Niezidentyfikowanie - Samuel Serwata - ebook

Niezidentyfikowanie ebook

Samuel Serwata

0,0

Opis

Niezidentyfikowany obiekt, budynek, przedmiot, gatunek. Niezidentyfikowana płeć, mapa. Niezidentyfikowane miejsce, ciało. Przedmiot, który jest miejscem. Miejsce będące postacią. Postać, która jest w przedmiocie. Przedmiot zawierający miejsce. W miejscu tym, zawiera się postać, a ona ma przedmiot. O postaciach, o przedmiocie, i o miejscu. Kimś innym, nieznanym, obcym. W obrazie i słowie. W przyszłości przeszłości i teraz. W dialogu poezji opowieść — książka przeznaczona dla osób pełnoletnich

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 187

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Samuel Serwata

Niezidentyfikowanie

© Samuel Serwata, 2023

Niezidentyfikowany obiekt, budynek, przedmiot, gatunek. Niezidentyfikowana płeć, mapa. Niezidentyfikowane miejsce, ciało.

Przedmiot, który jest miejscem. Miejsce będące postacią. Postać, która jest w przedmiocie. Przedmiot zawierający miejsce. W miejscu tym, zawiera się postać, a ona ma przedmiot. O postaciach, o przedmiocie, i o miejscu. Kimś innym, nieznanym, obcym. W obrazie i słowie. W przyszłości przeszłości i teraz. W dialogu poezji opowieść — książka przeznaczona dla osób pełnoletnich

ISBN 978-83-8351-119-1

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

„Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby niebo, nie spadło nam na głowy.” — Panoramiks

Definicja ‹łac. definitio „określenie’› książki. «określenie znaczenia pojęcia lub wyrażenia, sprowadzające się zwykle do sprecyzowania jego treści i zorientowania w jego zakresie, co ułatwia właściwe posługiwanie się wyrazem» log. Definicja klasyczna «określenie pojęcia przez wymienienie cech identyfikujących i różniących — Wikipedia

Uwaga: ta powieść może zawierać fragmentami treści nieodpowiednie dla niektórych czytelników. Niniejsza książka jest w całości fikcją literacką.

Dla mojej Pyszotki,

Kariny Kadróg,

i jej rodziców Iwony i Marcina.

Część 1. Dzikie Węże

Dla Ludzi bez wyobraźni

Obraz 0

Obraz, którego nie ma. Obraz, który zniknął, i nie wiadomo jak wygląda. Obraz zerowy. Zerowa widoczność. Ekran zgaszony.

Obraz 1

Zakamuflowany profesjonalnie w śniegu bałwan, wypatrywał płynącego na krze pingwina albinosa, nieświadomi obaj zarówno siebie nawzajem, jak też tego, iż obserwuje ich arktyczny kameleon, gdzieś podczas epoki lodowcowej. Sfotografowanej przypadkiem przez małżeństwo, w pamiątce z wakacji, ostatniego lata.

Obraz 2

Oślepieni rozbłyskiem słońca, w kokpicie w kosmosie, w czarnych okularach, co po mimo ich, już nigdy nie będą widzieć.

Obraz 3

Sekcja zwłok przy zgaszonym świetle, przeprowadzona została przez dwóch czarnych ślepców w białych kitlach.

Obraz 4

Czarna dziura w ciemnym tunelu metra, a w nim ukryty kucał czarnoskóry, co w uśmiechu ukazując czarne zęby, i białe lśniące w ciemności oczy, odwracać próbował tym gestem uwagę od jego czarnej, srającej dupy.

Obraz 5

Negatyw czarno białych zdjęć, negatywnie oceniał Czarny Charakter, siedząc w czerwieni swojej ciemni, w piwnicy w środku bezksiężycowej nocy. Obrazując na zdjęciach szarą rzeczywistość.

Obraz 6

Obraz czystej kartki do zarysowania i opisana w treści, co zmieści owoc jaźni, skupionej wyobraźni. Dla ludzi bez niej. Przeklęty kościół złowieszczych sióstr.

Obraz 7

Pożar w piekle. Szatan błędnie. I oślepnie zaraz, czerwony jakby miał w białą gorączkę popaść. Oślepiony emocji nerwami, oświetlony czarnym światłem.

Obraz 8

Striptizerka ściągała seksowną, czerwoną bieliznę, co śnieżno blada w ciemnym klubie, bujała białe nasię, pomimo jej okresu, dopietej ściśle czerwonymi ustami.

Obraz 9

Bezbarwne szkło i wody też przeźroczystej zimny smak, nie widział ślepiec w gorący, jasny, letni dzień.

Obraz 10

Zielony ludzik pokazuje by iść, a czerwony żeby się zatrzymać. Na białych pasach, na ulicy czarnego asfaltu. I jedni i drudzy czekali na znak. Na żółte światło.

Obraz 11

Pechowy projektor, co na białej jak gacie macie, o czerwonym zmierzchu, miał noc rozświetlić w zgaszonej sali kina, by obejrzeć premierę czarno-białego filmu.

Obraz 12

Jeśli ktoś uważa, że jestem beztalenciem, prowokującym ludzi, tą książkową zbrodnią. To niech spróbuje zrozumieć, że opisałem obraz w tak precyzyjny sposób, że patrząc na czarny tytuł na białej kartce, zaczyna zamieniać się w obraz. Dlatego też dedykuję to ludziom bez wyobraźni.

Obraz 13

Zawsze chciałem stworzyć dzieło, o bardzo długich tytułach, opisujących obraz, film, zdjęcie, muzykę, komiks itd. Krótkie tytuły muszą być precyzyjne. I nadają jedynie złudzenie tego, co w poezji treści opowieści, będą się zawierać sceny.

Obraz 14

Pod rozświetlonymi słońcem, przeprowadzały najazd, rozświetlone statki obcych. Próbując oślepić ludzkie Istoty, wprowadzając ich w ciemność. Lecz ci, w kontrataku rozstawili mur luster, co na przeciw nim, skupiony był w płonących płomieniach.

Obraz 15

W synestezji tkwił, muzycznego transu, daltonista. Sparaliżowany był on, i tkwił bez przyjemności erekcji, czy bólu dotyku, cierpienia umysłu. Na słuchawkach pejzaże kosmosu widowiskowego koncertu rockowej opery. Co grała do filmu w teatrze puszczonym.

Obraz 16

Czarny samochód, na pasach skrzyżowania utkwił, w kolizji zderzenia, uderzając w ciężarówkę z pluszowymi misiami, szaboniarką, i brocząc w kałuży krwi, pod którą oponą tkwiła rozjechana głowa, sprawcy tego zdarzenia.

Obraz 17

Skrzypiąca podłoga. Kapanie wody z kranu. Ostrzony nóż. Szuranie styropianu. Drapanie tablicy. Szelest opakowań płatków. Uderzające butelki. Lizanie drewnianych łyżeczek. Trzaskające drzwi. Zgrzytanie zębów.

Obraz 18

Okładka najmądrzejszej książki świata, która zawiera w sobie stron pustych stron, pozbawionych tekstu, jakiego nie można skrytykować. Bo autor jest najgłupszym pisarzem świata.

Obraz 19

Trójkąt trzech beznogich lesbijek, w pozycjach skróconego V. A na ich przeciwko, jest trzech gejów bez kości, uformowanych, jeden za drugim w stonogę. Pomiędzy nimi jest trans ze wzwodem i ogromnymi piersiami, co to wszystko kameruje.

Obraz 20

Czy ktoś mi mógłby powiedzieć, kim jest ten dziwny gość, na tym zdjęciu? Nie przypominam sobie go. Poza tym, widzicie to? To jakaś maska, czy jego twarz? A jeśli tak, to dlaczego jest ona do góry nogami?!

Obraz 21

Dla tych, co potrafią śnić. Dla Ludzi bez kości. Dla Tych, co nie wiedzą kim są. Dla Tych, co stracili sens życia: Tajemnica Vargi. Wampirzycy, przedstawiającą rożnych warg sromowych wilgotnych historii.

Obraz 22

Męska prostytutka która nie jest gejem. Diler który nie bierze narkotyków. Adwokat wierzący że jego praca jest zła. Niewierzący ksiądz. Sędzia, który nie wierzy w swoje decyzje. Matka która nienawidzi swojego dziecka.

Obraz 23

Ku klux klan odgrywa na bongosach indiańską pieśń wojenną. Żeby niemożliwe stało się możliwe, na to potrzeba wyjątkowego idioty. Złe geny sprawiają, że będzie ich jeszcze więcej. I tak też śpiewają.

Obraz 24

Z wybałuszonymi oczami, po rozbłysku światła niewidzianego przez miesią, będąc w ciemnej izolatce. Wyglądające, jak sadzone jajka, co z orbity wystrzeliwując, wraz z dymem z nosa, smak trzymanej w ustach szczoteczki, w reklamie pasty do zębów, jaka wytworzyła taki efekt, co w niewiedzy tych, co kręcą, ani też tej aktorki, co zastygła w owej pozie, zamierając dosłownie na śmierć.

Obraz 25

Czarny ścienny zegar, wiszący na białej pomalowanej ścianie, ukradł niewidzialny i bezdźwięczny człowiek. Ukradł go wielkiemu Yeti, ubrany w biały smoking, czekający przed oknem, patrzącego na poszukujących na ryżowym polu, ukrytej białej skrzynki. Gdy on uciekał, przez oszklone drzwi.

Obraz 26

Historia o kolesiu którego penis i mózg opuszcza z ciała. Dalsze losy, gdy mózg odnalazł penisa. I wtedy razem szukają cipki. Znajdują jedną i szukają następnej. A gdy już znajdują, tym razem jest coś nie tak. I cipką okazuję się być właściciel mózgu i fiuta. Tylko, że teraz miał cipkę i cycki. Ona rozum odzyskała, bo mogła używać znów mózgu. I zastanawiając się, co ma zrobić z kutasem, zamiast wyrzucić, zaczęła używać. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Obraz 27

Świąteczna powieść o ślepym świętym Mikołaju, co dowcip z brodą opowiedział o tym, jak mu kiedyś na Wigilię, Bałwan ze śniegu, podrzucił do kieszeni, wyschnięte białe psie gówno, mówiąc że to orzechy. — To była mądrzejsza bajka, niż wszystkie bajki dla najmłodszych.

Obraz 28

Z czerni pustki ciemności nicości. Do jasności wielkiego wybuchu wieczności. Przeciwieństwem czerni ciemności pustki nicości, bieli jasności nieskończoności bytu. Spostrzeżone zostalo w rozpływającym się mleczku w kawie, jak chmury na bezgwiezdnym, nocnym niebie. Czytając Czarny scenariusz, zapisał się na czarnych kartach historii.

Obraz 29

Wioska we mgle, podczas śnieżycy, mieściła tylko jednego, ostatniego mieszkańca. Plaga białych robaków, zmiotła czystą niewinność. Którą na kartce opisywał, wyblakłym tuszem, dzieje, co doprowadziły to miasto do wymarcia, będąc ostatnim jego mieszkańcem, o którego odkryją po serce lat.

Obraz 30.

Jeden z tuzina obrazów wystawy artysty, na których dwunastu płótnach, a każdy inną farbą i techniką skończony, uwiecznił dwanaście różnych rodzajów stolca, obrazowując gówna w galerii i tych, co chcą je oglądać, i rozważać, czy są dobre czy złe. Ale gówno, to tylko gówno.

Obraz 31

Nastał nowego dnia początek historii, świtem kurtyny wzniesiona, więc możecie zgasić już światła. Bo spektakl trwać będzie, od teraz do zmierzchu tej opowieści, co streści wieści, co o nocy zmieści, całość jej mieści, treść na spisie treści, napisów końcowych. Na których można już zapalić światła.

Obraz 32

Obraz miał ten, tak zwaną podłe znacznie i złą sławę, był już legendą, za pierwszą odsłoną, gdy po raz pierwszy, malarz go pokazał publicznie, a zaraz potem, autor zmarł nagle, a obraz zaginął. Od tamtej pory, jest to legenda, co prawda prawdziwa w zdarzeniu historii, okryła chęcią znalezienia go, lub chociaż dowiedzenia się faktu o tym, co się z nim stało. I przez przypadek, ktoś go odnalazł, lecz był on, przez kogoś, zamalowany, ukryty pod warstwą białej farby.

Obraz 33

Człowiek, co cieniem był, ukrywał się w słońcu. Widmową postacią był, co snuł się jak duch. I wyzionął ducha gdzieś, w nieoznaczonym miejscu, nieznany nikomu był za życia i po śmierci. Lecz pewny tego kim jest, powrócił jako duch, co dusza zmaterializować się, była w stanie. I duch ten mieszkańców przepędził, tworząc swój dom. Którego nie miał jak żył, a teraz ma miasto całe, co stało się widmowym miastem, w którym nikt nie żył. I w końcu i miasto, zniknęło zupełnie. Widmem, jak fatamorgany był iluzji mirażem. Widzianym w różnych miejscach, na granicy światów, tkwiąc pomiędzy życiem a śmiercią.

Obraz 34

Zrobiłem to tylko dlatego, że uważam, iż bezpłatne fragmenty moich książek, są zbyt obszerne. Więc stworzyłem To! Plagiat Palpitacji Szczęki i remake Ogrodów Nieurodzaju, z własnej twórczości, w nowej odsłonie ostatecznej wersji. Wystawa obrazów „Dzikie Węże” objechała galerie i muzea, na całym świecie. Wprowadzając bunt wśród artystów, widzących białe płótna, z różnymi przypisami. – Jest to jeden z 69 elementów Niezidentyfikowanych.

Obraz 35

Kuku na muniu. Szacher macher. Dziadmdziaramdzia. Fiu w bździu. Fiksum dyrdum. Śrubki niedokręcone. Nierówno pod sufitem. Mambo Jambo. Chuje muje. Dzikie Węże.

Część 2. Niezidentyfikowania

#1. Wszczuch

Niezidentyfikowany obiekt niepostrzeżenie napotkany został przez wzrok grupki nieznanych osobistości. Niezidentyfikowani, podążali pod nocnym bezksiężycowym niebem. Niezidentyfikowane dźwięki wokół nich, targały nieznaną lękiem tonu trwogą, pochłaniając pachnidłami pachnących potomków ocalonych. Uciekinierów uderzyła woń nowych roślin, zmutowanych, przez rozpylony gaz, przez niezidentyfikowanych obcych. Kwiaty pochłaniały tylko zapachy. Inne, między innymi z miejsca, z jakiego uciekali, rosły odmienne gatunki. Mięsożerne, pożerające ludzi, idące na korzeniach wsparte. Dzięki nim się przemieszczały, tak cały dzień. Jednak nocą w ziemi zakopać się musiały, w snu opowieści treści poufnej zakazanej, zakaźnej i zgubnej. Sprawa niedoręczona, bo niedokończona. W nieznanego przeznaczenia pochodzenia, znanej lepiej pod tytułem: Niezidentyfikowanie.

Defibrylacji uległy w wypadku, wytartych dżinsach na szlaku przetartym, przedostał się nieznajomy ktoś. Druzgocząco szamotał się w szamotaninie świadomości wewnątrz snu. Ostani z ocalonych oczyszczeni z krwi wypróżnieni. Tylko on, dość, że nikt, nikogo i znikąd, to w dodatku stracił pamięć. To był ten, co to gdyby zmarł, to na nagrobku napisaliby mu, że nieznany jest z nazwiska, i popdpisany Nihil Novi.

I wypadkiem wtargnęła bezpośrednio do adresata. I tak jest to tylko potwierdzenie, skierowanie ostatnie, ostatecznie będącymi nowym rodzajem przekierowania wiadomości. I nie ma problemu, ani też z tego powodu licznych błędów bezpieczeństwa państwa lub nawołujących do nienawiści i porządku losu szachownicy czasu.

I do koszyka dodaj komentarz tego owego opisu dodanego dzisiaj do wpisu. I tak w przestrzeni trójwymiarowej na pewno nikogo nie było dla nikogo. W nieobecnej otchłani nicości nikomu nieznani nieznajomi, anonimowo wybrali najbardziej w niczym niczego nie potrafiący, nikim będąc, i nic nowego nie wnoszący ten, co to po śmierci, nikomu nieznany i dowodu nie posiadający NN.

Zgrzyty głowy telepanie, napełnionej do niej rodem z trwogi, co to trwoni, jak i depcze wszystko, co do nogi. Bolące w jakiej to nic po i jak i, że to żeton trwoni to, co niby w toni tafli sen wspomoże. Być to może prawdy prawdopodobnie partner w parku na parkingu przestawia swój automobil. W niezadowolenie.

I nie podoba mi się sposób w jaki to do mnie mówi. Jakim tonem mi to sluchać tego, co nie lubi. Co jej jest i gdzie zawzięte czubi, bo to są zawzięte czuby i ich próby, co aby u nich być i ubywając tekstowym zlepkiem złośliwym zamieszaniem, skorzystać najlepiej w najlepszą w nauce języka podstawową teorii muzyki, lekiem na lęku lekcjach, co przez i na nich się rozchodzi, czyli ona. Lekcja ciszy.

Niezidentyfikowany obiekt, budynek, przedmiot, gatunek. Niezidentyfikowana płeć, mapa. Niezidentyfikowane miejsce, ciało.

Przedmiot, który jest miejscem. Miejsce będące postacią. Postać, która jest w przedmiocie. Przedmiot zawierający miejsce. W miejscu tym, zawiera się postać, a ona ma przedmiot. O postaciach, o przedmiocie, I o miejscu. Kimś innym, nieznanym, obcym. W obrazie, słowie i dźwięku. W przyszłości przeszłości i teraz. W dialogu poezji opowieści…

#2. Ulica Linii Życia

Jedna z linii życia. Trwała w uliczkach zamętu i zagubienia. Rozpoczynała się tam, gdzie wędrowała w nieznane. Prowadząc nieznajomego, co zagubionym turystą będąc, nieznanego pochodzenia był. Nie potrafiącego odnaleźć, nie tylko drogi do celu, ile drogi jakiejkolwiek, co pokrywałaby się z mapą.

Kolejne życia linie, przerwane myślenia skupienia przez głosy, co krzyżówki pasów przejścia, dobiegały w głosach rozmowy dwóch osób. Odbite echem, od pustych miejsc noclegowych. W pokojach bez TV, i oknach, co otworzyć się nie dawały, w zakazie hotelarskiej polityczności.

— To nie żadna wiedźma. To jego stara była. — Mówił jeden, wyjaśniajac drugiemu, kluczowej sceny zdarzenia niuansów niezrozumienia, w akcji prędkiej zwieńczenia.

— Złośliwy typ, perfidnego rodzaju. Z gatunku cwaniaczka, o zakazanej, szpetnej mordzie. Musiał mieć powodów pełno, by tego rodzaju wyczynów licznych, sposoby bestialskie, wobec kogokolwiek, wdrożyć w zycia urozmaicenie. Pomyśl tylko, że w takim miejscu jak to, może się czaić nieznajomy w cieniu. I tylko czekać na to, by cię rozjechać samochodem. Tutaj podobne zdarzenie mogłoby zrazić w strachu przyszłe pokolenia. Pomimo, iż tutaj jest miasto miauczących krów. Więc, nie ważne gdzie jesteś. Pewnego dnia usłyszysz, choćbyś nie chciał. Coś, co dotyczy twojego miasta. Nie ma reguły na to gdzie i kiedy, bo zawsze i wszędzie, kiedy słyszysz ogłuszający dźwięk, gdy ktoś trzaska drzwiami, w ten sposób przypomina ten gest o tym, że wszędzie mieszka bydło. Ty zaś tkwić będziesz w uliczkach, co nigdy nie widziały dnia.

— Więc wszystko przez jego matkę, która znęcała się nad nim od niemowlaka?

Lecz kolejnej odpowiedzi nie usłyszał już anonimowy obserwator, siedzący przy oknie. Skupił on swój wzrok, na zagubionym turyście, podążającym w sobie tylko nieznanym kierunku jazdy. Linie kolejowe ścinając w chwilowej przerwie dla przechodnia.

— Szkoda, że nie wiem, dlaczego to robił, i kim była matka.

— Noś zawsze swoje oko przy sobie. Do

— Tak się zebrało to, co się miało. Dawniej to ludzie nawet do gówna mieli szacunek, dzisiaj pozostały jedynie gówna.

— Za duża ilość gówna w końcu każdego dupę rozerwie. Nieważne, jak wielkiego bananowca.

— Są takie rzeczy na świecie, że nawet Bóg nic o nich nie wie.

— A ty skąd o tym wiesz?

— Bo poznałem takiego, co to wie.

— A niby, że skąd?

— Bo tylko on to wie i nikt inny, i o tym też także wie, jak to było przez kogo, po co i dlaczego.

— I co powiedział, że co i kto, i że ty o tym wiesz?

— Nie wiem, bo mi powiedział, że mi nie powie, a jeśli to zrobi, to zrobi to tak, że mnie i tego, co to też wie, nie wiedzieć będzie nikt, o tym co ze mną jest. O czym to powiedzieć, i napisać nie będę mógł nikomu. Bo wtedy zamilknę na wieki, gdy po mnie przyszedłby niemy, nieznajomy nikomu, próbując odebrać mi słowo, co mowę by mi, wraz z gardłem ucięło.

— I teraz to mówisz? Trzeba było mnie uprzedzić o tym, bo wolałbym nie wiedzieć więcej o tym że nic. Ale zaraz, ostatecznie to sam nie wiesz?

— W zasadzie to nic ci jeszcze nie powiedziałem konkretnego.

— Nie szkodzi, samo myślenie o tym, co powiedziałeś, przyprawia mnie o lęki.

Rozpędzający się wirnik wprawiający w wibrację, niby startującej rakiety, co w pustym stała kiblu. W procesie, co przedostatnim był pralki, aż do końca był obcego poznanego przetrwania czasu, w 3 minutach i 7 sekundach.

— Teraz wiem, kto cały czas nakręcał te tematy lotów w kosmos. Piorąc mój mózg.

— Niezły z niego nakręcacz, ale i z ciebie dobry demaskator.

#3. Uszkodzone kartki

Na sali porodowej, rodząca matka, zamiast noworodka, narodziła ciemną księgę w twardej oprawie. Żyła, oddychała, miarowo, a w jej wnętrzu, wyłożone kartki były z mięsa. Opleciona była żyłami pulsującymi na żywej ciepłej skórze. Kartki zaś, nie były zapełnione słowem, ano niczym innym. Te wymagały doświadczenia w pojęciu, jakiego jeszcze nie nabyło. Dopiero zrodzone, miało bezkształtne pojęcie o tym, co się działo w obecnej chwili, a jeszcze bardziej niepojęte były wszystkie jej dotychczasowe wspomnienia, z których większość z nich były pół snem, a na wpół marzeniami jej rodzicielki.

Nie lubię dźwięków ich wyrywania, rozerwanych odgłosów, pomylonych kartek z zeszytu. Uszkodzone kartki rozrzucone były w panicznym powietrzu rozdmuchania.

W pozostałościach powyginanego czasu, wysuszonego parku, co stale odbita odgłosami była, przyjeżdżającymi pojazdami. W wymarzonej w swej bytności niewygodzie sposobności wymuszonej, przez jakiś banału maniakalnym zawzięciu.

No i ptaki chaotycznie rozleciały się, jakby w grupie, ale każdy w innym kierunku. By i po co w ogóle w te grupy na niebie się składały, skoro każdy z ptaków leciał załatwić swoje osobiste sprawy. No, ale to musi być pewnie ostateczny jakiś ich wspólny cel, nie tylko żeby sobie pogadać, bo raczej pogoda nie jest odpowiednia, żeby pójść na odkryty basen. Nie lubię kukułek, bo te jak już mają jaja, to wówczas to, co wysiedziały, podrzucają je innym ptakom, i sobie uciekają, ale nie do ciepłych krajów, bo jeszcze nie pora na to. Bo kukułki żyją w lesie, a w nim tylko półki to one, jak nie wysiadują tych jajek, to mają dużo wolnego czasu, i w ten czas ukryte, robią w tajemnicy cukierki.

Jeśli ktoś ci mówi, że coś jest nienormalne, i powinno się robić to tak, jak wszyscy, mówiąc, że ten kłamie, nie potrafiąc tego zrobić lub wymyślić, nienormalnym jego to naznaczając, bo jasne to jest, że nie każdy chcę i robi to, co inni. Nawet jeśli, to chcę inaczej. Lecz, jeśli ty też tak, jak on sam myślisz, to się schowaj i nie pokazuj, w tłumie reszty we mgle, na rozmytym pejzażu tle, nie tchnie tlenu tknięty trendem trupa tren.

Przed przerwą.

Trwały w trwałości trwającego trwania nagrania. Trwało ponowne zaprogramowanie. Do dyspozycji oddajemy pokoje gościnne pod względem wielkości jakości wykonania licznych sposobów samotności, względnej ułomności, przypadków nieprzerwanych trywialności.

Po przerwie.

Po włączeniu zapłonu, i zainteresowaniu problematyki, co nie tylko w nieznanym kierunku jazdy dążyło. Oprogramowanie poczęło w końcu wytrząsać formę inspirującej infrastruktury technicznej. Autonomicznie budować system nagi restartując, dokonywać i wykonywać ćwiczenia praktyczne rozpoczęło bezrozumnie. W tym czasie produkt osiągnął najniższą cenę bytności, jaka w nieznane dotąd konsekwencje, odmawiały jego pertraktacji. Tłumacząc to, nie jakby samo przez się, ile w dobrze sytuowaną powierzchowność, jak się okazało w końcu.

Trójka obserwowała swoje odbicie podgladając swoje przeciwnieństwa, w hazardowej nadrealności. Stłoczyli swoje właściwości w nieba nocnej niewykrywalności.

— Myślcie, że tamci trzej zrobią dokładnie we wszystkim wszystko to, co my byśmy w ich sytuacji, zdołać się nie zrobili?

— Wydają się bardzo dobrze znać obiekt badań, choć w fałszywości, przyrodni stan hazardzisty.

Plakietka uwypukliła się na siatkówce oka. Oprzyrządowanie podpięte do mózgu, czekało na zainstalowanie nowych dyrektyw działania, aż do wyczerpania. Trwającego całą dobę.

Aż do tego stania czuwania oczekiwania. Stanu oczekiwania stanu wewnątrzmózgowego, indukcyjnego pojedniania. W systemie automatycznego realizmu, zaaplikowania we tróke, podlecieli bliżej, bo juz nie chcieli widzieć tego, bo to to nie dawało im jakiejkowleiwk informacji le dane zasłyszane infradźwiękiem czystyczch myśli siecią indywidualną było nagabywaniem. W pozach nasłuchującej jakości wydrążonych, przebytymi jakościami, próbowali wyczuć rytmu tlący się natarczywie jad sensacyjnego rytmu nieroozpoznawalności. Poznawali go tak, jak poznaje się przegranego gracza.

— Przecież jestem w miejscu nieutralnym, od którego się wszystko zaczęło. Chciałem odpocząć i wiesz dobrze, że tutaj odkrywam się zupełnie.

— Mysłałem, że wyjdziemy zobaczyć dzień skryty w ciemności. Na bocznej drodze czy scenie, przed światłość wieloznaczności, co zabrać była to, co niepotrzebne wziąłem w noc jeszcze w trwaniu swym tlącym, a sklepóww jarzmo otwartości niechybną się zamknięciu zwierzęczości w swym świeltle osobliście się samotnie tlił.

— BWpisany na pierwszych z kart był, ściśle tajny dokument, zawierający plan sabotażu terrorysty, jaki dokonany w akcie ataku, przeprowadzonego przez niego. Posiadany przez podsłuchującego prześladowcę obiekt, spiralny sierp, co był obrotowym orężem. Ciął głęboko, wewnątrz psyche, zostawiając blizny zarówno na niej, jak również na somie. Co połykana, w wybrzuszonej paranoidalnej manii psychotycznej osobowości, pozbawionej tożsamości, identyfikacji osobliwości.

#4. Melas, czyli fart nowicjusza

Zatańczył Poloneza spaghetti bolognese, zdaniem jakim jest, jak rodzime drugie danie, czy jak narodowe obiady typu pierogi ruskie popite barszczem ukraińskim. Albo zostały zjedzone wszystkie. Niech sobie kupi, jeżeli przy szampanie, co będą pili, kupowali tak, jak każdy, co go kiedyś, lub coś dostałał cokolwiek, w ogóle kiedykolwiek w życiu, lub musiał kupić, na jakąkolwiek imprezę w ogóle. W tym roku nikt nie daje prezentów na gwiazdkę czy sylwestra, bo każdy to z komornikiem oblewa swoją recydywę, albo wyjście z poprawczaka. Albo godzinę policyjną, czy imieniny, zielone Świątki, wielką orkiestrę i cierpliwość w sumie. I nie tylko, bo to psychicznie psychiatra kupił mi domek dla lalek. I powiedział, że nie ma potrzeby dalej tu być, że my pana nie potrzebujemy, a kaftan może pan wziąć do domu.

— A co chciałaś narysować?

— Ile co ci wychodzi. To ci się wynagrodzi. Bo co cię to obchodzi, gdy człowiek sam sobie szkodzi, a to mu płazem uchodzi tak, jak rybom po powodzi, bo i co z tego zostało, dzisiaj nie zrobiłam tego, co to się dziś narysowało, i zareagowało napisało i wysyłało, obejrzało i im wysrało.

— A co jeśli okażę się, że ta kaczka dziwaczka, zostanie podana na stół?

— Wtem będzie to niezła temu to sraczka.

— Otrzymana, przez złego ducha neuromanty, przepowiednia, co doprowadziła go do cerebracji apostazji celibacji.

Jezioro brzydkich kaczątek, pełnych dumnych, narcystycznych pawów, matrialistycznych zboczonych pozerów, o jakich się nie myslą już nawet podczas stypy.

Nowe miejsce. Badania laboratoryjne, punkt pobrań, niepubliczny zakład opieki pierwotnej. Zaraz obok mieści się myjnia bezdomnych.

— Dobra, bo przecież to jest… Tam kolejka jest…

— Jak kolejka jest, to nawet nie idź…

Zachowaj odstęp. Ciężarówkę poniósł asfalt. Ptaki gwiżdżą na staruchy. Zamaskowany idzie z przenośną lodówką, w której trzyma organy na przeszczep. Mijając starego dziada na dwóch kulach, co wszedł i zamknął za sobą drzwi, wypuszczając kolejnego starego dziada, którego rower czekał na niego. Pisklę gołębia, zatrzymywało wentylator zewnętrzny klimatyzacji. Prowadzą najebanego menela o ksywie Melas, te kumple to kundle psy, prowadzącego, do monopolowego w zaułku, prawdopodobnie. Śmieci zmieszane wysypuje, socjalny pracownik kliniki zdrowia psychicznego, telepiącego się, jak naczepa ciężarówki, za którą pedałuje rower, na którym siedzi, stary, łysy, gruby dziad. Kobieta ciągnąca pusty plastikowy śmietnik na wózku, odeszła w drugą stronę ulicy, trzymając w nim, i jadąc, zabierając to, co dał jej łysy dziadek gruby na rowerze, w spotkaniu potajemnym, parę sekund temu, gdy stałem plecami. I nie widziałem, bo cała akcja w śmietniku się odgrywała. A namolny, ćwierkający, jazgoczący ptak, był gorszy niż dzwonków alarmy produkcji błędu postoju opóźnienia sekundowej chwili wytchnienia. Co po całym tygodniu słuchania tego, kilka razy na godzinę, przez osiem godzin, powodował, że gdy weekend przyszedł, i się chciało odpocząć przy choćby „Siedmiu Samurajów”, to gdy tylko ten gong pierdolnął, na początku filmu, to człowiek myślał, że znowu w pracy jest.

I dalej w drogę ruszył, tak jak kierowcy ciężarówek. Co w jedną i drugą stronę zapierdalają, mijając spychacze od traktorów, koparko-ładowarki, co jadą wolniej niż rowery. I cieszą się, ci sprzedawcy, że ten nie jedzie przed nim. I pusto jest na placach zabaw, bo dzieciary wszystkie młode, i stare, co się uczą, też. W szkołach są pozamykane, a do przerwy jeszcze pół godziny, jadłodajnie też, ale nie wiadomo czy jest czynna, prawdopodobnie miała być, ale to nic nie wiadomo, a nawet jeśli, to już późno, bo tam pełno żuli skrycie siedzi, leży, stoi, sobie należycie, przepychając się za życie, o cztery litry zupy na łeb, co mogą zabrać, jeśli mają szklaną czarę, co pomieści to, co się zmieści, jeśli doniesie, to się najecie, wszystkich tych, których kucharki nie otruły, pracujące społecznie, darmo dając to, co by jadło się, nie zjadło, pozostawiło, po zamknięciu sklepu, do którego o tej porze, wraca czarna Indianka, z papierem od lekarza, na którym, widać ewidentnie, że jest kolejny raz, ponownie, już jak, co rok, od dekady, w którym to czasie, urodziła tuzin dzieci, których tak na prawdę nienawidzi.

#5. Czarne nic na nuty

Dni ukryte w bezdechu zagryzionych ust. W zaalesionych formach otępionych tłuszcz. Puste miejskie miasta przed świtem.

— Qua, kła! Qui, kłi, łiki. Kła bła. Ha! — Wyobraź sobie takiego zawodowego lektora, który ma za zadanie przeczytać taki tekst.

— Ktoś zmarł, Cristina Wagner.

— Czy miała męża, dziadka albo ojca Ryszarda?

— A co? Był taki ktoś?

— Pomimo tego, że Ryszard Wagner robił zajebistą muzykę filmową, dwieście lat temu, to był strasznym skurwielem.

— Ja tutaj poczekam przez chwilę. Na zewnątrz. Aż przestaniesz chrzanić. Dobra? Ok!

— Całe moje życie, to jeden wielki chrzan.

— Do czego zmierzasz?!

— Do tego, że w wielu pani żartach faktyczny, puenta do człowierka trafia, jednak gdyby pani wiedziała, ile to pracy zajęło, planu aż do ostateczności faktu?

— No, ale po co mi to mówisz, skoro ja to wiem.

— Nie wiem, co tam robicie, żeby nie to, by to przegrana jeśli już musi, to niech będzie to chociaż czytelne, nie?

— Ale jak to? Więc dlaczego? I nawet słowa karzą inną karą? Nigdy!

— Ojejku, jak zwykle, choć raz w tygodniu, zawsze musisz być taki męczący. To musi być genetyczne. Ale po co ci to wiedzieć zaraz?

— Wiele osób mówiło, wiele różnych rzeczy o mnie. Żadna jak dotąd, nie robiła ze mnie potwora.

— W końcu inspirująca poetycka proza, co skrajnie pomiędzy horroru komedią, absurdalnie opowiadana, a nie w powtarzalności oklepana, dla uciechy taniej rozrywki masowej, nie została napisana, ile w przeznaczeniu jest skierowana dla tych, co mają wyobraźnię, i poszukują czegoś odmiennego, a nie tego, co komercji rozrywki dla wszystkich jest oklepana, tania i bez wartości. To bajki inne, niż wszystkie.

Gry sudoku koncentracji. Nieskoncentrowani skoncentrowanego soku Doku.

Nie poddawano w opinii tego, że w opisie, złego, co go spotkać realności wzięło, było to w opisie tego, niewiadomego, i nie podawano w dyskusji żadnej. Nie podważano tego, przez nikogo, lecz nie wierzę, że on był ostatnim, bo był on tylko jeden, i nie było śladów w ogóle, żeby oprócz niego, cały świat takimi, jak on, przepełnionego, nie znaleziono żadnych ciał jakiejkolwiek obecności, choć nie wiadomo, jak było tego, kto miasta zbudował i dla kogo. Lecz byli zafascynowani wszystkim, co mógł w opisie, i co jest o innej tematyce opowiadać, o czymś to kolejnym nowym.

Lecz pewnego zdarzenia scenka, co później w realności psycho — delikatności, dała wynik zaskakujący dla obu stron wynik, gdy już wszyscy słuchali, uwierzyli w końcu, to się okazało ostatecznie, że jednak początkowym określeniu przez nich migracje, jakież jego było w szoku zmysłów, psychicznej napaści było skomplikowane wyjaśnienie dowodami fizyczności materialnej fizyki naturalności, co było to, że ostatecznie zrozumiałem, że to wszystko sobie ten ktoś, tylko wymyślił, bo udowodnili mu, że nie jest człowiekiem, tylko innego gatunku odmieńcem, jak zawodnik, także będąc odizolowany. Rzadkim będąc, nieprzebadanym, poszukiwanym i w końcu, w pewnym momencie natrafił na coś, lub na kogoś nieokreśloności tematyce nieznacznej znakowania widoczności, o której prawo indywidualności sympozjum, co lodu skutem skutecznie chroniąc to, co w samej zamkniętości, zawziętości okazało się zrozumieć, lecz nie wyjaśniało to tego, co i dlaczego, stało się tak, w swoich czynności oznaczalności banalności wymienności anonimowości amnezji, co padła w dzień niewykrywalności w swej sprzeczności. Kim byli oni, zatem, co i oni, ci co ludzką razu człowieka wypinają na szczycie łańcucha pokarmowego nad wszystkimi, nawet w swoim rejonie, wybijając się ponad innych, na aż sam szczyt w którym był ktoś obcy nieznanych przyszłości oznaczoności nielogiczności, utrudniających jakąkolwiek identyfikację. No bo jak można określić człowieka który nie wiadomo, czy jest człowiekiem i nie ma twarzy, ani walców z palców, co w rękach, jak kikuty stały na adres wydawając się być z drugiej strony, tak jak było, jak ten ktoś, co wydawał się założyć ubranie na badanie, z widaomością, czy ma wyciągnąć, skasować, czy to dyktować.

Dziękuję za współpracę, a i z pewnością firma, której pomagasz, też jest bardzo zobowiązana, co do twojej pomocy w próbie rekrutacji potencjalnych pracowników. A w szczególności skontaktowania się i samej przeprowadzonej rozmowy z klientem, jakim jestem, zwłaszcza na tej w formie pisemnej. Bo aż zimny pot mnie zalewa na myśl, że ta miałaby być przeprowadzona bezpośrednia twarzą w twarz. Z Tobą. — Może spróbuj pracy gdzieś gdzie mowa ogranicza się tylko do stosowania mowy nieartykułowanej.

Ciekawość zawsze służy jakiemuś celowi. Nie tyle chęcią poznania, ile ta, napędzana, musiałaby być czymś, co w czynnikach swojego istnienia, zaiskrzyła tematem zaznajomionym z innego punktu obserwacji, przypadkowości podprogowej podświadomości. Z jakiego biernego położenia jaźń tkwiła. W trwającej trakcji racji radiacji, tranzystujących potajemnie błędów testów, strefy wypatrzeń. Rzędem sumiennie odmiennych sekcji wieńczących. Ostatecznie będąc mylnym systemem urojeniowym. W mylności pojęcia wiary w to, co jest, czy nie. W opisie myśli sprzeczności, trwającego w pisemnym piśmie, co do tego, co w umyśle krzątała się nadmiernością wypaczeń.

Człowiek powinien rozwijać się w doskonałość, a nie wypracowana przez niego technologia wytwarzna w procesie ewolucyjnego dążenia w doskonałość, werbalnej używalności uniewersalnej granicy poznawalności, jakiej możliwości swojej jaźni świadomej percepcyjności postrzegania wszelkiego rodzaju dziedzin złożonej dążyła do funkcjonalności zestawień cech wyczerpania tematów. I dyscyplin oddziałujących na siebie wzajemnie, w każdy możliwy sposób, tylko po to, by wywołać jakąkolwiek reakcję, mającą wytworzyć jakąkolwiek inną nową. W swym procesie następstwa dążenia przebiegu efektów ubocznych, ewolucyjnych przetworzeń, aż po zestawienia konfronutjących wszystkie ze wszystkimi, albo do momentu osiągnięcia granic ostatecznych, w zastosowaniach przeciwstawności wszelkich. Po kres funkcjonalności możliwośći oddziaływań, w jakim to ostatecznym punkcie wyklarowania ujednoliconej formy, nadchodzącego kresu swych przemian, by wieńcząc postrzegania poznawczego sensu bytowania sensu, w którym to wszystko będzie tylko zużytą materią, bez znaczenia i zastosowania jej używalności bytowania pozornego, naśladownictwa wszelkiego.

#6. Wstrząśnienia

Odmienna atrakcjela, w płaskim wzroku tkwiła. Wiła się w kontemplacjach, różnych komplementacjach, niekompetentnych składaków na usługach tropicieli. Jeden z nich, Squakuasz, miał wyjątkowy, wątły sposób wytępić potliwy zapas energii potencjalnej, w celu zaspokojenia najistotniejszych, jego zdaniem, uczynnych ścieżek odznaczenia. W badaniach niweczonych, wszelkim przedarć reprezentatywnych zawirowań. Zawiścią ośmielać się, żeby produkować zelżałe posterunki nieodmiennie czynne, a jednak w nieobecności. W zgorzkniałych, na szprychach zróżnicowania, jeden totalny stan zamieniono w miazgę. Zrównując ją, niczym ten ostateczny, trywialny w wymowie padając, nawet na to nie wzruszając ramionami.

Raz w życiu to wyjdzie. Jak drugi to zamach. W trzecim podejściu natężonych bodźców, co w podziemiu propagowali narażanie się, na wyjątkowej wyczesu skromnościami. Wola gniewu z wody plewu, zrywu tradycyjności. W czas brzegu odkrywać zaczęła nowe odbłysku odblaski połyskujących tafli szkła, co odbijając się od domu ścian dwuznaczności, tępo wgłębiać się ustępliwie w przytakiwaniu, przenoszenia dawcą narządów ładu tkaniny traw rowu cynamonu ukrytego, w tego to typu typowo typa typowego typach typowego trendu. Hojnej chęci, co do wyrównania się szans, odpędzić poczęły uformowane wyczyny miasta, co poczęło się zatapiać razem zewsząd z wszystkim i wszystkimi wtedy.

W obłędnej materii, dźwięki motywu szaleńczego śpiewu. Będąc łagodne, spokojne i czyste, nieskażone czymś niewłaściwym. Człowiek, to który nie rozumie uczuć muzyki wsłuchania, powinien być potępiony.

Chciałbym znaleźć się właśnie w tym miejscu konkretnym. W poszukiwaniu zaginionego piórka. Rozpadlina kolejnych symptomów na kolejnym sympozjum. W roztrzaskanej turbulencjami niesie, wiatrową porą wieczystą, jak dotyk będąc, co przez szkło, ukute zostaje parą, parującej pary. Nie ważne gdzie jest.

W pozostałościach powyginanego czasu, wysuszonego parku, co normalnego przyjeżdżającymi pojazdami wymarzonymi. Mknącymi, w swym bytności niewygodnej sposobności wymuszonej, przez jakiś banału maniakalnym zawzięciu.

W wydrążonymi w pustce świecie rozlewisk, w formie dzikiej wynaturzonej jej obcości. W miejscu pustej bezimiennej natury zdziczałej w efektywnej ewolucji przypadkowości, jaka istnieje w jej tak, jak wszelkie w odmienności starania zaplanowanego w niewyjaśnionych okolicznościach celu i zamierzeń i czegoś, czy kogoś kto dziwi się pośród istot jednokomórkowych, celów zaprzestań zawartych, w podstawowym programie przetrwania trwającego w rozwoju lat dziesiątek, przez nieokreśloność zamiaru, co do momentu decyzji niepodjętej naturalności, wyobcowania złudzeniem wzniesienia. Aż nastało istnienie poczynając, odbyć określone, jako świadome, będąc w swoim własnym, jaźnią napiętnowaniu, określone w serii własności, jako świadomy, nie wiedząc nic o sobie, ani o świecie wokół, jaki prawach i własnościach, każdej odmiennej indywidualności, nie wiedząc nic, o operze histeryczności historycznej agonii poprzedników zamieszkujących wędrujących w stanie agonii planety, na której będąc miała ona niepoznać jej historii nigdy. Pozamykana w znaczeniach, tym kim ona była, jak i co po sobie pozostawiła, jak wzięła się ostatnich podbiegach konającej cywilizacji, co zniknęła wyniszczona warunkami niewystarczającymi do życia, niewydolnością materii do jakiej przyzwyczajeni i od której zależna mi była, pomimo tego, iż ta we wszechświecie najstarszą i najbardziej rozwiniętą technologicznie ewolucji uformowaniu mózgu rozbudzenia ewolucji i stanie była, przez przypadkowości zmieciona została w zginiecenia tkwiła, pomimo dbałości o miejsce swojego zamieszkania, jak i duszę i ciało w jakich pozamykani względności materii, w czasie płynącym byli.

Zamiast odciąć sobie ucho, lepiej wbić w głowę gwóźdź, dziurawiąc wciąż na powrót powtarzający się upadek w króliczą norę co, po drugiej stronie lustra, pokazuje mi wciąż ten sam rozdzierający mur, jaki znowu muszę zburzyć, ale nie daję rady, bo wiem, że w syzyfowej konsekwencji, za nim jest kolejny, a moje sine ręce, obrzmiałe od uderzeń w czaszkę wypełnioną, zbytnią wyrozumiałością wrażliwości dla tych, co nie zasługują, uderzając w martwą część tego, z czego ego proces wyżłobił drogę do tego, co w ostateczności obraca się przeciwko mnie.

Chwilę kiedy było dobrze, były tak dalece odległe w czasie, że zapomniałem już, jak to było, i jakie to było uczucie. Bo nie potrafię określić, która z chwili, mogłaby zostać określona, jako ta, z jaką można się przyznać przed sobą samym, że popełnia ona zostałaby zaznaczona mianem błędu, jednak teraz to nieważne, bo wszystko w co dolecę, odbiega od normalności stanów, gdzie wszystko było, nie tak, jak trzeba. Bo czas istnieje, ale nie ma mnie już w nim, a cała reszta pozostała zatarta, a miejsca wraz z nimi, z tego powodu, była nieistotna. I pozbyłem się tego, co mogło kontynuować, w nieprzerwanym ciągu złego cyklu, by w pewnym momencie zbyt długo zaplątany łańcuch ciężarem czasem wykuty nierozerwalnie się odcinał, napięty niemożliwie, by być ścięty. I bardzo ładnie mnie rozerwie, tworząc elementem niemogącym, na odwrót stać się logiczną całością, co to pewnie dlatego, po tak długim czasie, bez rozmów z nikim, czy z samym sobą, sam na sam, nie mam nic sobie do powiedzenia.

Nie mogło by być na tym świecie więcej ładnych rzeczy?

#7. Paradox Box Parallax

Niezidentyfikowani. Identycznie traktowane coś, jednakowo brzmiące z czymś, choć pisane inaczej, wymawiane w ten sam sposób. W równości pozornej identyczności przedmiotów, jaki stosunek między nimi dwoma, co zachodzi wówczas, gdy cechy relacji przysługujące jednej z nich, są tożsame z drugą, w jednakowej niezmienności obiektów właściwości, trwającej w swej niezmienności. Pomimo poglądów odmiennych z powszechnie przyjętymi, tylko ja i odbicie moje, było tożsamością jednakowej na tyle, na ile będące bardzo podobne, w swym identycznym wyrażeniu, dotyczyły dziedzin odmiennych. Utożsamialiśmy się z przekonaniami dotyczącymi wartości innych ludzi, jakich zwolennikami niepopularnych poglądów, przyjmując niektóre, mogące być rozwinięte w praktyce stosowanej, za własne. Tak, jak utożsamiamy się z bohaterem fikcyjnej powieści, jaki wzorowany na realnej osobie, traktowane przeżycia i uczucia, są indywidualnie odczuwalne. Uznając w ten sam sposób ludzi i przedmioty, rozpoznawalne w stwierdzeniu, ustalające tożsamość każdego, lecz nie samego autora, od którego powinno być one jak najbardziej oddalone. Ten osobnik niezidentyfikowany bardziej, za sprawą mocy ustawy o nieudzielaniu nikomu informacji osobistych, był wystarczająco znany w swej dziedzinie i miejscu pracy przez wszystkich. Choć i jego nie obeszło prawo nakazujące każdemu na terenie, nosić plakietkę z fotografią, i znakiem rozpoznawczym, wodnym, wytłoczonym, firmy. Identyfikator reprezentował określonego osobnika bezpośrednio pracującym w rejestrze danych programu, urządzenia automatycznej centrali telefonicznej, mającej na celu swej zaprogramowanej funkcji, polegającej na rozpoznawaniu zgłaszającego się łącza wejściowego, z wyjściowym punktem docelowym, działającym w wewnętrznej infrastrukturze podzielonych stref całej produkcji firmy. W ten sposób łączyła ona utożsamienie się jednostek podstawowych wartości, z kolektywną pracą określonych grup, aż po całość kulturowej odmienności pojedynczej identyfikacji rasowej, etnicznej i językowej, przełamującej konwencjonalną barierę nieznajomości językowej, do uniwersalnej identyfikacji emocjonalnego uprzedmiotowiania uczuć, wymuszającej empatię na każdym, za sprawą indywidualnej gloryfikacji przeżywanych sukcesów i porażek. W podobnym utożsamieniu na zasadzie porównywania jednego stylu z drugim, jaki w wyrazie upodobania, jest elementem indywidualnym, gdzie jeden podoba się bardziej niż drugi. Może być także, przez indywidualną jednostkę lubiany lub nielubiany w obu przypadkach, zależnych od nastroju, gdzie jeden podoba się bardziej niż drugi. Tak samo, jak w przypadku znajomości pomiędzy każdą osobą działającą w poznanej grupie, utożsamionej i zaznajomionej. Podobnie polegające na przeniesieniu stosunku uczuciowego żywionego do pierwszej osoby, zmiennej, lub w uczuciu swym będącym przeniesionym na osobę kolejną. Choć rozpoznanie i utożsamienie chemicznej struktury hormonalnej, tak i psychologicznej, na zamkniętym terenie geologicznym, na jakim zbudowano cały obszar produkcyjny. Najbardziej przedmiotowym fundamentem budowy całości celów firmy, jest uprzedmiotowienie osoby, w najważniejszym dziale personalnym, i kadrach, w których identyfikacja pracownika jest archiwizowana na podstawie pisma, skanu oka, i przede wszystkim odcisków palców, jaki fundament okazał się problematyczny, podczas instalacji skanerów plakietek obecności czasu pracy indywidualnego pracownika. Bowiem okazało się, że wiele osób jest pozbawionych odcisków palców, przez co znaczna część pozostaje niemożliwa do określenia i zdefiniowania. To poprowadziło sens istnienia całego systemu do błędu, polegającego na przejęciu spraw dowodzącego przez pojedyncze zdanie odmienne w swej poprawności, okazującej się mieć rację. Podważając w ten sposób nieomylność większości, jak i działu działu analitycznego opierającego się na statystykach, wypierających ogólność opinii, by w przeważeniu zmienności dokonanej, stały za decyzjami najważniejszymi, pojedyncze jednostki. Sprowadzające bazę danych do ponownego zdefiniowania danych wyrażeń za pomocą niej samej, uznając to, co było podstawą, za błąd, doprowadzający system do zawieszenia pracy, zapętlenia, wyogólnienia, w definicji tożsamego z programowaną podstawową funkcją, sprowadzającą owe błędne koło do paradoksu niezidentyfikowania.

#8. PrzeProGraMowaNie ProToPlasTyPionu

Okólnik podstawowych założeń, zasad i celów placówki badawczej, odizolowanego bloku, zajmującego miejsce dawniej znanej jako Zanzibar.

...Jeśli człowiek, stojący na szczycie łańcucha pokarmowego, za sprawą świadomego rozumowania, miałby ulec ewolucji z urozpowszechnionej postaci, jaką znamy pod określeniem homo sapiens, osobniki te, charakteryzowały by się mutacją, przez ogół określającą jako defekt, błąd w sztuce, i w następstwie czego, odizolowana. Traktowana byłaby w swojej niezrozumiałej odmienności. Oczywiście w sposobie postrzegania normalności, z wykluczeniem fizycznych i neuropsychiatrycznych ułomności. Wykazywać by miała wówczas intelekt ponad nasz. Jak również byłaby, poza stanem wyobcowania, i swej odmienności, wykazywać innego niż pojęte w normalności innego rodzaju działalności, a zmysłów nam znanych, rozwinięciu ich, a także przez takiego rodzaju obiekt, odznaczający się dodatkowym zmysłem, będącym częścią odmiennego rodzaju budową mózgu. W prawdopodobieństwie również i nasz rodzaj także był tego rodzaju odmiennym, na uboczu gatunkiem tępionym, przez ogół. Spychajacym odmiennego osobnika, określonego jako defekt.

Ostatnie odkrycia archeologiczne, ukazały nauce kilka innych form odmiennych, ujednoliconemu gatunkowi ludzi, z których większość jest podobnej budowy, jakiego wyjaśnieniem jest hipotetyczna klęska w postaci epoki lodowcowej, po której bardzo niewielu przedstawicieli jakichkolwiek form życia przetrwała. Analizy nowo odkrytych szkieletów, dokonanych przez komputer kwantowy, daje nam wyjaśnienia dotyczące sporadycznych uchybień od normy, jaką można obserwować w wyglądzie ludzi gigantów, karłów, czy też daje nam wyjaśnienia dotyczące sporadycznych mutacji, będących uchybieniem od ludzi, z tak zwanymi paranormalnymi talentami, jak pirokineza, czy też dzięki działaniom szyszynki, rozwiniętej ponad stan, dającymi możliwość widzenia i odczuwania w sposób bezpośredni, inne wymiary nałożone na siebie, jak i samego typu potwierdzonych, licznych ewenementów potrafiących czytać, czy też porozumiewać się telepatycznie. Pomimo badań nad historycznymi okazami, i względnie przyjętej koncepcji, jakoby tego rodzaju odmienne okazy nowego rodzaju człowieka, będącego nie błędem mutacji, kaprysu DNA, czy samej natury, są nikłe, i zdarzają się przypadkiem. Jak i przede wszystkim będące zdrowe, w sposób prawidłowy, wedle przyjętych norm tego właśnie okazu odmiennego.

Niniejsza placówka powstała dla tego typu odmiennego rodzaju zjawisk i osobników, wykazujących się tego rodzaju odmiennością. Jaką nie tyle jest przypadkowa, ile jak się okazuje, będąca w ostatnich latach, bardzo liczna. Egzaminacja i zdiagnozowanie każdego osobnika, jest indywidualna ma tyle, na ile stan odbiegający od normy nie jest poprzedzony tym samym działaniem. W jakiś sposób, natura, bądź inny, nieznany nam czynnik, wpływa coraz częściej i liczniej eksperymentuje, wpływając na narodziny, coraz to nowych i liczniejszych w odmienności potomków, jakich co ciekawe, po zbadaniu rodzicielki, i wszelkich poprzedników rodzicieli, ukazuje niewystarczająco lub częściej w ogóle, jakikolwiek czynnik mający wpływ na narodziny tego typu form odmiennych. Są to przeciętne, zdrowe, i niezachwiane w naturze fizycznej i psychicznej przedstawiciele ogólnie popularnego człowieka współczesnego, jaki określić by można jako okaz zdrowia.

Wśród właśnie takich przedstawicieli, najczęściej dzieci ulegają zmianie, jaka paralelnie okazuje się być tym bardziej odmienna, im bardziej rodziciele określeni zostają jako zdrowi i normalni. Choć wiele jest hipotez dotyczących naszego miejsca na świecie, ewolucji, czy też czegokolwiek, co nas się tyczy. Prawdopodobnie przybyliśmy wraz z tą rzeczą, która uderzyła w ziemię, likwidując istoty poprzedzające dominację na planecie, mianowicie dinozaury. W prawdopodobieństwie ostateczności gdybania nad pochodzeniem człowieka w swym prawdopodobieństwie, i próbie połączenia wszelkich fraktalnych punktówów, jakim są odmiennego rodzaju zagadnienia i dziedziny nauki, doprowadzające do możliwego konsensusu, jakim jest poszukiwanie przez wszystkich najistotniejszego pytania, jakim jest dalszy etap ewolucji świadomości, pozbawiony ciała śmiertelnego, co idzie za tym obaleniu w procesie pośmiertnym istoty duszy, i jej egzystencji, pozbawionej praw względności materii i czasu. Jak i także uformowanie się optymalnie ujednoliconej, i przyjętej zgodnie przez przedstawicieli jakichkolwiek nauk, dotyczących prawdopodobnego pojawienia się człowieka. Jego charakterystycznych cech budowy DNA. W wątpliwości obalające ujednolicenia tejże normatywnej koncepcji, pojawia się odmiennego rodzaju budowy DNA okaz, posiadający dodatkowy w tejże niby niezachwianej i uogólnionej koncepcji budowy i liczby chromosomów, posiadający dodatkowy, nie przynależący chromosom, jakiego pochodzenia i natury żaden z przedstawicieli nauk wszelkich, nie jest w stanie wyjaśnić, w rzeczowy sposób, nie będący tylko filozoficzną hipotezą. A tego typu osobnik, nie jest tylko plotką, miejską legendą, ile faktem, bowiem tego osobnika, jednego jedynego, jak dotąd, na całym świecie, mamy w charakterze pacjenta naszej placówki. Każdy przydzielony do nas naukowiec, nieistotne czy z dyplomem, czy uczący się, sprawdzi się w przebadaniu każdego, i zdiagnozowaniu każdego pacjenta przez każdego naukowca, z każdej dostępnej, praktykowanej nauki właściwej i rzeczowej formy badań praktycznych.

A może tak naprawdę jesteśmy iluzją wytworzoną w umyśle chorej istoty, będącej w naszym pojmowaniu, będącą ponad nasze wyobrażenie istotą tak rozwiniętą, że można by ją nazwać boską, będącą chorym przedstawicielem swojego nader doskonałego gatunku, jaką ulega urojeniom podczas snu, w którym my się znajdujemy.

Jeśli tak jest, to czy takiego rodzaju