Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przyjaciel Maigreta z dzieciństwa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,99

Przyjaciel Maigreta z dzieciństwa - ebook

Kolejne śledztwo Maigreta nie zaczęło się, gdy odkryto czyjeś zwłoki, ale od zjawienia się w jego policyjnym biurze kogoś dawno niewidzianego... Florentin był swego czasu szkolnym kolegą Maigreta. Potem stracili ze sobą kontakt, ale tamten wiedział, czym się Jules Maigret zajmuje...I teraz przychodzi, licząc na pomoc... Bo kochanka Florentina została właśnie zastrzelona - i to prawie w jego obecności! Prawie, bo on sam był ukryty w garderobie, gdy... przyjmowała innego mężczyznę. Tam usłyszał strzał...

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-262-6198-1
Rozmiar pliku: 318 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Mucha trzy razy okrążyła jego głowę i przysiadła w górnym lewym rogu kartki z raportem, który właśnie opatrywał swoimi uwagami.

Maigret zastygł z ołówkiem w ręku i rozbawiony przyglądał się jej z zaciekawieniem. Ta zabawa ciągnęła się już od blisko pół godziny, cały czas z tą samą muchą. Gotów był przysiąc, że ją rozpoznaje. Zresztą tylko ona jedna latała w biurze.

Zataczała kilka okrążeń po pokoju, zwłaszcza w części skąpanej w słońcu, oblatywała głowę komisarza i lądowała na dokumentach, które studiował. Zostawała tam na chwilę, leniwie pocierając o siebie odnóżami i zerkając na niego jakby wyzywająco.

Naprawdę zerkała na niego? A jeśli tak, czym dla niej była ta wielka masa ciała, którą się zdawał?

Starał się jej nie spłoszyć. Zastygł, z ołówkiem w powietrzu, aż nagle — jakby miała już dość — poderwała się i wyfrunęła przez otwarte okno, znikając w letnim powietrzu.

Była połowa czerwca. Od czasu do czasu lekki podmuch wiatru przenikał do pokoju, gdzie Maigret, bez marynarki, spokojnie pykał fajkę. To popołudnie poświęcił na czytanie raportów inspektorów, przykładał się więc do nich z niezbędną cierpliwością.

Mucha wracała dziewięć czy dziesięć razy, zawsze siadając w tym samym miejscu, jakby istniała między nimi jakaś umowa.

Dziwny to był zbieg okoliczności. Słońce, chłodniejsze podmuchy wiatru zza otwartego okna i ta mucha zaprzątająca jego uwagę przypomniały mu lata szkolne, kiedy to mucha krążąca nad ławką stawała się ważniejsza od słów nauczyciela...

Stary woźny Joseph zapukał dyskretnie do drzwi, wszedł i podał komisarzowi wytłoczoną wizytówkę.

_Leon Florentin_

_Antykwariusz_

— W jakim on jest wieku?

— Jakby w tym samym co pan...

— Wysoki, szczupły?

— Zgadza się. Bardzo wysoki i chudy, z szopą siwych włosów...

Tak, to na pewno był jego Florentin — ten sam, z którym był w gimnazjum Banville, w Moulins, ten klasowy błazen.

— Niech wejdzie.

Zapomniał zupełnie o musze, która, jakby urażona, wyfrunęła przez okno. A gdy wszedł Florentin, nastąpiła chwilą zakłopotania, bo obaj od opuszczenia Moulins spotkali się tylko raz. I to było jakieś dwadzieścia lat temu. Maigret stanął na chodniku twarzą twarz z jakąś elegancką parą. Ona była ładną, typową paryżanką.

— Pozwól, że ci przedstawię starego przyjaciela z gimnazjum, który pracuje w policji...

A do Maigreta powiedział:

— Poznaj... moją żonę, Moniąue.

Wtedy też świeciło słońce. Nie mieli sobie nic do powiedzenia.

— I jak tam ci leci? Zadowolony jesteś?

— Zadowolony — odparł Maigret. — A ty?

— Nie narzekam.

— Mieszkasz w Paryżu?

— Tak, przy bulwarze Haussmanna 62. Ale często wyjeżdżam służbowo. Właśnie wracam ze Stambułu. Musisz do nas wpaść. Oczywiście z panią Maigret, jeśli jesteś żonaty...

Żaden z nich nie czuł się swobodnie. Wreszcie para skierowała się do sportowego kabrioletu w pistacjowym kolorze, a komisarz poszedł swoją drogą.

We Florentinie, który wszedł do jego biura, było mniej życia niż w tamtym spotkanym na placu Madeleine. Ubrany był w szary, dość sfatygowany garnitur, brak mu było dawnej pewności siebie.

— To miło, że nie kazano mi czekać... I cóż tam słychać? Co... u ciebie?

Maigret także po tak długim niewidzeniu z trudem mówił mu po imieniu.

— Au ciebie?... Siadaj... Jak żona?

W szarych oczach Florentina na moment zagościła pustka, jakby usiłował coś sobie przypomnieć.

— Masz na myśli Moniąue, tę małą rudą?... Prawdę mówiąc, żyliśmy przez jakiś czas ze sobą, ale nigdy się z nią nie ożeniłem... Dobra była dziewczyna...

— Nie ożeniłeś się?

— A po co?

I tu Florentin zrobił jedną ze swych min, które niegdyś tak śmieszyły kolegów i rozbrajały profesorów. Jakby ta jego pociągła twarz o wydatnych rysach była z gumy, potrafił ją wykrzywiać w dowolnym kierunku.

Maigret nie miał odwagi pytać, po co tu przyszedł. Przyglądał mu się tylko, z trudem uświadamiając sobie, ile to już lat minęło.

— No, ładne masz biuro... Nie wiedziałem, że policja jest tak dobrze umeblowana.

_—_ _A ty_ zostałeś antykwariuszem?

— Można i tak to nazwać... Skupuję stare meble i odnawiam je w takiej małej pracowni, którą wynajmuję przy bulwarze Rochechouart... No wiesz, teraz prawie każdy mniej lub bardziej zajmuje się starociami...

— I zadowolony jesteś?

— Nie narzekałbym, gdyby nie pewna przykrość, która mi się zwaliła na łeb dziś po południu...

Tak przywykł do błaznowania, że jego twarz automatycznie przybierała komiczny wyraz. Chociaż cerę miał jednak poszarzałą, oczy rozbiegane.

— Właśnie dlatego do ciebie przyszedłem. Pomyślałem, że ty lepiej niż kto inny potrafisz mnie zrozumieć...

Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, drasnął zapałkę lekko drżącą ręką o długich, kościstych palcach. Maigret odniósł wrażenie, że czuje też zapach alkoholu.

— Prawdę mówiąc, jestem w kłopocie...

— Słucham cię.

Cóż, trudno to wytłumaczyć. Od czterech lat mam przyjaciółkę...

— Kolejną taką przyjaciółkę, z którą żyjesz?

— Tak i nie... No, niezupełnie... Ona mieszka przy Notre-Dame-de-Lorette, blisko placu Saint-Georges...

Maigreta dziwiło to wahanie, te ukradkowe spojrzenia, bo Florentin był zawsze bardzo pewny siebie i wygadany. W gimnazjum Maigret zazdrościł mu tej łatwości bycia. Trochę też dlatego, że jego ojciec miał najlepszą cukiernię w mieście, naprzeciwko katedry. Od jego nazwiska brało się nawet ciastko z orzechami, miejscowy specjał.

Florentin miał zawsze pełno forsy w kieszeni. Mógł się wygłupiać w klasie bez obaw przed karą, cieszył się niejako specjalnymi przywilejami. A bliżej wieczora wychodził nawet z dziewczynami.

— Mów...

— Ona ma na imię Josée... Tak naprawdę to jest Joséphine Papet, ale woli, kiedy na nią mówią Josée. Ja zresztą też... Ma trzydzieści cztery lata, ale nie wygląda na tyle...

Florentin miał tę twarz tak ruchliwą, że sprawiało to wrażenie nerwowego tiku.

— Wiesz, stary, to trudno wytłumaczyć...

Wstał i podszedł do okna, długa sylwetka wyraźnie rysowała się w słońcu.

— Gorąco tu u ciebie — westchnął, ocierając czoło.

Nie wróciła już mucha, by rozsiąść się w rogu kartki rozłożonej przed komisarzem. Z mostu Saint-Michel dobiegał hałas aut i autobusów, czasem zawyła syrena holownika opuszczającego komin, gdy przepływał pod przęsłem.

Zegar ścienny z czarnego marmuru, taki sam jak we wszystkich biurach policji kryminalnej, a także w setkach innych pomieszczeń biurowych, wskazywał piątą dwadzieścia.

— Nie jestem jedynym... — wyrzucił z siebie wreszcie Florentin.

— Jedynym kim?

— Jedynym przyjacielem Josée... To właśnie tak trudno wytłumaczyć... Najlepsza z niej dziewczyna pod słońcem, a ja byłem jednocześnie jej kochankiem, przyjacielem i powiernikiem.

Maigret zapalił fajkę, starając się zachować spokój. Jego szkolny kolega znów usiadł naprzeciwko niego.

— Wielu miała jeszcze przyjaciół? — komisarz uznał, że czas na to pytanie, bo milczenie trwało zbyt długo.

— Poczekaj, niech policzę. Był Parę... to raz... I Courcel... to dwa... I Victor... trzy... No i ten rudy młodzieniaszek, którego nigdy nie widziałem... Czterech.

— Czterech kochanków, którzy ją regularnie odwiedzali?

— Niektórzy raz, inni dwa razy w tygodniu.

— Wiedzieli, że jest ich kilku?

— Jasne, że nie!

— Czyli każdy się łudził, że tylko on jeden ją utrzymuje?

To słowo wprawiło Florentina w zakłopotanie; zaczął kruszyć na dywan tytoń z papierosa.

— Mówiłem ci już, że to trudno zrozumieć...

— A ty w tej całej historii?

— Jestem jej przyjacielem... Przychodzę, gdy jest samotna...

— Sypiasz tam u niej?

— Oprócz nocy z czwartku na piątek.

W kolejnym pytaniu Maigreta nie wyczuwało się jawnej drwiny:

— Bo wtedy łóżko jest zajęte?

— Tak, przez Courcela... Ona go zna już dziesięć lat... Mieszka w Rouen, ale ma tu biuro przy bulwarze Voltaire’a. Długo by tłumaczyć... Gardzisz mną?

— Nigdy nikim nie gardziłem.

— Wiem, że ta sytuacja wydaje się delikatna, a większość ludzi surowo mnie osądzi... Ale przysięgam ci, że my się kochamy, Josée i ja...

I nagle dorzucił:

— A raczej kochaliśmy się...

Komisarz nie pozostał obojętny na tę poprawkę, ale nie dał nic po sobie poznać.

— Zerwaliście ze sobą?

— Nie.

— Ona zmarła?

— Tak.

— Kiedy?

— Dziś po południu...

W tym miejscu Florentin zwrócił się do niego z tragiczną miną i oświadczył w sposób teatralny:

— Przysięgam ci, że to nie ja... Znasz mnie przecież... I dlatego przyszedłem tu, bo ty mnie znasz i ja ciebie znam...

Właściwie to znali się, mając po kilkanaście lat, bo później każdy poszedł własną drogą.

— Na co umarła?

— Zastrzelono ją.

— Kto?

— Nie wiem.

— Gdzie to się stało?

— U niej w domu... W sypialni...

— A ty gdzie wtedy byłeś?

Coraz trudniej przychodziło mu mówienie „na ty”.

— W pakamerze...

— U niej w mieszkaniu, tak?

— No tak... To się już parokrotnie zdarzało... Gdy ktoś dzwonił do drzwi, ja... To budzi w tobie wstręt? Przysięgam ci, że to nie tak jak myślisz... Ja zarabiam, pracuję...

— Postaraj się opowiedzieć dokładnie, co zaszło.

— Od kiedy?

— Powiedzmy, od południa.

— Zjedliśmy razem obiad... Ona świetnie gotuje, siedliśmy razem przy oknie... Jak w kazdą środę, spodziewała się wizyty dopiero około wpół do szóstej, szóstej...

— Czyjej?

— On się nazywa François Paré, ma około pięćdziesiątki, jest naczelnikiem wydziału w Ministerstwie Robót Publicznych... Zajmuje się żeglugą śródlądową... Mieszka w Wersalu...

— Nigdy wcześniej nie przychodził?

— Nie.

— I co było po obiedzie?

— Gadaliśmy sobie...

— Jak była ubrana?

— W szlafrok... Jak nie wychodzi, zawsze siedzi w szla froku... Około wpół do czwartej był dzwonek do drzwi, to schowałem się w pakamerze. Właściwie to jakby garderoba, ale nie w sypialni, tylko w łazience...

Maigret zaczął się niecierpliwić.

— A potem?

— Może po kwadransie usłyszałem hałas, przypominający wystrzał...

— To znaczy za piętnaście czwarta?

— Chyba tak...

— Rzuciłeś się do sypialni?

— Nie... Nie mogłem się ujawnić... Zresztą, to co mi się wydawało strzałem, mogło przecież być hukiem z rury samochodu czy autobusu.

Maigret przyglądał mu się teraz z napiętą uwagą. Przypomniał sobie stare opowieści Florentina, zawsze mniej lub bardziej fantastyczne. Wydawało się czasem, że on sam nie potrafi już rozróżnić prawdy od bujdy.

— I na co pan czekał?

— Mówisz do mnie „pan”?... To znaczy, że...

Jego twarz przybrała wyraz bólu, rozgoryczenia.

— Już dobrze! Na co czekałeś w tej pakamerze?

— To nie jest pakamera, tylko spora garderoba... Czekałem, żeby sobie poszedł...

— Skąd wiesz, że to był mężczyzna, skoro go nie widziałeś?

Tamten przyglądał mu się zdumiony.

— Nie zastanawiałem się nad tym...

— A Josée nie miała przyjaciółek?

— Nie...

— Ani krewnych?

— Pochodzi z Concarneau i jakoś nikogo z jej rodziny nie widziałem.

— A skąd wiedziałeś, że ten ktoś wyszedł?

— Słyszałem kroki w saloniku, potem ktoś otworzył i zamknął drzwi.

— O której?

— Koło czwartej.

— Czyli morderca był przez jakiś kwadrans przy zwłokach ofiary?

— Chyba tak...

— A gdzie była twoja kochanka, kiedy wszedłeś do sypialni?

— Na podłodze, koło łóżka.

— Jak była ubrana?

— Ciągle miała swój żółty szlafrok.

— Gdzie została trafiona?

— W szyję...

— Jesteś pewien, że nie żyła?

— To nie trudno było stwierdzić...

— W pokoju był bałagan?

— Nie zauważyłem.

— Żadnych otwartych szuflad, rozrzuconych papierów?

— Nie... Nie sądzę...

— Ale nie jesteś pewien?

— Byłem zbyt poruszony...

— Dzwoniłeś po lekarza?

— Nie... Skoro już nie żyła...

— A na komisariat?

— Też nie...

— Tu przyszedłeś o piątej pięć. Co robiłeś od czwartej?

— Najpierw zwaliłem się na fotel, całkowicie otępiały... Nic nie pojmowałem z tego... I ciągle nie pojmuję... Potem pomyślałem, że to ja będę podejrzany, bo ta zaraza, dozorczyni, mnie nie znosi.

— Siedziałeś w fotelu przez blisko godzinę?

— Nie... Nie wiem, ile czasu minęło, gdy w końcu się podbierałem i trafiłem do knajpy, do Grand-Saint-Georges, i wypiłem jeden za drugim trzy kieliszki koniaku...

— A potem?

— Przypomniałem sobie, że to ty zostałeś szefem brygady kryminalnej...

— I jak tu przyjechałeś?

— Taksówką.

Maigret był wściekły, ale nie dało się tego wyczytać z jego kamiennej twarzy. Podszedł do drzwi pokoju inspektorów, otworzył je, a widząc Janviera i Lapointe’a, zawahał się, którego z nich poprosić. Wreszcie wybrał Janviera.

— Wejdź na chwilę... Zadzwoń zaraz do Moersa, do laboratorium, niech dotrze do nas, na Notre-Dame-de-Lorette... Który numer?

— Siedemnaście bis.

Ilekroć spoglądał na dawnego kolegę, przybierał ten sam zacięty, skryty wyraz twarzy. Gdy Janvier telefonował, rzucił okiem na zegar, wskazywał wpół do szóstej.

— No dobrze, to kim był ten środowy klient?

— Paré... Z ministerstwa.

— Normalnie o tej godzinie stałby pod drzwiami jej mieszkania?

— Tak, właśnie teraz...

— Ma klucz?

— Żaden z nich nie ma klucza.

— Ty też nie?

— Ja to co innego... Rozumiesz, stary...

— Wolałbym, żebyś nie mówił do mnie „stary”.

— No widzisz! Nawet ty...

— Jedziemy...

W przejściu sięgnął po kapelusz, a schodząc szerokimi, wytartymi schodami, nabijał też fajkę.

— Zastanawiam się, czemu tak długo czekałeś, nim do mnie przyszedłeś, czemu nie wezwałeś policji... Ona była zamożna?

— Chyba tak... Trzy czy cztery lata temu kupiła, jako lokatę kapitału, kamienicę przy Mont-Cenis, u samej góry Montmartre’u.

— W mieszkaniu były pieniądze?

— To możliwe... Nie mógłbym przysiąc... Wiem tylko, że nie miała zaufania do banków.

Wsiedli do jednego z małych czarnych samochodów, stojących na dziedzińcu; Janvier miał prowadzić.

— Chcesz mi wmówić, że żyjąc z nią, nie wiedziałeś, gdzie trzyma oszczędności?

— Tak było naprawdę...

Nie chciał mu rzucić w twarz: „Przestań błaznować!”.

Czyżby odczuwał litość?

— Ile pokoi ma to mieszkanie?

— Salonik, jadalnia, sypialnia z łazienką, mała kuchenka...

— Nie licząc garderoby…

— Nie licząc garderoby...

Lawirując między autami, Janvier próbował podczas tej krótkiej wymiany zdań zorientować się w sytuacji.

— Maigret, przysięgam ci...

I tak dobrze, że nie powiedział „Jules” — na szczęście w gimnazjum mieli zwyczaj mówienia do siebie po nazwisku!

Kiedy we trzech mijali stróżówkę, Maigret dostrzegł najpierw poruszenie się tiulowej firanki w szybie drzwi, a za nią samą konsjerżkę. Twarz miała równie dużą jak resztę ciała i przyglądała im się bez ruchu, jak portret lub posąg naturalnej wielkości.

Winda była ciasna i komisarz stał wręcz przytulony do Florentina, ze wzrokiem tuż przy oczach dawnego kolegi szkolnego, i to go krępowało. O czym myślał w tej chwili syn cukiernika z Moulins? Czy to strach ciągle wykrzywiał mu rysy, choć starał się przybrać naturalny wyraz twarzy, a nawet się uśmiechnąć?

Czy to on był mordercą Joséphine Papet? Co robił przez całą godzinę, nim się pojawił na Quai des Orfevres?

Minęli korytarz trzeciego piętra i Florentin najspokojniej w świecie wyciągnął z kieszeni pęk kluczy. Z wąskiego przedpokoju wchodziło się do saloniku i tu Maigret odniósł wrażenie, że cofnął się o pół wieku, a może nawet dalej.

Zasłony ze starego różowego jedwabiu udrapowane były jak za dawnych lat, podtrzymywane spięciami z grubego, plecionego jedwabiu. Na parkiecie leżał dywan o wyblakłych kolorach. Wszędzie plusze i jedwabie, a także serwetki, haftowane lub koronkowe nakrycia na fotelach imitujących styl Ludwika XVI.

Przy oknie stała obita welurem kanapa z mnóstwem poduszek, jeszcze zmiętych, jakby przed chwilą ktoś na nich siedział. Stolik na jednej nodze. Lampa z różowym abażurem na złoconej podstawie.

To był bez wątpienia ulubiony kącik Josée. W zasięgu ręki miała gramofon, czekoladki, ilustrowane magazyny i kilka sentymentalnych powieści. Telewizor stał na wprost, po przeciwnej stronie pokoju.

Tapety w drobne kwiatki zdobiło kilka płócien z krajobrazami odmalowanymi do najdrobniejszych detali.

Florentin, który śledził wzrok Maigreta, potwierdził:

— Tu najczęściej siadywała...

— A ty?

Antykwariusz wskazał stary skórzany fotel, niepasujący do reszty umeblowania: — To był prezent ode mnie...

Jadalnia była równie staroświecka, równie banalna, równie zatęchła. Tu tąkże wisiały ciężkie welurowe zasłony, a na parapetach obu okien stały doniczki z zielonymi roślinami.

Drzwi sypialni były uchylone. Florentin wzdrygnął się przed wejściem. Maigret poszedł przodem i ujrzał rozciągnięte na dywanie zwłoki, dwa metry od drzwi.

Jak się często zdarza, dziura w szyi kobiety sprawiała wrażenie nieproporcjonalne do kalibru pocisku. Krwawienie było obfite, ale mimo to na twarzy rysowało się tylko zdumienie.

Na pierwszy rzut oka była pulchną, niewysoką kobietką z tych oddanych gotowaniu na wolnym ogniu albo mających zamiłowanie do mieszania konfitur.

Maigret rozglądał się wokół siebie, jakby czegoś szukając.

— Broni nie widziałem — oświadczył jego szkolny kolega, odgadując myśli komisarza. — Chyba że upadła pod nią, ale nie wydaje mi się to prawdopodobne...

Telefon znajdował się w saloniku. Maigret postanowił jak najszybciej skończyć z niezbędnymi formalnościami.

— Janvier, zadzwoń do komisariatu dzielnicowego. Poproś komisarza, żeby przyszedł z lekarzem. A potem zawiadom prokuratora...

Moers ze swoją ekipą zjawi się lada chwila. Maigret chciał mieć kilka minut na spokojne rozejrzenie się w sytuacji. Wszedł do łazienki, gdzie wisiały różowe ręczniki. Całe mieszkanie było pełne różowości. Kiedy otworzył drzwi szafy ubraniowej czy garderoby, a właściwie czegoś w rodzaju korytarzyka prowadzącego donikąd, znalazł jeszcze więcej różowości: szlafroczek w kolorze cukierkowato różowym, letnią suknię w żywym odcieniu różowego. Także inne suknie w odcieniach pastelowych, pistacjowym, jasnobłękitnym.

— Twoich ubrań tu nie ma?

— To byłoby kłopotliwe — wyjąkał nieco zażenowany Florentin. — Wszyscy wierzyli, że mieszka sama...

Jasne! To też było staroświeckie: ci dojrzali mężczyźni, zachodzący raz czy dwa razy w tygodniu, łudzący się, że utrzymują metresę, i nic o sobie nawzajem nie wiedzący.

Czy tak naprawdę jeden o drugim nic nie wiedział?

Po powrocie do sypialni, Maigret otworzył szuflady, znalazł rachunki, bieliznę, szkatułkę z niezbyt kosztowną biżuterią.

Wybiła szósta.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: