Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Maigret i sąd przysięgłych - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 listopada 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,99

Maigret i sąd przysięgłych - ebook

Kiedy zamordowano Leontine Faverges i oddano jej pod opiekę czteroletnią Cecile, opinia publiczna była wstrząśnięta. Dlaczego komisarz Maigret musiał szybko wykryć mordercę. I udało mu się to. A pomógł mu anonim wskazujący na Gatona Meurant...Ale kilka miesięcy później, już podczas rozprawy sądowej, Maigret nie jest przekonany o winie Meuranta. zwłaszcza po nowych zeznaniach świadka Nicolasa Cajou a właściciela pewnego hoteliku, wynajmującego pokoje na godziny...

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-262-6194-3
Rozmiar pliku: 305 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Ileż to razy przychodził tutaj? Dwieście, trzysta razy, a może i więcej... Nie miał ochoty liczyć ani wspominać poszczególnych wypadków, nawet tych najsłynniejszych, które pozostaną w historii kryminahstyki. Niewątpliwie była to najprzykrzejsza strona jego zawodu. Lecz przecież większość uwieńczonych powodzeniem dochodzeń kończyła się przed ławą przysięgłych lub przed sądem karnym. A jednak wolałby pozostawać na uboczu tych rytuałów, do których nigdy nie przyzwyczaił się całkowicie.

W jego biurze przy Quai des Orfevres walka toczyła się niekiedy do świtu, ale była jeszcze walka człowieka z człowiekiem, można by rzec — na równych prawach. Lecz wystarczyło minąć kilka korytarzy, przejść kilkanaście schodów, aby znaleźć się wśród innych dekoracji, w innym świecie, gdzie słowa zmieniały swój sens, w rzeczywistości niezrozumiałej, hieratycznej, równie uroczystej co dziwacznej.

Właśnie wraz z pozostałymi świadkami opuścił salę sądową o ciemnych boazeriach, w której światło lamp elektrycznych mieszało się z szarością deszczowego popołudnia. Woźny, niezmiennie stary odkąd Maigret go pamiętał, wprowadził ich jak nauczyciel uczniów do małej salki i wskazał przytwierdzone do ścian ławki. Przysiedli cichutko i — okazując posłuszeństwo przewodniczącemu sądu — nie tylko nie wymówili słowa, ale nie śmieli nawet spoglądać na towarzyszy. Patrzyli prosto przed siebie, zamknięci i sztywni, zachowując swe sekrety na uroczysty moment, kiedy sami pośród nastrojowej scenerii, zostaną przesłuchani. Było tu trochę tak jak w zakrystii. Gdy będąc chłopcem służył każdego ranka do mszy w wiejskim kościele, Maigret doświadczał tego samego niepokoju, oczekując na chwilę, w której wejdzie za księdzem do nawy rozjaśnionej drżącymi płomykami świec. Słyszał kroki wiernych zajmujących swe miejsca i krzątaninę zakrystiana. Teraz także uczestniczył w ceremonialnym obrzędzie, który toczył się po drugiej stronie drzwi. Rozpoznawał głos przewodniczącego Bernerie, najbardziej drobiazgowego i pedantycznego urzędnika, ale też chyba najskrupulatniejszego i wytrwałego w dociekaniu prawdy. Szczupły i przygarbiony, z rozgorączkowanymi oczyma, kaszlący sucho, wyglądał jak święty z witraża.

Drugi głos należał do prokuratora Aillevarda, oskarżyciela publicznego.

Woźny uchylił drzwi i zawołał:

— Pan komisarz policji Segre!

Segre, który nie usiadł nawet na chwilę, rzucił Maigretowi porozumiewawcze spojrzenie i ruszył do sali sądowej w płaszczu, trzymając w ręku stary kapelusz. Pozostali przeprowadzili go wzrokiem, myśląc, że niebawem przyjdzie ich kolej, i zastanawiając się z obawą, czy potrafią zachować się właściwie.

Za oknami umieszczonymi tak wysoko, że należało je otwierać przy pomocy drążka, widać było skrawek bezbarwnego nieba. Sztuczne światło rzeźbiło twarze na podobieństwo masek z pustymi oczyma.

Było gorąco, lecz nie wypadało zdjąć płaszcza. Wedle przyjętych zwyczajów, których każdy po tej stronie drzwi przestrzegał, Maigret, mimo iż przybył korytarzem z sąsiedniej części mrocznego Pałacu, nosił jak inni jesionkę i trzymał w ręku swój kapelusz.

Zaczynał się październik. Komisarz dopiero przed dwoma dniami wrócił z urlopu do Paryża zamglonego w deszczu, który zdawał się padać bez końca. Jako policjant odnajdował bulwar Richard-Lenoir, a następnie swe biuro z uczuciem trudnym do zdefiniowania, złożonym tyleż z zadowolenia, co z melancholii.

Przed chwilą, gdy przewodniczący sądu zapytał go o wiek, odparł:

— Pięćdziesiąt trzy lata.

Znaczyło to, według regulaminu służbowego, że za dwa lata odejdzie na emeryturę.

Myślał o tym niekiedy i nawet cieszył się z góry. Ale tym razem, po powrocie z urlopu, emerytura nie była już pojęciem abstrakcyjnym i odległym, stała się logicznym zakończeniem kariery, nieuchronnym i niemal bliskim.

Przyszłość zmaterializowała się w ciągu trzech tygodni spędzonych nad Loarą, w momencie gdy Maigretowie kupili wreszcie dom, w którym zamierzali spędzić stare lata. Stało się to prawie wbrew ich woli. Mieszkali jak zwykle w hotelu Meung, gdzie czuli się zadomowieni, bo państwo Fayet, właściciele, traktowali ich jak krewnych. Rozlepione akurat na murach miasteczka afisze zapowiadały aukcję willi położonej na skraju pól. Poszli ją obejrzeć.

Była to bardzo stara budowla, która ze swym ogrodem obrzeżonym szarym murkiem prżywodziła na myśl plebanię. Oczarowała ich sień wykładana niebieską kostką, kuchnia z grubymi belkami, do której wiodły w dół trzy schodki i która posiadała w kącie staroświecką pompę studzienną. Salon przypominał parlatorium klasztorne z prześlicznymi oknami o małych kwadratowych szybkach, tajemniczo załamujących promienie słońca.

W czasie aukcji Maigretowie stojący na uboczu spoglądali na siebie pytająco i zdumieli się sami, gdy nagle komisarz podniósł rękę, a wieśniacy zwrócili się ku nim zaskoczeni... Po raz drugi?... Po raz trzeci?... Przyznane!

Pierwszy raz w życiu stali się posiadaczami. Nazajutrz wezwali ślusarza i cieślę. Przez resztę dni biegali po okolicznych antykwariatach. Kupili między innymi drewniany kufer na broń z czasów Franciszka I, który umieścili przy drzwiach salonu w sieni, gdzie znajdował się ceglany kominek.

Maigret nie mówił o tym ani Janvierowi, ani Lucasowi, nikomu. Jak gdyby urządzając sobie przyszłość, popełniał w ten sposób zdradę wobec Quai des Orfevres.

Wczoraj odniósł wrażenie, że jego gabinet był już nie całkiem ten sam, a teraz także w salce dla świadków zaczynał czuć się obco.

Za dwa lata będzie sobie łowił ryby, a w zimowe popołudnia grywał w belotkę w kącie kawiarni, której stanie się stałym bywalcem.

Przewodnicząc rozprawie, sędzia Bernerie formułował pedantycznie pytania, na które komisarz IX Okręgu odpowiadał z równą precyzją.

W sąsiedztwie Maigreta tkwili na ławkach świadkowie, mężczyźni i kobiety. Wszyscy oni przewinęli się przez gabinet komisarza, niektórzy spędzili z nim wiele godzin. Teraz zdawali się nie poznawać go, być może przejęci powagą chwili i miejsca. To prawda, że już nie on będzie odbierać od nich zeznania. A staną nie przed podobnymi sobie ludźmi, lecz wobec bezosobowej instancji i nie wiadomo wręcz, czy zdołają pojąć zadawane im pytania.

Otworzyły się drzwi. Przyszła kolej Maigreta. Tak samo jak komisarz IX Okręgu, trzymał w ręce kapelusz i patrząc wprost przed siebie, podszedł do podświetlonej balustradki dla świadków.

— Pańskie nazwisko, imię, wiek, zawód...

— Maigret, Jules, lat pięćdziesiąt trzy, komisarz Policji Kryminalnej w Paryżu.

— Nie jest pan krewnym oskarżonego ani nie pozostaje pan z nim w żadnym związku... Proszę podnieść prawą dłoń... Przysięgam mówić prawdę i nic, tylko prawdę...

— Przysięgam.

Po prawej stronie widział sylwetki sędziów i ich nieco jaśniejsze w półmroku twarze, na lewo — za czarnymi togami adwokatów — oskarżonego. Wsparłszy podbródek o splecione dłonie siedział pomiędzy dwoma umundurowanymi policjantami i uporczywie wlepiał wzrok w komisarza.

Spędzili z sobą długie godziny sam na sam w przegrzanym pokoju na Quai des Orfevres. Bywało, przerywali przesłuchanie i posilali się wspólnie kanapkami, popijali piwem i rozmawiali jak dobrzy znajomi: „Posłuchaj, Meurant...” ― Maigret „tykał” go nawet niekiedy. Tu dzieliła ich nieprzekraczalna zapora. Spojrzenie Gastona Meurant było równie pozbawione uczuć, jak wzrok komisarza.

Przewodniczący kompletu sędziowskiego i Maigret znali się także, i to nie tylko z pogawędek na korytarzach Pałacu Sprawiedliwości. Przecież po raz trzydziesty komisarz składał dziś przed nim zeznania. Nikt jednak nie dostrzegłby między nimi śladu zażyłości. W tej oficjalnej ceremonii równie starodawnej i rytualnej co msza, każdy grał swą rolę, jak gdyby się nigdy wcześniej nie spotkali.

— To właśnie pan, komisarzu, kierował śledztwem w sprawie, którą trybunał rozpatruje?

— Tak, panie Przewodniczący.

— Proszę zwrócić się do ławy przysięgłych i powiedzieć im, co panu wiadomo.

— Dwudziestego ósmego lutego bieżącego roku około pierwszej po południu, będąc w swym biurze na Quai des Orfevres, otrzymałem telefon od komisarza policji z IX Okręgu. Zawiadomił mnie, że właśnie odkryto zbrodnię przy ulicy Manuel i że udaje się zaraz na miejsce. Kilka minut później zadzwoniono z prokuratury. Polecono mi przybyć na ulicę Manuel, zabierając z sobą ekipę techniczną.

Maigret słyszał za sobą kaszel i szuranie nóg po podłodze. Była to pierwsza sesja w nowym sezonie sądowym i wszystkie miejsca na sali zostały wypełnione publicznością. Prawdopodobnie niektórzy widzowie stali w głębi, przy drzwiach strzeżonych pilnie przez woźnego w mundurze.

Sędzia Bernerie odznaczał się tą sumiennością urzędniczą, która domaga się dosłownego przestrzegania procedury. Nie zadowalał się więc streszczeniem rezultatów śledztwa, żądał, aby odtworzyć je przed ławą przysięgłych ze wszystkimi szczegółami.

— Czy zastał pan prokuratora na miejscu?

— Przybyłem na kilka minut przed nim. Spotkałem natomiast komisarza Segre w towarzystwie sekretarza i dwu inspektorów dzielnicowych. Żaden z nich niczego jeszcze nie dotykał.

— Proszę nam powiedzieć, co pan stwierdził?

— Ulica Manuel jest cichą i mało uczęszczaną przecznicą w dolnej części ulicy des Martyrs. Ta kamienica nosi numer 27 bis i mieści się mniej więcej w połowie przecznicy. Portiernia znajduje się nie na parterze, lecz na antresoli. Oczekujący na dole inspektor zaprowadził mnie na drugie piętro. Na podest wychodziło dwoje drzwi. Na tych po stronie prawej zobaczyłem wizytówkę z nazwiskiem: pani Faverges.

Maigret wiedział, że dla sędziego Bernerie ważny jest każdy drobiazg i że nie wolno mu niczego pominąć, jeśli nie chce być kostycznie przywołany do porządku.

— Przy wejściu, oświetlonym elektryczną lampą z matowego szkła, nie zauważyłem żadnego nieładu...

— Chwileczkę. Czy na drzwiach nie było śladów włamania?

— Nie. Specjaliści zbadali je potem skrupulatnie. Rozmontowali zamek i upewnili się, że nie zostało tym razem użyte żadne z narzędzi, którymi zwykle posługują się włamywacze.

— Dziękuję. Proszę mówić dalej.

— Mieszkanie składa się z czterech pokoi i przedpokoju. Na wprost wejścia znajduje się salon, którego oszklone drzwi udrapowane są kremową portierą. W tym właśnie pokoju, skąd drugie oszklone drzwi prowadzą do jadalni, zobaczyłem dwa trupy.

— Dokładniej, gdzie się znajdowały?

