykli łotrzykowie. To powodowało, że agenci cieszyli się coraz gorszą sławą w społeczeństwie. Podobnie rzecz miała się ze służbą pocztową, do której zaciągali się ludzie chcący uniknąć obowiązków, jakie nakładało na nich miasto.

Ponadto zwierzęta pocztowe były nadmiernie wykorzystywane i padały w drodze. Nie przestrzegano również zasady dotyczącej ważności przesyłek pocztowych i takie samo znaczenie miał list cesarski, jak pismo wywiadowcy albo co gorsza zwykłego śmiertelnika, aczkolwiek bogatego[48]. Z tych też powodów cesarz Julian rozwiązał służbę pocztową, znosząc nazwę i stanowisko. Sam korzystał z własnej zaufanej służby, która zastąpiła dawną pocztę[49]. Z koni państwowych, zwanych pocztowymi, korzystał między innymi za cesarza Justyniana jego wódz Belizariusz, który spiesznie wyruszył do Eufratezji na wieść o kolejnym najeździe króla perskiego Chosroesa.

W IV wieku przedstawiciele Kościoła wykorzystywali cursus publicus tylko do podróży. Natomiast poczta rządowa była dla nich niedostępna. Stworzyli więc własną łączność. Początkowo kurierami byli młodsi urzędnicy kościelni, a nawet niektórzy zaufani wierni. Z czasem zaczęto zatrudniać kurierów do stałej łączności pocztowej. Byli jednak licho opłacani i nie zawsze przestrzegali tajemnicy korespondencji. Dlatego zaczęto się posługiwać atramentem sympatycznym do przesyłania bardziej dyskretnych informacji. Wiadomości zapisywano na papirusie mlekiem, który dopiero podgrzany nad płomieniem świecy ujawniał ukrytą treść[50].

Świetną służbę pocztową posiadali Mongołowie. Z ich dorobku chętnie korzystali spadkobiercy Dżingis-chana, jak Tamerlan czy Kubiłaj-chan, założyciel w 1271 roku dynastii Yuan w Chinach.

W Chinach za dynastii Tang istniała już zorganizowana poczta, ale dopiero nastanie rządów mongolskich doprowadziło do powstania potężnej organizacji służby pocztowej. Nowa struktura zaimponowała Chińczykom, tak że przejęli nawet od Mongołów nazewnictwo. Czam — poczta, mongolskiedżam, dżamczi lub dżamuczi. Sieć pocztowa w XIII i XIV wieku obejmowała ziemie od Mandżurii do Kambodży oraz od Korei do Morza Czarnego. Wielkość tej organizacji obrazują liczby: było 10 zarządów pocztowych, 1500 stacji, 40 000 koni, 8250 wołów, 5600 osłów, 3500 wozów, 6100 łodzi. Co 25 lub 30 mil znajdowała się stacja pocztowa, zwana jam, która to nazwa wywodzi się ze starego języka turecko-mongolskiego i oznacza drogę pocztową i postój na tej drodze[51].

Rozwój poczty był po części zasługą Czyngis-chana, który polecił wybudowanie drogi dla wojska przez góry Azji Środkowej czy szlaku wiodącego przez przełęcze Tien-szanu. Na trasach pocztowych, które wiodły przez pustkowia, organizowano zajazdy. W Turkiestanie ich liczba dochodziła do 10 000. Dużym ułatwieniem dla orientacji podróżnych było oznaczenie szlaku pocztowego wkopanymi w ziemię belkami[52]. Następca Czyngis-chana, Ögödej wydał rozporządzenie w sprawie funkcjonowania poczty:

Kiedy jadą kurierzy, obsługują ich poddani. Opóźnia to spieszących się kurierów, a ludności przyczynia obciążeń. Wobec tego wprowadzamy teraz powszechnie (następujące zarządzenie): z poszczególnych minganów ze wszystkich stron kraju należy wybrać naczelników stacji kurierskich oraz koniuchów dla (obsługi) kurierskich koni, we wszystkich (odpowiednich) punktach należy założyć stacje kurierskie, tak aby kurierów bez niezbędnej potrzeby nie wysyłać za pośrednictwem ludności, lecz kierować ich wzdłuż stacji kurierskich[53].

Sam Ögödej tak to przedsięwzięcie ocenił:

Drugą moją zasługą jest to, że kazałem założyć stacje kurierskie dla szybszego przejazdu naszych kurierów pomiędzy nimi, a także dla przyspieszenia (przekazywania) ważnych spraw państwowych[54].

Między innymi chodziło o to, aby gońcy — ilczi nie wstępowali bez istotnej potrzeby do miasta, wsi czy osiedla i nie żądali paszy i żywności, co dodatkowo obciążało już i tak nieprawdopodobnie obłożoną podatkami ludność.

Autorzy znakomitego opracowania Złota Orda i jej upadek przytoczyli fragment kroniki Raszida ad-Dina, który tak opisuje pocztę mongolską. Na drodze Pekin–Karakorum było urządzonych 37 jamów, czyli stacji pocztowych rozmieszczonych względem siebie co 5 farsachów (25–30 km). Bezpieczeństwo na każdym odcinku zapewniała załoga licząca 1000 ludzi. Co dzień drogą przejeżdżało łącznie w obydwóch kierunkach około 500 dużych wozów, z których każdy był zaprzężony w 6 wołów[55].

W XV wieku w państwie Tamerlana powinności mieszkańców związane z utrzymaniem poczty zwanej ułag były niezwykle uciążliwe. Ludność była zobowiązana do dostarczenia koni różnym kurierom oraz uiszczania opłaty zwanej piszkasz, przeznaczonej na poczęstunek i podarunek, lecz z braku określenia jej rodzaju i wysokości stanowiła ona źródło nadużyć[56].

W szczególnych zdarzeniach, na przykład wykrycia spisku, wybuchu rewolty lub innego buntu, konny posłaniec jadący ze specjalną misją potrafił dziennie pokonać 250, a nawet 300 mil. W wyjątkowych sprawach jechał nawet nocą. Towarzyszyli mu wówczas piesi pomocnicy z pochodniami oświetlającymi drogę. Prędkość w takim wypadku z uwagi na pieszych była mniejsza, ale w ten sposób nie tracono czasu[57].

Niezależnie od konnej sieci pocztowej pomiędzy stacjami, co 3 mile, znajdowało się małe osiedle, w którym mieszkali piesi gońce. Nosili oni szeroki pas obwieszony dzwoneczkami. Ich dźwięk zwiastował zbliżanie się posłańca do stacji. Po usłyszeniu sygnału nowy goniec przygotowywał się do przejęcia przesyłki i dostarczenia jej po kolejnych 3 milach do następnej stacji. Taka sztafeta potrafiła w ciągu doby dostarczyć wiadomość z miejsc oddalonych o 10 dni drogi. W ciągu 2 dni dostarczali przesyłkę z odległości 20 dni drogi[58].

Za kolejnej dynastii — Ming kurierzy konni, którzy zbliżali się do stacji pocztowej, zawiadamiali ją o swoim przybyciu, dmąc w róg, aby przygotowano świeże wierzchowce[59]. W IX wieku w wyniku zawarcia traktatu pokojowego pomiędzy Tybetem a Chinami ustanowiono między nimi łączność konną. Stacja zmiany zwierząt została urządzona w dolinie Ciangcüncz’u[60].

Indie na swoich terenach stosowały podobne rozwiązania jak w Chinach. Według XIV-wiecznego muzułmańskiego podróżnika Ibn Battuty, z chwilą jego przybycia nad rzekę Pendżab zjawili się urzędnicy służby zwiadowczej, którzy o przybyciu podróżnych zawiadomili Kutb al-Mulka, zarządcę miasta Multan.

Przesyłaniem pism urzędowych lub korespondencji zajmowała się konna służba pocztowa zwana ułak. Posterunki pocztowe były rozstawione co 4 mile. Niezależnie od konnych posłańców funkcjonowała służba pocztowa pieszych gońców. Według sprawozdania Ibn Battuty, co jedną trzecią mili znajdowała się wieś, obok której rozstawiono trzy namioty. Były one przeznaczone dla gońców. Każdy z nich wyposażony był w laskę długości dwóch łokci, na końcu której miał zamocowane dzwoneczki. Ich dźwięk zapowiadał zbliżającego się biegiem gońca, od którego nowy i wypoczęty posłaniec odbierał przesyłkę i biegł dalej do następnej stacji[61].

Arabowie jako zawołani jeźdźcy nie korzystali z transportu kołowego. Dlatego też pomimo możliwości nie byli takimi budowniczymi dróg jak na przykład Rzymianie. Ich główne trasy pocztowe biegły z Bagdadu w górę Tygrysu do Mosulu i Baladu. Później przez Mezopotamię, Sindżar, Nisibis, Ras Ajn, Ar-Rakkę, Manbidż, Aleppo, Hamę, Hims, Balabakk, Damaszek, Tyberiadę, Ar-Ramlę, Ghifar do Kairu i Aleksandrii, aż do Cyrenajki. Druga droga wiodła z Bagdadu do Syrii zachodnim brzegiem Eufratu do Al-Anbaru. Przy głównych szlakach dla wygody podróżnych były wybudowane karawanseraje, domy noclegowe i zbiorniki na wodę[62].

Zubajda, żona Haruna Ar-Raszyda, jednego ze sławniejszych kalifów bagdadzkich znanego nam z opowieści Księgi tysiąca i jednej nocy, własnym sumptem wybudowała szlak pielgrzymi z Al-Kufy do Mekki. Prowadził on pielgrzymów przez najdziksze pustkowia Półwyspu Arabskiego. Rozmach „Ścieżki Zubajdy” — Darb Zubajda pod względem wielkości pozwala porównywać powstały trakt do dróg Imperium Romanum[63].

Sułtan Egiptu, Az-Zahir Bajbars, prowadził przez okres swojego panowania wiele wojen na różnych rubieżach państwa mameluckiego. Istniała więc konieczność zorganizowania specjalnej służby pocztowej. Przy jej budowie korzystał z wiedzy i doświadczenia mongolskiej służby pocztowej jam.

Poczta zorganizowana za Dżingis-chana i rozbudowana przez jego następców pokrywała swoją siecią prawie całą ziemię, jaką władali Mongołowie. Z dzieła Marco Polo wynika, że z Cham Bałyku (Pekin), stolicy Mongołów, rozchodziły się w różnych kierunkach drogi, które nosiły nazwy prowincji, do których podążały.

Sułtan Bajbars, walcząc z Mongołami, zapewne w części wzorował się na ich rozwiązaniach w kwestii organizacji łączności i wprowadził również u siebie pocztę konną — barid, wykorzystując do tego celu doświadczenie swoich poprzedników — kalifa Mu’āwija, właściwego twórcy al-barīd, i urzędu rejestracyjnego[64].Poczta łączyła tereny najdalej wysunięte w kierunku północno-wschodnim od fortecy granicznej al-Biry, z Aleksandrią i Kairem. Na trakcie pocztowym rozmieszczone były stacje, w których kurier mógł wymienić konia. Wytyczony szlak ze sprawnie działającymi stacjami pozwalał skrócić czas jego przebycia z 20 do 3 dni.

W trudniejszym pustynnym terenie wykorzystywano wielbłądy, co poszerzyło zasięg działania poczty od Kus na południe do Asuanu i Ajdhab. Poza pocztą konną do przesyłania wiadomości używano gołębi. Pierwsza wzmianka o takim sposobie przesyłania informacji pochodzi z 837 roku, kiedy to zawiadomiono kalifa al-Mu’tasima o ujęciu rebelianta Bābika, przywódcy sekty hurramickiej[65].

Na każdą wyprawę wojenną Arabowie zabierali ze sobą gołębie pocztowe pochodzące z ważnych miast i zamków. W czasach krucjat ptaki te okazywały się skuteczną formą łączności, a ich treserzy otrzymywali stałe wynagrodzenie[66].

W czasie wyprawy Ludwika IX na podbój Egiptu, po wylądowaniu pod Damiettą wojska muzułmańskie trzykrotnie wysyłały gołębie pocztowe do sułtana, zawiadamiając go o desancie nieprzyjaciela. Sułtan nie odpowiedział, bo był już złożony śmiertelną chorobą wskutek otrucia. Kiedy wiadomość o jego śmierci dotarła do oddziałów mających za zadanie bronić miasta, te wycofały się, porzucając mury obronne, które zajęli krzyżowcy[67].

Za pomocą gołębia pocztowego sułtan Al-Adila rezydujący w Damaszku otrzymał informację w sierpniu 1218 roku o zerwaniu łańcucha zagradzającego dostęp do Damietty i zdobyciu twierdzy przez Franków[68].

Za Bajbarsa sieć gołębników pokryła cały sułtanat. W ten sposób władca mógł otrzymać informację w ciągu 48 godzin, gdy w tym czasie przebycie konno tego samego odcinka zajmowało kurierowi do 3 dni. Na zagrożonych rubieżach sułtanatu wybudował też szereg wież strażniczych. Ich zadaniem było wczesne ostrzeżenie sułtana o ruchach nieprzyjaciela bądź innych istotnych wydarzeniach. Tego typu budowle pokrywały teren od strony granicy z Mongołami, od fortecy al-Biry i al-Rahba nad Eufratem aż po Gazę. Informacje były przesyłane pomiędzy wieżami za pomocą sygnałów dymnych lub ogniowych[69].

Poczta gołębia nie była zarezerwowana wyłącznie dla potrzeb państwa. Korzystali z niej również zwykli mieszkańcy, a właściwie ci znaczniejsi, o czym wzmiankuje Usama ibn Munkidha. Przeciętny obywatel nie miał po co i komu wysyłać gołębia, no chyba że do garnka w czasie wojny, gdy głód był dominującym uczuciem[70].

Kończąc tę część tematu, warto wspomnieć o specyficznym rodzaju listów, z jakim zetknęli się badacze antyku. Są to liczne tabliczki ołowiane znalezione na terenach przynależnych obszarowi kultury greckiej. Znaleziska te są interesującym dowodem wiary wówczas żyjących ludzi w „siłę nieczystą”. Dziś powiedzielibyśmy o wierze w szatana. Listy owe skierowane były przeciwko ludziom, którym nadawca źle życzył. Dla wzmocnienia przekazu były pisane na cienkich blaszkach ołowianych. Uważano bowiem, że ołów wśród metali jest jak nieboszczyk wśród ludzi — niemy, ciężki i martwy. Samo zaś pismo stawiano w przeciwieństwie do normalnego. A więc pisano nie z lewej strony do prawej, ale odwrotnie, z prawej do lewej, oraz z dołu do góry, albo też w dowolnej konfiguracji. Odczytanie takiego zapisu było problemem dla zwykłego odbiorcy. Natomiast dla „siły nieczystej” nie stanowiło to żadnej trudności. Po sporządzeniu listu składano go na wzór normalne korespondencji. A jego magiczną siłę wzmacniano przebijaniem go jednym lub kilkoma miedzianymi gwoździami. Uważano bowiem w starożytności, że gwóźdź jest symbolem przymusu, którego boginią była Ananke. W tym przypadku przymus miał gwarantować wypełnienie się zaklęcia[71].

[1] Homer, Iliada, przeł. Franciszek Ksawery Dmochowski, Warszawa 1990, ks. XXII, wers 147, s. 456.

[2] W. I. Awdiejew, Historia starożytnego Wschodu, przeł. W. Głuchowski, L. Badzian, S. Ostrowski, Warszawa 1957, s. 411.

[3]Pieśni rozweselające serce, przeł. Tadeusz Andrzejewski, Warszawa 1984, wiersz 34, s. 57.

[4] Jerzy Manteuffel, Ze świata papirusów, Wrocław 1950, s. 25–42.

[5] Tamże, s. 43.

[6] Jørgen Laessøe, Ludy Asyrii, przeł. Grażyna Krasicka-Meuszyńska, Janusz Meuszyński, Wrocław 1972, s. 30–31.

[7] Henry W. F. Saggs, Wielkość i upadek Babilonii, przeł. Jerzy Nowacki, Warszawa 1973, s. 225.

[8] Tamże, s. 224–225.

[9] Georges Roux, Mezopotamia, przeł. Beata Kowalska, Jolanta Kozłowska, Warszawa 2008, s. 25.

[10] Lidia Winniczuk, Ludzie, zwyczaje, obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu, Warszawa 1983, s. 111.

[11] Herodot, Dzieje, przeł. Seweryn Hammer, Warszawa 1954, ks. VIII, rozdz. 97–100, s. 577.

[12] Tom Holland, Perski ogień, przeł. Agnieszka Kowalska, Kamil Kuraszkiewicz, Warszawa 2005, s. 149.

[13] Herodot, Dzieje, ks. V, rozdz. 33–36, s. 360; Poliajnos, Podstępy wojenne, przeł. Małgorzata Borowska, Warszawa 2003, ks. 1, rozdz. 24, s. 46–47.

[14] Herodot, Dzieje, ks. I, rozdz. 123–125, s. 79; Małgorzata Hertmanowicz-Brzoza, Kamil Stepan, Słownik władców świata, Kraków 2005, hasło „Cyrus II Wielki”, s. 35.

[15] Lyon Sprague de Camp, Wielcy i mali twórcy cywilizacji, przeł. Bolesław Orłowski, Warszawa 1968, s. 94.

[16] Adriana Rosset, Starożytne drogi i mosty, Warszawa 1970, s. 37.

[17] Krzysztof Mroziewicz, Indie, Sztuka władzy, Poznań 2017, s. 26.

[18] Krzysztof Dąbrowski, Teresa Nagrodzka-Majchrzyk, Edward Tryjarski, Hunowie Europejscy, Protobułgarzy, Chazarowie, Pieczyngowie, Wrocław 1974, s. 32.

[19] Adriana Rosset, Starożytne drogi…, s. 29.

[20] Aleksandra Kajdańska, Edward Kajdański, Jedwab. Szlakami dżonek i karawan, Warszawa 2007, s. 130.

[21] Biblia, Warszawa 1990, Ks. Estery, 3.12–15.

[22] Libanios, Wybór mów, przeł. Leokadia Małunowiczówna, Wrocław 1953, Mowa XVIII, rozdz. 52, s. 108.

[23] Władysław Pałucki, Narok, Wrocław 1958, s. 142.

[24] Lidia Winniczuk, Ludzie…, s. 111.

[25] Tamże, s. 112.

[26] Władysław Pałucki, Narok, s. 143; Jerzy Wielowiejski, Na drogach i szlakach Rzymian, Warszawa 1984, s. 222; Lionel Casson, Podróże w starożytnym świecie, przeł. Agnieszka Flasińska, Maria Radlińska-Kardaś, Wrocław 1981, s. 156.

[27] Jerzy Wielowiejski, Na drogach…, s. 91; Adriana Rosset, Starożytne drogi…, s. 87.

[28] Jerzy Wielowiejski, Na drogach…, s. 95–97; Adriana Rosset, Starożytne drogi…, s. 91.

[29] Adriana Rosset, Starożytne drogi…, s. 97–98.

[30] Jerzy Wielowiejski, Na drogach…, s. 93–121.

[31] Adriana Rosset, Starożytne drogi…, s. 85–86.

[32] Swetoniusz, Boski August, [w:] Żywoty cezarów, przeł. Janina Niemirska-Pliszczyńska, Wrocław 1972, ks. II, rozdz. 49–50, s. 144.

[33] Edward W. Bovill, Złoty szlak Maurów, przeł. Edda Werfel, Warszawa 1966, s. 60–63.

[34] Tamże, s. 78.

[35] Grzegorz z Tours, Historie. Historia Franków, przeł. Kazimierz Liman, ks. Teofil Richter, Kraków 2012, ks. 9, rozdz. 39, s. 447.

[36] Adriana Rosset, Drogi i mosty w średniowieczu i czasach odrodzenia, Warszawa 1974, s. 9–11.

[37] Jerzy Wielowiejski, Na drogach…, s. 221; Max Cary, Howard Hayes Scullard, Dzieje Rzymu. Od czasów najdawniejszych do Konstantyna, przeł. Jerzy Schwakopf, Warszawa 1992, t. 2, s. 208.

[38] Petroniusz, Uczta Trymalchiona, przeł. Leopold Staff, Warszawa 1994, s. 31, p. 53; s. 71.

[39] Władysław Pałucki, Narok, s. 143.

[40] Ammianus Marcellinus, Dzieje rzymskie, przeł. Ignacy Lewandowski, Warszawa 2002, ks. XIV, rozdz. 7, pkt 9, p. 158; s. 40.

[41] Władysław Pałucki, Narok, s. 146.

[42] Juliusz Kapitolinus, Heweliusz Pertinaks, [w:], Historycy Cesarstwa Rzymskiego. Żywoty cesarzy od Hadriana do Numeriana, przeł. Hanna Szelest, Warszawa 1966, rozdz. 1–2, s. 116.

[43] Ammianus Marcellinus, Dzieje rzymskie, ks. XIV, rozdz. 11, pkt 16, p. 237; s. 50.

[44] Zosimos, Nowa historia, przeł. Helena Cichocka, Warszawa 2012, ks. II, rozdz. VIII, pkt 3, s. 111.

[45] Ammianus Marcellinus, Dzieje rzymskie, ks. XIX, rozdz. 11, pkt 3, s. 138; ks. XX, rozdz. 4, pkt 11, s. 147.

[46] Władysław Pałucki, Narok, s. 144.

[47] Libanios, Mowa na cześć Juliana, [w:] Wybór mów, przeł. Leokadia Małunowiczówna, Wrocław 1953, Mowa XVIII, rozdz. 141, s. 136.

[48] Tamże, Mowa XVIII, rozdz. 143, s. 136–137.

[49] Tamże, Mowa XVIII, rozdz. 141, s. 136.

[50] Jerzy Wielowiejski, Na drogach…, s. 235.

[51] Marco Polo, Opisanie świata, przeł. Anna Ludwika Czerny, Warszawa 1975, ks. II, cz. 1, rozdz. XCIX, s. 190, p. do rozdziału, s. 490.

[52] Adam Mez, Renesans islamu, przeł. Adam Danecki, Warszawa 1981, s. 450–451.

[53]Tajna historia Mongołów. Anonimowa kronika Mongolska z XII w., przeł. Stanisław Kałużyński, Warszawa 1970, ks. XII, rozdz. 279, s. 185–186.

[54] Tamże, ks. XII, rozdz. 281, s. 187.

[55] Boris Grekow, Aleksander Jakubowski, Złota Orda i jej upadek, Warszawa 1953, s. 70, 100.

[56] Bobodżan Gafurow, Dzieje i kultura ludów Azji Centralnej, przeł. Stefan Michalski, Warszawa 1978, s. 513.

[57] Marco Polo, Opisanie świata, ks. II, cz. 1, rozdz. XCIX, s. 193.

[58] Tamże, rozdz. XCIX, s. 191.

[59] Gaspar da Cruz, Traktat o sprawach i osobliwościach Chin, przeł. Joanna Kazimierczyk, Izabela Komorowska, Gdańsk 2001, s. 117.

[60] Lew Gumilow, Dzieje dawnych Turków, przeł. Tadeusz Zabłudowski, Warszawa 1972, s. 376.

[61] Ibn Battuta, Osobliwości miast i dziwy podróży, przeł. Tadeusz Majda, Halina Natorf, Warszawa 1962, s. 147.

[62] Adam Mez, Renesans islamu, s. 453; Philip K. Hitti, Dzieje Arabów, przeł. Wojciech Dembski, Maria Skuratowicz, Edward Szymański, Warszawa 1969, s. 268.

[63] Jerzy Hauziński, Burzliwe dzieje Kalifatu Bagdadzkiego, Kraków 1993, s. 119.

[64] Philip K. Hitti, Dzieje Arabów, s. 165–166.

[65] Tamże, s. 267.

[66] Amin Maalouf, Wyprawy krzyżowe w oczach Arabów, przeł. Krystyna J. Dąbrowska, Warszawa 2001, s. 138; Adam Mez, Renesans islamu, s. 223; Jerzy Hauziński, Burzliwe dzieje…, s. 452.

[67] Jean de Joinville, Czyny Ludwika Świętego króla Francji, przeł. Marzena Głodek, Warszawa 2004, rozdz. XXXV, s. 163–165.

[68] Amin Maalouf, Wyprawy krzyżowe…, s. 240.

[69] James Waterson, Wojny Mameluków, przeł. Barbara Tkaczow, Warszawa 2008, s. 116.

[70] Usama ibn Munkidh, Kitab al I’tibar. Księga pouczających przykładów, przeł. Józef Bielawski, Ossolineum 1975, s. 77.

[71] Tadeusz Zieliński, O sile nieczystej, [w:] tenże, Szkice antyczne, Kraków 1971, rozdz. II, s. 29.

2. Techniki przekazywania wiadomości

Potrzeba skrywania pewnych informacji jest zrozumiała, bo tylko w ten sposób można utajnić zamiary, które w przypadku zachowania jawności prędzej zaprowadziłyby zainteresowanego na szafot niż do sukcesu. Nie mówiąc już o tym, że znalazłaby się niemała liczba osób chętnych do współuczestniczenia w przedsięwzięciu albo by temu przeszkodzić.

Praktycznie w odniesieniu do czasów minionych możemy się spotkać z dwojakiego rodzaju techniką przekazywania informacji. Pierwsza dotyczy łączności wywiadowczej, druga zaś odnosi się do przekazywania poleceń, rozkazów na polu bitwy. Jeżeli pierwszy sposób wymagał stosowania tajnych metod chroniących nie tylko informację, ale też nadawcę i odbiorcę, to drugi rodzaj opierał się zazwyczaj na szybkości i zachowaniu poprawności przekazu.

Jeszcze w tak nieodległych czasach wywiad stosował w łączności tak zwany „kontener”. Było to nic innego jak spreparowany pojemnik, który swoim wyglądem przypominał inny przedmiot. Mógł więc to być kamień, kawałek cegły, gałąź czy inny naturalny element otoczenia. Liczba pomysłów na to, co mogło być wykorzystane jako kontener, była nieograniczona. Jedyny warunek, jaki musiał spełniać, to ten, że nie mógł się wyróżniać z otoczenia. Tak przygotowany przedmiot miał w swoim wnętrzu wolne miejsce na przesyłkę.

Tego rodzaju sposoby wykorzystania spreparowanych przedmiotów były stosowane od starożytności aż do naszych czasów. Mają tę zaletę, że przesłanie informacji może się odbyć z pominięciem bezpośredniego kontaktu. Łączność była bowiem najdelikatniejszą formą pracy wywiadowczej, ale jednocześnie stanowiła jej najsłabsze ogniwo ze względu na bezpieczeństwo kontaktujących się osób. Śledząc drogę przesyłki, można było poznać spiskowców i agentów. Dlatego stosowano środki ostrożności polegające na tym, że kurier zostawiał przesyłkę w umówionym miejscu, które nie powinno być narażone na przypadkowe jej znalezienie lub zniszczenie. Takie miejsce w języku agentów czasów nowożytnych zwane było „martwą skrzynką”. Następnie wystarczyło zostawić znak, że przesyłka jest gotowa do odbioru. Czasem takim znakiem była sama obecność agenta w określonym miejscu. Zaletą tej metody było przede wszystkim to, że podjęcie przesyłki można było zrealizować po uprzednim sprawdzeniu, czy miejsce nie jest obserwowane. Dodatkowo unikano bezpośredniego kontaktu[1].System ten można było zmodyfikować i zamiast obecności posłańca w odpowiednim miejscu wystarczyło pozostawić wcześniej umówiony znak.

Skuteczny sposób przesłania wiadomości sub secreto zastosował Demaratos. Jako lekarz króla Kserksesa powziął informacje, że Persowie ruszą na Helladę. Postanowił więc uprzedzić o tym Lacedemończyków. Wziął podwójną tabliczkę do pisania. Zeskrobał wosk i na gołym drzewie napisał wiadomość. Następnie z powrotem pokrył ją woskiem. W ten sposób posłaniec unikał kłopotów ze strony ciekawskiej straży strzegącej drogi. Przemyślny wybieg wprowadził początkowo samych Lacedemończyków w kłopot, nie wiedzieli bowiem, co pusta tabliczka oznacza i co z nią począć. Dopiero córka Kleomenesa, a żona Leonidasa odgadła tajemnicę przesyłki i pouczyła ich, co robić, by pismo odczytać[2].

Bez mała dziesięć wieków później w królestwie Franków król Gundowald wysłał posłów do swoich przyjaciół. Opat z Cahors otrzymany list ukrył w wydrążonej tabliczce do pisania, którą zalał woskiem. Przebiegłość opata na niewiele się zdała. Poplecznicy króla Guntchramna nie tylko go ujęli, ale i odkryli schowane pismo. Został więc dotkliwie obity i wtrącony do więzienia[3].

Eneasz Taktyk przekazał nam kilka sposobów przekazywania wiadomości stosowanych przez współczesnych mu współziomków. Wpierw należało uzgodnić między sobą, jaką drogą ma się odbywać tajna korespondencja, aby uniknąć jakichkolwiek kłopotów mogących ściągnąć na głowy korespondentów podejrzenie lub co gorsza jakieś nieszczęście. Jedną z metod szyfrowania wiadomości było w jawnym tekście porobić nakłucia pod literami, które składały się na tę drugą ukrytą wiadomość, przeznaczoną tylko dla wtajemniczonego. Oczywiście nakłucia powinny być delikatne, prawie że niewidoczne. Ten sposób sporządzania tajnej wiadomości można było rozwinąć w kilku wariantach. Na przykład poprzez oznaczanie wybranych liter nieco wydłużonymi końcówkami lub zastępowanie samogłosek specjalnymi nakłuciami, a liczba nakłuć miała zależeć od miejsca, jakie zajmują w kolejności alfabetycznej[4].

Innym rozwiązaniem, często zwanym „tessalskim”, było wykorzystanie psa do przenoszenia wiadomości. Nadawca listu zabierał zwierzę od przyszłego odbiorcy. Gdy zachodziła potrzeba, mocowano na psim karku pasek rzemienny w formie obroży, w którym była zaszyta przesyłka. Następnie wypuszczano psa, który powinien wrócić do swojego pana. Rodziło to pewne niebezpieczeństwa, ale miało też swoje plusy[5].

Zwierzęta w różny sposób wykorzystywano do przenoszenia korespondencji w sposób tajny. Do przewożenia pergaminów z zapisanymi wiadomościami używano ich martwych ciał, a także wtykano je do odbytów zwierząt pociągowych[6].

Natomiast konsul Hircjusz przesyłał informacje za pomocą gołębi. Wpierw trzymał je w ciemności i głodził. Potem za pomocą włosa ze zwierzęcej sierści przywiązywał listy wokół ich szyi i wypuszczał ptaki na wolność. Głodne kierowały się do miejsc, gdzie było wysypane pożywienie, i złapanie ich nie stanowiło już problemu. W ten sposób Decymus Brutus zamknięty w oblężonej Mutynie był o wszystkim doskonale poinformowany[7].

Przemyślnym sposobem przenoszenia informacji było jej ukrycie „na widoku”, w myśl powiedzenia „najciemniej jest pod latarnią”. Otóż zalecano wzięcie pęcherza i napełnienie go powietrzem, po czym zawiązanie. Kiedy dostatecznie wysechł, pisano na jego powierzchni tekst, a następnie wypuszczano powietrze i wciskano go do dzbanka. Ponownie go nadmuchiwano, aby dobrze wypełnił wnętrze naczynia. Następnie nalewano oliwę i maskowano otwór wlewu pęcherza z brzegiem dzbana. Na koniec korkowano i przesyłka była gotowa do wysłania. Ewentualna kontrola nic nie dawała. Sprawdzający po otworzeniu widział tylko oliwę, a nawet po jej wylaniu mógł zobaczyć tylko puste wnętrze. Taki pęcherz można było wykorzystać kilkukrotnie[8].

Eneasz Taktyk niejako przy okazji poucza nas w swoim traktacie, że niezależnie od sposobu otrzymania korespondencji należy się z nią natychmiast zapoznać. Odłożenie tego na późniejszy czas może być nie tylko szkodliwe dla sprawy, o której informuje, ale wręcz niebezpieczne. A w niektórych przypadkach nawet śmiertelne dla odbiorcy. Jak podaje Eneasz, wysłano list, a właściwie donos Astyanaksowi, tyranowi Lampsakos, w którym ostrzegano go przed zasadzką. Nie otworzył przesyłki natychmiast, jak to miał uczynić po jej otrzymaniu. Został zabity, trzymając list w ręku[9].

W podobnych okolicznościach zginął Cezar w pamiętne idy marcowe. Otrzymał zwój od Artemidora z Knidos, w którym ten ostrzegał przed planowanym zamachem. I aby Cezar nie przekazał go swojej służbie, jak to robił z innymi pismami, przestrzegł go słowami:

Ale ten zwój, Cezarze, przeczytaj ty sam tylko, i to zaraz!

Zawiera on wiadomości bardzo ważne i dla ciebie nieobojętne[10].

Miał Cezar szczery zamiar przeczytać ów list, ale co rusz ktoś mu w tym przeszkadzał. Jak to zrobił Tiliusz Cymber, wręczając mu fałszywą petycję. I tak z nieprzeczytanym ostrzeżeniem w dłoni dotarł Cezar do sali senatu. Tutaj otrzymał pierwszy cios zadany przez Kaskę w szyję. W chwilę potem dopełnił się jego los, u stóp posągu Pompejusza[11]. Jak potem pisał Wellejusz Paterkulus, Cezar był wielokrotnie ostrzegany przez wróżby i zapowiedzi o grożącym nieszczęściu. Na próżno jednak, co skomentował słowami:

Zaiste nieodwracalna jest siła przeznaczenia;

komu postanowi odmienić los,

temu rozum plącze[12].

Nieprzeczytanie listu, które było spowodowane lekceważeniem obowiązków państwowych, zemściło się na Septimussie Bassianusie, zwanym od 198 roku: Imperator Caesar Marcus Aureliusz Antoninus Augustus, a znanym nam jako Karakalla, o którym Aleksander Krawczuk, autor Pocztu cesarzy rzymskich napisał:

[…] zginął śmiercią niegodną cesarza, choć godną chyba Karakalli[13].

Cesarz podejrzewał wszystkich o spiskowanie i czyhanie na jego życie. By ustrzec się przed niewiadomym losem, zwierzył się listownie Maternianusowi, swojemu zausznikowi, o dręczących go obawach. Ten mu odpisał, że czyha na niego, by wydrzeć mu władzę, Makrynus, prefekt gwardii. Umyślny posłaniec list ów razem z innymi przekazał Karakalli, ale cesarz przebrany już w strój woźnicy i zainteresowany rozpoczynającym się lada moment wyścigiem nie miał czasu przejrzeć doręczonej korespondencji. Przekazał ją Makrynusowi, by on się z nią zapoznał, a potem co ważniejsze wieści mu przekazał. W ten sposób wydał sam na siebie wyrok śmierci. Makrynus oczywiście przeczytał listy, w tym też ten, który go oskarżał o chęć zawłaszczenia władzy cesarskiej.

Makrynus miał dwa wyjścia. Popełnić samobójstwo lub faktycznie zająć miejsce Karakalli. Wybrał to drugie rozwiązanie. Los Karakalli dopełnił uderzeniem sztyletu setnik Marcjalis, który miał osobiste rachunki do wyrównania z cesarzem[14].

Zalecenia o stosowaniu tajnej korespondencji znajdujemy nawet u Watsjajana Mallanaga w jego Kamasutrze. W zasadzie nie powinno to dziwić z uwagi na delikatną i wrażliwą materię sprawy. Otóż zaleca on, by niewinną i nieświadomą służkę wysłać w niebudzącej żadnych podejrzeń sprawie, obarczywszy ją przekazaniem drobnego upominku, w którym będzie znajdował się ukryty liścik. Tą samą drogą można przesłać odpowiedź[15].

Natomiast przy wyliczaniu 64 nauk pomocniczych w sztuce miłowania podaje radę, by ćwiczyć się w umiejętności szyfrowania[16].

Podobne rady o przesyłaniu liścików w miłosnych podchodach podpowiadał zainteresowanym sam Owidiusz w Ars amandi:

Gdy wam luby liścik przyśle,

by zbadać wasze kochanie,

gdy ten liścik przez subretkę

przyniesiony wam zostanie[17].

Radził także, aby liścik ukryć, albowiem Mistrz powiedział:

Tajemne sprawy miłości

powinny być — tajemnicą[18].

A oto jego sposoby:

Gdy służąca — powiernica

list ten pod szarfą szeroką

lub pod sandałkiem przeniesie —

czyjeż go wykryje oko?

Jeśli ją strażnik przyłapie —

Obmyślajcie podstęp nowy.

Niech ramiona powiernicy

służą za papier listowy […]

Świeżo wydojonym mlekiem

listy takie pisać radzę.

Ażeby odczytać pismo,

Wystarcza jest użyć sadzę[19].

Tajna korespondencja pisana „sympatycznym atramentem”, list w sandale — to były również sposoby wojskowe, o których nie omieszkał wspominać Eneasz Taktyk. Dlatego, jak mówił sam poeta, miłość to rodzaj wojny — militiae specis amor est. Stąd tyle u Owidiusza odniesień do sztuki wojskowej.

Strażnik pilnuje, żebyś nie skreśliła słowa?

Wszak musisz zostać sama, gdy jest czas na mycie;

wszak zaufana służka może list twój schować

za przepaską na piersi i zanieść go skrycie

lub pod szatą przywiązać kartkę do kolana,

lub w sandale, pod piętą, skryć czułe wyznanie[20].

W Ars amatoria znajdujemy ciekawy passus odnoszący się do „sympatycznego atramentu”, czyli takiego, który nie jest widoczny po naniesieniu na papier. Dopiero użycie „wywoływacza” ujawnia ukryty tekst:

List napisany mlekiem łatwo oko zwodzi;

Posyp go pyłem z węgla, a szybko przeczytasz[21].

Jeszcze nie tak dawno była to zabawa dzieci, które trzymały kartkę z napisem nad świecą lub rozgrzaną żarówką. Pod wpływem gorąca mleko brązowiało i ujawniała się wiadomość. W naszym przypadku chodzi o sok z rośliny tihymalum, zwanej przez Rzymian herba lactaria, inaczej mleczne zioło[22].

By ograniczyć krąg osób wtajemniczonych, wysyłano tajną korespondencję za pomocą niczego nieświadomego posłańca. Jego zadaniem było dostarczenie jawnego listu lub innej przesyłki. Nie wiedział jednak, że przy okazji przenosi też ukrytą korespondencję zaszytą w sandale. Aby wiadomość nie uległa zatarciu lub innemu zniszczeniu przez wodę i błoto, treść zapisywano na cienkich blaszkach cynkowych lub ołowianych[23]. Po przybyciu gońca na miejsce i zdaniu przez niego relacji z oficjalnej części podróży wykorzystywano fakt, że udawał się on na nocny wypoczynek. Wyjmowano ukrytą wiadomość i w zależności od okoliczności odpowiadano na nią lub nie, ale starannie zszywano sandał i odprawiano posłańca z powrotem. Znany jest również przypadek przesłania listu napisanego najprawdopodobniej na liściach ślazu, które jednocześnie nadawały się do pisania i do opatrywania zranień i wrzodów, co wykorzystywano w tajnej korespondencji[24].

Ujrzysz natchnioną wróżkę, która śpiewem

Na dnie jaskini głosi losy, liściom

Znaki i miana powierzając. Wiersze,

Jakie na liściach zapisała, wróżka

Wszystkie kolejno układa w jaskini,

Jedne przy drugim[25].

Wiele wieków później, w dalekim muzułmańskim Kairze spiskowcy także wykorzystali but posłańca jako skrytkę do przesłania tajnej informacji. Jednak but z wiadomością przechwycono i organizatora spisku ścięto[26].

W systemie obronnym Grenady z czasów rekonkwisty w pobliżu przejść górskich pobudowano strażnice. Z ich wierzchołków obserwowano okolicę i w przypadku niebezpieczeństwa ogniem lub dymem zawiadamiano okoliczną ludność, by mogła szukać schronienia[27].Obserwatora siedzącego na wieży miejskiej lub zamkowej zwano również nawoływaczem. Jego zadaniem było zawiadamianie załogi głośnym krzykiem o pojawieniu się nieprzyjaciela[28].

Podobny sposób ostrzegania nie tylko miejscowej załogi, ale dalej położonych osiedli i ludności przed zbliżającym się atakiem wroga rejestrujemy na ziemiach bliższych nam terytorialnie. W czasie wyprawy Bolesława Chrobrego ku Łabie przykazał on mieszkańcom Strzały, by ostrzegawczym krzykiem nie dawali znać o wyprawie sąsiadom, a nic nie będzie im groziło[29].

W Persji skaliste doliny zapewniały doskonałą akustykę. Pozwalało to na przesyłanie wiadomości głosem, a Persowie słynęli z najdonioślejszych głosów. Wiadomość przesyłana tym sposobem mogła w ciągu jednego dnia przebyć drogę, na którą nawet dobry piechur potrzebował około miesiąca. Świadczy to też o tym, że Persowie doceniali wartość sprawnej komunikacji[30].Identyczną technikę przesyłania wiadomości głosem stosowali również Gallowie.

Skoro bowiem wydarzy się coś poważniejszego

i godniejszego uwagi, Gallowie donośnym głosem

powiadamiają o tym we wsiach i okręgach; sąsiedzi

wiadomość taką przejmują i przekazują dalej[31].

Odmianą sygnalizacji dźwiękowej w czasach późniejszych był odgłos dzwonów kościelnych, który alarmował lokalną społeczność. Tak zwane bicie na trwogę sygnalizowało o nadzwyczajnych wydarzeniach, takich jak pożar czy napad. Mogło być również sygnałem rozpoczęcia ataku[32].

Podobne wieże sygnalizacyjne zainstalowali Rzymianie na trakcie wiodącym z Koptos w kierunku północnym ku Leukos Limen (Queseir). Strzegło je siedem fortów oraz szereg posterunków sygnalizacyjnych[33].Także na zachodniej granicy cesarstwa do szybkiego przekazywania wieści, szczególnie tych informujących o napadzie, służył telegraf świetlny. Był on umiejscowiony na wieżach strażniczych, wbudowanych wzdłuż wału granicznego, który ciągnął się od Dunaju aż po Rheinbrohl nad Renem[34].

Wieże strażnicze wykorzystywano również do ostrzegania mieszkańców osad nadbrzeżnych przed rabunkowym napadem piratów morskich, których rzymscy prawnicy nazywali „wrogami rodzaju ludzkiego” — hostes humani generis. W sprzyjających okolicznościach funkcję takich budowli spełniały wzniesienia sterczące nad brzegiem morza. Kontostefanos, dowodzący flotą cesarską, który miał strzec Cieśniny Aulońskiej i wybrzeża przed spodziewaną inwazją Boemunda, umieścił na szczycie Wzgórza Jazona straże dla obserwacji morza.

W Azji Mniejszej w różnych miejscach pobudowane były wieże strażnicze odgrywające rolę punktów obserwacyjnych. Wspomniał o nich Ksenofont opisujący wyprawę Derkylidasa i niespodziewane spotkanie się wrogich wojsk nad brzegiem Meandru[35].

Kroniki chińskiej dynastii T’ang, odnoszące się do Tybetu, mówią o sieci wież obserwacyjnych rozmieszczonych co sto li oraz o stosowaniu sygnalizacji ogniowej i dymnej ostrzegającej przed zbliżaniem się nieprzyjaciela[36].Taki sposób przekazywania wiadomości zwany był „telegrafem optycznym”.

W 1793 roku bracia Claude i Ignacy Chappe skonstruowali właściwy telegraf optyczny, w którym wykorzystano ruchome ramiona. Odpowiednie ich położenie względem siebie odpowiadało pewnemu znakowi. Mógł on oznaczać literę, umówione hasło lub stanowić całą prostą informację, jak na przykład: „Uwaga będzie nadawana wiadomość” itp. Pewne przekazy mówią, że w czasach Bizancjum na wieżach strażniczych były umieszczone ruchome belki, których odpowiednie położenie oznaczało określoną wiadomość[37].

Jak wspomnieliśmy powyżej, zarówno w starożytności, jak i w średniowieczu w łączności wojskowej wykorzystywano środki, na które dozwalała ówczesna technika. Były to sygnały dźwiękowe, między innym rogów, trąb i bębnów, oraz sygnały optyczne, jak dym, ogień czy odbicia światła słonecznego przez lustra — polerowane powierzchnie. Zdarzało się, że pewne sposoby łączności odchodziły w zapomnienie, ale konieczność zastosowania ich na polu walki przywoływała je na powrót[38].

W warunkach polowych do szybkiego przekazania ważnej informacji służyły umówione znaki:

[…] dognałem naszych, którzy puścili konie na popas i beztrosko zażywali odpoczynku. Wyciągnąłem więc rękę prosto w górę i krańcami wojskowego płaszcza kołowałem wysoko, dając w ten umówiony sposób znak, że zbliża się nieprzyjaciel[39].

Do przenoszenia ważniejszych informacji wykorzystywano posłańców, a na długich trasach najlepiej sprawdzały się gołębie pocztowe oraz tak zwana sztafeta piesza lub konna[40].

W 914 roku bagdadzki wezyr w czasie konfliktu z fatymidzkim Egiptem przeorganizował pocztę. Do służby wprowadzono pocztylionów — fujudż i specjalnych posłańców — su’at. Dzięki temu zapewniono codzienną łączność pomiędzy Kairem i Bagdadem. Posłańcy na szybkich wielbłądach mogli przebyć dziennie około 180 kilometrów.

W czasie wojny nie omieszkano również korzystać z pływaków, którzy dzięki swoim umiejętnościom przy braku innej łączności przemykali częściowo pod wodą pomiędzy okrętami blokującymi dostęp do portu. W ten sposób Saladyn utrzymywał łączność z obrońcami Akki w 1190 roku[41].

Takim kurierem był muzułmański pływak o imieniu Isa. Nocą nurkując pod kadłubami nieprzyjacielskich okrętów, przenosił pieniądze i pisma dla załogi twierdzy. Ale podczas jednej ze swoich wypraw został dostrzeżony i zabity. Kilka dni później morze oddało jego zwłoki, wyrzucając na brzeg. Mieszkańcy Akki znaleźli ciało oraz sakwy, które nadal miał uwiązane do pasa. Jak napisał kronikarz:

Czy ktoś widział kiedykolwiek mężczyznę, który tak

wiernie wykonywałby swoje zadanie nawet po śmierci,

jakby ciągle żył?[42]

Często jednak w łączności wywiadowczej w pracy z agenturą stosowano bardziej wyrafinowane sposoby przekazywania informacji.. Jeden z nich polegał na przewlekaniu nici przez otwory w specjalnie przygotowanym przedmiocie. W tym sposobie należało w krążku drzewa wzdłuż obwodu wywiercić 24 otwory, które odpowiadały literom alfabetu. Dodatkowo robiono kilka otworów w centrum krążka dla zmylenia i zarazem jako otwory pomocnicze. Pisanie rozpoczynało się przewleczeniem nici przez jeden z otworów tak zwanych neutralnych leżących w środku krążka, a następnie przez otwór, który był odpowiednikiem potrzebnej litery. I dalej przez kolejny „otwór-literę”, zgodnie z zamierzonym tekstem. W przypadku wystąpienia podwójnej litery należało przewlec nić powtórnie przez otwór neutralny i dopiero ponownie wrócić do tej samej litery[43]. Zamiast krążka można było zastosować inne kształty, jak chociażby w formie kostki do gry. Ale zasada sporządzenia listu pozostawała taka sama.

O technice przechowywania i przekazywania rzeczy interesująco opowiada nam Plutarch. Dzięki niemu wiemy, że Ajgeus otrzymał od Pythii zakaz obcowania z jakąkolwiek kobietą przed powrotem do Aten.

O najpotężniejszy spośród ludzi! Zawiązanego końca bukłaka

nie rozwiązuj, nim do ludu ateńskiego nie przybędziesz[44].

Nie znamy okoliczności, ale Ajgeus obcował z Ajtrą, córką Pitteusa. Kiedy jednak zorientował się, że jest ona brzemienna, wziął swój miecz i sandały i ukrył je:

[…] pod wielkim głazem, który wewnątrz miał wydrążenie,

odpowiednie, by zmieścić złożone tam przedmioty[45].

Następnie o wszystkim poinformował Ajtrę, polecając jej jednocześnie, że jeżeli urodzi się syn i dorośnie słusznego wieku, niech samodzielnie podniesie kamień, wyjmie ukryte przedmioty i przybędzie do niego. Ajtra urodziła syna, którego znamy pod imieniem Tezeusz, Plutarch tłumaczy je jako: „Położony”. To według niektórych ludzi miało się odnosić do położonych pod kamieniem owych znaków rozpoznawczych. A według innych nawiązywało do uznania Tezeusza przez Ajgeusa za swoje dziecko[46].

Innym pierwotnym sposobem takiej łączności była bukszpanowa tabliczka, na której umieszczano wiadomość. Później była ona przez nadawcę wybielona, a następnie zapisywano na niej jakiś niewinny tekst lub rysunek. Tak spreparowana mogła być zawieszona jako wotum w świątyni w pobliżu miasta. Odbiorca, widząc tabliczkę z wyrysowanym umówionym rysunkiem, zabierał ją do domu. Tam zanurzał w oliwie i odczytywał ukryty napis[47].

Osoby do posług kurierskich wybierano starannie. Bywało bowiem, że tacy posłańcy mieli do wykonania dodatkowe zadania, równie ważne jak dostarczenie przesyłki, a nawet ważniejsze.

Sewerus, który sięgnął po najwyższe urzędy i zaszczyty w Rzymie, powziął zamiar wyeliminowania Albinusa, którego uważał za konkurenta do tronu. Wezwał więc najbardziej zaufanych posłańców, którzy przewozili pocztę cesarską. Wręczył im pisma do Albinusa i dodatkowo obarczył ich tajnym zadaniem. Mieli oni w czasie spotkania z Albinusem oficjalnie przekazać mu korespondencję, a potem poprosić o poufne posłuchanie na osobności. Gdyby im się udało zostać z nim sam na sam, mieli go zamordować. Otrzymali również truciznę na wypadek niepowodzenia pierwszej wersji spisku, aby za jej pomocą i przekupionego kucharza lub innego sługi podać mu ją do spożycia.

Albinus przejrzał prawdziwe zamiary posłańców. Kazał ich uwięzić i poddać każdego z osobna torturom. W ten sposób poznał szczegóły zamachu na siebie. Posłańców kazał stracić, a sam podjął przygotowania do walki z Sewerusem[48].

W emiracie gaznawidzkim w XI wieku ważne przesyłki dyplomatyczne lub wywiadowcze nie tylko szyfrowano, ale też opatrywano pieczęciami i obrączkowano albo ukrywano. Chowano tajne pisma w końskim potniku, pod wkładką w bucie lub zaszywano w pokrowcu manierki. Bywało, że dla zmylenia przeciwnika posłaniec otrzymywał dwa pisma. Jedno przewożone jawnie, jak zwykłą dyplomatyczną korespondencję, i drugie ukryte w jakimś schowku[49].

W tych burzliwych czasach XI-wiecznego emiratu gaznawidzkiego pojmano podejrzanie wyglądającego szewca. W czasie indagacji przyznał się, że jest szpiegiem Bogra-chana i niesie do Turkmenów jego listy, których jednak przy nim nie znaleziono. Podejrzewano, że je gdzieś ukrył. Wzięty w ogień dociekliwych pytań ujawnił skrytkę, za którą posłużyły mu uchwyty szewskich narzędzi, które były w środku wydrążone. Po włożeniu tam dokumentów otwory wypełniono drewnianymi strużynami i zamalowano. Na zewnątrz nie pozostał żaden ślad wskazujący na przemyślny schowek[50].

Potrzeba utrzymania łączności wywiadowczej rodziła niezależnie od kraju i czasów podobne rozwiązania. W odległych Chinach posługiwano się identycznymi sposobami przenoszenia listów w ukryciu. Za czasów Trzech Królestw zaszyto tajny dokument w szwach pasa, który następnie przekazano adresatowi jako podarunek[51].

Wspomniany wcześniej sposób wykorzystania niczego nieświadomych posłańców miał dobre strony, na co wskazuje pouczający przykład. Prawdopodobnie w czasie rewolty jońskiej w Sardes pewien posłaniec, wiedząc, co przenosi, postanowił z tylko jemu znanych powodów nie oddać listu odbiorcy, lecz dostarczyć go archontowi, najwyższemu urzędnikowi w mieście. Ten po zapoznaniu się z treścią korespondencji zadecydował oddać jednak pismo odbiorcy z zastrzeżeniem, że odpowiedź ma trafić do niego. Tak też się stało. W ten sposób archont poznał nie tylko treść tajnej zmowy, ale również spiskowców i co najważniejsze, zdobył niepodważalne dowody ich winy[52].

Tajne przesyłki służyły nie tylko celom wywiadowczym czy sztuce kochania albo też sprawom polityczno-dyplomatycznym. Miały również swój udział w gospodarce. Starożytna Sogdiana była środkowoazjatycką krainą kupców nestoriańskich. Możliwe, że to właśnie z jej środowiska wywodzili się dwaj legendarni mnisi, którzy sprawili cesarzowi wschodniorzymskiemu miłą niespodziankę. W wydrążonych laskach pielgrzymów przynieśli mu jajeczka jedwabników. W ten sposób wydarli monopol produkcji Chińczykom, a Persom monopol handlu jedwabiem[53].

Trudności, jakie napotykano w tajnej łączności, sprawiały, że osoby zainteresowane jej utrzymaniem wykorzystywały wszelkie dostępne sposoby. W czasie oblężenia Potydeji przez wojska perskie, Timoksejnos, wódz Skionajów umówił się z dowódcą perskim Artabazosem co do zdrady i wydania mu miasta. Informacje między sobą wymieniali w następujący sposób. List owijali dookoła strzały, przysłaniając go lotkami z ptasich piór, i strzelali z łuku w umówione miejsce. Pech chciał albo szczęście, że Artabazos chybił celu i strzała utkwiła w ramieniu pewnego Potydejczyka. W ten sposób spisek się wydał[54].

W opisie bellum Hispaniense podczas walk pod Ategui nieznany z imienia obrońca miasta wyrzucił z procy ołowiany pocisk w stronę wojsk Cezara, na którym wyrył wiadomość:

[…] w tym dniu, w którym przystąpicie do opanowania miasta, ja odłożę tarczę[55].

Była to ważna informacja, która ukazywała stan moralny obrońców toczących braterski bój.

Takim samym ołowianym pociskiem wyrzucanym z procy informowali Rzymian dwaj niewolnicy z oblężonego Pireusu o tym, co się dzieje i jakie są zamiary obrońców. Jeden z takich przekazów odczytał Sulla:

Jutro piechota urządzi z frontu wypad na pracujących,

a konnica z obu stron uderzy na skrzydła Rzymian[56].

Kiedy więc Grecy urządzili wypad w przekonaniu, że będzie on zaskoczeniem dla przeciwnika, Sulla jeszcze bardziej dla nich niespodziewanie zaatakował ich z zasadzki[57].

Z łuku, a właściwie wystrzelonej strzały do przesłania informacji skorzystał również książę Liu Pang. W czasie wewnętrznych walk toczących się w Państwie Środka napisał list na kawałku jedwabiu, który następnie przyczepił do strzały i wystrzelił ją ponad murami do obleganego miasta[58]. Takiej samej metody przesłania wiadomości używali Mongołowie.

W 1258 roku wojska Hulagu oblegały Bagdad. Jego żona Dokuz, która była nestorianką, wstawiła się za chrześcijanami. Hulagu jej ustąpił i za pomocą wiadomości przyczepionych do strzał obiecywał mieszkańcom, że uczeni i wszyscy przywódcy religijni bez względu na wyznanie zachowają życie, jeżeli zaprzestaną walki i się poddadzą. Z miasta wyszło tysiące ludzi, ale pozostali w nim obrońcy, którzy nadal stawiali opór. W odwecie za brak kapitulacji Hulagu kazał wszystkich, którzy wyszli z miasta, stracić. W końcu wahający się kalif poddał miasto. Obrońcy złożyli broń i opuścili mury obronne. W oczach Mongołów zrobili to za późno i za karę zostali wyrżnięci. Z przekazów, które do nas dotarły, wynika, że pozbawiono życia około 800 tysięcy ludzi. Jeżeli nawet przyjąć, że ówczesne źródła zawyżyły tę liczbę, to wziąwszy pod uwagę fakt, że ofiar mogło być dziesięciokrotnie mniej, to i tak konsekwencje oporu były straszne. Opuszczone miasto zostało spalone[59].

W tym samym celu zamiast łuku do przenoszenia korespondencji wykorzystywano kuszę. Z czasów średniowiecza w miniaturze Wielkiego śpiewnika heidelberskiego dotarła do nas scenka z 1310 roku przedstawiająca wystrzeliwanie listu z kuszy[60].

W czasie podboju cesarstwa Sungów w 1275 roku dowodzący armią Bajan (po chińsku Bai jan, co oznaczało Stuoki) spotkał się z oporem bogatego miasta Hanczou, w którego murach schroniły się znaczne wojska Sungów. Miasto ryglowało południowy dostęp do Wielkiego Kanału. Bajan kazał wystrzelić z łuków ponad murami strzały, wokół których były owinięte wiadomości o skorzystaniu z szansy poddania się i uchronienia miasta przed zagładą. Obrońcy odmówili. Mongołowie obrócili Hanczou w perzynę. W końcowym akcie zginęli ostatni obrońcy, prawdopodobnie około 10 000 ludzi, cywili i żołnierzy[61].

W czasie wojny persko-greckiej w 480 roku p.n.e. z sygnalizacji optycznej skorzystał dowódca perskich wojsk inwazyjnych. Po powrocie Kserksesa do Persji pozostałe wojsko pod dowództwem Mardoniusza ruszyło w kierunku Aten. Ten zaś, będąc pewnym całkowitego zwycięstwa, sygnałami ogniowymi przesyłanymi z wyspy na wyspę oznajmił przebywającemu już w Sardes Kserksesowi, że ponownie zajął i utrzymał Ateny. Wiadomość okazała się przedwczesna, bo Aten nie utrzymał, a sam w niedługi czas potem zginął w bitwie pod Platejami w 479 p.n.e.[62]

W dniu klęski Mardoniusza rozegrała się w tym samym czasie bitwa morska pod Mykale. Tuż przed starciem obydwie floty otrzymały wiadomość o przegranej Persów pod Platejami.