Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zabujani w sobie - ebook

Data wydania:
1 listopada 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zabujani w sobie - ebook

Line ma twardy orzech do zgryzienia. Zakochała się w Thomasie – swoim najlepszym przyjacielu, który niczego nie podejrzewa. Jednak dziewczynie coraz trudniej jest udawać, że darzy go wyłącznie kumpelską sympatią.

Na domiar złego Thomas ewidentnie skrywa jakiś sekret. Każdego piątkowego wieczoru znika bez słowa. Znajomi podejrzewają jedno: mężczyzna wdał się w romans z nieznajomą. Czy nie przekreśli to szans głównych bohaterów na stworzenie trwałego związku? Zaufanie innym ludziom nie przychodzi Line z łatwością. Wiele lat temu straciła rodziców w wypadku samochodowym i wychowywała się u ciotki.

„Zabujani w sobie” to druga część serii zatytułowanej „Miasto miłości”. Louisa Sherman po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzynią w budowaniu erotycznego napięcia między postaciami oraz w przedstawianiu ich skomplikowanego emocjonalnego życia.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-0236-771-3
Rozmiar pliku: 655 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA

Dro­dzy Czy­tel­nicy,

od­daję w Wa­sze ręce hi­sto­rię mi­ło­sną, więc je­śli nie prze­pa­da­cie za opo­wie­ściami o pierw­szym spo­tka­niu z tym je­dy­nym albo tą je­dyną i o licz­nych prze­szko­dach, które trzeba po­ko­nać, za­nim praw­dziwe uczu­cie zwy­cięży, to w tym mo­men­cie po­win­ni­ście za­koń­czyć lek­turę.

Je­śli na­to­miast lu­bi­cie chwy­ta­jące za serce sceny mi­ło­sne, do­pra­wione ta­kimi, w któ­rych bo­ha­te­ro­wie zrzu­cają z sie­bie ubra­nia, jest to książka wła­śnie dla Was.

Mam jed­nak na­dzieję, że wy­nie­sie­cie z tej po­wie­ści znacz­nie wię­cej. Po­sta­wi­łam so­bie za cel na­pi­sa­nie kilku hi­sto­rii, któ­rych ak­cja roz­grywa się w moim mie­ście Aar­hus. Miesz­kam tu­taj od lata 1996 roku, kiedy ra­zem z tatą tuż przed roz­po­czę­ciem przeze mnie stu­diów re­mon­to­wa­li­śmy dla mnie ka­wa­lerkę w dziel­nicy Trøj­borg. Nocą spa­li­śmy na ma­te­ra­cach na pod­ło­dze, a za dnia ma­lo­wa­li­śmy ściany i su­fity far­bami za­ku­pio­nymi w po­bli­skim skle­pie. Wierna ko­lo­rom mod­nym w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych, za­prze­da­łam swoją du­szę żół­temu, nie­bie­skiemu i bordo.

Jak już wspo­mnia­łam, jest to kla­syczna opo­wieść o mi­ło­ści mię­dzy dwoj­giem lu­dzi. Nie mo­gła ona oczy­wi­ście prze­biec zbyt pro­sto, bo by­łaby nudna.

Kiedy pi­szę, czer­pię in­spi­ra­cję mię­dzy in­nymi z mu­zyki. Do se­rii z Aar­hus w tle stwo­rzy­łam na Spo­tify li­stę od­po­wied­nich pio­se­nek – moim zda­niem ab­so­lut­nie to­po­wych duń­skich i za­gra­nicz­nych prze­bo­jów. Jako stu­dentka pe­da­ło­wa­łam przez mia­sto z mapą Aar­hus w ko­szyku na kie­row­nicy, przy dźwię­kach pio­senki _Ko­cham Cię tak, jak za­wieje wiatr_ (_Jeg el­sker dig som vin­den blæser_) ka­peli __ På Sla­get 12, któ­rej słu­cha­łam na trzy­ma­nym w kie­szeni walk­ma­nie. Ten uko­chany sprzęt wier­nie mi to­wa­rzy­szył, także pod­czas wszyst­kich mo­ich po­dróży.

Znaj­dzie­cie tę play­li­stę na Spo­tify pod na­zwą „For­tabt i os” (Za­bu­jani w so­bie). Wszyst­kie na­pi­sane przeze mnie se­rie, nie­kiedy też po­je­dyn­cze książki, mają wła­sne play­li­sty. Żeby je zna­leźć, wy­star­czy wpi­sać ich duń­skie ty­tuły.

Chcia­ła­bym po­dzię­ko­wać re­dak­torce Rikke Elli An­drup i wy­daw­nic­twu Ne­lumbo, dzięki któ­rym to wszystko stało się moż­liwe. Jest to naj­za­baw­niej­sza i naj­bar­dziej roz­wo­jowa po­dróż, jaką od­by­łam do tej pory, i nie mogę się do­cze­kać, żeby się do­wie­dzieć, do­kąd nas za­pro­wa­dzi na­stęp­nym ra­zem.

Chcia­ła­bym po­znać Wa­sze opi­nie na te­mat hi­sto­rii Line i Tho­masa roz­gry­wa­ją­cej się tu­taj, w Aar­hus. Jest to opo­wieść o mi­ło­ści, która po­ja­wiła się nie­po­strze­że­nie mię­dzy dwoj­giem bar­dzo bli­skich przy­ja­ciół i oka­zała się nie­zwy­kle sil­nym uczu­ciem.

Mo­że­cie spraw­dzić, co u mnie sły­chać, na stro­nie in­ter­ne­to­wej _www.wri­terl­sher­man.com_ – znaj­dzie­cie tu także linki do mo­ich pro­fili w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych.

Ży­czę Wam przy­jem­nej lek­tury! Do zo­ba­cze­nia w sieci.

Lo­uisa :* :*ROZ­DZIAŁ 1

LINE

– Nie po­trze­buję ani mapy, ani kom­pasu, żeby zna­leźć drogę do two­jego serca. – Fa­cet uśmiech­nął się do mnie przy­mil­nie.

„Tho­mas, do kurwy nę­dzy, dla­czego nie od­po­wia­dasz?!” – my­śla­łam. Zi­gno­ro­wa­łam przy­sta­wia­ją­cego się do mnie ko­le­sia, nie ma­jąc siły wy­słu­chi­wać ko­lej­nych sła­bych tek­stów na pod­ryw wy­gła­sza­nych przez pod­pi­tego, a wła­ści­wie pi­ja­nego, dupka. W Aar­hus trwał wła­śnie piąt­kowy wie­czór, a im póź­niej się ro­biło, tym bar­dziej de­spe­racko za­cho­wy­wali się fa­ceci, żeby za­pew­nić so­bie bzy­kanko na noc.

– Czy ty nie sły­szysz, jak to kre­tyń­sko brzmi? – Wła­ści­wie nie mia­łam ochoty od­po­wia­dać swo­jemu ostat­niemu za­lot­ni­kowi.

Ko­szula czę­ściowo wy­sta­wała mu ze spodni i śmier­działo mu z ust jak z go­rzelni. Gdyby mu się przyj­rzeć, może by i uszedł w tłoku, ale nie mia­łam na­stroju, by za­pra­szać do domu przy­pad­ko­wych fa­ce­tów, zwłasz­cza tych zdrowo na­rą­ba­nych.

– Bio­rąc pod uwagę, ile wy­pi­łeś, i tak ci na pewno nie sta­nie. Spa­daj! – Mach­nę­łam ręką, po­ka­zu­jąc, żeby spie­przał jak naj­da­lej ode mnie.

Ba­wi­ły­śmy się w no­wym kok­tajl­ba­rze Grace przy Sko­le­gade. Mia wpa­dła na ten ge­nialny po­mysł, żeby pójść w ja­kieś inne miej­sce, za­miast spę­dzać ko­lejny wie­czór w Café Ca­sa­blanca. Tę­sk­ni­łam za Ka­trine, która sie­działa w domu z Ja­spa­rem. Moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka była świeżo za­ko­chana, świeżo za­rę­czona i świeżo w ciąży, a więc nie w na­stroju, żeby wy­by­wać na mia­sto w piąt­kowy wie­czór. Ro­zu­mia­łam ją bar­dzo do­brze, zwłasz­cza że jej na­rze­czony aku­rat prze­by­wał w Aar­hus, co wcale nie było oczy­wi­ste, bo pra­co­wał czę­ściowo w No­wym Jorku i czę­sto tam wy­jeż­dżał. Uczył nas przez se­mestr w ze­szłym roku, kiedy przy­je­chał tu w ra­mach po­bytu ba­daw­czego. Ka­trine i Ja­spar za­bu­jali się w so­bie na amen, ale przez różne kom­pli­ka­cje roz­stali się na po­nad pół roku. Te­raz w końcu do sie­bie wró­cili i za kilka ty­go­dni mieli się po­brać. Wes­tchnę­łam. Na­gle po­czu­łam się sa­motna. Dla­czego Tho­mas nie od­po­wia­dał? To nie było w jego stylu – nie od­dzwa­niać na nie­ode­brane po­łą­cze­nie.

– Mogę pro­sić o je­den taki? – Za­sy­gna­li­zo­wa­łam bar­ma­nowi, że chcia­ła­bym gin z to­ni­kiem.

– Ma­li­nowy? – Uśmiech­nął się do mnie. Wy­glą­dał cał­kiem, cał­kiem, więc od­wza­jem­ni­łam uśmiech.

– Tak, jest za­je­bi­sty.

– Nie tań­czysz z przy­ja­ciół­kami? – Ski­nął głową w stronę par­kietu, gdzie Mia i reszta dziew­czyn krę­ciły bio­drami do pio­senki S.O.A.P. _This Is How We Party_.

– Nie je­stem w na­stroju. Pró­buję się skon­tak­to­wać z przy­ja­cie­lem, ale nie od­po­wiada.

Znów wy­bra­łam imię Tho­masa spo­śród swo­ich ulu­bio­nych kon­tak­tów. Był na sa­mej gó­rze, pod nim Ka­trine, a za nią cio­cia Eva. Nie­stety, wciąż nie od­bie­rał.

– Gin ma­li­nowy z to­ni­kiem cy­try­no­wym. – Bar­man po­sta­wił przede mną nową szklankę.

Upi­łam łyk słodko-gorz­kiego drinka.

Ogar­niała mnie co­raz więk­sza de­spe­ra­cja. Dzwo­ni­łam już trzy razy. Pil­nie po­trze­bo­wa­łam roz­mowy z kimś bli­skim. Za­czę­łam pi­sać ese­mesa, ale po spo­ży­ciu spo­rej ilo­ści al­ko­holu z trud­no­ścią tra­fia­łam w kla­wi­sze.

Ja: Nie wiem dla­cvegp mi nie ofpo­wiadsz al chcę z tobq po­ro­xma­wić. Tę­sk­nie.

Tho­mas miesz­kał przy Sko­le­gade, czyli tej sa­mej ulicy, przy któ­rej mie­ścił się bar, ale może nie było go w domu. Mó­wi­li­śmy so­bie wszystko, albo pra­wie wszystko, jed­nak bar­dzo się pil­no­wał, żeby nie zdra­dzić, z kim się spo­tyka ani co ra­zem ro­bią.

– Mogę za­pła­cić? – zwró­ci­łam się znów do bar­mana.

Na­dal mnie nie ska­so­wał za ostat­niego drinka, a ja chcia­łam jak naj­szyb­ciej stam­tąd wyjść.

– Mo­ment, za­raz przyjdę. – Mru­gnął do mnie dwu­znacz­nie.

– Masz do­brą po­lisę? Na twój wi­dok wgnio­tło mnie w pod­łogę.

– Do cięż­kiej cho­lery, czy wszyst­kim wam dzi­siaj od­biło?! Wy­daje ci się, że w ten spo­sób za­in­te­re­su­jesz sobą ko­bietę?! – wrza­snę­łam pro­sto w twarz na­stęp­nemu ty­powi, któ­remu się wy­da­wało, że może się do mnie przy­sta­wiać.

– Strasz­nie cię prze­pra­szam – wy­ją­kała moja ofiara. – Jaja so­bie ro­bi­łem, po pro­stu je­steś me­ga­la­ską.

– Mo­żesz ła­ska­wie stąd spa­dać? Nie zniosę dziś wię­cej ta­kich ty­pów jak ty.

Tho­mas: Gdzie je­steś?

Na­resz­cie. Wes­tchnę­łam z ulgą i na­tych­miast się od­prę­ży­łam.

Ja: Grce Sko­legde bli­slo Cie­bie.

Tho­mas: Zo­stań tam. Je­steś pi­jana. Przyjdę po Cie­bie. 10 min.ROZ­DZIAŁ 2

THO­MAS

Te­le­fon pod­ska­ki­wał na sto­liku ka­wo­wym w za­ciem­nio­nym sa­lo­nie. Wy­łą­czy­łem dźwięk, ale wi­dzia­łem na wy­świe­tla­czu zdję­cie Line po­ka­zu­ją­cej ję­zyk. Sama wgrała do mo­ich kon­tak­tów tę mało wy­ra­fi­no­waną fotkę.

– Chyba nie masz te­raz na to czasu, co? – szep­nęła mi Mette do ucha, się­ga­jąc po te­le­fon i od­rzu­ca­jąc po­łą­cze­nie.

Kurwa, co prawda, to prawda. Nie mia­łem. Nie mo­głem nic po­wie­dzieć, bo usta wy­peł­niał mi si­li­ko­nowy kne­bel w kształ­cie piłki. Z rę­kami wy­krę­co­nymi do tyłu i przy­wią­za­nymi do krze­sła, sie­dzia­łem jak mnie pan Bóg stwo­rzył po­środku sa­lonu w miesz­ka­niu Mette. Mój ster­czący ku­tas był go­towy na wię­cej niż tor­tury, któ­rym mnie pod­da­wała od go­dziny. To chyba ja­kiś cud, że na­dal nie do­sze­dłem. Na­uczy­łem się jed­nak wy­trwa­ło­ści. W swoim sek­sow­nym ko­stiu­mie – się­ga­ją­cych za ko­lano la­kie­ro­wa­nych ko­za­kach na nie­bo­tycz­nie wy­so­kim ob­ca­sie i ob­ci­słym czer­wo­nym gor­se­cie z sa­tyny – Mette była do­miną do­sko­nałą. Uwo­dzi­ciel­sko piękną. Dłu­gie śnież­no­białe włosy upięła w koń­ski ogon, usta po­ma­lo­wała na ogni­stą czer­wień pa­su­jącą do gor­setu. Spró­bo­wa­łem ob­li­zać wargi, ale z kne­blem w ustach oka­zało się to nie­moż­liwe. Głę­boko od­dy­cha­łem, pró­bu­jąc za­pa­no­wać nad swoim zbyt ocho­czo rwą­cym się do ak­cji ku­ta­sem.

Mette uwo­dzi­ciel­sko prze­su­nęła skó­rza­nym pej­czem po mo­jej klatce pier­sio­wej. Z pew­nym wa­ha­niem za­trzy­mała go tuż pod pęp­kiem. Bar­dzo chcia­łem przy­spie­szyć bieg wy­pad­ków i wy­pią­łem w jej stronę pod­brzu­sze.

– Pro­szę, pro­szę, jaki nie­cier­pliwy… Obie­cuję, że przyj­dzie twoja ko­lej. Ale do­piero wtedy, gdy dojdę po raz ko­lejny.

Ocie­rała się o mnie aż do or­ga­zmu, po czym zo­sta­wiła mo­jego fiuta mo­krego od swo­ich so­ków.

– Mette, ja pier­dolę, dłu­żej nie wy­trzy­mam – wy­beł­ko­ta­łem zza kne­bla w ustach, cho­ciaż do­sko­nale wie­dzia­łem, że nie zro­zu­mie tego, co do niej mó­wię.

– Co tam, ko­cha­nie? Cze­goś ci trzeba?

Mo­głem tylko po­ki­wać głową.

Te­le­fon znów za­wi­bro­wał, ale Mette od­wró­ciła go wy­świe­tla­czem w dół, żeby mnie nie roz­pra­szał. Przy­su­nęła bat do mo­ich ją­der, które na bank były skur­czone, małe i po­si­niałe. Wie­dzia­łem, że na tor­sie zo­stały mi czer­wone ślady po wcze­śniej­szych ude­rze­niach, ale mia­łem to gdzieś. Już dawno nie upra­wia­łem lep­szego seksu. Po­wio­dłem wzro­kiem po po­nęt­nym ciele Mette, jej cu­dow­nie krą­głych po­ślad­kach, sztucz­nie po­więk­szo­nych pier­siach, ta­lii osy i grzesz­nych ustach.

– Je­śli cię te­raz roz­wiążę, mu­sisz mi obie­cać, że bę­dziesz nad sobą pa­no­wał i nie do­tkniesz mnie w in­nych miej­scach niż te, na które się umó­wi­li­śmy, okej? – spy­tała z prze­bie­głym uśmiesz­kiem.

Ener­gicz­nie po­ki­wa­łem głową, nie mo­gąc się do­cze­kać, kiedy szczel­nie wy­peł­nię sobą Mette, ale do­piero po wy­li­za­niu jej do or­ga­zmu. Roz­wią­zała su­pły, na sam ko­niec uwol­niła mnie od kne­bla w ustach. Wa­ru­nek był taki, że mo­głem jej do­ty­kać tylko na umó­wiony znak.

Spo­ty­ka­li­śmy się na tych za­sa­dach od po­nad mie­siąca, od im­prezy dla stu­den­tów prawa w Sta­kla­den na po­czątku se­me­stru, kiedy nasz flirt wy­mknął się spod kon­troli. Wy­lą­do­wa­li­śmy wtedy w jej miesz­ka­niu przy Klo­ster­gade. Gdy w końcu zo­sta­li­śmy sami i by­łem go­towy rżnąć ją do nie­przy­tom­no­ści, Mette na­lała mi whi­sky, pchnęła na sofę i wy­ja­śniła, że upra­wia seks tylko w je­den spo­sób: musi wszystko kon­tro­lo­wać i o wszyst­kim de­cy­do­wać. Je­śli się na to nie zga­dzam, mogę wra­cać do domu. Mój ku­tas był zde­cy­do­wa­nie zbyt twardy, że­bym ot tak się stam­tąd zwi­nął. Cho­ciaż ni­gdy nie pró­bo­wa­łem seksu opar­tego na do­mi­na­cji, by­łem otwarty i chcia­łem spró­bo­wać cze­goś no­wego. Krótko mó­wiąc, przy­sta­łem na jej wa­runki i trwało to już kilka ty­go­dni. Spo­ty­ka­li­śmy się w każdy pią­tek na sek­sma­ra­ton, cza­sami także w ciągu ty­go­dnia na szyb­kie bzy­kanko.

Sa­lon w jej miesz­ka­niu zo­stał za­ciem­niony, ale pa­liły się w nim świece, stwa­rza­jąc na­stro­jową at­mos­ferę. Moje oczy przy­zwy­cza­iły się do ciem­no­ści i ła­two roz­po­zna­wały me­ble oraz po­stać Mette.

– Po­łóż się na so­fie – roz­ka­zała mi.

W prze­stron­nym po­koju roz­lał się uwo­dzi­ciel­ski głos Idy Corr śpie­wa­ją­cej _Let Me Think About It._

Mia­łem ochotę za­py­tać, czy nie mo­gli­by­śmy się prze­nieść do sy­pialni, ale Mette nie po­zwo­liła mi się od­zy­wać. Nie chcia­łem ni­czego ze­psuć. Do­tkną­łem sto­pami pod­ło­kiet­nika sofy. Mie­ści­łem się na sie­dzi­sku do­słow­nie na styk. Z moim me­trem dzie­więć­dzie­siąt pięć wzro­stu by­łem wyż­szy i szer­szy w ba­rach od prze­cięt­nego fa­ceta. Za­le­żało mi na do­brej kon­dy­cji i dużo tre­no­wa­łem, co się te­raz opła­ciło, bo dzięki temu ła­twiej mi było wy­trwać pod­czas tych wy­ma­ga­ją­cych se­an­sów.

Kurwa, od­dał­bym wszystko, żeby w końcu na mnie usia­dła i mnie ze­rżnęła, ale naj­pierw mu­sia­łem ją do­pro­wa­dzić do ko­lej­nego or­ga­zmu. Mój ku­tas po­ru­szył się na samą myśl o tym. Już nie­długo.

Prze­ło­żyła nogę nad moim cia­łem i po­woli przy­kuc­nęła nad mo­imi ustami. Au­to­ma­tycz­nie wy­su­ną­łem ku niej ję­zyk, za­nim zbli­żyła się jesz­cze bar­dziej.

Te­le­fon znów za­dzwo­nił. Na chwilę roz­pro­szyło to moją uwagę, ale szybko znów skon­cen­tro­wa­łem się na piesz­cze­niu ję­zy­kiem łech­taczki Mette. Chcia­łem jak naj­szyb­ciej dojść do mo­mentu, w któ­rym sam prze­żyję or­gazm.

Mette po­ję­ki­wała i wiła się nad moja twa­rzą. Wsu­ną­łem w nią dwa palce i po­czu­łem, jak co­raz szyb­ciej zwiera się wo­kół nich, co zna­czyło, że za­raz doj­dzie. W na­stęp­nej chwili wy­ję­czała gło­śno swój or­gazm, a moje usta wy­peł­niły się jej so­kami. Unio­sła się sprę­ży­stym ru­chem, wzięła małe opa­ko­wa­nie ze sto­lika, spraw­nie je roz­darła i na­ło­żyła mi gumkę. Le­ża­łem nie­ru­chomo, tylko ją ob­ser­wu­jąc. Wie­dzia­łem, że nie po­wi­nie­nem się ru­szać ani tym bar­dziej jej do­ty­kać.

– Dzięki, było cu­dow­nie. – Po­chy­liła się nade mną i po­ca­ło­wała mnie de­li­kat­nie w usta. Sta­no­wiło to wielki kon­trast w po­rów­na­niu z jej bru­tal­nym za­cho­wa­niem jesz­cze kilka mi­nut wcze­śniej. Od­wza­jem­ni­łem po­ca­łu­nek i wy­pią­łem ku niej bio­dra.

– Cze­ka­łeś wy­star­cza­jąco długo i zna­ko­mi­cie się spra­wi­łeś. – Usta­wiła się nade mną i na chwilę za­marła z moim człon­kiem tuż przy swo­jej cie­płej cipce, za­nim na­działa się na mnie jed­nym ru­chem. – Ooooch, za­je­bi­ście. Twój ku­tas jest prze­ogromny. Już pra­wie za­po­mnia­łam, że wy­peł­nia mnie po brzegi.

Za­częła mnie ujeż­dżać spo­koj­nymi, kon­tro­lo­wa­nymi ru­chami.

– O ja pier­do­lę­ęęę! – wy­krzy­cza­łem, po­zwa­la­jąc, by to nie­sa­mo­wite do­zna­nie za­wład­nęło moim cia­łem.

– Aż tak ci do­brze?

Kiw­ną­łem głową. Wciąż nie mia­łem od­wagi się ode­zwać, ale czu­łem się za­je­bi­ście i by­łem bli­ski or­ga­zmu. Już nie­długo. Na­de­szła moja ko­lej, żeby dać upust swo­jej żą­dzy, i tak wła­śnie się stało.

***

Ja i Mette ni­gdy nie spa­li­śmy ra­zem, nie pro­wa­dzi­li­śmy ze sobą mi­łych roz­mów ani nie przy­tu­la­li­śmy się do sie­bie. Ubra­li­śmy się, wy­pi­li­śmy po szklance wody przy ku­chen­nym stole i po­wie­dzie­li­śmy so­bie do­bra­noc. Do­piero po wyj­ściu na ulicę mo­głem spraw­dzić, czego Line ode mnie chce. Zo­ba­czy­łem aż pięć nie­ode­bra­nych po­łą­czeń i kilka ese­me­sów, które prze­czy­ta­łem po ko­lei. Z ich tre­ści i formy mo­głem wy­wnio­sko­wać, że moja przy­ja­ciółka z pew­no­ścią jest pi­jana i po­trze­buje to­wa­rzy­stwa bli­skiej osoby.

Wes­tchną­łem, przy­gła­dzi­łem swoje zmierz­wione od seksu włosy. Przy­jaź­ni­łem się z Line i Ka­trine od pierw­szego se­me­stru stu­diów, nie­dawno do­łą­czył do nas jesz­cze mój kum­pel Mi­chael. Trzy­ma­li­śmy się ra­zem na do­bre i na złe, wku­wa­li­śmy do eg­za­mi­nów, upi­ja­li­śmy w sztok i hucz­nie świę­to­wa­li­śmy uro­dziny. Zwłasz­cza ja i Line zbli­ży­li­śmy się do sie­bie jesz­cze bar­dziej po tym, jak Ka­trine spo­tkała mi­łość swego ży­cia i za­częła się szy­ko­wać do ślubu. Je­śli o mnie cho­dzi, na pewno nie czu­łem się go­towy do mał­żeń­stwa, ani tym bar­dziej do oj­co­stwa, ale je­śli dziew­czyny tego pra­gnęły, to niech im tam – by­le­bym ja sam tego unik­nął.

Ru­szy­łem przed sie­bie. Po­sła­łem Line krótką wia­do­mość, że ma zo­stać tam, gdzie jest, i na mnie po­cze­kać. Line była piękna jak mo­delka – dłu­go­noga blon­dynka o do­sko­na­łym ciele i gę­stych fa­lu­ją­cych wło­sach. Z jed­nej strony wy­szcze­kana, eks­tra­wer­tyczna i go­towa re­ali­zo­wać naj­od­waż­niej­sze po­my­sły, była kró­lową każ­dej im­prezy. Z dru­giej strony – kru­cha i wraż­liwa. Oprócz mnie i Ka­trine przed ni­kim się nie otwie­rała, wo­bec ob­cych się pil­no­wała i ni­gdy nie tra­ciła czuj­no­ści. Wie­dzia­łem, dla­czego tak jest, ale tylko nie­licz­nym da­wała się po­znać aż tak bli­sko, więc kiedy wzy­wała, za­wsze przy­by­wa­łem. Po tra­gicz­nej śmierci jej ro­dzi­ców w wy­padku sa­mo­cho­do­wym po­nad dzie­sięć lat temu z bli­skiej ro­dziny zo­stała jej tylko ciotka, która była dla niej jak matka.

Czy było mi jej szkoda? Nie, to zna­czy: nie dla­tego się an­ga­żo­wa­łem. Uwa­ża­łem ją za swoją naj­lep­szą przy­ja­ciółkę, po­dob­nie jak ona sko­czy­łaby w ogień za mną i za Ka­trine. Za­słu­gi­wała na na­szą mi­łość i zro­bił­bym dla niej wszystko. Uśmiech­ną­łem się na myśl o tym, jak świet­nie się za­wsze ba­wi­li­śmy i jak wspa­niale ukła­dała się na­sza re­la­cja, cu­dow­nie nie­skom­pli­ko­wana.ROZ­DZIAŁ 3

LINE

– Co po­wiesz na to, żeby stąd spa­dać? Zjadł­bym ja­kąś pizzę. – Ko­lejny głę­boki głos szep­nął mi zza ple­ców do ucha.

– Dość tego! Nie za­mie­rzam z ni­kim iść do domu! – Bły­ska­wicz­nie ob­ró­ci­łam się na krze­śle go­towa zdzie­lić w łeb ko­lej­nego ob­le­śnego dziada. Ta kro­pla prze­lała czarę.

– Spo­koj­nie. – Tho­mas chwy­cił mnie za rękę, którą za­mach­nę­łam się w po­wie­trzu.

– Tho­mas, na­resz­cie! Gdzie by­łeś? – Rzu­ci­łam mu się na szyję i mocno się do niego przy­tu­li­łam. Było to naj­lep­sze uczu­cie na świe­cie.

– Coś mi się wy­daje, że księż­niczka po­trze­bo­wała dziś ra­tunku.

– Na­wet nie masz po­ję­cia… Skąd lu­dzie biorą te wszyst­kie denne tek­sty na pod­ryw?

Tho­mas ryk­nął grom­kim śmie­chem, przy­cią­ga­jąc spoj­rze­nia sto­ją­cych wo­kół nas osób. Był wy­soki, sze­roki w ba­rach, do­brze umię­śniony i wy­glą­dał obłęd­nie ze swo­imi brą­zo­wymi wło­sami i przej­rzy­stymi błę­kit­nymi oczami. Cho­ciaż mie­rzy­łam pra­wie metr osiem­dzie­siąt, a więc dość dużo jak na dziew­czynę, czu­łam się przy nim małą ko­bietką.

– Śmier­dzisz sek­sem na ki­lo­metr. – Skrzy­wi­łam się.

– A ty al­ko­ho­lem. No, chodź, ty im­pre­zo­wiczko. Za­pła­ci­łaś? – Przy­wo­łał bar­mana unie­sie­niem ręki.

– Mam na­dzieję, że nie mu­sia­łeś z mo­jego po­wodu prze­rwać ja­kiejś go­rą­cej randki. –

Nie do końca trzy­ma­łam pion na swo­ich wy­so­kich ob­ca­sach. Na do­da­tek lekko beł­ko­ta­łam.

– Ni­czego nie prze­rwa­łaś. Zdą­ży­li­śmy skoń­czyć.

Bar­man wró­cił do na­szej czę­ści baru.

– Chciał­bym za­pła­cić za tę oto pa­nią. Dla niej na dziś wy­star­czy.

Obaj za­śmiali się do sie­bie. Za­mru­cza­łam z nie­za­do­wo­le­niem za ich ple­cami.

– Ej, nie mu­sisz za mnie pła­cić! – Tup­nę­łam ze zło­ścią, przez co ugry­złam się w wargę.

– Nie mu­szę, ale za­płacę, a ty mo­żesz mi po­sta­wić śnia­da­nie – rzu­cił do mnie Tho­mas przez ra­mię.

– Już za­pła­ciła, ale naj­wy­raź­niej o tym za­po­mniała – stwier­dził bar­man. – Cie­szę się, że przy­sze­dłeś po swoją dziew­czynę. Miał­bym obawy pusz­czać ją samą do domu ze względu na tych wszyst­kich na­pru­tych go­ści, któ­rzy przez cały wie­czór nie da­wali jej spo­koju.

– Ona nie jest moją… – Tho­mas za­milkł w po­ło­wie zda­nia i za­czął wy­gła­dzać swoje zmierz­wione włosy.

– Nie je­ste­śmy parą – do­koń­czy­łam za niego, po czym do­da­łam ze wzru­sze­niem ra­mion: – Tylko przy­ja­ciółmi.

– Okej, bez względu na to, co was łą­czy, ży­czę wam uda­nej nocy. – Mru­gnął do nas po­ro­zu­mie­waw­czo, jakby nie do końca wie­rzył, że je­ste­śmy tylko przy­ja­ciółmi.

– Chcesz u mnie prze­ki­mać? Tylko naj­pierw mu­szę coś zjeść.

– Tak, wbi­jamy do cie­bie, do mnie jest stąd za da­leko. Aha, czyli zgłod­nia­łeś przez dziki i nie­po­ha­mo­wany seks? – Unio­słam kil­ka­krot­nie brwi. – Była aż tak do­bra? – Szturch­nę­łam go, gdy szli­śmy obok sie­bie ulicą.

– Line, do cho­lery! To są pry­watne sprawy. – Ton jego głosu był żar­to­bliwy, ale wie­dzia­łam, że Tho­mas mówi po­waż­nie i nie ma ochoty na zwie­rze­nia.

– Okej, okej, już daję spo­kój two­jej łóż­ko­wej przy­ja­ciółce. Ej, stop, ta piz­ze­ria jest wciąż otwarta!

Tho­mas prze­wró­cił oczami i po­krę­cił głową na mój ko­men­tarz.

Sta­nę­li­śmy obok sie­bie w ko­lejce. Wciąż się chwia­łam, a w gło­wie szu­miało mi od al­ko­holu.

– I co, ty moja mała pi­jaczko, wo­lisz szynkę czy pep­pe­roni?

Nie za­uwa­ży­łam, że już na­de­szła na­sza ko­lej.

– Hmm, niech bę­dzie pep­pe­roni, i cola. Strasz­nie chce mi się pić.

Z trój­ką­tami pizzy i pusz­kami na­po­jów w rę­kach prze­szli­śmy resztę drogi do lo­kum Tho­masa. Miesz­kał sam w dwóch nie­wiel­kich po­ko­jach. Wcze­śniej miał współ­lo­ka­tora, ale ten skoń­czył stu­dia i wy­je­chał do Ko­pen­hagi. Na szczę­ście Tho­mas był w sta­nie sa­mo­dziel­nie opła­cać czynsz.

– Na­sta­wię dla cie­bie kawę, że­byś choć odro­binę wy­trzeź­wiała, a ja w tym cza­sie się wy­ką­pię.

Zrzu­ci­łam szpilki w ko­ry­ta­rzu i boso po­drep­ta­łam za Tho­ma­sem do kuchni. Nie była duża, ale udało mu się tam wci­snąć mały sto­lik z dwoma krze­słami. Usia­dłam na jed­nym z nich, pod­wi­nę­łam pod sie­bie nogi i na­la­łam kawy do wiel­kiego kubka, nie ża­łu­jąc so­bie mleka na sam ko­niec. Do­kład­nie tak, jak lu­bi­łam naj­bar­dziej.

– Dasz so­bie radę, kiedy będę się ką­pał? – za­py­tał ze szczerą tro­ską w gło­sie, co wy­dało mi się na­prawdę fajne.

– Mhm – mruk­nę­łam, dmu­cha­jąc na kawę, za­nim upi­łam łyk. Była fan­ta­stycz­nie mocna i roz­grze­wała całe ciało.

Sie­dzia­łam nad kawą, po­grą­żona we wła­snych my­ślach, gdy usły­sza­łam krzyk Tho­masa:

– Line, przy­nie­siesz mi ręcz­nik? Nie ma tu żad­nego.

Wsta­łam.

– Ja­sne, a gdzie są?

– W ko­mo­dzie w sy­pialni, szu­flada na sa­mym dole.

Spoza uchy­lo­nych drzwi wy­do­sta­wała się para. Tho­mas ich nie do­mknął po tym, jak wy­szedł mnie za­wo­łać. Z szu­flady wy­ję­łam duży nie­bie­ski ręcz­nik ką­pie­lowy. Po na­my­śle wzię­łam też drugi, tro­chę mniej­szy, gdyby chciał użyć osob­nego do wło­sów.

– Hej, kładę je na to­a­le­cie. – Spu­ści­łam de­skę, po­ło­ży­łam na niej ręcz­niki i od­wró­ci­łam się, żeby wyjść. Przy­jaź­ni­li­śmy się, ale nie by­li­śmy ze sobą aż tak bli­sko, żeby pa­ra­do­wać przed sobą nago. Na­gle do­strze­głam ja­kiś ruch. Przy­sta­nę­łam na chwilę i spoj­rza­łam w lu­stro. Tho­mas stał naj­spo­koj­niej w świe­cie i mył włosy szam­po­nem, na­gu­sieńki jak go Pan Bóg stwo­rzył. Nie za­uwa­żył, że go zo­ba­czy­łam. Nie za­su­nął do końca za­słonki od prysz­nica, a szcze­lina, którą zo­sta­wił, była dość duża, że­bym uj­rzała w lu­strze jego atrak­cyjne umię­śnione ciało. Po­wio­dłam wzro­kiem w dół, do miej­sca mię­dzy no­gami, gdzie ab­so­lut­nie nie po­win­nam była pa­trzeć. Otwo­rzy­łam sze­roko oczy i usły­sza­łam swój wła­sny jęk.

– Wy­star­czy, że go gdzieś po­ło­żysz. – Tho­mas naj­wi­docz­niej do­piero te­raz od­krył moją obec­ność.

– Przy­nio­słam dwa, zo­sta­wi­łam je na to­a­le­cie. Mogę po­ży­czyć ja­kiś T-shirt do spa­nia?

– Wiesz, gdzie są.

Zda­rzało nam się wbi­jać do sie­bie na noc, ale ni­gdy wcze­śniej nie wi­dzia­łam Tho­masa zu­peł­nie bez ubra­nia. Po­trzą­snę­łam głową, pró­bu­jąc się po­zbyć ob­razu jego ol­brzy­miego na­brzmia­łego pe­nisa. Oczy­wi­ście wi­dy­wa­łam go w ką­pie­lów­kach albo w bok­ser­kach, ale to było czymś zu­peł­nie, ale to zu­peł­nie in­nym.

– Ja­sne, we­zmę so­bie jedną i lecę pod koł­drę.

Za­mknę­łam drzwi do ła­zienki, opar­łam się o ścianę w przed­po­koju i ude­rzy­łam się w czoło.

– Boże prze­naj­święt­szy, ni­gdy nie wi­dzia­łam tak wiel­kiego… – Za­sło­ni­łam so­bie usta dło­nią, bo po­wie­dzia­łam to gło­śno.

– Czego? – Tho­mas zdą­żył za­krę­cić wodę i usły­szeć moje słowa.

– Nic, nic, tylko… O, rany, je­stem me­ga­zmę­czona i boli mnie głowa.

– Po­szu­kam cze­goś prze­ciw­bó­lo­wego, tylko naj­pierw włożę bok­serki. Zna­la­złaś ko­szulkę?

– Nie, ale już po nią idę.

Szybko się ro­ze­bra­łam i wło­ży­łam je­den ze spra­nych T-shir­tów Tho­masa. Przy­jem­nie pach­niał prosz­kiem do pra­nia i Tho­ma­sem. Łóżko było za­słane i sta­ran­nie na­kryte na­rzutą. Zło­ży­łam ją, prze­nio­słam na biurko i wsu­nę­łam się pod koł­drę.

– Łyk­nij to, za­nim za­śniesz. – Tho­mas przy­siadł na brzegu łóżka. Po­dał mi dwie ta­bletki i szklankę wody. – Jest ci przy­kro z ja­kie­goś po­wodu? Chcia­ła­byś o tym po­roz­ma­wiać? – W jego gło­sie sły­chać było tro­skę, gdy gła­dził mnie de­li­kat­nie po wło­sach.

Słowa uwię­zły mi w gar­dle. Po­win­nam mu opo­wie­dzieć o cioci Evie, ale tylko po­łknę­łam ta­bletki i po­pi­łam wodą.

– Nie te­raz, mo­żemy iść spać? Może ju­tro rano.

Pod­cią­gnę­łam koł­drę pod brodę i przy­su­nę­łam się jak naj­bli­żej ściany. Tak, sy­pia­li­śmy w jed­nym łóżku, ro­bi­li­śmy to już wcze­śniej, ale ni­gdy nic po­nad to.

– Okej. Ga­szę świa­tło i też się kładę.

***

W sy­pialni pa­no­wała ciem­ność. Le­że­li­śmy obok sie­bie w od­le­gło­ści przy­naj­mniej pół me­tra.

– Tho­mas – szep­nę­łam. – Śpisz?

– Jesz­cze nie.

Koł­dra za­sze­le­ściła, gdy ob­ró­cił się w moją stronę. Przez szcze­linę w ża­lu­zjach wpa­dało świa­tło księ­życa.

– Cho­dzi o cio­cię Evę – po­wie­dzia­łam ci­cho, wpa­tru­jąc się w ciem­ność. – Wy­kryto u niej raka.

– Do kurwy nę­dzy, Line. Chodź tu­taj. – Przy­su­nął się i mnie przy­tu­lił.

– To rak piersi. Cio­cia jest w su­mie do­brej my­śli, więc nie po­win­nam aż tak się tym przej­mo­wać.

Po­czu­łam łzy spły­wa­jące mi po po­licz­kach. Tho­mas po­ca­ło­wał mnie we włosy i mocno przy­ci­snął do sie­bie.

– Masz ta­kie uczu­cia, a nie inne, i nic na to nie po­ra­dzisz. Pa­mię­taj, że za­wsze mo­żesz o tym ze mną po­roz­ma­wiać.

– Boję się. – Po­cią­gnę­łam no­sem.

– Wiem. – Po­gła­dził mnie po ra­mie­niu. – Ro­zu­miem, że coś ta­kiego spra­wia ból. Ale nie wszy­scy mu­szą od razu umrzeć i cię zo­sta­wić.

Wy­po­wie­dział gło­śno moje naj­gor­sze obawy. Roz­pła­ka­łam się te­raz na do­bre.

– Prze­pra­szam, że tak cię obar­czam swo­imi pro­ble­mami, ale nie chcia­łam dzwo­nić do Ka­trine o tej po­rze. Umó­wi­ły­śmy się ju­tro na brunch i na przy­miarkę sukni ślub­nej.

– Line. – Jego głos za­brzmiał te­raz śmier­tel­nie po­waż­nie. – Może i nie je­stem Ka­trine i nie znam się na bab­skiej gadce, ale je­stem twoim przy­ja­cie­lem i za­wsze mo­żesz na mnie li­czyć.

– Wiem i dla­tego wła­śnie do cie­bie za­dzwo­ni­łam, kiedy po­czu­łam, że jest mi smutno.

– Do­wie­dzia­łaś się o tym dzi­siaj? – Jego dłoń ob­jęła mnie w pa­sie. Przy­su­nął mnie jesz­cze bli­żej do sie­bie.

Moja głowa spo­częła pod jego pod­bród­kiem i po­czu­łam, jak po­woli ucho­dzi ze mnie na­pię­cie.

– Tak, cio­cia za­dzwo­niła po po­łu­dniu. Wie­dzia­łam, że była na ba­da­niu, ale cze­ka­ły­śmy na wy­niki.

– Może po­win­naś ją ju­tro od­wie­dzić?

– Po­je­chała z Han­sem na week­end do Ko­pen­hagi. – Wes­tchnę­łam, ma­jąc świa­do­mość, że w moim gło­sie po­brzmiewa re­zy­gna­cja. – Zo­ba­czymy się w po­nie­dzia­łek, kiedy wróci z pracy, a ja z za­jęć. Idziemy spać? Je­stem wy­koń­czona.

– Tak. Może sko­czymy ju­tro wie­czo­rem coś zjeść? Nie mam żad­nych pla­nów oprócz tre­ningu z Mik­ke­lem w ciągu dnia.

– Faj­nie. Pew­nie, że tak.

– Do­bra­noc, Line.ROZ­DZIAŁ 4

THO­MAS

Mik­kel pod­niósł sztangę i umie­ścił ją na sto­jaku.

– A to­bie się nie wy­daje, że to tro­chę dziwne po­su­wać jedną babkę, a spać z inną?

Upi­łem łyk wody i otar­łem pot z czoła ręcz­ni­kiem.

– Po pro­stu taka jest na­sza przy­jaźń.

Po­ło­ży­łem się na ławce, przy­go­to­wu­jąc do ko­lej­nej se­rii. Mik­kel usta­wił się za moją głową, żeby przej­mo­wać ode mnie sztangę.

– A Mette?

Par­sk­ną­łem gło­śno z po­wodu pod­nie­sio­nego cię­żaru. Mu­sia­łem chwilę za­cze­kać z od­po­wie­dzią.

– To tylko seks. Na sa­mym po­czątku po­sta­wiła sprawę ja­sno.

– Igrasz z ogniem. Całe szczę­ście, że nie masz z nią za­jęć w tym se­me­strze.

– Wiem. – Znów zro­bi­łem so­bie prze­rwę i prze­cze­sa­łem dło­nią włosy.

– No i jak to jest ze star­szą pa­nią? – Za­śmiał się ze mnie.

– W two­ich ustach brzmi to tak, jak­bym sy­piał ze starą siwą bab­cią. – Mette Lan­ger nie była ani stara, ani po­si­wiała. – A ona jest w kwie­cie wieku, ma trzy­dzie­ści pięć lat, me­ga­sek­sowne ciało i w do­datku wie, co robi.

– Trudno mi to doj­rzeć. – Mik­kel znów prze­jął ode mnie sztangę, a ja usia­dłem.

– Bez prze­sady, po­tra­fisz chyba oce­nić, czy ja­kaś dziew­czyna, wła­ści­wie po­wi­nie­nem po­wie­dzieć: ko­bieta, jest sek­sowna, na­wet je­śli twój ra­dar nie po­ka­zuje w tym kie­runku? Je­śli cho­dzi o mnie, za­wsze zwra­cam uwagę na przy­stoj­nych fa­ce­tów.

Mette wy­kła­dała na pra­wie, ale na szczę­ście ni­gdy nie mia­łem z nią za­jęć. To był ostatni se­mestr, póź­niej zo­stało mi już tylko na­pi­sa­nie pracy ma­gi­ster­skiej, więc o ile Mette nie miała zo­stać moją pro­mo­torką, jej za­trud­nie­nie na uni­wer­sy­te­cie nie sta­no­wiło żad­nego pro­blemu.

– Może i tak, ale nie­spe­cjal­nie przy­glą­dam się bab­kom. Je­śli mam być zu­peł­nie szczery, bar­dziej w moim gu­ście są ta­kie ko­biety jak Line. Na­tu­ral­nie piękne, które tego sztucz­nie nie pod­kre­ślają. Mette w tych swo­ich ob­ci­słych skó­rza­nych ciusz­kach, wy­so­kich la­kie­ro­wa­nych ko­za­kach i z tą czer­woną szminką na ustach to jedna wielka prze­sada.

– Z Line łą­czy mnie tylko przy­jaźń.

– Ni­czego nie su­ge­ruję. – Mik­kel usta­wił się do ostat­niej se­rii przed za­mianą miejsc. – Nie mu­sisz od razu się bro­nić tylko dla­tego, że o niej wspo­mnia­łem. Chyba że coś się działo ostat­niej nocy?

Przez te wszyst­kie lata stu­diów mnie i Mik­kela łą­czyła co­raz bliż­sza przy­jaźń. Wresz­cie za­ak­cep­to­wał to, że jest ge­jem, i mi o tym po­wie­dział. Ale z tego, co wie­dzia­łem, do tej pory nie był z żad­nym męż­czy­zną. Wy­obra­ża­łem so­bie, ja­kie to dla niego trudne, skoro wszystko w na­szym spo­łe­czeń­stwie krę­ciło się wo­kół osób he­te­ro­sek­su­al­nych. Ka­trine, Ja­spar i ja obie­ca­li­śmy wy­brać się z nim w naj­bliż­szy pią­tek do Gbaru, knajpy dla ge­jów i les­bi­jek.

– Nie, nic się nie działo. – Nie mia­łem ochoty mu opo­wia­dać o tym, że Line się roz­kle­iła i że obej­mo­wa­łem ją przez całą noc. Czu­łem się ab­so­lut­nie fan­ta­stycz­nie i wie­dzia­łem, że mógł­bym się od tego uza­leż­nić.ROZ­DZIAŁ 5

LINE

– Chyba mu­simy na tym po­prze­stać. – Ka­trine trzy­mała stertę ma­lut­kich śpiosz­ków i uśmie­chała się do mnie, nio­są­cej dru­gie tyle. – Ja­spara szlag trafi, kiedy zo­ba­czy, jak dużo znów na­ku­pi­łam.

– Na pewno spoj­rzy na to przez palce na wi­dok tej sek­sow­nej bie­li­zny, którą wzię­łaś przy oka­zji – stwier­dzi­łam. I do­da­łam po chwili: – Nie mogę so­bie wy­bić z głowy wiel­kiego piiip Tho­masa.

Opo­wie­dzia­łam Ka­trine o tym, co wi­dzia­łam wczo­raj w nocy pod prysz­ni­cem.

– A mnie się wy­daje, że chcia­ła­byś mieć z nim wię­cej do czy­nie­nia, niż masz od­wagę przy­znać. – Ka­trine czy­tała we mnie jak w otwar­tej książce.

– Może. Sama nie wiem. Chyba tak. Cho­ciaż nie, nie wiem.

Ze śmie­chu zgięła się wpół, sto­jąc przede mną w ko­lejce.

– Po­wiem to jesz­cze raz: za­pra­szam na ko­la­cję tylko dla nas czworga, ale do­piero po ślu­bie. Te­raz nie je­stem w sta­nie sku­pić się na ni­czym in­nym, zwłasz­cza że nie­długo czeka mnie na­jazd ro­dziny i przy­ja­ciół.

– Je­śli cho­dzi o mnie, nie wi­dzę prze­szkód, ale, jak mó­wi­łam, mi­sja nie bę­dzie pro­sta. Tho­mas ma tę babkę, z którą się spo­tyka w piątki.

– Spró­bu­jemy otwo­rzyć mu oczy na to, że pod żad­nym wzglę­dem nie może ci się oprzeć.

Ka­trine po­ło­żyła dzie­cięce ciuszki na la­dzie.

– Da­waj to, co tam trzy­masz – rzu­ciła do mnie przez ra­mię.

– O nie, ja płacę! To pre­zent od cioci Line dla dzi­dziu­sia.

– Na­prawdę nie mu­sisz. Mam pie­nią­dze.

– Czyż­byś już stała się utrzy­manką? – Da­łam jej przy­ja­ciel­skiego kuk­sańca.

– Nie, na li­tość bo­ską! I ni­gdy tak nie bę­dzie, ale Ja­spar nie po­zwala mi pła­cić czyn­szu ani ra­chun­ków, cho­ciaż bar­dzo bym chciała.

– Na pewno świet­nie zdaje so­bie z tego sprawę – za­pew­ni­łam ją.

– Twier­dzi, że nie chce, aby była mię­dzy nami nie­rów­ność po­le­ga­jąca na tym, że to on za­ra­bia praw­dziwe pie­nią­dze, a mnie na nic nie stać.

– To na­prawdę wpo­rzo z jego strony, Kat.

Eks­pe­dientka spa­ko­wała rze­czy do re­kla­mó­wek i je nam wrę­czyła.

– Co po­wiesz na to, żeby mi po­móc po­far­bo­wać włosy?

– No co ty, dla­czego chcesz zmie­nić ko­lor? Prze­cież jest obłęd­nie piękny! Zu­peł­nie ci od­biło?

Szły­śmy dep­ta­kiem w stronę rzeki. By­ły­śmy dziś umó­wione na brunch, ale po­sta­no­wi­ły­śmy, że naj­pierw pój­dziemy na przy­miarkę sukni ślub­nej, a do­piero póź­niej coś zjemy.

– Strasz­nie tę­sk­nię za ja­kąś zmianą. Aż mnie mrowi w ca­łym ciele.

– W ta­kim ra­zie trzeba to zro­bić. Przy Store Torv jest dro­ge­ria. Po­tem pój­dziemy do mnie i zaj­miemy się two­imi wło­sami, a na ko­niec zro­bimy so­bie do­brą ko­la­cję i obej­rzymy ja­kiś film?

– Za­je­bi­sty plan, mu­szę tylko na­pi­sać do Tho­masa, że dziś się nie spo­tkamy.

Wy­ję­łam te­le­fon z za­wie­szo­nej na ra­mie­niu to­rebki.

– On też może wpaść. Ko­niecz­nie mu o tym wspo­mnij.

– Wo­la­ła­bym, żeby nie przy­cho­dził aku­rat dziś, je­śli mamy za­pla­no­wać moją mi­sję. Na­pi­szę mu, że to bab­ski wie­czór z ma­secz­kami upięk­sza­ją­cymi i la­kie­ro­wa­niem pa­znokci.

– Twoją mi­sję mi­ło­sną. Masz ra­cję, chyba rze­czy­wi­ście to nie naj­lep­szy po­mysł, żeby jej obiekt uczest­ni­czył w pla­no­wa­niu.

– Je­steś naj­lep­szą przy­ja­ciółką pod słoń­cem. Na­prawdę nie uwa­żasz tej sy­tu­acji za dzi­waczną?

– Po raz sto sie­dem­na­sty od­po­wia­dam: nie. Ani tro­chę. Okej, nie za­uwa­ży­łam, co się święci, ale tylko dla­tego, że pa­trzę na Tho­masa wy­łącz­nie jak na przy­ja­ciela i nic wię­cej. Ale was jak naj­bar­dziej po­tra­fię so­bie wy­obra­zić ra­zem. Two­rzy­li­by­ście za­je­bi­ście piękną parę, no i wiem, że jest mię­dzy wami che­mia.

– Przy­tu­lał mnie do sie­bie przez całą noc, a rano po­czu­łam, że mu stward­niał – szep­nę­łam do niej, mimo że żadna z prze­cho­dzą­cych obok osób nie mo­gła nas usły­szeć.

– Glo­ben Flak­ket czy ja­kieś inne miej­sce? – Ka­trine za­trzy­mała się przy ka­wiarni na końcu dep­taka.

– Glo­ben to su­per­wy­bór.

– Wy­daje ci się, że on wie… mam na my­śli, że go po­dej­rza­łaś w lu­strze? – spy­tała Ka­trine.

Usia­dły­śmy przy oknie, żeby mieć wi­dok na prze­chod­niów.

– Nie wiem, ale tego nie wy­klu­czam, cho­ciaż nic nie po­wie­dział.

– Nie mie­ści mi się w gło­wie, jak mo­gli­ście ra­zem spać, skoro je­steś na niego me­ga­na­pa­lona, a on naj­wy­raź­niej nie po­zo­stał obo­jętny. Ja i Ja­spar nie mo­żemy się od sie­bie ode­rwać, zwłasz­cza rano, po obu­dze­niu się.

– Może mu stward­niał z po­wodu tam­tej babki. Albo była to zu­peł­nie na­tu­ralna re­ak­cja na bli­skość cie­płego ciała le­żą­cego obok w łóżku.

– Okej, zjedzmy coś, a póź­niej ku­pimy ci tę farbę, ty wa­riatko.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: