Cheerleaderka - Justyna Kozłowska - ebook

Cheerleaderka ebook

Justyna Kozłowska

0,0

Opis

Poznaj Polę — tancerkę i youtuberkę, która należy do zespołu cheerleaderek w swojej miejscowości. Pod nieobecność swoich rodziców, na wakacjach postanawia wyjechać na obóz cheerleaderek, nad morze. Jak się okazuje, po przyjeździe do ośrodka, odkrywa razem z dziewczynami z pokoju, że w sąsiednim miejscu, po drugiej stronie jeziora znajduje się piłkarski obóz dla… chłopaków! Co się stanie na obozie i czy chłopaki zintegrują się z dziewczynami? Czego nie robi się na obozie, kiedy jest się młodym?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 303

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Justyna Maria Kozłowska

Cheerleaderka

© Justyna Maria Kozłowska, 2023

Poznaj Polę — tancerkę i youtuberkę, która

należy do zespołu cheerleaderek w swojej miejscowości. Pod nieobecność swoich rodziców, na wakacjach postanawia wyjechać na obóz cheerleaderek, nad morze. Jak się okazuje, po przyjeździe do ośrodka, odkrywa razem z dziewczynami z pokoju, że w sąsiednim miejscu, po drugiej stronie jeziora znajduje się piłkarski obóz dla… chłopaków! Co się stanie na obozie i czy chłopaki zintegrują się z dziewczynami? Czego nie robi się na obozie, kiedy jest się młodym?

ISBN 978-83-8324-544-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Rozdział 1

Wzięłam pierwszą lepszą szczotkę z wiklinowego koszyczka, który leżał na jednej z drewnianych półeczek w moim wielkim i przestronnym mieszkaniu, urządzonym w nowoczesnym i minimalistycznym stylu. Przeczesałam swoje suche, zniszczone i złamane włosy farbowane na kolor blond co miesiąc farbą kupioną po przecenie w jednej z ulubionych drogerii. Mimo, że powinnam była coś z nimi zrobić, jakoś mi się do tego nie spieszyło. Na przykład mogłam wybrać się na keratynową terapię, jakże modną w tym sezonie jesienno-zimowym. Albo skorzystać chociaż z porad fryzjerki, która zaleciłaby mi odpowiednie kosmetyki. Ewentualnie sama mogłabym poczytać coś na ich temat w internecie. Nie ważne. Po prostu nie miałam zwyczajnie na to czasu. Chociaż śliczne, lśniące, gładkie i połyskujące włosy są z pewnością atrybutem każdej kobietki, obojętnie w jakim jest wieku. Psiknęłam olejek na swoje włosy, które w dotyku przypominały istne siano. Kosmetyk z dodatkiem olejka rycynowego połączonego jeszcze z czterema innymi substancjami tego typu — olejku ze słodkich migdałów, kokosowego, arganowego i jojoba mimo, że na krótko działały, to chociaż na chwilę moja fryzura wyglądała zwyczajnie dobrze. Popsikałam kosmetyk na całe włosy, rozprowadzając go delikatnie szczotką po całej głowie. Patrzyłam się prosto w ogromne, łazienkowe lustro. Moja czupryna pod wpływem cudotwórczego kosmetyku robiła się pomału zdrowsza, ładniejsza, bardziej połyskliwa. Popatrzyłam na zegarek. Dochodziła godzina 9 rano. Miałam wakacje między klasą drugą liceum a trzecią. Mogłam więc przez te dwa miesiące słodko leniuchować i robić, co tylko mi się żywnie podobało. Był początek lipca. Słońce od dwóch tygodni bardzo mocno grzało, powodując lokalną gdzieniegdzie suszę. Ale ja cieszyłam się z takiej pogody. Uwielbiałam, jak na zewnątrz było upalnie, wręcz kochałam taką pogodę. W ogóle to cieszyłam się jeszcze w czerwcu z nadchodzących wakacji. Moi rodzice przebywali obecnie za granicą. Tata pracował we Francji od wielu, wielu lat, praktycznie odkąd pamiętam. Rzadko przyjeżdżał do nas, do Polski, jedynie na święta Wielkanocne na wiosnę na dwa tygodnie, na wakacjach na tydzień i na grudniowe święta Bożego Narodzenia, na cały wtedy miesiąc. Zajmował się inżynierią, nadzorował plany budowy różnych obiektów. Moja mama nie wytrzymywała takiej rozłąki i zawsze na wakacjach wyjeżdżała do mojego taty. Przy okazji zwiedzała piękny Paryż i okoliczne miejscowości. Jest naprawdę przepięknie. Byłam tam kilka, może nawet kilkanaście razy, co roku na wakacjach. W tym roku nie pojechałam. Dlaczego? Postanowiłam, że te wakacje prawie pierwszy raz spędzę w swoim własnym domu. Jakoś nie chciało mi się wsiadać w samolot i lecieć kilka godzin do serca tego kraju, a dokładniej do jego stolicy. Chciałam prawie pierwszy raz w życiu spędzić wakacje w swoim własnym domu. Mimo tego, że mogę się cholernie nudzić i nie znaleźć dla siebie zajęcia. Poza tym, w przyszłym roku zdaje maturę. Jako prymuska i wzorowa uczennica, 8 liceum w Tarnobrzegach, chciałam może poczytać kilka lektur, które obowiązywać będą na maturze. Nie ważne. Bo tak. Wyszłam z można powiedzieć, że luksusowej łazienki. Moi rodzice byli bogaci. Mój tata, który ma na imię Przemek, a dokładnie nazywa się Przemek Kownacki zarabia w przeliczeniu na naszą, polską walutę jakieś kilkanaście tysięcy zł miesięcznie. Moja mama też nie należy do najbiedniejszych. Pracuje jako kosmetyczka w jednym z bardziej renomowanych gabinetów medycyny estetycznej. Jest po kosmetycznych studiach i uwielbia swoją pracę. Zawsze ma mnóstwo klientek, ale też i czasem klientów. Panowie, którzy się do niej zgłaszają zwykle zmagają się albo z widoczną siwizną, albo z nadmiernym wypadaniem włosów. Chcą w końcu dobrze zakamuflować swoje wszystkie mankamenty. Moja mama — Beata Kownacka, a dokładniej Basia, bo tak ją nazywam i do niej się zwracam, skończyła studia nie tak dawno temu. Do tej pory była bibliotekarką. Kosmetyka zawsze była jej wielką i ogromną pasją. Po studiach, mając smykałkę do interesów postanowiła otworzyć własny salon kosmetyczny, jednocześnie gabinet medycyny estetycznej. Ludzie nie tylko przychodzili tam zrobić sobie paznokcie, ale też pozbyć się większych mankamentów. Na przykład starsze panie przychodziły do mamy, a dokładniej do gabinetu Kownacka — Centrum Kosmetyki, które znajdowało się w niedaleko naszej małej wsi, w większym miasteczku. Moja mama zatrudniła w niej kilka innych kosmetyczek po studiach. Młodych, może bez dłuższego doświadczenia, ale za to bardzo zdolnych. Sama ja kilka lat temu nie miałam pojęcia jeszcze, czym jest mezoterapia, albo mikrodermabrazja. Laser frakcyjny, albo karboksyterapia. Te wszystkie pojęcia znam dzisiaj na pamięć. Moja mama czasami opowiada o swojej pracy, o klientkach, jakie przeszły metamorfozy i tak dalej. To bardzo wciągające i interesujące historie. Ale nie ważne. Po długim ogarnięciu się w łazience, a dokładniej umyciu twarzy specjalnym płynem do twarzy o limonkowej barwie, w środku z małymi drobinkami, o zapachu orzeźwiającego ogórka i awokado, nałożyłam na twarz maseczkę z algami, która idealnie nawilżyła oraz odświeżyła moją cerę. Po drodze, znając moje szczęście albo też nieszczęście, zadzwonił do drzwi listonosz. Musiałam wyjść w takiej zielonkawej maseczce i podpisać polecony list do mojej mamy, którego nawet nie zamierzałam otwierać. Wspomnę jej o nim podczas naszej następnej rozmowy. Jak będzie chciała, to go otworze. Kiedy po 15 minutach zmyłam z siebie dobroczynną maseczkę z całej twarzy oraz okolic dekoltu, śmiejąc się do siebie i przypominając sobie minę naszego pana listonosza Wiesia, który na mój widok zląkł się tak, jakby co najmniej widział UFO. Po dokładnym oczyszczeniu twarzy oraz ogarnięciu niesfornych kudłów, na których znajdowały się widoczne ciemne, wręcz czarne odrosty, wklepałam tylko w siebie krem nawilżający do mojej super suchej cery, nałożyłam na siebie delikatny makijaż, wykorzystując, to co miałam pod ręką, w swojej łazienkowej i tak samo wielkiej kosmetyczce. A były w niej pudry transparentne, podkłady, fluidy, tusz do rzęs, róż do policzków, rozmaite paletki do malowania powiem oczu, korektory zakrywające drobne mankamenty na twarzy, na przykład przebarwienia, albo trądzik, do tego spray utrwalający makijaż, szminka różowa i czerwona, oraz czarna kredka do oczu. Nie wiem, czy wymieniłam wszystko. Może dziewczynki w moim wieku nie powinny się tak bardzo malować. Ja nie wykorzystuje od razu oczywiście wszystkiego. Raz pomaluję szminką usta, raz zrobię sobie sztuczne rumieńce, z kolei raz podkreślę oczy mocniejszym cieniem, albo kredką. To wszystko. No i oczywiście nie rozstaję się ze swoim ulubionym korektorem, kochanej marki, którą uwielbiam i uważam, że produkuje najlepsze korektory, idealne pod moją skórę, z drobnymi mankamentami, jeszcze tak nie widocznymi. Po wyjściu z łazienki i zgaszeniu światła (w łazience zawsze było ciemno, bo zwyczajnie nie było w niej okien), przebrałam się, to znaczy zdjęłam jasno-różową, bawełnianą piżamkę i ubrałam się w żółtą albo piaskową — jak kto woli króciutką sukienkę ledwo zakrywającą moje uda. Pomalowałam usta na czerwono i byłam gotowa, żeby robić, to znaczy nagrywać kolejny swój filmik. Tak — byłam prawdziwą vlogerką od kilku już ładnych lat. Mam swój kanał na YouTube, na który wrzucam cały czas, kiedy tylko mogę swoje filmiki o mnie, o moim trybie życia, o tym co jem, gdzie idę, z kim się spotykam, o czym myślę, co udało mi się ostatnio kupić oraz odpowiadam co kilka tygodni, parę razy w miesiącu na pytania, które zadają mi moi widzowie, którzy zasubskrybowali mnie i śledzą mnie w internecie. Mam też założony Instagram, na którym mam ponad jeden tysiąc obserwatorów. Do tego jestem także blogerką i wrzucam różne wpisy do internetu odnośnie zdrowego stylu życia. Mimo, że nie mam zbyt dużych kwalifikacji oraz nie mam odpowiedniej wiedzy, bo w końcu skończyłam jak na razie tylko drugą klasę liceum — żadnych studiów — to i tak bardzo się tym interesuję i pasjonuję. Moją misją, w każdej chwili, w której mogę tylko nagrywać, pisać oraz dodawać zdjęcia i wpisy na Twittera i Facebooka, a także filmiki na Tik Toka, czyli na wszystkie media społecznościowe, jest promowanie siebie, zdrowia i zachęcanie innych, wszystkich moich widzów, obojętnie, czy byłyby to dzieci, młodzież albo dorośli, do zrobienia coś ze swoim życiem. Wzięłam głęboki oddech, złapałam to znaczy chwyciłam za swój aparat cyfrowy, ustawiłam obiektyw w odpowiedniej odległości, na górnej szafce kuchennej, sprawdzając jednocześnie, czy dobrze mnie widać, włączyłam drogi sprzęt — moja najdroższa do tej pory inwestycja, która kosztowała mnie nieco ponad 2 tysiące zł i zaczęłam nagrywać. Oczywiście każdy taki filmik, oprócz tego, że nagrywam, to przerabiam w specjalnym do tego programie, tak, by wszystkim moim widzom miło się go oglądało, by był w miarę spójny. Usuwam, to znaczy wycinam błędy, łącze ze sobą kadry, dodaję muzykę w tle, a także czasem jakieś dodatkowe efekty. Dzisiaj postanowiłam, że zaproszę swoich widzów do obejrzenia tego, co pichcę na śniadanie, lunch, obiad oraz kolację. Filmik ten nagrywam na prośbę mojego widza, niejakiej KasiSK3, która dodała wpis kilka dni temu, to znaczy komentarz, w którym napisała, że bardzo chciałaby poznać moją codzienną, wakacyjną dietę.

„Witajcie kochani” — Zaczęłam- „W dzisiejszym filmiku chciałabym, żebyście poznali, co jem na śniadanie, lunch, obiad i kolację na prośbę mojej fanki — niejakiej KasiSK3. Z tego miejsca pozdrawiam cię Kasiu serdecznie. Wpadłaś można powiedzieć, że na genialny plan z tym moim jadłospisem. Dodam, że są to bardzo zdrowe posiłki, które każdy przygotuje w kilka minut. Dodam do tego, że wszystkie produkty kupiłam w jednym supermarkecie. Nie będą więc to jakieś wyszukane potrawy. Są to bardzo łatwe przepisy, a każdy zajmuje nie więcej niż 15 minut. No dobrze, bez zbędnego, większego przedłużania — zaczynajmy!”

Upewniłam się, że moja kamera nagrywa. W trakcie wykonywania pierwszego posiłku, zgromadziłam na jednym stole w naszej przestronnej kuchni wszystkie składniki, które będą mi potrzebne na wykonanie pysznego, smacznego śniadania. Miałam w planach, by cały moment, w którym to robię, potem na komputerze nieco przyspieszyć. Po tym, jak mleko roślinne, płatki owsiane, daktyle jeszcze nie otworzone w małej paczce, kiwi i dwa banany oraz orzechy włoskie znalazły się na stole, zabrałam się do robienia z tego wszystkiego smacznej, energetycznej owsianki, która stanowiła istną bombę witaminową. Pomyślałam, że nie będę mówić podczas nagrywania tego, jak robię śniadanie, a w tle wrzucę jakąś chwytliwą muzykę. Najpierw odmierzyłam odpowiednią ilość mleka, wlewając tym razem mleko kokosowe do przeźroczystej szklanki, mierzącej dokładnie 250 ml. Przelałam w miarę szybko mleko do białego garnuszka, wsypałam do niego około 5 większych, to znaczy kopiatych łyżek błyskawicznych płatków owsianych i włączyłam kuchenkę indukcyjną. Mleko pomału się gotowało, od czasu do czasu mieszałam moje płatki owsiane, sprawdzając, czy się czasem nie przypalają, a mleko nie kipi. W miarę sprawnie i szybko w osobnej, czerwonej, w białe drobne serduszka z wygrawerowanym, słodkim napisem „kocham cię Pola” misce połączyłam łyżką, wcześniej, chwile temu skrojone do niej owoce, które sobie przygotowałam i obrałam ze skórki. Do tego pokroiłam na drewnianej desce daktyle na pół oraz orzechy włoskie na drobno. Kiedy owsianka się ugotowała, czyli można powiedzieć, że była gotowa, przelałam ją, ubierając wcześniej ciemnozielone grube rękawice kuchenne do naczynia, które dostałam od mojego byłego chłopaka, jeszcze jak chodziłam do szkoły podstawowej. Wracam z wielkim sentymentem do tamtego okresu, kiedy byliśmy oboje w sobie zakochani. Niestety on miał większe ambicje niż ja. Był ode mnie dwa lata starszy i wybrał się na prestiżowy uniwersytet na studia, za granicę, a dokładniej do Wielkiej Brytanii, gdzie miał swoją rodzinę. Musieliśmy się rozstać. On nie miał dla mnie czasu. Poza tym irytowało go to, że nagrywam filmiki. Skype jeszcze wtedy, oraz inne widzenie siebie i długie rozmowy przez kamerki nie wystarczyły. Brakowało nam swojej obecności, pocałunków, śmiechów i chichów, rozmów w żywe oczy, jak to się mówi. Musieliśmy się w końcu rozstać. Każde z nas poszło w swoją stronę. A ja często robię sobie właśnie śniadania ze swoją miską, którą łatwo stłuc, więc obchodzę się z nią bardzo delikatnie i ostrożnie. Pomieszałam cały swój gorący posiłek łyżką, z którego wychodziła jeszcze para i odczekałam chwilę, aż moje śniadanko wystygnie. Pomyślałam, że będzie idealnie wyglądało oczywiście do kamery, jak zjem go na swoim balkonie, na którym znajdowała się wiklinowa huśtawka dla jednej osoby. Ustawiłam kamerę na parapecie okna i idealnie nagrała mnie, jak objadam się przed chwilą przygotowaną przez siebie owsianką. Kiedy skończyłam ją jeść, po kilku — no może 10 minutach wyłączyłam kamerę. Pomyślałam, że wszystko, całe przygotowania śniadaniowe wspaniale się nagrały. Ze względu na to, że miałam spotkać się ze swoją przyjaciółką, dzisiaj o 12:00, pomyślałam, że już teraz zmontuję to, co udało mi się do tej pory, dzisiaj nagrać. Jeśli z koleżanką spotkanie trochę się przedłuży, nie będę miała na to czasu. A obiecałam już swoim widzom w ostatnim filmiku, że dzisiaj jeszcze wieczorem ukaże się wszystko, to co jem dzisiejszego dnia. Usiadłam przed komputerem, zgrałam filmik podłączając aparat kablem USB i zaczęłam go skracać, dawać w tle muzykę, przyspieszać i odpowiednio coś zwalniać, jednym słowem przygotowywałam swój film, do tego, by później, dzisiaj wieczorem puścić go jeszcze na swój kanał.

— Pola? — Odebrałam telefon od swojej przyjaciółki Nadii, która nagle zadzwoniła do mnie, trochę mnie zaskakując. Spojrzałam mimochodem na zegarek w swojej sypialni, w której siedziałam na laptopie, przerabiając i montując swój film, który ma być dzisiaj gotowy. Dochodziła godzina 9:00. Ja już byłam po śniadanku i miałam po takiej owsiance mnóstwo energii, by dalej działać. W jednej chwili pomyślałam sobie, że może moja najlepsza przyjaciółka z liceum chce przełożyć dzisiejsze spotkanie. Na szczęście, myliłam się.

— Tak, słucham? Nie mów, że chcesz przełożyć spotkanie?

— Absolutnie nie. W zasadzie, to mogłybyśmy się spotkać godzinę wcześniej, czyli o 11. Co tym na to? Miałybyśmy więcej czasu dla siebie tak poza tym

— Jasne, yyyaa.. trochę mnie tym zaskoczyłaś, ale postaram się przyjechać o 11. Miejsce się nie zmienia? Studnia przy restauracji Eliksir Młodości?

— Tak kochanie

— W takim razie, do 11

— Dokładnie tak, skarbie

Mieszkałam na wsi, można powiedzieć też, że na przedmieściach Tarnobrzegów. Było to takie średniej wielkości miasteczko, z kilkunastoma blokami i ośrodkami kultury, kościołami, także kilkoma zabytkami, siłownią, basenem, kilkunastoma szkołami, sklepami, centrami handlowymi, galeriami, parkami. Tarnobrzegi zamieszkiwało kilkanaście tysięcy ludzi. Było to miasteczko skierowane po środkowej części Polski, na południu. Do Tarnobrzegów miałam jakieś 10, no może 15 minut przy korkach drogi autem. Autobusów, do Tarnobrzegów było mnóstwo. Jeździły, co 10 minut, więc kiedy nie zdążyłam na jeden — zawsze mogłam wybrać się na kolejny i tak przeważne mało kiedy się spóźniałam na spotkanie, do szkoły, czy jeszcze na coś innego, o z góry zaplanowanym czasie. Spojrzałam jeszcze raz na zegar, minęło już 10 minut. Obliczyłam sobie, że wyjść z domu, na przystanek muszę o około 10:30. Autobus MPK zatrzymywał się tuż koło mojego domu, na przystanku o godzinie 10:35. Czasem jechał nieco wcześniej, dlatego też zawsze wyczekiwałam na niego jakieś 5—4, może nawet 3 minutki wcześniej. Kiedy skończyłam przerabiać swój poranny film, w komputerze nagle nie wiem właściwie jak, pojawiła się reklama obozu dla cheerleaderek. Tak, to takie super seksowne dziewczynki, ubrane zwykle w kuse kostiumy, machające pomponami na wszystkie strony. Byłam w swoim liceum cheerleaderką. I może, wydawałoby się, że takie wygibasy do muzyki techno jest bardzo proste i łatwe, to mimo wszystko wyskoki, szpagaty i piruety wymagają nie lada kondycji, nie mówiąc już o tym, że trzeba być nieźle rozciągniętym, by to wszystko wyglądało naprawdę dobrze. Kliknęłam zaciekawiona i zainteresowana reklamą. Otworzyła się od razu i przeglądarka, ze stroną obozu dla cheerleaderek. Miałam jeszcze trochę czasu, około godzinki, by zapoznać się z całą ofertą wycieczki. Jak się dowiedziałam, obóz odbywał się nad morzem, w Gdańsku, w maleńkiej wsi, gdzie było dosłownie 10 minut drogi pieszo do plaży i prawdziwego, Bałtyckiego Morza. W jednej chwili pomyślałam, że to coś dla mnie. Kochałam wodę, mimo, że nie umiałam pływać, uwielbiałam się kąpać, szczególnie w upały. Miałam kupionych kilka kostiumów kąpielowych, w które idealnie wchodziłam. Byłam szczupła, ale zapracowałam sobie na to. Częste treningi w trakcie trwania szkoły, sprawiły, że miałam naprawdę wyćwiczone ciałko. Mimo tego, że pani instruktorka zrobiła nam na wakacjach przerwę od ćwiczeń, to ja bardzo o siebie szczególnie latem dbałam, by ładnie prezentować się w krótkich szortach, sukienkach czy spódnicy mini. Ćwiczyłam, biegałam, odpalałam filmiki na YouTube, chodziłam na siłownię. Jak przeczytałam, na stronie internetowej obozu cheerleaderek, niestety nie było on darmowy. Trzeba było wpłacić 2 tysiące zł. Termin zapisów upływał za dwa tygodnie. Obóz planowany był odbyć się od 1 do 14 sierpnia. Pomyślałam sobie, że mama na pewno mi nie da od tak z dnia na dzień pieniędzy, że muszę sobie na obóz zarobić. Tylko jak? Bardzo chciałam gdzieś pojechać, coś przeżyć. Moja mama nie pochwala moich tańców, i nigdy nie pochwalała. Byłam wręcz bardziej niż pewna, że nie da mi pieniędzy. Muszę więc pójść na te dwa tygodnie do jakiejś pracy. Ale kto do jasnej cholery zatrudni 17-latkę? W jednym momencie pomyślałam sobie, o mojej przyjaciółce, Nadii, która kiedyś jeszcze wspomniała, że jej tata szuka rąk do pracy. Prowadzi olbrzymi sad, w którym trzeba zrywać jabłka, truskawki, gruszki i czereśnie. Jest producentem zdrowych soków bez konserwantów. Kiedy Nadka mówiła o tym, jakieś dwa tygodnie temu z tego co pamiętam, pomyślałam sobie w jednej chwili, że to nie dla mnie. Z resztą, chciałam mieć prawdziwe wakacje i cieszyć się jeszcze młodością, kiedy jeszcze się w życiu napracuję. To wspaniale, że się z nią dzisiaj spotykam. Na pewno oferta pracy jej taty jeszcze nie zniknęła. Na pewno jej tato szuka jeszcze rąk do pracy. A ja jestem bardzo chętna, Tylko, czy zarobię w ciągu tych dwóch tygodni te cholerne 2 tysiące? Jeśli będę pracować po 12 godzin dziennie i będę sumiennym pracownikiem, przede wszystkim szybkim, może uda się liczyć na to, że zarobię nieco więcej pieniędzy? Nie ważne. Czytałam ogłoszenie dalej. Trzeba było nagrać filmik z przedstawieniem się oraz zaprezentowaniem swoich umiejętności tanecznych. Trzeba było jednym słowem coś zatańczyć. Pomyślałam, że jest to bardzo proste i że złapałam bakcyla. Na co dzień robię o sobie filmiki, więc powiedzenie kilku słów o sobie będzie dziecinnie wręcz proste, podobnie jak zatańczenie, czyli przygotowanie układu tanecznego, który ma trwać do minuty. Do tego, jak dalej czytałam, trzeba było przygotować pisemnie swoją historię, szczególnie o rozpoczęciu przygody z tańcem. To także było dla mnie proste jak pestka. Miałam dobre oceny z polskiego. W ogóle byłam bardzo dobra w szkole, więc napisanie czegoś takiego budziło we mnie ogromny entuzjazm. No dobrze, odetchnęłam trochę. Mam dwa tygodnie na zgłoszenie się na ten obóz, na który bardzo mnie ciągnęło, po znalezieniu a raczej po trafieniu na tę reklamę. Dziękowałam Bogu, że na nią trafiłam. Nie wierzyłam w przypadki, więc jeśli znalazłam coś takiego, tak musiało być. Pojadę tam i koniec. I nic nie powiem rodzicom. Podrobię ich podpis. Nikt się w końcu nie dowie, że oszukuję. Tymczasem zostałam w tej piaskowej, bawełnianej sukience. Zrobiłam tylko bardziej wyrazistszy makijaż, ułożyłam swoje blond włosy, które rodzice pozwolili mi całe szczęście i o dziwo zafarbować, mimo, że nie byłam jeszcze pełnoletnia. Nawet nie wiem, jak zleciała ostatnia godzina. Wybiegłam prawie z domu, w tym samym czasie, w którym prawie, że nadjechał autobus. Wsiadłam, usiadłam na jednym z wolnych miejsc, których było bardzo mało i jechałam. Na drodze o tej porze, bo były wakacje i było przed południem nie było kompletnie korków, w porównaniu do porannej pory, gdzie zawsze trzeba stać w nich jakieś 15 minut, szczególnie kiedy jest szkoła. Kiedy wysiadłam w centrum naszego miasteczka, i szłam w kierunku studni, a dokładniej parku, w którym zaraz obok znajdowała się restauracja pod ciekawą i oryginalną nazwą Eliksir Młodości, zaczepił mnie w pewnym momencie pewien żebrak. Dałam mu całą piątkę i pozwoliłam, tym samym, by się ode mnie odczepił. Na widok pieniądza bardzo się ucieszył. Może był głodny. Miałam nadzieję, że w końcu kupi sobie za zebrane pieniądze ciepły posiłek, mimo, że były wakacje.

— Nadka?

— Pola? — Obie znalazłyśmy się w olbrzymim parku. Nadka siedziała na jednej z drewnianych ławek. Kiedy zawołałam do niej, ona odwróciła się o 180 stopni głową i rozpoznając mnie i mój miękki głos, wstała i razem się przytuliłyśmy

— To gdzie idziemy? — Zaczęłam

— Eliksir Młodości? — Obie porozumiewawczo się do siebie uśmiechnęłyśmy

— No to Eliksir Młodości. Nie chce mi się daleko chodzić. Mam okres i boli mnie brzuch

— Jasne rozumiem — Nagle ja pomyślałam o swoim okresie i o tym, że na obozie całe szczęście będzie już po nim. Okres zwykle zaczynał się u mnie pod koniec miesiąca. To był fart, że nie pierwszego, ani drugiego ani trzeciego sierpnia, gdzie rozpoczynał się obóz.

— Muszę ci coś powiedzieć — Zaczęłam nieco tajemniczo. Poczułam, że Nadia zauważyła moje podekscytowanie i sama była ciekawa, o co chodzi. Siedziałyśmy w restauracji i zamówiłyśmy po kubeczku lodów pod nazwą w menu borówkowy sorbet, na bazie owoców, żeby nie przytyć

— No dobrze, zamieniam się w słuch w takim razie — Nadka poprawiła swoje okulary, bez których ledwo widziała. Oparła głowę o ręce i czekała na to, co za chwilę jej powiem

— Nie uwierzysz. Znalazłam ofertę w internecie i to całkowicie przez przypadek z obozem dla cheerleaderek, który startuje 1 sierpnia. To dwutygodniowy turnus, blisko niedaleko Morza Bałtyckiego

— Ykhm… — Nadka zakrztusiła się nagle lodami, które między czasie przyniósł nam kelner na srebrnej, metalowej tacy i życzył nam smacznego — Obóz cheerleaderek? Wiem, że uwielbiasz tańczyć, ale.. jedziesz tam sama? O ile zrozumiałam, z tego co mi powiedziałaś?

— Tak, sama. Co z tego. Chcę coś przeżyć, mieć niezapomniane, wspaniałe wakacje. Nie uśmiecha mi się spędzić ich w całości w domu

— A co na to twoi rodzice? Przecież nie pochwalają u ciebie tańców? Z tego, co mi opowiadałaś? I musisz ukrywać się z treningami i okłamywać ich, że spotykasz się ze mną, w czasie, gdy tańczysz? To znaczy tańczycie, z zespołem?

— Mojej mamy nie ma, jest teraz u taty, we Francji. Pojechała tam na dwa miesiące. Wróci więc pod koniec sierpnia. O niczym się kompletnie nie dowie

— Na pewno chcesz ją oszukiwać? Czy to rozsądne? Poza tym, jak zdobędziesz zgodę? Jesteś nieletnia, na pewno…

— Zgodę podrobię, to znaczy podrobię podpis, ale jest jeden mały problem, a raczej kłopot, który stoi na mojej drodze

— Jaki? — Nadka patrzyła się na mnie jak na wariatkę. Jak na kogoś, kto totalnie zwariował

— Nie mam na to kompletnie pieniędzy

— Ja ci nie pożyczę, jeśli chodzi o mnie

— Wiem, ale… ale pamiętam jak kilka tygodni temu mówiłaś, że szukasz kogoś chętnego do pracy w sadzie twojego ojca? Czy ta oferta jest nadal aktualna?

— Tak, aktualna, ale.. ile potrzebujesz pieniędzy?

— Mogę pracować nawet po 12 godzin dziennie. Potrzebuję 2 tysięcy

— Hm.. zapytam się go, czy jeszcze kogoś szuka — Nadka wyciągnęła z kieszeni telefon komórkowy. Wystukała na klawiaturze numer do swojego ojca. Przy mnie konsultowali to, czy mogę przyjść i się zatrudnić. Tymczasem jak kończyłam jeść pyszne i orzeźwiające lody, które były delikatnie kwaśne. Na zewnątrz było upalnie, z resztą — w ogóle było upalnie, nawet w środku, wewnątrz Eliksiru Młodości. Kiedy Nadka skończyła rozmowę, dodała

— Jesteś zatrudniona

— Naprawdę?

— Tak, w końcu ma się od czego ma się przyjaciół

— Dziękuję. Nawet nie wiesz jak bardzo zależy mi na tym, by pojechać na ten obóz

— Nie ma sprawy. Zarobisz w ciągu tych dwóch tygodni te dwa tysiące. Tylko będziesz musiała faktycznie pracować dwanaście godzin dziennie

— Nie wiem, jak się mam odwdzięczyć

— Nie musisz. Mój ojciec bardzo się ucieszył, jak dowiedział się, że będzie miał dodatkowego pracownika. W końcu wiesz, wszyscy na wakacjach biorą urlopy, a rąk do pracy potrzeba szczególnie w tym sezonie letnim, który się rozpoczął pod koniec czerwca

— Jeszcze raz ci dziękuję. I obiecuję, będę dobrym pracownikiem — Nadka się tylko uśmiechnęła. Dojadłyśmy lody. Zrobiłam kilka zdjęć mojemu sorbetowi, jeszcze przed jego zjedzeniem. Dodałam zdjęcie na Instagrama. Moja przyjaciółka Nadka nie bardzo chciała, żeby być w kadrze i by robić jej zdjęcia. Rozstałyśmy się. Moja szkolna przyjaciółka dała mi namiary do swojego taty, a dokładniej do jego firmy i powiedziała, że zadzwoni do mnie dzisiaj po południu, żeby się dogadać i pogadać o szczegółach. Wróciłam do domu i byłam szczęśliwa jak nigdy. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Otworzyłam jeszcze raz stronę internetową obozu. Uśmiechnęłam się i pomyślałam, że zrobię wszystko, by tylko wyjechać na ten obóz. Do końca dnia, tak jak obiecałam niejakiej internautce Kasi, że zrobię filmik i dzisiaj go jeszcze wrzucę na swój kanał. Na obiad zjadłam sałatkę z ciecierzycą, sałatą zieloną w paczce, pomidorkami koktajlowymi przekrojonymi na pół oraz dwoma kromkami grzanek upieczonych w tosterze. Na podwieczorek zrobiłam filmik, jak robię fit dietetyczne gofry na bazie ciemnej mąki, z bitą śmietaną o niższych kaloriach oraz z dżemem wiśniowym bez cukru. Na kolację zjadłam zupę krem z batatów, czyli słodkich ziemniaków, które w smaku łudząco przypominały ziemniaki połączone z gotowaną na miękko marchewką w wodzie. Między czasie, o 16 zadzwonił do mnie tata Nadki, niejaki pan Jacek. Ustaliliśmy szczegóły mojej pracy i.. od jutra mogłam zaczynać. Powiedział, żebym przyjechała na wieś, do Marchewek. Wiem, ta nazwa była naprawdę bardzo ciekawa. Słyszałam o niej wielokrotnie. Wystarczyło, że przeszłam na drugą stronę ulicy i wsiadła w ten sam autobus, który prowadził mnie do miasteczka, tylko, że tym razem jechałam w drugą stronę. Marchewki to była malutka wieś. Ale właśnie ona słynęła z tych olbrzymich sadów, które w posiadaniu miał tata Nadki, pan Jacek. Umówiłam się z nim, że jeden z pracowników, będzie czekał na mnie już jutro, czyli we wtorek na ostatnim przystanku 13-tki i zaprowadzi mnie do tych sadów. Będę pracowała po 12 godzin z małą, półgodzinną przerwą. W ciągu dwóch tygodni, oprócz oczywiście niedziel, uda mi się zarobić 2 tysiące. Nie widziałam lepszego wyjścia dla siebie. W końcu nie miałam pojęcia jak inaczej mogłabym zdobyć tę cholerną kasę. Oferta taty mojej przyjaciółki była trafiona w dziesiątkę.

Rozdział 2

Rano obudził mnie punktualnie o 6:00 budzik. Wiedziałam dobrze, że nie mogę sobie poleniuchować i muszę wstawać. Wczoraj wieczorem dodałam zmontowany filmik z moimi wszystkimi poniedziałkowymi posiłkami. Mam małą misję, by inspirować inne dziewczyny, ale też oczywiście czemu nie chłopaków do prowadzenia zdrowego stylu życia. Do jedzenia i wykonywania samodzielnie w domu zdrowszych posiłków, do zmuszenia się w końcu, by wstać z kanapy, czy fotela i z przed telewizora czy laptopa albo komórki i zrobić coś dla siebie, czyli trochę poćwiczyć. Mój kanał, tik tok, Instagram, strona i grupa na Facebooku brzmiały „Pola lubi zdrowe życie”. Na Facebooku stworzyłam nie tylko swoją stronę reklamową, na której dodaję zdjęcia i przepisy zdrowych posiłków, ale też swoją codzienność, co robię w ciągu dnia, jak ćwiczę. Na tym samym portalu prowadzę też grupę dla moich fanek, aby mogły się dzielić tym, co dzięki mnie udało im się zrobić w kierunku zdrowego stylu życia. Zdjęcia metamorfoz sylwetek są postami, które lubię, kocham, a wręcz uwielbiam najbardziej. To takie motywujące, kiedy dzięki twoim wysiłkom i staraniom możesz komuś pomóc schudnąć, zaciągnąć na siłownię, albo sprawić, żeby wyszedł na spacer albo pobiegać, podobnie jak ja. Ostatnio, na wczorajszym filmiku, który dodałam przed północą, dodałam, że na dwa tygodnie prawdopodobnie nie będę nagrywała filmików. Wiem, że moja mama od czasu do czasu je ogląda. Jeśli dowiedziałaby się z nich, że pracuję, na pewno by do mnie zadzwoniła, zapytałaby się, na co chcę uskładać pieniądze. Jeśli poznałaby prawdę, nie chcę nawet myśleć, co by się stało. Dlatego też chciałam być bardzo ostrożna we wrzucaniu treści na swoje portale. A to, że robię sobie wakacyjną przerwę od social mediów na pewno zrozumie. Ewentualnie zadzwoni, zapyta się co robi. A ja jej odpowiem, że chcę się oderwać od tego wszystkiego, że chcę odpocząć, bo w końcu mam wakacje, a słodkie dwutygodniowe „lenistwo” w końcu mi się jak najbardziej należy. Wyciszyłam budzik, który miał zadzwonić jeszcze za 5 minut. Niestety tworząc wczorajsze filmiki, przez które zasnęłam po północy, kompletnie się nie wyspałam. Jednak myśl, że muszę wstać, by zarobić na ten obóz cheerleaderek dodała mi takiej motywacji, że w końcu zwaliłam się z łóżka. Miałam dokładnie 40 minut do przyjazdu autobusu. Praca zaczynała się w Marchewkach punktualnie o 7:00. Dojazd do miejsca docelowego plus krótki spacer na ogromne sady zajmuje razem dokładnie 20 minut. Wszystko było już idealnie zaplanowane. Nadka napisała mi dzisiaj smsa, że czasem będzie pracować razem ze mną. Ona też chcę sobie na coś zarobić, chociaż nie jestem dobrze pewna na co. Kiedyś mówiła o tym, że chce mieć aparat ortodontyczny. Nie chcę być niemiła czy coś, ale na jej miejscu pomyślałabym sobie o wyprostowaniu zębów tak samo. Ubrałam się na dzisiejsze zbieranie owoców w wygodne, elastyczne ogrodniczki, biały T-shirt i sweter. Spięłam włosy w niechlujny kok, ubrałam na siebie sweter, bo ranki, taki jak ten bywały zimne. Wsiadłam do autobusu, który przyjechał punktualnie o 6:40, wcześniej jedząc w domu jeszcze zdrowe śniadanie, w postaci jajek ugotowanych na twardo razem z warzywną sałatką i dwoma tostami upieczonymi w tosterze posmarowanymi drobiną ketchupu. Jechałam w autobusie i myślałam sobie o tych intensywnych dwóch tygodniach, od dzisiaj czy wtorku do soboty nie tej, co będzie, ale tej za niespełna dwa tygodnie. Czy poradzę sobie i przepracuję te 11 godzin dziennie — z małą przerwą na lunch albo obiad, który będę miała zapewniony już tam, na miejscu? Czy będzie mi ciężko, a może z łatwością będę zrywała owoce? To była niewątpliwie moja pierwsza taka praca, w której zarobię najprawdopodobniej tak dużo pieniędzy. Zapłacę te cholerne 2 tysiące zł, zgłoszę się, przejdę ich „casting” i zakwalifikuję się do obozu. Przeżyję niezapomnianą przygodę i to jeszcze nad morzem, polskim, Bałtyckim Morzem, na którym jeszcze nigdy nie byłam. Miałam wspaniały plan, że dostanę się tam pociągiem. Nie lubiłam latać samolotami. Ta odległość od ziemi maszyny przyprawiał mnie zawsze o szybsze bicie serca, wysokie ciśnienie i problemy z oddychaniem i przede wszystkim ogromny, ale to ogromny lęk wysokości. Byliśmy w któreś wakacje z mamą we Francji, odwiedzić tatę. Oprócz olbrzymiej traumy, której nabawiłam się w samolocie i w locie powrotnym pamiętam tylko, że jest to bardzo piękny kraj. I nie żałuję tamtego wyjazdu, ale wiem doskonale, że samolot nie jest dla mnie. Pociąg jest z pewnością najlepszą opcją. W busie zmęczyłabym się kilkunastogodzinną jazdą. A w pociągu jest i wygodnie, i przy szczęściu, że nic cię nie okradnie można nawet pospać, rozłożyć się wygodnie i na chwilkę zdrzemnąć.

— To ty, Pola? — Mężczyzna w średnim wieku, prawdopodobnie pracownik zakładu odezwał się w moim kierunku, kiedy wysiadłam z autobusu i porozglądałam się po okolicy w poszukiwaniu kogoś, kto miał po mnie przyjść na ostatni bądź pierwszy przystanek — jak kto woli wsi pod nazwą Marchewki. Czy może aktualnie jest tutaj gdzieś ukryta plantacja marchewek — Tak miałam się odezwać do chłopaka ubranego w roboczy kombinezon, żeby rozładować napięcie i czymś zagłuszyć niezręczną ciszę, która się nagle między nami utworzyła. Zadałam więc chłopakowi kilka pytań, po tym, jak oznajmiłam gościowi, że to ja. Chłopak był bardzo nieśmiały. Pomyślałam, że przyjdzie mi z nim pracować, więc tak czy tak będziemy na siebie skazani. Pomyślałam także, że wykorzystam to, że możemy sobie na luzie pogadać i przy okazji podpytam, jak się tutaj pracuje.

— A ty w zasadzie jak masz na imię?

— Ja? Jestem Przemek — Podaliśmy sobie ręce, delikatnie oboje dysząc

— Może zwolnimy to tempo?

— Niestety pracę zaczynamy punktualnie. Musimy zdążyć zacząć zrywać owoce na czas. Szef nie jest zadowolony, kiedy ktoś się spóźnia, tak jak wychodzi za wcześnie

— Pan Jacek?

— Tak, pan Jacek. Właściwie, skąd się tutaj znalazłaś? Jesteś młoda i pracujesz. Pewnie potrzebujesz kasy? Niewiele jest tutaj młodziaków, takich jak ty. Niech zgadnę, ile masz lat? 17?

— Brawo — Spuściłam głowę w dół

— Każdy jej dzisiaj potrzebuje, takie są czasy. Nawet młodzież taka jak ty

— Dokładnie tak jest

— A czym się na co dzień interesujesz? — Chłopak, to znaczy Przemek nieco się rozkręcił i nawet sam zadawał pytania, tak od siebie

— Ja? Bloguję i vloguję. Prowadzę kotna na różnych mediach społecznościowych

— To z ciebie taka gwiazda jest?

— Ha, ha. Ja bym tak tego nie nazwała. Gwiazda kojarzy mi się z kimś znanym

— To nie jesteś znana?

— Mam co prawda tysiąc obserwatorów na Instagramie

— O proszę, i nie gwiazda z ciebie?

— Nie ważne, pogadajmy o pracy

— Słucham cię księżniczko

— Jak się tutaj pracuje? Trzeba się wyrabiać? Jakie jest tempo pracy?

— Bardzo dobrze. Firma pana Jacka jest bardzo dobrze rozpoznawalna na rynku soków. To marka Nasze Soki, która wiedzie od lat prym wśród innych produktów tego typu. Panuje tutaj miła atmosfera, ale wiesz, trzeba się trochę uwijać z robotą. Nie ma stania, rozglądania się, gwiazdorzenia. Wiesz o co mi chodzi. Jest praca i trzeba ją wykonać. Tyle.

Właśnie doszliśmy do ogromnego sadu, który miał kilka hektarów powierzchni, z tego co powiedział pan Jacek, z którym się spotkałam, jeszcze przed pracą. Podaliśmy sobie ręce i to nic, że na czarno, zaczęłam pracę. Na początku było ciężko. Trzeba było zbierać truskawki, potem jabłka, na koniec porzeczki. Sad pana Jacka jest naprawdę ogromny. Jak się zdążyłam zapytać producenta markowych sków, pracuje tutaj około 20 pracowników. Ojciec mojej koleżanki powiedział, że uda mi się w ciągu tych dwóch intensywnych tygodni uzbierać pieniądze, czyli 2 tysiące zł. Pozostało mi nic, tylko pracować. Słońce na szczęście przez te dwa tygodnie nie grzało tak mocno. Nie było upałów, ani deszczów. Po prostu na całe szczęście, była pogoda idealna. Po trzech dniach takiej pracy, wparowała do nas, to znaczy do mnie Nadka

— I jak ci idzie? — Pierwsze co, zapytała się mnie, kiedy od razu poznałam jej cichy głos, odwracając się, w jej kierunku

— Nadka? No wreszcie jesteś. Mam nadzieję, że dotrzymasz mi tutaj chociaż na chwilę towarzystwa?

— No właśnie po to tutaj przyszłam, moja droga przyjaciółko. Ile już zebrałaś w sumie truskawek? Jeszcze są borówki do zerwania z tych trzech olbrzymich krzaków. Pomogę ci. Może uda mi się zebrać pieniądze na nowego laptopa? Tamten już dawno się zepsuł, a ja nie mam pieniędzy, żeby kupić sobie nowy

— W takim razie zapraszam cię do wspólnego zrywania owoców. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniesz tutaj ze mną chociaż jeszcze kilka godzin?

— Jasne — Nadka ubrana na sportowo, podobnie jak ja, żeby było nam wygodnie z czapkami z daszkiem, żeby się chociaż trochę chronić przed słońcem, zaczęłyśmy zbierać owoce z pobliskich krzaków, drzewek, drzew. Oczywiście cały czas ze sobą gadałyśmy. Dzięki temu praca do godziny 19, jakoś nam się nie dłużyła, a wręcz odwrotnie — bardzo szybko upływała.

— Mówisz, że chcesz wybrać się na ten obóz? Może poznasz tam sobie kogoś?

— Myślisz o chłopaku?

— Tak?

— Nie sądzę. To obóz dla dziewczyn. Najprawdopodobniej będą tam same laski

— I ty

— Twierdzisz, że ja nie jestem laską?

— Czy ja tak powiedziałam? — Po chwilki ciszy, Nadka kontynuowała — Wiesz już, co tam będziecie robić na tym obozie? Cholera, mimo, że nie jestem cheerleaderką zazdroszczę ci tego wyjazdu i to cholernie. Ja pewnie resztę wakacji spędzę jak zwykle w ogrodzie swojego ojca

— Nie mów tak

— Ale taka jest prawda

— To może.. może jeszcze przed moim wyjazdem na obóz zorganizujemy imprezę, jakiej jeszcze nigdy nie było?

— Co masz na myśli?

— Zaprosimy naszych znajomych z liceum do mojego domu. Zorganizujemy prowiant i w ogóle będzie śmiesznie. Co ty na to, żeby być organizatorką imprezy razem ze mną?

— To naprawdę dobry pomysł. Może kogoś poznam wreszcie? Poza tym już dawno byłam na jakiejkolwiek parapetówce. Taka impreza dobrze zrobi nam obu. Tylko.. co jeśli twoi rodzice się o tym dowiedzą?

— Spokojnie, nie dowiedzą się. Już raz robiłam taką imprezę

— Pamiętam, to było chyba.. zakończenie podstawówki?

— Dokładnie tak

— Pamiętasz Olka? Który przyniósł wino od babci?

— Pamiętam, mieliśmy po.. 15 lat. Byliśmy jeszcze dzieciakami

— Dobrze, że twoi sąsiedzi nie zadzwonili na policje

— Pamiętasz przecież jak pani Wiesia z domu obok zapukała do naszych drzwi, że jeśli nie skręcimy muzyki, zadzwoni po odpowiednie służby?

— Haha, była 23, pamiętam. W końcu miała do tego powód. A my byliśmy upici tym winem. Olek przyniósł kilka butelek. Wszyscy byli upici

— Jakby to widziała twoja mama…

— Dobrze, że była w tym czasie we Francji z twoim tatą

— Dobrze, że pani Wiesia nie pisnęła nic moim rodzicom

— Pamiętasz? Trzeba było ją przekupywać sokami prosto z ogrodu mojego taty

— I udało się

— Mimo, że mój tata kręcił nosem, to tak, udało się.

Rozdział 3

Przez ostatnie dwa tygodnie całe szczęście udało mi się zebrać całe, okrągłe 2 tysiące zł. Po prostu zasłużyłam sobie na ten wyjątkowy wyjazd. Weszłam czym prędzej, po otrzymaniu gotówki do rąk, bo nie miałam jeszcze założonego konta, na stronę internetową organizatora obozu. Dzisiaj, dokładnie dziś do północy upływał czas do tego, by zapłacić całą zaliczkę, czyli 2 tysiące, podać w specjalnym formularzu swoje dane razem z połączonym podrobionym przeze mnie podpisem moich obojgu rodziców, co nie było oczywiście takie łatwe. Udało mi się wypełnić cały formularz, łącznie z zamieszczonym krótkim filmem o sobie, swoją historią, włączając w to, to, jak zaczęłam i jak rozwijałam swoją przygodę z tańcem w ciągu całego życia. Do tego w swoim pokoju nagrałam krótki układ w pełnym, cheerleaderkowym stroju razem z pomponami, który w między czasie wymyśliłam, pracując jeszcze przy zbiorach owoców. Niemalże natychmiast po zgłoszeniu się na obóz, przez formularz internetowy, dostałam odpowiedź, że zostałam przyjęta, zanim jeszcze wpłaciłam na konto pieniądze. Po otrzymaniu informacji, że jadę nad morze — tak, na piękne Morze Bałtyckie, na którym jeszcze nigdy jakimś cudem nie byłam. Chcę w końcu przeżyć prawdopodobnie najlepszą przygodę życia i po to dokładnie tam jadę. Jestem cheerleaderką jeszcze od podstawówki, kiedy to pani Aurelia Baca, o ile dobrze pamiętam założyła nasz cheerleaderkowy, pomponiarski zespół. Występowałyśmy wielokrotnie — to na meczach piłki nożnej, siatkówki, albo piłki ręcznej, na konkursach i przeglądach, na festynach i dożynkach, po prostu w całych Tarnobrzegach nasz zespół był dobrze znany. Do tej pory zdobyłyśmy kilkanaście medali, kilkadziesiąt nagród. Nasz zespół się od tamtej, podstawówkowej pory utrzymał. Prawie ten sam skład tańczy dziś po różnych organizowanych przez miasteczko, albo gdzieś dalej eventach, imprezach, z tym, że w ciągu tych przeszło 6 latach zmieniała się kilkakrotnie nasza pani instruktorka. Pani Aurelia, mimo, że była bardzo dobrą instruktorką tańca, wyjechała za granicę robić karierę jako tancerka baletowa o ile mnie pamięć nie myli do Rzymu. Kolejną panią choreograf, od mojej 6 klasy podstawówki, do 8 była pani Joanna Konieczna. Ona dawała nam zawsze mocny wycisk i nie było u niej żadnych wymówek, kiedy kogoś coś bolało, albo miał drobną, chwilową kontuzję. Pani Asia była bezwzględna. Nikt u niej nie mógł wymigać się z treningu. Całe szczęście, że tak nas wychowała i tak nas nauczyła tak pięknie tańczyć, tak mocno się rozciągać i gimnastykować na wszystkie strony, bo dziś śmiało możemy powiedzieć, że jesteśmy wszystkie, cała nasza ósemka tancerkami wysokich lotów i to także dosłownie. Kiedy dostałam maila z odpowiedzią zwrotną, że jadę na obóz, i że się dostałam, niemalże posiadałam się ze szczęścia. Cały dzień chodziłam radosna i nie potrafiłam przestać tańczyć chodząc po domu, między kuchnią, salonem a tarasem. Śpiewałam sobie coś pod nosem, mimo, że kompletnie nie potrafiłam śpiewać i śmiałam się ze wszystkiego. Nic, nawet najgorsza wiadomość wtedy nie pogorszyłaby mi wspaniałego humoru, który dopisywał mi cały dzień. Nawet założyłam ulubioną, różową sukienkę w kwiatki do kolan i pomalowałam policzki na mocny róż. Do mojej karnacji, róż pasował najlepiej. Pomyślałam w jednej chwili, że zadzwonię do mojej przyjaciółki, Nadki i obwieszczę jej tę wspaniałą nowinę. Przy okazji, kiedy zdzwoniłyśmy się umówiłyśmy się dzisiaj na to, że w ramach wakacji, wybierzemy się na basen otwarty na świeżym powietrzu w Tarnobrzegach, a raczej pod Tarnobrzegami. Basen znajdował się na ulicy Miodowej 13, dokładnie 2 kilometry od centrum naszego miasteczka. Na basen dotrzeć można było jedynie piechotą. Żaden autobus się tam nie zatrzymywał, niestety. Ja jak głupia ubrałam na siebie, jeszcze w domu biały strój kąpielowy w zielone kwiatki, a na to lekką, zwiewną sukienkę we wszystkich możliwych kolorach, w drobne kwiatuszki, na nogi niewygodne klapki, które co raz spadały mi ze stóp. Pomyślałam w końcu, że przejdę się na bosaka. W tym samym czasie, kiedy szłyśmy już jakieś 10 minut, zatrzymało się koło nas auto. Zza odsuwanego okna, wychyliła się głowa mężczyzny i to przystojnego mężczyzny.

— Podrzucić was gdzieś, aniołeczki? — Zaczął nieznajomy i śmiał się patrząc się odważnie prosto w nasze twarze, był wyjątkowo radosny. Może nie miał aktualnie dziewczyny, albo rozstał się z kimś parę miesięcy temu — naprawdę nie wiem — może jego dziewczyna siedzi w domu i nie wie o jego wybrykach. Albo właśnie do niej jedzie, zmierza?

— Właściwie to chcemy pojechać na basen..

— Nie ma żadnego problemu kochaneczki. Właśnie jadę w tamtym kierunku, wsiadajcie — Chłopak mrugnął do nas porozumiewawczo a my tylko pisnęłyśmy z radości i bez chwili zastanowienia wsiadłyśmy do czerwonego mercedesa. Kiedy byłyśmy na miejscu — chłopak zatrzymał się pod samym obiektem, z trzema basenami o różnej głębokości, w których kąpało się mnóstwo ludzi i siedziało na ręcznikach plażowych i opalało się, albo jadło lody z pobliskiej budki z waflem. Spojrzałyśmy na siebie razem z Nadką, wysiadłyśmy z auta i podziękowałyśmy radośnie chłopakowi, któremu nawet nie wiemy jak było na imię. Otworzyłyśmy bramkę wstępu, wrzucając do automatu symboliczne 5 zł. Na placu koło basenów kilka osób grało w siatkówkę plażową. Nogi mi się rwały do tego, żeby powygłupiać się i potańczyć cheerleaderkowe ruchy. Tak naprawdę to, tylko mi się chciało tańczyć. Nie zrobiłam żadnych głupstw. Nie poszłam i nie zaczęłam machać rękami na wszystkie strony i podskakiwać. Jestem zdrowa psychicznie — oczywiście z tym wszystkim, z tymi tańcami sobie trochę żartuję. Usadowiłyśmy się zaraz pod drzewem, w cieniu. Akurat, kiedy przyszłyśmy, miejsce zrobiła nam jedna rodzina z małymi dziećmi, a raczej dwojgiem urwisów, którzy chcieli za wszelką cenę tutaj jeszcze zostać, a ich rodzice siłą ciągli i darli, by zapakować je do auta. Wrzaski i krzyki na nic nie pomogły. Rodzice odjechali, a my usadowiłyśmy się i rozłożyłyśmy się w najlepsze na trawie, a dokładniej na kocu z myszką miki, który trzymałam w swojej szafie na takie okazje jak ta, jeszcze od dziecka, a właściwie od dzieciństwa.

— Co powiesz? Ale jest błogo. Potrzebowałam tego — Zaczęłam do Nadki, leżąc i nie otwierając oczu, gdyż słońce przechodziło przez promienie drzewa i od czasu do czasu nas obie raziło

— Chcesz wskoczyć na basen? Idź, popilnuję ci rzeczy

— Nie chcę, chcę tak sobie leżeć w tym cieniu. Jest cudownie. Wybrałyśmy idealną miejscówkę do tego, by się tutaj rozłożyć. Słońce nie spiecze nas tak bardzo, jak innych. Drzewko idealnie chroni nas przed rażącymi promieniami. Moja skóra całe szczęście nie będzie czerwona, szczególnie kiedy pojadę na ten obóz, na który nie mogę się już doczekać- — - Wiem. Jak mówisz o obozie momentalnie robisz się straszenie podekscytowana. Co jak co, ale ja też nie chcę się opalić na czerwono, ale mam ochotę trochę popływać, no, to znaczy pokąpać się w basenie. Idziemy razem? Czy masz zamiar się tutaj wylegiwać? — Moja kochana przyjaciółka z liceum, Nadka wstała z ziemi, a dokładniej z plażowego kocyka i ruszyła w kierunku jednego z basenów. Obejrzałam się za nią. W tym różowym, jednoczęściowym, wykrojonym na brzuchu stroju kąpielowym wyglądała naprawdę obłędnie. Spojrzałam do tyłu na innych ludzi, a szczególnie na przystojnych chłopaków, którzy wodzili wzrokiem za moją koleżanką i nie mogli się przestać gapić. Zaśmiałam się sama głośno do siebie. Czyżby moja przyjaciółka Nadka spodobała się wszystkim facetom? Owszem, była ładna, a nawet piękna. Miała niebieskie jak ocean oczy, jasno-brązowe, krótkie do odległości ramion włosy, które spinała w niezdarny kok kilkoma wsuwkami i gumką. Nie była za wysoka, mierzyła coś nieco ponad metr 60 cm. Nie miała wcale jakoś super wysportowanego ciałka. Nie spędzała godzin na ćwiczeniach i nie lubiła jakoś specjalnie w szkole wychowania fizycznego. Po prostu była szczuplutka, mimo, że bardzo lubiła sobie pojeść. Przyciągała wzrok chłopaków, bo była taka.. można powiedzieć, że naturalnie ładna. Pomyślałam sobie w jednej chwili, że jeszcze kogoś sobie tutaj dzisiaj pozna. A intuicja mnie jak zwykle nigdy nie zawodziła. Obejrzałam się jeszcze jeden raz, kierując swój wzrok w kierunku basenów. Nadka gdzieś tam sobie pływała, a przede mną jakaś grupka ludzi zaczęła grać na wypełnionej piaskiem plaży w siatkówkę. Pomyślałam, że przyłączę się do gry. Lubiłam, a wręcz uwielbiałam sport, szczególnie taniec, ale w siatkówkę także lubiłam sobie od czasu do czasu pograć. Wstałam, otrzepałam się i ruszyłam w kierunku młodzieży, może trochę starszej ode mnie, z pytaniem, czy mogę się przyłączyć do gry. Całą 5-osobowa grupka zgodziła się od razu chętnie. Szczerze to ostatnio grałam w siatkówkę jeszcze w szkole, jakiś miesiąc temu, w czerwcu. Gra bardzo dobrze mi szła i w szkole i teraz, tutaj, na basenie. W ogóle byłam dobra ze sportu, jak przystało na cheerleaderkę. Miałam umięśniony brzuch i uda. W końcu w kusym stroju, w których występowałam razem z innymi dziewczynami, trzymając w rękach mosiężne pompony musiałam się jakoś dobrze prezentować. Po kilkunastu — no może 20 minutach udanej gry, kiedy nasza drużyna, znajdująca się po jednej stronie siatki najczęściej wygrywała, spojrzałam w bok, na nasze zostawione rzeczy razem z Nadką. Nagle zauważyłam moją przyjaciółkę w towarzystwie chłopaka. Dziewczyna śmiała się i uśmiechała w najlepsze, kiedy gołym okiem widać było, że podoba się chłopakowi. Usiedli sobie oboje na naszym plażowym kocu i rozmawiali. Wreszcie spotkałyśmy się z Nadką wzrokiem i pomachałyśmy do siebie. Dziewczyna widziałam, że poczuła wyraźną ulgę. Pewnie bała się, że gdzieś zniknęłam i przepadłam zostawiając telefon przy naszym całym ekwipunku. Oboje oglądali nasze siatkówkowe zmagania. Obserwowałam ich od czasu do czasu. Zauważyłam, że gadają też o mnie. Oboje gapili się chwilkę na mnie i coś sobie tam opowiadali. Ale nie obchodziło mnie to, o czym gadają, a raczej to, że się w ogóle zeszli. Wiedziałam, że z Nadki jest kokietka, ale nie miałam pojęcia, że aż taka! Że w ciągu dosłownie kilkunastu minut znajdzie sobie kogoś na tym basenie, możliwe, że nawet miłość swojego życia. Nadka uśmiechała się słodko i widać, że chłopak mocno się jej spodobał. Nie chciałam im przeszkadzać w rozmowie, a byłam już trochę zmęczona grą. Pomyślałam, że opuszczę grupkę graczy i wybiorę się do budki z lodami, która znajdowała się kilkanaście metrów od naszego miejsca, w którym miałyśmy nasze rzeczy z moją przyjaciółką. Musiałam wziąć portfel, a nie chciałam przeszkadzać za bardzo parze, która się dopiero co poznawała. Trudno. Przyszłam do naszego miejsca, gdzie były nasze rzeczy.

— Cześć — Zaczęłam pierwsza — Ja tylko chciałam yy..aa.. zabrać portfel. Nie chcę wam przeszkadzać, już zaraz mnie nie będzie

— Ej, co ty, nie przeszkadzasz nam. Idziesz na lody?

— Bingo, kochanie

— Ja też zjadłabym lody. A tak w ogóle, to przedstawcie się. To jest Sebastian

— Pola — Podaliśmy sobie ręce z chłopakiem w samych kąpielówkach, w trochę niezręcznej sytuacji — No to wspaniale, cieszę się, że się poznaliśmy

— Sebastian mieszka niedaleko stąd, ale niestety — na północ, a nie na południe od Tarnobrzegów, tak jak my z Polą

— Rozumiem — Chciałam stamtąd najlepiej uciec, bo znalazłam się w bardzo niezręcznej sytuacji. Nie miałam pojęcia, czy dotrzymywać im towarzystwa, czy wyjść się trochę pokąpać na basen, w końcu zjeść te cholerne lody, czy z powrotem dołączyć do grupki osób, grających w siatkówkę plażową — Ja chyba muszę iść do toalety — Wycedziłam pierwsze lepsze zdanie, które przyszło mi na myśl — Zabieram portfel i już mnie nie ma

— Ej, Pola. Na co ci portfel? — Nadka była kompletnie zdezorientowana moim zachowaniem

— Potem zjem lody, albo frytki. Jeszcze nie wiem. No, gadajcie sobie dalej. Nie chcę wam przeszkadzać

— Pola, no co ty? — Nadka także była zdezorientowana. W końcu opuściłam miejsce pod drzewem, gdzie oboje zakochańcy ze sobą gadali i się poznawali. A ja tymczasem poszłam faktycznie najpierw do toalety. Była potworna kolejka. Musiałam odczekać jakieś 10 minut, żeby w ogóle z niej skorzystać. Potem pomyślałam sobie, że wybiorę się na frytki, potem zjem lody, potem pójdę się pokąpać, a potem pójdę jeszcze raz pograć w siatkę. Przy najmniej taki był tego wszystkiego plan. Nie miałam pojęcia, kiedy Nadka będzie chciała wracać do domu. Nie umówiłyśmy się, ani nie obgadałyśmy tego. No trudno. Najpierw, tak jak planowałam wcześniej zamówiłam sobie w jednej budce, oddalonej od toalet o kilka metrów zamówiłam porządną porcję frytek. Kiedy stałam w kolejce, ustawił się za mną jakiś mężczyzna, któremu źle patrzyłam z oczu. Chłopak gadał coś do siebie, nie patrzył się nikomu w oczy. Czy ja zawsze muszę mieć takie szczęście, a raczej nieszczęście spotykać takich ludzi na swojej drodze? Chłopak zaczepił mnie, kiedy stałam odwrócona do niego tyłem, w kolejce

— Przepraszam panią, czy Pani czasem nie zasponsoruje mi tych frytek?

— Nie mam pieniędzy, mam tylko pieniądze na swoją porcję frytek. Nie będę nikomu nic sponsorować — Oburzyłam się i powiedziałam to stanowczym głosem, tak, żeby raz na zawsze biedak albo kto inny się ode mnie odczepił raz na zawsze. Chłopak liczył widać, że od kogoś skubnie pieniądze na jedzenie. Ode mnie nie dostanie ani grosza, niestety. Kiedy zamówiłam frytki, usiadłam na piasku, blisko basenów i pomyślałam, że zjem je obserwując przy okazji ludzi kąpiących się w wodzie. Było mnóstwo przystojnych chłopaków. Nie dziwiłam się, że Nadka sobie kogoś tutaj znajdzie. Nie wiedziałam tylko, jak wybrnąć z te głupiej sytuacji? Mam wracać do naszego punktu pod drzewem, gdzie się ulokowałyśmy? A może poczekać jeszcze parę godzin, minut? Iść po porcję lodów, czy wskoczyć do basenu i mimo, że nie umiem pływać, trochę się pokąpać? W końcu zrobiłam tak jak pomyślałam. Poszłam po lody. W kolejce, obejrzałam się za siebie. Nadka? Bez swojej miłości? Czyżby chłopak już poszedł do domu? A może moja przyjaciółka przyszła sama, zamawiając mrożone słodkości nie tylko sobie, ale też Sebastianowi?

— Nadka, kochanie i jak tam? Opowiedz mi wszystko, zanim wrócisz do swojego kolegi

— On już sobie poszedł

— Serio? — Nie wiedziałam czy cieszyć się, czy smucić — Ale zostawił swój numer..??

— Tak, zostawił

— To czemu jesteś smutna?

— Bo chciałam spędzić z nim dłużej czas. Powiedział, że tak umówił się z kolegą, że go zabierze do domu, punkt 13-ta. Myślisz, że to prawda? Czy zwyczajnie mnie oszukał? Bo może jednak mu się nie podobam?

— Słońce, jeśli zostawił swój numer to musisz się mu podobać

— Serio?

— Absolutnie jestem tego całkowicie pewna

— No dobrze

— Jakie chce pani lody? — Młoda dziewczyna sprawiła, że się ocknęłam — Aaa… niech będą czekoladowe — Kobietka ubrana w krótki, biały, obcisły top i czarne leginsy podarowała mi jedną gałkę lodów. Poczekałam na Nadkę i razem spacerkiem powędrowałyśmy do naszego punktu postoju, gdzie w dużej torbie znajdowały się ręczniki, na piasku rozłożony był koc plażowy, gdzie miałyśmy telefony, ubrania, w których przyjechałyśmy.

— Opowiadaj, jaki on jest? — Usadowiłyśmy się na naszym kocu pod drzewem, upewniając się, że nikt nas nie okradł

— Kto? Sebastian?

— A kto inny?

— Zakochałam się w nim jednym słowem

— On też wyglądał, jakbyś się jemu bardzo, ale to bardzo podobała

— Naprawdę?

— Tak, moja droga siostro

— Co tak patrzysz?

— No, chcę usłyszeć coś więcej

— Nie ma co gadać. Na razie się dopiero co poznaliśmy

— No dobrze, jak będziesz chciała to mi powiesz

— Ojejku, Sebastian jest super facetem. Ale więcej ci nie powiem. Dopiero jak się bliżej poznamy — Nadka skończyła jeść lody i wytarła się serwetką, którą dostała, to znaczy ja też w jednym zestawie z mrożoną słodkością

— No dobra, o więcej nie pytam — Nadka odetchnęła z ulgą. Nie chciałam naciskać i się głupio wypytywać. W końcu wyczułam, że jest to sprawa delikatna i świeża. W ogóle Nadka była taką osobą, która za bardzo nie lubiła opowiadać o sobie, a tym bardziej już o chłopaku, w którym jest zakochana i to z wzajemnością.

Tamtego dnia, a raczej popołudnia weszłyśmy — Nadka jeszcze raz, ja pierwszy tego dnia do wody. Wybrałyśmy basen numer dwa, czyli ten ze średnią głębokością. Woda sięgała mi prawie do brody, ale nie panikowałam. Nadka próbowała mnie nauczyć pływać. Niestety mimo tego, że spędziłyśmy w wodzie jakieś pół godziny, nie poznałam tego kunsztu. To nic. Może to nie jest dla mnie, albo po prostu kiedyś się jeszcze tego nauczę. W końcu wyszłyśmy z wody. Obie byłyśmy już trochę tym wszystkim zmęczone. Sprawdziłam komórkę. Dochodziła godzina jakimś cudem 15. Pomyślałyśmy obie, że najwyższy czas się stąd zwijać. Wysuszyłyśmy się porządnie ręcznikami, ubrałyśmy na strój kąpielowy, bo kolejki do toalety były bardziej niż ogromne, nasze normalne ubrania do wyjścia. Założyłyśmy buty, zwinęłyśmy koc, spakowałyśmy wszystko do dwóch toreb i ruszyłyśmy w kierunku wyjścia. Pani, która siedziała przy wejściu na basen, a raczej jego wyjściu — jak zwał tak zwał, przepuściła nas od razu. Tak naprawdę dopiero teraz schodziły się na basen ludzie, a szczególnie dorośli ze swoimi dziećmi. Może rodzice kończyli pracę o 15? I dlatego o tej porze było mnóstwo ludzi? W każdym razem cieszyłam się, że stamtąd poszłyśmy już. Może się powtarzam, ale obie byłyśmy już przemęczone. To był długi, wspaniały dzień, szczególnie wspaniały dla mojej koleżanki Nadki, która poznała sobie tam faceta, miałam cichą nadzieję, że na długo, nawet na całe życie.

Tamtego dnia, kiedy wybrałyśmy się z Nadką na basen, nie nagrywałam, to znaczy nie robiłam filmów o moim życiu. Po prostu obie chciałyśmy, aby ten dzień był tylko nasz i byśmy wspaniale się bawiły bez widzów. I tak się też stało.

Rozdział 4

Postanowiłam sobie, że nie będę marnowała wakacji na nic nie robieniu. Postanowiłam także i moim widzom, że nie będą się nudzić podczas oglądania moich montowanych filmów. Na początek, kolejnego dnia, a był to wtorek, chciałam nakręcić filmik o mnie, czyli w ciągu trwania vloga, odpowiedzieć na 50 pytań zadanych przez moich fanów, w komentarzach zamieszczonych na bieżąco, także na Facebooku, w postach na moim fun page’u, czy na Instagramie. Zebrałam wszystkie pytania, które zadawali mi moi widzowie oraz moi obserwatorzy w ciągu kilku ostatnich miesięcy, by mnie lepiej poznać. Nie miałam czasu na to, by nakręcić taki film w ostatnich miesiącach. Szkoła, lektury, egzaminy, zawody cheerleaderek i kompletny brak czasu związany z tymi wszystkimi obowiązkami zwyczajnie nie pozwalał, by przysiąść się do tego. Teraz — na wakacjach był na to najlepszy czas. Nie ukrywam, że do obozu cheerleaderek, który miał się rozpocząć 1 sierpnia i miał trwać do 14 sierpnia trochę, a nawet bardzo mi się dłużyło i jednocześnie nudziło. Postanowiłam sobie, że w końcu nakręcę ten film, który miałam w planach nakręcić od wieków. Pomalowałam się ładnie, by pięknie prezentować się przed kamerą, ubrałam w się w T-shirt z jakimś chwytliwym napisem i w spodenkach, siedząc przed kamerą w swojej sypialni, na jednej z miększych i większych poduszek z różową, mięciutką poszewką włączyłam kamerę, jednocześnie miałam na kartce wypisane wszystkie pytania, na które planowałam odpowiedzieć, mieszcząc się w jednej godzinie. W końcu pytań było sporo, a ja i tak musiałam się z odpowiadaniem na nie bardzo sprężać i spieszyć. Przywitałam się do swojej kamery i zaczęłam — najpierw czytać pytanie, potem na nie odpowiadać, kompletnie nie przygotowując się na odpowiedź wcześniej.

1. Czy masz chłopaka?