Ekipa na tropie. Niezapomniane urodziny - Magdalena Stachula-Nieścioruk - ebook

Ekipa na tropie. Niezapomniane urodziny ebook

Magdalena Stachula-Nieścioruk

4,5

Opis

Filip, młodszy brat Kuby zaplanował niezwykłą niespodziankę dla Kuby, postanowił zorganizować niezapomnianą imprezę urodzinową. Chłopcy wraz z rodzicami wyjeżdżają nad jezioro, gdzie czekają już na nich sąsiadki Oliwka i Jagoda. Jest słoneczny, ostatni weekend października, przyjęcie zaplanowane jest na sobotnie popołudnie.

Oprócz tortu, piniaty i gier terenowych, dzieci zdobią dynie i postanawiają uczcić zbliżające się święto Halloween spacerem po okolicznych domach w myśl zabawy: cukierek albo psikus. Podczas wędrówki po osiedlu Filip ma wrażenie, że ktoś ich obserwuje, a potem docierają do ostatniego domku na Zapomnianej ulicy, który wygląda jak rodem z horrorów. Właściciel tego miejsca, wbrew ich oczekiwaniom nie proponuje cukierków, tak jak inni sąsiedzi, tylko wybiera psikus.

Co zrobią dzieci? Czy naprawdę ktoś ich śledził? Kim był? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź czytając drugi tom „Ekipy na tropie”. To pełna zwrotów akcji obowiązkowa pozycja dla dzieci, które lubią przygody i nie boją się wyzwań.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 104

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (25 ocen)
18
2
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Martafilonova

Nie oderwiesz się od lektury

😍😍😍😍😍😍
00
DubiDaddy

Nie oderwiesz się od lektury

Ta książka jest taka fascynująca nie można się od niej oderwać najlepsza książka powiem szczerze
00
mir555

Całkiem niezła

Za krótka
00
emciaczyta

Nie oderwiesz się od lektury

Bawiliście się kiedyś w Detektywów? Ja raczej nie, raczej nie byłam ciekawskim dzieckiem. Mnie od małego wystarczyła gazeta i jakieś ciche miejsce, a znikałam na całe dnie. Więc teraz jako dorosła osoba, bardzo lubię czytać o przygodach innych osób! Z pomocą zawsze przychodzą mi książki dla dzieci, są krótkie, ciekawe i przede wszystkim mają przedstawione ciekawe wartości. „Niezapomniana urodziny” To 2 tom serii "ekipa na tropie". Współpraca recenzencka, wydawnictwo skarpa warszawska. Te książki to krótkie historie o bardzo rezolutnych młodych bohaterach, których już poznaliśmy w poprzednim tomie. Tutaj też czekają na nich niezapomniane przygody. Szczerze ten tom podobał mi się nieco bardziej niż jedynka. Mam wrażenie, że tutaj dzieci bardziej dojrzały i zrozumiały wiele ciekawych i potrzebnych rzeczy. Trochę o fabule. Filip chce zorganizować starszemu bratu niezapomniane urodziny. Czy mu się udaje? Oj tak! Z całą pewnością nie zapomni o ich. W ostatni weekend października jadą z ca...
00
MartynaKwiatkowska

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna propozycja.
00

Popularność




Re­dak­cja i ko­rektaAgnieszka Czap­czyk
Ilu­stra­cjeŁu­kasz Sil­ski
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Pro­jekt gra­ficzny okładkiŁu­kasz Sil­ski
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2023 © Co­py­ri­ght by Mag­da­lena Sta­chula-Nie­ścio­ruk, War­szawa 2023
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83292-91-5
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Moim wspa­nia­łym Sy­nom,Ku­bie i Fi­li­powi

Po­wi­ta­nie

Jes­tem Fi­lip, mam dzie­więć lat i tym ra­zem to ja za­biorę Cię w fa­scy­nu­jący świat dzie­cię­cych przy­gód i za­baw. Ostat­nio mój star­szy brat opo­wia­dał o od­na­le­zie­niu nie­zwy­kłego skarbu pod pod­łogą ta­rasu domku nad je­zio­rem. Mo­że­cie prze­czy­tać o tym w książce Ekipa na tro­pie. Ta­jem­nica sta­rej mapy. Co to były za wa­ka­cje, ile emo­cji i ra­do­ści! Do dziś mamy skrzy­nię i czę­sto do niej za­glą­damy. A stara mapa, która była do­łą­czona do skarbu, opra­wiona zo­stała w ramkę i wisi koło ko­minka. Za każ­dym ra­zem, gdy wspo­mi­nam tamte chwile, tę­sk­nię za wa­ka­cjami. Lu­bię ten czas bez­tro­ski, le­niu­cho­wa­nia, bie­ga­nia po le­sie, pły­wa­nia w je­zio­rze, szkoda, że tak krótko trwa. Szkoła też jest fajna, mam do­brych ko­le­gów, wśród nich na­wet dwóch przy­ja­ciół, czę­sto jeź­dzimy na wy­cieczki kla­sowe, a i lek­cje nie trwają długo, jed­nak wa­ka­cje to wa­ka­cje. Naj­wspa­nial­szy czas w roku, no może oprócz świąt Bo­żego Na­ro­dze­nia, gdy za oknem pada śnieg, pod cho­inką w bla­sku lam­pek błysz­czą ko­lo­rowe pre­zenty, a wi­zja za­bawy na śniegu, jazdy na san­kach i le­pie­nia bał­wana jest na wy­cią­gnię­cie ręki. Bez­a­pe­la­cyj­nie li­piec, sier­pień i gru­dzień to trzy moje ulu­bione mie­siące, co nie zna­czy, że nie lu­bię po­zo­sta­łych. Każda pora roku ma swoje po­zy­tywne aspekty. Wio­sną uwiel­biam po­dzi­wiać przy­rodę, która bu­dzi się do ży­cia, ma­lut­kie pączki na ga­łę­ziach drzew, które z każ­dym dniem ro­sną, by roz­kwit­nąć na do­bre. Lato ofe­ruje całą pa­letę barw i za­pa­chów, do­stęp do świe­żych owo­ców, za­bawy na plaży, ką­piele w je­zio­rze. Ale je­sień też ma swój urok. Gra­bie­nie li­ści, pa­le­nie ognisk, no i uro­dziny – naj­pierw Kuby, a po­tem moje. W tym roku za­pla­no­wa­łem coś nie­zwy­kłego. Przy­ję­cie nie­spo­dziankę. Taką to­talną, bo na­prawdę mój brat się nie spo­dziewa, że już ju­tro po szkole po­je­dziemy do na­szego domku nad je­zio­rem. Za każ­dym ra­zem, gdy tam je­ste­śmy, czuję się jak na wa­ka­cjach, wie­rzę, że tym ra­zem też tak bę­dzie. Mimo że spę­dzimy tam tylko week­end, je­stem pewny, że cze­kają nas fan­ta­styczne i nie­za­po­mi­nane chwile. Przy­ję­cie uro­dzi­nowe, które przy­go­to­wuję od kilku dni, na ten mo­ment jest wielką ta­jem­nicą, wie­dzą o tym tylko ro­dzice i na­sze dwie wa­ka­cyjne są­siadki, Oli­wia i Ja­goda, które także przy­jadą na week­end do swo­ich dziad­ków nad je­zioro. Wie­cie, po­my­śla­łem, że tym ra­zem nie chcę da­wać mo­jemu bratu po raz ko­lejny zwy­kłego pre­zentu, kloc­ków Lego, plan­szówki czy no­wego ka­sku na ro­wer, tym ra­zem przy­go­to­wa­łem praw­dziwą nie­spo­dziankę. I wie­rzę, że on od­wdzię­czy mi się po­dob­nym nie­ma­te­rial­nym pre­zen­tem na moje uro­dziny. Nie za­wsze umiemy dojść do po­ro­zu­mie­nia, ale bez niego nie wy­obra­żam so­bie mo­jej co­dzien­no­ści. Wiem, że na­szym ro­dzi­com czę­sto jest przy­kro, gdy się sprze­czamy, a na­wet bi­jemy, ale chyba tak już jest mię­dzy braćmi. Mój przy­ja­ciel także ma star­szego brata i oni rów­nież żyją, jak to mama mówi, jak pies z ko­tem. Do­ro­śli twier­dzą, że z cza­sem to się zmieni, i szcze­rze mó­wiąc, też na to li­czę. A jak jest u Cie­bie? Masz ro­dzeń­stwo? Do­brze się do­ga­du­je­cie czy róż­nie to bywa?

Uro­dziny Kuby wy­pa­dają do­piero za kilka dni i wtedy za­nie­sie cu­kierki do szkoły, a po po­łu­dniu przyjdą do niego ko­le­dzy, bę­dzie tort i za­bawy w parku tram­po­lin. Jed­nak główne przy­ję­cie za­pla­no­wa­li­śmy w naj­bliż­szą so­botę – to wła­śnie ten mój pre­zent nie­spo­dzianka dla niego. Wy­jazd, jak już wspo­mi­na­łem, ju­tro po szkole. Je­stem bar­dzo pod­eks­cy­to­wany i nie mogę się do­cze­kać.

Roz­dział 1

Chłopcy, wsta­waj­cie, bo spóź­ni­cie się do szkoły!

Głos do­biega z da­le­kiej ot­chłani. Otwie­ram jedno oko do­kład­nie w mo­men­cie, gdy mama wcho­dzi do mo­jego po­koju i od­sła­nia ża­lu­zje, wpusz­cza­jąc do środka pro­mie­nie je­sien­nego słońca. Od­wra­cam się do ściany i na­rzu­cam koł­drę na głowę. Na­prawdę już jest po­ra­nek? Chce mi się spać tak bar­dzo, jak­bym do­piero po­ło­żył się do łóżka.

– Fi­lip, wsta­waj. – Mama pod­cho­dzi do mnie i zdej­muje koł­drę z mo­jej głowy. – Za­po­mnia­łeś, że po szkole je­dziemy nad je­zioro? – pyta, ści­sza­jąc głos.

Choć mamy z Kubą dwa osobne po­koje, ona utrzy­muje kon­spi­ra­cyjny ton.

– Uszy­ko­wa­łeś swoje rze­czy? – pyta, szep­cząc.

– Tak – od­po­wia­dam, wy­ska­ku­jąc z łóżka.

Rze­czy­wi­ście, to już dziś, trzeba trzy­mać rękę na pul­sie i o ni­czym nie za­po­mnieć. Ba­lony spa­ko­wane, ko­lo­rowe czapki i kon­fetti przy­go­to­wane, bab­cia Oliwki i Ja­gody obie­cała przy­go­to­wać tort... Od­ha­czam w my­ślach po­szcze­gólne punkty z li­sty „ide­alne uro­dziny Kuby”, gdy mama bie­rze do ręki ple­cak z mo­imi rze­czami.

– Świet­nie. – Uśmie­cha się. – Wczo­raj, gdy Kuba za­snął, spa­ko­wa­łam jego ubra­nia, tata za­niósł już wa­lizkę do sa­mo­chodu, dam mu te­raz twój ple­cak – znów szepce, na pal­cach kie­ru­jąc się w stronę drzwi. – Kuba nie może się w ża­den spo­sób do­my­ślić, że coś kom­bi­nu­jemy – do­daje, po­sy­ła­jąc mi uśmiech.

Ro­bię gest, że za­my­kam na su­wak usta i wy­rzu­cam za sie­bie klucz.

Przy śnia­da­niu roz­mowa się nie klei. Chyba wszy­scy oba­wiają się, że po­wie­dzą coś, co nas zdra­dzi. Kow­boj kręci się wo­kół nas, co chwilę kła­dąc pysk na ko­la­nach ko­lej­nej osoby, jakby czuł, że jest ja­koś ina­czej niż zwy­kle, i swoim psim zwy­cza­jem pró­buje do­wie­dzieć się, o co tym ra­zem cho­dzi lu­dziom. Kuba zdaje się na szczę­ście nie za­uwa­żać tego i jak zwy­kle ma­ru­dzi nad owsianką.

– Na­prawdę mu­szę to jeść? – pyta.

– Nic się nie zmie­niło od wczo­raj – od­po­wiada mama.

Trzy dni w ty­go­dniu jemy na śnia­da­nie owsiankę, w po­zo­stałe ka­napki, ja­jecz­nicę, a w week­end go­fry czy omlety.

– A wie­cie, że jest pra­wie tyle samo dni do świąt Bo­żego Na­ro­dze­nia, ile mi­nęło od wa­ka­cji – mówi Kuba, grze­biąc łyżką w mi­sce.

Jest ko­niec paź­dzier­nika, dość cie­pły, ale już pra­wie wszyst­kie li­ście opa­dły z drzew i ranki by­wają na­prawdę chłodne.

– To prawda – od­zywa się mama. – Za nie­całe dwa mie­siące Wi­gi­lia, jak ten czas leci. – Kręci głową i wstaje od stołu. – Po szkole wróć od razu do domu – do­daje, kła­dąc przed Kubą śnia­da­niówkę. – I ty też. – Spo­gląda na mnie, po­sy­ła­jąc mi lekki, pra­wie nie­wi­doczny uśmiech.

– Chcia­łem spo­tkać się z ko­le­gami, umó­wi­li­śmy się po szkole na bo­isku – pro­te­stuje Kuba.

– W przy­szłym ty­go­dniu pój­dziesz – mówi mama, otwie­ra­jąc zmy­warkę. – Dzi­siaj wróć­cie od razu do domu, do­brze?

Ki­wam niemo głową, Kuba sie­dzi z kwa­śną miną.

– Jak zje­cie, opłu­kać i wsta­wić ta­le­rze do zmy­warki – przy­po­mina.

– Mamo, na­prawdę? Prze­cież za­czyna się week­end, dla­czego mu­szę wra­cać od razu do domu? – Kuba drąży te­mat.

Mama znika w przed­po­koju, za­pewne szy­kuje się do wyj­ścia z Kow­bo­jem. Cza­sem idzie z nim na spa­cer, od­pro­wa­dza­jąc nas na lek­cje. Miesz­kamy bli­sko szkoły, nie­całe dzie­sięć mi­nut na pie­chotę, bez ko­niecz­no­ści prze­cho­dze­nia na drugą stronę ulicy. Ro­dzice od kilku mie­sięcy po­zwa­lają mi wra­cać z Kubą do domu. Dzi­siaj po ma­te­ma­tyce, którą mój brat w piątki koń­czy lek­cje, będę cze­kał przed jego klasą, aby od razu zgar­nąć go do domu i jak naj­szyb­ciej wy­je­chać nad je­zioro.

– Na­prawdę mu­szę od razu po szkole wra­cać? – Kuba nie daje za wy­graną.

– Tak – na za­dane przez Kubę py­ta­nie od­po­wiada tata. – Wła­ści­wie to będę cze­kać przed wa­szą szkołą od razu po lek­cjach, tak około czter­na­stej trzy­dzie­ści – pre­cy­zuje.

Świet­nie, to ozna­cza, że od razu po szkole po­je­dziemy nad je­zioro. Dla Kuby bę­dzie to praw­dziwe za­sko­cze­nie. Wczo­raj dzwo­ni­łem do Oliwki, ona jest od­po­wie­dzialna za przy­go­to­wa­nie pod­cho­dów, prze­ko­nała mnie, że to zna­ko­mita gra te­re­nowa. Ba­wią się czę­sto na obo­zach har­cer­skich, na które moja ko­le­żanka od dwóch lat jeź­dzi.

– Nie spóź­nij­cie się – rzuca tato, od­wra­ca­jąc się w progu. – Lecę – do­daje i już go nie ma.

Drogę do szkoły po­ko­nu­jemy, opo­wia­da­jąc so­bie o ko­lej­nych eta­pach bu­dowy w Ci­ties Sky­li­nes. To moja ulu­biona gra kom­pu­te­rowa, Kuba nie jest aż tak wiel­kim jej fa­nem, ale wy­daje się za­in­te­re­so­wany tym, co mó­wię, a ja spe­cjal­nie na­wi­jam jak ka­ta­rynka, żeby nie za­da­wał nie­wy­god­nych py­tań, bo gdy tylko wy­szli­śmy z domu, za­sta­na­wiał się, po co tata bę­dzie cze­kać na nas po lek­cjach, skoro mamy kilka mi­nut na pie­szo do domu. Pu­ści­łem to py­ta­nie mimo uszu, nie chcąc kła­mać, a te­raz nie mogę po­zwo­lić dojść mu do głosu. Nie­spo­dzianka to nie­spo­dzianka. Gdy roz­sta­jemy się w szatni, od­dy­cham z ulgą.

– Cześć, Fi­lip – wita się Do­mi­nik, gdy wcho­dzę do mo­jej szatni. – Masz bi­bułę? – pyta, sia­da­jąc na ławce i roz­wią­zu­jąc sznu­ro­wa­dła. – Ja za­po­mnia­łem – wy­ja­śnia. – Uszy­ko­wa­łem so­bie na biurku i nie za­bra­łem. – Krzywi się.

– Mam – mó­wię, otwie­ra­jąc ple­cak i spraw­dza­jąc za­war­tość teczki. – Po­ży­czę ci.

Całe szczę­ście, że spa­ko­wa­łem ją wczo­raj od razu po przyj­ściu ze szkoły.

– My­ślisz, że bę­dziemy ro­bić ma­ski na Hal­lo­ween? – pyta. – W środę w szkole ma się od­być bal prze­bie­rań­ców.

Pani nie wy­ja­śniła, po co mamy przy­nieść bi­bułę, ale Do­mi­nik może mieć ra­cję, prze­cież za kilka dni przy­pada Hal­lo­ween. To też bę­dzie jedna z atrak­cji ju­trzej­szego przy­ję­cia uro­dzi­no­wego Kuby, tata przy­go­to­wał dy­nie, które bę­dziemy wy­ci­nać i ozda­biać.

– Za kogo się prze­bie­rasz na bal prze­bie­rań­ców? – Do­mi­nik prze­rywa moje my­śli. – Ja za du­cha. Mama dała mi stare prze­ście­ra­dło, w któ­rym wy­cią­łem dziury na oczy.

– Ja jesz­cze nie wiem – mó­wię zgod­nie z prawdą.

Nie mia­łem czasu prze­my­śleć kwe­stii prze­bra­nia, bo przez ostat­nie dni sku­piony by­łem na przy­go­to­wa­niach do zor­ga­ni­zo­wa­nia taj­nego przy­ję­cia dla mo­jego brata. To pierw­szy raz w ży­ciu, gdy je­stem od­po­wie­dzialny za do­pię­cie wszyst­kiego na ostatni gu­zik, inni mi tylko po­ma­gają.

– Le­cimy – rzuca Do­mi­nik, gdy dzwo­nek roz­brzmiewa, od­bi­ja­jąc się echem od ścian.

Jak się oka­zuje już na pierw­szej lek­cji, bi­buła nie jest nam po­trzebna do zro­bie­nia ma­sek na bal prze­bie­rań­ców, tylko do wy­ko­na­nia ko­ty­lio­nów na nad­cho­dzące Na­ro­dowe Święto Nie­pod­le­gło­ści. Co prawda wy­pada do­piero za dwa ty­go­dnie, 11 li­sto­pada, ale dzień przed tym świę­tem ma się od­być apel, a na­sza klasa od­po­wie­dzialna jest za oprawę ar­ty­styczną wy­da­rze­nia.

– Kto mi przy­po­mni, co upa­mięt­nia dzień 11 li­sto­pada? – pyta pani Ma­rzena.

– Upa­mięt­nia od­zy­ska­nie przez Pol­skę nie­pod­le­gło­ści – mówi Ania.

– Pa­mię­ta­cie, w któ­rym to było roku?

– W 1918 – od­zy­wam się.

– Bar­dzo do­brze – chwali mnie pani. – Za­pa­mię­taj­cie: w 1918 roku Pol­ska od­zy­skała po 123 la­tach nie­pod­le­głość i wró­ciła na mapy Eu­ropy.

– Po 123 la­tach – wtrąca Bar­tek. – Ła­two za­pa­mię­tać 1, 2, 3.

– To prawda. – Pani się uśmie­cha. – Bar­dzo pro­szę, że­by­ście w week­end w domu prze­ćwi­czyli jesz­cze raz tek­sty na­szych pa­trio­tycz­nych pio­se­nek na apel – do­daje. – Mo­że­cie za­chę­cić do śpie­wa­nia także ro­dzi­ców czy ro­dzeń­stwo.

Znam już na pa­mięć tekst Roty i My, pierw­sza bry­gada, na­wet w my­ślach nucę słowa, gdy przy­kła­dam do sie­bie białe i czer­wone ka­wałki bi­buły, ro­biąc ko­ty­lion. Za­nim jed­nak na­stąpi 11 li­sto­pada, czeka mnie sporo atrak­cji, ju­tro przy­ję­cie uro­dzi­nowe nie­spo­dzianka, po­tem bal hal­lo­we­enowy, Do­mi­nik już wie, za kogo się prze­bie­rze, ja na­to­miast nie mam po­my­słu.

W tam­tym roku wy­je­cha­li­śmy z ro­dzi­cami do Włoch, bo pierw­szy li­sto­pada wy­pa­dał w po­nie­dzia­łek i wy­ko­rzy­sta­li­śmy długi week­end na za­gra­niczną po­dróż. By­łem pod wra­że­niem po­my­sło­wo­ści Wło­chów, gdy wie­czo­rem ostat­niego dnia paź­dzier­nika wy­bra­li­śmy się na spa­cer po Tu­ry­nie. W re­stau­ra­cji ob­słu­gi­wały nas kel­nerki prze­brane za wiedźmy, a nad sto­łem zwi­sały sztuczne pa­ję­czyny i ogromne pa­jąki, oczy­wi­ście też nie­praw­dziwe. A po­tem uli­cami mia­sta prze­szła pa­rada prze­bie­rań­ców. Nie­które stroje były rze­czy­wi­ście prze­ra­ża­jące, mama mó­wiła, że to nie dla dzieci, ale tata po­wie­dział, że to prze­cież tylko za­bawa. Ro­bił dużo zdjęć, będę mu­siał po­pro­sić go, aby mi je po­ka­zał, może to mnie za­in­spi­ruje do wy­bra­nia stroju dla sie­bie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki