6,06 zł
Pod względem tematyki utwory dotykają całego spektrum uczuć i emocji. Sporo tu odwołań również do otaczającej nas rzeczywistości. Poezję Alka Skargi czyta się z wielką ciekawością. Są to jednak utwory dość wymagające — bez dwóch zdań wymagają one dość obszernej wiedzy i znajomości kontekstów. Co nie zawsze jest łatwe. Jednak odkrywanie znaczenia symboli niesie wiele frajdy i przyjemności. Znajdźmy przestrzeń i czas, by czytać je z namysłem, jakby na przekór dzisiejszemu pędowi (M.Matura).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 38
© Alek Skarga, 2022
Pod względem tematyki utwory dotykają całego spektrum uczuć i emocji. Sporo tu odwołań również do otaczającej nas rzeczywistości. Poezję Alka Skargi czyta się z wielką ciekawością. Są to jednak utwory dość wymagające — bez dwóch zdań wymagają one dość obszernej wiedzy i znajomości kontekstów. Co nie zawsze jest łatwe. Jednak odkrywanie znaczenia symboli niesie wiele frajdy i przyjemności. Znajdźmy przestrzeń i czas, by czytać je z namysłem, jakby na przekór dzisiejszemu pędowi (M.Matura).
ISBN 978-83-8324-389-4
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Podróżowanie wśród zniekształconych powątpiewań
aczkolwiek jest jak jedno z wrót wygnania
to już bywa nie w wagonach bydlęcych na zsyłkową Syberię
lecz chińskim szklakiem jedwabnym w kontenerze Maersk
powątpiewania bezzmysłowe nie ostaną się dziś w Ałtaju i Chngchun
tak, wracasz zbity jak pies z głową lwa jak Aleksander aczkolwiek
podnosisz ją i potrząsasz, och, gdyby twoje cheruby przemówiły,
cóż by powiedziały o tych lwach, twoich lotach
piorun zastępuje śnienia i myśli lotną
przebija skórę, choćby była smocza lub bawola
bądź przez chwilę własnym żubrem racjonalności,
sprawdź, poczuj, jak to jest w pewności
powątpiewasz w historie krwawe Batu i Berii
powątpiewaj w takież skowronków i żabek słodkości
jest zmysł zamysł zmyślność bezmyślność
jest i przywołanie Helego
i wielokrotne przychodzenie do niego, aż po słuszność
Włożyłem serce w Ziemię, w jej kształt ciągle nieprzewidywalny,
nie ustała na szafce jak globus zimny,
roztętniła się eksperymentalnie
od Sum do Summerville, a ja z głębin
patrzyłem sam na moje serce planetarne
i zapuszczałem korzenie, by zakiełkować i zbawiać.
Włożyłem moje serce w Ziemię
zaludnioną noworodkami, choć doskwierającą samotnością czaszek.
Polegli we mnie nie byli wojami —
byli odkrywcami i przodkami w każdym calu.
Niechciane kondygnacje serca w umarłych wulkanach
teraz tak bardzo przydały się poznaniu…
Po katastralnych powierzchniach przyszedł czas,
wstąpił na immanentne struktury przeżyć
— od uczuć do myśli z logiką w tle.
Moje serce ziemskie nadało nią kształtu polityce państw i władz,
ślizgających się po teraźniejszej powierzchni widzialnego dobra.
Ostał mi się jeno szkielet ducha, gdy zawisłem nad Ziemią serca
jak Słońce nad sobą samym, wypełnionym ludzkością,
przezwyciężonym delikatnością law,
które wzeszły jak ziarno,
niezniechęconym przecie kolebką plugawą stanowionych praw
To serce, o którym mówią, że kona,
to serce poety,
ale poeta nie zbawia jak wiatr odnowy,
lecz tylko ponagla do cnoty
usychania w świata agawach,
do pilności ducha w kwiatach passiflory,
do żalu pierwotnego w opuncjach zgorzknienia,
do ostatecznego rachunku w amarantusa wykrwawieniach.
To serce, o którym mówicie, że zbawia,
w kwiatach ludzkości kona,
by świecić mogła ona cnota po zmierzchu,
jak z zorzy owoców ikona.
Ze snu oni
z lektyk oni wysiedli
leśnym duktem jadą czołgi Trzech Dostojnych
niebiańskie Cinema City nad Jangcy
zdemolowane spokojne okolice Tiananmen odludnego
oni ze snu
zdemolowane przeludnione parki
biegną wojownicy po śladach najstarszej krwi
kaczki zmieniają się w kury
lotnie w bombowce zarazy
mniemania z okolic Agory pną się na Akropol
zarażeni po cykutę.
Ze snu oni
mniemania stuletnie we wczorajsze wpadają
lukratywna posada ibn Jakuba kupującego
w dziedzictwie ibn Alego
lot nad gniazdem wieszczów
gdzie gniazdo to Gniezno nie giezło
choć Krakow nie Kraków
za mały kraj i odludny
na dworach zjednoczonych cesarzy
złowieszczo zasłaniają się dziećmi do dziś.
Ze snu oni
odbili Grenadę z rąk Berberów
mając wszystko po rzeziach zbyt wiernych
zdecydowani na rewolucję zjedli ryż z krewetkami
(mongolskimi dowieziony kucami z magnitogorskiej stali)
wreszcie makatka Kleego w wież zamkniętym mieście
(zaklętym w obraz)
usiedli na laurach wśród afrykańskich makatek
zapatrzeni w nuklearny sen twórców garncarskich kół
i księżyc konfuzji jak ze snu.
Królowa epoki poznanej
usiadła na kolanach moich.
Włosy — och tak, jakże długie —
musnęły policzki i wargi moje.
Królowa epoki odmiennej
przytula plecy do mej piersi
i głowę odchyla w tył, kładąc na moim ramieniu.
Sen Rilkego staje się snem jej poddanych,
sen Bismarcka — moim, który
nie jestem jeszcze jej poddanym,
lecz boję się tej władczej presji,
tych żądań poddaństwa.
Choć nie widzę jej oczu,
to przecież czuję jej zapach.
Choć nie poznaję jej twarzy,
to jakbym uznał te emocjonalne feudalne epoki
za życia moich pokoleń poznanych.
Królowa epoki wciąż czułej
pozwala się objąć rękami,
mogę dotykać jej kształtów
ciepłych jak płynna, stygnąca stal.
Ona na tronie moich zmysłów
obserwuje nie mnie, a królestwo swoje —
jak miłości harpia
nie spuszcza go z oczu…
A ja?
Ja ją
Ten którego serce czuwa podczas snu