Einstein pokazuje język - Tomasz Bodziony - ebook

Einstein pokazuje język ebook

Tomasz Bodziony

0,0

Opis

Opowieści o trzech wielkich ludziach, zwanych geniuszami: Albert Einstein (1879 - 1955) – naukowiec, Marek Aureliusz (121 – 180) – cesarz imperium rzymskiego, oraz muzyk i kompozytor – Jan Sebastian Bach (1685 - 1750).

Zaczęło się od artykułu, o Albercie Einsteinie (1879 – 1955) i zadziwiających okolicznościach odkrycia, czy stworzenia, Szczególnej Teorii Względności.

Teksty o Marku Aureliuszu powstały z powodu jego niezwykłej książki, rodzaju duchowego przewodnika, czy pamiętnika, pt. „Rozmyślania” lub „Do siebie samego”. Marek Aureliusz to ulubiony władca historyków i innych tzw. myślicieli. Przypisują mu z lubością same dobro, same pozytywne cechy. Przeciwnie traktują syna i następcę Marka Aureliusza - Kommodusa (161 - 192). Marek Aureliusz to biel, Kommodus to czerń, samo zło. Ale Marek Aureliusz jest także autorem książki nieprzemijającej urody. Teksty o Bachu powstały z miłości do jego muzyki.

Jan Sebastian Bach miał nudne życie, zmora biografów: praca, żona, praca, dzieci, praca, praca. Mnóstwo codziennych kłopotów, wieczna pogoń za każdym groszem, i kompromisy. Ale w muzyce Jan Sebastian Bach nie szedł na żadne kompromisy. I to po sobie zostawił – cudowną muzykę. Opowieść o niezwykłych ludziach i niezwykłych, iście potwornych czasach, w których żyli.

Albert Einstein to pierwsza połowa XX wieku, czasy dwóch wojen światowych, komunizmu, masowych zbrodni oraz wielkich odkryć naukowych. Marek Aureliusz to druga połowa II wieku, czas straszliwej pandemii, wojen oraz załamania potęgi imperium rzymskiego. Jan Sebastian Bach - koniec baroku i czas powstania nowej epoki, epoki rozumu (?) czyli Oświecenia. Czasy ruchów tektonicznych, gdy nic nie pozostawało takie same. Wszyscy jesteśmy dziećmi swoich czasów. I ci mali, i ci wielcy.

Albert Einstein, Marek Aureliusz, Jan Sebastian Bach. Trzech gigantów: geniusz nauki, polityki oraz sztuki. Wielcy i mali. Wielcy w małości i mali w wielkości. Kto jest kim? Kto jest prawdziwie wielki? I w czym zaznacza się jego wielkość? Oszust. I geniusz. I ten, co był i wielki i mały zarazem. A kim ja jestem? Wszyscy bowiem, i ci co piszą, i ci co czytają, zgodni w swoim egotyzmie, piszą i czytają o tym, co ich interesuje, ubogaca, poszerza wiedzę, czy horyzonty, czy choćby zabija czas. Czynią to zatem dla sobie samego. Marek Aureliusz ma tutaj całkowitą rację.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 231

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Einstein pokazuje język

Tomasz Bodziony

Projekt okładki

Halyna Ustymchuk

© Copyright by Tomasz Bodziony

Wydawnictwo Tomasz Bodziony

[email protected]

Księgarnia internetowa:

e-bookowo.pl

ISBN978-83-966820-0-0

Spis treści

Przedmowa

Einstein pokazuje język

Wstęp

Narodziny geniusza

Geniusz

Einstein pokazuje język

Złoty pomnik

Wybraniec Fortuny

Czterech jeźdźców Apokalipsy

Złoty pomnik

Sztuka fugi

Dobrze nastrojone klawisze

Sztuka fugi, sztuka życia i umierania, część I

Sztuka fugi, sztuka życia i umierania, część II

Przedmowa

W książęce tej zawarte są teksty o trzech wielkich ludziach, którzy zapisali się w dziejach nauki, sztuki, czy dziejach powszechnych. Są to Albert Einstein – naukowiec, Marek Aureliusz – cesarz, władca imperium rzymskiego, oraz muzyk i kompozytor – Jan Sebastian Bach. Zaczęło się od artykułu, w zamierzenia artykułu naukowego z historii nauki, o Albercie Einsteinie (1879 - 1955) i zadziwiających okolicznościach odkrycia, czy stworzenia, Szczególnej Teorii Względności w 1905 roku pt. „Narodziny geniusza”. Czy naukowcy odkrywają, czy tworzą nowe teorie, to rzecz dyskusyjna. Można by rzec oględnie, że słabi tworzą, zaś ci wielcy odkrywają. Dlatego tak wiele naukowych teorii ląduje w koszu na śmieci. Potem powstał drugi artykuł o równie ciekawych okolicznościach powstania Ogólnej Teorii Względności pt. „Geniusz”. Konsekwencją i zamknięciem, oraz podsumowaniem, był trzeci artykuł pt. „Einstein pokazuje język”, którego już bezpośrednim bohaterem jest Albert Einstein – podobno najgenialniejszy człowiek w historii ludzkiej rasy, a przynajmniej nauki. Niestety, napisanie artykułów to był jedynie początek moich perypetii. Przykre przygody związane z próbami publikacji tych artykułów opisałem we Wstępie, niespodziewanej, czwartej i jednocześnie pierwszej części. Niby nie miałem wielkich złudzeń, ale okazałem się być bardzo… naiwny.

Teksty o Marku Aureliuszu (121 – 180 r. n.e., panował w latach 161 – 180 n.e.) powstały z powodu jego niezwykłej książki, rodzaju duchowego przewodnika, czy pamiętnika, pt. „Rozmyślania”. Oryginalnie Marek Aureliusz, z zawodu cesarz i władca imperium rzymskiego, swą jedyną książkę zatytułował „Do siebie samego” (org. Τὰ εἰς ἑαυτόν, Ta eis heauton). Marek Aureliusz napisał ją dla siebie i nie miał zamiaru jej publikować. Tak mówił. Pozwolę sobie nie uwierzyć imperatorowi. Nikt kto pisze, nie pisze dla siebie samego, nawet jeśli jakimś dziwnym trafem pełni obowiązki cesarza. Marek Aureliusz to ulubiony władca historyków, zazwyczaj akademickich profesorów i innych tzw. myślicieli. Przypisują mu z lubością same dobro, same pozytywne cechy, gdyż to jakby jeden z nich: myśliciel, filozof, intelektualista na tronie. Przeciwnie traktują syna i następcę Marka Aureliusza - Kommodusa (161 - 192) który panował w latach 180 – 192 n.e. W powszechnej opinii Marek Aureliusz to biel, Kommodus to czerń, samo zło. Nie chcę brać w obronę Kommodusa, nie był to człowiek bez wad, dyplomatycznie rzecz ujmując. By być sprawiedliwym wydaje się jednak, że sporo tzw. win Kommodusa to przeniesiony w czasie skutek panowania Marka Aureliusza. Rządy Marka Aureliusza to koszmar dla imperium, dla armii, dla Rzymian i mieszkańców prowincji. Suma nieszczęść, jaka spadla za jego rządów złamała kręgosłup imperium. Głowna z nich to pandemia tajemniczej choroby, być może ospy, która zdziesiątkowała ludność imperium rzymskiego. Pandemia to kaprys losu, czy natury, ale nie wszystko da się zwalić na pandemię. Marek Aureliusz był mądrym człowiekiem, rozmowa z nim byłaby fascynująca, ale był fatalnym władcą, okropnym mężem i toksycznym ojcem. Kommodus był może i podłym człowiekiem, ale władcą, politykiem był znacznie lepszym niźli jego ojciec. Kommodus został zamordowany 31 grudnia 192 roku. Śmierć od trucizny, miecza czy powroza to zwyczajny los cesarzy, tak tych marnych jak wybitnych. Kommodusowi panować przyszło w tragicznych okolicznościach, gdy musiał sprzątać po rządach swego „wielkiego” ojca. Przypadek Marka Aureliusza dowodzi, że świetnie wykształceni, piszący głębokie teksty filozoficzne, czy moralne myśliciele, niekoniecznie sprawdzają się jako władcy. To, że rządy „filozofów” prowadzą do tragedii, powszechnych nieszczęść i/lub masowych zbrodni dobrze wiemy po wydarzeniach XX wieku. Ale Marek Aureliusz jest także autorem książki nieprzemijającej urody. Nie jest to mała rzecz i nie jest to błahe dziedzictwo.

Teksty o Bachu powstały z miłości do jego muzyki. Jan Sebastian Bach (1685 - 1750) miał nudne życie, zmora biografów: praca, dom, praca, żona, praca, dzieci, praca, praca… Mnóstwo codziennych kłopotów, wieczna pogoń za każdym groszem, i kompromisy. Nieuniknione kompromisy. Schylanie głowy i zaciskanie zębów, gdy ci gorsi, mniej zdolni, wręcz słabi wygrywają, zdobywają sławę i majątek. Ale w muzyce Jan Sebastian Bach nie szedł na żadne kompromisy. I to po sobie zostawił – cudowną muzykę.

Jako tytuł całego zbioru wybrałem tytuł ostatniego artykułu o A. Einsteinie: „Einstein pokazuje język”. Wydaje mi się, że dobrze pasuje do tych tekstów. Albert Einstein, Marek Aureliusz, Jan Sebastian Bach. Trzech gigantów, geniusze nauki, polityki czy sztuki. Wielcy i mali. Wielcy w małości i mali w wielkości. Oszust, i geniusz, i ten, co był i wielki i mały zarazem. Kto jest kim? A kim ja jestem? Wszyscy bowiem, i ci co piszą, i ci co czytają, zgodni w swoim egotyzmie, piszą i czytają o tym, co ich interesuje, ubogaca, poszerza wiedzę, czy horyzonty, czy zabija czas – zatem… czynią to dla sobie samego. Marek Aureliusz miał tutaj całkowitą rację.

Szczecin, listopad 2022

Einstein pokazuje język

Wstęp

Pierwszy był artykuł zatytułowany: „Narodziny geniusza” poświęcony okolicznościom powstania, lub odkrycia, Szczególnej Teorii Względności. Celem artykułu było omówienie zaiste zdumiewających okoliczności powstania i opublikowania artykułu pt. „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” (O elektrodynamice ciał w ruchu) sygnowanego przez Alberta Einsteina. Artykuł ten jest jednym z najsławniejszych i najważniejszych artykułów w dziejach nauki, który stał się podstawą nowej teorii fizycznej – Szczególnej Teorii Względności (ang. Special Theory of Relativity). Nie, to nie całkiem jest prawda. Pierwsza była fascynacja historią młodego geniusza, Alberta Einsteina, który jadąc tramwajem z pracy, czy do pracy, rozmyślał, co się stanie, gdy w tramwaju jadącym z prędkością światła ktoś pobiegnie także z prędkością światła. Albert Einstein tak sobie jechał i myślał, i myślał, raczej krótko: miesiąc, dwa, góra trzy i… dokonał fundamentalnego przełomu w nauce. Czyż to nie cudowna i jakże budująca opowieść? Nie ma drugiego podobnego i tak zdumiewające przypadku w dziejach nauki. Pierwsza praca młodego, nieznanego naukowca w nowej dziedzinie nauki i od razu wielkie odkrycie! Czyż to nie zdumiewający przypadek? Co za wspaniały i nieoczekiwany błysk geniuszu! Wszyscy o tym wiedzą. Albert Einstein to znak, symbol, to ikona geniusza. Myśląc, czy wyobrażając sobie geniusza, staje nam przed oczyma obraz Alberta Einsteina z fajką i burzą siwych włosów.

Inni naukowcy, także zaliczani w poczet geniuszy, jak Dawid Hilbert (1862 - 1943) genialny, niemiecki matematyk, Henri Poincarè (1854 - 1912) wielki, francuski matematyk, czy nawet Isaac Newton (1643 -1727) angielski, genialny matematyk i fizyk nie mieli tak prostej i łatwej drogi. Ich odkrycia następowały po latach ciężkiej i udokumentowanej pracy. Błysk geniuszu, ten moment olśnienia, czy iluminacji, jeśli się zdarzał, to przychodził po latach ciężkiej pracy, nigdy zamiast niej. Przykładowo, Isaak Newton potrzebował wielu lat pracy nim opublikował „Philosophiae naturalis principia mathematica” w 1687. Henri Poincarè, matematyk genialny, dokonał swoich wielkich odkryć w 1905 roku po ponad 15 latach pracy, i po lekturze pracy Lorentza opublikowanej rok wcześniej. Hendrik Lorentz, fizyk holenderski, w 1904 roku opublikował pracę, w której wyprowadził słynne wzory transformacyjne, jednak swoje odkrycie błędnie zinterpretował. Dzięki tej pracy, co sam przyznawał, Henri Poincarè znalazł rozwiązanie. W dwóch pracach, opublikowanych w 1905 roku, Henri Poincarè stworzył podstawy nowej teorii, nazwanej później Szczególną Teorią Względności. Albert Einstein swoją pracę „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” opublikował prawie równoległe. I tak jakoś się złożyło, że artykuł A. Einsteina wywołał prawdziwe naukowe trzęsienie ziemi, podczas gdy prace H. Poincarè, mimo jego sławy i pozycji w nauce, przeszły niemal niezauważone i zostały zepchnięte w zapomnienie na wiele dziesiątków lat. Dziesięć lat później, w roku 1915, podobny splot zdumiewających zbiegów okoliczności towarzyszył powstaniu drugiej wielkiej teorii – Ogólnej Teorii Względności (ang. General Theory of Relativity)

Do śmierci Einstein utrzymywał, że nie czytał ani pracy Lorentza, ani artykułów Poincarè. Być może tak było. Aczkolwiek dokładana lektura pracy „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” podpisanej nazwiskiem Einstein, nasuwa przypuszczenie, że autor artykuły Poincarè i Lorenta znał i to bardzo dobrze. Wyniki są takie same jak u H. Poincarè, lecz otrzymane odrębną matematycznie drogą. Albert Einstein, Dawid Hilbert, Henri Poincaré to wielcy naukowcy, często nazywani geniuszami. Tu leży problem. Nie mamy wielu złudzeń na temat tzw. artystów: pisarzy, malarzy czy muzyków. Co innego naukowcy, matematycy czy fizycy. Są uważani za bardzo praktycznych, rozsądnych, twardo stąpających po ziemi, emocjonalnie zrównoważonych, wyćwiczonych w ścisłym, logicznym myśleniu. Ma to sens. Artyści dają nam piękne i miłe… ale wrażenia. Dzięki odkryciom wielkich naukowców powstają technologie, które zmieniają nasz świat, począwszy od elektryczności w naszych domach, po loty w kosmos, czy szczepionki na wirusy. Czasami jednak niektórzy, wielcy naukowcy bywają tak samo próżni, źli, fałszywi lub niemoralni, jak inni ludzie. Naukowcy lubią uważać się za osoby obdarzone niezwykłą inteligencją. To prawda, po części. Rozwiązują przecież niezwykle złożone problemy z bardzo zaawansowanych dziedzin nauki. Z drugiej strony genialna znajomość np. matematyki nie gwarantuje potocznej mądrości w innych dziedzinach, a osądy wybitnych naukowców o zdarzeniach i ludziach są często z gruntu błędne. Zdarza się, że oscylują między skrajną podejrzliwością a graniczną łatwowiernością. W takim środowisku sprytny i pozbawiony skrupułów osobnik będzie się czuł jak ryba w wodzie.

Książka składa się z trzech części, z trzech artykułów, które napisałem kilka lat temu. Motywem przewodnim jest niesamowita kariera geniusza wszechczasów – Alberta Einsteina. Napisano setki książek, tysiące artykułów udowadniających, że Einstein wielkim geniuszem był, drobiazgowo analizując każdy rok, każdy miesiąc, a nawet dzień jego życia. Po co zatem kolejna książka o Einsteinie? Ośmielę się powiedzieć, że moje podejście do tego tematu jest zgoła inne. Nie jest to biografia Einsteina, a raczej szkice o życiu i czasach Alberta Einsteina. Osiągnięcia i czasy, w których żył Einstein, są nierozłączne. Wybitni naukowcy nie mieszkają w wieży z kości słoniowej. Są dziećmi swoich czasów i miejsca urodzenia, tak jak zwykli ludzie. Takie jest ich dziedzictwo. Bez historycznego kontekstu dzieje życia i dokonań Alberta Einsteina jest niezrozumiałe. Książka składa się z następujących rozdziałów (artykułów):

1) „Narodziny geniusza” – w tym artykule omówiono historię powstania i opublikowania artykułu „Zur Elektrodynamik bewegter Körper" autorstwa (?) Alberta Einsteina w 1905 roku;

2) „Geniusz” – artykuł poświęcony jest opisowi zdumiewających i niezwykłych zbiegów okoliczności związanych z powstaniem Ogólnej Teorii Względności sformułowanej rzekomo przez Alberta Einsteina w 1915 roku;

3) „Einstein pokazuje język” – artykuł skupia się na drugiej części życia Alberta Einsteina w USA po 1933 roku. Zawiera również podsumowanie całej serii publikacji dotyczących Alberta Einsteina.

Artykuły te napisałem w celu publikacji w czasopiśmie naukowym, a dziś je publikuję po nieznacznych zmianach i poprawkach. Nie jestem zawodowym historykiem ani historykiem nauki. Wiedziałem, że moje artykuły mogą nie spełniać profesjonalnych wymagań stawianym pracom z historii nauki. Pomyślałam jednak, że mój artykuł, jako esej napisany z innej perspektywy, może być interesujący. Pierwszy artykuł „Narodziny geniusza” wysłałem do sześciu lub siedmiu redakcji czasopism naukowych specjalizujących się w historii nauki. Za każdym razem otrzymywałem szybką i negatywną odpowiedź od redakcji. Recenzenci nie mieli nawet szansy zmiażdżyć mojej pracy, bowiem nie wysyłano ich do recenzji. W odpowiedzi pisano, że mój artykuł nie spełnia wymagań, że nie pasuje do profilu czasopisma, lub że powinienem go opublikować gdzie indziej, może jako książkę. Każda redakcja ma prawo publikować dobre i wartościowe pozycje oraz odrzucać inne. Drugi artykuł „Geniusz” z takim samym rezultatem wysłałem do pięciu lub sześciu redakcji. Szybka odmowa, brak recenzji, czyli merytorycznego uzasadnienie odmowy. Trzeci artykuł „Einstein wystawia język” został wysłany tylko do jednej redakcji, która wcześniej odrzuciła moje dwa artykuły. Pamiętam, że było około 10-tej. Dwie godziny później dostałem e-mail, cytuję go poniżej bez nazwy wydawcy i bez nazwiska autora e-maila:

Dear Dr. Bodziony,

Thank you for sending your manuscript "Einstein sticks out his tongue" to …. As explained in my previous emails: it is unfortunate, but we cannot run these articles as they do not follow the disciplinary standards of the field. As I wrote to you before, we believe that there are other journals more appropriate for your article.Thank you for considering … for the publication of your research. I hope the outcome of this specific submission will not discourage you from submitting future manuscripts.Yours sincerely, …

Drogi Dr Bodziony

Dziękuję za nadesłanie manuskryptu pracy „Einstein pokazuje język”. … Jak wyjaśniłem w poprzednim emailu, niestety, nie możemy publikować artykułów, które nie spełniają odpowiednich wymagań dla danej dyscypliny. Jak pisałem poprzednio, wierzymy, że są inne czasopisma bardziej odpowiednie dla twego artykułu.

Dziękuje, że przysłałeś nam swój artykuł. Mam nadzieję, że nie zniechęci cię to przed przysłaniem w przyszłości innych rękopisów.

Z poważeniem …

Ble, ble, ble… Dwie godziny! Prawdopodobnie rekord świata w odrzucaniu rękopisów. Wiedziałem już, że moje artykuły nie zostaną opublikowane w żadnym czasopiśmie naukowym. Poniekąd posłuchałem rady tego redaktora publikując tę książkę. Wracając do zmagań z publikacją. Postanowiłem opublikować swoje artykuły na znanej stronie internetowej, gdzie publikowane są artykuły z fizyki, matematyki, a także historii nauki. Po kilku miesiącach moje artykuły zostały usunięte. Zamiast nich pojawił się krótki komentarz:

Comments:

arXiv admin note: This submission has been withdrawn by arXiv administrators due to inflammatory content and unprofessional language

Publikacja ta została wycofana przez administratorów arXiv z powodu podburzających treści i nieprofesjonalnego języka

Moja wina: odpowiadam za podburzające czy zniesławiające, treści i nieprofesjonalny język! Moje artykuły zostały ocenzurowane i usunięte, ponieważ zniesławiają pamięć Alberta Einsteina! Przepraszam, a jeśli mam rację? Może nie na 100 procent, ale 50, w 20, a nawet 10 procentach? Myślę, że jest to przykład cenzury w nowoczesnych, postępowych społeczeństwach Zachodu, tylko z nazwy tolerancyjnych. Nazywają to poprawnością polityczną, czy cancel culture…. Cenzura ma różne nazwy, ale sens zawsze ten sam. Taka jest przykra prawda. O niektórych można mówić tylko dobrze; o innych można mówić jedynie źle; są i tacy, o których najlepiej nie mówić w ogóle. Nie zdziwiło mnie to. Dzieciństwo i młodość spędziłem w kraju rządzonym przez reżim komunistyczny. Dobrze to pamiętam. Reżim komunistyczny to rządy przemocy i kłamstwa ukrytego za wszechobecną propagandą i ścisłą cenzurą. Zdrajcy stawali się bohaterami, bohaterzy zdrajcami, prawda była fałszem i na odwrót. Stąd nieufność wobec powszechnie głoszonych prawd i uznanych autorytetów. Takie jest moje dziedzictwo. Dlatego napisałem tę książkę. Czytelnik sam oceni, ile warte są moje artykuły. Co ważniejsze, być może sam będzie szukał odpowiedzi na pytanie: kim był Albert Einstein? W biznesie strata jednego jest zyskiem drugiego. Jednak nie powinno tak być w przypadku nauki, czy innej działalności twórczej. Może to naiwne, ale wierzę, że strefa ducha rządzi się innymi prawami niż dajmy na to bankowość czy handel. Uważam, że to niesprawiedliwe, że Henri Poincaré stracił swoje wielkie odkrycie. Nie sądzę, żeby to było w porządku, że Dawid Hilbert został okradziony ze swojego wielkiego osiągnięcia. Bohaterem tych artykułów jest nie tylko Albert Einstein, ale także inni naukowcy, jak Dawid Hilbert – nieco dziś zapomniany, wielki matematyk i trudny człowiek, oraz czasy, w których żyli. Czasy wielkich odkryć i masowych zbrodni, czasy wspaniale i straszne zarazem.

Odpowiedź na pytanie: kim był Albert Einstein to nie tylko problem historyków. To pytanie, które może budzić emocje również dzisiaj. Dawno, dawno temu w dalekim i dzikim kraju w tamtejszych knajpach nad pianinem, na którym brzdąkał jakiś domorosły grajek, wieszano napis: „Please, do not shoot the piano player. He’s doing the best that he can.” (Proszę nie strzelać do pianisty. Robi, co w jego mocy. Albo: gra, jak umie). Egzekucja posłańca, który przynosi złe wieści, daje jedynie chwilową przyjemność i krótkotrwałą ulgę. Nie zmieni kłamstwa w prawdę i vice versa. Proszę, nie strzelać do pianisty. Gra najlepiej jak potrafi.

Narodziny geniusza

W artykule omawiane są okoliczności powstania i publikacji artykułu, „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” (O elektrodynamice ciał w ruchu) w 1905 roku, jednego z najważniejszych artykułów w dziejach nauki. Rozważany jest szereg zdumiewających koincydencji związanych z tą publikacją. Przedstawiona jest również teoria tłumacząca te wydarzenia.

Wstęp

Rok 1905 był niezwykłym rokiem w dziejach nauki. 30 czerwca 1905 roku do redakcji niemieckiego czasopisma Annalen der Physik wpłynęła praca nieznanego szerzej młodego fizyka Alberta Einsteina pt. „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” (O elektrodynamice ciał w ruchu). Praca wyjątkowa, która stworzyła podstawy Szczególnej Teorii Względności (STW). Dziesięć lat później, w listopadzie 1915 roku, Albert Einstein ogłosił prace, które stworzyły podstawy tzw. Ogólnej Teorii Względności (OTW). Albert Einstein uważny jest powszechnie za geniusza. Jedni uważają Einsteina za najwybitniejszego naukowca w dziejach; inni skromniej stawiają Einsteina w jednym szeregu obok największych: Izaaka Newtona, Galileusza, czy Archimedesa. Nikt nie wątpi w to, że Albertowi Einsteinowi przynależy się miejsce w pierwszym rzędzie geniuszy, którzy wywarli na dzieje nauki i ludzkości największy wpływ.

 Okoliczność powstania i publikacji pracy „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” z roku 1905 są szerzej nieznane a raczej są treścią legend. Występują tutaj niezwykłe i zdumiewające zbiegi okoliczności. Celem niniejszego artykułu jest analiza okoliczności powstania Szczególnej Teorii Względności (STW) w świetle nowych publikacji, jakie ostatnio się ukazały w szczególności książki rosyjskiego fizyka Anatolija Logunova, „HENRI POINCARÈ AND RELATIVITY THEORY”. Profesor A. A. Logunov był fizykiem teoretykiem, specjalistą w teorii względności. Prace teoretyczne A. A. Lagunova budzą kontrowersje, ale powyższa książka dotyczy Szczególnej Teorii Względności i okoliczności jej powstania. Autor skupia się na analizie i krytycznym porównaniu prac Henri Poincarè i Alberta Einsteina. Jest to praca fizyka teoretyka i historyka nauki zarazem, zatem ciężka lektura tak dla humanistów, jak dla fizyków, choć z różnych przyczyn. A. A. Logunov na podstawie oryginalnych prac drobiazgowo analizuje kto, co odkrył. Kto był pierwszy, a kto drugi. Praca A. A. Logunova jest cennym i inspirującym źródłem informacji dla tych, którym matematyka wyższa nie jest obca i zainteresowanych historią odkrycia STW. Niestety, dla tzw. humanistów, omijających szerokim łukiem wzory matematyczne jest to lektura nie do strawienia. Skąd nikły oddźwięk książki prof. Logunova: fizyków, matematyków odstrasza warstwa historyczna, historyków, czy humanistów grozą napełnia matematyka i to na wysokim poziomie.

Szczególna i ogólna teoria względności (STW i OTW) są ważne i dzisiaj. Teorie te już dawno temu wyszły poza wąski krąg fizyki. Odmieniły nasze spojrzenie na świat, na rozumienie czasu, przestrzeni i materii. Artykuł ten jest esejem z historii nauki a nie wykładem teorii względności. Jest próbą wyjaśnienia szeregu zdumiewających zbiegów okoliczności towarzyszących powstaniu STW. Powstaniu OTW również towarzyszyły niezwykłe okoliczności, ale to temat na odrębny artykuł. Główny bohater to: Albert Einstein (1879 – 1955). A. Einstein jest autorem ponad 300 prac naukowych, ale to Szczególna Teoria Względności oraz będąca uogólnieniem Ogólna Teoria Względności są uznawane za jego najważniejsze dokonania naukowe. Obie teorie przyniosły Einsteinowi niezwykłą jak na naukowca sławę. Albert Einstein stał się światowym celebrytą, ikoną XX wieku, którego postać występuje w licznych filmach, książkach, komiksach, pojawia się na koszulkach, na kubkach, plakatach, itp. Znakomitością, z którego zdaniem liczyli się najpotężniejsi ludzie tamtych czasów. W powszechnej opinii nastąpiło utożsamienie: geniusz równa się Albert Einstein z charakterystyczną burzą siwych włosów.

Aby wykonać zadanie, musimy powrócić do roku 1905 i okoliczności powstania STW, na koniec zostawiając podsumowanie. Jest to opowieść nie o teoriach fizycznych, lecz o ludziach je tworzących. Bohaterami są ludzie nazywani geniuszami, giganci nauki i taka jest prawda. Ale prawdą jest również, iż ludzie, którzy są fenomenalnymi matematykami, czy fizykami nie zawsze sięgają moralnych wyżyn, a nawet stanów średnich moralności. W sprawach codziennych i zawodowych tzw. geniusze często nie różnią od zwykłych śmiertelników zmierzających do celu każdą drogą, również tą na skróty. Przejdźmy zatem do owego 1905 roku. Rok 1905 nazywany jest Annus Mirabilis – cudownym rokiem Einsteina. W tym roku Albert Einstein opublikował szereg wybitnych prac naukowych, m. in pracę wyjaśniającą efekt fotoelektryczny, pracę o ruchach Browna, obronił pracę doktorską (w istocie ta praca tyczyła się wyznaczaniu tzw. stałej Avogadro) i pracę: „Zur Elektrodynamik bewegter Körper”. W tym roku, w innej pracy, A. Einstein wyprowadził najsłynniejsze równanie: znane nawet tym, którzy mają wstręt do matematyki czy fizyki.

Przed burzą

Lato 1905 roku było niezwykle gorące. Gorące nie tylko w sensie klimatycznym i naukowym, ale również politycznym. Latem 1905 roku napięcie polityczne w Europie sięga zenitu, a wraz z nim rośnie antagonizm niemiecko - francuski. Na Dalekim Wschodzie toczy się wojna rosyjsko – japońska, w której armia rosyjska ponosi klęskę za klęską. W dniach 25 - 27 maja na wodach cieśniny Cuszimskiej, opodal Korei, dochodzi do wielkiej bitwy morskiej między flotami carskiej Rosji i cesarskiej Japonii. Potężna, rosyjska flota bałtycka, odbywszy rejs przez pół świata: morze Północne, Atlantyk dookoła Afryki, (Brytyjczycy przez kanał Sueski przepuścili tylko statki z zaopatrzeniem) dalej ocean Indyjski, morze Południowo-Chińskie, znalazła spokojną przystań na dnie morza Żółtego opodal koreańskiej wyspy Cuszimy. Flota japońska w wielkiej bitwie morskiej zatopiła prawie całą, dwukrotnie potężniejszą flotę rosyjską. Z pogromu ocalały tylko dwa rosyjskie okręty, w tym krążownik Aurora, ten sam, z którego dwanaście lat później 7 listopada 1917 roku… „pierwszy wystrzał padł…”, dając znak do ataku na Pałac Zimowy i wybuchu rewolucji bolszewickiej. Czy nie byłoby lepiej, żeby również Autora poszła na dno razem z innymi rosyjskimi okrętami?

Wieści o wyniku bitwy pod Cuszimą dotarły do Europy bardzo szybko, istniały przecież telegrafy oplątujące swą siecią cały świat, wywołując prawdziwy wstrząs, a raczej mentalne trzęsienie ziemi. Pierwszy raz w dziejach wielka flota białego mocarstwa została zatopiona w otwartej bitwie morskiej przez flotę małych, skośnookich i żółtych, śmiesznych Japończyków! Na wieści o klęskach w Rosji wybucha fala buntów, rozruchów, strajków, nazwana później rewolucją 1905 roku. Kłopoty Rosji to wielka szansa dla Niemiec. Rosja porażona klęskami w wojnie z Japonią i wewnętrznymi buntami jest bezsilna. Nie ma mowy, by zaangażowała się w nową wojnę przeciwko Niemcom np. w obronie Francji. Groźba sojuszu francusko – rosyjskiego chwilowo znika, a wraz z nim znika niemiecki koszmar wojny na dwa fronty. I to jest przyczyna wysokiej gorączki, tym razem politycznej i militarnej pamiętnego lata 1905 roku.

Latem 1905 roku Francja staje w obliczu groźby ataku cesarskich Niemiec. Prusy pokonały Francję w wojnie z lat 1870-1871. Narzuciły olbrzymie kontrybucje i odebrały Francji Alzację i Lotaryngię. Ale Francja przetrwała, odrodziła się i znów była potężna. Latem 1905 roku wielu niemieckich generałów dostrzega szansę na dokończenie dzieła z 1871 roku: ostateczne pokonanie i wasalizację Francji oraz narzucenie dominacji Niemiec w całej Europie. Generalicja niemiecka usilnie namawia cesarza Wilhelma II do prewencyjnego uderzenia na Francję. Rosja jest sparaliżowana. Osamotniona Francja, bez pomocy Rosji i Wielkiej Brytanii, nie obroni się przed całą potęgą niemieckiej armii. Francja musi upaść. Trzeba wykorzystać szansę, która może już nie powtórzyć! Cesarz Wilhelm II odmówi. My wiemy, że w roku 1905 wojna nie wybuchnie. Wojna niemiecko-francuska wybuchnie, ale w dziewięć lat później. Wielka Wojna, albo pierwsza, wybuchnie niejako niechcący latem 1914 roku. Mieszkańcy Francji, czy Niemiec żyjący w trwodze i napięciu tego upalnego lata 1905 roku nie mogli tego wiedzieć. Każdego dnia mogli się spodziewać, że na granicy francusko - niemieckiej rozlegną się salwy dział, a milionowe armie ruszą na Paryż, jak w 1871.

W roku 1905 cesarskie Niemcy są u szczytu potęgi, są pierwszą potęgą przemysłową, gospodarczą i militarną Europy. Niemcy dysponują najsilniejszą, doskonale wyszkoloną i nowocześnie uzbrojoną armię. Niemcy stają nawet do morderczego wyścigu zbrojeń na morzu z Wielką Brytanią. Po bez mała trzystu latach dominacji, brytyjskiej flocie grozi utrata panowania na morzach i oceanach na rzecz floty niemieckiej! W kulturze supremacja Niemców jest bezapelacyjna. Niemiecka filozofia, poezja, literatura nie mają sobie równych. Podobnie muzyka, czy opera. W całej środkowej Europie, od Strasburga na zachodzie po Lwów (Lemberg) na wschodzie, od Tallina na północy po Triest na południu dominuje niemiecki język i niemiecka kultura. Ważnym polem dominacji niemieckiej jest nauka. Niemiecki przemysł zalewa świat pierwszorzędnymi towarami w atrakcyjnych cenach, produkując najnowocześniejsze towary dzięki wsparciu nauki. Niemcy stają się światowym centrum nauki. Niemiecka nauka przoduje w świecie, przede wszystkim nauki ścisłe: chemia, fizyka, matematyka. Gdy spojrzymy na listę matematyków, czy fizyków z tamtego okresu, to aż się tam roi od niemieckich nazwisk. Sukcesy Niemców w nauce są skutkiem wprowadzenia nowoczesnego, powszechnego systemu kształcenia: szkoła podstawowa, szkoła średnia, uniwersytet. Niemieckie uniwersytety są klasą same dla siebie; to kuźnia przyszłych noblistów. Sławne europejskie uczelnie nie mogą się równać z najlepszymi niemieckimi uniwersytetami. Uczelnie amerykańskie w tej rywalizacji w ogóle się nie liczą.

Szczyt swojej potęgi Niemcy osiągnęły latem 1905 roku. Potem było już tylko gorzej, gorzej dla Niemiec, rzecz jasna. Latem 1905 roku wydaje się, że Niemcy mogą wszystko, że zdominują całą Europę. Jeśli nie są panami Europy i świata, to wkrótce będą. To tylko kwestia czasu. Lecz po lecie 1905 czas już nie pracował na korzyść Niemiec. Ze szczytu każda droga wiedzie w dół. Rosja otrząśnie się szybko po klęsce w wojnie z Japonią i zacieśni sojusz z Francją, z którą zawrze alians Wielka Brytania przerażona zbrojeniami Niemiec na morzu. Ujawni się nowe, młode mocarstwo zza oceanu: Stany Zjednoczone. Gotowy schemat dwóch światowych wojen. Koalicja: USA, Rosji, Wielkiej Brytanii złamie potęgę Niemiec i w pierwszej wojnie i wojnie drugiej. Zamiast oczekiwanych zwycięstw, Niemcy podążą drogą od klęski do klęski. Szczyt potęgi Niemiec lato 1905 roku i dno klęski – maj 1945 – dzieli ledwie 40 lat. Jedno, góra dwa pokolenia. Nastoletni Niemiec oklaskuje cesarza Wilhelma II w 1905 roku i upaja się niemiecką potęgą i wyższością. W czterdzieści lat później pokonane Niemcy znajdą się pod okupacją zwycięskich mocarstw, zaś córki, czy wnuczki owego Niemca będą gwałcone w ruinach Berlina przez podludzi ze wschodu, sowieckich czerwonoarmistów! Jakże szybka jest droga ze szczytu na dno klęski i upadku.

Patrząc z punktu widzenia niemieckiej dominacji, cesarz Wilhelm II popełnił wielki błąd odrzucając plan zaatakowania Francji w roku 1905. Czasami to tępi generałowi mają rację, a stracona okazja już nie wraca. Gdyby Niemcy zaatakowały Francję w 1905 roku, historia potoczyłaby się inaczej. Mówiąc o blaskach Niemców, nie wolno pomijać i cieni. Cieni, które będą gęstniały z każdym rokiem, z każdym dziesięcioleciem, aż Niemcy posuną się do najgorszych, masowych zbrodni niewidzianych w Europie od czasów ekspansji imperium rzymskiego, czy najazdu Mogołów. Wraz z sukcesami rośnie buta Niemców. Ich arogancja, przekonanie o własnej wyższości, wyjątkowości, o własnych wyższych celach, przerodzi się teorię Herrenvolku (narodu panów). W latach 1901/1902 miał miejsce strajk polskich dzieci we Wrześni w niemieckiej prowincji poznańskiej. Polskie dzieci były bite za to, że nie chciały się uczyć w szkole po niemiecku Był to złowróżbny omen, którego mało kto zauważył a nikt nie zrozumiał. Strajk polskich dzieci był protestem przeciwko niemieckiej polityce germanizacji. Od polityki wynaradawiania Niemcy przejdą do polityki masowej eksterminacji mniej wartościowych nacji. Od przymusowej nauki po niemiecku w szkołach do masowych rozstrzeliwań. Od bicia dzieci w szkole za mówienie po polsku do masowego gazowania podludzi w komorach gazowych. Oto droga, jaką Niemcy przeszli w 40 lat. Masowa zagłada Polaków, czy Żydów nie jest przypadkiem, historycznym trafem, jak nam dziś wmawiają. Jest to proces trwający dziesięciolecia, konsekwentnie wprowadzony w życie przez niemiecki naród, niemieckie państwo i jego przywódców. Adolf Hitler, Wódz i Kanclerz III Rzeszy (niem. Der Führer und Reichskanzler) nie był pierwszym, ani ostatnim, lecz kolejnym w długim szeregu.

Gorące lato

Ale wróćmy do nauki i lata 1905 roku. Niemiecka matematyka przoduje w świecie. Niemcy mają wielu świetnych matematyków, lecz pośród tego licznego grona góruje jeden: Dawid Hilbert (1862 – 1943) genialny matematyk, podówczas profesor matematyki na uniwersytecie w Getyndze (Göttingen). Georg-August-Universität Göttingen Georgiana, założony w 1735 przez króla Jerzego II był w tym czasie jednym z najważniejszych uniwersytetów w Niemczech. Jako ciekawostkę można podać, iż pierwszym kuratorem tego uniwersytetu był Gerlach Adolph von Münchhausen, krewny sławnego bohatera „Przygód barona Münchhausena”. Urocza opowieść. Ale z Hilbertem żartów nie było. Studenci mdleli przed egzaminami u niego. A mimo to ciągnęli do Getyngi (Göttingen) jak muchy do miodu. Młodzi adepci matematyki na początku XX wieku na całym świecie otrzymywali prostą radę: „pakuj manatki i zabieraj się do Göttingen”. Studia pod kierunkiem Dawida Hilberta były przepustką do matematycznego Olimpu, do wielkiej, naukowej kariery. Problemy Hilberta, lista 23 problemów matematycznych, jaką Hilbert przedstawił w 1900 roku na Międzynarodowej Konferencji Matematyków w Paryżu w dużej mierze zdominowały rozwój matematyki w XX wieku. Hilberta wyróżniały nie tylko dokonania matematyczne, ale też talent organizacyjny. Był doskonałym menadżerem nauki. On decydował o kierunkach badań, zatrudnieniu i najważniejsze – pieniądzach. Dawida Hilberta nazywano bogiem, albo skromniej: cesarzem niemieckiej (i tym samym światowej) matematyki.

Dawid Hilbert na zdjęciach to szczupły, starszy pan o siwej brodzie i bystrym spojrzeniu. Nieco nerwowy z wyglądu. Niezwykle inteligentny i złośliwy jak małpa. Wielkie sukcesy naukowe Hilbert okupił wielkim nieszczęściem osobistym. Dawid Hilbert, pochodzący z Królewca (niem. Königsberg) w młodości ożenił się z córką kupca z tegoż miasta. Było to szczęśliwe, zgodne małżeństwo. Mieli jednego syna. Niestety, ich syn, Franz, był głęboko upośledzony psychicznie. Franz Hilbert cierpiał na niezdiagnozowaną chorobę psychiczną. Posiadanie upośledzonego umysłowo dziecka jest wielkim nieszczęściem dla każdych rodziców. Dla człowieka tak inteligentnego i błyskotliwego, jak Hilbert, była katastrofą, z którą zmagał się do końca życia.

W tej pangermańskiej, matematycznej beczce miodu jest i łyżka dziegciu. Ową łyżką dziegciu jest matematyk francuski: Henri Poincarè (1854 - 1912). Na starych zdjęciach z tego okresu Henri Poincaré to mężczyzna z gęstą, czarną brodę i okrągłą twarzą. Widać, że ceni sobie dobre jedzenie, jak to Francuz. Z wyglądu nieco nadęty, jak przystało na profesora sławnej Sorbony. Poincaré zapewne uważał, że profesor uniwersytetu samym swoim wyglądem powinien budzić szacunek i podziw. Profesorowi fizyki matematycznej Uniwersytetu na Sorbonie należy się szacunek, szczególnie profesorowi, który nazywa się Henri Poincaré.

Dawid Hilbert (1862 – 1943)

Henri Poincaré i Dawid Hilbert nadają ton światowej matematyce tamtych lat. Hilbert i Poincaré osobiście się nie znoszą. Jest to głęboka, wzajemna niechęć. Było zapewne wiele przyczyn tej animozji między wielkim Niemcem i genialnym Francuzem. Hilbert jest wyznawcą tzw. „czystej” matematyki, zaś Poincaré uważał, że najważniejsze problemy matematyki leżą na pograniczu matematyki i fizyki. Tam ich szuka, znajduje i rozwiązuje, z czego rośnie jego sława. Poincaré z wykształcenia jest inżynierem górnikiem, nie matematykiem. Na osobistą niechęć, jaka łączy albo dzieli Hilberta i Poincarè nakłada się i wzmacnia ją narastający antagonizm niemiecko – francuski, objawiający się również w nauce oraz nacjonalizm, szalejący zresztą po obu stronach granicy francusko – niemieckiej wobec groźby wybuchu wojny. Przypominam, mamy lato 1905 roku.

Henri Poincaré (1854 - 1912)

Najważniejszym wydarzeniem naukowym lata 1905 roku jest konferencja na temat teorii elektromagnetyzmu odbywająca się na uniwersytecie w Getyndze w dniach 5 czerwca – 1 sierpnia 1905 roku. Organizatorzy konferencji to Dawid Hilbert, Hermann Minkowski i Emil Wiechert, postaci pomnikowe w dziejach nauki. Konferencji naukowych było i jest mnóstwo, lecz o tej warto pamiętać. Jest to jedna z najważniejszych konferencji naukowych XX wieku. Konferencja w Getyndze była czysto niemiecka, zaproszono na nią tylko i wyłącznie niemieckich matematyków i fizyków. Poincarè od lat pracujący nad teorią elektromagnetyzmu, który jest najwybitniejszym specjalistą od elektromagnetyzmu, nie został zaproszony. Spośród organizatorów najważniejszy jest Dawid Hilbert oraz jego współpracownik i przyjaciel Hermann Minkowski (1864 - 1909) wybitny matematyk, pracujący nad teorią elektromagnetyzmu. Minkowski pochodzi z rodziny litewskich, czy raczej polskich Żydów, która przeniosła się do Królewca, do Prus i Niemiec. Konferencja poświęcona była najbardziej palącemu problemowi naukowemu: czym jest światło? Czy prędkość światła jest maksymalna? Czy prędkość światła jest prędkością graniczną? Czy możliwy jest ruch z prędkościami nadświetlnymi? Jak wytłumaczyć zdumiewające wyniki doświadczenia Michelsona-Morley’a?

W 1886 roku dwóch amerykańskich fizyków Albert A. Michelson i Edward W. Morley przeprowadziło eksperyment, którego wyniki zdumiały cały naukowy świat. Okazało, że prędkość światła jest stała, niezależna od prędkości źródła. Wynik, sprzeczny z codziennym doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem. Wyjaśnienie wyników doświadczenia Michelsona-Morley’a stało się palącym zadaniem fizyki teoretycznej, ponieważ wyniki te przeczyły podstawom mechaniki, jak wzorom na dodawanie prędkości. Był to główny temat konferencji na uniwersytecie w Getyndze. Jak rozumieć wyniki doświadczenia Michelsona – Morley’a? Jak je pogodzić z podstawami mechaniki? Czym jest skrócenie Lorentza – FitzGeralda? Jak rozumieć prace Heindrika Lorentza z 1904 roku i jego wzory transformacyjne? Świadkiem tamtych wydarzeń jest Max Born (1882 - 1970) późniejszy wybitny fizyk, laureat nagrody Nobla z roku 1954 a podówczas student fizyki. Max Born pochodził ze zasymilowanej rodziny niemiecko – żydowskiej, nikt mu nie zarzuci antysemityzmu. Max Born będzie naszym kronikarzem. Małomównym kronikarzem, albowiem Max Born więcej wiedział niż mówił.

Hermann Minkowski (1864 - 1909)

Born wspominał, że przeżył wiele wspaniałych i stymulujących intelektualnie godzin na wykładach Minkowskiego i Hilberta. Słuchanie wykładów naukowców tego kalibru musiało być niezwykłym przeżyciem, duchową, intelektualną ucztą. Jest początek czerwca 1905 roku. Nic nie jest jeszcze zdecydowane. Problem nie został rozwiązany, wydaje się, że wszystkie możliwości są na stole. Na konferencji w Getyndze przewidziano specjalne seminarium o ruchu z prędkościami nadświetlnymi. Teoretycy mają to do siebie, że rozważają wszystkie możliwości. Seminarium na uniwersytecie Getyndze, święto niemieckiej fizyki i matematyki, rozpoczęło się w poniedziałek, 5 czerwca. Daty są ważne, tu każdy dzień ma znaczenie.

Już po kilku dniach do uczestników seminarium na uniwersytecie w Getyndze dociera wiadomość o pracy, jaką Henri Poincaré ogłasza w Paryżu. Dokładnie tego samego dnia, kiedy zaczęła się konferencja w Getyndze, w poniedziałek 5 czerwca Henri Poincare ogłasza i publikuje w Paryżu swoją pracę: „Sur la dynamique de l’électron” (O dynamice elektronu). Rzecz jasna, nie jest rzeczą przypadku, iż H. Poincaré ogłasza swoje wynik dokładnie w dniu rozpoczęcia konferencji niemieckich naukowców w Getyndze. Jest to swego rodzaju prezent, złośliwy prezent Francuza dla niemieckich kolegów po fachu. Jest i drugi powód. H. Poincaré wie, że dokonał wielkiego odkrycia. Rozwiązał wielki problem, który trapił naukę od prawie dwudziestu lat. Po wielu latach pracy, rozmyślań i zmagań, Poincaré wreszcie ma rozwiązanie! Dokonał wielkiego odkrycia. Pragnie więc, jak najszybciej to ogłosić. Poincaré w tym podnieceniu, pośpiechu i radości 5 czerwca publikuje tylko skrótową wersję swych wyników. Pełna wersja trafi do wydawnictwa kilkanaście dni później.

Nie istniał wówczas Internet, ani telewizja, czy radio, ale były telefony, telegrafy, no i świetna kolej. Ludzie doskonale radzili sobie z przekazywaniem informacji. Wieści o pracy Poincarè, a zapewne i odpis samej pracy, docierają na konferencję do Getyngi pewnie już po kilku dniach. Niemieccy uczeni nie mogą zignorować odkryć wielkiego francuskiego matematyka. Poincarè jest najlepszym specjalistą na świecie od – jak to wówczas nazywano - teorii elektromagnetyzmu. Opublikował wiele prac na ten temat. Hilbert nie znał się na teorii elektromagnetyzmu, ale Minkowskiemu wystarczyło pobieżne przejrzenie pracy by wiedzieć: Poincarè znalazł rozwiązanie! Francuz pokonał Niemców w ich koronnej dyscyplinie! Musiało to być trzęsienie ziemi. Kompletny wstrząs i szok. Upokorzenie całej niemieckiej nauki przez tego nadętego Francuza. Swoją publikacją Poincarè sprawił, że spora cześć materiałów nadesłanych na konferencję na uniwersytecie w Getyndze można było wyrzucić do kosza na śmieci.

Pełna wersja pracy H. Poincarè dociera do mało znanego włoskiego wydawnictwa w dniu 23 czerwca 1905 roku. Poincarè, mimo swojej pozycji naukowej nie miał specjalnego wyboru, jeśli chciał szybko opublikować swoją pracę. Jako francuski patriota, pisał swoje prace wyłącznie po francusku. Najlepsze, niemieckie czasopisma naukowe odpadały, były dla niego zamknięte. Tydzień później, 30 czerwca 1905 roku, do znakomitego, niemieckiego czasopisma naukowego Annalen der Physik wpływa praca młodego, nieznanego szerzej naukowca Alberta Einsteina: „Zur Elektrodynamik bewegter Körper”, która stał się podstawą nowego działu fizyki: Szczególnej Teorii Względności (STW). Rozpatrzmy te, zaiste zdumiewające, koincydencje czasowe:

Poniedziałek,

5

czerwca, zaczyna się konferencja na uniwersytecie w Getyndze grupująca najwybitniejszych niemieckich specjalistów od teorii elektromagnetyzmu, święto niemieckiej nauki.

Tego

samego dnia w poniedziałek, 5 czerwca, francuski matematyk H. Poincaré ogłasza swoje wyniki w Paryżu, „Sur la dynamique de l’électron” (O dynamice elektronu).

23

czerwca - pełna wersja pracy H. Poincaré trafia do mało znanego wydawnictwa na Sycylii.

30

czerwca – do najlepszego niemieckiego czasopisma naukowego Annalen der Physik przychodzi pocztą praca młodego, niemieckiego fizyka A. Einsteina „Zur Elektrodynamik bewegter Körper”. Praca A. Einsteina zostaje przyjęta bez poprawek i błyskawicznie opublikowana w Annalen der Physik.

Pół

roku

później, styczeń 1906 - publikacja pełnej wersji pracy H. Poincaré.

Czy prace Poincaré i Einsteina powstały niezależne? Czy Einstein czytał pracę Poincaré z 5 czerwca? Do końca życia Einstein temu zaprzeczał. Czy Einstein znał inne prace z teorii elektromagnetyzmu, w szczególności rok wcześniejszą pracę Hendrika Lorentza, w której Lorentz wyprowadził słynne wzory transformacyjne? W bibliografii o niej nie wspomniał, bowiem artykuł „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” w ogóle nie zawiera bibliografii! Einstein uparcie twierdził, że nie czytał pracy Lorentza. Wydaje się, że elementem łączącym pracę Poincaré z „Zur Elektrodynamik...” jest konferencja w Getyndze. H. Poincaré specjalnie przyspieszył ogłoszenie swoich wyników, by zdążyć na rozpoczęcie konferencji D. Hilberta w Getyndze. Skąd w tej historii pojawia się Einstein? W tym czasie, lato 1905 roku, Albert Einstein mieszka w Bernie: pracuje w urzędzie patentowym, pisze prace naukowe z termodynamiki i przygotowuje się do obrony swojej pracy doktorskiej. Właśnie skończył i wysłał do redakcji artykuły o efekcie fotoelektrycznym (marzec) i ruchach Browna (maj). Max Born pisze, że na wykładach Minkowskiego, czy Hilberta, podczas pamiętnego seminarium na uniwersytecie w Getyndze nazwisko Einsteina nie zostało nawet wspomniane. Einstein pojawia się w tej historii niespodziewanie, niby królik wyciągnięty z kapelusza przez prestidigitatora. Jeśli Einstein wcześniej pracował nad teorią elektromagnetyzmu i uzyskał takie rewelacyjne wyniki, to czemu nie zaprezentował ich na konferencji w Getyndze? Dla młodego, niemieckiego fizyka konferencja w Getyndze było idealnym miejscem do ogłoszenia swoich wyników. Wymarzona szansa do zaistnienia dla młodego, ambitnego, niemieckiego naukowca.

Przejdźmy do pracy: „Zur Elektrodynamik bewegter Körper”. Jest to znakomita praca naukowa, słusznie zaliczana do grona dziesięciu najważniejszych prac w dziejach nauki. Praca z fizyki teoretycznej, więc jej lektura wymaga starannego przygotowania matematycznego. Wyprowadzenia są proste i przekonywujące, tok rozumowania bez zarzutu. Aczkolwiek zawiera błędy, być może dlatego, że pisana była w pośpiechu. I ten pospiech widać. Artykuł napisany w ciężkim stylu typowym dla Einsteina. Autor tej pracy musiał być znakomitym matematykiem, posiadającym głęboką znajomość teorii elektromagnetyzmu. Trudno się do tej pracy przyczepić poza jednym: praca nie zawiera żadnej bibliografii. Na końcu znajdują się jedynie zdawkowe podziękowania dla niejakiego M. Besso za sugestie. Zero odnośników do literatury. Zero bibliografii. Typowe dla Einstein. W wielu jego pracach nie ma bibliografii. Zupełnie jakby autor wszystko samo odkrył, wszystko sam wyprowadził. A tak przecież nie było, to wiemy.

Gdy jako student uczyłem się Szczególnej Teorii Względności, dziwiło mnie, że wzory transformacyjne noszą nazwisko Lorentza, a nie Einsteina. Jeśli Einstein wszystko sam odkrył i wyprowadził, to dlaczego nie noszą jego nazwiska? Hendrik Lorentz, holenderski fizyk opublikował te wzory w pracy wydanej w 1904 roku, lecz błędnie je zinterpretował. Znaczenie transformat Lorentza zrozumiał w pełni H. Poincarè i to właśnie Poincarè nadał im nazwisko odkrywcy, Lorentza. W swej pracy Einstein słowem nie wspomina o pracy Lorentza z roku 1904, chociaż powinien je znać. W owym czasie Albert Einstein dorabiał do skromnej pensji publikując recenzje, a właściwie streszczenia, prac naukowych w czasopiśmie Beiblätter Annalen der Physik. Streszczenie pracy Lorentza ukazało się w 4 tomie w 1905 roku. Czwartym z 24, czyli ten tom ukazał się w lutym, najpóźniej w marcu. Einstein wypożyczył ten tom, miał go w sowich rękach, co wykryli jego skrupulatni biografowie analizujący każdy dzień jego życia.

Bardzo ważne pytanie. Jak Albert Einstein: młody, zdolny naukowiec, rozmyślający nad teorią względności miałby nie zapoznać się z fundamentalną pracą Lorentza? Jak to możliwe, że go nie przeczytał, gdy Einstein miał te czasopismo w ręku i przeglądał publikowane artykuły również pod kątem swojej pracy naukowej? Jedna z wielu sprzeczności w wersji Einsteina. Możliwości są dwie. Pierwsza: Einstein mówi prawdę i nie przeczytał pracy Lorentza. Oznacza to, że nie jest i nie może być autorem „Zur Elektrodynamik bewegter Körper”. Druga: Einstein przeczytał prace H. Lorentza. Jeśli tak, to czemu nie umieścił jej w bibliografii? Jakich innych pozycji brakuje w nieistniejącej bibliografii „Zur Elektrodynamik bewegter Körper”? Jakkolwiek by było: czy czytał, czy nie czytał pracy Lorentza, Einstein kłamał. I został przyłapany na kłamstwie. Skoro kłamał w tej sprawie, to gdzie jeszcze Albert Einstein mijał się z prawdą?

Zdumiewająca sekwencji zdarzeń z czerwca 1905 roku. Zazwyczaj historycy przekonują, iż była to przypadkowa koincydencja zdarzeń. Że zdarzenia te nie były ze sobą w żaden sposób powiązane. W myśl tej powszechnie obowiązującej wersji H. Poincaré publikuje swoje prace w Paryżu, a w Bernie, w Szwajcarii młody geniusz Albert Einstein całkowicie niezależnie, nic nie czytając, nie wiedząc niczego o innych pracach, w izolacji od świata naukowego pisze pracę „Zur Elektrodynamik bewegter Körper”. Bez znaczenia, że na uniwersytecie w Getyndze jednocześnie toczy się najważniejsza w tym roku konferencja o teorii elektromagnetyzmu. Einstein podawał, iż pisząc swoją pracę znał tylko artykuły Lorentza sprzed dziesięciu lat i prace Poincaré sprzed pięciu. Oto wersja Einsteina i jego apologetów: młody Einstein jeździ sobie tramwajem do, lub z pracy, i rozmyśla o tym, co by było, gdyby człowiek biegł z prędkością światła w tramwaju poruszającym się z prędkością światła. Albert Einstein siedzi sobie i myśli, myśli, myśli, aż… wymyślił! Tak powstała Szczególna Teoria Względności. Jedynym twórcą Szczególnej Teorii Względności jest Albert Einstein.

Co zawierają prace Henri Poincaré, wcześniejsze od prac Einsteina? Odpowiada na to pytanie A.A. Logunov, który zadał sobie trud dotarcia do oryginalnych prac Poincaré i Lorentza i krytycznie porównuje je z pracą Einsteina. Szczególna Teoria Względności składa się z dwóch części: założeń albo postulatów, zwanych obecnie postulatami Einsteina i części teoretycznej – obliczeń wynikających z tych założeń, w tym transformaty Lorentza. Postulaty STW, albo postulaty Einsteina są następujące:

1) wszystkie układy inercjalne są sobie równoważne,
2) prędkość światła jest maksymalną prędkością.

Postulaty te mają być rewolucyjnym wkładem Alberta Einsteina. Pierwszy postulat to nic innego jak odnowiona zasada Galileusza. Drugi postulat to wniosek z doświadczenia Michelsona – Morleya. Oba postulaty znajdują się w pracach H. Poincarè z 1904 i 1905 roku, co jasno wykazuje A. Logunov! Zatem to nie są postulaty Einsteina, ale postulaty Poincarè. Henri Poincaré pierwszy rozwiązał problem! Co zrobił Poincaré? Prostą rzecz. Po latach zmagań wpadł na pomysł, aby zamiast tonąć w jałowych spekulacjach zastanawiając się, dlaczego prędkość światła jest najwyższą, nieprzekraczalną prędkością, przyjąć to za fakt, za podstawę nowej teorii. Nawiasem mówiąc, w pracy „Zur Elektrodynamik...” wyprowadzony jest słynny wzór Einsteina, ale z błędem. Dowód, że ta praca pisana była w pospiechu. Poprawną postać Einstein podaje w kolejnym artykule opublikowanym po kilku miesiącach: . Równanie to, znane jako równanie Einsteina, również pierwszy wyprowadził Poincaré. Najsłynniejszy wzór fizyki powinien nosić nazwę równania Poincaré – Einsteina, albo wręcz równania Poincaré.

Czy zatem artykuł Einsteina okazał się być nie oryginalny, lecz wtórny wobec prac Poincaré? Czy to Henri Poincaré jest właściwym twórcą Szczególnej Teorii Względności? A może sytuacja jest jeszcze gorsza dla Einsteina? Istnieją trzy wyjaśnienia dziwnej koincydencji zdarzeń w czerwcu 1905 roku. Pierwsza to tradycyjna wersja: Einstein samodzielnie napisał swoją prace, nie czytając prac Lorentza i Poincaré. Zbieżność czasowa publikacji pracy Einsteina i artykułów Poincaré jest dziełem przypadku. Konferencja na uniwersytecie w Getyndze nie ma żadnego wpływu. Druga możliwość jest taka, że Einstein zapoznał się z pracami Poincaré i Lorentza, a jego praca powstała w pośpiechu na zamówienie prawdopodobnie płynące od uczestników seminarium w Getyndze: od Dawida Hilbert i/lub Hermanna Minkowskiego i została błyskawicznie przyjęta do druku, aby uprzedzić równoległą czasowo publikację prac H. Poincaré. Jeśli by tak było, to praca „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” z 1905 byłaby plagiatem. Wreszcie trzeba rozpatrzyć i trzecią możliwość, najbardziej radykalną.

Czy pracę „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” w ogóle napisał Einstein? Czy Einstein był w stanie napisać pracę na takim poziomie matematycznym z dziedziny, która była mu całkowicie obca? Max Born nazywał Einsteina „matematycznym ignorantem”, a poznał go lata później, gdy Einstein był już na znacznie wyższym poziomie matematycznym. W owym czasie Einstein zajmował się termodynamiką. Przejście od termodynamiki do elektrodynamiki to olbrzymi skok wymagający wielu miesięcy intensywnej pracy. Czy Einstein miał czas by to zrobić w lecie roku 1905-go? Odpowiedź na to pytanie brzmi zazwyczaj tak: no, ale Einstein był geniuszem. Może i tak, ale doba ma 24 godziny także dla geniusza. Osiem godzin Einstein spędzał w pracy. W wolnym czasie zajmował się intensywną pracą naukową: pisał i publikował prace z termodynamiki. „Einstein napisał w latach 1902-04 kilka artykułów z termodynamiki bardzo podobnych do wcześniejszych prac Gibbsa, bez referencji. Podobieństwo jest zdumiewające” pisze złośliwie Max Born. W 1905 Einstein napisał pracę o efekcie fotoelektrycznym. Napisał pracę doktorską, dla niego najważniejszą, bo od niej zależała jego dalsza kariera. Jak w lecie 1905 roku mając tak napięty kalendarz, Einstein znalazłby czas by od podstaw zajmować się teorią elektromagnetyzmu? Pamiętajmy, że tej teorii wówczas nie wykładano na uniwersytetach. Zajmowało się nią może ze 20, 30 naukowców w całej Europie

Co zatem się wydarzyło? W poniedziałek, 5 czerwca rozpoczyna się konferencja w Getyndze a H. Poincaré ogłasza swoje wielkie odkrycie. Odpis pracy Poincaré dociera do Getyngi najpóźniej po tygodniu, powiedzmy około 12 czerwca. Czyta ją Hilbert i Minkowski. Hilbert niewiele z tego rozumie, nie jest specjalistą od teorii elektromagnetyzmu, ale Minkowski od razu pojmuje doniosłość odkrycia Poincaré. Po artykule Poincaré konferencja w Göttingen jest zbędna, a wiele nadesłanych materiałów wręcz śmiesznych. Poincaré publicznie ośmieszył niemieckich fizyków i matematyków u dniu ich święta. Trzeba odpowiedzieć na zniewagę. Dawid Hilbert (?), albo Minkowski (?), nie wiadomo kto, lecz pewnie ktoś z nich, wpada na pomysł, jak utrzeć nosa zarozumiałemu Francuzowi. Artykułu Poincaré nie da się zignorować, zbyt wielkiej to klasy matematyk. Czy nie można by na bazie wyników Poincaré napisać nowy, własny artykuł? Sytuacja trochę jak z klasycznej powieści kryminalnej, jak z powieści Agaty Christie. W zamkniętym pokoju znaleziono ciało mężczyzny z raną postrzałową. Popełniono morderstwo. Żadnych świadków. Okna i drzwi zamknięte od środka. Kto popełnił zbrodnię? Kto napisał ten artykuł?

Wydaje