EKSPRESS REPORTERÓW. Windykatorzy i komornicy - nielegalne egzekucje w majestacie prawa. Bagsik i Gąsiorowski - Prawdziwa historia Art-B. Kto zabił redaktora Ziętarę - dziennikarskie śledztwo - Dariusz Wilczak, Małgorzata Kolińska-Dąbrowska - ebook

EKSPRESS REPORTERÓW. Windykatorzy i komornicy - nielegalne egzekucje w majestacie prawa. Bagsik i Gąsiorowski - Prawdziwa historia Art-B. Kto zabił redaktora Ziętarę - dziennikarskie śledztwo ebook

Dariusz Wilczak, Małgorzata Kolińska-Dąbrowska

0,0

Opis

EKSPRESS REPORTERÓW to nowa seria wydawnicza ukazująca się w cyklu miesięcznym. W każdym wydaniu publikowane są trzy obszerne reportaże przedstawiające sprawy poruszające opinię publiczną.

W bieżącym wydaniu:

Windykatorzy i komornicy – nielegalne egzekucje w majestacie prawa (Małgorzata Kolińska-Dąbrowska) – o przestępczej działalności polskich komorników i o bierności systemu, czyli wymiaru sprawiedliwości, który im na to pozwala

Bagsik i Gąsiorowski – prawdziwa historia Art.-B (Dariusz Wilczak) – reportaż,  w którym Andrzej Gąsiorowski (współtwórca Art.-B) opowiada o „Operacji Most” – tajnej operacji rządu Polski i Izraela z lat 1990-1992, w której ze Związku Radzieckiego przez Polskę do Izraela wróciło 100 tys. obywateli ZSRR pochodzenia żydowskiego. Reportażem ujawniamy fakt finansowania Operacji przez spółkę Art-B

Kto zabił redaktora Ziętarę – wyniki dziennikarskiego śledztwa (Krzysztof M. Kaźmierczak)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 122

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydanie pierwsze, Warszawa 2015

Wydawca:

Fabuła Fraza Sp. z o.o.

02-495 Warszawa

ul. Apartamentowa 6, lokal B3

www.fabulafraza.pl

[email protected]

Projekt graficzny i łamanie: Igor Majorkiewicz

Korekta: Beata Strzałkowska

ISBN 978-83-941885-1-1

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

WSTĘP

Bez reportażu świat, w którym żyjemy, byłby wielką zagadką. I tak nią jest, ale reportaż próbuje zajrzeć za kulisy. W miejsca, do których dostęp mają tylko nieliczni.

Polski reportaż to ewenement. Niewiele jest na świecie tradycji literackich, w których dokumentalne, reporterskie opisywanie rzeczywistości, tej współczesnej, ale i historycznej, miałoby tak wielkie znaczenie dla Odbiorcy, Czytelnika. I niewiele jest miejsc na świecie, które wydały tak wielu znanych przedstawicieli literatury faktu jak Polska. Ksawery Pruszyński, Melchior Wańkowicz, Ryszard Kapuściński. Te tradycje są nam bliskie. Wokół nich próbujemy zbudować wartość „Ekspressu Reporterów”, który reaktywujemy po latach.

Będziemy się starali co miesiąc pisać o sprawach ważnych, nie tylko aktualnych.

Dobre pióra, inspirujące tematy to nasz przepis na opisanie tego bliskiego, ale i dalekiego świata.

W pierwszym numerze „Ekspressu Reporterów” trzy tematy:

Krzysztof Kaźmierczak, dziennikarz, reporter śledczy, przedstawia swoje, trwające już 23 lata śledztwo w sprawie zamordowania poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Kaźmierczak i Ziętara znali się, pracowali w tej samej redakcji, mijali się w redakcyjnym korytarzu. Kiedy Jarek znikł, Krzysztof – niech nam wybaczy tę opinię – do pewnego stopnia uzależnił się od potrzeby wyjaśnienia, co stało się z nieco młodszym współpracownikiem. Dzięki Krzysztofowi poznajemy odpowiedź na wiele pytań, które zadawała sobie prokuratura. Także dzięki Krzysztofowi, jego determinacji, to oficjalne śledztwo jest w ogóle nadal prowadzone. Drugi temat ma właściwie dwóch autorów: Dariusza Wilczaka, reportera i Andrzeja Gąsiorowskiego, jednego z dwóch, obok Bogusława Bagsika, właścicieli spółki Art-B. Wilczak i Gąsiorowski rozmawiają o czymś, o czym do tej pory właściwie nikt nie napisał.

O Operacji „Most”, o przerzucie przez Polskę do Izraela prawie stu tysięcy osób narodowości żydowskiej z ZSRR. Gąsiorowski, Bagsik wzięli udział w tej operacji. Za ich pieniądze mogła się odbyć. Ten temat jest fragmentem książki pt. „Most”, jaką Wydawnictwo Fronda opublikuje w połowie czerwca tego roku.

Temat trzeci: Małgorzata Kolińska-Dąbrowska, dziennikarka, reporterka ujawnia praktyki komorników, prawników, windykatorów, którzy naginając albo wręcz łamiąc prawo, przeprowadzają egzekucję i zajmują dobra osób, które nigdy nie miały żadnych długów. Wstrząsającym relacjom z tak zwanych egzekucji towarzyszy bierność systemu, czyli wymiaru sprawiedliwości, który dopuszcza łamanie prawa. Okazuje się, że ćwierć wieku po ustanowieniu w Polsce państwa prawa, nadal mamy do czynienia z instytucjami, które reprezentując państwo, niszczą Bogu ducha winną jednostkę.

W sieciwindykatorów i komorników

MAŁGORZATA KOLIŃSKA-DĄBROWSKA

Kiedy człowiek przygląda się temu z daleka – niby wszystko w porządku. Jest jakiś sąd, komornik, jakiś dłużnik. Jest sprawa, która ma jakiś numer. Bywa, że trzeba coś zająć. Przyjeżdża komornik, zajmuje, odjeżdża. Czasem, zanim się obejrzysz, nie masz traktora, samochodu, maszyny. Wstawione do komisu idą od ręki za pół, ćwierć ceny. Byle szybciej.

Jest system nazywany wymiarem sprawiedliwości. Ale kiedy człowiek przyjrzy się temu z bliska, widać, że coś jest nie tak, że system nie jest doskonały i nie jest sprawiedliwy. Bo co to za sprawiedliwość, kiedy komornik ma prawo zrobić wszystko, no może prawie wszystko, a dłużnik nic, tylko siedzieć i patrzeć. System zarzuca sieć i w tę sieć wpadają ofiary jak leci. Każdy, kto jest pod ręką, każda rzecz, która komornikowi wpada w oko. Bywa i tak, że nie masz żadnego długu, a mogą cię zlicytować. Więc gdzie tu doskonałość, a tym bardziej sprawiedliwość.

Jak Bogu ducha winny Zaremba stracił swój piękny, nowy ciągnik

Zaczęło się w Kulanach, niewielkiej wsi niedaleko Mławy, na północnym Mazowszu. Rolnik Radosław Zaremba ma tam 11-hektarowe gospodarstwo. Miał też ciągnik. Już nie ma.

Zaremba mieszka przez płot ze szwagrem. Dwa domy, dwa oddzielne adresy. Dwie rodziny, żadnych wspólnych interesów ze szwagrem. Zameldowani też są każdy w swoim domu. Domów nie da się w dodatku pomylić, bo Zaremby otynkowany na różowo, a szwagra na zielono. Jeszcze parę innych rzeczy ich różni. Na przykład ta, że Zaremba nigdy nie miał długów, a szwagier, niestety, ma, wobec Firmy Nasiennej „Granum” w Wodzieradach.

Jest 7 listopada 2014 roku, rano i Zaremba za chwilę, przez długi szwagra, straci swój prywatny ciągnik, chociaż nie powinien stracić niczego.

W ten listopadowy poranek Zarembów nie ma w domu. Po gospodarstwie kręci się teściowa. Na podwórko czarnym samochodem wjeżdża asesor sądowy Michał K. (nie mogę podać jego nazwiska – prokurator postawił mu zarzuty, więc polskie prawo pozwala podać tylko inicjał nazwiska). K., który parkuje na podwórku Zaremby, reprezentuje łódzką kancelarię komorniczą należącą do Jarosława Kluczkowskiego. Parkuje zaraz za stojącym przed oborą traktorem, tak, żeby nie dało się nim odjechać albo na przykład uciec. Chociaż niby dlaczego Zaremba miałby uciekać swoim traktorem ze swojej posesji przed komornikiem, skoro nie ma żadnych długów? Nie wiadomo.

Komornik K. wysiada, wchodzi do domu, ale nie do domu zadłużonego szwagra, tylko do domu Zarembów. I rozpoczyna egzekucję. Kręci się po pokojach. To tu zajrzy, to tam, szuka kluczyków do ciągnika i dowodu rejestracyjnego maszyny. Nie znajduje. Za nim, krok w krok chodzi teściowa Zaremby. Tylko ona jest w domu. Najpierw cierpliwie tłumaczy, że traktor należy do Zaremby, że to jakaś pomyłka. Nic nie pomaga. Nawet to, że w końcu teściowa mówi komornikowi: „Wynoś się pan z naszego domu, bo pan tu bezprawnie jesteś”. Komornik nie słucha. Będzie zajmował traktor Zaremby. Siada przy stole, spisuje protokół, teściowa wystraszona, nie wie co robić, bo choć tłumaczy, że doszło do pomyłki, komornik nie słucha. Teściowa bierze za telefon, dzwoni po Zarembę i po syna. On jest dłużnikiem. Przyjeżdżają. Zaremba jest pewien, że pomyłkę zaraz wyjaśni. Ale gdzie tam. Tłumaczy komornikowi:

– To mój ciągnik, stoi pod moją oborą, proszę spojrzeć, dokumenty na mnie, dowód rejestracyjny na mnie, a tu faktura zakupu z dotacji Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.

Ale komornik, właściwie asesor komorniczy K., na nic nie patrzy. Za to Zaremba widzi, że sprawa poważna, bo pojawia się laweta, podjeżdżają pomocnicy komornika-asesora, zjawia się policja, w razie czego, gdyby Zaremba zaczął się awanturować, chociaż on się akurat wcale nie awanturuje. Jest po prostu tak zdziwiony, że nie może się ruszyć.

Załadunek. Traktor Zaremby już stoi na lawecie. Po podwórku kręcą się jeszcze jacyś ludzie. Jest kobieta, do której ci ludzie mówią ,,pani Aniu”, widać się znają, jest kilku mężczyzn. Między innymi niejaki Kubalewski, Grzegorz Kubalewski, którego komornik ustanawia nadzorcą zajętej maszyny, czyli w tym przypadku traktora. Zaremba cały czas stoi i nie wie co ma robić. Czeski film. Nie wiadomo, o co chodzi. W końcu prosi policjantów o pomoc, cierpliwie tłumaczy. Ale co policjanci mogą zrobić. Dostali rozkaz ochraniać urzędnika państwowego, to ochraniają. Nie dostali rozkazu: słuchać, co ma do powiedzenia pan Zaremba. Robią swoje.

Właściwie to już jest po sprawie. Zajęty traktor odjeżdża lawetą. Komornik i cała reszta też się wynoszą. To samo policja – nie ma przecież już nic do roboty. Na podwórku zostaje Zaremba z teściową. Stoją, jakby ich przybiło do ziemi. Po jakimś czasie zdziwią się jeszcze bardziej, kiedy zobaczą, że odebrany traktor został przez komornika wyceniony zaledwie na 40 tysięcy złotych. Mimo że kupiony niedawno, półtora roku temu, a na fakturze zakupu stało jak byk: 94 tysiące.

Ale tamten listopadowy dzień dopiero się zaczynał. Komornik ze swoją świtą prosto od Zaremby rusza dalej, do Gostynina, odebrać pojazd następnemu człowiekowi, który, jak Zaremba, nie ma żadnych długów.

Nowa ofiara komornika to Przemysław S., a dokładniej polsko-francuska firma, w której jest prezesem. Żadnym tam udziałowcem czy współwłaścicielem. Po prostu jej najemnym szefem. S. woli nie podawać swojego nazwiska. Trochę się obawia. Woli dmuchać na zimne. Nigdy nic nie wiadomo. Szczególnie po tym, co przeżył. Bo tego samego dnia, kiedy Zaremba stracił ciągnik, Przemysław S., a właściwie firma handlująca materiałami budowlanymi, w której pracuje, straciła toyotę auris. Oczywiście samochód używał S. Ale tak naprawdę nie chodziło o niego. Dłużnikiem była jego żona.

Miała trzy tysiące długu w firmie Granum – tej samej, której dłużnikiem był szwagier Zaremby. Te trzy tysiące to już zresztą ostatnia część zobowiązania. Resztę spłaciła. Dług pojawił się kiedyś, gdy jej przedsiębiorstwo było podwykonawcą przy budowie autostrady i jak wiele innych, małych firm nie dostało zapłaty za wykonane prace. W końcu splajtowało.

Asesor K. na początek przeszukuje mieszkanie Przemysława S. Chodzi, zagląda, ocenia. Szuka. Przemysław S. ma z żoną od 2004 roku rozdzielność majątkową i oddzielny, ustanowiony sądownie, majątek. Prowadzą dwie odrębne firmy. Wszystko bardzo łatwo sprawdzić. Jeśli się chce sprawdzić. Przemysław S., podobnie jak Zaremba parę godzin wcześniej, uważa, że doszło do pomyłki. Na pewno zaraz wszystko zostanie wyjaśnione. No bo to wygląda na absurd. K. chce odebrać samochód należący do firmy, w której pracuje Przemysław S., za niewielki, niespłacony jeszcze dług żony, z którą w dodatku ma rozdzielność majątkową. Przemysław S. wyciąga dokumenty, pokazuje komornikowi, tłumaczy jak chłopu na granicy sytuację. Nic. Nie dociera.

Powtarza się scenariusz z obejścia Zaremby. Umówiona laweta już czeka. Czeka kandydat na tak zwanego dozorcę zajętego majątku, ten sam co u Zaremby, czyli Kubalewski. Jest i tajemnicza blondynka, do której wszyscy mówią: pani Aniu. Pani Ania znów kręci się po podwórku, tym razem podwórku S., zagląda w kąty, może chce coś znaleźć do zajęcia, nie wiadomo, w każdym razie panoszy się, jakby była u siebie.

Ekipa asesora K. wpycha auto na lawetę, odjeżdża i tyle ją widać. Przemysław S. czuje się w tej chwili mniej więcej tak samo, jak Zaremba – nic nie rozumie. Właściwie takie rzeczy w państwie prawa nie mogą się zdarzyć. Ale się zdarzyły. Z tym że Zaremba postanowił, że nie odpuści. Rolnik, chłop z dziada pradziada, poszedł na wojnę z systemem. Zaczął od mediów.

W taki sposób poznałam Zarembę, a po nim następne osoby, które nigdy nie miały długów, ale stały się ofiarami komorników.

Dzikie historie: dlaczego zajęliście mi mojego quada?

Dziś znam już historie ośmiorga poszkodowanych. Zgłaszają się następni. To ci, którzy postanowili poskarżyć się mediom. Czy są inni? Pewnie tak. Pewnie czekają. Może boją się systemu, bo wygląda na to, że system istnieje. Dokumenty komornicze i sądowe, te, które otrzymałam od poszkodowanych, świadczą, że mamy do czynienia z systemowym pomysłem na szybką egzekucję.

System działa w uproszczeniu tak: gdy komornik ma kłopot z zajęciem czegokolwiek, co należy do dłużnika, zajmuje coś, co do dłużnika nie należy. To coś może na przykład stać na podwórku sąsiada, może też należeć do kuzyna, szwagra, ciotki, stryjka lub teściowej, jeden Bóg wie, do kogo jeszcze. Komornik znajdzie przepis, którego interpretacja pozwala mu na zajęcie. Zanim ofiara złoży zażalenie, zajęte dobra trafiają do komisu zaprzyjaźnionego z komornikiem lub z firmą windykacyjną współpracującą z komornikiem. Oczywiście można dochodzić swoich praw. Niektórzy tak robią i odzyskują pieniądze zamiast bezprawnie odebranego samochodu czy traktora. Inni bezradnie czekają w nadziei, że system sam naprawi popełniony błąd. Nic z tego. System dlatego działa sprawnie, bo w swoim absurdzie bywa skuteczny. Moi rozmówcy stali się jego ofiarami.

Nie mieli i nie mają długów, nie było też wystawionych na ich nazwiska tytułów wykonawczych, co oznacza, że komornik nie miał żadnego powodu zajmować ich ruchomości. A jednak zajmował, zabierał i sprzedawał. W tym miejscu zamierzałam napisać „nie miał żadnego prawa zajmować”, ale okazuje się, że prawo to on być może miał.

– Komornik ma prawo dokonać zajęcia ruchomości będącej, w jego ocenie, we władaniu dłużnika – tłumaczy mi Monika Janus, rzeczniczka prasowa Krajowej Rady Komorniczej, gdy pytam o kolejne osoby pokrzywdzone. Zgodnie z przyjętą przez Krajową Radę Komorniczą zasadą, w imieniu każdego komornika wypowiada się rzecznik KRK lub rzecznik jego izby komorniczej. – Komornik nie jest uprawniony do badania, czy dłużnik jest właścicielem zajmowanej rzeczy. Stwierdza jedynie, że dłużnik włada daną rzeczą, co oznacza faktyczne korzystanie, dysponowanie przedmiotem bez względu na stosunek prawny władającego do zajmowanej rzeczy – mówi Janus.

Teoretycznie więc można sobie wyobrazić następującą scenkę: komornik wpada do warsztatu samochodowego, bo właściciel warsztatu ma dług, i zajmuje auto albo motor klienta zostawiony do naprawy. Bo mechanik naprawia go, więc auto czy motor są w jego władaniu. Ale przecież to absurd, taka historia nie może się zdarzyć. A jednak się zdarzyła. To jest historia Tomasza Strączyńskiego z Będzina, którą opowiedział polsatowskiej „Interwencji”.

Strączyński we wrześniu 2011 roku oddał na przegląd swojego quada. Odebrał go spokojnie po kilku dniach, a po kilku miesiącach okazało się, że jego czterokołowiec jest zajęty przez komornika. To było tak: kiedy quad stał sobie spokojnie w warsztacie, przyszedł komornik, zajął parę pojazdów, między innymi pojazd Strączyńskiego. Oczywiście Strączyński nie był niczyim dłużnikiem. Za to właściciel warsztatu tak. Wprawdzie quad nie został odholowany albo wzięty na lawetę, ale w protokole komorniczym został wpisany jako zajęty.

Wkrótce po tym dziwacznym przypadku Andrzej Kulągowski z  Rady Izby Komorniczej w Warszawie tak tłumaczył zasady, którymi powinien się kierować komornik:

– Komornik kieruje pismo do właściciela, aby był uprzejmy ustosunkować się do zajęcia, otwierając mu drogę do załatwienia tej sprawy na poziomie wierzyciel – komornik – właściciel ruchomości lub otwiera drogę do postępowania przeciwegzekucyjnego o wyłączenie owej ruchomości spod zajęcia komorniczego.

Ten urzędowy język, skomplikowany, niejasny, trzeba skonfrontować z przepisami prawa.

Jest pewien artykuł Kodeksu Postępowania Cywilnego. Artykuł ma numer 845 i paragraf 2. Na niego powołują się komornicy. Brzmi tak: „Zająć można ruchomości dłużnika będące bądź w jego władaniu, bądź we władaniu samego wierzyciela, który do nich skierował egzekucję. Ruchomości dłużnika będące we władaniu osoby trzeciej można zająć tylko wówczas, gdy osoba ta zgadza się na ich zajęcie albo przyznaje, że stanowią one własność dłużnika, oraz w wypadkach wskazanych w ustawie”. Dwa rozbudowane, ale stosunkowo proste zdania. Trudno ich nie zrozumieć. Nie jest w nich napisane, że można zająć ruchomość komukolwiek, jeśli jest we władaniu dłużnika. Nigdzie w całym KPC nie znajdziemy przepisu mówiącego wprost o zajmowaniu majątku osoby trzeciej.

– Ale taka jest wykładnia prawna tego przepisu – wyjaśnia rzeczniczka Janus.

Czyja wykładnia? Jak w ogóle może być stosowana, skoro nie znajduje oparcia w przepisach prawa? Nie wiadomo.

Sytuacja jak z „Procesu” Kafki. Albo z „Paragrafu 22” Josepha Hellera: „Był więc tylko jeden kruczek – paragraf 22 – który stwierdzał, że troska o własne życie w obliczu realnego i bezpośredniego zagrożenia jest dowodem zdrowia psychicznego. Orr był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. Orr byłby wariatem, gdyby chciał dalej latać i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać; ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać.”

Ofiary komorników musiały się czuć podobnie jak bohaterowie Hellera. Nie było tylko paragrafu 22. Był inny.

– Artykuł 845 paragraf 2 jest w oczywisty sposób nadinterpretowany. Szczególnie tam, gdzie mowa jest o władaniu. Ale przecież dowolna interpretacja pozwala komornikowi sięgnąć po majątek każdego i nieważne, czy ten ktoś ma długi, czy ich nie ma – komentuje mecenas Lech Obara, pełnomocnik większości poszkodowanych. – To zresztą nie jedyny artykuł Kodeksu Postępowania Cywilnego, który, jeśli się go sprytnie wykorzysta, umożliwia prowadzenie „błyskawicznej egzekucji” z majątku niedłużnika. Kiedy sięgniemy jeszcze po zapomniany i niestosowany latami przepis o sprzedaży bez licytacji, tylko w drodze komisu, i połączymy go z art.864 KPC, który mówi, że komornik może sprzedać ruchomość już ósmego dnia od zajęcia i wcale nie musi czekać na decyzję sądu w sprawie skargi na bezprawność czynności komornika lub w sprawie powództwa o zawieszenie postępowania, osiągniemy taki właśnie efekt, z jakim mieliśmy do czynienia w sprawach moich klientów. Wszystko to razem pozwala na ekspresowe egzekucje z majątku osób niezadłużonych. A niektóre kancelarie komornicze i niektórzy windykatorzy wyspecjalizowali się, można by powiedzieć, w ekspresowych egzekucjach – komentuje Obara.

Te same firmy, te same nazwiska

Ekspresowe postępowania egzekucyjne prowadzili czterej łódzcy komornicy. Wszyscy pracowali na zlecenie Kancelarii Prawnej „Sokrates”. Jej szef, mecenas Janusz Kaczmarek, chwali się, że współpracuje ze 160 komornikami. Najsławniejszym z nich jest oczywiście Jarosław Kluczkowski, komornik przy Sądzie Rejonowym Łódź-Śródmieście, członek Krajowej Rady Komorniczej.

W aktach postępowań komorniczych