Niebieski Kot - dziewczyna w masce - Łukasz Janowicz - ebook

Niebieski Kot - dziewczyna w masce ebook

Łukasz Janowicz

5,0

Opis

Za dnia uczennica warszawskiego liceum, w nocy utalentowana hakerka. W dniu rozpoczęcia roku szkolnego dziewczyna dostaje wiadomość od anonimowego nadawcy. To obróci jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Zaczyna się od trudnego zadania: wykraść ważne dokumenty znanemu politykowi. Czy zwykła nastolatka, jaką można spotkać każdego dnia na ulicy, podoła tej misji? Tymczasem rosyjskie laboratorium prowadzi badania nad ludzkim genomem, aby stworzyć zabójców idealnych. Czy główna bohaterka, będąc adoptowana od tajemniczych ludzi dla losowej rodziny jest tego owocem?

 

 

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 297

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
anet66

Nie oderwiesz się od lektury

Mocna 💥 Polecam
10



ŁUKASZ JANOWICZ

TOM 1

DZIEWCZYNA W MASCE

Kraków 2022

Copyright © Łukasz Janowicz, 2022

ISBN 978-83-946407-6-7

Wydanie pierwsze

Redakcja:

Janusz Muzyczyszyn

Korekta, skład, przygotowanie okładki: www.kortekst.pl

Fotografie na okładce:

Łukasz Janowicz

Spis treści

Prolog _____________________________ 7

Rozdział pierwszy

Nowy początek _____________________ 12

Rozdział drugi

Propozycja ________________________ 18

Rozdział trzeci

Anonimowi ________________________ 29

Rozdział czwarty

Dwie twarze _______________________ 49

Rozdział piąty

Dziewczyna w masce ________________ 70

Rozdział szósty

Za dużo tego _______________________104

Rozdział siódmy

Baza ______________________________112

Rozdział ósmy

Wielki skok ________________________138

Rozdział dziewiąty

Przesłuchanie ______________________157

Rozdział dziesiąty

Przygotowania _____________________169

Rozdział jedenasty

Rozprawa _________________________193

Rozdział dwunasty

Witaj, mamo _______________________244

Epilog ____________________________252

―― 5 ――

Prolog

20.08.2019 r.

15:00

Wróciła prosto z imprezy do swojego pokoju, przymknęła za sobą drzwi i wskoczyła na niepościelone łóżko. Usiadła pod ścianą z podkulonymi nogami, a głowę oparła o kolana. Oczy miała załzawione, wciąż nie ściągnęła kociej maski, która za-słaniała jej pół twarzy. Na moment spojrzała na ciemny ekran komputera. Zaczęła nerwowo mierzwić swoje niebieskie włosy.

Wstała, rozejrzała się po wnętrzu pokoju; jeżeli można nazwać pokojem to, co ona nazywała królestwem albo bazą dowodzenia.

Gdyby nie lekko uchylone drzwi, panowałyby w nim egipskie ciemności. Od lat nie odsłaniała zasłon okiennych ani rolet. Na dywanie leżały niedojedzone obiady, pączki, zgniecione paczki po chipsach oraz wiaderko z moczem, ponieważ nie chciało jej się chodzić do toalety. Zaczęła się zastanawiać, co powinna teraz zrobić. Powoli przeszła do przedpokoju. Od razu poczuła na sobie dwa dziwne spojrzenia siedzących w kuchni grubego ojca oraz chudej matki. Nie odwróciła się w ich stronę, wpatrywała się w podłogę. Nie miała ochoty zaczynać z nimi rozmowy.

– Sandra – odezwała się spokojnie matka, ale dziewczyna, mimo iż usłyszała, nie odwróciła się. Dopiero po chwili spojrzała na nią kątem oka.

– Jednak wiesz, jak mam na imię – syknęła. – Uroczo! –

dodała głośniej.

– Siedzisz cały czas zamknięta w pokoju, nie kontaktując się ani z nami, ani ze światem zewnętrznym. W ogóle nie

―― 7 ――

reagowałaś, gdy próbowaliśmy ci pomóc. Gdybyś skończyła szkołę… – powiedział ojciec. Oboje z matką patrzyli na stojącą w przedpokoju córkę.

– Coś jeszcze? – spytała. – Czego jeszcze chcecie lub ocze-kiwaliście? Wciąż nie słyszę pytania, czego ja chcę. Czego, do kurwy nędzy, ja bym chciała! A wiecie czego? – Spojrzeli na nią pytająco. – Umrzeć! – Ucięła rozmowę i nie słuchając dalszych bełkotów, złapała stojące w przedpokoju wojskowe trepy i wybiegła z mieszkania. Włożyła je bez zawiązywania dopiero na klatce schodowej. Zbiegła po schodach i opuściła kamienicę.

――  —―

Szła noga za nogą po trawniku. Czuła się dziwnie. Jednak jak inaczej może się czuć człowiek, który większość życia spędził w swoim ciemnym pokoju. Sandra jak dotąd właściwie cały czas wychowywała się sama, cały czas odczuwa też samotność. Matka jest bezrobotna, a jej jedyne hobby to picie alkoholu. Właściwie nie okazuje zainteresowania swojej córce, a gdy próbuje, co zdarza się niezwykle rzadko, to i tak kończy się to katastrofą. Ojciec jest kierowcą tira. Kiedy do-staje zlecenie, to nie ma go w domu całymi tygodniami.

Dziewczyna dobrze znała swoje osiedle, więc od razu skierowała kroki w stronę placu zabaw. Minęła typową w tych kamienicach bramę przejściową. Jedną z tych, w których stoją menele i piją wino patykiem pisane. Jak zwykle stało w niej kilku nieciekawych typów. Jeden z nich tylko zerknął

na dziewczynę, reszta była bardzo zajęta opowieściami nie z tej ziemi. Dziewczyna szybko przeszukała kieszenie prze-tartych jeansów. Wyciągnęła paczkę papierosów i zapalniczkę, które wcześniej ukradła z kuchni. Zajrzała do środka, były

―― 8 ――

Prolog

w niej cztery grube czerwone LM-y. Dotarła do placu zabaw.

Nałożyła na głowę kaptur niebieskiej bluzy z napisem Live todie 1. Usiadła na oparciu ławki, a nogi oparła na siedzisku, jak typowe nastolatki, którym z niewiadomej przyczyny właśnie tak jest wygodniej. Wyciągnęła jednego papierosa, zapaliła go i schowała paczkę wraz z zapalniczką do kieszeni. Zamknęła oczy i pogrążyła się w myślach. Zastanawiała się, co tak kur-czowo trzyma ją przy życiu, w którym sama nie widzi sensu.

„Może muszę coś jeszcze zrobić” – pomyślała.

Podszedł do niej typek, który wcześniej na nią zerknął

w bramie.

– Ciekawy tatuaż – rozpoczął rozmowę.

Dziewczyna otworzyła oczy i otaksowała go wzrokiem.

Z prawej strony twarzy miała tatuaż przedstawiający symbol alchemii, coś, co przypominało pentagram, ale było wzboga-cone w o wiele więcej kółek i symboli. Widać było tylko jego połowę, bo wciąż miała maskę.

– Za to twój jest ohydny. Sam go robiłeś? – spytała pogar-dliwie, patrząc wymownie na jego obitą gębę, na której nie było ani śladu tatuażu.

– Dowcipna jesteś, laleczko. Wszystkie niskie smarkule są takie bezczelne? – spytał, nie spuszczając z niej wzroku.

Sandra zaciągnęła się papierosem, wstała z ławki i z premedytacją wypuściła mu dym prosto w twarz. Zaczął kaszleć, wtedy pstryknęła w niego petem. Kopnęła go ciężkim butem w krocze, a gdy się skulił, poprawiła kolanem w głowę.

– Zrobiłam ci więcej obrazków na twarzy. A teraz spier-dalaj! – krzyknęła zdecydowanym głosem. Nieznajomy nie dawał oznak, że zamierza wstać. Został znokautowany.

1 Żyć, by umrzeć (ang.).

―― 9 ――

„Koniec z czatem. Muszę wziąć się za siebie. Zrobię to tylko dla mnie. Dla nikogo innego” – postanowiła i ruszyła w stronę domu. „Kilka szczegółów: tatuaż, kolczyk w prawym uchu, ten w pępku i kolor włosów, zostają. Niech mnie cmokną w dupę, jak się komuś to nie podoba! Muszę zrobić liceum. Mam szesnaście lat. Zdążę. Tylko gdzie, do cholery jasnej, mam wryte świadectwo z gimnazjum…” – zaczęła się zastanawiać, patrząc w chmury. Weszła do swojej klatki schodowej. Dotarła do drzwi na trzecim piętrze, chwyciła za klamkę i drzwi się otworzyły. Nie były zamknięte na klucz.

Z przedpokoju zajrzała do sypialni rodziców, spali. Przeszła na palcach do swojego pokoju i po cichu zamknęła za sobą drzwi. Ściągnęła maskę z twarzy, położyła ją na biurku przy komputerze, zdjęła buty i kopnęła je w kąt. Wykonała pierwszy krok: odsłoniła okna i podciągnęła roletę. Wpuściła światło do wnętrza pokoju.

„Trzeba znaleźć dokumenty. Pewnie są pod łóżkiem, w kartonie z papierami” – pomyślała. Schyliła się i zajrzała pod łóżko. Było tam pełno kurzu, od którego momentalnie kichnęła. Wysunęła karton i otarła go z paprochów. Wzięła z biurka nożyk, rozcięła taśmę klejącą, którą było zaklejone pudło. Otworzyła – było prawie puste.

– Ech, niezbyt dużo osiągnęłam – mruknęła i wzięła do ręki pierwszy z wierzchu dokument: dyplom za zdobycie piątego stopnia w krav madze2. – Trudno, jakoś to wszystko uzupełnię.

Położyła dyplom na podłodze obok pudła i sięgnęła po świadectwa. Jako pierwsze było końcowe z gimnazjum. Niżej 2 Krav maga – system walki, który został opracowany dla sił obronnych Izraela. Składa się z kombinacji najbardziej skutecznych technik pochodzą-

cych z różnych sztuk walczenia. Stopnie w krav madze zdobywa się od siód-mego do pierwszego.

―― 10 ――

Prolog

dojrzała świadectwa z podstawówki. Ją jednak interesowało to gimnazjalne. Przejrzała je i zrobiło jej się przykro, gdy zauważyła swoje stopnie. „Popisałam się, nie ma co. Ciul z tym, ważne, że zdane. Może gdzieś mnie przyjmą” – pomyślała.

Przeciągnęła się, położyła świadectwo na blacie, a resztę schowała do kartonu i wepchnęła pod łóżko. Usiadła na krześle przy biurku, wzięła świadectwo do ręki i zaczęła je analizować. Jedyny przedmiot, z którego miała ocenę dobrą, to informatyka. Od zawsze miała do tego smykałkę. Na komputerze była w stanie zrobić wszystko. To był jej konik. Odło-

żyła świadectwo i poruszyła myszką komputera. Monitor się zaświecił, pokazując pulpit. Na tapecie miała ustawione dwa skrzyżowane pistolety z tłumikami. Otworzyła przeglądarkę, by znaleźć dla siebie liceum w Warszawie. Westchnęła.

– Trudno będzie z takimi ocenami. Zachowanie nieod-powiednie, prawie naganne, najgorsze. Wszystko przez to, że wygarniałam im prawdę na lekcjach. No ale do osiemnastego roku życia mam prawo się uczyć. Jak już mnie gdzieś przyjmą, to skończę. Mamy drugą połowę sierpnia. Muszę się pospieszyć.

―― 11 ――

Rozdział pierwszyNowy początek

2.09.2019 r.

8:00

Ubiór odświętny jest dla Sandry odpychający. Nigdy nie lubiła się stroić, posiadała jednak własny styl, powszechnie uważany za buntowniczy. Zazwyczaj ubierała bluzy z logo jakiegoś zespołu rockowego, skórzane kurtki lub jeansowe kamizelki zwane katanami, takie z obciętymi rękawami i ozdobione licznymi naszywkami. Natomiast na taką okoliczność jak rozpoczęcie roku szkolnego musiała się przeła-mać w kwestii swojego stylu i ubrać się galowo.

Przesuwała wieszaki w szafie w poszukiwaniu czegoś, co się nada. Zazwyczaj na taką okoliczność wymagana jest biała koszula. Tak też doradziła jej matka.

– Czy na pewno jesteś zdecydowana? Chcesz tego? –

spytała, stojąc w drzwiach jej pokoju. – Może jak skończysz osiemnaście lat, pójdziesz do liceum dla dorosłych, co? –

dopytywała. – Masz problemy emocjonalne. Boję się, że cię szybko wyrzucą, że nie podołasz.

Dziewczyna jej nie słuchała, tylko wyciągnęła wiszącą w szafie białą koszulę.

– Biorę tę – zdecydowała, nie zwracając uwagi na wątpliwości matki.

– To się uszykuj. Masz godzinę do wyjścia. Kiedy skoń-

czysz, dam ci coś. To będzie prezent ode mnie i od taty.

Daj mi tę koszulę. Wyprasuję ci ją przynajmniej, a ty idź

i się przygotuj.

―― 12 ――

Nowy początek

Skinęła, poszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi na zamek. Zapaliła światło, zdjęła piżamę, oparła się o umywalkę.

Spojrzała w lustro. Wszystko można ukryć na twarzy, ale nie zmęczenie psychiczne albo podkrążone oczy. Zrobiła sobie lekki makijaż, głównie oczu, używając do tego czarnej kred-ki. Wyszczotkowała zęby, pod kranem wypłukała usta. Niebieskie włosy związała bez czesania czarną gumką w kucyk.

Lubi, jak są lekko nastroszone. Opuściła łazienkę, zabrała od matki koszulę. Włożyła ją, pozapinała wszystkie guziki z wy-jątkiem ostatniego. Wzięła jeansy wiszące na fotelu i wcisnęła je na tyłek. Poprawiła wszystko, by było idealnie równo.

– I jak? – spytała rodziców.

– Nie do poznania. Jak nie ty – odparł ojciec.

Oboje z matką podeszli do córki i podali jej prezent owinięty w ozdobny kolorowy papier z naklejoną kokardką.

– Co to jest? – spytała zaskoczona.

– Sama zobacz – odpowiedziała matka.

Wzięła od niej paczkę i wyciągnęła pudełko ze smartfo-nem Samsung Galaxy S8 i starterem Orange.

– Telefon – powiedziała zdziwiona. – Nie ma to jak stawiać pierwsze kroki do nowego uzależnienia.

– Od dawna nie masz telefonu. Chcesz zacząć nowe życie, to musisz mieć kontakt ze światem. Telefon to dobry sposób na to – wyjaśniła matka. – Jest już aktywny – dodała.

Sandra usiadła na chwilę przy stole. Pooglądała prezent i podłączyła słuchawki. Następnie schowała go do kieszeni.

– My już wpisaliśmy sobie twój numer w telefonach, a tobie nasze. Odzywaj się. Niedługo masz urodziny, a wiesz, jaką mam pracę. Wyjeżdżam, więc telefon może ułatwić nam kontakt – dodał ojciec. Matka poszła do toalety i Sandra została z ojcem sama przy stole. – Ja popieram twoją decyzję odnośnie

―― 13 ――

Rozdział pierwszy

tej szkoły. Jestem dumny, że tak dojrzale zadecydowałaś. Mam nadzieję, że dasz radę i wyrośniesz na mądrą dziewczynę.

– Dzięki tato, ja wiem, że ty zawsze lepiej się ze mną doga-dywałeś niż matka. Przepraszam, że razem z nią przy okazji ignorowałam ciebie. Ty tak serio na to nie zasłużyłeś, chciałeś dobrze. Od ciebie mam więcej zrozumienia.

– Chcę ci powiedzieć, że chociaż nie najlepiej to okazywa-

łem, to mi zależy na tobie. Chcę też, byś mnie zrozumiała. To, że mnie często nie ma i trudno ci samej z matką, na pewno odbija się na tobie. Ale wiedz, że nie ma dnia, bym wtedy nie był myślami z tobą tutaj w domu, nie myślał o tym, co robisz.

Często nie mam zasięgu i nie mogę do ciebie dzwonić, bo mam kiepski telefon. Ale proszę, dostałaś komórkę, bądźmy w jakimkolwiek kontakcie, jak wyjadę. Zadzwoń parę razy do mnie, postaram się odebrać. Dzwoń z każdym problemem, kiedy chcesz. Jak coś się będzie działo, zrobię wszystko, by przyjechać do ciebie najszybciej jak się da. Pamiętaj, że mo-

żesz na mnie liczyć, pomimo że jestem tylko ojcem adopcyj-nym. Nie martw się. Matka nie musi o tym wiedzieć. Zaufaj mi. Tak bardzo bym chciał, żeby nasze relacje się poprawiły.

Ja naprawdę bardzo cię kocham, córeczko. To co, umowa?

– spytał, wyciągając do niej rękę. Sandra także wyciągnęła powoli swoją i choć niepewnie, to się zgodziła i uścisnęła podaną dłoń.

– Umowa, postaram się dzwonić – odpowiedziała. W tym momencie matka wróciła. – Dobra muszę się zbierać –

stwierdziła Sandra.

―― 14 ――

Nowy początek

――  —―

8:30

Wsiadła do autobusu, skasowała bilet i zajęła wolne miejsce przy oknie, by przyglądać się pokonywanej drodze do szkoły. W domu dokładnie przeanalizowała trasę. Wiedziała, na którym przystanku powinna wysiąść: piątym z kolei, nie licząc tego, na którym wsiada. Zdecydowanie bardziej wolała patrzeć w szybę niż na ludzi, którzy się jej ciągle przyglądali, bo się wyróżniała wśród reszty społeczeństwa. Jej zdaniem to nie ona jest inna, to ludzie są jednakowi, a dla niej jednakowość jest nudna i przereklamowana. Dlaczego trzy czwarte tego głupiego społeczeństwa nosi ortalionowe dresy i słucha tej robotycznej muzyki zwanej techno? Ona zdecydowanie woli stary, dobry, klasyczny rock.

Założyła słuchawki, wyjęła z kieszeni odtwarzacz mp3

i zaczęła słuchać. Pierwszy utwór: Dezerter Spytaj milicjanta.

– Spytaj milicjanta, on ci prawdę powie – wyrecytowała na głos, popisując się znajomością tekstu. Znowu wpadka: chłopak, który stał naprzeciwko, trzymając się uchwytu, spojrzał

na nią kątem oka. Nie zareagowała na to. Skupiła się na pilno-waniu przystanku, na którym powinna wysiąść.

– Jeszcze dwa przystanki – wymamrotała i przymknęła oczy.

Pogrążyła się w myślach. Reszta drogi minęła jej szybko.

Otworzyła oczy i wybiegła z autobusu. Stanęła przy pasach, oczekując zielonego światła, gdy nagle okazało się, że chłopak, który tak intensywnie się jej przyglądał w autobusie, idzie w tym samym kierunku. Zlustrowała go z góry na dół. Był rudy, bla-dy, piegowaty, ubrany w wygniecioną ciemnoczerwoną koszulę w czarne paski oraz postrzępione modne jeansy. Przyjrzał się

―― 15 ――

Rozdział pierwszy

wysokim trepom Sandry, następnie jej włosom i lekko zmarszczył brwi. „Ona jest ideałem piękna przy mnie” – pomyślał.

Na zielonym przeszli przez pasy.

„O co mu cholera chodzi? Zakochał się, czy co” – zaczęła się zastanawiać, gdy był kilka kroków przed nią. Skierowała się do budynku szkoły. W słuchawkach wciąż jej grała muzyka. Poczuła, że w kieszeni zawibrował jej telefon. „Jakim cudem, skoro dopiero co go dostałam? Nikt poza rodzicami nie ma prawa posiadać tego numeru” – pomyślała. Wyjęła go z kieszeni i odczytała wiadomość:

Witaj, Kociaku, o 16:00 w pubie na Armii Krajowej. Mam propozycję dla kogoś tak mądrego jak ty. Nie spóźnij się.

Ze zdziwienia wytrzeszczyła oczy. „Co to, kurwa, jakiś żart?

Kto może znać mój internetowy nick?” – zaczęła się zastanawiać.

Zablokowała z powrotem telefon i weszła do liceum. Kierując się znakami informacyjnymi, ruszyła biegiem w stronę auli.

Otworzyła wielkie drzwi i wpadła wprost na rozpoczęcie roku szkolnego, które już trwało na dobre. Stanęła bardziej z tyłu, na uboczu. Nie miała najmniejszej ochoty słuchać ględzenia dyrektora, które zawsze brzmi tak samo i tak samo zawsze jest kłamstwem. Dlatego nie zdjęła słuchawek. Zauważyła, że kilka rzędów przed nią stoi rudowłosy przyjaciel z autobusu.

– No to już wiem, że może będzie ze mną w klasie – burknęła pod nosem.

Dyrektor zakończył oficjalną przemowę i dziewczyna zsunęła słuchawki na szyję. Miało teraz nastąpić przydzie-lanie wychowawców do poszczególnych klas, z którymi następnie pójdą do sal. Sandrę interesowała klasa B, tam ją przydzielono.

―― 16 ――

Nowy początek

– Pierwsza B, wychowawca Mateusz Korbiak, nauczyciel matematyki. Uczniowie z tej klasy udają się z nim do sali numer dwadzieścia sześć – powiedział dyrektor takim zamulo-nym głosem jakby był niewyspany.

– Będzie sztywniacko albo może i zabawnie – powiedziała do siebie. Kobieca intuicja jej nie zawiodła. Przyjaciel z autobusu szedł tuż przed nią. Weszli do wskazanej sali. Usiadła na szarym końcu i w dodatku sama, pod ścianą, by się o nią wygodnie oprzeć.

– Patrz, Jacek, mamy ryżego i emówę3 – odezwał się jeden z chłopaków, który usiadł dwa rzędy przed nią. Łysy, ubrany jak na podwórko z kolegami. Wyglądał jak typowy osiedlowy Seba. Kolega z autobusu także siedział sam, dwie ławki w bok od Sandry. Zauważyła, że był spięty. Wyglądał jak ktoś, kto się boi własnego cienia.

– Spokój już – odezwał się wychowawca i usiadł przy biurku.

– Nazywam się Mateusz Korbiak i będę waszym wychowawcą przez kolejne trzy lata. Będę was także uczył matematyki. Dobrze się składa. Mam nadzieję, że sobie poradzicie i zdacie maturę. Ale ja nie o tym, mam dla was plany zajęć na cały semestr.

Gdy nauczyciel rozdał je wszystkim, twarze uczniów wy-rażały skrajne niezadowolenie. Tylko Sandra utrzymała po-kerowe oblicze, gdy spojrzała na plan. Cały tydzień na siód-mą piętnaście.

– Wycieczki oczywiście będą – kontynuował nauczyciel –

ale tylko takie związane z programem nauczania. No, to na razie wszystko. Jesteście wolni. Do jutra.

Uczniowie szybko wstali, suwając głośno krzesłami.

3 Emo, emówa – osoba emocjonalna, wyrażająca swoje uczucia wyglądem, chcąca się bardzo wyróżniać, by zwrócić na siebie uwagę.

―― 17 ――

Rozdział drugi

Propozycja

„Jest dziesiąta. Mam jeszcze czas” – pomyślała. Wstała z ławki i opuściła salę lekcyjną. Gdy wyszła z budynku, jej uwagę przykuł rudowłosy chłopak, który tuż przed nią biegiem opuścił szkołę. Ruszyła za nim z czystej ciekawości.

Przeszła jego śladem przez sień jakiejś starej kamienicy i wy-szła od strony podwórka na mały plac otoczony trzema innymi kamienicami. Była tam jedna huśtawka i piaskownica.

Podeszła trochę bliżej i usiadła na ławce, tyłem do chłopaka, którego śledziła. Czekały na niego trzy osoby. Zapaliła papierosa i z uwagą nasłuchiwała, co mówią.

– Miałeś przynieść trzy stówy, żeby mieć spokój, cioto – odezwał się łysy chłopak w jeansowej katanie i pchnął go na ziemię.

– N-n-nie mam pieniędzy, mama jeszcze nie dostała… –

wyjąkał, lecz oni mu przerwali.

– Gówno nas to interesuje – odpowiedział drugi i kopnął

biedaka w brzuch, na tyle mocno, że ten skulił się na ziemi.

Sandrę ogarnęła złość. Rzuciła niedopalonego papierosa, przydeptała go, wstała i podeszła do nich z rękoma w kieszeniach. Przyjrzała się dokładnie najpierw jednemu, potem drugiemu, a na końcu trzeciemu.

– Co to ma być: bajka Jacek, Wacek i Pankracek? – za-

żartowała. – Chyba powiedział wyraźnie, że nie ma pieniędzy, co?! – spytała głośno, patrząc w ich stronę. Gdy chodziła na sztuki walki, uczono ją, by nigdy nie spuszczać wzroku z przeciwnika.

– A ty, szmato, się nie wtrącaj. Wypierdalaj chlastać się w domu żyletkami – nakazał jej ten ogolony na łyso.

―― 18 ――

Propozycja

– Żyletką to ja potraktuję twoją pryszczatą mordę, bo chyba tylko to ci pozostało. Jak otworzysz plantację ropy ze swojej twarzy, to nieźle zarobisz – zripostowała.

Zauważyła, że tym tekstem przegięła, bo wszyscy trzej spojrzeli na nią z wściekłością. Odwróciła ich uwagę od rudego kolegi. O to jej chodziło: by ich rozgniewać. Gdy przeciwnik działa w gniewie, robi się przewidywalny – to następ-na zasada. Podwinęła rękawy białej koszuli po same łokcie, by mieć większą swobodę ruchów. Jeden z nich z wypisaną na twarzy pogardą dla dziewczyny ruszył w jej stronę. Trzecia lekcja: nie okazuj strachu. Nawet nie drgnęła, gdy się do niej zbliżał. Jeden z kolegów go zatrzymał, łapiąc za ramię.

– Zostaw, Artur, ja z nią pogadam – postanowił.

– Na pewno Endriu? – spytał łysy. Ten skinął, że tak.

Sandra cierpliwie czekała, nadal z dłońmi w kieszeniach. Łysy cofnął się o dwa kroki. Ten odważny podszedł

do niej na tyle blisko, że stanęli twarzą w twarz. Wyjęła ręce z kieszeni. Postanowił zaatakować jako pierwszy, pię-

ścią w twarz, ale zwinnie zeszła z linii ataku. Użył do ciosu zbyt dużo siły, na tyle dużo, że zatoczył się do przodu.

Zdążyła zrobić półobrót i złapać go jedną ręką za nadgarstek, a drugą za łokieć. Założyła mu dźwignię łokciową i przejęła nad nim kontrolę. Nie mógł się ruszyć, ponieważ zablokowała mu stawy w całej ręce. Wykorzystała to i nie używając siły, pchnęła go prosto w kubły ze śmieciami. Pozbierał się. Sandra obróciła się w jego stronę, by nie tracić go z oczu. Zaszarżował na nią niby wściekły byk. Jeszcze raz chciał spróbować ją uderzyć, ale nim jego pięść dotar-

ła do jej twarzy, wystawiła otwartą dłoń pod jego brodę, a drugą docisnęła kręgosłup w części lędźwiowej. W ten sposób zmusiła go do upadku na plecy.

―― 19 ――

Rozdział drugi

– To było irimi-nage z aikido – wyjaśniła. Trzeci chłopak zaskoczył ją, podstępnie łapiąc za nadgarstek. Poczuła ten uścisk na swojej chudej ręce. Zabolało ją to.

– Ty pizdo, zapłacisz za to! – krzyknął zdenerwowany.

Rudowłosy wciąż leżał na ziemi i się przyglądał bezrad-nie zajściu.

– Wal się – odparła.

Ułożyła swoją rękę tak, by jej wąska strona była między kciukiem a palcem wskazującym atakującego. Było to jedyne miejsce, w którym tak naprawdę jej nadgarstek nie był trzymany. W ten sposób wyzwoliła się z uchwytu. Automatycznie przechwyciła nadgarstek napastnika drugą dłonią. Wykręci-

ła jego pięść w przeciwnym kierunku, zmieniając położenie jego środka ciężkości do tego stopnia, że zrobił obrót w powietrzu i wylądował na ziemi na brzuchu. Ona wciąż trzymała jego wykręconą pięść i dociskała, powodując u niego koszmarny ból.

– Zapamiętaj, cwany skurwielu, że pozory mylą – oświadczyła i ponownie docisnęła uchwyt. – Jestem zdenerwowaną dziewczyną, która nie lubi ludzi. Najbardziej jednak nie lubię takich, którzy są odważni tylko w grupie i znęcają się nad słabszym od siebie dla przyjemności. Korci mnie, by złamać ci teraz rękę! – dodała.

Puściła uchwyt i podeszła do rudego kolegi z klasy. Tamta trójka zebrała się, uciekając w popłochu. Dziewczyna podała rudemu dłoń i pomogła się pozbierać. Wyszli razem z po-dwórka, a potem po prostu ruszyli chodnikiem przed siebie.

– Muszę ci podziękować. Mam na imię Artur – przedstawił się ze szczęśliwym wyrazem twarzy.

– Tak jak tamten? – zdziwiła się. – Ja nazywam się Sandra, Sandra Sobecka, pseudonim Niebieski Kot – odpowiedziała.

―― 20 ――

Propozycja

– Niebieski? Pewnie przez włosy, co? – dopytał. – Masz pseudonim Niebieski Kot, a w szkole wyzywają cię od emo.

Słyszałem. Przykro mi.

– Nie przejmuj się, mam to gdzieś – machnęła ręką.

――  —―

14:00

Zaszyli się w mokotowskim pubie i popijali coca-colę przy jednym z podwójnych stolików przy oknie. Tak dobrze się im rozmawiało, że nawet nie zauważyli, ile czasu spędzili w tym miejscu.

– Uratowałaś mnie, Sandro. Jesteś piękna. To tak na marginesie!

Delikatnie się uśmiechnęła.

– Jednak oni i tak mnie potem dopadną. Tak to już jest.

Mam taki kolor włosów i nie wiem czemu, ale im to niezwykle przeszkadza.

– Mogę o coś spytać?

– Słucham? – spytała, biorąc łyk.

– Jaki masz naprawdę kolor włosów?

Wytrzeszczyła oczy, chwilę popatrzyła na niego, przełknę-

ła napój.

– To tajemnica, może kiedyś ci powiem.

Wyjęła telefon z kieszeni i położyła na stoliku. Zerkała to na smartfona, to na kolegę. Wzięła kolejny łyk i kontynuowała:

– Mnie nie interesuje, jakie ktoś ma włosy. Może mieć i gówniane. Liczy się, co masz w sercu. Nienawidzę jednak gnębienia innych, cwaniactwa i poczucia bezkarności. Widziałam, jak cię traktują i po prostu musiałam ci pomóc.

―― 21 ――

Rozdział drugi

Z kolei ty nie możesz się dawać. Przynajmniej nie pokazuj im strachu, bo to zapewnia im satysfakcję. Nie dawaj im tych pieniędzy, niech sobie zarobią.

Smartfon Sandry zawibrował. Spojrzała na ekran: nowa wiadomość. Otworzyła ją i zaczęła czytać.

Dobrze się bawiłaś, dokopując tym kretynom? Chyba jesteś uzależniona od chaosu, co? Nic nie szkodzi. Jesteś w odpowiednim miejscu. Możesz być wcześniej. Spław chłopaka, inaczej źle skończy.

Obserwuję was, Koteczku. M.S.

Przeszył ją dreszcz. Nigdy wcześniej się tak nie bała.

Rozejrzała się po pubie, ale nic podejrzanego nie dojrza-

ła, nawet na zewnątrz. Chłopak spojrzał na nią, zdziwiony jej zachowaniem. Nie chciała, by Arturowi stała się jakaś krzywda. Rozejrzała się jeszcze raz dookoła. Jej mózg chodził na pełnych obrotach. Dojrzała tylko pijącego piwo dziadka, który był już wstawiony, oraz parę w średnim wieku sączącą wino.

– Coś się stało? – spytał Artur, przyglądając się zdenerwo-wanej dziewczynie, która, mimo śniadej karnacji, była trupio blada. Jakby krew spłynęła jej z twarzy.

– Idziemy stąd, chcę zapalić. Możemy pogadać jeszcze na zewnątrz, ale raczej idź już do domu. Pewnie jesteś trochę zmęczony dzisiejszą przygodą, prawda?

Dopili napoje i wstali od stołu. Wyszli przed pub. Sandra oparła się plecami o ceglaną ścianę budynku, nie bacząc na to, że ma na sobie białą koszulę. Zrobiło jej się trochę słabo. Wymacała w kieszeni spodni paczkę fajek. Wyjęła jedną i zapaliła.

– Cieszę się, że będziemy w jednej klasie – stwierdził zadowolony chłopak.

―― 22 ――

Propozycja

– Mhm – odburknęła, rozglądając się wokoło. – Ja też. To co Artur, do jutra? – spytała, wyciągając dłoń na pożegnanie.

– Pa, do jutra, Sandro. – Uścisnął jej dłoń, odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Machnął jej jeszcze raz, a ona od-machnęła ze sztucznym uśmiechem.

Pogrążyła się w myślach, telefon znowu zawibrował. Wy-jęła go, trzymając fajkę w drugiej ręce. Wydmuchała dym i otworzyła wiadomość, nie zwracając uwagi na przechodzą-

cych obok niej ludzi, spośród których co drugi przyglądał się jej ukradkiem. Sprawdziła, że wszystkie wiadomości przyszły z zastrzeżonego numeru. Zaczęła czytać: Dobra robota. Jak wypalisz, idź do damskiej toalety – w drugiej kabinie od prawej strony otwórz pokrywę spłuczki. Od spodu jest przymocowana karta micro-SD z nagraniem w formacie mp3. Musisz je odsłuchać na telefonie, koniecznie na słuchawkach. Zapamiętaj zawartość nagrania, a kartę zniszcz. PS: Wybacz, że tak wcześnie, miała być 16:00. M.S.

Pot zaczął jej zalewać czoło, pociągnęła ostatni raz papierosa i zgasiła go w popielniczce leżącej na parapecie witryny.

Jej dłoń drżała, gdy chowała telefon do kieszeni.

– Co to, kurwa, jest? W co zostałam wciągnięta? – syknęła. Wróciła z powrotem do wnętrza budynku, szybko skierowała się do damskiej toalety. Były cztery kabiny, weszła od razu do wskazanej. Na szczęście była pusta. Zamknęła się w niej i zdjęła pokrywę spłuczki. Faktycznie, wewnątrz była przyklejona taśmą izolacyjną karta micro

-SD. Wzięła ją, a taśmę wrzuciła do sedesu. Nałożyła pokrywę z powrotem. Usiadła na desce sedesu, wyjęła telefon i zębami otworzyła jego klapkę. Włożyła kartę we właści-we miejsce i nałożyła z powrotem klapkę telefonu. Prze-

―― 23 ――

Rozdział drugi

pięła słuchawki z odtwarzacza mp3 do komórki i założyła je. Ze zdumieniem zauważyła, że jej telefon automatycznie włączył odtwarzanie.

Witaj Niebieski Kocie, wybacz formę, ale po prostu lubię cię tak nazywać. Tak przynajmniej jesteś znana w sieci na czatach. Wiem, że naprawdę nazywasz się Sandra Sobecka. Wiem o tobie wszystko: urodziłaś się ósmego września dwa tysiące drugiego roku. Mieszkasz na warszawskim Mokotowie na ulicy Nobolowskiego sześć, mieszkanie numer dziesięć. Muszę ci pogratulować zarówno twoich zdolności hakerskich, jak i manipulacji ludzkim umysłem. To, co wyczyniałaś przez ostatnie pięć lat, jest czymś nieprzeciętnym. Zwłaszcza ten włam do policyjnej bazy danych. Mam dla ciebie propozycję: pracuj dla nas. Wytyczne będziesz otrzymywała ode mnie na telefon. Od razu je kasuj, tak jak masz skasować ostatnie wiadomości, które zostały do ciebie przesłane. Jutro zapoznasz się z pierwszym zadaniem. Taki mały chrzest bojowy, więc sposób jego wykonania jest celowo tak zaplanowany. Jeżeli spróbujesz coś kombinować, to zabijemy twoich bliskich i nowego przyjaciela. Ciebie z kolei wpakujemy do więzienia.

Pamiętaj, że wiemy o tobie wszystko i mamy cię na oku. Do usłyszenia.

Nagranie się skończyło, zdjęła słuchawki i zablokowała telefon. Ktoś załomotał w drzwi kabiny.

– Zajęte! – krzyknęła.

Wyciągnęła z telefonu kartę pamięci i położyła na spłuczce.

Następnie przypaliła ją zapalniczką, wrzuciła do muszli klozetowej i spłukała, po czym schowała telefon. Gdy wychodziła z kabiny, jakaś zdenerwowana kobieta zmierzyła ją wzrokiem.

Dziewczyna ją olała i z pochyloną głową opuściła toaletę.

„Muszę się napić. Kto to, do cholery, jest? Z nerwów zaschło mi w gardle” – pomyślała i usiadła przy samym barze.

―― 24 ――

Propozycja

– Poproszę mały kieliszek czystej – odezwała się do bar-mana, a że nie wyglądała na nieletnią, nie poprosił jej o dokument tożsamości.

– Jakieś kłopoty? Ciężki dzień? – zadał kilka pytań pod rząd.

– Nic szczególnego, ciężko na uczelni – odpowiedzia-

ła. Opróżniła kieliszek jednym haustem, położyła na barze banknot, włożyła do kieszeni resztę i wybiegła z pubu.

――  —―

14:40

Na autobus nie czekała długo, raptem pięć minut. Gdy podjechał, wsiadła i skasowała bilet, tym razem ulgo-wy, jako że razem z planem lekcji otrzymała legitymację uczniowską. Zajęła pojedyncze miejsce z prawej strony, podparła się dłonią i wlepiła wzrok w szybę. Drugą ręką nałożyła słuchawki, podłączyła do odtwarzacza mp3 i włą-

czyła muzykę. Gdy tylko zaczęła się wyciszać, jej telefon zawibrował. Tym razem dłużej. Ktoś dzwonił. Wyjęła go z kieszeni, odebrała.

– Sandra, obiecałaś, że się odezwiesz – to był głos matki.

– Hej, mamo – odpowiedziała spokojnie.

– Wracasz już? – spytała mama.

– Tak, jadę autobusem. – Przeliczyła szybko w głowie. –

Jeszcze dwa przystanki.

– To dobrze. Chodź prosto do domu, nie włócz się. Przepraszam, ale muszę cię pilnować. Sama wiesz dlaczego.

– Wiem, wiem, pa, mamo – wymamrotała, rozłączyła się i przy okazji spojrzała na zegarek. Była piętnasta pięć. Nało-

żyła z powrotem słuchawki. Gdy autobus zatrzymał się na jej

―― 25 ――

Rozdział drugi

przystanku, wysiadła. Ruszyła w kierunku swojej kamienicy.

Poszła na skróty pomiędzy budynkami.

W jednej z bram przechodnich przyczaili się dwaj męż-

czyźni. Gdy do niej weszła, jeden z nich założył jej chwyt gilotynowy, zatykając jej przy tym usta, a drugi złapał ją za nogi. Wnieśli ją do kamienicy. W drzwiach prowadzących do piwnicy czekał na nich trzeci facet. Zamknął piwnicę od środka i zablokował rygiel. Włączył oświetlenie. Zszedł za swoimi kolegami na dół. Dziewczyna się szarpała, próbowała krzyczeć, ale nadaremno. „Jeżeli mam gdzieś pluskwę, proszę, usłyszcie i znajdźcie mnie, proszę!” – pomyślała. Męż-

czyźni rzucili ją na kamienną piwniczną posadzkę.

– Przepraszamy za takie powitanie. Chcieliśmy tylko pokazać, że podziwiamy twoją szlachetność. Pomogłaś swojemu przyjacielowi, ofierze losu, podczas gdy moi ludzie uczyli go, gdzie jego miejsce i próbowali zarobić dla mnie pieniądze. Teraz ty zarobisz je za niego jak kurwa.

Co ty na to, dziewczynko? – spytał elegancki, zarośnię-

ty mężczyzna w czarnej skórze i bojówkach. – Zwiąż ją, Władek – nakazał. Ale gdy mężczyzna spróbował ją wią-

zać, odepchnęła go. Szef od razu wyjął z kieszeni pistolet i w nią wycelował, opadła więc z powrotem na kolana.

Stwierdziła, że szanse są zerowe. Gdyby miała próbować go rozbroić, musiałby celować jej centralnie w twarz, a on stał trzy metry od niej. Dała ręce za siebie, a tamten zwią-

zał je ciasno sznurem. Tak samo nogi przy kostkach. Stara-

ła się zachowywać zimną krew i nie płakać, żeby nie dawać im tej satysfakcji. To kolejna zasada.

– Dobra, obciągniesz nam, a potem cię przelecimy.

Otworzyła szeroko oczy, zatkało ją po prostu. Nie wytrzymała. Była w pułapce, w oczach zebrały się jej łzy.

―― 26 ――

Propozycja

Szef rozpiął rozporek, wyciągnął przyrodzenie i przyłożył

jej do twarzy, ale ona zacisnęła mocno usta i kręciła głową na boki. Zdenerwował się i przystawił jej broń do czoła.

– Albo się poddasz, albo cię zabiję, pani Sobecka – warknął.

„Skąd on zna moje nazwisko? – zastanowiło ją. – Nie mam wyjścia, teraz muszę przeżyć”. Zmusiła się do tego, wyprostowała się powoli otworzyła usta i z obrzydzeniem wykonała polecenie. Chciało jej się rzygać. Spojrzała jednym okiem na drugiego z nich, miał pałkę teleskopową, ale nigdzie nie było widać gnata. Szef obrzydliwie jęczał. Łzy ściekały jej po policzkach. Muszę być twarda, wmawiała sobie, i zapamiętać ich twarze. Szef tak odleciał, że upuścił na ziemię broń palną.

Pozostała dwójka przyglądała się z wielkim podnieceniem, niczym zwierzęta. Nie miała jak sięgnąć po pistolet, za bardzo unieruchomili jej ręce. „Zemszczę się na was kutafony” –

obiecała im w myślach. Po chwili szef złapał ją silnie za włosy na czubku głowy i odepchnął na ziemię. Upadła na prawy bok, mocno kaszląc, wręcz dławiąc się.

– Było zajebiście, dziękuję – pochwalił ją i podniósł za kołnierz koszuli do pozycji stojącej. Sandra wciąż kaszlała i miała przymknięte oczy, kredka do oczu rozmazała się jej na twarzy. – Zdejmij – poprosił kolegę, pokazując oczami na jej spodnie. Tamten odpiął guzik i zdarł z niej spodnie wraz z majtkami aż do kostek.

– Wy kurwy! – krzyknęła i splunęła mu w twarz. Zdzielił

ją otwartą ręką.

– Nie okażę skruchy, nie liczcie na to. Z przyjemnością im najebałam, z przyjemnością! – powtórzyła.

Jedynie się zaśmiali, szef wskazał wzrokiem, że mają ją trzymać. Rzucił ją na kolana z głową pochyloną do ziemi, a koledzy złapali ją pod ramiona. Dokończył robotę z taką

―― 27 ――

Rozdział drugi

brutalnością, że zaczęła krwawić. Gdy skończył, podciągnął

jej spodnie do góry, ale nie zapiął. Wynieśli ją na zewnątrz i jeden z nich odciął wszystkie więzy scyzorykiem, a następnie wrzucili ją do śmietnika. Była ledwo przytomna.

– Baw się dobrze, bohaterko – powiedział szef i cała trójka odeszła.

„Choćbym miała przypłacić to życiem, nie okażę skruchy takim gnidom” – to była jej ostatnia myśl, zanim zamknęła oczy i straciła przytomność.

―― 28 ――

Rozdział trzeci

Anonimowi

19:00, mokotowskie blokowiska

Sandra ocknęła się po kilku godzinach. Przypomniała sobie, co się stało. Mocno chwyciła prawą ręką krawędź kontenera, podciągnęła się i złapała drugą dłonią. Podciągnęła się jeszcze raz i wysunęła się z pojemnika na śmieci prosto na trawnik. Upadek ją zabolał, bo wylądowała na plecach. Ból, który odczuwała po gwałcie, był niewyobrażalny. Chwilę tak pole-

żała i wreszcie zebrała w sobie siły, by wstać. Kierowały nią teraz emocje: wściekłość i upokorzenie. Była pewna, że uraz pozostanie jej do końca życia i wspomnienie będzie wracało przy każdym zamknięciu oczu. Może uda się jej wykorzystać kogoś z tych tajemniczych zleceniodawców, aby dobrać się do tyłków tych drani. „Nie odpuszczę, nie wybaczę, choćbym miała szukać ich do końca życia”.

Zapięła spodnie, zasunęła suwak, otrzepała pobieżnie ciuchy z brudu i zaczęła iść w stronę domu. Tak naprawdę utykać. Co chwilę czuła, że do oczu napływają jej łzy. Ale nie czuła smutku. Zastanawiała się, czy istnieją łzy gniewu. Dotarła do swojej kamienicy, otworzyła drzwi frontowe, dow-lekła się do poręczy i złapała ją oburącz, aby wciągnąć się na swoje piętro. Wciągała się po jednym stopniu i co jakiś czas odpoczywała. Gdy wdrapała się na trzecie piętro, puściła po-ręcz i od razu uwiesiła się na klamce. Otworzyła drzwi, znów nie były zamknięte na klucz. Dzięki temu nie musiała pukać.

Weszła do środka i po cichu przekręciła zamek. Miała jeden cel: jak najciszej przekraść się do swojego pokoju. Rodzice

―― 29 ――

Rozdział trzeci

spali pijani, w powietrzu czuła wódkę. Zdjęła w przedpokoju buty, przeszła do swojej bazy na palcach i delikatnie zamknę-

ła drzwi. Wyjęła na biurko wszystko, co miała w kieszeniach: telefon, odtwarzacz mp3, fajki, plan lekcji i legitymację szkolną. Poodpinała guziki od koszuli, zdjęła ją i rzuciła na łóżko.

Gdy wyszła z pokoju z zamiarem przejścia do łazienki, zobaczyła w kuchni matkę podpierającą się o blat i palącą papierosa. „Jednak ją obudziłam” – pomyślała Sandra.

– Co tak późno przyszłaś? Miałaś być trzy godziny temu?

– zapytała.

Sandra chwilę milczała, po czym przyszedł jej do głowy pomysł.

– Nagle zaprosili mnie na integrację klasową do McDo-nald’s. Wymyślili wspólne wyjście – odpowiedziała spokojnie i po cichu.

Z bólu nie mogła wykrztusić więcej słów. Starała się tak stać, by matka nie dostrzegła tego, że źle wygląda.

– Na pewno wszystko dobrze? Jakaś dziwna jesteś, jakby roztrzęsiona, przypomina mi to twoje zachowanie, jak wtedy, kiedy bra… – Sandra wyciągnęła dłoń, by ją uciszyć.

– Starczy. Nie chcę tego słuchać, nic mi nie jest. Chcę skorzystać z toalety. Mogę? – spytała stanowczo.

– Idź – odpowiedziała i odwróciła wzrok od córki.

Dziewczyna weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi na zamek. Najpierw wzięła płyn do odświeżania ust i zaczę-

ła dokładnie je płukać, by pozbyć się zarazków z przyrodze-nia tego oprawcy. Wlała w siebie chyba pięć łyków płynu, wypłukała i wypluła. Następnie nałożyła mleczko na wacik i zmyła kredkę z twarzy. Gdy skończyła, zobaczyła, jakie ma podkowy pod oczami. Całego ubrania, które miała na sobie, zdecydowała już więcej nie zakładać, na pewno do czasu ich

―― 30 ――

Anonimowi

wyprania – odpychały ją te ciuchy. Wrzuciła je więc do kosza na pranie. Zdecydowała, że weźmie długą kąpiel w wannie, aby zmyć z siebie całe uczucie nieczystości.

– Wyglądam jak zombie – stwierdziła.