Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Porucznik Stawropulos i tajemnica Lewity - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
3 lipca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Porucznik Stawropulos i tajemnica Lewity - ebook

Grupa polskich żeglarzy szykuje się do uczty w tawernie na greckiej wysepce Lewicie.

W tym samym czasie porucznik Konstandinos Stawropulos, erudyta i alkoholik, dyscyplinarnieprzeniesiony z komendy głównej w Atenach, zapija się z nudów na nieodległej Nisyros. Zniknięcie jednej z uczestniczek uczty wyrwie porucznika z zabójczej rutyny.

Co się stało z zaginioną? Jakie mroczne zagadki kryje jej przeszłość? Zanim Stawropulos

zdąży odpowiedzieć na te pytania, dostaje informację o zaginięciu kolejnej kobiety.

Banalna z początku sprawa zmienia się w dramatyczny wyścig z czasem.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-957538-5-5
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Sobota

Porywisty wiatr gwizdał i zawodził jak potępieniec w załomach muru klasztoru św. Jana Teologa na wzgórzu górującym nad Patmos, dokładnie tak, jak zdarzało mu się to robić przez ostatnich dziewięćset lat. Widok potężnej ciemnoszarej budowli w połączeniu z ponurymi dźwiękami potrafił w jednej chwili cofnąć w czasie każdego, kto stawał u bram tego miejsca czczonego przez wszystkie odłamy chrześcijaństwa.

Jednak myśli kobiety, która znajdowała się sto metrów niżej, krążyły wokół problemów całkiem współczesnych. Kilkanaście minut wcześniej odłączyła się od reszty załogi jachtu, którym przypłynęła na wyspę i stojąc teraz przed wejściem do Groty Apokalipsy żarliwie modliła się do Boga, bezgłośnie powtarzając słowa:

– Panie, zwróć mi wolność...

– Agnieszka! – znajomy głos zaskoczył ją nieprzyjemnie, wywołując mimowolny dreszcz.

Odwróciła się i zobaczyła Marka, swojego męża, oraz osmaganą wiatrem i szczerzącą do niej zęby resztę wesołej jachtowej kompanii: Grażynę, Inez i Rafała. Za nimi powściągliwie uśmiechnięty pojawił się Krzysiek, małżonek Grażyny.

Ruszyła w stronę towarzyszy, wysłuchując entuzjastycznej opowieści o wizycie w klasztorze i znajdującej się tam nieprawdopodobnej kolekcji manuskryptów.

Miała nadzieję, że załoga „Kalabraki” nie stała za nią zbyt długo i że nikt nie zauważył nietypowego, zdecydowanie zbyt krótkiego różańca, jaki zawiesiła na pobliskim ostrokrzewie. Zrobiła go sama. Zamiast zwykłych pięćdziesięciu dziewięciu paciorków na nitkę nanizała dwadzieścia cztery ciernie.

– Po jednym za każdy rok mojego małżeństwa... – wyszeptała, wieszając swe wotum.

W tym samym czasie na innej, leżącej około pięćdziesiąt mil morskich na południowy wschód od Patmos wyspie, były kapitan ateńskiej policji, obecnie zaś porucznik, przyglądał się z okna swojego mieszkania oparom unoszącym się z dna krateru wulkanu. Widok ten niezmiennie napełniał go (nieuzasadnionym, jak do niedawna twierdzili naukowcy) niepokojem. Dziś jednak, kiedy dotarły przerażające relacje z całkowicie niespodziewanego wybuchu japońskiego wulkanu Ontake, wiara byłego dochodzeniowca w zapewnienia sejsmologów całkowicie legła w gruzach.

Świadomość, że jego królestwo może spotkać zagłada, nie była wcale miła.

Królestwo, uśmiechnął się ironicznie na dźwięk tego słowa. Wasilija^()...

Ale w końcu dlaczego by nie, zapytywał się w myślach. Jestem tu przecież najwyższym stopniem przedstawicielem władzy, no, jeśli nie liczyć dimarchy^() i oczywiście archimandryty. Opat klasztoru był oficjalnie tylko hierarchą kościelnym, ale cerkiew stanowiła przecież na wyspach drugą władzę, a często de facto pierwszą.

Ze swoimi konkurentami do tronu wyspy Nisyros porucznik Konstandinos Stawropulos żył jednak w pełnej zgodzie. Za dwie godziny mieli się spotkać, jak co sobota, w gronie poszerzonym o lekarza Teodozjosa, który w razie konieczności pełnił też funkcję weterynarza (cięższe przypadki, tak ludzkie, jak zwierzęce, odsyłał do szpitala na Kos), w tawernie „Captain Hook’s” Nikotisa Wawrosa na partyjkę biriby^(). Policjant wiedział, że i tym razem, poza grą, znajdzie się okazja do porozmawiania o istotnych dla wyspy sprawach – dziś pewnie głównym tematem będzie ten cholerny wulkan.

A potem, jak zwykle, zajmiemy się polityką, rozmyślał, przebierając się w cywilne ubranie.

W sumie miło łechtało jego próżność, że choć zajmował najmniej znaczące stanowisko z całej czwórki, to jednak ze względu na swoje stare znajomości w Atenach był często najlepiej poinformowany o planach i zamiarach władz centralnych względem wyspy. Poza tym, ku swemu zaskoczeniu, uchodził za dobrego gracza i regularnie zajmował pierwsze lub drugie miejsce w klasyfikacji biribowej Dodekanezu.

Jednak nie tylko perspektywa gry i rozmowy cieszyła porucznika. Z wytęsknieniem wyczekiwał chwili, w której zaspokoi jedną ze swoich podstawowych potrzeb, a problemy Nisyros, wulkanu i durnych polityków na parę godzin całkowicie przestaną go interesować.

Oddali wynajęte samochody w wypożyczalni tuż przy porcie. Mężczyźni sprawnie przerzucili na pokład „Kalabraki” zakupy zrobione w miasteczku. Składały się one w dużej mierze z wina i tradycyjnych greckich przystawek, zwłaszcza sera halloumi, który w tym sezonie stał się dla nich prawdziwym odkryciem.

– Podziękujmy Panu za białe wino w pięciolitrowych kartonach, którym z łaski swojej tak hojnie nas obdarzył. Świetnie mieści się pod gretingami^() i nigdy się nie tłucze – radośnie zakrzyknął potwornie zarośnięty, jak przystało na wilka morskiego, Rafał.

Był kapitanem „Kalabraki” – trzydziestosześciostopowej Bavarii^(), w której trzech kabinach wygodnie mieściło się sześć osób. Jego łódź pływała w rejsach czarterowych po Cykladach i Dodekanezie. Dzięki niewielkim rozmiarom doskonale nadawała się do manewrowania i cumowania w zatłoczonych w sezonie portach, a 63 metry kwadratowe żagla w zupełności wystarczały do sprawnego przemieszczania się między wyspami.

Rzadko kto zwracał się do Rafała po imieniu: znajomi mówili doń Kapsel, bo podobno potrafił otwierać butelkę piwa nawet powieką, a w portach tytułowano go captain Petensky, od nieco przekręconego nazwiska, którego zresztą też właściwie nie używał, odkąd ostatecznie porzucił praktykę lekarską i po odziedziczeniu pokaźnego spadku po ojcu – baronie cukrowym z Dolnego Śląska – postanowił zostać rentierem.

Jeszcze przed śmiercią ojca uznał, że odejdzie z zawodu po przepracowaniu dwudziestu lat; nie wiedział tylko, za co nowego miałby się w życiu zabrać – myślał o giełdzie lub grze w pokera na pieniądze. No, ale ojciec Kapsla, którego zresztą ten bardzo kochał, umarł i zostawił synowi pokaźny majątek – przy oszczędnym gospodarowaniu powinien mu wystarczyć na resztę życia, jeśli oczywiście Kapsel co roku nie będzie kupował nowego jachtu.

Sporo żeglował po Morzu Egejskim i w niektórych tamtejszych marinach rozpoznawano już nawet jego twarz, choć głównie dzięki zakupom dużych ilości alkoholu w sklepikach portowych; sprzedawca w porcie na Rodos powiedział mu, że więcej trunków niż załogi polskich jachtów kupowali tylko Rosjanie.

Za trzy miesiące, tuż przed świętami, Kapsel wpłaci na konto Wenidzelosa, swego greckiego partnera, ostatnie cztery tysiące euro i „Kalabraka” stanie się jego wyłączną własnością.

Słońce schowało się już za wzgórza otaczające zatokę i załoga „Kalabraki” szykowała nieśpiesznie kolację. W oczekiwaniu jutrzejszej, prawdziwej uczty w miejscu znanym tylko nielicznym, postanowili spędzić ten wieczór, wyjadając łódkowe zapasy – pieczywo, sery, pomidory, sałatę, jajka... I oczywiście wysuszając pięciolitrowe ukochane kartony Kapsla.

– Nawet jak na początek października jest dziś wyjątkowo chłodno – skonstatował Marek, wyciągając ze swojego worka marynarskiego dodatkowy polar.

Dobrze, że udało mi się podłączyć prąd, na wypadek gdyby trzeba było w nocy włączać jachtową farelkę, pomyślał. Na co dzień inżynier i szef komórki badawczej w Instytucie Lotniczym, na łódce pełnił funkcję bosmana.

Odkładając resztę ubrań na miejsce, Marek przypomniał sobie wczorajszą kłótnię z żoną.

Niby już o tym oboje zapomnieli, ale cały czas miał poczucie, że coś tu jest nie tak. W jego mózgu uparcie kołatało się pytanie:

– Czyżby ona...?

Próbując wyczytać cokolwiek z wyrazu twarzy Agnieszki, przyglądał się żonie przez otwarte drzwi, gdy ta wraz z Inez, długonogą dziewczyną kapitana, ustawiała talerze na stole w mesie.

Kobiety nie zwracały na niego uwagi, a ich rozmowa, z tego, co mógł usłyszeć, koncentrowała się wokół sosu dijon, który miał dodać smaku sałatce przygotowanej przez Krzyśka – maklera jednego z większych polskich banków, na łodzi pierwszego oficera.

Marek odgonił czarne myśli i usiadł za stołem. Właściwie byli tu już wszyscy – poza Grażyną. Ta jak zwykle tkwiła w kajucie pochłonięta doborem odpowiedniej na wieczór kreacji. Z tego powodu nie brała też zazwyczaj udziału w przygotowywaniu posiłków. Na szczęście bez sprzeciwu przyjmowała na siebie późniejsze zmywanie naczyń, co zdaniem pozostałych wyrównywało jej udział w pracach kambuzowych.

Z upływem wieczoru i wina Agnieszka zaczęła się z powrotem pogrążać w niewesołych rozmyślaniach. Miała wrażenie, że niewidzialna szyba oddziela ją od beztroskich towarzyszy. Wyglądało na to, że nawet jej mąż dobrze się bawi. Słuchając wspominków z poprzednich wypraw żeglarskich, poczuła się nagle obco. W przeciwieństwie do pozostałych biesiadników nie brała udziału w zeszłorocznym rejsie. Popłynął za to ich syn, Jędrek, student trzeciego roku hebraistyki. Od dobrych kilku lat Agnieszka pod byle pretekstem starała się spędzać urlop bez męża, najczęściej ze swoją najlepszą przyjaciółką, Klarą, co Marek przyjmował zresztą ze słabo ukrywaną ulgą. Byli małżeństwem od dwudziestu czterech lat i udało im się wychować syna na dobrze zapowiadającego się młodego człowieka, ale ich pasje, a poniekąd i drogi życiowe, rozeszły się bezpowrotnie już dość dawno temu. No i Marek, co tu ukrywać, miał wielką słabość do płci pięknej, przed czym nie zawsze chroniła go skutecznie obrączka, którą zresztą w strategicznych momentach dyskretnie zdejmował z palca. Trzymała ich razem w zasadzie tylko troska o syna, a ten właśnie, tuż przed wakacjami, wyprowadził się z narzeczoną na tak zwane swoje. Ślub zaplanowali na przyszły rok, najlepiej w czerwcu, bo ten miesiąc podobno, jako posiadający w nazwie „r”, dobrze wróży związkom. Agnieszka i Marek też wprawdzie pobrali się w czerwcu, a jednak im się nie powiodło; no, ale o tym oficjalnie nie wiedział nikt poza nimi samymi, Jędrkiem i Klarą. Zresztą, powtarzała sobie Agnieszka, pierwszych parę lat ich małżeństwa było udanych, niektórym i tego nie dał los. Tyle że to już bezpowrotna przeszłość i coraz częściej, siedząc do późnych godzin wieczornych w swym gabinecie kosmetycznym, Agnieszka po cichu zadawała sobie pytanie, co takiego trzyma ją jeszcze przy mężu i jak długo ten chory stan ma trwać. Pewnie do czasu, aż dla którejś ze swoich kochanek Marek wreszcie straci głowę. Albo zrobi jej dziecko.

Na szczęście mocno już podpite i rozochocone towarzystwo nie zwracało uwagi na milczącą Agnieszkę, której przypomniało się się nagle wydarzenie związane z Grecją. Wydarzenie, o którym nie opowiadała dotąd nikomu. Pod wpływem tego wspomnienia wstała od stołu, wyszła na pokład i po trapie, przez nikogo nie zatrzymywana, zeszła na ląd. Po czym głośno się rozpłakała.

Dym papierosowy sprawił, że goście „Kapitana Hooka” nie sięgali wzrokiem dalej niż powierzchnia własnego stolika – obowiązującym od czterech lat zakazem palenia w miejscach publicznych nikt się tu, podobnie jak w innych lokalach na Nisyros, nie przejmował. Z kolei gwar czyniony przez stałych i przypadkowych bywalców tawerny utrudniał zrozumienie wypowiadanych przez sąsiada słów. Tajemnicą Nikotisa Wawrosa było, jak w tych warunkach potrafił odgadnąć życzenia swoich gości. A robił to bez najmniejszej pomyłki.

Czwórka graczy zakończyła właśnie piątą partię biriby, trzecią zwycięską dla porucznika. Archimandryta przeczesał z rezygnacją swoją długą, jak na duchownego przystało, siwą brodę i pokręcił głową:

– Nic tu dziś po mnie, panowie. Wracam do siebie, raniutko odprawiam mszę na jutrznię. Pewnie wiernych przyjdzie więcej niż zwykle, po tych doniesieniach z Japonii. Obym potrafił napełnić ich serca otuchą.

Wkrótce po nim podnieśli się dimarcha i lekarz.

– Na nas też już pora – wytłumaczył doktor Teodozjos, który, jako zaprzysięgły abstynent, odwoził zwykle dimarchę do domu.

Policjant pożegnał ich uśmiechem.

Przez resztę weekendu mógł robić, co mu się żywnie podobało.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: