20,19 zł
Któż by się spodziewał, że w chaosie codziennych zdarzeń, w mroku, można odnaleźć pole słoneczników i zatracić się w nich? Chaos, zatracenie i miłość — te trzy aspekty przeplatają się niezmiennie w DNA każdego człowieka. Gdy już się wydaje, że brzemię codziennej egzystencji staje się zbyt ciężkie, zawsze pojawia się iskra nadziei, żółte pole lub skrawek błękitnego nieba. Życie bywa bardzo przewrotne, ale w tym chaosie — jeśli tylko się chce — można znaleźć wzór na szczęście. Swój wzór…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 33
© Agnieszka Bryła, 2023
Któż by się spodziewał, że w chaosie codziennych zdarzeń, w mroku, można odnaleźć pole słoneczników i zatracić się w nich? Chaos, zatracenie i miłość — te trzy aspekty przeplatają się niezmiennie w DNA każdego człowieka. Gdy już się wydaje, że brzemię codziennej egzystencji staje się zbyt ciężkie, zawsze pojawia się iskra nadziei, żółte pole lub skrawek błękitnego nieba. Życie bywa bardzo przewrotne, ale w tym chaosie — jeśli tylko się chce — można znaleźć wzór na szczęście. Swój wzór…
ISBN 978-83-8351-601-1
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Otwieram oczy, idę, przede mną stoisz Ty,
zielona trawa, dobre dni (…)
Ciebie też, bardzo - Męskie Granie 2021
Czwarty tomik poezji dedykuję Tobie, Przyjacielu.
Dziękuję za to, że mogę być sobą — wrażliwa, ironiczna i nieznośna. Dobrze wiesz, że lepsza nie będę, bo przy Tobie jestem najlepszą wersją siebie. Zatem - Ciebie też, bardzo.
w twoich oczach poruszenie
kiedy patrzę
a lubię patrzeć na wskroś
tęczówki stają się ciemniejsze
bezwiednie głoszą miłość
a usta szepczą: stój
ja nigdy nie słucham
biegnę po twojej skórze na oślep
ufam że w twoich ramionach bezpiecznie
ukryję przeszłość i roztrwonię przyszłość
dziś wiem
jestem i będę
w chaosie zdarzeń i w słoneczne dni
więc
patrzę bo kocham
uwierz
Słońce wschodziło o piątej cztery
i mrok ustępował blaskowi dnia.
Ocierałam łzy mówiąc półszeptem,
że szczęście zawsze zbyt krótko trwa.
Trzymałam za rękę dłoń przyjaciela,
tatarak szumiał wiatrem targany
i było tak dobrze jak nigdy wcześniej,
bo los został na wskroś zrozumiany.
Gdziekolwiek pójdziesz, tam krok postawię,
wyprzedzę myśli, użyczę słów,
tylko nie milknij pod rękę z rozpaczą,
mów do mnie, proszę, zawsze mów.
Ja jestem słowem ostatnim i pierwszym,
czerp ze mnie, ciągle całą mnie bierz.
Wieczorem dopowiem słowa piosenki,
że zawsze i bardzo — ja ciebie też.
Zjedzmy deser w tym pokoju:
urok odczynimy zły.
Tylko znajdź dla mnie godzinę,
w której wciąż dryfują sny.
Jeśli nazbyt jestem śmiała,
odrzucę wszystkie niuanse.
Zaczaruję czas nad kawą-
daj mi tylko dwa kwadranse.
Jeśli nie masz już odwagi,
proszę o minut piętnaście.
Będę spieszyć się powoli:
miłość wzejdzie, zaraz zgaśnie.
Nawet jeśli dasz minutę
i mnie przyjmiesz na podłodze,
wrócę, bo ja zawsze wracam
i ci życie wnet osłodzę.
kiedy deszcz wbrew obietnicom tego świata
szemrze o samotności poszarzałej duszy
wiedz że szczęście mieszkało jedynie
w twoich zachłannie nieśmiałych pocałunkach
a jeśli kiedyś zwątpisz w mą miłość
tak różną od tego czym karmi się świat
rozerwę pochmurną kurtynę nadziei
i wnet pojmiesz:
po drugiej stronie nie ma już nic
człowiek jest falą
powstaje w wyniku rzuconego kamienia
wiec w bólu się rodzi
we łzach o poranku
potem zatacza kręgi
coraz większe i bardziej świadome
szukając ręki która przyczyną była
gdy uderza o brzeg
napotyka opór
nie walczy o byt
bo i po co
to wbrew naturze
zanim zniknie
ktoś uwieczni na płótnie delikatne kręgi
lub wzburzone jezioro
i nigdy nie wiadomo
dlaczego tak
nigdy nie wybiera wody
nigdy nie wybiera kamienia
nigdy nie wybiera brzegu
zaiste
człowiek jest falą
która zawsze drży
miłość jest jak fizyka kwantowa
na początku chcesz zrozumieć
otwierasz szeroko oczy i usta
i chłoniesz każdy atom
czułości
pasji
namiętności
przekraczasz czas
przestrzeń
siebie
unosisz się poza obszary matematycznych równań
i nadal nic nie rozumiesz
bo już nie stawiasz pytań
miłość jest jak fizyka kwantowa
porusza do cna
zmienia strukturę marzeń
by na koniec
zostawić cię z niczym
a jednak
nic też jest czymś
nieprawdaż?
nie padał deszcz wbrew prognozie i oczekiwaniom
a ona udręczona szła
dźwigała plecak
swoich zmartwień
nieugaszonych pragnień
pełen subtelnych rozczarowań
po chwili usiadła
zasłuchana w rytm natury
pieszczona widokiem gór
a potok płynął
i nagle
wszystko
dosłownie wszystko z czym tu przyszła
przestało mieć jakiekolwiek znaczenie
poszła dalej
zostawiając daleko
szczyty
wodę
i plecak
może siebie też…
Nikt nie wiedział, nie śnił nikt,
że ból może zmieść człowieka,
że po drugiej stronie rzeki
nikt nie kocha, nikt nie czeka.
Dziś
ciało pokrył biały kwiat,
w trumnie zniknął cały świat.
Każdy wierzył, ufał wciąż,
choć morfina nie działała.
Jedni klęli, inni wciąż
wciąż modlili się do Pana.
Dziś
ciało pokrył biały kwiat,
w trumnie zniknął cały świat.
Oto dziecko, które chciało
zrobić w końcu wielki skok.
Nie jest łatwo otrzeć łzy
matce, w której sercu mrok.
Dziś
ciało pokrył biały kwiat,
w trumnie zniknął cały świat.
Zanim powiesz: będzie dobrze,
zanim zmówisz swe pacierze,
spytaj Boga, gdzie on był.
Ja nie spytam, bo nie wierzę.
Dziś
ciało pokrył biały kwiat,
w trumnie zniknął cały świat.
Nie da się powstrzymać śmierci,
gdy szykuje ci sukienkę.
Jeśli kiedyś przyjdzie po mnie,
proszę — trzymaj mnie za rękę.
Dziś, gdy ciało pokrył kwiat,
gdy umilkły łzy, rozpacze,
dziś, gdy zniknął cały świat,
wszystko jeszcze w wierszu płacze
płacz i Ty