Być jak… Adele - Caroline Sanderson - ebook

Być jak… Adele ebook

Caroline Sanderson

5,0

Opis

Oto historia niesamowitego sukcesu brytyjskiej piosenkarki Adele – zdobywczyni sześciu nagród Grammy 2012!!!

Książka opowiada historię dzieciństwa Adele, wychowywanej przez samotną matkę w północnym Londynie i okres jej nauki w BRIT School for Performing Arts & Technology.

 

Dzięki „Być Jak…Adelepoznajemy między innymi: kulisy podpisania przez piosenkarkę kontraktu z wytwórnią XL Recordings i niezapomnianego, przełomowego występu Adele w amerykańskim programie telewizyjnym „Saturday Night Fever”.

W książce znalazły się także informacje dotyczące twórczych inspiracji Adele oraz kulisy jej walki z lękiem przed występami scenicznymi oraz zapaleniem gardła, które o mało nie zakończyło jej kariery.

Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów Adele!!!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginalny: Someone like… Adele Copyright © 2012 Omnibus Press (A Division of Music Sales Limited)

Copyright © for Polish edition by Dream Books

(A division of Dream Music Ltd.), Warsaw, Poland 2012

Cover designed by Michael Bell Design

Picture research by Jacqui Black

Redaktor prowadzący: Jaga Miłkowska

Tłumaczenie: Joanna Józefowicz-Pacuła

Korekta: Bogusława Jędrasik

Konsultacja muzyczna: Piotr Maćkowiak (Dream Music)

Wydanie I

ISBN: 978-83-934595-3-7

Skład: LIMA

Dream Music Sp. z o. o.

ul. Wspólna 50 lok. 9

00-687 Warszawa Polska

Tel. +48-22-4035713 Fax. +48-22-4035713

e-mail:[email protected] website:www.dreammusicbooks.com.pl, www.dreammusic.pl

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

Po podpisaniu w 2006 roku kontraktu z wytwórnią XL Recordings, osiemnastoletnia Adele w błyskawicznym tempie zmienia się z londyńskiej nastolatki w wielką gwiazdę, sprzedającą miliony płyt na całym świecie. Jej wspaniały głos i pełne emocji piosenki poruszają słuchaczy niezależnie od wieku, szerokości geograficznej czy doświadczeń życiowych.

W ślad za sukcesem idzie sława i fortuna, a mimo to Adele pozostaje sobą: naturalną, rozbrajająco szczerą młodą dziewczyną, przeciwieństwem plastikowej celebrytki. Jej silna, niezależna i prostolinijna osobowość podbija serca publiczności, podobnie jak piosenki.

Jaki jest sekret sukcesu Adele? Co zrobiła, by w tak młodym wieku zająć trwałe miejsce na estradowym firmamencie?

Książka Caroline Sanderson stara się odpowiedzieć na te pytania, zdając dokładną relację z krótkiej, ale niezwykłej i bogatej w „kamienie milowe” drogi życiowej brytyjskiej supergwiazdy.

When you were young

And on your own,

How did it feel

To be alone?

Gdy byłeś młody

i samodzielny,

jak się czułeś,

będąc samotny?

(tłumaczenie jak w Internecie – tekstowo.pl)

„Only Love Can Break Your Heart”

Neil Young, 1970

It’s better when something is wrong.

Czasami gorzej znaczy lepiej.

„Right As Rain”

Adele, 2008

Prolog

To „coś” w jej śpiewie

To ja na kolanach, naprawdę.

Adele o piosence „Someone Like You”

Czwartek, 15 lutego 2011

Tego wieczoru muzyka weszła na scenę i zawładnęła słuchaczami. Nie potrzebowała do tego wielkich słów ani gestów. Ani wyreżyserowanych gagów, ani napędzanych alkoholem ekscesów, ani obrażania rywali. Potrzebowała tylko „kogoś takiego jak” Adele.

Po coraz głośniejszych słowach krytyki, że coroczne ceremonie Brit Awards stają się przez swą ekstrawagancję nie tylko „nudne, żenujące i niestosowne”, ale również „przestarzałe”, British Phonographic Industry (Brytyjski Przemysł Fonograficzny) jako fundator nagród dojrzał wreszcie do poważnych zmian. 31. edycję Brit Awards w roku 2011 przeniesiono na wschód, z dotychczasowego Earls Court na O2 Arenę; nowe trofea – zaprojektowane przez Vivienne Westwood figurki Britanii spowitej flagą Zjednoczonego Królestwa – przeznaczono dla laureatów na własność, a w centrum zainteresowania podczas show mieli się znaleźć już nie gospodarze wieczoru, prezenterzy o ustalonej sławie tylko sami artyści i ich występy na żywo. „Rozpaczliwie pragnąłem przydać widowisku większego ciężaru gatunkowego. Chciałem, żeby jego fundamentem była muzyka”, zdradził gazecie „The Guardian” David Joseph, nowy szef Brits i prezes Universal Music UK.

Podczas ceremonii, którą tym razem prowadził aktor James Corden, w kolejce na estradę stała plejada gwiazd nominowanych do nagród za rok 2011: Rihanna, Mumford & Sons, Plan B, Arcade Fire, Tinie Tempah, Cee Lo Green, Paloma Faith i Take That.

A na końcu stała Adele, nienominowana do żadnego wyróżnienia.

Muzycy z Take That wbiegli na scenę za grupą statystów ucharakteryzowanych na policyjny oddział do walki z zamieszkami ulicznymi, oznakowanych wielkimi literami TT.

Adele weszła na scenę, gdzie czekał na nią wyłącznie pianista.

I po prostu zaśpiewała, celebrując każde słowo. Efekt był piorujnujący.

Jej czarodziejski głos dotarł do najdalszych kątów rozległej sali, uciszając ją natychmiast. Zamilkli wszyscy, od zwykłych słuchaczy po sławnych gości, szefów wytwórni i producentów.

W ciągu pięciu hipnotycznych minut Adele przypomniała publiczności o potędze muzyki, zdolnej, jak żadna inna sztuka, przemówić do słuchaczy i rozpalić w nich emocje. Zanim Adele skończyła „Someone Like You”, wzruszenie ogarnęło i ją – zdawała się połykać łzy pod wpływem świeżo rozbudzonych wspomnień.

Siła jej głosu spowodowała, że wszystko inne – szampan, rockowe parady, popisy choreograficzne, nawet nagrody jako takie – natychmiast uleciały i przepadły wśród nocy. Blichtr i show okazały się nieważne, a już na pewno znacznie mniej ważne niż muzyka.

Brits odzyskały znaczną część zagubionego sensu, zaś Adele stała się gwiazdą pierwszej wielkości. Jej występ wywołał natychmiastowy i powszechny entuzjazm.

„Mistrzowskie wykonanie przez Adele jej piosenki «Someone Like You» oczarowało widownię”, donosił „The Guardian”.

„Na scenie O2, stworzonej do najbardziej oszałamiających efektów specjalnych, prostota piosenki Adele – nic tylko perfekcyjny, żywy wokal przy akompaniamencie fortepianu – dosłownie poderwała publiczność z miejsc”, napisano na stronie internetowej BBC News.

„Adele ukradła show podczas wręczania Brit Awards”, stwierdził „The Mirror”.

„Adele znokautowała wszystkich, nie mając do dyspozycji dzwonków ani gwizdków, a tylko fortepian, swój wspaniały głos i niesamowitą piosenkę”, orzekł „Daily Telegraph”.

Ale zachwyceni byli nie tylko krytycy. Wideo z występu Adele na gali Brits przekroczyło wkrótce pięć i pół miliona odsłon na YouTube. Piosenka „Someone Like You”, wydana jako singiel zaledwie trzy tygodnie wcześniej, szybko osiągnęła największą popularność w swojej kategorii. A że jej drugi album „21” zdążył już się uplasować na czele listy albumów, Adele została pierwszym od czasu Beatlesów żyjącym artystą, któremu udało się jednocześnie otwierać oba oficjalne rankingi Top 5, i dla singli, i dla longplayów.

Adele wspominała później 15 lutego 2011 roku jako „najbardziej przełomowy dzień swego życia”, chociaż, prawdę mówiąc, miała już za sobą kilka innych, równie rewolucyjnych. Jak na przykład ten, gdy natknęła się w sklepie na kompakt Etty James. Albo gdy przyjaciel wrzucił jej wczesne piosenki na Myspace. Kiedy wystąpiła w programie Saturday Night Live, emitowanym przez telewizję amerykańską w godzinach największej oglądalności. Czy wreszcie ten wieczór, gdy uderzyła w twarz zdradzającego ją chłopaka.

Ale ceremonia Brit Awards była faktycznie czymś szczególnym. Co więcej, to coś szczególnego objawiło się w śpiewie Adele.

Someone Like You, ktoś taki jak ty. Ktoś jak ona i nikt inny.

A oto jej historia – na razie.

Rozdział 1

Marzenia

Nauczyłam samą siebie, jak śpiewać.

Adele, 2008

To też historia „ku chwale rodzinnego miasta”, „Hometown Glory”, jak tytuł jej wczesnej piosenki. Historia zaczyna się w północnym Londynie, a dokładniej w strefie o kodzie pocztowym N17. Tottenham, słynny ze swej pierwszoligowej drużyny piłkarskiej Spurs, należy do najbardziej zróżnicowanych etnicznie dzielnic Londynu. Chociaż tylko dziesięć kilometrów dzieli go od rzęsistych świateł i eleganckich witryn West Endu, w rzeczywistości wydaje się odległy o dobre sto. Mimo że w tutejszych lasach polował sam król Henryk VIII, późniejsza historia tej części stolicy jest znacznie mniej królewska. Tottenham ma najwyższe w Londynie i jedne z najwyższych w Wielkiej Brytanii wskaźniki bezrobocia. Postrzegana jako siedlisko gangów i przestępczości, dzielnica słynie również z zadawnionych napięć między wspólnotą afrykańsko-karaibską a siłami porządkowymi. Konflikt, tlący się niemal permanentnie, czasami wybucha jasnym płomieniem, jak w lecie 2011 roku, kiedy to zamieszki, które ogarnęły cały kraj, rozpoczęły się właśnie od śmiertelnego postrzału jednego z kolorowych mieszkańców Tottenhamu przez funkcjonariuszy policji metropolitalnej.

W takiej to niespokojnej strefie Londynu 5 maja 1988 roku w szpitalu North Middlesex przychodzi na świat Adele Laurie Blue Adkins, dziecko osiemnastoletniej i niezamężnej Penny Adkins. „Mama zaszła w ciążę, w czasie gdy chciała się zapisać na uniwersytet, ale zamiast studiów wybrała mnie”, powie później Adele. Jej biologicznym ojcem, niewymienionym z nazwiska w akcie urodzenia, jest Mark Evans, „naprawdę duży Walijczyk, pracujący na statkach”. Evans krótko zajmuje jakiekolwiek miejsce w życiu małej Adele, jednak dzięki licznej rodzinie matki obywa się bez tęsknoty za ledwie pamiętanym tatą. „Miałam ze trzydziestu kuzynów w bliskim sąsiedztwie, więc spędzałam z nimi mnóstwo czasu. Kłóciliśmy się bez przerwy i wyrywaliśmy sobie wszystko, a później wracałam do siebie, do mojego malutkiego pokoiku, gdzie zabawki nie były popsute i nie musiałam walczyć o moją Barbie. Wyglądało to tak, jakbym brała to, co najlepsze z obu światów – wspomina piosenkarka. – Brakowało pieniędzy, ale i tak miałam cudowne dzieciństwo”. Ów nieco chaotyczny, radosny, zorientowany na rodzinę start w życie niewątpliwie owocuje silnym poczuciem zakorzenienia, tak ważnym dla jej późniejszego sukcesu.

Począwszy od trzeciego roku życia, czyli wieku, który dla większości z nas tonie w mrokach niepamięci, Adele ma obsesję na punkcie głosów. „Pasjami lubiłam słuchać, jak tony głosu zmieniają się od gniewnych do podnieconych czy od radosnych do smutnych”. Na pierwszy koncert, występ The Cure w Finsbury Park, matka zabiera ją jako malutkie dziecko. The Cure, postpunkowy zespół o gotyckim brzmieniu, z mrocznymi i niespokojnymi tekstami, po latach działalności estradowej ma zasłużony status kultowego. Na pamiątkę tego pierwszego spotkania z żywą muzyką Adele włączy później zapadającą w pamięć wersję ich piosenki „Lovesong” do swojego drugiego albumu „21”. Jej najdawniejszymi wspomnieniami są właśnie koncerty, na przykład zespołu The Beautiful South w Brixton Academy, dokąd matce udaje się ją przemycić. „To była niesamowita impreza, ogłuszająca, ale naprawdę fantastyczna”, wspomina Adele. „Byłam tak mała, że nic bym nie zobaczyła, ale na szczęście obok nas stał jakiś postawny mężczyzna, któremu mama po prostu wsadziła mnie na plecy. Od tego momentu widziałam wszystko doskonale”.

Później jest też koncert boysbandu East 17, wielkie przeżycie dla sześcioletniej Adele. Jej dziecięca miłość do twórców albumu „Walthamstow” tli się przynajmniej do roku 2006, kiedy to mając osiemnaście lat, znów widzi ich na żywo w Shepherd’s Bush Empire. „Najlepszy koncert, na jakim byłam!”, brzmi werdykt Adele dla magazynu „Q”.

Penny – wykwalifikowana masażystka, artystka, wytwórczyni mebli i hippiska w jednej osobie – nie tylko przybliża córce wszelkie rodzaje muzyki, zabierając ją od najmłodszych lat na koncerty. Nie szczędzi również zachęty i wsparcia dla jej pierwszych piosenkarskich dokonań, chętnie zamieniając dom w salę koncertową, a wszystkie lampy i lampki w jupitery skierowane na Adele. Osiemnaście lat później wspomnienia tych dziecięcych występów przedziwnie ożyją w scenografii towarzyszącej tournée „Adele Live”, z lampami w stylu vintage i kameralnym, salonowym nastrojem.

W wieku pięciu lat i w porze, kiedy większość jej rówieśników już od dawna leży w łóżkach, Adele ma też prawo uczestniczyć w przyjęciach wydawanych przez matkę. Postawiona na stole, zabawia gości własnym wykonaniem „Dreams”, w roku 1993 największego brytyjskiego przeboju wylansowanego przez Gabrielle, wkrótce dwukrotną laureatkę Brit Award. Ta sentymentalna czarnoskóra piosenkarka i autorka pochodząca z sąsiedniego Hackney staje się pierwszą idolką małej Adele. Do efektownego, choć niekonwencjonalnego wizerunku Gabrielle należy czarna, wysadzana cekinami opaska na jedno oko, która ma ukryć opadającą powiekę. Adele sama próbuje przyswoić sobie ten atrybut, po raz pierwszy występując publicznie na szkolnym koncercie z piosenką „Rise”, następnym hitem Gabrielle. „Mama zrobiła mi opaskę z cekinami, żebym wyglądała tak jak ona – wspomina Adele w wywiadzie dla „The Sun”.

– Pakowałam się w tarapaty, zakładając ją w szkole i tłumacząc, że zraniłam się w oko”. W obliczu nieuniknionych kpin kolegów piracka opaska zostaje jednak szybko porzucona.

Wielki wpływ na młodą Adele wywiera również dziewczęcy zespół Spice Girls. „Nawet jeśli niektórzy uważają je za obciachowe, ja nigdy nie będę się wstydziła wyznać, że kocham Spice Girls, bo dzięki nim jestem, kim jestem – mówi piosenkarka. – Weszłam w muzykę dokładnie w ich najlepszym czasie, gdy były wielkimi gwiazdami”. Utworzony w roku 1994 girlsband błyskawicznie podbija serca nastoletnich fanek, a pseudonimy młodych wykonawczyń – Scary, Baby, Ginger, Posh i Sporty – natychmiast zyskują rozpoznawalność. Grupa była bezsprzecznie i fenomenem, i dobrze sprzedającym się produktem popkultury, co zarzuca się jej najczęściej oprócz dotkliwego braku muzycznych talentów – ale nie zmienia to faktu, że jej sztandarowe hasło „Girl Power” (siła dziewczyn) autentycznie dodaje skrzydeł milionom nastolatek. Ocena Adele, jednocześnie krytyczna i pełna uznania, wydaje się najbliższa prawdy o Spice Girls: „To one zachęciły mnie swoim przykładem. Nie były rzecz jasna wielkimi piosenkarkami i wiedziałam o tym, już mając siedem lat, ale dokonały wielkich rzeczy”.

Jak mnóstwo innych dziewcząt w jej wieku, tak i Adele uwielbia bubblegum pop, czyli „muzykę spod znaku gumy do żucia” w wykonaniu czołowych brytyjskich zespołów lat 90., włącznie z East 17 i All Saints. Ma jednak okazję, ponownie dzięki muzykalnej matce, zetknąć się z większym spektrum muzycznych wpływów niż większość jej rówieśników. W domu Penny Adkins słucha się: Toma Waitsa, Jeffa Bucklea, 10,000 Maniacs czy wspomnianej już grupy The Cure. Spragniony melodii mózg małej Adele Laurie Blue regularnie otrzymuje urozmaicony pokarm i przyswaja go w postaci oryginalnej mieszaniny, która okaże się tak wyrazistą cechą przyszłej artystki. Jej niezwykła otwartość na wszelkie gatunki muzyki ewidentnie bierze początek z dzieciństwa i rozwija się z czasem, w miarę poszerzania zakresu muzycznych fascynacji.

W wieku dziewięciu lat Adele przenosi się z matką do Brighton. Penny liczy, że to artystyczne nadmorskie miasto okaże się bardziej inspirujące dla niej samej i jej własnych twórczych poszukiwań. Adele nie cierpi jednak nowego otoczenia. „Ludzie wydawali mi się straszliwie pretensjonalni i snobistyczni, nie mówiąc o tym, że ogóle nie było tam czarnych – wspomina w wywiadzie dla «The Timesa». – A ja zdążyłam się już przyzwyczaić w Tottenham, że jestem jedynym białym dzieckiem w klasie”.

Na szczęście dla Adele przeprowadzka nie przynosi oczekiwanych przez matkę owoców i okazuje się tylko etapem przejściowym. Po dwóch latach obie wracają do rodzinnego Londynu, tym razem do mieszkania w południowej dzielnicy West Norwood. Mniej więcej wtedy Penny spotyka też mężczyznę, który stanie się przybranym ojcem dla jej córki.

Nowi przyjaciele Adele żyją w klimacie black soulu i szybko przekonują ją do R & B w wykonaniu Destiny’s Child, Faith Evans, Lauryn Hill, Mary J. Blige czy P Diddy’ego. Ale tak jak zwykle, Adele nie umie poprzestać na jednym rodzaju muzyki. Jak będzie później wspominać, właśnie wtedy, w wieku jedenastu lat, pasjami odtwarza piosenki z najnowszego albumu Toma Jonesa „Reload”, trzymając w ręku dezodorant Impulse w charakterze mikrofonu i ciesząc się z aplauzu ze strony matki i ojczyma. A bezmiar tego aplauzu najlepiej wyraża się w okrzyku: „Do licha, ty naprawdę jesteś piosenkarką!”.

Przełom dzieciństwa i młodości to dla Adele okres następnych muzycznych odkryć, wszystkich bez wyjątku znaczących dla jej przyszłej kariery. Prawdopodobnie jednym z najważniejszych okazuje się Pink, żywiołowa Amerykanka o potężnym głosie, która obrała sobie artystyczny pseudonim na cześć Mr. Pinka, jednego z bohaterów debiutanckie go filmu Quentina Tarantino „Wściekłe psy”. W listopadzie 2002 roku Adele uczestniczy w koncercie Pink w Brixton Academy, promującym drugi album wokalistki, „Missundaztood”. „Nigdy wcześniej nie słyszałam kogoś śpiewającego tak jak ona – powie później. – Miałam wrażenie, że jestem w tunelu powietrznym, a jej głos zwala mnie z nóg. To było niesamowite”.

A dziennikarz NME obecny na tym samym koncercie pisze: „Chociaż Pink nie cofnie się przed niczym, aby zdobyć wymarzone uznanie, jest w niej coś szczególnego: ona robi to wszystko na swoich własnych warunkach. Inni – gwiazdy popu i nie tylko – zrobią, co im się powie dla przebłysku sławy. Ale dla Pink sama sława to za mało. Pink naprawdę chce coś znaczyć”. I być może nie tylko jej głos robi tak wielkie wrażenie na czternastoletniej Adele – prawdopodobnie musi wyczuwać, że artystka, wbrew wszelkim pozorom, bardzo serio traktuje swoją muzykę.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że dla Adele nadchodzi właśnie moment narodzin jej nowej muzycznej filozofii, skądinąd w okolicznościach pozornie tak banalnych, jak przeglądanie płyt w HMV „Chciałam być cool, więc snułam się między regałami z klasyką – wspomina to przełomowe popołudnie w wywiadzie dla „The Sun”. – Tyle że nie byłam naprawdę cool… udając, że interesuje mnie Slipknot, Korn i Papa Roach. Jak zwykle miałam obrożę na szyi i workowate spodnie, i nagle w koszu z różnościami wypatrzyłam to CD”. „To” jest albumem Etty James i Adele kupuje go wyłącznie po to, żeby pokazać swojej fryzjerce, jak chce być uczesana. Ale podobają jej się nie tylko włosy – również wyraz twarzy nieznanej artystki. „Pomyślałam, że lepiej z nią nie zaczynać, taka mi się wydała zawzięta”.

„A później, pewnego dnia, natknęłam się na tę płytę, robiąc porządek w pokoju i puściłam ją. A gdy usłyszałam piosenkę «Fool That I Am», wszystko się dla mnie zmieniło. Dopiero wtedy naprawdę zachciałam być piosenkarką”.

Etta James, amerykańska wokalistka R & B, która zmarła 20 stycznia 2012 roku w wieku 74 lat, jest przypuszczalnie najbardziej znana ze swojej wersji przeboju Muddy’ego Watersa z roku 1954 „I Just Want to Make Love to You”, wykorzystanej w telewizyjnej reklamie coca-coli light. Po piosenkę autorstwa Williego Dixona sięgało wielu muzyków, włącznie z Rolling Stonesami, którzy umieścili ją na swoim pierwszym brytyjskim longplayu z roku 1964. Ale dopiero ekspresyjny, bluesowy głos Etty James oczarowuje Adele bez reszty. „Początkowo podobała mi się głównie z wyglądu… Jej imponująca sylwetka, stylizowanie się na białą kobietę i te piękne, kocie oczy! – opowiada magazynowi «Blues & Soul». – Ale później, gdy zaczęłam jej słuchać. Jej wykonanie było tak przejmująco szczere, że miałam wrażenie, jakby śpiewała specjalnie dla mnie. Nigdy wcześniej nie przeżyłam niczego podobnego”. Innymi słowy, jak wyznaje Adele na łamach „Rolling Stone”, głos Etty James „zawładnął jej duszą i ciałem”.

Dodajmy jeszcze czystość tonu i niezwykłą wokalną skalę Elli Fitzgerald, legendy jazzu, również odkrytej w tym okresie przez Adele, a będziemy mieć pojęcie, co zaczyna krystalizować się gdzieś głęboko w osobowości refleksyjnej londyńskiej nastolatki. Znajduje swój muzyczny rdzeń. „Do tej pory znałam tylko współczesne przeboje. Gdy wsłuchałam się w głosy Etty i Elle, brzmiało to najpierw beznadziejnie, ale było dla mnie czymś w rodzaju przebudzenia – wspomina Adele. – To znaczy… wiedziałam, że są artyści długowieczni, którzy stają się legendami. Myśl, że mam 15 lat i słucham muzyki sprzed pół wieku, była dla mnie bardzo inspirująca. Nakręcało mnie, że minie jeszcze 50 lat i ktoś być może zechce wrócić do mojej muzyki”.

Piosenka „Fool That I Am” stanie się jednym z głównych coverów w wykonaniu Adele, wybranym też na stronę B jej pierwszego singla „Hometown Glory”. Ilekroć będzie zapowiadać ten utwór na koncertach, nie omieszka podkreślić, że to jej „ulubiona piosenka, ze wszystkich”.

Od tamtego momentu, chociaż od własnych koncertów dzieli ją jeszcze kilka lat, Adele bierze się za realizację swoich muzycznych ambicji. Zachęca ją do tego przyjaciółka matki, „fantastyczna piosenkarka w typie Faith Evans”, twierdząc, że dziewczyna ma talent i powinna na poważnie zająć się śpiewem. I wtedy „wszystko trafia na swoje miejsce”. Adele oswaja się z gitarą; zgłębia również grę na gitarze basowej i podstawy fortepianu.

Mimo dobiegającej zewsząd muzyki Destiny’s Child wyrozumiała szkoła na południu Londynu niespecjalnie się jej podoba. Jak mówi w wywiadzie dla „The Timesa”: „Oni tak naprawdę nie zachęcali mnie do niczego. Nie zachęcali zresztą kogokolwiek. Oczywiście, mnie interesowała głównie muzyka, ale nawet gdy w siódmej klasie chciałam zostać kardiochirurgiem (jej dziadek zmarł na zawał serca), to też nikogo nie obeszło. Jedyne, co słyszałam, to: «Postaraj się skończyć szkołę i nie zajdź w ciążę»”.

Po spełnieniu tych minimalistycznych warunków Adele składa podanie do BRIT School w pobliskiej dzielnicy Croydon, pożegnawszy wcześniej resztkę marzeń, by stać się następną Spice Girl. „Chciałam pójść do Sylvii Young (prestiżowej szkoły teatralnej w centrum Londynu), dlatego że uczęszczała tam wcześniej Emma Bunton (Baby Spice) – opowiada magazynowi «Q». – Ale to przekraczało możliwości mojej mamy i mimo całego rozżalenia musiałam się z tym pogodzić”. Przeznaczona dla młodzieży w wieku od 14 do 19 lat, BRIT School for Performing Arts and Technology, jest jedyną w Wielkiej Brytanii państwową, bezpłatną szkołą średnią wyspecjalizowaną w kształceniu adeptów branży muzyczno-estradowej, zarówno przyszłych wokalistów, jak fachowców „z zaplecza” – producentów, dźwiękowców, scenografów, operatorów itp. Podczas dnia otwartego Adele zawiera znajomość z Beverley Tawiah, również kandydatką do tej szkoły. Jak wspomina, „Beverly bardzo mnie namawiała i podobał mi się jej śpiew. Pomyślałam sobie: to jest to, chcę tu chodzić”. Dziwnym zrządzeniem losu Tawiah dołączy później do zespołu należącego do Marka Ronsona, przyszłego producenta Adele.

I tak w roku 2003 Adele zostaje przyjęta do BRIT School. W wywiadzie dla gazety „The Guardian” mówi o niej ciepło: „Była to szkoła pełna dzieciaków tańczących boso na lodowatym dziedzińcu przez bite osiem godzin. O ile moi koledzy z poprzedniej szkoły wyrastali głównie na chuliganów, o tyle uczniom BRIT naprawdę zależało, żeby się rozwijać i być kimś. Budzić się rano i iść do szkoły w takim towarzystwie – to było dla mnie bardzo inspirujące doświadczenie”. A w czasie gdy Adele zaczyna naukę w BRIT School, szkolna kantyna regularnie rozbrzmiewa piosenkami byłej uczennicy, która co prawda nie zrobiła dyplomu, ale właśnie wydała swój pierwszy album pod tytułem „Frank”.

Mowa oczywiście o Amy Winehouse, skądinąd niejedynej eks-słuchaczce BRIT predysponowanej do wielkiej kariery. Chociaż szkoła wyraźnie zastrzega na swej stronie internetowej, że nie jest wylęgarnią gwiazd i nikomu nie gwarantuje sukcesu, grono jej sławnych absolwentów musi robić wrażenie, nawet jeśli pominąć Adele Laurie Blue Adkins. Leona Lewis, Katie Melua czy Kate Nash wyszły właśnie z BRIT, podobnie jak później Katy B i Joe Worricker. Adele nie wszystkich pamięta, chociaż prowadziła w szkole bujne życie towarzyskie. „Taka Leona Lewis musiała się nieźle maskować, skoro w ogóle jej sobie nie przypominam” – zdradza w wywiadzie dla „The Sun”. I dodaje: „Przepadałam za tą szkołą, to fantastyczne miejsce, gdzie można liczyć na prawdziwe wsparcie. Nasze szkolne koncerty i imprezy często biły na głowę wszystko, co w danym momencie było do zobaczenia w Londynie”.

Nie oznacza to jednak, że Adele daje się olśnić plejadzie przyszłych gwiazd wokół siebie. Wręcz przeciwnie, jej późniejszym komentarzom nie brak trzeźwości i krytycyzmu. „Zdarzali się uczniowie naprawdę beznadziejni – wspomina. – I wszyscy obowiązkowo chcieli śpiewać soul! Zawsze będę po stronie rozwijających się młodych ludzi, ale nie takich, co siedzą w tej szkole cztery lata i nic nie reprezentują sobą na początku, a na końcu jeszcze mniej”. Adele jest głęboko przekonana, że szkoła ma niewiele do zrobienia, jeśli chodzi o sam śpiew. „Nikt w BRIT School nie nauczył mnie śpiewać – powie później. – Sama siebie nauczyłam, jak śpiewać, słuchając w domu Etty James. W szkole nauczyli mnie tylko, jak działa ten biznes”.

Co jednak nie oznacza, że przechodzi przez szkołę zupełnie gładko. Od czasu do czasu grozi jej usunięcie z BRIT School, i to z dość żenującego powodu: notorycznych spóźnień. Chociaż mówi o przyjemności budzenia się rano, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Jak sama przyznaje, „nieraz przychodziłam spóźniona o cztery godziny. Zarywałam noce, nie potrafiłam wcześnie zasnąć ani obudzić się na czas”. Szczególnie krytycznym momentem jest planowy, wyjazdowy koncert najbardziej obiecujących uczniów podczas festiwalu w Devon. Adele spóźnia się na miejsce zbiórki, nie jedzie i daje plamę. „To było straszne, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Niewiele brakowało, żeby naprawdę wywalili mnie wtedy ze szkoły”.

A jednak, niezależnie od tego incydentu i innych perypetii ze wstawaniem, mimo zmęczenia dzieciakami „robiącymi na korytarzu przeklęte piruety”, Adele – mając głowę na karku – nie marnuje czasu w BRIT School. Oswaja się przez te lata z praktyczną stroną przemysłu rozrywkowego: studiem nagrań, kontraktami i budżetami, lekturą branżowego magazynu „Music Week”. Podejmuje też mocne postanowienie, że nie da się nikomu oszukać. „Większość artystów nie ma bladego pojęcia o funkcjonowaniu tego rynku – powie później w wywiadzie dla «The Timesa».

– Podsuwają nam kontrakty do podpisania i zakrawa to na żart, tak jakby mówili: «Adele, czy rozumiesz to długie słowo na samym dole?». A ja wtedy odpowiadam: «Tak, proszę pana, oczywiście. Znaczy ono ni mniej, ni więcej, że próbuje mnie pan oskubać»”.

Determinacja Adele, żeby kontrolować swoją przyszłą karierę, idzie w parze z potrzebą rozwijania kreatywności. Opanowuje grę na fortepianie, klarnecie i gitarze, a po latach śpiewania cudzych utworów zaczyna również tworzyć własne. Pierwsza autorska piosenka Adele napisana w wieku 18 lat, „Hometown Glory”, to piękny hołd złożony rodzinnemu miastu, kolebce jej muzycznych ambicji. Jedną z sąsiadek Adele w West Norwood jest wtedy Shingai Shoniwa, obecnie główna wokalistka bluesowo-punkowego zespołu The Noisettes, znanego z żywiołowych koncertów. „Słyszałam ją grającą na saksofonie – wspomina Shoniwa. – Mieszkałyśmy drzwi w drzwi, w jednym domu – kiedyś zawisną na nim dwie tablice pamiątkowe! Niesamowite dni: ona miała pianino, ja perkusję”. W tym mieszkaniu na pierwszym piętrze Adele pisze większość piosenek do swego debiutanckiego albumu „19”.

Ale nawet wtedy nie snuje jeszcze zbyt wielu marzeń o gwiazdorstwie, jeśli w ogóle o chodzi jej to po głowie. „Niektórzy ludzie z naszej szkoły naprawdę parli do kariery. Od razu rzucało się w oczy, jak bardzo byli zdeterminowani. Adele nigdy do nich nie należała”, mówi dla „Rolling Stone” Ben Thomas, szkolny kolega Adele i towarzyszący jej od wielu lat gitarzysta. I dodaje: „Ale ilekroć zaczynała śpiewać, wszyscy od razu milkli i słuchali jej w skupieniu”. Wspominając Adele z czasów BRIT School, Liz Penney, dyrektorka muzyczna szkoły, podkreśla, że już wtedy dała się poznać jako utalentowana piosenkarka. „Dość wcześnie spróbowała własnej twórczości. Często widywaliśmy ją na korytarzu, jak pisała wiersze, brała gitarę i szukała akompaniamentu do swoich tekstów”.

W poświęconej absolwentom części strony internetowej BRIT School można przeczytać: „I właśnie dlatego tak ważne są marzenia… Albowiem wielcy ludzie nie znoszą mierzyć się miarą swoich współczesnych. Muszą się mierzyć miarą własnych wizji… tym, co widzą tylko oni sami. Kreatywni ludzie kreują swoje własne światy”.

Zbliżając się do osiemnastych urodzin, a więc u progu dorosłości, Adele właśnie tak zaczyna robić. Marzenia mogą się urzeczywistnić – jak obiecywała Gabrielle, gdy Adele Laurie Blue Adkins była jeszcze małą dziewczynką. Te dziecięce marzenia trafiły na podatny grunt i teraz mają już z czego wykiełkować. Nadchodzi pora, by Adele ujawniła pierwsze cuda z wykreowanego przez siebie świata.

Rozdział 2

Wyfruwające ptaki

Po sposobie, w jaki niektórzy mnie traktują, można by sądzić, że mam zrobić jakąś „Ciemną stronę cholernego Księżyca1czy cos takiego!”.

Adele, 2008

W maju 2006 roku Adele zdobywa dyplom BRIT School. W tym samym miesiącu urządza imprezę z okazji swoich osiemnastych urodzin w jednym z pubów w Brixton. W pewnym momencie wstaje od stołu i śpiewa – a słucha jej między innymi Nick Huggett, szef działu artystycznego (A & R – Artists and Repertoire) wytwórni XL Recordings.

Zaraz po szkole Adele sama widzi swoją przyszłość w A & R, dziedzinie zajmującej się wyszukiwaniem artystów i sprawowaniem nad nimi pieczy. „Chciałam pomagać innym w sprzedaży płyt”, mówi magazynowi „Rolling Stone”. Właściwie nie powinno dziwić, że nadal nie ma śmielszych planów co do własnej kariery muzycznej. Może pochwalić się zaledwie trzema autorskimi piosenkami: „Hometown Glory”, „Daydreamer” i „My Same”, nagranymi w ramach szkolnego projektu. Jeszcze w roku 2005 jej przyjaciel Lyndon wrzuca demo wszystkich trzech na Myspace, utworzony dwa lata wcześniej portal społecznościowy, ale jak na razie jedynym odzewem jest głucha cisza.

Cóż, należy się po prostu uzbroić w cierpliwość. Na ten sam pomysł i mniej więcej w tym samym czasie – pod koniec roku 2005 – wpada też inna piosenkarka, Lily Allen, która, nie zrażając się brakiem reakcji, sukcesywnie zamieszcza na Myspace kolejne nagrania. I oto po kilku miesiącach wreszcie zostaje dostrzeżona, jej piosenki zaczynają się piąć w górę, a wytwórnia Parlophone, dotąd okazująca młodej wokalistce totalne désintéressement, nagle wpada w ekscytację. W miarę jak rośnie fama portalu jako znakomitego sposobu na odkrywanie nowych talentów, cała branża muzyczna musi potraktować go poważnie i systematycznie śledzić prezentowane tam utwory. W końcu przychodzi kolej i na Adele: jej demo jednocześnie wpada w ucho przedstawicielom i słynnej Island Records, i szanowanej, niezależnej wytwórni XL Recordings. Człowiek z XL odzywa się pierwszy, jednak Adele, nie mając pojęcia, kto zacz, myśli początkowo, że maila wysłał do niej „jakiś internetowy zboczeniec” albo przynajmniej ktoś nawiedzony. W rzeczywistości, jak się wkrótce dowie, XL jest marką wysokich lotów, wydającą renomowanych artystów na miarę White Stripes, MIA, Dizzee Rascala czy Peaches – innymi słowy, ich zainteresowanie świeżo upieczoną absolwentką BRIT School należy uznać za zaszczyt.

Nick Huggett po raz pierwszy słyszy Adele na Myspace, będąc akurat w Barcelonie z Dizzee Rascalem. Jak wspomina, „to był naprawdę niesamowity głos i pomyślałem, że muszę poznać bliżej tę dziewczynę, która od razu wydała mi się wyjątkowa”. Adele tymczasem, żyjąca swoim urodzinowym party i planami rozpoczęcia jesienią studiów w Liverpool Institute for Performing Arts, najzwyczajniej lekceważy drugiego maila od Huggetta. Gorzej, odpowiada mu krótko: „Proszę więcej do mnie nie pisać. Jestem zajęta”. Na co „natręt” odpisuje: „Bardzo przepraszam, chciałem tylko zapytać, czy już ma pani kontrakt?”. A ona na to: „Kontrakt? Jaki kontrakt?” I znowu on: „Czy podpisała pani kontrakt na płytę?”.

Po tej lakonicznej wymianie korespondencji Adele w końcu zgadza się przyjść do siedziby XL, zabierając ze sobą Bena Thomasa w charakterze wsparcia i obstawy. Ciągle nie dowierzając, spodziewa się raczej propozycji stażu w wytwórni i dopiero na miejscu odkrywa, że naprawdę chodzi o jej muzykę. „No i wtedy wpadliśmy w cholerną ekscytację”, powie później, z właściwą sobie bezpośredniością.

Nick Huggett, który założył XL jako londyński nastolatek, poleca Adele Jonathanowi Dickinsowi z menedżerskiej firmy September Management. Dickins ma imponujący muzyczny rodowód: jego dziadek był w latach 50. współtwórcą magazynu NME i pomysłodawcą list przebojów, ojciec pracował z gwiazdami pierwszej wielkości, włącznie z Bobem Dylanem i Dianą Ross. Ale, jak wyzna później Adele, Dickins zostaje jej agentem bynajmniej nie ze względu na swoje koligacje, tylko dlatego że rozśmiesza ją jak nikt inny, nie tylko do łez, ale i „do bólu brzucha następnego dnia”. Co więcej, do podopiecznych Dickinsa należy też Jamie T, przyjaciel Adele poznany przez Myspace, i okazuje się to dodatkowym argumentem za. Między młodymi artystami rodzi się obopólne uznanie: „Zawsze kochałam Billy’ego Bragga, a on (Jamie T) brzmiał dla mnie jak jego uliczna wersja – mówi Adele. – On z kolei odpisał mi, że zachwycił się «Hometown Glory», no i tak to się zaczęło”.

Dickins nie waha się ani chwili przed współpracą z Adele. „Słuchałem jej, rzucałem kilka pomysłów i z reguły rozumieliśmy się w lot – wspomina. – Sprawić, żeby śpiewała, było jednym z najłatwiejszych, najmniej skomplikowanych zadań, jakie kiedykolwiek miałem”. Chociaż Adele pamięta głównie wybuchy śmiechu, Dickins dobrze wie, że znalazł gwiazdę. „Od początku było dla mnie jasne, że to absolutny talent, prawdziwy dar od Boga. Nigdy w życiu nie słyszałem równie wspaniałego głosu”. We wrześniu 2006 roku, mając nadal tylko 18 lat, Adele podpisuje kontrakt z XL Recordings.

W początkach roku 2007 śpiewa w kilku londyńskich pubach, po czym rusza na tournée po Wielkiej Brytanii, w geście wobec innego muzycznego przyjaciela z Myspace: Jacka Peñate, piosenkarza i autora tekstów w stylu rockabilly. „Spotkaliśmy się w mało spektakularnym świecie i zaprzyjaźniliśmy tylko dlatego, że lubiliśmy wzajemnie naszą muzykę na Myspace – mówi Peñate w radiu BBC. – Jesteśmy sobie niesłychanie bliscy”.

Adele użycza swego głosu w piosence „My Yvonne” z debiutanckiego albumu Jacka „Matinée”, a teraz angażuje się w promocję tej płyty. Jak sama twierdzi, spłaca tylko dług wdzięczności za wsparcie, jakiego Peñate udzielał jej od samego początku. „Tak wiele mu zawdzięczam – zwierza się na łamach «The Sun». – Spotkałam Jacka na jednym z jego koncertów i zaprzyjaźniliśmy się natychmiast. Wyszliśmy stamtąd razem, nie spaliśmy przez dwa dni, włóczyliśmy się po Chelsea i King’s Road, szukając czegoś do jedzenia; było naprawdę super. Potem zabrał mnie na tournée, nagrał na swojej własnej płycie. Był przy mnie wcześniej niż ktokolwiek inny”.

Adele świętuje swój kontrakt z rodziną i przyjaciółmi w pubie Duke of Wellington w londyńskiej dzielnicy Notting Hill. Jest szczęśliwa, widzi przed sobą świetlaną przyszłość, nie daje się prosić o śpiew. Ale ledwie wybrzmią ostatnie nuty, wpada w nagły atak paniki: dopiero teraz dociera do niej ogrom pracy do wykonania, i to pracy twórczej! W lutym 2007 roku cały jej repertuar to zaledwie cztery piosenki – w osiem miesięcy po podpisaniu kontraktu na płytę czuje z jednej strony straszliwą presję, z drugiej niemoc i pustkę. Po prostu nie wie, o czym pisać i śpiewać. „Byłam przytłoczona zadaniem, bo nic nie przychodziło mi do głowy – wspomina. – Dopiero po zerwaniu z chłopakiem ni stąd, ni zowąd wylały się ze mnie piosenki”. Do czerwca tegoż roku ma gotowych osiem następnych utworów.

A dlaczego zerwanie? Z najbanalniejszego powodu na świecie: po półrocznym związku Adele odkrywa, że ukochany ją zdradza. „Poszłam do pubu (gdzie przesiadywał) i dałam mu w twarz – opowiada magazynowi «Rolling Stone». – Zostałam wyrzucona za drzwi, biegłam ulicą i nagle zadzwoniły mi w uszach te słowa «chasing pavements»2. Zapisałam je w telefonie, wróciłam do domu i dobrałam do nich trzy akordy”. A na obowiązkowe pytania, co się stało z chłopakiem, odpowiada z rozbrajającą szczerością: „Zostaliśmy przyjaciółmi. I jestem mu wdzięczna, bo wyszłam na tej historii bez porównania lepiej: ja zrobiłam dzięki niej multiplatynowy album, on nadal pracuje w sklepie z telefonami”.

Mimo złamanego serca kariera Adele nabiera rozpędu. W czerwcu nie tylko kończy pracę nad piosenkami do swojego pierwszego albumu, ale i debiutuje w telewizji, robiąc wielki krok w kierunku realizacji dziecięcych marzeń. Telewizja fascynuje ją od dziecka, zwłaszcza jeden program, który, choć nadawany późną nocą, miała prawo oglądać już jako czterolatka: Later… With Jools Holland. Ten cotygodniowy muzyczny show, prowadzony przez byłego keybordzistę zespołu Squeeze, pojawił się na antenie BBC Two w roku 1992 – czyli wtedy, gdy Adele miała cztery lata – i trwa nieprzerwanie do dzisiaj, aktualnie już jako cykl numer 39. W kolejnych odcinkach, których liczba zbliża się do trzystu, ten sam gospodarz gromadzi w studio zarówno uznane, jak i dopiero wschodzące gwiazdy estrady, znakomicie promując te ostatnie. Zaproszenie do Later… na 8 czerwca jest zatem wielkim zaszczytem dla Adele, tym większym, że jako jedna z bardzo nielicznych gości Joolsa Hollanda nie może się pochwalić już wydaną płytą, a cały jej dorobek to tylko kilka nagrań demo. „Kiedy ktoś zwala nas z nóg, musimy go mieć u siebie – tłumaczy krótko producentka programu, Alison Howe, w wywiadzie dla gazety «The Guardian». – Adele jest klasyką sama w sobie, nie daje się nigdzie przypisać, ma po prostu niezwykły głos”. Razem z nią w studio zasiadają Paul McCartney i Björk. Co zrozumiałe, debiut telewizyjny w obecności takich gwiazd musi podwójnie onieśmielać i Adele dosłownie umiera z tremy. „Gdy mama zajrzała do mnie za kulisy, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa – wspomina na łamach «The Timesa». – Musiała się bać, że spadnę z krzesła, zemdleję albo zrobię coś równie głupiego”.

A jednak wychodzi na scenę, czy raczej na parkiet w studio. „Zwykle ustawiają ludzi pośrodku, ale mnie z jakiegoś powodu posadzili na końcu, dokładnie na wprost publiczności, tak że miałam po lewej stronie Björk, po prawej Paula McCartneya, a przed sobą zapłakaną mamę”. Pochyla się na stołku, z gitarą w ręku, włosami wysoko upiętymi w zawadiacki kok i zaczyna śpiewać, na przekór własnym lękom. Porywa słuchaczy przejmującą, akustyczną wersją swojego „Marzyciela” („Daydreamer”).

„Śpiewała prosto z serca serca, naturalnie, niemal naiwnie – powie później Alison Howe. – Można było zauważyć, jak od czasu do czasu drży. Czuło się jej nerwowość i tremę, ale w niczym to nie zaszkodziło występowi, wręcz przeciwnie”.

Przez całe lato i wczesną jesień tego urodzajnego roku Adele nadal koncertuje, wspierając Jacka Peñate oraz Devendrę Banharta, amerykańskiego muzyka neofolkowego, a przy okazji zwracając coraz większą uwagę krytyków na samą siebie. Po wysłuchaniu jej występu w Red Roaster Café w Brighton w ramach Great Escape Festival jeden z dziennikarzy pisze z zachwytem, że „gdy (Adele) otwiera usta, wyfruwają z nich śpiewające ptaki”. Ta metafora zapada w pamięć i ludziom z branży, i zwykłym słuchaczom.

Pod koniec lata Adele spotyka się z ciepłym przyjęciem na festiwalu w Glastonbury, gdzie prezentuje większy zestaw utworów. We wrześniu dziennik „The Guardian” poświęca jej bardzo pochlebny artykuł pod znamiennym tytułem „Watch out, Amy Winehouse!” (Miej się na baczności, Amy Winehouse!). Autor, Paul Lester, wychwala w nim Adele, a o Amy pisze z przyganą, która w świetle późniejszych wydarzeń okazuje się złowieszczym proroctwem: „Biorąc pod uwagę, jak się rzeczy mają z Amy Winehouse, już powinniśmy się rozglądać za następną gwiazdą indie/neosoul/jazzu. Tak na wszelki wypadek. Albowiem nigdy nie wiadomo, kiedy nasza ulubiona się nie-zdobywczyni Mercury Prize najdosłowniej upadnie, pokonana przez ekscesy sławy i uzależnienie od tuszu do tatuaży”.

22 października ukazuje się debiutancki singiel Adele, „Hometown Glory”, wydany w limitowanej serii przez „Pacemaker”, wytwórnię Jamiego T. Na stronie B Adele śpiewa „Fool That I Am”, swój ulubiony przebój Etty James z roku 1961. Okładka przedstawia zdjęcie zamyślonej Adele przy stoliku kawiarnianym. Początkowo singiel nie robi zamieszania na listach przebojów, niemniej powoli rozchodzi się fama o talencie młodej wokalistki. „Nie oczekiwaliśmy po tym singlu zbyt wiele – zdradza Jonathan Dickins na łamach «Music Week» – chociaż byliśmy oczywiście przekonani, że to znakomita piosenka. W prasie i radiu spotkała się zresztą z zadziwiająco dobrym przyjęciem”.

W kilka dni po ukazaniu się „Hometown Glory” Adele – podobnie jak Terry Hall, Sean Lennon i Ricky Wilson – występuje gościnnie na koncercie Marka Ronsona w londyńskim Roundhouse, inaugurującym festiwal BBC Electric Proms 2007. Wspierana przez znakomitą orkiestrę BBC Adele po raz pierwszy śpiewa na żywo „Cold Shoulder”, własną piosenkę wyprodukowaną przez Ronsona do jej przyszłego albumu. I znów osiąga sukces. „Nie mówiono o gwiazdorskim wykonaniu «The Charlatans» przez Tima Burgessa ani o «Kaiser Chiefs» Ricky’ego Wilsona, ani o nieobecności Amy Winehouse czy Lily Allen. Głównym tematem pokoncertowych dyskusji była mało znana piosenkarka soul o imieniu Adele”, pisze Elisa Bray w dzienniku „The Independent”.

22 listopada Adele pojawia się w Union Chapel w Islington obok Willa Younga w ramach Little Noise Sessions, corocznej serii koncertów charytatywnych organizowanych przez fundację Mencap. To z pewnością doniosły moment dla Adele dzielić scenę z artystą, którego kiedyś nazwała swoją pierwszą miłością. „Miałam obsesję na jego punkcie – wspomina. – Byłam przez tydzień zawieszona w szkole za bójkę z fankami Garetha Gatesa. Ale Will w ogóle nie chce uwierzyć, że tak bardzo go kocham’’. Adele jeszcze o tym nie wie, ale nie minie kilka miesięcy, a znów spotka się na scenie z obiektem swojej dawnej fascynacji – i to w znacznie świetniejszych okolicznościach.

Dwa tygodnie później, 7 grudnia, Adele jest ponownie w telewizji, tym razem w programie BBC One Friday Night with Jonathan Ross (Piątkowa noc z Jonathanem Rossem). Ross i jego inni goście – Jerry Seinfeld, Renée Zellweger, Jeremy Clarkson oraz David Walliams i Matt Lucas, gwiazdy popularnego serialu „Little Britain” – umożliwiają Adele odśpiewanie jej ciągle niedocenianej piosenki „Chasing Pavements” przed wyjątkowo licznym audytorium, przekraczającym podczas tej emisji trzy i pół miliona widzów. Nic dziwnego, że od tego momentu zaproszeń przybywa w lawinowym tempie. W dwa dni po programie Rossa Adele występuje na koncercie organizowanym przez BBC Radio 2 Music Club w Shepherd’s Bush. Wybór musiał się okazać dobry, skoro Richard Russell, założyciel XL Recordings, chwalił się niedawno, że Adele była „pierwszą piosenkarką, jaka kiedykolwiek pojawiła się w playliście Radia 2”.