— Ciało kobiety, którą, jak się potem dowiedziałem, była Leontine Faverges, leżało rozpostarte na dywanie z głową zwróconą ku oknu. Gardło ofiary zostało podcięte narzędziem, którego nie pozostawiono w mieszkaniu. Wokół rany utworzyła się kałuża krwi o średnicy 50 centymetrów. Co do zwłok dziecka...

— Chodzi tu, nieprawdaż, o małą Cecile Perrin, lat cztery, która mieszkała przeważnie u Leontine Faverges?

— Tak, panie Przewodniczący. Zwłoki dziecka skulone na kanapce w stylu Ludwika XV miały głowę zakrytą jedwabnymi poduszkami. Według orzeczenia lekarza sądowego, doktora Paula, który nadszedł wkrótce, dziewczynka została uduszona właśnie tymi poduszkami...

W sali podniósł się szmer podniecenia, lecz wystarczyło jedno surowe spojrzenie sędziego Bernerie, by przywrócić ciszę.

— Po odejściu prokuratora został pan na miejscu wraz ze współpracownikami aż do wieczora?

— Tak, panie Przewodniczący.

— Proszę nam opowiedzieć, jakie poczynił pan spostrzeżenia.

Maigret wahał się tylko parę sekund.

— Na samym wstępie zafrapowało mnie urządzenie i wystrój mieszkania. Według dokumentów Leontine Faverges, bez zawodu, była rentierką. Przygarnęła do siebie małą Cecile, którą matka, statystka w kabarecie, nie mogła się zajmować osobiście.

Tę matkę, Juliette Perrin, komisarz zauważył, wchodząc do sali sądowej. Siedziała w pierwszym rzędzie, jako strona powództwa cywilnego. Jej rude włosy miały sztuczny odcień, ubrana była w futrzany płaszcz.

— Proszę bliżej określić, co pana w tym mieszkaniu zaskoczyło.

— Szczególny styl, niezwykle wyszukany, który nasuwał skojarzenia z pewnymi lokalami, jakie istniały przed ustawą o prostytucji. Na przykład salon, zbyt aksamitny, zbyt miękki z tą obfitością dywanów i poduszek, z zalotnymi sztychami na ścianach. To przyćmione abażurami światło, podobnie zresztą jak w obu sypialniach, gdzie zawieszono znacznie więcej luster, niż się zazwyczaj spotyka. Od razu przyszło mi na myśl, że Leontine Faverges użytkowała dawniej swe mieszkanie jako dom schadzek. I rzeczywiście. Kontynuowała ten proceder przez pewien czas nawet po wejściu w życie nowej ustawy. Brygada obyczajowa zajęła się nią i po kilku grzywnach zrezygnowała ze swej działalności.

— Czy mógł pan ustalić, jakie miała zasoby?

— Ze słów dozorczyni, sąsiadek i osób, które ją znały, wynika, że musiała mieć pieniądze, gdyż nigdy nie była rozrzutna. Z domu Meurant, siostra matki oskarżonego, przybyła do Paryża jako osiemnastoletnia panna i czas jakiś była sprzedawczynią w dużym magazynie. Mając dwadzieścia lat wyszła za mąż za przedstawiciela handlowego nazwiskiem Faverges, który trzy lata później zginął w wypadku samochodowym. A w ciągu kilku następnych lat widywano młodą wdowę w piwiarniach przy ulicy Royale i wkrótce, w ewidencji policji obyczajowej pojawiła się jej karta.

— Sprawdzał pan, czy wśród dawnych bywalców nie było kogoś, kto by ją pamiętał i miał powód uczynić jej krzywdę?

— Zerwała z tym środowiskiem całkowicie, co zdarza się raczej rzadko. Dzięki oszczędnościom udało jej się to...

— W chwili śmierci miała sześćdziesiąt dwa lata?

— Tak. Nabrała znacznej tuszy, lecz — na ile mogłem ocenić — zachowała szyk i nie zrezygnowała z pewnej kokieterii. Według zeznań świadków była bardzo przywiązana do dziewczynki, którą wzięła na stancję nie tyle dla skromnego zarobku, ile raczej z obawy przed samotnością.

— Miała konto w banku lub w kasie oszczędności?

— Nie. Nie ufała instytucjom kredytowym, notariuszom, lokatom w ogóle. Wszystko, co posiadała, trzymała u siebie.

— Znaleziono te pieniądze?

— Zaledwie kilka monet i parę drobnych banknotów w torebce oraz trochę bilonu w jednej z kuchennych szuflad.

— Miała z pewnością jakąś skrytkę, czy pan ją odnalazł?

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: