Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dotyk Amani - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dotyk Amani - ebook

Dotyk Amani - opowiadanie fantasy.

Lata dwudzieste XXI wieku. Elena dowiaduje się o ciężkiej chorobie Petii, swojej córki. Tysiące kilometrów dalej Arman opiekuje się upośledzoną psychicznie Jamilą a rozwydrzona nastolatka Emily rządzi swoim szkolnym gangiem.

W kluczowym momencie akcji wyjątkowe, nadzwyczajne wydarzenie, które ma miejsce w małym miasteczku w Albanii wiąże ich losy. Wątkiem przewodnim jest heroiczna walka bohaterów o zdrowie i życie swoich dzieci. Akcję wieńczy metafizyczny przypadek, przywołany w tytule opowiadania.

Narracja opowiadania, tak jak wszystkich pozostałych opowiadań tego autora, oparta jest na odsłanianiu kolejnych scen, dziejących się w rożnym miejscu i w różnym czasie. Z pozornego chaosu wyłania się stopniowo logika treści.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-962599-0-5
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

...I przyszły do Niego wielkie tłumy, które miały z sobą kulawych, niewidomych, kalekich, głuchoniemych oraz wielu innych i kładli ich u Jego stóp,a On ich uzdrowił...

Ew. św. Mateusza 15,30

ROZDZIAŁ 1.

Konstantynopol. Pracownia pisania ikon. Początek XII n.e

Na dworze zapadł już zmrok. W pracowni zrobiło się prawie całkiem ciemno. Mistrz zapalił świece i kończył swój obraz, a jego uczeń sprzątał pracownię i chciał już kończyć pracę.

- Mistrzu Doroteuszu, dlaczego jeszcze pracujesz jak jest już prawie ciemno? Sam mi mówiłeś, że dobre światło jest bardzo ważne.

- Kończę zaraz, skończę tylko malować oczy. Chcesz zobaczyć?

- Boże! To cud!

- Wstawaj nie klękaj, nie wygłupiaj się, to nie żaden cud.

- Przecież te oczy, te oczy... świecą. Jak to zrobiłeś?

- To specjalny dodatek do farby. Dodaje się go odrobinę i jest taki efekt. Blask jest bardzo słaby i widać go tylko w ciemności. Dlatego chciałem sprawdzić czy jeszcze działa.

- Skąd masz ten dodatek?

- Kupiłem go kiedyś od kupca. Podobno pochodzi z Persji.

Słyszałem już o nim wcześniej. Moi mistrzowie mi o nim wspominali. Trzeba z nim uważać, trzymać w zamkniętym flakonie i myć ręce po jego użyciu.

- Dlaczego dodałeś go do oczu?

- O, to stara historia, wiesz kto jest na ikonie?

- Tak, to święty Dionizy, piękna ta ikona. Kiedy ja tak będę pisał ikony?

- Już tak potrafisz, jesteś moim najlepszym uczniem. Wiesz coś o Świętym Dionizym?

- Nie bardzo.

- To uczeń świętego Pawła. Święty Dionizy był biskupem Aten.

Pamiętał Matkę Chrystusa, był przy jej zaśnięciu. To wielki święty.

- Dlaczego te oczy?

- To stara legenda, jest tylko powtarzana, ale nikt jej nie spisał. Powtarzają ją z pokolenia na pokolenie i ja też ją kiedyś usłyszałem. Podobno Święty Dionizy miał moc uzdrawiania chorych. I podobno ktoś zauważył, że jak przekazywał swoją moc to w jego oczach można było zobaczyć właśnie taki słaby, błękitny blask. Dlatego tak to namalowałem. Na pamiątkę tej legendy.

- Myślisz, że ta legenda jest prawdziwa?

- Któż to może wiedzieć. To wszystko działo się tak dawno.

- No tak, to już ponad 1000 lat. To były ciekawe czasy.

- Właśnie, działy się rzeczy których dzisiaj, po tylu latach, już nie rozumiemy.

- Ten błękit pięknie harmonizuje z tym złotem.

- Podoba ci się?

- Bardzo.

- No dobrze, gotowe. Kończmy już. Ja się zbieram, a ty pozamykaj wszystko. Jutro ważny dzień. Przychodzą do nas mnisi z katedry. Może coś kupią? Dlatego chciałem skończyć tą ikonę.

***

Miasto w małym państwie europejskim, lata 20-te XXI w.

Opowieść Eleny:

Silnik szumi równomiernie, od czasu do czasu monotonny dźwięk przerywany jest nieregularnym stuknięciem dochodzącym od zawieszenia. Świeci słońce na bezchmurnym niebie, jest przyjemnie i spokojnie. Jadę w stronę jeziora, czyli w stronę domu. Szerokie ulice zabudowane wysokimi i średnimi blokami powoli przechodzą w węższe o mniejszej intensywności ruchu. Zabudowa też się zmienia. Coraz mniej bloków i sklepów a coraz więcej domów jednorodzinnych.

Wydaje mi się, jakbym w ogóle nie myślała. Umysł na “biegu jałowym“, czy to możliwe? Spokojna droga, niewielki ruch, wiem, że zaraz dotrę do siebie. Powinnam się cieszyć, bo to przecież wyjątkowy dzień, ponieważ będę w domu około południa, a normalnie wracam o siedemnastej. Pomimo że w robocie zawsze coś się dzieje, szefowa zwolniła mnie dzisiaj wcześniej. Rano gdy byłam w pracy zadzwonili ze szkoły, że Petia, moja córka źle się czuje i żebym ja, albo mój mąż Stefan, przyjechali po nią. Chciałam się z nim skontaktować, ale w końcu przedstawiłam sytuację szefowej, a ona bez namysłu stwierdziła:

- Elena, potrzebujesz to idź, sama cię zastąpię, najwyżej kiedyś, jak będziesz potrzebna, zostaniesz dłużej.

Aż się zdziwiłam, widać to jeden z tych nielicznych dni w których można się z nią dogadać jak z człowiekiem. Nawet fajnie. Raz trochę odetchnę od tej zwariowanej roboty, którą w sumie lubię.

Marzenia, ambicje, gdzie są? Chyba wszystko co mogło pójść nie tak, to tak właśnie poszło. Miałam być prawniczką, zawsze o tym marzyłam. Ale jak widać nie dane mi to było.

Po prostu nie dałam rady uczyć się aż tak dobrze. Pewnie dałabym radę, chciałam próbować, uzupełniać wiedzę, ale wtedy poznałam Kristiana. Uroczego, przystojnego, kochanego, najlepszego na świecie. Zakochałam się jak głupia, w końcu miałam 18 lat, to jeśli miałam zakochać się jak głupia to chyba właśnie wtedy, no to się właśnie zakochałam. Byłam z nim pół roku, wyprowadziłam się do niego, a właściwie to do mieszkania jego starszego brata w którym mieszkał Kristian, bo brat gdzieś wyjechał. Rodzice szaleli z żalu i ze złości, ostrzegali mnie, mieli o nim pewne informacje, które do mojej głowy w żaden sposób dotrzeć nie mogły. Właściwie to kiedy miałam pomyśleć, jeśli przez te pół roku prawie cały czas kochaliśmy się ze sobą. Raz za razem przez pół roku. Mówił do mnie “Stokrotka“, za to go tak kochałam. To dlatego, że tak mówili do mnie dziadkowie.

Babcia namówiła matkę, żeby przy chrzcie dodano mi imię Margarita, co oznacza stokrotka i babcia przytulając mnie wtedy, kiedy miałam kilka lat, mówiła do mnie, “moja kochana Stokrotko“. Tak bardzo to lubiłam. Kiedyś opowiedziałam to Kristianowi i on również zaczął tak mnie nazywać.

W końcu zaczęłam wyczuwać, że coś się psuje, że dla niego te pół roku to wystarczająco dużo, aby po prostu znudzić się Stokrotką. Był młody jak ja, chciał żyć, a nie wiązać się z jedną dziewczyną. Pewnego dnia zamiast niego otworzył mi jego brat i powiedział, że Kristian wyjechał na dłużej i on nie wie jak się z nim kontaktować i gdzie pojechał. Tyle... po miłości, koniec. No nie koniec, po miesiącu od jego wyjazdu byłam już pewna że jestem w ciąży z Petią. Kristian odezwał się do mnie po jej pierwszych urodzinach. Powiedziałam mu, że jest ojcem i że nic od niego nie chcę... i tyle. Teraz już koniec. Po skończeniu średniej szkoły próbowałam wykonywać różne prace. Byłam kelnerką, pracowałam w sklepie. W końcu Rosica, moja najlepsza przyjaciółka, namówiła mnie ma kurs kosmetyczki. Wzdrygałam się przed tym z obrzydzeniem. Ja miałabym być kosmetyczką? A ambicje, a marzenia? Sytuacja była trudna. Rodzice, choć mnie wspierali, to czułam że ta dziecięca miłość i radość kontaktu z nimi już gdzieś przepadła. Petia szybko rosła, chciałam się usamodzielnić, wynająć mieszkanie i poszłam na ten kurs. To nawet było fajne, dawało satysfakcję z tego, że coś potrafię sama, własnymi rękami zrobić i jeszcze w perspektywie dostać za to kasę. Zaczęłam pracować razem z Rosicą w dużym gabinecie kosmetycznym. Po kilku miesiącach przyszedł tam z żoną jakiś starszy gość. Żonę intensywnie obsługiwano, a ja miałam chwilę wolnego. Zagadał coś do mnie grzecznościowo, rozmawialiśmy. Mam prostą życiową zasadę, jeśli ktoś jest dla mnie uprzejmy i miły to staram mu się odwdzięczać tym samym. Taka po prostu jestem, no nie wiem, może mu się spodobałam albo co? Zaproponował mi czy nie chciałabym pracować w telewizji. Że jest tam gabinet kosmetyczny w którym przygotowuje się tych, co występują przed kamerą i jest tam wolne miejsce bo odeszła jedna z pracownic. Jak się później okazało był to ważny gość w telewizji, szef mojej szefowej. Zgodziłam się od razu. No zawsze to telewizja, nawet nie pytałam o zarobki, każde byłyby lepsze od tych, które miałam.

Nieśmiało się zgłosiłam do szefowej i powiedziałam, że pan Georgiew mnie polecił. Po kilku minutach byłyśmy razem z szefową u pana Georgiewa a szefowa się darła, że się nie nadaję bo to nie o kosmetyczkę chodzi tylko o wizażystkę a ja i tak mam tylko kilka miesięcy stażu i generalnie niewiele umiem, czyli nic co jest potrzebne w telewizji. Pan Georgiew przeprosił szefową, że nie zna się za bardzo na różnicach między kosmetyczką a wizażystką i... powiedział, że skoro już mnie polecił to szefowa powinna mnie wszystkiego nauczyć i że nie ma czasu, bo właśnie coś tam w telewizji. No i tak zaczęłam pracę w TV.

Początek był trudny, szefowa miała już dawno kogoś upatrzonego na wolne miejsce i szef pokrzyżował jej plany.

Uczyła mnie wraz z innymi, którzy tam pracują i darła się przy tym bez przerwy. Lekko nie było, ale po kilku tygodniach okazało się, że mogę już pracować samodzielnie i matowiłam oblicza różnych bardziej i mniej ciekawych typów i ważnych pań, równie dobrze jak inne współpracowniczki. Rozkaz szefowej, wykonanie i... spokój. Szefowa przestała być złośliwa ponad miarę a ja polubiłam swoją pracę. Zawsze marzyłam, że uda mi się jeszcze zrobić w życiu coś bardziej ambitnego, może wyjechać gdzieś za granicę. Choć pieniędzy na początku było mało, to od skończenia szkoły opłacałam lekcje angielskiego. Naprawdę to lubiłam, angielski szedł mi dobrze. Nauka angielskiego, zarówno w szkole jak i potem, kojarzyła mi się z rozwiązywaniem zagadek jakiejś gry logicznej. Sukcesy sprawiały radość. Po dziewięciu latach prywatnych lekcji moja nauczycielka mnie zaskoczyła.

Stwierdziła, że mam talent do nauki języków, że mówię już płynnie po angielsku i ona niewiele więcej jest w stanie mnie już nauczyć. To było naprawdę miłe. Coś jednak, jakoś się udało.

Pewnego razu okazało się, że telewizja w której pracuję ma udział w kręceniu serialu filmowego. Jedna z doświadczonych charakteryzatorek została oddelegowana do tego zadania. Szefowa zapytała mnie czy chcę pojechać z nią? Mówiła:

- Myślisz, że już wszystko umiesz? Tak ci się tylko wydaje.

Tak naprawdę nie umiesz niczego. Jak chcesz to jedź, tam może wreszcie się czegoś nauczysz i zrozumiesz na czym polega ta praca.

Zgodziłam się i pojechałam. Rodzice zaopiekowali się Petią. To było prawdziwe wyzwanie. To już nie przypudrowanie czoła czy nałożenie czerwonej szminki. Tam trzeba było wykonywać charakteryzację. Były rysunki i do nich należało charakteryzować aktorów. Zmieniać wygląd ich twarzy. To praca z pogranicza sztuki malarskiej i rzeźbiarskiej. Różne żele, fakturowane podkłady, lateksy, doklejane wąsy i brody, sztuczne blizny i rany. To było naprawdę coś. Zawsze byłam ambitna i przykładałam się jak mogłam. Jak zakończyliśmy zadanie i wróciły do naszego studia, to moja przełożona, która świetnie znała ten fach, pochwaliła mnie przed szefową, że dobrze sobie radziłam i że mam do tego talent. Powiedziała jej również, że dobrze znam angielski a filmy zazwyczaj kręciło towarzystwo międzynarodowe i byłam tam bardzo przydatna jako tłumacz. Dowiedziałam się o tym przez przypadek i po czasie od jednej ze współpracownic, która to podsłuchała.

Przy następnej okazji, która nadarzyła się po kilku miesiącach, szefowa już nie pytała mnie czy chcę znowu jechać, tylko dostałam rozkaz. Takich wyjazdów było kilka. Wydaje mi się, że ujawniła się we mnie moja artystyczna dusza. Sporo się nauczyłam, miałam już własne pomysły i rozwiązania, które znalazły uznanie. Zaczęto mnie cenić w tym fachu i powierzano coraz to trudniejsze i bardziej samodzielne zadania.

Na jednym z takich wyjazdów poznałam Stefana, mojego męża. Był po prostu prześliczny. Taki aktoreczek-cukiereczek z którym każda kobieta chciałaby przeżyć coś ważnego w swoim życiu. A akurat ja spodobałam się jemu. No nie powiem, on mi też. Mógł mieć może każdą, a wybrał właśnie mnie. To był burzliwy romans. Po kilku miesiącach mi się oświadczył, nie przeszkadzało mu nawet, że mam córkę. Czy go kocham? Tak kocham. Czy go bardzo kocham? Bardzo kochałam tylko Kristiana. Jak w pracy powiedziałam, że wychodzę za mąż za Stefana to szefowa ze swoją najstarszą pracownicą popatrzyły na siebie dziwnym wzrokiem. Szefowa zapytała:

- Chcesz wyjść za mąż za aktora?

No, ale dosyć tych samochodowych rozmyślań. Czas wracać do życia. Podjechałam pod szkołę. Petia czekała na mnie przed wejściem. Petia to fajna piętnastolatka, prawie zawsze uśmiechnięta, choć wysoka, no to może trochę zbyt szczupła, żeby nie powiedzieć chuda. Chciałoby się rzec, dziecko idealne... no przynajmniej na razie. Dobrze się uczy, ma fajne towarzystwo. Dzieciaki takie jak ona, których rodziców w większości lepiej lub gorzej znam.

Zapytałam co się stało. Powiedziała, że zrobiło jej się słabo. Śpieszyła się trochę do szkoły, nie zjadła śniadania i trochę bolała ją głowa. Ja zawsze wychodzę pierwsza ponieważ mam najdalej i dojazd do pracy zajmuje mi prawie godzinę. Nieco po mnie wychodzi Stefan, a Petia musi rano radzić sobie sama. Powiedziała, że jak na drugiej lekcji pani weszła do klasy to ona, tak jak inni, gwałtownie wstała na przywitanie i wtedy poczuła, że robi jej się słabo i tak jak szybko wstała, tak samo szybko z powrotem usiadła a właściwie opadła na siedzenie, opierając głowę o ręce na stoliku. Jak później opowiadała, wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem a pani wręcz z przerażeniem i natychmiast zaczęto jej pomagać i dopytywać się co się stało.

Petia powiedziała, że kierowniczka szkoły chce ze mną porozmawiać. Podeszłyśmy do niej razem. Kierowniczka w skrócie streściła przebieg zdarzeń i powiedziała, że jej zdaniem trzeba by pójść z nią do lekarza. Tak też zrobiłyśmy. Podjechałyśmy pod przychodnię i akurat miałyśmy szczęście bo lekarka nie miała pacjentów. Pani doktor obejrzała Petię dokładnie, przyłożyła stetoskop, zmierzyła ciśnienie i poinformowała mnie, że niczego groźnego nie widzi ale, że dobrze byłoby zrobić podstawowe badania krwi. Krew pobrano za kilka minut a wyniki badań miały być za dwie lub trzy godziny. Lekarka przepisała witaminy i powiedziała, że mogę Petię odwieźć do szkoły albo zabrać do domu. A jak będą wyniki to zadzwoni do mnie i powie czy są dobre. Ponieważ Petia miała jakiś ważny sprawdzian to chciała wracać do szkoły i mówiła, że czuje się już dobrze i sama wróci do domu.

Poczułam ulgę, nareszcie będę miała kilka godzin dla siebie. Wsiadłam do auta i jechałam już do swojego domu. No tak prawdę mówiąc to nie do swojego, ale do domu mojego męża. Dwa lata temu wyszłam za mąż za Stefana i z osoby biednej, walczącej o codzienne przetrwanie, stałam się nagle osobą zamożną. Właściwie to wygrałam los na loterii. Mam bardzo przystojnego, dobrze zarabiającego męża, mieszkam wraz ze swoją córką w pięknym domu nad jeziorem, dostałam porządny samochód tylko dla siebie i mam pracę, którą lubię.

No wszystko super. Jednak jakieś wewnętrzne przeczucie nie pozwalało mi cieszyć się do końca z tego wszystkiego. Prześladował mnie jakiś głupi strach, że jeśli na coś nie zapracowałam a przyszło do mnie tak łatwo, to równie łatwo może mnie opuścić.

Po kilku minutach jazdy byłam w domu. Cieszyłam się, że mam parę godzin tylko dla siebie. Dom na pewno będzie pusty. Stefan miał wrócić dzisiaj później. Jednak dom był otwarty. Drzwi były lekko uchylone. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Nigdy, przenigdy tak nie robiliśmy. Nawet jak ktoś był w domu to zawsze zamykaliśmy drzwi.

Wystraszyłam się nie na żarty. Bałam się, że spłoszę złodzieja i stanę się jego ofiarą. Najciszej jak tylko umiałam, na palcach, weszłam do środka. Usłyszałam dziwny hałas wiedziałam, że w domu ktoś jest. To były jakby jęki i nieznany mi głos oraz odgłosy szamotaniny. Dźwięk narastał i dochodził z naszej sypialni. Podeszłam pod drzwi i zrozumiałam co właściwie słyszę. Otworzyłam je cicho . To co zobaczyłam sprawiło, że cały świat stanął mi przed oczyma.

Zrozumiałam, że przeczucie mnie nie zawodziło, że oto całe moje szczęście, całe moje życie wali się w tej jednej chwili a ja z raju jestem z powrotem w piekle.

Co właściwie zobaczyłam? Nasze małżeńskie łóżko a w nim długie zgrabne uda i łydki laluni, którą znałam i której nie raz robiłam gębę. Uda były szeroko rozchylone, a pomiędzy nimi, rytmicznie i dynamicznie podrygiwały zgrabne pośladki mojego męża. Rżnął tą dziwkę o buźce lalki Barbie, która w istocie była jedną z młodych aktoreczek pracujących razem z moim mężem, jak napalony młody ogier pierwszy raz dostawiony do klaczy. Pierwsze co pomyślałam to dlaczego skur....nie, mnie nie rżniesz z takim zapałem.

Byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli, że na nich patrzę a lolitka przeszła z cyklicznych pisków do ciągłego wycia. Rzuciłam jej w twarz poduszką z całej siły i rozpętało się piekło. Wszystkie przekleństwa jakie znałam, przypomniały mi się natychmiast. Darłam się aż do bólu gardła, przyrównując męża i lolitkę do najróżniejszych części wstydliwej anatomii ludzkiej. Innych epitetów też nie żałowałam. Barbie w locie połapała buty i ubranie i zbiegła po schodach w tempie, w jakim ucieka się przed trzęsieniem ziemi. Okazało się, że oboje zaparkowali w bocznej ulicy przy ogrodzeniu, żeby nie zwracać uwagi sąsiadów. Dlatego nie zauważyłam ich samochodów. Stefan stał goły ze sterczącym fiutem i po chwili, jak wróciło mu mowę, zaczął się na mnie wydzierać. Dlaczego robię sceny, jestem przecież w jego domu, o tej porze nie powinno mnie tu być, a artyści muszą od czasu do czasu “skoczyć w bok” i ja powinnam o tym wiedzieć. Następnie szybko się ubrał i pobiegł za lolitką.

Znowu zostałam sama. Zostałam sama w domu i sama w życiu. Zeszłam na dół do salonu i opadłam na fotel. Rozbeczałam się. Złe czasy powróciły. Trzeba zacząć wszystko od początku w bardzo złej sytuacji. Gorzej już być nie może, pomyślałam, płakałam i czułam, że nie mam już siły dalej o siebie walczyć. I wtedy zadzwonił telefon. Dzwoniła lekarka z przychodni, zdziwiłam się, że tak szybko.

Odebrałam i usłyszałam:

- Proszę przyjechać z Petią do przychodni. Wyniki są złe, Petia jest chora.

***
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: