Szalony romans - Joss Wood - ebook

Szalony romans ebook

Wood Joss

0,0

Opis

Eliot Stone, była modelka, nie zapomniała gorących chwil, które przeżyła na Lazurowym Wybrzeżu z Sorenem Granthamem. Spotykają się ponownie w dramatycznej dla Eliot chwili – tuż przed ślubem rzuca ją narzeczony. Aby wymknąć się żądnym sensacji paparazzi, Eliot przystaje na propozycję Sorena i ucieka z nim do jego rodzinnej posiadłości. I zaczyna myśleć, że były narzeczony właściwie wyświadczył jej przysługę. Bo namiętność, która kiedyś połączyła ją z Sorenem, nie wygasła...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 167

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Joss Wood

Szalony romans

Tłumaczenie:

Dominika Głowa

Rozdział pierwszy

Jest lato – ja, Avangeline, przeżyłam już tych lat osiemdziesiąt dwa. Teraz stoję w poczekalni u Pana Boga. Pogodziłam się z tym. Jak mówi przysłowie, w życiu pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i podatki. Śmierć nadeszła nieco wcześniej, niż się spodziewałam, a na podatki wydałam fortunę. Fortunę też zarobiłam. Całe miliardy…

Do tej pory zastanawiam się jednak, ile wart jest sekret? I czy dostanę jakąś zniżkę, bo skrywam dwa?

– Najmniejsze kajdanki na świecie, złotko.

Eliot Stone zerknęła zza welonu i uchylonej szyby auta na opaloną twarz siwej rowerzystki. Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, czy kurierka zwraca się do niej. Ale gdy kobieta oparła się o limuzynę i spojrzała prosto na nią, Eliot pozbyła się wątpliwości.

– Mówi pani o małżeństwie? – zapytała, zafascynowana mądrością, którą dostrzegła w ciemnobrązowych oczach starszej pani. Kobieta musiała dużo przeżyć.

– Będzie luksusowe wesele, zgadłam? Ale cały ten splendor nic nie znaczy, kiedy jesteś taka smutna.

– Dość – mruknęła Ursula Stone, zasuwając szybę. – Mówiłam, żebyś nie otwierała!

– Brakowało mi powietrza – odparła Eliot, patrząc na rowerzystkę, która znikała w labiryncie samochodów. Gdy pokazała jednemu z kierowców środkowy palec, Eliot uśmiechnęła się słabo, rozbawiona nieskrępowaną pewnością siebie kobiety. Tylko mieszkanka Nowego Jorku odważyłaby się powiedzieć pannie młodej, że wygląda na nieszczęśliwą.

Ursula – Eliot nie nazywała jej ,,mamą” – odwróciła się do fotografa i kamerzysty.

– Usuńcie ten fragment – warknęła.

Mężczyźni skinęli głowami – wiedzieli, że to Ursula tu rządzi. Razem z menedżerką DeShawna podpisała umowę na sprzedaż fotografii ślubnych popularnemu magazynowi z modą, a nagranie z wesela zgodziła się udostępnić w telewizyjnej stacji rozrywkowej. Eliot miała złożyć przysięgę na oczach milionów widzów z całego świata.

A marzyła o skromnym weselu w gronie przyjaciół. Na prywatnej plaży, z dala od prasy. Jak zwykle, jej życzenie zostało zignorowane.

– Nie najgorsza ta sukienka – stwierdziła Ursula i zacisnęła wąskie usta. – Co prawda nic nie poradzę na to, że masz nadwagę, ale możemy wyretuszować zdjęcia.

Nie mam nadwagi! – chciała krzyknąć Eliot. Ważyła tyle, ile powinna, lecz w oczach Ursuli i tak była za gruba. A świat mody, w którym Eliot od dawna żyła, niestety się z nią zgadzał. Choć coraz częściej widywała na billboardach modelki plus-size, nie było na nich miejsca dla modelek, które były kiedyś były szczupłe, ale przytyły. Ciało i twarz były marką Eliot…

I to właśnie w tej marce zakochał się DeShawn, jej wieloletni partner i narzeczony – nic więc dziwnego, że nie był zadowolony, gdy straciła status gwiazdy modelingu.

Eliot spojrzała na piękny pierścionek zaręczynowy, który przełożyła na prawą dłoń, aby zostawić miejsce na obrączkę. Dwa miliony dolarów, czternaście karatów. Zupełnie jej się nie podobał. Był zbyt wystawny i bezosobowy, a ponieważ od zaręczyn przybrała na wadze, wrzynał jej się w palec. Wczoraj ledwie go ściągnęła.

Oparła głowę o skórzaną tapicerkę. Chciałaby, by ten pierścionek był jej największym zmartwieniem. Jej kontrakty powoli wygasały, a matka, która pełniła także funkcję menedżerki i agentki Eliot, męczyła córkę, by wróciła do dawnej wagi. Sam DeShawn podsyłał jej propozycje diet i treningów, a nawet kazał swojej asystentce umówić narzeczoną do kliniki leczenia ,,otyłości”, niezbyt subtelnie podkreślając, że Eliot nie jest już dla niego atrakcyjna, że jej waga stanowi problem.

Teraz znała już przyczynę. Gdy w zeszłym roku zaczęła tyć, a także skarżyć się na zmęczenie, osłabienie i bóle mięśni, Ursula zarzuciła jej lenistwo i brak dyscypliny. Dopiero diagnoza przekonała matkę, że w organizmie Eliot dzieje się coś niedobrego – okazało się, że cierpiała na niedoczynność tarczycy. Przepisane przez lekarza hormony przywróciły jej dawną werwę i trzeźwość umysłu, lecz nie pomogły zrzucić kilogramów.

W głębi duszy Eliot wcale nie chciała wracać do poprzedniej wagi. Miała dość liczenia kalorii. Mimo diagnozy od lat nie czuła się tak dobrze. Była weselsza, miała więcej energii i rano budziła się wypoczęta. Jedzenie przestało rządzić jej życiem i wszystko stało się lepsze.

No dobrze, nie wszystko. Bo jej nowa sylwetka była wielkim problemem dla tak zwanych bliskich.

Oni tęsknili za chudą dziewczyną, która przechadzała się po wybiegach w Londynie, Paryżu i Mediolanie. Kochali dawną Eliot, która występowała w reklamach bielizny; Eliot z zapadniętymi oczami, ostrymi jak brzytwa obojczykami, wystającymi kośćmi na biodrach i nogami jak zapałki. Eliot wiedziała, że więcej nie weźmie udziału w kampanii dla międzynarodowej marki, że już nie stanie na wybiegu, że nie pokaże się półnaga na billboardzie w centrum Nowego Jorku. Relacja ze ślubu i sesja dla „Vogue’a” będą chyba jej ostatnim dużym projektem…

Projektem? Jezu, przecież chodzi o jej ślub.

Nie. To był ślub matki. Eliot nic się tu nie podobało – od liczącej pięćset nazwisk listy gości przez czarno-biały wystrój aż po rezygnację z przejścia nawą. A gnijącą wisienką na szczycie tego wstrętnego tortu był fakt, że wesele odbywało się w hotelu Forrester-Grantham, co przypominało jej o Sorenie Granthamie, z którym spędziła trzy magiczne noce na Lazurowym Wybrzeżu. To wtedy, pod rozgrzanym francuskim niebem, po raz ostatni czuła, że ktoś naprawdę ją dostrzegł.

Prawdziwą Eliot, nie ładną twarz z okładki. Soren poświęcał jej całą swoją uwagę, słuchał jej…

Właśnie przez tę silną więź – i absolutnie nieziemski seks – nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Soren nagle zniknął. Jego utrata bolała bardziej niż powinna, biorąc pod uwagę długość ich romansu. Nie chciała dziś o nim myśleć. Nie w dniu swojego ślubu. Dlatego byłoby miło, gdyby matka nie zaplanowała jej wesela w hotelu z jego nazwiskiem na drzwiach.

– Jak się czujesz, Eliot? – zapytał kamerzysta.

Spojrzała w obiektyw, niezrażona błyskiem fleszy. W końcu miała doświadczenie. Wiedziała, jakiej odpowiedzi spodziewa się mężczyzna. Powinna powiedzieć, że jest podekscytowana, że nie może się doczekać, aż zostanie żoną DeShawna. Pragnęła wyznać, że to wszystko wydaje jej się nieprawdziwe, że czuje się jak w reklamie albo filmie. Miała nadzieję, że ktoś krzyknie zaraz: ,,Cięcie!”.

Co by się stało, gdyby zdradziła, że z jej strony to tylko gra? Narzeczony, który otrzymał wiodącą rolę męską w tej produkcji, był dla niej obcym człowiekiem. Kiczowate kostiumy jak z bajki o księżniczce wybrał za nią ktoś inny – ona wolałaby sukienkę w stylu boho. Nie znała większości obsady, a gości weselnych nie nazwałaby nawet znajomymi. Marzyła o bukiecie z kwiatów polnych, a dostała białe róże. Pragnęła, by jej druhną była Madigan, lecz ta pozycja przypadła w udziale ciemnowłosym modelkom, które miały pozować z nią przed ołtarzem.

Nikogo nie interesowało, jak ona wyobraża sobie ten dzień. Nikt nigdy jej nie słuchał. Wszyscy widzieli tylko ładną twarz i idealne wymiary. Które teraz nie były już takie idealne.

Dawała sobą rządzić, bo na tym polegała jej praca. Robiła to, czego chcieli inni. Odpowiednie spojrzenie, krok, poza – zawsze ich słuchała.

W miarę upływu lat pozwoliła, by ta potrzeba dogadzania wszystkim przesiąknęła do jej życia prywatnego i tak oto skończyła tutaj, jako aktorka grająca pannę młodą na własnym ślubie. I za chwilę miała założyć, jak ujęła to rowerzystka, najmniejsze kajdanki świata.

Gdy limuzyna zwolniła, Eliot uniosła głowę i ujrzała elegancki portyk hotelu Forrester Grantham. Ubrany w cylinder i frak odźwierny ruszył, by otworzyć jej drzwi. Tuż za nim ujrzała wysokiego barczystego mężczyznę, który wchodził po schodach do lobby. Choć był odwrócony tyłem, jego włosy i atletyczna sylwetka przypomniały jej o Sorenie. Ale w końcu wszyscy wysocy ciemnowłosi mężczyźni jej o nim przypominali.

Z nim czuła się jak Eliot, którą zawsze chciała być. Gdy zniknął, zamieniła się w Eliot, którą chcieli widzieć inni.

Czekała, aż Soren ją odnajdzie i powie, że chce czegoś więcej, lecz gdy tego nie zrobił, rzuciła się w wir randek. Wkrótce, tuż po swoich dwudziestych piątych urodzinach, poznała DeShawna, który zawrócił jej w głowie. Po kilku miesiącach zamieszkali razem. Nigdy nie było między nimi gorącego uczucia, ale dobrze się dogadywali, zanim okazało się, że Eliot ma problemy ze zdrowiem. W ciągu ostatniego roku w ich związku pojawiły się rysy, a potem pęknięcia. Zamiast rozprawić się z nimi, oni wybrali wielki gest…

Ona, bo zawsze robiła to, czego chcieli inni, a on… Nie miała pojęcia.

Czuła, że jest dla niego jak kolejny kontrakt z wytwórnią, kolejne Grammy, kolejny nabytek albo symbol statusu. Kolejny dodatek, gwiazdka na choince albo luksusowy prezent urodzinowy – zbędny, ale ładny.

Sporadycznie dostrzegany, rzadko podziwiany, czasami – niezbyt entuzjastycznie – używany, lecz nigdy potrzebny. Albo brany pod uwagę. Albo doceniany.

Przecież musi być więcej warta? I dlaczego przyszło jej to do głowy dopiero teraz, na kilka minut przed ślubem?

Gdy kolejna limuzyna zatrzymała się przed imponującym portykiem, Soren Grantham pozdrowił odźwiernego i ruszył do dwupoziomowego lobby. W hotelu Forrester-Grantham wszystko emanowało ponadczasową elegancją – od wielkiego żyrandola po majestatyczne schody w lobby, które wyglądały jak wyjęte z angielskich willi. Ogromny budynek stanowił punkt orientacyjny na Madison Avenue, a zarazem schronienie dla przedstawicieli europejskiej arystokracji, międzynarodowych polityków, gwiazd show-biznesu i bogatych biznesmenów.

– Soren!

Odwrócił się i z uśmiechem ukłonił konsjerżowi. Garth, który przekroczył już sześćdziesiątkę, karierę zaczął od czyszczenia stołów u Avangeline, zatrudniony cztery dekady temu przez babkę szesnastoletniego wówczas Sorena.

– Dużo stresu? – zagadnął Garth, zapominając o wyuczonym akcencie, z którym zwracał się do gości.

– Wszystko pod kontrolą – odparł Soren, ignorując ciekawskie spojrzenia. – Są już na miejscu?

– Czekają na ciebie u Avangeline – odparł konsjerż.

Soren spojrzał w prawo. Jack wysłał mu zdjęcia odnowionej restauracji nazwanej na cześć babki – pastelowa mieszanka śmietanki i błękitu przypadła mu do gustu. To był drugi remont Avangeline w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Nowa odsłona podobała się Jackowi bardziej niż poprzednie połączenie szarości i złota.

Za czasów Avangeline w restauracji dominowały jej ulubione kolory, róż i zieleń. Bardzo w stylu lat osiemdziesiątych, bardzo w jego opinii niegustowne. Bez względu na wystrój to właśnie ta restauracja wyniosła babcię do rangi renomowanych hotelarzy. U szczytu swojej kariery zarządzała linią luksusowych hoteli na całym świecie. Ten był jedynym, którego nie sprzedała, gdy postanowiła wziąć pod swoje skrzydła osierocone wnuki. Soren, który miał wtedy dziewięć lat, czasami nie mógł uwierzyć, że minęło już ćwierć wieku.

– Zaprowadzić cię? – zapytał Garth.

– Nie trzeba – odparł Soren, lecz w spojrzeniu Gartha dostrzegł rozczarowanie. Konsjerż najwyraźniej chciał się pochwalić, że jest w przyjacielskich stosunkach z jednym z najsłynniejszych sportowców na świecie. Obwieszony olimpijskimi medalami czy nie, Soren zawsze przykuwał uwagę innych, zwłaszcza tutaj, na rodzimym gruncie.

– Prowadź – powiedział, z rozbawieniem dostrzegając dumnie wypiętą pierś Gartha, który zaczął torować mu drogę do Jacka, Foxa i Merricka.

Jack i Fox – a także zmarły już Malcolm – byli kuzynami Sorena, ale ponieważ od śmierci rodziców wszyscy wychowywali się pod okiem babci, traktowali się jak bracia. Równie bliska więź łączyła ich z Merrickiem, synem gosposi Avangeline. Malcolm też powinien tutaj być… Soren nie mógł odżałować, że ten bystry chłopak – ich przywódca i najjaśniejsza gwiazda grupy – zginął w wypadku motocyklowym tuż przed dwudziestymi piątymi urodzinami.

Z trudem przełknął ślinę i ruszył przywitać się z braćmi. Usiadł plecami do reszty gości i odetchnął. Przy nich wreszcie mógł być sobą. Oni, Avangeline i Jacinda, matka Merricka, byli jedynymi ludźmi, którym ufał. Jedynymi, których był w stanie kochać. Bo miłość, niestety, zawsze wiąże się ze stratą. Dlatego tak jej unikał.

– Co zamawiasz, Soren? – zapytał Jack.

Akurat miał przerwę od treningów, więc nie potrzebował tylu kalorii co zwykle. Gdy więc złożył zamówienie, bracia spojrzeli na niego zaskoczeni.

– Źle się czujesz? – zapytał Merrick.

– Jeśli chcę kiedyś przejść na emeryturę, muszę nauczyć się jeść jak normalny człowiek – odparł, badając grunt. Sporo myślał o zakończeniu kariery, ale do tej pory z nikim o tym nie rozmawiał.

– Daj spokój, nie jesteś jeszcze gotowy na emeryturę – ofuknął go Fox.

– Co byś z sobą robił? – Jack potrząsnął głową.

Soren nie miał pojęcia.

– Masz za dużo potencjału, żeby już zrezygnować z pływania – dorzucił Merrick.

Ponieważ nikt nie potraktował jego słów poważnie, szybko zmienili temat. Soren westchnął. Był sawsze skryty i nie przyznał się, że robi sobie przerwę, aby przemyśleć, czy chce dalej pływać. Tylko jego trenerka i menedżerka wiedzieli, że rozważał zakończenie kariery, dopóki był na szczycie.

W 2012 roku zdobył tylko jeden medal na Igrzyskach, lecz cztery lata później zdetronizował konkurencję, zdobywając trzy złota. Po podwojeniu dorobku medali i ustanowieniu dwóch nowych rekordów świata w 2021 roku na Olimpiadzie w Tokio zaczął się zastanawiać, czy nie pora odpuścić. Coraz trudniej było mu utrzymać formę. Obawiał się, że pływanie wyczynowe nie jest już dla niego. Może pora zaakceptować, że jego dni chwały dobiegają końca?

Problem polegał jednak na tym, że nie miał pojęcia, co dalej. Pływanie stanowiło jego cały świat. Gdy nie pływał, ćwiczył na siłowni albo spał. Tu i ówdzie przytrafiła mu się krótka sesja namiętności z innymi zawodniczkami, ale one również traktowały wspólne chwile jako sposób na odreagowanie między treningami.

Jeśli naprawdę chce zrezygnować ze sportu, musi mieć jakiś plan – potrzebował nowego projektu, w który mógłby się zaangażować. Wiedział, że bracia na pewno znaleźliby dla niego miejsce w swoich dochodowych przedsiębiorstwach, ale nie chciał iść na skróty. Jak babcia, lubił zapracować na swoje.

Żałował, że nie potrafił porozmawiać o tym z najbliższymi. Zwykle pogrążony w myślach, rzadko się odzywał – a szczególnie gdy chodziło o poważne sprawy. Intymność emocjonalna go przerażała. Dlatego właśnie koledzy z drużyny nazywali go Człowiekiem z Lodu. Był chłodny i niedostępny. Przez te wszystkie lata tylko jedna osoba spoza rodziny zdołała dostać się pod jego skorupę…

Jack zerknął na zegarek.

– Spieszysz się gdzieś? – zapytał Fox.

– Za dwadzieścia minut w sali Cairanne rozpocznie się ślub Stone i Connella – wyjaśnił Jack. – Prasa już nazwała uroczystość weselem roku. Muszę zadbać o detale.

W ich hotelu małżeństwa zawierała śmietanka towarzyska Nowego Jorku.

Chwileczkę, czy Jack powiedział Stone? Soren zmarszczył brwi.

– Mówisz o Eliot Stone, tej supermodelce?

– Aha. Wychodzi za DeShawna Connella, producenta muzycznego – potwierdził Fox.

Eliot wychodzi za mąż? Do diabła! To nie może być prawda. Soren oparł się o tył fotela, nagle zdyszany jak po treningu. Skąd ta reakcja? Przecież to już osiem lat temu pożegnał się z nią na lotnisku w Paryżu – po trzech dniach wypełnionych morską bryzą, słońcem i wspaniałym seksem – a potem, z konieczności, wyrzucił ją z pamięci.

Od tamtej pory nie zamienił z Eliot słowa, więc dlaczego smuci się, że wychodzi za mąż? A jednak. Tylko ona jedna potrafiła do niego dotrzeć… Czy to nie dlatego wyrzucił ją ze swojego życia? Bo jako jedyna kobieta byłaby w stanie odciągnąć jego uwagę od sportu i medali?

– Musimy porozmawiać o Avangeline – oznajmił nagle Fox. – Martwię się o nią.

To natychmiast sprowadziło Sorena na ziemię.

– Odmawia spisania testamentu – dodał Jack.

Soren westchnął, żałując braci. To Malcolm wymyślił, że powinni odbudować sieć restauracji, którą Avangeline sprzedała, gdy wzięła ich pod opiekę – a także oddała chłopcom hotel i pożyczyła pieniądze na rozkręcenie biznesu. Teraz miała w ich firmie konto kredytowe, udziały i pozycję zarządcy. Wsparła również Merricka, gdy zakładał swój obecnie dochodowy biznes ze zdrową żywnością. Wszystkim zależało więc, by babcia spisała testament. Bez jasnych instrukcji ich działalność znalazłaby się pod ostrzałem prawników.

– Przecież dobrze wie, jakie to ważne – mruknął Jack.

– To nie wszystko – wtrącił Merrick. Pod wpływem lęku w jego oczach włoski na karku stanęły Soprenowi dęba. Wyczuł, że następne słowa brata będą miały ogromny wpływ na dalsze losy rodziny.

– Jakiś czas temu rozmawiałem z mamą. Podobno Avangeline ma teraz gościa. Kobietę, która dostała wątrobę Malcolma. Obawiam się, że ta cała Alyson Garwood próbuje wyłudzić od babci forsę.

Dostrzegłszy niepokój w oczach Merricka, Soren zmarszczył brwi. Spośród ich czwórki Fox był wulkanem energii; Jack – mediatorem, twarzą Grantham International, a on sam – introwertykiem. Merrick, szczególnie po śmierci Malcolma, wziął na siebie rolę obrońcy, który zasłoniłby braćmi własnym ciałem.

– Co jeszcze ukrywasz, Merrick? – zapytał Soren.

Merrick przejechał dłonią po brodzie, wyraźnie przejęty.

– Osobiście uważam, że to nieprawda, ale ta kobieta twierdzi… - Zamikł.

– No? – nie wytrzymał Fox.

Merrick potrząsnął głową.

– Lepiej będzie, jak sama ci powie. W końcu chodzi o twojego brata.

Fox obrzucił go gniewnym spojrzeniem.

– Daj spokój. Malcolm był bratem nas wszystkich.

Smutek w oczach Merricka mieszał się z wdzięcznością.

– W każdym innym wypadku bym się z tobą zgodził, ale to skomplikowane.

– Skoro Merrick jest taki tajemniczy, któryś z nas musi pojechać do Calcott Manor – oznajmił Fox ponuro.

– Nie możemy. Rano mamy posiedzenie zarządu – przypomniał Jack.

– W niedzielę?

– To jedyny termin, który wszystkim pasował.

– Jack, ty albo Fox musicie pojechać do babci – upierał się Merrick.

Najwyraźniej zapomnieli, że Soren ma teraz przerwę. I tak planował odwiedzić Calcott Manor.

– Ja pojadę. Porozmawiam z tą kobietą i dowiem się, czym tak nastraszyła Merricka – odezwał się Soren, przewracając oczami. – I spróbuję przekonać naszą upartą babcię, żeby spisała testament.

Bracia odetchnęli z ulgą, a on ucieszył się, że może pomóc. Choć trzymał się z dala od rodzinnego biznesu, zawsze służył braciom oparciem.

Gdyby mógł, poruszyłby dla nich niebo i ziemię. Zrobiłby to zresztą nawet, gdyby nie mógł. Akurat uporu i determinacji nigdy mu nie brakowało, pomyślał, zabierając się za ravioli z homarem i krewetkami. Porażka nie leżała w jego naturze, dlatego był pewien, że uda mu się dotrzeć do sedna sprawy w Calcott Manor.

Gdy wziął do ust pierwszy kęs potrawy, w hotelu rozpętało się piekło.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: Just a Little Jilted

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2023

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2023 by Joss Wood

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-553-5

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek