Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zabujana w tobie - ebook

Data wydania:
1 listopada 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zabujana w tobie - ebook

Katrine to bardzo ambitna dwudziestotrzylatka. Właśnie zaczęła studia prawnicze. W towarzystwie swoich najlepszych przyjaciół Line i Thomasa stawia się na pierwszych zajęciach po wakacjach. Nie spodziewa się, że od teraz jej życie diametralnie się zmieni.

Na salę wykładową wchodzi Jaspar – przystojny, dobrze zbudowany wykładowca z Nowego Jorku. Katrine od razu wpada mu w oko. Mężczyzna jest pewny siebie i wie, czego chce. Nie może przestać myśleć o seksownej studentce. Dziewczyna również nie potrafi powstrzymać erotycznego pożądania…

Nauczyciele akademiccy nie powinni jednak sypiać ze swoimi studentkami. Czy Katrine i Jaspar będą w stanie zapanować nad popędem seksualnym? A może zdecydują się zaryzykować i skosztują zakazanego owocu?

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-0236-759-1
Rozmiar pliku: 1 023 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA

Dro­dzy Czy­tel­nicy,

od­daję w Wa­sze ręce hi­sto­rię mi­ło­sną, więc je­śli nie prze­pa­da­cie za opo­wie­ściami o pierw­szym spo­tka­niu z tym je­dy­nym albo tą je­dyną, i o licz­nych prze­szko­dach, które trzeba po­ko­nać, za­nim praw­dziwe uczu­cie zwy­cięży, to w tym mo­men­cie po­win­ni­ście za­koń­czyć lek­turę.

Je­śli na­to­miast lu­bi­cie chwy­ta­jące za serce sceny mi­ło­sne, do­pra­wione ta­kimi, w któ­rych bo­ha­te­ro­wie zrzu­cają z sie­bie ubra­nia, jest to książka wła­śnie dla Was.

Mam jed­nak na­dzieję, że wy­nie­sie­cie z tej po­wie­ści znacz­nie wię­cej. Po­sta­wi­łam so­bie za cel na­pi­sa­nie kilku hi­sto­rii, któ­rych ak­cja roz­grywa się w moim mie­ście Aar­hus. Miesz­kam tu­taj od lata 1996 roku, kiedy ra­zem z tatą, tuż przed roz­po­czę­ciem przeze mnie stu­diów, re­mon­to­wa­li­śmy dla mnie ka­wa­lerkę w dziel­nicy Trøj­borg. Nocą spa­li­śmy na ma­te­ra­cach na pod­ło­dze, a za dnia ma­lo­wa­li­śmy ściany i su­fity far­bami za­ku­pio­nymi w po­bli­skim skle­pie. Wierna ko­lo­rom mod­nym w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych, za­prze­da­łam du­szę żół­temu, nie­bie­skiemu i bordo.

Jak już wspo­mnia­łam, jest to kla­syczna opo­wieść o mi­ło­ści mię­dzy dwoj­giem lu­dzi. Nie mo­gła ona oczy­wi­ście prze­biec zbyt pro­sto, bo by­łaby nudna.

Kiedy pi­szę, czer­pię in­spi­ra­cję mię­dzy in­nymi z mu­zyki. Do se­rii z Aar­hus w tle stwo­rzy­łam na Spo­tify li­stę od­po­wied­nich pio­se­nek – moim zda­niem ab­so­lut­nie to­po­wych duń­skich prze­bo­jów. Jako stu­dentka pe­da­ło­wa­łam przez mia­sto z mapą Aar­hus w ko­szyku na kie­row­nicy, przy dźwię­kach pio­senki _Jeg el­sker dig som vin­den blæser_ (Ko­cham Cię tak, jak za­wieje wiatr) ka­peli På Sla­get 12, któ­rej słu­cha­łam na trzy­ma­nym w kie­szeni walk­ma­nie. Ten uko­chany sprzęt wier­nie mi to­wa­rzy­szył, także pod­czas wszyst­kich mo­ich po­dróży.

Znaj­dzie­cie tę play­li­stę na Spo­tify pod na­zwą _For­tabt i dig_ (Za­bu­jana w to­bie). Wszyst­kie na­pi­sane przeze mnie se­rie, nie­kiedy też po­je­dyn­cze książki, mają wła­sne play­li­sty. Żeby je zna­leźć, wy­star­czy wpi­sać ich duń­skie ty­tuły.

Chcia­ła­bym po­dzię­ko­wać re­dak­torce Rikke Elli An­drup i wy­daw­nic­twu Ne­lumbo, dzięki któ­rym to wszystko stało się moż­liwe. Jest to naj­za­baw­niej­sza i naj­bar­dziej roz­wo­jowa po­dróż, jaką od­by­łam do tej pory, i nie mogę się do­cze­kać, żeby się do­wie­dzieć, do­kąd nas za­pro­wa­dzi na­stęp­nym ra­zem.

Chcia­ła­bym po­znać Wa­sze opi­nie na te­mat hi­sto­rii Ka­trine i Ja­spara roz­gry­wa­ją­cej się tu­taj, w Aar­hus.

Mo­że­cie spraw­dzić, co u mnie sły­chać, na stro­nie in­ter­ne­to­wej _www.wri­terl­sher­man.com_ – znaj­dzie­cie tu także linki do mo­ich pro­fili w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych.

Ży­czę Wam przy­jem­nej lek­tury! Do zo­ba­cze­nia w sieci!

Lo­uisa :*ROZ­DZIAŁ 1

KA­TRINE

_Aar­hus_

Za­ję­łam miej­sce na sa­mym przo­dzie, obok Line i Tho­masa. Pierw­szy wy­kład w tym se­me­strze od­by­wał się w auli z wi­do­kiem na je­zioro, w jed­nej z no­wych sal Uni­wer­sy­tetu w Aar­hus w Parku Uni­wer­sy­tec­kim. Za­wsze sia­da­li­śmy w pierw­szej ławce, żeby jak naj­wię­cej wy­nieść z za­jęć.

– Prawo han­dlowe Unii Eu­ro­pej­skiej. – Line wes­tchnęła. – To me­ga­tor­tura ka­to­wać nas pra­wem UE na pierw­szych za­ję­ciach po wa­ka­cjach.

Po­pra­wi­łam gumkę, którą ze­bra­łam włosy w nie­dbały koń­ski ogon, i otwo­rzy­łam mac­bo­oka.

– No nie wiem… Po­tra­fię so­bie wy­obra­zić coś jesz­cze gor­szego. Na przy­kład prawo i dupę. – Unio­słam brew, zer­ka­jąc na przy­ja­ciół. By­li­śmy nie­roz­łączni od pierw­szego se­me­stru, kiedy to zo­sta­li­śmy przy­pi­sani do tej sa­mej grupy wła­śnie na za­ję­ciach z prawa i spo­łe­czeń­stwa, przed­miotu na­zy­wa­nego przez wszyst­kich „pra­wem i dupą”. Stu­dia li­cen­cjac­kie mie­li­śmy już za sobą, obec­nie przy­go­to­wy­wa­li­śmy się do zdo­by­cia stopni ma­gi­ster­skich.

– O kurwa, jak ja tego nie­na­wi­dzi­łem… Wy­tłu­macz­cie mi, pro­szę: dla­czego naj­bar­dziej bez­pł­ciowi na­uczy­ciele za­wsze do­stają naj­nud­niej­sze przed­mioty? – za­wtó­ro­wał mi Tho­mas.

– Za­mknij­cie usta, ja­daczki i ga­cie, dro­dzy przy­ja­ciele! – wy­krzyk­nęła Line, po czym wes­tchnęła z za­chwy­tem. – Oto naj­lep­sze cia­cho, ja­kie kie­dy­kol­wiek wi­dzia­łam.

Pod­nio­słam wzrok znad kom­pu­tera i wy­pu­ści­łam ołó­wek, który trzy­ma­łam mię­dzy zę­bami, bo palce mia­łam za­jęte two­rze­niem no­wego fol­deru na no­tatki.

– My­śli­cie, że to nasz nowy wy­kła­dowca? Na pla­nie jest na­pi­sane „J. Mor­gan”. Nie wi­dzia­łam wcze­śniej tego na­zwi­ska – za­uwa­ży­łam, po czym po­chy­li­łam się, żeby pod­nieść ołó­wek z pod­łogi.

– Auć, noż kur… – wy­krzyk­nę­łam, wal­nąw­szy głową o ławkę po za­koń­czo­nym suk­ce­sem ob­ma­cy­wa­niu pod­łogi w po­szu­ki­wa­niu ołówka.

– Wszystko w po­rządku?

Spoj­rza­łam pro­sto w ro­ze­śmiane zie­lone oczy. W jego duń­skim wy­czu­wało się słaby ślad an­giel­skiego ak­centu. Ten nasz nowy na­uczy­ciel wy­glą­dał jak żyw­cem wzięty z okładki ma­ga­zynu „Eu­ro­man”.

– Tak. Za­łożę się, że na­bi­łam so­bie nie­złego guza, ale z wła­snej winy – wy­ją­ka­łam z tru­dem. Po­plą­tał mi się przez niego ję­zyk i czu­łam się lekko sko­ło­wana. – Ile pan ma wła­ści­wie lat?

Co mi się stało? Czyżby w moim mó­zgu na­stą­piło ja­kieś zwar­cie?

– Ka­trine, naj­le­piej, gdy­byś naj­pierw po­my­ślała, za­nim coś po­wiesz, przy­naj­mniej od czasu do czasu – mruk­nę­łam do sie­bie.

– No do­brze, skoro za­tem usta­li­li­śmy, że pani prze­żyje i nie trzeba pani wieźć na po­go­to­wie, mo­żemy za­cząć za­ję­cia. – Zro­bił pauzę, jakby chciał po­wie­dzieć coś wię­cej. – Eee… pani oku­lary. – Wska­zał na moją twarz.

Na­wet nie za­uwa­ży­łam, że moje czer­wone oku­lary wy­raź­nie się prze­krzy­wiły i tylko je­den z za­usz­ni­ków za­ha­czał o ucho. Nie­zna­jomy zi­gno­ro­wał moje nie­tak­towne py­ta­nie o wiek i wró­cił do ka­te­dry przed wiel­kim ekra­nem. Rów­nie do­brze mo­głam go spy­tać, czy jest żo­naty i ma dzieci. Chwy­ci­łam się za głowę i za­ję­cza­łam nad swoją głu­potą. On wło­żył ze­staw słu­chaw­kowy i za­czął maj­stro­wać przy ja­kichś przy­ci­skach. Na­gle nie tylko stał przed nami we wła­snej oso­bie, ale także wy­świe­tlił się w dwu­dzie­sto­krot­nym po­więk­sze­niu na ekra­nie za swo­imi ple­cami.

– No nie, zbyt wiele tego do­brego! – wy­krzyk­nęła Line. – Do ja­snej cia­snej, i jak tu się skon­cen­tro­wać, kiedy mam przed sobą dzie­się­cio­me­tro­wego mło­dego boga? – Mach­nęła ręką w stronę ekranu.

– Dzień do­bry wszyst­kim. Mam na­dzieję, że mie­li­ście udane wa­ka­cje i je­ste­ście go­towi roz­po­cząć nowy se­mestr. – Zro­bił krótką pauzę, po któ­rej cią­gnął: – Na­zy­wam się Ja­spar Mor­gan, będę pro­wa­dził za­ję­cia z prawa han­dlo­wego Unii Eu­ro­pej­skiej. Jak pew­nie sły­szy­cie, mam nie tylko duń­skie po­cho­dze­nie. – Za­śmiał się krótko, uka­zu­jąc w sze­ro­kim uśmie­chu piękne białe zęby. – Moja matka jest Dunką, a oj­ciec Ame­ry­ka­ni­nem. Stu­dio­wa­łem tu­taj, w Aar­hus, i na Ha­rvar­dzie. Ow­szem, je­stem wy­star­cza­jąco stary, żeby pra­co­wać na uni­wer­sy­te­cie. Sześć lat temu skoń­czy­łem stu­dia, mam trzy­dzie­ści je­den lat. – Pu­ścił do mnie oko, a ja zro­bi­łam się czer­wona jak bu­rak.

Po­nad metr dzie­więć­dzie­siąt, umię­śniony, do­brze ubrany, praw­nik – to z pew­no­ścią dość, żeby w nad­cho­dzą­cym se­me­strze mnie sku­tecz­nie roz­pra­szać. Moje palce stu­kały w kla­wia­turę do wtóru na­szemu no­wemu wy­kła­dowcy, kiedy oma­wiał plan za­jęć, za­sady pracy gru­po­wej, ter­miny od­da­wa­nia za­dań i za­gad­nie­nia do prze­ro­bie­nia przed eg­za­mi­nem w grud­niu.

– Co jak co, ale na pewno nie bę­dziemy się nu­dzić. Przy­naj­mniej jest na kim za­wie­sić oko i ucho. Ma me­ga­sek­sowny głos. – Line pod­parła się łok­ciami na pul­pi­cie i z roz­ma­rze­niem zło­żyła głowę na rę­kach.

– Obie je­ste­ście nie­moż­liwe! – Tho­mas do tej pory mil­czał, ale naj­wi­docz­niej uznał, że dość już tych wy­głu­pów.

– Po pro­stu nam za­zdro­ścisz, że nie bę­dziesz miał za­jęć z tą dłu­go­nogą blon­dyną Mette Lan­ger – szep­nęła Line i wy­mie­rzyła ma­ru­dzą­cemu Tho­ma­sowi przy­ja­ciel­skiego kuk­sańca.

– Pst, je­ste­ście za gło­śno – uci­szy­łam ich. – Nie można się skon­cen­tro­wać, a on cały czas gapi się w na­szą stronę. Kawa w La Ca­bra po po­łu­dniu?

Wi­dać było jak na dłoni, że mie­li­śmy wiele spraw do prze­ga­da­nia po dłu­giej wa­ka­cyj­nej roz­łące. Oczy­wi­ście pi­sa­li­śmy do sie­bie i od czasu do czasu się spo­ty­ka­li­śmy, ale ostat­nie trzy ty­go­dnie sierp­nia spę­dzi­łam z ro­dziną w po­łu­dnio­wej Fran­cji.

***

Tho­mas po­sta­wił na sto­liku przed nami dwie caffé latte i jedną czarną.

– Je­steś w pią­tek w ro­bo­cie?

Oby­dwoje pra­co­wa­li­śmy w Café Ca­sa­blanca, ab­so­lut­nie to­po­wym miej­scu na ma­pie Aar­hus, za dnia dzia­ła­ją­cym jako ka­wiar­nia, a w go­dzi­nach wie­czor­nych także jako klub nocny.

– Tak, mam wie­czór i nockę. W pierw­szym ty­go­dniu po wa­ka­cjach na pewno bę­dzie za­je­bi­sty ruch. A ty?

– Do­piero w so­botę, ale pew­nie masz wtedy wolne? Wpadnę w pią­tek z kum­plami, nie­wy­klu­czone, że także z tą oto la­ską. – Oto­czył Line ra­mie­niem i lekko uści­snął. – Pro­blem w tym, że ona wciąż nie wie, czy je­ste­śmy dla niej wy­star­cza­jąco do­brym, albo ra­czej: eks­cy­tu­ją­cym to­wa­rzy­stwem na piąt­kowy wie­czór.

– Ej, no sorry, lu­bię po­tań­czyć, a wam ni­gdy się nie chce. Za­wsze tylko sie­dzi­cie w ką­cie jak sępy wy­pa­tru­jące swo­ich ofiar. Ale skoro Ka­trine bę­dzie w pracy, mogę do­trzy­mać jej to­wa­rzy­stwa przy ba­rze albo po­ga­wę­dzić so­bie słodko z klien­tami, zwięk­sza­jąc wam utarg. Zwy­kle to działa bez pu­dła.

– O tak, zwłasz­cza je­śli wło­żysz ob­ci­słą kieckę i wy­so­kie ob­casy – za­pro­po­no­wał Tho­mas.

Line miała metr sie­dem­dzie­siąt pięć wzro­stu i grube włosy w ko­lo­rze zło­ci­stego miodu. Ze swo­imi dłu­gimi no­gami i wiel­kimi błę­kit­nymi oczami wy­star­czyło, że pstryk­nęła pal­cami, a mo­gła pójść do domu z każ­dym. Była moją naj­lep­szą przy­ja­ciółką i nie­po­prawną flir­ciarą. Sta­no­wi­łam jej do­kładne prze­ci­wień­stwo z nie­ca­łym me­trem sie­dem­dzie­siąt wzro­stu, dłu­gimi brą­zo­wymi wło­sami i fi­gurą w kształ­cie klep­sy­dry, o wy­dat­nym biu­ście i du­żej pu­pie.

– No do­bra, w ta­kim ra­zie przyjdę. Zresztą i tak nie mogę bez was żyć. – Pod­dała się dość szybko.ROZ­DZIAŁ 2

JA­SPAR

_Aar­hus_

Słońce wła­śnie za­cho­dziło za mia­stem, kiedy po­wio­dłem wzro­kiem od na­brzeża dziel­nicy Ris­skov do pół­wy­spu Djur­sland i da­lej nad za­toką. Miesz­ka­łem w wie­żowcu Li­gh­tho­use po­ło­żo­nym na naj­da­lej wy­su­nię­tym krańcu wy­spy-dziel­nicy Aar­hus Ø. Miesz­ka­nie było prze­piękne, dwu­po­zio­mowe, we­dług duń­skich stan­dar­dów można by je na­zwać pen­tho­use’em, ale nie ta­kim jak te w No­wym Jorku. Skła­dało się z prze­stron­nego sa­lonu z wyj­ściem na duży bal­kon na wyż­szym pię­trze, a po­ni­żej znaj­do­wały się kuch­nia, sy­pial­nia i drugi sa­lon z wyj­ściem na ta­ras. Był pią­tek wie­czór, mia­łem za sobą udany pierw­szy ty­dzień pracy jako go­ścinny wy­kła­dowca na moim daw­nym uni­wer­sy­te­cie. Żeby uczcić na­dej­ście week­endu i po­wrót do Da­nii, za­pro­si­łem do sie­bie na piwo paru kum­pli ze stu­diów – Pe­tera, Mi­cha­ela i Jensa. Póź­niej mie­li­śmy sko­czyć na mia­sto jak za daw­nych do­brych stu­denc­kich cza­sów. Utrzy­my­wa­li­śmy kon­takt przez Fa­ce­bo­oka i sta­ra­li­śmy się zna­leźć je­den week­end w roku, kiedy mo­gli­by­śmy się spo­tkać wszy­scy ra­zem. Na wię­cej nie star­czało nam czasu. Dwóch z mo­jej paczki do­ro­biło się już żon i dzieci, co bar­dzo utrud­niało wy­go­spo­da­ro­wa­nie wol­nych dni w ka­len­da­rzu. Sprawy nie uła­twiało to, że na stałe miesz­ka­łem w No­wym Jorku. Dla­tego jako spe­cja­li­sta od prawa Unii Eu­ro­pej­skiej i sto­sun­ków mię­dzy­na­ro­do­wych by­łem nad­zwy­czaj wdzięczny lo­sowi za moż­li­wość pro­wa­dze­nia za­jęć w Aar­hus przez cały se­mestr. Oprócz na­ucza­nia mia­łem także do­glą­dać pro­wa­dzo­nych w Eu­ro­pie spraw przez kan­ce­la­rie mo­ich ro­dzi­ców. Biuro sa­te­lic­kie mie­ściło się w duń­skiej kan­ce­la­rii ad­wo­kac­kiej w City To­wer tuż obok dworca, no­wego mar­ketu re­stau­ra­cyj­nego i cen­trum han­dlo­wego Bru­uns Gal­leri. Moje roz­my­śla­nia prze­rwał dźwięk do­mo­fonu.

– Miesz­kam na sa­mej gó­rze – po­wie­dzia­łem i na­ci­sną­łem przy­cisk otwie­ra­nia drzwi. Z gło­śnika do­bie­gły mnie we­sołe głosy ko­le­gów.

Wie­czór za­po­wia­dał się za­je­bi­ście.

***

– Ooo, nie­zła sztuka z tej blon­dyny przy ba­rze – na­pa­lił się Jens i upił łyk trzy­ma­nego piwa. Po­wio­dłem wzro­kiem za jego spoj­rze­niem i stuk­nę­li­śmy się szklan­kami.

– Ow­szem, w do­datku jest stu­dentką w jed­nej z mo­ich grup za­ję­cio­wych.

Nie mo­głem po­wstrzy­mać uśmie­chu. Moje spoj­rze­nie prze­nio­sło się z ja­sno­wło­sej dziew­czyny na tę o ciem­nych wło­sach sto­jącą za ba­rem i za­częło śle­dzić jej ru­chy. Z wi­doczną wprawą otwo­rzyła dwa piwa i przy­su­nęła je w stronę sto­ją­cych tro­chę da­lej fa­ce­tów. Kiedy pła­cili, swo­bod­nie z nimi roz­ma­wiała i żar­to­wała so­bie z cze­goś. Miała na so­bie dżinsy cia­sno opi­na­jące parę kształt­nych, krą­głych po­ślad­ków. Na czar­nym, przy­le­ga­ją­cym do ciała T-shir­cie, zwią­za­nym z boku nad ta­lią, wid­niał ró­żowy na­pis: Ca­sa­blanca. Kiedy dziew­czyna się po­ru­szała, od­sła­niał się frag­ment opa­lo­nej skóry. Unio­słem piwo do ust i po­cią­gną­łem długi łyk. Była to ta sama bru­netka, która upu­ściła ołó­wek na moim pierw­szym wy­kła­dzie i za­py­tała, ile mam lat. W każdy po­nie­dzia­łek i czwar­tek pro­wa­dzi­łem w tej gru­pie wy­kłady z prawa han­dlo­wego Unii Eu­ro­pej­skiej, a ona sie­działa w pierw­szym rzę­dzie z no­sem w lap­to­pie, od któ­rego od­ry­wała wzrok tylko po to, żeby spraw­dzić, co na­pi­sa­łem na ta­blicy.

– Cie­kawe – mruk­ną­łem pod no­sem.

– Co? Mó­wi­łeś coś? Nic nie sły­szę przez mu­zykę! – wy­krzyk­nął Jens. Z gło­śni­ków le­ciało _Gi mig hvad du har_ (Daj mi, co masz) grupy Dodo & the Do­dos, za­chę­ca­jąc wszyst­kich do tańca.

– Ta blon­dyna jest przy­ja­ciółką bru­netki za ba­rem, obie cho­dzą do mnie na za­ję­cia z prawa han­dlo­wego Unii. – Wska­za­łem dys­kret­nie dwie uro­dziwe przy­ja­ciółki. – Zwłasz­cza ta ciem­no­włosa, chyba ma na imię Ka­trine, jest tak pilna, że pod­czas wy­kła­dów prak­tycz­nie nie od­rywa wzroku od kom­pu­tera. Pierw­szy raz wi­dzę, jak się uśmie­cha i wy­głu­pia.

– Hmmm, pa­nie Mor­gan. Świet­nie pan wie, że piękne stu­dentki są poza pana za­się­giem – za­czął się ze mną dro­czyć Jens, od pew­nego czasu sta­teczny oj­ciec ro­dziny.

– Tak, ko­lego, ale po­pa­trzeć każ­demu wolno. Nie wci­skaj mi kitu, że ta­kiej ustat­ko­wa­nej gło­wie ro­dziny jak to­bie nie spra­wia przy­jem­no­ści wi­dok obec­nych tu­taj roz­ne­gli­żo­wa­nych pań. – Pod­par­łem się rę­kami o blat sto­lika i wsta­łem. – Przy­niosę na­stępną ko­lejkę.

W knaj­pie pa­no­wał ścisk, uto­ro­wa­nie so­bie drogi w tym roz­ba­wio­nym tłu­mie gra­ni­czyło z cu­dem. Mu­zyka zmie­niła się te­raz na _Hvor skal vi sove i nat_ (Gdzie dziś bę­dziemy spać) du­etu La­ban.

„Cho­ler­nie nie­od­po­wied­nie” – jęk­ną­łem w du­chu.

Ostatni ty­dzień, kiedy wszyst­kie roz­mowy pro­wa­dzi­łem po duń­sku, dał mi mocno do wi­watu. Duń­ski za­wsze był dla mnie dru­gim ję­zy­kiem. Mama zwra­cała się w nim do nas, kiedy by­li­śmy dziećmi. Ro­dzi­com za­le­żało też, że­bym od­był część swo­jej edu­ka­cji w Da­nii, po­dob­nie jak mój brat Ja­cob. Ale cała reszta mo­jego ży­cia to­czyła się po an­giel­sku, w moim ro­dzin­nym mie­ście No­wym Jorku. Od cza­sów, gdy miesz­ka­łem i stu­dio­wa­łem w Da­nii, mi­nęło już sporo lat.

– Dzień do­bry pa­niom – za­ga­iłem uwo­dzi­ciel­sko, sa­do­wiąc się na aku­rat wol­nym stołku ba­ro­wym obok tej blon­dynki.

– O. Mój. Boże! – wy­krzyk­nęła. – Pan Pro­fe­sor Ide­alny. Ja­kiż to za­szczyt spo­tkać pana na mie­ście. Mam na imię Line, a to moja zja­wi­skowa przy­ja­ciółka Ka­trine. – Po­dała mi dłoń o dłu­gich czer­wo­nych pa­znok­ciach, a po­tem wska­zała znaną mi bru­netkę za­jętą mie­sza­niem kok­tajli. – Ka­trine, chodź tu­taj! – za­wo­łała gło­śno, żeby prze­krzy­czeć mu­zykę.

– Mo­ment, mu­szę naj­pierw to skoń­czyć. – Wło­żyła słomkę w dwa eg­zo­tyczne drinki i po­dała je ko­lej­nej pa­rze ro­ze­śmia­nych go­ści.

– Zo­bacz, kogo tu mamy.

Ka­trine od­wró­ciła się i sta­nęła jak wryta. Zsu­nęła oku­lary na nos, za­nim po­de­szła do nas z ocią­ga­niem. Wy­glą­dała, jakby wo­lała unik­nąć tej sy­tu­acji.

– Dzień do­bry – wy­ją­kała.

– Dzień do­bry. – Uśmiech­ną­łem się do niej.

– Do­brze się pan bawi? – Ski­nęła głową w stronę sto­lika, przy któ­rym sie­dzie­li­śmy z kum­plami. Aha, czyli za­uwa­żyła, że przy­sze­dłem.

– Tak. To wspa­niale, że wresz­cie mogę się spo­ty­kać z przy­ja­ciółmi czę­ściej niż zwy­kle. Chciał­bym pro­sić o jesz­cze jedną ko­lejkę. Dla wszyst­kich carls­berg spe­cial z beczki, pół li­tra. – Nie mo­głem prze­stać głup­ko­wato się do niej uśmie­chać i na­wet nie czu­łem się jak kre­tyn. Była tak na­tu­ral­nie piękna, uro­cze po­łą­cze­nie nie­win­no­ści i ko­biety z ikrą.

– No do­bra, pa­nie Nowy Jork – wmie­szała się Line. – Jak to jest miesz­kać w tym Wiel­kim Jabłku po dru­giej stro­nie stawu?

– Wła­ści­wie nie różni się ja­koś bar­dzo od ży­cia tu­taj. Tam jest wię­cej lu­dzi, a tu­taj wię­cej ro­we­rów. Wsta­jemy z łóżka, bie­rzemy prysz­nic, jemy śnia­da­nie i je­dziemy do pracy, ale nie przy­je­cha­łem tu­taj pro­sto z No­wego Jorku. Ostat­nie trzy mie­siące spę­dzi­łem w Bruk­seli, gdzie do­ucza­łem się ze sto­sun­ków eu­ro­pej­skich i UE.

– Pro­szę, pro­szę. Czyli wi­dzia­łeś to i owo. – Ja i Line by­li­śmy do sie­bie bar­dzo po­dobni – wy­ga­dani i sko­rzy od flirtu.

– To i owo… Fakt, sporo po­dró­żuję, je­śli o to ci cho­dzi?

– I nie masz dziew­czyny w każ­dym por­cie?

Od­chy­li­łem głowę i ryk­ną­łem śmie­chem.

– A to do­bre! Nie, żad­nej dziew­czyny, ani tu, ani tam.

Ka­trine po­sta­wiła przed nami tacę z pię­cioma pi­wami.

– Mo­gła­byś się na coś przy­dać i za­nieść tę tacę do sto­lika pana Mor­gana za­miast tu sie­dzieć i flir­to­wać z na­szym wy­kła­dowcą? – Ka­trine po­pa­trzyła na przy­ja­ciółkę z po­wagą.

– Ależ oczy­wi­ście, ko­cha­nie, dla cie­bie wszystko. – Spu­ściła swoje dłu­gie nogi na zie­mię i ru­ty­no­wym ru­chem wzięła tacę z baru. – Pro­szę za mną – rzu­ciła mi przez ra­mię.

Obej­rza­łem się na Ka­trine, która stała i przy­glą­dała się nam, po­now­nie zwią­zu­jąc T-shirt w ta­lii. Tym ra­zem ko­szulka od­sła­niała nieco wię­cej i zwró­ci­łem uwagę na po­ły­sku­jące oczko kol­czyka w jej pępku. Jak mógł­bym jej za­sy­gna­li­zo­wać, że nie in­te­re­suje mnie jej wy­ga­dana kum­pela, tylko ona? To było, kurde, do­bre py­ta­nie. Nie ma co, ten se­mestr na­prawdę nie­źle się za­czął.ROZ­DZIAŁ 3

KA­TRINE

_Aar­hus_

Za­czął sią­pić deszcz, ale w pierw­szych ty­go­dniach wrze­śnia po­wie­trze wciąż było cie­płe. Wrzu­ci­łam do kon­te­nera czarny wo­rek ze śmie­ciami i skie­ro­wa­łam się w stronę ro­weru opar­tego o ży­wo­płot na­prze­ciwko Ca­sa­blanki. Te­raz, gdy zo­stało mi już tylko wró­cić do Trøj­borga i po­ło­żyć się spać, czer­wone botki na wy­so­kim ob­ca­sie zmie­ni­łam na wy­godne trampki. Wie­czór oka­zał się długi. Poza tym, że był to pierw­szy week­end po roz­po­czę­ciu se­me­stru, w mie­ście trwał także wielki fe­styn. Do­okoła wciąż roz­brzmie­wała mu­zyka i pa­no­wała at­mos­fera za­bawy, mimo że do­cho­dziła trze­cia w nocy. Ziew­nę­łam i się­gnę­łam do ku­cyka, z któ­rego ścią­gnę­łam upi­na­jącą go gumkę. Kiedy się po­chy­li­łam, żeby otwo­rzyć blo­kadę na kole ro­weru, dłu­gie włosy opa­dły mi na twarz.

– Hej, wra­casz do domu?

Za­mek od­blo­ko­wał się ci­chym klik­nię­ciem, a ja ze­rwa­łam się na równe nogi.

– Co pan tu robi? My­śla­łam, że już dawno po­szli­ście do domu.

Ja­spar i jego kum­pel że­gnali się ze sobą mę­skim uści­skiem i klep­nię­ciem w ra­mię.

– Wła­śnie się zbie­ram. – Prze­szedł ostat­nie kroki dzie­lące nas od sie­bie. – A pani gdzie mieszka?

– Nie wiem, czy po­win­nam o tym mó­wić. W końcu pra­wie się nie znamy.

Z jed­nej strony czu­łam się ab­so­lut­nie bez­piecz­nie w jego to­wa­rzy­stwie, z dru­giej – mia­łam wra­że­nie, że gdzieś czai się ja­kieś nie­bez­pie­czeń­stwo. Ja­spar prze­cze­sał dło­nią ciemne włosy, przez co uro­czo je roz­czo­chrał.

– Ster­czą panu te­raz włosy.

Miał na so­bie nie­bie­ską ko­szulę z rę­ka­wami pod­wi­nię­tymi do łokci, do tego ciemne dżinsy. Wia­trówkę trzy­mał prze­wie­szoną przez ra­mię.

– Poza tym pada, zmok­nie pan – po­wie­dzia­łam i ru­szy­łam przed sie­bie, pro­wa­dząc ro­wer.

„Czego on chce? Czy to moż­liwe, żeby się mną in­te­re­so­wał?”

Szybko mnie do­go­nił.

– Chciał­bym, że­byś mi po­zwo­liła się od­pro­wa­dzić. Do Viby jest spory ka­wa­łek drogi.

Pa­trzył na mnie tymi nie­bez­piecz­nymi zie­lo­nymi oczami, w któ­rych bar­dzo ła­two mo­gła­bym prze­paść bez reszty. Ostatni raz go­lił się chyba wiele go­dzin temu. Na bro­dzie i po­licz­kach od­zna­czał się cień ciem­nego od­ro­stu. Ogar­nęła mnie nie­po­ha­mo­wana chęć, żeby go do­tknąć, ale po­krę­ci­łam głową, żeby spro­wa­dzić się z po­wro­tem na zie­mię.

– Nie musi się pan o mnie mar­twić. Je­stem przy­zwy­cza­jona do wra­ca­nia ro­we­rem z pracy i do prze­miesz­cza­nia się bez asy­sty po mie­ście. To Aar­hus, a nie Nowy Jork. – Zro­bi­łam ruch, jak­bym za­raz miała wsko­czyć na sio­dełko i od­je­chać.

Ja­spar po­ło­żył rękę na mo­jej dłoni, którą trzy­ma­łam na kie­row­nicy.

– Mimo to na­le­gam. Tego sa­mego roku, gdy prze­pro­wa­dzi­łem się do Aar­hus, do­szło do kilku bru­tal­nych na­pa­ści. Wciąż nie mogę o tym za­po­mnieć.

– W ta­kim ra­zie chodźmy – pod­da­łam się. Nie w tym rzecz, że nie mia­łam ochoty na jego to­wa­rzy­stwo. Za­in­te­re­so­wa­nie atrak­cyj­nego męż­czy­zny moją osobą bar­dzo mi po­chle­biało. Do tej pory spo­ty­ka­łam się tylko z młod­szymi ko­le­siami, w moim wieku, któ­rzy mieli w gło­wie wy­łącz­nie im­pre­zo­wa­nie, za­li­cza­nie la­sek, mar­kowe ciu­chy i za­ra­bia­nie kasy na pierw­sze bmw albo audi.

– Miesz­kam w Trøj­borgu przy Otte Ruds Gade, na sa­mym końcu, nie­da­leko lasu. Mo­żemy pójść przez cmen­tarz albo Dron­ning Mar­gre­thes Vej. A pan? Mieszka pan w cen­trum?

– Tak, na Aar­hus Ø.

Kiedy szli­śmy Mejl­gade, nie od­zy­wa­li­śmy się przez dłuż­szy czas.

– Ka­trine, opo­wiesz mi coś o so­bie? – Ja­spar szedł z rę­kami w kie­sze­niach spodni. Z po­wro­tem wło­żył kurtkę i pod­niósł koł­nierz.

Wy­cią­gnę­łam z ple­caka płaszcz prze­ciw­desz­czowy.

– Cóż, jak już pan wie, na­zy­wam się Ka­trine Brandt. Mam dwa­dzie­ścia trzy lata i po­cho­dzę z Aal­borga, gdzie miesz­ka­łam z ro­dzi­cami i sio­strą, aż zro­bi­łam ma­turę i przy­je­cha­łam tu­taj na stu­dia. – Na­wi­ja­łam o so­bie, ale my­ślami prze­by­wa­łam zu­peł­nie gdzie in­dziej.

Idący obok męż­czy­zna wy­dał mi się nie­zwy­kle miły i atrak­cyjny. By­łoby fan­ta­stycz­nie, gdyby wy­szło coś z tego wię­cej. Moje ciało już te­raz na niego re­ago­wało, to nie z po­wodu desz­czu mia­łam mo­kro w majt­kach.

– Sio­stra jest młod­sza o trzy lata i wciąż mieszka w Aal­borgu, ale nie z ro­dzi­cami. Je­ste­śmy so­bie bar­dzo bli­skie. To chyba tyle. A pan, pa­nie pro­fe­so­rze? – Ce­lowo po­wie­dzia­łam z lekką kpiną.

– Już wiesz, że miesz­kam w No­wym Jorku, gdzie pra­cuję jako ad­wo­kat, kiedy nie pro­wa­dzę za­jęć tu­taj. Moja matka jest Dunką i po­cho­dzi z Aar­hus. Po­znała ojca, kiedy po­je­chała do Sta­nów na wy­mianę stu­dencką. Mam star­szego brata Ja­coba, też ad­wo­kata. Jest za­rę­czony i la­tem żeni się z He­leną, swoją dziew­czyną z col­lege’u. Co jesz­cze… mój oj­ciec jest Ame­ry­ka­ni­nem z pół­noc­nej czę­ści stanu Nowy Jork, z tym że miesz­kamy wszy­scy na Man­hat­ta­nie.

– Ni­gdy nie by­łam w No­wym Jorku, ale bar­dzo bym chciała tam po­je­chać – wy­rwało mi się.

– To ab­so­lut­nie fan­ta­styczne mia­sto, tyle że miesz­ka­nie tam bywa mę­czące. Uwiel­biam Aar­hus za jego wiel­ko­miej­ski sznyt w po­łą­cze­niu z pa­nu­ją­cym tu­taj to­tal­nym lu­zem.

– To prawda, Aar­hus to cu­downe miej­sce, jed­nak po stu­diach chcia­ła­bym zna­leźć pracę gdzieś za gra­nicą i zo­ba­czyć tro­chę świata. To dla­tego wy­bra­łam przed­mioty zwią­zane z pra­wem unij­nym i sto­sun­kami mię­dzy­na­ro­do­wymi. Okej, je­ste­śmy na miej­scu. – Wska­za­łam bu­dy­nek z czer­wo­nej ce­gły, w któ­rym miesz­ka­łam na trze­cim pię­trze.

– To była dla mnie praw­dziwa przy­jem­ność, piękna Ka­trine. Od A do Z. – Ujął dżen­tel­meń­sko moją dłoń i ją po­ca­ło­wał. Spe­szona wy­rwa­łam mu ją, nie wie­dząc, co po­wie­dzieć.

– Nie je­stem piękna – wy­rwało mi się.

– Je­steś. – Za­ło­żył mi za ucho nie­sforny lok, po czym od­wró­cił się i od­szedł.

Wkle­pa­łam kod do do­mo­fonu i otwo­rzy­łam drzwi na klatkę scho­dową. Kiedy szłam na górę, prze­ska­ku­jąc co dwa stop­nie, w gło­wie prze­wi­jał mi się cały wie­czór. Od spo­tka­nia w Ca­sa­blance, kiedy Line bez­wstyd­nie z nim flir­to­wała, a ja by­łam pewna, że za­raz do­rwie go w swoje szpony, aż do te­raz, gdy od­pro­wa­dził mnie do domu.

Wy­sła­łam Line ese­mesa.

Ja: Wiesz, co się wła­śnie stało?

Line: Śpię chrrrr….

Ja: Wcale nie! Je­steś z kimś albo masz czas, żeby ze mną pi­sać.

Ja: Pro­fe­sor Nie­złe Cia­cho przed chwilą od­pro­wa­dził mnie do domu.

Line: WTF!!!!!! Prze­cież po­szedł do domu kilka go­dzin temu.

Ja: Ale wró­cił, aku­rat gdy za­my­ka­li­śmy.

Line: I co da­lej?

Ja: Chciał mnie od­pro­wa­dzić.

Line: Ni­czego nie pró­bo­wał?

Ja: Eee, nie. Za­cho­wy­wał się jak dżen­tel­men.

Line: Tak ci się tylko wy­daje LOL. To wilk w owczej skó­rze.

Ja: No se­rio. Roz­ma­wia­li­śmy o so­bie i o na­szych ro­dzi­nach. Zu­peł­nie nor­malna gadka.

Line: Na­wet się nie przy­mie­rzał?

Ja: Na­zwał mnie piękną i po­ca­ło­wał w rękę.

Line: Wię­cej, chcę wię­cej!

Ja: Nie wiem, czy ko­goś nie ma Pa­mię­tasz _Gre­ase_.

Line: I to wszystko?

Ja: Jak na spo­wie­dzi.

Line: Je­śli się w To­bie za­bu­jał, to ja pa­suję.

Ja: To zna­czy, nic ta­kiego nie za­szło. Je­śli za nim sza­le­jesz….

Line: Prze­stań, ko­chana, i le­piej sie­bie po­słu­chaj. Pi­szesz do mnie w środku nocy. Jest Twój i ko­niec. To ty za nim sza­le­jesz.

Ja: Tylko że to nie ma sensu. To nasz wy­kła­dowca, a mi za­leży na do­brej oce­nie z przed­miotu.

Line: No to masz re­ceptę na suk­ces. Uwiedź go i do­stań do­brą ocenę.

Ja: Nie, no co Ty. Chcę na nią na­prawdę za­słu­żyć.

Line: Żar­tuję, prze­cież wiem. Ale przy oka­zji mo­żesz się tro­chę za­ba­wić? Naj­wyż­szy czas, że­byś coś zro­biła ze swoim ma­łym pro­ble­mem.

Ja: Do­brze wiesz, że dla mnie to ża­den pro­blem.

Line: Tak, ale na­wet nie wiesz, co tra­cisz… ŻAL.

Ja: To prawda, nie wiem.

Line: Wy­obraź so­bie wy­so­kiego umię­śnio­nego Ame­ry­ka­nina, tylko dla Cie­bie.

Ja: Do­bra, ko­niec. W po­nie­dzia­łek nie spoj­rzę mu w oczy, je­śli nie prze­sta­niesz. Ale ku­uuurwa, ja­kie z niego cia­cho. Oczy, usta, dło­nie….

Line: Wpa­dłaś, mó­wię ci, jak śliwka w kom­pot.

Ja: Idę spać. Sko­czymy ju­tro na ką­pie­li­sko?

Line: _Yes_, je­śli po­goda do­pi­sze. Gdyby pa­dało, zo­staje nam Net­flix i ja­kiś fast food.

Ja: Umowa stoi, ode­zwę się, jak się obu­dzę.

Line: Ko­lo­ro­wych snów, Ko­chanaROZ­DZIAŁ 4

JA­SPAR

_Aar­hus_

Kro­ple wody spły­wały mi po tor­sie aż do ręcz­nika za­wią­za­nego na bio­drach. Zimna ką­piel nie wy­star­czyła, żeby wy­bić so­bie z głowy pewną bru­netkę. Mój pe­nis czuł się wy­jąt­kowo nie­po­cie­szony z po­wro­tem do domu. Ka­trine miała w so­bie coś nie­zmier­nie po­cią­ga­ją­cego, cho­ciaż nie po­tra­fi­łem okre­ślić, co do­kład­nie. Mimo wzro­stu po­ni­żej ty­po­wego dla mo­de­lek me­tra osiem­dzie­się­ciu urze­kła mnie pięk­nym uśmie­chem i tym bły­skiem in­te­li­gen­cji w nie­bie­skich oczach. By­łem nie tylko nią za­uro­czony, wręcz prze­pa­dłem z kre­te­sem. Zdją­łem ręcz­nik i od­rzu­ci­łem na krze­sło w rogu sy­pialni, po czym wsu­ną­łem się nago pod koł­drę. Chwy­ci­łem swo­jego fiuta, który stał na bacz­ność, za­mkną­łem oczy i po­my­śla­łem o na­giej skó­rze brzu­cha z kol­czy­kiem w pępku i o ro­ze­śmia­nym spoj­rze­niu Ka­trine.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: