5,04 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 5,90 zł
Wierszem można się bawić, nie zawsze trzeba nim zbawiać. Klatki z codzienności to przede wszystkim my – społeczeństwo i otaczająca nas rzeczywistość. To czasami niezauważalne motywy, rozdarte mapy wydarzeń, damsko-męskie igraszki, pociągi zgubnych relacji, zabawy, skoki w przeszłość, dystans, ironia i humor przeplatające się z poważną refleksją. Tego zbioru ot tak nie zaszufladkujesz. Czytasz kolejne teksty i nagle znajdujesz się między wersami, odkrywasz inne znaczenia dla pozornie powtarzalnych symboli. Wiersze zmieniają się z czytelnikiem – twoje doświadczenia mogą nadać im niepowtarzalnego sensu. Znajdziesz przestrzeń dla siebie – to nie tylko twórca i jego świat, to odautorskie sygnały, opowieści, czasem zaczepki albo małe bitwy.
Kamil Wojciechowski, ur. 1984 w Zgierzu. Ukończyłem studia na Wydziale FTIMS Politechniki Łódzkiej (informatyka) oraz studia podyplomowe w Wyższej Szkole Biznesu w Dąbrowie Górniczej. Od 2003 do 2013 roku byłem członkiem Zgierskiej Grupy Poetyckiej "Nietakt".
Otrzymałem łącznie ok. 30 nagród w konkursach poetyckich o zasięgu regionalnym i ogólnopolskim. Moje teksty ukazywały się w czasopismach, gazetach, antologiach oraz tomikach zbiorowych, tak na papierze, jak i elektronicznie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 17
Klatki z codzienności
Kamil Wojciechowski
© Copyright by Kamil Wojciechowski
Projekt i wykonanie okładki: Kamil Wojciechowski
ISBN 978-83-939304-0-1
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości
lub części publikacji zabronione bez pisemnej zgody autora.
www.kwojciechowski.pl
Żadnych dzikich zachodów, wypadów nad jezioro,butelek wina (choć parę razy zdarzyło się w parku)i żadnych tajemnych, nocnych wyjść na cmentarz,wspólnych wierszy układanych na lekcjach geografii.
Z francuskiego pamiętam tylko „Ma Choute!“, lepki od landrynek język i pełne usta. Gdy budziłaś się w samych spinkach biedronkach odkrywałaś lekko opalone kolana. I jeszcze mina jak po tonicu Kinley. Dzisiaj, gdy siedzimy na rozgrzanym brzegu balkonu nogi ledwo mieszczą się między prętami balustrady. Twoje rajstopy puszczają do mnie oczko. Czyżby przeczuwały, że wkrótce zawisną na poręczy krzesła? Wiesz jak dobrze zaparzyć zieloną herbatę? Ile kilogramów schudłam? Zgadnij. Albo przyjdź przecież od dawna nie mieszkam z rodzicami. Lubię strategie czasu rzeczywistego, więc przyjdę. Łatwe są krzyżówki panoramiczne z Technopolu albo zadania z matematyki stosowanej w obliczaniu dni płodnych. Ciebie nigdy nie umiałem rozszyfrować.
Często siedziałaś nad brzegiem strumienia smukłe i opalone wiejskim słońcem nogi figlarnie pluskały się w chłodnej wodzie. Po szczupłym ramieniu wędrowała biedronka albo białe palce chcące odpocząć po bitwach stoczonych na wielu frontach ciała. Teraz ożywczy strumień zamieniłaś na plastikową miskę, kilka chlustów ciepłej kranówki kisiel owocowy i dzień, w którym listonosz przynosi rentę. Z biedronki mamy tylko dżem, zawsze świeże bułki jakieś ulotki, ani śladu kultur bakterii. Pozostał uśmiech, gdy prosisz o trochę wrzątku - przeżywamy słodkie chwile. Dzieci sąsiadów są oburzone całujemy się na klatce schodowej.
Powiedziała: opowiedz jakąś historię. Niech będzie o tobie i o mnie. Jesteś poetą, a jazakochałam się kiedyś w poecie, był delikatnyopowiadał mi o lepszym miejscui byliśmy przez chwilę jak jednośća wiatr potargał mi włosy.
Powiedziała: byłam w gimnazjum, więc wiem co