Psalmy. Komentarze do tekstów biblijnych. Tom 1 - Adam Szustak OP - ebook

Psalmy. Komentarze do tekstów biblijnych. Tom 1 ebook

o. Adam Szustak

0,0
65,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Psalmy (Tom 1) to książka zawierająca komentarze Adama Szustaka OP do Księgi Psalmów. Powstała na podstawie internetowej serii noszącej tytuł „Plaster miodu. Psalmy”, która przez kilka lat z różną częstotliwością ukazywała się na youtube’wym kanale „Langusta na palmie”, a która następnie została spisana, uporządkowana i nieco poszerzona.

Teksty w niej zawarte nie są naukowymi komentarzami do Biblii, ale raczej zapisem osobistych przemyśleń i refleksji autora, które rodziły się podczas modlitwy psalmami. W książce Psalmy (tom pierwszy) ojciec Adam dzieli się tym, jak Słowo Boże dotyka na co dzień jego życia i jak odsłania mu to, kim jest Bóg. Psalmy stanowią dla ojca świadectwo tego, że Pan Bóg już dawno wszedł we wszystkie (zarówno piękne, jak i trudne) sytuacje życia ludzkiego i rozlał tam swoją łaskę. Modlitwa psalmami, której w swoich komentarzach krok po kroku uczy autor, to więc stopniowe otwieranie duszy na Bożą obecność w nas i w naszym życiu. Książkę Psalmy (tom pierwszy) można zatem nazwać także próbą odkrycia nowych lub odświeżenia zapomnianych sposobów budowania relacji z Bogiem, poznawania Go i życia w Jego obecności na co dzień.

"Wierzę, że przez wspólne rozważanie psalmów Pan Bóg będzie w nas działał (bo przecież sam to obiecał) i swoją mocą będzie towarzyszył tym, którzy odważą się głosić Jego Słowo swoim życiem."

Adam Szustak OP

Adam Szustak OP – dominikanin i wędrowny kaznodzieja, autor wielu książek i audiobooków (Osioł w raju, Pachnidła, Akrobatyka małżeńska), dyrektor Dominikańskiego Ośrodka Kaznodziejskiego, youtuber (Langusta na palmie, dominikanie.pl). Od początku związany z Fundacją MALAK, najpierw jako jej pomysłodawca, a do dziś jako współtwórca inicjatyw ewangelizacyjnych (Weekend Pełen Łaski) oraz charytatywnych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB

Liczba stron: 495

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Imprimi potest:

Prowincjał Polskiej Prowincji Dominikanów

o. Paweł Kozacki OP

Warszawa, 31 sierpnia 2020 r.

Reg. Prow. 363/20

© Copyright by Adam Szustak

© Copyright by for this edition by Fundacja MALAK – Kraków 2020

Redakcja:

Zuzanna Marek

Radosław Więcławek OP (merytoryczna)

Korekta:

Magdalena Król

Elżbieta Kukuła

Projekt okładki: Bogna Hamryszczak-Głowacz | Image+Likeness

Opracowanie graficzne, skład i łamanie: Image+Likeness | www.imageandlikeness.studio

Druk i oprawa:

CZTERYnaCZTERY.com.pl Sp. z o. o.

ul. Wspólna 52

05-430 Glina

e-book wersja EPUB i MOBI: Image+Likeness, www.imageandlikeness.studio

ISBN 978-83-957359-5-0

Wydawca:

Fundacja MALAK

www.fundacjamalak.pl

www.facebook.com/FundacjaMalak

[email protected]

Dystrybutor:

www.sklepmalak.pl

Strony Autora:

www.langustanapalmie.pl

www.facebook.com/langustanapalmie

Kilka słów na początek

Książka, którą trzymasz w ręku, to pierwsza część komentarzy do jednej z najbardziej niesamowitych ksiąg Biblii – Księgi Psalmów. Powstała na podstawie internetowej serii noszącej tytuł „Plaster miodu. Psalmy”, która przez kilka lat z różną częstotliwością ukazywała się na moim youtubowym kanale „Langusta na palmie”, a która następnie została spisana, uporządkowana i nieco poszerzona. Z góry jednak uprzedzam: te komentarze niewiele mają wspólnego z biblistyką czy jakąkolwiek naukowością – nie mam wystarczającej wiedzy (ani takich ambicji), by być autorytetem w tym temacie. Moje czytanie i komentowanie psalmów to poszukiwanie myśli, które mogą poprowadzić w modlitwie, to odkrywanie nowych lub zapomnianych sposobów budowania relacji z Bogiem, a przede wszystkim – szukanie Bogu przestrzeni do działania w nas. Z każdego psalmu wyciągam zaledwie kilka myśli, które mnie samego poruszają i kierują ku Panu. Nie można więc powiedzieć, że ta książka to zbiór jedynych słusznych interpretacji tych biblijnych tekstów, lecz swego rodzaju podpowiedzi, gdzie przyłożyć ucho i serce, by poznać Pana Boga i zobaczyć Jego ślady na swoich życiowych ścieżkach.

Za każdym razem, gdy przygotowywałem poszczególne komentarze do psalmów, prosiłem Ducha Bożego, by mi wskazywał, co wybrać, o czym powiedzieć i przy którym wersecie się zatrzymać. Mam zatem ogromną nadzieję, że idąc razem przez te teksty, będziemy wspólnie spotykali Pana Boga i poznawali Jego miłość. W związku z tym bardzo, ale to bardzo zachęcam cię, by lektura tej książki nie była tylko zwykłym czytaniem, ale przede wszystkim słuchaniem. Nie czytaj jej „ciurkiem”, spróbuj każdy z psalmów wziąć na osobistą modlitwę, by posłuchać, co Pan Bóg mówi tymi słowami bezpośrednio do ciebie. Chodź z tymi tekstami przy sobie, może nawet naucz się niektórych na pamięć, by z czasem stały się one twoją codzienną modlitwą, czyli twoim sposobem rozmawiania z Bogiem, a w konsekwencji pomogły w odkryciu Bożej obecności w tobie. Wierzę, że przez to wspólne rozważanie psalmów On będzie działał w nas (bo sam to obiecał), że swoją mocą będzie towarzyszył tym, którzy odważą się głosić Jego Słowo.

Z modlitwąAdam Szustak OP

WprowadzeniePsalmy, czyli o rwaniu włosów z głowy

Księga Psalmów to po hebrajsku seferte tehilim. Słowo tehilim pochodzi od tego samego rdzenia, co doskonale nam znane słowo alleluja, które można przetłumaczyć jako „niech Bóg będzie pochwalony”. Dla nikogo więc nie będzie wielkim zaskoczeniem stwierdzenie, że psalmy to pieśni pochwalne na cześć Pana Boga. Nie warto jednak zatrzymywać się na tej informacji, trzeba pójść dalej, czyli zobaczyć, że skoro mnóstwo psalmów stanowi zachętę do wysławiania Boga i uwielbiania Go w różnych życiowych okolicznościach, to czymś zupełnie naturalnym jest, że w taki sposób powinniśmy je czytać. Celem psalmów i modlenia się nimi nie jest przecież nic innego jak to, byśmy z czasem stali się „psalmowi”, by nasze życie było jednym wielkim psalmem, żywym tehillah, by w nas, w naszych oczach, sercach, słowach, czynach, we wszystkim, co robimy, nieustannie objawiała się Boża chwała.

Łatwo to powiedzieć, a znacznie trudniej zrobić. Każdy człowiek, który choć trochę poznał Pana Boga, z pewnością chciałby, by jego życie tak wyglądało. Gdy jednak patrzymy na swoją codzienność, doskonale widzimy, że nie jest to takie proste. I tu z pomocą przychodzi nam greka, a dokładniej greckie słowo psalmós, od którego powstał polski wyraz „psalm”. Psalmós pochodzi od czasownika psállein, który w swoim podstawowym sensie oznacza „szarpać”, „pociągać”, w pochodnych natomiast także „rwać włosy z głowy” lub „napinać cięciwę łuku”, a w dalszych – „grać na instrumencie” czy też „śpiewać”. Dlaczego to takie ważne? Otóż każdy psalm, zanim stanie się w nas pochwałą Boga, zanim ukształtuje w nas postawę nieustannego oddawania Bogu chwały we wszystkim, jest czymś w rodzaju życiowego szarpania, pociągania i pełnego wysiłku napinania cięciwy łuku. Psalmy nie są wtłaczaniem w siebie na siłę Bożej chwały. Gdy człowiek zaczyna je rzetelnie czytać i nimi się modlić, bardzo szybko doświadcza, że oprócz uwielbienia zawierają one także mnóstwo ludzkich przeżyć: od strachu przez cierpienie, ból, stratę po doświadczenie skrajnej nędzy, ciemności czy nawet śmierci. Wśród tekstów składających się na Księgę Psalmów można znaleźć na przykład tak zwane psalmy złorzeczące, które są jękiem, często wyrażonym bardzo brutalnymi obrazami, i wołaniem do Boga z błota i epicentrum nieszczęścia – być może dlatego Kościół nie używa ich w brewiarzu, bo trochę się ich wystraszył lub nie chciał wkładać tak mocnych słów w usta delikatnych sióstr zakonnych modlących się codziennie liturgią godzin. Psalmy to zatem nie tylko pieśni pochwalne i triumfalne hymny, ale też wołania, a nawet krzyki towarzyszące najróżniejszym doświadczeniom życiowym: cierpieniu, lękom, bólowi po rozpadzie związku, ale i miłości, zachwytowi czy ogromnej radości. Księga Psalmów jest tak obfita i różnorodna, że każdy człowiek może znaleźć w niej coś, co jest mu bliskie. Co więcej, psalmy pokazują, jak w ciemności, grzechu, szczęściu, miłości, przebaczeniu, nieprzebaczeniu, radości, smutku, brudzie, czystości i pięknie – w czymkolwiek, czego doświadczamy – można wychwalać i wysławiać Boga.

W psalmach biblijnych jest jeszcze jedna bardzo pociągająca rzecz. Redaktorzy Księgi Psalmów autorstwo dużej części z nich (bodajże siedemdziesięciu trzech) przypisują Dawidowi.On jest jednym z pierwszych, którzy stali się tehillah, bo jako jeden z pierwszych zaczął wyśpiewywać Bogu chwałę swoim życiem. W tym miejscu warto zatrzymać się chwilę nad niezwykłą sceną z szesnastego rozdziału Pierwszej Księgi Samuela, która jest niejako zapowiedzią tego, co stanie się z Dawidem, a także tego, co może stać się z nami, gdy spróbujemy (jak Dawid) żyć chwałą Boga.

Rzekł Pan do Samuela: „Dokąd będziesz się smucił z powodu Saula? Uznałem go przecież za niegodnego, by panował nad Izraelem. Napełnij oliwą twój róg i idź: Posyłam cię do Jessego Betlejemity, gdyż między jego synami upatrzyłem sobie króla”. Samuel odrzekł: „Jakże pójdę? Usłyszy o tym Saul i zabije mnie”. Pan odpowiedział: „Weźmiesz ze sobą jałowicę i będziesz mówił: «Przybywam złożyć ofiarę Panu». Zaprosisz więc Jessego na ucztę ofiarną, a Ja wtedy powiem ci, co masz robić: wtedy namaścisz tego, którego ci wskażę”.  Samuel uczynił tak, jak polecił mu Pan, i udał się do Betlejem. Naprzeciw niego wyszła przelękniona starszyzna miasta. [Jeden z nich] zapytał: „Czy twe przybycie oznacza pokój?”. Odpowiedział: „Pokój. Przybyłem złożyć ofiarę Panu. Oczyśćcie się i chodźcie złożyć ze mną ofiarę!”. Oczyścił też Jessego i jego synów i zaprosił ich na ofiarę. Kiedy przybyli, spostrzegł Eliaba i mówił: „Z pewnością przed Panem jest jego pomazaniec”. Pan jednak rzekł do Samuela: „Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi <jak widzi Bóg>, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce”. Następnie Jesse przywołał Abinadaba i przedstawił go Samuelowi, ale ten rzekł: „Ten też nie został wybrany przez Pana”. Potem Jesse przedstawił Szammę. Samuel jednak oświadczył: „Ten też nie został wybrany przez Pana”. I Jesse przedstawił Samuelowi siedmiu swoich synów, lecz Samuel oświadczył Jessemu: „Nie ich wybrał Pan”. Samuel więc zapytał Jessego: „Czy to już wszyscy młodzieńcy?”. Odrzekł: „Pozostał jeszcze najmniejszy, lecz on pasie owce”. Samuel powiedział do Jessego: „Poślij po niego i sprowadź tutaj, gdyż nie rozpoczniemy uczty, dopóki on nie przyjdzie”. Posłał więc i przyprowadzono go: był on rudy, miał piękne oczy i pociągający wygląd. Pan rzekł: „Wstań i namaść go, to ten”. Wziął więc Samuel róg z oliwą i namaścił go pośrodku jego braci. Począwszy od tego dnia Duch Pański opanował Dawida. Samuel zaś udał się z powrotem do Rama. 

(1 Sm 16,1-13)

Bardzo lubię tę opowieść o poszukiwaniu przez Samuela króla dla Izraela, a raczej o namaszczeniu tego, którego Pan Bóg już dawno znalazł. To jest taki moment w historii narodu wybranego, gdy Bóg odrzuca panującego króla Saula z powodu jego złych uczynków i jednocześnie posyła Samuela do Betlejem, do domu Jessego, by stamtąd sprowadził nowego władcę dla Izraela. Prorok poznaje siedmiu fantastycznych synów Jessego – wysokich, dobrze zbudowanych, silnych, odważnych, a do tego pełnych cnót i różnych zdolności, po prostu chłopaków na medal. Niesamowity jest dialog, który toczy się w uchu Samuela, gdy Jesse przedstawia mu po kolei swoich wspaniałych synów. Prorok pewnie patrzy z radością na nich wszystkich, myśląc, że każdy świetnie nadawałby się na króla, a w tym samym czasie słyszy w uchu szept Ducha Świętego: „To nie ten, mimo że ogromny jak dąb i niezwykle cnotliwy, to nie tego wybrałem. Nie patrzę tak, jak patrzy człowiek. Ja widzę inaczej, widzę serce”. Pewnie, że Bogu nie chodziło o odrzucenie tego, co udane, piękne, powabne i dobre. Pan Bóg, szukając kogoś niezwykłego, odpowiedniego do przewidzianej przez siebie misji, powołał Dawida, ponieważ widział jego serce.

Osobliwy dialog między Bogiem a Samuelem toczył się w uchu proroka aż siedem razy. Za każdym razem, gdy Samuel patrzył na jednego z synów Jessego i widział kogoś cudownego, słyszał: „To nie ten”. Siedem w symbolice biblijnej oznacza nieskończoność. Gdy więc za każdym razem Samuel dostrzegał to, co wspaniałe, Bóg kazał mu patrzeć dalej, aż wreszcie na końcu świata, niemalże na krańcu wieczności znalazł lichotę. I właśnie kogoś takiego Bóg zaproponował na króla. Ojciec Dawida zdziwiony tym, że prorok chce, by wezwano również najmłodszego syna, skomentował to słowami: „Panie, ale on jest najmniejszy i pasie owce”, co oznaczało: „On jest najpodlejszy, trochę się go wstydzę, więc go schowałem na pastwisku, by tam mieszkał z owcami”.

Gdy pojawił się Dawid, okazało się, że to młodzieniec o pociągającym wyglądzie, który miał rude włosy i piękne oczy, co w języku Biblii oznacza, że wyglądał trochę jak dziewczyna, był lekko zniewieściały. Źródła podają, że Dawid w chwili namaszczenia miał około dwudziestu lat, nietrudno więc wyobrazić sobie, jakie myśli musiały kłębić się w jego głowie, gdy widział proroka rozmawiającego z jego ojcem. Był młody, niedoświadczony, zamknięty z cuchnącymi owcami. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ma siedmiu wspaniałych braci, którzy pewnie bardziej niż on podobają się Bogu i ludziom, a tu niespodziewanie okazało się, że prorok chce widzieć właśnie jego. Może Dawid początkowo się wzbraniał, może mówił: „Nie, nie pójdę, bo tata się mnie wstydzi. Nie chce pokazywać mnie ludziom, więc chowa mnie, kiedy ktoś przychodzi”? Usłyszał jednak: „Chodź, bo to Bóg woła”. Gdy Samuel pierwszy raz zobaczył Dawida, też pewnie pomyślał, że to jakaś pomyłka, ale szybko usłyszał subtelny głos Ducha Świętego: „Właśnie tego wybrałem. Masz przed sobą króla Izraela”. Wtedy prorok wziął róg napełniony oliwą i namaścił tego chłopaka na króla nad Izraelem, pośrodku jego wspaniałych braci, tak jakby chciał wyraźnie pokazać, że Bóg pośrodku piękna i dobra, wybiera to, co najmniejsze i najlichsze.

Cały ten niesamowity tekst kończy się zdaniem: Począwszy od tego dnia Duch Pański opanował Dawida. Kiedy Duch Pański może opanować człowieka? Właśnie wtedy, gdy w swojej lichocie, marności, beznadziei, w odrzuceniu i wstydzie oraz w poczuciu, że do niczego się nie nadaje, dostrzeże nagle, że Bóg patrzy prosto na niego, że to właśnie jego szuka i powołuje do wielkich rzeczy. Dawida to Boże spojrzenie zrodziło na nowo, otworzyło wszystko, co było w nim najlepsze, dlatego to właśnie on wyśpiewał Bogu psalmy.

A może jest tak, że twoje życie przypomina losy Dawida? Może jesteś kimś schowanym z owcami, może sam gdzieś się ukrywasz, bo się siebie wstydzisz? Zapraszam cię do tego, byśmy razem przeczytali psalmy napisane przez kogoś, kto zna taki stan, kto przeżył to na własnej skórze, kto był wszędzie tam, gdzie ty byłeś, jesteś lub jeszcze trafisz, kto przeżył niezwykłą glorię i ogromny grzech, a mimo to we wszystkich tych chwilach układał ze swojego życia pieśń pochwalną na cześć Boga, czyli tehillah.

Psalmy to opowieści o tym, jak Bóg wkracza w życie człowieka, jak wydobywa go z zagłady, wyciąga ze stodoły pełnej cuchnących owiec, uwalnia od poczucia wstydu, odrzucenia i bezsensu, by zrobić z niego króla, który stanie się najjaśniejszym władcą, jakiego miał Izrael. Czasem to wchodzenie na tron będzie jak rwanie włosów z głowy, ale Duch Święty potrafi z bólu i cierpienia stworzyć płynącą nieprzerwanie pieśń uwielbienia dla Pana Boga, dlatego na koniec poprośmy Go, by towarzyszył nam w słuchaniu psalmów i modleniu się nimi.

Duchu Boży, który mieszkałeś kiedyś w uchu Samuela, bardzo Cię proszę, żebyś przez to wspólne czytanie psalmów zamieszkał w naszych uszach. Proszę, zamieszkaj w uchu mojego brata i mojej siostry, by mogli usłyszeć Twój szept, przez który popłyną do ich serc Twoje dobre słowa, słowa mówiące o tym, jak nas kochasz, jak na nas patrzysz, jak nas wybierasz do życia w obfitości i jak chcesz uczynić z nas ludzi, którzy nieustannie wyśpiewują z radością psalmy i pieśni na Twą chwałę. Duchu Święty, zamieszkaj w naszych uszach i mów do nas. Niech tak się stanie. Amen.

Psalm 1Ekskluzywna sierota

Dwie drogi życia

1 Szczęśliwy mąż,

który nie wchodzi na spotkania z występnymi,

nie zatrzymuje się na drodze grzeszników

i nie siada w kręgu oszczerców,

2 przeciwnie – w prawie Jahweznajduje radość,

nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą.

3 Jest on jak drzewo zasadzone nad kanałem,

które wydaje owoc w swoim czasie,

a liście jego nie więdną:

wszystkie jego dzieła powiodą się.

4 Nie tak z występnymi, nie tak:

są oni jak plewa, którą wiatr rozmiata.

5 Toteż występni nie wstaną na sądzie

ani grzesznicy – w zgromadzeniu sprawiedliwych,

6 bo Jahwe miłuje drogę sprawiedliwych,

a droga występnych ulegnie zniszczeniu.

(wersja A. Sz.)I

Dobrze jest zacząć czytanie psalmów właśnie od tego tekstu. Stanowi on doskonałą bramę otwierającą kolejne sto czterdzieści dziewięć utworów. W oryginalnej wersji językowej pierwsze jego słowo rozpoczyna się pierwszą literą alfabetu hebrajskiego, a ostatnie – ostatnią. Być może ten ciekawy zabieg stylistyczny (wymyślony pewnie przez starożytnych autorów tekstu) ma nam podpowiedzieć, że w tym krótkim psalmie ukazana jest droga, którą przejdziemy, czytając psalmy i modląc się nimi. Księga Psalmów przypomina bowiem podróż, w którą warto wyruszyć, a którą trzeba przejść nie na skróty, ale od A do Z. Tylko w ten sposób można bowiem doświadczyć tego, o czym opowiada pierwszy z psalmów.

Ten tekst w tradycji Kościoła nazywany jest często psalmem dwóch dróg – drogi sprawiedliwego i drogi grzesznika. Biblia jasno wskazuje, że pierwszą z nich powinniśmy podążać, a drugą zdecydowanie omijać, że powinniśmy szukać sprawiedliwości oraz rozkoszować się Bożym prawem, a nie bratać się ze złem. Ojcowie Kościoła, oprócz tej oczywistej wskazówki interpretacyjnej, zwracają uwagę także na jeszcze jedną, bardzo istotną rzecz. Otóż święty Augustyn w jednym ze swoich komentarzy do tego psalmu umieścił wymyślony przez siebie tytuł, który według niego powinien posiadać ten tekst, oryginalnie nieopatrzony żadnym nagłówkiem. Święty z Hippony zasugerował, że powinno się go nazywać „Psalmem o chwalebnym Jezusie Chrystusie i Jego męce na krzyżu”. Dla mnie to dość zaskakujący pomysł i gdy pierwszy raz przeczytałem komentarz Augustyna, miałem w głowie pytanie: „Dlaczego święty Augustyn sądzi, że ten psalm opowiada o męce Pana Jezusa, skoro jasno widać, że chodzi w nim o wskazówki dotyczące dobrego życia?”. Kiedy jednak wnikliwiej przeczytałem jego rozważania, zrozumiałem, że słynny biskup porównuje Jezusa do wielkiego, wspaniałego drzewa zasadzonego nad kanałem, w którym płynie woda. Święty Augustyn mówi, że tym drzewem rosnącym nad strumieniem jest krzyż i że niezwykle szczęśliwy jest mąż – Chrystus, który jest przeciwnością grzeszników. Został On zasadzony na wzgórzu Golgoty i w swoim czasie wydał niewiarygodne owoce. Co więcej, Jego liście nie więdną, a wszystkie dzieła, jakich dokonuje, są udane, czyli są doprowadzane do końca. Myślę, że o wiele ciekawiej jest czytać Psalm 1 zgodnie z interpretacją świętego Augustyna, niż tylko doszukiwać się w nim wskazówek (jakkolwiek bardzo cennych) dotyczących życia codziennego. Augustyn podpowiada nam, byśmy najpierw przyjrzeli się Jezusowi, a następnie spróbowali przyłożyć Jego życie do naszej codzienności.

Jak twierdzą niektórzy bibliści, Psalm 1 został napisany po wygnaniu babilońskim, czyli po okresie działalności proroka Jeremiasza w Izraelu. Wiele cech tego tekstu i pojawiających się w nim motywów przypomina mowy Jeremiasza, zwanego często prorokiem wygnania. Prawdopodobnie Żydzi modlący się tymi słowami mieli w głowach obraz doszczętnie spustoszonej ziemi izraelskiej, która wymagała odnowienia, by mogło rozpocząć się na niej jakiekolwiek życie. Być może przypominali sobie swój zniszczony kraj, swoich bliskich wziętych do niewoli, a także powrót na ziemie Izraela, na których trzeba było zbudować wszystko od nowa. Pustynny krajobraz tamtych terenów, które charakteryzują się niesprzyjającymi uprawie warunkami pogodowymi, z pewnością wzmacniał to odczucie. Aby cokolwiek mogło tam wyrosnąć, trzeba było wybudować kanał doprowadzający wodę. Gdy więc Żydzi próbują w tym psalmie opowiedzieć sobie, jak mają się odnowić jako naród i jako poszczególni jego członkowie, odwołują się do bliskiego im obrazu drzewa, które aby mogło rosnąć i wydawać owoce, musi być zasadzone nad strumieniem.

Chrześcijańska interpretacja tego tekstu stawia w centrum Chrystusa i wskazuje, że opisane owocujące nad strumieniem drzewo to przepiękny obraz tego, co wydarzyło się w życiu Jezusa. Zanim przyjął ciało człowieka, cała ziemia była spustoszona grzechem i zrujnowana działaniami szatana. Bóg, aby wyrwać ludzkość z „babilońskiej” niewoli złego i aby ją odnowić, najpierw posadził pośród niej drzewo – drzewo krzyża. On znalazł na pustyni miejsce, gdzie zasadził krzyż, który wydawał owoce, ponieważ był złączony korzeniami z Duchem Świętym, najlepszym i jedynym kanałem łaski. To Duch Święty sprawił, że drzewo krzyża do dziś owocuje. Chrystusa nie ma już fizycznie z nami, nie chodzi po ziemi w ludzkim ciele, jak działo się to dwa tysiące lat temu, ale owoce Jego męki, owoce drzewa zasadzonego na Golgocie, są nieustannie dla nas dostępne, ponieważ nieprzerwanie płynie strumień, w którym Duch Święty przynosi nam te łaski. Ojcowie Kościoła pokazują, że sytuacja z Psalmu 1 jest dziełem całej Trójcy – Ojciec zasadził drzewo, którym jest Chrystus, a Duch Święty je ciągle nawadnia, by stale przynosiło owoce. W ten sposób cały świat zostaje zbawiony, ponieważ skoro działającym jest sam Bóg w Trójcy Jedyny, to prawdą stają się słowa mówiące o tym, że liście tego drzewa nie więdną, owoce się nie kończą, a wszystko pomyślnie się układa.

Psalmista pokazuje nam, że jedynym sposobem na dobre, czyli szczęśliwe życie jest naśladowanie drzewa zasadzonego nad płynącą wodą. I choć pisał to przed narodzinami Chrystusa, a my czytamy to już po Jego wcieleniu, męce i zmartwychwstaniu, to oczywiste jest, że mamy być jak Jezus – robić to, co On czynił, i unikać tego, od czego On stronił.

Jakich rzeczy zatem wystrzega się Chrystus – szczęśliwy mąż, który jest jak drzewo zasadzone nad strumieniem? Unika trzech rzeczy opisanych przez psalmistę przy użyciu figury gradacji: nie wchodzi na spotkania z występnymi, nie zatrzymuje się na drodze grzeszników i nie siada w kręgu szyderców. Ojcowie Kościoła nazywają ten fragment opisem trzech etapów wchodzenia w zło. Wymienione czynności różnią się przecież poziomem zaangażowania w nie. Pierwszym z nich było wchodzenie na spotkania występnych. Ten etap to sytuacja, gdy ktoś jest zupełnie obcy złu, nie ma z nim nic wspólnego, ale zdarzyło się, że, przechodząc, zobaczył pomieszczenie, w którym siedzieli występni, zatrzymał się, otworzył drzwi i zajrzał do środka, myśląc, że znajdzie tam coś ciekawego. Tego Chrystus oczywiście nie robił. Drugi stopień – już trochę bardziej niebezpieczny – to nie tylko zainteresowanie się działaniami grzeszników, ale wejście na ich drogę. Być może ktoś, kto na niego wchodzi, na zaproszenie złych porzuca swoją dobrą drogę i zaczyna iść ścieżką występnych. Chrystus nie wchodził na drogę grzeszników. W końcu trzeci stopień wkraczania w zło to sytuacja, gdy ktoś nie tylko zagląda, co robią grzesznicy, nie tylko wchodzi na ich drogę, ale znajduje krąg szyderców i siada z nimi, czyli staje się jednym z nich, wchodzi w zło „na całego”. Jezus unikał w swoim życiu tych wszystkich stopni zła. Psalm 1, przedstawiając więc trzy sposoby rozprzestrzeniania się zła w życiu człowieka, pokazuje, że jeśli chcemy mieć udział w zbawieniu, które przyniósł nam Chrystus, powinniśmy naśladować Go i unikać takich kontaktów ze złem. Jeśli chcemy być szczęśliwi jak Jezus, musimy uważać, by nie przejść z etapu przyglądania się złu na etap chodzenia drogą grzeszników, a ostatecznie dołączenia do kręgu szyderców.

Chrystus jako owocujące drzewo nie ma nic wspólnego ze złem, z szydercami i z występnymi. Można powiedzieć, że jest bardzo „ekskluzywny”. Oczywiście nie chodzi o modne współcześnie znaczenie tego słowa, sugerujące luksus i elegancję, ale raczej o pewną osobność, inność, oddzielenie. Chrześcijanin, na wzór Pana Jezusa, powinien być bardzo ekskluzywny na dwa sposoby: powinien być odłączony od zła, czyli nie zaglądać na jego spotkania, nie wchodzić na jego drogę i nie siadać w jego kręgu, a także powinien czuć się niezwykle wyjątkowy i drogocenny. Dlaczego? O tym mówią kolejne wersy Psalmu 1, które nie dopowiadają, czego jeszcze nie robi szczęśliwy mąż, ale raczej pokazują, czym się on zajmuje.

Otóż człowiek podobny do drzewa zasadzonego nad strumieniem znajduje radość w Prawie Bożym i rozmyśla nad nim dniem oraz nocą. W języku hebrajskim wyrażenie „znajduje radość” oddane jest słowem hepes oznaczającym przyjemność lub szczególne upodobanie. Szczęśliwy człowiek to zatem ktoś, kto, patrząc na Boga i Jego dzieła, czytając i rozważając Jego słowa, odczuwa ogromną radość, wręcz rozkosz. Czy doświadczamy tego samego? Czy raczej potrzebujemy nieustannych zachęt i zaproszeń, by sięgnąć po Pismo Święte lub zacząć się modlić? Jeśli mamy naśladować Chrystusa, który był szczęśliwym mężem, musimy najpierw nauczyć się od Niego znajdowania rozkoszy w Prawie Pańskim, czyli we wszystkim, co mówi Bóg. Może przy czytaniu pierwszego ze stu pięćdziesięciu psalmów warto postanowić sobie, że spróbujemy wytrwale słuchać Bożych słów, że nie zrezygnujemy przy siedemnastym psalmie, tylko do końca będziemy szukali rozkoszy w tym, co Bóg próbuje nam o sobie opowiedzieć?

Warto zauważyć, że gdy Biblia mówi o rozmyślaniu nad Prawem Pańskim dniem i nocą, używa hebrajskiego słowa hagah, pojawiającego się w innych fragmentach Pisma Świętego w bardzo ciekawych znaczeniach. To słowo, oznaczające rozmyślanie, tłumaczy się także jako „gruchanie” gołębicy oraz „pomrukiwanie” lwa – w tych dwóch znaczeniach często używane jest przez starotestamentowych proroków. Jak rozumieć to połączenie? Otóż dla mnie gruchanie gołębicy to czynność bardzo zalotna, kojarzy mi się z Pieśnią nad Pieśniami, czyli z bardzo intymną i miłosną księgą biblijną opowiadającą o niezwykle bliskiej relacji, jaką każdy z nas może mieć z Panem Bogiem. W tym kontekście gruchanie gołębicy można nazwać takim czytaniem i rozważaniem Słowa Bożego, które jest czymś intymnym, rozkosznym, czułym, a nie twardym przestrzeganiem przykazań i zasad. Rozkoszowanie się Prawem Bożym oznaczałoby zatem nic innego, jak bycie z Bogiem w „gruchającej” relacji. W praktyce byłoby to zaś po prostu uwierzenie, że każde Jego słowo jest podszeptem miłości i dobra, że nawet „nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij” to najczulsza mowa Jego miłości. Gdy więc On zaprasza do życia słowami: Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was (por. Mt 5,11), to nie są to nakazy i wyroki, ale pragnienie stworzenia „gruchającej” relacji.

Jeśli zaś chodzi o pomrukiwanie lwa, to oczywiście można je zinterpretować jako zapowiedź ataku. Gdy lew pomrukuje, to znaczy, że coś zaczyna się w nim burzyć, że jego zdenerwowanie i złość stopniowo rosną. W kontekście Psalmu 1 oznacza to gniew skierowany przeciwko naszym grzechom i złu, które nas dotyka. Czy, gdy słuchamy Słowa Bożego, gdy rozważamy Prawo Pańskie, budzi się w nas złość na nasze grzechy? Czy, gdy Bóg mówi, że mamy czegoś nie robić, rośnie w nas pragnienie walki przeciwko własnemu złu? Czy, kiedy czytamy o niezaglądaniu na spotkania występnych, niewchodzeniu na drogę grzeszników lub o niesiadaniu w gronie szyderców, mamy w sobie lwią gotowość do stoczenia boju? Czy wobec zła jesteśmy jak pomrukujący lew?

Chrystus taki był. Z jednej strony miał niezwykle intymną relację ze swoim Ojcem, „gruchał” z Nim, z drugiej zaś „pomrukiwał” jak lew, gdy chodziło o walkę ze złem. I taki obraz chrześcijanina rysuje nam początek Księgi Psalmów. Jeśli potraktujemy ten psalm jako wstęp do czytania kolejnych, dostrzeżemy w nim obietnicę mówiącą o tym, kim możemy się stać, jeśli w modlitwie psalmami będziemy szukać Chrystusa, będziemy patrzeć na drzewo zasadzone nad płynącą wodą jako na wzór bycia z Bogiem. Jezus nie wchodził na drogi zła i znalazł rozkosz w Prawie Pańskim, dlatego Jego życie nie było plewą rozmiecioną przez wiatr, ale źródłem wszelkiego dobra. Jeśli będziemy jak On, to (jak mówi Psalm 1) na sądzie powstaniemy, czyli zmartwychwstaniemy jak Chrystus! Jeśli będziemy znajdować rozkosz w Słowie Boga, powstaniemy z naszych grobów, grzechów. Jeżeli wybierzemy inną ścieżkę niż ta, która wiedzie za Jezusem – owocującym drzewem, dotrzemy donikąd.

Na koniec jeszcze tylko jedno dopowiedzenie. Psalm 1 można nazwać psalmem-sierotą, ponieważ sama Biblia uznaje, że go nie ma. W Dziejach Apostolskich, w niektórych starożytnych manuskryptach, można znaleźć taki fragment w którym święty Paweł, cytując Psalm 2, mówi o nim jako o pierwszym psalmie (por. Dz 13,33), tak jakby prawdziwy Psalm 1 w ogóle nie istniał. Oczywiście wiadomo, że dzieje się tak z różnych względów historycznych, ale dla mnie zjawisko „nieistnienia” tego psalmu w Biblii jest całkiem urocze. Można powiedzieć, że Psalm 1 to sierota, ponieważ sama Biblia-matka nie wie, że on istnieje. To jednak taka ekskluzywna sierota, której nikt nie chciał, a która kryje w sobie niesamowite rzeczy i cuda. Myślę, że każdy z nas czasem, a może nawet często, przypomina takiego wyrzutka. Jaką odpowiedź ma na to Biblia? Sieroctwo, samotność może być niezwykłym początkiem. Tak jak Psalm 1 jest bramą do poznania Boga i opowieścią o nieustannie kwitnącym drzewie – Jezusie Chrystusie, a jednocześnie – pominiętym dzieckiem Biblii, tak też każdy z nas może być podobną do niego ekskluzywną sierotą i nosić w sobie obraz drzewa owocującego nad strumieniem. Jest tylko jedno pytanie: czy wejdziemy na tę drogę? Czy przejdziemy te sto pięćdziesiąt psalmowych kroków do tego, by stać się jak Jezus, jak drzewo owocujące nad kanałem?

Drogi Jezu, pokazałeś nam w tym psalmie, jaki jesteś, za czym szedłeś, a czego unikałeś, za czym biegło Twoje serce, a które drogi omijało. Prosimy, naucz nas naśladować Ciebie. Naucz nas znajdować rozkosz w Prawie Pańskim, daj nam umiejętność „gruchania” z Bogiem i „mruczenia” jak lew wobec naszych grzechów. Spraw, prosimy, byśmy byli tacy jak Ty, byśmy byli do Ciebie podobni, ponieważ w ten sposób wejdziemy na sąd i wstaniemy – z martwych wstaniemy. Niech tak się stanie. Amen.

Psalm 2 Śmiechy na śniegu

Mesjasz Królem

1 Dlaczego narody się buntują,

czemu ludy knują daremne zamysły?

2 Królowie ziemi powstają

i władcy spiskują wraz z nimi

przeciw Panu i przeciw Jego Pamazańcowi:

3 „Stargajmy Ich więzy

i odrzućmy od siebie Ich pęta!”.

4 Śmieje się Ten, który mieszka w niebie,

Pan się z nich naigrawa,

5 a wtedy mówi do nich w swoim gniewie

i w swej zapalczywości ich trwoży:

6 „Przecież Ja ustanowiłem sobie króla

na Syjonie, świętej górze mojej”.

7 Ogłoszę postanowienie Pana:

Powiedział do mnie:

„Tyś Synem moim,

Ja Ciebie dziś zrodziłem.

8 Żądaj ode Mnie, a dam Ci narody w dziedzictwo

i w posiadanie Twoje krańce ziemi.

9 Żelazną rózgą będziesz nimi rządzić

i jak naczynie garncarza ich pokruszysz”.

10 A teraz, królowie, zrozumcie,

nauczcie się, sędziowie ziemi!

11 Służcie Panu z bojaźnią

12 i Jego nogi ze drżeniem całujcie,

bo zapłonie gniewem i poginiecie w drodze,

gdyż gniew Jego prędko wybucha.

Szczęśliwi wszyscy, co w Nim szukają ucieczki.

W pierwszej lekturze tego psalmu najbardziej przyciąga uwagę obraz świata buntującego się przeciw Bogu. Narody, ludy, królowie i władcy odwracają się od Boga, knują przeciwko Niemu, spiskują, zrywają pęta, które według nich nakłada im Boże prawo, lub po prostu się od Niego odwracają. Myślę, że ten opis nie stracił na aktualności. Mimo że Dawid (lub inny autor natchniony) pisał to tysiące lat temu, na świecie niewiele się zmieniło i ludzie dalej odrzucają Boga, a Jego słowa i przykazania uznają za zniewalające ich sznury, które nie pozwalają szczęśliwie funkcjonować. W swoim życiu spotkałem wielu ludzi, którzy wszystko, co Bóg wymyślił z miłości do nich, traktowali jak kajdany. Co więcej, sam często tak myślę i oceniam Boże pomysły, rady, wskazówki jako coś przeciwnego mojemu dobru. Ilu z nas buntuje się i spiskuje w swoim sercu przeciw Panu i Jego słowom? W każdym z nas są takie narody, ludy i tacy władcy, którzy wierzgają przeciwko Bogu. Koniecznie trzeba zobaczyć, że to nie dzieje się tylko gdzieś w świecie, ale także w nas samych, że wielokrotnie największymi buntownikami wobec Boga są nasze serca.

Gdy już to dostrzeżemy, nie warto poprzestawać na samym odkryciu, trzeba pójść dalej i zobaczyć, co dzieje się w Panu Bogu, gdy widzi zbuntowany świat i naszą duszę wyrywającą się z Jego rzekomej niewoli. Psalm 2 (a w zasadzie możliwe, że pierwszy, ponieważ niektórzy uważają, że historycznie ten tekst był połączony z poprzedzającym go Psalmem 1) mówi, że Bóg się wtedy śmieje. Uwielbiam ten obraz śmiejącego się i drwiącego Boga, dosłownie bowiem Pismo Święte mówi: Śmieje się Ten, który mieszka w niebie, Pan się z nich naigrawa. I chociaż w podstawowym znaczeniu chodzi oczywiście o uśmiech, śmiech, naigrawanie, a nawet drwienie, to według mnie w tym sformułowaniu nie ma niczego negatywnego. Bóg, gdy słyszy nasze myśli i widzi nasz bunt, z pobłażaniem śmieje się, trochę się z nas nabija i nie traktuje naszych protestów poważnie.

Pozwalam sobie na taką interpretację przytoczonych słów, ponieważ udało mi się poznać śmiejącego się i przyjaźnie drwiącego ze mnie Pana Boga. Po kilku latach bycia w zakonie przyszedł moment, gdy miałem złożyć śluby wieczyste, czyli ostatecznie zdecydować, czy pozostaję w zakonie, czy rezygnuję z obranej wcześniej drogi. Pojechaliśmy wtedy z braćmi do domu rekolekcyjnego karmelitów do Czernej pod Krakowem, by tam przez tydzień przygotowywać się do tego wydarzenia. Pamiętam, że z jednym z moich braci nocami łaziliśmy po ogrodach i nieustannie dyskutowaliśmy, co robić – składać śluby, czy ich nie składać, żenić się, czy nie żenić, odchodzić z zakonu, czy zostać, ma to sens czy nie, wytrzymamy, czy nie damy rady być wierni, Bóg nas tu chce czy jednak nie itd. Po trzech, czterech dniach modlenia się, myślenia, zastanawiania się i rozważania wszystkich za i przeciw miałem absolutnie dość. Bardzo zmęczyłem się tym decydowaniem i nie miałem już zupełnie na nic siły. Poszedłem więc późnym wieczorem na adorację, po prostu usiadłem przed Najświętszym Sakramentem i bezmyślnie patrzyłem na Pana Jezusa. Nagle zobaczyłem Jego twarz (i oczywiście nie chodzi mi o żadne objawienie czy widzenie, mi się takie rzeczy w ogóle nie zdarzają, bo jestem zbyt grzeszny – było to raczej coś w rodzaju poczucia emocjonalnego czy wyobrażenia), twarz Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, który drwiąco się do mnie uśmiechał. Była to jednak najbardziej rozkoszna drwina świata. On, patrząc na te moje zmagania, wątpliwości, rozterki i widząc, jak poważnie to wszystko traktuję, uśmiechnął się, jakby mówił: „No weźże przestań. Chodź, po prostu chodź do Mnie”. Co ciekawe, kilka lat później, gdy rozmawiałem o tym momencie decyzji z bratem, z którym toczyłem te nocne dysputy podczas rekolekcji, okazało się, że on na adoracji miał dokładnie to samo doświadczenie – Bóg i na niego popatrzył wtedy drwiąco i powiedział: „No przestań, chodźże do Mnie”.

Nie bójmy się zatem naigrawającego się z nas Boga. Jego śmiech nie polega przecież na lekceważeniu naszych problemów. Pan Bóg, widząc jak śmiertelnie poważnie traktujemy różne trudne sprawy, które wcale nie są aż tak tragiczne, mówi: „Weźże przestań, zrzuć to na Mnie. Przestań uciekać, skończ urządzać dramaty i niepotrzebnie się gorączkować, tylko chodź tu do Mnie”. On nieustannie ma w sobie ten uroczy uśmiech, a nam się niestety wydaje, że na Jego twarzy najczęściej rysuje się gniew. Bóg, gdy patrzy na buntujące się i spiskujące przeciw Niemu narody, ich władców oraz wszystkie ich grzechy, to oczywiście płonie gniewem (zaraz o tym opowiem), ale jednocześnie jest w Nim ten szelmowski uśmiech, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wierzgamy i wszczynamy bunty, bo nie rozumiemy. Pan Bóg się nie obraża, a kiedy dostrzega grzesznika, który z nienawiścią krzyczy do Niego, nadal się uśmiecha i robi to bez lekceważenia, ale z czułością, ponieważ wie, że ten człowiek dał się oszukać złu i grzechowi. Gdy się od Boga odwracamy, nawet gdy świadomie wybieramy bycie daleko od Niego, On nieustannie kieruje wobec nas pogodne oblicze.

Może ktoś z czytających te słowa znalazł się w takim położeniu i buntuje się przeciw Bogu, ponieważ został do tego namówiony lub oszukany przez swoje własne grzechy. To także do niego Bóg niezmiennie się uśmiecha, nie śmiechem lekceważenia, ale uśmiechem kogoś, kto bardzo kocha. Wie przecież, że gdybyśmy znali prawdę o grzechu i jednocześnie wiedzieli, jaki rzeczywiście jest Bóg, nigdy byśmy nie wybrali zła albo natychmiast zaprzestali naszego buntu.

Warto tutaj zauważyć, że tym samym słowem, którym w Psalmie 2 określa się śmiech Stwórcy, w języku hebrajskim nazywa się również taniec. W Biblii ten wyraz znajdujemy na przykład w znanym fragmencie Drugiej Księgi Samuela, który opisuje sprowadzenie Arki Pana do Miasta Dawidowego (por. 2 Sm 6,21). Król Dawid, przenosząc Arkę do Jerozolimy, tańczył wśród radosnych okrzyków i dźwięków rogów. Być może Dawid, uznawany za autora Psalmu 2, mówiąc o śmiejącym się Bogu, przypominał sobie swój taniec radości i szczęścia wokół Arki. Użył więc tego słowa, by opisać uśmiech Boga i radość, której doświadcza, gdy na nas patrzy. Najbardziej zadziwiające jest jednak to, że Bóg cieszy się i radośnie tańczy nie tylko wtedy, kiedy widzi nasze dobre uczynki. On to robi nawet wówczas, gdy się zupełnie od Niego odwracamy, kiedy Go lekceważymy, gdy nie chcemy na Niego patrzeć i z Nim przebywać.

Słowo określające Boży uśmiech, którym posługuje się psalmista, pojawia się w Biblii jeszcze w innym kontekście. W niektórych tekstach Pisma Świętego używa się go do opisania walki, w której szczególnie objawia się męstwo i odwaga walczącego. Co to oznacza? Że Bóg walczy tym śmiechem. On wie, że uśmiechając się do nas, może wygrać z naszymi słabościami, może pokonać to, co nas nęka. Jego metodą walki nie jest więc wcale tratowanie nas i drwienie z naszych pomysłów. Bóg wie, że miłością i uśmiechem może zwyciężyć z naszą obojętnością i naszym buntem. Tę myśl potwierdza także fakt, że w Psalmie 2, tuż obok wersetu mówiącego o Bożym śmiechu, pojawia się obraz gniewu Bożego zatrważającego wszystkich i ogarniającego wszystko wokół. W języku hebrajskim słowo „gniew” dokładniej oznacza „zionący ogniem nos”, czyli taki nos, z którego wydobywa się żar ognia. Bardzo podoba mi się ta myśl, ponieważ sugeruje ona, że w środku Pana Boga płonie ogień, który jest oczywiście niczym innym, jak ogniem Jego miłości. Z pewnością każdy z nas widział kiedyś takie obrazki przedstawiające Jezusa i Maryję z sercem na wierzchu. Z dzieciństwa pamiętam, że u mojej babci w sypialni nad łóżkiem wisiały właśnie takie wizerunki. Serce Jezusa na tych obrazach było otoczone koroną cierniową, a ponadto wychodziły z niego ogniste płomienie. Bóg cały jest więc ogniem miłości. Gdy się gniewa, ten ogień miłości wydobywa się z Niego, nic nie jest w stanie go w Nim zatrzymać. Gniew Boga to zatem wydobywająca się z Niego miłość. Gdy Bóg się gniewa, to po prostu kocha. Psalm 2 pokazuje nam Boga, który się śmieje, a w ten sposób walczy, a walczy dlatego, że kocha. Koniecznie trzeba więc zobaczyć śmiejącego się Boga, z którego nozdrzy wydobywa się ogień miłości.

Rodzi się jednak pytanie: z czego wynika ta pewność Boga, że mimo konieczności podejmowania walki może się cieszyć? Psalm 2 mówi o tym, że Bóg cieszy się, ponieważ ustanowił sobie króla na Syjonie, a ten król jest w dodatku Jego synem. Jak się łatwo domyślić, ten psalm to tekst mesjański opowiadający o Chrystusie, który jest właśnie tym radującym Boga wybrańcem i posłańcem. Psalm 2 określa Syna Bożego jako kogoś, kto żelazną rózgą będzie rządził narodami. Oznacza to zaś, że jego nadejście zaprowadzi porządek na świecie i przyniesie pokój. Oczywiście obraz żelaznej rózgi wcale nie wydaje nam się czymś miłym i przyjemnym, budzi raczej dość nieprzyjemne skojarzenia. W języku hebrajskim mowa w tym miejscu jednak raczej o berle lub kiju z metalu, czyli o insygniach królewskich. Chrystus, który jest synem Boga i pomazańcem na Syjonie, to zatem ktoś, kto ma władzę symbolizowaną przez berło.

Aby zrozumieć, na czym polega trzymanie w ręku żelaznego kija przez Chrystusa, przejrzałem Pismo Święte w poszukiwaniu historii, w których pojawia się podobny atrybut. W dwudziestym trzecim rozdziale Drugiej Księgi Samuela znalazłem opowieść o niejakim Benajaszu, synu Jojady, jednym z dowódców króla Dawida, który dokonał wielkich czynów kijem. Benajasz między innymi pokonał w ten sposób dwóch synów Ariela z Moabu, z kijem w ręku poszedł także walczyć z wielkiego wzrostu Egipcjaninem, choć jego przeciwnik władał ostrą dzidą. Podczas śnieżycy zszedł natomiast do cysterny i zabił w niej lwa. Gdy czytałem o tym wydarzeniu, od razu przykuło ono moją uwagę, ponieważ po pierwsze trudno było mi uwierzyć, że człowiek posiadający tylko kij pokonał w cysternie (zupełnie zamkniętej i nieprzyjaznej dla walczącego przestrzeni) lwa, a po drugie, że działo się to, gdy sypał śnieg. Przecież w tamtych szerokościach geograficznych śnieg jest czymś niezwykle rzadko spotykanym! W Biblii śnieg pojawia się czasem jako element porównania, gdy na przykład mowa o duszy oczyszczonej Bożą łaską, która staje się bielsza niż śnieg, ale zimowe opowieści są zupełną rzadkością – jeden opis bitwy toczonej w śniegu można znaleźć w Księgach Machabejskich, a drugi – we wspomnianej historii Benajasza. Zresztą pamiętam, że gdy byłem kiedyś w Jordanii i akurat spadł śnieg, ludzie nie mieli pojęcia, jak się zachować, ponieważ nie było go u nich od ponad siedemdziesięciu lat. Można wyciągnąć zatem wniosek, że w kulturze biblijnej śnieg to niemalże wydarzenie stulecia, którego wszyscy się trochę obawiają i wobec którego nie wiadomo, jak się zachować.

Jak należy w tym kontekście zinterpretować zejście Benajasza do cysterny i zabicie lwa podczas śnieżycy? Benajasz zrobił to w dniu, w którym nikt nie przyszedłby mu na ratunek. Śnieg jest symbolem czegoś, co zamyka ludziom wszelkie drogi. Ludzie boją się wyjść z domów, ponieważ nikt nie potrafi poradzić sobie ze śnieżycą. Benajasz był jednak takim wojownikiem, który nie obawiał się śnieżycy i mimo że zdarzyła się ona tylko raz w jego życiu, wyszedł z kijem na śnieg i wskoczył do cysterny. Cysterna zaś to oczywiście miejsce, gdzie przechowywano wodę. Zwykle była to dziura w ziemi wielkości kilku metrów kwadratowych, czyli miejsce zupełnie niekorzystne do walki z lwem. Niebezpieczeństwo polegało głównie na tym, że nie było żadnej możliwości ucieczki. Walczący nie był w stanie się schować lub odskoczyć daleko, ponieważ ograniczała go niewielka przestrzeń. Benajasz jednak właśnie w cysternie zabił kijem lwa.

Czemu tak ważne jest połączenie ze sobą tych dziwnych, a raczej dość niezwykłych faktów? Ponieważ są one obrazem tego, co zrobił dla nas Chrystus. Otóż, jeśli jesteśmy zamknięci w swoim życiu niczym w cysternie, jeśli znikąd nie dostrzegamy ratunku i czujemy, że za chwilę coś nas pożre, jeśli wokół hula śnieżyca paraliżująca nasze działania lub jeśli odwracamy się od Boga, spiskując i buntując się przeciwko Niemu, to właśnie teraz, gdy rozważamy wspólnie ten psalm, Bóg pokazuje nam, że jest kimś, kto chce wskoczyć do naszej cysterny, by pokonać naszego lwa. Jezus jest wojownikiem, który potrafi unicestwić w nas to, co próbuje nas zagryźć i zabić, On jest tym, który w śnieżycę wskakuje do cysterny, by zabić atakującego nas lwa. Bóg jest więc uśmiechnięty, bo ma kogoś, kto rzeczywiście potrafi porządkować narody żelazną rózgą i uratować biedaka siedzącego w śnieżycę w cysternie z lwem.

Psalm 2 kończy się wezwaniem, w którym autor natchniony, czyli król Dawid, woła, by służyć Bogu z bojaźnią i z drżeniem całować nogi Panu, który walczy z grzechem, śmiejąc się i tańcząc. Wyrażenie „całujcie z drżeniem Jego nogi”, powinno się jednak przetłumaczyć z hebrajskiego jako „całujcie Jego syna”. Psalmista zachęca więc nas do całowania z drżeniem Bożego Syna, bycia czułym wobec Niego, ponieważ On jest tak niezwykły w miłości do nas, że nie cofa się nawet przed wskoczeniem do naszych cystern z lwem w dzień śnieżycy, gdy nikt na pewno nie przyjdzie nam na pomoc. Może zatem Psalm 2 jest Bożym zaproszeniem do tego, by popatrzeć chwilę na Jezusa, na tego wojownika z kijem, z którego Ojciec tak bardzo się raduje? Zobaczmy roześmianą twarz Boga Ojca, spokojną i rozpromienioną uśmiechem, który wynika z przekonania, że Jego Syn pokona absolutnie wszystko.

Nasz kochany Ojcze, niech rozpromieni się nad nami Twoja uśmiechnięta twarz. Pozwól nam oglądać Twój uśmiech będący jednocześnie tańcem i walką oraz ogień wychodzącej z Ciebie miłości. Daj nam zobaczyć dzisiaj Twoją twarz i pokaż, że promienieje ona uśmiechem, ponieważ Twój Syn to wojownik, który nas ocala z jaskini lwa. Swoją modlitwą chcemy z drżeniem, miłością i czułością całować właśnie Jego – Króla na Syjonie, który wszystko w nas zwycięża. Prosimy, daj nam tę łaskę, byśmy potrafili to zrobić. Niech tak się stanie. Amen.

Psalm 3Pięści Boga

Modlitwa prześladowanego

(1Psalm Dawida, gdy uciekał przed swoim synem Absalomem.)

2 Panie, jakże wielu jest tych, którzy mnie trapią,

jak wielu przeciw mnie powstaje!

3 Wielu jest tych, co mówią o mnie:

„Nie ma dla niego zbawienia w Bogu”.

4 A jednak, Panie, Ty, jesteś dla mnie tarczą,

Tyś chwałą moją i Ty mi głowę podnosisz.

5 Wołam swym głosem do Pana,

On odpowiada ze świętej swojej góry.

6 Kładę się, zasypiam i znowu się budzę,

bo Pan mnie podtrzymuje.

7 Wcale się nie lękam tysięcy ludu,

choć przeciw mnie dokoła się ustawiają.

8Powstań, o Panie!

Ocal mnie, mój Boże!

Bo uderzyłeś w szczękę wszystkich moich wrogów

i wyłamałeś zęby grzeszników.

9 Od Pana pochodzi zbawienie.

Błogosławieństwo Twoje nad narodem Twoim.

Na początek spójrzmy na tego, kto modli się przytoczonymi słowami. Gdy czytam ten tekst, mam wrażenie, że psalmista to człowiek bardzo udręczony i znękany. Prawdopodobnie znalazł się w takim momencie swojego życia, w którym trudności, niepowodzenia, grzechy, słabości czy zewnętrzne prześladowania ze strony wrogów spiętrzyły się i są nie do wytrzymania. Być może czuje, że więcej nie jest w stanie znieść, dlatego tak rozpaczliwie woła do Boga: „Panie, zobacz, jak wielu jest tych, którzy występują przeciwko mnie, jak wiele jest trudności, z którymi się zmagam”. Sądzę, że niejeden z nas doskonale zna taki stan wewnętrzny z własnego życia.

Psalm 3 można według mnie nazwać psalmem granicznym. Dawid, czyli prawdopodobny autor tego tekstu, wypowiada te słowa, gdy w swoim życiu doszedł do pewnego krańca – gdziekolwiek się nie obejrzy, tam dostrzega trudności, z każdej strony otaczają go wrogowie, a ich liczba jest ogromna – dziesiątki tysięcy. Oczywiście wyrażenie opisujące licznych nieprzyjaciół Dawida, które zostało użyte w siódmym wersecie psalmu: Wcale się nie lękam tysięcy ludu (…),to hebrajski idiom oznaczający nieograniczoną i nieprzebraną liczbę wrogów. Nie chodzi tu o dokładne statystyki podane w tysiącach, ale o zobrazowanie, że nieprzyjaciół jest całe mnóstwo. Psalm 3 to zatem wołanie wszystkich udręczonych: tych stojących nad przepaścią, tych otoczonych z każdej strony przez wrogów, ale i tych, którzy są w nieco mniejszych tarapatach życiowych.

Co ważne, gdy Biblia mówi o nieprzyjaciołach człowieka, nie odnosi się tylko do tych, którzy z zewnątrz nastają na czyjeś życie. W trzecim wersecie psalmista stwierdza: Wielu jest tych, co mówią o mnie: „Nie ma dla niego zbawienia w Bogu”, co w wolnym tłumaczeniu z hebrajskiego oznacza: „Wielu jest takich, którzy przekonują mnie: «Nie ma dla niego zbawienia w Bogu» i chcą, by dotarło to do głębi mojego serca”. Ucisk, którego doświadcza mówiący te słowa, jest zatem przede wszystkim odczuciem wewnętrznym, być może silnie uwarunkowanym czynnikami zewnętrznymi, ale jednocześnie dotykającym mocno duszy człowieka. To w jego sercu najgłośniej brzmią słowa potępienia i oskarżenia, słowa o tym, że do niczego się nie nadaje, że już za późno na zbawienie, że z powodu słabości, głupoty, licznych grzechów, problemów, życiowych porażek i całej jego niefortunnej historii nie ma już dla niego żadnego ratunku. Za późno na jakąkolwiek pomoc, bo wrogów wokół niego i w nim jest zbyt wielu.

Jaka jest w ogóle geneza tego psalmu? Skąd się wziął? Otóż podpowiada nam to krótki komentarz znajdujący się tuż przed pierwszym wersetem psalmu, który mówi o tym, że te słowa były modlitwą króla Dawida, gdy uciekał przed swoim synem Absalomem, po tym jak został przez niego zdetronizowany. Wcześniej Absalom przez cztery lata sprytnie podburzał lud i zyskiwał sobie jego przychylność, siadając w bramach miasta i rozsądzając sprawy ludu tak, by poważano i ceniono jego, nie króla. Po latach „podlizywania się” ludziom i fałszywego udawania pokornej służby Absalom w końcu zdobył posłuch u Izraelitów, a dzięki swojej pozycji ogłosił się królem. Konflikt między synem a zdetronizowanym ojcem był tak poważny, że Dawid wraz ze wszystkimi swoimi sługami musiał ratować się ucieczką. Jego los, symbolicznie przypominający późniejsze wydarzenia męki Pana Jezusa, to pasmo trudnych doświadczeń – od przekraczania w smutku potoku Cedron przez wchodzenie we łzach na Górę Oliwną, wysłuchanie przekleństw z ust Szimei po utratę niemalże wszystkiego: szacunku, królestwa i ostatecznie też własnego syna (por. 2 Sm 15-18). Widzimy więc, że wszystko w życiu Dawida się zawaliło, otoczyły go nieprzeliczone rzesze wrogów (ponieważ Absalom wysłał dwanaście tysięcy wojowników, którzy mieli go znaleźć i zabić), nigdzie i w nikim nie miał oparcia. I właśnie w takim momencie zaczyna się modlić słowami Psalmu 3 i mówi: Panie, jakże wielu jest tych, którzy mnie trapią, jak wielu przeciw mnie powstaje! Co więcej, podczas ucieczki Dawid spotyka niejakiego Szimei, syna Gery, który zaczyna go oskarżać i udowadniać mu, że jest winny wszystkiego, czego właśnie doświadcza. Złe położenie ma być też karą Bożą za to, że Dawid został kiedyś królem w miejsce Saula. Gdy Szimei wypomina Dawidowi jego grzechy, przyjaciele zdetronizowanego króla zaczynają go usprawiedliwiać, on jednak zabrania im stawać w swojej obronie. Mówi, że skoro Szimei tak na niego krzyczy i rzuca okrutne oskarżenia, to widocznie Bóg mu kazał. Widzimy więc, że Dawid w swoim sercu nie ma pewności, czy to, co mu się przydarza, to tylko i wyłącznie wina wrogów. Ma świadomość, że ponosi też konsekwencje swoich własnych grzechów. Może dlatego szczerze wyznaje, że coś w środku jego istoty podpowiada mu: „Nie ma dla ciebie zbawienia u Boga, nie ma dla ciebie ratunku”.

Warto więc, czytając Psalm 3, poszukać w sobie miejsca udręki i zobaczyć, czym ona dokładanie jest. Może w kimś z nas dzieje się to, czego doświadczał król Dawid, gdy z jednej strony napierały na niego zewnętrzne przeciwności, a z drugiej oskarżało go jego wnętrze. Często bowiem różne trudności życiowe, sytuacje, w których coś się wali, rozpoczynają w naszym sercu proces samooskarżania, do którego zły dorzuca jeszcze swoje pomysły, jak bardziej nas upodlić i poniżyć. Niestety, dostrzegając własne błędy, niektóre prawdziwe, inne urojone, organizujemy w duszy festiwal oskarżania samych siebie, nieustannego maglowania swoich win, co ostatecznie prowadzi nas do wniosku: „Jestem stracony. Nie ma dla mnie ratunku. Pan Bóg mnie nie zbawi. Mało tego, to właśnie On mnie odrzucił”. Gdy, nie daj Boże, dojdziemy do takiego stanu, koniecznie trzeba sięgnąć po Psalm 3. Dlaczego? Ponieważ Dawid w takim samym położeniu mówił: A jednak, Panie, Ty, jesteś dla mnie tarczą, Tyś chwałą moją i Ty mi głowę podnosisz.

Jak w praktyce rozumieć to, że Bóg jest naszą tarczą? Dosłownie oczywiście chodzi o obraz pewnego rodzaju narzędzia walki, a raczej obrony przed ciosami przeciwnika. W oryginalnym tekście psalmu autor użył słowa, które oznacza „tarczę” lub „puklerz”, czyli coś, co może osłaniać człowieka z różnych stron, od głowy po stopy. Skoro zaś wrogami człowieka mogą być jego własne myśli, to Bóg jest dla Dawida niczym hełm chroniący od zadawanych sobie samemu ran. Pierwszym działaniem Boga jest zatem obrona nas przed oskarżeniami wobec samych siebie i przed nieprawdziwymi twierdzeniami, że Bóg o nas zapomniał, że nas nie zbawi, bo się do niczego nie nadajemy, gdyż straciliśmy już u Niego wszystkie szanse. Koniecznie trzeba włożyć na głowę hełm, który nie dopuści do nas tych myśli. Oczywiście mam świadomość, że łatwo to powiedzieć, a dużo trudniej zrobić, ale to jest jedyny sposób wyjścia z trudnej sytuacji. Musimy odrzucić od siebie wszystkie myśli, które pokazują, że Bóg nie jest po naszej stronie, że ma już dość, zniecierpliwił się, więc już nie zbawia i nie ratuje. Bóg jest inny! Takie oskarżenia i fałszywe twierdzenia o Bogu to pomysły szatana, natychmiast trzeba je od siebie odsunąć, czyli założyć na głowę hełm. Dziś my, chrześcijanie powinniśmy być (za przeproszeniem) „zakutymi łbami”, zamkniętymi na mowę szatana i na to, jak próbuje nas zwieść oraz pozbawić nadziei.

Autor Psalmu 3doskonale wiedział, kto jest jego prawdziwym obrońcą, więc mógł z wiarą zawołać, że ostatecznie Bóg podniesie mu głowę. Podniesiona głowa to bardzo piękny obraz tego, jak Bóg w nas działa. Gdy czytam te słowa, wyobrażam sobie Dawida klęczącego przed Bogiem ze zwieszoną głową, nieśmiejącego jej podnieść, i mówiącego: „Panie, nie nadaję się, ze wstydu nie mogę na Ciebie spojrzeć, do niczego Ci się nie przydam, Ty pewnie mnie już nie chcesz, więc po prostu leżę z głową w ziemi i nie podnoszę wzroku”. Jak odpowiada na to Bóg? Bierze delikatnie głowę Dawida, swoimi rękami dotyka jego twarzy, patrzy mu prosto w oczy i oznajmia: „Wołaj do Mnie! Wcale nie przestałem cię słuchać i nie odrzuciłem cię. Nie jestem zniecierpliwiony, więc podnieś głowę i wołaj do Mnie”.

Moment podniesienia głowy odsłania najpiękniejszy obraz w tym psalmie, ponieważ pokazuje Boga-boksera, Boga-pięściarza, Boga, który uderza w szczękę wszystkich naszych wrogów i wyłamuje zęby grzeszników. Kiedyś znalazłem bardzo ciekawe tłumaczenie tego fragmentu Psalmu 3, którego autorem jest nie kto inny, jak nasz renesansowy poeta – Jan Kochanowski. Ósmy werset w jego przekładzie brzmi:

Powstań, Panie, a broń mię w mej niewinności;

Żaden mój nieprzyjaciel Twojej srogości

Nigdy wytrzymać nie mógł; biłeś je w gęby,

A oni w krwawym piasku zbierali zębyII.

Genialny obraz Boga, który bije w „gęby” naszych nieprzyjaciół tak, że w zakrwawionym piasku zbierają zęby! Oznacza to, że Bóg atakujące nas zło niszczy z impetem. On oczywiście nie działa przeciwko ludziom. Pokonywanymi przez Niego wrogami są wszystkie oskarżające nas myśli i wszelkie działania szatana, które mają nam wmówić, że nie ma już dla nas ratunku.

W Biblii znajduję dwa teksty, które mogą nam pomóc zrozumieć, czym jest owo pozbawienie zębów naszych wrogów. Na przykład w Księdze Hioba pojawia się fragment, który mówi o tym, że gdy lwu lub lwicy wybije się zęby, to giną, bo nie mają, jak upolować pożywienia, a ich dzieci zostają rozproszone (por. Hi 4,10-11). Lwy pozbawione zębów nie tylko nie mają możliwości niczego upolować, ale także nie są w stanie przynieść czegokolwiek młodym, co w konsekwencji może doprowadzić do śmierci całej lwiej rodziny. Jeśli przywołamy tu myśl z Psalmu 2 o tym, że lwem jest ten, z kim walczy Syn Boży uzbrojony w żelazny kij, to okazuje się, że wybijanie zębów wrogom stanowi kolejny sposób walki Bożego pomazańca. Co ciekawe, w historii starotestamentowego Dawida także pojawia się wątek walki z lwem. Kiedy Izraelici odradzają mu walkę z Goliatem, ten próbuje udowodnić, że sobie poradzi, bo gdy pasł owce swego ojca, wielokrotnie pokonywał lwy, chwytając je za paszcze i bijąc (por. 1 Sm 17,34-37). Być może dlatego w Psalmie 3 autor posługuje się tym samym obrazem. W połączeniu z myślą z Księgi Hioba oznacza to zaś, że Bóg, wybijając zęby wrogom, nie przeprowadza jednorazowej akcji pokonania zła. Dawid modli się, by Bóg zadziałał nie tylko raz, odsuwając od niego dręczące go myśli, ale prosi, by także całe „potomstwo” zła zostało zniszczone, by raz na zawsze skończyło się w nim to, co go otacza i zabija.

Kolejną podpowiedź, która może pomóc nam zrozumieć, o co prosi Boga Dawid, znalazłem w jednym z żydowskich komentarzy do tego psalmu. Otóż pewien rabin napisał, że gdy komuś wybije się zęby, to taki człowiek nie jest w stanie fizycznie wymówić spółgłoski „s”. Żeby bowiem wypowiadać „s”, trzeba mieć zęby, które wraz z odpowiednio ułożonym językiem utworzą szczelinę, wytwarzającą tę głoskę. Ów rabin dodaje, że wypowiadanie „s” to syczenie, czyli mowa węża. Jeżeli więc komuś wybije się zęby, to taki ktoś nie może już posługiwać się mową węża, czyli symbolicznie rozumianą mową szatańską. Krótko mówiąc, działanie Boga, o którym mówi Dawid, to pozbawienie złego mocy artykułowania złych słów. Szatan nieustannie podrzuca nam głupie pomysły i swoje słowa o tym, że się nie nadajemy do bycia z Bogiem, że On o nas zapomniał, że już nas nie uratuje, bo się zniecierpliwił, że już nie mamy szans, gdyż jesteśmy zbyt grzeszni. Tymczasem prawda jest taka, że, jak mówi Nowy Testament, mamy Rzecznika wobec Ojca – sprawiedliwego Jezusa Chrystusa (por. 1 J 2,1), który nieustannie wybija zęby złemu, by nie mógł o nas źle mówić, a swemu Ojcu przedstawia nasze dobre czyny.

Myślę, że każdy z nas potrzebuje w swoim życiu Boga, który uderza wrogów w gęby tak, że zbierają zęby w krwawym piasku. Czego potrzeba, by mogło się to w nas dziać? Psalmista daje odpowiedź w jednym prostym zdaniu: Kładę się, zasypiam i znowu się budzę,bo Pan mnie podtrzymuje. By doświadczać w życiu działania Boga-pięściarza, trzeba jak Dawid ciągle być z Panem – gdy się kładziemy spać i gdy się budzimy, kiedy działamy i gdy odpoczywamy, we dnie i w nocy. Jeśli chcemy obronić się przed atakującą nas z każdej strony nagonką złego, musimy zacząć od rana do wieczora przebywać z Panem Bogiem, by On miał możliwość powybijać zęby naszym wrogom. Oczywiście nie znikną od razu wszystkie przeciwności i trudności, ale nieustanne bycie blisko Boga wyposaży nas w hełm, który nie pozwoli złym myślom atakować naszego serca. Pozwólmy się więc obronić Bogu-pięściarzowi, bo tylko od Niego pochodzi nasze zbawienie.

Najukochańszy Ojcze, proszę Cię, byś dziś w moim sercu, a także w sercu mojego brata i mojej siostry czytających te słowa, rozpoczął walkę, o której mowa w Psalmie 3. Proszę, byś wybił zęby naszym przeciwnikom, abyśmy w końcu przestali słuchać wszystkich złych słów, by nie odnawiały się w nas oskarżenia i kłamstwa na nasz temat, które szatan wkłada nam do głów. Daj nam łaskę słuchania tylko Twojego głosu. Nałóż, proszę, na nasze głowy hełm obronny, a może raczej słuchawki, w których słychać będzie tylko Twoje słowa, a nie głos obwiniającego nas złego ducha. Boże, bądź naszym pięściarzem. Niech tak się stanie. Amen.

Psalm 4Przełykając ślinę

Modlitwa i napomnienie

(1 Kierownikowi chóru. Na instrumenty strunowe. Psalm. Dawidowy.)

2 Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi,

Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz.

Tyś mnie wydźwignął z utrapienia –

zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę!

3 Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali?

Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa?

4 Wiedzcie, że Pan mi okazuje cudownie swą łaskę,

Pan mnie wysłuchuje, ilekroć Go wzywam.

5 Zadrżyjcie i nie grzeszcie,

rozważcie na swych łożach i zamilknijcie!

6 Złóżcie należne ofiary

i miejcie w Panu nadzieję!

7 Wielu powiada: „Któż nam ukaże szczęście?”.

Wznieś ponad nami, o Panie, światłość Twojego oblicza!

8 Wlałeś w moje serce więcej radości

niż w czasie obfitego plonu pszenicy i młodego wina.

9 Gdy się położę, zasypiam spokojnie,

bo Ty sam jeden, Panie,

pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie.

Podczas różnych rekolekcji i rozmów spotykam mnóstwo bardzo smutnych ludzi. Widzę wiele twarzy, na których maluje się smutek, czasem rozpacz, a niekiedy beznadzieja. Gdy zatem czytam słowa Psalmu 4, myślę, że Dawid świetnie opisał kondycję świata, w którym żyjemy, oraz stan dusz i serc wielu z nas. Jesteśmy przecież niczym zombie, chodzące po ulicach żywe trupy, w których oczach można dostrzec niewiarygodne pragnienie znalezienia szczęścia. Błądzimy od miasta do miasta, od kontynentu do kontynentu, od jednego przekonania do drugiego i wszystko w nas woła: „Gdzie jest szczęście? Dlaczego świat jest taki smutny? Dlaczego jest w nim tyle cierpienia? Czemu brakuje ognisk radości? Kto nam je wreszcie pokaże?”. Oczywiście w takim stanie żyją nie tylko ludzie pogubieni i nieznający Boga. Gdy głoszę kazania w kościołach, widzę, że niewielu jest ludzi wypełnionych Bożym blaskiem, a większość ma wypisane na twarzy zdanie: „Niech nam ktoś pokaże szczęście!”.

Taki świat opisuje Dawid słowami Psalmu 4, stawiając pytanie: Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali? Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa? Gdyby przetłumaczyć z hebrajskiego te słowa dosłownie, brzmiałyby one raczej: „Synowie ludzcy, dokąd moja chwała będzie wystawiona na wyszydzenie?”. Ta różnica tłumaczeń wynika prawdopodobnie z tego, że nasz polski przekład tego wersetu Psalmu 4 powstał na podstawie Septuaginty, greckiego tłumaczenia Starego Testamentu, a nie hebrajskiego oryginału. Dawid mówi więc o tym, że czuje, jakby wszystkie rzeczy, które są w nim najpiękniejsze, wystawiane były na pośmiewisko, jakby wyszydzano wszelkie jego dobro, piękno, szczęście, radość, godność i całą jego chwałę. Myślę, że takie doświadczenie jest udziałem także wielu z nas. Ilu ludzi nie wierzy w swoje piękno? Ilu sobą pogardza? Ilu jest takich, którzy pozwolili, by ich grzechy, krzywdy, cierpienia przekonały ich o tym, że do niczego się nie nadają i są beznadziejni? A może i w nas samych nasza chwała jest nieustannie wystawiana na pośmiewisko i wyszydzenie?

Dalej psalmista pyta: Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa?, co posiłkując się tekstem hebrajskim, można sparafrazować jako: „Czemu latacie, biegacie i próbujecie napełnić się pustką? Czemu szukacie ułudy, nieprawdy i tego, co zafałszowane?”. Rdzeń hebrajskiego odpowiednika słowa „kłamstwo” zawiera obraz przełykania śliny, udawania, że się je. Myślę, że to bardzo ciekawa koncepcja, która pokazuje, co się dzieje w duszy człowieka kochającego marność i szukającego kłamstwa. Otóż, gdy człowiek jest bardzo głodny i jednocześnie nie ma nic do jedzenia, przełyka ślinę, by w ten sposób oszukać swój mózg, że coś je. Przekładając to na duchowy wymiar naszego życia, można powiedzieć, że człowiek przełykający ślinę to ktoś, kto się nieustannie oszukuje, kto robi różne rzeczy, mając wrażenie, że są ważne, ale tak naprawdę tylko bezskutecznie próbuje się nimi napełnić, bo ostatecznie i tak nie jest szczęśliwy. Bardzo porusza mnie ten obraz, ponieważ odnajduję w nim samego siebie – też często próbuję się napełnić satysfakcją, zadowoleniem, przyjemnościami, pracą, a tak naprawdę dalej jestem bardzo głodny, bo nic z tych rzeczy nie przynosi zaspokojenia i szczęścia. Być może wielu z nas żyje w taki sposób, że ciągle przełyka ślinę z głodu, ponieważ nic z tego, o co zabiegamy, nie jest w stanie nas nasycić.

Rodzi się zatem pytanie: co zrobić, by skończyć ten bezgraniczny niedosyt? Odpowiedź znajdujemy w Ewangelii o powołaniu przez Pana Jezusa pierwszych uczniów. Oni też doświadczali czegoś podobnego. Święty Łukasz opisuje to słowami Piotra: Całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy (Łk 5,5). Wydarzyło się to w najzwyklejszy dzień, podobny tysiącu innym dniom rybaka. Pewnie chłopaki siedziały na brzegu i, jak co dzień, trochę naprawiały sieci, trochę szykowały się do kolejnego połowu, trochę rozmawiały. Piotr być może myślał o teściowej, synowie Zebedeusza o chorym ojcu – mieli na głowach zwykłe sprawy, bo to był normalny dzień. W takim jednak momencie ich życia zjawił się Jezus. Przyszedł do ich nienasycenia, do codziennego przełykania śliny, do chwały, która w nich była wyszydzana, i do ciągłego pytania o to, gdzie jest szczęście. Jezus przyszedł i powiedział: „Chodźcie. Otworzę wam świat, o którym nawet nie śniliście, i pokażę wam życie, którego nie jesteście w stanie sobie wyobrazić”. I tak się stało. Apostołowie zobaczyli niewiarygodne rzeczy: widzieli, jak umarli wstają z grobów, jak chorzy na ich oczach wracają do zdrowia, jak Jezus karmi tysiące ludzi pięcioma chlebami, jak przemienia smutek w promieniującą radość, a na koniec zobaczyli, jak On sam po trzech dniach od śmierci wychodzi z grobu. To wszystko zmieniło się tego jednego zwyczajnego dnia, kiedy pośród normalnych zajęć przyszedł Jezus i powiedział: „Chodźcie”, a oni natychmiast wstali i poszli za Nim.

Może dziś dla nas jest ten najzwyklejszy dzień, gdy wśród nudnych codziennych czynności w końcu pozwolimy Bogu przyjść. Jak to zrobić? Psalmista daje nam podpowiedź w drugim wersecie psalmu, modląc się: Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi, Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz. Hebrajski odpowiednik naszego „wzywam”, które pojawia się w tym zdaniu, oznacza również „wołać”, „krzyczeć”, ale także „jęczeć”. Wszystkie te określenia, choć kryją różne znaczenia, pokazują ogromną intensywność opisywanych przez nie zjawisk. Co więcej, to hebrajskie słowo „wzywać/wołać” często używane jest w tym języku także w kontekście nadawaniu komuś lub czemuś imienia. Na przykład w Księdze Rodzaju, gdy Bóg stwarzał poszczególne byty, to po kolei je nazywał. Bóg zawołał: „Ziemia!”, a ona zaczęła istnieć, zawołał: „Niebo!”, a ono rozciągnęło się nad ziemią. Właśnie tak istotnego wyrażenia używa Dawid, by pokazać nam, jak mamy zwracać się do Boga. Psalmista tym słowem chciał powiedzieć: „Wołaj, ale wołaj tak, jakbyś stwarzał, wołaj, jakbyś nadawał bytom imiona. Nie stawaj przed Bogiem zalękniony i nie szepcz pod nosem swojej prośby, tylko wołaj mocno, jakbyś nadawał istotę rzeczywistości”.

W Biblii słowo „wołać” pojawia się w jeszcze jednym znaczeniu, ważnym w kontekście tego psalmu. W Księdze Sędziów autor natchniony posługuje się tym samym wyrażeniem, którego Dawid używa w Psalmie 4, gdy mowa o tym, jak wodzowie wzywają swoich wojowników, by przybyli i stanęli do walki. Co to oznacza? Otóż mamy wołać do Boga, jakbyśmy wołali wojownika. I choć dziś jest zwykły dzień, to Bóg, słysząc taki okrzyk i takie nawoływanie wypływające z głębi naszego serca, przybędzie z całą swoją mocą do tej pustki w nas, do przełykania śliny, do ociężałego serca, do chwały wystawianej na wyszydzenie i do naszego pragnienia: „Któż nam ukaże szczęście?”. Przyjdzie i, jak mówi Dawid w drugim wersecie Psalmu 4, wydźwignie nas z utrapienia.

Jeśli znów zajrzymy do hebrajskiego oryginału, okaże się, że zdanie: Tyś mnie wydźwignął z utrapienia, należałoby raczej przetłumaczyć jako: „Ty w moim ucisku zrobiłeś mi przestrzeń”. By to zrozumieć, warto uruchomić swoją wyobraźnię. Mamy przed sobą przecież obraz człowieka, który jest niejako ściśnięty dwiema betonowymi ścianami lub związany jakimś łańcuchem. Do niego zaś przychodzi Bóg i nagle stwarza przestrzeń podobną do rozległych pastwisk i szerokich aż po horyzont terytoriów (na co wskazuje także hebrajski rdzeń słowa „przestrzeń”). Jeśli więc zawołamy do Boga z całego serca, On uwolni nas z ucisku, a następnie przygotuje nam przestrzeń tak wielką, że będziemy mogli patrzeć po horyzont i nic nie będzie nas ograniczało.

Co więcej, w hebrajskim wyrażeniu „zrobić przestrzeń” ukryty jest jeszcze jeden niezwykle poruszający mnie obraz. Otóż podstawowa forma tego słowa w oryginale brzmi rachab i oznacza „poszerzać” lub „być szerokim”. Rachab zaś to także imię prostytutki z Jerycha, która przed zburzeniem miasta przyjęła do swojego domu izraelskich wywiadowców. Księga Jozuego opisuje, że Rachab mieszkała w murze miejskim, co w języku tamtej kultury oznaczało, że była godna wszelkiej pogardy, gdyż nie tylko mieszkała w grzesznym i znienawidzonym przez Izraelitów mieście, ale także nie spełniała nawet tak niskich wymagań, jakie wyznaczały standardy Jerycha, więc wepchnięto ją do muru. Prawdopodobnie więc Rachab myślała, że w jej życiu nic sensownego się już nie wydarzy i że nie ma dla niej nadziei. Tymczasem, pewnie w zwykły dzień, dwóch izraelskich zwiadowców przyszło do niej, by grzeszyć (nie oszukujmy się, że cel ich wizyty był inny), a ona w jednym z nich się zakochała. Pan Bóg potem z tej miłości wyprowadził niewiarygodne rzeczy, ponieważ poślubiając Salmona, Rachab weszła do genealogii Pana Jezusa i stała się Jego pra, pra, pra…prababką. Gdyby nie ona, Rachab, prostytutka z Jerycha o imieniu, które można sparafrazować jako „Szeroka”, nie byłoby Zbawiciela. Dla nas oznacza to, że Bóg nawet z największej nędzy potrafi zrobić szerokie miejsce swojego przebywania. W najbardziej niechcianym miejscu świata On potrafi rozlać swoją obecność. Jeśli więc jest w nas ogrom smutku, jeżeli doświadczamy różnorakiego ucisku, to popatrzmy na Boga, który chce poszerzyć nam przestrzeń i wlać swoją obecność w najbardziej wyszydzone miejsca naszego życia.

W Psalmie 4 Pan Bóg daje nam właśnie taką łaskę. Możemy więc za Dawidem powiedzieć: Wiedzcie, że Pan mi okazuje cudownie swą łaskę, co dosłownie oznacza: „Jahwe mi wydzielił kawałek siebie”. Łaska polega więc na tym, że Bóg odcina dla nas kawałek siebie. Czy to nie dzieje się w Eucharystii? On bierze kawałek swojego ciała i daje nam, byśmy się nasycili. Przychodzi, by wypełnić w nas słowa ostatniego wersetu psalmu: Gdy się położę, zasypiam spokojnie, bo Ty sam jeden, Panie, pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie. Bezpieczeństwo to po hebrajsku to samo słowo, co zaufanie. Gdy komuś ufamy, czujemy się przy nim bezpiecznie. Koniecznie trzeba zatem zawołać do Boga jak Dawid – jakbyśmy stwarzali świat, jakbyśmy przywoływali wojownika do walki, by dziś spokojnie zasnąć, by zamieszkać bezpiecznie. Ośmielmy się wołać do Niego nie z niechęcią, wątpliwością, niedowierzaniem, wyrzutem, ale z całą ufnością. On na pewno odpowie i wypełni przestrzeń naszego serca swoją obecnością. Bóg chce nam zrobić „rachab” w sercu, chce poszerzyć nasze horyzonty i mimo naszej marności wprowadzić nas do swojej genealogii, by dzięki nam mógł nieustannie przychodzić na świat Zbawiciel.

Duchu Święty, bardzo Cię proszę, działaj w nas ze swoją mocą. Niech w ten zwykły dzień dzieją się niezwykłe cuda Twojej łaski. Wiemy, że Ty miłosiernie okazujesz łaskawość tym, którzy do Ciebie wołają. Wzywamy Cię więc z całego serca i wierzymy, że wypełnisz to, co obiecałeś w słowach Psalmu 4. Duchu Święty, rozlej swoje łaski na wszystkich, którzy czytają tę książkę, gdziekolwiek są i cokolwiek robią w swoim życiu. Niech tak się stanie. Amen.

Psalm 5Grobowe gardła

Modlitwa poranna o utrzymanie się na drodze Bożej

(1 Kierownikowi chóru. Na flety. Psalm. Dawidowy.)

2 Usłysz, Panie, moje słowa,

zwróć na mój jęk uwagę;

3 natęż słuch na głos mojej modlitwy,

mój Królu i Boże!

Albowiem Ciebie błagam,

4 o Panie, słyszysz mój głos od rana,

od rana przedstawiam Ci prośby i czekam.

5 Bo Ty nie jesteś Bogiem, któremu miła nieprawość,

złego nie przyjmiesz do siebie w gościnę.

6 Nieprawi nie ostoją się przed Tobą.

Nienawidzisz wszystkich złoczyńców,

7 zsyłasz zgubę na wszystkich, co mówią kłamliwie.

Mężem krwawym i podstępnym

brzydzi się Pan.

8 Ja zaś dzięki obfitej Twej łasce,

wejdę do Twojego domu,

upadnę przed świętym przybytkiem Twoim

przejęty Twoją bojaźnią.

9 O Panie, prowadź mnie w swej sprawiedliwości,

na przekór mym wrogom:

wyrównaj przede mną Twoją drogę!

10 Bo w ustach ich nie ma szczerości,

ich serce knuje zasadzki,

ich gardło jest grobem otwartym,

a językiem mówią pochlebstwa.

11 Ukarz ich, Boże,

niech staną się ofiarą własnych knowań;

wygnaj ich z powodu licznych ich zbrodni,

buntują się bowiem przeciwko Tobie.

12 A wszyscy, którzy się do Ciebie uciekają, niech się cieszą,

niech się weselą na zawsze!

Osłaniaj ich, niech cieszą się Tobą,

ci, którzy imię Twe miłują.

13 Bo Ty, Panie, będziesz błogosławił sprawiedliwemu:

otoczysz go łaską jak tarczą.